STREETMAG 14

Page 1

admirable

Ładni ludzie ubierają się na czarno

ronnie fieg z inspiracją w miasto

jimbo phillips santa cruz lifestyle

meeka folk w mieście

etam cru

podbijają street artowy Świat

STREETMAG Light | MAGAZYN | nr 14 | issn: 2084-2945




04

STREETMAG Light 14

|

intro

5

Paris+ Hendzel

6

10

ronnie fieg

meeka

16

14

jimbo phillips

admirable

20

rains

22

etam cru Redaktor Naczelny Piotr Dziewulski | pd@streeters.pl PR / eventy Agnieszka Żygadło | az@streeters.pl Reklama reklama@streeters.pl Promocja promocja@streeters.pl Dystrybucja dystrybucja@streeters.pl

art director / Projekt makiety Paweł Brzeziński | pb@rytm.org Rytm.org

Współpracownicy Bartek Bajerski, JB, Jacek Baliński, Agata Ballaun, Aleksandra Barszczyk, KD, Jagoda Gawliczek, Alik Jankowski, Kasia Janocha, Tomek Leśniak, Konrad Łukasiak, ŁK, Łukasz Kubacki, Ola Miszewska, Mr.D, Tomek Nowacki, Jan Nowak, Łukasz Nowak, Jakub Piechowicz, Przemek Poddenek, PR, Rafał Skarżycki, Karol Skomorowski, Staś, Patrycja Toczyńska, Kuba Ziemba, Monika Żygadło Wydawca STREET PROMOTION streeters@streeters.pl

www.streeters.pl

Zostań fanem na Facebooku

okładka: jimbo phillips

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść zamieszczanych ogłoszeń i reklam. Materiałów niezamówionych (tekstów, zdjęć, dokumentów) redakcja nie zwraca. Zastrzegamy sobie prawo skracania i adiustacji tekstów.


streetwear

|

05

STREETMAG Light 14

Paris+Hendzel Handcrafted Goods

Miłość do projektowania, 5-panelówki, rodzinna tradycja i pełne natury otoczenie. Wymieszajcie te cztery składniki, a z tej mikstury powstanie Paris+Hendzel Handcrafted Goods. O genezie marki, podejściu do produktu i pasji do podróżowania – wszystko to w poniższym dialogu.

TEXT karol skomorowski + PHOTO materiały promocyjne

Na waszej oficjalnej stronie można przeczytać, że marka czerpie z rodzinnych tradycji. Możecie coś więcej o tym opowiedzieć? Co znaczy ten zwrot? Na wstępie, sformułowanie o czerpaniu z tradycji może kojarzyć się z tym, że przez pokolenia w naszej rodzinie wytwarzano nakrycia głowy. Tak nie było. Zacząłbym od tego, że nazwa firmy powstała z połączenia nazwisk rodowych rodziców założyciela, pieczętujących się tym samym szlacheckim herbem Prawdzic, użytym następnie jako godło firmy. Paris to rodowe nazwisko matki, a Hendzel ojca. Powiedziałbym, że raczej przywiązujemy wagę do atmosfery rodzinnej bliskości, wzajemnego wspierania się i czerpania z opinii bliskich. Skąd postanowienie, że głównym produktem będą czapki? Czy do 5-panelówek zamierzacie dodać np. snapbacki lub full capy? To był raczej impuls. Chęć stworzenia czegoś innego niż koszulki czy bluzy. Czegoś, czego nie ma tak naprawdę na polskim rynku jako firmy specjalizującej się w tej konkretnej dziedzinie. Paris+Hendzel Handcrafted Goods to realizacja pomysłów, które niejednokrotnie przewijały się w mojej głowie przez ostatnich kilkanaście lat. Pojawiła się właściwa okazja i zdecydowałem podjąć się tego wyzwania. Jest fajnie. Teraz na jesieni planujemy wprowadzić pierwsze modele snapbacków. Niebawem odpalimy też konfigurator czapek na naszej stronie internetowej. Nasi klienci będą mogli sami stworzyć niepowtarzalną pięciopanelówkę, dobierając kolory paneli, długość daszka, rodzaj zapięcia i naszywki. Czy zamierzacie poszerzyć asortyment o inne elementy garderoby? Na pewno tak, ale chyba jeszcze za wcześnie, żeby o tym mówić. Mamy różne pomysły i plany, ale w tym momencie skupiamy się na czapkach. To dopiero początek naszej działalności. Podobają mi się robione przez Was lookbooki. Dominuje tam motyw turystyczno-przyrodniczy. Skąd pomysł na to? My po prostu kochamy podróżować. Po to pracujemy. To nas inspiruje, tak uczymy się świata i poznajemy go. To w zasadzie nie pomysł tylko dążenie do takiego życia. Podróże nas napędzają. Nie jest ich jeszcze tak wiele, jak byśmy tego sobie życzyli, ale powoli idziemy w dobrym kierunku. Zawody, które sobie wybraliśmy, pozwalają nam na takie życie. Chcielibyśmy również, aby nasze

Dążymy do tego, by nasze czapki ucieleśniały pragnienia i fantazje klientów oraz towarzyszyły im w podróżach, w nowych wyzwaniach i przygodach www.parishendzel.com

produkty były uosobieniem pewnego stylu życia, a nie tylko dodatkiem do codziennej garderoby. Dążymy do tego ,by nasze czapki ucieleśniały pragnienia i fantazje klientów oraz towarzyszyły im w podróżach, w nowych wyzwaniach i przygodach. Tak z ciekawości zapytam. Czy to, że informacje o Was są głównie w języku angielskim, spowodowane jest tym, że celujecie do zagranicznych odbiorców? W zasadzie tak. Mamy nadzieję na globalny zasięg. Zaczynamy pojawiać się na zagranicznych portalach. Niebawem nasze produkty trafią do Azji oraz kilku miast Europy. Poza tym język angielski jest tak powszechny, że nasi polscy klienci raczej nie mają nam tego za złe. Jest to też dla nas szansa rozwoju. Oprócz brandu odzieżowego pod waszą banderą działa także studio graficzne. Co było najpierw? Czemu postanowiliście poszerzyć obszar działalności? Wszystko właśnie zaczęło się od naszego studia kreatywnego. To był pomysł na życie, który pozwolił zrealizować takie przedsięwzięcie jak marka odzieżowa. Dzięki doświadczeniom nabytym podczas pracy związanej z projektowaniem mogliśmy sami stworzyć patterny na materiały czy zaprojektować całą identyfikację wizualną marki. Studio pozwala nam też gromadzić środki na inwestowanie w czapki. Poza tym kochamy projektować. Wszystko dzieje się dość naturalnie, a te dwie dziedziny fantastycznie się uzupełniają.


06

STREETMAG Light 14

Ronnie Fieg

z inspiracją w miasto

W przeciągu tylko kilku lat historia Ronnie Fiega stała się historią o sukcesie i współczesnym footwearze. Twórca sklepów KITH i marki ubraniowej pod tą samą nazwą, jest mocno zakorzeniony w Nowym Jorku, jego kulturze i czerpie z niego najwięcej inspiracji. Współpracuje z marką Puma przy tworzeniu kolaboracji, na bazie jej najbardziej znanych i cenionych modeli.

TEXT jay smith + PHOTO sarah deburgh

Powiedz nam, jak zaczęła się Twoja przygoda z butami. Wygląda na to, że w tym biznesie jesteś obecny już od wielu lat. Moja przygoda zaczęła się, kiedy zacząłem pracować w sklepie z butami na Manhattanie jako magazynier w 1995 r. Z czasem nabierałem doświadczenia i piąłem się powoli w górę. Pracowałem dla sklepów obuwniczych przez prawie szesnaście lat. Zaczynałem w magazynie, a skończyłem jako osoba odpowiedzialna za dobór kolekcji i zakupy produktów do całej sieci. Po tym jednak chciałem zrobić coś swojego. Kith zawsze był moim pomysłem. Wpadłem na niego już bardzo dawno temu więc kiedy wreszcie nadarzyła się okazja, byłem w stanie go zrealizować. W 2011 r. otworzyłem jednocześnie dwa sklepy: Kith Brooklyn i Kith Soho. Jak wytłumaczysz swoją bezwarunkową miłość do butów? Kiedy dorastałem dzieciaki miały różne hobby. Niektóre kolekcjonowały karty koszykarskie, inne zbierały komiksy, a dla mnie były to buty. Było to coś, co mogłem założyć, używać i czerpać z tego radość. Jak dorastałem moja mama pracowała w branży modowej, więc to trochę też jej zasługa. Zawsze ubierała się bardzo szykownie – z resztą nadal tak jest. Była jak diva i miałem do niej bardzo wiele szacunku za to, co i jak robiła. Cały czas ma świetne

|

puma select


puma select

|

07

STREETMAG Light 14

oko do mody. Wiele cech i zainteresowań tym tematem przejąłem właśnie od niej. Wydaje mi się jednak, że moje hobby do sneakerów ciężko jest wytłumaczyć. Po prostu chciałem być inny niż wszyscy a sneakery dają świetną możliwość do takiego właśnie działania. Jesteś wielkim fanem obuwia, dawno temu zacząłeś kolekcjonować? Moja miłość do butów zaczęła się bardzo wcześnie. Nie pamiętam, miałem 9 albo 10 lat. Jednak zacząłem kolekcjonować jak miałem 14, więc już trochę to trwa. Zawsze kochałem buty, ale dopiero praca w sklepie „David Z” spowodowała, że przestałem być maniakiem modeli tylko sportowych. Zdobyłem tam dużą wiedzę na temat wszystkich rodzajów butów, co spowodowało, że stałem się fanem ogólnie obuwia nie tylko sneakerów. Twoja kolaboracja z Pumą okazała się wielkim sukcesem, powiedz nam więcej o waszej współpracy. Szczerze to nie jest żaden sekret. Dotychczas byłem w stanie pracować nad modelem w taki sposób, by maksymalnie zwiększyć jego potencjał. Kiedy zaczynam pracę nad kolaboracją, biorę but i zmieniam go tak, by jak najbardziej odzwierciedlał moje spojrzenie na jego

temat. Na przykład ostatnio współpracowałem z Pumą nad jednym z najbardziej rozpoznawalnych modeli z linii „Trinomic” – XT-2 dla sieci sklepów „Dover Street Market”. Zawsze staram się pracować w taki sposób, by klienci dostali coś, co w moim mniemaniu będzie najlepszym możliwym produktem. XT-2 jest klasą samą w sobie i jest dla mnie czymś naprawdę wyjątkowym.

Technologia disc pojawiła się w butach marki puma jeszcze w latach 90’. Dziś jest to element charakterystyczny, który wyznacza trendy w designie obuwia www.puma.com

Jak określiłbyś buty Puma? Wydaje mi się, że Puma przechodzi w tym momencie pewne zmiany. Wiele modeli z lat 80’ i 90’, które nie były przez ludzi dobrze „zrozumiane” wracają na sklepowe półki. Kiedy popatrzymy na historię marki, zobaczymy, że Puma ma wiele istotnych, z punktu widzenia rynku, modeli zwłaszcza w kolekcji „Trinomic”. Model XT-2 jest jednym z nich. Jest jeszcze oczywiście „Disc”, który został po raz pierwszy zaprezentowany w latach 90’ jako innowacyjny styl, który niestety nie przyjął się w modzie miejskiej. Wydaje mi się, że wtedy za bardzo wyprzedzał swoje czasy i ludzie nie byli na to jeszcze przygotowani. Postrzegam tę markę jako bardzo udaną markę sportową.

Puma Disc Blaze x Coat of Arms

Kiedy zaczynam pracę nad kolaboracją, biorę but i zmieniam go tak, by jak bardziej odzwierciedlał moje spojrzenie www.kithnyc.com

To, co osiągnęli w produktach active pozwala im na dobre połączenie sportowych technologii z całą sceną sneakerową. Urodziłeś się i wychowałeś w Nowym Jorku? Co według Ciebie powoduje, że to miasto jest takie wyjątkowe? Urodziłem się i wychowałem w Queens, NJ (śmiech). Co powoduje, że Nowy Jork jest niepowtarzalnym miejscem? To fakt, że w pewien sposób jest tu cały świat. Wyzwaniem jest żyć w mieście, w którym dzieje się aż tyle na raz. Na przykład, mój rynek jest bardzo trudny, bo jest wielu ludzi, którzy chcą dotrzeć do tej samej grupy odbiorców, oferując im taki sam albo bardzo podobny produkt. Wyjątkowość tego miasta polega na tym, że jest tu cała masa różnych ludzi. Bez względu na to, czy i jak chcesz być postrzegany w modzie, czy w streetwearze w Nowym Jorku masz możliwość, by być „innym.” Poza Nowym Jorkiem jakie, inne miasta, do których podróżujesz, inspirują Cię najbardziej? Nowy Jork będzie dla mnie zawsze największą inspiracją. Według mnie najpierw jest NJ potem długo, długo nic i dopiero potem wszystko inne. Nie chcę tu umniejszać żadnemu innemu miastu, bo kocham wszystkie miasta takie, jakimi są. Podróżuje cały czas i jest to sporą częścią moich inspiracji. Jednak nie ma drugiego takiego miejsca jak NJ. Myślę, że moja energiczna mentalność pochodzi od chęci bycia najlepszym. To miasto powoduje, że taki jestem. To miasto jest najlepsze. Co myślisz na temat losu? Nigdy nie wierzyłem w to słowo. Sam tworzysz możliwości i czerpiesz z nich co najlepsze. Wierze w energię i powiązania, ale nie wierze w los. Dorastając, nie miałem wszystkiego, czego tylko chciałem. Wielu ludzi myśli, że pochodzę z bogatej rodziny, co nie jest prawdą. Wychowałem się w jamajskiej części Queens i jeśli czegoś naprawdę

chciałem, musiałem na to naprawdę ciężko zapracować. Byłem jednak zawsze przygotowany na to, że kiedy nadarzy się okazja, to z niej skorzystam. Los nie powoduje, że jestem lepszy, sam na to pracuje i sam tworzę siebie lepszym. Porozmawiajmy o Internecie w połączeniu ze streetwearem. Czy Internet zmienił modę miejską? Internet pozwala szybko przekazywać informacje o tym, co się robi. Pozwala zwiększyć możliwości, jakie już się ma. Powiedz nam coś więcej o Twojej przygodzie z Pumą. Moja przygoda zaczęła się, kiedy miałem 11 lat. Stać mnie wtedy było, by kupić sobie parę czarnych Sued’ów z grubymi sznurowadłami. Od tego momentu marka ta była dla mnie zawsze bardzo ważna. Logo przywołuje wspomnienia z dzieciństwa, kiedy dopiero zaczynałem interesować się butami. Dzięki takim właśnie wspomnieniom, jestem tym bardziej szczęśliwy, że w dorosłym życiu nawiązałem z tą marką współprace na polu zawodowym. Jest to dla mnie niesamowite doświadczenie. Twoja pierwsza kolaboracja z Pumą pojawiła się w 2012 r. i od tego czasu współpracujecie przy wielu projektach. Jednym z nich był paryski pop-up store, w którym odbyła się premiera modelu Disc Blaze x Coat of Arms. Projekt Disc Blaze COA zajął nam niemal rok. Od projektu, przez sample (zrobiliśmy 8 sampli każdej kolorystyki) do wykonania. Zaprojektowaliśmy różne warianty, aż doszliśmy do tego, co było dostępne w sklepach. Ta kolaboracja pozwoliła stworzyć nierozerwalne skojarzenie technologii z marką Puma i wysoko ustawić poprzeczkę. Niesamowitym osiągnięciem było to, że udało nam się oprzeć ten projekt na bazie modelu Puma „Disc Blaze”. Na początku miały być to białe buty z koralowym i miętowym noskiem, jednak kiedy ustaliliśmy, że dobrze byłoby zrobić premierę podczas Paris Fashion Week, zmieniłem biały na czarny tak, by bardziej wpisywał się w porę roku. To właśnie doprowadziło do wspomnianego pop -up storu, który odbył się w tym roku w Paryżu. Było to jedno z moich dotychczasowych największych osiągnięć. Tak naprawdę nie wiedziałem, czego mogę się spodziewać po europejskim rynku. Tym bardziej byłem bardzo pozytywnie zaskoczony oddźwiękiem i pozytywnymi komentarzami. Praca z Pumą nad tym projektem była niesamowita, mam nadzieję, że jeszcze to powtórzymy. Co przygotowujesz na nadchodzący rok? Szykujemy specjalny projekt, który będzie miał premierę podczas „Black Friday” w listopadzie. Pokażemy wtedy model Puma BOG (Blaze Of Glory). Jestem bardzo podekscytowany, bo jest to również jeden z moich ulubionych modeli tej marki. Nie mogę się już doczekać, mam nadzieję, że reakcja ludzi będzie taka sama jak w Paryżu.


08

STREETMAG Light 14

hype5

jak też takich, którzy za priorytet stawiają sobie dobry ubiór.

miejskie forum

W branży odzieżowej istnieje wiele różnych podmiotów z nią związanych: marki ubraniowe, sklepy, gwiazdy, projektanci, media, blogerki. Obecnie coraz większą popularność zyskują jednak portale i fora internetowe dotyczące tej tematyki. Za granicą furorę robi Hypebeast, my z kolei mamy swój Hype5. Założyciele Hype5 to grupa „buntowników”, którzy postanowili odciąć się od SwaggerHypeClub. Można dostrzec, że dzieje się u was więcej niż na konkurencyjnych forach streetwearowych. Skąd pomysł, by odejść od SHC i działać na własną rękę? Rzekłabym nawet, że zostawiliśmy konkurencję daleko w tyle i mimo prawie zerowych wydatków z początku oraz żadnych zysków (pieniądze z reklam idą na utrzymanie serwera i domeny, produkcję wlepek itp.), jesteśmy w stanie zapewnić naszym użytkownikom więcej zabawy i wiedzy merytorycznej niż inne fora i strony o tej tematyce w Polsce. Pomysł na zbiorowe odejście wziął się ze zmian, które zachodziły na SHC. Z czasem oba fora się zacierały i większość osób postowała w obydwu miejscach, ale teraz możemy powiedzieć, że zakotwiczyli u nas – nie bez powodu! Prowadząc portal/forum oraz jego fanpage na Facebooku prawdopodobnie macie dostęp do statystyk. Na podstawie trzech kategorii: płeć, wiek oraz obszar zamieszkania – jak najlepiej można określić typowego usera Hype5?

Opierając się na danych z Facebooka statystyczny forumowicz to chłopak z Warszawy mający pomiędzy 18 a 24 lata. Sądzę, że i na samym forum statystyki wyglądałyby podobnie, aczkolwiek użytkowników mamy już tylu, że ciężko ich wszystkich wrzucić do jednego worka. Który z artykułów, postów, wpisów na portalu posiadał największą ilość wyświetleń? Ostatnio największą popularnością cieszą się wrzucane na portal recenzje produktów do czyszczenia butów dostarczone na potrzeby testów przez firmę multirenowacja.pl. Rekord wyświetleń natomiast posiada artykuł o petycji przeciwko metodom pracy Terry’ego Richardsona.

Dzięki obszernemu działowi z fitami macie wgląd na to, co teraz jest modne wśród osób interesujących się streetwearem. Jak oceniacie poziom mody miejskiej w naszym kraju? Czy z biegiem czasu da się zauważyć jakikolwiek progres, czy wręcz przeciwnie? Z jednej strony widać progres, z drugiej to może być złudne wrażenie odnoszone przez ciągle zmieniającą się modę. Za postęp można uznać zaprzestanie noszenia szerokich spodni i Dunków, ale kilka lat temu przecież to był szczyt lansu. Jaki jest poziom mody miejskiej? Coraz więcej osób zaczyna kupować ciuchy świadomie, nie tylko w sieciówkach, dbając o to by dobrze leżały i wyglądały, a to chyba nic złego. Zaciekawiła mnie inicjatywa bitwy /turnieju opartego na walkach pomiędzy stylizacjami użytkowników. Skąd pomysł na tzw. „fit battle”? Macie jakieś konkretne kryteria przy selekcji fitów? Na pomysł fit battle w zeszłym roku wpadł jeden z naszych userów – „msf”, który rzucił ideą stworzenia czegoś na wzór podobnych turniejów odbywających się na zagranicznym forum Hypebeast. Jedyne kryteria, jakich wymagamy to dobra jakość zdjęć, gest „piątki” i rzecz jasna to, żeby na zdjęciu był uczestnik turnieju.

|

streetwear

Na forum często oceniane są stylizacje gwiazd, zwłaszcza ze świata muzyki. Kto ze sławnych osobistości według was ubiera się najlepiej, a kto najgorzej? Co do gwiazd z zagranicy wszyscy chyba możemy się zgodzić, że na pierwszym miejscu jest Kanye West i potem długo, długo nikt. Baks stwierdził, że druga część pytania jest dość łatwa – większość polskich gwiazd to mocno przekombinowane opcje, są też rzecz jasna wyjątki jak W.E.N.A… I w tej kwestii pozostaje przytaknąć. Oprócz pełnych stylizacji userzy wrzucają także zdjęcia swoich butów. Czy jest jakaś szczególna marka oraz model, która cieszy się ogromnym zainteresowaniem? Jakie modele obuwia faworyzuje załoga Hype5? Od zawsze na forum największy odsetek wrzucanych butów stanowiło obuwie od Nike, w zeszłym roku widoczna była ofensywa marki Asics, teraz widać, że w modzie jest Adidas, który w ostatnim czasie wypuścił sporo udanych modeli, wliczając w to, chociażby popularny ZX Flux. Jeśli chodzi o załogę: Mosiex – Asics Gel Lyte III; Bialas – Nike Flyknit (mimo początkowego braku przekonania do nich); Baks – również Asics Gel Lyte III, Adidas ZX9000, Nike Icarus. Możemy spodziewać się niebawem nowości, bądź zmian ze strony Hype5? Miejmy nadzieję! Niestety doba bywa zbyt krótka i każdy z adminów pracuje (a dodatkowo jeszcze studiuje zaocznie), więc i czasu na forum nie ma zbyt wiele, ale staramy się słuchać sugestii forumowiczów i wprowadzać sukcesywnie ulepszenia i nowinki, zarówno na forum, jak i portal. Pomysłów mamy sporo, zostało je tylko odpowiednio wprowadzić.

TEXT karol skomorowski + PHOTO hype5.pl

Streetwear vs sneakers – te dwa tematy zawsze są rozgraniczane na stronach/forach streetwearowych. Który z nich cieszy się większym zainteresowaniem u Was? Posty w dziale „Galeria” w obu tematykach rozkładają się niemal równomiernie, w rozmowach ogólnych większą popularnością cieszą się sneakersy. Na forum mamy równie dużo osób, które mają zajawkę tylko na kicksy,

Cheap Monday By opowiedzieć historię marki Cheap Monday, musimy cofnąć się do listopada 2000r., kiedy to dwóch przyjaciół ze Szwecji Örjan Andersson i Adam Friberg otworzyło mały sklep z używaną odzieżą na przedmieściach Sztokholmu. Sklep nazywał się „Weekend” i był otwarty tylko w soboty i niedziele. Dzięki bardzo dobrej selekcji, sklep stał się bardzo popularny. Kiedy przyjaciele podjęli decyzję o współpracy z Lassem Karlssonem, otworzyli większy, działający już cały tydzień sklep, w centrum Sztokholmu pod nazwą „Weekday”. Była to doskonale wyważona mieszanka mody fashion, ekskluzywnych marek dżinsowych i znanej już wcześniej, odzieży używanej. Był to doskonały sklep dla młodych, modnych mieszkańców stolicy. Niektóre spodnie dżinsowe sprzedawane w sklepie były bardzo drogie i Örjan doszedł do wniosku, że potrzebują czegoś tańszego, ale nadal modnego. Tak powstały pierwsze spodnie spod znaku Cheap Monday. Sprane, bardzo mocno dopasowane, w szokująco niskiej cenie, okazały się ogromnym sukcesem. Pierwsze 800 par wyprzedanych zostało w ciągu kilku tygodni. W styczniu 2005 r., Cheap Monday zostało przekształcone w pełnoprawną markę, a dystrybucja zwiększona do wybranych sklepów w Szwecji, jak i za granicą. W 2008 r. marka połączyła siły z grupą kapitałową H&M, a w listopadzie 2009 r. otwarto pierwszy monobrandowy sklep w Kopenhadze. Dziś możemy znaleźć produkty tej marki w ponad 35 krajach, w około 1800 sklepach na całym świecie. Posiada kolekcje dla kobiet, mężczyzn, dzieci, a także, akcesoria, okulary, bieliznę i buty. Firma cały czas oferuje produkty z najwyższej półki, jak zawsze w bardzo dobrej cenie. www.cheapmonday.com


streetwear - stylizacja

|

STREETMAG Light 14

Spodnie carhartt 299 PLN | t-shirt HUF 129 pln | buty saucony grid 9000 399 pln | koszula vans 209 pln | czapka stussy 139 pln kurtka iriedaily 399 pln | słuchawki marshall 289 pln | nerka turbokolor 89,90 pln | plecak Herschel 319 pln zegarek Casio G-Shock GLX-5600-7er 449 pln | telefon kazam 899 pln

09


10

STREETMAG Light 14

|

streetwear

meeka folk w mieście

Meeka powstała z chęci połączenia tradycji z nowoczesnością i miłości do Polskiego folkloru. Ambicja, zapał i dobry pomysł przerodził się w pierwszą autorską kolekcję, którą twórczyni Dominika Bogucka nazywa Góraleczkami. Kolorowe, niesztampowe i wygodne. Folk w mieście z pomysłem.

TEXT mr.d + PHOTO materiały promocyjne

Już od kilku lat, na całym świecie, widać wyraźnie rosnące zainteresowanie wszelkimi tematami związanymi z etnicznymi wzorami i materiałami. Wiele firm, jak i projektantów bazuje na tym, tworząc elementy swoich kolekcji. Tendencja ta, doskonale wpisuje się w sezony nie tylko letnie i pozwala na odrobinę „szaleństwa” w przeciwieństwie do codziennej monotonii. Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem buty Meeka pomyślałem sobie, że jest to bardzo ciekawy element pasujący niemal do każdej, miejskiej stylizacji. „Góraleczki” zwalczają miejską szarość poprzez kolorowe motywy, czerpane z tradycyjnych strojów ludowych.

Jeszcze kilka lat temu folk kojarzony był z cepelią, a dziś pojawia się w modzie, designie i muzyce. Powinniśmy promować różnorodność naszych tradycji www.meeka.pl

Poza stałą ofertą znajdziemy jeszcze limitowane edycje, które odnoszą się do najdalszych zakątków świata jak np. „meksykanki”. Każda z pań znajdzie coś ciekawego dla siebie, coś co doskonale wpisze się w każdą szafę. Produkcja odbywa się w Polsce i w całości oparta jest o tradycyjne techniki i pracę rzemieślniczą. Dzięki temu buty posiadają bardzo wysoką jakość oraz zapewniają wygodę i niebywały komfort. Co w polskim folklorze jest wartościowe i czy tworzone przez Ciebie produkty mają być nietuzinkową formą promocji polskiego rzemiosła? Staram się łączyć tradycję z nowoczesnością. Buty tworzone przez mnie zdecydowanie mają być formą promocji polskiego folkloru, dlatego tak ważne jest to, że ich produkcja odbywa się w Polsce. Piękno i wyjątkowy charakter polskiego folkloru można odkrywać na mnóstwo sposobów, stroje ludowe wywołują ogromne wrażenie, ale przecież nie da się w nich chodzić na co dzień, w przeciwieństwie do współczesnych interpretacji „etno”.

jej brakuje, a co jest w niej ciekawe? Z jednej strony wszyscy chcą być do siebie podobni, a z drugiej chcą się wyróżniać. Nasze ulice przepełniają ubrania z sieciówek, a wielka szkoda, bo istnieje tak wiele innych możliwości. Polki są pięknymi, zadbanymi kobietami, coraz lepiej się prezentują, nie boją się eksperymentów, przez co są bardziej odważne w wyrażaniu siebie poprzez ubiór.

Skąd pochodzą materiały i jak przebiega proces produkcji? Materiał, którego używam do tworzenia „Góralczek”, to tkanina z motywem folkowym „tybet”, z której powstają tradycyjne góralskie stroje ludowe. W kolekcji 2014 wykorzystuje ponadto materiały inspirowane różnymi stronami świata. Jedno jest pewne, wyprodukowanie tenisówek w Polsce w dobie chińskiego zalewu rynku, nie należy do spraw

łatwych. Bardzo się cieszę, że udało mi się, znaleźć kogoś, kto u nas w kraju jest w stanie dla mnie produkować takie buty. Bo gdzie indziej powinny powstawać buty promujące polską tradycję? Już jakiś czas temu, popularny duet Donatan i Cleo, również korzystał z dobroci folkloru. Czy to jest chwilowa moda, czy powoli rosnący trend? Moda na folk trwa już od kilku lat.

System wartości i nastawienie do tradycji uległo zmianie, treści ludowe przenikają do miast. Jeszcze kilka lat temu folk kojarzony był z cepelią, a dziś pojawia się w modzie, designie i muzyce. Powinniśmy promować różnorodność naszych tradycji regionalnych i utrwalać współczesne podejście do tego stylu. Jak powinna wyglądać Twoim zdaniem polska ulica? Czego

Jakie plany Meeka ma na nadchodzące sezony? Planów jest wiele, mam nadzieje, że przynajmniej połowę z nich uda mi się urzeczywistnić. Jednak głównym jest na pewno dalsze zgłębianie folkloru i odkrywanie kolejnych współczesnych interpretacji stylu „etno”.


Produkt

|

11

STREETMAG Light 14

VANS MOUNTAIN EDITION VANS na nadchodzącą jesień i zimę przygotował coś wyjątkowego. Kolekcja VANS MOUNTAIN EDITION to kultowe modele: Era i SK8-Hi. Unikatowa waflowa podeszwa została wzmocniona, wykonana z materiałów bardziej wytrzymałych, a jednocześnie zwiększających przyczepność do mokrego bądź oblodzonego podłoża. Wnętrze butów wyściełane zostało materiałami, które gwarantują utrzymanie ciepła i co najważniejsze są nieprzemakalne. Nawet w czasie, deszczu czy śniegu twoje stopy pozostaną suche! Warto podkreślić, że za design tych modeli odpowiada Jamie Lynn — legenda snowboardu i team rider Vans’a. Kolekcja Mountain Edition będzie dostępna we wszystkich polskich sklepach Vans. www.vans.pl

the house of vans Od samego początku istnienia marka Vans jest wierna swoim korzeniom. Nie sugeruje się modą tymczasową, tylko kreuje i wspiera swoje podstawowe pasje. Muzyka, sztuka, skateboarding, BMX i kultura miejska to zagadnienia, które definiują firmę od 1966 roku. Miejscem, które ucieleśnia wszystkie te pasje jest niedawno powstała europejska siedziba The House of Vans w Londynie. Znajdziemy tam m.in. galerię, skatepark, kino czy salę koncertową. Jest to miejsce, w którym odwiedzający mogą poznać wizję miejskiego stylu życia i zrozumieć ideę, jaka stoi za hasłem „Off The Wall”. Pomogą w tym koncerty zaproszonych gwiazd muzyki z całego świata, wystawy najlepszych fotografów czy wszelkiego rodzaju warsztaty artystyczne. The House of Vans jest nie tylko europejską wizytówką marki, ale dzięki wszelkim wydarzeniom, jakie mają tam miejsce, prezentują całe dziedzictwo, które ją definiuje. www.houseofvanslondon.com




06

STREETMAG Light 14

|

streetwear

admirable

„ładni ludzie ubierają się na czarno” Już na pierwszy rzut oka można zauważyć, że Admirable zna najnowsze trendy i potrafi wdrożyć je na polski grunt. Z twórcą marki, Maćkiem, rozmawiam o tym, jak funkcjonuje jego brand wewnątrz oraz w odniesieniu do środowiska streetwearowego.

TEXT karol skomorowski + PHOTO admirable

Jak mi wiadomo, działałeś już trochę w branży streetwearowej przy różnych innych okazjach i przedsięwzięciach. Skąd pomysł, by rozpocząć kolejny projekt, jakim jest Admirable? Tak po prostu. Zacząłem ten projekt, żeby robić coś swojego, by być panem swojego losu. Tak sobie coś tam grzebałem bez większego celu (śmiech). Pierwotnie nie miało to wyglądać, tak jak jest teraz. Myślałem, że dojdę do tego levelu dopiero za 10 lat. Jednak zaczęło się kręcić i to dość nieźle. Internet jest nieprzewidywalny.

Gdy pierwszy raz zobaczyłem Twoją markę od razu nasunęły mi się skojarzenia z rodzimym The Hive. Z tego, co widzę macie na swoim koncie współpracę z nimi. Jak do niej doszło? Z Mateuszem znam się jakiś czas. Dobry ziomek, poza tym to on mi szyje większość ciuchów, bo ma swoją szwalnie. Pewnie, gdyby nie on, nigdy bym nie zaczął robić swoich rzeczy. Zobaczyłem, jak to działa i uświadomiłem sobie, że to wcale nie jest jakieś bardzo trudne. Jak wspomniałem, pierwsze rzeczy wyprodukował również on. I tak się kręci do dzisiaj. Niedawno stworzyliśmy wspólnie mini kolekcję i ogólnie układa się między nami. W przyszłości chciałbym zrobić kolaborację też z innymi brandami. Zobaczymy, jak to wyjdzie, bo powoli zaczyna brakować czasu na wiele rzeczy.

Większość Twoich rzeczy pojawia się w kolorystyce czarno-białej. Skąd ten pomysł? Można spodziewać się większej ilości kolorowych rzeczy czy promujecie styl „all black everything”? Taka moda, ludzie tego chcą. Poza tym „ładni ludzie ubierają się na czarno” (śmiech). Dlatego malutkimi kroczkami wdrażam taki styl, zresztą nie tylko ja. Poza tym uwielbiam czerń, wtedy musisz mocniej skupić się na formie. Aczkolwiek jeszcze nie doszedłem do tego etapu, żeby robić czyste rzeczy bez grafik, o dziwnych krojach. Na pewno w najnowszych kolekcjach pojawią się inne kolory.

Jakie Admirable ma plany na przyszłość? Coś konkretnego w najbliższym czasie się szykuje? Ciężko mi to określić to tak po prostu. Na pewno kolekcje będą bardziej rozbudowane z sezonu na sezon. Chciałbym też uderzyć z dystrybucją na inne kraje. Do tego potrzebuję więcej sztuk z modelu, bo większość raczej sprzedaje się na pniu i nigdy nie mam co zaoferować sklepom. Dlatego na razie wszystko za granicę wysyłam sam, nawet dość sporo, bo 1/3 zamówień jest spoza Polski, więc nieźle jak na tak mały brand. Poza tym chciałbym pozdrowić mamę. Cześć!

Staram się unikać pewnych popularnych określeń, więc powiem tak — patrząc po Twoich produktach, można zauważyć, że dość mocno uskuteczniasz najświeższe trendy. Takie było założenie marki czy po prostu czysty zbieg okoliczności? Marka jest na razie zbyt młoda, żeby mieć jakieś założenia. Zbiegiem okoliczności też tego nazwać nie można. Intensywnie śledzę to, co się dzieje na świecie – głównie dlatego, że jestem uzależniony od Tumblra – i tak, staram się, by pojawiały się u mnie te najnowsze trendy. Dużo osób tego nie rozumie, wręcz hejtuje za to. Cóż, nie można robić rzeczy dla wszystkich. Tym bardziej dla osób, które modą się nie interesują lub interesują się nią tylko pobieżnie, bądź też w swym stylu raczej są mocno konserwatywni. Dominują u Ciebie głównie takie produkty jak crewnecki, koszulki oraz snapbacki. Zamierzasz poszerzyć asortyment czy raczej wolisz specjalizować się w wybranych elementach garderoby? Wiadomo, że poszerzyć. Mam nadzieję, że uda mi się stworzyć całą garderobę w niedługim czasie. Wraz z akcesoriami, które są mocno

zaniedbane, jeśli chodzi o streetwear u chłopaków. U większości z nich przeważnie jest to tylko nerka lub czapka, czasem zegarek, jak mama da (śmiech). Nie o takie rzeczy mi chodzi, bardziej o biżuterię, naszyjniki, może okulary i inne gadżety. Coś, co doda Ci szyku, elegancji i stylu oraz wyróżni Cię z tłumu reszty szaraków. Jednak nie jest to łatwy kąsek. Akcesoria wymagają dwa razy więcej załatwiania. Często nie da się zrobić jednej rzeczy tylko w jednym miejscu. Trzeba zjeździć różne okolice w zbieraniu podzespołów. Zupełnie inaczej niż z ciuchami. Z pewnością również chciałbym zacząć robić spodnie i kurtki, ale do tego trzeba wiedzy i czasu. Wszystko powolutku, damy radę.

Czapka SEAS Predator Snapback. Cena: 120 PLN

Cóż, nie można robić rzeczy dla wszystkich. Tym bardziej dla osób, które modą się nie interesują lub interesują się nią tylko pobieżnie... www.admirable.co


lifestyle

|

15

STREETMAG Light 14

Bram Berthelsen Speakeasy - bar owiany tajemnicą

Nasze spotkanie z Bramem D. Berthelsenem, urodzonym i wychowanym w Danii managerem baru i przedsiębiorcą, rozpoczęło się od wizyty w nowym barze, który otworzył wraz z dwoma wspólnikami z warszawy. Uśmiechnięty i z pozytywnym nastawieniem, najpierw pokazał nam lokal karowa 31, będący częścią Warsaw Bar Project, by potem kontynuować rozmowę na słonecznym dachu jednego z warszawskich penthouse’ów. Twoja historia jest pełna niespodzianek i zwrotów akcji, co popchnęło Cię, żeby zostać wykwalifikowanym barmanem i przedsiębiorcą? Kiedy miałem 15 lat zrozumiałem, że to, co jest w życiu najważniejsze, to pasja i że jeżeli będę za nią podążał, to cała reszta sama się ułoży. Człowiek w pracy spędza pewnie ponad połowę swojego życia, pomyślałem, że warto byłoby zająć się czymś, co sprawia mi przyjemność i co mnie interesuje.

W czasach prohibicji w Stanach Zjednoczonych istniały ukryte bary, do których wchodziło się przez np. pralnię ul.Karowa 31 | Warszawa

Czyli w wieku 15 lat już wiedziałeś, że zarządzanie barem to jest to? To nie było takie proste (śmiech). Moje cztery pasje to muzyka, trunki, jedzenie i ludzie, więc zdecydowałem, że chcę otworzyć coś więcej niż bar/restaurację. Chciałem stworzyć miejsce, które jednoczyłoby te cztery aspekty. Odkąd skończyłem 7 lat gram na różnych instrumentach. Chcąc zdobyć wykształcenie w tej dziedzinie, zacząłem uczęszczać do szkoły produkcji muzycznej, gdzie nauczyłem się fachu technika dźwięku. Później chciałem lepiej zaznajomić się z gastronomią, więc poszedłem do duńskiej szkoły hotelarsko-restauracyjnej. Prosto stamtąd zacząłem pracować w bardzo znanej restauracji Cafe Victor. Przekonałem się jednak, że gotowanie to bardziej hobby niż pasja, a nie dziedzina, którą chciałbym zajmować się zawodowo.

wolnym od pijanych rozrabiaków, którzy wchodzą z ulicy. Wolimy, żeby było to miejsce, któremu dłużej może zająć zaistnienie na rynku, ale którego klientela będzie się składać z ludzi chcących tu wracać i dobrze się bawić. Czy mógłbyś wyjaśnić nam koncept „tajnego” baru? W czasach prohibicji w Stanach Zjednoczonych istniały ukryte bary, do których wchodziło się przez np. pralnię, w której tajemne przejście prowadziło do innego pomieszczenia, które było barem. To również okres, kiedy powstało dużo klasycznych koktajli. Oczywiście wszystko to jest teraz legalne i jest to zabawny sposób na stworzenie mniej komercyjnego miejsca. Wracając do kultury picia koktajli, czy staje się ona bardziej powszechna w Polsce? W stosunku do popularnego picia rozwodnionego piwa? To nie takie proste, ponieważ Polacy mają swoją kulturę picia, która jest dość prosta. Działa na zasadzie od A do B – mam ochotę się upić, to się upijam. To jest rock’n’roll-owe podejście! Pamiętam, jak się tu przeniosłem i gdziekolwiek szedłem wieczorem, wódka lała się strumieniami. Natomiast, jak byłem tu po raz pierwszy, widziałem również ludzi ustawiających się w kolejkę, by zamówić koktajle, dlatego uważam, że część osób jest gotowa na zmiany. Nie mówię oczywiście o zastępowaniu wódki, bo to narodowy trunek, więc w naszym barze, który jest rum barem, również serwujemy wódkę.

Jaki wpływ miało to doświadczenie na Twój początkowy pomysł, żeby połączyć cztery pasje w jednym miejscu? Dalej chciałem do niego dążyć. Jednemu z moich znajomych bardzo spodobał się ten pomysł i postanowiliśmy spróbować, zrealizować go razem. Miałem już pojęcie o jedzeniu i muzyce, to czego mi brakowało, to doświadczenie w pracy za barem i w jego zarządzaniu. Znajomi polecali, żebym pojechał albo do Nowego Jorku, albo do Londynu. Podjęcie decyzji o przeprowadzce do Londynu, jak i znalezienie tam pracy w klubie London Cocktail Club, nie zajęły mi dużo czasu. Praca tam jest dużo bardziej intensywna. To, co w Danii przerabiasz w tydzień, w Londynie robisz w jeden dzień. Jak to się stało, że z Londynu przeprowadziłeś się do Warszawy? Nie było to takie oczywiste. W Londynie polecono mi, żebym zwrócił się do Andyego Milla, ówczesnego managera i zarządcy jednego z barów. Kiedy przebrnąłem przez dzień próbny i zacząłem pracę u niego, szybko wspiąłem się do roli managera baru LCC. Potem, razem z Millem rozmawialiśmy o chęci otwarcia miejsca w Londynie. Działo się to w tym samym czasie, w którym zadzwonił do mnie Staś, mój przyjaciel i obecny wspólnik, z pytaniem, czy byłbym chętny, żeby otworzyć bar w Warszawie. Muszę przyznać, że podszedłem do tego pomysłu dość sceptycznie, ale zdecydowałem się przyjechać do Warszawy i zobaczyć jak tu wygląda sytuacja w branży. Kiedy przyjechałem, moi obecni wspólnicy zrobili ze mną tour po większości warszawskich barów, żebym mógł ocenić tutejszy rynek. I jak wrażenia? Dostrzegłem ogromną szansę, żeby wprowadzić tu nowy koncept. Zauważyłem,

że w Warszawie jest dużo estetycznych i eleganckich barów, w których często można dostać dobre drinki. Zdarza się, że są to miejsca z niepotrzebnie nadentą atmosferą, a klientom każe się czekać wręcz w przenośni czasami błagać o pozostawienie swoich ciężko zarobionych pieniędzy. Tak być nie powinno i nie musi tak być. W barze musi być przyjemnie, a goście powinni być traktowani tak, jak byśmy ich przyjmowali we własnym domu. W Londynie, jeśli chodzi o koktailbary istnieje taka konkurencja, że w momencie, gdy gość się czuje źle, czeka za długo albo drinki są za drogie idzie przecznicę dalej. Dzięki moim wspólnikom miałem okazję przenieść standardy londyńskie do Warszawy. Dostrzegłeś lukę i szansę na propagowanie konceptu szybkich koktajli i drinków? Jesteśmy barem „speed-pour”, nalewamy na oko i szkolimy ludzi w nalewaniu dokładnych proporcji naraz z czterech butelek. To i parę innych prostych systemów

pozwala nam dbać o kilku klientów jednocześnie, co w efekcie przekłada się na jakość ich czasu spędzonego u nas. Im krócej czekają na drinki, tym lepiej się bawią, a im lepiej się bawią, tym my jesteśmy bardziej zadowoleni. Pracujemy jeszcze szybciej, takie wesołe błędne koło. Uczymy naszych barmanów bawienia się razem z gośćmi i traktowania ich jak przyjaciół, a nie obcych ludzi, którzy powodują, że nie możemy iść wcześnie spać. Czy udało Wam się wprowadzić tę zasadę do Waszego baru w Warszawie? Poniekąd tak, aczkolwiek nigdy nie jesteśmy do końca zadowoleni. Nasz zespół robi postępy, ale mamy nadzieję, że z czasem warszawskie standardy dościgną londyńskie nie tylko u nas. Uczymy naszą ekipę robienia 10 – 15 drinków naraz, zbierania i wykonywania wielu zamówień zamiast po jednym. Jeśli chodzi o piwo i proste drinki, są to takie napoje, na które w ogóle nie powinno się czekać, ponieważ

Czy to oznacza, że odrzuciłeś propozycję otwarcia baru w Londynie? Zgadza się, po prostu próba wprowadzenia czegoś nowego do Polski wydała mi się bardziej fascynująca od pracy w Anglii. Świetnie dogaduję się z moimi wspólnikami i wszyscy jesteśmy pasjonatami tego, co robimy. Zdałem sobie sprawę, że zarówno tutejszy rynek, jak i ludzie są otwarci na nowości, dlatego wolałem zostać tutaj. W międzyczasie otrzymałem również propozycję od starego znajomego, który chciał, żebym otworzył z nim bar w Rio, w Brazylii. Jemu również odmówiłem.

Czy będzie można się u Was też czegoś ciekawego nauczyć? Oczywiście, robimy coś, co nazywamy Master Class’ami, by pokazać klientom to, co dzieje się za kulisami naszego baru. Warsztaty dostosowujemy do potrzeb grupy, ale zwykle najpierw przedstawiamy interesujące fakty i trochę historii związanej z trunkami oraz przemysłem alkoholowym, a następnie przechodzimy do praktyki. Warsztaty zawsze dostosowywujemy do potrzeb klientów, ponieważ każda grupa jest inna. Master Class’y prowadzone są jak na razie w języku angielskim, ale kiedy nasi barmani będą gotowi, będziemy je organizować również po polsku. To naprawdę doskonała zabawa!

Czemu wchodzi się do Waszego baru przez wypożyczalnię VHS? Nie jestem pewien, jak wpadliśmy na pomysł z wypożyczalnią... Natomiast zawsze chcieliśmy, żeby nasz bar był tzw. tajnym (speakeasy) barem, czyli miejscem owianym tajemnicą i jednocześnie

Czy chciałbyś coś jeszcze dodać? Miejsce, które stworzyliśmy ze Stasiem i Jankiem, to pierwsza część większego projektu, który nosi nazwę Warsaw Bar Project. Jest to długoterminowy plan, który wspólnie realizujemy, i w który wkładamy czas i wysiłek.

otwarcie butelki piwa, czy nalanie wina nie zajmuje dużo czasu.



art

|

17

STREETMAG Light 14

jimbo philLips santa cruz lifestyle

Mocna kreska, odważne kolory i szokujące kompozycje, to elementy charakterystyczne dla Kalifornijskiego stylu rodziny Phillipsów. Związani z deskorolką od samego początku, tworzyli i nadal tworzą grafiki dla tej branży. Ojciec i syn, którzy podbili serca swoich fanów nietuzinkowymi projektami pełnymi abstrakcji i punkowo-surferskiego klimatu.

TEXT MR.d + PHOTO Jimbo Phillips Graphix

Faktem jest to, że deskorolka narodziła się w USA i wszyscy o tym wiemy. To, że najpopularniejszymi opowieściami o jej początkach są opowieści o chłopakach z ekipy „Z-Boys” i „Dog Town” w Santa Monica również. Jednak niewiele osób pamięta o tym, że w początkach skateboardingu bardzo ważnym elementem była też sztuka. Pojawia się ona na spodach desek, czy na plakatach zawodów. Pomagała w promocji deskorolki jako sportu, ale również pokazywała, o co tak naprawdę chodzi w „surfowaniu” po ulicach. Bez niej nie powstałaby cała kultura, z którą ludzie do dziś tak mocno się identyfikują. Jedną z osób, o których trzeba pamiętać, jest legendarny już Jim Phillips. Znany ze stworzenia logo oraz wielu grafik na deskorolki dla firmy Santa Cruz Skateboards. Artysta stworzył swój niepowtarzalny styl, który jest wizytówką rodziny Phillipsów. Po dziś dzień styl ten jest postrzegany jako ikona światowej sztuki deskorolkowej. Syn Jima, Jimbo Phillips kontynuuje rodzinną tradycję, tworzy grafiki i ilustracje na deski, kaski i ubrania. W młodym wieku zaczął pracować dla ojca robiąc ilustracje dla branży deskorolkowej, tworząc oszałamiające grafiki, wzory na T-shirty, naklejki, czy reklamy do czasopism o deskorolce. Na początku lat 90 rozpoczął własną działalność graficzną, pozostając jednak w klimatach deskorolkowych. Tworzy swoje ilustracje dla wielu znanych marek, takich jak: Toyota, Nike, Snickers czy Volcom. Kontynuujesz styl artystyczny Twojego taty. Jest to część „dziedzictwa”? Tak, dokładnie. Urodziłem się i wychowałem w domu, w którym sztuka otaczała mnie z każdej możliwej strony. Mój tata cały czas coś rysował, co spowodowało, że i mi się to udzielało. Nie miałem żadnego rodzeństwa, co również wpłynęło na to, że rysowałem niemal non stop, bo miałem na to dużo czasu. Mój tata pokazywał mi różne techniki i uczył rysunku. Kiedy byłem już pełnoletni, zatrudnił mnie w swoim studiu projektowym, w którym zacząłem rysować grafiki na deskorolki i inne produkty związane z kulturą skate. Kiedy zacząłeś pracować ze swoim tatą, zacząłeś tworzyć grafiki nawiązujące do jego stylu i techniki. Jak to wpłynęło na Twoją twórczość i to, kim jesteś teraz? Pokazał mi wiele różnych ścieżek i wytłumaczył wiele różnych technik, tak bym osiągnął, jak najwyższy poziom. Jak to wpłynęło na moją twórczość? Nadal używam kilku sztuczek, których nauczyłem się w młodości…

Co jest dla Ciebie ważne w Twojej pracy i co Cię inspiruje? Lubię, kiedy moje prace przyciągają uwagę. Są bardzo intensywne i chropowate, ale nadal zabawne i humorystyczne. Z daleka wyglądają dość prosto, ale jak się zbliżysz i przyjrzysz, to zobaczysz wiele pomniejszych elementów, na których będziesz mógł zawiesić oko. Mają wiele płaszczyzn, gdzie każda z nich jest swojego rodzaju osobnym obrazkiem. Nadal jeździsz na deskorolce i projektujesz związane z nią grafiki i produkty. Czy jest to spełnienie Twoich marzeń? Uwielbiam deskorolkę. Jest to mój ulubiony sport, a wszystkie związane z nią rzeczy czy tematy bardzo mnie inspirują. W kulturze skateboardigu nie ma tak naprawdę granic, można robić wszystko tak, jak się chce. Nie ma wielu innych dziedzin sportu i kultury, która miałaby równie „ostre” klimaty a sztuka z nimi związana miała taki pazur. Mieszkasz w mieście, które jest postrzegane jako stolica sportów ekstremalnych. Jaki wpływ ma na Ciebie Santa Cruz? Santa Cruz, to piękne miasto i doskonałe miejsce do życia. Sceneria i styl

mieszkańców jest bardzo inspirujący, ale koszty utrzymania tutaj są niesamowicie duże i ciężko żyć tylko z artystycznej pracy. Jednak dzięki wielu ludziom i moim fanom na całym świecie, mogę się tym nie martwić, pracować dalej i żyć z tego, co robię najlepiej. Zaprojektowałeś grafikę dla polskiej marki ubraniowej RUSH DNM. Jak ona powstała? Rush lubi mój styl i grafiki, które robiłem do tej pory. Klasyczna kreska, czaszki, mózg, szlam i zęby. Chciałem stworzyć coś, co byłoby połączeniem tych wszystkich elementów tak, by powstała silna i efektowna grafika. Myślę, że mi się udało. Tworzysz grafiki też dla innych marek jak Santa Cruz Skateboard czy Bell… Co jest najważniejsze w tworzeniu dobrych projektów? Wolność twórcza jest najważniejsza, by powstał produkt z najwyższej półki. Lubię, kiedy ludzie mówią „rób swoje”, to bardzo pomaga w tworzeniu dobrych prac. Kiedy mam narzucony jakiś temat pracuje się zgoła inaczej. Gdybyś nie był artystą, co byś w życiu robił? Hobbistycznie gram na perkusji, może to byłaby moja droga? Lubię też jeść, więc może zostałbym kucharzem…

Czy Twój syn poszedł w ślady dziadka i taty? Tak, do tej pory pokazał już, że ma niesamowity potencjał. Ma za sobą już kilka komercyjnych zleceń. Staram się mu pomóc tak, by był, jak najbardziej produktywny, ale nadal czerpał z tego radość. Jakie masz plany na nadchodzące lata? Rozkręcam się cały czas. Produkuję naklejki, limitowane wydruki ilustracji czy koszulki, które można kupić na mojej stronie jimbophillips.com. Staram się też dokładniej dobierać zlecenia, jakie robię. Chcę robić coraz więcej dużych i dobrych artystycznie rzeczy, może też więcej wystaw i kolekcjonerskich zabawek. Wiele będzie się działo, więc warto obserwować mnie w sieci, jeśli chcesz być na bieżąco, bo dużo by opowiadać. Dzięki wielkie.

Lubię, kiedy moje prace przyciągają uwagę. Są bardzo intensywne i chropowate, ale nadal zabawne i humorystyczne www.jimbophillips.com


18

STREETMAG Light 14

|

design | produkty

Converse CONS Weapon Converse CONS Weapon powracają. Nowa odsłona sneakers’ów charakteryzuje się nie tylko nowoczesnym, miejskim wyglądem, ale przede wszystkim większym komfortem użytkowania. Swoiste cechy pierwowzoru w połączeniu z nowymi, ciekawymi detalami podbiją sezon jesienno-zimowy. Nowe CONS Weapon dobrze wpisują się w obecną modę. Smuklejsze od pierwowzoru, lepiej komponują się ze sportowo-miejskimi stylizacjami. Mają delikatniejszą podeszwę i są lżejsze. Dodane zostały specjalne perforacje, piankowa wkładka oraz nowa wyściółka wewnątrz buta gwarantująca lepszy komfort noszenia. Na nowo też została opracowana konstrukcja języka. Prawdziwi znawcy sneakersów mogą zauważyć bardziej wyrazisty branding na nowych CONS Weapon. To nawiązanie do lat 80-tych, kiedy chętnie podkreślano logo marki. W kolekcji jesień-zima 2014 model Converse CONS Weapon dostępny jest w trzech opcjach kolorystycznych: czarno-białej, czerwono-niebieskiej oraz biało-niebieskiej. Nowe Wepony mają wysoką cholewkę i są wykonane z bardzo dobrej jakościowo skóry. Cena: 449 PLN. www.converse.pl

STICKY ICKY

DECK to szósty projekt kolektywu Goverdose, w którym wzięło udział 42 grafików. Tym razem, poza zbiorem ilustracji w internecie, powstał trwały, fizyczny ślad, w postaci mikro-albumu w formie talii kart. Początkowo druk miał być dostępny tylko dla członków kolektywu, jednak po namyśle organizatorów, zorganizowano przedsprzedaż dla wszystkich chętnych. Planowany jest wydruk maksymalnie 300 sztuk, limitowanego i numerowanego nakładu.

Czym jest Sticky Icky? Projekt ten, to planowane 10 albumów, w których zostaną zaprezentowane prace ok. 500 artystów z różnych środowisk. Jest to swego rodzaju platforma mająca na celu wypromowanie artystów-grafików w formie naklejek. – Zdecydowałem się na naklejki, ponieważ ta forma, już od czasów dzieciństwa, jest mi bliska. Na tyle mała, że można ją wkleić wszędzie i urozmaica nasze otoczenie, pojawia się w najmniej spodziewanych miejscach i upiększa nieciekawe elementy mieszkania lub miasta – mówi autor projektu. Wróćmy jeszcze do nazwy i jej genezy. – Sticky Icky jest chwytliwe i ładnie brzmi, ale „sticky” znaczy również „lepkie”, czyli takie, jakie są naklejki. Nie oszukujmy się, odwołanie do gandzi jest świadome. W albumie jest parę naklejek, które nawiązują do palenia, a na końcu jest zsypa do kręcenia. Przeszkadza mi fakt, że ta substancja jest nielegalna w Polsce i lekko wtrącając ją w działania wydawniczo-kulturalne, mam nadzieję oswoić trochę z nią społeczeństwo – dodaje. Kim są twórcy, których dzieła pojawiają się jako naklejki? Są to: graficy, ilustratorzy, rysownicy, filmowcy, fotografowie, specjaliści od mediów i wiele innych kreatywnych umysłów. Wśród nich znajdują się m.in. następujące nazwiska i pseudonimy: Konrad Błaszczyk, Justyna Radziej, Szymon Jasion, Przemek Hoffer, Paweł Kozakowski, Muki Muki Mu, K4J, Novik, Paula Hubiszta, Asia Piątkiewicz, Jacek Sęk itd.

www.goverdose.com

tekst: Karol Skomorowski | www.sticky-icky.eu

deck - talia kart


produkty |

STREETMAG Light 14

19

Tailors Inc. Tailors INC, to marka założona przez trójkę młodych osób, napędzanych pasją i zamiłowaniem do dobrych jakościowo rzeczy. Chcą tworzyć unikalne akcesoria (pokrowce, torby i plecaki) oraz ubrania, które faktycznie będą wybijać się z zalewu nijakości. Unikatowy design, polska produkcja i limitowane nakłady są ich wyznacznikami. Bardzo ciekawe wzory i doskonała jakość wykonania, to cechy charakterystyczne, które przypadną wam do gustu. Ceny od 89 PLN za pokrowce na tablet, do 109 PLN za pokrowce na laptopa. www.tailorsinc.pl

Rookie Sunglasses Rookie to, polska marka okularów przeciwsłonecznych typu unisex. Klasyczne oprawki w różnych zestawieniach kolorystycznych dopełniają odblaskowe szkła Revo. Zainspirowane elementami mody współczesnej oraz kulturą sportów miejskich i ekstremalnych, okulary Rookie występują w dwóch liniach: Hero i Sunday. Stworzone z myślą o tych, którzy na co dzień, ze stylem, inspirują się otaczającym ich światem i czerpią radość z życia. Model Hero łączy w sobie ekstrawagancję odblasku szkła z prostotą ponadczasowych, matowych ramek. Minimalistyczny, sportowy kształt modelu Hero jest dedykowany aktywnym osobom, które realizują pasje i przesuwają granice swoich możliwości. Model Sunday został zainspirowany miejskim stylem życia. Stworzony z myślą o tych, którzy lubią bawić się modą i swobodnie dobierają dodatki w swoich codziennych stylizacjach. Wszystkie modele okularów Rookie posiadają filtr przeciwsłoneczny UV400. www.therookie.pl

EASTPAK Eastpak „1952”, to seria plecaków i toreb stworzonych w nawiązaniu do pierwszej wyprodukowanej partii produktów dla amerykańskiej armii w 1952r. Torby i plecaki wyprodukowane niemal 62 lata później, wiernie odwzorowują te z pierwotnej kolekcji. Wykonane z bardzo wytrzymałych materiałów, posiadają stylistykę wojskową, jednak w swoim wnętrzu kryją przestrzeń na współczesne przedmioty takie jak np. laptop. www.eastpak.com

Men with dirty hands

KAZAM Thunder2 5.0

„Men with Dirty Hands”, to najnowsza kolekcja Turbokolor. To mężczyźni, faceci, chłopcy, kolesie opętani chęcią tworzenia, niebojący się pobrudzić sobie rąk w trakcie realizowania pasji, która ich definiuje. Nieważne, czy budują motocykle, jeżdżą na deskorolce, malują obrazy, fotografują czy golą brody. To kolekcja, która zainspirowana została ludźmi, dla których sztuką jest droga do celu, jak i sam cel. Wśród najnowszych produktów znajdziemy T-shirty, kurtki, blazery, a także torby skate duffel czy znane nam już z jakości i kroju chinosy. Jest to kolekcja, która pokazuje, że firma Turbokolor jest jedną z niewielu na naszym rynku marek, która chce wyznaczać trendy, a nie podążać za tym, co w danym sezonie jest modne.

Kiedy dowiedziałem się o marce KAZAM, muszę przyznać byłem dość sceptyczny. Kiedy coś z rynku elektroniki nie ma znanego logotypu, automatycznie traktowane jest przez ludzi jako to „gorsze”. Bardzo się cieszę, że w tym przypadku, aż tak bardzo się pomyliłem. KAZAM Thunder2, to od początku do końca pełnoprawny smartphone. Duży, 5 calowy wyświetlacz (1280 x 720) siedzi w mocnej, stalowej obudowie, która jest odporna na wszelkie upadki czy otarcia. Tylna, plastikowa klapka bardzo dobrze się trzyma, zakrywając całkiem pojemną baterię (2000 mAh) i dwa sloty na karty SIM. Telefon wyposażony został w szybki, czterordzeniowy procesor 1,3GHz, 1GB pamięci RAM i 4GB wbudowanej pamięci, którą można rozszerzyć dzięki karcie micro SD nawet do 32GB. Telefon został wyposażony w Android Jelly Bean, który pozwala na szybkie działanie wszystkich podzespołów. Wielką zaletą tego telefonu są również aparaty: główny 13Mpix i frontowy 5Mpix. Dostępny w dwóch wersjach kolorystycznych, czarnej i białej, kosztuje jedyne 899 PLN. Jest to ciekawa propozycja dla tych, którzy szukają dobrego telefonu za rozsądną ceną.

www.turbokolor.pl

www.kazam.mobi


20

STREETMAG Light 14

|

streetwear

rains deszczowy styl

RAINS powstało w Kopenhadze – deszczowej stolicy Danii. Miks nowoczesnego, miejskiego stylu życia, różnorodności, kolorów i potrzeba praktycznych ciuchów. RAINS jest świeżą odpowiedzią na tradycyjną wersję kurtki przeciwdeszczowej.

TEXT AB + PHOTO materiały promocyjne

RAINS powstało w Kopenhadze – deszczowej stolicy Danii. Miks nowoczesnego, miejskiego stylu życia, różnorodności, kolorów i potrzeba praktycznych ciuchów. RAINS jest świeżą odpowiedzią na tradycyjną wersję kurtki przeciwdeszczowej. Współczesna potrzeba łączenia stylu i funkcjonalności była podstawą dla powstania tej marki. RAINS sprawiło, że deszczowe dni mogą być postrzegane zupełnie inaczej, jako piękne i inspirujące. Misją marki jest zachęcanie ludzi do codziennego odkrywania pozytywnych chwil na powietrzu. Takie podejście jest bardzo potrzebne w kraju, gdzie przez 121 dni w roku pada deszcz. Pomysł na RAINS rozwinął się pod koniec 2011r. dzięki dwóm studentom, pasjonatom wzornictwa przemysłowego i ruchów lifestyle’owych. Na początku 2012r. rozpoczęli oni intensywny okres planowania i utworzyli firmę RAINS ApS. Pierwsza niewielka kolekcja została zaprezentowana na targach mody w Gallery w Kopenhadze w czerwcu 2012r. Już od samego początku RAINS był postrzegany jako marka uniwersalna. Ze swoją przeciwdeszczową kolekcją zdobyła szerokie rzesze fanów w różnych kręgach kulturowych w różnych państwach. RAINS mieści się w Egaa, pośrodku duńskiego Jutlandu, ale jego serce bije w Kopenhadze, gdzie stworzono i rozwinięto wizerunek marki. Za kulisami RAINS stoi pełen pasji zespół młodych przedsiębiorców i doświadczonych specjalistów z poczuciem misji tworzenia funkcjonalnej i modnej odzieży przeciwdeszczowej, stanowiącej wartość dla tego, kto będzie ją nosił.

Ci, którzy znają zespół RAINS uważają ich za „nerdów” od przeciwdeszczowych okryć, nieustannie myślących o pogodzie, trendach i funkcjonalności. Jednym z miejsc, w którym odnajdują równy sobie entuzjazm jest chiński oddział RAINS i fabryka, w której powstają markowe kurtki. Z bogatą tradycją produkcji i wysoce profesjonalnym podejściem do jakości i standardów, zespół przykłada ogromną wagę do detali każdego ze stylów tak, aby pozostać wiernym wysokim standardom. Z dumą i zaangażowaniem w produkcję funkcjonalnych i modnych produktów dla międzynarodowych klientów, team RAINS dużo czasu poświęca na kształcenie i dyskusje o nowych technikach, aby utrzymać się w czołówce producentów odzieży przeciwdeszczowej.

Ci, którzy znają zespół RAINS uważają ich za „nerdów”, nieustannie myślących o pogodzie, trendach i funkcjonalności www.rains.dk



22

STREETMAG Light 14

|

street art

ETAM CRU PODBIJają STREET ARTOWY ŚWIAT

Ostatnie miesiące zdecydowanie należą do nich. Włochy, Hiszpania, USA, Kanada – to tylko kilka z państw, które odwiedzili w tym czasie. Cel ich podróży był dwojaki – albo malowanie ścian od góry do dołu, albo prezentowanie swoich prac na wystawach. W rodzimych stronach zresztą też trochę farby wypsikali. Polski street artowy towar eksportowy – czyli po prostu: Etam Cru.

Sainer | „Last supper”

Choć są świeżo po ukończeniu łódzkiej ASP, już przed ponad czterema laty odbył się wernisaż ich pierwszej wspólnej wystawy – „Double Trouble” w kultowej galerii Baraka w Krakowie

tej pory jest to jedna z lepiej rozpoznawalnych prac, w której palce maczały Etamy (właściwie: połowa Etamów) – a już na pewno jedna z pierwszych, która obiegła Internet do końca i z powrotem, każąc baczniej zwrócić na nich uwagę. Po drodze obaj wzięli udział jeszcze w kilkunastu innych wystawach – wystawiali się zarówno razem, solo, jak i grupowo. Sainer ponownie, tym razem już z Beztem, pokazał się w galerii Carhartta na kolejnej odsłonie „Public provocations” w 2012 r. W tym samym roku płótna Etamów zawisły w wiedeńskiej Inoperable Gallery na wspólnej ekspozycji „Mind trip”. Prawdziwa ofensywa zaczęła się w roku kolejnym. Po kolei: wspólna wystawa „Not High Enough” w Artiffex Gallery w Antwerpii, solo Sainera w paryskiej

galerii Itinerrance, Sainer na wystawie grupowej w prestiżowej Soothing Gallery w San Francisco, Bezt na innej grupowej wystawie, w nie mniej renomowanej Art Basel w Miami… Robi wrażenie? Robi – ale to była dopiero rozgrzewka przed rokiem 2014. Zaczęło się od grupowej wystawy na… Hawajach, w ramach „Pow Pow Hawaii”. Niedługo potem dostaliśmy info: Etamy w Barcelonie, wspólna wystawa „Ugly Heroes” w Montana Gallery. W Internecie pojawiały się kolejne zdjęcia z tego wydarzenia, a tu nagle: Bezt na „Major Minority” w San Francisco. Zaraz potem: Etamy mają kolejne zaklepane terminy wystawiennicze: październik 2014 r. w rzymskiej „Varsi”, a w 2015 r. – Thinkspace w Los Angeles… Nie trudno zauważyć, że na powyższej imponującej liście nie widnieją polskie galerie. Fakt, Sainer wziął swego czasu udział w grupowej wystawie „Graffiti vs. Street Art” w Brain Damage Gallery w Lublinie. Prace obu panów były pokazywane na pierwszej i drugiej Aukcji

Sainer + Bezt | Moonshine/Richmond

W razie gdyby – choć nie dajemy temu wiary – ktoś nie zetknął się wcześniej z tą nazwą, wyjaśniamy: Etamy to dwójka młodych panów z Łodzi znana przede wszystkim z murali. Mateusz Gapski, znany lepiej jako „Bezt”, oraz Przemek Blejzyk, alias „Sainer”, działają wspólnie od 2008 r. Choć są świeżo po ukończeniu łódzkiej ASP, już przed ponad czterema laty odbył się wernisaż ich pierwszej wspólnej wystawy – „Double Trouble” w kultowej galerii Baraka w Krakowie. Też w 2010 r. zaliczyli pierwszą wspólną wystawę za granicą – „DNA” w galerii Intoxicated w Monachium, natomiast Sainer został zaproszony również do udziału w grupowej wystawie „Public Provocations” w znanej Carhartt Gallery w niemieckim mieście Weil am Rhein. Wraz z Robertem „Tone” Prochem z kolei, Przemek zawitał tego samego roku w Open Lab we włoskiej Genui. Tytuł ekspozycji – „Jazz in free times” – nawiązywał do wykonanego nieco wcześniej muralu w Szczecinie, którego autorami byli – oprócz Sainera – Chazme, Lump i Sepe. Wydaje się, że do

Sainer | „Backyard Kingdom”

TEXT Jacek Baliński + PHOTO etamcru.com

Sainer | „Drugdillaz”

www.etamcru.com

Polskiego Street Artu w Warszawie. W stolicy w tym roku odbyło się też „Etamville” akcja promującą ubrania Croppa sygnowane przez Etamów. Wielokrotnie nad takim stanem rzeczy ubolewał Łukasz Greszta, założyciel portalu sosm.pl. „Najpierw Barcelona, teraz Rzym – wyraźnie można zaobserwować tendencję zbliżania się do Warszawy. Może już w 2017 r…” – ironizował. Problem zauważa również Igorilla, dla którego zespołu – Polskie Karate – Sainer robił okładkę debiutanckiej płyty. – Cieszę się widząc, że chłopaki cały czas się rozwijają jako artyści i są coraz bardziej doceniani, ale czasem mam wrażenie, że na świecie bardziej niż na naszym podwórku – mówi. Ciuchy, okładki… Tak się składa, że panowie zajmują się również tym. Jeśli chodzi o to pierwsze, to najbardziej znana


street art

|

23

STREETMAG Light 14

kolaboracja to wspomniana współpraca z Croppem. Artyści stworzyli zupełnie nową kolekcję ubrań i akcesoriów na wiosnę/lato 2014, nazwaną Etamville. Wcześniej Etamy mieli okazję tworzyć wzory również dla Projektu Mleko (marka założona przez street artowców z Gdańska) oraz Intruza. Gdy z kolei mowa o okładkach, to domena przede wszystkim Sainera. Do tej pory, odpowiadał za oprawę graficzną płyt m.in. wspomnianego

Polskie Karate, Metro, Envee czy Skubasa. No cóż… Przemkowi wypada pogratulować gustu, a wykonawcom muzycznym – że w przeciwieństwie do rodzimych galerii, na tym polu akurat wyprzedziliśmy Zachód. – Totalnie rozwaliło mnie zaangażowanie i zajawka, z jaką Sainer podszedł do tego projektu. Od samego początku siedział z nami w studio, chłonął dźwięki i filtrował je przez swoją wyobraźnię. Ani na moment nie rozstawał się ze swoim szkicowni-

kiem. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że na czas powstawania materiału stał się członkiem zespołu – wspomina Igorilla. Chłopaki z Polskie Karate byli na tyle zajarani twórczością połówki Etam Cru, że uczynili go bohaterem klipu „Na ratunek”. Etamy razem z resztą wystąpili też w teledysku do numeru „Mamy królów na banknotach” Abradaba, malując razem z innym tuzem polskiej sceny street artowej, Nawerem. Właśnie – nadszedł chyba najwyższy

Bezt | „First Snow”

Bezt | „Gamer”

ostatnie dwa lata w ich twórczości są dowodem na to, że są jednymi z najlepszych technicznie artystów ulicznych na świecie - Łukasz Greszta

Sainer + Bezt | „Madamme Chicken”

www.sosm.pl

czas, żeby skupić się na tym, z czego Bezt z Sainerem słyną najbardziej: street art. Jest to oczywiście kontrowersyjny termin, właściwie niemający oficjalnie przyjętej definicji, w związku z czym często trudno określić, co street artem jest, a co nie. Ten artykuł nie ma na celu rozstrzygnąć tego sporu, zatem przyjmijmy, że murale tworzone w trakcie festiwali finansowanych z publicznych pieniędzy zaliczamy do street artu. Etamy brały udział we wszystkich liczących się festiwalach street artowych w Polsce. Najwięcej prac stworzyli w ramach galerii Urban Forms, cyklicznej imprezy odbywającej się w Łodzi – ostatnią, „Madame Chicken”, w 2013 r. Oprócz tego malowali też podczas warszawskiego „Street Art Doping”, gdyńskiego „Traffic Design” czy „Katowice Street Art Festiwal”. Ich najświeższą realizacją w rodzimych stronach jest z kolei „Dream Catcher” powstały w Lublinie w ramach Lubelskiego Festiwalu Graffiti, organizowanego przez

Europejską Fundację Kultury Miejskiej. Od 2010 r. chłopaki realizują duże ściany także za granicą. Zaczęło się od słowackich Koszyc, a skończyło – jak na razie – na Oslo. Po drodze było jeszcze wiele murali w wielu państwach. Wydaje się, że pierwszą pracą za granicą, o której stało się naprawdę głośno, był „Removal”, stworzony w trakcie „Like It Art” w Kazaniu w 2012 r. Etam Cru zawitało potem również w Niemczech, Bułgarii, Austrii, Francji, Portugalii, Włoszech, Hiszpanii, Kanadzie, Stanach Zjednoczonych… Ogromną furorę zrobił mural właśnie z tego ostatniego kraju – zdobiący ulice Richmond „Moonshine”. Z każdym kolejnym projektem umacnia się pozycja Etam Cru na światowej scenie street artu. Łukasz Greszta podkreśla, że ich sława już wykroczyła poza samą Europę. – W dobie Internetu trudno mówić o granicach – są tylko koszty biletów lotniczych dla artystów, których chce się zaprosić do malowania. Chłopaki konsekwentnie realizują i rozwijają swoją estetykę, są niesamowicie zdolni, a przy okazji – skromni, co chyba także im pomaga – mówi. Dyskusyjna jest jednak kwestia, czy można ich uznać za najlepszych w kraju, co zauważają Greszta i Marcin Rutkiewicz, współautor dwóch albumów „Polski street art”. – Nie uważam, że są najlepsi, ale też nie twierdzę, że ten czy tamten jest lepszy. Istnieje po prostu krajowa czołówka muralistów, do której Bezt z Sainerem – obok M-City, Roema, Sepe, Chazme czy Zbioka – z pewnością należą. Kto jest lepszy, kto gorszy – to trudno rozstrzygnąć, bo jak porównać np. M-City z Etamami? Kompozycja? Kontekst otoczenia? Technika? Wrażenie ogólne? Wymowa? A może ilość lajków na Facebooku? – pyta retorycznie Rutkiewicz. (Pół żartem i na marginesie – jeśli chodzi o lajki, Etamy zdecydowanie biją konkurencję na głowę…). Założyciel sosm.pl dodaje: – Panowie są na pewno mocni, ale trudno jednoznacznie powiedzieć, czy są najbardziej rozpoznawalną marką polskiego street artu. Mam wrażenie, że tu pewną pozycję wyrobił sobie M-City – jego działania zdecydowanie wykraczają poza sferę muralową czy tzw. street artu i jest na topie niezmiennie od kilku ładnych lat, a Etamy dopiero tam dotarli. Zobaczymy za kilka sezonów – konkluduje Greszta. Niemniej wszystko wskazuje na to, że ta dwójka zatrzyma się na szczycie na dłużej. Profesjonalne podejście i konsekwentny rozwój zawiodły Bezta i Sainera od zajawki na klasyczne graffiti (zresztą czasem zdarza się im jeszcze bawić się samymi literami) na uczelnię artystyczną i galerie oraz ściany na całym globie. – Ich prace z lat 2008-2010 nie należą do moich ulubionych, ale ostatnie dwa lata w ich twórczości są dowodem na to, że są jednymi z najlepszych technicznie artystów ulicznych na świecie – zauważa Greszta. Marcin Rutkiewicz uważa wręcz, że ich realistyczno-bajkowa estetyka została już podłapana przez innych artystów. Etamom powinno to tylko schlebiać – my w każdym razie życzymy chłopakom, żeby ich kolejne dokonania wywoływały nutkę zazdrości wśród innych malarzy i podziw wśród publiczności. Miejcie na nich oko!



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.