pogodzony z talentem reaktywacja pasji
dimitri coste
zapach, hałas i historie
STREETMAG MAGAZYN Nr 6
shade
o luzie i komforcie
kwiecień - czerwiec
issn: 2084-2945
Awangardowe rowery miejskie z Holandii Klasyczne proporcje Skórzane siodełka kultowej firmy SYAD Piasty Shimano jedno-, trzy- i siedmiobiegowe Ledowe oświetlenie zabudowane w ramie Zintegrowany z ramą system przypinania roweru (model Nº 5) Dostępne modele: Nº 3, Nº 5, Nº 6
8
Trzy Sześć
14
13 ARRIBA SHOP
MENTAL FREEDOM
26
18 SHADE
STREET ATTACK
24 MŁODA MODA POLSKA
28
30
Tideland
POGODZONY Z TALENTEM
BURN DIRTPARK
42 56
54
34 piece by piece
Sneakers ruined my life
44
Damskie przyjemności
art director / Projekt makiety
Sekretarz Redakcji
Współpracownicy
Marcin Flint mf@streeters.pl PR / eventy
W życiu piękne są tylko chwile!!!
Agnieszka Żygadło az@streeters.pl Reklama
Daniel Białoszewski db@streeters.pl Promocja
promocja@streeters.pl Skład
www.streeters.pl
dimitri coste
Redaktor Naczelny
Piotr Dziewulski pd@streeters.pl
życie nieprzewidywalne
okładka:
DIMITRI COSTE
Piotr Dziewulski pd@streeters.pl Dystrybucja
dystrybucja@streeters.pl
Paweł Brzeziński Rytm.org
Bartek Bajerski, Daniel Białoszewski, Andrzej Cała, Dominika Cichońska, KD, Piotr Dobry, Jagoda Gawliczek, Julka, Paulina Gorzkowska, Krzysiek „Grabiszczy” Grabowski, Tomek Leśniak, ŁK, Marta Kamińska, Marcin Kin, Łukasz Kubacki, Monika Mach, Mr.D, Paweł „Pawelec” Niemira, Jan Nowak, Łukasz Nowak, Michał „Mysza” Nowicki, Krzysztof Pawłowski, Jakub Piechowicz, PR, Sebastian Rerak, Rafał Skarżycki, Hubert Spała, Patrycja Toczyńska, Dominika Węcławek, Maja Wisz-ska, Kuba Ziemba, Monika Żygadło Wydawca
STREET PROMOTION S.C. ADRES DO KORESPONDENCJI
pl. Konstytucji 5/72b 00-657 Warszawa www.streeters.pl
streeters@streeters.pl
Streeters TV
Szymon Rządkowski sr@streeters.pl (RIP)
intro
03
LUPE FIASCO VANS.COM/OTW - ©2012 VANS, INC.
STO VE P I P E
Trzy Sześć TEXT daniel białoszewski + PHOTO archiwum autora
Chyba każdy, kto zastanawia się nad swoim ubiorem dużo uwagi poświęca wyjątkowości swojej garderoby. Nie tylko fajnie jest mieć coś, czego nie mają inni, ale unikalne ubrania i dodatki świadczą o naszym poczuciu estetyki, humoru czy przekonaniach. TrzySześć jest idealnym rozwiązaniem dla osób, chcących się wyróżnić w tłumie przechodniów czy po prostu dać upust swojej ekspresji. TrzySześć to w pierwszej kolejności studio, w którym możecie wzbogacić swoją garderobę o unikalne nadruki. Niby nic nowego, ale po przyjrzeniu się dokładnie możliwościom, które daje studio TrzySześć okazuje się, że są one olbrzymie. To, co wyróżnia TrzySześć na tle innych firm oferujących nadruki to możliwość wykonania jednego egzemplarza nadruku w technologii cyfrowej. Jest to rozwiązanie o tyle deklasujące konkurencję, że grafika na koszulce jest w pełni kolorowa. Farba, którą pokrywane są ubrania nie sprawia wrażenia sztywnej i nie przykleja się do ciała podczas ciepłych, letnich dni. Jest także trwalsza a odwzorowanie barw jest bardzo dobre. Efekt końcowy nie ustępuje produktom z pełnowartościowych kolekcji od rodzimych czy światowych marek streetwearowych. Jedynymi ograniczeniami, jakie nas czekają jest obszar zadruku oraz… wyobraźnia i kreatywność. Okazuje się, że wiele osób postawionych przed zadaniem stworzenia własnego projektu z powodu mnogości opcji i inspiracji po prostu nie wie jaką wizję ma zrealizować. Dlatego TrzySześć powoli nawiązuje współpracę z różnymi artystami i ilustratorami by w niedalekiej przyszłości tworzyć własne mini kolekcje. Proces produkcji własnego t-shirtu jest bardzo szybki. Nie potrzeba kosmicznych procesów poprzedzających druk. Wystarczy do TrzySześć wysłać plik graficzny w dużej rozdzielczości. Mogą to być zdjęcia, grafiki, ilustracje, bez przygotowania plików choćby w Photoshopie. Kiedy więc na ulicy zrobicie zdjęcie i wracając do domu pomyślicie, że fajnie byłoby je mieć na koszulce albo ekotorbie, wystarczy je wysłać lub wpaść do TrzySześć. Gotową koszulkę dostaniecie po około dziesięciu minutach, więc wasze dalsze, popołudniowe plany na pewno nie zostaną pokrzyżowane. Wasza wyobraźnia może też wybiec dalej niż stworzenie tylko koszulki. Studio, jako jedyne w kraju zadrukowuje jedne z najbardziej klasycznych butów na świecie, Chucki Taylory od Converse. Od pięty po palce włącznie z językami. Trampki w kamuflażu w palmy albo z printem z ukochanej Riri to żaden problem, tym bardziej, że buty dostępne są od ręki. A to nie wszystko, bo do Chucków, bluzy czy koszulki możecie stworzyć czapkę z daszkiem waszego
08
CUSTOM
projektu, który będzie korespondować z resztą. W zasadzie w TrzySześć możecie zaprojektować własną mini kolekcję bazując na ubraniach dostępnych w ofercie bądź dostarczając własne. Chłopaki twierdzą, że nie ma dla nich rzeczy niemożliwych, choć czasem ze względu na szwy, zagięcia w materiale czy suwaki trzeba chwilę pokombinować. Za TrzySześć stoją bracia Adam i Maciek. Obydwaj od lat zajarani są odzieżą i modą. Ich życie, także to zawodowe kręci się wokół kultury ulicznej, organizacji imprez, koncertów, grafiki, fotografii a także projektowania i produkcji ubrań. Mimo tego, że spróbowali już wielu rzeczy ich marzeniem było posiadanie własnej marki odzieżowej. Braci łączą wspólne cele i wizje a zgrzyty, które powstają od czasu do czasu nie przeszkadzają im w realizacji marzeń, na których drodze stoją także pomocni przyjaciele. Adam i Maciek to bardzo kreatywne osoby i ofertę TrzySześć chcą rozwijać, oczywiście w kierunku, który każdego fana streetwearu bardzo ucieszy. Już niedługo po za Chuckami Taylorami dostępne będą customowe Vans Slip On a także szersza gama ubrań. W ich twórczych głowach dorasta pomysł stworzenia atelier, w którym można byłoby zamówić dosłownie każdy element garderoby szyty na miarę, na zamówienie a do tego indywidualne nadruki i elementy handmade’u. Taka totalna personalizacja w streetwearowym klimacie byłaby w Polsce czymś nowym. TrzySześć mieści się na ulicy Smolnej 36/9 nieopodal popularnego miejsca spotkań przy Palmie. Jeżeli mieszkacie w Warszawie możecie wpaść i popijając dobrą kawę poczekać na koszulkę. Już niedługo TrzySześć będzie miało swój sklep internetowy a póki co zapraszamy na stronę trzysześć.com, gdzie znajdziecie wszelkie informacje o produktach, nadrukach oraz masę inspiracji. www.trzyszesc.com
alpinestars
coloud
99 PLN
animal
159 PLN
univercity
dakine
89 PLN
neff
129 PLN
matix
new era
119 PLN
femi pleasure
169 PLN
199 PLN
vans
119 PLN
269 PLN
alpinestars
new era
10
produkty
119 PLN
dc
249 PLN
289 PLN
new era
209 PLN
59 PLN
rag doll Rag Doll to projekt, który powstał kilka lat temu w głowach dwóch przyjaciółek. Kiedy tylko zmobilizowały siły rozpoczęły produkcję ubrań dla kobiet i dziewczyn podobnych do siebie, ceniących sobie wygodę i luz. Doskonałym przykładem jest „nerka”, która wykonana z bardzo dobrych materiałów w czystym prostym designie będzie pasowała do każdej stylizacji. Nie ważne czy będzie przepasana czy zarzucona przez plecy, małe logo i szary melanż idealnie dopełni miejski styl. – Robimy dla innych to, co same chciałybyśmy nosić i sprawia nam to wielką frajdę. Największą uwagę przywiązują, do jakości materiału i detali. Ubrania powstają z tkanin bawełnianych, które są miłe dla ciała i dla oka. Na początku Rag Doll miał być marką produkowaną tylko dla kobiet, z czasem jednak powstało kilka męskich modeli. Limitowane edycje już niedługo pojawią się w sklepach. Rozpoznawalne z daleka logo laleczki stworzył Tomek Szkiela, utalentowany grafik, skejter i przede wszystkim muzyk zespołu The Stubs. Rag Doll to idea i chęć tworzenia własnych rzeczy, która na pewno jeszcze nas zaskoczy. www.ragdoll.shwrm.com
12
produkt numeru
arriba płótnem TEXT HOLA + PHOTO Michał marton
W najnowszej kolekcji marki Arriba Wear, postawiliśmy na klimat ‚ART’. Eksperymentalnie oddaliśmy nasze teesy w ręce kilku zaprzyjaźnionych artystów. Dostali oni wolną rękę i zapewnienie, że będą mogli podpisać się pod swoimi pracami. W myśl idei WZWYŻ, chcieliśmy przekształcić ulice miast w galerie sztuki, a malarskiemu płótnu nadać nieco inną formę. Wybierając artystów do współpracy, postawiliśmy na różnorodność. Mamy kreatorkę pluszowego świata‚ Creature Industry’ - Luilulę. Mamy ikonę polskiego Street Artu - SEPEGO. Grafficiarza KOXU. Miejskiego artystę, wyrażającego siebie za pomocą szablonów - SZYMANA SC. A także mistrza japońskiego stylu - Akumę1o1. Od nowej kolekcji Arribę należy traktować jak drogę, formę ekspresji. Każdy z artystów, którego zaprosiliśmy do współpracy, wprowadził do świata idei WZWYŻ coś charakterystycznego dla siebie. Pięciu artystów ozdabiających swoimi pracami całą kolekcję, to pierwszy tego typu projekt na polskim rynku. Uzupełnieniem kolekcji ‚Arriba Płótnem’ jest mini
seria trzech ciepłych bluz UNISEX, które idealnie nadadzą się na letnie wieczory. Bluzy z serii Simple pozbawione są krzykliwych nadruków, dzięki czemu stają się swego rodzaju ramą dla artystycznych popisów na koszulkach. Mimo iż bluzy są w swej formie proste, nie oznacza, że są nudne. Wprawne oko szybko dostrzeże stylowe detale - w postaci guzików z wygrawerowany skrzydłem - które ozdabiają rękawy i spód bluzy. Delikatny haft, grawer na suwaku i podszycie kaptura w kontrastującym do reszty kolorze, a także pas, który optycznie wydłuża krój bluzy, a przez to i całą sylwetkę. Bluzy dedykowane są obojgu płci. Szanując jednak suwerenność każdej z nich, nieco zróżnicowaliśmy bluzy pod kątem rozmiarów. Dedykowane płci pięknej rozmiary S i M są nieco taliowane i posiadają węższy, okalający biodra pas, który zwieńczony jest zapięciem na jeden guzik. Rozmiary L i XL, dedykowane panom, są nieco prostsze w kroju, a ich dolna aplikacja zapina się na dwa guziki. Co bystrzejszy odbiorca i fan marki Arriba Wear szybko dostrzeże, że w nowej kolekcji pojawił się nowy logotyp. Opisywana kolekcja jest pewnego rodzaju pomostem łączącym stare z nowym. Cała kolekcja dostępna stacjonarnie w warszawskim ARRIBASHOP.
www.arribashop.com
wywiad moda
27 13
Mental freedom TEXT KD + PHOTO materiały promocyjne
Gdzie się nie ruszę wszędzie widzę biegnących przed siebie ludzi. Każdy się gdzieś spieszy: do pracy, na uczelnie, na spotkanie albo po prostu gna przed siebie, bo już nie potrafi iść. Czasy się zmieniły i nie można już robić czegoś w „swoim tempie”, tylko trzeba walczyć o to, by czas nas nie wyprzedził i nie pobiegł dalej niż my jesteśmy w stanie. Biegać każdy biega, ale mało, kto biegnie, bo tego naprawdę chce. Staram się wstawać razem z miastem. Kiedy wszystko powoli się budzi. Pani z piekarni otwiera drzwi dając wszystkim poczuć zapach świeżego pieczywa, pan w kiosku rozkłada gazety, które właśnie przyjechały z drukarni, a dzieciaki, snując się powoli, idą do szkół. Kiedy patrzę na to wszystko, widzę w ich oczach zmęczenie tym, że rutyna, jaką mają w życiu, nie pozwala na wiele odstępstw od szeroko rozumianej „normalności”. Może ktoś uzna to za przejaw egoizmu, ale cieszy mnie to, że jednak nie muszę robić nic pod linijkę. Wolne zawody mają to do siebie, że liczy się efekt, a realizacja wcale nie musi się odbywać „od do”, siedząc w zamknięciu w czterech ścianach. Cieszę się, że moja praca nie wymaga ode mnie tego, bym codziennie był w biurze o konkretnej godzinie. Nie podbijam karty na zakładzie i nie tłumaczę się nikomu z tego, że jestem godzinę wcześniej czy później. Mogę spokojnie wstać, zrobić sobie kawę, zobaczyć, co się dzieje za oknem, ogarnąć, założyć coś lekkiego i wyjść. Ostatnio, kiedy pogoda znów dała taką możliwość, zacząłem biegać. Z początku była to chęć powrotu do formy po zimie i chęć wytłumaczenia samemu sobie, że nie jest jeszcze zbyt późno, by zabrać się za siebie. Po kilku dniach - kiedy było mi już wszystko jedno, czy będę miał siłę się ruszać czy padnę przed komputerem lub pod biurkiem - zaczęły docierać do mnie nowe bodźce otoczenia. Od tego momentu zmieniło się totalnie moje podejście i plan całego dnia…
czy komunikacją miejską mają zupełnie inne znaczenie. Kiedy biegnę, myślę o tym, co widzę, inspiruje się tym, co mnie otacza i cieszy mnie to, że jestem wolny. Graffiti na ścianach, wystawy w sklepach, kolory samochodów stojących w korku. Wszystko zlewa się w jedną, kolorową całość, która pozwala, by wyobraźnia biegła w zupełnie innym kierunku niż ja. Nagle do głowy wpadają nowe rozwiązania, nowe pomysły, nowe inspiracje. Myśli układają się inaczej, zmienia się sposób postrzegania i sposób odczuwania własnego otoczenia. Codziennie mijane miejsca okazują się być ciekawsze, a ludzie, których mijam - zmieniają się z szarych, nieobecnych, życiowych maratończyków - spoglądają na mnie i odwzajemniają luźno rzucony uśmiech. Wszystko jest inne, kiedy można przestać myśleć o codzienności. Bieg pomaga, dając poczucie fizycznego spełnienia i psychicznego odpoczynku. Za każdym razem żałuję, że nie mam małego aparatu, który mógłby zmieścić się w kieszeni, bo wiele ujęć, które do tej pory powielałem, zrobiłbym inaczej. Brak mi notatnika, by zapisywać wszystko, o czym myślę. Jedyne, czego mi nie brak, to towarzystwa. Biegnąc samemu mam wrażenie, że uczę się myśleć na nowo. Myślę na nowo i na nowo odkrywam to, co już znam. Wszystko się zmienia, zmieniam się też ja. Bieganie odświeża i daje wiele możliwości, które dobrze pokierowane przyniosą jeszcze nie jeden sukces.
Kiedy mam już wszystko co mi potrzebne, zaczyna się przygoda. Mocno zawiązane sznurowadła, muzyka w słuchawkach i kawałek asfaltu. Kilka skłonów, kilka wymachów a w głowie myśl: gdzie dzisiaj, w którym kierunku, którą ulicą, którym parkiem? Po chwili jednak okazuje się to mało istotne i odpowiedź przychodzi sama. Byle przed siebie! Kiedy wstaje rano i zaczynam biec, to nie bieg jest najważniejszy tylko możliwość zobaczenia i poznania nowych rzeczy, nowych miejsc w zupełnie innym świetle. Bieganie jest tylko drogą do celu, którym jest chęć poznania i eksploracji miejsc, które codziennie mijane samochodem
14
felieton
nike free run+
429 PLN
Myśli układają się inaczej, zmienia się sposób postrzegania i sposób odczuwania własnego otoczenia
Carhartt X 5boro NYC TEXT PR + PHOTO materiały promocyjne
Ekipy Carhartt W.I.P. oraz 5boro NYC udokumentowały swój tour pomiędzy miastami, z których się wywodzą, Big Apple oraz Motor City, czyli Detroit. Ekipy Carhartt W.I.P. oraz 5boro NYC udokumentowały swój tour pomiędzy miastami, z których się wywodzą, Big Apple oraz Motor City, czyli Detroit. Efektem wspólnych doświadczeń z podróży jest kolaboracja między obiema firmami. Pontus Alv z Carhartt’a oraz Mark Nardelli z 5boro NYC przygotowali mieszankę zdjęć oraz szkiców Pontusa do stworzenia mini kolekcji złożonej z 4 deskorolek, kółek, kurtki oraz koszulki z kieszonką. Całość została utrzymana w stonowanej, charakterystycznej dla Carhartta, kolorystyce oraz opatrzona odpowiednim logo. Do wszystkich produktów dodawany jest magazyn przypominający gazetę codzienną, w której znajdują się materiały z wyprawy. www.izzie.pl
fot. Gosia Ziębińska
PHOTO: Łukasz Nazdraczew / Red Bull Content Pool
W maju odbyło się potrójne uderzenie cyklu imprez ekstremalnych Red Bull MOBILE Street Attack! Red Bull MOBILE po raz pierwszy w historii przepuścił wiosenny zmasowany atak na tętniące życiem wielkomiejskie miejscówki i przemienił je w arenę streetowych sportów ekstremalnych! Na trasie wiosennego Attacku znalazły się: Poznań, Warszawa i Katowice. Specjalnie przygotowane spoty, mobilny skatepark i dużo pozytywnych sportowych emocji. Konkretne triki, wysokie loty oraz porządna dawka adrenaliny – to wszystko miało miejsce podczas profesjonalnych pokazów przygotowanych przez braci Dawida i Szymona Godzków i zaproszonych riderów. Oglądaliśmy także czołówkę polskiego freestyle’u deskorolki i rolek. Dodatkowo dla każdego zapaleńca BMX lub MTB przygotowaliśmy zawody w formie open jamu głównie z myślą o amatorach. Na najlepszych, czekały wartościowe nagrody rzeczowe od Red Bull MOBILE, Dartmoor, Forfitera, AveBMX.pl, Arriba, Aloha Sklep i magazyner.pl www.redbullmobile.pl
18
event numeru
BUTY BOXFRESH W POLSCE Doczekaliśmy się wreszcie czasów kiedy marka Boxfresh dotarła i do nas. Jedynym polskim sklepem gdzie można dostach ich produkty jest www.EF16.pl. Możecie nabyć tu ponad 90 modeli butów, zarówno tych o charakterze bardziej sportowym jak i tych eleganckich. Klasyczne modele decków: KEEL/JIB/HELM, casual: SPARKO/EAVIS, hi-topy: SWAPP/SWICH. Sklep EF16 daje również możliwość sprowadzania modeli, których nie ma w ofercie, a są dostępne na stronie www.boxfresh.co.uk. www.ef16.pl
Koszulka polo Wrung Idealna na dobry początek sezonu. Zawsze modne paski idealnie komponują się z barwami wiosny. Dostępna w UrbanCity.pl i w dobrych sklepach na terenie całego kraju. www.urbancity.pl
Spodnie Chino Wung
carhartt
Dla znudzonych jeansem alternatywne rozwiązanie. Kultowy kolor i wygodny krój to wzorowe połączenie. Dostępna w UrbanCity.pl oraz w dobrych sklepach na terenie całego kraju.
Carhartt wraz z fotografem Alessandrem Zuekem Simonettim przygotował cztery koszulki jak zawszę z najlepszych materiałów i za całkiem przystępną cenę: 108 PLN
www.urbancity.pl
www.izzie.pl
Strida Strida to idealne połączenie nowoczesnej technologii i wyrafinowanego wzornictwa. To nie tylko szybki i wygodny środek transportu - to nowy styl życia! Strida to rower, który może towarzyszyć Ci wszędzie i przez cały dzień. Dzięki kompaktowym wymiarom i braku brudzących części możesz przewieźć go zatłoczonym autobusem, zostawić w szatni jak płaszcz czy parasol. Możesz mieć go ze sobą na jachcie, w samochodzie i w samolocie. Złożona Strida przypomina wózek-parasolkę, dzięki czemu możesz zabrać ją na zakupy w centrum handlowym. Składanie i rozkładanie Stridy zajmuje zaledwie kilka sekund. A przy tym jest to rower inny niż wszystkie. To rower robiący wrażenie! www.strida.pl
20
produkty
CROPP & 123KLAN Komiksowi superbohaterowie, przewrotne hasła i specyficzny, nieco szyderczy humor 123Klanu, francuskiej ikony street artu, pojawiły się na męskich i damskich T-shirtach i tank topach w specjalnej kolekcji CROPPa. Jednokolorowe koszulki zdobią znane z działalności 123Klanu postaci i teksty, często odwołujące się wprost do graficiarskiej i hip-hopowej kultury. Niekiedy trochę bezczelne a nawet aroganckie, na pewno są bezkompromisowe. Zalecane młodym ludziom, którzy lubią patrzeć na rzeczywistość z lekkim przymrużeniem oka a siebie nie traktują przesadnie poważnie. Ciuchy z kolekcji 123Klan dostępne są w salonach CROPP’a w całej Polsce. www.cropp.com
CREATE your bike, CREATE your lifestyle
Właśnie tym kierowali się dwaj przyjaciele gdy w Londynie tworzyli CREATE Bikes. Wspólnie chcieli zrobić z rowerami coś niespotykanego, coś co nie zjechało z taśmy produkcyjnej, coś co sprawiłoby, że rowery byłyby oryginalne, wyczesane, modne, a przede wszystkim niedrogie. W 2010 roku ich pomysł ujrzał światło dzienne, powstała niesamowita linia rowerów z ostrym kołem, w kilku różnych kolorach, które spełniały wszystkie wymagania. W krótkim czasie rowery Create zaczęły stawać się popularne w wielkich miastach takich jak Londyn, Paryż, Madryd, a nawet Tokio. Z pewnością wzbudziły tam zainteresowanie swoimi żywymi kolorami i niecodziennym stylem. Na polski rynek dotarła właśnie najnowsza kolekcja zaprezentowana w zeszłym roku na Madrid Fashion Show. Na rowerze CREATE nigdy nie zginiesz w tłumie. Cena: 1699 PLN www.createbikes.pl
six pack france Wiele marek na całym świecie chwali sie ciekawymi grafikami, dobrymi materiałami i dużą wytrzymałością na zniszczenia. Wiele z tych marek jednak nie ma w sobie własnego „ja”. Nie każdy potrafi robić swoje nie naśladując, tylko tworząc i określając nowe kierunki. Six Pack France jest dowodem na to, że można i trzeba robić swoje. Cena: 55 PLN www.izzie.pl
22
produkty
Kurtka UrbanCity Kurtka marki UrbanCity. Na niepewną wiosenną aurę idealne rozwiązanie w przypadku mocnego słońca (lekka i przewiewna) oraz w przypadku nagłego deszczu. www.urbancity.pl
Spodnie UrbanCity Spodnie dresowe marki UrbanCity. Dla znudzonych standardowymi spodniami dresowymi w szarym albo czarnym kolorze idealna opcja. Cena 119 PLN www.urbancity.pl
NAJNOWSZA KOLEKCJA BUTÓW POINTER
Schindelhauer
W sklepie www.EF16.pl możecie już kupić modele z najnowszej kolekcji marki Pointer. Ta Brytyjska marka skupia środowisko artystów, projektantów i kreatywnych ludzi, którzy szukają wysokiej jakości, łączącej w sobie zarówno elementy sportowe jak i fashion casual. W ofercie EF16 znajdziecie takie modele jak: CYRIL - skórzano zamszowy but do kostki, CHESTER – sportowa podeszwa, wykonana z canvasu cholewka, TENSING – wykonany z miękkiej skóry, nawiązujący do stylu butów górskich. Poza modelami dostępnymi na stronie www.EF16.pl możecie również zamawiać każdy model z aktualnych kolekcji pisząc na adres info@ef16.pl.
Rowery Schindelhauer charakteryzują się ponadczasową sportową elegancją dzięki wysmakowanemu minimalistycznemu stylowi i rezygnacji ze zbędnych detali. To wyjątkowe rowery również ze względu na nowoczesność konstrukcji i wyrafinowaną geometrię ram. Zastosowanie pasków Gates Carbon Drive™ w miejsce tradycyjnych łańcuchów sprawia, że napęd rowerów Schindlehauer ma wyjątkowe zalety: jest bezobsługowy, trwały i niezawodny. Rowery Schindelhauer zostały zaprojektowane i wykonane zgodnie z zasadą „Jazda rowerem ma być czystą przyjemnością”, z myślą o trudach codziennego użytkowania, dla najbardziej wymagających użytkowników.
www.ef16.pl
www.schindelhauer.pl
HTC One X Jeden telefon, który ma wszystko czego potrzebujesz. Niesamowite zdjęcia dzięki HTC ImageSense, Beats Audio™ dla zapewnienia studyjnej jakości dźwięku i super wydajność dzięki czterordzeniowemu procesorowi!
Wraz z początkiem wiosny HTC wprowadza na rynek najbardziej oczekiwaną premierę tego roku! HTC One X, bo o nim mowa, to wszechstronne, lekkie i superwydajne narzędzie o doskonałych parametrach technicznych i dopracowanym w każdym szczególe designie. HTC OneX zapewnia błyskawiczne przeglądanie Internetu, wysoką jakość zdjęć oraz emocjonującą dynamikę gier i plików filmowych, a wszystko to na 4,7-calowym ekranie HD. Jego dodatkowym atutem jest niezwykły aparat fotograficzny, dzięki któremu utrwalisz każdą wyjątkową chwilę. Absolutnie rewelacyjna funkcja, to możliwość jednoczesnego robienia zdjęć podczas kręcenia filmu oraz możliwość robienia zdjęć seryjnych w jednej sesji. Od teraz nic nie umknie Twojej uwadze! www.htc.com/pl
produkty
23
młoda moda polska TEXT mmp + PHOTO marek kotelnicki
{młoda moda polska} urodziła się z dnia na dzień, spontanicznie. Powstała jako przestrzeń wzajemnej inspiracji dla osób, które szukają w modzie czegoś więcej, niż bezlitośnie serwowane trendy i bezosobowość na ulicy. Które chcą, a jak chcą to i mogą, dostrzec więcej. Celem projektu jest oddanie hołdu polskiej fantazji, odwadze i wolności w kreowaniu własnego wizerunku, a przede wszystkim odkrywanie i popularyzowanie artystów, którzy mogą wnieść do polskiej mody najwięcej. Czego konkretnie w młodej modzie polskiej szukać? Zdolnych, wrażliwych, bezkompromisowych projektantów - w cyklu {twórcy wytwórcy cudotwórcy}. Fotografii urzekających, inspirujących osób – w {ulicy}. Po {piaskownicy} spodziewaj się niespodzianek – kolekcji, lookbooków, perełek różnej maści. Na deser {salon} z prawie filozoficznymi rozprawami modnych i modowych autorytetów. Tylko tyle i aż tyle, najważniejsze, że w ważnym i potrzebnym celu. www.mlodamodapolska.pl
Kolekcja Archimalistic Edyty Pietrzyk
24
młoda moda polska
młoda moda polska
25
Tideland TEXT Jagoda gawliczek + PHOTO materiały promocyjne
Jedna z najmłodszych firm odzieżowych na polskim rynku już zdążyła narobić wokół siebie niezły szum. Tideland to koszulki z fotograficznymi nadrukami, zainspirowane ulicami Australii. Najgorętsze trendy na polskim gruncie. Tideland jest marką Joanny Skorupskiej, warszawianki studiującej w Poznaniu. Jako swoje inspiracje wymienia ona lata 90. i 80. – Do tego zwierzęta, natura, podróże… – kontynuuje. I National Geographic! – dodaje, śmiejąc się. Kaktusy, jedne z najnowszych dostępnych wzorów koszulek, wydają się w tym kontekście oczywistym wyborem. Nie są to jednak banalne desenie. Zaprojektowane jako odbicie lustrzane bądź kalejdoskopowe, przyciągają wzrok swoją lekko psychodeliczną formą. Givenchy, Stella McCartney, Roberto Cavalli, Balmain czy Prabal Gurung – na wybiegach królowały zarówno lustrzane nadruki, jak i motywy tropikalne. Tideland proponuje je w świeżej wersji – nie „inspiruje się”, lecz tworzy indywidualną interpretację tematu. Wszystko zaczęło się jakieś dwa lata temu, kiedy w głowie Joanny po raz pierwszy zakiełkowała myśl o stworzeniu marki. Mimo, iż na co dzień nie jest związana z przemysłem odzieżowym, z modą zawsze była na bieżąco. Momentem przełomowym stała się dla niej właśnie wyprawa do Australii. Zafascynowały ją ubrania z nadrukami fotograficznymi. – Zauważyłam, że takie wzory są tam bardzo popularne. Widziałam je na legginsach, koszulkach, sukienkach. Były absolutnie wszędzie! – opowiada. – To przekonało mnie, żeby spróbować z własną firmą. Chciałam przenieść to wszystko na nasze ulice – podsumowuje. Początki nie były jednak proste. Największy problem stanowiła realizacja projektów i znalezienie odpowiedniej techniki nadruku. Długie godziny w hurtowniach
26
moda
Wszystko zaczęło się jakieś DWA lata temu, kiedy w głowie Joanny po raz pierwszy zakiełkowała myśl o stworzeniu marki
i u krawcowej później udało się znaleźć odpowiednią metodę. Grafiki przenoszone są fotograficznie na materiał – projekty są wgrzewane w wykroje. Nie tylko dobrze to wygląda. Dzięki takiemu rozwiązaniu nie ma możliwości, żeby po praniu ubranie straciło nasycenie lub kolor. Pomysł na Tideland ma wprawdzie australijski rodowód, jednak całość produkcji odbywa się w Polsce, w Łodzi. Co więcej, Joanna stara się w miarę możliwości korzystać z materiałów polskiej produkcji. – Co za tym stoi? Moja ideologia to „proudly made in Poland”. Po prostu uważam, że warto wspierać lokalną gospodarkę i napędzać jej rozwój – podkreśla. Od pomysłu, poprzez nadzór nad produkcją, aż po wysyłkę – Joanna wszystko robi samodzielnie. – Nawet sama pakuję koszulki i przygotowuję je do wysyłki – mówi. – Nauczyłam się nadawać pewnym sprawom priorytety. Dosłownie non stop przychodzą do mnie maile, ale staram się odpowiadać na nie na bieżąco – dodaje. Projektantka zwierza się, że ma dużo mniej czasu dla siebie. Nawet, jeśli zdarzy się w końcu jakaś wolna chwila, i tak ciężko jest oderwać jej myśli od Tideland. Pozytywy? – Przesiaduję mniej na facebooku! – żartuje. Oprócz projektowania i produkcji, pracy nad marką towarzyszy oczywiście także sfera promocji. Na pomoc przychodzą jej znajomi i przyjaciele. Tideland dał się zobaczyć również na jednym z blogów modowych. – Bloggerki mają bardzo dużą siłę w kwestiach mody. Młode dziewczyny kierują się ich poradami i inspirują stylizacjami. Taki ruch miał na celu przedstawienie projektów jak największej ilości osób – opowiada Joanna. To nie jedyna forma promocji, na jaką stawia Tideland. Ciekawym pomysłem jest współpraca ze stołecznym klubem Warszawa Powiśle. – To koszulki zaprojektowane specjalnie na potrzeby tej akcji. Będzie można je kupić tylko na miejscu, a obsługa będzie w nich chodzić – zdradza Joanna. – Ciągle się rozwijam, koszulki to jedynie początek. Na pewno będą legginsy, i wiele więcej. To wszystko przyjdzie z czasem – zapowiada. Zapytana, czy spotkała już kogoś w swoich ubraniach na ulicy, odpowiada twierdząco. - Jasne, że nie codziennie, w końcu działam ze sklepem dopiero od miesiąca. Jednak każda taka sytuacja to super uczucie. Napędza mnie to do dalszej pracy – mówi. I dodaje: – Nazwa Tideland powstała z inspiracji filmem Terry’ego Gilliama pod tym samym tytułem. Dodatkowo, w wolnym tłumaczeniu tide oznacza falę uczuć. To utwierdziło mnie w przekonaniu, że nazwa jest odpowiednia. Chcę swoimi produktami wywoływać pozytywne fale uczuć wśród odbiorców.
moda
27
SHade o luzie i komforcie TEXT jagoda gawliczek + PHOTO Materiały promocyjne
Zaczęło się pod żaglami na Mazurach. A może dużo wcześniej, w czasie spotkań z kumplami, zawodów bmx-owych, wspólnego jeżdżenia na desce. Panaś i Fred, czyli Michał Panasiuk i Bartosz Gajewski. Panaś i Fred, czyli Shade Clth – marka streetwearowa. Spotykamy się u Michała. W przedpokoju leży nerka Shade, Bartek siedzi w shade’owym snapie. Od progu widać, że żyją swoją marką i sami mają z niej frajdę. – Robimy rzeczy po to, by podobały się przede wszystkim nam. Jasne, że każda nasza czapka czy koszulka spotkana na kimś na ulicy daje ogromną satysfakcję. Jednak projektując nie chodzi nam o to, by rzeczy dobrze się później sprzedały – deklarują. O luzie i komforcie mówią przy każdym poruszanym temacie. – Mamy swoją wizję. Prosty styl, brak skomplikowanych grafik, spójność kolekcji. Nie chcemy robić przekombinowanych rzeczy. Wszystko, co ciekawe w naszych ubraniach, dzieje się w krojach i materiałach – opowiada Fred. – Nie sprzedajemy projektu na koszulce, czyli nadruku zrobionego na gotowym t-shirtcie. Chodzi nam o zrobienie wszystkiego od podstaw. Mamy własne materiały, nici, metki, kroje – dodaje Panaś. – Chcemy osiągnąć pewien poziom elitarności, ale nie wiążemy tego z wysokimi cenami. Nasze ubrania powstają w limitowanych
28
streetwear
seriach i nigdy nie produkujemy dodatkowej partii – kontynuuje Bartek. Spójność estetyki oznacza także, że w każdej kolekcji można spodziewać się czegoś w podobnej stylistyce. Jeśli ktoś nie zdąży kupić jakiegoś produktu, prawdopodobnie za moment znajdzie w Shade coś, co również mu się spodoba. Bardzo ważną częścią działań Bartka i Michała są lookbooki i filmy promocyjne. – Chcemy, by ludzie oglądali nasze materiały i nie myśleli tylko o ubraniach. Nie one są w nich najważniejsze. Gdy mówimy o sobie, że mamy pasję, mamy na myśli wszystkie te rzeczy, które nas inspirują i które robimy – mówią. Fred zajmuje się zdjęciami, a Panaś odpowiada za filmy. Obaj zaczynali od dokumentowania zawodów sportowych. Obaj coraz poważniej wchodzą jednak w modę. Jako Shade starają się stworzyć coś nowego, bardzo świeżego. – O lookbooku myślimy od razu robiąc ubrania. Nasze kampanie to nie są po prostu zdjęcia reklamowe. To foty shade’owe, nasze, w konkretnym i rozpoznawalnym stylu – mówi Panaś. Zapytani o zachodnie firmy, odpowiadają niechętnie. – Nie chcemy robić „polskiej wersji” czegokolwiek. Szanujemy duże zagraniczne marki, ale nie traktujemy ich w kategoriach punktu odniesienia – mówią. - To, czego się od nich uczymy, to na pewno podejście do projektowania. One mogą sobie na sporo pozwolić. W polskim streetwearze często brakuje takiej odwagi – podsumowuje Fred. - Wymarzoną sytuacją byłoby dla nas, gdyby ktoś poszedł do sklepu kupić sobie czapkę i wrócił z naszą, bo najbardziej mu się spodobała. Chcemy, żeby taka osoba miała z tego frajdę i przyjemność – mówią. I dodają: – Naszym priorytetem jest jakość. Zaczynając działalność w 2010 roku nie mieliśmy pojęcia o wielu rzeczach. Wszystko wypracowywaliśmy metodą prób i błędów. Nie oddamy produktu do sprzedaży dopóki nie spełni naszych oczekiwań. Okazuje się jednak, że łatwo z tą produkcją nie jest. W ciągu dwóch
lat Michał i Bartek przeżyli niezłą szkołę życia. – Gdziekolwiek mógł pojawić się problem, pojawił się – żartują. – Nasze koszule produkowaliśmy w kilku różnych firmach naraz, każda odpowiadała za inny etap produkcji. Do tego większość z nich miała problemy z terminowością – opowiadają. Nie dają po sobie poznać, ale z pewnością nie było im lekko. – Najtrudniejsza część w projektowaniu ubrań to nieustanne odpowiadanie sobie na pytanie „Co się da zrobić” – mówi Panaś. – Gdy postanowiliśmy wypuścić własne snapy, żadna firma w Polsce nie chciała nam ich uszyć. W końcu znaleźliśmy szwalnię, która się tego podjęła, ale cały czas walczyliśmy z brakiem odpowiednich maszyn. Niestety, nowe czapki uszyjemy za granicą, po prostu nie da się inaczej. Produkcja ubrań zostanie jednak w Polsce. Zawsze korzystamy też z polskich materiałów – podkreśla. Ponoć dużo osób zadaje im pytanie, jak to jest, że w ogóle im się chce. Z tą ilością problemów na głowie, trudno byłoby się dziwić. Do tego dochodzą spiny ze strony konkurencji i brak konstruktywnej krytyki. – Po prostu trzeba dorosnąć do streetwearu – odpowiada Bartek. I dodaje: - Bez sensu jest jeżdżenie po sobie nawzajem, albo zwykłe hejtowanie. Rynek jest na tyle duży, że konkurencja nie stanowi problemu. Na szczęście jednak oprócz wszystkiego złego, Shade przytrafia się też cała masa pozytywnych sytuacji. – Wymienialiśmy maile z The Hundreds. Chcieliśmy ich podpytać o techniczno-szwalnicze sprawy. Pochwalili nas za to, co robimy. Powiedzieli, że idziemy w świetnym kierunku – wspominają z radością. - Oprócz tego ogromne znaczenie ma dla nas wsparcie ze strony naszych rodzin, znajomych i mojej dziewczyny – podkreśla Panaś. Z dużą – i zrozumiałą – ekscytacją opowiadają też o najnowszym projekcie. Shade znalazło się pośród marek, które stworzą czapki we współpracy ze Starterem. Równolegle w ich sklepie
pojawią się też własne projekty. – To będzie coś największego, co zrobiliśmy do tej pory. W Shade będzie się można ubrać w całości! – zdradzają rąbka tajemnicy. Nie chcą mówić nic więcej, bo w międzyczasie planują mini-kolekcję, która pojawi się już lada moment - koszulka ze zdjęciem, czapki, nerka i paski do aparatu. Te ostatnie są nowością na polskim rynku i pomysłem Freda. – Kładłem się spać – śmieje się Bartek – gdy nagle przyszło mi to do głowy. Jestem znudzony paskami z logo firm produkujących aparaty. Czemu nie moglibyśmy zrobić czegoś, co byłoby użyteczne i estetyczne? Chwilę później dzwoniłem do Michała. Wiedziałem, że nie przyjmę odmowy. Kształt kolekcji zdradza sympatie marki. – Kładziemy mocny nacisk na akcesoria. Planujemy rozszerzać ofertę nie tylko o nowe wzory. Urozmaicamy też ofertę naszych produktów. Ciągle idziemy do przodu - mówią. Kolekcja będzie dostępna w kilku sklepach stacjonarnych w całej Polsce. To kolejny mały przełom. Do tej pory, oprócz sprzedaży internetowej, ubrania i akcesoria Shade można było dostać głównie w warszawskim Izzie Streetwear Store. W innych miejscach pojawiały się jedynie niektóre elementy z kolekcji. - Największą naszą radością, związaną z Shade jest wypatrzenie w tłumie tej jednej osoby na milion w naszej czapce czy koszulce. Ma ją na sobie, a więc podoba się jej, to efekt świadomego wyboru. To uczucie wiele wynagradza – mówią. Panaś dodaje: - gdy spotykam kogoś w naszych ubraniach na imprezie, zawsze staram się nawiązywać rozmowę. Tego typu interakcje to najlepsza część pracy. - Doszliśmy do jakiegoś punktu. To jest już coś na poważnie. To praca i wyrzeczenia. Widzę to w kategoriach sukcesu. Wciąż nam się chce! – podsumowuje Bartek. – I nigdy się nie zatrzymamy – dopowiada Michał - Można powiedzieć, że udało się nam, bo przetrwaliśmy, bo dalej to robimy. To już nie jest po prostu zajawka, choć przyjemność pozostała. Ale równie dobrze można też powiedzieć, że nie udało się nam nic. Wszystko przecież dopiero przed nami – kontynuuje Bartek. – Mamy marzenie, żeby kupić oldschoolowego vana, wymalować na nim logo Shade i ruszyć w podróż po świecie. Bez zahamowań – zwierzają się. – A jeśli chodzi o markę, to przydałby się ktoś jeszcze w naszej ekipie, bo momentami nie wyrabiamy się z pracą, a profesjonalizm i jakość muszą być!
streetwear
29
POGODZONY Z TALENTEM Reaktywacja pasji
TEXT maja wisz-ska + PHOTO joanna czaczkowska
JAN LEŚNIAK nie jest początkującym projektantem. Nie bawi się w „hity sezonu”. Po dziewięciu latach pracy dla największych polskich marek, postanowił sprawdzić czy nie zdusiła go komercja. Czy nadal jest sobą?! Intuicyjnie podjęłam decyzje o wyborze projektanta, z którym chciałam porozmawiać. Poprzez wywiad, chciałam opowiedzieć o poszukiwaniu stylu i o podejmowaniu trudnych decyzji. O godzeniu się z własnym talentem, który jest taki, a nie inny. O niełatwej drodze młodego projektanta, borykającego się z masą problemów i często irracjonalnym lękiem przed ostrą krytyką. Chciałam przedstawić kogoś, kto bez zbędnych przebieranek i przekłamań potrafi uczynić kobietę piękną. I to prawdziwą kobietę, z krwi i kości! Czym się inspirowałeś projektując kolekcję, jaki klimat chciałeś osiągnąć? Trudno jest mi powiedzieć czym się inspirowałem. Wiem natomiast czego szukałem i co chciałem w niej osiągnąć. Najważniejsza dla mnie w projektowaniu jest kobieta. To ona będzie przecież nosiła te ubrania. Przede wszystkim chciałem dać jej piękno, letnią swobodę i wytchnienie od skomplikowanej rzeczywistości. Stąd nadrzędnymi wartościami były dla mnie piękno, prostota i wygoda, doprawione wysmakowanym detalem. Projektując szukałem różnych odcieni kobiecości. Wyobrażałem sobie kobietę Flirtatious Ferocity (Zalotną dzikość - nazwa kolekcji) w różnych nastrojach i sytuacjach, o różnych porach dnia. Moja kolekcja jest odwzorowaniem radosnej, lekkiej, wakacyjnej dziewczyny, która stoi obok zalotnej i uwodzicielskiej kokietki. Przeplata się z nieco nonszalancką i namiętną kocicą, niezależną i wyzwoloną. Całość dopełnia szyk i elegancja bywalczyni wernisaży i przyjęć. Tym co łączy je wszystkie, jest autentyczna, nieskrępowana kobiecość. Kobieta Flirtatious Ferocity to miejska kocica o radosnej ekspresji pin-up girl. Wie na czym polega siła uwodzenia i piękna. Jest elegancka i zawsze w szpilkach. Ma w sobie jednak pewną dzikość, śmieje się pełną piersią i lubi solidnie zakląć. Nie boi się łamać konwenansów, czasem wręcz lubi zachowywać się niezgodnie z tym, czego może spodziewać się po niej otoczenie. Nie jest jednak nieobliczalna, zna granice i wie, kiedy trzeba trzymać fason. Wie, że mężczyźni jej pożądają, a wiele kobiet zazdrości jej magnetyzmu. Ma w sobie dużo powabu, uśmiechu oraz nutę przekory. Jakie elementy składają się na kolekcję? Kolekcja składa się z 26 modeli i można ją podzielić na dwie części. Pierwszą budują kolory i tkaniny, którymi chciałem pokazać cechy związane z dziewczęcością i delikatnością. Bardziej związane z wczesnym popołudniem. Stąd lekkie tkaniny i jasne barwy. Druga stwarza kobietę, bardziej drapieżną i elegancką, otoczoną ciemniejszymi barwami i cięższymi tkaninami (na wieczór). A jaki jest styl Jana Leśniaka? W tworzeniu marki nie chodzi o pojedynczy ciuch, tylko o to, aby klientka mogła się u ciebie ubrać cała, aby się odnalazła. Jak zaczynałem, to wydawało mi się, że trzeba myśleć nad spójnością. W szkole było o tym. Jakieś dziwne normy czy reguły. Mój tata jest malarzem i jako twórca bardzo mi pomógł. Przekazał, aby nie patrzeć na reguły, tylko zwrócić uwagę na szczerość! Uważam, że jak ktoś zajmuje się tworzeniem, a nie myśli o tym, co to tworzenie ma przynieść, nie myśli o sobie, tylko o tym co robi i robi to szczerze. Styl wyjdzie siłą rzeczy.
30
moda
Tworząc korzystam z zaplecza własnego mózgu, niezależnie czym się inspirowałem. To może megalomańskie, ale moja twórczość jest opowieścią o mnie. Przełomowym dla mnie okazał się moment, kiedy to zrozumiałem, że mój styl jest prosty. To było mniej więcej w połowie tworzenia kolekcji. Choć zaczynając pracę, gdzieś tam z tyłu głowy ciągle miałem na uwadze fakt, że kiedyś zrobię pokaz i będzie on oceniany. Wiedziałem, że krytycy mody szukają wyjątkowości, innowacyjności, bo tego szuka się wśród nowych marek.
Chyba zawsze wolałem tworzyć dla kobiet
Na studiach moda mnie denerwowała. W świecie mody, bardzo często poszukiwanie czegoś nowego odbywa się kosztem funkcjonalności. Ja traktuję modę jak sztukę użytkową. To jest jak projektowanie form przemysłowych, to czemu ma służyć to podstawa. Dopiero później pojawia się aspekt piękna. Robiąc kolekcję bałem się, że zostanie uznana za zwykłą butikową kolekcję, że dowiem się od „znawców”, że to samo można kupić w „masówkach”. No może nie dokładnie to samo, ale ten sam poziom. W pewnym momencie i na całe szczęście, podjąłem decyzję o kogo mi chodzi. Czy o krytyków mody, czy o klientki. Przygotowałem się na słowa krytyki. Najważniejsze są kobiety, bo robię to dla nich. Oczekuję od swoich projektów tego, czego będzie oczekiwać osoba, która będzie je nosić. Może to zarozumiałe, ale ja nie boję się czy kobiety będą lubić moje projekty. Ja wiem, że będą. Widzę co się dzieje, kiedy kobiety przymierzają moje ubrania. Kiedy trwały przymiarki z modelką, to było niesamowite, po prostu „piałem” z zachwytu i to nie nad ubraniami, tylko nad tym jak modelka, w nich wygląda, jak ją zmieniają. Nie mogłem przestać cieszyć się tym,
że ona robi się piękna, jak kolejne modele wydobywają z niej inną cechę. Podkreślają co rusz inną stronę kobiecości. Byłeś moim wykładowcą na krakowskiej SAPU (Szkoła Artystycznego Projektowania Ubioru), wykładałeś Projektowanie do produkcji masowej. Zapamiętałam cię z tamtego okresu jako pędzącego na rowerze „luzaka-młodzika”. Na mnie sprawiałeś wrażenie zakręconego, trochę zagubionego. Wiecznie w luźnych, sportowych bluzach i dresowych spodniach… Tak, wtedy projektowałem takie rzeczy. Jednak nie chcę oglądać się za siebie. Cofać! Teraz dojrzałem. Nie bawię się w „hity sezonu”! Biorę tkaninę do ręki i wiem co z nią zrobić, widzę
moda
31
efekt końcowy. Nie raz zastanawiałem się nad swoim talentem, czy czasem nie powinienem się przebranżowić. Taka typowa „ depresja” po sezonowa (z przymrużeniem oka). Pracujesz nadal w dużej marce. Czy ma to wpływ na ciebie? Jakieś negatywne skutki? Po szkole miałem marzenia, robić „cuda-wianki”. Chciałem być jak Alexander Mcqeen, robić „odjechane” kreacje, pióra, teatralny styl… Dzięki pracy dla „dużych marek” zrozumiałem, że powinienem umieć zaspokajać potrzeby, że ludzie mają kształty. Nauczyłem się co to moda i styl. Co dla początkującego projektanta oczywiście było frustrujące. Dla każdego zderzenie z rzeczywistością takie jest! Cztery lata zabrało mi zrozumienie, iż praca zawodowa mnie ukształtowała, a nie zmanierowała! Dlaczego i dla kogo jest ta kolekcja… Wybiegając dalej chciałbyś stworzyć „dużą markę”? Flirtatious Ferocity jest tak naprawdę dla tego, komu ona przypadnie do gustu. Ale projektując, miałem na myśli kobiety od trzydziestego roku życia. Robiąc kolekcję chciałem sprawdzić też, czy nie przesiąkłem komercją, czy będę w stanie zrobić coś swojego. Chyba zawsze wolałem tworzyć dla kobiet. Zazdroszczę im tego, że mogą nosić te wszystkie delikatne materiały. Szeleszczące
i tańczące przy najdrobniejszym ruchu. W firmie projektuję modę męską, która jest bardziej „wykrojona” i sztywna. Ma być w końcu męsko! I na całe szczęście! Ta kolekcja była swoistym polem testowym, na którym sprawdzałem o co chodzi, w tej części bycia projektantem. Dobrze wiem, o co chodzi w byciu projektantem, który pracuje w firmie. Osiągnąłem prawie maksimum w pracy dla innych, teraz pora na to, o czym zawsze marzyłem. Kiedyś docelowo chciałbym tworzyć krótkie serie, dla szerszej grupy. Chciałbym tworzyć ubrania tylko z jedwabiu, który występuje w niezliczonych formach. Teraz pragnę realizować zamówienia indywidualne i na tym się skupiam. Zmieńmy teraz nieco temat. Realia w Polsce są trudne. Kryzys, ludzie zauważalnie mniej kupują. Nie chciałeś uciec w świat: Paryż, Londyn, Berlin? Byłem w Londynie, do którego uciekłem sfrustrowany pracą w jednej z komercyjnych marek. Stwierdziłem wtedy, że nie chcę już pracować w żadnej firmie, a nie bardzo widziałem siebie jako samodzielnego projektanta. Marzyłem, że tam to się zmieni. Mogę zachłysnąć się tym miastem, ale już po trzech miesiącach stwierdziłem, że tam za trzy lata nadal będę w tym samym miejscu. Londyn kusi, daje poczucie, że jest tam mnóstwo możliwości, ale trzeba się dużo bardziej rozpychać łokciami i więcej pracy włożyć, aby się wybić. Zrozumiałem, że bycie tam wtedy, to dla mnie droga do nikąd. Moja znajoma wyjechała do Londynu, po pół roku pracuje w sklepie znanego projektanta i przerabia pojedyncze egzemplarze. Sama mówi, że nie jest łatwo i nie tego oczekiwała. Inne znajome, wyjechały zaraz po studiach, z myślą osiedlenia się tam, pracując dorywczo jako kelnerki wyjeżdżały na zagraniczne wycieczki, ale cóż z tego skoro przez pięć lat nie dotykały tematu projektowania. Czuły coraz większą przepaść, między znajomymi ze studiów, którzy zostali w Polsce i rozwijali swe pasje zawodowe. Z tego co wiem, myślą o powrocie do kraju. A jeśli chodzi o mnie sądzę, że w Polsce mogę czerpać z tego, że to początki i mogę stworzyć kawałek historii. Narzekam na rynek mody w Polsce. Narzekanie może być również motorem do działania. Ale jestem Polakiem i tutaj jestem u siebie. Jestem jak zwierzę, tutaj mam swój „obsikany” teren. Myślę, że to kwestia dziesięciu lat, kiedy nasz rynek dojrzeje. Jakieś marzenia. Te do spełnienia? Tak, chciałbym znaleźć osobę: wspólnika-agenta! Kogoś, kto zająłby się za mnie stroną biznesowo-kontaktową. Sam nie mam doświadczenia na tym polu. Kosztuje mnie to dużo wysiłku i odciąga od projektowania. Wiem natomiast, że gdybym miał taką osobę, marka „Jan Leśniak” mogłaby się szybciej i pełniej rozwijać. Widzę to po ilości odwiedzających butik klientek. Kolekcja się podoba. To jednak Kraków, nie jest jeszcze gotowy… Tutaj mina klientki słyszącej cenę kilkaset złotych za żakiet, rzednie. W Warszawie, nie! Może trochę informacji o Leśniaku! Gdzie można dostać ubrania od Jana Leśniaka? Na stronie internetowej www.janlesniak.pl, w Krakowie, w butiku KREAtura CONCEPTSTORE a niebawem rusza też aplikacja na fanpage’u na Facebook’u. Jan Leśniak jest niesamowicie pozytywną osobą, w trakcie naszych dwóch spotkań przegadaliśmy chyba łącznie z osiem godzin, a mimo to trudno było nam się rozstać. Projektant potrafi obdarować niesłychaną porcją dobrej energii i choćby z tego względu polecam bliższy z nim kontakt. Jego szczerość czuć zarówno w zachowaniu, jak również w słowach i gestach. Dla bardziej ciekawych polecam blog, na którym można znaleźć jego wpisy. Gdy proszę Jaśka o jego zdjęcie do artykułu, mówi: „Wolałbym nie. Chce by „Jan Leśniak” kojarzony był z marką i moim stylem”. Czego mu oczywiście życzymy! www.janlesniak.pl Foto: joanna czaczkowska | blokdesign.pl hair and make up: beata augustyniak | bastudio.pl modelka: Ewa
32
moda
Ciekawostką związaną z kolekcją jest historia pojawienia się w niej pasków. Wygrzebałem stertę męskich koszul, utrzymanych w gamie: błękitów, szarości i bieli, łamanych deseniami najróżniejszych pasków. Patrzyłem na nie i tak bardzo mi się spodobały leżące jedne na drugich, że postanowiłem je zabrać. Z pasiastych koszul, pociętych w prostokąty powstała halka sukienki
moda
33
34
produkt
bluza: wemoto zegarki: nodo
czapki: mitchell & ness spodnie: carhartt
produkt
35
koszulka: sixpackfrance zegarki: nodo
36
produkt
czapka: wemoto spodnie: carhartt
kubek: carhartt
produkt
37
buty: reebok zegarki: nodo
38
produkt
portfel: carhartt spodnie: carhartt
okulary: vans
koszula: wemoto zegarek: nodo
czapka: carhartt x starter
produkt
39
bluza: pogo zegarek: nodo
40
produkt
czapka: mitchell & ness spodnie: carhartt
pedały bmx: carhartt portfel: carhartt
piece by piece zegarki: nodo ubrania i akcesoria: izzie store
produkt
41
Sneakers ruined my life TEXT DANIEL BIAŁOSZEWSKI + PHOTO chris papsmear’s
Lekarze, barmani, dj’e, studenci, białe kołnierzyki, życiowe obiboki. Próbując nazwać sneakerheadów subkulturą, znajduje się między nami wiele różnic. Mimo to łączy nas pasja do butów i niektóre sprawy niezależnie od osobistych preferencji. Buty dla pędzącego ulicami przechodnia to rzecz zupełnie prozaiczna. Oczywiście fajnie jest mieć na nogach Pumy z reklamówki, którą się zobaczyło w metrze albo czasopiśmie, ale nie wiele jest osób, które buty traktują jako coś więcej niż tylko konieczność. Są też ludzie idący za modą. Czasem ktoś zaszaleje i kupi kalosze droższe niż te z Decathlonu, bo na cholewce mają napisane coś o polowaniu. Ze sneakerheadami jest trochę podobnie. Nasze obuwnicze zachcianki do najtańszych nie należą. Jak coś jest „kolekcjonerskie” albo „limitowane” to z definicji jest też droższe. Moja najdroższa para butów to New Balance 1500 zaprojektowane przez australijski, nieistniejący już butik Provider. Znalazłem ją na e-bay i kupiłem za 3/4 swojej ówczesnej pensji. Na szczęście miałem akurat luźniejszą gotówkę w kieszeni. Zostało mi więc parę groszy na kilka piw a mieszkając w domu rodzinnym o ubitego cielaka na obiad martwić się nie musiałem.
42
felieton
Ten sam model kupił mój kolega i niestety przyszło mu za nie zapłacić o wiele więcej niż mi. Biedak jakimś cudem przeżył cały miesiąc i nie schudł aż nadto. Może dlatego, że nie miał z czego a może dlatego, że cukier trzy lata temu kosztował niecałe dwa złote. Butohoholicy sporo czasu potrafią stracić na przeglądaniu e-bay, zawalając wszystkie możliwe deadliny i zasłaniając się przy tym pojęciem prokrastynacji. Kiedy w poszukiwaniu butów przejrzymy już cały Internet, wybieramy się do co ciekawszych sklepów, w których pracują ludzie równie wkręceni w zbieranie sneakersów. W ich przypadku praca w takim miejscu to jak wpuszczenie grubasa za ladę w cukierni. Mając nowości na wyciągnięcie ręki a do tego zniżki, łatwo im się pogubić i zostawić w sklepie większą część wynagrodzenia. Co z tego, że w rezultacie dostają tylko osiem i pół pensji w roku. Równie patologiczną sytuacją jest wmawianie sobie, że nie potrzebujemy paru gadżetów z szafek, tylko po to by dorzucić kilka groszy do następnej pary butów. Gdyby nie kilkadziesiąt pudełek stojących w moim pokoju, śmiało mógłbym nazwać siebie minimalistą. Na szczęście nie zdarzyło mi się jeszcze sprzedać czegoś naprawdę wartościowego jak choćby nerki. Niebezpieczna może okazać się wymiana samochodu, bo przecież pomiędzy sprzedażą starego a kupnem nowego jest taki moment, kiedy w rękach ma się parę tysięcy złotych. Łatwo ulec pokusie i zrezygnować z jednej czy dwóch poduszek powietrznych oraz elektrycznych szyb. Sneakerheadzi kochają buty a kto w takim razie kocha sneakerheadów? Odpowiedź jest jedna – banki! Do dzisiaj cieszę się, że mając okazję położenia rąk na karcie z naprawdę gigantycznym limitem zadłużenia nie zrobiłem tego, bo kto wie, czy nie mieszkałbym teraz w chatce
To portal, który jest domem każdego sneakerheada. Jeśli szukacie newsów na temat aktualnych trendów wejdźcie na ich stronę. Świat sneakerów stoi otworem! www.suedeandmesh.com
z desek gdzieś w Argentynie. Niestety jest wielu mniej wstrzemięźliwych butomaniaków, którzy obecnie mają kredyty konsolidacyjne rozłożone na parę lat. Największym nieszczęściem jest mieć dobrą historię kredytową bądź pracować w grupie zaufania społecznego. Wtedy banki z większą pobłażliwością podchodzą do pożyczania pieniędzy. Czy więc będąc lekarzem łatwiej jest zbierać buty? Może niekoniecznie, bo kto chciałby być operowany przez chirurga, który odżywiany suchym chlebem i napojami energetycznymi, przy stole operacyjnym stoi w „dresiarskich” adidasach ZX8000? No dobrze a jeżeli nie jesteś młodym lekarzem, któremu łatwo uzyskać kredyt a na przykład specjalistą od żonglerki butelkami i mistrzem pozyskiwania uśmiechów osób siedzących przy barze? Wtedy możesz zapracować się na śmierć. Przecież barmani nie mają tachografów a po za tym to i tak w opinii ich pracodawców są robotami. Ktoś powie, że każdy pracuje tyle ile może, by żyć lepiej. No jasne, ale nie każdy zamiast lodówki kupuje bilet do Amsterdamu by tam po dobie czekania przed sklepem kupić buty za osiem stów. Oczywiście lodówka jest bardziej użyteczna niż osiemdziesiąta trzecia para skoków. Wśród sneakerheadów są także osoby, które parają się tak wyczerpującymi zawodami jak na przykład bycie studentem czy innego rodzaju życiowym obibokiem. Żeby nie wyjść na hipokrytę przyznam, że na czele tej grupy dumnie stoję ja, autor tekstu, który pracuje tylko czasami. Wśród obiboków, jako grupy nie zarabiającej kasy, rozróżnić można bananów oraz kombinatorów. Jeżeli rodzice mogą pozwolić sobie na hajlajf wyższy niż łosoś i perlicze jajka na śniadanie to głównym zmartwieniem staje się przemycenie i ukrycie kolejnej paczki z poczty tak by matka nie znalazła jej przez najbliższy miesiąc. Prawdziwym wyzwaniem jest jednak podwojenie ilości posiadanych butów nie pracując i nie siedząc w kieszeni
rodziców. Niestety wypływa tutaj temat resselingu, więc pozostawmy takich gagatków w spokoju. O ile nieracjonalne zarządzanie swoim portfelem może doprowadzić do odwiedzin komornika lub skarbówki, tak uważam, że są sprawy o wiele bardziej istotne. Byłem już świadkiem tego, jak kolekcjonowanie butów może wpłynąć na zachowania i relacje sneakerheadów z innymi ludźmi. Wyobraźcie sobie zatłoczony autobus i miłą starszą panią, która swoim zakupowym wózkiem właśnie przejechała nam po Air Maxach. Zwyczajowe ‘przepraszam’ z jej strony nie wystarczy. Większość z nas umie pohamować nerwy, żeby nie wykrzyczeć paru niecenzuralnych słów, ale grymas, który staruszka może sczytać z twarzy sneakerheada będzie prześladować ją do końca życia. Idąc po ulicy, kiedy jest ona mokra, może się okazać, że wcale nie jesteśmy tak szarmanccy jakbyśmy tego chcieli. Wielu gałganów w drogich butach puści ramię partnerki aby przeskoczyć byle kałużę a i z pewnością jako pierwsi unikną fali spod kół nadjeżdżającego samochodu. Mi z perspektywy sneakerheada znającego naturę naszych zachowań i tego jaki mają one wpływ na naszych znajomych oraz bliskich, nie trudno sobie wyobrazić list, który mógłby się pojawić w dziale z poradami psychologa w jednym z damskich czasopism: „Panie doktorze, kocham mojego chłopaka, ale po pewnym czasie odkąd ze sobą jesteśmy bardzo się zmienił. Z miłego i szarmanckiego mężczyzny stał się materialistą, despotą i cholerykiem. Ostatnio po przyjściu do domu nakrzyczał na mnie, że pudełka z jego ukochanymi butami stoją krzywo i czego ja nie narobiłam zmieniając kolejność ich ustawienia. Czy on mnie jeszcze kocha, czy już nie? Co mam zrobić, żeby go zrozumieć, albo zmienić jego zachowanie?’’ Gdybym to ja odpowiadał na to pytanie, odpowiedź była by krótka: „Droga Pani, niestety nie jest Pani w stanie nic zrobić. Pani partner to przypadek beznadziejny.‘’
felieton
43
dimi tri
coste
Zapach, hałas i historie TEXT mr.d + PHOTO dimitri coste + archiwum fotografa
Pierwszy raz na zdjęcia Dimitra natknąłem się w zeszłym roku przeglądając jeden z numerów magazynu WAD. Moją uwagę przyciągnęły fotografie pełne pasji i oddające klimat starych motocykli w centrum Paryża. Vintagowe stylizacje i stunt’owe sztuczki stały się dla mnie wizytówką tego fotografa. Po roku udało mi się z nim porozmawiać i dowiedzieć więcej o francuskim postrzeganiu pasji… Maile, Facebook, Skype i po kilku dniach w internetowym świecie komunikacji udało mi się poznać trochę tego człowieka. Okazał się być bardzo sympatyczny i bardzo otwarty na rozmowę, wymianę poglądów czy spostrzeżeń. Ciekawa osobowość, która dzieli swój czas między pasję a rodzinę. Zapracowany, zabiegany a jednak szczęśliwy. Kiedy ktoś pyta, kim jest Dimitri Coste odpowiedź przychodzi mi do głowy niemal natychmiast: fotograf i filmowiec. Ale kim jest naprawdę, co zrobi, co go absorbuje i co kocha?
44
wywiad/fotografia
Trudno to wytłumaczyć tak na szybko. Hmm… Może to tak jakby mieć sporo dzieci, można kochać wszystkie, bo miłość nie jest podzielna, tylko trzeba dla każdego mieć czas. To właśnie o czas non stop walczę, by go mieć dla wszystkich i wszystkiego wystarczająco. Jestem fotografem i reżyserem, jestem wielkim pasjonatem starych motocykli, bmx-ów i samochodów. Lubię piękne rzeczy, lubię je fotografować, nosić, oglądać lub nimi jeździć. Najważniejsze jednak dla mnie jest to, aby nadal zachować wystarczającą ilość miejsca i czasu na miłość dla mojej dziewczyny i dzieci. To jest najważniejsze. Jesteś fanem starych motocykli i sam masz Triumph’a z 1967. Co jest w starych motocykli? Co Cię w nich przyciąga? To jest coś niesamowitego… Zapach, hałas, kształty, emocje i historie jakie się z nim wiążą. Szanuję ludzi, którzy nad nimi pracowali
wywiad/fotografia
45
i wynaleźli tak niesamowite maszyny. Jazda na tych motocyklach przenosi mnie w zupełnie inny wymiar, inny świat. Dorastałem z ojcem, który ścigał się starymi, przedwojennymi motocyklami i samochodami. Prawie 25 lat zajęło mi by móc się przejechać jego starym Norton’em (brytyjski motocykl sportowy) i poczuć to coś, co on zawsze miał w głosie jak opowiadał o tym, czym są dla niego stare motocykle. Nigdy nie zmuszał ani mnie ani brata do tego byśmy jeździli czy się tym interesowali, podejrzewam, że doskonale wiedział, że to przyjdzie z czasem i samo we mnie urośnie. Tak naturalnie… Wziąłeś udział w zawodach Catarina Grand Prix. Czy to było Twoje marzenie czy chęć udowodnienia, że pasja może też mieć odzwierciedlenie w prawdziwym sporcie? Te zawody odbyły się po raz ostatni w 1958 roku, więc nie mogłem o nich marzyć wcześniej. Jednak jak byłem małym chłopakiem spędziłem wiele godzin podziwiając stare zdjęcia z tego wyścigu. Kiedy dowiedziałem się, że znów się odbędzie, zacząłem zastanawiać się, co z tym zrobić. Z początku miałem pojechać tam i robić
46
wywiad/fotografia
zdjęcia. Z czasem pomyślałem sobie, a może mogę tam pojechać, wystartować i dodatkowo robić zdjęcia? Po tej myśli zaczęła się moja totalna obsesja na tym punkcie. Pojechałem tam już głównie z nastawieniem by się ścigać i poczuć jak to było walczyć w amatorskich wyścigach w latach 50’tych. Nie walczyłem o nagrody, najważniejsze było to, aby wystartować i dobrze się bawić. I udało się… Staram się jeździć jak najwięcej różnymi motocyklami. Ścigam się dla czystej przyjemności i satysfakcji. Jedynie, co mogę udowodnić to, to, że każdy może jeździć bez względu na umiejętności i sprzęt. Chodzi o to by zbliżyć się do marzeń, poczuć ducha wyścigów i bliskość starych wyścigowych bohaterów. Tak udało się, moja wygrana w Catarinie była tylko dodatkiem i znaczyła więcej dla innych niż dla mnie. Dla mnie liczyło się to by poczuć ducha tamtych lat, usłyszeć dźwięki motocykli i poczuć się jak w latach 50’tych.
VANS OTW | Breton
wywiad/fotografia
47
48
wywiad/fotografia
Niemal na każdym zdjęciu jesteś ubrany w stary kask i vintagowe ciuchy. Czy Twoja pasja ma tak duży wpływ na to co nosisz? Mam swoje klasyki. Większość z nich pochodzi z poprzedniej dekady. Kolekcjonuje stare Vansy produkowane w USA, stare kaski motocyklowe i BMX-owe. Nie jestem nostalgiczny, ale lubię rzeczy, które mają duszę. Jestem daleki od bycia świrem i maniakiem technologii. Oczywiście to, co kocham ma wpływ na to, co noszę, ale nie utknąłem w jednej erze i nie boję się łączyć różnych styli. Przeważnie noszę klasyczne ciuchy, ale czasami lubię też założyć koszulkę BMX-ową z lat 80’tych. Nie idę według trendów, staram się mieć swój styl i dobrze się czuć w swoich ciuchach. Wszystko to kwestia stylu, własnego stylu.
wywiad/fotografia
49
50
wywiad/fotografia
Jesteś ambasadorem marki Vans. Czym dla Ciebie jest kolekcja OTW, którą reprezentujesz? OTW (Off The Wall) to kolekcja, która powstała w maju 2010 roku. To kolekcja, która celebruje niezależny, twórczy sposób życia. Przemawia do wielu ludzi, nie tylko do sportowców. To alternatywa dla klasycznych Vansów ze stylową, czystą linią. Specjalną uwagę kładzie się tu na materiały i wykończenie. Myślę też, że jest to swoiste laboratorium do tworzenia i wymyślania nowych modeli. Od wielu lat Vans wspiera środowisko sportowe. Ludzie na całym świecie noszą Vansy, ale nie uprawiają żadnych kojarzonych z marką sportów. Kochają historię i klimat tej marki. Mogą mieć inne potrzeby i chcą być bardziej stylowi, wtedy kupują parę z OTW. Poza tym to zgromadzenie kilku silnych osobistości, które wkłada masę pasji i radości w to, co robią. OTW to połączenie mojego stylu z wygodą i nowoczesnością. Zaprojektowałeś parę modelu Larkin. Jak opiszesz wpływ mody na Twoją pracę i życie? Moda mówi moim zdaniem o elegancji i o stylu. Jest czymś bardzo kreatywnym i zdecydowanie ma gdzieś odwzorowanie w mojej pracy i życiu. Nie jestem tylko w stanie powiedzieć dokładnie gdzie i jak bo według mnie jest wszędzie. Jeśli chodzi o Larkina to wziąłem inspirację z koszul baseballowych z lat 40 i 50. Uwielbiam paski i pasy. Moja pierwsza para Vansów była parą pasiastych Slip-on’ów. Robisz wiele zdjęć dla magazynów na całym świecie. Co jest dla Ciebie ważne w Twojej pracy? Chcę by moje zdjęcia przekazywały klimat, chcę być z nich dumnym i mam nadzieję, że cały czas będę cieszył się z każdej chwili, jaką spędzę z aparatem w ręku.
VANS OTW | alomar
Na Twoich zdjęciach widać, że chcesz pokazać coś ważnego. Podkreślasz spojrzenia i grymasy twarzy. Co jest istotnego w dobrym zdjęciu? Lubię móc pokazywać, co czuje osoba, którą fotografuje. Nie wiem, co jest ważne w moich zdjęciach, może ważniejsze od dobrego zdjęcia jest to by było prawdziwe i mocne. Co chciałbyś osiągnąć w życiu? Jeszcze nad tym pracuje. Jak chciałbyś by ludzie Cie zapamiętali? Ej stary, ja jeszcze żyje… (śmiech)
wywiad/fotografia
51
52
wywiad/fotografia
wywiad/fotografia
53
burn dirt park TEXT maciek kucbora + PHOTO materiały promocyjne
Warszawski BURN Dirtpark, powoli staje sie miejscem kultowym. Zarządzająca obiektem agencja Radical.sm dwoi sie i troi aby zapewnić użytkownikom bogaty program aktywności. Prześledźmy co słychać w słynnej dmuchanej kiełbasie przy Pomniku Lotnika! „Podstawy rowerowej ex tremy” - warsztaty dla początkujących Pomimo wielkich skoczni i wysokich lotów, BURN Dirtpark to miejsce idealne do rowerowego rozkręcenia się po zimowej przerwie dla zupełnie początkujących rowerzystów. Zima w końcu za nami i czas odkurzyć rower. Zanim jednak wyruszysz na podbój miejskich parków, leśnych ostępów, czy górskich szlaków, warto sobie przypomnieć JAK TO SIĘ ROBI? Można się o tym przekonać na wiosennych warsztatach odbywających się w parku. To miejsce tylko pozornie wydaje się przeznaczone dla hardcore’owców. Poza dużymi skoczniami, jest kilka opcji dla tych co nie odrywali się jeszcze od ziemi. Nawet niedzielni rowerzyści będą mogli w soboty poćwiczyć opanowanie swojego roweru. Idealnym do tego miejscem jest pumptrack. Mania tych mini torów obiega w błyskawicznym tempie cały świat
54
sport
i dotarła również pod dach warszawskiego balonu. Jazda po nim to jedna z najlepszych metod szkoleniowych. Turlanie się po specjalnie wyprofilowanych muldach jest bezpieczne, uczy odpowiedniego balansu, wyczucia roweru i szybkiego reagowania. Trenując pod okiem dirtparkowych fachowców można się nauczyć wykorzystywać wszystkie atuty swojego roweru i w efekcie jeździć bezpieczniej w każdym terenie. Pumptrack to również świetna metoda treningowa dla dzieci. Najmłodszy rider dotychczas miał 3,5 roku, a całe rodziny z dziećmi uczące się „pampingu” to już normalny widok na BURN Dirtparku. Ci co opanują rower mogą spróbować najmniejszej linii skoczni, tzw. „stolików”. Są tak zbudowane, że można je przejechać, a w końcu nauczyć się przeskakiwać. Jak już pokonamy stoliki, czas na basen z gąbkami, w nomenklaturze międzynarodowej „foam pit”. Skoki do gąbek to świetna droga do opanowania wysokich skoków. Żeby zrozumieć gąbki należy skoczyć w nie kilka razy samemu, by następnie „latać” już na rowerze. Oczywiście cały czas do dyspozycji są znający się na rzeczy instruktorzy. Dzięki ich radom pewien laik po pół godzinie prób robił juz back flipa (salto w tył). Warsztaty odbywają się w poniedziałki i środy po 18. Za cenę 20pln dostajemy szkolenie z wykwalifikowanym instruktorem, puche BURN’a, jest też możliwość wypożyczenia odpowiedniego roweru oraz kompletu ochraniaczy. „TOP RIDER” czyli coś dla bardziej zaawansowanych. Wysiłki riderów, litry wylanego potu, godziny prób, chwile załamań, frustracji, aż wreszcie momenty chwały i glorii po wylądowaniu katowanej wcześniej sztuczki nie poszły na marne! Ekipa BURN Dirtpark z dumą prezentuje pionierski na skale europejską program TOP RIDER, w czasie którego riderzy będą mieli niepowtarzalną okazję zaprezentować swoje umiejętności na rowerze i co więcej wynieść z tego ogromne zyski! Projekt ruszył pod koniec kwietnia i składa się z czterech etapów. W trzech pierwszych zawodnicy dostają listę sztuczek, które trzeba poprawnie wykonać, nakręcić udaną próbę i wysłać do ekipy Parkowej. Przed każdym z etapów sztuczki są wybierane przez internautów poprzez specjalną ankietę
przygotowaną na profilu facebook BURN Dirtpark. Każdy poprawnie wykonany trik to punkty! Przez pierwsze trzy etapy zbieramy punkty za poprawne triki, nagrane na filmie. Natomiast etap IV to rozstrzygnięcie konkursu, które odbędzie się 23 czerwca na BURN Dirtparku - tam rozegrane zostaną zawody finałowe i wyłoniony zostanie TOP RIDER MTB oraz BMX!
Zapraszamy przede wszystkim początkujących, „niedzielnych” rowerzystów, tych mniej i bardziej zaawansowanych na przygodę w BURN Dirtparku! Może się wkręcicie… www.burndirtpark.pl
Najprzyjemniejsze na koniec, czyli nagrody - a jest o co walczyć! Dwóch najlepszych zawodników z każdej kategorii (MTB/BMX) zgarnie kontrakt sponsoringowy o wartości 8000pln! Jak widzicie w balonie przy Wawelskiej 5 w Warszawie dzieje się niemało. Sympatyczna i co najważniejsze sportowa atmosfera panuje tu zawsze. Pojawia się także sporo atrakcyjnych dziewcząt oraz znanych fotografów, czego efektem był niedawno rozstrzygnięty konkurs na Miss Dirtparku! Foty rozgrzały do czerwoności dirtparkowy profil na Facebooku, konkurs pod patronatem adidas Originals „zlajkowało” ponad pięć tysięcy osób! Natomiast w środę każdy uczestnik warsztatów może się zaprezentować przed obiektywem naszego utalentowanego fotografa - maxo.ownlog.com podczas cotygodniowego FotoDay! Niebywała okazja do uchwycenia siebie na dobrej focie w ekstremalnej rowerowej sytuacji!
wywiad sport
29 55
Anita bluza: femi pleasure honey kama bluza: femi pleasure san diego
Damskie przyjemności Femi Pleasure TEXT MR.d + PHOTO Arek Stan
Ostatnio spotkałem się z opinią, że wszystko da się podzielić na to, co było przed i po jakimś momencie przełomowym. Z początku sprzeciwiałem się takiemu myśleniu, lecz z każdym kolejnym dniem znajdowałem dowody na to, że niepasująca mi (w mojej świadomości) teoria ma coraz więcej argumentów za niż przeciw. Tak bardzo utkwiło mi w głowie datowanie, że starałem się użyć go myśląc o tym, co się w polskiej modzie zmienia i co powinno być właśnie takim momentem przełomowym. Kiedy będziemy mogli mówić o starożytnych a kiedy o nowożytnych trendach i stylach. Moja dość skomplikowana analiza zaczęła kręcić się wokół początków polskiego streetwearu. Z każdą kolejną chwilą jak się nad tym zastanawiałem traciłem z oczu moment, kiedy produkowane do tej pory ubrania przestawały mieć mocne zabarwienie sportswearowe a kiedy zaczęły nabierać bardziej streetowego klimatu. Przygotowałem sobie krótką listę konkretnych marek i dat i ruszyłem w miasto poszukując odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Jednym z adresów, które odwiedziłem jest Odolańska 10 w Warszawie, czyli pierwszy flagowy sklep rodzimej marki Femi Pleasure, która będąc od wielu lat na naszym rynku nabrała pełnoprawnych kolorów i rozmiarów, ale zachowała niepowtarzalny klimat i smak. W sklepie jak zawsze wiele się działo. Sporo ludzi, ciekawe rozmowy, ostateczne ustalenia z fotografem na temat nowego lookbooka i w środku tego wszystkiego dwie siostry Anita i Kama, które od kilku lat stoją za marką Femi Pleasure. Po kilku minutach oczekiwania w towarzystwie Ryszarda – nadwornego psa pieszczocha – usiedliśmy do rozmowy. Na początku trochę standardowo, ale jednak ważne jest to byście powiedziały skąd w ogóle wziął się pomysł na to by zacząć produkować własne ubrania? Co było momentem przełomowym, który dał wam motywację do tego by przestać szukać i zacząć tworzyć?
56
wywiad/moda
Wiesz co? – zaczyna Anita. Wydaje mi się, że będzie to najbardziej pospolita odpowiedź, ale w naszym przypadku bardzo prawdziwa. Nie było nic, co chciałybyśmy nosić. Kilka lat temu ciężko było kupić w Polsce ciuchy takich marek jak Billabong czy Nikita. Nie można było wejść do sklepu i zdjąć z wieszaka coś, co się widziało fajnego w Internecie. Chcąc mieć coś ciekawego musiałyśmy jeździć do Pragi na zakupy. Za którymś razem po kolejnej wycieczce do Czech pomyślałyśmy sobie, że może powinnyśmy zacząć robić swoje ubrania, coś co będzie nam się podobało i w czym chciałybyśmy chodzić. Tak narodziło się Femi. – dodaje Kama. Z początku był to jeden model bluzy w trzech kolorach. Zrobiłyśmy sto sztuk i rozdałyśmy po znajomych. Nie trzeba było jednak długo czekać by zaczęły się pytania: co to, skąd, za ile i gdzie można kupić? To dało nam sporo do myślenia…
bluza: femi pleasure holiday zegarek: baby-G bgd-140
bluza: femi pleasure grenada zegarek: baby-G bga-130 longboard: femi pleasure
Femi można porównać do takich marek jak Nikita czy Roxy. Jest to marka tylko dla dziewczyn i jednak cały czas nacechowana jest elementami bardziej zbliżonymi do sportswearu. Czym jest styl Femi i czym według Was różni się sportswear od streetwearu? Tak, to, co robimy kierujemy tylko do dziewczyn. W firmie są same dziewczyny i tak zostanie. Miałyśmy propozycje i pytania od chłopaków by robić coś dla nich, ale nie. Jesteśmy dziewczynami i wiemy, co chciałybyśmy nosić i mieć w szafie, więc robimy to, na czym się znamy i nie chcemy robić inaczej. Wspomniana przez Ciebie Nikita zrobiła kiedyś projekt pod nazwą Atikin (ubrania tylko dla chłopaków – przyp. red), ale jak wiadomo nic z tego nie wyszło i żaden facet się tym nie zainteresował, więc nie widzę powodu, dla którego my miałybyśmy robić coś takiego. Stylem Femi jest kobiecość, kolory i wygoda. Nasze ciuchy to odzwierciedlenie radości z życia i uprawiania sportów takich jak snowboard, surfing czy jazda na longboardzie. Nie wiem czy to można określić stylem, ale to, czym jest nasza marka widać w zdjęciach, na których siedzą uśmiechnięte, szczęśliwe dziewczyny w blasku słońca nad wodą bądź na śniegu. Nasz styl to nasza wizja tego jak wygląda beztroskie życie podczas robienia tego, co się chce i co przynosi najwięcej satysfakcji. Czym się różni sportswear od streetwearu? Nie wiem – odpowiada Kama po chwili zastanowienia i dodaje – To chyba zależy od tego jak się, co postrzega. Nie ma w modzie podziałów, które kategoryzowałyby, jakimi prawami rządzi się jaki styl. Sportswear to ciuchy dla aktywnych z założenia, ale przecież nikt nie powiedział, że te ubrania nie nadają się do chodzenia po mieście. To wszystko to pojęcie względne a to, jaka marka jest bardziej nacechowana, jakimi ideami to już zależy od poszczególnych producentów i tego jak klienci je postrzegają. Skąd czerpiecie inspiracje i jak wygląda przygotowanie nowej kolekcji? Inspiracje są wszędzie – zaczyna Anita z uśmiechem na twarzy. Internet, ludzie na ulicach i podróże. To najważniejsze elementy, które zawsze pomagają mi w kreowaniu nowych koncepcji i pomysłów. Z Kamą wiele wyjeżdżamy, co pozwala nam na obserwacje różnych środowisk w różnych krajach, to naprawdę kopalnia wiedzy, jeśli się wie jak ją zinterpretować. Obie jesteśmy po szkole artystycznej, więc jeśli chodzi o warsztat to nie mamy z tym problemów. Zawsze przed pojawieniem się kolekcji jedziemy do Bielska do domu i wraz z naszymi dziewczynami robimy burzę mózgów. To bardzo pomaga i daje wiele naprawdę ciekawych pomysłów. Produkt musi być kompletny, to znaczy od początku do końca musimy być z niego zadowolone. Jesteśmy dumne z tego, że wszystkie nasze ubrania są szyte w Polsce. Dzięki temu mamy bardzo wysoką jakość i na każdym etapie produkcji możemy nadzorować wszystko, co się z nimi dzieje i wprowadzać
Nasz styl to nasza wizja tego jak wygląda beztroskie życie podczas robienia tego, co się chce i co przynosi najwięcej satysfakcji
bluza: femi pleasure shake
ewentualne poprawki. Dla naszych zagranicznych klientów bardzo ważna jest jakość i dbałość o szczegóły. Chcąc sprzedawać za granicę trzeba mieć naprawdę dobre projekty, dobrą jakość no i oczywiście trzymać się terminów… - śmieje się Kama. Sprzedajecie swoje produkty w wielu krajach. Jak udało Wam się trafić na zagraniczne rynki i gdzie poza Polską można kupić ciuchy z logo Femi? Na chwilę obecną mamy dystrybutorów w Austrii, Niemczech, we Włoszech, Czechach, Słowacji, Słowenii, Francji, Portugali, Norwegii i Szwecji. W większości sami się do nas zgłaszają, ale nie ukrywam, że istotnym miejscem na pozyskiwanie nowych kontaktów i prezentacje naszych ciuchów są targi ISPO w Monachium. Od jakiegoś czasu jeździmy tam systematycznie, co owocuje bardzo dobrym odbiorem naszych produktów i wzrostem rozpoznawalności tego, co robimy. Sprzedaż zagraniczna to chyba marzenie każdej polskiej firmy, cieszymy się, że nam się udaje i można powiedzieć, że żyjemy własnymi marzeniami – Dodaje Anita nie ukrywając zadowolenia i radości. We dwie jesteście odwzorowaniem waszej marki. Jesteście aktywne, uprawiacie sporty letnie i zimowe i wiecie, czego chcecie. Dążycie do tego by z każdym dniem realizować marzenia i dążyć do doskonałości. Wiele dziewczyn, które chodzą w Waszych ciuchach jest do Was podobnych. American dream w polskim wydaniu… Taki był zamysł. Żyjemy tak jak chcemy i w taki sposób jak postrzegamy nasze klientki. American dream może nie, ważniejsze dla nas jest to by nasze marzenia i ich realizacja dawały efekty i radość nie tylko nam, ale wszystkim, którzy w nas wierzą i którzy wierzą w to, że Femi to także ich styl i sposób życia. Dwie siostry, jeden cel i jedno marzenie. Robić ciekawe i kreatywne rzeczy, realizować plany i kreować życie tak jak się chce a nie tak jak los czy przypadek zadecyduje. Femi Pleasure to hołd dla aktywnych dziewczyn, które od życia chcą więcej i które potrafią walczyć o to, by każdy kolejny dzień był wyjątkowy. www.femipleasure.com
wywiad/moda
57