SuperHero Magazyn 2/2016

Page 1

PLAKAT

CROSSBONES

Z FILMU KAPITAN AMERYKA: WOJNA BOHATERÓW

D. Papierska, J. Oleksów © 2016 Wydawnictwo Sol Invictus

2/2016

ISSN 2391-4505

wydanie bezpłatne

ZAWIERA

LIS • SPIDER-MAN: CZY TE OCZY MOGĄ KŁAMAĆ? CROSSBONES • SUPERMAN • MOCKINGBIRD HEROSI MARVELA OBALAJĄ DYKTATURĘ • CZAKRA


M A G A Z Y N

CZY TE OCZY MOGĄ KŁAMAĆ?

Wydawnictwo AntyHero sp. z o. o. Warszawa

Reklama i Promocja promocja@superhero.com.pl

© 2014-2016 Wydawnictwo AntyHero sp. z o.o.

Redakcja ul. Bogatyńska 10A 01-461 Warszawa redakcja@superhero.com.pl

© 2004 MARVEL

Redaktor naczelny Michał Czarnocki m.czarnocki@superhero.com.pl

Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych i zastrzega sobie prawo do dokonywania ich skrótów i redagowania w przypadku publikacji, a także ich wykorzystania w Internecie oraz innych mediach w ramach działań promocyjnych Wydawnictwa AntyHero sp. z o. o. oraz „SuperHero Magazynu”. Listy nadesłane do redakcji nieopatrzone wyraźnym zastrzeżeniem autora mogą być traktowane jako materiały do publikacji. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść reklam i ogłoszeń, a Wydawca zastrzega sobie prawo do odmowy zamieszczeania treści sprzecznych z interesem Wydawnictwa lub linią programową „SuperHero Magazynu”, a także prawem polskim. Wszystkie publikowane materiały na łamach „SuperHero Magazynu” są chronione prawem autorskim. Ich kopiowanie, przedruk lub rozpowszechnianie w dowolnej formie wymagają pisemnej zgody Wydawcy.

ANTYHERO

2

ki). Co więcej, na tym nieprawdopodobnym sukcesie studia korzystali niemal wszyscy zainteresowani: dotychczas nieco mniej popularni Iron Man, Hulk i Thor (pod nieobecność ścianołaza i mutantów zyskujący bardzo silną pozycję w oczach wydawcy, kinomanów, a koniec końców także czytelników kolorowych zeszytów), wychodząca z lamusa branża komiksowa, brylujący na półkach hipermarketów (i nie tylko) herosi i całe Hollywood zabijające się o role i stołki reżyserskie w kolejnych odsłonach superbohaterskiej, wielkoekranowej opery mydlanej. A wszystko to – podkreślmy jeszcze raz – bez udziału złotego, pyskatego dziecka Stana Lee, które w tym czasie dewaluowało się pod skrzydłami konkurencyjnego studia filmowego w kolejnych, coraz słabszych produkcjach filmowych...

© 1990 MARVEL

Powiadają, że nie ma ludzi niezastąpionych. I rzeczywiście – Marvel, pozbawiony praw do X-Men, Spider-Mana czy jeszcze do niedawna Daredevila, Ghost-Ridera i Punishera, w ciągu kilku ostatnich lat zbudował bodaj najbardziej dochodowe uniwersum filmowe XXI wieku. Sukces osiągnięto nie oglądając się na brakujące elementy układanki, zamiast tego skutecznie zastępując je innymi z wielu posiadanych atutów, na czele z umiejętnie prowadzonymi debiutantami (Strażnicy Galaktyki, Ant-Man), kultowymi występami samego Papy Stana oraz najjaśniejszym z najjaśniejszych skarbów – Robertem Downeyem Jr. (odpowiedzialnym prawdopodobnie za jakieś trzy czwarte sukcesu filmowej odnogi Domu Pomysłów, jeśli w ogóle sukces wolno tak trywialnie przekładać na ułam-

© 1965 MARVEL

Niemal dekada z bohaterami Marvela na wielkim ekranie za nami. Tuzin filmów, sława, sukces, splendor, wielokrotnie zdewastowany Box-Office i grube miliardy na koncie. Wtem na scenę wkracza Człowiek-Pająk, filuternie mruży oczy i... nic innego nie ma już znaczenia.


WSTĘPNIAK

Red. naczelny Michał Czarnocki

D. Papierska, J. Oleksów © 2015 Sol Invictus

Gadatliwy, marnotrawny ścianołaz jednak powrócił. I to tak spektakularnie, jak to tylko możliwe. Cóż bowiem z tego, że promocja obrazu „Kapitan Ameryka: wojna bohaterów” trwa już od tylu miesięcy. Cóż z tego, że zapowiada się tak dobrze z wielu istotnych powodów, żeby wspomnieć tylko uznanych przez fanów filmowego Marvela twórców (bracia Russo), całą rzeszę bohaterów z różnych zakątków uniwersum Marvela (toż to nic innego jak „Avengers 2 i 1/2”!) i tak lubiany przez fanów materiał źródłowy w postaci wielokrotnie wspominanej także na tych łamach „Wojny domowej”? Cóż z tego, skoro wystarczyło kilka sekund z mrużącym oczy Spider-Manem w finale trailera i... cały świat – zamiast o starciu Visiona ze Scarlet Witch, zaprezentowanym po raz pierwszy na wielkim ekranie słynnym więzieniu „Raft”, powracającym do uniwersum generale Rossie czy okładających się bezlitośnie po twarzach Starku i Rogersie – rozprawia tylko o tym, czy... strój Petera Parkera dobrze leży, a wymalowane na masce źrenice mają odpowiedni obwód? Czy są bardziej „w stylu Ditko” (a przecież zmrużone wyglądają jakby żywcem wyciągnięte ze stron „Amazing Fantasty” #15), czy McFarlane’a, Larsena i Ramosa, i czy to w ogóle możliwe, żeby się „ruszały”, skoro są „martwym” elementem maski (podobno Tony Stark ma coś z tym wspólnego). Szaleńcze śledztwo związane z wizerunkiem Człowieka-Pająka i jego zgodnością z kanonem zatacza coraz szersze kręgi w środowisku wyposzczonych fanów, tymczasem jakby tak dobrze się przyjrzeć, okazuje się, że debiutujący w filmowym uniwersum Marvela Spider-Man... wygląda dokładnie tak, jak Spider-Man! W czym więc rzecz? Konkluzja może być tylko jedna. Nie chodzi bowiem o to, jakie oczy ma Spider-Man: czy niewielkie i zadziornie zmrużone jak u Steve’a Ditko, czy też olbrzymie – z wielkimi „białkami” (McFarlane), albo ordynarnie szerokimi, czarnymi obwódkami (Humberto Ramos z czasów „Spectacular Spider-Man”). Nie ważne, czy są czerwone (jak w serii „Scarlet Spider”), czy zupełnie czarne (jak w niektórych zeszytach z cyklu „Superior Spider-Man”). Nie chodzi nawet o to, czy oczu jest jedna para, czy dwie (jak przez moment Piotrka portretowano w historii „Changes”, sugerując, że zmienia się w prawdziwego Pająka), i czy jego strój jest czerwono-niebieski (niebiesko-czerwony?), czarny (po zabawieniu symbiontem) albo biały (po dołączeniu ścianołaza do kolegów z Fantastycznej Czwórki). Nie ma też znaczenia czy jest pająkiem współczesnym, czy przyszłym (rok 2099 coraz bliżej), kobietą rasy białej (Spider-Gwen), czy czarnoskórym nastolatkiem (Miles Morales); oryginałem czy klonem, ani nawet to, że niektórzy wierzą, że w swej pozornie pajęczej naturze jest po prostu gadającym wieprzkiem (Peter Porker). Ważne i chyba zupełnie dziś oczywiste jest tylko jedno: bez Spider-Mana (jakiegokolwiek) Marvel – nawet jeśli wciąż wysoce dochodowy – jest po prostu... niekompletny. Ale to już za nami. Witaj więc drogi Człowieku-Pająku tam, gdzie twoje miejsce – czekamy na więcej.

W numerze: SUPERMAN American Alien

MOCKINGBIRD Amerykański sen Kasi Niemczyk

LIS: OBŁAWA Słowa są zbędne

CROSSBONES Człowiek, który chciał zabić legendę HEROSI MARVELA

OBALAJĄ DYKTATURĘ Supermocą w reżim

EKSKLUZYWNIE

CZAKRA: OUTSIDER Wstęp do przygód nowego, polskiego superbohatera

3


M A G A Z Y N

Superman: American Alien

© 2016 Marvel

© 2016 DC Comics

© 2016 Marvel

© 2a016 Marvel

Ludzka strona Boga

© 2016 DC Comics

Nowości Marvela i DC

Z KOMIKSU NA EKRAN ... I Z POWROTEM To prawda, że superbohaterowie przywędrowali z kart komiksu na mały i wielki ekran. Jednak teraz, kiedy radzą sobie tam już tak dobrze, nic nie stoi na przeszkodzie, aby znów wrócili na karty komiksu powtarzać ograne schematy... Z takiego przynajmniej założenia zdają się w tym roku wychodzić dwaj najwięksi gracze amerykańskiego rynku komiksowego. W efekcie lada moment na kartach kolorowych zeszytów ujrzymy całą gamę powtórek z rozrywki inspirowanych tegorocznymi filmowo-serialowymi adaptacjami starych, dobrych historii Marvel i DC. Czeka nas więc druga „Wojna Domowa”, gdzie – w walce o kształt jutra – znów naprzeciw siebie staną panowie Stark i Rogers (ten drugi chowając się tym razem za plecami damy!), kolejne starcie mutantów z Apocalypsem (na łamach „Extraordinary X-Men”), cykl DC „Legendy Jutra” inspirowany serialem o quasi-Lidze Sprawiedliwości walczącej z tutejszym odpowiednikiem En Sabah Nura, oraz kolejny pojedynek Punishera i Daredevila (z rysunkami Szymona Kudrańskiego!). Co znamienne, w niemal wszystkich przypadkach kluczem ma być przyszłość...

4

Filmowe starcie człowieka ze stali z mrocznym rycerzem i specjalny numer „SuperHero Magazynu” dedykowany temu wydarzeniu już za nami. Nie znaczy to jednak, że nie możemy jeszcze raz sprawdzić, co słychać u mesjasza z planety Krypton, który zstąpił na Ziemię, aby nieść dobro i czynić cuda. Zwłaszcza, że na horyzoncie objawił się niedawno interesujący i bardzo odświeżający postać herosa tytuł, który paradoksalnie ignoruje boskie oblicze Supermana, skupiając się na bliższej nam, ludzkiej twarzy bohatera. Miniserii „American Alien” daleko do tradycyjnej historii o Supermanie. W centrum zainteresowania twórców pozostaje tutaj „ten drugi”, Clark Kent – jeszcze nie w pełni ukształtowany, ziemski „avatar” superherosa. To nie kolejny „All-Star Superman”, który przedstawiałby protagonistę jako transcendentną istotę żywcem wyjętą ze srebrnej ery komiksu. Tym razem obserwujemy bowiem przede wszystkim mniej znane i oczywiste oblicze bohatera: energicznego młodzieńca, który nie unika nowych wyzwań, szalonych zabaw jak również spotkań z przyjaciółmi, ukrywając przy tym fakt bycia nielegalnym imigrantem z kosmosu zamieszkującym tereny Stanów Zjednoczonych. Mnogość motywów związanych z dojrze-

Mateusz Wesołowski

waniem młodego Supermana i jego relacji z mieszkańcami Smallville pozwala spojrzeć na bohatera pod zupełnie innym kątem, czyniąc komiks bardziej przystępnym dla czytelników zrażonych w przeszłości pompatycznym stylem, z jakim przygody superbohterskiego harcerza często konstruowano. Oprócz odświeżenia wizerunku ikony scenarzysta cyklu, Max Landis idzie tutaj zresztą jeszcze o krok dalej, prezentując czytelnikowi autorską interpretację uniwersum DC Comics, nie stroniącą od odniesień do postaci z głównego nurtu komiksu, m.in. osoby Olivera Queena, czy kojarzonego z Człowiekiem-Nietoperzem seryjnego mordercy, Victora Zsasza, sprytnie osadzonych w realiach nowej rzeczywistości. „Amerykański obcy” to nie tylko pomysłowy scenariusz, ale i nietuzinkowa oprawa graficzna. Do pracy nad serią zaproszono plejadę znakomitych artystów, m.in. Jae’a Lee, Nicka Dragottę i Francisa Manapula. Każdemu z rysowników powierzono pieczę wyłącznie nad jednym numerem, tak by swoim stylem idealnie dopełniali treść danego epizodu scenariusza. Jeżeli więc np. w jednym z rozdziałów w przeważającej części potrzeba by Clark mógł efektownie przefrunąć nad Metropolis po drodze rozbrajając paru groźnych złodziejaszków, wybór powinien paść w tym przypadku na specjalistę od komiksowej dynamiki, Francisa Manapula (m.in. „The Flash” z 2011 r. ) „American Alien” błyszczy solidną oprawą graficzną, jak również konsekwentnie rozwijaną przez Maxa Landisa wizją bohatera, kwestionującą tendencyjne myślenie o nim jako niezniszczalnym bycie pozbawionym jakichkolwiek ułomności typowych dla ludzkiej rasy. Mini-seria zbliża się już do swojego finału, najwyższy więc czas aby zaznajomić się z historią boga, który pozostał człowiekiem. Tytuł: Superman: American Alien Twórcy: Max Landis i inni Wydawca: DC Comics Kraj: USA Data premiery: 2016


MOCKINGBIRD

Amerykański sen Kasi Niemczyk

Dariusz Stańczyk

Polacy w amerykańskim komiksie superbohaterskim to dziś nie tylko żadna nowość – to już wręcz reguła. Nie zmienia to jednak faktu, że dołączająca do Piotra Kowalskiego („Marvel Knights: Hulk”) i Szymona Kudrańskiego („Spawn”, „Batman”) Kasia Niemczyk, wyłowiona w zeszłym roku przez marvelowskich łowców talentów na Międzynarodowym Festiwalu Komiksu i Gier w Łodzi, to kolejne, warte uwagi wzmocnienie kulturalnej ambasady Polski w kraju Wujka Sama. Po publikacji kilku pokolorowanych stron pierwszego zeszytu serii „Mockingbird” w polskim Internecie zagotowało się na krótko od negatywnych opinii na temat pracy Rachelle Rosenberg. Kolory faktycznie zdają się odbierać rysunkom Niemczyk nieco głębi i dynamiki, nadając im wygląd komiksu dla dzieci. Tylko czy faktycznie jest to problem? Być może to nasze przyzwyczajenie do ponurych historii o Mrocznym Rycerzu albo do akwarelowych barw frankofońskich albumów sprawia, że na ściany w różowe kwiatki w gabinecie lekarskim i żółte koła w pokoju parapsychologa reagujemy zdziwieniem? Swoją kompozycją „Mockingbird” ma z całą pewnością wielkie szanse przyciągnąć do komiksów Marvela młode czytelniczki. Szczęśliwie komiks nie jest kierowany tylko do nich. Obok Kasi Niemczyk równie jasno błyszczy tutaj gwiazda Chelsea Cain, która konstruuje historię w niezwykle interesujący sposób. „Mockingbird” #1 tylko na pozór bowiem sprawia wrażenie zbioru niepowiązanych ze sobą scenek rodzajowych z poczekalni i pokoju lekarskiego. Im bardziej zagłębiamy się w lekturę, tym bliżej bowiem jesteśmy zawartego na końcu zeszytu zwrotu akcji, rzucającego zupełnie nowe światło na otwierające komiks plansze. Zwrotu akcji sprawiającego, że historia wywołuje przyjemne skojarzenia z pewnym bardzo popularnym serialem o niezbyt uprzejmym diagnoście. W zeszycie nie zabrakło miejsca również na odrobinę

© 2016 Marvel

Postać głównej bohaterki serii „Mockingbird”, Barbary „Bobbi” Morse, zadebiutowała w 1971 roku na łamach „Astonishing Tales” i choć od tamtej pory pojawiała się regularnie na drugim planie uniwersum Marvela, dopiero za sprawą ubiegłorocznego, epizodycznego zeszytu „50 Years of S.H.I.E.L.D.: Mockingbird” autorstwa Chelsea Cain doczekała się swojego solowego tytułu. Historia, którą scenarzystka dziś nęci czytelników w „Mockingbird” #1 zapowiada się interesująco i zabawnie zarazem, ale nikt chyba nie ma wątpliwości, że to nie osoba autorki scenariusza przyciągnęła naszą uwagę i skłoniła do popełnienia niniejszego tekstu. Wszyscy byliśmy wszak ciekawi, jak w komiksie radzi sobie nasza rodaczka... Kto choć raz nie rzucił okiem na profil Kasi Niemczyk na Facebooku, na wieść o angażu artystki w Domu Pomysłów, niech... pierwszy rzuci zeszytem. Publikowane tam prace dowodzą nie tylko jej niemałego talentu, ale i wyjątkowego zamiłowania do pop-kultury (Komandor Shepard jeszcze nigdy nie wyglądała tak dobrze!), w tym także komiksów Marvela. Już sama ta niewielka pigułka twórczości Kasi zdaje się potwierdzać, że rysowniczka jest właściwą osobą na właściwym miejscu, a tworzony wspólnie z Chelsea Cain i Rachelle Rosenberg komiks może przynieść głównej bohaterce serii „Mockingbird” popularność nie tylko w kraju nad Wisłą, ale i na świecie.

Tytuł: Mockingbird #1 Twórcy: Chelsea Cain, Kate Niemczyk i inni Wydawca: Marvel Kraj: USA Data premiery: 2016 humoru, zarówno za sprawą umiejętnie zainstalowanych na drugim planie bohaterów, np. Herkulesa czekającego w kolejce do lekarza z podbitym okiem i zimnym okładem na głowie, jaki i subtelnych odniesień do telewizyjnych produkcji filmowego uniwersum Marvela i wielokrotnie wspominanego tam „magicznego miejsca”. W umieszczonym w zeszycie posłowiu scenarzystka zapowiada pełne napięcia szpiegowskie misje nawiązujące do wypełniających pierwszy zeszyt scen w poczekalni. „Moim celem”, pisze Chelsea Cain, „jest sprawić, byście po przeczytaniu kolejnych zeszytów wrócili do pierwszego i zobaczyli w nim zupełnie inną historię”. Pozostaje trzymać kciuki, by jej się to udało. Jak na razie wszystko wskazuje na to, że będzie dobrze.

Najlepsza oferta komiksów z USA

Sprawdź na www.multiversum.pl

5


M A G A Z Y N

LIS: OBŁAWA Słowa są zbędne

Chodzi lisek koło drogi, nie ma ręki ani nogi... I w sumie nic w tym dziwnego – w końcu wiosna za pasem, nieszczęsne rudzielce tłumnie wychodzą więc z lasu na pastwę nieuważnych kierowców... Ale nie nasz, superbohaterski Lis – obrońca Miasta Stołecznego Warszawy! Ten bowiem zbudził się właśnie z przydługiego, zimowego snu i nieźle wypoczęty, zdeterminowany i dobrze „uzbrojony” rusza do ostatecznego starcia z zabójczym osiłkiem, aby dowieść, że oprócz złodziejskiej smykałki drzemie w nim również prawdziwie superbohaterska dusza. Jakże inaczej w porównaniu z poprzednią odsłoną prezentuje się czwar-

6

ty zeszyt tercetu Stańczyk-Papierska-Oleksów. Po stonowanej, wypełnionej obszernymi dialogami (choć w żadnym wypadku przegadanej) „Próbie charakteru” na łamach „Obławy” artyści serwują nam bowiem prawdziwy rollercoaster od początku do końca skupiający się na niezwykle dynamicznym starciu Lisa i Strażnika. Słowo dynamika jest tu zresztą kluczem – bodaj najdłuższa i najbardziej ekspresyjna scena walki w historii polskiego komiksu superboha-

terskiego wprost wgniata w siedzenie, atakując czytelnika nie tylko karabinową serią niezwykle dynamicznych szkiców Doroty Papierskiej, ale i szaloną feerią barw świadomie jak nikt w tym kraju operującego kolorem Oleksowa, sprawiającą, że od patrzenia na statyczne przecież kadry można... niemal nabawić się ataku epilepsji. I chociaż dialogów tu jak na lekarstwo (w przeciwieństwie do poprzednich odsłon oprawę graficzną uzupełniają tu bowiem głównie ramki z ascetycznymi przemyśleniami herosa i onomatopeje) komiks ten paradoksalnie jest przede wszystkim prawdziwym popisem scenarzysty. W Lisie bowiem nie ma miejsca na tworzenie komiksów metodą Marvela – Stańczyk niemal autorytarnie dyryguje tu rękoma artystów, kreśląc słowem nie tylko zarys fabuły i dialogi, ale również układy kadrów, anatomię bohaterów, kąty, pod jakimi „kamera” filmuje poszczególne sceny,


a nawet drobne szczegóły mimiki postaci – czego niewielką namiastkę serwujemy w ramach „piekielno-kuchennych” tajników powstawania komiksu na stronie obok. I chociaż tym razem jego bohaterowie zbyt wiele nie mówią (wszak pomiędzy kolejnymi uderzeniami głową o ścianę trudno o głębszą refleksję nad sensem egzystencji), sposób w jaki scenarzysta nimi steruje (a przy okazji również parą artystów) sprawia, że słowa są zbędne a całość dosłownie ożywa i wprost wyrywa się z kart komiksu na wolność.

Lis to chyba pierwszy polski tytuł, który tak śmiało – a przy tym wciąż bardzo trzeźwo, bez przekraczania granic śmieszności (które drzewiej rodzimym twórcom przekraczać się zdarzało) – przenosi na nasz polski grunt wzorce rodem z amerykańskiego komiksu. Strażnik ciska więc na lewo i na prawo bezbronnymi stróżami prawa niczym Hulk Lokim w filmowych Mścicielach, policjanci wysiadają z radiowozu nonszalancko jak ich koledzy zza wielkiej wody (można wręcz złapać się na tym, że w uszach rozlegają się wówczas dźwięki nowojorskiego hip-

-hopu) a Lis obskakuje olbrzyma bezskutecznie próbując zadać mu cios niczym Spider-Man podczas rozlicznych, trudnych starć z Rhino. Oj, warto było czekać ponad rok na tak efektowny finał pierwszej, komiksowej draki z udziałem Lisa. Poprzeczka została zawieszona wysoko. Chcemy jeszcze.

Strona 20. 7 paneli. Panel 20.1/7 Nieduży panel w lewym górnym rogu. Strażnik chwyta Lisa za przedramię, wykorzystując jego pęd. Panel 20.2/7 Nieco większy proporcjonalnie panel obok poprzedniego. Strażnik ciska Lisem o asfalt. Lis wypuszcza z ręki pocisk usypiający, który leci poza kadr. JEST TO WAŻNE, bo potem ten sam pocisk pocisk podnosi Zgroza. ONOMATOPEJA: ŁUP! Panel 20.3/7 Kwadratowy panel pod panelem pierwszym. Lis leży na wznak na ulicy. Możesz go umieścić tutaj nawet głową do dołu panelu, do boku, jak uznasz, że będzie najciekawiej. LIS: Dobra, spróbujmy jeszcze raz... Panel 20.4/7 Panoramiczny, nieduży panel obok panelu trzeciego. Łapska Strażnika chwytają Lisa za kurtę, podrywając go do góry. Panel 20.5/7 Malutki panel pod panelem czwartym. Widzimy jak Lis sięga po kolejną dawkę środka usypiającego. Panel 20.6/7 Duży, pionowy panel w lewym, dolnym rogu planszy. Widok z ziemi, Strażnik wznosi Lisa nad głowę, ale ten wbija mu wtedy pocisk pod pachę. LIS (RAMKA): I na drugą nóżkę! A teraz weź, uśnij. Panel 20.7/7 Panel w dolnym prawym rogu planszy. Strażnik ciska Lisem na bok, ale już nie tak silnie, jak mógłby zrobić to wcześniej. LIS (RAMKA): Dalej, Gabryś, pady! PADY!

7



„Kapitan Ameryka: Wojan bohaterów”, fot. Zade Rosenthal.© Marvel 2016


CROSSBONES

Ali Agca komiksu superbohaterskiego powraca. I znowu nastaje na życie ikony Marvela.

© 2013 MARVEL

© 2010 MARVEL

© 2006 MARVEL

Rok 2016 w kinie superbohaterskim, a sądząc po zapowiedzianej przez Marvela na lato komiksowej „Wojnie Domowej BIS” – częściowo również na łamach kolorowych zeszytów upłynie pod znakiem waśni i niesnasek w środowisku superbohaterów. Krótko mówiąc: nasi ulubieńcy z obu uniwersów peleryn i trykotów, zamiast jak bóg przykazał tępić zło i zamykać przestępców w więzieniach, będą samolubnie zajmować się sobą. Nawet jednak, jeśli herosi chwilowo stracą trzeźwy kontakt z rzeczywistością i tymczasowo wrogów do bicia będą rekrutować wyłącznie spośród siebie, coś – czy raczej ktoś – musi delikatnie popchnąć ich w odmęty szaleństwa i bratobójczej walki. Jak wskazują wszystkie znaki na niebie i na ziemi (w szczególności przecieki i plotki, których coraz więcej w związku ze zbliżającą się premierą obrazu „Kapitan Ameryka: wojna bohaterów”) konflikt pomiędzy bohaterami filmowego uniwersum Domu Pomysłów sprokurować ma osoba, która bardzo wyraźnie zaznaczyła swoją obecność również w komiksowym pierwowzorze, kończąc ostatni rozdział „wojny domowej” głośnym zamachem na życie największej ikony Marvela (tak głośnym, że przebijającym komiksową czwartą ścianę!). W filmie jego rola ma być wprawdzie nieco inna – wielką wojnę ma nie tyle boleśnie podsumować, co dać bolesny sygnał do jej rozpoczęcia – jednak wciąż nie mniej kluczowa dla losów amerykańskiej branży superbohaterskiej i jej odzianego w barwy narodowe lidera. W ramach rozgrzewki przed seansem tegorocznego hitu z filmowej stajni Marvela warto zatem przypomnieć postać człowieka, który nie dość, że na oczach milionów strzelał do (wówczas jeszcze) żywego symbolu Ameryki, to jeszcze lada moment dołoży ostatnią, brakującą cegiełkę do projektu włączenia superbohaterskiego rzemiosła do katalogu zawodów regulowanych. Brock „Crossbones” Rumlow – piekielnie skuteczny w swym morderczym fachu najemnik o złowieszczym anturażu rodem z halloweenowych przebieranek 10

ELEMENTARZ

– to postać ściśle związana z losami Kapitana Ameryki. Po raz pierwszy polskim czytelnikom dał się poznać w pierwszym tomie serii „New Avengers” (publikowanej nad Wisłą nakładem Mucha Comics), gdzie miał okazję wystąpić jako jeden z całego legionu rezydentów i „przewodników” po pomieszczeniach RAFT – debiutującego wówczas na kartach komiksu więzienia dla superłotrów (które notabene zadebiutuje również na ekranie w trzeciej odsłonie przygód Kapitana Ameryki). Niesłusznie postrzegany jako prosty, drugoligowy „cyngiel” od mokrej roboty i bezrefleksyjny, choć sprawny zadaniowiec na usługach arcywroga Steve’a Rogersa, Red Skulla, na stałe zapisał się w annałach marvelowskiego superłotrowstwa, kradnąc serce córki szefa, Sinthei Schmidt („Kapitan Ameryka: Zimowy żołnierz”), a następnie wspólnie z nią i z nieformalnym „teściem” realizując misterny plan eliminacji legendy – Kapitana Ameryki. Plan tak spektakularny i głośny w skutkach, że dekadę temu cały świat – nie tylko ten hermetyczny, komiksowy, ale i ten zazwyczaj obojętny wobec kultury w obrazkach, z największymi światowymi programami informacyjnymi włącznie – odnotował fakt zamachu na ikonę komiksu. Zamachu, w którym to właśnie fikcyjny bohater komiksowy z wymalowaną na twarzy czaszką podążył ścieżką słynnych morderców papieży i prezydentów Stanów Zjednoczonych. Historię śmierci Kapitana Ameryki (która finalnie – jak to w komiksach – śmiercią wcale nie była...) opublikowano w Polsce na łamach tomu „Kapitan Ameryka: Poległy Syn”, gdzie Crossbones nie tylko oddał pierwszy strzał w stronę bohatera, ale i dostał niezłego łupnia od załamanych przyjaciół Rogersa – Bucky’ego Barnesa (tuż po dokonaniu zamachu) i samego Wolverine’a (podczas pobytu Rumlowa w więzieniu). Prawdziwie niebezpieczny łotr, z którym liczy się (czytaj: boi się go) zarówno superbohaterska społeczność, jak i światowe rządy to w uniwersum Domu Pomy-


XXI wiek na kartce z kalendarza, trzy ćwierćwiecza komiksu za nami, a superherosi – choć walczyli już z przedstawicielami świata magii, całym kosmosem, a nawet obywatelami niebios i piekieł – wciąż są tu z nami, aby rozwiązywać nasze przyziemne, ludzkie, małostkowe problemy. I nie, nie o wystraszonego kota na drzewie chodzi... Największym bowiem problemem człowieka – nawet tu, w fantastycznym uniwersum Marvela: pełnym cudów i dziwów wszelakich – jest często... drugi człowiek. Zwłaszcza ten, który posiadł władzę tak wielką, że wydaje mu się, że może wszystko – że sam stał się bogiem. Ale na Ziemi nie ma bogów. Są tu tylko upojeni iluzoryczną potęgą, lokalni dyktatorzy. Na szczęście na nich w superbohaterskim kodeksie kolorowych herosów Domu Pomysłów też znajdzie się paragraf...

Way • Dillon THUNDERBOLTS: BEZ PARDONU … obalają reżim Generała Awa na wyspie Kata Jaya

© 2016 MARVEL

Wielkie czyny i milowe kroki na rzecz ludzkości często wymagają wielkich wyrzeczeń i jeszcze większych poświęceń. Często tak wielkich, że aż nie przystoją wielkim bohaterom... Ale ci tutaj, awanturnicy z różnych zakątków uniwersum Marvela zgromadzeni przez generała Tadka pod szyldem „Thunderbolts” przesadnie wielkimi, prawymi i dobrze prowadzącymi się bohaterami nie są (no, może za wyjątkiem ich wielkiego – ale też tylko gabarytami – frontmana – przyp. red.). Nie są, ale i nie tego wymaga ich praca. Kiedy bowiem do wykonania jest poważne zadanie – decydujące o losach wielu niewinnych istnień, ale i wymagające pobrudzenia sobie rąk – prawdziwą miarą bohater-

© 2007 MARVEL

© 2008 MARVEL

MARVEL OBALA DYKTATURĘ

© 2016 MARVEL

słów nie ten, przeciw któremu wysyłają armie, lecz ten... którego próbują zresocjalizować i przekabacić na swoją stronę, aby – jeśli już musi się źle zachowywać – swoją złość i anarchistyczne zapędy kierował w stronę innych siewców nieporządku. W komiksach Marvela również Crossbones dostąpił więc „zaszczytu” udziału w grupie Thunderbolts („Thunderbolts# #144) – łotrów na usługach rządu USA – gdzie pomimo otrzymania drugiej szansy (i to za sprawą swojej wcześniejszej ofiary, Steve’a Rogersa, pełniącego wówczas rolę rządowego nadzorcy nad superbohaterskimi siłami zbrojnymi USA) po raz kolejny dowodził totalnego braku moralności i poszanowania zasad życia w „stadzie”. To również tutaj na krótko łotr zaliczył epizod w roli nadczłowieka, kiedy tymczasowo zyskał moce po zetknięciu się z terrigenowymi mgłami Inhumans. Znudzony walką neonazistów z Człowiekiem-Flagą ostatnio Crossobones widziany był (Venom #40 – #42) podczas starcia z Flashem Thomsonem i jego symbiotyczną koleżanką, Manią, gdzie operował w nietypowym dla siebie świecie mistycznym, nie tylko nasyłając na bohaterów armię demonów(!) i zuchwale rozcinając na pół obślizgły jęzor Venoma(!!), ale przede wszystkim dając poznać się w zupełnie nowej roli: wytrawnego kolekcjonera... piekielnych znamion, żywcem odrywanych z ciał osób naznaczonych przez diabła.

11


M A G A Z Y N

stwa przestaje być etyka, ustępując miejsca temu, czy w imię wyższego dobra będą w stanie wybrać mniejsze zło i w chwili próby pociągnąć za spust. A akurat w przypadku kogoś takiego, jak Punisher, Elektra, Agent Venom czy Deadpool – bulterierów o uroczo specyficznym spojrzeniu na sprawiedliwość, którzy śmierć mają we krwi – można być pewnym, że nie zawahają się przed niczym, aby uczynić świat lepszym. A już na pewno nie zawahają się przed obaleniem marionetkowej dyktatury na maleńkiej, azjatyckiej wysepce, traktując zadanie jako błahą rozgrzewkę przed przyszłymi, prawdziwymi wyzwaniami. Pytanie tylko, czy z pozoru łatwa misja (łatwa – jeśli w szeregach ma się Hulka, kosmicznego ludożercę i najemnika ze zdolnością do „nieumierania”) polegająca na usunięciu wojskowego reżimu przebiegnie od początku do końca zgodnie z planem, kiedy okaże się, że wspólna sprawa to trochę za mało, aby skleić bandę morderców, wariata, kłamcę i dwa potwory z kosmosu, a szara eminencja stojąca za powstaniem reżimu oprócz szarości może niespodziewanie posiadać również nie tak znowu delikatny odcień czerwieni... Komiks w kwietniu 2016 ukaże się w Polsce nakładem Egmont Polska.

matyczny – z szwagierką króla, jego poruszającym się na wózku kuzynem oraz grupką spragnionych przygód młodych „dyplomatów” w składzie – wzorem klasycznego zespołu pierwszych mutantów Marvela sprzed lat (których współczesną inkarnacją „nieludzie” najwyraźniej chcieliby być – przyp. red.) wyrusza więc w świat, aby znaleźć i otoczyć opieką sobie podobnych. W sposób pokojowy, nieinwazyjny i bez zbędnego mieszania się w cudze sprawy rzecz jasna. Kiedy jednak „chmura prawdy” rozprzestrzenia się w najmniej spodziewanym i najmniej pożądanym kierunku – na obszary zamkniętej enklawy propagandy i ucisku, gdzie wszystko, co niezgodne z ideologią technokratycznego reżimu, niepodpożądkowywalne woli wielkiego przywódcy i nieprzydatne do zwiększenia potencjału „odstraszania” enklawy nie ma racji bytu – księżniczka Crystal, zamiast uparcie trwać przy języku dyplomacji, będzie musiała... się w ten język ugryźć i sięgnąć po argument siły. Nikt bowiem – a już w szczególności żaden byle lokalny watażka z przerośniętym ego i przesadnie nadmuchanymi aspiracjami – nie będzie swymi brudnymi, splamionymi krwią niewinnych rękoma wodził za nos siostry Królowej.

Asmus • Soule • Caselli All-NEW INHUMANS (#1-#4) … obalają reżim w Sin-Congu

Ennis • Robertson FURY … obala reżim Generała Makawo na Wyspie Napolenoa

12

Dyktatorzy nie biorą się z znikąd.. Za tym, który stoi w świetle jupiterów i straszy wszystkich wokoło wymachując szabelką często w cieniu czai się bowiem ktoś (lub coś) jeszcze – idea, rewolucja, inna władza, inny kraj, tajemnicza grupa interesu, a nawet... nieposkromiona żądza rozrywki i rywalizacji. Kiedy bowiem w życiu człowieka nastaje nuda i potrzeba iskry, aby na nowo rozpalić ogień i nadać życiu sens, zdeterminowany szaleniec może zrobić wszystko – nawet powołać do życia potwora. Ktoś jednak tego potwora będzie musiał potem obalić... Kiedy więc stary przeciwnik Nicka Fury’ego – emerytowanego szefa wszystkich szefów, który jeszcze przed chwilą trząsł całym, szpiegowskim świa-

CZY WIESZ, ŻE... ...na łamach komiksów Marvela pojawiały się nie tylko fikcyjne, ale również i prawdziwe, współczesne reżimy, m.in. kubańscy rewolucjoniści z Fidelem Castro na czele? W tym jednak przypadku nie tylko żaden heros nie próbował obalić El Commandante, ale wręcz przywódcę Kuby zapraszano na najważniejsze uroczystości z udziałem superbohaterów, m.in. koronację Black Panthera oraz jego ślub z mutantką Storm.

© 2006 MARVEL

Pewnego razu dumny król ludu Ihumans, jego milcząca wysokość Black Bolt, niczym wysłannik niebios postanowił dokonać niemożliwego: obnażyć drzemiącą w nas prawdę o nas samych. W tym celu uchylił wrota świątyni i uwolnił na świat błogosławioną mgłę, w obliczu której na jaw wychodzi wszystko – nawet to, co głęboko skrywane. Tyle, że z mgły, tak jak u innego, słynnego „króla” (Stephena Kinga – przyp. red.), zamiast pięknych motyli wyszły potwory. Nieświęte i „nieludzkie”... Nawet jednak, jeśli prawa o nas nie jest tak piękna, jak byśmy chcieli, a obok motyli zawsze istnieją jakieś poczwary, swoi powinni trzymać się zawsze razem. Królewski korpus dyplo-

tem, kolorowymi trykociarzami, a nawet kilkoma gośćmi z gwiazd – znudzony emeryturą postanawia jeszcze raz wywabić jednookiego wygę z domu, aby jeszcze raz wspólnie „zatańczyć” – tym razem w ramach cynicznie zaaranżowanego tańca z marionetkowym dyktatorem, uciemiężoną azjatycką wysepką, konfliktem międzynarodowym i bombą w tle – dziadek Nick jeszcze raz będzie musiał wziąć sprawy w swoje ręce i wyruszyć w ostatnią misję. Obejrzawszy uprzednio wszystkie części Rambo (i jeszcze kilka innych klasyków ery VHS) radykalny do granic możliwości żołnierz Marvela pokaże, jak walczą prawdziwi mężczyźni, rozrzucając wokoło kilka tuzinów oderwanych kończyn i rozlewając hektolitry krwi, aby finalnie zaatakować szalonego wroga z pomocą... ślepej kiszki? Makabra i szaleństwo wprost wylewają się z kart komiksu, ale nie znać tej luźnej, komiksowej niby-adaptacji pierwszego lepszego przeboju kina akcji przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, gdzie Nick Fury udowadnia, że w lidze komandosów i szpiegów bardziej mu do twarzy niż w świecie łopoczących peleryn i zmiennokształtnych gremlinów – to zwyczajne nieuctwo. Komiks ukazał się przed 10 laty w Polsce nakładem nieodżałowanego wydawnictwa Mandragora.


13


M A G A Z Y N

14


15

C.D.N.



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.