KOMIKS
INCOGNITO: MIEJSKIE LEGENDY
8/2016
ISSN 2391-4505
wydanie bezpłatne
superhero.com.pl
ZAWIERA
DOKTOR STRANGE
Magia komiksu
JAKI OJCIEC TAKI SYN
Supermoc jest dziedziczna. Zło również.
Rys. Paweł Kuliński
W NUMERZE:
WSTĘPNIAK
Jaki ojciec, taki syn
PREZYDENT RODEM Z KOMIKSU Donald Trump w świecie superbohaterów
Superbohaterstwo jako choroba przenoszona drogą płciową
KRONIKA PREZYDENCKA Lex Luthor i spółka w Białym Domu
DOKTOR STRANGE Magia komiksu INCOGNITO: MIEJSKIE LEGENDY Warto rozmawiać Wydawnictwo OiD Warszawa Redakcja ul. Bogatyńska 10A 01-461 Warszawa redakcja@superhero.com.pl Redaktor naczelny Michał Czarnocki m.czarnocki@superhero.com.pl Reklama i Promocja promocja@superhero.com.pl Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych i zastrzega sobie prawo do dokonywania ich skrótów i redagowania w przypadku publikacji, a także ich wykorzystania w Internecie oraz innych mediach w ramach działań promocyjnych Wydawnictwa OiD oraz „SuperHero Magazynu”. Listy nadesłane do redakcji nieopatrzone wyraźnym zastrzeżeniem autora mogą być traktowane jako materiały do publikacji. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść reklam i ogłoszeń, a Wydawca zastrzega sobie prawo do odmowy zamieszczeania treści sprzecznych z interesem Wydawnictwa lub linią programową „SuperHero Magazynu”, a także prawem polskim. Wszystkie publikowane materiały na łamach „SuperHero Magazynu” są chronione prawem autorskim. Ich kopiowanie, przedruk lub rozpowszechnianie w dowolnej formie wymagają pisemnej zgody Wydawcy. © 2016 Wydawnictwo OiD
Rys. Paweł Kuliński
JAKI OJCIEC, TAKI SYN Tacierzyństwo w komiksie superbohaterskim Powiadają, że każdy mężczyzna powinien zrobić w życiu co najmniej trzy rzeczy: wybudować dom, zasadzić drzewo, a przede wszystkim – spłodzić syna. I rzeczywiście – gdzie bylibyśmy dziś z wszystkimi tymi zdobyczami postępu techniczno-cywilizacyjnego – lotami w kosmos, światłowodami, dronami, GMO, GSM i GBP, płatnościami zbliżeniowymi, czy odzyskiwaniem wody z odpadów komunalnych, gdyby nie najprostsza, pierwotna… chuć? Póki co podstawą przetrwania rodzaju ludzkiego (i nie tylko) nie są jeszcze wszak żadne probówki, duplikatory czy inne biotechnologiczne cuda – a już w szczególności nie są nią czołgi, media społecznościowe i sieć WiFi, które na starość nie zaopiekują się nami – lecz znany już w czasach prehistorycznych naturalny akt prokreacji. Nie inaczej sytuacja wygląda również w jeszcze bardziej zaawansowanym technologicznie uniwersum superbohaterskim, gdzie w dobie powszechnego w tym świecie procederu klonowania i częstych podróży w czasie umożliwiających przywrócenie „kopii zapasowej” martwego bohatera z przeszłości (vide Cyclops czy Scott Lang) wymiana płynów ustrojowych teoretycznie nie jest już potrzebna dla zachowania ciągłości gatunku, a mimo to niemal każdy szanujący się superheros błędnie przekonany o doczesności swego bytu i tak płodzi
syna na swój obraz i podobieństwo, aby ten kiedyś mógł kontynuować jego misję (przeciętny heros – nie licząc Deadpoola – w przeciwieństwie do nas, czytelników, nie wie wszak, że sam jest wieczny i następcy wcale nie potrzebuje, bo po śmierci dobry bóg zwany scenarzystą prędzej czy później znajdzie mniej lub bardziej absurdalny sposób aby przywrócić go do świata żywych). Aby dowieść, jak wielką moc w świecie komiksu niesie ze sobą dziedziczenie cech i jak wielki wpływ na losy nie tylko samych bohaterów, ale częstokroć i całego świata mają relacje z ich uzdolnionymi dziećmi niniejszy numer SuperHero Magazynu niemal w całości – od okładki, aż po rubrykę „odrębne światy” – poświęciliśmy na przegląd i analizę najciekawszych i nie zawsze oczywistych historii z rozmaitymi komiksowymi supersamcami i ich superpotomkami w roli głównej, sięgając po przygody postaci operujących zarówno po jednej, jak i po drugiej stronie barykady. Okazuje się bowiem, że skłonność do zła – tak jak wielka moc i wielka odpowiedzialność – również jest dziedziczna, a rogaty władca piekieł wcale nie zamierza ustępować miejsca rogatemu koledze z miasta w Gotham w kolejce po beciRed. naczelny kowe… Michał Czarnocki 3
M A G A Z Y N
Co w trawie piszczy? czyli wieści ze świata superherosów przegląd nie całkiem poważny
Bananem w żandarma
© 2016 DC Comics & BOOM! Studios
Deadpool(p) Fiction?
pool kills The Marvel Universe” i „Deadpool Killustrasted”, być może już najwyższy czas na… „Deadpool: Kill Bill”?
A po jedenaste: sprawiedliwość, kurde bele... Inicjatywa „DC Rebirth” to bez wątpienia kandydat do tytułu największego komiksowego wydarzenia roku 2016. Nie, nie dlatego, że przywrócił światu jedynego słusz-
© 2016 DC Comics
Czarne chmury nad kontynuacją kinowych przygód Deadpoola: film właśnie stracił reżysera, który wespół z Ryanem Reynoldsem zapracował na niebywały sukces części pierwszej, a który teraz na skutek rzekomego konfliktu z aktorem – na mocy nowego kontraktu dysponującym możliwością wchodzenia w paradę reżyserowi i wpływania na końcowy kształt filmu – oficjalnie zrezygnował właśnie z funkcji sternika obrazu. Nie to jednak, czy panowie poróżnili się o odtwórcę roli Cable’a, czy też o kierunek, w jakim zmierza film (rzekomo głupkowatej komedii dla dorosłych w wizji aktora i bardziej odważnej produkcji w zamyśle reżysera) jest w tym wszystkim najciekawsze, lecz opublikowana w sieci tuż po odejściu Millera petycja miłośników pyskatego Wade’a postulujących powierzenie roli reżysera samemu… Quentinowi Tarantino. Absurd i duby smalone? No cóż – wbrew pozorom to może mieć sens. Skoro bowiem był już „Dead-
Superbohaterowie żyją wiecznie. I to nie tylko w naszych sercach, ale i na kartach komiksu, gdzie każdą ich śmierć błyskawicznie w niepamięć obraca akt zmartwychwstania. Niestety, twórcy superbohaterów, chociaż równie zdolni i kreatywni, jak ich komiksowe dzieci, a przy tym jeszcze bardziej potężni i wszechmogący (to dzięki nim wszak herosi mogą opuszczać ziemski padół i wciąż z zaświatów powracać) sami dziewięciu żyć nie mają. Dokładnie tak jak Steve Dillon – współtwórca „Kaznodziei” i nadworny ilustrator przygód Punishera, artysta nietuzinkowy, stawiany w jednym szeregu z takimi tuzami jak Frank Miller i John Romita Jr., wobec których prac nie dało się przejść obojętnie, albo je kochając, albo nienawidząc – a którego pożegnaliśmy 22.10.2016. Miejmy nadzieję, że w niebie czeka na niego stół kreślarski, przy którym w spokoju, przez całą wieczność będzie dane mu kończyć niedawno rozpoczęty, kolejny cykl przygód „anioła zemsty”, Franka Castle, którego komiksowy wizerunek już na zawsze będzie kojarzył się z oszczędną, acz dosadną kreską Dillona.
© 2008 MARVEL
4
© 2016 DC Comics, BOOM! Studios & 20th Century Fox Film Corporation
Czasy, kiedy dwaj czołowi rozgrywający amerykańskiego rynku komiksowego spotykali się na ubitej ziemi, aby w uczciwej, romantycznej walce – nie na słupki sprzedaży, lecz na pięści, tarcze, młoty i pierścienie mocy – dowieść, kto jest lepszy najwyraźniej minęły już bezpowrotnie. Liderzy branży ostatnimi czasy ani myślą, aby na przeciw siebie wystawiać Batmana i Spider-Mana, nie mówiąc już o kolaboracjach na miarę pamiętnego Amalgam Comics krzyżującego (dosłownie) ikony Marvela i DC na łamach publikowanych wspólnie komiksów. Nie oznacza to jednak, że najpotężniejsi superbohaterowie wszechświata na dobre postanowili zamknąć się w swoich hermetycznych uniwersach… Skoro bowiem Superman i spółka mają na razie szlaban na schadzki z mutantami i bogami Aasgardu, coraz śmielej zaczynają pukać do drzwi pomniejszych wydawców. W efekcie po ubiegłorocznym romansie DC z IDW Publishing, w ramach którego Batman spotkał Wojownicze Żółwie Ninja (patrz SHM 6/2016 – przyp. red.), w najbliższych miesiącach czekają nas kolejne, komiksowe kolaboracje wydawcy, na które już cieszy się administrator superheromagazynowej rubryki „Odrębne światy”: tym razem z bohaterami wydawnictwa BOOM! Studios, dobrze znanymi również z dużego i małego ekranu. W związku z nadchodzącą premierą filmu „Power Rangers” będącego remake’iem słynnego serialu o piątce młodocianych adeptów sztuk walki dosiadających przerośniętych, chińskich podróbek Trans-Formerów, Liga Sprawiedliwości w najmocniejszym składzie na początku przyszłego roku zmierzy się z licealistami z Angel Grove, a Bruce Wayne przekona się ile wart jest jego wysłużony batmobil
w starciu z mechanicznym… mamutem. To jednak dopiero przedsmak kolaboracyjnego cyrku bowiem miesiąc później czeka nas wielkie starcie dumnego, międzygalaktycznego korpusu Zielonych Latarń z mieszkańcami planety… małp. Czy nowi, włochaci władcy ziemi, którzy dopiero co zagonili do parteru ludzi nie są jednak z góry skazani na porażkę w starciu z funkcjonariuszami galaktycznej straży? Niekoniecznie – wszak nawet jeśli żółty kolor już od dawna piętą achillesową latarników nie jest i skórki od banana pierścieni mocy już raczej nie dezaktywują, małpy zawsze mogą spróbować po prostu rzucać jej rozpędzonym, kosmicznym żandarmom pod nogi…
Steve Dillon nie żyje
nego Supermana i Wally’ego Westa, a DC pozycję lidera rankingów sprzedaży. „DC Rebirth” bowiem przede wszystkim odkłamuje rewelację bluźnierców odpowiedzialnych za markę „New 52” i po
krótkim okresie panowania wymuskanej Lobo-aberracji przywraca nam starego, dobrego, nieokrzesanego degenerata, który jak przystało na najbardziej nieprzewidywalnego bohatera uniwersum
powraca w równie nieprzewidywalnej odsłonie jako… członek nowej Ligi Sprawiedliwości Ameryki, Ważniak III Sprawiedliwy! Brzmi niedorzecznie? Jesteśmy za, kurde bele.
Prezydent rodem z komiksu
Spider-Gwen: Annual #1 © 2016 MARVEL
Daredevil v2 #36© 2002 MARVEL
Spawn Kills Everyone #1 © 2016 Image Comics New Avengers v1 #47 © 2009 MARVEL
No i stało się: po latach nieśmiałego przenikania się naszej szarej codzienności ze światem superbohaterskich historii obrazkowych ziemia, którą znamy i na której żyjemy stała się oficjalnie częścią… komiksowego multiwersum. Jeśli bowiem po nieprawdopodobnej decyzji synów Albionu o Brexicie ktoś miał jeszcze wątpliwości, zwycięstwo Donalda Trumpa w wyścigu na urząd prezydenta USA – bardziej niż polityka kojarzonego jako niesamowicie majętnego i barwnego herosa popkultury (tak, tak – co roku oglądamy go w święta w „Kevinie samym w Nowym Jorku”!) – zdaje się potwierdzać tezę o tym, że współczesną historię świata piszą scenarzyści komiksowi. Jednoznaczny, komiksowy rodowód 45 prezydenta Stanów Zjednoczony ostatecznie pieczętują zresztą i sami komiksowi herosi. I to nie tylko tu, na ziemi, gdzie Iron Man, Czarna Wdowa i Hulk (ustami Roberta Downeya Jr.’a, Scarlett Johansson i Marka Ruffalo) jednogłośnie opowiedzieli się przeciw kandydaturze Trumpa namawiając do głosowania na Hillary Clinton, ale i w samych komiksach, gdzie ekscentryczny milioner od lat występuje w roli antagonisty: jako „przeciwnik” Daredevila (w 2002 r. nabył drogą kupna jeden z wieżowców Wilsona Fiska) i Luke’a Cage’a (siedem lat temu groził pozwem obrońcy Harlemu za zatrzymanie jego limuzyny na łamach „Nowych Mścicieli”), a ostatnio jako jedna z setek ofiar „Czarciego Pomiotu” („Spawn Kills Everyone”) i nowa „inkarnacja” niesławnego M.O.D.O.K.A., tzw. M.O.D.A.A.K. – „Mentalny organizm zaprojektowany jako amerykański król” („Spider-Gwen Annual #1”). Niemałą popularność tuż przed wyborami zyskała również fanowska reinterpretacja ikonicznej okładki „Kapitana Ameryki”, gdzie muzułmańska bohaterka Ms. Marvel „karci” lidera wyścigu o prezydencki fotel za jego wypowiedzi na temat wyznawców Islamu. Co ciekawe, mniej lub bardziej zawoalowana
krytyka nowego prezydenta na łamach komiksów Marvela nie przeszkodziła jednemu z liderów Domu Pomysłów, „Ike’owi” Perlmutterowi, w złożeniu charytatywnego datku na rzecz jednej z fundacji Donalda Trumpa…
5
M A G A Z Y N
KRONIKA PREZYDENCKA
© 2013 MARVEL
6
© 2009 MARVEL
chcą nam zrobić wodę z mózgu, ale wręcz próbują pożreć go w całości…
© 2016 MARVEL
rakterystyczną zaczeską, dla żartu porównywanego z zaczerwieniałym od miłości do nacjonalizmu arcywrogiem Kapitana Ameryki, nie powinien dziwić zwłaszcza wówczas, gdy przypomnimy sobie, że ten drugi… na czele USA już stał. A dla ścisłości: stanie za jakieś pięćdziesiąt lat, w postapokaliptycznej rzeczywistości z komiksu „Staruszek Logan” (patrz ubiegłoroczny SHM 1/2015 – przyp. red.), gdzie wszyscy złoczyńcy tego świata zebrani pod wodzą Czerwonej Czaszki sprokurują niemal całkowity holokaust Mścicieli, mutantów i wszystkich innych, bliźniaczych nacji, a następnie podzielą między siebie pozbawiony superbohaterskiej kurateli kontynent prezydentem ustanawiając swego nazistowskiego lidera. Na całe szczęście o przyszłych wydarzeniach pamięta jedynie rezydujący akurat w naszej teraźniejszości dziadek Wolverine, który za kilka dekad zostanie zapamiętany jako ten, który utnie głowę hydrze tak, aby nigdy nie odrosła. I to bez użycia firmowych szponów. Dystopijna przyszłość z nazistowskim łotrem w roli następcy Kennedy’ego i rodzinki Bushów to jednak nie jedyny i nie najciekawszy przypadek wyboru mistrza zbrodni na najwyższy urząd – na pewno nie tak ciekawy jak prezydentura niejaCZY kiego Lexa Luthora. O ile bowiem obdarty WIESZ, ŻE… ze skóry nazista władzę przejął na drodze w ramach odskoczni od puczu, o tyle niecny biznesmen wybrał superłotrów w roli prezydentów, drogę demokracji, i to startując z pozycji z prawdziwymi, historycznymi przywódcami USA kandydata o pokaźnym elektoracie ne– od Washingtona, przez Lincolna, aż po Regana – wadził się marvelowski Deadpool na łamach historii gatywnym. Jeszcze przed chwilą będący „Martwi prezydenci”? Sęk jednak w tym, że większość tych w stanie agonalnym na skutek biodegrapolityków odeszła z tego świata na długo przed narodzinami cji swego sklonowanego ciała (w którym Wade’a, więc pyskaty heros za przeciwników dostał armię mózg Luthora rezydował po ucieczce nieumarłych przywódców dążących do zniszczenia przed post-kryptonitowym nowotworem kraju, o który kiedyś się troszczyli. No cóż – wygląda trawiącym oryginalne ciało), a w dodatku na to, że potwierdza się teza, że politycy nie tylko uznawany przez społeczeństwo za wroga Donald Trump, najbardziej komiksowy ze wszystkich dotychczasowych kandydatów na urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych niespodziewanie wygrał wyścig i lada moment przejmie klucze do Białego Domu. Kraj padł ofiarą podziałów: połowa obywateli USA wiwatuje od kilku dni w nadziei na wstrząs w szeregach znienawidzonego establishmentu, druga połowa pakuje już manatki z myślą o wyprowadzce do Kanady. A nawet, jeśli jeszcze się nie pakuje, to już ustawia się w opozycji do 45 sternika swojej ojczyzny, w skrajnych przypadkach – tak jak amerykańscy superherosi usilnie podburzani przez komiksowych scenarzystów – widząc w nim kolejną inkarnację M.O.D.O.K.A., czy wręcz drugiego Red Skulla (patrz poprzednia strona – przyp. red.). Trudno jednak dziwić się masowemu przewrażliwieniu, które ogarnęło superbohaterską kastę. Patrząc na historię przykrych doświadczeń z ludźmi, którzy przez lata komiksowej historii znajdowali się u steru, herosi Ameryki mają wszak prawo być co najmniej zawiedzeni regułami demokracji. Strach przed rządami barwnego, starszego pana z cha-
© 2011 DC Comics
Zdolność czytania ludziom w myślach, cofania czasu, tudzież kruszenia murów pstryknięciem palca to nie wszystko. A już na pewno nie jest to żaden powód, aby autorytarnie wywyższać się ponad innych. Tu na ziemi, w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej – krainie wysokich standardów i kolebce czystej, niczym nieskażonej demokracji – możesz być bowiem każdym: reinkarnacją egipskiego księcia w szacie z jastrzębich piór, boskim następcą tronu z gromowładnym berłem w kształcie młota a nawet samym, koronowanym królem mórz, kiedy jednak zapragniesz zasiąść w fotelu przywódcy USA, musisz poddać się nieubłaganym regułom gry: zyskać większość w wyścigu, w którym głos wielkiego maga, boga wojny i prostego pracownika hipermarketu liczą się tak samo. Niestety, demokracja to nie tylko solidny zawór bezpieczeństwa, ale i broń obosieczna: do wyścigu może stanąć każdy…
Jaki ojciec, taki syn
BATMAN I ROBIN (DAMIAN I TIM) BATMAN I SYN Zmiana warty
Każdy mężczyzna którego Batman wcale nie potrzebuje, bo – nawet jeśli głoś- w tzw. międzyczasie zdążył przysposobić no się do tego nie sobie innego kandydata na dziecko, całyprzyznaje – chciał- mi latami skrupulatnie przyuczonego do by kiedyś spłodzić skomplikowanego życia u boku jeszcze syna. Syna, którego bardziej skomplikowanego ojca. Los bywa następnie nauczy jednak przewrotny… Zwłaszcza wtedy, gdy rządzących światem jako twoją biologiczną latorośl podsuwa ci prawideł przepusz- wnuka twojego arcywroga, wychowaneczonych przez filtr go w duchu obcych ci ideałów szalonego ojcowskich przekonań, w nadziei, że ten kie- dziadka. Pojawienie się Damiana u boku dyś podejmie pochodnię i poniesie ją dalej Bruce’a warto odczytywać zatem przede w świat ku chwale rodowego nazwiska. Ra- wszystkim jako potrzebne otwarcie okien dosny akt prokreacji zakończony sukcesem i przewietrzenie mdłej relacji Batman-Row postaci narodzin małej istotki z chromo- bin, w której wszystko jeszcze przed chwilą somem XY bez ojcowskiego wychowania to działało jak w nudnym, do bólu precyzyjwszak jeszcze żaden sukces… nym zegarku szwajcarskim, nie dając czyNie taki z tego Batmana samotnik jak telnikowi żadnych szans na chociaż odromogłoby się wydawać. Niby tajemniczy binę zaskoczeń. „Batman i syn” bowiem i niechętny do dzielenia swoich sekretów to dopiero początek długiej podróży, która i prywatnego życia z drugą osobą, a jednak z paskudnego, wyszczekanego dzieciaka dorobił się całkiem pokaźnej rodziny: ojca uczyni kiedyś zaufanego pomocnika Człoodnalazł w lokaju, romansów z kobietami – wieka-Nietoperza. Pomocnika, który po nie tylko tych przelotnych – nie brakowało, raz pierwszy od lat będzie musiał budować a i synów przysposobił wielu. Kiedy jednak relację startując z zupełnie innej pozycji – wszystko zaczęło układać się po myśli he- nie od zaufanego współpracownika, do rosa: wrogowie pochowali się po kątach ukochanego syna, lecz od syna, do współnie mając już ochoty na potyczki z roga- pracownika, który na zaufanie będzie mutym detektywem, pierwszy Robin, Dick siał sobie zapracować. Przede wszystkim Grayson, usamodzielnił się przyjmując rolę jednak „Batman i syn” to pierwszy, boNightwinga, a pustkę po śmierci drugiego lesny przystanek Tima Drake’a w podróży Robina, Jasona Todda, pomógł wypełnić w dorosłość i początek końca bystrego trzeci nosiciel stroju „cudownego chłop- chłopaka jako pierwszego przybocznego ca”, właśnie oficjalnie adoptowany przez Batmana… herosa Tim Drake – nagle pojawił się on: biologiczny syn, o którego istnieniu Bruce nie miał pojęcia. Syn, o którym heros raczej nigdy nie marzył: wprawdzie częściowo odSYNOWIE chowany i świadom powołania do wielkich BATMANA rzeczy, a jednak zupełnie inny niż Batman W „DC Rebirth” i jego przyszywane dzieci: porywczy, nieWielka, misternie budowana grzeczny, a przede wszystkim: ledwie sięprzez lata bat-rodzina Bruce’a Wayne’a nie tylko gający do ojcowskie pasa, a już niecofający przetrwała „nowe otwarcie” uniwersum DC, ale wręcz w dalszym ciągu intensywnie się rozrasta o kolejnych synów się przez odbieraniem życia innym. „Batman i Syn” nie jest być może ko- (Clayface!?) i córki (Gotham Girl). Nie oznacza to jednak, że wszystkim dzieciom Batmana udało się bezboleśnie przetrwać miksem, który przynosi największą chlubę przybyłe nagle wichry zmian… Kiedy więc Damian i Jason jego słynnemu autorowi, Grantowi Mor- standardowo pakują się w kłopoty, a Dick akurat wspomaga risonowi. Nie da się jednak historii odmóbat-drużynę w walce z potworami Hugo Strange’a, kłócąc się przy tym o swoją rolę z Bruce’em, czwarty z synów, wić ożywczego, finezyjnego pomysłu na Tim, właśnie padł ofiarą zakulisowych machinacji potomka Człowieka-Nietoperza – syna, © 2016 DC COMICS
© 2016 DC Comics
nr 1 po doprowadzeniu do zniszczenia Metropolis, arcywróg Supermana nie dość, że szybko odzyskał zdrowie na skutek targów z szatanem (w zamian bez żalu oddając duszę, której istnienia i tak nie uznawał), to jeszcze błyskawicznie wyłgał się przed opinią publiczną zrzucając całą winę na klona, wkrótce przekuwając swoje sukcesy w biznesie na sukces polityczny. Jak jednak wiadomo – nadmiar władzy deprawuje. A jeśli jeszcze przedmiot deprawacji z gruntu nie jest zbyt pozytywną postacią, prędzej czy później czekają go poważne błędy. Po licznych dyplomatycznych sukcesach, m.in. zjednoczeniu ziemskich sił obronnych (także tych superbohaterskich) przeciw zagrożeniu z kosmosu Lex zgodnie z oczekiwaniami powrócił więc do swoich starych zwyczajów, zatracając się w knowaniach i kopaniu dołków pod oponentami (i to nie tylko politycznymi). Próba wrobienia niewygodnego Luthorowi Bruce’a Wayne’a w morderstwo, targi z Darkseidem, a przede wszystkim nieudana intryga zmierzająca do usunięcia ze sceny swoich wieloletnich przeciwników, Batmana i Supermana (patrz „Superman/ Batman: Wrogowie Publiczni” w SHM 1/2016 – przyp. red.) ostatecznie sprawiły, że Aleksandrowi Luthorowi nie było dane doczekać końca kadencji. Czym byłaby polityka bez szczypty hipokryzji? Na pewno nie byłaby aż tak zajmującą rozrywką zdolną napędzić słupki oglądalności największych światowych telewizji. Solidnej dawki hipokryzji nie ustrzegły się więc i ostatnie wybory na łamach komiksów Marvela, gdzie najbarwniejszym z kandydatów w wyścigu o urząd prezydenta USA okazał się… bożek oszustw i niedomówień, Loki. Notoryczny kłamca, o którym powszechnie wiadomo, że jest w tanie powiedzieć wszystko oprócz prawdy, ostatecznie nie objął wprawdzie stołka, doskonale wpisał się jednak w krajobraz wyborczy, po raz kolejny dowodząc, jak silną reprezentację posiada grupa niezadowolonych zdolnych do zagłosowania na dosłownie każdego, kto przedstawi się jako zażarty wróg establishmentu. A że brat Thora nie objął stołka, na pierwszy rzut oka poległszy na własnym niezrozumieniu oczekiwań swoich wyborców? Bój się komiksowa Ameryko, wygląda bowiem na to, że wszystko od początku było kłamstwem, a nowy prezydent ma wobec rogatego kłamczuszka niemały dług wdzięczności…
Strażników Moore’a (Detective Comics #940). Na szczęście dzieciom Wayne’a szybko nudzi się w grobie… 7
M A G A Z Y N
Jaki ojciec, taki syn
Kłamstwa murphy’ego
Powiadają, że „dobro, które uczyniłeś – powraca”. I to ze zdwojoną siłą. I rzeczywiście – Superman, ten stary, dobry Człowiek ze Stali, w którego przygodach zaczytywaliśmy się ćwierć wieku temu, przez lata uczynił tyle dobra dla świata, że przy okazji „odrodzenia uniwersum DC” w nagrodę pozwolono mu powrócić z niebytu i ponownie zająć należne mu miejsce obrońcy Metropolis. A że dobro wraca zawsze z „bonusem” – Clark oprócz worka miłych wspomnień ma dla nas pryszczatą niespodziankę... Murphy nie miał racji. To nie prawda, nowego, młodocianego herosa wątkami że „jeśli coś może pójść źle, to na pewno rodem z przeszłości – w tym przypadku pójdzie źle”. Oto bowiem wizja ciężarnej historią Eradicatora: kryptońskiej sztuczLois, która mogłaby nie przeżyć ewentual- nej inteligencji powołanej do „życia” dla nych narodzin syna Supermana, zaprezen- zachowania czystości kryptońskiej rasy. towana Clarkowi podczas spotkania z Kis- Młody Superboy, jako zakazany owoc mięmet (polski Superman 4/95 – przyp. red.) dzygatunkowej miłości naturalnie bardzo nie ziściła się: mamusia ma się zupełnie szybko trafia pod celownik Tępiciela – niby dobrze, a owoc ludzko-kryptońskiego me- zupełnie innego, niż ten oryginalny, sprzed zaliansu wyrósł na zupełnie niczego sobie „Flashpointu”, a jednak niemal zupełnie – chociaż pełneidentycznego: odzianego w dobrze znany go genetycznych strój z okresu „Rządów Supermana”, rzusprzeczności cającego na lewo i prawo tymi samymi – młodego kafrazesami, a nade wszystko przywalera, który noszącego wątki rodem GDYBY TAK... będąc kruchym z polskich SupermaLEX LUTHOR jak matka jednonów z lat 1993I SUPERMAN MIELI SYNA? cześnie zaczyna 1994, gdzie łotr Nasz ulubiony, „prawdziwy” Superman z dobrze znanej nam wykazywać został pokoz komiksów TM-Semic, „przedflashpointowej” rzeczywistości coraz więcej nany dzięki powrócił przywożąc ze sobą niespodziankę: biologicznego syna, oddziedzi- Johna, którego zakulisowo zdążył zmajstrować ukochanej Lois. pochłaniac z o n y c h Tak po prawdzie jednak, jednego syna z bardzo dziwacznego „związku” jącemu dupo ojcu, poniekąd miał już wcześniej… Nastoletni Superboy, debiutujący tuż po sze kryszs u p e r b o - śmierci Człowieka ze Stali na łamach „Rządów Supermanów” (polski t a ł o w i 2/96 – przyp. red.), którego Clark przyjął do super-rodziny, haterskich Superman Pana Z. Tua nawet „zainstalował” na farmie Kentów, okazał się bowiem być klonem talentów. hybrydowym – nie tylko Supermana, ale po części i arcywroga Clarka, taj wprawGenetycz- Lexa Luthora, którego kodem genetycznym wypełniono „dziury” dzie to sam ny konflikt w klonowanym, kryptońskim DNA. No cóż, najwyraźniej szalony Eradicator zresztą jest Lex nie mogąc pokonać Człowiek ze Stali ani zająć jego miejsca, okazuje się jako głównego obrońcy Metropolis (co próbuje robić dziś tutaj doskonapożeraczem obwieszając się kryptońskimi emblematami na łamach łym przyczynkiem i magazynierem „Action Comics”), postanowił przynajmniej – dosłownie – mieć z Supermanem „coś do pierwszej, poważżyciowych esenwspólnego”…. nej historii komiksowej cji, jednak widok duszy z udziałem młodego Kenta Supermana knującej wraz na łamach tytułu „Superman”, który dla z innymi duszami jak wydostać się z poodmiany od opisywanego w SuperHero trzasku niemal żywcem wyjęty ze stron SuMagazynie 6/2016, bardziej dorosłego permana 3/93, w połączeniu z kolejną po (tak pod względem prezentowanych treści utarczce z Eradicatorem historią ze stron jak i towarzyszącej mu numeracji) „Action nowego „Supermana” – wycieczką na Comics”, w większym stopniu niż na posta- wyspę dinozaurów (gdzie jak pamiętamy ci tytułowego bohatera skupiać ma się na z polskich Supermanów Clark pozostawił jego relacji z synem. Seria – choć zrealizo- ogarniętego amnezją Pana Z) – każe sądzić, wana w zdecydowanie lżejszym tonie niż że twórcy dzisiejszych przygód Supermana najstarszy tytuł o przygodach Człowieka ze bardzo chcą, abyśmy znowu poczuli się jak Stali i bez udziału słynnego architekta przy- w domu. I bardzo dobrze, bowiem stary, gód Supermana, Dana Jurgensa – również dobry Superman smakuje lepiej niż jego bazuje na silnej dawce nostalgii, oplatając następca z linii New 52.
© 2016 DC COMICS
© 2016 DC COMICS
© 2005 DC COMICS
SUPERMAN I SUPERBOY
SUPERMAN: SON OF SUPERMAN
8
SUPERMAN: IN THE NAME OF THE FATHER Sami swoi
Sąsiedzkie spory rodzinne mają wielką tradycję w dziełach popkultury. Tak już po prostu świat fabularnej fikcji jest zbudowany, że dosłownie każda tutejsza familia – czy to literacka, czy to kinowo-telewizyjna –wyznaje zasadę „źdźbło w oku bliźniego widzisz, belki w swoim nie dostrzegasz” źródła swoich nieszczęść i wielkiego zagrożenia dla całego świata upatrując nie u siebie w domu, lecz… tuż za najbliższym płotem.
Jaki ojciec, taki syn
© 2016 DC COMICS
© 2016 DC COMICS
© 2016 DC COMICS
I rzeczywiście: rody Kapulettich i Mon- aby dojść do doskonałości. Debiutujący tekich, Bundych i D’Arcych, czy – żeby nie dziesięć lat temu na kartach komiksu syn szukać zbyt daleko – naszych, „samych Batmana, Damian Wayne, choć już wówswoich”, Kargulów i Pawlaków, nienawi- czas dysponujący solidnym doświadczedzą się nawzajem i wadzą między sobą niem z zakresu sztuk walki i wybitnymi taCLARK I JONATHAN KENT szczerze i z uporem maniaka, nie potrafiąc lentami w wielu dyscyplinach naukowych, VERSUS jednocześnie bez siebie żyć. Podobny ob- po upływie dekady okazuje się być wciąż BRUCE I DAMIAN WAYNE rót sprawy przybrały ostatnio w komiksie jednym z bardziej opornych adeptów superbohaterskim. Kiedy bowiem dwaj superbohaterstwa, zwłaszcza jeśli idzie połączeni szorstką przyjaźnią kamraci z są- o postępy w dziedzinie empatii. I bardzo siadujących ze sobą miast Gotham i Metro- dobrze, bo oddziedziczona po ojcu chropolis, panowie Bruce Wayne i Clark Kent, niczna nieufność idąca w parze z niemożpo latach otaczania się przyszywanymi liwym do wyplenienia od dziesięciu lat, dziećmi – sierotami, klonami i całymi ban- totalnym, ksenofobicznym wręcz brakiem dami brzdąców chętnych do pójścia w śla- poszanowania dla inności (każącym Dady swoich idoli – dorobili się wreszcie mianowi określać młodego Johna Kenswoich własnych, potwierdzota mianem „groźnego pomioDamian Wayne nych testami getu kosmity stwarzającego i Jonathan Kent netycznymi pozagrożenie, gdy zostanie ponownie tomków, drobny pozbawiony ojcowskiej spotkają się spór między bokurateli”) staje się punkjuż wkrótce haterami mógł tem wyjścia do niezwy– na łamach wreszcie wnieść kle sympatycznej hidebiutującej się na wyżstorii, na łamach której w lutym 2017 r., szy poziom: młodzi, nieopierzeni hewspólnej serii uświęconego rosi nauczą się współdziaSUPER SONS. łać i przezwyciężać dzielące konfliktu międzyfamilijnego. Tak samo bowiem, jak ich różnice. Zanim chłopcy odpodejrzliwy wobec wszystkiego co kryją, czym jest prawdziwa, superbosię rusza Batman nie do końca ufa dziś haterska przyjaźń czeka ich jednak nie lada nowemu-staremu Supermanowi, który wyzwanie: zorganizowany przez ojców wraz z „odrodzeniem DC” przybył z innej, przymusowy, superbohaterski obóz tajemniczej rzeczywistości, aby zająć miej- przetrwania, podczas którego wspierani DAMIAN I SYN sce przed chwilą poległego superobrońcy przez przerośniętą, latającą bat-maskotVERSUS świata „New 52”, tak i młody, porywczy kę oraz skrywany w czeluściach jaskini DEATHSTROKE Panicz Wayne zgodnie z przyświecającą nietoperza bat-zwierzyniec (bat-kota, I... CÓRKA! niniejszemu numerowi SuperHero Maga- bat-psa, bat-dinozaura oraz… bat-kro- Batman i Robin nie mogą narzekać na nudę i brak zynu maksymą „jaki ojciec, taki syn” nie wę) odkryją nowe zdolności (mroźny wspólnie spędzanego czasu od momentu „odrodzenia” zamierza zaakceptować przybyłego wraz oddech!), wzajemnie wytargają się uniwersum DC. Superbohaterskie kolonie zorganizowane przeflashpoinotwym Człowiekiem ze Stali, za uszy i obleją wszystkie możliwe synom przez Bruce’a i Clarka to wszak nie jedyna miedzyfamilijna przygoda, w którą w ostatnich miesiącach zdążyła zaangażować młodziutkiego Superboya… testy, aby finalnie zakopać topór się rodzinka Wayne’ów. Oto bowiem na łamach serii „Deathstroke” Poziom ekspercki w dziedzinie super- wojenny, czy raczej użyć go do… na skutek knowań jej tytułowego bohatera doszło właśbohaterstwa – tak samo jak specjalizacja wspólnego ścięcia świątecznego nie do… zaskakującej wymiany dzieci pomiędzy najlepszym w każdym innym zawodzie zaufania pub- drzewka. Pytanie tylko – jeśli tak detektywem a najlepszym zabójcą uniwersum DC. Kiedy więc rozsierdzony Batman rozbija się po ulicach Gotham licznego – wymaga wielu lat wyrzeczeń, mają wyglądać zajęcia w pierwszej wraz z podrzuconą mu córką Deathstroke’a, pyskaty ciężkiej pracy i wytężonej nauki. Niektórzy klasie, co profesorowie Wayne i Kent Damian będzie musiał się nieco natrudzić, aby uwolnić się z niewoli u jednookiego bandyty – ci wybitnie niereformowalni – najwyraź- szykują chłopakom na superbohaterski i dowieść ojcu, że już nie potrzebuje niej potrzebują jednak nieco więcej czasu, egzamin maturalny? niańki…
9
M A G A Z Y N
Jaki ojciec, taki syn
Rzeź niewiniątek
Fałszywi bogowie od tych prawdziwych różnią się tym, że w głębi duszy będąc świadomymi swej niedoskonałej natury bardzo boją się jutra i tego, co ze sobą ono przyniesie. A tam, gdzie wielki strach – tam rodzi się szaleństwo…. Biblijny król Herod – dumny i potężny szeroką skalę, szalonego, postherodowego monarcha – choć wszem i wobec głosił planu, wycinając w pień miliony istnień swą wielką potęgę, w głębi duszy był zwy- i obracając w ruinę setki światów niechcączajnym tchórzem, który bał się nadejścia cych pochylić się głęboko przez tytanem cudownego dziecka z przepowiedni. Bał i poświęcić wszystkich swoich młodzieńsię tak bardzo, że profilaktycznie zarządził ców, pośród których mogliby znajdować ogólnokrajową, prewencyjną likwidację się potomkowie szaleńca. Jak nietrudno wszystkich noworodków, aby mieć pew- się domyślić, podobnie jak Galactus, który ność, że dzięki jego szalonemu planowi swe zęby po raz pierwszy stępił na twardej prawdziwy bóg jednak nie zstąpi na ziemię skórce jabłka zwanego ziemskim globem, i nie zdetronizuje króla. To jednak jeszcze również Thanos swoją rzeź niewiniątek nic w porównaniu z marvelowskim tyta- przystopował dopiero na naszej planenem, Thanosem… cie podczas próby uśmiercenie powitego Thanos boprzez Inhumankę syna, Thane’a. Tutaj bowiem – dokładnie wiem, nawet jeśli w mieście brakuje akurat ten sam, który kilku kluczowych obrońców, wszyjuż wkrótce przescy pozostali jak jeden mąż RAZ NA WOZIE, skoczy z komiksu będą bronić swego doRAZ POD WOZEM na ekrany kin, mostwa i każdego „Wszystko wokół się zmienia…” – aby zjednoczyć zamieszkującego głosi pierwszy wers pewnego nieśmiertelnego szlagieru przeciw soje mieszkańnamiętnie coverowanego od lat w każdą sobotę przez weselnych bie wszyst- chałturników. Nie bez powodu wspominamy tutaj „hit” oczepin, ca, włącznie kich holly- bowiem doskonale opisuje dzisiejszą rzeczywistość uniwersum Marvela z potomw o o d z - – rzeczywistość, gdzie diametralnej zmianie uległy relacje wiążące kiem swek i c h Thanosa z kostuchą i jego „nieludzkim” bękartem. Zdradziecka Śmierć go najs u p e r - opuściła właśnie swego lubego i skumała się z Thane’em (tak, dokładnie g o rszego tym, do zabicia którego jeszcze przed chwilą namawiała szalonego tytana!), herosów aby móc za chwilę wrócić przed oblicze Thanosa w zupełnie innej, chociaż w r o g a , Marvela przecież nominalnej dla siebie roli: tej, która zbierze krwawe żniwo w pałacu w imię – będąc Szalonego Tytana. Sam Thanos zresztą i bez „wsparcia” swojej byłej z a s a d y p ew ny m dziewczyny ewidentnie wyczuwa, że zbliża się jego ostateczny kres... Co „jeden za gorsza najwyraźniej już cały komiksowy wszechświat stoi w opozycji s i e b i e wszystkich, do osamotnionego, samozwańczego boga gorąco kibicując, aby i swej abwszyscy za terroryzujący uniwersum tyran wreszcie wyzionął ducha, czego dowodem doskonała sprzedaż pierwszego zeszytu nowej solutnej wyjednego”… serii „Thanos”, plasująca go w pierwszej dziesiątce jątkowości po Nieskończonajlepiej sprzedających się tytułów ostatnich ówczesnym zapłodność to dosyć osobtygodni (za BleedingCool.com). nieniu tysięcy dzieliwy twór na mapie wek z wszystkich możliwych eventów Domu Pomysłów. zakątków galaktyki poczuł w sobie taką Osobliwy, bowiem zupełnie niesamodzielboskość, że zuchwale zapragnął posadzić ny, a przez to dla osób nieinwestujących po swej prawicy tę, której posiąść nie bę- w komiksy towarzyszące – kompletnie niedzie nigdy dane żadnemu śmiertelnikowi: czytelny. Kiedy jednak przebrniemy przez samą śmieć. Zazdrosna królowa chłodu inne tomy opatrzone logotypem eventu nie zamierzała jednak dopuścić do siebie (w szczególności „Avengers” i „New Avenabsztyfikanta bez deklaracji wymazania gers”) klocki układają się w zgrabną całość, z istnienia wszystkich owoców rozsianego a krucjata Thanosa przeciw synowi (przepo całym kosmosie nasienia Thanosa. Mie- mienionemu po „nieludzkiej” terrigenzie niąc się bogiem, a jednocześnie bojąc się, w podobnego do ojca posłańca śmierci) że kostucha jego boskość podważy w mo- okazuje się zaledwie cząstką globalnego mencie, gdy ten okaże słabość, Thanos konfliktu sięgającego najdalszych zakątprzystąpił więc do realizacji zakrojonego na ków multiwersum.
© 2016 MARVEL
© 2016 MARVEL
© 2016 MARVEL
THANOS I THANE
THANOS POWSTAJE/NIESKOŃCZONOŚĆ
10
M A G A Z Y N
DOKTOR STRANGE ©2016 Marvel. All Rights Reserved.
PROGRAMOWANIE RZECZYWISTOŚCI
Nie jeden z nas kiedyś, u progu zbliżającego się startu w dorosłość stawał przed zero-jedynkowym wyborem: całki, albo gitara. Wielu wówczas zdecydowało się na opcję numer dwa, zamiast siedzieć z nosem w książkach i żmudnie pokonywać kolejne szczebelki edukacji całymi dniami brzdąkając na instrumencie w nadziei na romantyczną karierę gwiazdy rocka. Prawda jednak jest taka, że kultura masowa bez nauki nie byłaby nawet w połowie tak smaczna jak nam się wydaje...
© 2016 MARVEL
mie, po blisko dekadzie od startu kinowego uniwersum Domu Pomysłów obok bohatera niemalże bliźniaczego w stosunku do prekursora i największej gwiazdy franczyzy (zgadza się wszak wszystko: paskudne zachowanie, megalomania, inteligencja, a nawet wąs!) po raz kolejny udało się przemycić coś zupełnie świeżego i niezwykle ożywczego: pierwiastek psychodelii rodem z okładek płyt z muzyką przełomu hippisowskich lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, jaki niesie ze sobą nowa, mistyczna odsłona multiwersum Marvela. I nie ważnej, czy magia jest tutaj tylko mieszanką zabobonów i guseł, czy – jak chciałaby tego najjaśniejsza gwiazda drugiego planu filmu, grana przez Tildę Swinton mentorka głównego bohatera – nauką poFilmowy Doktor Strange już na początku swojej przygody legającą na programowaniu rzeczywistości, której towa- z naukami mistycznymi zadarł z siłami, z którymi nawet doświadczony użytkownik magii nie chciałby mieć nigdy do czynienia. Wyposażony rzyszy równie pokaźna jak w narzędzie do manipulacji czasem początkujący czarodziej zdołał w przypadku fizyki, chemii jednak odeprzeć atak Dormammu przyprawiając mistrza zła o tak i matematyki, tyle, że nie potężny ból głowy, że ów najwyraźniej odstąpił od planu pożarcia tak szeroko dostępna lek- ziemi na długie lata. Nieopierzony mag niestety – prawdopodobnie – przy okazji „zepsuł” czas… I bardzo dobrze, bowiem jak tura przedmiotu. Ważne, pokazują komiksy Marvela, np. „Era Ultrona” czy pierwszy tom że świat Marvela, w którym „Strażników Galaktyki” Egmontu (gdzie bohaterowie obrywali od kosmicznych trybunałów i pożeraczy światów za częste od teraz w jednym miejscu ingerowanie w przeszłość) zabawy z czasem są zawsze istnieć może nieskończona ilość bardzo dobrym punktem wyjścia dla kolejnych, Nowych Yorków – a więc i niebarwnych przygód herosów Marvela, a dla skończona ilość aren starć kolejnych, samego Marvela – kurą znoszącą © 2015 MARVEL
Wie dziś o tym dobrze Brian May, gitarzysty grupy Queen, który dla złapania oddechu od trudów muzycznej kariery zainteresował się swego czasu astronomią i fizyką, finalnie zyskując tytuł doktora nauk ścisłych i przekuwając swoje kosmiczne fascynacje na płytę „The Cosmos Rocks”. Podobnie Dolph Lundgren, znany światu jako gwiazdor kina akcji klasy B (m.in. jako pierwszy hollywoodzki Punisher!), swoje gruntowne wykształcenie z zakresu chemii niejednokrotnie wykorzystywał na planie filmowym – chociażby ostatnio, podczas zdjęć do „Niezniszczalnych II”. Na całe szczęście z efektu synergii, jaki zapewnia miks rozrywki i nauki najwyraźniej doskonale sprawę zdaje sobie również kierownictwo Marvela. Dokładnie tak samo bowiem jak niegdyś pani profesor, która podczas lekcji matematyki do układu współrzędnych XY dorysowała trzecią oś otwierając przed nami nieodgadniony, trójwymiarowy świat, również Dom Pomysłów – ustami i gestami tutejszej wykładowczyni nauk ścisłych zwanej „Starożytną” – dołożył jeszcze jedną „oś” do i tak wystarczająco rozległego już, filmowego wszechświata Marvela, uzupełniając go o ostatni brakujący wymiar: mistycyzm. Odgrzewane kotlety nie smakują najlepiej. Mimo to Marvelowi udała się nie lata sztuka. Oto bowiem w kolejnym fil-
nieznanych jeszcze bohaterów – po raz kolejny znalazł się o krok przed konkurencją i za pewne w najbliższych latach przyniesie nam wiele nowych niespodzianek skrywanych w zakamarkach niewidocznych, mistycznych krain dopełniających konglomerat marvelowskiego mikroświata Ant-Mana, ziemi Mścicieli, kosmosu Strażników Galaktyki i niebios Aasgardu. Siła obrazu są jednak nie tylko bombardujące zmysły widza, narkotyczne wizje przestrzeni niedostępnych dla oka nieobeznanego z magią niedowiarka. Na szczególną uwagę zasługuje bowiem tutaj przede wszystkim przemyślany, misternie tkany scenariusz, gdzie obowiązkowe dla Marvela żarty i zabawne byty (płaszcz lewitacji!) stanowią tylko tło dla ścieżki, jaką przyjdzie przebyć głównemu bohaterowi od aroganckiego chirurga do mistrza nauk magicznych. Mistrza, którym wbrew pozorom twórcy na koniec filmu bohatera jeszcze wcale nie czynią, stwarzając tym samym solidną i – co najważniejsze – dobrze osadzoną na komiksowym fundamencie podstawę dla przyszłych kontynuacji filmu, w których – miejmy nadzieję – niedoświadczonemu czarodziejowi przyjdzie zmierzyć się z konsekwencjami nieodpowiedzialnego korzystania z niezbyt dobrze jeszcze poznanych artefaktów.
CZAS TO PIENIĄDZ
złote jajka.
M A G A Z Y N
DOKTOR STRANGE KOMIKSOWA LEKTURA UZUPEŁNIAJĄCA PO SEANSIE FILMU Doktor Strange: Początki i zakończenia
© 2007 MARVEL
World War Hulk Doktor Strange po wypadku, który z aroganckiego narcyza przeistoczył go w nobliwego maga, na którym spoczywa-
Secret Wars Świat, jaki znaliśmy przestał istnieć. Przestał, ale nie dobiegł swego – wydawałoby się – nieuchronnego końca. Oto bowiem niejaki Victor von Doom – zdolny cygański mechanik, który pewnego dnia nauczył się władania magią – wyręczył najpotężniejsze byty pokroju Thanosa czy Galactusa i uchronił wszechświat przed całkowitą entropią. Nie dokonałby jednak tego bez pomocy experta, Doktora Strange’a – arcymistrza nie tylko magii, ale przede wszystkim arcymistrza kompromisów, którego coraz bardziej wyraźna skłonność do wyboru mniejszego zła pozwoliła ocalić choć namiastkę uniwersum przed obróceniem się w nicość. Sęk jednak w tym, że zabawa w boga i wszelkie prowizorki w ogólnym rozrachunku nigdy nie kończą się dobrze…
© 2015 MARVEL
Kiedy Panowie Stark i Rogers znudzeni obijaniem twarzy rzezimieszków postanowili sprawdzić jak to jest za przeciwnika mieć superbohatera, do bratobójczej wojny wciągając niemal całą społeczność mocarnych obrońców ziemskiego globu, Doktor Stefan, jedyny prawdziwy głos rozsądku w całym multiversum Marvela
Prawdziwą miarą superbohatera podobno są jego przeciwnicy. A tych Doktor Strange ma naprawdę potężnych i gdyby nie jego wyjątkowe talenty w kierunku operowania magią pomagające utrzymać wszelkiego zło nie z tego świata w ryzach ziemia już dawno stałaby się krainą bólu i cierpienia. Kiedy jednak na chwilowo osieroconą przez większość superbohaterów planetę napada Thanos wraz z potężnym odźwiernym, którego kłamliwy język sączy jad zdolny omamić nawet arcymistrza magii, pęta krępujące niecne byty z odległych wymiarów mogą ulec rozluźnieniu… Na szczęście Nowego Jorku strzeże przecież Luke Cage i jego drużyna Latynosów i Afro-amerykanów, zdolnych stawić czoła koszmarowi, który dławił wszechświat zanim zaczęto odmierzać czas, a który jeszcze przed chwilą skrywał się pod butem dziś niedysponowanego Doktora. Lektura obowiązkowa dla wszystkich, którzy zwiedzeni towarzyszącymi filmowi zabawkami marki „LEGO” mieli nadzieję na filmowy występ Shuma-Goratha.
© 2013 MARVEL
New Avengers (od nr 27)
Mighty Avengers: Infinity
ją losy całego świata starał się zawsze działać rozważnie i przewidywać wszystkie konsekwencje popełnianych czynów. Aż do momentu, gdy zdecydował się przystąpić do wątpliwej moralnie masońskiej superloży Tony’ego Starka i autorytarnie decydować o losach ziemi, m.in. uwalniając ją od widma nieobliczalnego Hulka. Dziś za swój błąd przyjdzie mu słono zapłacić, gdy dosięgnie go gniew żądnego zemsty stwora. Jak jednak wiadomo, Strange ma niezmiernie potężnych wrogów, których w ramach wyboru mniejszego zła może wykorzystać jako sprzymierzeńców w walce z pustoszącym ziemię goliatem. Pytanie tylko, co się stanie, kiedy potężny demon zdolny zadać ból Hulkowi przejmie kontrolę nad naszym drogim, pozbawionym hamulców doktorem?
© 2007 MARVEL
© 2016 MARVEL
Każdy szanujący się superbohater – zwłaszcza ten, który raczy nas swoimi przygodami od ponad pół wieku – skrywa nie jedną, lecz kilka alternatywnych historii definiujących jego superbohaterskie początki. Jeśli więc nie podobała ci się filmowa, psychodeliczna wizja przeistoczenia się samolubnego chirurga w potężnego czarodzieja, „Starożytny” jako kobieta o zachodnich rysach twarzy i nieokreślony, mocno abstrakcyjny Dormammu operujący przez większość czasu na dalszym planie sięgnij po XXI-wieczny origin bohatera, „Początki i zakończenia”, gdzie czeka na ciebie bardziej dosłowna, nowa wersja historii początków Doktora Strange’a, czerstwy staruszek w roli mentora bohatera i obdarty z narkotycznej magii hipisowskich lat 70-tych demon przypominający raczej kolejną inkarnację Human Torcha w otoczeni rogatych biesów. I nawet jeśli nie jest to najlepsza komiksowa produkcja w portfolio mistrza Straczynskiego, obok żadnego komiksu scenarzysty, który zaserwował światu serię „Rising Stars” i nieomalże zabił spider-ciotkę May nie można przecież przejść obojętnie.
odsunął się na bok, aby zanosić modły o opamiętanie dla poróżnionych między sobą przyjaciół. Nie można jednak w nieskończoność spędzać czasu na klepaniu pacierzy i dystansowaniu się od problemów... Po śmierci Stevena Rogersa nasz doktor wybiera więc ostatecznie stronę konfliktu i przystaje do drużyny buntowników kontynuujących misję Kapitana Ameryki, zabierając ze sobą nieocenionego Wonga. Od tego momentu szanse ostatecznie się wyrównują: każda z ekip Mścicieli ma wreszcie swojego lokaja!
Spider-Man/Deadpool
Jaki ojciec, taki syn
VENOM, CARNAGE I TOXIN VENOM VS. CARNAGE Wojna pokoleń
Powiedzieć o rodzince „ziemskich” symbiontów, że to skrajna, bezprecedensowa wręcz patologia, to jak nie powiedzieć nic… Dynastię zapoczątkowaną przez przywiezionego z kosmosu na plecach Spider-Mana pasażera na gapę od lat bowiem charakteryzuje nie jej niebywała zdolność przystosowywania się do różnych, najbardziej nawet skrajnych warunków, lecz przede wszystkim dziedziczona z dziada pradziada, chroniczna… nienawiść do wszystkich członków
© 2004 MARVEL
© 2016 MARVEL
Pokaż mi swych wrogów, a powiem ci kim jesteś... Tak, tak – nie będziemy już przynudzać i w nieskończoność powtarzać, jakich to potężnych przeciwników ma Stephen Strange. Powiemy tylko – nasz wywód kierując w szczególności do tych, którym przypadł do gusty finałowy przeciwnik filmowego Doktora – że z Dormammu naprawdę warto się liczyć, bowiem jest… jedynym pretekstem na tym świecie, zdolnym zjednoczyć dwie największe gaduły Marvela. I to nawet wtedy, gdy nie jest tym, za kogo się podaje… Doctor Strange v4 #1
© 2009 MARVEL
„Nie traćcie głowy” – zwykli mawiać superbohaterowie Marvela podczas sytuacji kryzysowych, wzajemnie dodając sobie otuchy w walce ze złem. Niestety, w obliczu jednego z licznych końców świata „Ulimate” tutejszy, nieopierzony Doktor Strange Jr. do reszty pochłonięty walką z Dormammu najwyraźniej zupełnie zapomniał o tej żelaznej, jakże dosłownej maksymie...
Jaki ojciec, taki syn
LOGAN I DAKEN UNCANNY X-FORCE: FINAL EXECUTION (#34) Worek grochu
Gdyby Szkoła Młodych Talentów im. Charlesa Xaviera istniała w Polsce, już pisalibyśmy donos do ministra edukacji, a może nawet i samego prezydenta z prośbą o jak najszybsze jej zamknięcie… Co to bowiem za szkoła, która każdego dnia intensywnie uczy strzelania z broni palnej, szatkowania żywych ciał orężem białym i rzucania ludzi o podłogę, nie zapewniając jednocześnie elementarnego kursu z zakresu przygotowania do życia w rodzinie? We wniosku o kontrolę szkoły przez kurato-
© 2012 MARVEL
Ultimatum #4
© 2015 MARVEL
Czy może być coś jeszcze bardziej zachęcającego do sięgnięcia po pierwszy numer aktualnej serii przygód Doktora, niż absurdalne starcie wielkiego maga z przerośniętym, pluszowym misiem(!), tudzież niespodziewany widok oświeconego wirtuoza słów i gestów wymachującego ciężkim orężem zarezerwowanym raczej dla prostych, mniej oczytanych wojów? A co powiecie na magiczny, alternatywny wariant okładkowy dla kolekcjonerów popełniony przez naszego rodaka, Nikodema Cabałę?
rodziny – zarówno przodków, jak potomków. Przykład idzie z góry, dziadek „Jad” od lat próbuje więc usunąć z ziemskiego padołu swego syna, „Rzeź”. „Rzeź” nie pozostając mu dłużnym przy każdej możliwej okazji próbuje pozbyć się swojego szalonego ojca. Kiedy jednak na świat przychodzi wnuk, „Toxyna”, dziadek razem z ojcem już po chwili zawiązują tymczasowy sojusz i rzucają się na nieopierzonego „malca”, aby w prezencie z okazji chrzcin rozszarpać mu gardło… Taki oto portret rodziny niedoskonałej malują nam panowie Milligan i Crain na łamach historii „Venom vs. Carnage” serwując całemu – nie tylko superbohaterskiemu – światu kultowy poradnik dla ojców o tym, jak NIE wychowywać i NIE nazywać swoich dzieci…
ra oświaty wystarczy podać chociażby przypadek ewidentnych braków w edukacji jej wychowanka, Logana, notabene będącego nie tylko uczniem, ale i profesorem nadzwyczajnym instytutu Xaviera! Wolverine bowiem - wykształcony jedynie w kierunku pięściarstwa, duszenia i dekapitacji - nie potrafiąc przywołać do obowiązku niesfornego syna, Dakkena, zamiast kazać mu klęczeć na grochu poszedł po linii najmniejszego oporu i… po prostu go utopił. P.S. Tam, gdzie oświata się nie sprawdza działa na szczęście jeszcze sprawiedliwość: Logan ostateczne sam również „utonął” we własnoręcznie rozlanej kałuży adamantium (patrz „Śmierć Wolverine’a” w SHM 2/2014 – przyp. red.)
ARCHIWALNE NUMERY SUPERHERO MAGAZYNU CZYTAJ NA:
ISSUU.COM/SUPERHEROMAGAZYN WSTĘP WOLNY!
M A G A Z Y N
Jaki ojciec, taki syn
X-FACTOR: MULTIPLE BIRTH (V3, #188) Nigdy nie rób kilku rzeczy na raz
JAMIE I SEAN MADROX
Ileż to razy załamywałeś ręce wykrzykując w twarz szefowi: „przecież się nie rozdwoję”? Ile razy marzyłeś o tym, aby móc znaleźć się jednocześnie w kilku miejscach i nadrobić wszystkie zaległości: zrobić zakupy, wyprowadzić psa, zawieźć samochód do naprawy, a przy okazji jeszcze się wyspać? Jamie Madrox – marvelowski mutant potrafiący multiplikować się do woli – nigdy nie miał takich problemów i marzeń, od zawsze, w każdej możliwej sytuacji mogąc skorzystać z duplikatu, który zrobi za niego robotę na wczoraj, kiedy ten będzie bardzo zajęty inną, równie pilną sprawą. Mimo to Jamie jest dziś równie nieszczęśliwy jak ci, którzy rozdwoić się nie mogą. I nic w tym dziwnego, robiąc kilka rzeczy na raz możesz mieć bowiem pewność, że żadnej nie zrobisz tak, jak się należy…
© 2009 MARVEL
© 1986 DC COMICS
Superbohaterstwo to nie bułka z ma- pewnego razu Jamie przeżywał radossłem – wymaga wielu wyrzeczeń i poświę- ny akt uniesienia z dwoma koleżankami ceń. Niestety, w zamian za ciężką służbę z drużyny „X-Factor” na raz, z jedną basuperbohaterowie na koniec dnia nie za- raszkując osobiście, z drugą – pod postacią wsze wynagradzani niesfornego duplikatu. Jedna z koleżanek są przez los uśmiewkrótce powiła mu syna… Dziecku dane chem na twarzy. było przeżyć niestety tylko kilka godzin, Nie wszystkim bowiem już podczas pierwszego konukłada się tak jak taktu z jeszcze przed chwilą ŁÓŻKOWI MAGICY: choćby Supermadumnym, szczęśliwym PREHISTORIA nowi i Batmanowi, ojcem zostało przez Jamie Madrox nie jest wcale którzy mogą cieniego przypadkopierwszym w historii herosem o nad wyraz podzielnej szyć się dziś ra- uwadze, który łowiąc ryby z kolegami potrafi jednocześnie wo… wchłoniędosnym tacie- zaspokoić spragnioną miłości kobietę. Już 30 lat temu te, okazując rzyństwem wszak niejaki Dr. Manhattan na łamach słynnych „Strażników” się być poi wspólnie, wypełniał sobie kolejne noce intensywną pracą naukową, delegując tomkiem nie w tym czasie swoje drugie „ja” do łoża spragnionej amorów damy. we czwór- Podstęp rzecz jasna szybko się wydał, skutkując rychłym rzuceniem M a d r o x a , kę spędzać się niewiasty w ramiona innego, potrafiącego docenić kobietę lecz jego weekendy mężczyzny o jakże wymownym przezwisku…. „Puchacz”. Wbrew kopii, której przy grillu pozorom superbohaterskie rozdwojenie jaźni doktora miało jednak wspomniei pozytywne skutki. Znudzony nienadążającą za jego podzielną (patrz uwagą ludzkością heros – choć sam nie spłodził syna – wyruszył nia mieszały str. 7, 8 bowiem w kierunku gwiazd budować nowy, lepszy świat, się w głoktórym – jak głosi plotka – może być właśnie uniwersum i 9 biewie Jamiego „New 52”, tym samym przyjmując rolę kozła ofiarnego żącego z jego własnymi. odpowiedzialnego za zepsucie świata DC i dając numeru maTrauma nieszczęprzyczynek do niedawnego, udanego KIEDY DWOJE gazynu – przyp. śliwego „ojca” była odrodzenia uniwersum pod STAJE SIĘ JEDNYM... szyldem „Rebirth”. red.). Chociaż tak wielka, że o mało nie bowiem w komiksie doprowadziła go do samobójZdolny fachmistrz zapragnął mieć syna. Ponieważ jednak większą niż do kobiet smykałkę miał do superbohaterskim zdarzały stwa… majsterkowania, pewnego dnia po prostu tchnął życie się już większe ojcowskoCo ciekawe, bolesne ojcostwo jest niew martwą, sztuczną kukłę… Nie, to nie jest historia starego, -synowskie patologie, jak jako wpisane w losy „rodzinki” Madroxów. poczciwego Dżepetto, lecz jednego z najtęższych umysłów Marvela w przypadku Thanosa Jedyny, wspaniałomyślnie niewchłonięty – pierwszego Ant-Mana, Hanka Pyma. Ojcowsko-synowskie perypetie herosa i jego krnąbrnego dziecka, Ultrona, który od początku chciał i Wolverine’a mordująprzez Jamiego duplikat – pastor John, któusunąć ze świata żywych swego stwórcę i posiąść jego piękną żonę, cych swoich synów (patrz remu jako prawemu człowiekowi „orygiJanet van Dyne, opisaliśmy już szczegółowo na łamach SuperHero str. 10 i 15) tudzież Hulka, nał” pozwolił wieść własne życie – również Magazynu 2/2014. Warto jednak zerknąć na ostatnie przypadki Hanka bowiem spłodził potomka, którego, jako i mechanicznego Hanka Juniora, bowiem w uniwersum Marvela nastąpił poza genami niedostrzesyna duplikatu, dla odmiany jednak nikt akt kolejnego po smutnym przypadku Jamiego i Seana Madroxów gającego żadnych związku stania się jednością przez ojca i syna. Tym razem to jednak nie z juniorem (patrz str. 17), nie wchłonął. Dlaczego? Syn kaznodziei ojciec syna, lecz ukrywający się na obrzeżach kosmosu, wyrodny, to właśnie przykra histo- okazał się dzieckiem z nieprawego łoża…. syntetyczny bachor wchłonął swego ojca (historia „Rage of ria Jamiego i jego synka SeaDlatego zanim po raz kolejny zakrzykUltron”) i właśnie wrócił na ziemię udając Hanka Pyma, na, będąca bolesnym skutkiem niesz „przecież się nie rozdwoję!”, pomyśl aby nieco ponaprzykrzać się nieświadomym niczego Mścicielom na łamach ostatnich ubocznym zdolności Multiple Mana, jeszcze raz, czego tak naprawdę oczekujesz numerów serii „Uncanny jest tą najsmutniejszą… Oto bowiem od życia… © 2016 MARVEL
Avengers”…
14
HULK: THE OMEGA HULK CZ. III (HULK V3 #7) Błędy młodości
Sztuka – zarówno ta wyższych lotów, jak i ta wybitnie masowa – pełna jest Doktorów Jekyllów i Mister Hyde’ów. Począwszy od literackiego pierwowzoru, poprzez popcornowego Charlie’ego i Hanka z komedii „Ja, Irena i Ja”, kończąc na bezwstydnej, marvelowskiej reprodukcji oryginału – duecie Hulk/Dr Banner – wszystkie schizofreniczne duety dotyka ten sam problem: zamieszkujące jedno ciało i walczące o wyłączną kontrolę nad nim byty na każdym kroku robią sobie na złość zostawiając współtowarzyszowi niedoli jakąś niespodziankę, przygotowaną podczas chwilowej kontroli nad ich wspólnym przybytkiem. Kto jednak pomyślałby, że niezbyt rozgarnięty, zielony stwór z uniwersum Domu Pomysłów, który każdą sprawę rozwiązuje w ten sam, monotematyczny sposób wywinie biednemu Bruce’owi taki numer i zmajstruje… syna? A potem jeszcze nie będzie miał cywilnej odwagi, aby się do tego przyznać… zielona goliata sprzed miękkiego restartu marvelowskiego uniwersum pod szyldem „Comic Wars”. W tym krótkim okresie, kiedy to Marvel ostro eksperymentował ze swoimi bohaterami, m.in. tymczasowo zamieniając Steve’a Rogersa w emeryta, a Tony’ego Starka – w człowieka, który lubi być niegrzeczny, nie mogło zabraknąć również eksperymentów na postaci Hulka. Oto bowiem pewnego pięknego dnia Bruce Banner został postrzelony w głowę tak celnie, że nie zdążył w porę zamienić się w swoje potężne alter ego, a w rezultacie o mało nie wyzionął ducha. Przed niechybną śmiercią bohatera uchronić zdołał Iron Man, wstrzykując mu specjalne serum, które nie tylko przywróciło siły witalne zielonemu stworowi, ale przy okazji dało mu coś, czego zawsze zazdrościł Bruce’owi – inteligencję. Każący od teraz mianować się tytułem „Doc Green” inteligentny Hulk – jeszcze bardziej zdeterminowany, aby nie oddawać kontroli nad ciałem Bannerowi, któremu wreszcie dorównał intelektem – zapragnął zbawić świat i w swej wielkiej mądrości opracował plan oczyszczenia ziemi z sobie podobnych potworów. Jedną z „ofiar” planu padł jego syn Skaar, siłą uzdrowiony z wywołujących transformację w hulkopodobnego stwora efektów promieniowania gamma i skierowany przez ojca – po wcześniejszym zaopatrzeniu w worek pieniędzy – w podróż zwaną „normalnym życiem”. Co jednak najciekawsze, podczas ostatniego spotkania ojca z synem
HULK I SKAAR
© 2014 MARVEL
Hulk zawsze czuł się tym gorszym – więźniem w wątłej skorupie Bruce’a Bannera, której drzwi kruchy doktor uchylał tylko i wyłącznie wtedy, gdy sam nie radził sobie z problemami i potrzebował ciężkiej artylerii, aby spacyfikować przed chwilą sprokurowane przez siebie zagrożenie. Był jednak i taki okres w życiu Hulka, kiedy to on dominował – i to nie tylko nad ciałem współdzielonym z genialnym słabeuszem, ale i nad całą, barwną planetą, której królem miał pozostać na długie lata. O tym, że plan ten legł w gruzach wraz wybuchem arki Iluminatów, która przywiodła Hulka do jego królestwa wiemy z historii „Planet Hulk” oraz „Wielkiej Wojny Hulka”, na łamach której zielony goliat ostro karcił kolegów Mścicieli obwiniając ich za swoje kosmiczne niepowodzenie. Król Hulk tuż przed utratą z trudem zdobytego królestwa zdążył jednak jeszcze spłodzić z królową Caierą syna, Skaara. Syna, który przez całe życie nienawidził swego ojca i jedyne, czego pragnął – to jego śmierci (paradoksalnie nie mając zupełnie nic do Bruce’a Bannera). No i cóż – śmierci Hulka ostatecznie Skaar się doczekał (patrz ostatnie, dramatyczne przetasowania w uniwersum Marvela przedstawione na łamach eventu „Civil War II” – przyp. red.), nie dość jednak, że nie z własnej ręki, to jeszcze w momencie, w którym śmierci tej już wcale nie pragnął… Pojednanie ojca z synem – dosyć osobliwe – nastąpiło bowiem na łamach serii „Hulk” z 2014 roku – ostatniej solowej serii
Jaki ojciec, taki syn
„Doktor Zieleń” wyraźnie zaznaczył, że obu łączą jedynie geny, dając synowi do zrozumienia, że wszystko, co uczynił będąc bezrozumnym osiłkiem (włączając w to spłodzenie syna) to „błędy młodości”, które od teraz wymazuje ze swej biografii. Skąd my to znamy? No cóż, najwyraźniej w uniwersum Marvela już na stałe wpisana musi być zaskakująco silna korelacja między wielkim intelektem a brakiem empatii i poczucia rodzicielskiego obowiązku, którą wcześniej obserwowaliśmy już chociażby u Reeda Richards i Thanosa, zdolnych do poświęcania całych nocy na pracę naukową przy jednoczesnym braku chociaż pięciu minut na zabawę z dzieckiem.
Najlepsza oferta komiksów z USA
Sprawdź na www.multiversum.pl 15
M A G A Z Y N
Jaki ojciec, taki syn
GREEN ARROW I SYNOWIE
GREEN ARROW: KOŁCZAN/ JLA: PRAGNIENIE SPRAWIEDLIWOŚCI Ramię w ramię
DNA to bardzo wydajna i pojemna baza danych, pozwalająca potomkom dziedziczyć całe terabajty zapisanych w genach cech, przymiotów i skłonności do pakowania się w te same tarapaty, których pełna jest ojcowska biografia. Okazuje się jednak, że tak naprawdę do dokonania aktu dziedziczenia nie potrzeba wcale dzielić z kimś wspólnego genomu – czasem wystarczy tylko trochę poprzebywać z daną osobą, aby przesiąknąć nią do reszty a następnie jota w jotę powtórzyć jej losy…
Green Arrow nie bez powodu tak bardzo przypomina Robin Hooda. Nie dość bowiem, że strzela równie celnie, ubiera się podobnie i nie brak mu wrażliwości na krzywdę najbiedniejszych, to jeszcze… kawał z niego złodzieja. Green Arrow wszak od dziesięcioleci kradnie od rogatego kolegi z Gotham wszystkie możliwe pomysły – na gadżety, wehikuły, jaskinie, a nawet na… gromadkę synalków. W końcu tak jak Bruce, również Oliver najpierw przysposobił sobie pomocnika, Roya Harpera, wychował go na swój obraz i podobieństwo w duchu superbohaterskich idei i hipisowskich przekonań (chłopak w stylu życia dzieci-kwiatów zatracił się do tego stopnia, że palił i wąchał co popadnie…), finalnie adoptując go jako prawnego potomka, tylko po to by za chwilę – identycznie jak Bruce! – odkryć, że ma biologicznego, całkiem już odchowanego syna, Connora. Syna, którego Oliver dobrze poznał zresztą dopiero po śmierci, a nawet jeszcze później, bo po rozdwojeniu się na odrębne byty – ziemskie ciało i niebiańską duszę – i niecodziennym zmartwychwstaniu na łamach historii „Green Arrow: Kołczan”. Co ciekawe, pomimo braku geCO DWIE GŁOWY, netycznego związku to właśnie TO NIEJEDNA adoptowanemu Royowi Oliver Kiedy w 1999 r. kina całego przekazał skłonność do pakoświata zawojował przebojowy “Matrix” ludzkość wania się w podobne dramazaczęła zadawać sobie pytanie: „którą pigułkę wybrać – czerwoną, czy niebieską?” Grzechem jednak byłoby akurat ty… Pewnego razu bowiem rodzeństwu Wachowskich przypisywać miano prekursorów szmaragdowy heros wplątał w tym temacie. Scenarzyści uniwersum DC wszak podobne się w beznadziejną sytuapytanie zadali pewnej niewiaście już rok wcześniej… Nie tylko bowiem Green Arrow dostał szansę bycia w dwóch miejscach cję, mogącą go kosztować na raz. Na skutek niecnych – i nie do końca zamierzonych utratę tego, co najcenniej– knowań złego Supermana-Cyborga zupełnie w owym sze dla łucznika, tj. ramienia, czasie niepodobny do samego siebie, elektryczny Clark a która finalnie kosztowała Kent pewnego dnia również rozdzielił się na dwa byty: go jeszcze więcej, bowiem nie Supermana Czerwonego i Supermana Niebieskiego, chcąc zostać jednorękim kaleką każąc następnie skołowanej Lois wybierać tego jednego jedynego. Co z tego wynikło? Oliver powstrzymał Supermana Odpowiedź już za miesiąc na łamach przed uratowaniem mu życia i po
wybuchu bomby na dłuższą chwilą udał się w zaświaty. Kilka lat później również Roy w następstwie krwawego starcia z jednym z wrogów Ligi Sprawiedliwości stanął przed problemem obsługi łuku przy użyciu tylko jednej ręki. Ta tragiczna i jakże pięknie zilustrowana historia, „JLA: Pragnienie sprawiedliwości”, już za kilkanaście miesięcy pojawi się nad Wisłą w ramach Wielkiej Kolekcji Komiksów DC, udowadniając przy okazji, że również jako młody rodzic Roy „odziedziczył” po Oliverze jedynie smutki i ojcowskie problemy…
ZA MIESIĄC W SUPERHERO MAGAZYNIE
© 1985 DC COMICS
© 2010 DC COMICS
© 2001, 2016 DC COMICS
(CONNOR HAWKE I ROY HARPER)
SuperHero Magazynu.
16
ŚWIĘTA!
M A G A Z Y N
Jest jeszcze na tym świecie takie miejsce – mityczna utopia, która wciąż nie zna żadnych granic, mezaliansów i kulturowych różnic. To miejsce – zwane dumnie komiksem – gdzie koegzystują ze sobą postaci „nie z tej bajki” – gdzie Punisher poluje na Eminema i innych baronów gangsta-rapu, śpiącą królewnę ze snu budzi członek X-Men, a Bruce Wayne przybija żółwia... żółwiom. To miejsce, gdzie każdego dnia stykają się ze sobą...
ODRĘBNE ŚWIATY BATMAN VERSUS PREDATOR III: WIĘZY KRWI
© 1999 DC Comics, Dark Horse Comics & Twentieth Century Fox Film Corporation
Familiada
Tradycja – rzecz święta. I to nie tylko tu, na polskiej ziemi, ale i gdzieś tam, hen, daleko – pośród gwiazd. Zwłaszcza tam… Kiedy bowiem my, dumni Nadwiślanie głośno obnoszący się ze swoim szacunkiem do kulturowych obyczajów wraz z przeminięciem epoki królów odeszliśmy już nieco od tradycji królewskich polowań na grubego zwierza pozostawiając pamięć o niej historykom i garstce pasjonatów ganiających po lasach z flintą, niewzruszona kasta dumnych myśliwych z kosmosu konsekwentnie, od setek lat pielęgnuje swój słynny, powszechny w każdej rodzinie obyczaj organizacji rytualnych łowów, zastępując nasz dziwaczny rytuał spożywania wody ognistej przy każdej możliwej okazji („Czy to w domu, czy w podróży, zawsze wódka zdrowiu służy”) i kolekcjonowania dni „wyjętych z życiorysu” (tzw. dni na kacu), szczególnym zamiłowaniem do kolekcjonowania upolowanych… potylic. Przez lata tułaczek po łowiskach całej galaktyki Predatorzy wielokrotnie gościli również na ziemi, na swej drodze napotykając wielu słynnych i dumnych mężów broniących honoru naszego globu: od Arnolda Schwarzeneggera, prze Sędziego Dredda i Tarzana, na samym Supermanie skończywszy. Wśród przeciwników godnych uwagi Predatora nie mogło rzecz jasna zabraknąć również najskuteczniejszego w unikaniu łowczych zasadzek ro18
gatego stróża miasta Gotham. Trzecie starcie człowieka nietoperza z najbardziej finezyjnym kłusownikiem Drogi Mlecznej, będące przedmiotem niniejszych rozważań nie jest jednak z pewnością najciekawszym i najbardziej spektakularnym spotkaniem w karierze tej dwójki. Ba, z pewnością nie jest nawet ich drugą najciekawszą potyczką… Nie zmienia to jednak faktu, że jak żadne inne ze spotkań rogatego z „przystojnym” finał trylogii polowań na nietoperza aż prosi się, aby pojawić się w tym miesiącu na łamach rodzinnej odsłony „Odrębnych światów”. Oto bowiem po lewicy błyskotliwego „prowadzącego” czeka na was już familia milionerów ze wschodniego wybrzeża, a po prawicy – ich przeciwnicy w walce o główną nagrodę: rodzina myśliwych z… bóg jeden raczy wiedzieć skąd. Panowie i panie – prosto z miejskiej dżungli witamy was dzisiaj w specjalnym odcinku… Familiady! Żadna, nawet najbardziej zajmująca rozrywka tego świata nie bawi tak samo za drugim (a już na pewno za trzecim) razem. Zawsze chodzi bowiem przecież przede wszystkim o element zaskoczenia. Niestety, podobnie jak trzecia potyczka Bruce’a z Predatorem nie jest w stanie zaskakiwać i bawić czytelnika tak jak jego słynne, pierwsze starcie, które było dosyć dużym i szeroko reklamowanym w wydarzeniem w Polsce, tak nie potrafi bawić – a przede wszystkim zaskakiwać – również i samego Bruce’a, który po dwóch bolesnych przygodach nauczył się już wyczuwać Predatora na odległość. I właśnie tego przerażającego pierwiastka niepewności, który towarzyszy „zwierzynie” podczas jej pierwszego (i najczęściej ostatniego) spotkania z Łowcą, a który tak pięknie uchwy-
Jaki ojciec, taki syn
BATMAN I ROBIN
+ PREDATOR I PREDATOR JR.! cono w pierwszym, filmowym „Predatorze”, brakuje tutaj najbardziej. Tym razem bowiem to nie tyle Łowca łowi Batmana, co raczej nasz detektyw tropi łowcę po zostawianych przez niego śladach, będąc już częściowo przygotowanym na nadejścia wroga z kosmosu. Pewne novum rzecz jasna stanowi wprowadzenie wątku walki „klanów”, Predator bowiem zabrał tym razem ze sobą syna, z którym wspólnie spróbują zapolować na Batmana i jego „przyszywanego” potomka, dzięki czemu przynajmniej jeden jedyny, biedny Tim (ówczesny Robin) – tradycyjnie niedoinformowany przez nadopiekuńczego Bruce’a – nie do końca wie, co się wokół niego dzieje. Niestety – wobec braku większych zaskoczeń śmiertelne zagrożenie ze strony Predatorów wydaje się tutaj w ogóle nie istnieć. Na plus za to zdecydowanie należy zaliczyć występy przyszywanego „nestora” rodu Wayne’ów, Alfreda, który na łamach komiksu konsekwentnie odkrywa w sobie niebywałe zdolności aktorskie, tudzież sprytne wykorzystanie elementów bat-mitologii – postaci Mr. Freeze’a i towarzyszącego mu chłodu – jako pięty achillesowej „gości” z kosmosu.
© 2016 MARVEL
GHOST RIDER/WOLVERINE/ PUNISHER: HEARTS OF DARKNESS Szpony, proch i gusła „Odrębne światy” to takie specjalne miejsce w skromnych progach naszego magazynu, w którym preferujemy komiksy prezentujące zderzenie całkowicie odmiennych rzeczywistości, koncepcji i wzajemnie nieprzystających światów. Wbrew pozorom niekoniecznie jednak muszą być to od razu kolizje światów pozostających w sidłach praw autorskich dwóch różnych podmiotów gospodarczych… Powiedzmy sobie szczerze: gdyby tak było, przygoda Pogromcy, Ognistogłowego i Rosomaka w piekle, rozgrywająca się wyłącznie w granicach uniwersum Marvela, w zamkniętym gronie aktorów Domu Pomysłów, nigdy nie miałby prawa tutaj trafić. Wydane w Polsce w 1995 roku na łamach „Wydania Specjalnego TM-Semic” marvelowskie „Serca ciemności” to jednak twór tak osobliwy, na każdym kroku targany wzajemnie zderzającymi się sprzecznościami, że zwyczajnie nie mogliśmy sobie odmówić popełnienia kilku słów na jego temat, tym bardziej, że przy okazji pięknie wpisuje się w temat przewodni niniejszego numeru magazynu prezentując kolejną skrajnie nietypową rodzinkę ze świata superbohaterów Pomijając dosyć osobliwą kolorystykę okładki, na pierwszy rzut oka sprawiającą wrażenie, jakby pracownik drukarni pomylił kasety z kolorami (co poniekąd potwierdzać mogą zdjęcia okładki wydania oryginalnego) oraz skromną, typową dla standardowych zeszytów TM-Semika objętość każącą wątpić w sens zaopatrywania komiksu w „grzbiecik”, już sam fakt obecności tytułu Marvela na łamach serii „Wydania specjalnego” predestynuje komiks do przypięcia mu łatki „odrębnych światów”. W czasach, kiedy miłośnicy Marvela co trzy miesiące mogli bowiem cieszyć się serią „Mega Marvel”, fani DC niebezpodstawnie upatrywali w „Wydaniach Specjalnych” swojej małej enklawy, od kilkunastu numerów obleganej przez
SZPONY, PROCH I GUSŁA – dalsze przypadki
Jaki ojciec, taki syn
MEPHISTO I BLACKHEART Batmana i spółkę, czasami tylko, incydentalnie naruszanej przez bohaterów innych, niemarvelowskich wydawnictw (vide „Aliens vs Predator” w „Wydaniu specjalnym 3/94”). „Serca ciemności” ostatecznie przerwały kruchy „kompromis” między komiksami Marvela i DC w ofercie TM-Semika otwierając drogę wstępu na łamy serii innym tytułom Domu Pomysłów (patrz ramka obok – przyp. red.), niekoniecznie pożądanym przez fanów DC. Kolejne zderzenie światów nastąpiło wewnątrz numeru, oto bowiem dwóm największym zabijakom Marvela – Punisherowi i Loganowi, obracającym się w mniej bajkowym towarzystwie i specjalizującym się wycinaniu w pień zupełnie zwyczajnych przestępców i wojowników ninja – przyszło zmierzyć z obcym im światem mistycznym, na skutek machinacji syna samego szatana upatrującego w herosach doskonałego materiału na diabelskich pomagierów. Zmuszeni do wycieczki na dno piekła bohaterowie – wspomagani przez bardziej obeznanego z czarcimi sztuczkami Ghost Ridera – ostatecznie oczywiście całkiem zręcznie poradzili sobie z paskudnym czarcim pomiotem, skrajnie zaślepionym rządzą zajęcia tronu ojca, Mephisto, (no tak, kolejna patologiczna rodzinka rodem z komiksu…). Po lekturze komiksu w pamięci pozostać powinno jednak nie zakrawające na mezalians starcie szponów i karabinów z demonami, lecz kolejne elementy rodem z jakiegoś zupełnie nieznanego, „odrębnego” świata Marvela: opasły, potworny Mephisto w niczym nieprzypominający dobrze znanego z komiksów, eleganckiego demona ze zgrabnie przystrzyżoną bródką, tudzież wyjątkowej urody ilustracje Johna Romity Jr., do których… jak rzadko kiedy nie sposób się przyczepić.
„Ulicznym” zabijakom Marvela wmanewrowanym wbrew swej woli w piekielny konflikt rogatego ojca i rogatego syna, po powrocie z piekła jeszcze wiele razy przychodziło mierzyć się z przeciwnikami o mistycznym rodowodzie. Logan np. jeszcze tego samego roku wespół z Ghost Riderem dziesiątkował hordy pomagierów demona Deathwatcha na łamach „Wydania Specjalnego 4/95” Tm-Semika, przy okazji po raz kolejny drażniąc swoją obecnością polskich fanów uniwersum DC, upatrujących w serii wymarzonego odpowiednika cyklu „Mega Marvel” z Batmanem i spółką w roli głównej. © 1995 MARVEL Punisher na potyczce z Blackheartem również nie zakończył swoich przygód z magią i ogniem piekielnym. Diabelski kurort po raz kolejny odwiedzał zresztą całkiem niedawno, na łamach serii „Thunderbolts”, znowu ręka w rękę (karabin w łańcuch?) z Ghost Riderem wykonując misję na rzecz czarciej rodzinki Mephisto, której seniora pewien mutant w międzyczasie wykolegował z funkcji © 2014 MARVEL gospodarza Szeolu. Prawdziwych cudów i dziwów nie trzeba jednak szukać aż tak głęboko, w przesadnie upalnej, piekielnej otchłani... Dziś bowiem, kiedy przestępczość nie ogranicza się już tylko do archaicznego prochu i kija bejsbolowego, i nawet prości mafiosi z lokalnego podwórka nie stronią od magicznych sztuczek, Punisherowi pomocy przyjdzie szukać dla odmiany nie w zbrojowni, lecz u dziwaków z czarodziejską kulą. Na szczęście naczelny guślarz uniwersum Marvela i największe gwiazda tegorocznej, filmowej jesieni, Doktor Stephen Strange, odmawiać pomocy niko© 2016 MARVEL 19 mu nie zamierza…
http://fb.com/PlanetaMarvel
http://PlanetaMarvel.net
Czytelnicy SuperHero Magazynu z portalu miłośników superherosów Domu Pomysłów „Planeta Marvel” polecają 3 najciekawsze komiksy ostatniego miesiąca.
PISZESZ? RYSUJESZ? CHCESZ POCHWALIĆ SIĘ SWOJĄ TWÓRCZOŚCIĄ, PODZIELIĆ SIĘ Z NAMI PRZEMYŚLENIAMI NA TEMAT PRZECZYTANEGO KOMIKSU ALBO OPINIĄ DOTYCZĄCĄ NASZEGO MAGAZYNU? NAPISZ DO NAS!
THE UNWORTHY THOR #1
© 2016 MARVEL
Ograbiony z młota, skrajnie rozsierdzony Thor przemierza wszechświat na wyrośniętym koźle ochoczo korygując zgryzy napotkanych oponentów. Tymczasem na horyzoncie pojawia się drugi Mjolnir... Kogoś tu trzeba bardziej zachęcać? (SQ)
INFAMOUS IRON MAN #1 Victor jest przystojny, jest genialny i ma tylko jedną wadę: owiane złą sławą nazwisko. Znacie go na pewno – to Doctor Doom, super złoczyńca, który tym razem... ratuje damę w opałach! Zaskakująca rycerskość, nowy wygląd i tajna misja wymagają jednak nowego stroju: zbroi Iron Mana. Nie możecie tego przegapić! (Zireael)
DEADPOOL: BACK IN BLACK #1 Co się dzieje, kiedy Venom ma krótkie, ale bliskie spotkanie trzeciego (a może drugiego?) stopnia z Deadpoolem jeszcze przed Peterem Parkerem? To, że kiedy Spider-Man „zrywa” z symbiontem, ten ucieka do swojego byłego... (AssRater)
Frank Castle alias Punisher – rysowany w afekcie, w pociągu, pod wpływem występu w drugim sezonie netflixowego „Daredevila”. Tuszowany także w pociągu szkolnymi cienkopisami. Potem podrasowany w Photoshopie. Nadal nie jestem zadowolony, ale macie – może komuś odstrzeli... tzn. ucieszy... oko. Artur „GrafNaStyk” Hejna fb.com/GrafNaStyk
„Życzliwi” powiadają, że przemoc w filmach, grach komputerowych i komiksie inspiruje do bycia niegrzecznym w realnym życiu. Naszego zdolnego Artura zainspirowała jednak do sięgnięcia po ołówek i kredki. Paradoks? Wygląda na to, że Franek Zamkowy po latach terroryzowania członków mafii i wszelakich szumowin uniwersum Marvela wcielił się właśnie w rolę „Pogromcy”... podstaw psychologii?
NA WASZE LISTY CZEKAMY POD ADRESEM redakcja@superhero.com.pl
21
KONKURS! LEGION SAMOBÓJCÓW Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta... Kiedy więc Mroczny Rycerz, do reszty pochłonięty „dyskusją” z Człowiekiem ze Stali na temat jedynej słusznej koncepcji superbohaterstwa stosowanego zaniedbał chwilowo wartę funkcjonariusza superprewencji, ziemskie władze w ramach tajnego projektu postanowiły szukać pilnej pomocy w walce ze złem gdzie indziej: pośród elity okrutnych łotrów uniwersum DC. Nie ma jednak takiej rzeczy, która ukryłaby się przed czujnym okiem rogatego detektywa... Pytanie tylko, co by było, gdyby spiczastouchy stróż sprawiedliwości, za dnia skrywający się pod „maską” nieprzyzwoicie bogatego playboya, Bruce Wayne’a, odkrył niemoralne plany Amandy Waller nieco wcześniej – jeszcze przed końcem pierwszej misji antybohaterów? Jak wówczas potoczyłyby się losy członków „Legionu Samobójców” i jaki kształt przybrałoby finałowe starcie drużyny z Enchantress? Spośród odpowiedzi przesłanych na adres redakcja@superhero.com.pl do dnia 12 grudnia 2016 r. wybierzemy trzy najciekawsze pomysły, których autorów nagrodzimy premierowymi płytami
© 2016 Warner Bros. Entertainment Inc. All rights reserved.
DVD z filmem „Legion Samobójców”