SuperHero Magazyn 4/2017

Page 1

MAMY JUŻ 3 LATA! FB.COM/SUPERHEROMAGAZYN

4/2017

Wydanie bezpłatne ISSN 2391-4505

Strażnicy Galaktyki vol.2

DRAX

© 2017 MARVEL

Premiera na Blu-ray i DVD

Rozmowa z Dave’em Bautistą


M A G A Z Y N

Powiadają, że wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. „Znawcy”, którzy nigdzie nie byli i nic nie widzieli… A to dopiero początek naszego specjakosmologii (m.in. tekstach o sztucznym życiu z Cybertrona i gwiezdnych kanibalach listycznego, spersonalizowanego przew SHM 1/2017, Przedwiecznych w SHM wodnika kosmicznego podróżnika. Na ko2/2017, czy Obcych w SHM 3/2017) idzie- lejnych stronach dowiecie się jak dobrze my więc o krok dalej – czas na załogowy przygotować się na podróż do gwiazd, lot w kosmos! Na dobry początek oddaje- w szczególności: czym w kosmos polemy w wasze ręce absolutny mus galaktycz- cieć (Wstępniak), gdzie znaleźć najbliższy nego podróżnika: namiastkę gwiezdnej gwiezdny komisariat (Odrębne Światy), mapy, która choć trochę ułatwi wam po- czego w kosmosie słuchać (Herosi w rytmie ruszanie się po meandrach komiksowego Rocka), tudzież jak z gracją poruszać się po nieboskłonu ściśle wytyczoną, optymalną orbicie (Lejtmotyw). A na deser – relacja ścieżką: od niedalekiego – i wcale nie tak naocznego świadka, który galaktykę zna błahego – księżyca, poprzez oświetlające jak własną kieszeń, bowiem z racji zawodu drogę zagubionym astronautom szmarag- – Strażnika Galaktyki! – przebył ją dowe globy zielonych latarników, skoń- wzdłuż i wszerz.… czywszy na planetach, na których nie bez ZIEMIA powodu lepiej nie stawiać pierwTwór osobliwy. szego, wiekopomnego Zgodnie ze (słuszną) kroku (bo mogą teorią Galileusza – pępek odgryźć wszechświata, tudzież kraina MARS nogę…). mlekiem i miodem płynąca, MARS od zawsze w której osiedlić się chciałby budził niezdrowe każdy uchodźca z kosmosu. podniecenie człowieka. Planeta pod szczególnym nadI słusznie, bowiem rzezorem licznej kasty superbohaczywiście żyją tam słynne, terów w obcisłych trykotach, zielone ufoludki (jeden został nawet członskrywająca pod powierzchkiem Ligi Sprawiedliwości!). „Czerwonej” nią skorupy ziemskiej planety nie trzeba się jednak bać – mamy niespodziankę… (patrz: tam wszak swoich ludzi: „Sekretnych „PLANETY SAMOMścicieli” Eda Brubakera, Dr. ManŚWIADOME”). hattana Alana More’a, oraz… ziemski łazik?

Czego lud pragnie najbardziej? Chleba i igrzysk oczywiście. Niektóre ludy pragną ich jednak tak bardzo, że igrzyska czynią sensem całego swojego życia. Swojego – a czasem wręcz całych planet… Przekonał się o tym Superman trafiając do ŚWIATA WOJNY, Hulk – na planetę SAKAAR, oraz herosi Marvela stając się aktorami igrzysk Beyondera na planecie BATTLEWORLD podczas „Sekretnych Wojen”. 2

PLANETY SAMOŚWIADOME

© 2006 DC Comics

© 2017 MARVEL

© 2015 DC Comics

PLANETY GLADIATORÓW

© 2007 MARVEL

© 2006 MARVEL

© 1980 DC Comics

Ziemia. Błękitny glob. Trzecia planeta od słońca… Jakby jej nie nazywać, jedno jest pewne – jest absolutnie wyjątkowa. W końcu jak inaczej można scharakteryzować ów pozornie tylko niepozorny kawałek skały, który od lat nieustannie atakowany jest przez wszystkie możliwe rasy z kosmosu, z sobie tylko znanych powodów żądne, aby akurat to konkretne, niewielkie ciało niebieskie opanować (Skrullowie, Chitauri), zniszczyć (Beyonderzy), a w skrajnych przypadkach – zjeść (Galactus)? Co ciekawe, pomimo okupującej od lat ziemską orbitę kolejki najeźdźców to jednak wciąż bardzo przyjemne i bezpieczne miejsce do życia. Z tak pokaźną armią herosów w trykotach nie trzeba wszak żadnych pól siłowych ani kosmicznych tarcz antyrakietowych – żaden intruz i tak się tu nie przedrze (a nawet „jeśli”, to nie na długo). Sęk jednak w tym, że… łatwo byś chojrakiem u siebie, na swoim – pełnym silnych kolegów – podwórku. Co innego osiągnąć zwycięstwo gdzieś tam, hen – pośród gwiazd, na cudzym boisku, bez przewagi liczebnej i gromkiego dopingu swoich wiernych kibiców. Okiełznać bezkresny, przerażający, ale i niezwykle barwny kosmos – to dopiero wyzwanie… Tak się składa, że lubimy wyzwania. Po kilku tegorocznych, nieśmiałych podejściach do tematu podstaw komiksowej

Ileż to razy rozmaite kosmiczne misje badawcze NASA kończyły się smutnym komunikatem: „nic tu nie ma – zero śladów życia, tylko lita skała…”. Okazuje się jednak, że czasem żywą może być również… lita skała właśnie! Dowodem tego komiksowy kosmos, gdzie orbitują m.in. bratnie globy EGO i ALTER-EGO (jeden nawet drugiego kiedyś pogryzł..), MOGO – żywa planeta z pierścieniem Zielonej Latarni(!), ILLA – niedawno odkryta, pierwsza „planeta-kobieta” oraz UNICRON i PRIMUS – wrogie wobec siebie planety-TransFormery, których zaginiony brat ATLAS ukrywa się pod postacią… planety ZIEMI (o czym więcej na łamach „TransFormers vs. G.I.Joe” #13)!


© 1998 MARVEL

© 2014 MARVEL

Rządy sztucznej inteligencji na Ziemi to mrzonka – ot, widmo alternatywnej, niemożliwej do ziszczenia się przyszłości, którą powstrzymają herosi Marvela („Era Ultrona”), Neo („Matrix’) oraz Sarah Connor („Terminator”). Istnieją jednak w kosmosie planety zaludnione sztucznym, bezdusznym życiem, gdzie władają roboty, m.in. zamieszkały przez TransFormery CYBERTRON (sam zresztą też będący gigantycznym TransFormerem) czy księżyc Saturna, TYTAN (pierwotnie – macierzysty dom Thanosa, niedawno – na łamach „Gniewu Ultrona” zagospodarowany przez Ultrona i jego kopie).

Kosmiczne symbionty Marvela to bardzo zachłanna rasa. Nie dość bowiem, że od niemal roku jako jedyni obywatele galaktyki dysponują własną rubryką w SuperHero Magazynie, to jeszcze zasiedlają aż trzy ciała niebieskie w kosmosie: świat macierzysty (KLYNTAR), planetę zbuntowanych symbiontów Thanosa (PLANET X ze świata kreskówek Marvela) oraz właśnie ujawnioną ZIEMIĘ VENOMA z łamów „Venomverse”, której obywatele oprócz trykotu obowiązkowo noszą również… czarny symbiont.

© 1990 DC Comics

© 2015 MARVEL

PLANETY ROBOTÓW

© 1995 MARVEL

PLANETY SYMBIONTÓW

© 1991 DC Comics

KSIĘŻYC

© 20157 MARVEL

Cudze chwalicie, swego nie znacie… Tak samo bowiem, jak plaża w Chałupach nie ustępuje w niczym Lazurowemu Wybrzeżu, tak i powierzchnia naszego jedynego naturalnego satelity nie powinna się obawiać konfrontacji z turystycznymi kurortami OA, Kryptona czy innej Apokalips. Niestety, na skutek wielkiej mistyfikacji Amerykanów KSIĘŻYC zamiast błyszczeć (światłem odbitym) w przewodnikach turystycznych uchodzi za zaścianek na kosmostradzie komiksowego Multiwersum. Gdyby bowiem Neil Armostrong rzeczywiście stanął na Księżycu, zauważyłby, że dzieje się tam więcej niż w jakimkolwiek innym zakątku wszechświata… Wiedział o tym za to Watcher Uatu, który z Księżyca obserwował świat (dziś przy teleskopie zastępuje go tam Nick Fury senior) oraz jego księżycowi sąsiedzi: wygnaniec Solomon Grundy, dynastia królewska Inhumans (po podwyżce stawek za czynsz niedawno przenieśli się z powrotem na Ziemię) i członkowie Ligi Sprawiedliwości dysponujący zamiejscową, księżycową kwaterą. Regularnym bywalcem Księżyca jest też Superman, który pojedynkował się tu z różnymi przeciwnikami, m.in. Eradicatorem (całkiem niedawno, na łamach „Supermana” z DC Rebirth), Dev-Emem (event „Time and Time Again”) i Draagą (na który to pojedynek PLANETY zabrał na Księżyc m.in. … Statuę Wolności). Sporadycznie można spotkać tu HAZARDU I ROZRYWKI też TransFormery, które swego czasu rozwiązywały na księżycowej arenie problem „kryzysu przywództwa” („TransFormers” #41). Chodzą słuNie samą pracą człowiek żyje. Po dobrze wykochy, że Księżyc jest też obiektem podejrzanego kultu na Ziemi nanym zadaniu należy się wszak i chwila rozrywMarvela, gwarantującym jego wyznawcom w peleryki. Są jednak we wszechświecie planety, gdzie nach z białymi kapturami niesamowite zdolto rozrywka jest celem samym w sobie, m.in. ności oraz utratę piątej klepki… VENTURA - międzygalaktyczne centrum hazardu z uniwersum DC oraz MOJOWORLD Marvela - świat, w którym PROLOG niezbędnym dla życia tlenem jest… telewizja.

PLANETARIUM SUPERBOHATERSKIE 3


CO W TRAWIE PISZCZY

Broń trzymaj zawsze przy sobie Horror na kolei

DRAX

Rozmowa z Dave'em Bautistą

VENOM CORNER

Venom z łasiczką Pajęczy świat bez Pająka

ODRĘBNE ŚWIATY

Szmaragdowe Hollywood

LEJTMOTYW

Spacer po orbicie Kosmiczny jubileusz Rockładki superbohaterskie HEROSI W RYTMIE ROCKA Galaktyka rockiem stoi Wydawnictwo OiD Warszawa Redakcja ul. Bogatyńska 10A 01-461 Warszawa redakcja@superhero.com.pl Redaktor naczelny Michał Czarnocki m.czarnocki@superhero.com.pl Reklama i Promocja promocja@superhero.com.pl Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych i zastrzega sobie prawo do dokonywania ich skrótów i redagowania w przypadku publikacji, a także ich wykorzystania w Internecie oraz innych mediach w ramach działań promocyjnych Wydawnictwa OiD oraz „SuperHero Magazynu”. Listy nadesłane do redakcji nieopatrzone wyraźnym zastrzeżeniem autora mogą być traktowane jako materiały do publikacji. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść reklam i ogłoszeń, a Wydawca zastrzega sobie prawo do odmowy zamieszczeania treści sprzecznych z interesem Wydawnictwa lub linią programową „SuperHero Magazynu”, a także prawem polskim. Wszystkie publikowane materiały na łamach „SuperHero Magazynu” są chronione prawem autorskim. Ich kopiowanie, przedruk lub rozpowszechnianie w dowolnej formie wymagają pisemnej zgody Wydawcy. © 2017 Wydawnictwo OiD

© 1993 DC Comics

Mapa komiksowego nieba

© 1991 Archie Comics

© 1959 DC Comics

PLANETARIUM SUPERBOHATERSKIE

© 1990 DC Comics

W NUMERZE:

KOSMOSTRADĄ DO GWIAZD Czy leci z nami pilot? Nie? To nic, nawet nie jest nam potrzebny... WSTĘPNIAK Czy pamiętasz, jak będąc małym brzdącem spoglądałeś z ciekawością w niebo? Czy wciąż czujesz to samo, co wtedy – gdy czytając komiksy i oglądając hollywoodzkie filmy marzyłeś, aby wyrwać się z nudnych realiów III RP i ruszyć ku gwiazdom: tam gdzie X-Meni podbijają imperium Shi’ar, Galactus chrupie kolejną planetarną bezę, Ellen Ripley tępi obce pokraki, a Lord Vader podporządkowuje swojemu pomarszczonemu szefowi całe galaktyki? Tak, kosmos jest piękny. Piękny, tajemniczy i niesamowicie ekscytujący. A ty jesteś już dorosły i nikt, i nic nie powstrzyma cię, aby wyruszyć w upragnioną podróż po wszechświecie. Zanim jednak weźmiesz do ręki naszą mapę kosmosu i zaczniesz przemieszczać się pomiędzy najważniejszymi atrakcjami Drogi Mlecznej musisz pamiętać, że… najpierw trzeba jakoś tam dolecieć. Cztery kółka są fajne, co potwierdzają kierowcy najszybszych bolidów biorących udział w wyścigach superbohaterskiej Formuły 1 – od Punishera, przez Batmana, aż po reprezentanta piekieł, Ghost Ridera (o czym pisaliśmy w SHM 4.1/2015 – przyp. red.). Ale nie tak fajne, jak skrzydła, śmigła i silniki odrzutowe… Po co bowiem ograniczać się do wąskiej, przyziemnej szosy i w nieskończoność krążyć po z góry ustalonej, płaskiej trasie? Po co, skoro rozlega przestrzeń trójwymiarowego kosmosu czeka, aby odkryć tajemnice ciemnej strony księżyca, niedostrzegalnych z ziemi wnętrz kraterów Marsa i orbitujących gdzieś tam hen daleko szczątków Kryptona? Co więcej, w zasadzie nic nie stoi na

przeszkodzie, aby to zrobić, skoro można tam dolecieć niemal wszystkim: deską surfingową (jak ma to w zwyczaju Silver Surfer), kozą (nie śmiejcie się – lata nią sam bóg pierunów!), krzesłem (patrz str. 20), a nawet… brytyjską, policyjną budką telefoniczną (vide Doktor Who, który z ekranu telewizora trafił również na karty komiksu). Owszem – na wymagających czekają i te bardziej wyrafinowane środki astro-transportu jak asgardzki tęczowy most, zielony sygnet Latarników DC (z wbudowanym GPS-em!), gigantyczny Transformer Omega Supreme przewożący swoich blaszanych pobratymców na pokładzie swojego robo-brzucha czy wielka, megalomańska kukła-hybryda Batmana i Supermana z łamów „Wrogów Publicznych”. Jeśli nie masz głowy do poruszania się w kosmosie, to też nie problem – zrobi to za ciebie wielka, latająca głowa z astro-garażu Brainiaca, lub – jeśli nie ufasz sztucznej inteligencji i bezdusznej technologii – samodzielna głowa wielkiej, kosmicznej krowy Cudley the Cowlick z komiksów o Żółwiach Ninja, która połyka pasażera, aby wypluć go w miejscu docelowym. A jeśli nie stać cię na pilota – zadzwoń do Fantomexa. Ów z pewnością wypożyczy ci swój zewnętrzny, zmutowany mózg(!), który w razie potrzeby urośnie, aby pomieścić na swoim „pokładzie” kilku pasażerów(!!) i korzystając z funkcji żywego autopilota zabierze cię do wymarzonego miejsca. Wszystkie te latające osobliwości: samobieżne, bydlęce pogłowia, kosmiczne krzesła i orbitujące budki telefoniczne


czyli wieści ze świata superherosów przegląd nie całkiem poważny

Broń trzymaj zawsze przy sobie numerów „polskiego” Supermana („Superman” 4/91 – przy. red.), gdzie spowodował bodaj najkrwawszą masakrę na łamach z reguły stroniącej od drastycznych scen super-serii przy pomocy niekończących się jak w grze „Contra” zasobów broni i amunicji, materializujących się ni z tego ni z owego w dłoniach zabójcy. Komiksowe lata dziewięćdziesiąte pamiętają jednak jeszcze bardziej oryginalnych przestępców, którzy nie tylko teleportowali broń na zawołanie, ale wręcz szli jeszcze dalej – ściśle się z bronią integrując. Ciekawe, czy świetnie zapowiadający się „Punisher” Netflixa pójdzie śladami telewizyjnej konkurencji i w którymś z sezonów wyciągnie z kapelusza Bushwackera (znanego ze stron polskiego „Punishera” 5/93) – niegdyś księdza, dziś łowcę mutantów, który nie musi nosić broni, bowiem na skutek rozmaitych eksperymentów bez problemu potrafi zmienić prawe ramię w… karabin maszynowy. A to i tak jeszcze nic – cały czas czekamy na zgodną z komiksowym kanonem ekranizację postaci Megatrona, który nie potrzebował pistoletu, bo w swej istocie… sam był pistoletem. Inna sprawa, że zapewne król Decepticonów sam blokuje takie przedsięwzięcie – inne roboty zapewne śmiałyby się oglądając adaptację „polskich” Transformerów 4/92, gdzie dumny, potężny arcyłotr przekształcał się w malutki pistolecik mieszczący się w ludzkiej dłoni, posłusznie wypełniając rozkazy podrzędnego rzezimieszka….

© 1986 MARVEL

USA. Utopia. Szczęśliwości wiecznej kraina. Arkadia, gdzie niemal każdemu chętnemu pisana jest kariera „od zera do milionera”. Niemal każdemu… Oto bowiem w raju na ziemi nastały właśnie ciężkie czasy dla rozwoju przestępczości, która może już tylko pomarzyć o prawdziwym „American Dream” na miarę Ala Capone. Państwo z powszechnym dostępem do broni trudno uznać wszak za przestępczy raj, skoro rewolwer pod poduszką skrywa tu niemal co drugi obywatel kraju, zdolny obronić się bez pomocy superherosów z tarczami. Aby zrobić karierę w półświatku i zastraszyć jakąkolwiek potencjalną ofiarę nie wystarczy więc już mieć broń zawsze przy sobie. Trzeba mieć ją jeszcze bliżej… Może i telewizyjne przygody Supermana w spódnicy nie są produkcją najwyższych lotów, przypominającą bardziej superbohaterskie opery mydlane sprzed lat niż bardziej ambitne seriale Netflixa, niemniej jednak trudno im odmówić niezaprzeczalnego atutu: od czasu premiery wprowadziły na mały ekran wiele wyczekiwanych postaci z uniwersum DC, których z niewiadomych przyczyn unikają kinowe produkcje Warner Bros. Trzeci sezon „Supergirl” kontynuuje ten trend: po Marsjańskim Łowcy, Guardianie i pojawiającym się tu i ówdzie uśmiechniętym Supermanie (choć wbrew powszechnej opinii my tam lubimy i tego smutasa z kina Zacka Snydera – przyp. red.) na małym ekranie zadebiutuje Bloodsport. Starsi czytelnicy pamiętają łotra z jednego z pierwszych

© 1989 MARVEL

P.S. Powiadają, że „co cesarskie – cesarzowi, co boskie – bogu”. I rzeczywiście: wszechświat wszechświatem, loty w kosmos lotami w kosmos, a tymczasem… nie sposób nie wspomnieć, że właśnie stuknęły nam trzy lata obecności na rynku prasowym! Mimo skrajnego upojenia oszałamiającą wycieczką do gwiazd nie zapominamy więc o naszym nie tak znowu błahym jubileuszu i oddajemy w wasze ręce niniejszy, specjalny numer SuperHero Magazynu. Na kolejnych stronach znajdziecie garść urodzinowych prezentów: do powieszenia na ścianie, do przyklejenia na klapie laptopa (no no, żeby tylko nie strzeliło wam do głowy wyklejać HerManem szyb autobusów!) tudzież do wpisania w okienkach rabatowych świętujących razem z nami e-sklepów z komiksami i superbohaterskimi gadżetami. My tymczasem również domagamy się od was małego prezentu na urodziny: zostańcie z nami przez naRed. naczelny stępne 3 lata. Michał Czarnocki

Co w trawie piszczy?

© 1987 DC Comics

to jednaka jeszcze nic w porównaniu do bodaj najbardziej absurdalnego, latającego wehikułu w dziejach komiksu: niewidzialnego samolotu Wonder Woman. Pojazdu, który choć mocno niedoskonały – bo nawet, jeśli sam był zupełnie niewidoczny, nie maskował przecież swojej sprawiającej wrażenie „zawieszonej w przestworzach” pilotki! – zainspirował rozmaite gałęzie przemysłu: od twórców technologii wojskowych odpowiedzialnych za projekt słynnego, niewykrywalnego przez radary bombowca B2, aż po architektów… frywolnego kina dla dorosłych. Oto bowiem w czwartym odcinku serialu erotycznego „Życie na szczycie” (emitowanego również w rodzimym eterze telewizyjnym) jedna z głównych bohaterek przyłapana na nieznajomości komiksów z Kapitanem Ameryką (biedaczka nie wiedziała kim jest Bucky) próbowała w odpowiedzi bronić się wiedzą o przygodach Wonder Woman i jej niewidzialnym samolocie, twierdząc, że sama nadaje się na świetną Wonder Girl, bowiem nosi niewidzialne pantalony…

5


Enklawa to podstawa. Dlatego Mściciele mają swój Nowy Jork, Nieludzie – Attilan, a Ant-Man… mrowisko. Polacy nie gęsi, mają swoją czytelnię komiksów „Nova”, skrywaną przed wzrokiem niewiernych w bat-jaskini pod Biblioteką Uniwersytecką w Poznaniu. Dziś jak co miesiąc ten uświęcony przybytek otwiera przed nami swe bezkresne podwoje, aby pochwalić się kolejnym Świętym Graalem komiksu, który czeka na pielgrzymów z całej Polski.

Star Wars Box Set Slipcase Wydarzenia z odległej galaktyki fascynują kolejne pokolenia fanów od 40 lat. Do tego stopnia, że nasze otoczenie pełne jest gadżetów związanych z kosmiczną sagą (coś w tym jest, skoro redakcji tego tekstu towarzyszy „mocna” kawa z kubka z Lordem Vaderem! – przyp. red. nacz.). Gwiezdnych rarytasów nie mogło więc zabraknąć również w Czytelni Nova. Dziś prezentujemy wam pokaźnych rozmiarów kolekcjonerski zestaw Marvela zawierający m.in. komiksowe adaptacje siedmiu filmów oraz tom „The Marvel Covers” wypełniony ilustracjami rodem z okładek gwiezdno-wojennych zeszytów. Wielka gratka dla fanów Star Wars i komiksomaniaków. Niech moc będzie z Wami! Aleksander Gniot, Wicedyrektor ds. zasobów

U progu transformacji ustrojowej Kazik Staszewski w swoim „kultowym”, zakazanym przez władze PRL hymnie „Polska” zadawał pytanie „Czy byłeś kiedyś w Kutnie na dworcu w nocy? Jest tak brudno i brzydko, że pękają oczy (…)”. Okazuje się jednak, że brzydota na kolejowej prowincji to zaledwie wierzchołek górek lodowej. To bowiem, co dziś, po upływie blisko trzech dekad od upadku komunizmu dzieje się głęboko w podziemiach największych polskich dworców, to dopiero istny horror… Pamiętacie, jak na łamach SHM 1/2017 narzekaliśmy na opieszałość rodzimych twórców komiksowych, brak obiecywanej od roku premiery szóstego tomu przygód „Blera” Rafała Szłapy nazywając „rozczarowaniem roku 2016”? Wygląda na to, że nasz pomruk niezadowolenia dotarł do uszu artysty. Oto bowiem podczas XXVIII Międzynarodowego Festiwalu Komiksów i Gier w Łodzi – niejako w cieniu wizyty Jima Lee odsuwającej wszystkie inne festiwalowe wydarzenia na dalszy plan – odbyła się premiera tak wyczekiwanego przez nas „Psiego Imperium”. No i cóż… niemiłosiernie upływającego czasu nie da się oszukać. Po latach oczekiwania na komiks nie tylko my wszak zyskaliśmy kilka siwych włosów – nieco postarzał się również głównych bohater, który jest dziś już nie tyle superherosem, co przede wszystkim – troskliwym ojcem. O sielankowej emeryturze jednak nie ma mowy, bowiem do pożegnania się z tak bogatą przeszłością, jaką – wydawałoby się – pozostawił za sobą Bler nie wystarczy nawet atomowy Armagedon, jaki krakowski artysta zgotował swojemu miastu na łamach trzeciego numeru serii. Ba, do zamknięcia listy demonów z poprzedniego życia nie wystarczyło też wysłanie w kosmos „pokraki z kabla” – zwłaszcza, gdy prawdziwy horror nie czai się wcale gdzieś pośród gwiazd, lecz głęboko pod ziemią. Pomysł ze złem rodem z katakumb stacji kolejowej nie jest w prawdzie żadnym novum – wraz z Białym Orłem przerabialiśmy już wszak temat armii bezdomnych-kanibali grasujących w podziemiach warszawskiego Dworca Centralnego. O ile jednak bracia Kmiołkowie czerpali garściami z dokonań słowiańskiego „fantasy”, o tyle Rafał Szłapa konsekwentnie odcina się od rodzimych podań – Bazyliszka, Syrenki, czy (teoretycznie) szczególnie bliskiego mu Smoka Wawelskiego – kontynuując zabawę konwencją horroru z elementami science-fiction. I bardzo dobrze, bowiem historia wyjących do księżyca rezydentów piwnic dworca w Katowicach to kolejna, solidna cegiełka pod fundament

© 2017 Blik Studio

Horror na kolei

mrożącej krew w żyłach mitologii upadłego herosa z Krakowa. Swoją drogą – ciekawe czy lokalizując nowy epizod swojego cyklicznego dreszczowca w samym sercu górniczego Śląska Szłapa inspirował się komiksem amerykańskim? W opisywanej przez nas na łamach SHM 9/2016 serii „Carnage” również mieliśmy wszak do czynienia z horrorem na dnie kopalni z cierpiącym na lykantropię bohaterem w roli głównej… To jednak, co tradycyjnie rzuca się w oczy najbardziej – a co podkreślaliśmy już na tych łamach nie raz i najwyraźniej podkreślać będziemy do znudzenia – to przede wszystkim piękne kadrowanie, które w przypadku zmiany ołówka i myszki komputerowej na kamerę i stołek operatorski przyprawiłoby Szłapę o skoliozę (a weź dźwigaj to ciężkie ustrojstwo z kąta w kąt i ustawiaj od nowa na potrzeby każdego ujęcia…). Cóż bowiem z tego, że artysta zrezygnował ze swojej „wunderwaffe”, tj. skrajnie czasochłonnej techniki tzw. digital-paintingu na rzecz klasycznego, prostego rysunku, skoro całość w dalszym ciągu dosłownie żyje na kartach komiksu, tak jakby ów nie był wcale zbitką kolorowych kartek, lecz małym tabletem wyświetlającym ruchome, dynamiczne sceny. Aż się prosi, aby do komiksu wkleić mechanizm rodem z pamiętnych kartek z pozytywką, który niepokojącą nutą wzbogacałby strony naszego ulubionego, rodzimego horroru superbohaterskiego… Bler: Psie Imperim Blik Studio P.S. Ostatni raz taką radość z czytania równie pięknie kadrowanego dreszczowca z herosem wędrującym po obskurnych, podziemnych korytarzach czuliśmy podczas lektury wyśmienitego, „Moon Knighta” Warrena Ellisa i Declana Shalveya (dokładnie tego, który znalazł się w zapowiedziach Egmontu na 2018 rok! – przyp. red.). Marvelu – jeśli to czytasz… – chyba już najwyższy czas, aby Rafał dołączył do Kasi Niemczyk.


DRAX

© 2017 MARVEL

Z Dave’em Bautistą – odtwórcą roli Draxa Niszczyciela – rozmawiamy o premierze filmu „Strażnicy Galaktyki vol.2” na Blu-ray i DVD.

Paczka naszych ulubionych – bo jedynych w swoim rodzaju! – międzygalaktycznych outsiderów powraca w obrazie „Strażnicy Galaktyki vol.2”. Wiedzeni pulsującym rytmem nowego zestawu hitów z muzycznego arsenału Star-Lorda bohaterowie ruszają w ekscytującą podróż po dalekich rubieżach kosmosu. Przed Strażnikami – Peterem Quillem/Star-Lordem (w tej Roli Chris Pratt), Gamorą (Zoe Saldana), Draxem (Dave Bautista) oraz przemawiającymi głosami Vina Diesela i Bradleya Coopera Grootem I Rocketem – trudne zadanie. Gdy na horyzoncie pojawia się zaginiony ojciec Petera Quilla bohaterowie będą bowiem musieli się natrudzić, aby nie tylko odkryć jego mroczą tajemnicę, ale przede wszystkim – utrzymać w całości dopiero co powstałą, galaktyczną rodzinę. Odłożywszy dawne urazy na bok, ramię w ramię z dawnymi wrogami oraz całą plejadą nowych, dopiero debiutujących na ekranie postaci rodem z klasycznych historii Domu Pomysłów Strażnicy Galaktyki udowadniają, że przed rozrastającym się w szalonym tempie, filmowym uniwersum Marvela nie ma żadnych granic. Z okazji premiery przebojowej kontynuacji przygód Strażników Galaktyki w formacie Blu-ray 3D, Blu-ray i DVD zaczepiliśmy Dave’a Bautistę – odtwórcę roli filmowego Draxa Niszczyciela – aby wypytać go o kulisy powstawania tegorocznego, głośnego hitu Marvela. Co najbardziej ucieszyło cię w związku z powrotem do roli Draxa? To wspaniała sprawa móc wciąż wracać do takiej roli. Zwłaszcza, że do gustu przypadła mi nie tylko grana przeze mnie postać, ale i cała reszta obsady filmu. To grupa naprawdę świetnych osób, które uwielbiam. Na planie zawsze mam pew-

ność, że nie będą mnie oceniać, dzięki czemu mogę czuć się pewniej, grając Draxa. Akceptują mnie i doceniają to, co robię – to naprawdę świetne uczucie. Drax jest katalizatorem wielu arcyzabawnych scen w filmie. Czy zdarzało ci się improwizować w trakcie ich kręcenia, czy to tylko i wyłącznie zasługa scenariusza? Owszem – na planie zdarzało nam się improwizować, ale większość gagów i żartów to pomysły Jamesa Gunna (scenarzysty filmu – przyp. red.). James przygotował nam genialne dialogi, co nie zmienia faktu, że w pracy zawsze

zostawiał sobie furtkę na odrobinę luzu i spontanicznej improwizacji. Jeśli tylko jakiś nowy, zabawny tekst świtał w jego głowie podczas kręcenia danej sceny, wówczas wykrzykiwał go głośno zza kamery, a ja – po prostu powtarzałem. Wiele kwestii dialogowych Draxa nakręciliśmy właśnie w ten sposób. Czyli masa śmiechu na planie, tak? Oh, to były wręcz całe tony śmiechu! Zawsze dobrze bawimy się podczas kręcenia Strażników. Myślę, że teraz było nawet lepiej niż za pierwszym razem – zwłaszcza wtedy, gdy byliśmy na planie całą grupą. Ktoś nagle dostawał „głupawki” – za7


© 2017 MARVEL

M A G A Z Y N

zwyczaj Zoe Saldana (filmowa Gamora – przyp. red.), co natychmiast „uruchamiało” całą resztę obsady. I tak w nieskończoność – bierzesz głęboki oddech, wypowiadasz swoją kwestię i masz nadzieję, że nikt nie zacznie nagle rechotać… Skoro Zoe była na planie takim niepoprawnym śmieszkiem, czy starałeś się… nie patrzeć jej w oczy podczas wspólnych scen? Nie, zdecydowanie nie. Po tylu wspólnych doświadczeniach na planie zawsze wiedziałem, gdy zbliża się moment, że zaraz wybuchnie śmiechem. Przed wybuchem zawsze charakterystycznie marszczyła twarz. Gdy robiła tę minę od razu krzyczałem „Przestań!”, a ona – choć wiedziała, że żartuję – odwracała wzrok szepcąc „Przepraszam, przepraszam…”. To już taki nasz rytuał ciągnący się od czasów pierwszych „Strażników”. Która ze scen ze „Strażników Galaktyki vol.2” najbardziej zapadła ci w pamięć? Z jakiegoś powodu w pamięci utkwiła mi scena przy ognisku. To chyba dlatego, że mieliśmy wtedy naprawdę fajną atmosferę na planie i to był właśnie jeden z tych dni, kiedy graliśmy w pełnym składzie. Trochę poimprowizowaliśmy, trochę poszaleliśmy. Spędziliśmy nad tą scena cały dzień i to był naprawdę świetnie spędzony czas. 8

Brzmi, jakby to był naprawdę dobry dzień.. Zawsze mieliśmy świetną atmosferę na planie, ale tak – to był szczególnie przyjemny dzień. Jeden z tych, kiedy kręcąc sceny możesz się nieco zrelaksować i w nieskończoność paplać. I tak na zmianę: paplaliśmy, kręciliśmy, znów paplaliśmy, znów kręciliśmy… Czy ktoś z was próbował upiec „piankę” w ognisku? („pianka” to tradycyjny, wypiekany w ogniu przysmak rodem z Ameryki Północnej – przyp. red.). Nie, nie mieliśmy na planie pianek. Zamiast nich mieliśmy to dziwaczne, niebieskie „coś” z żelatyny, z ananasem w środku. Pamiętasz tę scenę? Miseczki były podświetlane, jedzenie aż błyszczało. To było dziwne… Wraz z Kurtem Russellem zjedliśmy zdecydowanie za dużo tego niebieskiego świństwa. Nie zdradzę ci, w jaki sposób doszliśmy do tego, że przesadziliśmy z konsumpcją, ale wierz mi – obaj mieliśmy potem pewne problemy… To było okropne. Muzyka to solidny fundament filmowych Strażników Galaktyki. A co dla ciebie właściwie znaczy muzyka? Muzyka to coś, co pozwala ci wpływać na emocje. Czasem, gdy czujesz się źle, wystarczy że wrzucisz jakąś wesołą nutę, aby odegnać złe duchy.

Wiesz, mam kolegę, który jest bardzo utalentowanym muzykiem. Wybraliśmy się pewnej nocy do kluby, chłopak dorwał się do mikrofonu i zaczął szaleć. Pomyślałem, że to dar boży, że swoim zachowaniem na scenie może sterować ludzkimi emocjami. To naprawdę niesamowite. Opowiedz coś więcej o tym muzykalnym przyjacielu. Nazywa się RZA. Produkuje ścieżki dźwiękowe do filmów pod pseudonimem Bobby Digital. To również założyciel grupy Wu-Tang Clan (słynnego hip-hopowego składu z USA – przyp. red.). Jest po prostu świetny. Gdybyś mógł dodać jakąś piosenkę do „Awesome Mixtape” #2 (nowej muzycznej play-listy z archiwów Star-Lorda, przy której dźwiękach Strażnicy przeżywają swoje kolejne przygody – przyp. red.), co by to było? Hmm… dodałbym pewnie coś z repertuaru Journey, a może coś ze starego, dobrego hip-hopu? Może Grandmaster Flash albo coś w tym stylu? Na pewno dodałbym też więcej Jackson 5 albo Michaela Jacksona. Tak – zdecydowanie sięgnąłbym po coś z Motown (Motown to legendarna wytwórnia muzyczna, w której nagrywała cała rodzina Jacksonów – przyp. red.).


KONKURS! A propos związków Strażników z muzyką – na potrzeby wydania filmu na Blu-ray i DVD powstał teledysk z udziałem Davida Hasselhoffa… Tak, jest niesamowity – to prawdziwa, kosmiczna disco-petarda. Uwielbiam to wideo – tak samo jak fakt, że musiałem na jego potrzeby przywdziać najbardziej pokraczny kostium w całej mojej karierze! Kiedy po raz pierwszy usłyszałeś o pomyśle na teledysk? Pewnego razu zagadnął mnie jeden z producentów filmu. Był pierwszą osobą, od której usłyszałem: „Hej, James Gunn kręci teledysk. Masz ochotę wziąć w nim udział?” Odparłem krótko „Wiadomo!”. Wyjaśnił mi, że to będzie wideo rodem z lat 70-tych, więc od razu zapytałem „Czy mogę założyć ciasne dzwony?”. Zaczęliśmy rozmawiać o tym, jak mają wyglądać bohaterowie teledysku i zdecydowaliśmy się podążyć śladami Samuela L. Jacksona (Dave’owi zapewne chodzi o inspirację rolą Jacksona z filmu „Pulp Fiction” – przyp. red.). Wyszło fantastycznie. Widzę, że w teledysku zdecydowanie nie jesteś Draxem… Nie, wszyscy gramy tam postaci rodem z różowych lat siedemdziesiątych. To coś zupełnie odmiennego od Strażników. Na planie nosiłem stylową perukę z bokobrodami i wąsami, obcisłe dzwony i buty na koturnie. No i te skrzydła… To absolutnie niedorzeczne – oczywiście w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Wśród dodatków do wydania „Strażników Galaktyki vol.2” na Blu-ray i DVD oprócz teledysku znajduje się też reportaż z wpadkami z planu filmowego. Czy na planie zdarzało ci się często mylić? Człowieku… w moim przypadku to były całe tony pomyłek. Zaliczyłem masę wpadek i przejęzyczeń, zdarzyło się kilka momentów złości na samego siebie – ogólnie jeden wielki bałagan. Miałem np. problemy ze sztucznymi zębami, które nosiłem na planie – czasami spadały… Czasem w ogóle nie mogłem przez nie mówić, więc musiało to wyglądać komicznie. Co rozbawiło ciebie najbardziej na planie filmu? W filmie jest kilka odwołań do kwestii wrażliwych sutków Draxa. Bardzo trudno

było zagrać we wszystkich tych scenach, zachowując kamienny wyraz twarzy… Wszyscy wokoło zaczynali się śmiać, kiedy tylko pojawiał się ten wielki, umięśniony osiłek, jakim jest Drax i zaczynał narzekać na wrażliwe sutki. To jeden z wielu filmowych gagów – ale ten zawsze skutkował salwami śmiechu na planie. A jak sprawa wygląda z sutkami Dave’a Bautisty? Czy są wrażliwe? Z moimi sutkami jest wszystko w porządku! Szczerze – wydaje mi się, że ten żart wyszedł od Jamesa Gunna. Wygląda na to, że to on ma wrażliwe sutki – jest właśnie takim prawdziwym Draxem. Drax czaruje bardzo zaraźliwym, rubasznym śmiechem na ekranie. Czy to twój naturalny śmiech? Nie, ja śmieję się zdecydowanie inaczej. Kiedy kończę pracę na planie zmieniam się w prawdziwego „siebie” – jestem wówczas bardziej wycofany, stonowany. Nie wykrzykuję, jestem cichy i spokojny. James Gunn chciał jednak na planie kogoś innego – głośnego, ekstrawertycznego Draxa. Cały czas przypominał mi o tym. Za każdym razem, gdy zaczynałem swoją kwestię powtarzał: „Wyrzuć to z siebie Dave, głośniej!”. Bardzo pomógł mi zbudować tę rolę. Jak więc wyrzuciłeś z siebie ten „epicki” śmiech? Wyszło to… zupełnie przypadkiem. Po prostu kiedyś zaśmiałem się w ten sposób na planie i nagle James krzyknął do mnie: „Czy możesz powtórzyć to głośniej?”. Im głośniej się śmiałem, tym bardziej entuzjastycznie reagował na to James. Więc po prostu rechotałem coraz mocniej i mocniej, aż... straciłem głos. Strażnicy – choć to zbieranina zupełnieprzypadkowych osób (jak również roślin i zwierząt! – przyp. red.) – to dzisiaj również prawdziwa rodzina. A czym jest rodzina dla ciebie? Rodzina to coś, co łączy ludzi, na których ci zależy, z ludźmi, którym zależy na tobie. Rodzina to ludzie, którzy kochają cię bez względu na wszystko. Nie oceniają ciebie. Nie musisz czuć się wśród nich niezręcznie – nawet, jeśli nie łączą cię z nimi więzy krwi. Uważam, że na dobrą sprawę każdy może być członkiem rodziny.

Nikt w całym uniwersum Marvela nie ma takiego słuchu muzycznego jak Star-Lord i jego gwiazdorski team. Dobry słuch to jednak podobno zaledwie 10% sukcesu... Pomóż Strażnikom Galaktyki rozwijać ich talenty! Ułóż słowa refrenu piosenki, którą pocieszni stróże Drogi Mlecznej mogliby nucić pod nosem podczas swoich międzygwiezdnych wojaży i weź udział w naszym konkursie. Tekst powinien zawierać minimum 4 wersy, obecność rymów obowiązkowa! Na wasze kosmiczne rymowanki czekamy do 27 października pod adresem: redakcja@superhero.com.pl Autorów trzech najlepiej zapowiadających się hitów galaktyki nagrodzimy płytami DVD z premierowym filmem:

© 2017 MARVEL


© 2017 MARVEL

POZNAJ KOMIKSOWE OBLICZE DRAXA

ANIHILACJA.

© 2017 MARVEL

STRAŻNICY GALAKTYKI: STRAŻNICY W ROZSYPCE

© 2017 MARVEL

Drax zakłada żywy kostium Venoma. Oj, będzie bolało…

ALL-NEW GUARDIANS OF THE GALAXY

© 2015 MARVEL

#1 Drax Niszczyciel… pacyfistą?

GUARDIANS 3000

© 2016 MARVEL

#7 Drax i spółka – ramię w ramię z oryginalnymi Strażnikami!

CIVIL WAR II

#4 Drax idzie na wojnę. Domową.

© 2017 MARVEL

Tom 1 Zdezorientowany Drax w centrum wielkiej, kosmicznej zawieruchy!

Każdy? Jeśli zapraszasz kogoś do swojego życia – jeśli kochasz go i zależy ci na nim, wtedy to też jest rodzina. Szczerze – uważam, że właśnie to jest główne przesłanie naszego filmu. W końcu nawet, jeśli rodzina jest dysfunkcyjna, to przecież też wciąż rodzina. „Kochasz ich? Zależy ci na nich? Zrobiłbyś dla nich wszystko?” – jeśli odpowiedź brzmi tak, to znaczy, że niewątpliwie są twoją rodziną. I właśnie o to chodzi w Strażnikach Galaktyki. W moim przypadku nawet psy są moją rodziną – są dla mnie jak dzieci. W końcu kocham je bardziej niż większość ludzi na świecie. Największym idolem młodego Petera Quilla był David Hasselhoff. A kto jest twoim największym idolem? Zawsze odpowiadam, że mam tylko jednego, prawdziwego idola: Lou Gehriga (baseballistę – przyp. red.). Wprawdzie jest to postać z dalekiej przeszłości, jeszcze zanim się urodziłem, ale było w nim coś, co szczególnie mnie fascynuje. Dorastając byłem mocno zafascynowany Gehrigiem i historią jego życia – jego siłą i pokorą. Może brzmi to dziwnie, ale Lou Gehrig zawsze był dla mnie bohaterem. Mam nawet jego podpis wytatuowany na ciele – razem z numerem „4” (tj. numerem, który Gehrig nosił na koszulce – przyp. red.) ponieważ zawsze był moim idolem. Skąd wziąłeś jego podpis? Ściągnąłem z internetu i zaniosłem do studia tatuażu. Wydrukowali to na kartce papieru, następnie odrysowali na ramieniu i wytatuowali.

Co czyni prawdziwego bohatera? Myślę, że prawdziwy bohater to ktoś, kto walczy w obronie tych, którzy nie mogą sami się obronić. Być może brzmi to trywialnie, ale uważam, że w istocie właśnie tak to powinno wyglądać: prawdziwy bohater to ktoś, kto jest zdolny poświęcić się dla kogoś innego. A kto był twoim największym bohaterem kiedy dorastałeś? Wprawdzie gdy byłem nastolatkiem namiętnie wieszałem plakaty rockowych grup na ścianie, ale gdy sięgnę pamięcią wstecz tak naprawdę moim prawdziwym bohaterem był zawsze Bruce Lee. Jako dzieciak chciałem być dokładnie taki sam. Był tak uduchowiony, a jednocześnie imponował mi tymi swoimi niesamowitymi zdolnościami (z zakresu sztuk walk – przyp. red.). Uwielbiałem go. Czy to właśnie zainteresowanie Bruce’em Lee pchnęło ciebie ku kulturystyce? Być może podświadomie tak było, generalnie jednak przede wszystkim od zawsze imponowali mi dobrze zbudowani ludzie. Pamiętam, gdy za dzieciaka zobaczyłem mistrzostwa w kulturystyce w telewizji, to były zawody „Mr. Universe”, czy coś w ten deseń. Nie mogłem uwierzyć swoim oczom – byłem pod wielkim wrażeniem. Ponadto od zawsze interesowałem się boksem, w młodości podziwiałem Muhammada Aliego. Pamiętam, jak zobaczyłem go będąc siedmio – czy ośmiolatkiem. Nigdy tego nie zapomnę. Przekład i redakcja: Michał Czarnocki

Strażnicy Galaktyki vol. 2 już na Blu-ray 3D, Blu-Ray i DVD!


• Symbiont była kobietą! • Symbionty z probówki

© 1995 MARVEL

ZA MIESIĄC

Ależ nam się ten Venom nieprawdopodobnie rozwinął od momentu swoich komiksowych narodzin! Jak pamiętamy – zaczynał jako niepozorny kłębek kosmicznej włóczki rodem z gwiezdnej maszyny do szycia (odkrytej przez Człowieka-Pająka w trakcie „Tajnych Wojen”). W okresie młodzieńczego buntu dla odmiany pozował na barbarzyńcę, powtarzając jak mantrę „zjem twój móżdżek” (tudzież kanarka – jak twierdziła ćwierć wieku temu drużyna nieodżałowanego TM-Semika). W etap dorosłości Venom wkraczał już jednak jako pełnoprawny heros, brylując w szeregach Mścicieli i Strażników Galaktyki. I chociaż ostatnio na pełnej wzlotów ścieżce ewolucji czarnego symbionta zaobserwować można pewien regres (powrót do roli „zabójczego protektora”) trudno odmówić mu prawa do następnego, poważnego kroku. Dawny nieokrzesany osiłek podśpiewujący niegdyś pod nosem szlagiery zgniłej, miałkiej popkultury najwyraźniej nabrał już bowiem na tyle ogłady i obycia, aby przekroczyć próg… galerii sztuki? Tzw. sztuka wyższa ma się ostatnimi czasy w naszym kraju coraz lepiej. Cho-

ciaż bowiem z szatni orłów Nawałki słychać głośne „Przez twe oczy zielone” a rodzime telewizje – tak komercyjne, jak i misyjne – prześcigają się w promowaniu gwiazd muzyki chodnikowej, jednocześnie miłościwie nam rządzący nie szczędzą środków na nacjonalizację prawdziwych pereł dziedzictwa światowej kultury. Ot, choćby słynna „Dama z łasiczką” – zdobi dziś galerię Muzeum Narodowego w Krakowie. Coraz popularniejszy ostatnimi czasy w Polsce komiks – także ten superbohaterski – również aspiruje do miana sztuki wyższej, równolegle z witrynami kiosków okupując również ściany prowadzonej przez Marka Kasperskiego galerii ArtKomiks. W zasobach tego nietuzinkowego miejsca błyszczą dziś oryginalne plansze największych tuzów komiksowego rzemiosła, m.in. Dana Jurgensa czy Lee Bermejo, jak również prace rodzimych gwiazd (swego czasu trafiła tam m.in. ilustracja Adama Kmiołka przygotowana na okładkę SuperHero Magazynu 7/2016!). Galeria coraz przychylniej spogląda ostatnio również na postać Venoma i jego komiksowe występy, za co ów odwdzięcza się jej wzbudzając

tego lata olbrzymie zainteresowanie koneserów. Przykładowo dwustronicowy splash autorstwa Declana Shalveya z 22 numeru serii „Venom” wywołał ostatnio tak niezdrową ekscytację w polskim e-komiksowie, że praca trafiła w ręce szczęśliwego klienta galerii jeszcze zanim zdążyła oficjalnie pojawić się na jej witrynie! Co więcej, w chwili oddawania niniejszego numeru SuperHero Magazynu do druku nowego właściciela znalazła kolejna symbiotyczna perła: splash rodem z ostatniej strony trzeciego numeru serii „Sub-Mariner” (autorstwa Philippe Brionesa) przedstawiający starcie Venoma i Namora z okresu pierwszej komiksowej Wojny Domowej Marvela. Kto wie, być może kolejny symbiotyczny okaz, który zagości na witrynie galerii trafi właśnie do was? P.S. …zwłaszcza, że z okazji naszych urodzin przygotowaliśmy dla was specjalny kod rabatowy na zakupy w ArtKomiks.pl (szczegóły na str. 23).

© 2007 MARVEL (Za: Galeria ArtKomiks.pl)

© 2012 MARVEL (Za: Galeria ArtKomiks.pl)

Venom z łasiczką

11


M A G A Z Y N

Pajęczy świat bez Pająka, czyli filmowe uniwersum… Venoma?

12

© 1993 MARVEL

na Venoma polowała jeszcze na łamach pajęczej serii (polski „Spider-Man” 12/94), pościg za Eddie’em i jego zębatym alter-ego kontynuowała bowiem już bez asysty Spider-Mana na łamach swojego solowego tytułu ( „Silver Sable and the Wild Pack” #18 i #19), gdzie najpierw udało jej się pojmać Venoma, by po chwili, na skutek klasycznego komiksowego deus ex machina ramię w ramie ze swoim „jeńcem” walczyć z hordą demonicznych pokrak. Komiks ten z uwagi na swoją fabułę – po części przywodzącą na myśl filmowy „Legion Samobójców” – po przeniesieniu na ekran spokojnie mógłby posłużyć jako cegiełka do budowy spójnego, symbiotycznego uniwersum.

© 1994 MARVEL

Wygląda na to, że czas, jaki upływa między premierami dwóch kolejnych numerów SuperHero Magazynu to w świecie superbohaterów niemal epoka... Ledwie przed chwilą wszak, na łamach SHM 3/2017 świętowaliśmy informację, że czarny symbiont co najmniej jedną nogą przekroczy próg Filmowego Uniwersum Marvela. Tymczasem po serii ostatnich wypowiedzi niezdecydowanej pani Amy Pascal – na przemian potwierdzającej i dementującej wcześniejsze oświadczenia – przynależność Venoma i bohaterów innych filmów Sony Pictures do świata Mścicieli stanęła pod znakiem zapytania. Ba, paradoksalnie nie wiadomo już nawet czy w odrębnym, pajęczym uniwersum Sony w ogóle istnieje jakikolwiek Człowiek-Pająk! Na szczęście tak naprawdę… wcale istnieć nie musi. Venom przez lata zdążył dorobić się statusu pierwszoligowej gwiazdy i tak pokaźnego, komiksowego materiału źródłowego, że – choć może brzmi to jak herezja – scenariusz, że mógłby zaistnieć w kinie bez Spider-mana i historii z maszyną do szycia trykotów jest nie tylko realny, ale i bardzo prawdopodobny (o czym więcej za miesiąc, gdzie w laboratorium SuperHero Magazynu dowiedziemy doświadczalnie, że symbionty da się wyhodować w probówce!). Mogłoby się wydawać, że w gorszej sytuacji są mniej popularni herosi: Silver Sable, Black Cat czy Nigthwatch (kto!?), których filmowe przygody wedle mniej lub bardziej potwierdzonych informacji rodzą się właśnie gdzieś w głowach decydentów Sony Pictures, a których nigdy byśmy nie poznali bez komiksów o Człowieku-Pająku. Gdyby jednak zagłębić się w odmęty kanonu okazuje się, że w świecie (być może) bez Spider-Mana w roli przewodnika i postaci cementującej całe filmowe uniwersum studia Sony ścianołaza spokojnie może zastąpić… Venom. Zapowiadany na 2017 rok film z Tomem Hardym w roli Eddie’ego Brocka nie musi wcale być jedyną z najbliższych produkcji Sony, w której zobaczymy czarny symbiont. Obie główne bohaterki drugiego, oficjalnie rozwijanego przez Sony (nie)pajęczego obrazu – „Silver i Black” – wszak również mają za sobą bogatą historię komiksowych spotkań z Venomem – także tych sam na sam, bez pajęczej przyzwoitki. Tytułowa Silver Sable – najemna, europejska heroina w błyszczącej zbroi – choć po raz pierwszy

Również druga z bohaterek, Black Cat, niejednokrotnie miewała mniej lub bardziej przyjazne kontakty z Venomem, raz zbierając z jego strony ostre cięgi („TASM” #316), innym razem wspólnie z Brockiem, Spider-Manem i innymi herosami tropiąc morderczą rodzinkę Carnage’a (historia „Maximum Carnage”). Black Cat i jej gang pojawia się od lat również na łamach solowych tytułów o przygodach symbiontów, gdzie bohaterka drzewiej asystowała Venomowi przy narodzinach jego wnuka, Toxina (mini-seria „Venom vs. Carnage”), a ostatnio, na łamach aktualnej serii „Venom” jej podwładny (i były nosiciel czarnego symbiontu!) Mac Gargan starł się z Venomem w pojedynku otwierającym Brockowi drogę do powrotu za stery symbionta. Co ciekawe, jeśli potwierdzą się plotki o występie Gargana w „Silver and Black” – a łotra zagra ten sam aktor, który sportretował już przecież Gargana w finale „Spider-Man: Homecoming” – wówczas problem rozłączności uniwersów Marvela i Sony można będzie włożyć między bajki. Wedle ostatnich plotek w planach studia Sony figuruje również projekt „Nightwatch” – adaptacja komiksu o człowieku próbującym uniknąć pewnej śmierci po-

przez podróż w czasie i uprzedzenie swojego młodszego „ja” o ciążącej nań klątwie. Czwartoligowy heros, który w latach dziewięćdziesiątych miał być odpowiedzią Marvela na sukces Spawna (przez moment nosił nawet trykot plagiatujący strój Czarciego Pomiotu!) po raz pierwszy pojawił się na łamach pajęczej serii „Web of Spider-Man”, gdzie następnie – podobnie jak Black Cat – wsparł drużynę Venoma podczas wydarzeń z historii „Maximum Carnage”. Heros współpracował z Czarnym Symbiontem także bez udziału Ścianołaza – na łamach swej własnej, solowej serii „Nightwatch”, podobnie jak wspomniana wyżej Silver Sable najpierw walcząc z bawiącym się w „stróża prawa” Brockiem (Eddie twierdził, że jest „Sędzią, ławą przysięgłych i katem”…), później jednak otrzymując ze strony Venoma wsparcie m.in. w odkryciu tajemnicy pochodzenia swojego stroju. Chociaż zgodnie z plotką za produkcją adaptacji przygód Nightwatcha ma stać sam Spike Lee wydaje się, że to przede wszystkim inspirowany komiksem krótki, gościnny udział Venoma mógłby pomóc mu w przebiciu się do ekstraklasy hollywoodzkich herosów. Plotki głoszą, że w produkcji znajduje się jeszcze co najmniej kilka filmów z bohaterami rodem z komiksów o Spider-Mane, m.in. obraz o Kravenie Łowcy, znanym przede wszystkim z wyprawienia pogrzebu Peterowi Parkerowi na łamach „Ostatnich łowów Kravena”. Kraven nie stroni również od występów w komiksach o czarnym symbioncie, gdzie polował już na Agenta Venoma, a jeszcze w tym roku zapoluje na Eddie’ego Brocka w historii o swojsko brzmiącym tytule „Lethal Protector” (start w „Venom” #155). Wydaje się więc, że i słynny treser dzikich zwierząt spokojnie mógłby zawitać na ekranie zamiast Spider-Mana za przeciwnika obierając sobie Venoma. A Venom? Na pewno nie będzie miał nic przeciwko – gustuje wszak w sierściuchach (w końcu Tm-Semic ostrzegał nas swego czasu, że Venom zje m.in. naszego kota), z pewnością więc chętnie zapoluje i z Kravenem na lwy, i z Silver Sable na „czarną kotkę”, a nawet i z samą May Parker, jeśli tylko Sony w ramach eksploatacji „pajęczej” franczyzy zdecyduje się poświęcić jeden z licznych projektów filmowych mruczkowi cioci Petera….


http://fb.com/PlanetaMarvel

http://PlanetaMarvel.net

Punisher polujący na Eminema? Śpiąca królewna w objęciach Wolverine’a? Batman przybijający żółwia… żółwiom? Tak, to możliwe. Ale tylko w komiksie – miejscu, gdzie każdego dnia stykają się ze sobą…

Czytelnicy SuperHero Magazynu z portalu miłośników superherosów Domu Pomysłów „Planeta Marvel” polecają 4 najciekawsze komiksy ostatniego miesiąca.

ODRĘBNE ŚWIATY

© 2017 DC Comics

Służby mundurowe to skarb – są wszak nie tylko ostoją bezpieczeństwa, ale i gwarantem niezapomnianych wrażeń. Wiedział o tym doskonale pewien znany polski polityk podłączając się swego czasu pod uprzywilejowaną kolumnę CBA, aby poczuć wiatr we włosach i skrócić czas przejazdu trasą Gdańsk-Warszawa. My również spróbujemy i podepniemy się dziś pod kolumnę międzygwiezdnej policji. W końcu z kim zwiedzać galaktykę i jej najbardziej egzotyczne zakamarki, jeśli nie z szmaragdowymi stróżami kosmosu, którzy po latach służbowych interwencji mapę wszechświata mają w (czy raczej „na”) małym palcu? Na wzburzonym oceanie przydatnym drogowskazem jest światło latarń morskich. Nie inaczej sytuacja wygląda na oceanie gwiazd, gdzie światła szmaragdowych pierścieni pozwalają Zielonym Latarnikom okiełznać bezkres kosmosu i eksplorować rozmaite światy – także te rodem z hollywoodzkich filmów s-f. O potyczce Hala Jordana i Kyle’a Raynera z Xenomorphami Ridleya Scotta – które koniec końców zostały przesiedlone na żywą planetę Latarników Mogo – pisaliśmy już na łamach poprzedniego numeru SuperHero Magazynu (lokalizację

© 2017 DC Comics/Boom! Studios

HOLLYWOOD W SZMARAGDOWEJ ZIELENI SKĄPANE

© 2018 DC Comics

Mogo zaś znajdziecie na naszej mapie galaktyki, na str. 2 i 3 – przyp. red.). Co ciekawe – jeden z oryginalnych paneli komiksowych z mini-serii „Green Lantern versus Aliens” był swego czasu dostępny w rodzimej galerii komiksu ArtKomiks.pl. „Obcy” to nie jedyna hollywoodzka astro-franczyza, której barierę forsowali w ostatnich latach Latarnicy. Tylko w tym roku Hala Jordana i spółkę na łamach komiksu gościł wszak niejaki Kosmiczny Duch (superheros z kreskówki Hanna-Barbera emitowanej przed laty na kanale Cartoon Network) oraz mieszkańcy Planety Małp (ich filmowy treser, Matt Reeves najwyraźniej tak bardzo zachwycił się światem DC, że z wrażenia postanowił wyreżyserować dla Warner Bros „Batmana”!). Dwa lata temu zaś szmaragdowi policjanci poznali załogę statku USS Enterprise z filmowej serii „Star Trek”. Swoją drogą – zapewne mocno zdziwi się Hal kiedy dowie się, że kapitan Kirk to dziś GREEN LANTERN: chłopak jego przyszłej koleżanki z Ligi HISTORIA PRAWDZIWA Sprawiedliwości, a Nyota Uhura „Kolizje” komiksu z Hollyprowadza się z szopem i gadającą wood to świetna sprawa. Ale paprotką w kinie Marvela… jeszcze fajniejsze są historie, w których komiks zderza Najbardziej jednak osoblisię z... realnym życiem. Dlatego z wypiekami na twarzy wym – a wręcz traumatycznym czekamy na zapowiedziany na marzec 2018 roku debiut – doświadczeniem Zielonych Zielonej Latarni na „Ziemi Jeden” – w świecie bliższym naLatarników z obcą popkultuszej, szarej rzeczywistości, gdzie superherosi nie są aż tak rą od lat pozostaje irracjonalny super a ich życie to nie bajka (o „Batman: Earth One" staż Kaczora Daffy’ego w szereczytaj w SHM 7/2016 – przyp. red.). Twórcy komiksu gach korpusu, który miał miejsca obiecują nam szczyptę inspiracji scenariuszem w trakcie wizyty herosów na plafilmu „Interstellar” oraz garść naukowego s-f. nie kreskówki „Duck Dodgers”… Ciekawe tylko jak nasz roztrzepany Hal wypadnie w roli wykształciucha?

Amazing Spider-Man: Szczęście Parkera. Tom 1 (PL, Egmont)

Eksperyment „Lepszy Spider-Man” to już przeszłość. Peter Parker – jedyny słuszny, pajęczy przyjaciel z sąsiedztwa – odzyskawszy kontrolę nad swoim ciałem powraca na tradycyjny rekonesans po dachach Nowego Jorku. Lepiej jednak niech nie przesadza z tym radosnym fikaniem koziołków, bowiem pewna urażona kotka zamierza podstawić mu nogę… (SQ)

Captain America #25 (2017, USA)

Po czym poznać dobrego lidera? Po tym, że zawsze kończy to, co zaczął. Dokładnie tak samo, jak Sam Wilson, który po raz ostatni podnosi symbol przywództwa: tarczę Kapitana Ameryki, aby poprowadzić społeczność herosów do ostatecznego starcia z Hydrą. A to nie koniec atutów po stronie ruchu oporu. Śledźcie losy Uniwersum Marvela i dajcie się zaskoczyć Namorowi niespodziewanym – i jakże cudownie żywym – asem z rękawa! (Zireael)

Astonishing X-Men #1

(2017, USA)

Kolejna próba odświeżenia wizerunku mutantów i zachęcenia nowych odbiorców do przeżycia wspólnej przygody z Loganem (seniorem) i spółką przynosi zamierzony efekt. Cheung czaruje kreską, Soule zaciekawia prostym, choć intrygującym scenariuszem, a co najważniejsze – całość rozgrywa się bez uszczerbku dla ciągłości losów „Rodu X”. (WKP)

Deadpool Classic. Tom 2 (PL, Egmont)

Nie samymi nowinkami miłośnik komiksu żyje. Po raz wtóry wraz z wydawnictwem Egmont sięgamy więc do początków najemnika z niewyparzoną gębą – tym razem po brawurowy komiks najlepszego scenarzysty, jaki kiedykolwiek pisał losy Deadpoola, w którym Wade Wilson aby przetrwać przystaje na niewygodny sojusz ze swoim stwórcą. Lektura godna uwagi – choćby po to, aby ujrzeć pyskatego Wade’a w szatach, o których obecni scenarzyści dawno zapomnieli. (Zilla)


© 1968 MARVEL

© 2018 MARVEL

M A G A Z Y N

OKŁADKOWE

Zanim przystąpisz do lektury niniejszej odsłony "Lejtmotywu" zapoznaj się z komiksem "Grzech pierworodny” Marvela.

D E JAV U

Co czujesz sięgając po komiks? Siłę i moc? Podniecenie na myśl o zbliżającej się lekturze? Dumę z faktu dokonania trafnej inwestycji? Nie zawsze... Patrząc na okładkę komiksu często czujesz wszak coś jeszcze – coś, co nie daje ci spokoju tłumiąc wszelką radość z konsumpcji sztuki. To kłujące w boku, dziwnie znajome przekonanie, że… gdzieś już to widziałeś. Czujesz się oszukany? Myślisz, że autor to zwykły złodziej pomysłów? Niepotrzebnie. Niektóre okładki bowiem – tak jak słynne dzieła równie słynnych malarzy – aż proszą się aby trafić do kanonu. A nie ma lepszego sposobu na zapewnienie dziełu nieśmiertelności niż złożenie mu hołdu i uczynienie go… lejtmotywem kolejnych dzieł popkultury.

NICK FURY, AGENT OF S.H.I.E.L.D. #6: SPACER PO ORBICIE

14

© 2017 SuperHero Magazyn

Staranko rozpoczynał pamiętną – znaną także z komiksów TM-Semic – wędrówkę Supermana po kosmosie, czy samego Tima Sale’a, który zreinterpretował kosmiczny spacer w trzecim numerze serii „Madman: Atom Comics”. Fury’ego udawał również Ash z „Martwego Zła”, dzikus Ka-Zar oraz Deadpool (co ciekawe – jego okładkowy występ hołdował nie tylko dziełu Jima Steranko, ale jednocześnie również okładce płyty „Nevermind” Nirvany, której inną – choć równie kosmiczną reinterpretację – wspominamy na str. 21 w ramach pierwszego – ale nie ostatniego – „crossoveru” rubryk „Lejtmotyw” i „Herosi w rytmie Rocka”). Ba, nawet kolekcjonerska okładka niniejszego, kosmicznego numeru SuperHero Magazynu autorstwa Rafała Szłapy – choć zupełnie niezamierzenie – pachnie inspiracją mistrzem Steranko…

© 2007 Image Comics

© 2014 Dynamite Entertainment

żadni bogowie – co najwyżej podrzędna straż obywatelska do ściągania kotów z drzew. Wiemy wszak już, że przez całe dekady brudną robotę wykonywał za nich pułkownik Nick Fury, jako „Człowiek przy ścianie” tłumiąc w zarodku wszelkie zagrażające nam kataklizmy, o których istnieniu ci przemądrzy herosi nie mieli bladego pojęcia. Komiks prezentujący nieznane oblicze pułkownika Fury’ego to jednak nie tylko kaganek prawdy demaskujący wielki spisek twórców komiksu – to także piękny hołd dla Jima Steranko i jednej z jego najsłynniejszych okładek z Nickiem wykonującym misję w kosmosie, która – jak już dziś wiemy – nie była żadnym wyjątkiem, lecz jego sekretną rutyną. Okładka przez lata dorobiła się całej rzeszy nowych interpretacji ze strony innych, znanych artystów, m.in.: Kerry’ego Gammilla, który ukłonem w stronę Jima

© 2011 MARVEL

© 1989 DC Comics

© 1984 MARVEL

Lądowanie na księżycu, trójkąt bermudzki, śmierć Króla Elvisa, a teraz jeszcze to… Po raz kolejny daliśmy się ogłupić jako ten „ciemny lud, który wszystko kupi”! Okazuje się bowiem, że boscy superbohaterowie w trykotach – ci wspaniali, fantastyczni obrońcy wątłego, niby to bezbronnego człowieka – to tylko wytwór szczwanej, komiksowej propagandy. Ot, PR-owski majstersztyk pokroju wałbrzyskiego złotego pociągu, w istocie obliczony wyłącznie na wyciągniecie z naszych portfeli pieniądzy na komiksy, figurki i inne supergadżety. Okazuje się bowiem, że ci wszyscy „superbohaterowie” to tylko słomiane chochoły i do niczego niepotrzebne nam kolorowe wydmuszki – tak naprawdę wszak doskonale bronimy się sami… Wydany właśnie w Polsce nakładem Egmontu „Grzech pierworodny” obnażył całą prawdę o herosach Marvela: to nie


CIĄGNIE SWÓJ DO SWEGO

© 2017 BOOM! Studios © 1991 MARVEL

Jack Kirby w jubileuszowej interpretacji Alexa Rossa (źródło: profil Alexa Rossa w serwisietwitter.com)

Kosmos to zagadka. Nauka od lat idzie w zaparte, że powstał w wyniku wielkiego wybuchu. Religa dla odmiany dowodzi, że jest dziełem Boga. Na całe szczęście obie te rozłączne teorie pogodzi popkultura. Wszystko i wszystkich – superherosów, wszechświat (także ten sprzed wielkiego wybuchu), a nawet boga (i to nie jednego) – stworzył wszak Jack Kirby! Czymże jest nasz mały jubileusz trzech lat istnienia SuperHero Magazynu wobec setnej rocznicy urodzin najwybitniejszego z ojców założycieli komiksu, Jacka Kirby’ego – człowieka, który niczym XX-wieczna reinkarnacja Homera (nie, nie Simpsona...) pomógł stworzyć nie jedną, a dwie najważniejsze, współczesne mitologie (super)bohaterskie? Artysta skrywający pod płaszczykiem wybitnego rysownika jeszcze wybitniejszego scenarzystę przez lata pracy dla Marvela i DC powołał do życia niemal wszystkie ikony Domu Pomysłów oraz kilku kluczowych graczy uniwersum DC (m.in. demona Etrigana

oraz Bogów Nowej Genesis i Apokalips). Co więcej – Kirby jest również autorem (co najmniej) kilkudziesięciu słynnych okładek masowo wręcz reinterpretowanych przez innych artystów, którym na dobrą sprawę moglibyśmy poświęcić wszystkie odsłony rubryki Lejtmotyw aż do końca obecnej dekady. Zanim jednak „na warsztat” weźmiemy najsłynniejsze dzieła Kirby’ego – m.in. okładki „Fantastic Four” # 1 czy „Amazing Fantasy” #15 – z uwagi na temat przewodni bieżącego numeru oraz niebagatelny wpływ artysty na kosmologię komiksu dziś naszą uwagę skierujemy ku niebu i przyjrzymy się okładkom prezentującym gwiazdy Jacka Kirby’ego przybyłe… prosto z gwiazd.

Jeśli nie najważniejszym, to z pewnością największym (dosłownie!) ambasadorem kosmicznej mitologii Jacka Kirby’ego jest Galactus – prastary, kosmiczny byt, który narodził się jeszcze zanim istniał czas, tylko po to zresztą, aby przespać „wielki wybuch” a następnie, po przebudzeniu się w sercu młodego wszechświata Marvela jak gdyby nigdy nic zacząć pałaszować… planety. Pierwsze okładkowe wystąpienie Galactusa (i towarzyszącego mu kulinarnego konsjerża – Silver Surfera) na zilustrowanym przez Kirby’ego froncie zeszytu „Fantastic

© 2009 MARVEL

GALACTUS I SILVER SURFER (FANTASTIC FOUR #49 / #50)

© 1966 MARVEL

Jim Lee – wielka gwiazda tegorocznego XXVIII Międzynarodowego Festiwalu Komiksów i Gier w Łodzi – od ćwierć wieku dzierży miano autora najlepiej sprzedającego się komiksu w historii (według Księgi rekordów Guinnessa). Rozkładana okładka bestsellerowego zeszytu „X-Men” #1 właśnie doczekała się pięknego hołdu na froncie limitowanej edycji „Power Rangers” #17 z San Diego Comic Con. Szkoda tylko, że równie efektownie „Strażnicy Mocy” nie wypadli w tym roku w kinie…

Kosmiczny jubileusz

© 2016 Titanic Comics

REKORD NIE DO POBICIA

JACK KIRBY

© 1966 MARVEL

© 2017 Image Comics

© 2013 Image Comics

Jak ustaliliśmy na łamach poprzedniego numeru SuperHero Magazynu – rubryka „Lejtmotyw” bez jego wysokości Todda McFarlane’a nie ma racji bytu. Na szczęście artysta nieustannie daje nam postawy, aby o nim wspominać – ostatnio ilustracją zdobiącą front „Spawna” #281, którą w październiku odda hołd okładce zeszytu „The Walking Dead” #115. Co ciekawe, to nie pierwsze już podejście Todda do „Żywych Trupów” – poprzednim razem kopiował okładkę pierwszego numeru komiksu Roberta Kirkmana przy okazji „Spawna” #223. Skąd to wyjątkowe zamiłowanie do nieumarłych? No cóż – jakby nie patrzeć Czarci Pomiot również żywym trupem jest, więc to chyba zrozumiałe, że ciągnie go do swoich gnijących pobratymców…

Four” #49 to dziś bardzo popularny lejtmotyw powracający na okładkach komiksów różnych wydawnictw, m.in. „Doktor Who” – inspirowanego serialem telewizyjnym komiksu o kosmicznym podróżniku preferującym równie osobliwe jak deska Surfera środki transportu, w szczególności… budkę telefoniczną. Lada moment nową interpretację ilustracji ujrzymy również na okładce „Moon Girl & Devil Dinosaur” #25 – komiksu o wielkim, czerwonym dinozaurze z kosmosu – nota bene również będącym „dzieckiem” Jacka Kirby’ego! 15


P.S. Inna sprawa, że ewentualny wybór Leonarda do roli drugiego Jokera również wydaje się (co najmniej) lekko kontrowersyjny. Leo bowiem – choć przecież niewątpliwie wielkim aktorem jest – jednego, rzekomo niezatapialnego Titanica wszak już w swej karierze zatopił…

© 2015 MARVEL

Wieść gminna niesie, że Jared Leto – odtwórca roli Jokera w zeszłorocznym obrazie „Suicide Squad” oraz planowanych przez Warner Bros produkcjach: „Joker & Harley” i „Gotham City Sirens” – czuje się lekko skonfundowany. Źródłem dyskomfortu psychicznego aktora ma być plotka, jakoby Martin Scorsese w produkowanym przez siebie kolejnym filmie o księciu zbrodni w roli śmieszka planował obsadzić kogoś innego (podobno swojego wiernego współpracownika – samego Leo DiCaprio!). Widać, że Jared nie odrobił pracy domowej i wcale nie czyta komiksów… W końcu gdyby je czytał, wiedziałby, że to żadna herezja – Jokerów jest przecież trzech! Tymczasem już od roku wie o tym Bruce Wayne, dzięki wynalezionemu przez Jacka Kirby’ego wszystkowiedzącemu krzesłu Mobiusa rodem z mitologii Nowych Bogów, na które Batman bezczelnie wcisnął się na łamach „Justice League” #42. Czy zatem ktoś ma jeszcze jakiekolwiek wątpliwości co do tego, że Jack Kirby wywarł równie wielki wpływa na DC jak wcześniej na Marvela, skoro to dopiero dzięki jego wynalazkom rzekomo „Największy Detektyw Świata” po 75 latach bezowocnego śledztwa odkrył prawdę o swoim arcywrogu?!

Jack Kirby – jak przystało na prawdziwego, boskiego stwórcę wszechrzeczy – zbudował uniwersum Marvela w sposób nieomalże podręcznikowy: oddzielił noc od dnia, pozapalał gwiazdy na niebie, uformował planety, ulepił z gliny ludzi w trykotach (jak również kilka innych, równie barwnych ras), a nawet… posadził drzewo. Nasz milusiński, kosmiczny „drzewiec” Groot (z którego kolegą rozmawiamy w tym numerze o premierze DVD „Strażnicy Galaktyki vol. 2”) to wszak również dziecko Jacka Kirby’ego! Choć po prawdzie w pierwszym, potwornym występie na łamach „Tales to Astonish” #13 liściasty strażnik galaktyki aż tak miły nie był… (za co zresztą spotkała go sprawiedliwa kara – pożarcie przez rój

korników, prawdopodobnie tych samych, które trawią dziś Puszczę Białowieską). Ilustracja Jacka Kirby’ego z potwornym Grootem co jakiś czas powraca w nowych interpretacjach – ostatnio m.in. na kolekcjonerskich okładkach „Secret Wars: Civil War” #5 oraz „Groot #1.

NOWI BOGOWIE (MISTER MIRACLE #6) Choć może brzmi to jak herezja, to wcale nie kładzione wespół ze Stanem Lee fundamenty uniwersum Marvela – tak solidne, że w stanie praktycznie nienaruszonym przetrwały aż do dziś – lecz dorobek Jacka Kirby’ego powstały pod szyldem wydawnictwa DC jest najlepszy świadectwem prawdziwej wielkości naszego jubilata. O ile bowiem w Marvelu artysta miał szansę budować świat superherosów praktycznie od podstaw, o tyle do ekipy DC dołączał w momencie, kiedy niepodzielnie panowali tam już Batman i Superman. Pomimo tego to nie przed arcywrogami gwiazd DC – Lexem Luthorem i Jokerem – lecz właśnie przed wymyślonym i narysowanym po raz pierwszych przez Jacka Kirby’ego Darkseidem klęka dziś całe filmowe uniwersum DC. Z całej mitologii „Nowych Bogów” z tzw. „Czwartego Świata Kirby’ego” – stanowiącej dziś bodaj najbarwniejszy zakątek kosmosu

© 1995 DC Comics

CZYLI JACK KIRBY WIECZNIE ŻYWY

GROOT (TALES TO ASTONISH #13)

© 1960 MARVEL

TRZECH

okładkach kolejnych zeszytów z przygodami „pierwszej rodziny Marvela” (m.in. „Fantastic Four” #72 i #571). Co ciekawe Srebrny Surfer cieszy się tak dużą estymą w świecie popkultury, że z okładek komiksów Jacka Kirby’ego udało mu się przebić nie tylko na wielki ekran, ale nawet do krainy soczystych, gitarowych dźwięków (o czym więcej na końcu numeru, na łamach rubryki „Herosi w rytmie Rocka”).

© 1972 DC Comics

© 2© 2015 DC Comics

JOKERÓW

Tymczasem Srebrny Surfer – obieży(wszech)świat i najsłynniejszy pomagier Galactusa – choć swój okładkowy debiut zaliczył w cieniu przerośniętego szefa na wspomnianej wyżej okładce „Fantastic Four” #49, w pełnej krasie po raz pierwszy pojawił się dopiero na froncie kolejnego, pięćdziesiątego numeru serii. Również tę ilustrację Kirby’ego kilkakrotnie reinterpretowano w latach późniejszych, głównie na

DC – to jednak nie srogi władca Apokalips, lecz jego adoptowany syn – Scott Free vel Mister Miracle – przeszedł do historii jako bywalec najbarwniejszych okładek Jacka Kirby’ego, na których każdorazowo próbował wykaraskać się z pułapek bez wyjścia. Motyw spętanego herosa powracał niejednokrotnie również w pracach hołdujących Kirby’emu artystów, m.in. na froncie zeszytu „Action Comics” #708 będącym reinterpretacją okładki „Mister Miracle” #6.


HEROSI W RYTMIE ROCKA

© 1987 Geffen Records

© 2017 MARVEL

© 1979 Columbia Records

© 2017 MARVEL

© 1978 Chrysalis Records

© 2017 MARVEL © 2017 MARVEL

To nie prawda, że „rock umarł” jak od co najmniej trzech dekad wieszczą malkontenci i niespełnieni prorocy muzycznego dziennikarstwa. On tylko na chwilę się zdrzemnął... Tylko po to zresztą aby podładować akumulatory i na powrót mocą przesterowanych gitar wedrzeć się na muzyczne salony. Triumfalny powrót rocka słychać zwłaszcza w krainie superbohaterów, gdzie gatunek odradza się właśnie ze zdwojoną siłą – nie tylko w swej koronnej konkurencji „audio”, ale i na płaszczyźnie wizualnej. Nie dość bowiem, że hollywoodzki trykot – po tym jak na jakiś czas odrzucił gitarę w kąt i nawet najbardziej „metalowy” z herosów, Iron Man zastąpił ciężkie nuty AC/DC i Black Sabbath miałkim disco („Blue” Eiffel 65 w „Iron Man III”) – znów brzmi rockowo (patrz: „Come as you are” Nirvany i „Come Together” Beatlesów w zwiastunach „The Defenders” i „Ligi Sprawiedliwości”), to jeszcze zaczął ostatnio składać lenny hołd rockowej muzyce rękoma rysowników Marvela. O ile bowiem jeszcze rok temu Dom Pomysłów kumał się ze sceną hip-hopową zdobiąc okładki swoich komiksów ilustracjami wzorowanymi na okładkach płyt mistrzów kultury rytmu i rymu, o tyle dziś zapowiada zdecydowany zwrot ku kamieniom milowym rocka. Oczekiwanemu od lat powrotowi na scenę Guns N’Roses towarzyszy więc okładka zeszytu serii „Inhumans” wzorowana na okładce debiutu grupy. Pierwszy rzut marvelowskich „rockładek” dopełniają również nowe interpretacje „coverów” płyt Nirvany, The Clash i Blondie oraz tajemnicza, wciąż jeszcze nieujawniona okładka numer pięć. Czego możemy się spodziewać? No cóż, znając częste w świecie komiksu opóźnienia powstałe na skutek nadmiaru zleceń ciążących na barkach rysowników skończy się pewnie na tym, że Marvel opublikuje tradycyjny „blank cover” dla konwentowych łowców autografów (pustą, białą okładkę opatrzoną jedynie logo serii) grając dobrą minę do złej gry i twierdząc, że to hołd dla okładki słynnego „białego albumu” The Beatles…

© 1991 Geffen Records

ROCKŁADKI SUPERBOHATERSKIE

17


Deadpool to prawdziwy obieżyświat i kosmopolita – nie straszne mu żadne granice, włącznie z tzw. „czwartą ścianą” oddzielającą świat realny od fikcji. Ale nie tylko jemu. Okazuje się bowiem, że niejaki Slash – ów słynny gitarzysta z bujną czupryną, nieodłącznym papierosem w ustach i Gibsonem Les Paulem w ręku – najwyraźniej również potrafi przekraczać granice popkultury i właśnie zamierza dołączyć do pyskatego kolegi z komiksów. Skąd ten wniosek? Gitarzystę Guns N’Roses widziano niedawno na planie „Deadpoola 2”. I to w niebyle jakim towarzystwie, bo samego… Cable’a! (czy raczej aktora Josha Brolina ucharakteryzowanego na ponurego mutanta, który zadebiutuje wkrótce na ekranie u boku Wade’a Wilsona – przyp. red.). Slash ma już pewne doświadczenia z filmem Marvela – wraz z grupą Velvet Revolver nagrał wszak niegdyś utwór „Set Me Free” na ścieżkę dźwiękową do „Hulka” Anga Lee – być może więc postanowił pójść o krok dalej i przekroczyć granicę między sceną a ekranem? Coś najwyraźniej jest na rzeczy, zwłaszcza, że angaż Zazie Beetz – czarnoskórej aktorki z wyjątkowo bujną czupryną – do roli Domino daje Slashowi cień nadziei na obsadzenie muzyka „po warunkach” – jako jej… brata bliźniaka? P.S. Swoją drogą aż się prosi, aby wzmocnić rockowy fundament „Deadpoola 2” i oprócz Slasha do obsady filmu dokooptować jeszcze muzyków grupy Kiss wraz z ich hitem… „Domino”. Całuśne legendy glam-rocka wszak komiks również kochają (w szczególności ich basista Gene Simons, który swój sceniczny wizerunek wzorował m.in. na Black Bolcie z Inhumans), o czym porozprawiamy niedługo na łamach „Herosów w rytmie Rocka”.

ROCKA KĄCIK KOMIKSOWEGO AUDIOFILA

GALAKTYKA ROCKIEM STOI Myli się ten, kto myśli, że popkultura nie może iść w parze z nauką. Najlepszym tego przykładem zespół Queen, który kilka lat temu nagrał płytę „Cosmos Rocks” jasno precyzując muzyczne gusta naszych sąsiadów z gwiazd. A że dowodzący dziś grupą gitarzysta Brian May – będący nie tylko muzykiem, ale i doktorem astronomii – na gwiazdach zna się jak mało kto, więc o błąd w naukowej ocenie międzygalaktycznych trendów muzycznych trudno go posądzać. Teorię doktora z gitarą potwierdza zresztą komiks superbohaterski. Soczyste, gitarowe granie szczególnie upodobał sobie np. marvelowski Galactus. Jak głosi bowiem stara legenda Pożeracz Światów pewnego dnia wezwał przed swe oblicze dwóch heroldów: Norrina Radda z Zenn-La i Joe Satriani’ego z Ziemi, i wręczył im deski, w których zaklęta została niewyobrażalna moc. Pierwszy z obdarowanych nie zastanawiając się długo wsiadł na deskę i ruszył serfować po kosmostradzie stając się kosmiczny herosem: Silver Surferem. Drugi – wystrugał z deski gitarę i został największym wymiataczem współczesnego rocka… I nawet jeśli to tylko bajka, jak każda ma w sobie ziarnko prawdy. Oto bowiem Joe Satriani – jeden z największych wirtuozów współczesnej gitary, od którego uczyli się najlepsi (m.in. Kirk Hammet z Metalliki,) swoją karierę zaczynał właśnie z kosmicznymi bohaterami Marvela, na okładce debiutanckiej płyty „Surfing With the Alien” umieszczając ilustrację Silver Surfera i Galactusa autorstwa Johna Byrne’ego (za co Byrne podobno miał nigdy nie dostać żadnego wynagrodzenia). Sam Satriani zresztą również bardzo przypomina Srebrnego Surfera – zarówno fryzurą, związkami z komiksem (gitarzysta jest jednym z bo-

© 1987 MARVEL/Relativity Records

Źródło: Profil Josha Brolina w serwisie Instagram

Cable zamiast kabla do gitary?

HEROSI W RYTMIE

haterów serii „Eternal Descent” wydawnictwa IDW Publishing) jak i niesamowitymi umiejętnościami – zakamarki gitarowego gryfu przemierza wszak z prędkością światła typową dla eksplorującego kosmiczne rubieże herolda Galactusa. Rocka upodobali sobie również blaszani mieszkańcy planety Cybertron, o czym ćwierć wieku temu dowiadywaliśmy się z łamów serii „TransFormers” Marvela. Przykładowo o największym audiofilu w szeregach robotów – transformującym się do postaci magnetofonu Blasterze na łamach „polskich” TransFormers 1/92 pisano, że „jego najbardziej znaną słabością jest… Rock’n’Roll. Wiedziony chęcią usłyszenia jakichś nowych melodii może nieświadomie wpaść w pułapkę (…)”. Miłością do rocka pałały zresztą też i inne Autoboty, oklaskując słynnego Bruce’a „The Bossa” Springsteena na łamach TransFormers 4/92. Co ciekawe – „Szefa” (ang. „The Boss”) upodobali sobie nie tylko kosmiczni bohaterowie. Legendę amerykańskiego rocka sławią wszak także scenarzyści komiksowi, w szczególności Grant Morrison, który przebierając młodego Supermana (nota bene – też kosmitę!) w jeansy i t-shirt na łamach serii „Action Comics” wzorował się właśnie na wizerunku Bruce’a Springsteena. Zresztą trudno dziwić się inspiracjom Morrisona – rockowych brzmień wszak nie unika od lat będąc również redaktorem naczelnym najbardziej kultowego magazynu komiksowego o swojsko brzmiącej nazwie... „Heavy Metal”!


MAMY JUŻ 3 LATA!

MIŁOŚĆ NIEODWZAJEMNIONA © 1992 Capitol Records

Podobno nie ma nic do powiedzenia ten, kto się powtarza. My jednak zaryzykujemy i napiszemy jeszcze raz o Megadeth – zespole napędzanym miłością jego lidera, Dave’a Mustaine’a do komiksów o Punisherze i niechęcią do byłych kolegów z grupy Metallica (o czym więcej w SHM 2/2017 – przyp. red.). Pretekstem do ponownego spotkania z Megaśmiercią jest 25 rocznica premiery płyty „Countdown to Extinction” – mocno przebojowego, choć wciąż zachowującego ciężki, brzmieniowy pazur albumu, który ćwierć wieku temu wyniósł zespół z thrash-metalowej niszy na szczyt rockowego mainstreamu. O hucznym 25-leciu „Odliczania do zagłady” nie sposób nie wspomnieć na tych łamach z uwagi na fakt, że Mustaine po raz kolejny oddał tutaj hołd postaci z komiksów Marvela – tym razem jednak wyjątkowo nie Punisherowi, lecz Deathlokowi w utworze „Psychotron”. Tymczasem okazuje się, że o ile Megadeth bezgranicznie kocha Franka Castle, o tyle Frank zdecydowanie preferuje… tak działającą na nerwy liderowi Megadeth Metallicę! To bowiem nie słynną „Symfonię zniszczenia” Megaśmierci, lecz fragmenty opus magnum Matalliki – utworu „One” – zaprezentowano w wyśmienitym zwiastunie netflixowego „Punishera” szczególnie eksponując pamiętną partię wściekłych gitar imitujących wystrzały wiernego towarzysza Franka: karabinu maszynowego… P.S. Co znamienne – to już nie pierwszy raz, kiedy Metallica gra na nosie grupie Megadeth przy okazji ekranizacji komiksu Marvela. Twórcy zeszłorocznego filmu „X-Men: Apocalypse” wszak również zignorowali rudowłosego gitarzystę stawiając na jego byłych kolegów i ich hit ”The Four Horsemen”. Ironia losu polega na tym, że utwór ten w istocie jest… tylko swoistym „coverem” kompozycji „Mechanix” Dave’a Mustaine’a, do której – z racji tego, że została napisana przez muzyka jeszcze za czasów jego krótkiej obecności w szeregach Metalliki – obie grupy roszczą dziś sobie prawa autorskie.

... I WOREK URODZINOWYCH PREZENTÓW DLA WAS!

KOD RABATOWY: SUPERHERO

50 zł zniżki na zakupy o wartości powyżej 500 zł w galerii komiksu ARTKOMIKS.PL

KOD RABATOWY: SuperStworki

10% zniżki na zakupy w sklepie z kolekcjonerskimi figurakami STWORKIPOTWORKI.PL

KOD RABATOWY: Jubileusz

Darmowa wysyłka odzieży i gadżetów zakupionych w sklepie SUPERHEROES.COM.PL

ATOM Comics KOD RABATOWY: superheromagazyn

Darmowa wysyłka produktów z kategorii „wysyłki 24h” dla zamówień o wartości powyżej 100 zł w sklepie komiksowym ATOMCOMICS.PL 19


M A G A Z Y N

Pamiętaj! SuperHero Magazyn możesz także zamówić w wersji papierowej!

Wydania papierowe dostępne są w kilku wersjach okładkowych i dwóch formatach. Znajdziesz w nich także ciekawe dodatki, np. plakaty lub naklejki.

© 2017 MARVEL

20


W numerze 4/2017

Zamówienia numerów drukowanych w ramach preorderu na stronach gildia.pl

ANKIETA TYLKO KROWA NIE ZMIENIA POGLĄDÓW…

MY ZMIENIAMY SIĘ DLA CIEBIE! Zeskanuj kod telefonem (lub wpisz w przeglądarce internetowej adres: superhero.com.pl/ankieta) i daj nam znać, co sądzisz o SuperHero Magazynie!

21



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.