SuperHero Magazyn 1/2014

Page 1

ISSN 2391-4505

1/2014

A. KMIOŁEK, S.CHENG © 2014 WIZUALE

superhero.com.pl

BIAŁY ORZEŁ

WOJNA DOMOWA DEADPOOL VS CARNAGE WOLVERINE: LOGAN REAL HEROES X-MEN: PRZESZŁOŚĆ, KTÓRA NADEJDZIE M I E S I Ę C Z N I K

M I Ł O Ś N I K Ó W

K O M I K S U


M A G A Z Y N

W pierwszym numerze... WSTĘPNIAK

A ósmego dnia stworzył Pan PRL... CO W TRAWIE PISZCZY

Przegląd wieści z kraju i ze świata Z OKŁADKI

Biały Orzeł Rozmowa z twórcami postaci Białego Orła – braćmi Maciejem i Adamem Kmiołkami KOMIKS POLSKA

Wolverine Logan WKKM #39: Wojna Domowa WKKM #42: Poległy Syn. Śmierć Kapitana Ameryki KOMIKS ŚWIAT

Real Heroes Deadpool vs Carnage Guardians of the Galaxy FILM

X-Men: Przeszłość, która nadejdzie FELIETON

Różnice kreatywne PO GODZINACH

I ty możesz zostać bohaterem w swoim domu... 2


WSTĘPNIAK

A ósmego dnia stworzył Pan PRL… Zasmucił się jednak wnet ujrzawszy, że jego dzieło nie było dobre. PRL bowiem zamiast obiecanego raju i plaż Copacabany oferował jedynie kiełbasę na kartki, tanią oranżadę i paskudną wodę z saturatora. Rzekł więc Pan: niech staną się superherosi i odnowią oblicze tej Ziemi. I stali się superherosi. A, że byli dobrzy, więc w mgnieniu oka zaprowadzili w PRL-u porządek, przywożąc ze sobą dary z zachodu: demokrację, kapitalizm oraz… komiks superbohaterski. No, w praktyce może nie do końca tak to wyglądało. Faktycznie, Polskę z okowów komunizmu wyzwolili herosi. Tyle, że nie ci komiksowi, w trykotach, lecz ci prawdziwi, z krwi i kości, którym odechciało się już całej tej pięćdziesięcioletniej farsy z całonocnymi kolejkami po bułki. Nie da się jednak ukryć, że w tym samym czasie, kiedy przy urnach wybieraliśmy demokrację, w naszym kraju zaczęło się coś jeszcze: era komiksu superbohaterskiego, zapoczątkowana przedrukiem marvelowskiej „Elektry” oficyny AS Editor z 1989 r. i całą gamą kolorowych zeszytów wydawnictwa Tm-Semic, które rok później dosłownie zalały rodzime kioski Ruchu. Dziś więc, w 25. rocznicę pierwszych wolnych wyborów świętujemy również nasze osobiste i nie tak znowu małe święto: ćwierćwiecze obecności zamaskowanych trykociarzy nad Wisłą, przy okazji którego startuje także nasz periodyk – „SuperHero Magazyn”. „SuperHero Magazyn” to miesięcznik o tematyce superbohaterskiej, w którym chcemy razem z wami przyglądać się nowościom komiksowym z rodzimego rynku i zza oceanu, prezentować filmy i produkcje telewizyjne z trykociarzami w roli głównej oraz komen-

tować superbohaterskie trendy w naszych felietonach i frywolnych przeglądach wieści z kraju i ze świata. Nasz magazyn dedykujemy wszystkim zainteresowanym komiksem i tematyką superbohaterską: zarówno starym wyjadaczom pamiętającym czasy tm-semicowskiej „złotej ery” komiksu, jak i młodym, kojarzącym herosów jedynie z wielkiego ekranu. Co miesiąc spotkacie tutaj zarówno grube ryby komiksowego świata: Logana, Batmana czy Deadpoola, jak i ciekawe postaci z portfolio mniejszych wydawnictw, chociażby – witającego was z okładki – rodzimego „Białego Orła” czy opisywanych kilka stron dalej Olympian słynnego Bryana Hitcha. Klasyk mawiał, że „w parze z wielką mocą zawsze idzie wielka odpowiedzialność”. Serdecznie zachęcam więc do podjęcia tej wielkiej odpowiedzialności i spędzenia kilku chwil przy lekturze pierwszego numeru naszego magazynu.

Red. naczelny Michał Czarnocki 3


M A G A Z Y N

KOMIKS • FILM • TV

Co w trawie piszczy? czyli wieści ze świata superherosów przegląd nie całkiem poważny

P

KONIEC FANTASTYCZNEJ CZWÓRKI?

lotki o zamknięciu przez Marvela wszystkich serii komiksowych z Fantastyczną Czwórką w roli głównej zdają się potwierdzać. Swój żywot lada moment kończy cykl „Ultimate FF” – i to po zaledwie sześciu numerach! Reszta – zgodnie z zapewnieniami wydawnictwa – przetrwa tak długo, zanim skończy się czas. Co w sumie może nastąpić już za rok, kiedy uniwersum Marvela wstrząśnie kolejny, wielki event – „Time Runs Out”... Oby tak dalej – skoro Fox (którego Marvel rzekomo nie chce promować) oprócz licencji na superbohaterską rodzinkę wciąż dzierży również prawa do ekranizacji X-Men, być może przydałoby się ukatrupić również mutantów? A tak, przecież lada moment wychodzi „Death of Wolverine”… PROJEKT DEATHLOK: REAKTYWACJA

erial „Agenci S.H.I.E.L.D.”, chociaż może z lekka niedofinansowany (zwłaszcza, jeśli chodzi o efekty specjalne), a w pierwszej połowie sezonu również niezbyt porywający, finalnie okazał się dużym sukcesem i niezłym startem Marvela w świecie małego ekranu. Na fali jego powodzenia Dom Pomysłów zapowiedział na październik powrót na łamy komiksu marvelowskiego Robo4

M. PERKINS, A. TROY © 2014 Marvel

S

-Copa w solowej serii „Deathlok” duetu Edmondson-Perkins. Oby tylko wydawnictwo nie zmarnowało tego projektu swoją polityką usilnego dopasowywania komiksów do filmowego uniwersum i wzorem czarnoskórego Fury’ego Jr., który w komiksie zastąpił poczciwego Fury’ego Staruszka, nie zmieniło klasycznego anturażu cyber-wojownika na obcisły, serialowy trykocik z kolorowymi guzikami przypominający kino wczesnych lat ’70, kiedy akronim S-F czytało się jeszcze jako przaśne „fajans-fikszyn”...


Z. SNYDER © 2014 WARNER BROS. ENTERTAINMENT INC., RATPAC-DUNE ENTERTAINMENT LLC AND RATPAC ENTERTAINMENT, LLC

DC

IMPERIUM KONTRATAKUJE

i Warner nareszcie przebudziły się na dobre. Tak przynajmniej twierdzi Kevin Smith (reżyser, scenarzysta i dobry kolega nowego Batmana, Bena Afflecka), potwierdzając krążące od jakiegoś czasu plotki, jakoby w produkcji było całe multum filmów z bohaterami uniwersum DC. W kolejce już podobno czekają m.in. wspólny występ Flasha i Zielonej Latarni (2017 r.), obrazy „Justice League” (2017 r.), „Wonder Woman (2017 r.) i „Man of Steel 2” (2018 r.) oraz oczywiście już dawno zapowiedziany wstęp do warnerowskich Mścicieli, „jeszcze nie Liga Sprawiedliwości, już nie Superman 2” – obraz „Batman v Superman: Dawn of Justice”. Jakby tego mało, portal Latino-Review.com donosi, że w 2019 r. ujrzymy pierwszy od czasu zakończenia „trylogii Nolana” solowy film o Batmanie, z Benem Affleckiem zarówno w roli tytułowej, jak i (sic!) na stołku reżysera. Wygląda więc na to, że do końca obecnej dekady możemy spokojnie odpuścić sobie wszystkie rządowe programy typu „Rodzina na swoim”, wysłać żonę z dzieciakami na długie wakacje do teściowej i najzwyczajniej w świecie przeprowadzić się z całym swoim dobytkiem do najbliższego kina.

T

DAWSON NASTĘPCZYNIĄ GARNER?

ymczasem Marvel nie zasypia gruszek w popiele i po „drobnych” problemach z roszadami w ekipach odpowiedzialnych za produkcję filmu „Ant-Man” i serialu „Daredevil” już ogłasza nazwiska kolejnych zakontraktowanych twórców i aktorów, m.in. Rosario Dawson zaangażowanej do roli enigmatycznej, „młodej kobiety mającej na celu uleczenie ran Hell’s Kitchen” w serialu o przygodach „człowieka bez strachu”. Czyżby zgodnie z aktualnym trendem filmowej afroamerykanizacji czołowych komiksowych herosów po czarnoskórym KingPinie z niesławnego filmu „Daredevil” czekała nas… czarnoskóra Elektra? 5


M A G A Z Y N

M

CHANNING TATUM NOWYM GAMBITEM

iłośnicy pokera czym prędzej opuszczają kasyna, rozochocone kobiety już mdleją ze szczęścia, a Hugh Jackman załamuje ręce na myśl o stracie pierwszego miejsca w rankingu największych mucho wśród filmowych mutantów. My natomiast mamy tylko nadzieję, że tańczący aktor nie pomyli roli czarującego „magika kart” ze swoją pamiętną kreacją „magicznego Majka” i zamiast kantować krupierów i tłuc złych mutantów nie zacznie nagle zrywać z siebie koszuli i rytmicznie potrząsać zadkiem w rytm muzyki. TRYKOTABLET OD SAMSUNGA I MARVELA

G. L. HEARD, GLH STUDIOS © 1983 E/M VENTURES

D

M

METAPOKALIPSA

etallica podobno skończyła się na „Kill’em All”. Dla niewtajemniczonych: swoim debiucie z 1983 r. W tym samym roku rozpoczynać ma się również akcja kolejnego filmu o przygodach wychowanków szkoły młodych talentów Charlesa Xaviera, obrazu „X-Men: Apocalypse”. I chociaż nie wiadomo, kogo wieczny mutant i odwieczny wróg Logana i spółki uczyni w filmie swoimi „czterema jeźdźcami Apokalipsy”, jedno jest pewne – ich pojawieniu się na ekranie towarzyszyć powinien utwór „The Four Horsemen” z rzeczonego debiutu „największe kapeli metalowej w historii”. 6

om Pomysłów i azjatycki gigant technologiczny, Samsung Electronics, poinformowały o nawiązaniu współpracy. Dzięki zawartemu aliansowi tablety koreańskiego producenta już wkrótce będą oferowały ścisłą integrację z cyfrowym uniwersum superbohaterskim Marvela obejmującą między innymi trzymiesięczny, bezpłatny dostęp do platformy Marvel Unlimited i jej bogatych, liczonych w tysiącach zasobów e-komiksowych. Pierwszym tego typu superbohaterskim gadżetem w ofercie Samsunga ma być model Galaxy Tab S z systemem Android. Ciekawe, co na to miłośnicy komiksu, którzy dopiero co przefrymarczyli babciną rentę na nowiutkiego iPada?


ałe aktorskie Hollywood, od młodziutkiej Jennifer Lawrence („X-Men: Przeszłość, która nadejdzie”) po sędziwego Michaela Douglasa („Ant-Man”) dobrze wie, że film superbohaterski to przede wszystkim całkiem niezły biznes. Najwyraźniej doskonale z tego faktu zdaje sobie sprawę również Mark Ruffalo, który, odkąd udało mu się na stałe wskoczyć w elastyczne portki filmowego Hulka, we wszystkich możliwych wywiadach puszcza oko w kierunku Domu Pomysłów, zachęcając Kevina Feige’a i spółkę do stworzenia solowego obrazu o przygodach „sałaty Marvela”. Odkąd jednak w sieci pojawiły się plotki o wysłaniu Zielonego w kosmos w finale obrazu „Avengers: Era Ultrona”, rodząc tym samym nie tak znowu niedorzeczne przypuszczenia, że „solówka” Hulka będzie bezpośrednią adaptacją komiksowej „Planety Hulka” z 2006 roku (zdementowane już jednak przez Jossa Whedona), aktor głośno i zdecydowanie zaczął kręcić nosem. Nic w tym jednak dziwnego. Skoro w liczącym kilkanaście zeszytów komiksowym pierwowzorze Bruce Banner wystąpił na zale-

S

B. PETERSON © 2006 Marvel

C

PLANETA RUFFALO

dwie kilku stronach, a Ruffalo ogranicza się do odgrywania ludzkiego alter-ego stwora, rolę Zielonego oddając komputerowi, jego obecność na planie zdjęciowym mogłaby się przecież zamknąć w zaledwie kilkunastu płatnych roboczogodzinach…

HARCERZ W SHAREWOOD!

uperman zadebiutuje w III sezonie „Arrow”! No, prawie… Brandon Routh, odtwórca roli tytułowej w obrazie „Superman: Powrót” z 2006 r. dostał właśnie angaż w serialu o przygodach Zielonej Strzały. I to nie byle jaki, bowiem wcieli się w postać kolejnego superherosa w swojej karierze. Oby tylko jego kreacja Raya Palmera (najprościej mówiąc: odpowiednika marvelowskiego Ant-Mana w uniwersum DC) nie była aż tak uładzona jak człowiek ze stali w obrazie Bryana Singera. W końcu serialowe Starling City to nie miejsce dla grzecznych chłopców. 7


M A G A Z Y N

Z OKŁADKI

Biały Orzeł Michał Czarnocki

8

A. KMIOŁEK, S.CHENG © 2014 WIZUALE

Czy to możliwe, że Polska doczekała się własnego superbohatera rodem Maja Pokuszalska, TVW z amerykańskich komiksów?


To ptak? To samolot? Nie, to sup…

©Wizuale

M. KMIOŁEK, A. KMIOŁEK, R. LOKUS/ D.WIDERMAŃSKA-SPALA © 2012, 2013 WIZUALE

Och, pardon, to przecież wcale nie ten stary, stetryczały retro-heros w karmazynowych gumofilcach. Nie straszy bielizną i kalesonami założonymi w odwrotnej kolejności, nie biega po mieście jak szaleniec z kocem na plecach, a przede wszystkim nigdy nie wymiga się od zdjęcia twojego kota z drzewa, zasłaniając się rzekomo odwołanym lotem na linii Metropolis-Warszawa. Z pewnością za to dzięki niemu nie musimy już czekać na obiecany przez Baracka Obamę miliard dolarów inwestycji w obronę naszych granic, ani na dwie kolumny wojsk NATO upraszane na zachodzie przez ministra Sikorskiego. Od dziś bowiem suwerenności Lechistanu strzeże przede wszystkim on: Biały Orzeł – pierwszy, prawdziwie nadwiślański superbohater chowany na polskim mleku, chlebie ze smalcem i importowanych zza Oceanu historyjkach obrazkowych z przyrostkiem „man” w tytule.

Aleks Poniatowski vel Biały Orzeł to autorskie dzieło braci Adama i Macieja Kmiołków – dwóch pasjonatów komiksu superbohaterskiego wyrosłych na tm-semicowskich przedrukach zeszytów Marvela i DC. Obecny na polskim rynku od grudnia 2011 roku, od blisko trzech lat broni polskiej ziemi przed mistycznym złem, „stadionową bandyterką”

i obślizgłymi paskudami z głębin Wisły, na każdym kroku zdradzając czytelne – bo obecne przecież nawet w drukowanych na okładce komiksu podziękowaniach – inspiracje swoich twórców. Nietrudno więc zauważyć, że polski pionier superbohaterskiego fachu niczym amerykański Iron Patriot niebezpiecznie przypomina krzyżówkę Kapitana 9


M A G A Z Y N

10

A. KMIOŁEK © 2011-2012 WIZUALE

Ameryki i Iron Mana, z drobnymi urozmaiceniami w postaci elementów mitologii Zielonej Strzały i… przygód rodzimego komisarza Olgierda Halskiego. Z jednej strony bowiem Poniatowski, podobnie jak Steve Rogers, lubuje się w barwach narodowych (jeśli Kapitan Ameryka to człowiek-flaga, Białego Orła można spokojnie nazwać… człowiekiem-godło), a w jego żyłach również krąży serum superżołnierza zapewniające herosowi nadludzką siłę i odporność na skutki zderzenia ze stadem szarżujących żubrów. Całą resztę – energożerne, odrzutowe buty, odziedziczone po ojcu zamiłowanie do nauki, przeszłość w koncernie branży nowych technologii przekreśloną machinacjami „przyjaciela” oraz armię nafaszerowanych Extremisem (po naszemu: surowicą) przeciwników pożyczył sobie dla odmiany z życiorysu Tony’ego Starka. A jakby tego było mało, w otoczeniu bohatera kręci się pewien roztrzepany operator helpdesku (kuzyn Felicity Smoak?), który z inspiracji pana Poniatowskiego seniora (podobnie jak Ćma pod wpływem pana Henia w serialu „Ekstradycja”) wspiera Aleksa w walce ze skorumpowanymi politykami i szumowinami z podziemi i najwyższych pięter Pałacu Kultury i Nauki, przywodzącymi na myśl przeciwników komisarza Halskiego z trzeciej serii jego telewizyjnych przygód. A żeby było łatwiej dotrzeć do wszystkich mniej spostrzegawczych, wszystkie te skojarzenia pięknie podkreśla kreska Adam Kmiołka, jak żywo przypominająca dokonania Jima Lee, Marca Silvestri’ego i Michaela Turnera.


M. KMIOŁEK, A. H. SZYMBORSKA, A. ESPINOZA © 2013 WIZUALE

Gwoli ścisłości: wspomniane zapożyczenia i inspiracje to żaden zarzut pod adresem braci Kmiołków. Wszak świat superbohaterów od zawsze jest pełen kalk i nawet taki Green Arrow naśladujący Hawkeye’a (a może odwrotnie?) czy tym bardziej Spawn z maską żywcem zerwaną z twarzy Spider-Mana i żyjącym strojem imitującym kosmiczny symbiont z kart komiksu o przygodach nowojorskiego ścianołaza nie są w stanie zatrzeć oczywistych źródeł natchnienia towarzyszących ich wybitnym twórcom. A akurat twórcy Białego Orła swoje inspiracje przelewają na papier w sposób niezwykle kreatywny, sprytnie mieszając amerykański kanon i charakterystyczną kreskę z rodzimymi akcentami i nieskrywanym zamiłowaniem do polskiej piłki nożnej, skutecznie przenosząc superbohaterskie standardy na lokalny grunt – z przedmieść Manhattanu i obskurnych zaułków Hell’s Kitchen do brudnych piwnic Saskiej Kępy i na dachy niszczejących, praskich kamienic. I chociaż superbohaterskie i superłotrowskie imiona niektórych postaci – chociażby pseudonim artystyczny głównego bohatera – na pierwszy rzut oka mogą sprawiać wrażenie nieco dziwacznych czy wręcz „swojskich”, należy pamiętać, że anglojęzyczni czytelnicy pięknie brzmiące w naszych uszach amerykanizmy „Hellspawn” czy „Squirrel Girl” również rozumieją dosłownie – jako „Czarci Pomiot” i (sic!) „Dziewczynę-Wiewiórkę”. Zresztą zamerykanizowany „White Eagle”, choć z nazwy brzmiący już zupełnie profesjonalnie, po marvelowsku nadawałby się przecież co najwyżej na lokalnego, mało znaczącego protektora amerykańskiej Polonii w Chicago.

Prawdziwy superheros, aby wykazać się i zaskarbić sobie miłość tłumów i wścibskich dziennikarek (a za Orzełkiem akurat ugania się pewna zgrabna brunetka z mikrofonem i przesadną skłonnością do czarowania efektem „push-up”…) pomiędzy rutynowymi patrolami miasta i czyszczeniem jego ulic z drobnego elementu wywrotowego, musi mierzyć się przede wszystkim z wymagającym przeciwnikiem – dopełniającymi go, prawdziwymi mistrzami zła o niebywałym intelekcie i umiejętnościach co najmniej dorównujących szczególnym talentom bohatera. Autorzy postarali się więc, aby i Białemu 11


M A G A Z Y N

A. KMIOŁEK © 2013 WIZUALE

Orłu również nie zabrakło jego własnych, barwnych Jokerów i Zielonych Goblinów – od głównego architekta nieszczęść herosa i sternika korporacji TechCorp, Wiktora

Rossa (krzyżówka Lexa Luthora, Obadiaha Stane’a i Victora von Dooma), poprzez obdarzoną ostrymi pazurkami Białą Śmierć i obślizgłego kanibala, Nura (polski odpowiednik Vermina dowodzący… armią łaknących ludzkiego mięsa bezdomnych z podziemi PKiN!), na sudeckim czarcie rodem z pogańskich wierzeń skończywszy. A że każdy superheros czasem potrzebuje pomocnej dłoni, na drodze Aleksa nie brak również zaskakujących i barwnych jak on sam sprzymierzeńców. Czy Wyklęty Rycerz Polski, zbuntowany Projekt Zero, Janosik (w uniwersum Białego Orła zwany Dzikimi Góralem), Syrena (tak – ta zgrabna panienka ze stołecznego herbu!) i polski Daredevil – czy raczej Obywatel – stworzą razem z Białym Orłem pierwszą, polską inkarnację Mścicieli? Czas pokaże. Byle tylko nasz kochany Bielik od ciągłego szprycowania się surowicą nie zbzikował jak Batman po przedawkowaniu Jadu i w chwili zaćmienia umysłu nie zwrócił się przeciwko nowym aliantom. Wtedy z pewnością wyszłaby z tego pierwsza, polska, superbohaterska „Wojna Domowa”…

Przez dwa i pół roku obecności na rynku wydawniczym ukazało się sześć zeszytów z przygodami Białego Orła. Niby nie wiele, ale też i całkiem sporo – szczególnie zważywszy na fakt, że za autorami przygotowującymi swój superbohaterski projekt samodzielnie od momentu powstania szkicu fabuły i pierwszych storyboardów, aż po jego finalną dystrybucję nie stoi przecież wielka machina pokroju Marvela i DC, nieomal seryjnie produkujących swoje kolorowe zeszyty z herosami w roli głównej. Dziś, w dniu premiery zeszytu nr 7 – pierwszej części historii „Żywy lub Martwy” – wszystkim zapominalskim przypominamy dotychczas opublikowane historie z uniwersum „Białego Orła”. 12


Pierwszy Lot

A. KMIOŁEK, U. MOŚ © 2012 WIZUALE

Aleks Poniatowski ności. Próbując wykraść wypadł z okna wiedawkę supersurowicy żowca… Dziś, po cztez arsenału jego byłego rech latach od tampracodawcy – warszawtych traumatycznych skiego koncernu Techi wciąż niewyjaśnioCorp – Orzeł nieoczekinych wydarzeń, niwanie natrafia bowiem czym feniks powstały na pierwszego, godnez popiołów (chociaż go siebie przeciwnika nie ten eurowizyjny, – sterowany przez szabo wciąż z naturalnym rą eminencję polskiego pociągiem do płci przeprzemysłu obronnego ciwnej) wyrusza na uliProjekt Zero. Na doce miasta stołecznego miar złego, po zaciętej Warszawy jako Biały walce z nafaszerowaTytuł: Biały Orzeł. Pierwszy Lot (Integral) Orzeł – superheros nym krytyczną dawką Twórcy: Maciej Kmiołek, Adam Kmiołek i inni w modnym wdzianku surowicy osiłkiem, zaWydanie: polskie o patriotycznym, biakończonej ostatecznie Wydawca: Wizuale ło-czerwonym ubarspektakularną ucieczką, Data wydania: 2012 wieniu. Wyposażony trafia z deszczu pod rynw nadludzkie siły i niebywałą odporność nę, lądując w objęciach kanibali zamieszna ciosy, przy wydatnym wsparciu tak kujących podziemia Pałacu Kultury i Nauki. pożądanego na dzisiejszym rynku pracy Dzięki świeżo poznanemu współtowarzyeksperta od nauk ścisłych, Hudiniego, za- szowi superbohaterskiej niedoli – Wyklęmierza zrealizować misterny plan: zdobyć temu Rycerzowi Polskiemu nieodmiennie zapas utrzymującego go na chodzie spe- zdradzającemu inspirację marvelowskim cyfiku, zaprowadzić porządek na ulicach Watcherem z domieszką Ghost Ridera Warszawy, poznać odpowiedzi na nurtu- i Spawna – ostatecznie pokonuje jednak jące go pytania, ukarać winnych, odnaleźć hordę łaknących krwi bezdomnych, a przy żonę i … żyć długo i szczęśliwie. okazji również armię superżołnierzy TechCorpu, wysyłając w kierunków wrogów Łatwiej jednak powiedzieć, niż zrobić – Warszawy i zdrajców narodu polskiego czyzwłaszcza, jeśli już pierwszy punkt progra- telny sygnał: od dziś w mieście pojawił się mu nastręcza tylu niespodziewanych trud- nowy szeryf. 13


M A G A Z Y N

Wielka draka w Stolicy

A. KMIOŁEK, R. LOKUS © 2013 WIZUALE

Życie nie ma sensu. Przespane trzy lata wyBracia Kmiołkowie po skonfrontowaniu parowały bezpowrotnie, w perspektywie ka- swego superherosa ze światem brudnych lectwo albo zastrzyki z penicyliny do końca ży- powiązań polityki i biotechnologicznego bicia, Smuda nie powołał Boruca na Euro, ojciec znesu wkraczają na nowy grunt, wprowadzazniknął bez słowa, a w dodatku żona odeszła jąc do uniwersum Białego Orła elementy mido innego… Gorzej już chyba być nie może. styczne. W swojej drugiej znaczącej potyczce Kiedy jednak twoje ukochane, zazwyczaj spo- ze złem Aleksowi przychodzi bowiem zmiekojne miasto zaczyna pogrążać się w chaosie, rzyć się z dwójką nadprzyrodzonych istot – z Wisły wypełza przerośnięta – i w dodatku to- Panem Pyta (nieprzyzwoite skojarzenia ma talnie wyposzczona – ośmiornica, a po ulicach tutaj również sam Biały Orzeł) i Panem Odni z tego, ni z owego zaczynają biegać osza- powiada, których nieodpowiedzialne działalałe Gremliny wszystkie smutki i troski mu- nia doprowadziły swego czasu do wyginięcia szą zejść na dalszy plan. dinozaurów, Atlantydy Tytuł: Biały Orzeł. Wielka draka Nie ma rady – trzeba i Cybertronu. Tylko jak tu w Stolicy (PSBO #4 i #5) zakasać rękawy, łyknąć mierzyć się z kimś, kogo Twórcy: Maciej Kmiołek, dzienną dawkę witamilosy przecięły się swego Adam Kmiołek i inni Wydanie: polskie nek i zacząć robić to, czasu ze ścieżką samego Wydawca: Wizuale w czym jest się naprawMesjasza? Data wydania: 2013 dę dobrym: bić złych luOstatecznie, jak zwykle dzi. Zwłaszcza, że swoją zresztą, bohaterowi udapomocną dłoń wyciąga je się oczywiście zażegdo ciebie akurat niedawnać niebezpieczeństwo, ny wróg i pewna niemal oddalić widmo zniszczekompletnie naga pięknia Warszawy, przebić ność z niezwykle zgrabgardziel Krakena, a przy nymi – i jak najbardziej okazji wybawić z opresji namacalnymi – nogami – i to dwukrotnie – swoją zamiast spodziewanepiękną i wciąż gustującą go, rybiego odwłoku. w fiszbinach adoratorkę. A mówili, że słowiańska Co jednak z tego, skoro mitologia w zderzeniu pytań jest wciąż więcej z nordycką nie ma komniż odpowiedzi? Ech, pletnie nic ciekawego chyba znowu zbliża się do zaoferowania… depresja. 14


Polowanie

A. KMIOŁEK, R. LOKUS © 2013 WIZUALE

Nie samą Stolicą sporządzenia skryptu człowiek żyje. Kiedy scenariusza, pakietu więc w kierunku Warstoryboardów i dwuszawy zmierzają kolejstronicowego epilogu, ne tłumy rdzennych obowiązki głównego mieszkańców Polski ilustratora przekazu„B” żądnych wyższego jąc w ręce… kobiety? standardu życioweI niech nikt nie mówi, go i rozbudowanych że w Polsce nie ma rówpakietów socjalnych, nouprawnienia, a płeć nasz ulubiony superpiękna nie nadaje się do bohater udaje się komiksu i rock’n’rolla. w przeciwnym kieAnna Helena Szymborrunku, na Dolny Śląsk, ska udanie wpisuje się aby swoją opieką obw świat Białego Orła Tytuł: Biały Orzeł. Polowanie (PSBO #6) jąć całe kondominium ze swoją swobodną, Twórcy: Maciej Kmiołek, Anna Helena Szymborska i inni rosyjsko-niemieckie, lekką kreską, dając Wydanie: polskie uratować z opresji kochwilę wytchnienia od Wydawca: Wizuale lejną zniewoloną nieinspirowanego twórData wydania: 2013 wiastę, a przy okazji czością Jima Lee, nieco utłuc pewnego paskudnego czorta z róż- bardziej dusznego stylu Adama Kmiołka. kami i głową pełną prawdziwie kosmatych A skoro nawet Spider-Mana mogą rysomyśli. A że na drodze pojawia się słynny wać tak odmienni jeśli chodzi o owoce sobowtór Marka Perepeczki z solidną pracy twórcy jak Ramos i Stegman, dlaciupagą w dłoni, zachodzi niemałe praw- czego by nie wprowadzić pewnych urozdopodobieństwo, że może po wszystkim maiceń również w oprawie graficznej Biachłopcy zapałają do siebie sympatią i na łego Orła? I tylko szkoda, że cała historia zgodę strzelą sobie po kuflu słynnego zamyka się w obrębie jednego zeszytu, trunku Króla Gór… nie dając nam dłużej poobcować z przyjemnymi dla oka szkicami towarzyszki Okazuje się, że zdolnych ludzi w Pol- Szymborskiej, ani nie wyjaśniając żadsce wcale nie brakuje. Tym razem Bracia nego z wątków zapoczątkowanych i rozKmiołkowie ustąpili bowiem pola czło- wijanych na łamach poprzednich pięciu wiekowi „z zewnątrz”. Ograniczyli się do zeszytów. 15


M A G A Z Y N

Żywy lub Martwy (1/2)

A. KMIOŁEK, R. LOKUS © 2013 WIZUALE

Siódmy, mocno spóźniony, ale na szczęś- czości Claytona Craina, przy okazji zadając cie nareszcie wydany zeszyt przygód Białego kłam twierdzeniu, że kolorysta w komiksie to Orła to przede wszystkim czas powrotów. tylko zwyczajny rzemieślnik stojący w cieniu Podkreślmy: powrotów bardzo udanych. duetu scenarzysta-rysownik. Zresztą, możeAleks wraca więc do Warszawy gasić poża- cie się o tym przekonać, zerkając na przepiękry powstałe po jego krótkiej nieobecności, ną ilustrację z „okładki” naszego magazynu. powracają wątki z poprzednich numerów, są tradycyjne ukłony w stronę fanów piłki nożPowroty powrotami, ale pierwsza część hinej, a Adam Kmiołek ponownie przejmuje storii „Żywy lub martwy” serwuje nam rówstery nad stroną wizualną projektu. Szcze- nież garść nowości. Pierwszą jest nowe status gólnie cieszy bardzo dobra forma tego ostat- quo bohatera, zgodnie z którym za Białym niego, w efekcie czego Orłem zostaje rozesłany otrzymujemy garść zdelist gończy. Druga – to Tytuł: Biały Orzeł. Żywy lub Martwy cydowanie najlepszych debiutujący na łamach 1/2 (PSBO #7) ilustracji w dorobku arzeszytu nr 7 „Bazarowi Twórcy: Maciej Kmiołek, Adam Kmiołek i inni tysty, który inspiracje Baronowie”, czyli grupa Wydanie: polskie twórczością obecnego superłotrów powstaWydawca: Wizuale współwydawcy DC Cołych w wyniku... spożyData wydania: 2014 mics powoli zaczyna cia mięsa zmutowaneprzekuwać na swój go „kuciaka” przez kilku własny, unikalny styl. zdziwaczałych frustratów Niemała zresztą w tym z bazarku na Grochowie. zasługa aż trzech koloryI chociaż ten specyficzny stów zaangażowanych origin pierwszej, polskiej do pracy przy numerze inkarnacji „bractwa złych siódmym Białego Orła, mutantów” brzmi nieco w szczególności noweabsurdalnie, absolutgo członka ekipy, Sebanie nie powinno się ich stiana Chenga. Piękna lekceważyć, biorąc pod oprawa w jego wykonauwagę wynik pierwszego niu dodała bohaterowi starcia grupy z Aleksem. głębi, przenosząc go na Tylko skąd tam u licha chwilę w trójwymiarowziął się… klon Gracjana wy świat rodem z twórRoztockiego? 16


WYWIAD

Rozmowa z twórcami postaci Białego Orła – braćmi Maciejem i Adamem Kmiołkami

A. KMIOŁEK © 2011, 2014 WIZUALE

S

uperman, Batman, Iron-Man, Spider-Man… – któż z nas, dziś trzydziestolatków, a w pierwszych latach istnienia III RP smarkatych brzdąców masowo oblegających kioski Ruchu nie zachwycał się wszystkimi tymi zachodnimi superherosami? Któż z nas nie chwytał za kredki i papier śniadaniowy, i nie kalkował namiętnie postaci z komiksu, prezentując je potem zdezorientowanej mamie jako dowód rzekomo skrywanego talentu? Ci co bardziej kreatywni i uzdolnieni, a przy tym nieco bardziej szaleni (w końcu szaleństwo to domena prawdziwych artystów) próbowali w domowym zaciszu tworzyć swoje własne, bajeczne postaci, naiwnie wierząc, że ich autorskie wypociny przejdą kiedyś do superbohaterskiego kanonu, a ich nazwiska będą wymieniane w jednym rzędzie z tuzami komiksowego rzemiosła. A potem czar prysł… Nastały pierwsze miłości, szkoła średnia i studia. Komiksy w kartonach powędrowały na strychy i do piwnic, a wszyscy zabrali się wreszcie do uczciwej pracy w szkolnictwie, służbie zdrowia, tudzież za ladą kas sieci handlowej spod znaku kolorowego żuczka. Dwóch pasjonatów nie dało jednak za wygraną… 17


M A G A Z Y N

SuperHero Magazyn: Zapewne słyszeliście to pytanie już setki razy, a i same inspiracje po otwarciu pierwszego lepszego zeszytu Białego Orła wydają się już wystarczająco czytelne (zwłaszcza, że wspomnieliście o nich już w pierwszym numerze serii), ale czy moglibyście jednak przybliżyć nam pokrótce początki swojej przygody z komiksem, źródła natchnienia i ten jeden, konkretny, ostateczny bodziec, który sprawił, że pewnego dnia na poważnie zabraliście się za stworzenie autorskiego komiksu superbohaterskiego? MK, AK: Faktycznie, zdarzało nam się już odpowiadać na to pytanie. :) Inspiracje pochodziły z komiksów, którymi byliśmy otoczeni. A były to głównie historie superbohaterskie. Zaczynając od Thorgala, przez Spider-Mana, Batmana, na Spawnie czy Savage Dragonie kończąc. Różni bohaterowie od różnych twórców, ale wszystko skupione wokół kultu herosa. Nie wiem, czy był jakiś jeden szczególny impuls, raczej działo się to stopniowo. Już jako kilkuletnie dzieciaki rysowaliśmy i tworzyliśmy sami dla siebie komiksy. Były to autorskie historie z postaciami z Marvela czy DC, sporo własnych bohaterów, aż w końcu doszliśmy do pomysłu na Białego Orła. Trwało to pewnie kilka ładnych lat. Biały Orzeł – wciąż przede wszystkim pasja czy już sposób na życie? Ze względu na wielkość rynku to raczej hobby. Robimy to dla własnej satysfakcji i dla czytelników, którym Biały Orzeł przypadł do gustu. Ale od strony produkcyjnej podchodzimy do tego profesjonalnie. Koloryści z doświad18

czeniem pracy w Marvelu czy DC, jakość druku, skład, itd. Chcemy, żeby była to zeszytówka, którą sami byśmy kupowali i czytali. Czy jest szansa na kolejny po 100-stronicowym „Pierwszym Locie” trejd zbierający „Wielką drakę w Stolicy” i „Polowanie”? Marzyło by nam się szczególnie eleganckie wydanie w twardej oprawie – a najlepiej pełnowartościowy Essential ze wszystkimi dotychczas wydanymi historiami… Tak. Kolejny integral zbierze historie z zeszytów #4-9. Chcemy też zawrzeć tam parę fajnych dodatków, tak żeby zebrać 200 stron. Historie w zbiorczych wydaniach muszą tworzyć jakąś całość. Postaramy się również w kwestii jakości wydania. Ale na chwilę obecną jeszcze nie możemy podać daty. Świeżutka grafika, którą otrzymaliśmy od was do zamieszczenia na okładce pierwszego numeru SuperHero (za co jesteśmy niezmiernie wdzięczni) prezentuje się tak okazale, a przede wszystkim tak niezmiernie „amerykańsko” (w najlepszym możliwym znaczeniu tego słowa), że natychmiast zrezygnowaliśmy z oznakowania naszego debiutu wizerunkiem kogoś bardziej oczywistego – Logana, Gacka czy innego Kapitana Ameryki. Rozumiem, że to dopiero początek i już wkrótce zalejecie nas całą serią epickich plakatów z bohaterami uniwersum Białego Orła? Pracujemy nad rozszerzeniem uniwersum, w tym roku powinniśmy ogłosić kilka nowych, ekscytujących dla nas projektów związanych


z Białym Orłem. Jasne, plakat brzmi jak bardzo dobry pomysł! Skąd tak duże opóźnienie premiery PSBO #7? Czy w związku z zaistniałym poślizgiem plan wydawniczy na rok 2014 ulegnie jakiejś znaczącej korekcie? Po pierwsze, na początku roku musieliśmy zmierzyć się z pewną sytuacją osobistą, przez którą na jakiś czas zawiesiliśmy prace nad siódmym zeszytem. Nie był to raczej temat do komunikacji z czytelnikami. Potem pracowaliśmy nad paroma zmianami w kwestii wizualnej, między innymi współpracy z nowymi kolorystami i zajęło to nieco więcej czasu, niż planowaliśmy. Ale ten nieco słabszy okres mamy już za sobą! Chcielibyśmy, aby #8 i #9 pojawiły się jak najszybciej, na pewno jeszcze w 2014.

Biały Orzeł i kobiety: Syrena, Maja czy mimo wszystko tylko i wyłącznie Alicja? Ciekawe pytanie... Fajnie, że zwróciłeś na to uwagę. Każda z nich odgrywa inną rolę w życiu Aleksa i pokazuje bohatera w innym świetle. Alicja jest łącznikiem z przeszłością i moc-

Czy pojawiły się już jakieś zapytania i oferty zza granicy dotyczące możliwości przedruku przygód Białego Orła? Nie... I raczej nie spodziewamy się tego. Może przy innym projekcie tak będzie.:) Na zakończenie prośba o kilka słów w stronę naszych czytelników. Mamy nadzieję, że podejdziecie do przygód Aleksa z pewnym dystansem, w końcu to nasza autorska wizja polskiego superbohatera bazująca w dużej mierze na rzeczach, które sami lubimy i nas inspirują. A jeśli Wam się podoba, to zapraszamy do nas na FB i dajcie nam znać, że tam jesteście! Dziękuję za rozmowę. A. KMIOŁEK, R. LOKUS © 2013 WIZUALE

Czy Biały Orzeł, Wyklęty Rycerz Polski, Obywatel, Projekt Zero i Syrenka sformują kiedyś pierwszy nadwiślański skład Mścicieli? A może jest szansa na postulowany przez fanów spin-off z Rycerzem w roli głównej? Hmm... Zaczekaj na historię, którą zaczniemy w #10.:) Jest w trakcie pisania, ale będzie się działo! W końcu będzie wiadomo, dlaczego wprowadziliśmy tyle postaci od początku.

no wiąże się z pewnymi tajemnicami Aleksa. Relacja z Majką jest ważna dla obecnych przygód i rozwoju naszego bohatera. Przyszłość przed nimi. Syrena jest nieco nieprzewidywalna, to kobieta z tego świata co Aleks – bohaterów, ludzi z mocami. Chcemy dodać więcej głębi tej postaci w #9.

Przepytał Michał Czarnocki 19


M A G A Z Y N

RECENZJA

MATERIAŁY PRASOWE MUCHA COMICS; E. RISSO, D. WHITE © 2014 MARVEL

Mówią o nim: mutant, morderca, czasami nawet „superbohater”. Kiedy walczy – to z wściekłą furią. Gdy zabija – to z zimną krwią. Jeśli kocha – to na zabój. Nazywa się Logan i od zawsze robi to, w czym jest najlepszy: szuka guza. Co gorsza, przy okazji ciągnie za sobą ogon rozochoconych niewiast, oczarowanych urokiem „nieokrzesanego dzikusa”. I w tym właśnie tkwi jego największy problem.

Wolverine: Logan

Michał Czarnocki

20


K

Logan to jedna z najbardziej doświadczonych przez życie postaci w całym, amerykańskim uniwersum superbohaterskim. Przypadkowe zabicie ojca, bolesna, biotechnologiczna ingerencja w kręgosłup, pranie mózgu, niezliczona ilość ofiar na sumieniu i ciągnący się od ponad stu lat żywot skutkujący przymusem uczestniczenia we wszystkich, najkrwawszych epizodach ostatniego wieku – wszystkie te zdarzenia muszą mieć destrukcyjny wpływ na

MATERIAŁY PRASOWE MUCHA COMICS; E. RISSO, D. WHITE © 2014 MARVEL

ażdy ma jakiś fetysz. Jedni lubią drapanie za uszkiem. Drudzy – preferują przaśne, białe skarpetki. Cała reszta stawia na klasykę: obcasy, skórę i filuterne zabawki rodem z policyjnego arsenału. Natomiast najniebezpieczniejszy mutant wszech czasów szczególnie upodobał sobie… Azjatki. A w zasadzie to raczej owe dziewczyny ze wschodu upodobały sobie tego przesadnie owłosionego, egzotycznego „samca Alfa”, oczywiście ku nieskrywanej uciesze samego zainteresowanego. O ile jednak do niedawna wiadomo było głównie o dwóch uganiających się za mutantem Japonkach z klasycznej historii Claremonta i Millera, tudzież o pewnej skośnookiej specjalistce od fajerwerków wpatrzonej w Logana jak w obrazek, o tyle dziś, za sprawą nowego integrala od Mucha Comics dowiadujemy się, że Rosomak już ponad pół wieku temu oddawał się miłosnym uniesieniom w ramionach pewnej pięknej gejszy w ogarniętej wojną Hiroszimie. Chodzą nawet słuchy, że był to jego pierwszy raz, a sam zainteresowany nie sprostał zadaniu…

Tytuł: Wolverine: Logan Twórcy: Brian K. Vaughan, Eduardo Risso, Dean White Wydanie: polskie Tłumaczenie: Jacek Drewnowski Wydawca: Mucha Comics (org.: Marvel) Data wydania: 2014

psychikę ich uczestnika. Co gorsza, po finale „House of M” (po którym rozgrywa się akcja „Wolverine: Logan”) nasz nieokrzesany heros wszystkie je sobie przypomniał. Przy okazji przypomniał sobie również swój skromny udział w jednym z kluczowych momentów II Wojny Światowej – bombardowaniu Hiroszimy, podczas którego „stał się mężczyzną”. 21


MATERIAŁY PRASOWE MUCHA COMICS; E. RISSO, D. WHITE © 2014 MARVEL

M A G A Z Y N

I chociaż dosyć niespodziewanie okazuje się, że mocny w gębie (i zabijaniu) Logan w bardziej intymnych warunkach czasami po prostu mięknie (dosłownie i w przenośni), jedno jest pewne – poczucie honoru ma iście samurajskie i nawet po pięćdziesięciu latach nie zapomniał, że swoją wielką miłość z trudnych czasów wypadałoby jakoś pomścić. A skoro to Logan, to wiadomo – „Snikt!”, i po sprawie. W tej pięknie zilustrowanej historii o tym, że prawdziwa miłość może narodzić się w nawet najbardziej niedogodnych warunkach, w której dodatkowo Loganowi chyba po raz pierwszy w jego długim żywocie przyszło zmierzyć się z przeciwnikiem o podobnych „zdolnoś22

ciach”, warto zwrócić uwagę na pewien ciekawy – i chyba nieco niezauważony – pomysł scenarzysty: skoro Logan potrafi uzdrowić się po każdym, nawet najbardziej zabójczym ciosie, więc aby przejąć od niego tę zdolność wystarczy... zjeść kawałek Logana! Dziwi więc fakt, że żaden z marvelowskich twórców i edytorów nie wpadł wcześniej na to, aby kanadyjskiego herosa uczynić swoistym źródłem wiecznego życia. Zwłaszcza taki Robert Kirkman – zamiast zamieniać Logana w jednego z kilkudziesięciu chodzących trupów w swoim „Marvel Zombies”, powinien kazać wygłodniałym ex-herosom schwytać mutanta i uczynić go swoistym rogiem obfitości, z którego „nieumarli” mogliby czerpać zawsze, kie-


MATERIAŁY PRASOWE MUCHA COMICS; E. RISSO, D. WHITE © 2014 MARVEL

dy pojawiałby się głód (a przy okazji dzięki nabytym od Logana zdolnościom regenerować swoje dziury w głowie). Zjadane fragmenty ciała herosa i tak przecież wciąż by odrastały, więc wilk zawsze byłby syty, a i owca w sumie pozostałaby cała… No, ale dziś jest już na to zdecydowanie za późno. Logan wszak już rok temu utracił unikalną zdolność zmartwychwstawania na łamach swojej flagowej serii komiksowej, a – zgodnie z mało subtelnymi zapowiedziami Marvela – już wkrótce zapewne ostatecznie wyzionie również ducha (o ile słowo „ostatecznie” ma w świecie komiksu jeszcze jakiekolwiek znaczenie). Na szczęście zostają nam jeszcze archiwalne historie z najniebezpieczniejszym mutantem w roli głównej. Chociażby takie jak pięknie wydany „Wolverine: Logan”. I jeszcze jedno: „Wolverine: Logan” to nie tylko 68 stron dobrze zrealizowanej historii o tym, że los nierychliwy, ale sprawiedliwy. To przede wszystkim pierwsza od dłuższego czasu pozycja z logo Domu Pomysłów w portfolio Mucha Comics, której premiera pozwala nam nareszcie puścić w niepamięć ubiegłoroczną deklarację wydawnictwa, że dopóki na rynku ukazują się kolejne, oferowane w bardzo przystępnej cenie, tomy cyklu „Wielka Kolekcja Komiksów Marvela” od Hachette Polska, dopóty stricte-muszego Marvela po prostu nie będzie („stricte”, bo przecież trudno nie zauważyć, że Mucha macza paluszki w procesie przygotowywania dwutygodnika Hachette). I nie ważne, że moment wydania komiksu zbiegający się „dziwnym” trafem z premierą obrazu „X-Men: Przeszłość, która nadejdzie” z Loganem w roli głównej nieco pachnie koniunkturalizmem. Ważne, że okazuje się, że jednak można. Dla nas – miłośników komiksu superbohaterskiego – nie ma bowiem nic lepszego, niż świadomość, że skończyły się czasy, kiedy wyłączność na Batmana dzierżył Egmont, a mutantów można było znaleźć tylko w ofercie WKKM. A wszystko dzięki temu, że śladami niepozornego, czerwono-czarnego robaczka – pogromcy tysięcy polskich sklepików osiedlowych – zapragnął podążyć jego bzyczący kuzyn z branży wydawniczej…

23


M A G A Z Y N

24

Janek Burzyński Tytuł: Wojna Domowa Twórcy: Mark Millar, Steve McNiven i inni Wydanie: polskie Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz Wydawca: Hachette Polska (org.: Marvel) Data wydania: 2014

M. TURNER © 2014 MARVEL

,

WIELK A KOLEK C J A K O MI K SO W MAR V EL A

WKKM #39: Wojna Domowa

RECENZJA

W

komiksie superbohaterskim od najdawniejszych czasów istniał klarowny podział na dobrych i złych – herosów i łotrów, napędzających siebie do działania i gwarantujących sobie nawzajem nieprzerwaną ciągłość sensu istnienia. I chociaż i jedni, i drudzy mieli swoje chwile triumfu i upadku, na przemian umierali i powstawali z martwych oraz nieustannie zamieniali się ze sobą rolami przegranego i zwycięzcy, jedno było zawsze pewne i niepodważalne: dobry bił złego, bo miał do tego moralne prawo, a nawet oczywisty wręcz obowiązek. Do czasu, aż dobry się pomylił i podniósł rękę na kolegę...

Zatargi wśród najlepszych nawet przyjaciół to w zasadzie żadne novum, również w komiksie superbohaterskim. Hulk omamiony przez Lokiego wadził się przecież już pół wieku temu z Thorem i spółką na łamach pierwszego, historycznego numeru serii „The Avengers”, przytłoczonym potęgą buzującego w żyłach testosteronu Panu Fantastycznemu i księciu Namorowi zdarzało się wielokrotnie pojedynkować o rękę i mięsień sercowy Pani Richards, a dwaj Zieloni Latarnicy – Hal Jordan i Guy Gardner – z konkurencyjnego uniwersum DC pewnego razu postanowili dać sobie nawet honorowo, po męsku w twarz. Przede wszystkim jednak herosi od zawsze, ku uciesze tłumów i wyswobodzonej spod jarzma „brudnej roboty” policji, parali się typowym dla siebie fachem tępienia superzłoczyńców, superpotworów i innych superprzeciwności losu, niejednokrotnie łącząc siły w walce ze złem, a nawet tworząc trwałe, przyjacielskie wręcz alianse. Kiedy jednak działający ponad prawem – chociaż przecież jednocześnie również w jego imieniu – tryko-


WKKM #39: Wojna Domowa Tak pokrótce przedstawia się misterna intryga redaktorów Domu Pomysłów, która doprowadziła do pęknięcia superbohaterskiego monolitu, wprowadzając jednocześnie solidny i jakże pożądany powiew świeżości w skostniałe i schematyczne uniwersum Marvela. Trudno bowiem nie przyznać, że wydawnictwo dokonało najlepszego możliwego kroku i zamiast kontynuować swój ciągnący się od lat, chwilami nudnawy już tasiemiec z wyraźnie zarysowanym podziałem na dobrych i złych, i w dalszym ciągu zamęczać wszystkich wokół niekończącymi się inwazjami najeźdźców z kosmosu, potworów z głębin i innych, zbuntowanych siewców niepokoju, przerzuciło na czytelnika obowiązek dokonania własnej, subiektywnej oceny: która ze stron konfliktu rzeczywiście ma rację? A, żeby było jeszcze trudniej, Marvel nieco pokombinował i już na wstępie odwrócił kota ogonem, czyniąc zakutego w żelazną zbroję, zadufanego w sobie narcyza – byłego alkoholika, bawidamka i lekkoducha – głosem rozsądku, a Kapitana Amerykę, archetyp superbohatera idealnego - wyrzutkiem występującym przeciw Temidzie. Co oczywiście i tak nie jest w stanie zmienić faktu, że w tym niecodziennym jak na superbohaterską społeczność konflikcie „prawych” ze „sprawiedliwymi” sympatia czytelnika po prostu musi powędrować w kierun-

WI EL KA KO L EK CJ A K O MI K SOW MARVELA

ciarze zaczęli popełniać coraz większe gafy (udział w brzemiennej w skutkach, prywatnej wojence Nicka Fury’ego, destrukcyjne dla Mścicieli i mutantów skutki dłubania we wspomnieniach nieobliczalnej i wszechpotężnej Scarlet Witch etc.), świat zdecydował o potrzebie ukrócenia superbohaterskiej samowolki poprzez stworzenie systemu nadzoru i koncesjonowania działalności osobników skrywających twarz pod maską. A, że nie każdemu z kolorowych obrońców Ameryki przypadł do gustu pomysł działania na licencji rządu USA, w społeczności herosów szybko pojawiły się niesnaski pomiędzy zwolennikami i przeciwnikami uzawodowienia superbohaterskiego fachu. Czarę goryczy przelał najtragiczniejszy wypadek w dziejach uniwersum: śmierć kilkuset mieszkańców amerykańskiego miasteczka Stamford na skutek lekkomyślnej interwencji grupki obdarzonych mocami dzieciaków, która ostatecznie doprowadziła do uchwalenia rządowego aktu rejestracji nadludzi. W efekcie wiszące w powietrzu widmo superbohaterskiej schizmy stało się faktem, a jeszcze przed chwilą stojący ramię w ramię herosi podzielili się na dwa wrogie obozy: wyjętych spod prawa superzbiegów i ścigających ich, zarejestrowanych superfunkcjonariuszy z rządową legitymacją w kieszeni.

25


M A G A Z Y N

,

WIELK A KOLEK C J A K O MI K SO W MAR V EL A

WKKM #39: Wojna Domowa

26

ku buntowników Rogersa. W końcu od zawsze od wszelakich szeryfów i murgrabiów bardziej kochaliśmy wyjętych spod prawa, romantycznych rebeliantów – Janosików, Robin Hoodów i tym podobnych. Dlaczego więc niby sympatie miałyby się rozkładać inaczej w przypadku konfliktu superherosów? „Wojna domowa” to jednak nie tylko wzniosły, zero-jedynkowy pojedynek „twarzy” obu stron konfliktu. To przede wszystkim bój trybików – szeregowych, a jednak przecież równie interesujących jak Rogers i Stark herosów, niejednokrotnie rozdartych pomiędzy superbohaterskim etosem a służbą krajowi. Cieszy więc bardzo, że twórcy poświęcili tu tak dużo miejsca postaciom niepostrze-

gającym konfliktu jako jednoznacznie „czarno-biały”: Pani Richards, z bólem pozostawiającej męża po drugiej stronie barykady czy Peterowi Parkerowi, któremu ostatecznie przyszło zapłacić najwyższą cenę za zmianę poglądów. Najlepszy nawet scenariusz komiksowy można zepsuć kiepską oprawą graficzną. Steve McNiven okazuje się tu jednak absolutnym strzałem w dziesiątkę, doskonale ilustrując ikoniczne wręcz symbole zaciętego sporu o wyższość „ducha” nad „literą” prawa: brutalny cios żelaznej pięści wymierzony w twarz Kapitana Ameryki, wygląd maski Iron-Mana kruszonej przez legendarną tarczę czy widok zmasakrowanego ciała Spider-Mana na rękach Franka Castle.

Żeby jednak nie było tak słodko, należy zaznaczyć, że sama, siedmioczęściowa miniseria opublikowana w wydaniu zbiorczym Hachette to tak naprawdę jedynie skromny ułamek większej całości rozciągniętej na niemal wszystkie regularne serie Domu Pomysłów z przełomu lat 2006-2007. Aby zrozumieć przyczyny wyborów dokonanych przez poszczególnych bohaterów i docenić mnogość wątków misternie powiązanych ze sobą przez zespół redakcyjny Marvela, należałoby więc zapoznać się jeszcze z co najmniej setką zeszytów z logo „Wojny Domowej” na obwolucie, m.in. z losami Spider-Mana po zmianie strony konfliktu, historią metamorfozy Roberta Baldwina (jedynego ocalałego z masakry w Stamford), tudzież z perypetiami Moon Knighta cynicznie korzystającego ze statusu zarejestrowanego herosa. Z tym, że aby zgłębić całość należałoby dokonać dwóch znaczących wyrzeczeń – wydać fortunę na wszystkie elementy układanki i zamienić tygodniowy urlop nad morzem na ponad stugodzinny, bezsenny maraton z komiksem i dwoma wiadrami mocnej kawy. Ale zaręczamy, że naprawdę warto.


Michał Czarnocki

J. CASSADAY, L. MARTIN © 2014 MARVEL

P

odobno gdy prawdziwy bohater umiera, niebo płacze. Zupełnie jednak niepotrzebnie. W końcu w komiksie – gdzie syndrom odradzającego się z popiołów feniksa nie dotyka jedynie Wujka Bena i Gwen Stacy – śmierć tak naprawdę nie znaczy zbyt wiele, a już na pewno niczego nie kończy. Jest jedynie krótką przerwą – swoistą chwilą wytchnienia od zgranej postaci (w oczach czytelnika) i niezbędnym przystankiem na odświeżenie wizerunku zaśniedziałego produktu (z perspektywy wydawcy). Są jednak tacy herosi – tzw. absolutna pierwsza liga – którym pomimo pewności, że prędzej czy później i tak zmartwychwstaną (na skutek knowań naukowców, medy-

ków czy innego czarta), po prostu należy się chwila refleksji i godny pogrzeb z honorami. A jeśli jeszcze taki heros za życia z dumą prezentował na piersi narodowe insygnia (ba! – jeśli wyglądał wręcz jak chodząca flaga), pewnym jest, że bez morza łez, tony patosu i salwy wystrzałów armatnich się nie obędzie. Historia „Poległy Syn. Śmierć Kapitana Ameryki” to bezpośrednia kontynuacja recenzowanej kilka stron wcześniej „Wojny Domowej”. Dobrze, że Hachette nie kazał nam długo czekać na ten swoisty epilog bratobójczego konfliktu herosów przedstawiający tragiczną śmierć ikony Marvela i jej bezpośrednie reperkusje. Największą wartością tego wydania jest jego wstęp, który stanowi przedruk słynnego – i szeroko komentowanego w światowych mediach – zeszytu „Kapitan Ameryka” #25 z 2007 roku, paradoksalnie niebędącego częścią miniserii „Poległy Syn”, dodanego jednak przez wydawcę jako niezbędny prolog do wydarzeń pięcioczęściowego cyklu Jepha Loeba (za co chwała Hachette).

WI EL KA KO L EK CJ A K O MI K SOW MARVELA

Tytuł: Poległy Syn. Śmierć Kapitana Ameryki Twórcy: Jeph Loeb, J. Michael Straczynski, Leinil Yu, John Romita Jr, David Finch, Ed McGuinness, John Cassaday i inni Wydanie: polskie Tłumaczenie: Jacek Drewnowski Wydawca: Hachette Polska (org.: Marvel) Data wydania: 2014

,

WKKM #42: Poległy Syn. Śmierć Kapitana Ameryki

27


M A G A Z Y N

,

WIELK A KOLEK C J A K O MI K SO W MAR V EL A

WKKM #42: Poległy Syn. Śmierć Kapitana Ameryki

28

Nieczęsto się zdarza, żeby poważne serwisy informacyjne donosiły o śmierci fikcyjnej postaci, w dodatku powołując się na komiks – formę sztuki niedarzoną przecież w powszechnej opinii zbyt wielką estymą. Nieczęsto jednak jednak zdarza się również, że ginie Kapitan Ameryka – wyrastający z ram komiksowych symbol amerykańskiej dumy narodowej. Dzięki Hachette również Polska doczekała się przedruku zeszytu z jedną z najbardziej ikonicznych scen w komiksie superbohaterskim ukazującą śmiertelnie rannego Steve’a Rogersa leżącego na schodach gmachu, w którym miał być sądzony za woltę przeciw przepisom amerykańskiego prawa. Właściwa historia przedstawiona na łamach 42. numeru marvelowskiej kolekcji naturalnie również zasługuje na uwagę. Wprawdzie żale i pełne patosu przemowy wspominkowe leją się tu z ust wszystkich pojawiających się w komiksie herosów, nie

drażni to jednak z jednej, prostej przyczyny: Kapitan Ameryka rzeczywiście jest jednym z tych nielicznych, prawdziwie charyzmatycznych herosów komiksowych, w stosunku do których nie tylko z perspektywy innego komiksowego herosa, ale i z punktu widzenia czytelnika od zawsze czuło się prawdziwy respekt, w związku z czym jego śmierć po prostu nie powinna przejść bez echa. Dlatego też podobać się mogą dociekania Logana szukającego potwierdzenia informacji o zgonie swojego wyidealizowanego towarzysza broni czy wyróżniająca się wspaniałymi ilustracjami Davida Fincha cmentarna „przygoda” Spider-Mana rozpaczającego po śmierci swojego mentora. Szkoda tylko, że w materiałach dodatkowych polskiego wydania ktoś opatrznie zamieścił krótkie, beznamiętne streszczenie historii późniejszego powrotu Rogersa „zza grobu”, niejako psując tym samym element zaskoczenia czytelnikom niezaznajomionym z historią „Captain America: Reborn”.

Co w trawie piszczy? Ledwie skończyliśmy czytać „Poległego Syna” od Hachette, a tymczasem okazuje się, że za oceanem znowu żegnamy Steve’a Rogersa w roli Kapitana Ameryki. Tym razem jednak staruszek nie ginie – ot, po prostu przechodzi na przymusową, „wcześniejszą” emeryturę. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że nowym Człowiekiem-Flagą może zostać… czarnoskóry Sam Wilson, znany bardziej jako Falcon. Że, co? No cóż, skoro Barack Obama mógł zostać prezydentem…


KOMIKS

KOMIKS

POLSKA

POLSKA ZAPOWIEDZI

lipiec-sierpień 2014 Premiera: 30 lipca 2014 (PL)

WKKM #44: Ultimates, część 2 Marvel/Hachette Polska

Dlaczego filmy o herosach Marvela są takie fajne? Bo czerpią z najlepszych, komiksowych wzorców. Jeśli więc chcecie wiedzieć, skąd Joss Whedon powziął inspirację dla swoich kasowych „Avengers”, koniecznie sięgnijcie po drugą część tomu „Ultimates”. Mało? A co, jeśli dodamy, że całość zilustrował Bryan Hitch - ten sam, którego najnowsze dzieło polecamy na następnej stronie? Premiera: 13 sierpnia 2014 (PL)

WKKM #45: WOLVERINE: BROŃ X Marvel/Hachette Polska

Nie znać tego klasycznego, krwawego originu Rosomaka, to jakby nie znać komiksu superbohaterskiego w ogóle. I tyle w tym temacie. Premiera: 27 sierpnia 2014 (PL)

WKKM #46: 1602 Marvel/Hachette Polska

Superherosi Marvela tak już mają, że nawet jeśli jakimś cudem wtłoczy się ich w świat średniowiecznego ciemnogrodu, inkwizycji i polowań na wiedźmy, bawią nie mniej, niż podczas swoich potyczek w kosmosie i na współczesnym Manhattanie. Zresztą, jeśli za wszystkim stoi Neil Gaiman – człowiek, który wodził za nos samego Lucyfera, jednocześnie flirtując z „niebiańską” Anielicą - to się po prostu nie może nie udać. 29


M A G A Z Y N

RECENZJA

B. HITCH, P. NEARY, L. MARTIN © 2014 BRYAN HITCH

Tytuł: Real Heroes (RH #1-#3) Twórcy: Bryan Hitch, Paul Neary, Laura Martin i inni Wydanie: USA Wydawca: Image Comics Data wydania: 2014

Michał Czarnocki

Po drugiej stronie ekranu wcale nie jest tak różowo, jak pokazują to w kinie. A najgorsze zaczyna się po napisach końcowych.

Real Heroes 30


P

omysł, że po drugiej stronie ekranu również istnieje życie, nie jest wcale nowy. Wszak już w pamiętnym klasyku polskiego kina, ekranizacji „Konopielki” z 1981 r., zacofani mieszkańcy wsi Kaplary ubierali się odświętnie na seanse telewizyjne, wierząc, że są obserwowani przez „miniaturowe ludziki” z gadającego pudełka z kineskopem. Podobnie za nowatorski nie można uznać koncept o możliwości podróżowania pomiędzy światem realnym a filmowym, skoro już dwie dekady temu wystarczyło mieć „magiczny bilet”, aby przekroczyć granicę między fikcją a rzeczywistością i przeżyć piękną przygodę z filmowym alter-ego Arnolda Schwarzeneggera, Jackiem Slaterem, tudzież dostać palpitacji serca na widok zjaw beztrosko wychodzących z ekranu telewizora w japońskich horrorach i ich mniej udanych, jankeskich remake’ach. Myli się również ten, kto myśli, że jest cokolwiek odkrywczego w teorii, że aktor po latach odgrywania swojej filmowej roli wyspecjalizuje się w niej do tego stopnia, że będzie potrafił dokonać w zwyczajnym życiu dokładnie tego samego, co jego ekranowa kreacja. A przynajmniej skutecznie – jak bohaterowie „Jaj w Tropikach” – wmówi sobie i innym, że potrafi… Zresztą, w komiksie też już przerabialiśmy ten temat, chociażby w wydanej swego czasu również w Polsce, marvelowskiej wersji Transformerów, gdzie niecne, gadające tostery pod wodzą mistrza PR-u, Megatrona, zatrudniały zawodowego aktora do odgrywania funkcji demonicznego władcy robotów w nadziei na łatwiejsze dotarcie do ludzkości. 31


B. HITCH, P. NEARY & A. CURRIE, L. MARTIN © 2014 BRYAN HITCH

HITCH, P. NEARY, L. MARTIN © 2014 BRYAN HITCH

M A G A Z Y N

32

Z istnienia wszystkich tych pomysłów i teorii najwyraźniej doskonale zdaje sobie sprawę również Bryan Hitch (dla mniej wtajemniczonych: twórca wizualnej strony wielu marvelowskich perełek, m.in. serii „Ultimates” i eventu „Age of Ultron”). Zamiast wyważać otwarte drzwi artysta umiejętnie połączył bowiem wspomniane koncepty filmowych światów równoległych wraz z całym multum superbohaterskich stereotypów i kalk zaczerpniętych z tytułów, które współtworzył dla Domu Pomysłów, udanie zaczynając tym samym nowy rozdział działalności twórczej – już nie tylko jako rysownik, ale również jako scenarzysta pierwszej, w pełni autorskiej serii komiksowej „Real Heroes”, wydanej pod szyldem wydawnictwa Image Comics. Debiut Hitcha w roli scenarzysty tuż po premierze pierwszego odcinka „Prawdziwych Herosów” spotkał się z licznymi narzekaniami zachodnich mediów, że pełno tu zgranych schematów i utartych klisz. Trzeba jednak pamiętać, że przedstawionej na łamach komiksu historii Olympian – obdarzonych mocą bohaterów fikcyjnego, hollywoodzkiego filmu o tym samym tytule, teoretycznie wyimaginowanych, a jednak żyjących naprawdę w alternatywnym do naszego świecie – nie powinniśmy postrzegać jako próby wprowadzenia przez Hitcha na rynek kolejnego tytułu o klonach superherosów Marvela i bezpardonowego podczepiania się pod sukces przeżywających drugą młodość Mścicieli. „Prawdziwi herosi” bowiem to przede wszystkim opowieść o rozkapryszonych aktorach – zwy-


JOCK © 2014 BRYAN HITCH

Będący osią fabuły komiksu fikcyjny hit kinowy „Olympianie” z blisko dwoma miliardami zielonych na koncie to oczywista zrzynka z filmowych „The Avengers”, a każdy z jego bohaterów nieodparcie przypomina któregoś ze słynnych Mścicieli (Patriot – Kapitana Amerykę, Tiny Titan – Wasp, a Hardware – Iron Mana w zbroi Hulkbuster). Trudno jednak nie zauważyć, że Hitch naszpikował swój scenariusz wszystkimi tymi zapożyczeniami dla konkretnego celu. Jeśli bowiem dodamy, że podobnie jak herosi wyglądający tu jakby żywcem skopiowano ich z komiksów Domu Pomysłów, również odtwórcy ich ról nieodparcie przypominają aktorów z filmów Marvel

D. GIBBONS © 2014 BRYAN HITCH

czajnych, słabych ludziach, pełnych pychy i samouwielbienia hedonistach z nadmiernym upodobaniem do sławy i używek – którzy w jednej chwili muszą stać się kimś, kogo przez lata tylko udawali, a kim (przynajmniej na razie) z pewnością nie są. Hitch sięga tu więc po miks wspomnianych wcześniej pomysłów z rozmaitych filmów hollywoodzkich, karząc zadufanym w sobie gwiazdorom jeszcze raz wcielić się w portretowanych przez siebie superherosów, tyle że w jak najbardziej realnym w świecie, w którym ci herosi rzeczywiście żyli (dopóki nie polegli z rąk klasycznego, wielkogłowego mistrza zła), a do którego aktorzy zostają nagle przetransportowani za pomocą tajemniczego „czary-mary” (casus „magicznego biletu” z „Bohatera ostatnie akcji”). A wszystko po to, aby poudawać swoich heroicznych sobowtórów i odstraszyć tamtejsze zło przez zbytnią ekspansją.

33


M A G A Z Y N

B. HITCH, P. NEARY, L. MARTIN © 2014 BRYAN HITCH

Studios (jeden z nich zostaje nawet bezpośrednio przyrównany na łamach komiksu do wymienionego z imienia i nazwiska, najlepiej opłacanego członka obsady „The Avengers”!), potwierdza się fakt, że nasz zdolny debiutant w świecie komiksowego scenariuszopisarstwa nie tyle bawi się w budowanie nowej komiksowej supergrupy, co próbuje sprzedać nam własną, pomysłową wersję popularnych marvelowskich historii z cyklu „Co by było gdyby?”. I bardzo dobrze, bo o ile kolejnej superbohaterskiej drużyny podobnej do Mścicieli i Ligi Sprawiedliwości byśmy już nie znieśli, o tyle próba przedstawienia, jak zachowaliby się znani aktorzy z obsady filmu superbohaterskiego w sytuacji, gdyby naprawdę musieli ratować świat, dysponując jedynie twarzami swoich heroicznych kreacji, zapowiada się bardzo ciekawie.

A, że Marvel sam nie wpadł na ten pomysł? No cóż, poniekąd jest sam sobie winien. Nie od dziś wszak wiadomo, że marvelowski separatysta, jakim jest Bryan Hitch zerwał z Domem Pomysłów właśnie dlatego, że – jak sam twierdził w wywiadach – wydawca traktował go jedynie jako zdolnego rysownika, nie dając artyście możliwości współdecydowania o kierunku, w jakim będą podążały ilustrowane przez niego historie. W rezultacie dziś to Image, a nie Marvel może zarabiać na „prawdziwych herosach”, którzy chociaż z przyczyn formalnych Mścicielami zwać się nie mogą, w oczach nawet słabo zorientowanego fana po prostu nimi są. W szczególności, że oprócz umiejętności i strojów imitujących kubraczki marvelowskich herosów, opatrzeni zostali nieodparcie kojarzącą się z drużyną Kapitana Ameryki niezwykle charakterystyczną i pełną rozmachu kreską Hitcha i to w najlepszej formie rodem z pierwszych numerów „Ultimates”. 34


RECENZJA

Deadpool vs Carnage Michał Czarnocki

Gdzie Peter nie może, tam Wade’a poślą. Któż bowiem lepiej nadaje się do poskromienia szaleńca, jeśli nie… drugi szaleniec?

P

G. FABRY, A. BROWN © 2014 MARVEL

odobieństwo to przekleństwo. W końcu nie łatwo jest przez całe życie być mylonym z kimś zupełnie innym – kimś, kogo łączy z tobą jedynie… wspólna twarz. A już w szczególności nie jest łatwo żyć z etykietą sobowtóra gwiazdy... Owszem, na krótką metę może się wydawać, że ma to jakiś sens. Wszak przy odpowiednich warunkach fizycznych można czasem trochę pochałturzyć w roli Chucka Norrisa czy innego Króla Popu i zbić na tym nieco łatwej kasy. Ale kiedy koniec końców po ciężkim dniu spoglądasz w lustro, ze smutkiem konstatujesz, że tak naprawdę to nie jesteś ty – że żyjesz cudzym życiem, życiem bardziej znanego współużytkownika swojej twarzy, w którym nie ma i nigdy nie będzie miejsca dla twoje-

35


M A G A Z Y N

36

G. FABRY, A. BROWN © 2014 MARVEL

go prawdziwego, niepowtarzalnego „ja”. Od lat na podobne przemyślenia w świecie komiksu wystawiany jest nasz ulubiony, samozwańczy „najemnik z niewyparzoną gębą”, który chociaż wciąż robi wszystko, aby stać się jedyną w swoim rodzaju gwiazdą i ukochanym przez tłumy herosem nad herosami, przez swój strój i cięty język co i rusz sprowadzany jest na ziemię powtarzanym do znudzenia okrzykiem: „O, to przecież Spider-Man!” (swoją drogą, czemu nie Spawn? Wszak nie dość, że maskę ma podobną, to i pod maską skrywa równie szkaradne lico! – przyp. red.). Co gorsza, ostatnimi czasy bogu ducha winnego Wade’a Wilsona – właściciela może nie najliczniejszego, za to z pewnością najwierniejszego grona komiksowych fanatyków na świecie – z pajęczakiem pomylił najwyraźniej nawet jego nadworny scenarzysta, Cullen Bunn („Deadpool Killustrated”, „Night of the Living Deadpool”, „Deadpool Kills The Marvel Universe”, „Deadpool Kills Deadpool”), wysyłając obłąkanego pyskacza w pościg za Carnage’em – najbardziej szalonym i zabójczym spośród wszystkich przeciwników, z jakimi było dane mierzyć się Peterowi Parkerowi. Efekt? Oczywiście „zabójczy”. Tyle, że chyba nie do końca w takim znaczeniu, jakiego oczekiwaliby fani nieujarzmionego łotra rodem z kart komiksów o przygodach Spider-Mana, bowiem istna rzeź (ang. Carnage) pod dyktando wiecznie zadowolonego z siebie Wilsona odbywa się tutaj przede wszystkim na postaci i wizerunku symbiotycznego złoczyńcy. W rezultacie miniseria „Deadpool vs Carnage” reklamo-


wana jako krwisty pojedynek dwóch największych rzeźników i psychopatów w uniwersum Marvela wygląda w rzeczywistości jak… klasyczna potyczka Królika Bugsa z doprowadzonym na skraj psychicznej wytrzymałości Elmerem Fuddem. Pana Bunna, który odpowiedzialny jest za popełnienie tej zwariowanej historii, trudno naturalnie uznać za nieodpowiednią osobę na nieodpowiednim miejscu. Scenarzysta wszak posiada pokaźne doświadczenie zarówno jeśli chodzi o osobę Wade’a Wilsona, z którym polował ostatnimi czasy na Moby Dicka i połowę superbohaterskiego uniwersum Marvela, jak i szalonego Carnage’a, którego uciszył na moment w następstwie wydarzeń z cyklu „Minimum Carnage” tylko po to, aby pozwolić mu zerwać się z łańcuchów w niedawnym „Superior Carnage Annual”. Nie zmienia to jednak faktu, że o ile nowa miniseria to woda na młyn miłośników Wade’a Wilsona spragnionych absurdalnego humoru i widoku szalonego herosa ze zwisającą ślepą kiszką na wierzchu, o tyle w oczach osób, które postać Cletusa Cassady’ego kojarzą przede wszystkim z budzących respekt, makabrycznych wizualizacji Claytona Craina zdobiących serie „Family Feud” i „Carnage U.S.A.”, nieporadność symbiotycznego zabójcy w starciu z Deadpoolem może jawić się jako kompletny brak wyczucia postaci skutkujący próbą (być może niezamierzoną) totalnego ośmieszenia jednego z najgroźniejszych łotrów Marvela. Ośmieszyć Carnage’a z pewnością natomiast stara się

będący zawsze w nastroju do żartów Deadpool, który natchniony „przekazem podprogowym” wyczytanym z telewizyjnych seriali, świergotu gołębia i krzyków klienta sklepu mięsnego wyrusza na poszukiwania swojej bratniej duszy (którą dostrzega w Cletusie), aby... zagadać ją na śmierć. W rezultacie „biedny” Carnage po raz pierwszy w swojej karierze seryjnego mordercy nie może wykazać się tym, na czym zna się najlepiej, miotając się w swej niemocy uciszenia nieustannie regenerującego się Deadpoola niczym przywołany wcześniej myśliwy z kreskówek o Króliku Bugsie. Z drugiej jednak strony – do postaci Carnage’a chyba po prostu nie dało się już podejść inaczej, jak tylko poprzez skonfrontowanie jej z kimś jeszcze bardziej nieobliczalnym i jeszcze bardziej zdystansowanym do otaczającego świata, a przy tym równie odpornym na wszelkie możliwe formy pozbawiania życia. Nie jest bowiem tajemnicą, że Carnage po zabiegach scenarzystów, którzy w ostatnich latach maczali palce przy jego przygodach, osiągnął już niemalże boski poziom, stając się całkowicie niepodatnym na wszelkie uszkodzenia, włącznie z rozerwaniem na pół („The New Avengers”), a nawet sadystyczną lobotomią („Minimum Carnage”), czego skutki każdorazowo potrafił zneutralizować jego wyrastający na cudotwórcę symbiotyczny kompan. A skoro Wolverine ostatnimi czasy stracił swój czynnik gojący stając się zwyczajnym śmiertelnikiem, najwyraźniej jedynym przedstawicielem strony 37


M A G A Z Y N

„dobra” zdolnym przeciwstawić się szalonemu Cletusowi bez potrzeby martwienia się o skutki ewentualnego urwania głowy pozostał nasz rozkoszny zabijaka z niewyparzoną gębą. Inna sprawa, że ostatecznie w finale trzeciej odsłony starcia z Carnage’em i tak tę głowę stracił... Tytuł: Deadpool vs Carnage (DvsC #1-#4) Twórcy: Cullen Bunn, Salva Espin, Veronica Gandini i inni Wydanie: USA Wydawca: Marvel Data wydania: 2014

Ostateczna ocena serii „Deadpool vs Carnage” musi więc być dokładnie taka sama, jak chore, schizofreniczne umysły jej nieobliczalnych bohaterów: wewnętrznie niespójna i niejednoznaczna. Patrząc bowiem z perspektywy fana Wade’a Wilsona dostajemy dokładnie to, czego powinniśmy i – co najważniejsze – chcielibyśmy się spodziewać: tonę gagów oraz solidną porcję porozrzucanych na wszystkie strony podrobów. Oceniając historię z pozycji miłośnika przygód Cletusa Cassady’ego trudno jednak nie przyznać, że chyba po raz pierwszy w swojej komiksowej historii Carnage ze sprawcy przeistoczył się w ofiarę gwałtu dokonanego na nim tutaj zarówno przez używającego sobie beztrosko Deadpoola, jak i przez scenarzystę będącego najwyraźniej w wyjątkowo szyderczym nastroju podczas pisania tej historii. 38

RECENZJA

Guardians of the Galaxy

Alek Szymański

Chwytał się już wszystkiego, czego się da: polował na pająki, ścigał zbuntowanych herosów, paktował z diabłem, a nawet próbował swoich sił jako proteza kończyn wojskowego kombatanta. Ale to już lekka przesada. Venom postanowił bowiem… wstąpić do cyrku.

R

ok 2014 to w świecie komiksu czas Strażników Galaktyki. Premiera pełnometrażowego filmu o przygodach Star-Lorda i jego gadającego zwierzyńca tuż-tuż, wznowiona po latach seria komiksowa „Guardians of the Galaxy” sprzedaje się jak świeże bułeczki, a w amerykańskich kioskach – w ramach wsparcia filmu i samej marki – zaczyna pojawiać się coraz więcej solowych tytułów poświęconych poszczególnym członkom trzonu kosmicznej ekipy. W rozdmuchanej promocji tego barwnego zespołu Dom Pomysłów dostrzegł najwyraźniej szansę na odświeżenie wizerunku jednego ze swoich najbarwniej-


N. BRADSHAW, J. PONSOR © 2014 MARVEL

szych (anty)herosów, Venoma, wpychając go ni stąd ni zowąd w szeregi samozwańczych stróżów kosmicznego ładu. Niestety, ruch ten dowodzi, że Marvelowi najwyraźniej powoli kończą się już pomysły na postać symbiotycznego stwora. No, bo powiedzcie sami – patrząc na czternasty numer przygód Strażników Galaktyki – co zostało z tego słynnego, tak lubianego również przez polskich czytelników psychopaty, który w czasach tm-semicowskiej, złotej ery komiksu czarował nas uroczymi zapowiedziami zjedzenia mózgu Petera Parkera? Gdzie podział się ten niebezpieczny zabójca, który jeszcze niedawno w majestacie prawa odgryzał ramiona trykociarzom i zmiennokształtnym kosmitom, tudzież – już z Flashem Thompsonem na pokładzie – toczył nieustanną, wewnętrzną walkę o to, czy lepiej być herosem czy zwyczajnym łotrem? I w zasadzie skąd u licha Venom – jeszcze wczoraj członek bezkompromisowych Thunderboltów, sekretny Mściciel i ofiara knowań Otto Octaviusa (w ciele Pajączka) – nagle wziął się w kosmosie, paradując jako członek przesadnie wesołej trupy marvelowskich maskotek?

S. PICHELLI, J. PONSOR © 2014 MARVEL

Odpowiedź na to pytanie przynosi specjalne, darmowe wydanie Strażników Galaktyki przygotowane przez Marvela z myślą o dorocznym Święcie Darmowego Komiksu, gdzie, w ramach porozumienia między Tonym Starkiem a liderem Strażników, kapral Flash Thompson zostaje wytransferowany w kosmos jako wsparcie Mścicieli dla Star-Lorda i spółki. Szkoda tylko, że zeszyt ten ukazał się dopiero jakiś czas po premierze czternastego odcinka Straż39


M A G A Z Y N

ników, skutkiem czego Venom, pojawiając się znienacka na łamach regularnej serii sprawia wrażenie, jakby wyciągnięto go z kapelusza. Mniejsza jednak z tym. Gorzej, że Venom zatracił tutaj gdzieś swoją prawdziwą tożsamość, przeistaczając się z siejącego niegdyś postrach, olbrzymiego osiłka z obślizgłym ozorem i szkaradną paszczą w roztrzepanego, kosmicznego żołnierzyka z ząbkami, podnieconego jak dziecię widokiem kosmicznej fauny. Nie wspominając już o tym, że nagle zgubił gdzieś swoje syntetyczne protezy „podarowane” mu przez Otto/Petera. Już pod koniec swojej solowej serii Venom nie wyglądał za dobrze, z każdym numerem dostając coraz słabszych rysowników (i coraz słabsze historie), ale zapowiadany szumnie nowy rozdział w życiu Flasha i jego toksycznego przyjaciela, wcielonych w szeregi kosmicznych jajcarzy również – przynajmniej na razie – nie napawa szczególnym optymizmem (chociaż sama

zapowiedź wprowadzenia rodzinnej „planety symbiontów” brzmi rzeczywiście intrygująco). Cóż, w opisywanej na łamach niniejszego numeru „SuperHero Magazynu” miniserii „Deadpool vs Carnage” synek Venoma, Carnage, również został przygnieciony ścianą humoru, najwyraźniej więc taki już współczesny los symbiontów, że chwilowo pisane im jedynie lekkie role komediowe. Tytuł: Free comic book day 2014 (Guardians of the galaxy), No. 1 Twórcy: Brian Michael Bendis, Nick Bradshaw, Scott Hanna, Jim Starlin, Dan Slott i inni Wydanie: USA Wydawca: Marvel Data wydania: 2014 Tytuł: Guardians of the Galaxy #14 Twórcy: Brian Michael Bendis, Nick Bradshaw, Walden Wong, Jason Masters, Todd Nauck i inni Wydanie: USA Wydawca: Marvel Data wydania: 2014

Podstawą cyrku z prawdziwego zdarzenia są egzotyczne, niespotykane u konkurencji okazy, dla których widzowie walą tłumnie do kolorowego namiotu, zostawiając przy kasie swoje ciężko zarobione pieniądze. Reaktywowany niedawno Latający Cyrk Monty Pythona ma w programie jedynych w swoim rodzaju (choć już mocno przyprószonych siwizną) zgrywusów, Cyrk Zalewski – tańczące słonie, a Eurowizja – śpiewającą kobietę z brodą. Dom Pomysłów najwyraźniej również zapragnął powalczyć o swój kawałek tortu w tym niezwykle dochodowym biznesie i do swojego coraz głośniejszego w ostatnich dniach „Latającego Cyrku Marvela”, w którym niepodzielnie rządzi gadający szop i człekokształtne drzewo, postanowił dołożyć zupełnie nowy, zaskakujący gwóźdź programu: symbiotycznego zabójcę Venoma. Szkoda tylko, że zatracił się nieco przy tym w usilnych staraniach przystosowania jednego z najbardziej lubianych marvelowskich (anty)herosów do niepoważnej, kosmicznej trupy Petera Quilla, zapominając przy tym, że obślizgły język i ostre ząbki Venoma powstały niekoniecznie z myślą o strojeniu głupawych min. 40


KOMIKS

KOMIKS

USA

USA ZAPOWIEDZI wrzesień 2014

Premiera: 3 września 2014 (USA)

Death of Wolverine #1 MARVEL

Nazwa „Dom Pomysłów” zobowiązuje. Tyle, że Marvelowi od nadmiaru tych pomysłów puszczają już chyba wszelkie możliwe hamulce... I nie chodzi już nawet o to, że Fantastyczni idą w odstawkę, Steve Rogers – na emeryturę, a nowy Thor – w duchu ogólnoświatowego boomu na „gender” – do damskiej przebieralni. Chodzi o to, że chcą zabić Logana... Tak. Tego samego, któremu nie straszne noże, kula i bomba atomowa. Tego samego, który miał przeżyć wszystkich. Tego samego, który był obecny na wszystkich pogrzebach. A skoro tak, nam wszystkim również nie wypada nie udać się na jego pochówek. Ech, aż łza się kręci w oku. Premiera: 3 września 2014 (USA)

Alice Cooper #1 DYNAMITE ENTERTAINMENT

Alice Cooper. Żywa legenda muzyki, archetyp prawdziwego rockmana. Autor ponadczasowego hitu „Poison”. Dla niewtajemniczonych: mecenas i wybawca znaku rozpoznawczego amerykańskiej mekki filmowej – legendarnego napisu „Hollywood”. Przede wszystkim jednak – żywa personifikacja postaci z komiksu, sceniczny bohater o demonicznym anturażu rodem z horroru, z charakterystycznym makijażem przywodzącym na myśl filmowego „Kruka”. Już wkrótce trafi tam, gdzie jego miejsce: na karty kolorowego zeszytu, gdzie jako upadły, mistyczny władca Krainy Snów będzie poił nocne wizje śpiochów przerażającymi koszmarami. I chociaż z klasycznym trykociarstwem i majtkami zakładanymi na rajtuzy ma to niewiele wspólnego, nie wolno przejść obok tego wydawnictwa obojętnie. 41


TM & © 2013 MARVEL & SUBS. TM AND © 2013 TWENTIETH CENTURY FOX FILM CORPORATION. ALL RIGHTS RESERVED. FOT. ALAN MARKFIELD.

M A G A Z Y N

X-Men: Przeszłość, która nadejdzie Janek Burzyński

Tytuł: X-Men. Przeszłość, która nadejdzie Reżyseria: Bryan Singer Scenariusz: Simon Kinberg Obsada: James McAvoy, Hugh Jackman i inni Produkcja: 20th Century Fox Dystrybucja: Imperial-Cinepix Rok produkcji: 2014 42

RECENZJA


Z

męczenie materiału to zjawisko powszechne w świecie filmu, również w kinie superbohaterskim. Szkoda tylko, że kiedy „ktoś na górze” uzna, że pewna formuła uległa wyczerpaniu, nierokujący dobrze na przyszłość cykl filmowy najczęściej od razu ląduje na śmietniku historii kina, ustępując miejsca skleconemu naprędce następcy. A gdyby jednak spróbować podejść do tematu ratowania zaśniedziałej marki nieco inaczej niż zwykle i zamiast wciąż na nowo opowiadać tę samą historię (Batman, Spider-Man, Hulk), spróbować przeprowadzić resuscytację jeszcze żywego organizmu? Gdyby tak odczynić małe „czary-mary” i odfiltrować nagromadzone przez lata niedoróbki, jednocześnie pozostawiając wszystko to, co było dobre? Co, że niby się nie da? A gdyby tak spróbować… cofnąć czas? Jakkolwiek absurdalnie by to nie zabrzmiało, Brianowi Singerowi właśnie się to udało, z bardzo dobrym skutkiem dla superbohaterskiej franczyzy studia 20th Century Fox. Studio 20th Century Fox z pewnością nie jest ulubionym partnerem biznesowym Disneya i Domu Pomysłów. Nieco paradoksalnie, bo przecież swoimi produkcjami od blisko piętnastu lat intensywnie promuje marvelowskich mutantów na całym świecie i skrupulatnie odprowadza należną Marvelowi daninę za dzierżawione przez siebie licencje. Mimo to trudno nie dziwić się włodarzom Domu Pomysłów – całą śmietankę z kasowych adaptacji przygód dzieci Atomu spija przecież przede wszystkim ich fran43


M A G A Z Y N

czyzobiorca, przy okazji blokując możliwość włączenia postaci z komiksów o przygodach X-Men do filmowego świata Marvel Studios. Nam, fanom herosów Stana Lee, nie wypada jednak dziś zawracać sobie głowy biznesowymi gierkami i odwracać się plecami do nowej odsłony losów Charlesa Xaviera i jego uzdolnionych uczniów tylko dlatego, że ta nie mieści się wraz z Mścicielami w jednym, spójnym uniwersum filmowym. No, bo powiedzcie sami – czy gdyby za mutantów wziął się Marvel do spółki z grzecznym Disneyem, kiedykolwiek zobaczylibyśmy na ekranie Mystique ubraną jedynie w niebieską farbę? Albo rozerwanego na pół Colossusa i Wolverine’a tonącego na dnie rzeki, po wcześniejszym, wielokrotnym przebiciu drutem zbrojeniowym? Cykl filmowy Briana Singera o zmutowanych herosach walczących o swoją godność i miejsce na ziemi z ludźmi, złem i – przede wszystkim – samymi sobą od lat swoim poziomem przypomina istną sinusoidę. Całkiem niezłe produkcje („X-Men”, „X-Men II” i bardzo udana „Pierwsza Klasa”) ścierają się tutaj z przeładowanymi efektami specjalnymi średniakami („Ostatni Bastion”) i dobrze pomyślanymi, ale z lekka przekombinowanymi próbami poszukiwania nowych dróg rozwoju serii („Wolverine” z 2013 r. z Silver Samuraiem nieszczęśliwie zamienionym w… Transfomera). A trzeba pamiętać, że marce przydarzyła się jeszcze tragiczna pomyłka w postaci pierwszego z planowanego cyklu spin-offów serii, obrazu „X-Men Geneza: 44

Wolverine”, który, chociaż mógł (i powinien) zostać zrealizowany jako klasyczny slasher-horror na bazie wzorcowej historii „Weapon X” Windsor-Smitha, ostatecznie przez brak szacunku dla inteligencji widza (absurdalny wątek „kuli zapomnienia” z adamantium) i totalny przerost formy nad treścią (natłok rozmaitych superpostaci z karykaturalnie podrasowanym Deadpoolem na czele) o mało nie okazał się gwoździem do trumny całej franczyzy. Niespójność cyklu dodatkowo pogłębiły niezbyt udane próby powiązania wątków z oryginalnej trylogii z prehistorią przedstawioną na łamach „Pierwszej klasy” i pierwszego „Wolverine’a”, skutkiem czego niektórzy bohaterowie nie mogli się spokojnie zestarzeć (Moira MacTaggert), a inni wręcz młodnieli w miarę upływu kolejnych dekad (Emma Frost). Wszystko to jednak dziś już się nie liczy, bowiem najmądrzejszy z mutantów, jacy chodzili kiedykolwiek po ziemi, Charles Xavier, postanowił ostatecznie rozwiązać problem niespójności i pomóc zarówno swoim pobratymcom z niedalekiej, dystopijnej przyszłości, w której mutantów się przypala i rozrywa na pół, jak i samemu Bryanowi Singerowi, przed którym postawiono zadanie utrzymania marki X-Men w rękach studia 20th Century Fox. Swój misterny plan genialny mutant oparł na jednym, kluczowym zagraniu: wysłaniu w przeszłość największego zabijaki wśród społeczności superherosów z misją poszatkowania swoimi pazurkami kontinuum czasowego i wymazania z niego wszystkiego, co było złe.


Fakt, argument z cofaniem czasu na pierwszy rzut oka może kojarzyć się z totalnym pójściem na łatwiznę i zwyczajnym szukaniem drogi na skróty. Trzeba jednak pamiętać, że w świecie komiksów Marvela jest to absolutny kanon. Wystarczy wspomnieć tutaj słynny pakt Spider-Mana z diabłem, który wymazał swego czasu jego małżeńTM & © 2013 MARVEL & SUBS. TM AND © 2013 TWENTIETH CENTURY FOX FILM stwo z Mary Jane oraz wielki CORPORATION. ALL RIGHTS RESERVED. FOT. ALAN MARKFIELD. marvelowski event „Age of Ultron”, w którym nie kto inny, tylko sam jak ostatni żyjący mutanci giną w świecie rząLogan, ingerując w przeszłość uniwersum dzonym przez Sentinele (tak właśnie powinna jeszcze bardziej zepsuł jego przyszłość. Poza wyglądać filmowa adaptacja „Age of Ultron”, tym, skutki zmiany czasu w „Przeszłości, gdyby Marvel zdecydował się przenieść ją na która nadejdzie” dały twórcom cyklu nowe, ekran jota w jotę) i przygryzamy wargi, widząc nieograniczone wręcz możliwości naprawy Logana przebijanego drutem przez niewzruwszystkiego, co im wcześniej nie wyszło – szonego Eryka, z drugiej zaś – śmiejemy się, przede wszystkim opowiedzenia na nowo wyłapując kolejne, subtelne ukłony scenahistorii Logana, który w finale „Przeszłości...” rzystów w stronę widza (brak reakcji wykrytrafia przecież już na zupełnie „innego” wacza metalu na ciało Logana, rozbrajający Strykera niż ten, którego znamy z „dwójki”, komentarz Quicksilvera o „facecie kontrolujątudzież z pierwszego, solowego występu cym metal, którego znała kiedyś jego mama”, Wolverine’a na ekranach kin. etc.). Okazuje się więc, że jednak można zrobić niezły film superbohaterski, który kładąc Pomysł z szatkowaniem czasu to jednak tyl- duży nacisk na humor nie będzie li tylko ułako wisienka na torcie obrazu Singera. Podsta- dzoną, przeładowaną efektami specjalnymi wą jest tu bowiem przede wszystkim solidny bajką dla mas złaknionych taniej rozrywki. scenariusz umiejętnie łączący ciężką, mroczną Oczywiście niemała w tym zasługa umiejętnie wizję przyszłości z beztroskimi żartami typo- skompletowanej obsady łączącej w jednym wymi raczej dla konkurencyjnego uniwersum miejscu starego, dobrego Hugh Jackmana filmowego Marvel Studios. Dzięki temu z jed- z oryginalnej trylogii i młodych aktorów z ulunej strony łapiemy się więc za głowę, patrząc bionej przez fanów „Pierwszej Klasy”, swoją 45


M A G A Z Y N

grą dowodzących, że aktorstwo w kinie superbohaterskim nie musi kończyć się jedynie na eksponowaniu okazałych atrybutów męskości w obcisłych rajtuzach. I tylko szkoda, że w scenariuszu zabrakło wzmianki o tym, jakim cudem do życia powrócił Xavier (zagadkę nieco wyjaśnia zapomniana scena końco-

wa po napisach „Ostatniego Bastionu”), i że zdecydowanie najbarwniejszego w całym filmie Quicksilvera odziano w sztuczną, srebrną perukę i plastikowy uniform przypominający raczej dzisiejszy anturaż koncertowy zespołu Rammstein niż współczesne bohaterowi, szalone, hippisowskie lata siedemdziesiąte.

46

TM & © 2013 MARVEL & SUBS. TM AND © 2013 TWENTIETH CENTURY FOX FILM CORPORATION. ALL RIGHTS RESERVED. FOT. ALAN MARKFIELD.

Siódma odsłona filmowych przygód Logana i spółki spełnia pokładane w niej nadzieje – tak finansowe, jak i fabularne. Co więcej, poprzez udany reset lwiej części niedoróbek i nieścisłości fabularnych swoich poprzedników daje mutantom i ich fanom realną szansę na nadejście nie tylko lepszej przeszłości (nowy origin Weapon X!), ale również świetlanej przyszłości – w szczególności już zapowiedzianego, elektryzującego fanów pojedynku dzieci Atomu z arcywrogiem mutantów, Apocalypse’em. I tylko jeden Marvel z pewnością nie cieszy się dziś z takiego obrotu sprawy, bowiem jego ukochany Wolverine najwyraźniej długo jeszcze może nie dostać zielonego światła na dołączenie w szeregi filmowych Avengers.


EKRAN

EKRAN ZAPOWIEDZI

sierpień-wrzesień 2014 Premiera: 1 sierpnia 2014 (PL)

Strażnicy Galaktyki Marvel / Disney (Kino)

Kosmiczny folwark zwierzęcy to fundament porządnego uniwersum komiksowego. W świecie komiksów DC niepodzielnie rządzi Korpus Zielonych Latarń, w uniwersum Marvela dla odmiany panoszy się gadający szop z kumplami. O ile jednak ci pierwsi mają związane ręce, musząc borykać się z nadzorem międzygalaktycznych Strażników, o tyle ci drudzy – sami są Strażnikami Galaktyki. I to bez jakiegokolwiek nadzoru! Dziś postanowili objąć swoją pieczą wszystkie multipleksy w mieście. Sukces murowany – w końcu jeśli nie miotaczem laserowym, salę kinową podbiją swoją drugą, nie tak znowu tajną bronią: śmiechem. Premiera: 22 września 2014 (USA)

Gotham

DC / Fox (TV)

Każdy z nas kiedyś był dzieckiem. Nawet Batman. Ale nawet wtedy, gdy zasmarkany Bruce Wayne nie nosił jeszcze maski i zamiast otaczać opieką uciśnionych, sam wymagał opieki starszych, mieszkańcy przesiąkniętego zbrodnią Gotham mogli spać spokojnie. Każdy czas bowiem ma swoich bohaterów… Premiera: 23 września 2014 (USA)

Agents of S.H.I.E.L.D., sezon 2 MARVEL / ABC (TV)

Phil Coulson i jego „mali agenci” powracają. Początek pierwszego sezonu wprawdzie nie zachwycał, ale końcówka – już jak najbardziej. W drugiej serii liczymy więc na kontynuację trendu zwyżkowego. 47


M A G A Z Y N

FELIETON

Różnice kreatywne Każdego można kupić. Ale nawet 11 najlepszych piłkarzy świata postawionych obok siebie nie tworzy jeszcze najlepszej drużyny. Michał Czarnocki

C

oś niepokojącego dzieje się ostatnimi czasy w Domu Pomysłów. Bałagan z ciągłymi i trudnymi do ogarnięcia restartami serii pod dziwacznie brzmiącymi szyldami („Teraz Marvel”, „Zupełnie Nowy Teraz 48

Marvel”, a wkrótce zapewne również… „Jeszcze Nowszy Teraz Marvel”), pogłoski o planowanym zawieszeniu przez wydawnictwo komiksowych przygód Bena Grima i spółki w celu odcięcia studia 20th Century Fox od


źródła darmowej promocji obrazu „Fantastyczna Czwórka”, a przede wszystkim niemal seryjne odejścia kolejnych wielkich nazwisk zaangażowanych w produkcję filmów i seriali Marvel Studios pod pretekstem „różnic kreatywnych” – wszystko to musi dawać do myślenia każdemu, komu na sercu leżą losy Domu Pomysłów. I daje. W mediach i na forach internetowych od kilku tygodni trwa nieustający festiwal domysłów, plotek i pół-prawd – swoisty głuchy telefon, w którym oskarżenia o wtrącanie się Disneya w proces twórczy rzekomo załamanego takim obrotem sprawy Marvela ścierają się z kontrplotkami o despotycznym i upartym charakterze Kevina Feige’a arbitralnie – i bez jakichkolwiek inspiracji ze strony imperium Myszki Mickey – decydującego o efektach pracy uwiązanych na wodzy twórców. I chociaż tak naprawdę nie wiadomo do końca, co jest prawdą, a co nią nie jest – czy Disneyowi rzeczywiście chodzi tylko i wyłącznie o upchnięcie kolorowych dzieciątek Stana Lee w specjalnie wyselekcjonowanej loży cyrku zwanego Disneylandem, czy też Marvel po prostu zgodnie ze starym zwyczajem nie liczy się z budowniczymi swego sukcesu – trudno nie dojść do jednego wspólnego wniosku: wielkie pieniądze, choć tak pożądane przez kulturę domagającą się godziwego wynagrodzenia za jej „usługi”, paradoksalnie kompletnie jej nie służą. W Marvelu oczekiwania zarządzających i podejmowane przez nich decyzje biznesowe od zawsze ścierały się z artystycznymi aspektami działalności wydawnictwa (chociaż prze-

ważnie za zamkniętymi drzwiami), czyniąc ekipę Domu Pomysłów i panujące w niej powiązania, roszady i walki o prawa autorskie nieco mniej „romantycznymi” niż postawy prezentowane przez ich odzianych w kolorowe rajtuzy herosów (o czym można dobitnie przekonać się, czytając książkę „Niezwykła historia Marvel Comics” Seana Howe’a, której recenzja u nas za miesiąc). Odkąd jednak ze stołka reżysera obrazu „Ant-Man” ustąpił Edgar Wright (o którego przecież Marvel wcześniej usilnie zabiegał), a dzień po nim z udziału w produkcji serialu „Daredevil” zrezygnował Drew Goddard, podobnie jak Wright zasłaniając się różnicami artystycznymi, trudno nie oprzeć się wrażeniu, że w superbohaterskiej branży filmowej ostatecznie już nie dobre pomysły i światłe idee, lecz perspektywy zysku właśnie zaczęły przejmować inicjatywę. Już w zeszłym roku przy okazji kampanii reklamowej obrazu „Thor: Mroczny Świat” słyszeliśmy plotki o konflikcie na linii Alan Taylor/Marvel Studios i licznych dokrętkach, dzięki którym kontynuacja przygód boga piorunów z pierwotnego, mrocznego obrazu (jakim uczynić chciał go rzekomo Taylor) przerodziła się ostatecznie w obliczoną głównie na komercyjny sukces, chwilami karykaturalną wręcz, chociaż cały czas trzymającą poziom filmowego uniwersum Marvel Studios komedię s-f z nordyckimi herosami w tle. Nawet tegoroczny, utrzymany w nieco poważniejszym tonie i bardzo dobrze przyjęty tak przez fanów, jak i przez krytykę obraz „Kapitan Ameryka: Zimowy Żołnierz” nie obył się bez obowiązkowych, komediowych elementów nieco spłycających 49


M A G A Z Y N

nerwowy charakter komiksowego pierwowzoru. I nie ważne, czy to zasługa wizji samego Marvela, czy inspiracja Disneya – ważne, że kiedy kolejni, uznani twórcy odchodzą, narzekając na brak możliwości realizacji autorskiej wizji, nie tylko trudno oczekiwać poważnego kina bez artystycznych kompromisów (bo takim kino superbohaterskie przecież nigdy nie było i z pewnością nie będzie), ale najwyraźniej nie ma co liczyć nawet na hollywoodzki mainstream z przebłyskami geniuszu w stylu „Mrocznego Rycerza” Nolana. Wygląda więc na to, że najwyraźniej zarówno w serialu, jak i w filmie superbohaterskim jesteśmy już skazani na dawno ustalony i scementowany podział na niezwykle efektowne, ale z lekka uładzone komedie Marvela i nieco poważniejsze kino DC/Warner, w którym nawet najbardziej nieskazitelnego herosa wszech czasów można czasem zmusić do wybrania mniejszego zła i skręcenia karku wrogowi. Dlatego Boże uchowaj, żeby najczarniejszy scenariusz nigdy się nie spełnił, to jest żeby rozochocony trafioną inwestycją w Dom Pomysłów Disney nigdy nie kupił holdingu Time Warner (właściciela praw do marki DC Comics) i do swojego i tak już pękającego w szwach portfolio herosów z uniwersum Marvel nie dołączył konkurencyjnego Batmana i spółki, zyskując sobie tym samym pozycję monopolisty w superbohaterskiej branży. Na amerykańskim rynku komiksowym bowiem – tak samo zresztą jak na każdym normalnym rynku, na którym istnieje co najmniej jeden producent – od lat nie ma nic bardziej ożyw50

czego niż konkurencja. DC i Marvel od zawsze napędzają się wzajemnie, nieustannie śledząc każdy swój ruch i szukając sposobu na pozostawanie o krok przed współzawodnikiem, dodatkowo czując za plecami oddech młodych wilków: Image Comics, Dark Horse i pomniejszych wydawców bezpardonowo odgryzających należne sobie kawałki komiksowego tortu. Jeśli jednak równowaga ta zostanie kiedykolwiek zachwiana, już nikt nie będzie w stanie zmusić monopolisty do dalszego samodoskonalenia. Wystarczy, że Marvel – dzięki zakupom Disneya – i tak już niedługo uzyska wyłączne prawo do ilustrowania historyjek o przygodach Lorda Vadera, przez co zamiast skupiać się na ostrzeniu pazurów swojego nieogolonego gwiazdora będzie musiał się nieco rozdrobnić, zalewając rynek kolejnymi, komiksowymi adaptacjami gwiezdnej sagi. A jeśli jeszcze Disney rzeczywiście zgodnie z plotkami postanowi kiedyś dopasować komiksowych herosów do swoich standardów zgodności ze wszystkimi możliwymi grupami wiekowymi, wówczas zapewne wszyscy trykociarze staną się politycznie poprawni – Daredevil przestanie łamać ręce drobnym rzezimieszkom z Hell’s Kitchen, zastępując siłę fizyczną siłą perswazji werbalnej, Wolverine pazurów użyje już jedynie do krojenia steków i szatkowania sałaty (po wcześniejszym odzyskaniu praw do filmowego wizerunku od 20th Century Fox), a niecny Punisher… z pewnością zostanie całkowicie wymazany z kart historii komiksu. A potem zgodnie z najczarniejszym scenariuszem Disney uzupełni jeszcze ostatni bra-


kujący element układanki, nabywając prawa do serialu „Gra o Tron”, a może i nawet do jej książkowego pierwowzoru (skoro George Lucas mógł sprzedać swoje dziecko, to dlaczego kiedyś podobnie nie miałby uczynić jego brodaty imiennik) i wyrwie „Pieśni Lodu i Ognia” jej kły – goliznę, przemoc i naszpikowany kolokwializmami język – , aby ziejący ogniem podopieczni jasnowłosej księżniczki Daenerys nie odstawali za bardzo od pruderyjnej i wiecznie uśmiechniętej Myszki Mickey w disneyowskich parkach tematycznych dla dzieci. A wtedy cały ten eklektyczny konglomerat herosów, kosmicznych rycerzy, smoków i innych diabelskich pomiotów zatonie w morzu nijakości na skutek zderzenia różnych koncepcji artystycznych i jednej, niecierpiącej sprzeciwu koncepcji biznesowej, i nawet jedyni potencjalni zwolennicy takiego mariażu – niepełnosprytny olbrzym z prozy George’a R.R. Martina i gadające drzewo z marvelowskiego kosmosu – nie będą zadowoleni z nowego status quo. No bo niby swój wreszcie trafi na swego, bratnie dusze odnajdą się po latach, ale koniec końców żadna ze stron nie zrozumie, o co tak naprawdę chodzi tej drugiej, przekonując się na własne oczy, czym właściwie są te słynne „różnice kreatywne”. Nie wystarczy bowiem kupić najlepszych dostępnych na rynku zawodników, dać im jednakowe koszulki i postawić ich w jednym rzędzie, aby z miejsca otrzymać najlepszą drużynę na świecie. Trzeba jeszcze stworzyć odpowiednią taktykę, która przy zachowaniu nadrzędnego celu – sukcesu drużynowego – pozwoli

indywiduom zachować chociaż namiastkę autonomii i wykorzystać ich największe atuty, bez przytępiania pazurów (skojarzenia jak najbardziej na miejscu) i temperowania charakteru boiskowego zabijaki. I nie myślcie, że niniejsze czarne scenariusze, banialuki i duby smalone wymierzone są w kogokolwiek – bo nie są. Na pewno nie w Disneya (wszak przedsiębiorczość to nie grzech), ani tym bardziej w Marvela (bez Domu Pomysłów racji bytu nie ma również nasz magazyn, więc nie wypada nam ganić jego pomysłów na przetrwanie). To po prostu cichy krzyk rozpaczy na myśl o tym, że tam, gdzie stawka idzie o wielkie pieniądze, nie ma już miejsca na prawdziwą wolność twórczą.

51


M A G A Z Y N

Po godzinach...

I ty możesz zostać bohaterem w swoim domu...

Wydawnictwo AntyHero sp. z o. o. Warszawa

ANTYHERO

Redakcja ul. Bogatyńska 10A 01-461 Warszawa redakcja@superhero.com.pl

Redaktor naczelny Michał Czarnocki m.czarnocki@superhero.com.pl

Reklama i Promocja promocja@superhero.com.pl

superhero.com.pl Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych i zastrzega sobie prawo do dokonywania ich skrótów i redagowania w przypadku publikacji, a także ich wykorzystania w Internecie oraz innych mediach w ramach działań promocyjnych Wydawnictwa AntyHero sp. z o. o. oraz „SuperHero Magazyn”. Listy nadesłane do redakcji nieopatrzone wyraźnym zastrzeżeniem autora mogą być traktowane jako materiały do publikacji. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść reklam i ogłoszeń, a Wydawca zastrzega sobie prawo do odmowy zamieszczeania treści sprzecznych z interesem Wydawnictwa lub linią programową „SuperHero Magazyn”, a także prawem polskim. Wszystkie publikowane materiały na łamach „SuperHero Magazyn” są chronione prawem autorskim. Ich kopiowanie, przedruk lub rozpowszechnianie w dowolnej formie wymagają pisemnej zgody Wydawcy. © 2014 Wydawnictwo AntyHero sp. z o. o.


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.