Fot. Clay Enos/ TM & © DC Comics. Copyright: © 2016 WARNER BROS. ENTERTAINMENT INC., RATPAC-DUNE ENTERTAINMENT LLC AND RATPAC ENTERTAINMENT, LLC
1/2016 ISSN 2391-4505
W Y D A N I E Wydanie bezpłatne superhero.com.pl
BATMAN V SUPERMAN: ŚWIT SPRAWIEDLIWOŚCI
S P E C J A L N E
Fot. dzięki uprzejmości Warner Bros. Pictures/ TM & © DC Comics. Copyright: © 2016 WARNER BROS. ENTERTAINMENT INC., RATPAC-DUNE ENTERTAINMENT LLC AND RATPAC ENTERTAINMENT, LLC
M A G A Z Y N
ANTYHERO
Redakcja ul. Bogatyńska 10A 01-461 Warszawa redakcja@superhero.com.pl Redaktor naczelny Michał Czarnocki m.czarnocki@superhero.com.pl Reklama i Promocja promocja@superhero.com.pl
OD ZMIERZCHU DO ŚWITU...
„BATMAN V SUPERMAN: ŚWIT SPRAWIEDLIWOŚCI”, Copyright: 2016 WARNER BROS. ENTERTAINMENT INC., RATPAC-DUNE ENTERTAINMENT LLC AND RATPAC ENTERTAINMENT, LLC Dzięki uprzejmości Warner Bros. Pictures/ TM & © DC Comics
Wydawnictwo AntyHero sp. z o. o. Warszawa
Zmierzch monopolu w kinie superbohaterskim jest już bliski. „Mroki” hegemonii uniwersum kolorowych trykotów Domu Pomysłów, samolubnie rozpychających się na wielkim ekranie lada moment rozświetli bowiem „świt sprawiedliwości”... Zanim jednak najpotężniejsi superherosi rodem z komiksów wydawnictwa DC podejmą próbę zepchnięcia konkurencji z piedestału, liderzy rebelii – Człowiek ze Stali i Mroczny rycerz – najpierw będą musieli wyjaśnić między sobą dzielące ich różnice. W oczekiwaniu na spektakularne starcie tytanów proponujemy więc specjalne wydanie SuperHero Magazynu dedykowane bohaterom jednej z najgorętszych premier ostatnich lat w kinie superbohaterskim – obrazu „Batman v Superman: Świt sprawiedliwości”. W numerze m.in.:
CZŁOWIEK I BÓG
Świt sprawiedliwości w oparach kadzidła i mirry
CUDOWNA KOBIETA POŚRÓD CUDOWNYCH CHŁOPCÓW Emancypację superheroin w kinie i w komiksie czas zacząć!
DOOMSDAY
Zawsze myśleliśmy, że zagłada nadejdzie z niebios. Patrzyliśmy w złą stronę
© 2014-2016 Wydawnictwo AntyHero sp. z o.o.
2
WROGOWIE PUBLICZNI Tacy sami, choć zupełnie inni
BRAINIAC ATAKUJE! Nabici w butelkę
„BATMAN V SUPERMAN: ŚWIT SPRAWIEDLIWOŚCI”, Copyright: 2016 WARNER BROS. ENTERTAINMENT INC., RATPAC-DUNE ENTERTAINMENT LLC AND RATPAC ENTERTAINMENT, LLC Dzięki uprzejmości Warner Bros. Pictures/ TM & © DC Comics
Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych i zastrzega sobie prawo do dokonywania ich skrótów i redagowania w przypadku publikacji, a także ich wykorzystania w Internecie oraz innych mediach w ramach działań promocyjnych Wydawnictwa AntyHero sp. z o. o. oraz „SuperHero Magazynu”. Listy nadesłane do redakcji nieopatrzone wyraźnym zastrzeżeniem autora mogą być traktowane jako materiały do publikacji. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść reklam i ogłoszeń, a Wydawca zastrzega sobie prawo do odmowy zamieszczeania treści sprzecznych z interesem Wydawnictwa lub linią programową „SuperHero Magazynu”, a także prawem polskim. Wszystkie publikowane materiały na łamach „SuperHero Magazynu” są chronione prawem autorskim. Ich kopiowanie, przedruk lub rozpowszechnianie w dowolnej formie wymagają pisemnej zgody Wydawcy.
WSTĘPNIAK
czyli świt sprawiedliwości w oparach kadzidła i mirry
D. Papierska, J. Oleksów © 2015 Sol Invictus
Człowiek i bóg,
Red. naczelny Michał Czarnocki
Wątpić jest rzeczą ludzką. Ale kiedy przeznaczeniem człowieka jest stąpanie pośród boskiego panteonu, niewierny Tomasz będzie musiał uwierzyć...
P
odobno „zwątpienie jest wyzwaniem rzucanym przez Boga, bo czujesz wtedy Jego brak i cierpisz” (jak pisał niegdyś słynny Antoine de Saint-Exupéry w „Twierdzy”). Tyle, że z pewnością nie w amerykańskim komiksie superbohaterskim, gdzie wspomniane role ulegają odwróceniu, a zwątpienie staje się narzędziem w rękach tego drugiego, pozornie słabszego ogniwa dychotomicznej relacji człowiek-bóg. Człowiek w komiksie to bowiem prawdziwy piewca idei humanizmu, wywodzący ze swego renesansowego dziedzictwa ksenofobiczne przekonanie, że jeśli „nic co ludzkie, nie jest mu obce”, wówczas wszystko co „nieludzkie” jest mu dalekie, podejrzane i niemiłe. W końcu nawet, jeśli na pierwszy rzut oka w świe-
cie superbohaterów przynajmniej ci „dobrzy” spośród ziemskich śmiertelników sprawiają wrażenie otwartych, przyjmując w swoje szeregi rozmaitych kosmitów i boskie byty rodem ze znienawidzonych, szkolnych lektur, w rzeczywistości, pod fasadą uśmiechu i fałszywej otwartości także oni skrywają wielką nieufność i niechęć wobec nieludzko potężnych przybyszów z gwiazd. I to tak w mitologii Marvela, gdzie Tony Stark, mieniący się oficjalnie wielkim przyjacielem syna Odyna, w rzeczywistości od oryginału wolałby mieć na usługach posłusznego, programowalnego jak komputer klona Boga Piorunów, jak i w świecie bohaterów DC, gdzie podobno skrajnie prawy i sprawiedliwy Bruce Wayne – a w swej obsesji nieróżniący się
przecież niczym od niecnego Lexa Luthora – ściskając dłoń Człowieka ze Stali, w drugiej nierzadko nerwowo obraca pierścień z szmaragdowym oczkiem (o tym, jak niewiele w gruncie rzeczy różni Bruce’a od Lexa i do jakich absurdów w komiksie prowadzą ich fobie pisaliśmy już zresztą w ubiegłorocznym „Superhero Magazynie” 1/2015 – przyp. red.). Tę specyficzną, toksyczną relację łączącą ziemskich herosów z ich kolegami z gwiazd, silnie podszytą nawiązaniami nie tylko do literackiej, ale i teologicznej koncepcji współegzystowania boga i człowieka studio Warner Bros uczyniło główną osią fabuły jednej z najbardziej oczekiwanych, hollywoodzkich produkcji superbohaterskich ostatnich lat – filmu 3
M A G A Z Y N
„BATMAN V SUPERMAN: ŚWIT SPRAWIEDLIWOŚCI”, Copyright: 2016 WARNER BROS. ENTERTAINMENT INC., RATPAC-DUNE ENTERTAINMENT LLC AND RATPAC ENTERTAINMENT, LLC. Dzięki uprzejmości Warner Bros. Pictures/ TM & © DC Comics
„Batman v Superman: Świt sprawiedliwości”. Ten specyficzny obraz relacji tytułowych herosów wyłania się zresztą nie tylko z całej gamy dotychczas udostępnionych zwiastunów filmu i strzępów oficjalnych informacji prasowych rozpaczliwie walczących o uwagę widza z całym tabunem niepotwierdzonych plotek i domysłów. Jest on bowiem przede wszystkim naturalną kontynuacją wizji Zacka Snydera, zaprezentowanej przez reżysera już przed czterema laty w „Człowieku ze stali”, stanowiącym prolog do wydarzeń nadchodzącego „świtu sprawiedliwości”. Już tam wszak główny architekt raczkującego uniwersum filmowego DC lansował patetyczną koncepcję Supermana jako boskiego mesjasza naszych czasów: podobnie jak Chrystus „cudownie” poczętego (choć w sposób jak najbardziej „pokalany” – typowy dla nas, frywolnych, ziemskich hedonistów, za to zupełnie obcy zimnym technokratom z Kryptona) i identycznie jak boskie dziecię zesłanego na Ziemię pod opiekę poczciwego Józefa i Maryi (pardon, państwa Kentów oczywiście). Dalsze, ziemskie losy Clarka zresztą również miały potoczyć się na wzór dziejów mesjasza: jak biblijny Jezus musiał ukrywać się przed Herodami tego świata aż do momentu zgłębienia swego prawdziwego dziedzictwa w świątyni boskiego ojca (tj. w kosmicznym statku Jor-Ela, który przetransportował młodego Kala na Ziemię), aby w symbolicznym, „chrystusowym” wieku 33 lat rozpocząć pełne cudów dzieło zbawienia ludzkości od zła, a już po chwili zostać wystawionym na kuszenie 4
ze strony szatana (tj. filmowego Generała Zoda) i wydanym przez niewierny i niewdzięczny, ziemski lud w ręce Piłata (tj. amerykańskiej generalicji, skłonnej przehandlować kłopotliwego przybysza z planety Krypton w zamian za święty spokój). Kontynuacji wzniosłego tonu i boskich wątków w biografii najpotężniejszego harcerza naszych czasów nie zabraknie najwyraźniej również w tegorocznej odsłonie filmowego uniwersum DC, gdzie nie dość, że przybyszowi z nieba stawiać będą złote cielce, to jeszcze finalnie napuszczony nań zostanie jego największy koszmar, wcielony diabeł znany lepiej światu pod przydomkiem „Doomsday”, starcie z którym zgodnie z komiksowym kanonem powinno ostatecznie potwierdzić boskość „człowieka ze stali”, kończąc się męczeńską śmiercią bohatera, a następnie jego cudownym zmartwychwstaniem (i to od razu w trzech, a nawet czterech osobach!) Czym jednak byłby Bóg bez człowieka? Komu miałby objawiać swoje miłosierdzie i przed kim niby miałby się popisywać czynionymi cudami, gdyby zabrakło tej kruchej, podatnej na grzech istoty ludzkiej? Filmowemu mesjaszowi, tak jak jego biblijnemu pierwowzorowi również więc przyjdzie stanąć przed nie lada wyzwaniem i zmierzyć się ze zwątpieniem napędzającym ikonę popkultury i najjaśniejszą gwiazdę świata DC – faryzeusza znanego pod imieniem Batman, jak biblijni przeciwnicy Chrystusa postrzegającego Supermana jako bluźniercę i odmawiającego mu prawa do boskości. I choć to w gruncie rzeczy zwykły człowiek, kru-
chy tak bardzo, że dosłownie można go złamać (patrz „Upadek rycerza” wydany w Polsce nakładem Tm-Semic – przyp. red.), nie liczyć się z nim nie wypada, zwłaszcza mając na uwadze jego iście prometeuszowy spryt pozwalający mu zrobić psikusa samemu bogu (tylko spójrzcie na minę Człowieka ze Stali zdziwionego udaną próbą zablokowania jego ciosu przez Batmana w jednym ze zwiastunów „Świtu sprawiedliwości” – przyp. red.). Znając komiksowy kanon oczywiście dobrze wiemy, że koniec końców obu panom nie tylko przyjdzie się pogodzić i stanąć po tej samej stronie barykady, ale wręcz pewnego dnia jeden drugiego nazwie przyjacielem (i vice versa). Zanim jednak nastąpi wielki happy-end, a utrudzeni herosi stukną się butelkami złocistego trunku i założą kółko (pardon, panteon!) sobie podobnych miłośników kolorowego trykotu czekają nas ponad dwie godzinny efektownego „wyjaśniania” różnic dzielących boga i człowieka „małej wiary” (a o tym, że te nie są w gruncie rzeczy aż tak wielkie piszemy więcej na kolejnych stronach niniejszego numeru w recenzji „Wrogów publicznych” – przyp. red.). A jeśli jeszcze w burzliwą „dyskusję” nad ustaleniem wspólnej, jedynie słusznej wizji superbohaterstwa wmiesza się kolejna, iście boska persona w osobie pewnej, dobrze znanej miłośnikom komiksu amazonki rodem z antycznych mitów, której pojawienie się na ekranie niesie ze sobą nadzieję na prawdziwą, od lat postulowaną emancypację superheroin na wielkim ekranie – wówczas zapowiada się na... niezły bigos?
No właśnie – bigos. Trzeba bowiem pamiętać że „Świt sprawiedliwości” to przede wszystkim owoc pokładanych w nim, olbrzymich nadziei – tak ze strony licznej społeczności fanów bohaterów DC od lat zazdrośnie spoglądających na zdominowany przez produkcje konkurencyjnego Marvela box-office, jak i producentów inwestujących olbrzymie kwoty w promocję, efekty specjalne i imponującą obsadę pociągającą za sobą równie imponującą listę płac. A tam gdzie wielkie nadzieje – tam i wielka determinacja. Niestety, czasami tak wielka, że w rozpaczliwej pogoni za upragnionym sukcesem łatwo się zatracić i… przedobrzyć. Nadchodząca produkcja studia Warner Bros to w końcu nie tylko tytułowy Batman i Superman. To także multum innych, nie mniej znanych bohaterów (także tych mniej „super”) i towarzyszących im wątków z różnych zakątków uniwersum DC, które – jak śmiało sugerują kolejne, przedwcześnie wyciekające informacje prasowe i naszpikowane rozmaitymi, dobrze znanymi z komiksu postaciami zwiastuny – służyć mają karkołomnej misji budowy drugiego, bezkresnego uniwersum superbohaterów w Hollywood w rekordowym, oficjalnie potwierdzonym przez studio czasie dwóch i pół godziny (co konkurencyjnemu Marvelowi zajęło przecież blisko dekadę! – przyp. red.). Czy zatem wątek konfliktu boga i targanego wątpliwościami człowieka, będący jednocześnie pierwszym w historii spotkaniem „człowieka ze stali” z „człowiekiem z mroku” na wielkim ekranie może stracić swą wyrazistość, finalnie zakrzyczany przez inne, zachłannie rozpychające się o swoje miejsce postaci (Liga Sprawiedliwości!) i towarzyszące im historie? Czy naprędce budowane uniwersum nie zawali się po chwili z hukiem na wzór błyskawicznie powstających, kompaktowych chałupinek zza wielkiej wody składających się jak domki z kart przy pierwszej poważniejszej wichurze? Czy sprawiający wrażenia zdecydowanie przedwcześnie wprowadzonego na scenę Doomsday (nawet, jeśli tylko na chwilę) nie rozsierdzi fanów i nie zmarnuje olbrzymiego potencjału stojącej za nim historii? Czy wreszcie patetyczny ton produkcji okaże się rzeczywiście tak niestrawny i zbyt wymagający intelektualnie dla przeciętnego, wychowanego na lekkich produkcjach Marvela
widza, jak głosi obrzydliwa, wielokrotnie zniekształcona przez medialno-społecznościowy „głuchy telefon” plotka? Dopóki dzieło Zacka Snydera i studia Warner Bros nie ujrzy światła dziennego, rozjaśniając dotychczasowy informacyjny chaos, nie tylko trudno, ale wręcz nieładnie wyrokować. Mimo to, już teraz jednego możemy być pewni. Filmowi, o którym od wielu miesięcy dyskutują miliony, a któremu nawet tęgie głowy naukowców z dziedziny statystyki poświęcają cenny czas, starając się oszacować prawdopodobieństwo finansowego sukcesu przedsięwzięcia(!) bezapelacyjnie należy się specjalne wydanie „SuperHero
Magazynu”, które niniejszym oddajemy w wasze ręce. Z czytadłem w dłoni i biletami do kina w szufladzie pozostaje więc nam już tylko czekać na moment, w którym człowiek i stąpający po ziemskim globie bóg postanowią wyjść sobie naprzeciw i spotkać się w pół drogi, zamiast odwlekać w nieskończoność termin pierwszej randki, aż do momentu biblijnej apokalipsy i mającego zakończyć ją zjednoczenia pasterza i owiec w rajskim ogrodzie. A o spotkaniu tym z pewnością będzie głośno – będą pisać o nim reportaże, kroniki, psalmy, i kto wie – może nawet nową ewangelię? W formie komiksu rzecz jasna. 5
M A G A Z Y N
„BATMAN V SUPERMAN: ŚWIT SPRAWIEDLIWOŚCI” Copyright: © 2016 WARNER BROS. ENTERTAINMENT INC., RATPAC-DUNE ENTERTAINMENT LLC AND RATPAC ENTERTAINMENT, LLC Fot. dzięki uprzejmości Warner Bros. Pictures/ TM & © DC Comics.
Cudowna kobieta pośród cudownych chłopców Emancypację superheroin w kinie i komiksie czas zacząć!
S
amiec to jednostka uprzywilejowana. Z tymi „menami” – w szczególności tymi „super” – tak już bowiem jest, że... od zawsze mają łatwiej. Nie muszą prać, gotować, rodzić dzieci i zamykać się z nimi na rok urlopu w czterech ścianach, mogąc w tym czasie beztrosko rozbijać się po dachach i ciemnych uliczkach pod pretekstem „ważniejszych spraw” (obrony życia ludzkiego, ratowania matki Ziemi, zapobiegania międzyplanetarnym konfliktom, etc.). A kobieta? Nawet jeśli już uda jej się urwać z domu i wskoczyć w superbohaterski trykot, musi jeszcze pamiętać, aby... zawsze dobrze wyglądać. Kiedy więc niechlujny i pozbawiony gustu superheros może paradować sobie po mieście w portkach założonych na spodnie (w końcu taki kanon), dama, chcąc pobawić się w superheroi-
© 2015 Marvel
6
© 2016 Marvel
nę, dodatkowo musi być ładnie uczesana, zgrabna, a najlepiej jeszcze świecić zgrabnym, ledwie okrytym biustem ku uciesze kolegów z drużyny (czytelników zresztą też). Tylko po to zresztą, aby koniec końców i tak stanowić jedynie ozdobę dla gwiazd pierwszego planu: Supermana, Batmana, Wolverine’a czy innego Thora. A przynajmniej tak było jeszcze na początku obecnego millenium... Było, bowiem dzielne dziewczyny, mając dość seksistowskiego traktowania zbuntowały się ostatnio i kompletnie przejęły inicjatywę, wprowadzając swoje własne zasady. I to tak w uniwersum Marvela, jak i w świecie DC. Wystarczy wszak wziąć dziś pierwszy z brzegu komiks z przygodami niegdysiejszych seksbomb Domu Pomysłów, obłędnie zgrabnej Spider-Woman i jeszcze do niedawna
© 2011 DC Comics
© 2015 DC Comics
równie kształtnej i skąpo odzianej Captain Marvel, aby poczuć się nieswojo. Pierwsza z dam, kompletnie odmieniona po pamiętnej, kontrowersyjnej historii z seksistowską okładką autorstwa mistrza komiksu erotycznego, Milo Manary, z nowymi, mniej obfitymi kształtami i ciążowym brzuszkiem, w niczym nie przypomina już demona seksu, na widok którego przez lata rumienili się nie tylko koledzy Mściciele, ale i nie jeden świntuszący łotr (jak pamiętamy, kilku z nich swego czasu, po pojmaniu bohaterki na łamach „Ery Ultrona”, rozebrało sobie nawet dziewczynę aby nacieszyć jej wdziękami swe nikczemne oczęta). Podobnie zresztą jak i jej koleżanka, Captain Marvel, która nie dość, że zgubiła gdzieś swój silikonowy biust i zapięła się aż pod szyję, to jeszcze uczesano ją na
© 2007 Marvel
© 2016 Marvel
ELEMENTARZ
Co przeczytać przed filmem? BATMAN: Powrót Mrocznego Rycerza Emerytura nie zawsze musi oznaczać upragnioną, spokojną jesień życia. Dla niektórych to po prostu zwyczajna katorga... Znudzony nieciekawym żywotem seniora podstarzały Bruce Wayne jeszcze raz postanawia więc założyć strój i wyjść na ulice Gotham, które pozbawione jego opieki stoczyło się w otchłań bezprawia. A że na starość oczy słabe i coraz trudniej odróżnić dobro od zła, wciąż aktywny, znacjonalizowany Superman będzie musiał zainteresować się wywrotową działalnością radykalnego jak nigdy wcześniej ducha z przeszłości. Oj, poleje się krew, kiedy w ruch pójdą pięści, peleryny, kryptonit i dobrze podkute buty...
© 2012 DC Comics
Liga Sprawiedliwości: Początek Superbohater, aby w pełni zaistnieć i zyskać uznanie, potrzebuje godnego przeciwnika. Ale żeby mogła zaistnieć grupa – potrzeba czegoś więcej. Potrzeba zła tak niewyobrażalnego, aby dopiero połączone siły najpotężniejszych ziemskich herosów były w stanie powstrzymać nadchodzącą apokalipsę... Wszystkie znaki na niebie i na ziemi wskazują, że w filmowym uniwersum DC arcyłotr rzeczywiście nadejdzie prosto z „Apokalips”, aby zasiać zamęt i zjednoczyć drużynę superbohaterów. Dokładnie tak, jak w pierwszym, wspólnym występie Supermana, Batmana i spółki w świecie New 52, gdzie poznamy nie tylko gniew Darkseida, ale i jego wpływ na narodziny nowego superbohatera: Cyborga.
© 2013 DC Comics
Batman: Ziemia Jeden To nie prawda, że filmowy Alfred Pennyworth musi nosić wąsik i nalewać kawę, jak podrzędny consierge. Sir Al równie dobrze może być... błyskotliwym szefem ochrony! Zupełnie tak, jak w tym komiksie, który musiał wpaść w ręce twórcom filmu podczas prac nad skryptem scenariusza.
© 2015 DC Comics
chłopaka, aby koledzy wreszcie zaczęli widzieć w niej przede wszystkim żołnierza i potężną superheroinę, a nie tylko obiekt pożądanie. Nie inaczej sprawa wygląda ostatnimi czasy w równie pruderyjnym świecie DC, gdzie księżniczka Diana alias Wonder Woman również przykryła wszystkie dotychczas chętnie eksponowane wdzięki dłuższą niż zazwyczaj tuniką. Jakby nie patrzeć, przynależność do rodu zobowiązuje do większej skromności. Strój strojem, kobiety w komiksie wykonały ostatnio jednak o wiele bardziej znaczący krok, wysadzając z siodła takie tuzy komiksu jak... Thor, Wolverine czy Star-Lord. W efekcie dziś dyżurnymi „Rosomakami” i bogami piorunów nie są już dumni panowie, lecz piękne panie, spychając oryginalnych, podstarzałych i odrzuconych herosów na dalszym plan. Rok 2016 w świecie komiksu można więc oficjalnie uznać już rokiem kobiety. Podobne wyzwania stoją dziś przed kobietami w kinie superbohaterskim. Do niedawna poniżane – strojem (nieszczęsna „Catwoman” z Halle Berry w roli głównej), tragicznym, antykanonicznym scenariuszem („Elektra”), seksistowskim podejściem (Czarna Wdowa uczyniona zwyczajną kokietką, flirtująca z coraz to nowszymi herosami w kolejnych filmach Marvela), czy też niecnymi zagraniami dystrybutorów (wycięcie Czarnej Wdowy z okładki DVD „Avengers: Czas Ultrona”), zaczynają właśnie wychodzić z cienia. Po zawojowaniu małego ekranu w pełni solowymi produkcjami (wyśmienitą „Jessiką Jones” i coraz bardziej rozkręcająca się „Supergirl”), gorącym przyjęciu Harley Quinn w nadchodzącym „Suicde Squad” i udanym debiucie młodziutkiej Rey w Gwiezdnych Wojnach (dowodzącej, że mali chłopcy chcą się jednak bawić zabawkami przedstawiającymi dziewczynę!), czas więc na kolejny krok: pierwszą od lat, solową produkcję superbohaterską z kobietą w roli głównej. Zanim jednak Wonder Woman zawojuje kino we własnym, autonomicznym filmie, poznamy ją jako rozjemcę sporu tytułowych bohaterów „Świtu sprawiedliwość. Strzeżcie się więc superchłopcy – świt superbohaterek właśnie się zaczął.
7
Rys. Alek Wałaszewski
M A G A Z Y N
DOOMSDAY Zawsze myśleliśmy, że zagłada nadejdzie z niebios. Patrzyliśmy w złą stronę...
… i nadszedł w końcu ten dzień, który wielcy mędrcy, prorocy, uczeni w piśmie i inni, różnej maści szarlatani wieszczyli już tysiące lat temu. Nadszedł i... zaskoczył wszystkich zgromadzonych. Nieba nie spowiły bowiem złowieszcze chmury ani nie przeszył oślepiający błysk, ciszy nie zmącił dźwięk anielskich trąb, huk grzmotu, ani złowieszczy tętent kopyt, a nad głowami zgromadzonych nie objawiło się nic niepokojącego – nawet choćby jeden, maleńki spodek latający, obślizgła macka, laserowa wiązka, kowbojski kwartet czy jakakolwiek inna, kosmologiczna osobliwość. Herald zwiastujący początek końca zmylił bowiem cały świat i... wyszedł spod ziemi. Kiedy jednak postawił na niej już swój pierwszy krok, jasnym stało się, że właśnie nastąpił ten dzień, który potomni mieli zapamiętać jako Dzień Zagłady... Prastare prawidła przemysłu komiksowego od lat mówią, że jeśli sprzedaż danego tytułu nie daje zadowalających 10
wyników finansowych, wówczas zamiast go pochopnie zamykać, najpierw należy... zabić jego głównego bohatera. Kiedy więc
w podobnej sytuacji w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku znalazły się komiksy o przygodach Supermana, nieszczęsny Człowiek ze Stali nie miał wyjścia – musiał się poświęcić, aby (paradoksalnie) móc dalej żyć i łatać dziury w kieszeni wydawcy. Na całe szczęście jednak wielcy bohaterowie nie umierają ot tak, w zapomnieniu. A już zwłaszcza tak wielcy jak najpotężniejszy obrońca uniwersum DC. Człowiek ze Stali, skoro został już zmuszony do tego, aby ze sceny zejść, postanowił więc zrobić to z przytupem – w świetle jupiterów, na oczach całej Ameryki. I chociaż do pary w ostatniej „walce wieczoru” bohaterowi dokooptowano nikomu nieznanego pretendenta, już pierwsza runda pokazała, że mistrz nie będzie miał łatwej przeprawy z szukającym sposobności do nokautu przeciwnikiem, a ten pewnikiem awansuje do panteonu arcywrogów Człowieka ze Stali. Tajemniczy, człekokształ-
„BATMAN V SUPERMAN: ŚWIT SPRAWIEDLIWOŚCI” Copyright: © 2016 WARNER BROS. ENTERTAINMENT INC., RATPAC-DUNE ENTERTAINMENT LLC AND RATPAC ENTERTAINMENT, LLC. Fot. dzięi uprzejmości Warner Bros. Pictures/ TM & © DC Comics.
tny stwór zadziwił komiksowy świat, kilka chwil po swoim wyjściu spod ziemi odsyłając na OIOM niemal wszystkich, ówczesnych członków Ligi Sprawiedliwości (i to przy użyciu tylko jednej pięści), przy okazji niczym sunący przed siebie, beznamiętny taran dewastując znaczną część obszaru Stanów Zjednoczonych, aby finalnie stoczyć walkę na śmierć i życie z Supermanem w samym sercu Metropolis (bo gdzież indziej niby miało kierować się całe zło tego świata?). Starcie tytanów, dla podkreślenia dramaturgii i nieuchronnie zbliżającego się kresu żywota Supermana zaprezentowano w serii zeszytów o specyficznym kadrowaniu, gdzie wraz z kolejnymi odcinkami sagi zagęszczenie paneli na stronie malało, aby finalnie osiągnąć poziom jednej ilustracji na jedną planszę. Walka stulecia zakończyła się dla obu dżentelmenów spektakularną śmiercią w obiektywie aparatu Jimmy’ego Olsena (dla Supermana – na
osłodę ostatnich chwil życia – dodatkowo w ramionach Lois Lane). Superherosi umierają. I to niemal od tak dawna, jak istnieje komiks. Umierają, ale też i powracają zza grobu – w końcu można im zdecydowanie więcej niż zwykłym śmiertelnikom. Superman, skutecznie podreperowawszy sprzedaż swoich czterech solowych, chwilowo osieroconych serii komiksowych, dosyć szybko powrócił więc do świata żywych. Niestety, nierzadko zdarza się, że w ślad za superbohaterami podążają także ich przeciwnicy, równie namiętnie oszukując kostuchę, a tym samym już na zawsze splątując swoje losy z losami bohaterów, niczym niemożliwy do pozbycia się, złośliwy nowotwór. W ślad za Supermanem powrócił więc też i jego kat... Niby nic wielkiego, wszak z „nieśmiertelnymi” przeciwnikami Człowiek ze Stali już nie raz się wadził. Tyle tylko, że to nie Mr Z – nieśmiertelny, niemiecki kolekcjo-
ner dusz, który przez stulecia lubował się nie tylko w wyrywaniu z ludzkich ciał ich esencji życiowych, ale i w budzeniu się w różnych kostnicach – ani nawet najlepiej chyba predestynowany do roli kata Supermana Lex Luthor – kilkukrotnie powracający do życia na skutek klonowania, paktów z diabłem i innych sztuczek – pozbawili życia najsłynniejszego skauta w tym układzie planetarnym. Nie dokonała tego ani magia, ani spryt – uległość wobec których Superman wielokrotnie przecież zdradzał – lecz nieposkromiona furia, siła i brak jakichkolwiek hamulców, które uosabiał naszpikowany kolcami stwór. Co gorsza, po powrocie Doomsdaya, jasnym stało się, że teraz może być już tylko gorzej... Morderczy stwór po powrocie do żywych – tym razem już nie na Ziemi, lecz na rubieżach kosmosu, gdzie jego chwilowo martwe truchło wysłał przezorny Cyborg-Superman – ujawnił skrywane tajemnice 11
M A G A Z Y N
© 2001 DC Comics © 2014 DC Comics
12
przestrzeni kilku różnych serii komiksowych o przygodach Człowieka ze Stali. I chociaż tym razem potwór – pobity i dosłownie wchłonięty przez Kal-Ela, chcącego zapobiec skażeniu wydzielanym przez ciało kreatury promieniowaniem – wyzionął ducha już w pierwszym numerze serii, dał się Człowiekowi ze Stali we znaki nie mniej niż w przedkryzysowym debiucie. Może nie tak boleśnie i spektakularnie – ale przynajmniej bez bezmyślnego kopiowania oryginalnej historii, niczym wirus infekując ciało bohatera i stopniowo zamieniając go w... Doomsdaya Bis. Dziś Doomsday powraca po raz kolejny – tym razem na wielkim ekranie, gdzie najwierniejsi fani mitologii Supermana wyczekiwali go od lat. Pytanie tylko, czy nie za wcześnie? Trudno nie przyznać, że umieszczenie go w filmie, w którym postać tak ważna, jaką jest pogromca Supermana, będzie musiała walczyć o uwagę widza z Lexem Luthorem, Wonder Woman i samym Batmanem wydaje się co najmniej niefortunne. Fakt, kolczasty stwór, nominalnie przypisany przede wszystkim do części uniwersum DC zarezerwowanej dla Supermana nie raz odegrał już kluczową rolę w relacjach Clarka Kenta i Bruce’a Wayne’a – raz nieomal doprowadzając do śmierci Człowieka-Nietoperza z rąk Supermana, który sterowany przez Maxwella Lorda widział w nim kryptońską bestię (historia „Superman: Sacrifice”), drugim razem – dzieląc całe uniwersum DC na dwa obozy: „dobrego” Batmana i „niegodziwego” Supermana, który zszedł na złą drogę, załamany po tym jak po kolejnym omamieniu wizją atakującego Doomsdaya (tym razem za przyczynkiem wrogów Batmana: Jokera i Stracha na wróble) zabił swoją żonę i nienarodzone dziecko (o czym więcej w recenzji „Injustice: Gods Among Us” w SuperHero Magazyn 4/2015 – przyp. red.). Trzeba jednak pamiętać, że stając na drodze połączonych sił Człowieka Nietoperza i Człowieka Jutra Doomsday miał już jednak bogaty dorobek występów, będąc częścią komiksowego kanonu. Debiut w uniwersum filmowym DC w tak przeładowanym innymi postaciami obrazie wydaje się więc krzywdzący i co najmniej ryzykowny. Być może jednak jest to dopiero wstęp do poważniejszej, kinowej historii z udziałem tego, który uśmiercił Człowieka ze Stali? Czas pokaże.
© 1992 DC Comics
dotyczące jego pochodzenia i dzikiej natury. Zabójca Supermana okazał się być bardzo specyficznym, kryptońskim ożywieńcem – swoistą genetycznie zmodyfikowaną zombie-maszyną do zabijania, która nie dość, że w ramach powtarzanego przez lata, bolesnego procesu umierania i powracania do żywych nabrała zdolności do odradzania się bez względu na sposób, w jaki straciła życie, to jeszcze w ramach tej specyficznej „ewolucji” wykształciła w sobie pewną specyficzną formę odporności na wzór... szczepień ochronnych. W efekcie ten, który raz pokonał Doomsdaya w walce nie mógł zrobić tego po raz kolejny. Biedny Człowiek ze Stali wyczerpał zatem już arsenał swoich szans... Nie od dziś wiadomo, że najlepsze, najciekawsze i najbardziej podniecające jest to, co nieoczywiste, niedopowiedziane i niewidoczne dla oczu. Niestety Doomsday, pierwotnie interesujący nie tylko ze względu na bezkompromisowość i nieposkromioną siłę, ale przede wszystkim dzięki otaczającej go aurze tajemniczości wraz z kolejnymi powrotami i towarzyszącymi im rewelacjami na temat pochodzenia, celów i prawdziwej natury stwora coraz bardziej rozmieniał się na drobne w kolejnych, coraz słabszych inkarnacjach: jako pomagier Luthora, Darkseida czy Brainiaca, jako klon (a nawet cała ich armia), jako Cyborg, a na skrajnym etapie „ewolucji” nawet jako rozumny , rozmowny i świadomy „Doomsday Rex” (jak dumnie określał go napis na okładce wydanego dokładnie 100 numerów po śmierci Człowieka ze Stali, jubileuszowego, 175. zeszytu serii „Superman”), z którym bohater poradził sobie notabene nadzwyczaj łatwo, tj. na przestrzeni zaledwie kilu stron, tłumacząc czytelnikom, że nowo nabyty rozum i świadomość bólu to... cechy osłabiające stwora. Doomsday powrócił również po niedawnym restarcie Universum DC pod szyldem New 52. Znów jako mordercza, wciąż ewoluująca maszyna śmierci (w nowej rzeczywistość dodatkowo dysponująca mocą radioaktywności, pozwalającej mu zabijać nawet bez użycia pięści), znów z kryptońskimi korzeniami (tym razem jako stwór, z którym jeszcze przed narodzinami Kal-Ela na jego rodzinnej planecie mierzył się sam Generał Zod) i wreszcie znów w wielkim crossoverze, „Superman: Doomed”, jak oryginalna „Doomsday Saga” rozgrywającym się na
SUPERMAN/BATMAN:
WROGOWIE PUBLICZNI
© 2016 DC Comics
© 2016 DC Comics
Tacy sami, choć zupełnie inni Pojęcie tzw. „szorstkiej przyjaźni”, tak namiętnie eksploatowane przez rodzime media na potrzeby opisu specyficznej relacji łączącej dwóch przebrzmiałych, politycznych samców alfa, nie jest obce również bohaterom szeroko pojętej popkultury. Od lat wszak zajadle kłócą się między sobą chociażby muzycy rozmaitych grup rockowych (The Rolling Stones!), co nie przeszkadza im w uporczywym – liczonym w dekadach! – trwaniu w toksycznych, artystycznych związkach. Nie inaczej sytuacja wygląda również w przypadku bohaterów sztuk wizualnych, w tym bohaterów światów Marvela i DC, gidzie hipokryzja wprost wylewa się już z okładek komiksów. Kiedy więc na froncie herosi wspólnie pozują do zdjęcia z doklejonymi, szerokimi uśmiechami od ucha do ucha, w środku komiksu często nie jest już tak słodko – trykociarze kłócą się między sobą, czasem dopuszczając się nawet rękoczynów. Tak jak chociażby Profesor X i Magneto w Marvelu, czy Hal Jordan i Guy Gardner w DC – jak stare dobre małżeństwa latami przeżywający wspólne przygody, ale i niejednokrotnie, bezpardonowo dający sobie w twarz. Nie inaczej sprawa wygląda w przypadku Batmana i Supermana – wadzących się od zawsze, tak w rzeczywistości przedkryzysowej, jak i pokryzysowej,
czy to za sprawą wpływu Poison Ivy („Batman: Hush”), Jokera („Batman: Endgame”, „Injustice”) i Bane’a („Batman: The Dark Knight”), czy to przez różnice co do wyznawanej koncepcji superbohaterstwa („Powrót Mrocznego Rycerza”, filmowy „Świt sprawiedliwości”). Mimo to, zżyci jak te dwa łyse konie, obaj bohaterowie wciąż trzymają się razem. Dlaczego? Odpowiedź na to pytanie przynosi historia „Wrogowie publiczni”, dowodząc, że panowie – choć zupełnie inni: jeden boski, miły i zawsze szczęśliwy, drugi: ludzki, przerażający i naznaczony tragedią – są w gruncie rzeczy dokładnie tacy sami: dobrze wychowani przez przybranych rodziców, prawi i sprawiedliwy, a w dodatku związani wspólną pasją (dziennikarstwo śledcze/usługi detektywistyczne) i przeciwnikiem (Luthor faszerujący się mieszanką największych przekleństw herosów: kryptonitu i „jadu”). Przyjemna lektura, choć przesadnie cukierkowych ilustracji i szczypty kiczu (gigantyczny statek kosmiczny w kształcie... hybrydy Supermana i Batmana) tu nie brakuje. Tłumaczenie: Jakub Syty Wydawca: DC Comics/Egmont Polska Data wydania: 2016
CZY WIESZ, ŻE... ... na kartach komiksu Batman skradł niegdyś całusa
© 2004 DC Comics
© 2013 DC Comics
Wonder Woman („JLA” #74), a Superman przez dłuższy czas dzielił z nią nawet wspólne łoże (m.in. w serii „Superman/Wonder Woman” z cyklu „New 52”)? Dziś obaj dżentelmeni – w obecności amazońskiej księżniczki – staną do pojedynku na wielkim ekranie. Przypadek?
13
M A G A Z Y N
LEGO LIGA SPRAWIEDLIWOŚCI – KOSMICZNE STARCIE Nabici w butelkę
P
remiera wysokobudżetowego, hollywoodzkiego samograja – zwłaszcza tak wyczekiwana, głośna i tak bardzo polaryzująca środowisko fanów, jak nadchodząca premiera obrazu „Batman v Superman: Świt sprawiedliwości” – to zawsze doskonały pretekst do inwazji całej rzeszy „produktów powiązanych” na sklepowe półki. Nic w tym dziwnego, zwłaszcza, że korzystając z medialnego szumu zagospodarować można różne grupy odbiorców – także te, do których niekoniecznie adresowany musi być sam film. Oprócz okupujących księgarnie komiksów Egmontu z Batmanem i Supermanem w roli głównej i pełne-
go asortymentu odzieży z bohaterami filmu dostępnych na wieszakach popularnych, rodzimych sieciówek, nie mogło więc zabraknąć pozycji adresowanych również do młodszego fana bohaterów DC. Po kuriozalnych, acz niezwykle popularnych „pluszowych, superbohaterskich jajkach” z wizerunkami członków Ligi Sprawiedliwości, namiętnie eksponowanych w ostatnich tygodniach na półkach jednego z hipermarketów przychodzi więc czas również na dostosowaną specjalnie do wymagań milusińskich produkcję filmową – animowaną i osadzoną w świecie klocków LEGO. I chociaż ton – wybitnie lekki, a wręcz nie-
Tytuł: Wytwórnia: WB Reżyser: Rick Morales Scenariusz: Jim Krieg Rok produkcji: 2016 Czas trwania filmu: 69 min. Dystrybucja: Galapagos Films przyzwoicie frywolny (jak na produkcję dla dzieci) – wybitnie różni się od tego, co prezentują nam posępne, brutalne zwiastuny „Świtu sprawiedliwości”, spektakularnego starcia Człowieka ze Stali z zapakowanym w zbroję Człowiekiem Nietoperzem tutaj również nie brakuje.
PANIKA NA NIEBIE! rainiac – choć znany przede wszystkim z solowych zeszytów o przygodach „Człowieka ze Stali” jako ten, który zminiaturyzował i zamknął w probówce stolicę Kryptona – również w komiksie niejednokrotnie jednoczył osoby Batmana, Supermana i innych członków Ligi Sprawiedliwości w spólnej walce o powstrzymanie szaleńca. Dobrym tego przykładem wydana w Polsce w 1994 r nakładem TM-Semic historia „Panika na niebie”, gdzie podobnie jak w animowanym filmie herosi zamiast czekać na inwazję, wyruszają pokonać Brainiaca na jego terenie, zostawiając jednocześnie na Ziemi grupkę obrońców na wypadek porażki. W tym rozbudowanym evencie, gdzie – oprócz wątku starcia dobra ze złem – wydawnictwo DC na pierwszym planie serwuje nam również małe, tragiczne romansidło szreko-podobnego, zacietrzewionego wojownika w koszulce Supermana z ówczesną Supergirl (podobnie jak filmowa Fiona skrywającą szpetną fizyczność pod zasłoną smukłej białogłowy) szczególnie podobać może się nie-
14
częste, zdroworozsądkowe zróżnicowanie postaci Człowiek ze Stali i Człowieka Nietoperza. Silniejszy z dwójki, zgodnie ze swoimi możliwościami zostaje tutaj liderem grupy najpotężniejszych herosów atakujących równie potężnego wroga. Drugi – niedysponujący supermocą – pełni funkcję lidera ziemskiego ruchu oporu o mniejszej sile rażenia, dedykowanego do ochrony przed mniej wymagającymi odźwiernymi Brainiaca. I chociaż wygląda na to, że w filmowym „Świcie sprawiedliwości” i jego kontynuacjach to Darkseid, a nie Brainiac ma służyć za głównego przeciwnika i spoiwo drużyny, trudno nie polecić przed filmem „Paniki na niebie” jako lektury obowiązkowej przedstawiającej, w jaki sposób w świecie DC zawiązują się superbohaterskie relacje. Zresztą, biorąc pod uwagę fakt, jak łatwo seledynowy łotr rozprawia się w „Panice na Niebie” z synem (i pogromcą) Darkseida trudno nie przyznać, że prędzej czy później w kinie i on będzie musiał pojawić się na drodze połączonych sił Clarka Kenta i Bruce’a Wayne’a.
© 1992 DC Comics
B
© 1992 DC Comics
ELEMENTARZ
czyli Shrek i Fiona na ratunek uniwersum DC
© 2016 Warner Bros. Entertainment Inc.
Filmowe uniwersum DC w wersji LEGO – do którego zaglądaliśmy na łamach magazynu już nie raz – znajduje się na o wiele bardziej zaawansowanym etapie niż jego dopiero raczkujący, hollywoodzki odpowiednik. „Kosmiczne Starcie”, w przeciwieństwie do jego tegorocznego, kinowego rówieśnika nie musi bowiem opowiadać od nowa dobrze znanej historii spotkania najpotężniejszych obrońców Ziemi. Kanciastych herosów, dowodzonych przez swoją największą gwiazdę, LEGO Batmana, już teraz wiąże silna relacja. Relacja na tyle już zażyła, że bohaterowie spędzają ze sobą całe dnie, wolny czas wykorzystując na picie herbatki i... zabawę w chowanego. Ponieważ jednak nawet w świecie z pastelowych klocków nie zawsze panuje tylko i wyłącznie beztroska, naszym kanciastym herosom przyjdzie zmierzyć się z poważnym zagrożeniem z kosmosu – z szalonym, kosmicznym archiwistą-kolekcjonerem, Brainiakiem, któremu zamarzyło się zamknięcie całego ziemskiego globu w butelce i odstawienie jej na półkę swojej specyficznej biblioteki zminiaturyzowanych osobliwości wszechświata. A że możliwości zzieleniały w swym szaleństwie wróg ma spore, bohaterowie będą musieli sporo się natrudzić – wyruszyć w podróż w przeszłość, okiełznać watahę dinozaurów, powstrzymać abordaż piratów z Karaibów(!), skierować na drogę skrajnego feminizmu grupę kobiet jaskiniowych, zbudować Mega-Zorda (hmm, to chyba nie to uniwersum...), a na koniec... zastopować pochód armii agresywnych dronów katalogujących i mapujących Ziemię niczym słynny, wszędobylski samochód koncernu Google. Ale spokojnie – od czego ma się pedanta i paranoika Batmana, który nawet w wersji LEGO (a może właśnie przede wszystkim w wersji LEGO!) najlepiej wie, jak... poskładać wszystkie klocki do kupy. Zaskakujące, jak dobrze ogląda się produkcje ze świata kanciastych superbohaterów. Adresowane do młodego widza oferują wiele również dorosłemu miłośnikowi uniwersum DC, począwszy od wszędobylskiego, wcale nie infantylnego humoru, aż po multum nawiązań do komiksowego kanonu (powiązanie prędkości Flasha z podróżami w czasie, obecność Legionu Superbohaterów w przyszłości i wiecznego Vandala Savage’a w przeszłości, ukazanie Cyborg-Supermana jako wytworu Brainiaca, podobnie jak w rzeczywistości New 52, etc.). Przede wszystkim jednak cieszy wymiar „dydaktyczny” obrazu. „Kosmiczne starcie” to bowiem prawdziwy film edukacyjny, który w dobie wielkiego marnotrawstwa bezkresnych, wirtualnych przestrzeni dyskowych i nonszalancji w podejściu do bezpieczeństwa teleinformatycznego przypomina dwie podstawowe zasady z prehistorii informatyki: kompresja danych i szczelny firewall to podstawa!
15