ISSN 2391-4505
2/2014
Ł. Ciżmowski, P. Czarnecki © 2014 C&C COMICS
2/2014
superhero.com.pl
INCOGNITO
LIS VENOM & CARNAGE SUPERMAN UNCHAINED THE ULTIMATES MARVEL AR M I E S I Ę C Z N I K
75 LAT BATMANA
M I Ł O Ś N I K Ó W
K O M I K S U
M M A A G G A A Z Z Y Y N N
dołącz do nas...
www.facebook.com/superheromagazyn
WSTĘPNIAK
Sto lat Mroczny Rycerzu! 2014 rok w świecie komiksu bezdyskusyjnie należy do Batmana. Nikogo nie powinien więc dziwić fakt, że dziarski heros obchodzący właśnie jubileusz 75-lecia działalności bez zbędnych ceregieli przejął w tym miesiącu kontrolę nad naszym periodykiem, przy okazji rezerwując sobie również połowę niniejszej rubryki na wyjaśnienie motywów, którymi kierował się niegdyś, odmawiając Christopherowi Nolanowi prawa do filmowania swojej osoby w technologii 3D. Niezrażeni dominacją uszatego seniora zza granicy o swoje miejsce na łamach „SuperHero Magazynu” postanowili równolegle powalczyć również tutejsi, obiecujący nowicjusze – Incognito i Lis. Z nieskrywaną dumą śpieszę więc ogłosić, że debiuty obu herosów zostały dostrzeżone i objęte przez nas patronatem prasowym. A jakby tego było mało, o dostarczenie niemałych wrażeń w tym miesiącu postarał się również Marvel, w duchu „gender” serwując nam świeże spojrzenie na klasyczny koncept równouprawnienia kobiet ery socjalizmu – zamiast „na traktory”, tym razem wysyłając je do sięgnięcia po… gromowładny młot Thora (o czym więcej w felietonie na końcu magazynu)! A to jeszcze nie koniec atrakcji – po resztę odsyłam do dalszej części numeru, zachęcając do pozostania z nami jak najdłużej. W końcu komiks to nie trądzik, ani zęby mleczne – z tego nie wyrasta się nigdy.
Red. naczelny Michał Czarnocki 3
M A G A Z Y N
W drugim numerze... CO W TRAWIE PISZCZY
Orzeł na dołku, Deadpool w Hollywood PATRONAT SUPERHERO
Incognito. Niesamowity przypadek Pawła K. LIS. Powrót do domu KOMIKS POLSKA
The Ultimates: Bezpieczeństwo ojczyzny The Amazing Spider-Man: Wyznania KOMIKS ŚWIAT
Logana pamięci żałobny rapsod Superman Unchained Superman: The Men of Tomorrow John Romita Jr. – mesjasz czy... Koń Trojański? ELEMENTARZ
Venom & Carnage Era Ultrona MARVEL AR
Komiks jak żywy 75 LAT BATMANA
Gotham Batman: Atak na Arkham LEGO Przygoda Syn Batmana Batmobil FELIETON
Rewolucja październikowa PO GODZINACH
Przepis na sukces 4
KOMIKS • FILM • TV
Co w trawie piszczy? czyli wieści ze świata superherosów przegląd nie całkiem poważny Wakacyjne powtórki
W
SuperHero w UK
akacje to Przystanek Woodstock, wypady nad morze i… cały tabun telewizyjnych powtórek. Marvel najwyraźniej podłapał ten klimat, bowiem na lato 2015 zapowiada istną powtórkę z rozrywki: nowe „Tajne Wojny”, kolejnego „Staruszka Logana” i następną „Wojnę Domową”. Oj, chyba komuś tutaj zaczynają kończyć się pomysły…
Bat-sutki: Reaktywacja?
P
iekło zamarzło. Joel Schumacher wraca do Batmana… Na szczęście nie na reżyserski stołek, lecz na karty komiksu, gdzie zaprezentuje nam swój pierwotny pomysł na historię opowiedzianą w filmach „Batman Forever”, „Batman i Robin” i niezrealizowanym „Batman Triumphant”. Oby tylko tym razem nie drążył tematu bat-sutków…
Porcja retro-muzyki rodem z Galaktyki
L
iga Sprawiedliwości ma Supermana, Mściciele – Iron Mana, a Star Lord … WalkMana! Wam też radzimy czym prędzej odkurzyć przenośne retro-kaseciaki, bowiem już wkrótce na rynek trafić ma limitowana edycja ścieżki dźwiękowej „Strażników Galaktyki” w formie… kasety magnetofonowej rodem z filmu! To się dopiero nazywa magia ekranu.
M
inister Sawicki nie popisał się i nie wyeksportował polskich jabłek na zachód po zamknięciu granic Federacji Rosyjskiej. My przyrzekliśmy sobie nie popełnić tego samego błędu i wysłać na eksport nasze najcenniejsze dobra: polskich superherosów! Dlatego też dziś śpieszymy poinformować, że nawiązaliśmy współpracę z redakcją londyńskiego tygodnika polonijnego „Panorama”, na łamach którego można czytać przedruki wybranych tekstów z „SuperHero Magazynu”. Dotychczas do UK już udało nam się przemycić Białego Orła i felieton „Rewolucja październikowa” z bieżącego numeru „SuperHero”, a tej jesieni w „Panoramie” pojawimy się znowu – wraz z Incognito i Lisem! W końcu skoro Marvel i DC od lat lokują u nas swoich ludzi, dlaczego my nie mielibyśmy pokazać światu naszych? 5
M A G A Z Y N
I
Deadpool kills… Hollywood!
nternet to prawdziwy mecenas sztuki komiksowej. I chociaż na sumieniu ma wiele złego, dziś wybaczamy mu wszystko. Internet bowiem właśnie zrobił coś wspaniałego: wysłał Deadpoola do Hollywood! Premiera już w 2016 r. Strzeżcie się Bradzie i Angelino – pyskaty Wade nie cofnie się przed niczym, aby zostać gwiazdą.
Era Ultrona nadchodzi…
Źródło: YOUTUBE © 2014 MARVEL & TWENTIETH CENTURY FOX FILM CORPORATION
M
Źródło: YOUTUBE © 2014 MARVEL
arvel nie zna litości. Dla DC oczywiście. Nie dość bowiem, że swoimi zapowiedziami całej serii adaptacji filmowych najsłynniejszych komiksowych historii ze świata 616 całkowicie przykrył blask dopiero raczkującego uniwersum filmowego Batmana i spółki, to jeszcze właśnie opublikował w sieci zwiastun obrazu „Avengers: Age of Ultron”. A ten jasno wskazuje, kto będzie rządził w kinie w 2015 roku... I chociaż z kanonem ma to niewiele wspólnego, zwłaszcza że nie ma co liczyć na Logana szatkującego przeszłość i Ant-Mana (bo tego drugiego jeszcze tu nie ma, a tego pierwszego raczej nigdy nie będzie), zdecydowanie jest na co czekać. Armia Ultronów w natarciu? Hulkbuster kontra Zielona Szrama? Wanda i Pietro kontra Vision, War Machine i spółka? Tarcza Kapitana w rozsypce? Zawody w podnoszeniu Mjolnira? Gardło Tony’ego w żelaznym uścisku dłoni Thora? Uff… Półtoramilionowy rekord pierwszej części filmowych przygód Mścicieli najwyraźniej właśnie został zagrożony. I to bardzo poważnie.
6
DC/WARNER 25 marca 2016
Batman v Superman: Dawn of Justice *** 5 sierpnia 2016
Suicide Squad
*** 23 czerwca 2017
Wonder Woman *** 17 listopada 2017
Justice League *** 23 marca 2018
The Flash
*** 27 lipca 2018
Aquaman
*** 5 kwietnia 2019
Shazam
*** 14 czerwca 2019
Justice League II *** 3 kwietnia 2020
Cyborg
*** 19 czerwca 2020
Green Lantern
No i wszystko jasne! Kto jest najpotężniejszym superherosem ze stajni Marvela, przed którego karzącą ręką sprawiedliwości drżą już nie tylko wszystkie niecnoty z rzeczywistości nr 616, ale i cała superbohaterska śmietanka z konkurencyjnego uniwersum DC? Wszystkomiażdżący Hulk? Gromowładny Thor? Nie, to poczciwy staruszek Steve Rogers, starcia z którym tak bardzo przestraszył się Warner, że aż zmienił kolizyjny termin pierwszego wspólnego występu kinowego Supermana, Batmana i spółki. Nic jednak dziwnego, bo trzecia solówka Rogersa nie będzie li tylko kolejnym, zwyczajnym filmem o Kapitanie Ameryce… To będzie prawdziwa „Wojna Domowa”! Do przerwy mamy więc 0:1 w filmowym starciu DC – Marvel. Ale tak naprawdę to dopiero początek długiej batalii, czego dowodem filmowym harmonogram na lata 2015-2020.
© 2014 Marvel
© 2014 Warner Bros.
Do przerwy 0:1
MARVEL 6 maja 2016
Captain America: Civil War *** 4 listopada 2016
Doctor Strange *** 5 maja 2017
Guardians of the Galaxy II *** 28 lipica 2017
Thor: Ragnarok *** 3 listopada 2017
Black Panther *** 4 maja 2018
Avengers: Infinity War I *** 6 lipca 2018
Captain Marvel *** 2 listopada 2018
Inhumans
*** 3 maja 2019
Avengers: Infinity War II 7
M A G A Z Y N
Biały Orzeł
E
X
C
L
U S
I V
E
Po małych perturbacjach wydawniczych seria „Biały Orzeł” powraca na właściwe tory. Dziś, w przeddzień premiery ósmego aktu historii stołecznego herosa, przedstawiamy zapowiedzi najbliższych numerów cyklu, okraszone ekskluzywnymi grafikami prosto z archiwum braci Kmiołków. PSBO #8 EKSKLUZYWNIE DLA SUPERHERO A. KMIOŁEK © 2014 WIZUALE
PSBO #8 Żywy lub Martwy (cz.2) Kiedy pod koniec pierwszej części historii „Żywy lub Martwy” żegnaliśmy się z Białym Orłem, sytuacja herosa i jego ukochanej Warszawy nie przedstawiała się w zbyt różo8
wych barwach (chociaż całość zilustrowało aż trzech zdolnych kolorystów! – przyp. red.). Uznany za przestępcę, zbity jak pies, pojmany i niemal zdemaskowany, dziś marnuje swoje talenty na policyjnym dołku, a tymczasem do ataku na Stadion Narodowy już szykuje się ekipa sfrustrowanych krzewicieli nieporząd-
ku. Kto uratuje oczko w głowie eks-ministry sportu przed zniszczeniem i zaprzepaszczeniem zainwestowanych w nie miliardów złotych? No cóż, z pewnością musi być to jakiś porządny „Obywatel”… PSBO #9 Królestwo Strachu Kiedy po premierze pierwszego numeru „SuperHero Magazynu” nasze skrzynki mailowe zalała fala opinii, naszą uwagę szczególnie przykuło zapytanie: dlaczego periodyk nosi tytuł „SuperHetero Magazyn”, skoro występują w nim sami faceci? Niepocieszeni oskarżeniami czym prędzej śpieszymy zdementować plotki, dumnie prezentując ten oto istny cud natury (chociaż chodzą słuchy, że po trosze i chirurgicznego skalpela). A na imię jej… Syrena. Już wkrótce udowodni wam, że w polskim komiksie nie potrzeba parytetów, bo kobiety same potrafią wywalczyć sobie tutaj miejsce. Podobnie zresztą jak autorka ilustracji, która po udanym debiucie na łamach PSBO #6 po raz kolejny przejmie stery nad oprawą graficzną zeszytu o przygodach Białego Orła.
PSBO #9 EKSKLUZYWNIE DLA SUPERHERO A. H. SZYMBORSKA © 2014 WIZUALE 9
M A G A Z Y N
P A T R O N A T M A G A Z Y N
Ł.Ciżmowski © 2014 C&C Comics
Michał Czarnocki
INCOGNITO Koszmar minionego lata w estetyce retro-noir, superherosi w glanach i ćwiekach, a na dodatek – szczypta błazenady rodem z komiksów o pyskatym ścianołazie. Pop-kulturowy groch z kapustą? Może i tak. Ale jaki smaczny. 10
Niesamowity przypadek Pawła K. Paweł K. alias Incognito to superbohater. Ale nie taki z kwadratową szczęką, niebywałym hartem ducha, peleryną oraz obcisłymi rajtuzami wedle przeciwwskazań urologa zmniejszającymi prawdopodobieństwo przedłużenia rodu. Nie lata, nie miażdży siłą Hulka, nie błyszczy szczególną odwagą i błyskotliwym intelektem, a zamiast gadżeciarskiego pasa Batmana musi mu wystarczyć dyskontowy zestaw małego majsterkowicza. Mimo to Paweł to heros wyjątkowy posiadający pewną unikalną zdolność: zawsze dobrze wie…, kiedy zniknąć.
Ł.Ciżmowski © 2014 C&C Comics
Superherosi – jak błędnie można by wnioskować po pobieżnej lekturze pierwszego lepszego zeszytu z przygodami Supermana i X-Men – to nie tylko banda tęczowych mocarzy, kosmitów i innych wybryków natury w przyciasnych, gumowych łaszkach z przedszkolnego balu mieniących się całą feerią barw dostępnych w palecie RGB. To również poważni – choć nieco nadęci – herosi z krwi i kości: Batman miłujący czerń i ponure lokacje (zwany przez to zresztą Mrocznym, a nie Pastelowym Rycerzem) czy The Que-
stion i Rorschach zamiast głupkowatych grzebieni, różków i kąpielówek w grochy noszący gustowne płaszcze i klasyczne, męskie nakrycia głowy. Z takich właśnie, pozytywnych wzorców wyrafinowanego superbohaterstwa „nie dla mas” czerpie Incognito – bohater w eleganckim paltku i kapeluszu, z gazem pieprzowym w zastępstwie pierścienia mocy, zamiast za mitycznymi smokami ze szczytów świętej góry uganiający się za potencjalnymi rezydentami mamra i zakładów opieki psychicznej. 11
M A G A Z Y N
12
Ł.Ciżmowski © 2014 C&C Comics
A że przy okazji nie poskąpiono mu też nieco tajemniczego, nadprzyrodzonego talentu i niczym nieposkromionego poczucia humoru? Nic nie szkodzi. Przynajmniej nikt nie zarzuci mu gburowatości i nie powie, że nie jest „super”. Komiks duetu Czarnecki/Ciżmowski to istna, choć zaskakująco zgrabnie skrojona, mozaika wielu popkulturowych estetyk – często bardzo odległych, tak stylistycznie, jak i epokowo. Z jednej strony mamy więc klasyczne, czarno-białe kino noir z pierwszej połowy ubiegłego wieku, reprezentowane w komiksie przez Niewidzialnego Człowieka żywcem wyciągniętego ze stareńkich filmów studia Universal (o szczególnej dbałości o wierną wizualizację bohatera na kartach komiksu kilka stron dalej opowiadają sami twórcy – przyp. red) oraz kolorystykę obowiązkowo ograniczającą się jedynie do różnych odcieni szarości. Z drugiej strony autorzy nie boją się mieszać tutaj klasyki horroru z jej współczesną odmianą, naprzeciw retro-herosa stawiając współczesnego łotra rodem z obrazów klasy „slasher”, odzianego w makabryczną maskę z teledysków Slipkonta i władającego ostrymi narzędziami niemniej zręcznie niż bohaterowie serii „Krzyk” i „Piątek Trzynastego”. Całości dopełniają subtelne, choć bardzo czytelne akcenty superbohaterskie – wiszący na ścianie pokoju herosa plakat Batmana, marzenia bohatera o dołączeniu do X-Men oraz zgrabna koleżanka o telekinetycznych zdolnościach Jean Grey, tyle że w drapieżnym anturażu wyzwolonej fan-
Ł. Ciżmowski © 2014 Wydawnictwo Roberta Zaręby
ki amerykańskiej sceny death-metalowej. Misz-masz? Może i tak. Ale tak umiejętnie podany i skropiony na tyle wyważoną dawką przyjemnego, frywolnego humoru rodem z komiksów o Spider-Manie (uważne oko wychwyci zresztą nie tylko werbalne, ale i wizualne podobieństwa Incognito do ścianołaza z serii „Spider-Man: Noir”), że nie sposób nie przyznać, że całość sprawia wrażenie osadzonej na solidnym, dobrze uzbrojonym fundamencie. Sprytny pomysł spiritus-movens projektu, Piotra Czarneckiego na zabawę konwencjami skutecznie realizuje autor oprawy graficznej, Łukasz Ciżmowski, którego ilustracje, stylistycznie wprawdzie bardzo nietypowe jak na komiks bohaterski (przynajmniej ten stricte maintstreamowy), w pierwszym kontakcie sprawiające wrażenie być może nieco surowych, mają tę unikalną właściwość, że już po kilku chwilach obcowania z nimi wprowadzają czytelnika w żywy, iście filmowy świat z dużo większą liczbą wymiarów niż zwyczajowe dwa opisujące płaską kartkę papieru. Kiedy więc po krótkim, trzystronicowym wprowadzeniu na kartach komiksu w pełnej krasie debiutuje tytułowy heros, w uszach nie sposób nie usłyszeć… klasycznego motywu z filmowej Różowej Pantery, który zdecydowanie zmienia swój koloryt kilkadziesiąt stron dalej, przeradzając się w momencie wkroczenia na scenę Upiora w brudny jazgot nekro-metalowców z florydzkiego Obituary. Po co więc komu tak szumnie reklamowane ostatnio „audiokomiksy” z Biedronki (swo-
Tytuł: INCOGNITO. Niesamowity przypadek Pawła K. Twórcy: Piotr Czarnecki, Łukasz Ciżmowski Wydanie: polskie Wydawca: Wydawnictwo Roberta Zaręby Data wydania: 2014
ją drogą, czy to nie brzmi jak oksymoron?), kiedy tutaj rysują tak, że muzyka sama w uszach gra? Projekt „Incognito” narodził się jako dziecko Internetu. Od październikowej premiery dostępny jest jednak również na papierze, w formie tomiku zbierającego dotychczas wydane przygody niewidzialnego człowieka oraz sześciostronicową historię koleżanki Incognito – Alicji – przygotowaną specjalnie na potrzeby papierowego debiutu. 13
M A G A Z Y N
Incognito.
Niesamowity przypadek Pawła K. Piotr Czarnecki i Łukasz Ciżmowski przesłuchanie
Podobno Internet to największy wróg bohaterów ery druku. W końcu odkąd się pojawił – postawił wszystko do góry nogami: obrócił stary, analogowy świat w perzynę i sprawił, że wszyscy ocalali z e-kataklizmu aby przeżyć, musieli dostosować się do nowych reguł gry i czym prędzej przenieść swoje zabawki do sieci. Incognito – swoiste dziecko Internetu – paradoksalnie przebył drogę w zupełnie przeciwnym kierunku – z cyfrowej chmury, gdzie śmiało poczynał sobie od dnia swoich urodzin, w upragnione miejsce docelowe – do mekki wszystkich superherosów i miejsca, które konserwatywni miłośnicy trykotów i ciasnych majtek lubią najbardziej: na karty pachnącego tuszem, papierowego komiksu. Dziś o przeprowadzce „Incognito„ z Matriksa do wciąż żywego, analogowego świata herosów z krwi i kości rozmawiamy z twórcami bohatera – scenarzystą Piotrem Czarneckim i rysownikiem Łukaszem Ciżmowskim. SuperHero Magazyn: Jak doszło do tego, że udało wam się zainteresować Roberta Zarębę (wydawcę „Incognito. Niesamowity przypadek Pawła K.” – przyp. red.) projektem i doprowadzić do publikacji przygód Incognito na papierze – najpierw gościnnie na łamach „Strefy Komiksu”, potem już w formie samodzielnego integrala zbierającego dotychczasowe przygody bohatera? Piotr: Szczerze mówiąc nie musieliśmy przekonywać go w ogóle. Kiedy Robert za14
mieścił w Internecie informację o poszukiwaniu komiksów do superbohaterskiej antologii, po krótkiej wymianie maili podesłaliśmy mu pierwszą część „Skóry i Krwi”, komiks od początku mu się spodobał, potem sam zaproponował nam wydanie integrala na MFKiG. Łukasz: Co zabawne, początkowo miała to być po prostu drobna akcja promocyjna. Ogłoszenie „Strefy Komiksu” dotyczyło krótkich historyjek o superbohaterach – pomyśleliśmy, że parę stron w popularnym w środowisku
wydawnictwie może pomóc w nagłośnieniu naszego maleńkiego internetowego przedsięwzięcia. Posłaliśmy pierwszy zeszyt z pytaniem, czy coś w tym stylu będzie pasowało do konwencji, okazało się że owszem, a „Strefa” chętnie przygarnie cały zeszyt… resztę już znasz. Jasne, zaczynając mieliśmy nieśmiałą wizję, że może kiedyś pojawi się papierowy Incognito, ale własnego albumu po pierwszym roku działalności komiksowej nie zakładaliśmy w najśmielszych marzeniach. Patrząc na anturaż Alicji, maskę Upiora rodem z teledysków zespołu Slipknot oraz subtelną reklamę pewnego death-metalowego
bendu przemyconą w dodatku specjalnym do papierowego „Incognito”, trudno nie odnieść wrażenia, że ciężkie brzmienia są ważną inspiracją w waszym życiu. Czym jeszcze podczas realizacji swoich komiksowych pasji inspiruje się Piotr Czarnecki i Łukasz Ciżmowski? I skąd w ogóle pomysł na postać Incognito – superherosa w meloniku zamiast peleryny i obcisłych portek? Piotr: Po pierwsze – w fedorze, nie w meloniku. ;) A inspiracją, co zresztą widać jak na dłoni i co powtarzam na każdym kroku, były dla mnie głównie klasyczne horrory studia Universal. Strój Incognito jest wzorowany na
15
M A G A Z Y N
Ł. Ciżmowski © 2014 C&C Comics
Ernest Płaskociński, lider kapeli Mortis, której logo twoje czujne oko dostrzegło w „Drugiej Stronie Lustra”, to mój bliski znajomy i autor muzyki do filmowej zapowiedzi albumu.
ubiorze Niewidzialnego Człowieka (Łukaszowi udało się nawet przerysować charakterystyczne załamanie bandaża na nosie), Baron to nasz prywatny Frankenstein, a w galerii łotrów „Incognito” pojawi się jeszcze wiele odniesień do klasyki kina grozy. Upiór jest natomiast komiksowym młodszym bratem Jasona Voorheesa i Michaela Myersa, aczkolwiek na jednej planszy „Incognito” mówi więcej niż ci dwaj we wszystkich swoich filmach. Nie czerpię bezpośrednich inspiracji z muzyki, a to czego słucham przy pisaniu scenariusza bywa bardzo zróżnicowane i nie zawsze są to „ciężkie brzmienia”. Dla przykładu, scenariusz do czwartego numeru Incognito powstał w całości przy ścieżce dźwiękowej z „Łowcy Androidów”. 16
Łukasz: Masz mnie. Bardzo lubię ciężkie brzmienia. Jeśli pracuję przy muzyce, zwykle jest to muzyka niepozwalająca zasnąć. W komiksie anturaż z nią związany: skórzane kurtki, zamki błyskawiczne, glany, piwo z puszki sączone nad rzeką i setki innych tego typu elementów dobrze równoważą estetykę ekranizacji XIX-wiecznej powieści grozy i wprowadzają do niej swojski koloryt. Specyfika współpracy na dwóch różnych końcach Polski sprawia, że to, co Piotrek pisze z myślą o starym horrorze, słuchając ścieżki z „Łowcy Androidów”, ja rysuję przy Marilynie Mansonie czy jakimś żywym punkrocku, mając w głowie coś zupełnie innego. Myślę, że komiksowi wychodzi to na dobre, urozmaica go – np. Upiór, uosobienie slasherowego pogromcy nastolatków, w swoich pierwszych „„kanałowych” odsłonach jest inspirowany zupełnie współczesną, azjatycką szkołą horroru (najmocniej chyba widać to na okładce drugiego zeszytu, gdzie schodzi w głąb „studni” głową w dół – ten obraz prześladował mnie odkąd zaczęliśmy rozmawiać o tej postaci). Miasto, które Piotr opisuje, myśląc o warszawskiej Pradze, ja rysuję, mając przed oczami co mroczniejsze zakamarki Wrocławia. Przykłady można mnożyć. Co bardzo charakterystyczne dla „Incognito”: inspiracją bywa dla nas film, muzyka, obserwacja najbliższego otoczenia, ale bardzo rzadko są to inne komiksy.
W kontekście sztuki komiksowej zawsze mówi się przede wszystkim o scenariuszu i kresce rysownika jako głównych składowych udanej powieście graficznej. Okładka papierowego wydania „Skóry i Krwi” dowodzi jednak, jak wielką wartość dodaną wnosi czasem odpowiednio dobrany kolor... Nie podważając jedynej słusznej konwencji kolorystycznej, w której od zawsze porusza się „Incognito”, chciałbym spytać, czy w przyszłości jest szansa na urozmaicenie klasycznej skali szarości odrobiną ożywczej czerwieni również we wnętrzu komiksu? Piotr: Niczego nie wykluczamy. Jak na razie Incognito powstaje w czerni i bieli i prawdopodobnie w najbliższych numerach się to nie zmieni. Nie mogę jednak powiedzieć, że prędzej utnę sobie rękę, niż pokolorujemy „Incognito”, gdyż jedną ręką ciężko by mi było pisać scenariusze. Zresztą sfera graficzna to działka Łukasza.
Podoba ci się wszystko, co nosi spódnicę… A więc Alicja czy Marlena? A może jednak Ada? Piotr: W fantazjach Pawła zapewne wszystkie trzy, w rzeczywistości – cóż to na razie pozostanie pomiędzy mną i Pawłem. Łukasz: Wyrachowany profesjonalizm, ciepła, na wpół siostrzana przyjaźń czy nieprzewidywalna kumpela, z którą można walnąć piwko w plenerze i skopać tyłek maniakalnemu mordercy... – trudne pytanie. Którą z tych relacji bohater zechce przenieść na wyższy poziom i czy w ogóle coś wybierze – to na razie tajemnica ukryta głęboko w odmętach
Ł. Ciżmowski © 2014 C&C Comics
Łukasz: Szarości były świadomą decyzją jeszcze zanim zaczęliśmy w ogóle marzyć o druku (gdzie chwilowo stały się koniecznością). Chodziło mi o oddanie klimatu wspomnianych już parokrotnie klasyków kina grozy lat 40. Od kolorów się nie odżegnuję (zwłaszcza że eksperyment z pełnokolorową okładką albumu okazał się strzałem w dziesiątkę), chciałbym jednak zachować spójność estetyczną cyklu, więc przynajmniej do końca pierwszej serii komiks raczej pozostanie czarno-biało-szary. Tak, użycie słowa „raczej” to moja furtka, przyznaję, kolor kusi. 17
M A G A Z Y N
umysłu i notatek scenarzysty. Samego mnie to ciekawi. Jeśli pytasz mnie jako twórcę, odpowiedź jest prosta: Alicja. Piotrek świetnie ją „napisał”, a i mnie udało się co nieco przemycić od siebie do jej wyglądu, min, gestów i wszystkiego na co miałem wpływ. Dziewczyna od pierwszych kadrów zaczęła żyć własnym życiem i jest moim oczkiem w głowie w tym komiksie.
cognito” został przyjęty na Festiwalu Komiksu w Łodzi wydaje mi się to już z naszej strony czystą kokieterią. Mogę śmiało potwierdzić: ciąg dalszy, rozwijanie bocznych wątków, crossovery… już nad tym wszystkim knujemy i knujemy nie tylko we własnym gronie. Gdy z tego knucia urodzi się coś materialnego – czytelnicy „Superhero Magazynu” zapewne dowiedzą się jako jedni z pierwszych.
Dokąd zmierza „Incognito”? Czy macie już w głowie finał historii niewidzialnego mściciela czy też jest to projekt długoterminowy, przewidziany na długie miesiące dłubania przy nowym, dopiero rodzącym się uniwersum nadwiślańskich superherosów?
Na koniec prośba o kilka słów do czytelników „SuperHero Magazynu”.
Piotr: Pierwszą – i mamy nadzieję, że nie jedyną – serię „Incognito” planujemy zamknąć w 12 zeszytach, co nie oznacza, że na tym poprzestaniemy. Co więcej – w naszych notatkach i prywatnych rozmowach aż roi się od pomysłów na spin-offy, jak i inne sposoby na rozbudowanie uniwersum, które po MFKiG zaczęły nam wydawać się coraz bardziej realne. Na razie skupiamy się jednak przede wszystkim na wypuszczeniu czwartego zeszytu, a w nieco dłuższej perspektywie – drugiego albumu. Łukasz: Póki co chcemy wam opowiedzieć pewną historię, która ma jakiś wstęp, rozwinięcie i zakończenie – wspomniane 12 zeszytów. Zwykle jak mantrę powtarzaliśmy, że zdecydujemy co dalej, jeśli będzie jakieś zainteresowanie projektem. Po tym jak „In18
Piotr: Rok temu nie istniał ani „SuperHero Magazyn”, ani „Incognito”. Dzisiaj w tym pierwszym piszą o tym drugim. To dowód na to, że ludzie chcą czytać komiksy i o komiksach. Dlatego czytajcie, a dopóki będziecie z nami, dołożymy wszelkich starań, aby was nie zawieść Łukasz: Jeśli ten tekst choć trochę was zachęcił, serdecznie zapraszamy do lektury naszej twórczości na papierze i w Internecie, już w grudniu startujemy z nowym zeszytem. Nieustannie czekamy też na wasze uwagi i opinie. Robimy to dla was i bez was nie istniejemy. Jeśli doczytaliście do tego momentu i nie przerzuciliście na stronę z Batmanem, pozostaje mi serdecznie podziękować za waszą uwagę i życzyć dalszej miłej lektury! Dziękuję za rozmowę. Przepytał Michał Czarnocki
Ł. Ciżmowski © 2014 C&C Comics
19
M A G A Z Y N
INCOGNITO #4 – przedpremierowo
E X C L U S I V E
20
P. Czarnecki, Ł. Ciżmowski © 2014 C&C Comics
21
M A G A Z Y N
LIS
powrót do domu
Superbohater XXI wieku zabiera bogatym, nie oddaje nikomu... 22
M A G A Z Y N
J. Oleksów @ 2014 Wydawnictwo Sol Invictus
Michał Czarnocki
P A T R O N A T
J. Oleksów @ 2014 Wydawnictwo Sol Invictus
Lisek się zanęcił, drżyj komiksowa zagrodo! Ostatnimi czasy przeżywamy nad Wisłą prawdziwy wysyp rodzimych superherosów. Biały Orzeł, Bler, Polski Duch, Incognito... Krótko mówiąc – istna klęska superbohaterskiego urodzaju. I bardzo dobrze! W końcu dzięki nim, mamy o czym pisać, a okładek naszego magazynu nie musimy oddawać kapryśnym gwiazdom z importu, rezerwując to miejsce dla „swoich”. Z tym większą radością w gronie polskich superherosów witamy więc dziś kolejnego, bardzo dobrze zapowiadającego się bohatera. I to nawet pomimo faktu, że w gruncie rzeczy nasz debiutant to… zwykły złodziej. Gabriel Majewski – alter ego tytułowego Lisa – to jeden z wielu tysięcy Polaków, którzy w dobie szalejącego kryzysu wyjechali na Wysypy za chlebem. Kwalifikacje jednak miał niskie – raptem rok studiów na karku (a i ze szkoły szybko go wygonili), więc zamiast złapać Pana Boga za nogi i żyć, jak Pan, skończył jako słabo opłacany ochroniarz. A że nisko wykwalifikowany emigrant wart za granicą tyle, co laboratoryjny gryzoń, koniec końców trafił do gigantycznej probówki jako ofiara tajnego eksperymentu. Reszta jest już teoretycznie dobrze znana – z setek innych, podobnych tytułów superbohaterskich…
Pozory jednak mogą mylić. Świeżo upieczony właściciel nadprzyrodzonych mocy postanowił bowiem używać swoich zdolności w sposób nieco mniej „romantyczny”, a przy tym bardziej oryginalny, niż w przypadku wielu herosów o podobnej genezie: do zabierania bogatym i… niedzielenia się łupami z nikim. I chociaż z tą oryginalnością to lekka przesada – wszak trzeci marvelowski Ant-Man, Eric O’Grady, po znalezieniu mrówkowego stroju też nie wykorzystywał go dla dobra ogółu, a i taki Spider-Man nie od razu pojął, o co chodzi z tą „wielką odpowiedzialnością” – trudno nie przyznać, że lisi heros i jego komiksowy tytuł wnosi solidny powiew świeżości w rodzi23
M A G A Z Y N
J. Oleksów @ 2014 Wydawnictwo Sol Invictus
my światek obrazkowych historii, od lokalnego, superbohaterskiego ogółu odróżniając się niemal wszystkim: niechęcią do wykorzystania bożych darów w zbożnym celu, postawieniem relacji dobry-zły na głowie, wyśmienitą – choć zupełnie niesuperbohaterską – kreską i całkiem przyjemnym, wszechobecnym humorkiem. Debiutancki komiks wydawnictwa Sol Invictus – grupki pasjonatów historyjek obrazkowych, którzy w zaciszu warszawskiej Saskiej Kępy postawili sobie za cel stworzenie komiksu superbohaterskiego na światowym poziomie – posiada wiele zadatków na to, aby odnieść sukces, przy odrobinie szczęścia być może również poza granicami rodzimego
24
podwórka. Z jednej strony podobać się więc może tutaj ciekawy scenariusz łączący w sobie całe multum motywów z premedytacją przekalkowanych z różnych superbohaterskich serii komiksowych i innych dzieł popkultury z elementami nieczęsto spotykanymi w komiksie spod znaku trykotu i maski: dziwaczną relacją pomiędzy „odrażającym” heroizmem a sympatycznym „łotrzykostwem” oraz tabunem komentarzy do aktualnej sytuacji społeczno-politycznej – tak tej globalnej, jak i lokalnej dotyczącej miasta stołecznego Warszawy, gdzie rozgrywa się akcja komiksu. Co najważniejsze, ciekawy scenariusz łączy się tutaj z ponadprzeciętną formą jego wizualizacji. W rezultacie oprawa graficzna komiksu czerpiąca garściami z kreskówek i komiksu satyrycznego, choć tak różna od klasycznych, superbohaterskich wytworów ze stajni DC, Marvela czy nawet oprawy przygód rodzimych superherosów w białoczerwonych barwach, stoi na tak wysokim poziomie, że gdyby nie polska czcionka w komiksowych dymkach, można by odnieść wrażenie, że powstała w topowym studiu grafiki komputerowej zza oceanu. A trzeba pamiętać, że za całość sfery wizualnej „Lisa” odpowiedzialna
J. Oleksów @ 2014 Wydawnictwo Sol Invictus
J. Oleksów @ 2014 Wydawnictwo Sol Invictus
jest jedna osoba! Na talencie Jakuba Oleksów zyskuje tutaj w szczególności Warszawa, pomimo kreskówkowego charakteru ilustracji zadziwiająca fotograficzną wręcz precyzją odwzorowania jej sztandarowych atrakcji turystycznych. W rezultacie komiks duetu Stańczyk-Oleksów już od pierwszych kadrów pozwala czytelnikowi nie tylko poczuć się jak w domu, ale wręcz stwierdzić, że rodzimy superheros chyba jeszcze nigdy nie był tak bardzo „nasz”. „Lis” swoją przygodę z superbohaterskim rynkiem komiksowym rozpoczyna z wysokiego „C”. Pięknie narysowany, dobrze napisany, a przede wszystkim nieoczywisty, stawia twórców w szeregu ścisłych kandydatów do nagrody polskiego odkrycia komiksowego roku. I chociaż zgodnie z zapowiedziami autorów na następny numer serii będzie trzeba trochę poczekać, wygląda na to, że warto. Tymczasem strzeżcie się, bowiem Lis – dopóki nie zejdzie na dobrą drogę – może skraść wasz portfel (a przynajmniej drobne kieszonkowe, na którego równowartość wyceniono pierwszy zeszyt z jego przygodami), telewizor i samochód, a przy okazji prawdopodobnie również… wasze serce. Nasze już skradł.
Tytuł: LIS #1 Powrót do domu. Twórcy: Dariusz Stańczyk, Jakub Oleksów, Marcin Hołdak, Aaron Welman Wydanie: polskie Wydawca: Wydawnictwo Sol Invictus Data wydania: 2014 25
M A G A Z Y N
J. Oleksów @ 2014 Wydawnictwo Sol Invictus
Lis
Powrót do domu
Dariusz Stańczyk, Jakub Oleksów, Marcin Hołdak, Aaron Welman przesłuchanie Podobno klimat dla rozwoju przedsiębiorczości w Polsce jest wciąż dalece nieprzyjazny. Mimo to czterech zapalonych pasjonatów znad Wisły postanowiło powołać do życia wydawnictwo i samodzielnie, od początku do końca, zrealizować projekt autorskiego komiksu o przygodach nietuzin26
kowego superherosa z ambicjami. O tym, czego trzeba, aby stworzyć produkt na światowym poziomie bez wsparcia olbrzymiej machiny wydawniczej, rozmawiamy z twórcami postaci Lisa – Dariuszem Stańczykiem, Jakubem Oleksów, Marcinem Hołdakiem i Aaronem Welmanem.
SuperHero Magazyn: Czego potrzeba, żeby czterech Polaków o nadprzyrodzonych zdolnościach spotkało się pewnego dnia w środku drogi, poczuło nić wzajemnego zrozumienia i postanowiło spontanicznie uformować… nadwiślańską inkarnację Mścicieli? No, a przynajmniej – na początek – stworzyło obiecujący polski komiks superbohaterski… Dariusz: Wolnego czasu i odrobiny oszczędności :] Jakub: Przede wszystkim potrzeba było pomysłu, do którego zapaliła się cała ekipa. Do tego niebagatelną rolę odegrała wytrwałość w dążeniu do celu – ważne było, aby systematycznie, krok po kroku, realizować postawione sobie zadanie. Niełatwo pogodzić tworzenie komiksu z obowiązkami zawodowymi, ale gdy już udaje się ukończyć projekt, to satysfakcja jest niesamowita. Aaron: Myślę, że potrzeba było pewnego rodzaju iluminacji, zdania sobie sprawy, że jest się w takim wieku, w którym można spokojnie realizować te pragnienia, które w dzieciń-
stwie zdawały się należeć wyłącznie do świata fantazji. Marcin: Trzeba mieć motyw i możliwości oraz dać się zaprosić nad Wisłę. Złodziej bohaterem, heros – zwykłym zbójem, a na dodatek wszystko ubrane w szaty kojarzące się raczej ze stylistyką rodem z kreskówki albo satyrycznymi komiksami publikowanymi w prasie jako komentarz do aktualnych wydarzeń z kraju i ze świata. Czy „Lis” od początku zakładany był jako komiks superbohaterski przekornie wymykający się utartej konwencji, czy też dopiero później ewoluował do obecnej postaci? I czy przyjdzie taki moment, że Gabriel stanie się jednak prawdziwym, prawym herosem z przerośniętym podbródkiem i bielizną na wierzchu? Dariusz: „Lis” od początku był tak zaprojektowany, by grać trochę na nosie utartym schematom z jednoczesnym ich poszanowaniem. Nie uważam, by w archetypach było coś złego, wręcz przeciwnie. Natomiast jako
J. Oleksów @ 2014 Wydawnictwo Sol Invictus 27
M A G A Z Y N
J. Oleksów @ 2014 Wydawnictwo Sol Invictus
student literatury lubuję się w mieszaniu pewnych konwencji czy, jak w tym przypadku, podmienianiem funkcji pełnionych przez postacie. Iluminacja nadeszła, gdy kilka lat temu postanowiłem odświeżyć sobie „Road House” z Patrickiem Swayze, jeden z filmów mojego dzieciństwa, i zrozumiałem, że to wspaniały western osadzony w latach 80. Wkrótce potem zauważyłem, że pod wieloma względami „Blade Runner” operuje na bazie eposu i tego rodzaju zagrania porwały mnie bez reszty. Podmiana funkcji good guy/ 28
bad guy w historii superbohaterskiej, którą możemy z reszta zaobserwować też w przypadku filmu Scotta, przyszła jako naturalna konsekwencja tych spostrzeżeń. I tak, choć Strażnik pełni w komiksie funkcję superbohatera, to raczej nikt nie powinien wiwatować na jego widok. Natomiast Lis, jako złodziej stojący na pozycji złoczyńcy, wydaje się być w stanie wzbudzić u czytelnika pewną sympatię i zdecydowanie kieruje się jakimś tam kodeksem moralnym. Czy jednak jest to takie niesamowite? Antybohaterów i czaru-
Lis – bohater Warszawy, Polski czy całego świata? Dariusz: Gabriel jako „szkielet” postaci z pewnością sprawdziłby się gdziekolwiek na świecie. Są jednak w komiksie elementy specyficzne dla naszego kraju, które w jakimś
J. Oleksów @ 2014 Wydawnictwo Sol Invictus
jących złodziei jest w literaturze mnogo, tak pisanej, jak i graficznej. Ja po prostu starałem się dobrze bawić, pisząc tę historię, a jeśli podczas lektury „Lisa” czytelnik od czasu do czasu powie sobie pod nosem „Hah! I see what you did there!”, będzie to oznaczać, że wykonałem swoją pracę zgodnie z planem. Krótko mówiąc nie staram się zmieniać dobrego na lepsze, a jedynie w jakiś sposób oddać hołd historiom, które mnie kształtowały. Odnośnie do drugiej części pytania – nie. Oczywiście jak w życiu, kłody rzucone bohaterom pod nogi siłą rzeczy będą ich kształtować. Jak wspominałem w wywiadzie dla portalu „Paradoks”, zależało mi, żeby właśnie postacie były siłą komiksu, więc ich poglądy czy aspiracje mogą ulegać zmianom w trakcie trwania serii, i to tyczy się nie tylko Gabriela. Natomiast jeśli chodzi o symboliczne „majtki na spodnie”, mogę powiedzieć tylko, że Lis nie ma swojego „wujka Bena”. Jakub: Lis od początku jest swego rodzaju szalonym eksperymentem – historią, która graficznie i fabularnie rośnie w miarę opowiadania. Komiks będzie z pewnością ewoluował, jednak już teraz możemy spokojnie stwierdzić, że raczej nie w kierunku banalnych opowieści o nieskazitelnych bohaterach w rajtuzach latających z majtami na wierzchu.
stopniu tę postać kształtują. „Bebechy” Gabriela musiałyby więc zostać odpowiednio zmodyfikowane w zależności od kręgu kulturowego, do którego miałby być zaadaptowany, co oczywiście musiałoby wpłynąć na niego samego. Myślę jednak, że gdy dojdziemy do pewnego etapu fabuły, otoczenie będzie zarysowane na tyle, by komiks był wystarczająco czytelny dla ludzi z całego świata. Niemniej, myślenie o tym w takiej perspektywie to dla mnie teraz jakaś totalna abstrakcja :] Jakub: Przede wszystkim to ktoś, kto bywał tu i tam, ale nigdzie nie zagrzał miejsca na dłużej. Gdy taki życiowy włóczęga zostaje obdarzony niezwykłymi możliwościami, niekoniecznie będzie ich używał w interesie ogółu. Charakter Lisa dobrze oddaje zdanie, iż, przynajmniej z początku, chce on uczynić świat lepszym miejscem... dla siebie. Jak daleko na chwilę obecną sięgają plany Sol Invictus? Aaron: Plany to są i nawet na kilka najbliższych lat! Kluczowe będzie jednak teraz te 29
M A G A Z Y N
J. Oleksów @ 2014 Wydawnictwo Sol Invictus
Zakładacie możliwość zawiązywania doraźnych aliansów z kolegami z rodzimej sceny komiksowej i okazjonalne oddawanie „Lisa” w ręce innych scenarzystów/rysowników? Aaron: Nasza umowa stwarza taką możliwość, lecz to już zależy od samych autorów. Dariusz: Z radością zobaczyłbym przygody Lisa napisane przez innych autorów, natomiast na pewno nie na tym etapie. Mam wiele planów odnośnie Gabriela jako postaci i zanim ukształtuję go do tego stopnia, by mógł wziąć udział w historii innego scenarzysty, może upłynąć sporo czasu. Natomiast świat „Lisa” to nie tylko Gabriel Majewski i powiedzmy, że mamy z Aaronem w tym względzie kilka planów. Jest jednak stanowczo za wcześnie, by mówić o nich głośno. Co do aliansów, mamy dobre relacje z Piotrem Czarneckim i Łukaszem Ciżmowskim, więc kto wie, może kiedyś Gabriel i Paweł przybiją sobie piątkę.
najbliższe dwanaście miesięcy, podczas których wysiłki zostaną skupione na rozkręcaniu „Lisa”. Chcemy przekonać naszych czytelników, że jest to bardzo dobry komiks, z porządną, nieprzekombinowaną fabułą oraz mile łechtającą poczucie estetyki grafiką. Ja osobiście wierzę, że dzieło Dariusza oraz Kuby takie właśnie jest i wiele osób podzieli moje zdanie. Jeśli czytelnicy dadzą nam kredyt zaufania i komiks ugruntuje się na naszym rodzimym rynku, wówczas nadejdzie czas, aby zająć się również innymi projektami, niekoniecznie osadzonymi w konwencji superhero... 30
Jakie komiksy superbohaterskie czytają na co dzień twórcy „Lisa” (jeśli w ogóle znajdują na to czas w natłoku wywiadów i ciężkiej pracy nad kolejnymi planszami)? Czy znajdujecie źródło inspiracji w dzisiejszej ofercie wielkiej, komiksowej dwójki zza oceanu? Dariusz: Z historii superbohaterskich czytam obecnie głównie to, co serwuje nam WKKM, jednak tylko część z zaprezentowanych tam tytułów łyknąłem z niekłamaną przyjemnością. Z innych superbohaterskich serii staram się regularnie nabywać kolejne trejdy „Superior Spider-Mana”, a także „Batmana” w wykonaniu Snydera i Capullo. Poza tym, po błyskotliwej analizie „Spawna” pod
J. Oleksów @ 2014 Wydawnictwo Sol Invictus
kątem jednego z gatunków literackich, dokonanej ostatnio przez Przemysława Górniaka, opiekuna naszej Sekcji Literatury Graficznej IA UW, zbieram się powoli do odświeżenia sobie serii McFarlane’a. Co do wielkiej dwójki – miłośnikiem DC ogólnie nie jestem. Nie lubię koncepcji multiversów i uważam, że zdecydowana większość bohaterów tego domu wydawniczego to przykry wrzód na tyłku Batmana. Natomiast obecna oferta Marvela utwierdza mnie tylko w przekonaniu, że raz na te 10 lat musi znaleźć się tam ktoś świetny w podejmowaniu fatalnych decyzji. Na całe szczęście szykuje się obiecujący serialowy Daredevil. Na zakończenie prośba o kilka słów do czytelników SuperHero Magazynu. Dariusz: Jeśli będziecie na Saskiej Kępie pamiętajcie, żeby odwiedzić Efes. Mają tam cholernie dobre mięso. Aaron: Potwierdzam. Marcin: Ja również, ale pizza na winklu też niezła. Jakub: A tak już całkowicie poważnie, pamiętajcie, że dorosłość jest przede wszystkim po to, żeby realizować te wszystkie szalone marzenia z dzieciństwa, na które dopiero teraz was stać. Realizujcie swoje pasje, jakkolwiek innym ludziom wydawać by się mogły nieopłacalne czy niepoważne. Koniec końców warto mieć swoją odskocznię, swoje hobby, choćby dla samej higieny psychicznej. Dziękuję za rozmowę. Przepytał Michał Czarnocki 31
M A G A Z Y N
RECENZJA
32
Michał Czarnocki
Tytuł: The Ultimates: Bezpieczeństwo ojczyzny Twórcy: Mark Millar, Bryan Hitch, Paul Neary, Andrew Currie i inni Wydanie: polskie Tłumaczenie: Jacek Drewnowski Wydawca: Hachette Polska (org. Marvel) Data wydania: 2014
B.Hitch © 2014 Marvel
,
WIELK A KOL EK C J A K O MI K SO W MAR V EL A
WKKM #44: The Ultimates: Bezpieczeństwo ojczyzny
L
edwo co świat zdążył się pozbierać po odkryciu, że mocarni superherosi, mityczni bogowie i potężne bestie biegające beztrosko po iglicach wieżowców z piszczącą damą w dłoni to nie bajka, a już nadchodzi czas na kolejny cios kruszący i tak już mocno nadwyrężone status-quo. Okazuje się bowiem, że… wcale nie jesteśmy sami w kosmosie. No i oczywiście ci „z zewnątrz”, tak jak można by się tego spodziewać, wcale nie przybywają w pokoju. Zaraz, zaraz – ale co to niby za rewelacje z tymi herosami, gromowładnymi bogami i kosmicznym ekspansjonizmem ufoludków? Czy tego wszystkiego nie do-
świadczyliśmy w pierwszym lepszym, amerykańskim komiksie już wcześniej? I to ładne pół wieku temu? Owszem. Tyle że alternatywny świat Ultimate, w którym rozgrywa się akcja drugiego tomu przygód tamtejszej inkarnacji marvelowskich Mścicieli, to tylko na pozór ta sama, dobrze znana historia z popularnymi herosami Domu Pomysłów w roli głównej. A „Bezpieczeństwo ojczyzny” – podobnie jak poprzedzający je debiut Ultimates wydany w Polsce blisko roku temu nakładem Hachette Polska – to nie jest jakiś tam, pierwszy lepszy komiks. To w zasadzie nawet nie jest komiks. To pełen rozmachu i efektów specjalnych, wysokobudżetowy film hollywoodzki, tyle że zrealizowany przy użyciu niekonwencjonalnych środków: pióra, ołówka i tuszu. W drugim tomie przygód Kapitana Ameryki i spółki z alternatywnej rzeczywistości, w której superherosi, mutanci i inne fantastyczno-naukowe anomalie objawiły się światu dopiero niedawno – w erze społeczeństwa informacyjnego i cyfrowej rewolucji – piekielnie zdolny
,
nieszablonowe podejście Millara do kreacji wizerunku superherosa – tutaj całkowicie odbrązowionego przez scenarzystę, burzącego archetyp jednowymiarowego, nieustraszonego i nieskazitelnego moralnie wojownika (Hulk odgryzający głowę przeciwnika, Iron Man wymiotujący z nerwów do własnego hełmu, zadufany w sobie Hank Pym sprowadzony z roli heroicznego kolosa do poziomu małego, słabego człowieka, etc.). Scenarzyście nie brak zresztą odwagi również w podejściu do prezentacji zmiennokształtnego przeciwnika z kosmosu, do samego końca historii zakamuflowanego – w myśl zasady, że ciekawsze to, co niedopowiedziane – w ludzkiej, mniej jednoznacznej (i mniej komiksowej), a przez to bardziej interesującej w odbiorze postaci (poza jednym kadrem ukazującym fragmenty chitauriańskiego, rybio-jaszczurzego truchła wystające spod imitacji ludzkiej skóry). A jakby tego było mało, na finał Millar puszcza nam jeszcze oko, wieńcząc swoje dzieło obowiązkową, iście filmową biesiadą – pytanie tylko, czy inspirowaną ucztami galów z animacji o Asteriksie i Obeliksie czy radosnymi hulankami towarzyszącymi napisom końcowym produkcji z Bollywood? Nawet najbardziej zdolny reżyser jest jednak nikim bez zdolnego operatora
WI EL KA KO L EK CJ A K O MI K SOW MARVELA
duet twórców Millar/Hitch konsekwentnie kontynuuje swoją misję stworzenia nowoczesnej noweli graficznej XXI wieku – bez oglądania się na komiksowy kanon, za to z całym mnóstwem inspiracji zachłannie czerpanych ze współczesnego, mainstreamowego kina. Jeśli bowiem pierwszy tom przygód „ostatecznych Mścicieli”, z kipiącym od nadmiaru testosteronu Hulkiem biegającym po Manhattanie z Betty Ross pod pachą to oczywisty ukłon w stronę klasycznego „King-Konga”, „Bezpieczeństwo Ojczyzny” spokojnie możemy nazwać superbohaterską wariacją na temat „Dnia Niepodległości” (jak zresztą o fabule drugiego tomu cyklu „The Ultimates” zwykł mawiać jej scenarzysta, Mark Millar). Historie stanowiące oś obu tomów, chwilami będące ewidentną kalką znanych, hollywoodzkich szlagierów to jednak tylko wierzchołek piramidy – tutaj dosłownie wszystko od początku do końca składa się na spójną całość, bardziej przypominającą nowoczesny film unieruchomiony na kartach komiksu niż szablonową opowiastkę o herosach. Nie sposób nie dostrzec więc typowo filmowych zwrotów akcji w scenach nalotu kosmicznej armady (zaskakującego nawet dla spiritus movens całej intrygi) czy przede wszystkim piorunującego – dosłownie i w przenośni – powrotu herosów „zza grobu”. Cieszy również
33
M A G A Z Y N
,
WIELKA KOL EK CJ A K O MI K SO W MAR V EL A
WKKM #44: The Ultimates: Bezpieczeństwo ojczyzny
34
z wizją. Millar na szczęście, niczym Steven Spielberg od lat wspomagający się w swoich oscarowych wizjach rzemiosłem Janusza Kamińskiego, ma tutaj doskonałe wsparcie w postaci Bryana Hitcha, który nie tyle rysuje, co dosłownie wycina klatki z gotowej taśmy filmowej i elegancko układa je w formie albumu. W rezultacie
oprawa wizualna autorstwa brytyjskiego artysty przydaje całej historii tak niesamowitego, wręcz hollywoodzkiego rozmachu, że zamiast klasycznych kadrów komiksowych przypomina raczej zbiór gotowych storyboardów, wykonanych z ogromną precyzją na potrzeby wysokobudżetowego filmu o superherosach. W równym stopniu tyczy się to typowych dla Hitcha panoramicznych „ujęć” ukazujących armadę obcych wojsk i krajobraz zniszczonej Mikronezji, jak i dynamicz-
SUPERLUDZIE
Aby zrozumieć wątki poruszone w „Bezpieczeństwie Ojczyzny”, poznawanie alternatywnych Mścicieli ze świata Ultimate należy rozpocząć od historii „The Ultimates: Superludzie”. Ten swoisty remake debiutu flagowej drużyny Marvela niejako od nowa opowiada oklepaną historię, w której po raz pierwszy w jednym miejscu splatają się losy szóstki najpotężniejszych herosów ziemskiego globu – Kapitana Ameryki, Thora, Iron Mana, Hulka i małżeństwa Pymów, znanych lepiej jako Wasp i Giant-Man. I chociaż skład tutejszych Mścicieli jest w zasadzie dokładnie taki sam, jak pierwowzoru sprzed pół wieku (tyle że Kapitan dołącza tu do zespołu bez żadnego poślizgu), cała reszta diametralnie różni się od oryginału – począwszy od momentu debiutu (tutaj trykociarze startują w czasach nam współczesnych, walcząc o popularność z telefonami komórkowymi i szybkimi samochodami), poprzez stroje (mniej obciachowe, bez peleryn, czułek i hełmów ze skrzydełkami), na pobudkach przyświecających powstaniu grupy skończywszy (tutaj – mniej spontanicznych i romantycznych niż w oryginale, wynikających z działań rządu i generalicji USA). Podobnie jedynie na pozór identycznie wygląda pierwszy sprawdzian bojowy nowo uformowanego zespołu. O ile bowiem „ostateczni”, podobnie jak oryginalni Mściciele, na dobry początek mierzą się tutaj przede wszystkim ze swoim towarzyszem, Hulkiem, o tyle punktem zapalnym bratobójczej potyczki nie jest tu magiczna >
SUPERLUDZIE
B.Hitch © 2014 Marvel
intryga zdradzieckiego Lokiego, lecz zwyczajna, przyziemna zazdrość i nieumiejętność radzenia sobie z porażkami ludzkiego alter-ego Hulka. I w tym właśnie tkwi największa siła historii, bowiem niemal każdy z herosów ma swoje jak najbardziej ludzkie, głęboko skrywane przed światem wady, problemy i ułomności wyłamujące go z nudnego, oklepanego szablonu herosa idealnego. Dlatego też „The Ultimates: Superludzie” stanowi dziś lekturę obowiązkową – chociażby ze względu na nieprzyzwoite deklaracje uroczo nieokrzesanego erotomana Hulka czy zaskakujący finał historii zakończonej bardzo nieprzyjemną, małżeńską sprzeczką małej heroiny i wielkiego (chociaż tylko z nazwy i rozmiarów) herosa. Historia „The Ultimates: Superludzie” ukazała się w Polsce dotychczas dwukrotnie – po raz pierwszy dokładnie dziesięć lat temu nakładem Egmontu (historię rozbito wówczas na dwa 80-stronicowe tomy), po raz drugi – w ubiegłym roku, w jednym, zbiorczym tomie opublikowanym przez Hachette Polska w ramach 24. numeru „Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela”.
,
watorską formę artystycznego wyrazu zmieniającą klasyczny komiks w medium na miarę nowych czasów. To komiks przełomowy również dla samego Marvela. Po pierwsze bowiem część z pomysłów zaproponowanych przez twórców w eksperymentalnym świecie Ultimate ostatecznie została skopiowane przez wydawnictwo w głównej linii fabularnej (patrz ramka „Sekretna Inwazja” – przyp. red.). Po drugie – Hitch i Millar, próbując zakląć film na kartach komiksu, być może
WI EL KA KO L EK CJ A K O MI K SOW MARVELA
nych scen akcji, w których prym wiedzie iście filmowy kadr z Czarną Wdową dającą potężnego susa pomiędzy dwoma wieżowcami. Przy pierwszym kontakcie nie sposób oprzeć się wrażeniu, że scenę tę żywcem wyrwano z obrazu „Mission: Impossible” albo którejś z części „Matrixa” rodzeństwa Wachowskich. Uwspółcześniona wizja Mścicieli według Hitcha i Millara to komiks wyjątkowy, nie tylko ze względu na świeże podejście do dobrze znanej historii i no-
35
M A G A Z Y N
,
WIELK A KOL EK C J A K O MI K SO W MAR V EL A
WKKM #44: The Ultimates: Bezpieczeństwo ojczyzny
36
SEKRETNA INWAZJA
Historia opowiedziana w „Bezpieczeństwie Ojczyzny” okazała się na tyle ciekawym i bogatym źródłem pomysłów, że niecałą dekadę później Marvel bezpardonowo powtórzył ją w swojej głównej linii wydawniczej, rozbudowując wątek ataku na Ziemię zmiennokształtnych stworów do postaci kolejnego po „Wojnie Domowej” globalnego eventu w uniwersum Domu Pomysłów. W efekcie „Sekretna inwazja”, oprócz głównej, ośmioczęściowej miniserii, na długie miesiące objęła swoim zasięgiem niemal wszystkie spośród ówcześnie publikowanych, superbohaterskich tytułów wydawnictwa – od „Nowych Avengers”, poprzez „Punishera”, na „Strażnikach Galaktyki” skończywszy. W stosunku do pierwowzoru edytorzy Marvela zdecydowali się tu pójść o krok dalej – zmiennokształtni kosmici zwani Skrullami, nie dość, że wzorem swoich chitauriańskich odpowiedników z „Bezpieczeństwa Ojczyzny” zinfiltrowali organizację S.H.I.E.L.D. (w tym czasie dowodzoną przez Tony’ego Starka), a nawet szeregi samych Mścicieli (podmieniając m.in. Giant-Mana, którego duplikat wraz z nieświadomą intrygi Panią Pym odegrał tutaj o wiele ważniejszą rolę, niż w komiksie Millara), to jeszcze zaczęli prowadzić różnorakie, nieprzyjemne eksperymenty na pojmanych bohaterach w celu odtworzenia ich mocy u swoich wojowników > trochę nieświadomie podłożyli również solidne podwaliny pod kino superbohaterskie, wówczas, tj. w momencie premiery serii „The Ultimates” dopiero szykujące się do wielkiego skoku na szczyty Box-Office’u i kasę milionów widzów z całego świata. Oglądając dziś kolejne obrazy z filmowej stajni Domu Pomysłów – „Iron Man III”, „Kapitan Ameryka: Zimowy Żołnierz” czy przede wszystkim „Avengers” z 2012 r. – nie sposób nie dostrzec aż nazbyt czy-
telnych inspiracji wizją twórców „ostatecznych” Mścicieli. W końcu to właśnie tu, w komiksie duetu Millar/Hitch paradoksalnie po raz pierwszy w roli Nicka Fury’ego obsadzono samego Samuela L. Jacksona (na ekranie pojawił się dopiero niecałą dekadę później) i to tutaj po raz pierwszy wprowadzono liczne, wykorzystane później przez Whedona patenty: genezę Mścicieli jako oddziału specjalnego pod auspicjami rządu USA, pomysł na chitauraińską inwazję, koncept z wykorzystaniem zbroi Iron Mana
jako wspomagacza dla wielkiej, latającej konstrukcji (w komiksie – dla pikującego w dół wraku kosmicznego spodka, w filmie – dla uszkodzonego Hellicarriera) czy pomysł z przetransportowaniem wielkiej, chitauriańskiej bomby na kosmiczne rubieże (tyle że u Whedona zrobił to nie Thor, lecz Iron-Man, oddając „wybuchowy” prezent jego ofiarodawcom). To również tutaj po raz pierwszy zobaczyliśmy Triskelion (siedzibę S.H.I.E.L.D.) zinfiltrowany przez terrorystów związanych niegdyś z nazistami (co zostało później
przeniesione na ekran przez Braci Russo w „Zimowym Żołnierzu”, tyle że zamiast pomagających Hitlerowi obcych, jako intrygantów wykorzystano post-nazistowską Hydrę) i to stąd właśnie Shane Black zaczerpnął wątek przerażenia Tony’ego Starka ogromem kosmicznej inwazji, który później uczynił kołem napędowym obrazu Iron Man III. I tylko szkoda, że kino Marvela, chcąc mieścić się w pewnym ramach dostępności dla wszystkich grup wiekowych musi unikać dziś bardziej kontrowersyjnych tema-
,
G. Dell’Otto © 2014 MARVEL
i użycia ich przeciw obrońcom Ziemi. I chociaż koniec końców herosi, pomimo atmosfery wielkiej niepewności i wzajemnych oskarżeń o bycie uśpionym agentem przeciwnika, odparli inwazję zmiennokształtnych pokrak, finał konfliktu okazał się dla nich dalece mniej satysfakcjonujący niż dla ich odpowiedników z „Bezpieczeństwa Ojczyzny”. Cała superbohaterska społeczność bowiem, zamiast jak u Millara na biesiadę, trafiła pod jurysdykcję niezrównoważonego Normana Osborna (byłego Zielonego Goblina i nadwornego architekta wszelakich nieszczęść Spider-Mana), wkraczając tym samym w nowy, nieciekawy dla superbohaterskiej branży – za to wręcz rewelacyjny z punktu widzenia czytelnika – okres tzw. „Mrocznych Rządów”. Ośmioczęściowa miniseria „Sekretna inwazja” będąca osią całego eventu nie została dotychczas wydana w Polsce. Zgodnie z zapowiedzią kolejnej transzy tomów Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela opublikowaną właśnie przez wydawcę – Hachette Polska – już wkrótce pojawi się jednak również nad Wisłą, pod kryptonimem „Tajna Inwazja”.
WI EL KA KO L EK CJ A K O MI K SOW MARVELA
SEKRETNA INWAZJA
37
M A G A Z Y N
,
WIELKA KOL EK CJ A K O MI K SO W MAR V EL A
WKKM #44: The Ultimates: Bezpieczeństwo ojczyzny
38
tów, które są przecież ozdobą komiksu Millara i Hitcha dającą nieco niezbędnego wytchnienia od całej tej fantastyki towarzyszącej poczynaniom herosów. Gdyby jednak ktoś kiedyś zdecydował się pożenić superbohaterskie bajki z kinem nieco ambitniejszym i wzorem Millara wyjaśnić poczynania Hulka nie tylko gniewem, ale i nieposkromioną chucią olbrzyma, tudzież przenieść na ekran scenę skarcenia i ustawienia do pionu (czy raczej poziomu…) damskiego boksera Han-
ka Pyma przez szarmanckiego (chociaż niekonieczne w tym momencie) Kapitana – to by dopiero było coś. Losy marvelowskiej, eksperymentalnej linii Ultimate to najlepszy dowód na prawdziwość i popkulturową uniwersalność klasycznej tezy inżyniera Mamonia, że najbardziej podoba się to, co dobrze znane. Nikt na dłuższą metę nie lubi ingerencji w kanon, usilnych innowacji i przesadnych udziewnień pod płaszczykiem dostosowywania archaicznego tworu do współczesnych czasów. Dlatego, tak jak wszystkie dinozaury rocka na swoich koncertach zamiast prezentować nowy materiał,
KATAKLIZM!
Uniwersum „Ultimate”, pierwotnie jeden z najbardziej obiecujących projektów Marvela mający na celu wprowadzenie nowych czytelników w świat herosów Domu Pomysłów, dziś można uznać za bodaj największy niewypał w dziejach wydawnictwa. Pomimo rozpoczęcia inicjatywy z przysłowiowego, wysokiego „C” – dobrze przyjętym „Ultimate Spider-Manem” czy rewelacyjną wizją Mścicieli Millara i Hitcha – w miarę upływu czasu czytelnicy zaczęli stopniowo odchodzić od marki, powracając do tradycyjnych, rozwijanych od dziesięcioleci serii z głównej linii czasowej. Na nic zdały się kolejne próby ratowania świata Ultimate przy zaangażowaniu największych tuzów komiksowego przemysłu – wielkie eventy „Ultimatum” i „Śmierć Spider-Mana” każdorazowo skutkujące zmianą status-quo i restartem serii z logo „Ultimate” nie zahamowały postępującego spadku sprzedaży. Ostatni raz próbę ożywienia cyklu wydawnictwo podjęło w tym roku wraz z eventem „Kataklizm”, w ramach którego stary znajomy Fantastycznej Czwórki ze standardowej linii wydawniczej Marvela, Galactus, został przeniesiony do świata Ultimate, ce- >
KATAKLIZM!
M. Bagley, A. Hennessy, J. Keith © 2014 MARVEL
lem konsumpcji tego i tak już dogorywającego tworu. I chociaż tamtejszym bohaterom udało się pokonać planetożernego olbrzyma, wydawnictwo przy okazji eventu dokonało ostatecznego rozliczenia z przeszłością, pozbywając się ostatnich, nierentownych elementów cyklu Ultimate, w tym m.in. do niedawna będących jeszcze kołem napędowym marki Kapitana Ameryki i Thora. W rezultacie, dziś świat Ultimate to tylko dwie skromne serie wydawnicze z post-kataklizmowej rzeczywistości bazujące na postaci jedynego ostatnimi czasy dochodowego bohatera tej linii, czarnoskórego Spider-Mana, gdzie nawet kierowana przez Pajączka nowa inkarnacja Ultimates nie ma nic wspólnego z opisywaną tu ekipą „ostatecznych” Mścicieli. Takim oto cudem dzieło zapoczątkowane przez duet Millar/Hitch najwyraźniej „ostatecznie” dobiegło końca.
,
przodkowie – na ścianach jaskiń), tak absolutnie nie wolno przejść obojętnie obok tej bardzo dobrej pozycji z niecieszącego się zbyt dobrą sławą, dziś dogorywającego już świata Ultimate. Aż dziw bierze, że po tak dobrym starcie odnowionych bohaterów losy Ultimates i ich świata potoczyły się w tak dalece nieoczekiwanym i niepożądanym kierunku, że „ostatecznego” Kapitana Ameryki i jego wielu kompanów nie ma już wśród żywych, a z całego uniwersum ostały się jeno dwie serie, w których na dodatek próżno szukać kogokolwiek z obsady komiksów tandemu Millar/Hitch.
WI EL KA KO L EK CJ A K O MI K SOW MARVELA
od lat wałkują te same, zgrane, a jednak wciąż pożądane przez gawiedź hity, tak i w komiksie lepiej niż udający boga hipis z potężnym młotem i rodzeństwo mutantów pałających do siebie współcześnie pokomplikowaną, niezdrową miłością (bo i takie smaczki znajdziemy w komiksie Hitcha i Millara) sprzedaje się klasyka: peleryna, kalesony i archaiczna, bitewna czapka z piórami (o czym więcej w felietonie na końcu numeru). Ale tak, jak zdecydowanie nie warto być radykałem i bezrefleksyjnie odrzucać wszystko to, co nowe i nieznane (w końcu bez postępu technicznego komiksy musielibyśmy czytać dziś jak nasi
39
M A G A Z Y N
RECENZJA
40
Alek Szymański
Tytuł: The Amazing Spider-Man: Wyznania Twórcy: J. Michael Straczynski, John Romita Jr. i inni Wydanie: polskie Tłumaczenie: Marek Starosta Wydawca: Hachette Polska (org. Marvel) Data wydania: 2014
J. Romita Jr. © 2014 MARVEL
,
WIELKA K OL EK CJ A K O MI K SO W MAR V EL A
WKKM #48: The Amazing Spider-Man: Wyznania
C
zy może być coś gorszego dla matki, niż odkrycie paskudnego świerszczyka za łóżkiem nastoletniego syna? Napoczęta paczka papierosów znaleziona w kieszeni kurtki chłopca? Telefon z komisariatu z prośbą o odbiór młodocianego pirata drogowego rozbijającego się po mieście wozem, który niepostrzeżenie zniknął z przydomowego garażu? A może „radosna” informacja, że mamusia niedługo zostanie młodą, „szczęśliwą” babcią? Wbrew pozorom może być jeszcze gorzej. Na przykład wtedy, gdy po latach życia w błogiej nieświadomości na jaw wychodzi fakt, że kochana, niewinna
latorośl od dwóch dekad para się fachem… superbohatera. Wielka Kolekcja Komiksów Marvela – w ramach której na polskim rynku pojawił się właśnie tom „The Amazing Spider-Man: Wyznania” – to twór dosyć osobliwy. Niby spełnia niemożliwą do przecenienia funkcję krzewiciela tego, co najlepsze w komiksie, co dwa tygodnie dostarczając czytelnikom zamieszkującym pięć kontynentów świeżą porcję najciekawszych historii obrazkowych z uniwersum Domu Pomysłów, a jednak jednocześnie drażni miłośników komiksu tak niemiłosiernie, że aż dziw, że ci nie rozpoczęli jeszcze akcji masowych rezygnacji z prenumeraty cyklu. No, bo o ile jeszcze można zrozumieć politykę wydawniczą serii polegającą na rozbijaniu niektórych dłuższych historii na dwa tomy (zwłaszcza, jeśli w przypadku upchnięcia ich w jednym wydaniu zbiorczym nie dałoby się go udźwignąć jedną ręką) i od biedy przymknąć oko na fakt robienia przerw pomiędzy poszczególnymi częściami jednej historii (aby czytelnik zwrócił uwagę na kilka
POWRÓT DO DOMU
J.S.Campbell, T. Townsend © 2003 MARVEL
Przygodę z „Wyznaniami” Straczynskiego i Romity Jr. warto poprzedzić lekturą historii „Powrót do domu”, wielokrotnie wydawanej w Polsce – zarówno w formie cyklu zeszytów (w 2003 r. przez post-tm-semicowskie Fun Media, kilka lat później przez Axel Springer Polska w ramach serii „Dobry Komiks”), jak również pod postacią eleganckiego tomiku, który blisko dwa lata temu rozpoczął polską edycję Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela. „Powrót do domu” stanowi dziś lekturę obowiązkową z dwóch ważnych powodów: ze względu na historyczną, ostatnią stronę komiksu przedstawiającą zdziwienie May Parker na widok strzępów stroju Spider-Mana leżących obok beztrosko śpiącego Petera, tudzież ze względu na debiut postaci Morluna – energetycznego wampira karmiącego się od tysięcy lat esencją życiową ludzkich awatarów zwierzęcych totemów (a więc m.in. naszego gadatliwego ścianołaza). Lektura „Powrotu do domu” ma szczególny sens zwłaszcza teraz, kiedy za oceanem startuje nowy event Marvela, „Spider-Verse”, w ramach którego rzeczony Morlun powraca do świata Spider-Mana z zamiarem skonsumowania Petera Parkera, jego nowo poznanej, genetycznej bliźniaczki Silk oraz liczonej w tysiącach rzeszy rozmaitych wersji człowieka-pająka z różnych rzeczywistości, w tym m.in. Spider-Mana 2099, licznych klonów Petera oraz niesamowitej… Spider-Szynki (ang. Spider-Ham – przyp. red.)!
,
Skutkiem takiego właśnie horrendalnie długiego przestoju tom „The Amazing Spider-Man: Wyznania” będący bezpośrednią kontynuacją epizodu „The Amazing Spider-Man: Powrót do domu” opublikowanego na łamach pierwszego numeru kolekcji trafia w nasze ręce dopiero po upływie blisko 100(!) tygodni
WI EL KA KO L EK CJ A K O MI K SOW MARVELA
innych, wydanych w tym czasie tomów kolekcji i na dłużej związał się z całym cyklem), o tyle jak tu nie zżymać się, kiedy odstępy te przedłużają się w nieskończoność?
41
M A G A Z Y N
,
WIELKA K OL EK CJ A K O MI K SO W MAR V EL A
WKKM #48: The Amazing Spider-Man: Wyznania
42
od premiery pierwszej części historii. Lepiej jednak późno, niż wcale. W końcu, o ile w każdym innym przypadku można by było spokojnie machnąć ręką i zapomnieć o niedokończonej historii, o tyle jak tu nie czekać na dalszy ciąg jedynej w swoim rodzaju sceny zaprezentowanej na ostatniej stronie „Powrotu do domu”, gdzie najsłynniejsza komiksowa ciocia odkrywa sekretną tożsamość swojego niemniej słynnego siostrzeńca?! „Wyznania”, choć stanowią bezpośrednie przedłużenie historii rozpoczętej w pierwszym tomie Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela, utrzymane są w nieco odmiennym tonie niż „Powrót do domu”. O ile bowiem w dalszym ciągu nie brakuje tutaj wątków mistycznych wprowadzonych poprzednio przez Straczynskiego do pajęczej miologii, w ogólnym rozrachunku fantastyka paradoksalnie schodzi tym razem na dalszy plan, ustępując miejsca zwyczajnym, ludzkim – choć nie mniej trudnym i angażującym niż codzienna walka z superprzestępczością – problemom ścianołaza. W efekcie „Wyznania” to historia człowieka-pająka traktująca bardziej o człowieku, niż o superbohaterskim pająku. Nie dość bowiem, że po trzech pierwszych epizodach historii zdominowanych przez najtrudniejszą – bo odkładaną przez Petera przez dobre
dwadzieścia komiksowych lat – rozmowę z ciotką dopiero czwarty z dziewięciu przedrukowanych tutaj rozdziałów przedstawia bijatykę herosa z jakimś poważniejszym przeciwnikiem, to jeszcze nawet wówczas, gdy Peterowi przychodzi wreszcie stoczyć ostateczną walkę z człowiekiem-widmo w astralnym królestwie dr. Strange’a i dwoma(!) dr. Octopusami na planie absurdalnego filmu o człowieku-homarze(!), całość i tak odbywa się w cieniu problemów całkowicie absorbujących myśli Petera: odkrycia jego pajęczej tożsamości przez ciocię May i przedłużającej się separacji z Mary Jane Parker. Zresztą nic w tym dziwnego, bowiem koniec końców Peter i tak w żadnej ze spraw nie może liczyć na całkowity happy-end: nie dość, że ciocia, choć zapewnia, że rozumie, akceptuje, a nawet zaczyna usilnie wspierać znienawidzone alter-ego siostrzeńca (m.in. rezygnując z prenumeraty „The Daily Bugle”), w głębi duszy nie potrafi wybaczyć Peterowi wielokrotnych kłamstw i ukrywania swojego drugiego „ja”, to jeszcze Mary Jane – choć nie żąda rozwodu – wcale nie zamierza wracać do swojego „Tygrysa”. Żeby jednak nie było niedomówień – Peter w wersji Straczynskiego, pomimo ciężaru ciążących na nim problemów rodzinnych, nie tylko nie traci rezonu i charakterystycznego poczucia hu-
THE AMAZING SPIDER-MAN #36
© 2011 MARVEL
Pomiędzy wydarzeniami przedstawionymi na łamach „Powrotu do domu” (oryginalnie opublikowanymi na łamach numerów #30-#35 serii „The Amazing Spider-Man”) a ich kontynuacją w historii „Wyznania” (numery #37#45), nakładem Marvela ukazał się jeszcze jeden specjalny zeszyt autorstwa duetu Straczynski/Romita Jr. (nr #36), nieuwzględniony jednak w żadnym z obu tomów wydanych w Polsce nakładem Hachette. Zeszyt ten – opatrzony ascetyczną, jednokolorową okładką – ma charakter szczególny ze względu na tematykę i datę premiery, która miała miejsce tuż po tragicznych w skutkach zamachach na amerykańskie World Trade Center. Marvelowscy herosi wraz ze Spider-Manem będącym jednocześnie narratorem numeru, zostali tutaj przedstawieni bez zbędnej – niewskazanej w związku z ówcześnie panującą atmosferą – afirmacji – jako tło dla prawdziwych bohaterów: nowojorskich strażaków i innych służb mundurowych zaangażowanych w niesienie pomocy ofiarom ataku i odgruzowywanie ruin zniszczonych budynków. Szkoda, że wydawca kolekcji nie pokusił się o publikację tego numeru w tomie „Wyznania”, zwłaszcza że nie zabrakło tam miejsca dla innego, choć już tylko pośrednio powiązanego z katastrofą zeszytu, numeru #39, który, podobnie jak część ówcześnie opublikowanych przez Marvela komiksów pozbawiono dialogów (w ramach akcji mającej na celu sprawdzenie, kto jest ważniejszy – rysownik czy scenarzysta), przy okazji niejako oddając hołd ofiarom zamachu symboliczną „minutą ciszy”.
,
silikonowe lale, zapach swojego, przepoconego stroju („Smrodek sprawiedliwości zwalczający woń zbrodni”!), a nawet… samego Batmana. Dobry nastrój udziela się tutaj zresztą również wyjątkowo bezpruderyjnej May Parker dy-
WI EL KA KO L EK CJ A K O MI K SOW MARVELA
moru, ale wręcz tryska dowcipem jak nigdy dotąd, co i rusz mniej lub bardziej błyskotliwie wyśmiewając Internet i Windowsa,
43
M A G A Z Y N
,
WIELKA K OL EK CJ A K O MI K SO W MAR V EL A
WKKM #48: Wyznania
44
wagującej na temat hemoroidów i perwersyjnej geriatrii, a nawet zaangażowanemu przez wydawcę polskiej edycji komiksu tłumaczowi, który raczy nas tutaj swojsko brzmiącym, luźnym przekładem z perełkami w stylu „A niech mnie dunder świśnie”. Za to w przeciwieństwie do scenariusza Straczynskiego nie koniecznie musi się tutaj podobać strona wizualna autorstwa jak zwykle kontrowersyjnego Johna Romity Jr., którego chwilami nazbyt prosta kreska, uwydatniona zwłaszcza w przejaskrawionej, karykaturalnej wręcz mimice twarzy Mary Jane ujmuje nieco przyjemności z obcowania z historią. Nie ma za to co czepiać się braku topowego wroga, który jak Morlun w „Powrocie do domu” zdominowałby cały tom (wszak Otto Octavius jest tutaj jedynie wypełniaczem i tłem dla dramatów rozgrywających się w życiu Parkerów). Jak wspomniano wyżej – nie barwny złoczyńca i rozmaite czary-mary, lecz niełatwe problemy odbudowy zerwanych więzi międzyludzkich są tu głównym tematem historii – za co chwała Straczynskiemu, kojarzonemu przecież przede wszystkim jako twórca klasowej fantastyki.
Rosomaka pamięci żałobny Michał rapsod Czarnocki Wzorcowa, dobrze napisana recenzja, to taki tekst, który zachęci (lub zniechęci) czytelnika do sięgnięcia po oceniane dzieło, bez wyjawiania jego zakończenia. Dlatego to nie jest żadna recenzja. To krzyk rozpaczy nad grobem przyjaciela. Śmierć w komiksie superbohaterskim nie znaczy nic. No, może tylko tyle, że prawdopodobnie uśmiercana postać niedomaga ostatnio na polu biznesowym i trzeba ją na chwilę z przytupem zdjąć ze świecznika, aby potem móc ją niemniej głośno przywrócić do życia i zarobić na tym trochę grosza. Dlatego nie ma co mieć pretensji, że uśmiercili Logana, nawet jeśli przyświecały temu mało romantyczne pobudki – spadające słupki sprzedaży albo rzekomy konflikt Marvela z właścicielem praw do ekranizacji przygód herosa. Nie ma się co martwić, bo przecieŻ Rosomak i tak kiedyś wróci – jak Superman, Spider-Man i Kapitan Ameryka. Nie chodzi o to, ŻE zabili Logana. Chodzi o to JAK to zrobili. Już sam pomysł uśmiercenia Logana – kury znoszącej złote jajka, z którą czytelnik zżył się przez lata jak z przyjacielem, od początku wydawał się co najmniej kontrowersyjny. Minise-
FELIETON
Absurd? A podobno niedorzecznego finału niesławnego, solowego debiutu kinowego Wolverine’a z 2009 roku nie dało się już przebić... Oczywiście zawsze można tłumaczyć sobie, że idea uśmiercenia poprzez uposągowienie to szczytny krok – że Marvelowi chodziło po prostu o jak najszybsze wystawienie symbolicznego pomnika legendzie komiksu, o uczynienie go swoistym „złotym cielcem” pobłogosławionym midasowym dotykiem wydawcy. Tyle tylko, że to chyba zupełnie tak samo, jakby wmawiać komuś, na kogo plują, że właśnie pada orzeźwiający deszcz.
S. McNiven, J. Leisten, J. Ponsor © 2014 MARVEL
ria „Death of Wolverine” miała jednak wszelkie zadatki na to, aby przynajmniej w godny sposób pożegnać herosa: rewelacyjną oprawę graficzną Steve’a McNivena, całą plejadę najważniejszych przeciwników z CV bohatera, a przede wszystkim – wyrafinowany pomysł spięcia kilkudziesięcioletniej historii Logana klamrą i zakończenia jego żywota w miejscu, w którym wszystko się zaczęło – w laboratorium Weapon X. Marvel finalnie postanowił jednak zniweczyć misterny koncept i… zamienić Logana w świątecznego bałwanka – tyle, że nie ze śniegu, lecz z adamantium. Po prostu unieruchomić go na wieki – zalać twardniejącą substancją, jak rubaszny Jabba the Hutt nie mniej niepoważnego Hana Solo w Gwiezdnych Wojnach. I to pomimo tego, że przez całą historię czytelnikom podrzucano zupełnie inne, w miarę sensowne pomysły na zakończenie żywota pozbawionego swej nieśmiertelności herosa – od mikrych zarazków przedostających się do krwioobiegu Rosomaka wraz z chowanymi pazurami, poprzez przywiezioną z Hiroszimy chorobę popromienną, na zleceniu na głowę Logana, które mógł zrealizować ktoś z całej rzeszy dobrze umotywowanych pewniaków do roli kata – Viper, Lady Deathstrike czy też ten najbardziej oczywisty, Sabretooth. Mimo to Logana po prostu unieruchomiono żywcem, jak w jakimś kiepskim horrorze pokroju „Domu woskowych ciał”, karząc mu w ostatnich chwilach życia kroczyć z mozołem przez pustynię jak zepsuty robot z ostatniej sceny „Terminatora”, w dodatku w pasującej jak pięść do nosa, niby to romantycznej scenerii z zachodem słońca w tle.
45
M A G A Z Y N
RECENZJA
Superman Unchained Mateusz Wesołowski
Uznani twórcy, obiecujący scenariusz i całkiem niezła kreska. Wszystko na swoim miejscu, tylko sukcesu jakoś brak… Ale jak tu liczyć na sukces, skoro nie ma się szacunku do czytelnika i do własnej pracy?
H
46
J. Lee, S, Williams © 2013 DC Comics Inc.
uczna celebracja 75-lecia Batmana trwa w najlepsze. I to na całym bożym świecie, włącznie z naszym krajem, gdzie na cześć dziarskiego uszatka zorganizowano nawet głośną imprezę na terenie Pałacu Kultury i Nauki. Aż przykro się robi więc na samą myśl o tym, że równo rok temu Superman – starszy kolego Mrocznego Rycerza i, jakby nie było, najjaskrawszy archetyp współczesnego superherosa – przy okazji identycznego jubileuszu nie mógł cieszyć się równie wielkim za-
interesowaniem tutejszych mediów. W międzyczasie za oceanem nie było wcale lepiej ze względu na „Człowieka ze Stali” – kontrowersyjną ekranizację przygód herosa, wprawdzie jak najbardziej dostrzeżoną przez cały świat, ale przy tym zruganą tak przez krytyków, jak i przez fanów, którym odświeżona wizja postaci wyraźnie nie przypadła do gustu, nieco psując cały jubileusz (oj, nie było chyba aż tak strasznie źle… – przy. red. nacz.). W ramach promocji filmu DC Comics zdecydowało się wówczas również na publikację tytułu „Superman Unchained” – nowego miesięcznika z czerwono-niebieskim solenizantem w roli głównej. Miesięcznika, który – choć ze względu na nazwiska twórców zapowiadał się wręcz rewelacyjnie – dziś, po ponad roku od premiery kojarzony jest przede wszystkim z olbrzymimi opóźnieniami w harmonogramie wydawniczym, spowodowanymi chronicznym brakiem czasu jego rysownika, Jima Lee – żywej legendy komiksu, a dziś przede wszystkim niezwykle zapracowanego współwydawcy DC Comics. Szkoda by było jednak obrazić się na tę rażącą niepunktualność (będącą w zasadzie jedyną, chociaż dosyć poważną wadą serii „Superman Unchained”) i nie doczekać końca tej niezłej historii – zwłaszcza że twórcom udało się stworzyć intrygującą opowieść na miarę XXI wieku zdecydowanie przemawiającą na korzyść dzisiejszej wersji Kryptonijczyka z odrestaurowanego superbohaterskiego uniwersum DC Comics. Głównym katalizatorem fabuły nakreślonej przez Scotta Snydera są ataki terrorystyczne Ascension – grupy uzbrojonych w nowo-
czesną broń cyber-fanatyków. Mierząc do bezbronnych obywateli terroryści przyczyniają się do restartu działalności tajnej grupy militarnej, The Machine – wojskowych służb specjalnych USA zamieszanych w najbardziej kluczowe wydarzenia polityczne w historii. Najgłębiej skrywane sekrety wychodzą na wierzch, a jednym z nich jest działający potajemnie dla rządu kosmita, Wraith, który zamieszkuje błękitną planetę od 1938 roku. W przeciwieństwie do Supermana nie jest on jednak wolnym strzelcem, ani tym bardziej herosem – pełni raczej funkcję żołnierza, zadaniowca, bezdyskusyjnie i niezwykle skutecznie wykonującego rozkazy przełożonych. Zderzenie się tak podobnych – a jednocześnie tak różnych – postaci o niemal boskich zdolnościach w konsekwencji prowadzi do podania w wątpliwość dotychczasowe postępowanie Supermana, piętnując jego niechęć przy podejmowaniu trudnych decyzji, które wykraczałyby poza granice superbohaterskiej etyki. Próba stworzenia klarownej definicji prawdziwego bohatera prowadzi tu do zderzenia realnego świata z komiksowym i sformułowania pytania: jak daleko latający przebieraniec może się posunąć, ratując świat? I czy powinien angażować się w globalną politykę czy raczej pozostać przy ratowaniu kociąt z lokalnych drzew? Stawiając pod znakiem zapytania konieczność i praktyczną przydatność posiadania napakowanych herosów Snyder – niejako przy okazji – kreuje tutaj również własną interpretację historii wojennej, mieszając fakty z elementami science-fiction. 47
M A G A Z Y N
48
J. Lee, S, Williams © 2014 DC Comics Inc.
Dla fanów klasycznych historyjek przygotowano występ największego nemezis głównego protagonisty – Lexa Luthora realizującego na przestrzeni dotychczas opublikowanych numerów swój zbrodniczy plan. Arcywróg Supermana nie pełni tu jednak zwyczajowej, arcyważnej roli, zadowalając się tym razem miejscem na drugim planie, pośród wyjątkowo licznego grona postaci dodatkowych – Lois Lane, Jimmy’ego Olsena, generała Sama Lane’a, a nawet wspomnianego na wstępie Batmana. Budując charakter poszczególnych postaci Snyder nie wykazał się jednak tutaj zbyt dużą oryginalnością, eksponując dobrze znane od lat cechy bohaterów. Nie powinno więc nikogo dziwić, że np. panna Lane ponownie została obsadzona w roli… klasycznej damy w opałach. O Jimie Lee (podobnie jak np. o Joe Madureirze pracującym ostatnio dla Marvela) od lat krąży opinia, że mimo wielkiego (bezdyskusyjnego!) talentu notorycznie spóźnia się z dostarczaniem swoich szkiców na czas, co zdarzało się wcześniej chociażby w przypadku miesięcznika „Justice League”, nie wspominając już o martwej od wielu lat serii „All Star Batman & Robin” współtworzonej z utytułowanym Frankiem Millerem (kto wie, czy kiedykolwiek zostanie reaktywowana?). Cykl „Superman: Unchained” spotkał niestety podobny los, nie powinien więc dziwić fakt, że po zakończeniu pierwszej historii tytuł zostanie anulowany. Trzeba jednak pamiętać, że Lee jest dziś przede wszystkim jedną z najważniejszych postaci w DC, której głów-
J. Lee, S, Williams © 2013 DC Comics Inc.
nym zadaniem jest trzymanie pieczy nad kierunkiem, w którym zmierza superbohaterskie uniwersum wydawnictwa, a dopiero w dalszej kolejności rysownikiem – w związku z czym tym bardziej zastanawia, że znając swoje ograniczenia czasowe, podjął się pracy nad tytułem. Do rysunków zapracowanego artysty nie ma się oczywiście co czepiać – to klasa sama w sobie (o czym dobitnie można się przekonać, obcując z wersją „Director’s Cut” pierwszego numeru serii, wypełnioną oryginalnymi szkicami Jima Lee, nie splamionymi rękoma kolorysty i osoby nakładającej tusz). Poza dynamicznym kadrowaniem uwadze czytelnika nie powinien uciec tutaj przede wszystkim debiutujący na łamach serii Wraith, na którego design może i nie spożytkowano zbyt wiele czasu, ale dzięki zdolnościom Jima Lee z prostego pomysłu powstał niezwykle atrakcyjny wizualnie twór chwilami przypominający wręcz … słynnego Doomsdaya (patrz: okładka „Superman Unchained” #7).
Tytuł: Superman Unchained (#1-#7) Twórcy: Scott Snyder, Jim Lee, Dustin Nguyen i inni Wydanie: USA Wydawca: DC Comics Data wydania: 2013-2014
Superman Unchained to smutny przykład zmarnowanego potencjału. Historia wprawdzie broni się zarówno scenariuszem, jak i oprawą wizualną, lecz przez kolejne przestoje i poważne opóźnienia w cyklu wydawniczym zdążyła już zniechęcić do siebie całe rzesze czytelników zniecierpliwionych niepoważnym traktowaniem ze strony twórców i wydawcy. Szkoda, bowiem dzięki dodaniu szczypty realizmu politycznego, którego jak na lekarstwo w przypadku pozostałych komiksów z superczłowiekiem, i umiejętnemu wymieszaniu faktów historycznych z fikcją, powstał spiskowy thriller niezwykle umiejętnie zespalający rzeczywistość z realiami superbohaterskiego uniwersum. Kto jednak wytrwale czekał na kolejne rozdziały historii Scotta Snydera i Jima Lee, nie powinien czuć się zawiedziony. 49
M A G A Z Y N
RECENZJA
Mateusz Wesołowski
Ulisses, kto wspaniały jest i szybki tak? Ulisses, chce odnaleźć Ziemi ślad w kosmosie, przynieść ludziom pokoju znak…*
G
50
J. Romita Jr., K. Janson © 2014 DC Comics Inc.
eoff Johns, scenarzysta „Ludzi Jutra”, to sprawdzony specjalista od brudnej roboty. Niczym Batman zaalarmowany Bat-sygnałem Jima Gordona zjawia się zawsze wtedy, gdy DC Comics potrzebuje, aby posprzątać po kimś bałagan. Tym razem padło na Sotta Lobdella i niezbyt ekscytujące wyniki jego pracy nad tytułem „Superman”, która przez ostatnie dwa lata sprowadzała się do uporczywego eksploatowania oklepanego schematu: człowiek ze stali kontra superłotr w scenerii zniszczonego centrum Metropo-
* Czołówka serialu „Ulisses 31” – popularnej, japońsko-francuskiej animacji wyświetlanej w polskiej telewizji w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku.
Superman: The Men of Tomorrow
J. Romita Jr., K. Janson © 2014 DC Comics Inc.
lis. Na tle innych, równolegle wydawanych tytułów o przygodach Kryptonijczyka – miesięczników „Action Comics” i „Superman Unchained” – seria wypadała na tyle fatalnie, że wydawca nie mógł już po prostu dłużej stać z założonymi rękoma i zatrudnił nową ekipę do sprowadzenia tytułu na właściwe tory. Oprócz Johnsa w zespole znalazł się zaciągnięty z Marvel Comics rysownik-legenda, John Romita Junior – artysta wprawdzie mocno kontrowersyjny, za to o nazwisku tak magnetycznym, że wprost idealnym do wypromowania odświeżonego cyklu przygód Ostatniego Syna Kryptonu. Swoją współpracę Johns i Romita rozpoczynają od wprowadzenia zupełnie nowej postaci – Ulyssesa, podróżnika z Czwartego Wymiaru będącego niemal idealnym, lustrzanym odbiciem bohaterskiego harcerza – tak pod względem wachlarza posiadanych mocy (nadludzka siła, laserowe spojrzenie, umiejętność latania), jak i miejsca pochodzenia, z którym bohater utracił kontakt w podobnych okolicznościach, jak Superman (z tą różnicą, że planeta nowego herosa nie uległa eksplozji). Nie pierwszy to raz, kiedy poprzez pączkowanie rozmnożono człowieka ze stali – wystarczy wspomnieć tutaj Sentry’ego z Marvela, Omni-Mana od Image Comics czy Apolla ze świata Wildstorm (notabene romansującego z „klonem” kolejnej gwiazdy, jak żywo przypominającym… Batmana) – niemniej jednak, w przeciwieństwie do innych, komiksowych kopii Supermana to właśnie jemu przyszło stanąć ramię w ramię ze swoim protopla-
Tytuł: Superman (#32-#34) Twórcy: Geoff Johns, John Romita Jr., Klaus Janson i inni Wydanie: USA Wydawca: DC Comics Data wydania: 2014
stą. Czas pokaże, czy nowy superbohater zagości na dłużej w otoczeniu Kryptonijczyka czy też okaże się jedynie eksperymentem na przetarcie szlaków przez nowych opiekunów tytułu o przygodach Supermana. Na chwilę obecną jego origin z pewnością jednak co najmniej intryguje. Na plus na konto duetu Johns-Romita zdecydowanie należy zapisać fakt wyeksponowania ludzkiego alter-ego Supermana i jego przyziemnej codzienności będącej tak 51
M A G A Z Y N
dla czytelnika, jak i dla samego herosa pożądaną chwilą wytchnienia od trudów superbohaterskiego życia. Superman wszak para się nie tylko walką ze złem – musi przecież chociażby zarabiać jakoś na życie (a przynajmniej udawać, że to robi – w końcu na dobrą sprawę nie musi nawet jeść), co czyni za dnia na etacie dziennikarza w „Daily Planet”. W konsekwencji jest to oczywiście doskonałym pretekstem do wprowadzenia na pierwszy plan postaci redakcyjnych przyjaciół bohatera – fotografa Jimmy’ego Olsena, reporterki Lois Lane oraz redakto-
ra naczelnego Perry’ego White’a, których zabawne interakcje pozwalają na złapanie oddechu od głównego przebiegu akcji. Romitę Juniora kocha się albo nienawidzi. Nie można mu wprawdzie odmówić wysiłku włożonego w rozbudowę uniwersum Marvel Comics, w szczególności serii „The Amazing Spider-Man” (nad którą zresztą również pochylamy się na łamach niniejszego numeru „SuperHero Magazyn” – przyp. red.), nie mniej jednak trudno nie przyznać, że artysta od zamierzchłych czasów pracy nad przygodami nowojorskiego ścianołaFELIETON
Romita Jr. – mesjasz komiksu czy… Koń Trojański? Zmiany barw w biznesie (także tym opatrzonym przedrostkiem „show”) to żadna nowość. Banki wszak od lat wymieniają się zdolnymi menedżerami, partie polityczne nieustannie kuszą działaczy konkurencji, telewizje podkupują sobie nawzajem Michał Czarnocki swoje sprzątająco-gotujące gwiazdeczki i gospodarzy popularnych talk-shows, a Bayern Monachium przed rozpoczęciem każdego kolejnego sezonu bezpardonowo wyciąga najlepszych piłkarzy z Dortmundu, byle tylko osłabić depczącego mu po piętach rywala. Istnieje jednak pewna niepisana zasada, zgodnie z którą niektórych osób uznawanych za żywe symbole swoich organizacji, nie powinno się w ogóle tykać, a one same nie powinny nawet żartować o zmianie pracodawcy, aby nie narazić się na posądzenie o zdradę barw i ideałów. DC Comics od lat jednak nic nie robi sobie z faktu istnienia tego swoistego kodeksu honorowego, skutecznie kusząc kolejnych wielkich twórców Marvela i innych, mniejszych wydawnictw w nadziei, że wielkie nazwiska wystarczą, aby odwrócić uwagę czytelnika od pozbawionej swoich symboli konkurencji. Jakby tego było mało, wygląda na to, że na spektakularnych transferach ostatnich lat – Jimie Lee, > 52
Davidzie Finchu czy Gregu Capullo – właściciel praw do postaci Batmana i Supermana poprzestać nie zamierza, zwłaszcza że właśnie dokonał kolejnego, wręcz nieprawdopodobnego przejęcia, kradnąc Marvelowi Johna Romitę Juniora będącego – podobnie jak jego nie mniej znany ojciec – podporą i żywą legendą Domu Pomysłów. Pytanie tylko, czy obu stronom wyjdzie to na dobre? Czy młodszy Romita, podobnie jak Lebron James wracający właśnie z podkulonym ogonem do macierzystego Cleveland po kilu latach gry dla kontrowersyjnych ex-mistrzów NBA, drużyny Miami Heat, nie okaże się za chwilę kolejnym, głośnym synem marnotrawnym próbującym wrócić na macierzyste łono? I czy samo DC rzeczywiście skorzysta na przyjściu kontrowersyjnego artysty, który obok licznego grona fanów posiada nie mniej liczne – jeśli nie liczniejsze – grono sceptyków i przeciwników piętnujących jego makabryczne eksperymenty z mimiką największych ziemskich herosów? A co, jeżeli nagle okaże się, że wbrew intencjom wydawcy kontrowersyjny Romita zamiast zbawić świat Supermana i spółki rozsadzi od środka swój nowy dom? Sądząc po zaskakującej niespodziance, jaką rysownik serwuje nowemu pracodawcy, wprowadzając do uniwersum DC autorskiego herosa, Ulyssesa, i mając na uwadze fakt, czym w historii zapisał się antyczny pierwowzór bohatera – podstępny, mityczny Ulisses, znany głównie jako pomysłodawca konceptu Konia Trojańskiego – trudno nie przyznać, że chyba jednak coś jest na rzeczy…
za raczej obniżył loty. Również niedawna współpraca Romity z Markiem Millarem nad serią „Kick-Ass” raczej nie przysporzyła rysownikowi nowych fanów (zarzucano mu m.in. dysproporcję rysunków, w następstwie której postacie wyglądały jak małe dzieci paradujące z nabrzmiałymi głowami). Wydaje się jednak, że po, bądź co bądź niespodziewanym przekroczeniu progu DC Comics, artysta nieco odżył i na dobry początek współpracy z nowym wydawcą zaczął bardziej przykładać się do swoich szkiców – począwszy od proporcji ciała postaci, poprzez mniej karykaturalną mimikę,
na ciekawie zaaranżowanych lokacjach Metropolis skończywszy. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że ten swoisty trend zwyżkowy zauważalny w pracach rysownika utrzyma się na dłużej. Zwłaszcza, że z dobranym do pary Geoffem Jonesem za sterami „Supermana” – przynajmniej na razie – wspólnie sprawiają wrażenie osób o wiele lepiej nadających się do tej pracy, niż ich poprzednicy.
53
M A G A Z Y N
` Każdy musi od czegoś zacząc: nagrac` przebój, ukraśc` pierwszy milion albo zostac` ugryzionym przez radioaktywnego pająka. A jeśli ty nie wiesz od czego zacząc` – sięgnij po...
Elem ntarz Lekcja 1: Venom & Carnage
H
istoria amerykańskich superherosów to ponad trzy ćwierćwiecza nieustającej walki dobra ze złem i bezmiar komiksów do przewertowania. Tylko kto ma czas, aby przekopać się przez tę bezkresną bibliotekę i wyłuskać z niej prawdziwe rarytasy? Oczywiście my! Od dziś będziemy spotykać się tutaj z wami na zajęciach z „Superbohaterystyki” i zgłębiać superbohaterski elementarz w poszukiwaniu najciekawszych lektur spod znaku peleryny i obcisłych kalesonów. Nie zawsze będą to najbardziej oczywiste pozycje z popularnych komiksowych rankingów, za to z pewnością zawsze będą to komiksy, które… po prostu warto przeczytać.
Naszą pierwszą lekcję przekornie zaczniemy jednak nie od superbohaterów, lecz od... antyherosów. W końcu też są super – tyle, że przy okazji również „anty”. A że dwaj szczególnie lubiani antyherosi z komiksów o przygodach Spider-Mana – Venom i Carnage – dostali właśnie główne role(!) we wspólnym (!!) filmie (premiera w 2017 r.), nie wypada nam dzisiaj nie prześledzić komiksowych pierwocin najbardziej pokręconej, symbiotycznej familii w uniwersum Marvela...
© 1984-1985, 2014 Marvel
WKKM #40: Superbohaterowie Marvela: Tajne Wojny cz. 2 Hachette Polska (PL) Beyonder, wszechpotężny, kosmiczny byt znudzony brakiem wrażeń, postanawia zorganizować sobie igrzyska na rubieżach galaktyki ze Spider-Manem i innymi marvelowskimi superbohaterami w roli gladiatorów. A ponieważ ścianołaz w ferworze walki gubi część ubioru, a na stanie akurat znajduje się specjalna, galaktyczna maszyna do reprodukcji zaginionych części garderoby(!), półnagi heros postanawia skorzystać z okazji. Pech chce, że jego nowe, gustowne szaty żyją i zamierzają napsuć mu trochę krwi przez najbliższe trzydzieści lat… 54
© 1993, 1994 Marvel
Spider-Man: Birth of Venom Marvel (USA) Nowy strój Petera po powrocie na Ziemię sprawuje się znakomicie – walka ze złem jeszcze nigdy nie była tak lekka i przyjemna. Ale tylko do czasu, bowiem ścianołaz pod wpływem żywego kubraczka coraz częściej zaczyna przekraczać granicę… Niezadowolony z efektów ubocznych mariażu z kosmitą czym prędzej pozbywa się więc krnąbrnego garnituru, który chwilę potem znajduje sobie nowego nosiciela, Eddiego Brocka, dając początek jednemu z największych łotrów wszechczasów, Venomowi – wprawdzie jeszcze bez sztandarowego, obślizgłego języka, za to w rewelacyjnej oprawie graficznej Todda McFarlane’a.
© 1993, 2004 Marvel
© 1993, 1994 Marvel
The Amazing Spider-Man 12/94 (#54) Tm-Semic (Polska) Venom, głęboko wierząc, że jest prawym superherosem, zgodnie ze swoim pokrętnym poczuciem sprawiedliwości postanawia zrobić dobry uczynek i… porwać dopiero co odnalezionych rodziców Spider-Mana, celem zapewnienia im kompleksowej ochrony przed rzekomo niebezpiecznym i niepoczytalnym synem (przynajmniej w wizji świata widzianej oczyma symbiotycznego stwora). Sprawa wydaje się beznadziejna, pojedynek na śmierć i życie wisi w powietrzu, aż do momentu, gdy sytuację ratuje… żona Venoma. Że, co? To Venom ma żonę? Spider-Man: Maximum Carnage TPB Marvel (USA) Venom zdążył już na dobre zagościć w życiu Człowieka-Pająka, czyniąc w nim istne spustoszenie. Co gorsza, czując zew kosmicznej natury przy okazji złożył skrzek, z którego wykluł się nowy, jeszcze bardziej szalony i nieobliczalny rzeźnik – Carnage! Kiedy jednak niepoczytalny synalek wraz z grupą ślepych wyznawców zaczyna robić czystki na Manhattanie, targany poczuciem winy czarny symbiot i jego były, dziś znienawidzony nosiciel o pajęczym zmyśle będą musieli na jakiś czas zakopać topór wojenny i wspólnie zrobić porządek z niepokornym juniorem. A że łatwo nie będzie, na pomoc wezwą całą masę superbohaterskich przyjaciół i samego Kapitana Amerykę! 55
M A G A Z Y N
© 2004 Marvel
Venom vs. Carnage TPB Marvel (USA) Carnage znowu szaleje. A jakby tego mało, dojrzał już na tyle, aby w szale buzujących hormonów uczynić Venoma… młodym dziadkiem! „Poczciwy” senior postanawia jednak nie dopuścić do nadmiernej ekspansji swego rodu i zawczasu ukręcić łeb sprawie – a przy okazji również synowi i nowo narodzonemu, toksycznemu wnukowi. Oj, będzie się działo… Zwłaszcza, jeśli w rodzinny konflikt wmiesza się wszędobylski Spider-Man, z miejsca stając się nowym idolem symbiotycznego bobasa!
© 2010, 2011 Marvel
Carnage. Family Feud TPB/HC Marvel (USA) Z symbiotami i ich nosicielami tak już jest, że nie mogą dłużej usiedzieć w jednym miejscu. Czasem skłonność do włóczęgostwa jednak nie popłaca i podczas próby ucieczki z więzienia można np. wzorem Carnage’a zostać rozerwanym na pół i pozostawionym na pastwę losu na orbicie Ziemi („WKKM #32 – New Avengers: Ucieczka” – przyp. red.). Kiedy jednak za przyjaciela ma się kosmiczny, wszechmogący kostium, nawet rozpołowienie i kosmiczna próżnia nie jest wielką przeszkodą. Zwłaszcza, jeśli znajdą się życzliwi, którzy ściągną wegetującego łotra z powrotem na Ziemię, doprowadzą ledwie ciepłe zwłoki do względnego porządku i stworzą szaleńcowi doskonałe warunki do tego, aby… powić kolejnego potomka. 56
© 2009-2010, 2011 Marvel
Dark Avengers HC Marvel (USA) Wyrodny syn odpoczywa sobie spokojnie w więzieniu, tymczasem Venom – już z nowym nosicielem, Macem Garganem (notabene, kolejnym dobrym znajomym Człowieka-Pająka) – bryluje na salonach, w nietypowej dla siebie roli… superbohatera! I chociaż jeszcze przed chwilą jako tajny, rządowy hycel odgryzał ręce zbuntowanych herosów podczas superbohaterskiej wojny domowej, dziś już nie musi się ukrywać, piastując prestiżowe miejsce po drugiej stronie barykady. Tylko czy to przypadkiem już nie lekka przesada? Venom nowym Spider-Manem? I to w szeregach nowych Mścicieli? Oj, z tego nie może wyjść nic dobrego…
© 2011 Marvel
Venom by Rick Nemender, vol. 1 TPB/HC Marvel (USA) Naprzód, marsz – Venom idzie do wojska! Eksperyment z posadą superherosa się nie powiódł, symbiot z kolejnym, świeżo zatrudnionym nosicielem – niepełnosprawnym kolegą Spider-Mana, kapralem Flashem Thompsonem na pokładzie – od teraz będzie więc wykonywał misje niemożliwe dla armii Stanów Zjednoczonych jako… Agent Venom! A że różnice charakterów pomiędzy żądnym krwi kosmitą i pełnym skrupułów, prawym kaleką wojennym wydają się nie do pogodzenia – i to nawet pomimo solidnej dawki środków uspokajających – zapowiada się, że nowa droga życia – z tykającą w głowie bombą – będzie bardzo długa i wyboista…
© 2012, 2013 Marvel
© 2011, 2012 Marvel
Carnage USA HC/TPB Marvel (USA) Nowy nosiciel Venoma najwyraźniej dotarł się już nieco ze swoim kosmicznym kostiumem (z naciskiem na „nieco”). A skoro tak, czas podreperować zerwane więzi rodzinne i zaprezentować się dawno niewidzianemu synowi w nowym, eleganckim mundurze wojskowym. Zwłaszcza że Carnage też już tylko czeka na spotkanie, aby pochwalić się staruszkowi swoją nową rolą… makabrycznego sołtysa pewnej amerykańskiej wioski. Czyżby zanosiło się na rzewny odcinek z cyklu „Wybacz mi”? Raczej nie. Zwłaszcza, jeśli na drodze do pojednania staną Mściciele i wygadany rozjemca z symbolem pająka na piersi… Minimum Carnage TPB Marvel (USA) Nie minęło zbyt wiele czasu od ostatniego spotkania odmienionego Venoma i jego kompletnie niereformowalnego synka, a tu już zapowiada się na kolejny konflikt rodzinny. A że tym razem spotkanie odbędzie się w nietypowym miejscu – na przedmieściach marvelowskiej krainy Smerfów znanej jako Microverse – a na imprezę wprosi się jeszcze pewien niezbyt sympatyczny, bezkompromisowy klon Człowieka-Pająka z „uprawnieniami” neurochirurga, kolejna, makabryczna kąpiel w morzu krwi gwarantowana. 57
M A G A Z Y N
© 2013, 2014 Marvel
The Superior Spider-Man: Superior Venom TPB Marvel (USA) W komiksie, jak w politycznym kalejdoskopie – cały czas coś się zmienia, historia zatacza kolejne koła, a bohaterowie co chwila wskakują w buty swoich poprzedników. Nie inaczej sprawa wygląda w świecie Człowieka-Pająka. Skoro jego najlepszy przyjaciel mógł zostać Agentem Venomem, dlaczego jego arcywróg – dr Octopus – pod nieobecność Petera nie miałby nagle przyjąć roli… Spider-Mana! Kiedy jednak drogi dwóch panów udających kogoś, kim tak do końca nie są, przetną się, lepiej nie wchodzić im w paradę. Zwłaszcza, że symbiot znów zapałał miłością do swojego pierwszego – dziś jakby trochę odmienionego – nosiciela, dając podstawę do stworzenia… lepszego Venoma!
Planet Venom! Kiedy Spider-Man po raz pierwszy nakładał na siebie czarny kostium, nie wiedział, że ten któregoś dnia ożyje i po krótkim „romansie” z wiernego kochanka przerodzi się w jego zaciekłego wroga z obślizgłym ozorem i skłonnością do kanibalizmu. A przy okazji napłodzi jeszcze całe stado sobie podobnych pokrak – z Carnage’em na czele – które rozplenią się po całym amerykańskim kontynencie…
N. Bradshaw © 2014 Marvel
A propos stada – czy zastanawialiście się kiedyś z jakiego plemienia pochodzi Venom? Czy gdzieś we wszechświecie w ogóle żyją jemu podobni czy też symbiot jest pierwszym i jedynym w swoim rodzaju, który dopiero dał początek nowej rasie? I skąd w ogóle wziął się na planecie Beyondera z „Tajnych Wojen”? Dziś, po trzydziestu latach od narodzin „czarnego kostiumu” Marvel serwuje nam odpowiedź na te pytania, informując, że daleko w kosmosie istnieje… planeta symbiotów! Szczegóły już w listopadzie, na łamach 21 numeru serii „Guardians of the Galaxy”, gdzie Agentowi Venomowi – świeżo upieczonemu członkowi* frywolnych Strażników Galaktyki – przyjdzie odwiedzić dom rodzinny swoich przodków… * O kulisach dołączenia Venoma do Strażników Galaktyki przeczytacie w poprzednim numerze „SuperHero Magazynu” – przyp. red. 58
KOMIKS
KOMIKS
POLSKA
USA ZAPOWIEDZI
listopad-grudzień 2014 Premiera: 5 listopada 2014 (PL)
Premiera: 5 listopada 2014 (USA)
WKKM #51: Wielka Wojna Hulka
Captain America & The Mighty Avengers #1
Marvel / Hachette Polska
Kiedy jesteś sławnym herosem z pieniędzmi i głową nie od parady, wydaje ci się, że możesz wszystko, ot na przykład zostać żandarmem świata i siłą wtłoczyć wszystkich w sztywne ramy swojej wizji globalnego porządku. Z niektórymi nie warto jednak zadzierać – nawet, jeśli stoi za tobą cała armia potężnych przyjaciół. Szczególnie zaś nie warto zadzierać z kimś, kto jest zielony, łatwo wpada w szał i w dodatku czuje, że właśnie go wykiwałeś. Drżyj więc Iron Manie i spółko. Wielka furia nadchodzi… Premiera: 17 grudnia 2014 (PL)
WKKM #54: Staruszek Logan Marvel / Hachette Polska
Ameryka pod rządami zła, herosi na wymarciu i siwiutki dziadek Logan w uścisku szczęk... symbiotycznego Venomosaurusa Rexa? Witajcie w uniwersum Marvela za pięćdziesiąt lat... Lektura obowiązkowa, zwłaszcza dla fanów pokręconych inkarnacji czarnego stwora z sąsiedniej strony.
59
Marvel
Segregacja rasowa w USA to przeszłość. Po rockowej babci Tinie, Michaelu Jordanie i „swoim” prezydencie Afroamerykanie zyskują nareszcie ostatni, brakujący element układanki: własnego Kapitana Amerykę. A Luke Cage i jego afro-avengersi już zaciskają łapki. Koniec ery ściągania kotów z drzew. Z żywą ikoną amerykańskiego superbohaterstwa w składzie to dopiero będą prawdziwie „potężni” Mściciele! Premiera: 26 listopada 2014 (USA)
Gotham by Midnight #1 DC
Od zwykłych szumowin w Gotham jest Jim Gordon. Szalonych przebierańców i nadpobudliwych gadżeciarzy obstawia Batman. Kiedy jednak zapada zmrok, a z ciemnych nor zaczynają wychodzić duchy i inne dziwadła, sprawę przejmuje… specjalistyczna jednostka lokalnej policji z zakonnicą(!) w składzie. Okultystyczne „Z Archiwum X” na podwórku Mrocznego Rycerza? No cóż, skoro nawet Gacek nie daje rady...
M A G A Z Y N
` Każdy musi od czegoś zacząc: nagrac` przebój, ukraśc` pierwszy milion albo zostac` ugryzionym przez radioaktywnego pająka. A jeśli ty nie wiesz od czego zacząc` – sięgnij po...
Elem ntarz
Lekcja fakultatywna: ERA ULTRONA
J
eśli ostatnie dwanaście miesięcy to w świecie superherosów rok klasycznego, świętującego swój słuszny jubileusz Batmana, to przyszła wiosna zapowiada się jako czas zdecydowanego triumfu sztucznej inteligencji nad poczciwym trykotem i peleryną. Wielkimi krokami bowiem nadchodzi Era Ultrona… A skoro tak, naszej specjalnej, fakultatywnej lekcji z „Superbohaterystyki” nie wypada nam nie poświęcić najsłynniejszemu, syntetycznemu antyspołecznikowi w uniwersum Marvela, który już za pół roku opanuje kina całego świata, rozpoczynając eksterminację najpopularniejszych superherosów wielkiego ekranu. Ale ta lekcja nie będzie li tylko kolejną, nudną przypowieścią o jednym z wielu mistrzów zbrodni naprzykrzającym się bandzie kanciastobrodych samców w kalesonach. To będzie przede wszystkim historia o… poszukiwaniu miłości. Temat miłosnych doświadczeń sztucznej inteligencji jest obecny w pop-kulturze od lat. Kochać pragną wszyscy: od Edwarda Nożycorękiego, poprzez androidalną Winonę Ryder z ostatniej części „Obcego”, aż po pocieszne blaszaki z kanonu kina familijne60
go i prozy dla milusińskich: disnejowskiego Wall-e’ego, czy blaszanego drwala z krainy OZ. Nie inaczej sprawa wygląda w przypadku marvelowskiego Ultrona – niesfornego robota powołanego do życia przed blisko pięćdziesięcioma laty na łamach 54. zeszytu serii „Avengers” (1968 r.), za sprawą jednego z pierwszych Mścicieli, Hanka „Ant-Mana” Pyma. Ultron wszak, przy całej swojej antypatii do otaczającego go świata, ojca i populacji superherosów, to przede wszystkim… największy lowelas w świecie robotyki! Stworzony na obraz i podobieństwo swego konstruktora (przynajmniej jeśli chodzi o funkcje myślowe) Ultron pała od lat niezdrową, niczym nieskrępowaną miłością do swej „matki”, Janet van Dyne (a prywatnie Pani Pym, znanej jako Wasp). A, że wyrodna matka „amorów” blaszanego syna raczej nie odwzajemnia, odtrącony robot nie dość, że od dziesięcioleci rozmnaża się sam przez techno-pączkowanie (?), wydając na świat szereg androidalnych potomków
F. Cho © 2007 Marvel
powołanych do uprzykrzania życia Mścicielom i znienawidzonemu ojcu (o którego jest zwyczajnie zazdrosny!), to jeszcze pałając niezdrową, syntetyczną chucią regularnie przelewa odrzucone przez „matkę” uczucia na swoje żeńskie latorośle (m.in. Jokastę, Alkhemę), próbując je bezskutecznie przekonywać zarówno do walki z Mścicielami, jak i… pozostania jego żoną. Problemy sercowe w tej pokręconej, syntetycznej familii to zresztą przypadłość rodzinna, czego dowodem nieudany związek Visiona (najsłynniejszego z potomków Ultrona) z córką Magneto, Scarlet Witch, zakończony załamaniem psychicznym partnerki, a w konsekwencji… eksterminacją niemal całej populacji marvelowskich mutantów (historia „Ród M” wydana w Polsce w ramach Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela)! Od miłości wiedzie bardzo krótka droga do nienawiści. Nietrudno więc dziwić się
odrzucanemu przez wszystkie damy – tak te z krwi i kości, jak i te syntetyczne – Ultronowi, który od niemal pięciu dekad wyładowuje swoje miłosne frustracje na Mścicielach i bogu ducha winnej ludzkości. Ostatnio jednak blaszany amant zdecydowanie przeholował, wycinając w pień wszystkich superherosów i zaprowadzając na Ziemi swoje krwawe rządy. O tej nie tak znowu odległej, dystopijnej przyszłości opowiada ubiegłoroczny, głośny – i dosyć kontrowersyjny – event Marvela „Era Ultrona”, którego luźną ekranizację na wiosnę ujrzymy w kinach (luźną, bo od kiedy to niby stwórcą Ultrona ma być Tony Stark?). Aby dobrze przygotować się do seansu, już dziś sugerujemy sięgnąć do komiksowych pierwocin filmu i zaznajomić się z proponowanym przez nas zestawem komiksowych historii z ostatniej dekady, które doprowadziły do nastania na Ziemi Ery Ultrona.
The Mighty Avengers #1-#6 (2007) Marvel (USA) Kiedy jesteś superbohaterem stojącym na piedestale, nie ma co liczyć na taryfę ulgową… Ledwie bowiem końca dobiegła wielka, superbohaterska Wojna Domowa, w następstwie której Tony Stark musiał pochować przyjaciela, a już jemu i jego świeżo uformowanemu składowi Mścicieli przychodzi stanąć oko w oko z dawno niewidzianym wrogiem. Ale zaraz, zaraz – gdzie właściwie podział się Iron Man? I dlaczego na jego miejscu pojawiła się nagle zgrabna, metaliczna kopia Janet van Dyne, która usilnie zapewnia swoją oryginalną wersję, że ją kocha? Odpowiedź może być tylko jedna: Ultron powrócił! I tym razem nie będzie tak łatwo go pokonać. No, chyba że do akcji wkroczy sam… Bóg Wojny! 61
M A G A Z Y N
A. Briclot © 2008 Marvel
Annihilation: Conquest (2008) Marvel (USA) Każde niedopełnienie obowiązków ma swoje konsekwencje. Nie wystarczy urwać głowę Hydrze – trzeba jeszcze upewnić się, że nie odrośnie jej nowa. Kiedy więc „Potężni Mściciele” Tony’ego Starka hucznie świętują wyswobodzenie ziemskiego globu spod terroru starego wroga z antenkami zamiast uszu, świadomość robotycznego antagonisty odradza się gdzieś na obrzeżach kosmosu, tylko po to żeby przejąć ciało jednej z najpotężniejszych person wszechświata, zebrać rzeszę wiernych sług i na ich czele rozpocząć niecny, choć nieco bardziej spektakularny niż zwykle plan: zniszczenia wszechświata! Na szczęście każda szanująca się Galaktyka ma swoich Strażników…
B. Hitch, P. Neary © 2011
The Avengers #12.1 (2011) Marvel (USA) To już się zaczyna powoli robić nudne. Można go niszczyć, rozrywać, wysyłać w kosmos albo próbować resocjalizować, a on i tak zawsze wraca w jednym celu: aby zniszczyć ludzkość. Dziś Ultron powrócił po raz kolejny, ale jednak coś się chyba zmieniło… Tony Stark już wie: nadchodzi wielka roboapokalipsa i nikt nie będzie w stanie zapobiec jej tragicznym skutkom. Wielkie odliczanie do Ery Ultrona zaczyna się tu, w specjalnym numerze serii Avengers z 2011 roku, przedrukowanym rok później w darmowym zeszycie z okazji Dnia Darmowego Komiksu 2012, który przy odrobinie szczęścia można gdzieś jeszcze znaleźć. 62
K. Pham, C. Yeung © 2010 Marvel
The Mighty Avengers #35-#36 (2010) Marvel (USA) Sytuacja się zmieniła. Tony Stark już nie rządzi na superbohaterskim podwórku. Ba, tutaj nie rządzi już żaden superbohater! Pewne rzeczy się jednak nie zmieniają. I nie ważne, czy u steru są ci dobrzy czy szalony psychopata Norman Osborn, który właśnie postanowił poprowadzić swoją koślawą podróbkę Mścicieli na samobójczą misję przeciw nordyckim bogom z Asgaardu. Każdy moment jest bowiem dobry, aby Ultron mógł się odrodzić i zacząć uskuteczniać tradycyjne amory – tyle, że tym razem skierowane w stronę własnej, syntetycznej córki. Panie i panowie: techno-ślub czas zacząć! A jeśli impreza weselna wymknie się spod kontroli i podchmielony pan młody zacznie starą śpiewkę o zniszczeniu ludzkości, z pomocą na pewno przyjdą… mrówki?
A. Maleev © 2011 Marvel
Moon Knight #1-#12 (2011-2012) Marvel (USA) Marc Spector alias Moon Knight nie jest dobrym materiałem na superbohatera. Niezrównoważony, sadystyczny, bez jakiejkolwiek supermocy, może co najwyżej siać postrach w ciemnych zaułkach miasta, w przerwach od gwiazdorzenia we własnym (!) reality-show. Co innego jednak, gdy cała sprawa idzie o… przypadkowo znalezioną, nieaktywną głowę Ultrona, którą należy jedynie przechwycić i dostarczyć przygotowującym się na nadchodzący roboholokaust Mścicielom. Łatwiej jednak powiedzieć, niż zrobić. Zwłaszcza, jeśli artefaktem zaczyna interesować się lokalny półświatek...
K. Pham, C. Yeung © 2010 Marvel
Age of Ultron #1-#10 (2013-2014) Marvel (USA) Od zawsze przeczuwaliśmy, że sztuczna inteligencja bez kontroli człowieka narobi kiedyś strasznego bigosu. No i stało się. Roboapokalipsa rodem z hollywoodzkiego hitu Jamesa Camerona właśnie zawitała do (w miarę) spokojnego uniwersum Marvela... Kto by jednak pomyślał, że Terminator (och, pardon, Ultron!) będzie w stanie zabić Hulka i wszystkich innych, liczących się herosów – i to będąc w tym momencie w zupełnie innym miejscu i czasie! – a jedyną nadzieją garstki ocalałych okaże się... klasyczne „SNIKT”? Ech, a wystarczyło przecież jedynie zawczasu zainstalować gadającemu tosterowi wyłącznik...
J.Opena ©2014 Marvel
RAGE OF ULTRON Marketing dźwignią handlu, o czym doskonale wie Dom Pomysłów. A skoro na przyszły rok przypada kontynuacja trzeciego, najbardziej kasowego filmu w historii kina – marvelowskich „Mścicieli” – warto wykorzystać ten fakt do sprzedania kilku sztuk nowego komiksu o tytułowym bohaterze obrazu „Avengers: Era Ultrona”, zwłaszcza, że tytuł zapowiedzianego na wiosnę 2015 r. tomu od tytułu filmu różni się tylko jedną, malutką literką! Na szczeście pieczę nad całością trzyma duet Remender/Opena („Uncanny X-Force”), więc o efekt końcowy powinniśmy być spokojni. 63
M A G A Z Y N
Marvel AR komiks jak żywy Ciężkie czasy nastały ostatnio dla tradycyjnych mediów prasowych i innych, analogowych reliktów ery papieru. Zdobycze cyfrowej rewolucji: telewizja HD, gry wideo, sieci społecznościowe, JuTuby i Tłitery, a przede wszystkim sam Internet, który zapewnia dostęp do aktualnych informacji szybko, przyjemnie i najczęściej za darmo, zepchnęły do defensywy poczciwe papierowe periodyki, 64
Zuza Burzyńska-Ryś książki i komiksy – mniej punktualne, trudniej dostępne i mniej atrakcyjne wizualnie. I chociaż popularna reklama telewizyjna głosi, że co by się nie działo, papier zawsze będzie w cenie, płynący z niej morał, że jego przyszłość leży dokładnie tam, gdzie plecy łączą się z udami, nie napawa zbytnim optymizmem. Kiedy rewolucja przemysłowa XIX wieku ofiarowała światu nową zdobycz postępu
technicznego: maszyny tkackie, drobni wytwórcy tekstyliów, nie mogąc się pogodzić z pojawieniem się bezdusznej, wydajnej konkurencji, postanowili rozprawić się z nią siłą, dając początek ruchowi społecznemu znanemu współcześnie jako luddyzm. Dziś teoretycznie można by postąpić tak samo – spróbować spalić komputer, skasować konto na Facebooku i odciąć kabel od Internetu w nadziei, że to coś da albo wręcz załamać ręce i bez reszty zatracić się w narzekaniu, pozwalając pozostawionym w kącie reliktom poprzedniej ery zemrzeć w zapomnieniu. Można jednak równie dobrze wziąć się w garść, pogodzić się z faktem, że postępu
zatrzymać się nie da i po prostu nauczyć się, jak korzystać z tego nowego, cyfrowego świata – chociażby po to, aby spróbować zaprzęgnąć go do przedłużenia żywotności swojego archaicznego produktu. W taki sposób do sprawy podszedł właśnie Marvel, który chcąc dostosować się do nowej sytuacji najpierw wezwał swoich papierowych herosów do przebranżowienia, lokując ich na ekranach kin i telewizorów, tudzież na etatach bohaterów gier komputerowych i sztuk teatralnych, a następnie – niczym dr Frankenstein – zamiast wysłać na emeryturę statyczny, papierowy komiks, postanowił go po prostu … ożywić.
65
M A G A Z Y N
Sposobem Domu Pomysłów na przedłużenie egzystencji analogowego komiksu ma być projekt Marvel AR – cyfrowy system rozpoznawania charakterystycznych, unikalnych kształtów (tzw. markerów) zaszytych w ilustracjach z komiksów Marvela, oparty na technologii tzw. „rzeczywistości rozszerzonej” (ang. augmented reality, od którego pochodzi skrót AR). System, udostępniany miłośnikom herosów Domu Pomysłów poprzez dedykowaną aplikację na urządzenia mobilne (tablety, smartfony), dzięki wykorzystaniu zintegrowanego z terminalem aparatu fotograficznego potrafi rozpoznać zeskanowany kształt – np. okładkę zeszytu o przygodach Spider-Mana – a następnie wyświetlić powiązaną z nim, specjalnie przygotowaną treść multimedialną, automatycznie pobraną z serwera wydawnictwa. Jak to wygląda w praktyce? Aby cieszyć się specjalnymi, multimedialnymi dodatkami przygotowywanymi przez wydawnictwo na potrzeby praktycznie każdego, publikowanego dziś komiksu, należy zaopatrzyć się w tablet lub smartfon z systemem Android/iOs z dostępem do Internetu, pobrać i uruchomić darmową aplikację Marvel AR (pobraną odpowiednio ze sklepu Google Play albo Apple AppStore) i skierować soczewkę wbudowanego w urządzenie aparatu (bez którego ani rusz) na stronę komiksu opatrzoną logo Marvel AR. Już po chwili od zeskanowania obrazu na ekranie pojawia się Aplikację Marvel AR można pobrać za darmo na urządzenia mobilne (tablety, smartfony) ze sklepów Google Play (wersja na urządzenia z systemem Google Android) i Apple AppStore (wersja dla urządzeń marki iPhone, iPad i iPod wyposażonych w system operacyjny Apple iOs). Aplikacja do poprawnego działania wymaga urządzenia ze zintegrowanym aparatem fotograficznym i dostępem do Internetu. 66
w wersji cyfrowej (może być to nawet okładka dostępna w zapowiedziach wydawniczych na stronie serwisu informacyjnego o herosach albo na witrynie internetowej księgarni!), a na drugim – towarzyszący mu materiał dodatkowy. Co nie zmienia faktu, że aplikacja Marvela i tak pozostaje w tyle za swoim odpowiednikiem z branży meblowej – tam to dopiero można doświadczyć istnego mariażu świata rzeczywistego z komputerowym matriksem, skanując... katalog IKEI, z którego płaskich stronic na ekranie wyrasta nagle wymarzona, trójwymiarowa szafa na ubrania!
Ekran startowy Marvel AR (wersja Apple iPhone), © 2014 Marvel
multimedialny materiał dodatkowy. Z reguły jest to kilkuminutowy pokaz slajdów z ilustracjami z komiksu opatrzony komentarzem lektora wprowadzającym w fabułę danej historii, niekiedy z odniesieniami do kluczowych wydarzeń z komiksów archiwalnych. Nierzadko można jednak natrafić również na prawdziwe rarytasy, w postaci krótkich wywiadów z twórcami danego komiksu, a nawet żartobliwe filmiki przedstawiające pracę w Marvelu niejako „od kuchni”. Szkoda tylko, że wyświetlane materiały multimedialne – zarówno zdjęcia, jak i filmy – prezentowane są w nieco zbyt niskiej rozdzielczości. Pewną wadą Marvel AR jest również utrudniony dostęp do materiałów dodatkowych powiązanych z komiksami archiwalnymi – niestety system często pozostaje głuchy (czy raczej ślepy) na ilustracje z ubiegłorocznych zeszytów Marvela, które jeszcze kilka miesięcy temu po zeskanowaniu natychmiast wyzwalały multimedialną reakcję. Problem ten natomiast nie występuje w przypadku aktualnych wydań komiksów, które aplikacja potrafi rozpoznać często jeszcze przed premierą zeszytu… No właśnie – przed premierą. Ale jak tu zeskanować komiks, kiedy nie posiada się go jeszcze pod ręką? Nic nie szkodzi, bowiem oprogramowanie potrafi rozpoznać kształt z dowolnego źródła – zarówno domyślnie dedykowaną aplikacji ilustrację na papierze, jak i ten sam wzór wyświetlony na ekranie komputera czy innego urządzenia mobilnego. Nic nie stoi więc na przeszkodzie, aby posiadając dwa smartfony, na jednym wyświetlać komiks
67
M A G A Z Y N
RECENZJA
Nikt nie rodzi się bohaterem. Musi upłynąć trochę czasu, zanim człowiek dojrzeje do roli, którą szykuje mu los, a miejska legenda stanie się rzeczywistością. Miasto jednak nie może czekać w nieskończoność na swojego zbawcę. Nie może i nie musi. Każdy czas bowiem ma swoich bohaterów…
Materiały prasowe Made in PR / Universal Channel
Janek Burzyński i Michał Czarnocki
68
Tytuł: Gotham Reżyseria: Danny Cannon Scenariusz: Bruno Heller, John Stephens i inni Obsada: Ben McKenzie, Donal Logue, Robin Lord Taylor, Erin Richards i inni Produkcja: DC Entertainment / Warner Bros. Television Dystrybucja: FOX (USA), Universal Channel (Polska) Rok produkcji: 2014
75 LAT BATMANA
69
M A G A Z Y N
C
o – oprócz masek, trykotów, peleryn i pakietu superprzeciwników do bicia – łączy wszystkich znanych światu superherosów? To chyba oczywiste. Aby móc się wyszaleć, przebieraniec – oprócz zabawek i kolegów – potrzebuje jeszcze przecież nieco przestrzeni – swoistego kawałka podwórka do zabawy w odwieczną walkę dobra ze złem. Ostatnim, brakującym elementem układanki jest więc miasto – hermetyczne, zamknięte terytorium, które swoją pieczą otacza superbohaterski szeryf, wysyłając przeciwnikom (ale też i innym superherosom szukającym swego miejsca na świecie) czytelny i jasny komunikat: to moja piaskownica, moje zabawki i moje zasady. W uniwersum DC podział terytorialny jest dosyć klarowny. Superman od zawsze strzeże Metropolis, Zielona Strzała stoi na straży Star/Starling City, a Hal Jordan – poza etatowym patrolowaniem rozmaitych zakątków kosmosu – troszczy się o swoje rodzinne Coast City (przynajmniej dopóki niecny sobowtór Człowieka ze Stali nie narobi tam niezłego bigosu i nie da twórcom pretekstu, aby odwrócić wszystko do góry nogami). W Marvelu kwestia własności terenu ma charakter nieco bardziej skomplikowany. Tam bowiem niemal wszyscy – Spider-Man, Daredevil, Luke Cage, a nawet cała Fantastyczna Czwórka – uparli się już jakiś czas temu na Nowy York, wychodząc z założenia, że ziemski glob widziany z daleka wygląda jak wielka tarcza strzelnicza z „Wielkim Jabłkiem” w środku sugerującym, że to właśnie tu – a nie w jakimkolwiek innym miejscu na 70
Ziemi – warto rozpocząć kosmiczną inwazję. W efekcie Nowy York – totalnie rozdrobniony przez mniej lub bardziej rozłączne historie rozmaitych przebierańców – bardziej niż z superbohaterami i komiksem kojarzony jest dziś z innymi obszarami pop-kultury, tamtejszym klubem NBA (NY Knicks), tudzież jednym z największych hitów nieodżałowanego Franka Sinatry. Co innego wyimaginowane, kolorowe miasta DC – z powodzeniem od lat eksponowane tak w komiksie, jak i na ekranach kin, w ostatniej dekadzie przeżywające również swój wielki, telewizyjny renesans za sprawą kolejnych superbohaterskich seriali, bardziej niż na samych herosach koncentrujących się na ich otoczeniu. Po Smallville (rodzinnym mieście Człowieka ze Stali) i Starling City (będącym ostatnio w centrum uwagi za sprawą pewnego przystojnego łucznika), z oparów moralnej zgnilizny i korupcji wyłania się właśnie ostatni, dotychczas niedoceniany przez telewizję obszar geograficzny o szczególnie wzmożonej aktywności superbohaterskiej – miasto Gotham, któremu w ramach intensywnych działań promocyjnych towarzyszących celebracji tegorocznych obchodów 75-lecia Batmana zadedykowano odrębny serial. Akcja „Gotham” – wzorem telewizyjnego tasiemca „Tajemnice Smallville”, w którym przyszły Człowiek ze Stali, zamiast na naukę latania poświęcał wolny czas na licealne miłostki i walkę z trądzikiem – cofa się, do przełomowego momentu zabójstwa rodziców Bruce’a Wayne’a. Do wkroczenia na arenę Batmana jeszcze długa droga, tymczasem
Materiały prasowe Made in PR / Universal Channel
zepsute do cna miasto na gwałt potrzebuje kogoś, kto zaprowadzi w nim względny porządek. Do akcji wkracza więc młody, nieopierzony idealista Jim Gordon – jeszcze bez uprawnień szefa policji, bagażu doświadczeń i legendarnych wąsów, za to z energią i ideałami niezbędnymi, aby zburzyć skostniały układ i nieco zwiększyć szanse dobra w nierównym pojedynku ze złem. Szkoda tylko, że walka ta, pomimo teoretycznie zróżnicowanej palety odcieni szarości, w której tonie skorumpowane Gotham, jak na razie ma tak silnie kontrastowy, czarno-biały charakter. Zapowiadając produkcję o prapoczątkach Batmana i jego ukochanej, choć do cna zepsutej metropolii jego twórcy obiecywali
klasyczny serial detektywistyczny czerpiący z komiksowego kanonu tylko tyle, ile potrzeba, aby stworzyć wiarygodną, kryminalną produkcję z bohaterami z krwi i kości zamiast bandy przebierańców. Pierwsze odcinki zdają się jednak zdradzać pewną zmianę kursu. Producenci obrazu bowiem najwyraźniej przestraszyli się, że serial z uniwersum Batmana pozbawiony aury baśniowości i swego konia pociągowego się nie obroni (chociaż np. taki „Atak na Arkham”, recenzowany kilka stron dalej, bez Batmana broni się wyśmienicie), skutkiem czego produkcja została wprost naszpikowana całą masą wątków i nawiązań do komiksowego pierwowzoru, z jednej strony sugerując w bardzo jaskrawy i schematyczny 71
M A G A Z Y N
sposób, że Batman nie tylko na pewno się kiedyś pojawi, ale wręcz już czai się gdzieś w zakamarkach duszy młodego Bruce’a, z drugiej – na każdym kroku wskazując na obecność licznych łotrów z mitologii Mrocznego Rycerza i rozpaczliwie wręcz zapewniając, że już teraz są wystarczająco barwni i zdolni do tego, czym na dobre będą zajmować się dopiero za jakieś dwadzieścia lat. Szkoda, bowiem całość, przez usilną próbę prowadzenia widza za rękę i natłok nazbyt czytelnych, schematycznych wskazówek co do tego, kto jest kim, robi się chwilami niesamowicie płaska i komiksowa (w pejoratywnym znaczeniu tego słowa). W rezultacie Jim Gordon swoją nieskazitelną, harcerską postawą na każdym kroku udowadnia, że to on jest tym jedynym dobrym w otaczającym go zepsutym świecie, Pingwin obowiązkowo człapie jak antarktyczny nielot, Ivy oczywiście od małego uwielbia kwiatki, a młodziutka Selina Kyle nie tylko już od kołyski biega po dachach jak pospolite kocię, ale wręcz na każdym kroku podkreśla, kim stanie się za dwadzieścia lat, eksponując ostre pazurki, a nawet bezpardonowo wręcz instruując wszystkich wokoło (z mniej domyślnym widzem włącznie), aby mówić na nią… „Kotka”! Irytować może również fakt przesadnie ścisłego powiązania ze sobą wątków poszczególnych postaci, w komiksie często niemających ze sobą nic wspólnego. Już w trylogii Christophera Nolana istniał podobny problem. Reżyser bowiem usilnie splatał ze sobą losy arcywrogów Batmana, siłą rzeczy czyniąc wiele postaci arbitralnie uznanych 72
przez siebie za mniej ważne zwyczajnymi pomagierami bohaterów ważniejszych – Stracha na Wróble sługusem Ra’s al Ghula, Two-Face’a – efektem ubocznym niecnego planu Jokera, a Bane’a, tak skrzętnie i ciekawie budowanego przez pierwszą połowę obrazu „Mroczny Rycerz powstaje” – usłużną beksą na rozkazach Talii al Ghul. Twórcy „Gotham” niestety zdecydowali się na podobny zabieg, aż nadto zazębiając wątki kolejnych bohaterów, a tym samym sprowadzając rozległą metropolię do poziomu małej wioski, w której każdy każdego zna, a wszystkich łączą bliższe lub dalsze związki rodzinne. W efekcie losy Seliny Kyle, niby to przypadkiem uczestniczącej w scenie zabójstwa rodziców młodego Bruce’a, już na początku jej drogi silnie spleciono z losami przyszłego kochanka, a sam Bruce już kilka dni po tragedii, natchniony działaniami pewnego mściciela i nieskazitelną postawą swojego nowego idola (i jednocześnie przyjaciela, którym Jim Gordon stał się o co najmniej 20 lat za wcześnie), zaczął dojrzewać do decyzji o pozostaniu zbawcą Gotham. Idąc dalej tym tropem Edwarda Nygmę – przyszłego Człowieka–Zagadkę – obsadzono w roli rozentuzjazmowanego policyjnego technika wspomagającego pracę duetu głównych bohaterów, Poison Ivy – wprowadzoną niejako tylnymi drzwiami – sportretowano jako córeczkę domniemanego zabójcy Wayne’ów, ojca Jima Gordona uczyniono starym przyjacielem „szlachetnego” mafiosa Falcone, a jego przyszłą żonę – byłą kochanką słynnej Renee Montoya, chwilowo zresztą zajętej
Materiały prasowe Made in PR / Universal Channel
ściganiem jej narzeczonego… Krótko mówiąc: wszyscy ze wszystkimi, we wszystkich możliwych, iście akrobatycznych konfiguracjach – jak w poczciwej, niekończącej się „Modzie na sukces”. Jakby tego było mało, patrząc na przyspieszony proces przeistaczania się młodego Bruce’a w przyszłego mściciela i błyskawiczną karierę Copplebota od stojącego nad grobem popychadła do prawej ręki jednego z szefów mafijnego podziemia, trudno nie oprzeć się wrażeniu, że twórcy bardzo śpieszą się gdzieś ze swoją fabułą. Jeśli ten swoisty trend utrzyma się w dalszym ciągu, autorzy niechybnie wystrzelają się z pomysłów przed końcem
piątego odcinka, a Bruce Wayne nie mogąc doczekać się swojego przeznaczenia przywdzieje na swoje wątłe, dziecięce ciało strój uszatego herosa i bez jakiegokolwiek treningu jeszcze przed końcem pierwszego sezonu wyjdzie na ulicę bić złych ludzi. No cóż, być może w ekipie producenckiej panuje pesymistyczne przekonanie, że drugiej serii po prostu nie będzie, więc lepiej od razu wytoczyć wszystkie działa. W całym tym natłoku wątków i przesadnie barwnych postaci bijących się o uwagę widza nie brak jednak miejsca dla dobrego aktorstwa (będącego zdecydowanie najmocniejszą stroną serialu) i kilku napraw73
M A G A Z Y N
dę ciekawych pomysłów. O ile więc postać Fish Mooney – serialowej prawej ręki Carmine’a Falcone’a – może czasem wydawać się nieco zbyt teatralna (a mimo to wciąż niezwykle magnetyczna, za co jej odtwórczyni – Pani Pinkett-Smith – należy się olbrzymi plus), o tyle już serialowy Pingwin to prawdziwy majstersztyk. Być może jego
wątek rozwija się nazbyt szybko, jednak swoją fizycznością, a przede wszystkim grą aktorską jego odtwórcy, Robina Lorda Taylora (który sprytnie unika przekroczenia cienkiej granicy między aktorstwem charakterystycznym a pastiszem) błyskawicznie podbija serce widza. Podobnie podobać się może postać serialowego Harveya Bullocka – złego,
Tajemnice Smallville
© 2014 Warner Bros. Entertainment Inc.
„Gotham” to nie pierwszy serial w portfolio DC traktujący o prapoczątkach znanego superherosa. Wydawnictwo – wspólnie ze stacją The CW – uraczyło nas na początku obecnego millenium telewizyjną produkcją „Smallville” (w Polsce wyświetlaną pod tytułem „Tajemnice Smallville”), osadzoną w świecie znanym z komiksów o Człowieku ze Stali. Serial przedstawiający losy chłopca dojrzewającego do roli najpotężniejszego superherosa wszczechczasów zrealizowano w konwencji opery mydlanej dla nastolatków, skutkiem czego, wzorem młodzieżowych hitów „Jezioro Marzeń” czy „Roswell”, nastoletni superbohaterowie (przez serial oprócz przyszłego Supermana przewinęli się m.in. członkowie Ligi Sprawiedliwości) w równym stopniu co na zagadnieniach istnienia światów równoległych i walki ze złem, skupiali się na problemach dojrzewania i miłosnych rozterkach. Co oczywiście nie tylko nie zaszkodziło, ale wręcz pomogło odnieść sukces serialowi, który finalnie doczekał się ponad 200(!) odcinków zrealizowanych na przestrzeni dekady. Czy twórcy „Gotham” w pogoni za sukcesem podążą w podobnym kierunku? No cóż, jeśli nasz przyszły, rogaty heros dalej będzie dojrzewać w tak zaskakującym tempie jak dotychczas, do głosu już wkrótce mogą dojść również buzujące hormony... Gorzej, jeśli młody Bruce wzorem Clarka Kenta ze Smallville jeszcze przed założeniem stroju i przyjęciem imienia zdąży pobić absolutnie wszystkich przyszłych wrogów swojego superbohaterskiego alter-ego. Wówczas może dojść do tego, że w świecie nakreślonym przez twórców „Gotham”, Batman się nigdy nie pojawi. Bo i po co, skoro nikt już go nie będzie potrzebował? 74
Materiały prasowe Made in PR / Universal Channel
zepsutego i leniwego konformisty (w tej roli wyśmienity Donal Logue), którego nieustanne spięcia z uładzonym poszukiwaczem sprawiedliwości Gordonem, każdorazowo wywołują mimowolny uśmiech na twarzy. Na szorstkiej przyjaźni obu detektywów zyskuje zresztą i sam serialowy Jim Gordon, który – choć wciąż przesadnie nieskazitelny – dzięki złości nabrzmiewającej w nim na widok swojego policyjnego partnera i wszechobecnej korupcji, z odcinka na odcinek zyskuje coraz bardziej ludzką twarz. Szkoda tylko, że już teraz wiadomo, że jego misja jest z góry skazana na niepowodzenie – wszak „Gotham” to tylko prequel do dobrze znanej historii i jak mocno jego twórcy nie poszatkowaliby ka-
nonu, wszystko musi doprowadzić do z góry znanego końca. Oby tylko nie nastąpiło to aż tak szybko, jak można by wnioskować po fabule serialu biegnącej do przodu z prędkością Pendolino (tego w pełni funkcjonalnego, operującego na innych torach niż polskie), a w natłoku rewelacji, którymi scenarzyści atakują widza w każdym odcinku nie okazało się nagle, że rodziców Bruce’a zabił jego poczciwy lokaj Alfred będący w rzeczywistości zazdrosnym, psychopatycznym kochankiem śp. pani Wayne, a przy okazji również nieznanym ojcem Pingwina i Seliny Kyle, zaginionym bratem Carmine’a Falcone’a i kompletnie niepodejrzewanym przez nikogo stryjem… przyszłej pani Gordon. 75
M A G A Z Y N
RECENZJA
Materiały prasowe Galapagos Films; © 2014 Warner Bros. Entertainment Inc.
Tytuł: Batman: Atak na Arkham Reżyseria: Jay Oliva, Ethan Spaulding Scenariusz: Heath Corson, Bob Kane Muzyka: Robert J. Kral Produkcja: Warner Bros. Dystrybucja DVD/BD: Galapagos Films Rok produkcji: 2014
BATMAN: ATAK NA ARKHAM Michał Czarnocki
Film o Batmanie ze śladową ilością Batmana? W tym szaleństwie jest metoda! 76
...20 stron więcej w wersji papierowej lub cyfrowej SuperHero Magazynu 2/2014: dostępnej w naszym sklepie
sklep.superhero.com.pl
M A G A Z Y N
Po godzinach...
Przepis na sukces
Wydawnictwo AntyHero sp. z o. o. Warszawa
ANTYHERO
Redakcja ul. Bogatyńska 10A 01-461 Warszawa redakcja@superhero.com.pl
Redaktor naczelny Michał Czarnocki m.czarnocki@superhero.com.pl
Reklama i Promocja promocja@superhero.com.pl
superhero.com.pl Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych i zastrzega sobie prawo do dokonywania ich skrótów i redagowania w przypadku publikacji, a także ich wykorzystania w Internecie oraz innych mediach w ramach działań promocyjnych Wydawnictwa AntyHero sp. z o. o. oraz „SuperHero Magazyn”. Listy nadesłane do redakcji nieopatrzone wyraźnym zastrzeżeniem autora mogą być traktowane jako materiały do publikacji. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść reklam i ogłoszeń, a Wydawca zastrzega sobie prawo do odmowy zamieszczeania treści sprzecznych z interesem Wydawnictwa lub linią programową „SuperHero Magazyn”, a także prawem polskim. Wszystkie publikowane materiały na łamach „SuperHero Magazyn” są chronione prawem autorskim. Ich kopiowanie, przedruk lub rozpowszechnianie w dowolnej formie wymagają pisemnej zgody Wydawcy. © 2014 Wydawnictwo AntyHero sp. z o. o.