SuperHero Magazyn 3/2016

Page 1

KAPITAN AMERYKA: WOJNA BOHATERÓW

„Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów”, © Marvel 2016

3/2016

ISSN 2391-4505

wydanie bezpłatne

superhero.com.pl


M A G A Z Y N

Koniec świata, brat bije brata! Duch, czy litera prawa? Konflikt idei, czy dziecinada?

Reklama i Promocja promocja@superhero.com.pl

© 2014-2016 Wydawnictwo AntyHero sp. z o.o.

ANTYHERO

Redakcja ul. Bogatyńska 10A 01-461 Warszawa redakcja@superhero.com.pl

2

© 2015 MARVEL

Redaktor naczelny Michał Czarnocki m.czarnocki@superhero.com.pl

Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych i zastrzega sobie prawo do dokonywania ich skrótów i redagowania w przypadku publikacji, a także ich wykorzystania w Internecie oraz innych mediach w ramach działań promocyjnych Wydawnictwa AntyHero sp. z o. o. oraz „SuperHero Magazynu”. Listy nadesłane do redakcji nieopatrzone wyraźnym zastrzeżeniem autora mogą być traktowane jako materiały do publikacji. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść reklam i ogłoszeń, a Wydawca zastrzega sobie prawo do odmowy zamieszczeania treści sprzecznych z interesem Wydawnictwa lub linią programową „SuperHero Magazynu”, a także prawem polskim. Wszystkie publikowane materiały na łamach „SuperHero Magazynu” są chronione prawem autorskim. Ich kopiowanie, przedruk lub rozpowszechnianie w dowolnej formie wymagają pisemnej zgody Wydawcy.

© 2007 MARVEL

Wydawnictwo AntyHero sp. z o. o. Warszawa

jako czarno-biała bajka o triumfie dobra nad złem – to żadna nowość. Superherosi wszak niemal od zarania dziejów superbohaterstwa oprócz zabawy w policjantów i złodziei z nikczemnikami różnej maści droczą się również między sobą, spierają, a często wręcz bezpardonowo okładają po potylicach. Tacy Mściciele np. po raz pierwszy kłócili się między sobą (a w szczególności z Hulkiem...) już podczas pierwszego spotkania na łamach swojego historycznego debiutu, a Iron Man i Kapitan Ameryka nie musieli wcale czekać na wielką, głośną „wojnę domową” do 2006 r. aby dać ujście nagromadzonej przez lata frustracji i nawzajem sprawdzić wytrzymałość swoich szczęk – nie na żarty bili się już wszak pół wieku temu na łamach 58 numeru serii „Tales of Suspense”. Należy jednak pamiętać, że przed „wojną domową” (i po wojnie zresztą też) z reguły wszystko wyglądało inaczej – herosi bili się, bo ktoś ich podstępnie na siebie napuścił, podjudził, omamił, albo przejął kontrolę nad ich poczynaniami w taki sposób, że wcale nie wiedzieli co czynią. Owszem – Namor rzeczywiście wielokrotnie spierał się Reedem Richardsem, tyle że wszystkiemu zawsze winny był niesforny Amor (zbieżność imion podobno niezamierzona...), godząc

© 1964 MARVEL

Walka dobra ze złem, choć ma miejsce od zarania dziejów i mimo usilnych starań bohaterów wszelakich zdaje się nawet nie zbliżać do szczęśliwego końca, w gruncie rzeczy jest... taka prosta. Prosta, schematyczna i – sądząc po minie chociażby Bena Grimma bezlitośnie karcącego przeciwników Fantastycznej Czwórki – najwyraźniej całkiem przyjemna. Zło wszak tępić trzeba – bo tak nakazuje zarówno przyzwoitość, jak i społeczna umowa zwana dumnie prawem. Co innego jednak, kiedy po drugiej strony barykady – tam, gdzie zazwyczaj czai się to, co jednoznacznie najgorsze, moralnie naganne i prawnie zakazane – niespodziewanie również pojawi się dobro, różniące się od „kontr-dobra” teoretycznie jedynie w szczegółach dotyczących pojmowania swojej misji? Sęk w tym, że szczegółach podobno tkwi diabeł... Tam bowiem, gdzie duch zaczyna świadomie ścierać się z literą prawa w pełnym rozmaitych odcieni szarości konflikcie o to, czy działać prawie, czy sprawiedliwie – zaczynają się prawdziwe schody. I bardzo dobrze, bo to doskonały, nietrywialny materiał nie tylko na odświeżający komiks superbohaterski, ale i obiecującą produkcję kinową. Bratobójcze spory w komiksie superbohaterskim – stereotypowo postrzeganym


WSTĘPNIAK „Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów”, kadr z filmu,© Marvel 2016

wsze kryć się słuszne idee, pewne rozwiązania i gotowe recepty na utopijną, lepszą przyszłość. Marvelowscy Mściciele, choć mężni i potężni, w gruncie rzeczy są jak dzieci – nie uczą się na błędach. Wojna Domowa, choć nie dowiodła jednoznacznie kto ma rację, przyniosła ze sobą wszak jeden słuszny morał: zapominając o idei „razem łatwiej i skuteczniej” która scaliła drużynę w 1963 r. bohaterowie nie tylko tracą efekt synergii, ale wręcz wyrządzają sobie, i wszystkim na około wielką szkodę. W końcu gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta – a to Skrulle za plecami kłócących się o ideały bohaterów zorganizują sobie inwazję zostawiając zaskoczonych herosów i przerażoną ludzkość w polu, a to jakiś szaleniec i oszołom na tle zacietrzewionych i pokłóconych jak dzieci herosów wyrobi sobie markę i postawi wszystko do góry nogami, napuszczając na siebie bohaterów i bogów (patrz „Mroczne Rządy” Normana Osborna). Mimo to w tym roku czeka nas powtórka z rozrywki – herosi, zamiast czuwać nad losem uciemiężonych i dbać o to, aby pielgrzymki zielonych ludzików nie zalewały ziemskiego globu – znowu znajdą sobie poważny, egzystencjalny pretekst, aby dać sobie w twarz, w ramach „Wojny Domowej II” która lada moment zagości za oceanem na łamach komiksów Marvela (o czym więcej na końcu numeru – przyp. red.). Czy ten pierwszy od czasu „Sekretnych wojen” poważny crossover Domu Pomysłów – sprawiający wrażenie nieco koniunkturalnego w świetle premiery filmowej „Wojny bohaterów” – okaże się hitem, czy też odgrzewanym kotletem, który zniechęci czytelników komiksu niezadowolonych z faktu, że wydawnictwo zjada własny ogon,

a niereformowalni herosi wciąż bezmyślnie poszukują wrogów wśród przyjaciół? Czas pokaże. Z pewnością za to na komfort uczenia się na błędach pozwolić sobie mogą stosunkowo młodzi, filmowi herosi Marvela, którzy smaku krwi przyjaciela dopiero zaznają za sprawą nadchodzącego obrazu „Kapitan Ameryka: wojna bohaterów” (drobna sprzeczka z pierwszych, filmowych „Mścicieli” wszak się nie liczy – zmanipulował ich wówczas Loki ). I nawet jeśli zwiastuny filmu zdają się kłaść większy akcent na rozpaczliwą walkę Kapitana Ameryki z całym światem o los przyjaciela z piaskownicy niż na sam ideowy konflikt, trzymamy zaciśnięte kciuki za powodzenie obrazu, oddając w wasze ręce niniejsze, specjalne wydanie „SuperHero Magazynu”, które jeśli nie do zawieszenia załączonych plakatów na ścianie być może skłoni was do sięgnięcia po jakże bogaty materiał źródłowy, który posłużył braciom Russo do stworzenia najgorętszej produkcji superbohaterskiej 2016 r. A o tym, że warto, niech świadczy fakt, ze bez komiksowej „Wojny Domowej”, która na zawsze zmieniła oblicze uniwersum Marvela siejąc ferment w szeregach zazwyczaj zgodnych herosów, nie tylko nie powstałby niniejszy, specjalny numer magazynu, ale i sam „SuperHero Magazyn”. Co niżej podpisany oczywiście potwierdza zaręczając, że za postawioną tezą nie stoi koniunkturalna potrzeba chwili, ani żadne machinacje zmiennokształtnych Skrulli, kłamstewka Lokiego, czary wielkiego maga, czy telepatyczny przekaz potężnego mutanRed. naczelny ta... Michał Czarnocki

D. Papierska, J. Oleksów © 2015 Sol Invictus

w nieszczęśników zaciemniającymi jasność umysłu strzałami miłości. Superman nieraz bił Batmana, tyle, że wówczas albo myślał, że Człowiek-Nietoperz to Doomsday, albo trzeźwe patrzenie na świat zakłócały mu zwodnicze feromony („Batman: Hush”). Iron Man bił Kapitana – ale tylko dlatego, że swoimi sztuczkami omamił go wcześniej niecny sobowtór przyjaciela sugerując, że ten prawdziwy to zwyczajny uzurpator (wspomniane „TOS” #58). Guy Gardner umawiał sięz Halem Jordanem na szczeniacką solówkę? Tak, ale tylko i wyłącznie dlatego, że tylko jeden z nich miał prawo zostać prawowitym, ziemskim „latarnikiem” i w jakiś sposób chłopcy spór rozstrzygnąć musieli. Mściciele wadzili się przez lata z mutantami, a czasem nawet między sobą ? Tak – bo czasem psotnik Loki chciał się zabawić i dorabiał Hulkowi „gębę” łotra, innym razem Skrulle mieszali bohaterom w umysłach każąc w bracie widzieć wroga, a potężny mag rzucał na prawo i lewo czary, czasem zamieniając bohaterów w łotrów (dobrze, że nie w żaby...). Ba, nawet kiedy w czasie wydarzeń sagi „Shadowland” uliczni gwiazdorzy – Spider-Man, Iron Fist czy Moon Knight – wdali się w brutalny, a jednak w teorii całkiem sensowny konflikt z przyjacielem, Daredevilem, o to, że ów zbyt bezkompromisowo egzekwuje prawo, finalnie okazało się, że i tu nie chodziło wcale o znudzenie słabością Temidy wobec problemów walki ze złem, lecz o to że – o ironio! – już przecież i tak kompletnie niewidomemu bohaterowi... sam diabeł oczy ogonem nakrył. W przypadku „wojny domowej” jednak wszystko miało wyglądać inaczej – superherosi bowiem, pozostając w pełni władz umysłowych, pokłócili się o to, czy do uprawiania superbohaterstwa potrzeba rządowego świstka, pensji i pozwolenia władz, czy też można robić to z czystej chęci niesienia dobra. Pokłócili się nie na żarty – szczerze, z pełnym oddaniem dla dobra sprawy, którą obie strony konfliktu pojmowały zupełnie odmiennie. Pokłócili się tak bardzo, że w ferworze walki o ideały polała się krew niewinnych, a urazy i wzajemne niesnaski odczuwalne był w uniwersum jeszcze przez lata. Pokłócili się... i zdobyli serca tysięcy czytelników, dowodząc, że komiks superbohaterski może uciec od schematów i szufladek, a za wzniosłymi, patetycznymi ideami i lśniącymi, superbohaterskimi zbrojami wcale nie muszą za-

3


M A G A Z Y N

#drużyna_Kapitana_Ameryki Filmowa „wojna bohaterów”, choć mocno inspirowana komiksowym pierwowzorem, niespecjalnie wiernie przenosi na ekran wątki komiksowej „wojny domowej”, niejednokrotnie osadzając bohaterów w rolach zupełnie innych, niż chcieliby tego twórcy oryginalnej historii. Sprawdźmy zatem, co porabiali członkowie zwaśnionych drużyn podczas wydarzeń z komiksowego pierwowzoru. Jeśli w ogóle jeszcze żyli...

FALCON

Sam Wilson Falcon, jako jeden z nielicznych członków filmowej drużyny Kapitana Ameryki pozostawał pośród żywych i wspierał Steve’a Rogersa również podczas komiksowej „Wojny Domowej”. I to tuż zza jego pleców, jako pierwszy i absolutnie najbliższy sprzymierzeniec, z którym po ucieczce Rogersa z rąk S.H.I.E.L.D. tuż po wprowadzeniu w życie aktu rejestracji wspólnie podejmowali decyzję o powołaniu ruchu oporu – „Sekretnych Mścicieli” (New Avengers #21 – przyp. red.). To również Falcon – wespół z Buckym Barnesem – dokonał „obywatelskiego” zatrzymania Crossbonesa – współarchitekta zamachu na życie pojmanego po „Wojnie Domowej” Steve’a Rogersa. © 2006 MARVEL

Lektura obowiązkowa: New Avengers vol 1, #21 (Kapitan Ameryka i Falcon zakładają ruch oporu)

ANT-MAN Scott Lang

Lektura obowiązkowa: Irredeemable Ant-Man #1 (debiut nowego Ant-Mana)

4

© 2006 MARVEL

Potrafiących kurczyć się do rozmiaru mrówki i powiększać do wielkości bloku mieszkalnego bohaterów korzystających z „cząsteczek Pyma” nie brakowało podczas komiksowej wojny bohaterów, żeby wspomnieć tylko samego Pyma (jednego z liderów zarejestrowanej drużyny prorządowych superbohaterów), Starture (córkę Scotta Langa pełniącą rolę odpowiednika ojca w grupie „Młodych Avengers”) czy Goliata (wspierającego ekipę Kapitana Ameryki czarnoskórego giganta i przyjaciela Hanka Pyma, zabitego zresztą podczas wojny domowej przez jeden z nieudanych wynalazków Pyma i Starka – cyber-klona Thora). W grupie gigantów i liliputów zabrakło jednak samego Scotta Langa. Dzierżący miano „Ant-Mana” w filmowym uniwersum Lang bowiem w trakcie komiksowej wojny pozostawał pośród martwych, jako pierwsza z ofiar oszalałej Scarlet Witch mszczącej się na przyjaciołach za utratę jej dzieci („Avengers: Disassembled”). Pod tymczasową (jak to w komiksie...) nieobecność Langa narodził się jednak nowy Ant-Man – frywolny agent S.H.I.E.L.D., Eric O’Grady, który bezpardonowo przywłaszczył sobie jeden z nowych, mrówczych skafandrów Pyma, aby podglądać niczego nieświadome niewiasty w kąpieli i dopiero po wielu perypetiach stać się prawdziwym superherosem pod skrzydłami samego, powracającego do świata żywych Kapitana Ameryki.


KAPITAN AMERYKA Steve Rogers

Legenda Marvela, superbohaterski Wujek Sam, żywy symbol Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej... Gdyby nie Steve Rogers i jego ideały komiksowa (podobnie zresztą jak i filmowa) wojna bohaterów zapewne nigdy by nie wybuchła, a rzesze superherosów przeciwnych rejestracji i ujawnianiu swojej tożsamości organom rządowym zapewne nigdy nie zyskałyby prawdziwego lidera, mentora i siły napędowej do walki o wolność. Gdyby nie Steve Rogers i jego ideały zresztą wojna nigdy zapewne nie dobiegłaby końca, a on sam nie straciłby życia na oczach całego świata...

© 2007 MARVEL

Lektura obowiązkowa: Wojna Domowa, #7 (ostatni akt bratobójczej wojny, podczas którego Kapitan Ameryka mając zwycięstwo w zasięgu ręki... poddaje się)

„Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów”, kadr z filmu,© Marvel 2016

ZIMOWY ŻÓŁNIERZ Bucky Barnes

SCARLET WITCH Wanda Maximoff

Kolejna wielka nieobecna... W filmowej odsłonie „wojny bohaterów” prawdziwa „karta przetargowa” w rękach Kapitana Ameryki, w komiksowym pierwowzorze – persona non grata w całym superbohaterskim uniwersum, niewidoczna przez cały okres zmagań ekip Starka i Rogersa, i niespecjalnie przez kogokolwiek wyczekiwana po tym, jak uśmierciła (bądź pośrednio przyczyniła się do śmierci) „męża” (Visiona) i przyjaciół (Hawkeye’a, Ant-Mana) oraz pozbawiła mocy niemal całą populację mutantów, włącznie z bratem i ojcem. Odnaleziona i nad wyraz czule potraktowana po wojnie przez Hawkeye’a (płomienna noc) jeszcze długo po zakończeniu konfliktu pozostawała w cieniu superbohaterskich przygód mutantów i Mścicieli nie pamiętając swej superbohaterskiej kariery i haniebnych czynów, które ją tymczasowo zakończyły. © 2007 MARVEL

Lektura obowiązkowa: New Avengers vol 1, #26 (płomienna noc Hawkeye’a i odnalezionej, ogarniętej amnezją Wandy)

© 2014 MARVEL

Najlepszy przyjaciel Kapitana Ameryki, który podobnie jak Rogers oszukał śmierć i czas. Ukrywał się przez cały okres Wojny Domowej, aby pojawić się w chwili śmierci Rogersa i brutalnie doprowadzić jednego z zamachowców – Crossbonesa – przed oblicze sprawiedliwości. Wkrótce to właśnie on przejął po zmarłym przyjacielu tarczę i rolę najważniejszego z superbohaterów uniwersum Marvela, dzierżąc ją jeszcze przez jakiś czas po powrocie do żywych (i za aprobatą) Steve’a Rogersa. Lektura obowiązkowa Poległy Syn. Śmierć Kapitana Ameryki (Zimowy Żołnierz „aresztuje” Crossbonesa, Hawkeye zakłada strój Kapitana Ameryki)

HAWKEYE Clint Barton

Wspierający filmowego Kapitana Amerykę Hawkeye to kolejny wielki nieobecny komiksowej „Wojny Domowej” i kolejna z ofiar Scarlet Witch, w dodatku uśmiercona przez chwilowo niepoczytalną Wandę dwukrotnie – podczas wydarzeń „Avengers: Disassembled” i krótkiej hegemonii mutantów na ziemi („Ród M”). Łucznik powrócił jednak z niebytu na zakończenie wojny domowej, aby wkrótce odnaleźć zaginioną i niepamiętającą swojej przeszłości Wandę (tylko po to zresztą, aby odbyć z nią okazjonalny stosunek płciowy a następnie dziewczynę porzucić...) oraz na bardzo krótką chwilę przejąć rolę Kapitana Ameryki po zabitym Rogersie.

5


„Doctor Strange”, ©2016 Marvel, kadr z filmu.

M A G A Z Y N

WIELCY NIEOBECNI Z ludzkimi wojnami tak już jest, że aby skutecznie im zapobiegać wcale nie potrzeba jakiejś szczególnie wyrafinowanej dyplomacji. Często wystarczy bowiem jedynie sama, milcząca obecność kilku poważnych graczy – największych mocarstw pretendujących do roli tzw. żandarmów świata, gwarantujących ludzkości względny spokój i porządek – aby niemożliwą do przecenienia siłą odstraszania w zarodku zdusić wszystkie ekstremistyczne zapędy . Któż bowiem odważy się wszczynać międzynarodowe awantury nie mając przewagi siłowej nad przeciwnikiem i porwie się z motyką na słońce? Nie inaczej sprawa wygląda w świecie superbohaterskich sporów i waśni, gdzie niewielu odważyłoby się wszczynać konflikty, kiedy ustalonego, silnie zacementowanego układu sił strzegą wszechmogący bogowie Aasgardu, wszystko-miażdżący, szmaragdowy gladiator i kilku potężnych magów zdolnych jednym, subtelnym wierszykiem zmienić kierunek obrotu ziemi. Gdyby jednak najpotężniejszych ziemskich herosów nagle zabrakło – a wraz z nimi również bezlitosnej siły odstraszania, utrzymującej statu quo w ryzach i powstrzymującej różnorakich cinkciarzy od knucia, spiskowania i siania fermentu w zazwyczaj zgodnych szeregach herosów – wówczas wielka wojna domowa gotowa... Można psioczyć, że w filmowym uniwersum – nie mogącym pochwalić się tak imponującą gęstością superbohateskiego

zabrakło wielu osobistości zdolnych odwrócić losy świata: mutantów (po wybrykach Scarlet Witch podczas „rozłamu Avenges” i „Rodu M” woleli jeszcze bardziej nie narażać się nieufnej ludzkości), Inhumans (nie czując specjalnego związku z pospolitymi ziemianami woleli przeczekać ludzkie konflikty w królewskiej rezydencji na księżycu), Hulka (skazany przez Iluminatów na kosmiczną banicję odbijał w tym czasie obcą planetę z rąk tyrana), Thora (chwilowo pozostawał martwy, ustępując miejsca szalonemu cyber-klonowi na usługach Starka) i Doktora Strange’a (uznając się za rozsądniejszego niż liderzy zwaśnionych stron pozwolił

zaludnienia jak jego pękający w szach, 75-letni pierwowzór – starcie ledwie tuzina herosów na lotnisku zakrawa na żart, jeśli weźmie się pod uwagę skalę i rozmach konfliktu, jaki przez kilka ładnych miesięcy rozgrywał się na łamach dziesiątek komiksów stanowiących materiał CZY źródłowy filmu. Prawdę powiedziawszy WIESZ, jednak, jeśli chodzi o nieobecność na polu walki kluczowych graczy, ŻE... zdolnych jednym pstryknięciem palca (czasem dosłownie, czaDoktor Strange, naczelny sem w przenośni) odwrócić losy guru wszystkich komiksowych konfliktu i przywołać do porządmagów Marvela, który dopieku zacietrzewionych herosów, ro sposobi się do planowanego film... dosyć wiernie, niemal za pół roku, kinowego debiutu, jeden do jednego przenosi repodobnie jak jego komiksowy pierwowzór swoje alia wojny bohaterów na wielki sympatie ma (nawet jeśli czynnie w trakcie wojekran. W zatłoczonym komiksie ny nikogo nie wspiera)? Reżyser potwierdza, wbrew pozorom bowiem również że Doktor Dziwago stawia na...

#drużynę_Kapitana!

6


„Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów”, fot. Zade Rosenthal.© Marvel 2016

7


„Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów”, kadr z filmu,© Marvel 2016

„Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów”, kadr z filmu,© Marvel 2016


„Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów”, kadr z filmu,© Marvel 2016

„Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów”, fot. Zade Rosenthal.© Marvel 2016

„Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów”, fot. Zade Rosenthal.© Marvel 2016



im rozstrzygnąć ideowy konflikt klasycznie, po męsku, bez użycia magicznych sztuczek). Dokładnie tych samych postaci – choć nie zawsze z tych samych powodów – nie uświadczymy również na ekranie kina. Mutanci nie zaszczycą nas swoją obecnością podczas starcia herosów, bowiem wciąż mieszkają w konkurencyjnym uniwersum studia 20th Century Fox. Król Black Bolt i jego „nieludzie” nie odwrócą losów konfliktu, bowiem... po debiucie w uniwersum seriali Marvela wciąż czekają na swój,

najwyraźniej coraz mniej prawdopodobny, hollywoodzki start (jak niesie wieść stracili właśnie zarezerwowany wcześniej termin premiery filmu „Inhumans”). Zabraknie również Hulka i Thora – ci bowiem odlecieli w siną dal po walce z Ultronem (jeden obrażony na nie do końca wierną mu dziewczynę, drugi – w w poszukiwaniu odpowiedzi dotyczących tajemniczych kamieni nieskończoności) oraz wciąż czekającego na swój tegoroczny, kinowy debiut Doktora Strange’a (o którym więcej

w ramce obok). I bardzo dobrze, bowiem bez boskiego pioruna z jasnego nieba i miażdżącej pięści gamma-gladiatora, które w okamgnieniu zapewniłyby przewagę jednej ze stron, szanse zwaśnionych grup, tak jak w komiksie do samego końca pozostaną wyrównane czyniąc pojedynek ciekawszym i mniej przewidywalnym, a dwaj główni architekci konfliktu, Panowie Stark i Rogers, nie zyskają pretekstu, aby obowiązek rozstrzygnięcia sporu zrzucić na kogoś innego.

© 2007 MARVEL

KAPITAN POGROMCA Kiedy po śmierci Steve’a Rogersa (jak to w komiksie – trochę „oszukanej”) Tony Stark usilnie nagabywał kolejnych superherosów w poszukiwaniu dobrego kandydata na następcę legendy, któremu wręczy kultową tarczę w narodowych barwach i powierzy mu miano nowego Kapitana Ameryki, za kulisami pojawił się jeszcze jeden, zupełnie niespodziewany kandydat. O ile bowiem ostatecznie casting „wygrał” najlepiej predestynowany do tej roli Bucky Barnes, a przez jedną krótką noc Kapitanem był nawet sam Hawkeye, gdzieś na drugim planie, w misji specjalnej przeciwko – a jakże! – neonazistom w masce Kapitana (bezpardonowo zresztą wykradzionej z pola walki) wystąpił... Punisher. No cóż, może i okrutny z niego zabijaka pojmowaniem sprawiedliwości i metodami pracy fundamentalnie różniący się od śp. Rogersa, ale swego idola uhonorować potrafił pięknie.

„Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów”, fot. Zade Rosenthal,© Marvel 2016

PUNKT ZAPALNY

Z INNEJ BAJKI...

© 2006 MARVEL

© 2006 MARVEL

Nawet niesforny Kaczor Howard w zgiełku komiksowej wojny domowej poczuł superbohaterski zew (czy raczej szansę na legalizację swoich śliskich interesów) i postanowił... zarejestrować się jako superheros. Sęk w tym, że swoim wcześniejszym, niegrzecznym zachowaniem przysporzył policji Cleveland tyle problemów i dodatkowej pracy, że ta, aby nie musieć interweniować w sprawie całej armady kolejnych donosów na kłopotliwy, gadający drób, oficjalnie uznała go... postacią fikcyjną. A postaci (nie) z (tej) bajki jako rządowego agenta zarejestrować się po prostu nie da.

Ponieważ wielką „wojnę domową” superbohaterów Domu Pomysłów zekranizowano w ramach serii solowych przygód hollywoodzkiego Kapitana Ameryki, osobą odpowiedzialną za sprokurowanie lawiny, która doprowadzi do uchwalenia aktu rejestracji bohaterów i ich późniejszego konfliktu twórcy automatycznie uczynili kandydata z listy wrogów Steve’a Rogersa. W komiksach to jednak nie Brock Rumlov alias Crossbones (o którym więcej w SHM 2/2016), lecz mutant Nitro, dosłownie i w przenośni stał się „punktem zapalnym” wojny. Łotr dysponujący umiejętnością wysadzania swego ciała w powietrze (ze szkodą dla otoczenia, za to bez jakiegokolwiek uszczerbku dla własnego zdrowia) zdetonował się podczas próby jego aresztowania przez grupę nieopierzonych superherosów z grupy New Warrios, zabijając ponad 600 niewinnych mieszkańców Stamford, a tym samym dając światu pretekst do objęcia zawodu superbohatera niezbędnymi regulacjami. Wybuchowy łotr wielokrotnie odpowiedział jednak za swój haniebny czyn – wytropiony i mocno sponiewierany przez Wolverine’a trafił na srogie tortury do podwodnego królestwa Atlantydów, aby po ucieczce z podmorskiego więzienia jeszcze raz dostać w zęby od mocno zmotywowanego Penance’a – jedynego ocalałego z masakry w Stamford.

11


M A G A Z Y N

#drużyna_Iron_Mana Możesz mieć pełne przekonanie, że stoisz po „właściwej stronie” – że bronisz słusznej sprawy. Ba, możesz mieć za sobą rząd, policję, państwo, a nawet poparcie samego prezydenta. Ale kiedy walczysz przeciw ikonie, żywej legendzie superbohaterstwa, której w rankingach popularności bliżej do Rolling Stonesów niż do odpychających elit politycznych wiedz, że nie będzie łatwo. Tony Stark, choć na ekranie zebrał grupę wiernych popleczników, w komiksowym pierwowzorze to właśnie ze strony części z nich zebrał największe cięgi i najboleśniejsze ciosy w plecy. Magia Kapitana nigdy nie przemija...

Czarna Pantera T’Challa

Iron Man

Tony Stark

Iron Man przedstawiany nieco tendencyjnie jako ten „gorszy” z dwójki głównych aktorów konfliktu, przed wybuchem wojny za wszelką cenę dążył do jej uniknięcia i powstrzymania amerykańskich polityków przed wprowadzeniem w życie aktu rejestracji superherosów, aranżując nawet fikcyjne starcie z łotrem, aby udowodnić rządzącym i opinii publicznej, że superherosi są światu potrzebni. Pomimo rozlicznych porażek i niepowodzeń w trakcie wojny („przypadkowa” śmierć Billa Fostera z rąk nieudanej zabaw-

© 2007 MARVEL

Czarna Pantera w szeregach filmowej ekipy Iron Mana to bodaj największe zaskoczenie. W komiksowym pierwowzorze bowiem zamaskowany król Wakandy, zniesmaczony tragiczną śmiercią Billa Fostera z rąk nieokiełznanego, rządowego klona Thora (Wojna Domowa #3) i dyplomatycznym faux pas popełnionym przez ekipę Iron Mana (atak rządowych Sentineli na małżonkę T’Challi na łamach Black Panther #22) aktywnie włączył się w działania wojenne stając zdecydowanie po stronie Kapitanowi Ameryki. Co więcej, to właśnie za sprawą wakandyskiego króla w kluczowym momencie konfliktu możliwe było wyrównanie szans walczących stron, dzięki zaaranżowaniu przez kociego herosa akcji uwolnienia z wiezienia przetrzymywanych tam, antyrządowych bohaterów. Po przegranej wojnie T’Challa nie wrócił jednak od razu do domu (ku olbrzymiemu rozczarowaniu swoich krajanów) na pewien czas zajmując razem z żoną wakaty w „osieroconej” wówczas przez małżeństwo Richardsów Fantastycznej Czwórce. Lektura Obowiązkowa: Black Panther vol. 4, #23 (Czarna Wdowa próbuje zatrzymać ukrywającego się T’Challę. Król jednak ma zasady – kobiet nie bije. Nie musi – ma od tego swoich ludzi. Tak czy siak więc Natasha do końca Wojny Domowej paradować będzie z tuzinem siniaków i podbitym okiem...)

Czarna Wdowa Natasha Romanova

Los bywa przewrotny. Chociaż Czarna Wdowa zadebiutowała w komiksie pół wieku temu jako antagonistka Iron Mana, podczas bratobójczej wojny herosów – tak tej filmowej, jak i w komiksowym pierwowzorze – jako zarejestrowana już od dawna agentka S.H.I.E.L.D. stanęła po stronie blaszanego rycerza i rządu, mierząc się w trakcie wojny m.in. z bohaterami, z którymi w filmowej adaptacji stała po tej samej stronie konfliktu (np. z Czarną Panterą). Po zakończeniu wojny rudowłosa bohaterka dostała posadę w szeregach „Potężnych Mścicieli” – oficjalnej, prorządowej wersji Avengers dowodzonej przez Iron Mana.

12

Vision Chcąc wygrać wojnę trzeba w zanadrzu mieć silną kartę przetargową. Pod nieobecność Thora i Hulka w filmowej wersji konfliktu Kapitan Ameryka i Iron Man podczas rekrutacji żołnierzy do swoich oddziałów solidarnie dzielą się więc dwójką najsilniejszych dostępnych od ręki zawodników: Scarlet Witch (wspierającą drużynę Kapitana) i Visionem (popierającym Starka). W komiksowym pierwowzorze pary (swoją drogą będącej małżeństwem...) jednak


ki Starka, niepopularne decyzje o budowie więzienia dla superbohaterów i wykorzystaniu armii łotrów w walce z krnąbrnymi herosami) po zakończeniu wygranego rzutem na taśmę konfliktu został nowym, licencjonowanym zwierzchnikiem amerykańskich sił specjalnych, nadzorcą wszystkich, legalnie zarejestrowanych superbohaterów i dowódcą jedynego oddziału Mścicieli z aktualną homologacją Białego Domu. Oczywiście do czasu, aż nie dał się podejść misternej inwazji zmiennokształtnych gremlinów z kosmosu („Tajna inwazja” – przyp. red.).

James Rhodes

© 2006 MARVEL

Lektura obowiązkowa: Wojna Domowa #5 (Eskortowany do więzienia dla wyjętych spod prawa – tj. niechętnych rejestracji – superbohaterów Daredevil wręcza zaskoczonemu Iron Manowi jednodolarówkę w bilonie, dosadnie wyjaśniając Starkowi, że to należny mu, trzydziesty pierwszy srebrnik...)

War Machine

Lektura Obowiązkowa: Black Panther vol.4, #22 (Rhodes pilotując Sentinela próbuje aresztować Storm i Czarną Panterę podczas wizyty afrykańskiej pary królewskiej w Białym Dom z misją dyplomatyczną. Bezskutecznie i niezdarnie. Przed niechybną śmiercią zawstydzonego bohatera ratuje... Czarna Pantera)

© 2007 MARVEL

„Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów”, kadr z filmu,© Marvel 2016

syntetycznego herosa spotkamy nie tylko po przeciwnej stronie konfliktu niż w filmowej adaptacji, jako jednego z żołnierzy ekipy Kapitana Ameryki, ale również jako jedną z kluczowych postaci konfliktu, która dezaktywując zbroję Iron Mana omal nie przyczyniła się do klęski zwolenników rejestracji. Lektura obowiązkowa: Wojna Domowa #7 (Vision dezaktywuje zbroję Iron Mana, przechylając szalę zwycięstwa na rzecz przeciwników rejestracji superbohaterów)

© 2006 MARVEL

nie uświadczymy. No, prawie... O ile bowiem ogarnięta amnezją Wanda ukrywa się po wydarzeniach „Rodu M” i rzeczywiście nie bierze udziału w konflikcie, o tyle Vision – uśmiercony (czy raczej „zdezintegrowany”) w następstwie działań oszalałej Wandy („Avengers: Disassembled” ) powraca na krótko przed rozpoczęciem wojny w zupełnie nowym wcieleniu: jako odzyskany z backupu „program”, zainstalowany w nowym ciele (zbroi młodego Kanga Zdobwcy uciekającego z przyszłości przed swym niecnym przeznaczeniem) aby wesprzeć drużynę „Młodych Mścicieli” (powołaną nota bene jako ostatnia deska ratunku dla świata bez Mścicieli w ramach projektu opracowanego przez „oryginalnego” Visiona). Podczas Wojny Domowej

Tak jak Kapitan w swojej filmowej drużynie otacza się nie tylko usłużnymi żołnierzami, ale i prawdziwymi przyjaciółmi, z którymi także w komiksach przez dekady występował na wspólnych kartach (Falcon i Bucky Barnes), tak trudno wyobrazić sobie Iron Mana bez wsparcia Jamesa Rhodesa. Także w komiksowej wojnie Rhodes, choć pełen wątpliwości czy walka z innymi superbohaterami – często przyjaciółmi – ma sens, wspierał Starka, pełniąc funkcję dowódcy oddziału Sentineli – znienawidzonych przez X-Men łowców mutantów, tym razem zaprojektowanych jednak jako mechaniczni stróże porządku, sterowani przez żywych pilotów na rządowym etacie. Co więcej, po zakończeniu wojny domowej Rhodesowi powierzono kolejną ważną funkcję – tym razem w szeregach nowo utworzonej „Inicjatywy dla 50 Stanów” – gdzie pełnił rolę nauczyciela w superbohaterskiej akademii rządu Stanów Zjednoczonych, zgodnie z ideą, jaka przyświecała aktowi rejestracji – zewidencjonować, zakontraktować i odpowiednio wyszkolić nieopierzonych herosów, aby nie powtórzyli nigdy błędu Nowych Wojowników (pośrednich sprawców masakry w Stamford).

13


M A G A Z Y N

SECRET WARS: CIVIL WAR

A gdyby tak wszystko potoczyło się inaczej... (oprócz poległych w Stamford śmierć poniosło również kilkanaście milionów Amerykanów), ale i prawdziwym, trwałem rozłamem – już nie tylko społeczności superbohaterów, ale i całego kraju, podzielonego na nieco ciasną, za to technicznie zaawansowaną strefę wpływów prezydenta Starka (tzw. „żelazny” wschód), gdzie do zabawy w superbohatera potrzebna była odpowiednia pieczątką, oraz rozległą, za to z lekka zubożałą enklawę Robin Hoodów wszelakich pod kuratelą już nie byle Kapitana, lecz Generała Ameryki i jego wojskowej junty (tzw. „niebieski” i całkiem „dziki” zachód). W świecie tym, gdzie obie, zgorzkniałe strony głęboko zacementowanego sporu zatraciły się w swym upartym zacietrzewieniu nic nie miało wyglądać lepiej niż w oryginalnej historii. Nie dość więc, że zmiennokształtni Skrulle równie prosto zinfiltrowali jeszcze bardziej niż w oryginalne podzieloną społeczność superbohaterów prowadząc na manowce nieświadomych liderów, a Spider-Man – już nawet nie starający się ukrywać swej tożsamości pod maską – choć nie „zapomniał” o żonie, to i tak został zmuszony do życia bez niej przez długie lata, to jeszcze finalnie wszyscy znani nam herosi doświadczyli tego samego losu co mutanci w „Rodzie M”, kończąc wojnę jako zwyczajni, pozbawieni mocy ludzie. A że w zamian tutejszy Rogers zachował życie, w ramach otrzymanej od Marve-

© 2015 MARVEL

Podobno życie jest sumą podejmowanych wyborów. A z sumą – jako to w życiu i w matematyce – różnie bywa: czasem wychodzi się na plus, czasem jest się pod kreską. Gdyby tak jednak dostać od losu szansę, aby przeżyć życie na nowo i zamienić wszystkie ujemne składniki sumy na dodatnie, wówczas wynik dodawania mógłby być zgoła odmienny... Z takiego samego założenia wyszedł w zeszłym roku Marvel, tuż przed odświeżeniem całego uniwersum dając szansę swoim bohaterom na przeżycie wielu kanonicznych historii z przeszłości jeszcze raz i na rozwinięcie ich w zupełnie odmiennych kierunkach, niż to w oryginale bywało. Wśród opowiedzianych na nowo mitów z ewangelii Domu Pomysłów nie mogło zabraknąć oczywiście również „Wojny Domowej”, której finałową partyjkę panowie Stark i Rogers z odmiennej, „sekretnowojennej” linii czasowej postanowili rozegrać zupełnie inaczej niż w oryginalnym komiksie duetu Millar-McNiven, tj. tak, aby spór... niestety nigdy nie dobiegł końca. Już wcześniej wszak, w komiksowej „Erze Ultrona”, Marvel dowodził, że w uniwersum Domu Pomysłów druga szansa i próby naprawienia błędów nigdy nie dają lepszych rezultatów... Tym razem więc konflikt, nie zażegnany w porę w związku z brakiem chęci tutejszego Rogersa do poddania się nie tylko poskutkował większą liczbą ofiar

la drugiej szansy nie dając się pojmać i zabić pomagierom Czerwonej Czaszki? No cóż – co się odwlecze, to nie uciecze. Skoro bohaterami w tej rzeczywistości nie miała szansę odpowiednio wcześnie wstrząsnąć śmierć ikony, do zażegnania spotęgowanego przez lata konfliktu finalnie potrzebna okazała się jeszcze większa ofiara, w postaci... zagłady obu liderów. Na całe szczęście tę ponurą rzeczywistość bez Rogersa i Starka (i superbohaterów w ogóle!) wymazał finałowy pojedynek Reeda Richardsa i Dr. Dooma kończący „Sekretne Wojny” i całe, stare uniwersum Marvela, kładąc podwaliny pod nowy – a jeśli nawet nie zupełnie nowy, to co najmniej mocno odświeżony – świat Domu Pomysłów. Świat, w który lada moment rozgorzeje Wojna Domowa nr 2...

CIVIL WAR II

A po jedenaste: nigdy nie wchodź do tej samej rzeki dwa razy... Złoczyńcy nie mają lekko. I to tak ci w zwyczajnym, realnym świecie, jak i ci w kolorowych uniwersach superbohateskich. Aby sprać na kwaśne jabłko zbira, aresztować go i doprowadzić przed sąd już dziś nie potrzeba wszak wiele. Wystarczy jeden, najmniejszy paragraf, drobne wykroczenie, czasem nawet zupełnie błaha kradzież batonika, aby niecnotę zakuć w kajdany i postawić przed niewzruszonym trybunałem sprawiedliwość. A lada moment do przyszpilenia złego potrzeba będzie jeszcze mniej... 14

Niektórzy superherosi bowiem w ramach działań zapobiegawczych już wkrótce udadzą się na przyspieszony kurs wróżenia z fusów i już nie tylko tych, którzy rzeczywiście mają coś na sumieniu, ale i wszystkich tych, którym źle z oczu patrzy prewencyjnie do więzień zamykać będą. Ale tylko niektórzy. Pozostali bowiem będą próbowali przemówić nadgorliwym funkcjonariuszom prewencji do rozumu. No i kolejna wojna domowa gotowa... Podobno dwa razy do tej samej rzeki się nie wchodzi. Kiedy jednak w kinach

szaleje wyczekiwana od półtora roku, wysokobudżetowa produkcja filmowa, gwarantująca całkiem niekiepski zwrot inwestycji, nawet najmądrzejsi superherosi ziemskiego globu nie mają wyjścia – muzą przymknąć oko na boleśnie pouczające, przykre doświadczenia minionej dekady i obietnicę którą sobie złożyli, że już nigdy więcej nie będą bić się między sobą. W roku wielkich konfliktów w kinie superbohaterskim bowiem wszyscy – czy chcą, czy nie chcą – mają obowiązek podczepić się pod wielką, hollywoodzką machinę


promocyjną, i tak jak ich koledzy z ekranu – najzwyczajniej w świecie bić się między sobą. Kiedy więc na horyzoncie zrestartowanego ostatnio, komiksowego uniwersum Marvela, w którym pierwsze skrzypce gra rasa „nieludzi” (tak się panoszą, że nawet konkurencyjnych mutantów sterylizować zaczęli!) pojawia się Inhuman zdolny przewidywać przyszłość i wskazywać winnych jutrzejszych, jeszcze nawet nie planowanych przestępstw, Panowie Stark i Rogers znów staną naprzeciw siebie w ideowym konflikcie – tym razem o to, czy przestępców można karać na zapas, czy też dopiero po fakcie. Aby uniknąć posądzeń o zjadanie własne ogona nadzorca kontynuacji eventu sprzed dekady, Brian Michaela Bendis natrudzi się, aby odświeżyć oryginalną formułę konfliktu. Tym razem wielka sprzeczka dotyczyć będzie więc nie bohaterów, lecz przestępców, a Stark i Rogers zamienią się rolami reformatora i obrońcy starego, skostniałego status quo. Co więcej, oryginalny Kapitan Ameryka usunie się w cień, pozwalając grać pierwsze skrzypce w drużynie zwolenników prewencji innemu Kapitanowi (w dodatku w spódnicy!) – niejakiej Captain Marvel. A jakby tego było

Tuzin bohaterów na ekranie – tuzin szczęśliwców na sali 7 maja, roku pańskiego 2016 przejdzie do annałów historii superbohaterstwa. Tego dnia bowiem na polach Hollywoodu starły się dwie armie najpotężniejszych herosów jakich widział wielki ekran w pojedynku o przyszłość kina superbohaterskiego. O doniosłości epickich zmagań tuzina dumnych gladiatorów Marvela zaświadczyć może tuzin szczęśliwych konkursowiczów, wydelegowanych na specjalny maraton filmowy przez SuperHero Magazyn w trzech polskich miastach (Warszawa, Kraków, Poznań). Maratończycy potwierdzają: o tym dniu będą pisać w kronikach... mało nawet najwięksi przyjaciele dwóch najsłynniejszych Mścicieli – Sam Wilson i James Rhodes – postanowią namieszać wybierając zupełnie inne strony niż ich mentorzy... I chociaż wszystko zapowiada się ciekawie i intrygująco, nawet redaktor naczelny Marvela nie ukrywa prawdziwego celu powrotu marki „Civil War” zaznaczając, że tym razem wydawnictwo dostało o wiele mniej czasu na przygotowanie eventu niż

zazwyczaj, byle tyko zdążyć na premierę filmu pod tym samym tytułem. W całym tym zgiełku na szczęście nie wszyscy zatracają się w marketingowym pędzie. Jak niesie wieść trzeźwo myślący twórcy oryginału – panowie Millar i McNiven – którym zaproponowano pierwotnie funkcję sterników „wojny domowej bis” odmówili, cedując ją na rzecz Briana Michaela Bendisa. Dwa razy bowiem nigdy nie wchodzi się do tej samej rzeki...

Najlepsza oferta komiksów z USA

Sprawdź na www.multiversum.pl 15



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.