6 minute read

Halina Olejniczak – zdobywczyni tytułu Gold Master Worldloppet!

Halina Olejniczak

– zdobywczyni tytułu Gold Master Worldloppet!

Advertisement

Halina Olejniczak

Góralka, mama czwórki dzieci, od ponad 30 lat prowadzi pensjonat w Kościelisku. Działaczka społeczna. Miłośniczka sportu. Instruktorka narciarstwa biegowego i nordic walking. Trenowała jako dziecko biegi narciarskie, po latach wróciła na trasy biegowe i spełnia swoje marzenia. Przebiegła Bieg Wazów w Szwecji – 90 km na nartach! Po sześćdziesiątce zdobyła tytuł Gold Master Worldloppet i marzy o tytule Global Skier Worldloppet!

We wrześniu 2022 roku odebrała tytuł Marki Tatrzańskiej za projekt „Olimpijczycy z Kościeliska”, w ramach którego zorganizowała cykl treningów na nartach biegowych z olimpijczykami pochodzącymi z Gminy Kościelisko. Została też wydana publikacja pod tym samym tytułem.

Halina to uśmiech, radość, energia, pozytywne działanie, którymi zaraża wszystkich wokół. Jest wspaniałym przykładem, że w każdym wieku można zawalczyć o realizację marzeń.

Aleksandra Karkowska: Halinko, czy pamiętasz swoje pierwsze narty?

Halina Olejniczak: Oczywiście! Miałam różowe narteczki. Tata mi je wystrugał z drewna.

Czy już wtedy marzyłaś o karierze sportowej?

Podglądałam sportowców i próbowałam biegać jak oni. Uwielbiałam zawody, chodziłam na wszystkie, by kibicować. Kochałam tę atmosferę. Całą szkołę podstawową byłam w klubie SN PTT. Coś mi nie do końca tam wychodziło, chyba dlatego, że dawali mnie na krótkie dystanse, a ja jestem długodystansowiec. Ale o tym dopiero niedawno się przekonałam (śmiech).

Moja ciotka była olimpijką (Maria Gąsienica Bukowa-Kowalska uprawiała narciarstwo biegowe, brała udział w Zimowych Igrzyskach Olimpijskich w Cortina d’Ampezzo w 1956 roku – przypis autorki), imponowały mi jej opowieści o zawodach, o wyjazdach, o olimpiadzie, imponowały mi jej medale i trofea.

I co?

Nosiło mnie. Do szkoły średniej pojechałam do Krakowa, a po maturze podjęłam pracę w Piotrkowie Trybunalskim. Tam poznałam męża, urodziłam trójkę dzieci. Ale za płasko tam było, poczułam, że muszę wracać w góry.

Halina Olejniczak na Kasprowym, wiosna 2022 Fot.: Aleksandra Karkowska

W 1989 roku wybudowaliśmy dom w Kościelisku, zaczęłam prowadzić pensjonat. W 1991 roku urodziłam najmłodszego syna – ciągle dzieci i goście. Góry oglądałam przez okno. Goście się zachwycali, jaki piękny widok, a ja na Giewoncie nawet nie byłam.

I kiedy nastąpił przełom?

Kiedy skończyłam 40 lat. Miałam dość, że dzieci, dom, gary, a ja w rozmiarze XXXL! Wiedziałam, że muszę coś zmienić w swoim życiu! Nie wiedziałam jeszcze tylko, co zmienić i jak to zrobić. Postanowiłam wykorzystać góry.

Nie było to łatwe, bo rano musiałam przygotować śniadanie dla 40 osób (gości w pensjonacie – przyp. autorki). Wstawałam o 4.00 rano, szykowałam to śniadanie, a potem szłam w góry, często na cały dzień. Codziennie. Wiedziałam, że tylko ruchem zrzucę nadwagę. Wtedy w pół roku schudłam 37 kg! Trochę mi wróciło od tamtej pory, ale właśnie nad tym pracuję. Pensjonat prowadzę cały czas, ale teraz bez wyżywienia. To daje mi swobodę wyjścia w góry. Jestem od tego uzależniona (śmiech). Dalej dużo chodzę. Latem chodzę po górach, a zimą – narty! Biegówki. Kocham to.

Halinko, wróciłaś na narty i od razu pojechałaś na Bieg Piastów do Jakuszyc…

Tak, marzyłam o tym wyjeździe. Wróciły dziecięce wyobrażenia o wielkich zawodach. Zapisałam się na bieg w 2004 roku. Dystans – 50 km. 700 uczestników na starcie! Zwariowałam ze szczęścia, jak to zobaczyłam! Wtedy miałam swój najlepszy czas. Od tej pory jestem tam co roku.

Czy to Jakuszyce Cię zainspirowały do stworzenia tras w Kościelisku?

Tak. Tam właśnie to podpatrzyłam i pomyślałam, że u nas też można by tak zadziałać. Namówiłam wójta na budowę tras w Kościelisku. W 2013 roku nastąpiło uroczyste otwarcie tras biegowych, zaprosiliśmy olimpijczyków z Kościeliska (57 sportowców z Gminy Kościelisko było na ZIO – przyp. autorki). W latach 50., 60., 70. to byli królowe i królowie. Byli dumni, że wciąż się o nich pamięta.

Halinko, pamiętam, jak się poznałyśmy. Podeszłaś do mnie i Basi (Barbary Caillot – przyp. autorki) na premierze naszej książki „Na Giewont się patrzy” i powiedziałaś, że masz pomysł na naszą kolejną książkę – o olimpijczykach, tylko musisz znaleźć środki. Jesteś skuteczna, bo je znalazłaś! Rok temu była premiera publikacji „Olimpijczycy z Kościeliska”.

Bardzo się cieszę z tej inicjatywy. Udało się wydać ksiażkę o wszystkich wybitnych sportowcach z gminy, a dodatkowo – zorganizować serię treningów z olimpijczykami na trasach biegowych. We wrześniu odebrałam Markę Tatrzańską 2021 za to dokonanie. Jestem z tego bardzo dumna.

Udało się też stworzyć stronę www o naszych olimpijczykach. A jeszcze kilka pomysłów mam w głowie.

Halina Olejniczak w Szwajcarii na mecie, 2022 Arch. Halina Olejniczak

Halina Olejniczak na Jagnięcym Szczycie, Tatry, sierpień 2022 Fot.: Aleksandra Karkowska

Działasz w Kościelisku społecznie – trasy biegowe, treningi z olimpijczykami, ale przecież masz też swoje prywatne sportowe aspiracje i marzenia…

Tak, zaczęłam w 2004 roku w Jakuszycach. W 2005 wzięłam udział w Biegu Papieskim w Nowym Targu. Byłam trzecia, stałam na podium z Justyną Kowalczyk! Ona wtedy została świeżo Mistrzynią Polski. Ja, stara baba, i ona – mistrzyni! Justyna dała nowy oddech narciarstwu biegowemu w Polsce, nastał dla niego nowy czas. Transmisje sportowe zaczęły być bardziej popularne, Justyna odnosiła sukcesy i biegówki stały się znów interesujące.

A ja po tym moim sukcesie zaczęłam marzyć o Worldloppet!

Co to jest Worldloppet?

To światowa liga biegów masowych na nartach. W tej lidze jest 20 państw. Każdy z krajów co roku organizuje bieg narciarski. To długie dystanse, od 42 do 90 km, a także – biegi na połowie dystansu. Zawsze jest alternatywa w postaci połowy dystansu. Masz taki paszport i zbierasz pieczątki udziału w biegach.

Kilkadziesiąt kilometrów na nartach to jednak sporo dla Pani po sześćdziesiątce…

Dla mnie przebiegnięcie na nartach 50 km to nie jest problem. Najtrudniejsza z mojej perspektywy okazuje się organizacja wyjazdu za granicę, bo nie znam języka. Ale zawsze znajdę kogoś, kto ma ochotę jechać ze mną, i wtedy jest prościej. Pierwszy mój wyjazd zagraniczny to Szwecja, w 2018 roku. Pojechałam na Bieg Wazów.

Sama nie wierzyłam, że dobiegłam, bo nie miałam wtedy najlepszej kondycji. Odpięłam narty po 12 godzinach! Nogi miałam jak z waty!

Vasaloppet, najdłuższy z tych biegów, bo mający aż 90 km, wybrałaś na swój pierwszy. Odważnie.

Raz się żyje! A po najdłuższym miałam już z górki (śmiech). Aby zdobyć tytuł Gold Master, trzeba przebiec 10 biegów, w tym jeden na innym kontynencie. Miałam plan, by zdobyć ten tytuł w 2 lata. Na pozaeuropejski wyjazd wybrałam Chiny, bo był tam bieg organizowany w czasie moich urodzin, właśnie sześćdziesiątych! Pomyślałam, że to supersposób na spędzenie okrągłej rocznicy na nartach. W Chinach przeżyłam przygodę życia! Potem jeszcze zdążyłam pobiec w Austrii i Czechach. I zamknęli świat, biegi przepadły…

Ale ostatniej zimy poszalałaś…

Oj tak! W 2022 roku otworzyli znów biegi, więc wystartowałam we Włoszech (Marcialonga). 70 km i 12 km na rozgrzewkę na sprzęcie retro, jak Broncia Staszel-Polankowa, potem w Niemczech, Francji, tydzień przerwy, Bieg Piastów – tym razem z wnuczką, żeby ją zarazić pasją do nart. Potem Szwajcaria i Norwegia. Z rozpędu chciałam lecieć na Islandię, ale choroba i śmierć mamy mnie zatrzymały.

Ale tytuł Gold Master już masz!

Mam! Zdobyłam go w tym roku. Ale na nim nie kończę mojej przygody. Teraz walczę o tytuł Global Skier. Muszę mieć ukończonych 17 biegów. W Europie brakuje mi tylko Islandii i Rosji, ta jest wykluczona w tym roku, dlatego teraz wybieram dalsze kierunki… W sierpniu zaliczyłam dwa kolejne biegi – w Australii i Nowej Zelandii. Do tytułu brakuje mi jeszcze czterech z listy obowiązkowych: w USA, Kanadzie, Japonii i Argentynie.

Jaki masz zatem plan?

Mój plan był taki, by być na wszystkich 20 biegach! Chciałam postawić nogę na wszystkich kontynentach. Po Australii chciałabym pojechać do USA i Kanady. A potem pojadę na koniec świata, do Argentyny. Jeśli mi się to uda, mam szansę być pierwszą kobietą w Polsce z tytułem Global Skier!

Halinko, tego Ci życzę! Dziękuję za rozmowę.

ALEKSANDRA KARKOWSKA

Współautorka międzypokoleniowych książek „Banany z cukru pudru”, „Na Giewont się patrzy”, „Marsz, marsz BATORY”, które napisała z Barbarą Caillot. Właśnie ukazała się ich najnowsza książka „Foto z Misiem”. Od 2015 roku prowadzą Oficynę Wydawniczą Oryginały. Działa społecznie na warszawskiej Sadybie. Kocha fotografie i podróże.

W góry zawsze z książką

REDAKCJA POLECA:

Czy to moje widzimisię? Wszędzie widzę białe misie!

Dlaczego ludzie tak chętnie fotografują się z zakopiańskim białym niedźwiedziem? Co w nim tak magicznego, że każdy ma z nim zdjęcie i pozwala się objąć futrzanym ramieniem? Poznajcie pięknie wydaną historię tego białego misia i zabierzcie go ze sobą do domu!

Projekt „Foto z misiem” otrzymał Honorowe Partnerstwo Miasta Zakopane oraz został objęty patronatem przez Muzeum Tatrzańskie.

A czy ty masz już swoje zdjęcie z białym misiem? Zobacz całą kolekcję na: www.fotozmisiem.oryginaly.com.pl.

Zobaczcie, jak wyglądało codzienne życie górali pod Giewontem!

Autorki Barbara Caillot oraz Aleksandra Karkowska odnajdują historie zachowane w pamięci, budzą cenne wspomnienia i przekazują je dalej. Znają nie tylko największe sekrety gór, ale i dzielą się swoją wiedzą na warsztatach łączących wszystkie pokolenia. Czy wiesz, że kocich łapek nie zbieramy, pogoda w górach jest kapryśna, potoki się gubią, nie ma owiec jednakowych? Jeżeli nie boicie się nowych przygód i chcecie poznać tajemnice Podhala, to koniecznie sięgnijcie po ponadczasowe tatrzańskie publikacje!

This article is from: