
4 minute read
Leszek Bzdyl O młodych i starych w obłokach dymu
O młodych i starych w obłokach dymu
Spacerował Młody Adam radośnie i na golasa po rajskim ogrodzie do dnia owego, kiedy to za szatańskim podpuszczeniem sięgnął po owoc z drzewa poznania dobra i zła. I ledwie Adam nadgryzł owoc z drzewa zakazanego, a już musiał ubrać się i zestarzeć. A dalej było już tylko gorzej. Z odrobiną nadgryzionej świadomości o tajemnicy dobra i zła, Adam ojcem został. Kiepskim był rodzicem, bo wychowując dwóch synów, jednego uczynił zbyt pobożnym pasterzem, a drugiego nazbyt zawistnym rolnikiem. I tu jesteśmy już tylko o krok od pierwszego z morderczych porywów człowieka. Tak, tak… Bóg-Recenzent rytuału sprawił, że dym z ofiary Abla niósł się w blasku wysoko w górę, a Kainowe kłęby marnie i bez polotu pełzały po ziemi…
Advertisement
I tak od zarania Starość grzęźnie w pomieszaniu z nadgryzienia boskiej świadomości o istocie rzeczy, a Młodość, pozbawiona rajskiego ogrodu, po którym mogłaby ganiać nie oglądając się na to, w co ciało odziane, wpada w sidła swoistej rosyjskiej ruletki – strzelasz z pistoletu pomysłów na składniki twojej ofiary i albo palniesz sobie samobója, albo też szczęśliwie zgarniesz cała pulę ze stołu. Boska Komedia na tym polega, że możesz się starać, żeby nie popełnić błędu Kaina i przezornie złożyć ofiarę z krwistego cielca, a tu niespodziewanie Bóg-Recenzent oświadczy, że przeszedł na wegetarianizm i brutalnych ofiar nie lubi i w niebo uniesie dym ofiarny z kiełków sojowych brata lub siostry twojej. Niebiańskim wyrokiem przypada tobie rola zawistnika. A na dokładkę usłyszysz szyderstwo: „Dlaczego jesteś smutny i dlaczego twarz twoja jest ponura? Przecież gdybyś postępował dobrze, miałbyś twarz pogodną; jeżeli zaś nie będziesz dobrze postępował, grzech leży u wrót i czyha na ciebie, a przecież ty masz nad nim panować”.
A nawet gdybyś i wygrał w tej kapryśnej ruletce ofiarnego spektaklu i na dodatek przeżył zawiść Kaina, to czy zysk z wygranej wystarczy na życie całe? Już czai się Szatan w wężowej skórce z tą swoją pokusą i zachęca, żebyś do gałęzi drzewa poznania sięgnął. Sięgniesz – poczujesz wstyd. Wstydzisz się – próbujesz założyć skorupę. Skorupa twardnieje. Wapniejąc – płodzisz synów i córki. Synowie i córki zawistnie chcą wygrać tyle ile ty, a może nawet i więcej. Z całą pewnością chcą wygrać szybciej… I zostaje Ci tylko stetryczenie i marzenie o końcu, bo na oczy patrzeć nie możesz, do jakich idiotycznych ofiar młodzi są zdolni. A tak w ogóle To Wszystko, w twoim starzejącym się mniemaniu, w lawinowym przyspieszeniu zmierza ku zagładzie. Tak, tak… uwolnienia w ostatecznym odejściu oczekują ci, których już nikt nie kocha i nijak już ich nie pokocha. No, może czasami spłyną na nich nieoczekiwane lub też w trudzie wykute wyrazy szacunku.
Ot, taka kolej rzeczy po grzechu. I z grzechu i w grzechu ten cały ofiarny teatrzyk.
Leży sobie ciężkawo nad Młodością Bóg-Recenzent i patrzy w swoim wiekuistym znudzeniu na dymy z ofiarnych ołtarzy. Przewracając się z boku na bok, popatruje na to, czym mu się zechce młodość przypodobać: padliną czy też czymś zgoła przeciwnym? I gdyby jeszcze On, ten Bóg-Recenzent, zechciał być tak niedookreślony i absurdalnie bizantyjski, żeby bez wyraźnego powodu wskazywać, który dym lubi, a który mu niemiły. O nie, to mu nie wystarcza. Ręką swoich nie-młodych proroków-recenzentów obwieszcza:
– w tym sezonie lubię dym „młodych zdolnych”, – a w tym sezonie „młodych zdolniejszych”, – a teraz tylko i wyłącznie wącham dym „ojcobójców”,
– nadszedł czas na ofiary „pokolenie porno”, – urodzeni przed 1980 oddają swoje ołtarze młodszym, bo na nowe i tak nie ma finansów publicznych, – sentymentalniej, proszę. Nie proszę – żądam!!!, – sentymentalnie, krwawo… a może kabaretowo?
I w sieci ofiarnych ołtarzy, niczym w panoptikum à la Gombrowicz (bo przecież tu jest tylko Młody ze Starego, Młody w Starego, Stary ku Młodemu), kolejni synowie i córki, córki i synowie nasłuchują profetów i czekają na… miłość. Przyjmujesz mój dym z ofiarnego ołtarza – kochasz mnie. Mój dym pełza po polach – nie jestem kochany.
Hej, Boże-Recenzencie!!! Powiedz, daj znak, przemów przez krzak gorejący, czego pragniesz, a z tego będzie moja ofiara. Koźlaka ubić? Konopi nakosić?
Paplać, trajkotać, bajdurzyć o świecie, jego przemocy, konfliktach, dążeniach? A może wyśpiewać nudę, ból, smutek, melancholię, śmierć, posępność? Mam zagrać w ruską ruletkę? Ile jest naboi w magazynku? Przeżyję? Zaistnieję? Mówisz, że mamy grać w karty? W karty?! Ale powiedz mi, dlaczego one wszystkie wydają się być znaczone? O co tu chodzi? A może Tyś nie Bogiem a… „Krzyknę, żeś Ty nie ojcem świata, ale…”
Zakończenie pierwsze: I na tym trzeba te zapiski zakończyć, bo dalsze dywagacje „felietonowe” o młodości w teatrze, zapisywane w gęstniejących zawiesinach dymu, prowadzą Ciebie, czytającego te apokryficzne wywody, do przekonania, że Leszek Bzdyl wydawał się rozsądnym człowiekiem… Zakończenie drugie: Może byłoby zatem dobrze wziąć do ręki Młotek Ostatecznego Rozwiązania i wytłuc sobie z głowy Młodzieńczą Podszewkę Rzeczy raz na zawsze. Ale to pewnie projekt niemożliwy, jak i tysiące innych od czasu sięgnięcia po owoc z drzewa poznania dobra i zła.
Zakończenie trzecie: Wy, którzy tkwicie w Młodzieńczej Podszewce Rzeczy – Don’t panic – to minie. Wy, którzy tetryczejecie w Starczym Braku Miłości – Don’t panic – to też minie...