11 minute read
Sylwetka miesiąca
from MM trendy #11 (101)
by MM Trendy
Jazz na wymiar
Advertisement
Chociaż muzyka jest jego główną domeną, to znajduje jeszcze czas na szycie garniturów. Tytus Łajdecki, młody jazzman ze Szczecina, potrafi zaskoczyć. Niedawno oprowadził nas po świecie jazzu i stylu, dając się poznać od podszewki.
ROZMAWIAŁ DARIUSZ ZYMON / FOTO ARCHIWUM
Spośród wszystkich gatunków muzycznych wybrałeś ten najtrudniejszy - jazz. Skąd ten pomysł?
- To decyzja, która kształtowała się we mnie od dziecka. Bo to na pewno nie tak, że chwyta się za instrument i gra się jazz. Jazz jest pewnym etapem, do którego trzeba dotrzeć. Pierwszym krokiem ku temu są muzyczne podstawy. Kiedy się je ma, można zacząć zapoznawać się ze sztuką improwizacji i w końcu zrozumieć czym jest jazz. Osobiście zacząłem grać jeszcze przed wybraniem się na Akademię Muzyczną w Bydgoszczy.
Przed akademią, ale w jakim wieku? Kiedy zbliżyłeś się do tego świata?
- Moim pierwszym muzycznym doświadczeniem był udział w Don-Diri-Don, Chórze dziecięcym Politechniki Szczecińskiej. Miałem wtedy 6 albo 7 lat. Następnie uczęszczałem do szkoły muzycznej I i II stopnia. Teraz przyszedł czas na akademię.
Żeby zacząć grać, potrzebny jest talent? Czy to umiejętność, którą można po prostu nabyć?
- Jeżeli ktoś „nie ma słuchu”, to na pewno będzie mu trudno nauczyć się gry na instrumencie. Myślę, że każda osoba wiążąca się z muzyką na poważnie powinna mieć w sobie to coś. Nieważne, czy mówimy o muzyku specjalizującym się w grze na gitarze, czy na saksofonie. Ten muzyczny pierwiastek jest potrzebny. Wydaje mi się, że mam talent, ale jak duży, to nie mnie oceniać (uśmiech).
Tym talentem chętnie się dzielisz, bo wiem, że pomimo młodego wieku udzielasz już lekcji gry na saksofonie.
- Udzielanie lekcji gry to również nauka dla mnie. Regularnie prowadzę je od około dwóch lat. W taki sposób ugruntowuję swoją wiedzę. Poza tym lubię to (uśmiech).
Celem muzyka są jednak koncerty. Co jest potrzebne, żeby regularnie występować?
- Im lepszy zespół, tym lepsze (i częstsze) koncerty (uśmiech). Bookowanie koncertów to kwestia kontaktów, jakie się nawiązu-
je. A o te najłatwiej podczas branżowych eventów. Istnieją również specjalne kursy i szkolenia dotyczące rynku muzycznego. Takie wydarzenia skupiają wpływowe osoby. Trzeba dużo rozmawiać, poznawać nowych ludzi. To jedna z metod - przynajmniej na początku muzycznej ścieżki. Jednak za najważniejsze uważam, umiejętności zespołu.
W jakim zespole obecnie grasz?
- Aktualnie realizuję się w duecie o nazwie jazzduo.szcz. Tworzę go razem z Alexem Markiem. Gramy dużo koncertów, głównie w Zachodniopomorskiem. Ostatnio byliśmy obecni na Festiwalu Wina na Zamku Książąt Pomorskich w Szczecinie. Mieliśmy też przyjemność grać kilka razy z Sylwestrem Ostrowskim oraz muzykami z Łodzi i z Warszawy.
Które z tych występów najbardziej zapadły ci w pamięć?
- W naszej okolicy jest mało eventów jazzowych i są dość rozsypane. Żeby je skompletować, trzeba się sporo najeździć. Ale czasem warto. Dobrze pamiętam występ podczas konkursu fundacji Generator Sztuki - otrzymałem wtedy wyróżnienie. W zasadzie jestem zadowolony z każdego koncertu, na którym widać reakcję publiki. Lubię też grać z ludźmi lepszymi ode mnie. Taką okazję miałem na 75. urodzinach Szczecina. Na wydarzenie zostaliśmy zaproszeni przez Sylwestra Ostrowskiego. Graliśmy razem z Maćkiem Kondzielą, Jakubem Mizerackim oraz z perkusistą pochodzącym ze Stanów Erickiem Allenem. Bardzo cenię sobie eventy, w których mogę pracować z ludźmi zza granicy, mogę się od nich dużo nauczyć, poznać ich kulturę. Miałem też przyjemność spędzić dzień z absolutnym mistrzem saksofonu Kennym Garrettem. Nie tylko obserwowałem jego warsztat, ale też zamieniłem z nim kilka zdań (uśmiech).
Wspomniałeś o tym, że nie ma za wiele jazzowych eventów w naszej okolicy. Czy według ciebie Szczecin to dobre miejsce dla młodego muzyka?
- Dzisiaj większość rzeczy dzieje się w internecie. Sam staram się tworzyć tam treści i je udostępniać. Mimo tego uważam, że Szczecin to miasto dające szansę na rozwój. Największym jego problemem jest... położenie geograficzne. Najprościej mówiąc - jest od nas wszędzie daleko. To tworzy pewną barierę.
Według ciebie to jak się wygląda, a może dokładniej - jak się ubiera, wpływa na zainteresowanie muzykiem?
- Styl w muzyce to bardzo ważna sprawa. Bez charakterystycznego stylu można łatwo zginąć wśród innych, którzy chcą być lepsi niż ty. Zdarzają się przypadki, kiedy ktoś kto ma mniejszy talent, ale wyróżnia się wyglądem oraz zachowaniem i osiąga większy sukces od osoby, która ma większy talent, ale nie przykłada wagi do wyglądu. Nie jestem zwolennikiem udawania i kreowania na siłę oryginalnego wizerunku. Trzeba znaleźć swój styl i go rozwijać.
Dlatego zacząłeś przygodę z krawiectwem?
- Odzież oferowana w sklepach sieciowych bardzo często jest słabej jakości. Natomiast żeby ubrać się w sklepach oferujących dobre jakościowo ubrania, trzeba zostawić potężną ilość gotówki. Złotym środkiem okazało się szycie garderoby. Mogę w ten sposób określić krój i fason. Szycie pozwala mi nosić ubrania bardzo dobrej jakości materiałowej, jak i wizualnej.
Czy nie bałeś się zmierzyć ze stereotypem, że krawiectwem zajmują się kobiety?
- Nie boję się tego stereotypu, wręcz staram się z nim walczyć. Znaczna część mistrzów krawiectwa, takich, którzy potrafią uszyć garnitur od zera, to mężczyźni. Nawet w Polsce większość pracowni krawieckich zarządzana jest przez mężczyzn, można tu wymienić takich mistrzów jak: Krupa & Rzeszutko, Zaremba, Tomasz Ossoliński czy Jerzy Turbasa.
Pochwal się, co potrafisz uszyć.
- Zajmuję się krawiectwem ciężkim. To krawiectwo nazywane tak przez to, że ubrania składają się z wielu warstw. W rezultacie są cięższe, ale i trwalsze. Szyję głównie garnitury, zaliczamy do tego: płaszcze, kamizelki, spodnie, marynarki.
Ile trwa produkcja takiego garnituru?
- Osobiście szyłem marynarkę dla Sylwestra Ostrowskiego. Ten projekt udało mi się sfinalizować w tydzień - co jest świetnym wynikiem. Sam proces szycia całego garnituru to 56 godzin. Do tego należy doliczyć jeszcze potrójne ściąganie miar. Podsumowując, cały proces trwa zazwyczaj trzy tygodnie.
Brzmi to jak sporo pracy (uśmiech). A skoro o pracy mowa, zdradź nam jeszcze, co zaplanowałeś na grudzień?
- Aktualnie piszę materiał, który mam nadzieję niedługo nagrać. Będzie to moja pierwsza EP-ka. Jest to projekt, co do którego przykładam aktualnie bardzo dużo uwagi. Ubraniowo zaczynam pracę nad trzema marynarkami i jednym płaszczem. Więc owszem, to będzie pracowity miesiąc.
Buty customizowane
Allen zajmuje się customizowaniem oraz renowacją obuwia. Co oznacza customizacja obuwia? - Najprościej wytłumaczyć to słówkiem personalizacja. Twórca na początku roku otworzył swoją pracownię w Koszalinie - Sneakers By Allen, a my postanowiliśmy go zapytać - jak narodziła się moda na przerabianie obuwia i jakich efektów możemy oczekiwać?
ROZMAWIAŁ DARIUSZ ZYMON / FOTO SNEAKERS BY ALLEN
Jak zaczęła się twoja przygoda z customowymi butami?
- Zaczęło się od kolekcjonowania butów, głównie marki Jordan. Wszystkie pary, jakie miałem w szafie, zawsze były bardzo zadbane. Nieważne, czy miały pięć, dziesięć, czy piętnaście lat. Wiem, że było to zauważalne, ponieważ znajomi pytali, w jaki sposób udaje mi się tak o nie dbać. Tak załapałem pierwszych klientów - moich znajomych. Po szkole odnawiałem i customowałem ich buty. W pewnym momencie pół mieszkania było zajęte przez kartony po butach (śmiech).
Kiedy zacząłeś? Jak długo to wszystko już trwa?
- Od pierwszej klasy liceum, sklep natomiast otworzyłem na początku 2021 roku.
A w Polsce? Od kiedy trend na custom jest obecny w Polsce?
- Kiedyś było takie forum hype5. Skupiało ludzi zainteresowanych tematyką streetwearu. Tam zobaczyłem pierwsze porady dotyczące customowania obuwia. To był rok 2014 - mniej więcej od wtedy możemy zaobserwować na polskich ulicach personalizowane ubrania - głównie buty. Obecnie jest tego coraz więcej. Widzę to po zamówieniach, które do mnie spływają. Mimo wszystko temat w Polsce nadal raczkuje. Chociaż specjalistów w tej dziedzinie mamy naprawdę świetnych.
To skąd czerpałeś wiedzę na ten temat?
- Jestem samoukiem, bardzo dużo wiedzy zaczerpnąłem z grup facebookowych takich jak: Customuj talk czy street custompl. Takie grupy zrzeszają pasjonatów, z którymi można wymienić się doświadczeniami czy zapytać o poradę. Jest tam również możliwość sprzedaży swoich prac.
Jaka najdroższa para butów przewinęła ci się przez ręce?
- Przez ręce przewinęło i przewija mi się bardzo dużo butów. Poddawałem renowacji pary, które obecnie mogą być warte nawet po czternaście tysięcy złotych. Między innymi miałem okazję pracować przy wszystkich kolorystykach Nike Air Force 1 w kolaboracji z Off-White czy z butami Jordan 1 OG Chicago Epoka.
Jakimi technikami wykonujesz personalizację obuwia?
- Wszystko zależy od rodzaju projektu. Osobiście wykonuję custom trzema metodami. Tym, który daje największe możliwości, jest nadruk. Realizuję go z pomocą Piotra Tyszkiewicza z firmy customuj.pl. Mamy możliwość naniesienia dowolnego wzoru na buta. Farby, których używamy, mogą świecić w ciemności czy zmieniać kolor w zależności od temperatury powietrza. Drugą metodą jest haft. Tutaj dosyć mocno ogranicza nas rodzaj materiału, z którego wykonany jest but. Hafciarka poradzi sobie tylko z lekkimi butami wykonanymi z miękkich materiałów. Klasyczną, a zarazem ostatnią metodą, jest malunek. Osobiście
pracuję przy pomocy aerografu, używam tylko najlepszych i najtrwalszych farb. Taka metoda daje duże pole do popisu. Możemy wykonać całkowitą zmianę koloru poszczególnych fragmentów obuwia.
Wspomniałeś o ograniczeniach - co do nich zaliczamy?
- Możliwość wykonania customu na pewno dyskwalifikuje słaba jakość buta. Nadruki, malunki czy hafty najlepiej sprawdzają się na nowym obuwiu. Przy wybieraniu customu powinniśmy również zwrócić uwagę, czy wybrany przez nas wzór nie znajduje się na miejscu zginania obuwia. Aplikacje w tym miejscu mogą ulec szybszemu zniszczeniu.
Jakie wzory są obecnie najbardziej popularne?
- Największą popularnością cieszą się customy wykonane na butach Nike Air Force 1. Można śmiało je nazwać królem customów. Ostatnio bardzo dużą popularnością cieszą się modyfikacje znaczka swoosha, czyli logo Nike, na taśmę holograficzną. Najczęściej jednak spotykam się z customem o nazwie Sketchy, polega on na pomalowaniu wszystkich szwów w bucie na czarno, przez co wyglądają jak wyciągnięte wprost z kreskówki.
A na koniec zdradzisz nam, jakie customy posiadasz w swojej prywatnej kolekcji ?
- Szewc bez butów chodzi (uśmiech). Aktualnie nie posiadam żadnego customa. Jednak ostatnio przygotowuję się do bardzo ciekawego projektu. Zakupiłem oryginalną skórzaną torbę marki Louis Vuitton, z której wycinków powstanie swoosh oraz toebox, czyli czubek buta. Bazą będą oczywiście niezastąpione Nike Air Force 1. Efektami na pewno się pochwalę.
na ratunek zużyciu wody
Kamila Pawlak, studentka wzornictwa na Akademii Sztuki w Szczecinie, zaprojektowała i wykonała umywalkę, która pomaga oszczędzać wodę. Projekt zdobył II miejsce w konkursie Roca Jump the Gap 2021.
TEKST MAŁGORZATA KLIMCZAK /
FOTO ARCHIWUM PRYWATNE
W konkursie wzięło udział kilkanaście tysięcy osób z całego świata. Jury pod przewodnictwem cenionego światowego projektanta Shigeru Bana nagrodziło jej pracę, przyznając drugie miejsce w konkursie w kategorii Woda i Energia.
- Głównym celem projektu jest zwrócenie uwagi odbiorców na oszczędzanie wody w gospodarstwie domowym przy codziennej czynności, jaką jest higiena - mówi Kamila Pawlak. - W swojej pracy zawarłam takie kwestie jak: minimalne i maksymalne zużycie wody, przykłady jej zużycia, wpływ koloru i jego znaczenie na użytkownika, opis wykorzystanego materiału oraz działanie sygnalizacji świetlnej. Za pomocą projektu chcę nie tylko nakłonić do oszczędzania wody, ale również podać argumenty, które nakłonią do zmian i codziennej motywacji w jej ograniczaniu.
Umywalka jest przeznaczona do gospodarstw domowych. Autorka za najczęstsze miejsce wykorzystywania wody uznaje łazienkę. - Zauważyłam, że przyczynia się do zużycia znacznych ilości wody, na przykład przy podstawowych czynnościach związanych z higieną osobistą. Owe czynności weszły nam w nawyk niekontrolowany, co oznacza, że często nie zwracamy uwagi na marnotrawstwo. Zużycie wody w tej części domu nie jest przedstawiane po każdej z czynności, którą wykonujemy. Zaprojektowałam umywalkę, która może ograniczyć konsumpcję wody poprzez szybką informację zwrotną w postaci koloru. Stosując kolory zaznaczam moment, w którym powinniśmy zakręcić wodę. Celowo pobudzam uwagę odbiorcy i wywołuję natychmiastową reakcję. Zainstalowany w baterii przepływomierz przelicza wodę w litrach i przesyła informację do oświetlenia. W tym celu wybrałam 3 kolory: kolor żółty – zapala się jako pierwszy po upływie 0,5 litra wody, kolor pomarańczowy – zapala się w drugiej kolejności po upływie 1 litra wody, kolor czerwony – zapala się jako ostatni po upływie 2 litrów wody.
Międzynarodowy konkurs JUMPTHEGAP dotyczy kreatywnych, innowacyjnych rozwiązań stosowanych w przestrzeniach łazienkowych. Przeznaczony jest zarówno dla studentów, jak i profesjonalistów.
Kamila Pawlak zajmuje się także projektowaniem plakatów. - Łączę ilustracje rysunkowe z cyfrowymi. Lubię eksperymentować i próbować nowych technik. Prace wykonywane są z myślą o klientach i najbliższych osobach, którym chcę podarować więcej radości i kolorów w ich przestrzeniach domowych - mówi artystka. - Plakaty są stworzone przeze mnie z największą starannością oraz dbałością o detale. Każdy projekt jest wyjątkowy i stanowi cząstkę mojej osobowości.
Kamila Pawlak
w 2016 roku ukończyła Liceum Plastyczne w Szczecinie, gdzie zdobyła nagrodę za najlepszy dyplom roku. Oprócz projektowania produktów i plakatów zajmuje się także wizażem. Specjalizuje się w takich makijażach jak: dzienny, fotograficzny, smoky, modowy, reklamowy, telewizyjny, ślubny, klasyczny, romantic look, ekstrawagancki, lat 20., 30., 50., 60.