16 minute read
Zdrowie i uroda
from MM trendy #11 (101)
by MM Trendy
Szkoła makijażu by Agnieszka Szeremeta
Piękno należy pielęgnować, a nikt nie potrafi tego robić tak dobrze jak Agnieszka Szeremeta. Twórczyni autorskiej szkoły makijażu Creo Academy i wizażystka z niemal 20-letnim doświadczeniem otworzyła właśnie zapisy na półroczną szkołę makijażu i przygotowała kilka innych kuszących propozycji.
Advertisement
Agnieszka Szeremeta już nie raz udowodniła, że jest jedną z najbardziej kreatywnych osób w Szczecinie. Swoją pasją potrafi zainspirować każdego. Makijaż przekuła w styl życia i dziś może poszczycić się, że to dzięki niej polskie gwiazdy największego formatu dumnie prezentują twarze przed kamerami. Pracowała przy takich superprodukcjach jak Taniec z Gwiazdami, Twoja Twarz Brzmi Znajomo, Must Be The Music czy SOS - Sablewska od Stylu. Zdarza się jej spędzać na planach zdjęciowych w Warszawie i w Berlinie po 16 godzin dziennie! Najważniejsze, że swoimi doświadczeniami chętnie dzieli się z innymi, kształtując nowe pokolenie wizażystek.
Należy jednak podkreślić, że Creo Academy to miejsce dla każdego. Nie trzeba być profesjonalistką, modelką czy celebrytką, aby skorzystać z indywidualnego kursu, pojedynczej lekcji czy po prostu zamówić makijaż okolicznościowych. Nie trzeba być nawet kobietą (uśmiech). Mile widziani są również mężczyźni!
Creo Academy powstało z myślą o odkrywaniu i pielęgnowaniu prawdziwej urody. - Każda kobieta jest piękna, każda ma swój unikatowy charakter - mówi wizażystka. - Różnorodność jest wspaniała. Duże oczy, małe oczy, wąskie usta, pełne usta, piegi czy ich brak - to wszystko daje ogromne możliwości popisu. I nawet jeśli skóra nie jest doskonała, występują na niej blizny czy przebarwienia, to trzeba zadać sobie pytanie - co z tego? Rynek oferuje nam tak wiele możliwości, że jesteśmy w stanie rozwiązać każdy problem. Najważniejsze to czuć się dobrze ze sobą. Cieszę się, że mogę pomagać kobietom osiągać ten stan.
Agnieszka Szeremeta od zawsze swoją postawą inspiruje i motywuje kobiety do zmian i działania. Najlepszym przykładem są dwie edycje Beauty Campu, które zorganizowała pod własnym nazwiskiem. Pod okiem specjalistek uczestniczki z całej Polski zdobyły wiedzę z zakresu wizerunku, kulinariów, odżywiania czy odpowiedniej suplementacji. Nie zabrakło też spotkań ze słynnymi mówcami motywacyjnymi i ekspertami. Zresztą Agnieszka Szeremeta również zalicza się do grona ekspertów. Regularnie prowadzi szkolenia i kursy, a także jest jedną z najważniejszych konsultantek amerykańskiej marki Arbonne w kraju. Stale szuka nowych wyzwań, bo - jak mówi - na sukces trzeba zapracować.
Osoby zainteresowane przystąpieniem do półrocznej szkoły makijażu, kursem indywidualnym lub makijażem okolicznościowym zapraszamy do kontaktu pod numerem telefonu: 608 386 301.
Więcej informacji na: FB: @creo.agnieszka.szeremeta IG: @agnieszkaszeremeta.pl
Skóra człowieka ulega procesowi starzenia na przestrzeni całego życia. Jest to nieunikniony biologiczny proces, następujących po sobie zmian. Dlatego profilaktyka przeciwstarzeniowa jest tak istotna. Pamiętajmy, że „Uncja profilaktyki jest więcej warta niż funt leczenia”. Ten cytat nawiązuje również do zabiegów estetycznych. Im wcześniej zaczniemy walczyć z oznakami starzenia się, tym jesteśmy w stanie wypracować lepsze, bardziej naturalne i bardziej długotrwałe efekty.
Istotną rolę w procesie profilaktyki przeciwstarzeniowej odgrywa ochrona przeciwsłoneczna. Promieniowanie słoneczne odgrywa ważną rolę w funkcjonowaniu organizmów żywych, niestety wpływa również negatywnie na wygląd skóry oraz na proces starzenia. Upływające lata pogarszają kondycję skóry, która staje się cienka, sucha, mało elastyczna oraz szara. Pojawiają się teleangiektazje, przebarwienia oraz skóra traci swój blask. Najbardziej charakterystycznym jednak objawem są zmarszczki. Profilaktyka przeciwstarzeniowa ma na względzie utrzymać skórę w jak najlepszej kondycji przez jak najdłuższy czas bez zmian w rysach twarzy. Korzystając z zabiegów kosmetologicznych jesteśmy w stanie zadbać o jakość skóry, o jej gęstość, odżywienie i nawodnienie, aby zachodzący proces starzenia, który jest nieunikniony, zachodził bez pozostawiania na skórze widocznych zmian. Stosowanie kremów przeciwstarzeniowych nie jest wystarczającym rozwiązaniem. Najczęściej kremy dostępne w drogeriach są źle dopierane do naszych potrzeb a ich skuteczność jest ograniczona. Dobrze dobrana, profesjonalna pielęgnacja domowa idąc w parze z opieką kosmetologiczną potrafi zaskoczyć swoimi efektami. Stosowanie kremów nawilżających, również jest już profilaktyką przeciwstarzeniową.
Aby zachować na jak najdłużej pięk-
ną i młodą skórę: stosuj ochronę przeciwsłoneczną przez cały rok; prowadź zdrowy tryb życia, pij dużo wody; ogranicz stres w swoim życiu codziennym; znajdź chwilę dla siebie w ciągu dnia;
Zauważyłaś pierwsze oznaki starzenia się na swojej skórze? Nie czekaj na więcej, zgłoś się do gabinetu o odpowiednią dla siebie terapię i prowadź odpowiednią pielęgnację domową, dopasowaną indywidualnie przez kosmetologa do potrzeb swojej skóry, aby wzmocnić i wydłużyć efektywność zabiegów.
Patrycja Wanagelis-Penczyłło. Mgr kosmetologii, absolwentka Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu. Swoją wiedzę i umiejętności zdobyła na licznych szkoleniach w Centrum Szkoleniowym Kosmetologii Medycznej w Warszawie u doktora Zbigniewa Leśniowskiego. Specjalizuje się w zabiegach z użyciem kwasu hialuronowego oraz terapiach anty-aging.
ul. JAGIELLOŃSKA 16A/LU2, Szczecin tel.: 504 866 812 | e-mail: biuro@esthetic-concept.pl www.esthetic-concept.pl Dla nowych klientów darmowa konsultacja kosmetologiczna
Naturalne kosmetyki - jak zrobić je samemu?
Warzywa, owoce czy zioła wykorzystywano nie tylko do jedzenia. Przez setki lat ludzie, chcąc zadbać o swoją skórę czy włosy, korzystali z dobrodziejstw natury. Rozwój technologii i kosmetologii spowodował, że odstawiliśmy naturalne składniki na rzecz laboratoryjnych wyrobów. Naturalne kosmetyki możemy zrobić sami w domu. Nie trzeba wydawać pieniędzy na kremy, toniki czy inne specyfiki.
TEKST ANNA SKIBICKA
Krwawnik pospolity
Krwawanik pospolity działa przeciwzapalnie, przeciwbakteryjnie oraz ma właściwości bakteriostatyczne. Stosuje się go na rany oraz w przypadku braku apetytu. Wyciąg z krwawnika stosowany jest do maseczek łagodzących i regenerujących, szczególnie podczas problemów z trądzikiem. Maseczkę można w prosty sposób przygotować w domu. Świeżo posiekany krwawnik dodaj do ubitego na sztywno białka. Połóż na twarzy, a po 20 minutach zmyj. Gdy cera jest sucha, zamiast białka dodać łyżkę śmietany i trochę miodu. Z krwawnika można również stworzyć kompres na ranę. Łyżeczkę ususzonego krwawnika gotuj w 200 ml wody przez minutę. Ugotowane ziele zawiń w gazik i przyłóż do rany. Taki kompres powstrzyma krwawienie i zadziała przeciwzapalnie.
Banan
Banany ujędrniają, zmiękczają oraz wygładzają cerę. Dzięki całej gamie witamin i substancji odżywczych zawartych w bananach, można wygładzić zmarszczki. Rozgnieć banana i dodaj do niego kilka kropel olejku migdałowego. Nałóż mieszankę na twarz i po 20 minutach zmyj.
Kiwi
Kiwi ma właściwości rozjaśniające skórę. Dodatkowo stymuluje powstawanie kolagenu, dzięki czemu skóra nie starzeje się tak szybko. Zawarta w kiwi witamina C poprawia koloryt skóry.
Przygotowanie odżywczej maseczki z kiwi jest bardzo proste. Potrzebne są trzy składniki: kiwi, pół banana i dwie łyżki jogurtu naturalnego. Wszystko łączymy, a powstałą mieszankę kładziemy na twarz na 15 minut.
Nasturcja
Nasturcja działa przeciwłupieżowo, jak również pomaga odbudować strukturę włosa. Tak samo, jak w przypadku pokrzywy i rozmarynu, do płukania włosów trzeba przygotować herbatkę. Zalej płatki nasturcji wrzącą wodą i odstaw do ostygnięcia. Ważna jest regularność jej stosowania. Żeby zobaczyć efekty, warto przez dwa tygodnie codziennie powtarzać ten zabieg.
Rozmaryn
Rozmaryn jest kopalnią witamin A, C i E, antyoksydantów czy lotnych garbników. Napar z rozmarynu przyspiesza gojenie ran, porost włosów, pomaga również na jesienną chandrę. Na porost włosów często stosuje się herbatkę rozmarynową. Przygotowanie jej jest bardzo proste. Do garnka wlej wodę i poczekaj aż się zagotuje. Później dodaj gałązki rozmarynu i odstaw na noc. Umyj włosy, napar wetrzyj w skórę głowy, poczekaj 5 minut i spłucz letnią wodą. Oprócz wzmocnienia cebulek uzyskasz też bardziej intensywny kolor w przypadku ciemnych włosów… i sprawisz, że będą się łatwiej rozczesywać.
Rośliny doniczkowe, które oczyszczają powietrze
Rośliny doniczkowe, nie tylko cieszą oko, ale i nasze płuca. W powietrzu znajduje się sporo toksycznych substancji. Sytuacja pogarsza się wraz z rozpoczęciem sezonu grzewczego. Warto jednak wiedzieć, że istnieją domowe rośliny, które potrafią problem rozwiązać.
TEKST KATARZYNA JÓZEFOWICZ
W oczyszczaniu powietrza mogą nam pomóc specjalne urządzenia filtrujące, ale nie mniej skuteczne mogą okazać się odpowiednie rośliny. Rośliny, które potrafią zneutralizować wiele toksyn znajdujących się w powietrzu. W przeciwieństwie do nas, rośliny wyposażone są w odpowiednie mechanizmy obronne i potrafią lepiej radzić sobie z niesprzyjającymi warunkami środowiskowymi. Podczas procesu fotosyntezy pochłaniają związki ze skażonego powietrza przez aparaty szparkowe i transportują je do podłoża oraz korzeni, gdzie szkodliwe substancje zostają neutralizowane (częściowo za sprawą działalności pożytecznych mikroorganizmów glebowych). Jest jedno „ale” - jeśli rośliny mają oczyszczać nasze powietrze naprawdę skutecznie, muszą być utrzymywane w czystości, gdyż inaczej zalegający na nich kurz zatka aparaty szparkowe i utrudni wymianę gazową. Unikatowe zdolności roślin docenili nawet naukowcy z amerykańskiej agencji kosmicznej NASA, którzy na podstawie badań wytypowali kilkanaście gatunków najbardziej skutecznych w oczyszczaniu powietrza. W ich czołówce znajduje się między innymi: ● gerbera Jamesona, ● chamedora wytworna, ● dracena (w tym: wonna, deremeńska i obrzeżona), ● fikus (głównie fikus Beniamina i lirolistny, inaczej dębolistny), ● sansewieria Laurentii, ● zielistka, ● skrzydłokwiat, ● anturium ● bluszcz pospolity. Co ciekawe, rekordzistką w pochłanianiu toksyn jest chryzantema wielkokwiatowa oraz gerbera Jamesona (neutralizują m.in. benzen, formaldehyd i trichloroetylen), ale w praktyce nie zawsze możemy je wykorzystać, gdyż pierwszą trudno uprawiać w mieszkaniu, a druga ma dość wysokie wymagania i w domu może nie przetrwać zbyt długo. Znacznie lepszym wyborem będą natomiast zielistka i skrzydłokwiat, które lubią półcień i lekko wilgotne podłoże oraz bardzo wytrzymała i mało wymagająca sansewieria (zniesie suszę, półcień i suche powietrze). Skuteczne mogą być też: fikusy, draceny, palmy. Rośliny te tworzą mnóstwo liści i pochłaniają dużo toksyn. Niestety, ich rozmiary są dość znaczne, dlatego nie wszędzie się zmieszczą.
Wesołych Świąt Bożego Narodzenia oraz smacznego Nowego Roku! Dziękujemy za wspólny rok i z radością zapraszamy na pyszne dania kuchni włoskiej.
Wampiry, podróże i kawa
To on opisał dokładnie historię Rzeźnika z Niebuszewa. Lubi kryminały i chętnie sięga do takich historii, ale chętnie pisze też o kawie i podróżach, o czym potrafi opowiadać godzinami. Jarosław Molenda przybliża mrożące krew w żyłach historie popijając kawę.
ROZMAWIAŁA MAŁGORZATA KLIMCZAK / FOTO SEBASTIAN WOŁOSZ
Zacznijmy od mocnego uderzenia, czyli od szczecińskiej historii „Rzeźnika z Niebuszewa”. Ta historia jest cały czas żywa. Czy, pisząc książkę, odkrył Pan coś nowego w tej historii?
Historią Rzeźnika z Niebuszewa zająłem się przypadkiem. Okazało się, że w szczecińskim Archiwum Państwowym są akta z tej sprawy. Zrobiłem fotokopie i zacząłem w domu studiować te akta. Na początku dla własnej ciekawości. Jak zacząłem studiować, coś mi zaczęło w tej historii nie pasować. Okazało się, że nie wszystko w tej sprawie jest tak, jak głosi legenda. Dowodów na to, że ofiar rzeźnika było więcej niż jedna sąsiadka, nie ma żadnych. W aktach nie ma żadnego śladu na temat innych ofiar. Śledztwo zostało przeprowadzone błyskawicznie. Przesłuchanie świadków nie zajęło nawet tygodnia, a sama sprawa w sądzie trwała 6 godzin. Po spuszczeniu wody z jeziora Rusałka odkryto kilkadziesiąt czaszek i gawiedź przypisała to Cyppkowi, bo tam wrzucił on głowę sąsiadki. Rzecz w tym, że tę wodę spuszczono kilkadziesiąt lat później, a nie w trakcie śledztwa. Nie ma też żadnych dowodów na to, że Cyppek, bohater książki, handlował mięsem. Sam wyrok jest kuriozalny, bo został wydany na podstawie przyznania się Cyppka, który powiedział, że uderzył kobietę młotkiem w głowę, a potem ją obciął. Ale jak patolog może stwierdzić przyczynę śmierci, jeśli nie ma głowy ofiary? Wtedy istniała już daktyloskopia. Dlaczego nikt nie zdjął odcisków palców z narzędzia zbrodni? Może były tam odciski nie tylko Cyppka? Tego nikt nie sprawdził. Nie ma żadnego protokołu z przesłuchania świadków, z którymi on spędził cały dzień, a zeznają sąsiadki, które nic nie widziały.
Jakie hipotezy się po-
jawiają? Takie, że nie do końca jestem przekonany, że tylko on jest winny. Zastanawiające jest to, dlaczego nie przesłuchano dwójki sąsiadów, z którymi on imprezował. Mogliby przecież zeznać, że byli tak pijani, że nic nie pamiętają i tyle, a tu nic. Żadnej notatki w aktach. Należy wziąć pod uwagę, jaka wtedy była sytuacja polityczna i historyczna. Rozpasanie Sowietów. Niewiele wcześniej niemal nie doszło do linczu na radzieckim oficerze, który zastrzelił trójkę szczecinian. Druga kwestia jest taka, że Cyppek jest z pochodzenia Niemcem i ten Niemiec zabija Polkę. Niebuszewo to był w tamtym czasie tygiel wielokulturowy – Żydzi, Polacy, Niemcy. Moja hipoteza jest taka, że doszło do próby zatuszowania sprawy, żeby wyciszyć zaognienie tej sytuacji i szybko złapano zabójcę. Niemiec dostaje czapę, nie ma odwołania i sprawa załatwiona. To jest najbardziej prawdopodobne wyjaśnienie. Możliwe też, że ta para sąsiadów donosiła na UB i dlatego była chroniona.
W takim razie dlaczego Cyppkowi
przypisano kanibalizm? W latach 70. Leszek Szuman napisał książkę, w której opisał historię ze Szczecina o jakiejś fabryce, w której Rzeźnik kroił trupy i to nakręciło spiralę tej legendy. Widać było, że Szuman nie znał okoliczności tego morderstwa, inaczej opisał miejsce zbrodni. Napisał też, że Cyppek był SS-manem, bo miał tatuaż SS. Cyppek był kaleką i był za stary, żeby brać udział w II wojnie światowej. Pracował na kolei. Ludzi z protezą nogi nie wzięliby do SS.
Światopogląd Cyppka też temu przeczył, bo przecież siedział w więzieniu za komu-
nizm. Tak, dlatego pojawiło się mnóstwo nieprawdziwych informacji na temat Cyppka. Sugerowano się tymi czaszkami znalezionymi w Rusałce. Ale weźmy pod uwagę to, że to był czas powojenny, a obok znajdował się cmentarz. Rabunek grobów był wtedy czymś naturalnym, ziemia mogła się osuwać do jeziora, więc te czaszki mogły się tam znaleźć z różnych powodów. Wątpliwości jest w tej sprawie dużo.
Napisał Pan kilka książek o tak zwanych wampirach, seryjnych mordercach. Czy ten szczeciński Cyppek miał
mentalność takiego wampira? Nie. Na sto procent tego nie wiem, ale wydaje mi się, że to morderstwo sąsiadki to był tylko jednorazowy incydent. Może jakaś frustracja, może za dużo alkoholu. Sąsiadka mu się podobała, ale go nie chciała. Za mocno uderzył i zabił.
A rozgryzł Pan mentalność innych wampirów? Co siedzi w ich głowie?
Tego nikt nie wie. Zauważyłem, że elementem wspólnym jest jakaś trauma z dzieciństwa, która się potem odbija, ale to też musi trafić na specyficzny grunt. Wielu ludzi miało traumatyczne dzieciństwo, ale nie stało się seryjnymi zabójcami. Różnica między naszymi a ame-
rykańskimi wampirami polega na tym, że tamci to geniusze zbrodni, a nasi to są prymitywy do entej potęgi. Sztacheta, kamień, a potem się napić. Niewielu było takich, którzy byli na tyle inteligentni, że chcieliby pogrywać z policją czy wcześniej milicją.
Rozmawiamy o takich strasznych sprawach, a przecież pisze Pan książki o dużo przyjemniejszych rzeczach, na
przykład o kawie. Napisałem już dwie. Jestem wielbicielem kawy. Nie jakimś tam znawcą, ale po prostu lubię kawę. Od 30 lat jeżdżę po świecie i zawsze odwiedzałem słynne kawiarnie, całkowicie dla przyjemności, nie myśląc o żadnej książce. Po napisaniu książki „Wilczyce znad Wisły” stwierdziłem, że po takim ciężkim temacie fajnie by było napisać o czymś innym, na przykład o kawiarniach. Wysłałem maila do wydawnictwa, wytypowałem wstępnie 20 kawiarni, które znam i które działają nieprzerwanie. Wydawnictwo zaakceptowało mój pomysł, ale postawiło warunek, żeby to były kawiarnie w miejscach, do których przeciętny Polak mógłby się wyprawić. Pierwsza książka ukazała się pod tytułem „Z espresso przez Europę”. Fajnie to wyglądało, więc poszedłem za ciosem i wydałem kolejną książkę „W 80 filiżanek dookoła świata”. Jest w niej 160 ilustracji, które częściowo zrobiłem sam, a częściowo udostępniły mi kawiarnie. Tutaj już sobie pozwoliłem na podróż po świecie. W Argentynie byłem w kawiarni, w której przesiadywał Gombrowicz i cała argentyńska śmietanka towarzyska. Są kawiarnie z Rio de Janeiro, z Afryki. Jeden rozdział jest poświęcony kawie, która ma swój kościół. Cafe Touba z Senegalu. W miejscowości Touba mieszka odłam religijny, który uważa, że picie kawy jest konieczne do osiągnięcia zbawienia. Ciekawostką społeczno-ekonomiczną jest to, że mnóstwo osób tam handluje tą kawą. Rano parzy się taką kawę do termosu i sprzedaje na ulicach. Dzięki temu jest niwelowane bezrobocie.
A był Pan w mieście, w którym kawa była niedobra? Ja nie wypiłam dobrej
kawy w Madrycie. Hiszpanie nie znają się na kawach. Dobrą kawę piłem w Marbelli na Starówce, co mnie zaskoczyło, bo spodziewałem się, że tam będą popłuczyny. Dobrą kawę piłem też w Gibraltarze, jeszcze lepszą niż w Marbelli. Chociaż to już jest kultura brytyjska, czyli herbaciana. Dlatego byłem zdziwiony, że są takie ewenementy. Wie pani, ja bardziej pamiętam, gdzie piłem dobrą kawę, a nie gdzie złą. W większości popularnych kawiarni, gdzie przychodzą głównie turyści, kawy są zazwyczaj niedobre.
Czytałam kiedyś o słynnej kawiarni wiedeńskiej, do której dzisiaj przychodzą głównie turyści i gdzie serwują okropną kawę. Wiedeńczycy tam
w ogóle nie chodzą. Dużo jest takich kawiarni. Ja osobiście piję kawę wiedeńską. Przygotowuję ją sobie w domu, ale palona jest w Wiedniu. Jest podobna niemiecka, którą można kupić w Polsce, ale to nie jest to samo. Nie wiem, jak jest teraz, ale kiedyś Szwedzi, którzy są wielkimi smakoszami kawy, w każdym regionie przygotowywali kawę trochę inaczej, bo uzależniali to od twardości wody. Inna woda jest na północy kraju, a inna na południu. I to jest miłość do kawy, jeżeli ktoś zwraca na to uwagę. Reguła jest taka, że najlepiej iść do kawiarni, w której siedzą miejscowi, bo wtedy właściciel nie odważy się podać lury. Miejscowy, który dostanie kiepską kawę, więcej nie przyjdzie, a turysta wpadnie raz, wyjedzie, potem przyjedzie inny i nie trzeba się starać. Ja chodziłem do kafejek z miejscowymi w Grecji. Wystrój jest jak z lat 70., ale za to kawa jest pyszna. W Portugalii też tak jest. Ja zawsze robię tak: jak widzę wielki plac z kafejkami pełnymi turystów, to do nich nie idę, tylko wchodzę w boczne uliczki i tam szukam miejsc, gdzie siedzą miejscowi. Czasami jeszcze biorę coś do zjedzenia do tej kawy. Uwielbiam serniki, więc jak widzę, to chętnie biorę.
Może teraz napisałby Pan książkę
o sernikach? Myślę o tym. Tylko nie za bardzo mam czas poszukać źródeł. Ja lubię dodać do takich historii tło. Czasami historyczne, czasami jakieś anegdotki. Trzeba by było przy tym trochę podłubać.
Jest jakiś temat, którego Pan dotąd nie poruszył, a chciałby się nim zająć?
Chciałem spróbować z powieścią, ale mi nie poszło. Ja jednak jestem przyzwyczajony pracować na faktach. Miałem fajną historię o skradzionych 16 tonach złota w Peru. Trafiłem na wspomnienia jednego z ludzi, który szukał tego złota, i napisałem taką powieść. Wysłałem do pięciu wydawnictw i z każdym byłem na etapie rozmów, ale każdemu się coś w niej nie podobało.
Jakie Pana książki ukażą się w naj-
bliższym czasie? „W 80 filiżanek dookoła świata” ukazała się 15 listopada. W styczniu wydawnictwo Replika wyda mi książkę zatytułowaną „Parszywa trzynastka”, ale tytuł chyba będzie zmieniony. To jest książka o gwiazdach świata przestępczego, ale z polskim rodowodem. Będzie trzech zabójców, będzie Unabomber, trzech seryjnych, trzech gangsterów, jeden taki, którego bał się sam Al Capone, jeden też taki cyngiel, który po latach wrócił do Polski i skończył żywot w Kaliszu. Będzie genialny fałszerz, który tak wyprodukował francuski banknot, że bank francuski musiał wycofać wszystkie banknoty z tej serii, bo były nie do odróżnienia. Nazywano go Leonardo da Vinci fałszerstwa. Mam też rewolwerowca z Dzikiego Zachodu, który się nie bał Jessie Jamesa. Na wiosnę wyjdą aż trzy książki. IPN wyda biografię Alfreda Szklarskiego, Znak wyda książkę o polskiej parze porównywanej do Bonnie i Clyde’a. Do końca stycznia muszę też napisać Marię Mandel, bestię z Auchwitz.
Jarosław Molenda
Pisarz, publicysta i podróżnik. Absolwent filologii klasycznej Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Członek South American Explorers i Polskiego Klubu Przygody, w ciągu ćwierć wieku odwiedził cztery kontynenty i kilkadziesiąt krajów. W latach 1996-1997 był w kolegium redakcyjnym „Encyklopedii Geograficznej Świata”. Zajmuje się szeroko rozumianą publicystyką popularnonaukową. Mieszka w Świnoujściu.