14 minute read

Książki i komiksy

Next Article
Kronika towarzyska

Kronika towarzyska

„Dom Gucci”

Sara Gay Forden, Wy. Marginesy

Advertisement

Potęga mody, szaleństwo pieniędzy i gorycz upadku. Wielbiciele mody, którzy chcieliby poczytać o wielkim świecie blichtru, pięknych modelek, bogatych biznesmenów i szałowych ciuchów, nic takiego tu nie znajdzie. Jak na książkę o modzie to duży minus. Wielbiciele sensacji, kryminalnych intryg, zdrad i seksualnych wyczynów bohaterów też będą rozczarowani. Ta książka to raczej raport finansowy, choć poradnikiem dla przedsiębiorców też tego dzieła nie można nazwać, zważywszy, że firma pod rządami rodziny Gucci radziła sobie różnie, a ci włoscy krezusi biznesu w życiu prywatnym pożyczali pieniądze od swoich pracowników.Wszyscy, którzy nastawili się na sensacyjną historię morderstwa Maurizio Gucciego, zleconego przez jego żonę, niewiele z tej książki zdobędą informacji o tym małżeństwie. Niewiele mamy tu emocji. Niestety, autorka skupiła się głównie na księgowości firmy.

„Jak trampki weszły na salony”

Grażyna Olbrych, Dagmara Radzikowska, Wyd. Pascal

Styl sportowy na naszych ulicach stał się już tak popularny, że trudno nam sobie wyobrazić ubiór bez elementów sportowych. Trampki noszone do garnituru czy do sukni wieczorowej na wielkie gale czy przyjęcia już nikogo nie dziwią. Ale jak te trampki trafiły na salony? O tym opowiadają w książce psychologowie i socjologowie. Autorki książki zaglądają na ulice europejskich miasta, żeby opisać kobiety, które na ulicach i w mediach społecznościowych inspirują swoim wyglądem innych i uważane są za ikony stylu. Najważniejsze są porady, jak nosić ubrania sportowe. Nie jest to wcale takie łatwe i oczywiste. Elementy sportowe połączone z emblematami bardziej wyrafinowanymi to wyższa sztuka. Jednym z ciekawszych rozdziałów jest historia kultowych marek sportowych, szczególnie butów, oraz współpraca słynnych projektantów mody z firmami sportowymi. Okazuje się, że, jak zawsze w przypadku mody, diabeł tkwi w szczegółach i wcale nie musi się ubierać u Prady.

„Rzeźnik z Niebuszewa”

Jarosław Molenda, Wyd. Replika

Seryjny morderca i kanibal czy kozioł ofiarny władz PRL-u? Odpowiedź na to pytanie autor stara się znaleźć, przeglądając akta sprawy słynnego szczecińskiego rzeźnika w Archiwum Państwowym w Szczecinie. Wokół rzeźnika, który w latach powojennych rzekomo mordował ludzi i przerabiał na mięso, które potem sprzedawał, narosło wiele legend. Sprawa od lat 50. ubiegłego wieku jest ciągle powtarzana, wracają do niej dziennikarze i filmowcy. Tym razem mamy do czynienia z książką, która skupia się na faktach, a nie powtarzanych przez pokolenia półprawdach i nieprawdach. Wszystko, zawarte w książce, jest oparte na aktach ze sprawy człowieka skazanego na śmierć jako Rzeźnik z Niebuszewa. To z tych akt wyłania się obraz i historia człowieka, który przyjechał do Szczecina po wojnie. Czy ten człowiek był jednak seryjnym mordercą? Z akt to nie wynika. Książkę czyta się, mimo wielu przedruków z akt, z pasją i zainteresowaniem. Dzisiaj przecież nie zdajemy sobie sprawy, jak inne to były czasy, jakie okoliczności towarzyszyły temu morderstwu. Czy w końcu poznamy prawdę o kanibalu z Niebuszewa? Odpowiedź pozostawiam czytelnikom.

„Beksiński. Wizje życia i śmierci”

Dorota Szonko-Osękowska, Wyd. Bosz

Autorka książki opisuje w tekście problematykę egzystencjalizmu, który widzimy w obrazach i zdjęciach Zdzisława Beksińskiego.

Książka stanowi propozycję odmiennego od dotychczasowych spojrzenia na tę przenikniętą trwogą istnienia twórczość. W obsesyjny sposób krąży ona wokół kwestii zajmujących egzystencjalistów XX wieku – lęku, rozpaczy, śmierci, przemijania, poszukiwania sensu istnienia. To próba ujęcia w perspektywie filozofii egzystencjalnej bogatego dorobku plastycznego Zdzisława Beksińskiego – artysty, którego twórczość stanowi interesujące zjawisko w przestrzeni polskiej sztuki współczesnej. Zdecydowanie to książka od początku do końca będąc głęboko tożsamą z autorem.

„Bestiariusz japoński”

Witold Vargas, Wyd. Bosz

Japońskie demony to nowość w przypadku tego autora, bo dotąd zajmował się mitami Słowian. Kolejna publikacja z serii bestiariuszy autorstwa Witolda Vargasa poświęcona tym razem stworom z kraju kwitnącej wiśni. Poznamy tajemnicze i magiczne zwierzęta, demony i duchy nazywane w Japonii yokai. Stwory, które są częścią fantastycznego świata tego odległego kraju, należą do najbardziej przerażających na świecie. Autor przeanalizował wiele dokumentów, baśni oraz legend i odkrywa przed czytelnikami magiczny świat orientalnych istot o nadprzyrodzonych mocach. Warto zwrócić uwagę na warstwę wizualną książki. Rysunki wręcz czarują, zmuszają do studiowania detali. To książka dla tych, którzy chcą pobudzić swoją wyobraźnię i nie boją się spotkania z duchami i potworami.

Marvel Classic. Daredevil: Nieustraszony! tom 7

Scenariusz: Andy Diggle, Antony Johnston / Rysunki: Marco Checchetto, Roberto De La Torre, Davide Gianfelice, Billy Tan Tajemnicza organizacja znana jako Dłoń od wieków stanowiła potężną siłę w świecie nielegalnych interesów. Niedawno rozpoczęła poszukiwania nowego przywódcy. Początkowo wybór padł na Matta Murdocka, niewidomego prawnika z Hell’s Kitchen, znanego również jako Daredevil. On jednak odrzucał propozycję, dopóki przedstawiciele Dłoni nie zwrócili się do kolejnego kandydata – Wilsona Fiska, Kingpina. Murdock nie mógł pozwolić, by kontrolę nad organizacją przejął psychopatyczny król zbrodni. Konsekwencje byłyby katastrofalne. Zgodził się więc objąć przywództwo nad Dłonią, wierząc, że może zmienić ją od wewnątrz.

Hellblazer, tom 8

Scenariusz: Jamie Delano / Rysunki: Richard P. Rayner, Mike Hoffman, Mark Buckingham, Bryan Talbot, Ron Tiner, David Lloyd Kolejny tom opowieści o Hellblazerze, drugi z trzech autorstwa Jamiego Delano. Tym razem John Constantine, dążąc do osiągnięcia wewnętrznego spokoju, zburzonego stałym obcowaniem z duchami i demonicznymi stworzeniami, stara się nawiązać kontakty z żywymi ludźmi. Przystępuje do komuny hipisów i wraz z nimi przemierza kraj. Jednak nawet tu dosięga go mroczne przeznaczenie. Chcąc nie chcąc, ponownie musi walczyć, aby piekielne moce nie zawładnęły światem.

Myszka Miki. Miki i zaginiony ocean

Scenariusz: Denis-Pierre Filippi / Rysunki: Silvio Camboni Disnejowska Myszka Miki ma różne oblicza – nie tylko humorystyczne, znane z komiksów o Myszogrodzie. Kolekcja dzieł znanych europejskich autorów ukazuje Mikiego także jako detektywa, poszukiwacza dawnych cywilizacji czy wynalazcę. Tym razem Miki przeżywa przygody w świecie spustoszonym podczas Wielkiego Konfliktu powoli odradza się cywilizacja. Największym problemem jest rozpaczliwy brak wszelkiego rodzaju paliw. Miki, Minnie i Goofy tworzą zespół zdolnych wynalazców, ale zajmują się też przeszukiwaniem wraków statków. Niestety, kolejny raz zdobycz zostaje sprzątnięta im sprzed nosa przez największego rywala, bezwzględnego Czarnego Piotrusia. Pozbawieni dochodów bohaterowie postanawiają wziąć udział w „wyzwaniu stulecia” i zdobyć wielką nagrodę. W efekcie jednak wplątują się w intrygę, która może doprowadzić do ostatecznego końca świata.

Thorgal. Neokora, tom 39

Scenariusz: Yann Le Pennetier / Rysunki: Frédéric Vignaux Najnowszy tom bestsellerowej opowieści fantasy o wikingu Thorgalu Aegirssonie. Seria została wymyślona przez słynnego scenarzystę Jeana Van Hamme’a i wybitnego polskiego rysownika Grzegorza Rosińskiego. Główny bohater wraca do domu z wyprawy, podczas której uratował porwaną przez wyspiarzy córkę. Jednak okazuje się, że wszyscy mieszkańcy jego rodzinnej wioski zostali zaczarowani... Thorgal wraz z Jolanem wyruszają do siedziby odpowiedzialnego za ten czyn władcy sąsiedniej krainy. Tam spotykają starych wrogów, którzy zmuszają ich do rejsu na odległą Północ, gdzie w krainie lodów spoczywają ukryte sekrety przybyszy z gwiazd. Ciemnowłosy wiking po raz kolejny stanie przed możliwością ostatecznego rozwikłania tajemnicy swojego pochodzenia!

Kaczogród – Carl Barks – Stawiłem sobie pomnik i inne historie z roku 1952, tom 28

Scenariusz: Carl Barks / Rysunki: Carl Barks Maharadża Bredniostanu przybywa do Kaczogrodu i zgadza się sfinansować pomnik Korneliusza Kwaczaka, założyciela miasta. Sknerus nie może znieść takiej zniewagi i musi pokazać, kto tu jest bogatszy! Bogactwo można jednak szybko stracić – wystarczy zwykły przypadek, jak w „Opowieści przedświątecznej” – a bez swoich pieniędzy Sknerus to tylko „Biedny stary kaczor”... Na szczęście to przejściowy stan, bo stary kaczor zna stare sztuczki i wie, jak odzyskać majątek. Bogactwo marzy się także Donaldowi, który rusza do Gujany Brytyjskiej na poszukiwanie cennego znaczka pocztowego i tam spotyka Złotego Człowieka. Co zrobi Donald, kiedy wreszcie będzie miał forsy jak lodu? Odpowiedź kryje się już w tytule komiksu „Szał konsumpcji”!

Ojciec Thorgala

To bez wątpienia największy, polski komiksowy twórca. Grzegorz Rosiński, ojciec Thorgala, od blisko 50 lat mieszka poza granicami kraju, obecnie w Szwajcarii. Jest legendą na całym świecie, ale mimo to pozostał rewelacyjnym i skromnym artystą. 80-letni ilustrator zdradził nam kilka szczegółów swojego życia.

ROZMAWIAŁ ARKADIUSZ KUS / FOTO ARCHIWUM

Czy to prawda, że każda stworzona przez pana postać przechodzi wewnętrzne ca-

stingi? - Zawsze tworzę wiele prac i ostatecznie wybieram kilka z nich. Dopiero z wąskiego grona wybieram tą, która wystąpi w komiksie. Nie znoszę powtarzać po sobie, gdy postaci są podobne do siebie. Każdy mój rysunek to jest poszukiwanie czegoś oryginalnego. Każda narysowana kreska jest przemyślana. Nie jest stworzona dlatego, bo tak nauczyłem się rysować. Wbrew przeciwnie, działam trochę przekornie. Sprawdzam ślad, jaki pozostawia moje narzędzie do rysowania. Każda plama na rysunku po rozlanej kawie to nie jest zniszczona praca. To jest coś, co wykorzystuję na swoją korzyść. Wkomponowuję w efekt końcowy.

Czy po kilkudziesięciu latach rysowania przychodzi to panu

z większą łatwością niż na początku? - Nie lubię łatwych rzeczy, wolę wyzwania. Gdyby rysowanie sprawiałoby mi łatwość, bym je rzucił i zajął się zupełnie czymś innym. Prawda jest taka, że nie używam do tego dużej energii. Dzieje się to już instynktownie. Bawię się tym, naprawdę. Tak jak żołnierzykami, które towarzyszą mi od najmłodszych lat aż do dzisiaj.

Właśnie, ma pana dużą kolekcję papierowych żołnierzyków.

To chyba kolejna pasja? - W poprzedniej epoce, w ubiegłym wieku, papier był niezwykle ważny – dla mnie szczególnie. To, czym się zajmuję całe życie, zaczęło się właśnie od wycinanek, papierowych modeli, domków, które budowałem. To była niesamowita zabawa. Z komiksami jest podobnie. Prawda jest taka, że przed tym, gdy zacząłem rysować, nie widziałem na oczy żadnego komiksu. Stwierdziłem jednak, że sam opowiem jakąś historię w obrazkach. Chciałem spróbować tego, jak to jest się tym zajmować na co dzień. Później moimi inspiracjami byli już francuscy ilustratorzy. Nawet prace dyplomową pisałem na temat pewnych mód w plakacie polskim. Ilustracje robiłem u Jana Marcina Szancera. To była świetna szkoła. Zawsze podchodziłem do tego, że zajmuję się tym, co mnie interesuje. W ilustracji było wszystko: socjologia, psychologia, inne zagadnienia. Można było poszerzać swoją wiedzę, robiąc zupełnie co innego. Studiowałem też scenografię, stąd wymyślane przeze mnie kostiumy i castingi, o których rozmawialiśmy. Nigdy od nikogo nie ściągałem, to wszystko efekt mojej wyobraźni. W zdjęciach zawsze interesowało mnie światło, jak się ustawia w stosunku do przedmiotów i postaci. Kiedyś robiłem rysunek o wielkiej bitwie średniowiecznej. Zacząłem obliczać odległości między lancami i okazało się, że są identyczne. Na takiej zasadzie działam. Jak ręka ma tendencję, by narysować coś w jednym kierunku, zrobię to na odwrót. Zmysł przekory daje pewną wiarygodność.

Jak to jest z tymi komiksami – zmieniły się od wydania

pierwszego „Kapitana Żbika” w latach 60.? - Z pewnością, choć tego, co się dzieje na rynku komiksowym, już za bardzo nie śledzę. Kiedyś były zupełnie inne czasy. W legendarnym magazynie komiksowym „Relax” byłem odpowiedzialny za szatę graficzną. Szukałem pomysłów, grzebałem głównie w Europie Wschodniej. Nie mieliśmy dewiz, by kupować cokolwiek w Europie Zachodniej. „Relax” był dostępny głównie w demoludach (wschodni blok komunistyczny – przyp. red.). Jedynie Jugosłowianie próbowali czegoś podobnego, robili komiksowe stripy. Nie wyszło im. Szukałem materiałów nie z obowiązku, a dla mojej przyjemności. W Polsce nie mieliśmy autorów, nie było rysowników. Jakaś straszna amatorszczyzna. Największy dramat był z brakiem scenarzystów. Zresztą do tej pory jest niewielu profesjonalnych. Sama forma komiksu jest niesłychanie skomplikowana. Trzeba być wysokiej klasy literatem, człowiekiem teatru, zarazem filmu. Należy podchodzić do tego bardzo poważnie.

W czasach „Relaxu” było mnóstwo chałtury. Scenarzyści w naszym kraju nie mieli żadnej koncepcji, nośności, idei. Liczyło się dla nich, by zarobić parę złotych i to wszystko.

Jak jest z nimi teraz? - Pamiętaj, że jestem człowiekiem, który poza granicami kraju jest już niemal pół wieku. Moi koledzy, przyjaciele z tamtych lat już poumierali. Z tej generacji jestem ostatnim dinozaurem. Nie wiem, co dzieje się w polskim komiksie. Nawet z moim dawnym scenarzystą Jean Van Hammem mam ograniczony i sporadyczny kontakt. Dla mnie

istniała czwórka absolutnie topowych: właśnie Louis, który zachował się w stosunku do mnie bardzo porządnie. Powiedział, że dociągnął do takiego momentu, iż nie jest w stanie nic więcej powiedzieć na temat „Thorgala” i odszedł. Bardzo to szanuję. Oczywiście można było z tego dalej ciągnąć kasę, ale nie ona jest najważniejsza. Pasja liczy się bardziej. Louis zajmuje się teraz filmem, współpracuje też z Bollywoodem. Kolejnym scenarzystą był nieżyjący już Goscinny, znany głównie z „Asterixa”, następnym nieżyjący Greg, który stworzył scenariusze dla ponad 250 komiksów, oraz ostatnim zmarły Jean Michel Charlier współpracujący z Moebiusem.

Po 40 latach „Relax” ukazuje się ponownie. Da się go po-

równać z tym za dawnych lat? - Trudno, bo teraz można dużo więcej. Wtedy było jak z „Kapitanem Żbikiem”. Miała to być promocja dla milicji, bo nikt nie chciał do niej iść. Pamiętam, że zatrzymali mnie kiedyś mundurowi. Było to przed Łowiczem, jechałem z Brukseli do Warszawy. Przekroczyłem prędkość. Gdy milicjant spojrzał do dokumentów na moje nazwisko, powiedział: „Rosiński, dzięki panu jestem milicjantem”. Uprzedził mnie po tym, że pod Warszawą spotkam kolejny patrol milicyjny, bym w konkretnym miejscu zwolnił. Życzył mi szczęśliwej podróży i pojechałem bez mandatu. Współczesny „Relax” nie ma posmaku nielegalności. Wtedy byliśmy na pierwszej linii frontu walki o konkretną ideę. Czuliśmy się jak zdobywcy kosmosu, byliśmy przecież pionierami. W końcu zacząłem pracować dla Belgów, nie miałem już tyle czasu i musiałem opuścić „Relax”. Trzeba było z czegoś żyć. Niestety, nasz magazyn komiksowy w Polsce upadł. Robił pan także ilustracje do książek. - Również do podręczników szkolnych, ale to była anonimowa praca. Bardzo to lubiłem, bo byłem zmuszony poszerzać swoją wiedzę. Do dyspozycji, jako inspirację i źródło wiedzy, miałem materiały radzieckie. Wynikało z nich np. że żarówki nie wynalazł Edison, a była do świeca Jabłoczkowa. Edison ukradł mu pomysł. Tak Rosjanie robili praktycznie ze wszystkim. Wiedziałem, o co chodzi, robiłem to z dużym przymrużeniem oka. Niestety, obecny klimat w Polsce trochę przypomina mi tamte czasy.

Stworzył pan również ilustracje do komiksów „Pilot śmigłowca” czy serii „Legendy polskie”. To również jest trakto-

wane jako propaganda. - To była dla mnie zabawa, nie wiem nawet, kto stworzył do tego scenariusz. Zresztą to nie było pisanie, a zarabianie przez tego kogoś dodatkowych, niemałych pieniędzy. To rzeczywiście była propaganda, w przypadku „Pilota śmigłowca” – wojskowa. Zastanawiałem się, jak to zrobić rysunkowo, by było fajną kryminalną historią. Później przeżywali np. obrazek, który przedstawiał uciekającego Niemca ze spadającymi spodniami. Szukali jakiegoś drugiego dnia, a ja tym się bawiłem, robiłem z przymrużeniem oka.

Miał pan teraz propozycję, by stworzyć propagandowy ty-

tuł? - Nigdy nie stosowałem chamskiej propagandy i nigdy nie będę. Propozycji było mnóstwo, m.in. bym stworzył coś o Powstaniu Warszawskim. Odmówiłem. Przeżyłem czasy cenzury i wiem, jak bardzo są okrutne. Nie przyłożę do tego cegiełki. Mówiłem moim kolegom rysownikom: nie dajcie się w to wrobić, zastanówcie się, czy jest to zgodne z waszymi przekonaniami. Jeśli tak – podejmijcie się. Choć nie ukrywam, że nie przypuszczam, by to zrobili. Ta propaganda jest teraz tak prymitywna, że nie sądzę, by ludzie inteligentni, artyści, dali się na to nabrać.

Czego oczekuje pan od współczesnych rysowników, również komiksowych? Jakie pana prace będziemy mogli niebawem

zobaczyć? - Chcę, by komiks był literaturą piękną i zajmował się takimi sprawami, jak dobra literatura. Jeśli chodzi o mnie – na formę czekają już moje ilustracje, wydawca jest. Ukażą się w książce Pawła Huelle, która będzie miała tematykę związaną z Gdańskiem. Taka praca przypomina mi moje młodzieńcze lata. Nie chcę już więcej propagandy. Raz jeszcze powtórzę – przeżyłem ją i z przerażeniem w oku zauważam ostatnio to samo. Nie znoszę robienia komiksów ku chwale ojczyzny, ręki do takiego czegoś nie przyłożę.

Na koniec niech pan zdradzi tajemnicę: czy szuflady Grzegorza Rosińskiego kryją postaci, których nie mieliśmy oka-

zji podziwiać w komiksie? - Oczywiście, jest ich naprawdę mnóstwo. Teraz, gdy się przeprowadzałem, odnalazłem tam wiele prehistorycznych rzeczy. Dokonałem licznych odkryć. Tak chowałem, chowałem… i uzbierała się cała armia (śmiech).

Na rynku mody ślubnej istniejemy od wielu lat i mamy doświadczenie, które pomoże Ci znaleźć idealną suknię.

Konsultacje ślubne. Zapewniamy

każdej pannie młodej profesjonalną konsultację, w ramach której nie tylko pomożemy wybrać suknię, ale również udzielimy odpowiednich porad i pomocy w kompletowaniu perfekcyjnej stylizacji ślubnej. Jako salon i pracownia sukien ślubnych Adriana Reina oferujemy także serwis zakupionych u nas sukien na najwyższym poziomie. Nie musisz się zatem martwić o ewentualne poprawki. Wyjątkowo swobodna, przyjazna atmosfera w salonie i przestronny lokal pomagają w podjęciu dobrego wyboru na ten wyjątkowy dzień. Poza tym projektujemy i szyjemy w pracowni suknie ślubne na miarę, które są niepowtarzalne.

Możemy więc stworzyć idealną suknię dla Ciebie, na Twój wymiar i w Twoim stylu, opartą na Twoich marzeniach! Chcesz wiedzieć jaka suknia ślubna do Ciebie pasuje? Odwiedź nas! Znajdziesz u nas ponad 200 modeli sukien ślubnych od uznanych projektantów oraz polskich i światowych marek.

Salon Sukien Ślubnych ul. Krzywoustego 4, Szczecin adriana.szczecin@gmail.com Adriana Reina suknie ślubne Szczecin adrianareinaszczecin

tel. 518 627 736 www.adrianareina.pl

This article is from: