11 minute read

Sztuka

Next Article
Sport i rekreacja

Sport i rekreacja

Monika Mamzeta - sztuka oswajania problemów

Jak mówi - sztuka to jej sposób radzenia sobie z rzeczywistością. Tworzy już od przeszło 25 lat. Czerpie z tego, co dotyka ją najbardziej. Monika Mamzeta, autorka głośnych projektów „Jak dorosnę będę dziewicą” czy „Idzie RAK... będzie ZNAK”, po raz pierwszy wystawiła swoje prace w Szczecinie. Wystawę można oglądać w Trafostacji Sztuki do 26 września.

Advertisement

ROZMAWIAŁA AGATA MAKSYMIUK

Odwiedzasz Szczecin po raz pierwszy i to z zupełnie nową wystawą, a ja, zamiast gratulować, wolałabym życzyć Ci kolejne-

go twórczego przestoju (uśmiech). - Rzeczywiście najczęściej tworzę w odpowiedzi na problemy. Kiedy dzieje się coś złego, uciekam w sztukę. To mój sposób radzenia sobie z rzeczywistością. Na szczęście inspirujące doświadczenia nie zawsze muszą wychodzić z trzewi. Gdybym potrafiła tworzyć jedynie w reakcji na personalne bolesne doświadczenia, to sama życzyłabym sobie wyłącznie twórczych przestojów (śmiech). Ale nasza rzeczywistość jest bardzo bogata. Dla przykładu praca „Hej ho” powstała w stosunkowo spokojnym czasie. Byłam w drugiej ciąży i wszystko się układało. Do zabrania głosu popchnęła mnie wtedy polityka. A jeśli o tę chodzi, to w Polsce inspiracji na pewno mi nie zabraknie (uśmiech).

Przekrój wszystkich Twoich inspiracji możemy oglądać na trzech piętrach Trafo, aż do 26 września. Pozwolę sobie na mały spoiler - zwiedzanie zaczyna się od dość intensywnego doznania na poziomie -1. Prezentowane tam prace chyba po

raz pierwszy wystąpiły w takim zestawieniu? - To prawda, wymyśliła je kuratorka wystawy i właścicielka Wall Gallery, Anna Walewska. Na temat każdego układu prac można było dyskutować, ale nie na temat tego (uśmiech). Opowiedziała mi o nim podczas podróży do Szczecina. Zamysł był taki, by zestawić ze sobą - Bez tytułu („Uśmiech”), „Jak dorosnę będę dziewicą” i „Pietę”. Projekty miały układać się w tryptyk, a podejście do nich być tak skonstruowane, że od razu patrzylibyśmy na nie centralnie - jak na ołtarz. Na miejscu okazało się, że w galerii jest ku temu idealna sala - właśnie na poziomie -1. Przyciemnione światła i kolumny dodatkowo wzmocniły skojarzenie związane z takim zestawieniem.

Wymienione prace powstały w różnych okresach Twojej twórczości, ale okazuje się, prowadzą ze sobą doskonały dia-

log. - Każda z nich ma bardzo emocjonalny charakter. Pamiętam, jak kiedyś dziennikarka po obejrzeniu „Uśmiechu” zapytała mnie - czy to blizna po histerektomii? Byłam zaskoczona, że można w ten sposób odczytać tę pracę, bo to przecież blizna po cesarskim cięciu. Okazało się, że po latach dogoniło mnie to pytanie - właśnie szykuję się do tego zabiegu. „Jak dorosnę będę dziewicą” też ma swoją historię. Oprócz tego, że do pracy pozowała moja koleżanka, z którą obie w tym samym czasie byłyśmy w ciąży, to kilka razy zdarzyło się, że projekt był cenzurowany. Pamiętam sytuację z Budapesztu. Szykowałyśmy się do wystawy w Instytucie Polskim i otrzymałam telefon z prośbą o podmianę tej pracy na inną. Nie obeszło się bez zgrzytu. Szczęśliwym trafem okazało się, że w tym samym czasie odbywa się w Budapeszcie wystawa prac feministycznych i przyjęli „Jak dorosnę będę dziewicą”. Tak za jednym transportem zaliczyłam dwie wystawy. A jeśli chodzi o Instytut, to nie ustąpiłam tak łatwo. Wydrukowałam koszulki z „Dziewicą” i pojawiłyśmy się w nich na wernisażu.

Z tych trzech prac „Pieta” jest najrzadziej wystawianym projektem. Na co dzień wisi u mnie w domu. Na zdjęciu jest moja mama trzymająca na rękach moją babcię. Fotografia była zrobiona w szpitalu. Babcia wróciła po tym jeszcze do domu, ale wkrótce zmarła. Projekt jest bardzo osobisty. Szczególnie że byłam z babcią blisko. Zawsze chętnie mi pozowała. Kiedy studiowałam, często potrzebowałam modelek, a ona nigdy nie odmawiała. Mówiła, że ma dużo wolnego czasu, więc chętnie pomoże (uśmiech).

Słucham, jak opowiadasz o swoich projektach, i intryguje mnie, że z jednej strony jesteś panią prawnik, z drugiej panią artystką. Czy równoczesne uprawianie tych zawodów się nie

wyklucza? - Zawsze starałam się rozdzielać te sfery. W zasadzie one dopiero teraz zaczęły się łączyć. Kancelaria Patentowa Patpol, z którą współpracuję jako adwokatka i rzeczniczka patentowa, stała się mecenasem Wall Gallery, która mnie reprezentuje jako artystkę. Nie ukrywam, że obawiałam się tego połączenia. Zarówno adwokat, jak i rzecznik patentowy to zawody zaufania publicznego. Natomiast artyści nie są postrzegani w naszym społeczeństwie, jako osoby twardo stąpające po ziemi. To między innymi dlatego, kiedy zostałam rzeczniczką patentową, zdecydowałam się przyjąć pseudonim. Ale żebyśmy mieli jasność - ja nie mierzę się z tym na co dzień. Miałam różne przemyślenia na ten temat i muszę przyznać, że niektóre z nich były niepotrzebne. Bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie reakcja prezeski kancelarii, która po obejrzeniu projektu „Extra Safe 2” stwierdziła, że chciałaby mieć fotos z tego wideo.

Czyżby wyłonił się nam tu brak wiary w ludzi (uśmiech)? - Odrobinę na pewno. Okazuje się, że ludzie są bardziej otwarci na sztukę, nawet tę krytyczną, niż nam się wydaje. Zresztą, co tu dużo mówić. Całe życie edukuję swoich rodziców w tym kierunku. Kiedy poszłam na rzeźbę, mówili - no dobrze, coś tam będzie lepić, jak Rodin czy Camille Claudel. I to było dla nich w porządku. Ale jak zaczęłam swoje fiku-miku, pojawiła się konsternacja i może pewna doza nieśmiałości. Z perspektywy czasu myślę jednak, że sztuka mocno wzbogaciła ich życie.

Tu pojawia się pytanie o granice sztuki - gdzie w takim razie

leżą? - Sztuka jest po to, żeby kontestować granice i myślę, że ich poszerzanie dzieje się nieustannie. Dostałam wiele takich sygnałów przy realizacji „Idzie RAK... będzie ZNAK”. Artur Żmijewski, z którym się przyjaźnię, powiedział mi w kontekście tego projektu, że to co robię jest naprawdę odważne, bo robię rzeczy, które narażają moją codzienną egzystencję i ryzykuję ostracyzmem zawodowym. To mocne słowa, szczególnie wspominając jego wczesne prace. Jednak najwidoczniej można to tak postrzegać.

Projekt „Idzie RAK... będzie ZNAK” jest ważny z wielu względów, był też szeroko komentowany w mediach. Dlaczego? - To każdy sam odkryje w Trafo. Ale powiedz proszę, jak

bardzo skomplikowana była jego realizacja? - „Idzie RAK” to międzynarodowy konkurs na projekt tatuażu na moją zrekonstruowaną pierś po mastektomii. Rozpisałam konkursowy regulamin, zorganizowałam komisję i tak się zaczęło. Zależało nam, aby projekty były zanonimizowane. Wpłynęło do nas ponad 50 projektów. Wyróżnione prace można obejrzeć w Trafostacji w formie statecznej i na filmie „Makeover”, gdzie dokonuję przymiarek. Można też zobaczyć film „Ink”, czyli dokumentację z realizacji zwycięskiego tatuażu. Co jednak ciekawe, Artur Żmijewski, który pierwotnie zgodził się na swój udział w jury konkursu, po obejrzeniu nadesłanych prac poprosił mnie o zwolnienie z tego obowiązku. Przekazał mi to najpierw telefonicznie, później na piśmie. Dla niego była to zbyt daleko idąca ingerencja artystyczna.

Niemniej kontrowersyjne wydaje się też wykonanie maski pośmiertnej zmarłego dziadka czy torsu przed zabiegiem usunięcia piersi. Czy nie łatwiej by było po prostu to prze-

żyć? - Niektórzy pewnie tak by woleli. Śmierć dziadka była dla mnie straszliwym ciosem. To był ukochany dziadek, którego brak jest codziennie odczuwalny. Nie zdążyłam się z nim pożegnać. W pewnym sensie odlew był dla mnie sposobem na to, choć projekt nadal jest otwarty. Pracując nad jego ściągnięciem, poprosiłam o pomoc Pawła Althamera, który zawsze był znacznie lepszy ode mnie w sprawach technicznych. W prosektorium mieliśmy tylko jedno podejście. Udało się. Zdejmowanie odlewu ze mnie, czego dokonał Jacek Kowalski z Wydziału Rzeźby ASP w Warszawie, przy tym było emocjonalnym pikusiem. Tworząc w ten sposób, mam poczucie, że te wszystkie emocje, te wszystkie wydarzenia nie idą na marne.

W takim razie życzę Ci emocji, które pozwolą Ci tak kształ-

tować sztukę, jakbyś sobie tego życzyła. - Punktem wyjścia dla mojej twórczości jest moje życie i moje doświadczenia, ewentualnie doświadczenia osób mi bliskich. Staram się, by to, co robię, zyskało charakter uniwersalny. A ponieważ jestem kobietą, nosi to feministyczną wartość. Do tej pory w sztuce uważało się, że to doświadczenia mężczyzn mają charakter uniwersalny. Wierzę, że z moimi koleżankami artystkami mamy siłę, by to zmienić. I tego sobie, i im życzę.

Fado to głos duszy

Carminho, jedna z największych portugalskich artystek fado wystąpi już 23 lipca w Szczecinie. Muzyką chce opowiedzieć o swoich uczuciach, radości i bólu.

ROZMAWIAŁA MAŁGORZATA KLIMCZAK / FOTO MARIANA MALTONI

Powiedziałaś kiedyś: „Nie wybrałam Fado. Fado prawdopodobnie wybrało mnie”. Zaczęłaś śpiewać, kiedy miałaś 12 lat, ale początkowo miałaś inne plany życiowe - studiowałeś reklamę i marketing. Kiedy zaczęłaś czuć, że śpiewanie jest Twoim sposobem na

życie? - Na początku fado było tylko moim hobby, ponieważ było to rodzinne zajęcie bardzo popularne w moim domu. Ale po skończeniu studiów postanowiłam odbyć roczną podróż dookoła świata z plecakiem. A kiedy wróciłam, zdałam sobie sprawę, że prawdopodobnie moje wakacje były decyzją o przyszłości. Zrozumiałam, że powinnam śpiewać i postanowiłam zacząć to robić.

Fado to także język i sposób na życie, nie tylko muzyka. Co to dokładnie oznacza? - To najtrudniejsze pytanie, jakie możesz zadać, ponieważ naprawdę

trudno jest zdefiniować, co oznacza fado. W nim jest pilna potrzeba ujawnienia uczuć i doświadczeń, to sposób na dzielenie się naszym bólem, naszą radością ze społecznością, dzielenie się z innymi muzykami, innymi piosenkarzami, a także z publicznością. To głos duszy, dlatego nie jest ważne, jaki masz głos, ważne jest to, jakimi uczuciami jesteś w stanie podzielić się z innymi.

Fado musi wyrażać uczucia. Czy ktoś, kto nie potrafi wyrazić swoich uczuć,

może śpiewać fado? - Nie wierzę. Wierzę, że jeśli nie możesz wyrazić swoich uczuć, nie możesz śpiewać fado. Możesz śpiewać, ale to nie jest fado.

Portugalczycy są bardzo ekspresyjni, ale fado dla nas wydaje się raczej refleksyjne, ciepłe i spokojne. Jak to po-

łączyć? - Myślę, że to można połączyć, ponieważ musisz mieć tę szczególną cechę - umieć się dzielić i dawać lub czuć i być otwartym na innych, otwartym na wyrażanie tego, co myślisz, co czujesz, a czasem potrzebujesz. Musisz mieć też odwagę, żeby to zrobić i myślę, że to bardzo portugalskie, mamy dużo odwagi.

Lubisz czyste fado. Czy jesteś również

otwarta na inne rodzaje muzyki? - Uważam, że każda muzyka jest ważna i potrzebna, żeby zbudować artystę. Dlatego uważam, że jest konieczne, aby słuchać dużo muzyki, nie tylko tej, którą lubię. Nie chodzi o to, co lubię, ale myślę, że trzeba być otwartym na każdy rodzaj muzyki, na wszelkiego rodzaju ekspresję budującą naszą osobowość i budującą nasz artystyczny styl.

Skomponowałaś kilka muzycznych utworów fado. To było trudne zadanie?

- Tradycyjne fado ma bardzo specyficzną strukturę, więc istnieją pewne zasady, których należy przestrzegać. Trzeba opanować nie tylko część muzyczną, ale także pisanie tekstów. To nie jest trudne zadanie, to po prostu zadanie i musisz to zrobić. Potrzebujemy też poetyckiej inspiracji, czasem ją masz, a czasami nie. Czasami jest to chwila i piszesz piosenkę.

Pracowałaś ze znanymi muzykami, takimi jak Mariza, Pablo Alboran i rodzina Jobima. Jakie doświadczenia zdoby-

łaś, pracując z takimi muzykami? - To zaszczyt i przywilej pracować z innymi artystami oraz dzielić dwa różne światy i budować zupełnie nowy. Dla mnie to bardzo wyjątkowe i niesamowite doświadczenia w mojej karierze. Pracowałam z różnego rodzaju artystami, nie tylko z fado, ale także Pablo Alboranem w muzyce latynoskiej czy brazylijskimi artystami, takimi jak Chico Buarque, rodziną Jobimów, Marisą Monte, Caetano Veloso. To zawsze okazja, by dowiedzieć się więcej nie tylko o muzyce, ale o sobie i swoim obiekcie artystycznym.

Odbyłaś podróż dookoła świata, aby dowiedzieć się więcej o sobie i świecie, lu-

dziach i życiu. Czego się nauczyłaś? - To bardzo trudna odpowiedź, ponieważ była to roczna podróż, z wieloma doświadczeniami. Nauczyłam się wielu rzeczy i nadal czerpię zyski z tego doświadczenia. Dużo się o sobie dowiedziałam i odkryłam rzeczy, których o sobie nie wiedziałam. Wiele się nauczyłam o różnych kulturach i różnych krajach i ludziach. Uważam, że to bardzo ważne, aby wszystkie różnice nauczyć się akceptować i szanować. Był to więc bardzo bogaty czas na zbieranie doświadczeń od innych i odkrywanie świata. Podczas tej podróży musiałam też podjąć decyzję dotyczącą mojej przyszłości. Zdecydować, czy fado i muzyka to ma być mój zawód, czy tylko hobby - bardzo miła rzecz, ale nie niezbędna w moim życiu. I zdałam sobie sprawę, że fado to mój obowiązek. To sposób na przetrwanie i coś, czego pilnie potrzebuję.

Powiedziałaś kiedyś: „Zawsze podążam

za swoim instynktem”. Co to znaczy? - Podążaj za instynktem oznacza dokładnie to, co oznacza i jest bardzo praktyczne. Istnieje coś takiego jak intuicja. Kiedy mam podjąć jakąś decyzję, mogę pomyśleć, przemyśleć lub kierować się intuicją, którą uważam za najlepszy wybór. Musisz ćwiczyć intuicję, musisz stymulować tego rodzaju uczucia, bo myślę, że jeśli pracujesz i rozwijasz ten instynkt, możesz być coraz bardziej efektywny. Ci, którzy pracują z intuicją, znają moc tej pomocy, czasem jest to pomoc w podjęciu decyzji i odpowiedź na trudne pytania.

Śpiewałaś już w Polsce. Co możesz powiedzieć o reakcji publiczności w Pol-

sce? - Uwielbiam odwiedzać Polskę, to niesamowite przeżycie, a śpiewanie dla polskiej publiczności było czymś wyjątkowym. Ludzie w Polsce dużo wiedzą o fado, Portugalii i naszej kulturze. A nawet jeśli… nie wiedzą zbyt wiele, są bardzo otwarci na różne dźwięki i różne rodzaje muzyki. Ale myślę, że fado bardzo podoba się polskiej publiczności.

23 lipca wystąpisz w Szczecinie.

Co przygotujesz na ten koncert? - Kolejny koncert w Polsce będzie dotyczył mojego najnowszego albumu „Maria”. Koncert odbędzie się z udziałem trio tradycyjnego fado, a także innych muzyków z gitarą hawajską i gitarą elektryczną. One stworzą trochę nastrojowych dźwięków, które, jak sądzę, są w domach, gdzie śpiewa się fado. Ma nadzieję, że ten klimat z domu w Lizbonie uda nam się przenieść w inne miejsce. Oczywiście zamierzam zaśpiewać fado z innych albumów, starałam się zbudować repertuar wokół tematu „Maria”. Tematem jest Portugalka, która ma w sercu różne historie. Mam nadzieję, że wam się spodoba.

Carminho

Carminho to wielki głos fado i jedna z najbardziej rozpoznawalnych portugalskich artystek. Po wielkim sukcesie albumu „Carminho Canta Tom Jobim”, artystka powróciła z nowym albumem zatytułowanym „Maria”. To piąty album w jej karierze. Carminho twierdzi, że jest to najbardziej osobista płyta w jej dorobku, sama brała czynny udział w produkcji i napisała część utworów. Album oddaje bardzo osobiste doświadczenia i emocje artystki. 23 lipca wystąpi na Zamku Książąt Pomorskich.

#reklama

This article is from: