11 minute read
Styl życia
from MM Trendy #07 (97)
by MM Trendy
Chcieli ratować zwierzęta. Stworzyli azyl dla świń
- Systematycznie dążę do celu, który dwa lata temu sobie obrałam, a mianowicie, że przed czterdziestką stworzę miejsce, gdzie będę ratować zwierzęta. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że będą to świnie - Monika Krasoń.
Advertisement
ROZMAWIAŁA ADRIANA RECZEK / FOTO ARCHIWUM PRYWATNE
Państwo Krasoniowie pochodzą z Łodzi. Monika z zawodu jest fotografem (grafikiem komputerowym), a Marcin informatykiem. Są małżeństwem, które kocha zwierzęta i podchodzi do nich z pełną odpowiedzialnością. Nie inaczej było w przypadku miniprosiaczka Eugeniuszka, do którego adopcji przygotowywali się aż dwa lata. Nie zrezygnowali z opieki nad nim nawet wtedy, gdy ich podopieczny okazał się... nie być wcale taki „mini”. I tak zaczęli szukać dla siebie nowego miejsca, które znaleźli w Nowym Węgorzynku w województwie zachodniopomorskim.
Wszystko zaczęło się od „miniprosiaczka” Eugeniusza, który pojawił się w Waszym życiu. Kiedy i jak to się sta-
ło, że trafił w Wasze ręce? Do przyjęcia świnki przygotowaliśmy się dwa lata. Chcieliśmy wiedzieć jak najwięcej, bo wiadomo, że przed przyjęciem każdego zwierzęcia trzeba mieć wiedzę, warunki, no i pieniądze. Eugeniusz kupiony był z hodowli, które teraz tak bardzo negujemy. Bo „hodowcy”, którzy rozmnażają te zwierzęta na potęgę, a potem sprzedają je za 50-100 złotych, wmawiają ludziom, że będą one ważyć góra 20, 30 kg. To kłamstwo! Proszę spojrzeć na Gienia (śmiech).
Pochodzicie z miasta Łodzi, teraz mieszkacie w niewielkiej wsi Nowe Węgorzynko w województwie zachodniopomorskim. Dlaczego emigrowaliście z dużego miasta do maleńkiej wsi?
Przyszedł taki etap w życiu, że miasto zaczęło dusić, ludzie denerwować, a i los chciał, że moja mama zmarła i wtedy nic już w Łodzi mnie nie trzymało. Na szczęście mąż podziela moją miłość do zwierząt, a pomysł na wyprowadzkę na wieś bardzo mu się spodobał.
Wybór województwa zachodniopomorskiego to przypadek czy celowe działanie? Najpierw szukaliśmy domu
w górach, bo po cichu marzył mi się tam mały domek z wielkim terenem, ale przeznaczenie wybrało za nas i kupiliśmy nasze miejsce na Ziemi bez oglądania go, w miejscu, o którym nigdy nie słyszeliśmy. Ja to jestem zdania, że ten dom wybrał nas, a nie my jego.
Jaki byłby los Eugeniuszka, gdyby znalazł się w mniej odpowiedzialnych
rękach?Tak jak wspominałam: ludzie kupują świnki nieświadomi ich wagi i potrzeb. Gienio mógł trafić do kogoś, kto by go wyrzucił na przykład do lasu, bo często się to zdarza. Mógłby być trzymany w niewłaściwych warunkach, bez możliwości rycia i korzystania ze swoich przywilejów, ale mógłby być też po prostu zjedzony.
Założyliście Fundację Prosiaczka Eugeniusza Gieniutkowo. Co Was do tego
skłoniło? Zawsze chcieliśmy pomagać zwierzętom, ale dopiero od czasu, gdy jest z nami Gienek nasz kierunek się skrystalizował. Świnie to cudowne istoty, a jednocześnie bardzo niedoceniane przez ludzi. Takich miejsc jak nasze sanktuarium jest mało. Właściwie w Polsce jest tylko jeden inny azyl, z którym jesteśmy w stałym kontakcie. Chcemy ratować świnie, by chociaż część z nich żyła w godnych warunkach. Wiemy, że wszystkich nie ocalimy, ale jeśli chociaż kilka osób zmieni swoje podejście do tych zwierząt. To już będzie sukces.
Skąd w Was tyle miłości do świnek?
Świnie są cudowne, inteligentne i bardzo uczuciowe. Na podstawie ich obserwacji można doskonale wyczytać ich humor czy potrzeby. Dodam, że potrafią dostosować swoje zachowanie w danej sytuacji, by osiągnąć z góry obrany cel. To cwaniaki i dobrzy obserwatorzy (śmiech). Bardzo szybko się uczą i mają swoje indywidualne gusta. Każda świnka ma inny charakter, przysmaki czy nawet muzykę, którą lubi.
Pokochaliście Eugeniusza, zapewniliście mu azyl i odpowiednie warunki bytowe. Na jednej śwince jednak się nie skończyło... (uśmiech). Ilu obecnie macie podopiecznych i jak do Was
trafiają? Obecnie Azyl ma 22 świńskich mieszkańców. W najbliższym czasie przyjedzie łącznie kolejnych 10 świnek. Zwierzęta trafiają do nas z różnych miejsc... I tak „mikroświnki” (bo tak naprawdę są „mikro-” tylko z nazwy) to zazwyczaj nietrafione prezenty, które zaczynają przeszkadzać komuś w domu, bo rosną, za dużo jedzą czy potrafią ugryźć. Świnie hodowlane często odkupowane są od gospodarzy, dla których stają się zbędne, lub z interwencji inspekcji weterynaryjnych. Ludzie są okrutni... Proszę sobie wyobrazić, że otrzymaliśmy ostatnio telefon z pytaniem, czy loszka znajdzie u nas miejsce, ale za pół roku, bo teraz jeszcze raz musi urodzić.
Choć ich historia dzięki Wam może mieć szczęśliwe zakończenie, to ich początki na tym świecie nie zawsze były kolorowe... Jak wyglądały losy Waszych podopiecznych, zanim zdecydowaliście
się nimi zaopiekować? Nasi mieszkańcy mają różne historie. Często bardzo smutne. Teresa i Darek trafili do nas z bardzo złych warunków. Były trzymane w zamknięciu na małej powierzchni, bez możliwości wyjścia. Nie widziały nigdy światła słonecznego. Dareczek przez to, że nie miał tyle miejsca, ile powinien, ma problemy kostno-stawowe. Mały Felek zdaniem weterynarza podczas fazy wzrostu nie miał dostarczonych potrzebnych mu suplementów w diecie, dlatego podczas transportu do nas doznał porażenia kręgu i jest niepełnosprawny. Nie chodzi na tylne racice. Leczymy go i rehabilitujemy, a firma specjalizująca się w sprzęcie dla zwierząt zrobi mu wózeczek.
Mimo że założona przez Was fundacja jest jeszcze bardzo młoda, to macie sporo podopiecznych. Jak zdobywacie środki na utrzymanie tych uroczych pa-
sibrzuchów? (uśmiech) Budujemy Azyl oraz utrzymujemy naszych mieszkańców ze swoich oszczędności i wpłat darczyńców, czyli fanów Gienia. Fundacja uruchomiła również wirtualną adopcję. Jednakże przy tak dużym przedsięwzięciu jest to kropla w morzu potrzeb. Dlatego szukamy firm przyjaznych zwierzętom, które zdecydowałyby się zasponsorować domki i zagródki dla świnek.
Jaki jest cel Waszej działalności? Celem naszej działalności jest ratowanie świnek, edukacja i terapia poprzez kontakt ze zwierzętami, a także promowanie zdrowego żywienia bez cierpienia zwierząt.
Jakie są Wasze plany na przyszłość?
Planujemy dalszy rozwój świńskiej osady oraz rozwinięcie zaplecza dydaktycznego. Mamy w planach zakup przylegającej do nas ziemi, aby w przyszłości być azylem również dla innych zwierząt gospodarskich. -
www.facebook.com/eugeniusz.prosiak/ www.instagram.com/eugienio_minipig/ www.zrzutka.pl/budujemy-azyl-dla-swin
Mieszkając w mieście, a pod miastem...
Duże mieszkanie w kamienicy w śródmieściu
w pobliżu wszystkich miejskich udogodnień, a może namiastka wsi w domu z ogródkiem, położonym na suburbiach? Każda z lokalizacji ma swoje wady i zalety. Dylematy dotyczą nie tylko kwestii praktycznych - np. długości dojazdów, wygody życia, ale także jakości przestrzeni.
TEKST SZYMON WASILEWSKI / FOTO SEBASTIAN WOŁOSZ
O czym w ostatnich tygodniach najczęściej mówią szczecinianie i ci mieszkańcy Szczecińskiego Obszaru Metropolitalnego, którzy niemal codziennie dojeżdżają do Szczecina? Oczywiście o korkach, które utrudniają dostanie się do centrum miasta z jego peryferii, np. z Prawobrzeża. Prowadzone właśnie remonty torowisk w samym centrum również sprawiają, że po mieście podróżuje się trudniej - głównie samochodem.
Komunikacja to tylko jeden z aspektów dotyczących jakości życia w mieście lub na jego przedmieściach, ale bardzo istotny. W końcu współczesny rozwój przedmieść związany jest z pojawieniem się samochodu oraz rozwojem indywidualnej motoryzacji. Współczesne suburbia narodziły się w latach 50. w USA. W Polsce zaś po roku 1989, na co miała wpływ liberalizacja prawa budowlanego oraz przede wszystkim wzrost poziomu życia - posiadanie auta stało się znacznie łatwiejsze, więcej osób też stać na zakup działki i budowę domu lub na skorzystanie z oferty dewelopera proponującego życie w „cichej i spokojnej okolicy, 15 minut autem od miasta”.
Jak wygląda zainteresowanie tego podmiejskimi typu ofertami? Zaglądamy do Kobylanki, gdzie w okolicy jeziora Miedwie powstało popularne osiedle domków jednorodzinnych. Na stronie dewelopera dowiadujemy się, że brakuje już nieruchomości do kupna. Niedługo dostępnych ma być 20 działek z 70 na tym terenie. Reszta została już sprzedana. Z kolei na jednym z osiedli w Warzymicach, w bloku, który tu niedawno powstał, pozostało jedno wolne mieszkanie.
Moim zdaniem ludzie nie boją się wyprowadzić trochę za centrum albo nawet zupełnie poza miasto, bo Szczecin jest całkiem nieźle skomunikowany ze swoimi satelitami. Praktycznie wszędzie można dojechać komunikacją, a jeśli nie, to da się połączyć ją z samochodem - mówi Alicja, która osiedliła się na Mierzynie, a codziennie dojeżdża do pracy przy Bramie Portowej.
Faktycznie, z jej domu do centrum miasta jest bliżej niż np. z osiedla Słonecznego. Z tą różnicą, że w najbliższej okolicy jej działki od wielu lat nie ma normalnej drogi. To jedna z pułapek wielkich, nowych osiedli położonych na suburbiach albo dawnych wsi, których dawne tereny rolnicze lub po prostu bezdroża stają się zapleczem mieszkalnym. Działki są sprzedawane pod
zabudowę, ale drogi czy przestrzeń publiczna, np. place zabaw, niekiedy przez wiele lat nie, bo np. musi za nie zapłacić gmina.
Lokalna wspólnota
Inni, wyjechawszy z np. z wielkiego osiedla albo z samego centrum, gdzie byli anonimowi, doceniają swoją lokalną społeczność, którą udało się stworzyć tych kilkanaście kilometrów dalej. - Na naszym osiedlu rozmawiamy ze sobą o różnych sprawach dotyczących najbliższej okolicy. Jeśli jest np. jakaś awaria albo planowane jest jakieś wydarzenie, informujemy się, najczęściej za pomocą Facebooka, ale także kiedy widzimy sąsiadów na podwórku. Ostatnio zorganizowaliśmy sobie strefę kibica - mówi Magda z jednego z ogrodzonych osiedli na Bezrzeczu.
W czasach mediów społecznościowych faktycznie łatwo o kontakt, tworzone są grupy łączące mieszkańców danych osiedli, ulic, a informacje docierają szybko. Na niemal każdym osiedlu, czy to na suburbiach, czy to w śródmieściu, czy na osiedlu z wielkiej płyty oddalonym od centrum o kilka kilometrów, tego typu komunalne zachowania są obecnie czymś naturalnym.
Zdaje się, że miasto ma więcej do zaoferowania w kwestii rozwijania kontaktów społecznych, udogodnień, atrakcji, takich jak lokale, kawiarnie, oferta kulturalna. Choć, co ciekawe, w okolicach Szczecina w ostatnim czasie (jeszcze przed pandemią, jak i w tych miesiącach, kiedy luzowane były obostrzenia) najprężniej działał dom kultury stworzony w Przecławiu. To jeden z najnowocześniejszych takich obiektów pod Szczecinem. Jego młodsze „rodzeństwo” zbudowane również poza centrum (lecz już w granicach administracyjnych Szczecina) w Podjuchach - Dom Kultury „Krzemień” nie miał tyle szczęścia, bo otwarty został w samym środku pandemii.
Zawłaszczanie krajobrazu
Duże znaczenie dla jakości życia ma też przestrzeń. O rewitalizacji dzielnic miast, remontach głównych alei, bulwarów, placów napisano już wiele. Z kolei - jak zauważają badacze - dość niewiele mówi się o suburbanizacji pod kątem właśnie przestrzeni.
Nastąpiło kompletne rozmontowanie systemu planowania przestrzennego i naprawdę można budować w miejscach, które nigdy nie powinny być przeznaczane pod zabudowę mieszkaniową, właśnie ze względu na słabość ich infrastruktury - twierdzi dr hab. Katarzyna Kajdanek, prof. w Zakładzie Socjologii Miasta i Wsi Uniwersytetu Wrocławskiego, autorka książki „Suburbanizacja po polsku”.
W podobnym tonie wypowiada się Elżbieta Raszeja, architekt: - Przenoszenie na obszary wiejskie miejskiego stylu życia i narzucanie miejskich wzorców kształtowania przestrzeni przyczyniają się do zacierania specyfiki tego krajobrazu kulturowego. Następuje niszczenie dawnych układów osadniczych, deformacja historycznego rozplanowania wsi, dewastacja zabytkowych obiektów architektonicznych i zespołów zabudowy oraz układów zieleni. Zanika specyfika osiedli, wyrażająca się ich skalą i powiązaniem z krajobrazem otwartym, a także lokalna tradycja budowlana zastępowana przez rozwiązania katalogowe. Pojawiają się nowe, obce formy architektoniczne i przestrzenne. Postępuje proces wypełniania zabudową otwartego krajobrazu przy jednoczesnym braku ochrony cennych widoków i stref ekspozycji panoram. Zabudowa coraz częściej wkracza na obrzeża atrakcyjnych wizualnie obszarów chronionych, co można określić jako zawłaszczanie krajobrazu - pisze w artykule „Krajobraz wiejski, wartość czy towar” na łamach pisma „Zawód: architekt” wydawanego przez Izbę Architektów RP.
Opalanie, czyli jak bezpiecznie spędzać czas na słońcu?
Opalanie się to ulubione letnie zajęcie. Zanim jednak wystawimy twarz na słoneczne promienie - powinniśmy zajrzeć do apteki czy drogerii. Jak się opalać bezpiecznie i czy w ogóle jest to możliwe?
TEKST MAJA ERDMANN
Opalanie szkodliwe nie jest, jeśli zachowuje się umiar. Słońce ma wiele dobrych cech. Przede wszystkim jest nam potrzebne do syntezy witaminy D3. Ta z kolei, ułatwia przyswajanie wapnia i fosforu. Dla uzyskania zdrowotnego efektu wystarczy kwadrans na świeżym powietrzu przy bezchmurnej pogodzie.
Większość szkodliwych efektów działania światła słonecznego jest spowodowana przez promienie UV o długości fali 10-400 nm. Promieniowanie UV zostało podzielone na 4 podtypy: UV próżniowe, UVC, UVB, UVA.
Wpływ promieniowania UVB na skórę widać od razu - to zaczerwienienie i w efekcie opalenizna. Działanie UVA jest niezauważalne, ale bardzo niebezpieczne. Dociera do skóry właściwej i tam niszczy włókna kolagenu i elastyny, przyspieszając starzenie się skóry i sprzyjając powstaniu nowotworów. Nie unikniemy go - aż 95 proc. całego promieniowania słonecznego, które dociera do nas w ciągu roku niezależnie od pogody to UVA.
Czym zatem jest pięknie opalona skóra? To reakcja organizmu na oparzenie. Dlatego uważnie powinny korzystać z kąpieli słonecznych dzieci i młodzież do 15 roku życia oraz u osób w podeszłym wieku, szczególnie, jeśli zmagają się one z chorobami płuc, serca, układu krążenia czy zaburzeniami hormonalnymi. Należy także unikać opalania się w okresie najbardziej intensywnego promieniowania słonecznego, czyli w godzinach 10-14.
Wypoczywając na plaży konieczne jest stosowanie preparatów z wysoką ochroną - SPF 50+, szczególnie u osób z jasną karnacją skóry. W następnych dniach, kiedy skóra „przyzwyczai” się do słońca, można zastosować balsamy z mniejszym filtrem, np. SPF 30. Kosmetyki takie powinny dobrze rozsmarowywać się na skórze, nie pozostawiać tłustej warstwy, zawierać odpowiednie filtry pochłaniające promieniowanie zarówno UVB, jak i UVA.
Czynnik SPF (sun protection fa-ctor) określa, o ile dłużej można pozostać na słońcu nie ryzykując oparzenia, w porównaniu z brakiem filtra. Zasada jest taka: jeśli rumień od słońca pojawia się na czyjejś skórze po 20 minutach, to przy stosowaniu tego czynnika zaczerwienie pojawi się dopiero po pięciu godzinach. Wskaźniki IPD lub PPD, określają zdolność do ochrony przed promieniami UVA. Im wyższa ich wartość, tym lepsze zabezpieczenie.
Wybierając preparat z filtrem kierujemy się zasadą: im jaśniejsza jest nasza karnacja, tym filtr powinien być wyższy. Jednak nawet przy ciemnej karnacji zaleca się stosowanie faktora nie mniejszego niż 15. Na plaży należy stosować preparaty z wysoką ochroną: SPF 50+, szczególnie u osób o jasnej skórze. Po kilku kąpielach słonecznych można zastosować kosmetyki z mniejszym filtrem. Osoby z ciemniejszą karnacją mogą zacząć przygodę z plażą od filtra SPF 30+.
#lokalny magazyn lifestylowy
Zainteresowany współpracą z magazynem Trendy? Zadzwoń 697 770 202
Dołącz do nas na
www.facebook.com/MagazynMMTrendy
oraz Instagram.com/MM.Trendy gs24.pl/tag/mm-trendy-szczecin