| STYL ŻYCIA |
Chcieli ratować zwierzęta. Stworzyli azyl dla świń - Systematycznie dążę do celu, który dwa lata temu sobie obrałam, a mianowicie, że przed czterdziestką stworzę miejsce, gdzie będę ratować zwierzęta. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że będą to świnie - Monika Krasoń. ROZMAWIAŁA ADRIANA RECZEK / FOTO ARCHIWUM PRYWATNE
Państwo Krasoniowie pochodzą z Łodzi. Monika z zawodu jest fotografem (grafikiem komputerowym), a Marcin informatykiem. Są małżeństwem, które kocha zwierzęta i podchodzi do nich z pełną odpowiedzialnością. Nie inaczej było w przypadku miniprosiaczka Eugeniuszka, do którego adopcji przygotowywali się aż dwa lata. Nie zrezygnowali z opieki nad nim nawet wtedy, gdy ich podopieczny okazał się... nie być wcale taki „mini”. I tak zaczęli szukać dla siebie nowego miejsca, które znaleźli w Nowym Węgorzynku w województwie zachodniopomorskim.
42
Wszystko zaczęło się od „miniprosiaczka” Eugeniusza, który pojawił się w Waszym życiu. Kiedy i jak to się stało, że trafił w Wasze ręce? Do przyjęcia świnki przygotowaliśmy się dwa lata. Chcieliśmy wiedzieć jak najwięcej, bo wiadomo, że przed przyjęciem każdego zwierzęcia trzeba mieć wiedzę, warunki, no i pieniądze. Eugeniusz kupiony był z hodowli, które teraz tak bardzo negujemy. Bo „hodowcy”, którzy rozmnażają te zwierzęta na potęgę, a potem sprzedają je za 50-100 złotych, wmawiają ludziom, że będą one ważyć góra 20, 30 kg. To kłamstwo! Proszę spojrzeć na Gienia (śmiech).
Pochodzicie z miasta Łodzi, teraz mieszkacie w niewielkiej wsi Nowe Węgorzynko w województwie zachodniopomorskim. Dlaczego emigrowaliście z dużego miasta do maleńkiej wsi? Przyszedł taki etap w życiu, że miasto zaczęło dusić, ludzie denerwować, a i los chciał, że moja mama zmarła i wtedy nic już w Łodzi mnie nie trzymało. Na szczęście mąż podziela moją miłość do zwierząt, a pomysł na wyprowadzkę na wieś bardzo mu się spodobał. Wybór województwa zachodniopomorskiego to przypadek czy celowe działanie? Najpierw szukaliśmy domu