5 minute read

Temat z okładki

Next Article
Edytorial

Edytorial

Lucas Lucaprio

Advertisement

- do tworzenia potrzebne jest

coś więcej niż sama wiedza

Poznaliśmy go jako menagera sztuki, ale szybko zorientowaliśmy się, że jednocześnie mamy do czynienia z artystą. Jego pierwszy obraz „Biały koń” zrobił duże wrażenie na uczestnikach jednej z aukcji sztuki i sprzedał się za imponującą kwotę, która zasiliła szczytny cel. Od tego czasu szczecinianin nie przestaje się rozwijać i tworzyć, a jego prace znajdują kolejnych wielbicieli. Do tego ma już kilka pomysłów, jak pobudzić artystycznie mieszkańców naszego miasta. Jednym z tych pomysłów są wyjątkowe Śniadania przy sztuce. Na chwilę przed pierwszym udało nam się spotkać i porozmawiać.

ROZMAWIAŁA AGATA MAKSYMIUK / FOTO JOANNA JAROSZEK / OBRAZY LUCAS LUCAPRIO / ZDJĘCIA OBRAZÓW ALEKSANDER PUKALSKI

Tworzenie sztuki czy zarządzanie sztuką. Co według ciebie jest łatwiejsze?

- Zaczynamy naszą rozmowę od najtrudniejszego pytania (uśmiech). Przyznam, że po długim okresie pracy jako manager i zaledwie kilku latach pracy przy sztalugach nie potrafię jeszcze jednoznacznie odpowiedzieć.

Wiele osób kojarzy cię z Galerią Orient. Jak się tam znalazłeś? Pociąg do sztuki, wykształcenie czy może przypadek postawił to miejsce na twojej drodze?

- Odbyło się to klasycznie, tak jak dzieje się to na rynku pracy - podszedłem do konkursu na stanowisko managera i wygrałem.

Czym zajmuje się manager galerii sztuki lokalnie, w Szczecinie? Czy to praca jak na filmach, gdzie wprowadza się w obieg dzieła warte setki tysięcy, czy bardziej przyziemne zajęcie obejmujące bieżące rachunki, rozliczenia i kontakty z artystami?

- Z pewnością w Szczecinie, jak i w innych miastach praca ta polega na codziennym trudzie kontaktów z artystami, czyli współpracy z tymi, których już reprezentowaliśmy oraz pozyskiwaniu kolejnych malarzy i ich dzieł. Na organizacji wystaw i wernisaży, pracy z kolekcjonerami i potencjalnymi nabywcami oraz koordynacji pracy zespołu galerii. Ponadto zawsze pozostaje najmniej twórcza, ale równie ważna praca biurowa.

Od managera do malarza. Skąd decyzja, by samemu zająć się sztuką?

- Dzięki wieloletniej pracy w Galerii Orient nauczyłem się patrzeć na sztukę przez pryzmat mojego artystycznego wnętrza. Tu zacytuję Olgę Tokarczuk: „Pisania nauczyłam się przez czytanie.” Oglądanie i analizowanie dzieł innych artystów wywołało we mnie poczucie zazdrości, że sam nie mam się jeszcze czym pochwalić, a od zawsze drzemała we mnie potrzeba malowania.

Pamiętasz swoją pierwszą pracę, którą pokazałeś oficjalnie, nie jako menager z hobby, a właśnie artysta?

- Naturalnie, ten debiut zapamiętałem na zawsze. Podczas charytatywnego koncertu Stanisława Sojki mój obraz („Biały koń”) sprzedał się korzystnie na zorganizowanej tam aukcji, a pieniądze wspomogły piękny cel.

Jakie były reakcje? Jakie było zainteresowanie? Jak Twoja wiedza z zakresu zarządzania sztuką, budowania relacji i kontaktów wpłynęły na ten odbiór?

- Duże zainteresowanie moją sztuką, na tym etapie, trochę mnie zaskoczyło i zainspirowało do dalszej pracy twórczej. Zarządzanie sztuką wymaga wiedzy z różnych dziedzin, a do tworzenia potrzebne jest coś więcej niż sama wiedza. Coś, co wyróżni artystę – indywidualność.

Czy wiesz gdzie lub raczej, do kogo trafiają twoje obrazy?

- Większość nabywców z domów aukcyjnych z Sopotu i Warszawy kontaktuje się ze mną i przysyła mi zdjęcia z obrazami w miejscu ich stałej ekspozycji. Więc tak. Wiem, gdzie trafiają moje obrazy.

Nie tak dawno mogliśmy wziąć udział w wernisażu twoich prac. Mieszkańcy Szczecina bardzo pozytywnie zareagowali na wydarzenie, szczególnie zwracając uwagę na jego kształt - bankiet na świeżym powietrzu z motywem royal ascot. Skąd ten pomysł? Skąd ten zapał, by wszystko dopiąć? Nie każdy ma w sobie tyle energii i chęci.

- Nabywczyni moich obrazów, pani dr Gródecka, zachęciła mnie do organizacji własnego wernisażu. Dotychczasowe doświadczenie w organizacji wystaw i wernisaży w wersji tradycyjnej nakazało mi stworzyć wydarzenie o wielu funkcjach i celach, w niestandardowej formie artystycznej i towarzyskiej. Chciałem pokazać, że „konsumowanie” sztuki może, a nawet powinno odbywać się w ciekawych przestrzeniach naszego miasta. Elementem mojej pracy managerskiej w organizacji własnego wernisażu było pozyskanie sponsorów. Dzięki tym wspaniałym ludziom, rozumiejącym wagę roli sztuki w życiu miasta, wspólnie stworzyliśmy świetne przedsięwzięcie, które powinno stać się cyklicznym wydarzeniem.

Wydarzenie zostało pozytywnie odebrane przez społeczeństwo, a jak ty je oceniasz? Czy cele, które sobie postawiłeś, zostały spełnione? Czy może chodziło tylko o spotkanie wśród sztuki?

- Cele były ambitne, a efekt końcowy, na początku tej drogi, niepewny. Zaproszeni goście, frekwencja, dopasowanie się do zalecanego dress code’u oraz atmosfera całego wydarzenia przeszły moje oczekiwania i dały mi pełną satysfakcję w obu obszarach: organizacyjnym i artystycznym.

Twoje inicjatywy na bankiecie się nie skończyły. Przed nami cykl śniadań. Wernisaż wieczorem to taka klasyka, którą łatwo sobie wyobrazić, wernisaż o poranku przy kawie to inna kwestia. Powiedz, co to będą za śniadania? Kto w nich będzie uczestniczył, gdzie będą się odbywać? Po co będą się odbywać? Jest tyle pytań (uśmiech).

- Spotkania z ludźmi zainteresowanymi moją sztuką dają mi ogromną energię, pomysły na nowe realizacje oraz sposoby

wykorzystania różnorodnych przestrzeni miejskich. Śniadania będą niczym innym, jak spotkaniami przy inspirujących rozmowach w modnych restauracjach śniadaniowych. Aktywni zawodowo, zajęci codzienną pracą, zabiegani, pełni życia mieszkańcy Szczecina z pewnością znajdą chwilę na wspólne śniadanie i przy okazji porozmawiają o sztuce i moich najnowszych obrazach wystawianych w tych miejscach.

Pierwszy raz spotkamy się w pierwszej i największej nie-cukierni w Polse Fit Cake w eleganckiej części miasta przy ulicy Śląskiej 5.

Śniadania zapowiadasz jako cykl. W Szczecinie to może być wyzwanie, bo takich inicjatyw wciąż jest niewiele. Jak oceniasz swoje szanse? Uda się przekonać ludzi, by się zaangażowali, może trochę otworzyli i zintegrowali?

- Propozycja niestandardowego wydarzenia, związanego ze sztuką, w niestandardowej porze dnia, jest wyzwaniem niezależnie od miejsca (miasta), w którym ma się odbyć. Świadomie podchodzę do tego działania, wierząc, że zaangażowani sponsorzy znajdą swoją satysfakcję, a zaproszeni goście będą zadowoleni i zaszczyceni możliwością obcowania ze sztuką w dobrym towarzystwie. Opierając się o sugestie osób, z którymi od dawna mam kontakty artystyczne i biznesowe, postanowiłem organizować te spotkania w gronie zaproszonych uczestników. Chciałbym te osoby otworzyć jeszcze bardziej na malarstwo, zintegrować i zaprosić do wspólnego promowania sztuki artystów szczecińskich.

Wiem też, że sporo podróżujesz i uczestniczysz w wielu ważnych wydarzeniach. Wciąż jednak wracasz do Szczecina, dlaczego?

- Uczestnicząc w wydarzeniach kulturalnych w Warszawie czy w innych miejscach, zawsze czuję się reprezentantem Szczecina i z dumą go reklamuję. Uważam, że nasze miasto zasługuje, aby być ważnym punktem na kulturalnej mapie Polski. To właśnie Szczecin stworzył mi warunki do samorealizacji w dziedzinach, w których spełniam się ku pełnej satysfakcji.

Lucas Lucaprio, mieszka w Szczecinie. Jest pasjonatem malarstwa, byłym managerem szczecińskiej Galerii Orient. Od kilku lat sam maluje. Jego ulubioną techniką jest łączenie na płótnie farb akrylowych ze szlagmetalem. Chętnie maluje zwierzęta, a wśród nich - przede wszystkim psy i konie. Lucas Lucaprio bierze udział w aukcjach sztuki oraz wystawach w całej Polsce.

This article is from: