14 minute read

Sport

Next Article
Sztuka

Sztuka

Wimbledon okiem naszego fotoreportera

Andrzej Szkocki, nasz fotoreporter, a także ogromny fan tenisa, Wimbledon zna jak własną kieszeń. Z pasją opowiada o jego początkach i z pasją bierze udział w kolejnych turniejach. Zaznacza, że ostatnia edycja Wielkiego Szlema jest jego ulubioną. Dlaczego? Sprawdźcie sami.

Advertisement

ROZMAWIAŁA MONIKA PIĄTAS / FOTO ANDRZEJ SZKOCKI

Dlaczego właśnie Wimbledon? – Nie tylko dlatego, że je się tutaj truskawki i pije szampana (śmiech). Też nie dlatego, że czuć obecność wysoko usytuowanych gości. Jest tu specyficzny klimat, i to właśnie dla tego klimatu przyjeżdżam na turniej od kilkunastu lat.

Łatwo dostać się na miejsce jako

fotoreporter? – Nic tu nie jest łatwe (uśmiech). Akredytację na pierwszy turniej dostałem po czterech latach starań. A na miejscu mogłem być jedynie 10 dni, a nie dwa tygodnie turnieju. Co więcej, nawet teraz, po kilkunastu latach udziałów, nie mogę wejść wszędzie tam, gdzie inni fotoreporterzy. Koledzy mają większy staż albo pracują dla wielkich wydawnictw czy agencji fotograficznych.

Byłeś kiedyś na finale Wimbledonu?

– Trzy lata temu zapytałem w biurze prasowym, kiedy dostanę na to akredytację. Zapytali, jak długo przyjeżdżam, odpowiedziałem, że od kilkunastu lat. Powiedzieli, że już jestem blisko (śmiech). Tak jak mówiłem, nie jest łatwo.

Dla kibiców też? – U kibiców fajne jest to, że na terenie Wimbledon Park jest przygotowane miasteczko The Queue, gdzie często wielu z nich przez całą noc albo i dłużej czeka w kolejce po bilety. Nawet ciekawe, że jadąc na korty nie wysiada się na Wimbledon Park Station albo końcowej stacji Wimbledon, tylko dwie wcześniej – Southfields. Potem spacerek 15-20 minut i jest się na miejscu. Oczywiście z końcowej stacji też można dojść na korty, ale po prostu z Southfields jest najbliżej.

Obiekt musi być ogromny. – Tak, jest – tworzy go 18 trawiastych kortów. Ale nie ma wśród nich numeru 13, bo wielu zawodników jest przesądnych. Są też osobne biura prasowe dla dziennikarzy piszących i fotoreporterów. Nas foto jest jakieś 150 osób.

All About, więcej niż studio tańca

Tu rozwijane są nie tylko umiejętności taneczne, ale także przyjaźnie i pasje. Studio tańca All About to jedno z tych miejsc w Szczecinie, które nadaje mieszkańcom nowy rytm i angażuje do aktywnego spędzania czasu. Szkoła swoje propozycje warsztatowe kieruje zarówno do najmłodszych, jak i par oraz kobiet. Każdy znajdzie tu coś dla siebie, bo jak mówią założyciele – tańczyć każdy może.

Jeśli taniec to wolność, to w studiu All About można zobaczyć jej najdoskonalszą formę. Szkoła jest już na rynku od trzech sezonów, a we wrześniu rozpocznie czwarty. W tym czasie pod skrzydłami doświadczonych instruktorów młodzież zdążyła zdobyć tytuły wicemistrzów Polski w poszczególnych kategoriach, a także moc wyróżnień. Dorośli też nie próżnowali. Wiele uczestniczek zajęć przygotowanych specjalnie dla kobiet odkryło się na nowo, a także nawiązało wartościowe znajomości i przyjaźnie. Wiele par odkryło też, że taniec to doskonały sposób na wspólne spędzanie wolnego czasu. Nie wspominając już o parach, które właśnie tu nauczyły się układów do swojego pierwszego tańca jako małżeństwo. Ale to nie wszystko, bo jak mówią instruktorzy – celem All About jest pobudzenie mieszkańców Szczecina do aktywnego spędzania czasu. - Od początku chcieliśmy, aby w mieście zaczęło się dziać więcej – mówi Katarzyna Florczuk, instruktorka. – Dlatego regularne zajęcia oraz warsztaty to tylko część tego, co mamy do zaproponowania jako All About. Stale organizujemy eventy tematyczne, zajęcia połączone z brunchem czy aperitifem, albo wyjazdy weekendowe. Każdy jest mile widziany, można przyjść jednorazowo. Nie trzeba zapisywać się od razu na cykl lekcji. Nasze studio ma otwartą formę. Często z sali przenosimy się na dzieciniec. Chcemy, aby to miejsce żyło z mieszkańcami, a nie obok nich. A miejsce, trzeba przyznać, jest wyjątkowe. Jak mówi Arkadiusz Guzierowicz, założyciel studia, wielkim marzeniem było uruchomienie szkoły w pofabrycznej przestrzeni, która architekturą nawiązywałaby do industrialnych loftów. I mimo że w Szczecinie niełatwo o takie miejsce, to udało się je znaleźć. W dodatku tuż przy centrum miasta, bo w dawnych kolejowych budynkach przy ulicy Krzywoustego 34. Drewniana podłoga, belki stropowe i czerwona cegła nadały przestrzeni wymarzonego charakteru, a w połączeniu z nowoczesną aranżacją wprowadziły do środka wręcz filmową atmosferę. - Myślę, że udało nam się osiągnąć cel – mówi Arkadiusz Guzierowicz. – Ludzie przychodzą do nas nie tylko, żeby nauczyć się tańczyć, ale też żeby spotkać się, pośmiać i porozmawiać. Najlepiej widać to po wieczornych zajęciach, kiedy o 21, zamiast zbierać się do domu, wszyscy siadają jeszcze przy naszym barku i wychodzą godzinę później, bo nie mogą się nagadać. Tyczy się to i małych, i dużych, bo oferta obejmuje tu wszystkie grupy wiekowe. Rodzice mogą zapisywać swoje pociechy już od 3. roku życia. Dla pań przewidziano m.in. naukę tańców latynoskich czy choreo, gdzie można poczuć się jak gwiazda teledysku Beyoncé albo Jennifer Lopez, a także szereg spotkań coachingowych. Są też tańce towarzyskie dla par i oczywiście sekcja sportowa, gdzie kształtuje się talenty na skalę ogólnokrajową, a może nawet światową. – Nasze podejście jest holistyczne – wyjaśnia Katarzyna Florczuk. – Rozumiemy zarówno osoby, które przychodzą do nas, bo chcą przyjemnie spędzić czas, jak i te, dla których taniec jest terapią, a także osoby, które liczą na konkretne sukcesy sportowe. Jesteśmy przygotowani, aby zająć się każdym. Aby przyłączyć się do zajęć, nie trzeba mieć doświadczenia, wystarczą chęci i otwarta głowa. Harmonogram spotkań jest dostępny na stronie www.allabout-dance.pl. W przypadku pełnego obłożenia grupy można zapisać się na listę rezerwową. Jak zapewniają instruktorzy – zainteresowanie jest duże, ale dla każdego zawsze znajdzie się miejsce.

Więcej informacji na www.allabout-dance.pl oraz na FB: @ allaboutdanceszczecin.

Zawody bikini fitness to nie tylko piękne sylwetki

Marcelina Woźniak, kiedy już jedzie na duże zawody, to zwykle nie wraca bez medalu. Nie tak dawno były zwycięskie dla niej mistrzostwa świata, teraz Europy. Nasza mistrzyni w bikini fitness opowiada nam, w jaki sposób przygotować się do zawodów, ile gramów soli trzeba zjeść przed wyjściem na scenę i czy do tej dziedziny wciąż trzeba tylko dokładać.

ROZMAWIAŁA MAURYCY BRZYKCY / FOTO ARCHIWUM PRYWATNE MARCELINY WOŹNIAK

Rozmawialiśmy półtora roku temu, w październiku 2020 roku. Byłaś wówczas po mistrzostwach świata w bikini fit-

ness. Rozumiem, że nie zeszłaś z tej ścieżki? - Niewiele brakowało, by tak się stało. To miał być mój jedyny sezon, ale za mną już kolejne zawody. Przygotowuję się jeszcze na jesień. Więc na razie schodzić z tej drogi nie zamierzam.

Czemu chciałaś skończyć z zawodami w bikini fitness? - Zawody, przygotowania do nich nie zawsze sprzyjają w stu procentach zdrowiu. W ostatnim sezonie złapałam kontuzję biodra, z którą na dobrą sprawę do tej pory się borykam. Ze względu na to biodro postanowiłam zrobić sobie przerwę. Nie startowałam prawie przez dwa lata. Kontuzja nie została wyleczona do końca, ale pozwala mi na normalne trenowanie.

Skoro wróciłaś do startów, to pewnie możesz pochwalić się

sukcesami. - Tak, zdobyłam niedawno mistrzostwo Polski w kategorii bikini fitness do 162 cm wzrostu. Później wystartowałam w mistrzostwach Europy, skąd przywiozłam dwa srebrne medale, w kategorii juniorskiej oraz seniorskiej. ME odbywały się w Hiszpanii, w Santa Suzanna. To stała lokalizacja. Leciałam z kolegą ze Szczecina, Adrianem Konieczyńskim (był już mistrzem świata – przyp. red.), z którym jeżdżę właściwie na każde zawody. On startuje w kategorii kulturystyka +100 kg. Na miejsce dolecieliśmy już we wtorek. Zawody miałam dopiero w niedzielę, więc miałam kilka dni na aklimatyzację. Na miejscu spotkaliśmy się z resztą polskich zawodników. Wśród tych osób był też mój trener. Łącznie z Polski startowało około 40 zawodników, a łącznie z całej Europy było ich około tysiąca.

Jak wyglądają takie zawody? - Na początku są tzw. weryfikacje, gdzie w przypadku kulturystów zawodnicy są mierzeni i ważeni, ja jestem tylko mierzona. Sędziowie sprawdzają strój, no i formę zawodników – czy jest odpowiednia. Weryfikacje były w środę. Moje zawody rozpoczęły się w niedzielę o godz. 10. Ale moje pierwsze wyjście w juniorach miałam dopiero o godz. 14. Z kolei w seniorkach dopiero o 23. Koczowałam w hali bardzo długo, a same zawody skończyły się dopiero o 3 w nocy. Wynikało to oczywiście z liczby zawodników.

Trudno utrzymać formę, sylwetkę, koncentrację w przeciągu

tak długiego czasu, kiedy startuje się o godz. 13 i godz. 23? - Przed zawodami odwadniamy się. Ja zawsze robię to delikatnie. Nie odstawiam wody do końca. Następuje też manipulacja solą, by organizm cały czas wydalał wodę. Dzień przed zawodami następuje ładowanie węglowodanami, bo wcześniej się ich unika. Dzień zawodów wyglądał u mnie tak, że na śniadanie zjadłam tylko jajko, bo przed pierwszym startem je się jak najmniej. Tuż przed samym wyjściem zjadłam troszkę ryżu. Tak jak jajko jadłam bez soli, tak przed samym wyjściem dodaję już trochę soli do posiłku. Pije się jak najmniej, by organizm przyzwyczajony wydalał wodę, która trzymana jest w organizmie. Podsumowując przed pierwszym wyjściem zjadłam 50 gramów ryżu, dokładnie gram soli i jajko. Następny posiłek był o godz. 18, wyglądał podobnie, za wyjątkiem obecności soli. A już przed drugim wyjściem wypiłam wodę z gramem soli.

Organizm do takiego trybu jest już przyzwyczajony? Czy

czuć, że jest to dość kosztowne? - W tej hali był dramat, bo było mnóstwo ludzi i było bardzo gorąco. Nie było właściwie miejsca dla każdego, choć wszyscy próbowali rozkładać swoje maty. Wszędzie ktoś przechodził, a ja takiego chaosu nie lubię. Zmęczenie, hałas, głód – nie pomagały.

Dwa razy srebrny medal jednak udało się wywalczyć. Dużo

zabrakło do złota? - W obu kategoriach przegrałam jednym punktem. Wśród seniorek po pierwszej rundzie, czyli tam, gdzie jest oceniana sylwetka, nawet prowadziłam. W kolejnej, gdzie ocenia się prezencję, było delikatnie gorzej i ten punkt ostatecznie gdzieś uciekł. Całość ocenia około 20 sędziów.

Jakie masz plany na sezon jesienny? - W planach mam mistrzostwa świata. Przed nimi jednak chcę wziąć udział w Arnold Classic. To jedna z najbardziej prestiżowych imprez w świecie kulturystyki oraz fitnessu. Start w tych zawodach zawsze był jednym z moich marzeń. Zazwyczaj jest na nich Arnold Schwarzenegger. Sama możliwość poznania takiej legendy dużo znaczy. W międzyczasie będą jeszcze mistrzostwa Polski juniorów, inne mniejsze imprezy w naszym kraju, aż nastąpi czas mistrzostw świata.

Kilka lat temu rozmawialiśmy też o sponsorach. Pamiętam,

że nie było o nich łatwo. Czy coś się zmieniło? - Właśnie dwa lata temu, po moim udanym sezonie, rozpoczęłam współpracę z firmą Swedish Supplements. Produkują suplementy diety i odżywki dla sportowców. Bardzo mi pomogli w przygotowaniach. Bez nich nie pojechałabym na mistrzostwa Europy. Przerosłoby mnie to finansowo. Teraz również odezwało się do mnie kilka firm i jestem na etapie negocjacji warunków współpracy.

Roksana Ratajczyk - możemy w lidze sprawić niejedną niespodziankę

Roksana Ratajczyk wróciła tego lata do Szczecina, żeby pomóc Pogoni w budowaniu silnej drużyny kobiecej w piłce nożnej. Była piłkarka Górnika Łęczna i najskuteczniejsza zawodniczka w historii Olimpii Szczecin wierzy w potencjał zespołu i wizję trenera.

ROZMAWIAŁ ŁUKASZ CZERWIŃSKI / FOTO POGOŃ SZCZECIN

Po dwóch latach wracasz do Szczecina, ale już nie do Olimpii, a do nowej drużyny Pogoni. Czy to właśnie ten projekt przekonał cię

do przenosin? - Po części tak. Dużo rozmawiałam z prezesem oraz wiceprezesem ówczesnej Olimpii. Przedstawili mi, jak ma to wszystko funkcjonować i nie ukrywam, że w dużej mierze to mnie przekonało do przenosin.

Jak według ciebie szyld Pogoni może wpłynąć na rozwój i postrzega-

nie szczecińskiej piłki kobiecej? - Wiadomo, Pogoń jest rozpoznawalną marką nie tylko w Polsce, ale już też w Europie. Uważam, że męskie zespoły przejmujące kobiece sekcje mają ogromny wpływ na rozwój i promocję kobiecej piłki w Polsce. Dzięki temu są większe możliwości na rozwój każdej z piłkarek, co na pewno będzie procentować wyższym poziomem sportowym całej drużyny.

Trenujecie na obiekcie przy ulicy Kresowej, ale także z możliwością korzystania z obiektów Pogoni. Jak ocenisz aktualną infrastrukturę, z której możecie korzystać w ramach trenin-

gów? - Na ten moment jestem zadowolona z obiektów, z których możemy korzystać. Wszystko wygląda bardzo dobrze oraz profesjonalnie.

Nowym trenerem sekcji kobiecej został legendarny napastnik Pogoni – Robert Dymkowski. Czy wierzysz, że dzięki tej

współpracy możesz rozwinąć się na swojej pozycji? - Przychodząc do Pogoni, byłam pozytywnie nastawiona, gdy zobaczyłam, kto będzie naszym trenerem. Jestem pewna, że dzięki tej współpracy podniosę swoje umiejętności i wrócę do najlepszej dyspozycji. Dostaję dużo wskazówek i staram się je od razu realizować.

Jesteście już po pierwszych treningach i sparingach. Jak

oceniasz potencjał tego zespołu? - Potencjał zespołu jest naprawdę duży. Trener ma na nas pomysł i jeśli każda z nas dobrze przepracuje okres przygotowawczy, to możemy w lidze sprawić niejedną niespodzianke.

Jak wpłynęły na ciebie dwa lata spędzone w Łęcznej? Jaką

zawodniczką jest dziś Roksana Ratajczyk? - To były naprawdę dobre 2 lata. Zdobyłam swoje pierwsze medale w Ekstralidze oraz mogłam zagrać w Lidze Mistrzyń. Zawsze pozytywnie będę wspominać mój czas spędzony w Łęcznej. Poznałam również wartościowych ludzi, którzy do tej pory mnie bardzo wspierają. A jaką jestem teraz piłkarką? Na pewno agresywniejszą i pewniejszą siebie.

Jest mecz Górnik Łęczna – Pogoń Szczecin. W końcówce strzelasz gola na wagę zwycięstwa dla Pogoni. Cieszysz się

czy jednak okazujesz szacunek? - Zawsze walczę o trzy punkty dla swojego zespołu, ale w tym meczu, niezależnie od wyniku, zdecydowanie okazuję szacunek.

Jakie stawiasz sobie cele na przyszły sezon?

- Moje cele co roku są takie same. Być w jak najlepszej formie oraz być jak najwyżej w tabeli.

Masz już brązowy i srebrne medale, ale brakuje ci tego z najcenniejszego kruszcu. Pierwsze mistrzostwo

w barwach Pogoni? - Nie ukrywam, że zdobycie złotego medalu w domu byłoby spełnieniem marzeń. Na pewno cieszyłby dwa razy bardziej.

marzeń.

Występ na pełnym stadionie Pogoni w europejskich pucharach. To też spełnie-

nie marzeń? - Każda piłkarka chciałby zagrać przy pełnych trybunach, więc to by było spełnienie

Jak to się stało, że zaczęłaś grać w piłkę nożną? - Męska część mojej rodziny grała w Polonii Płoty. Jak byłam mała, to chodziłam na mecze, a później moi kuzyni brali mnie ze sobą na boisko. Spodobało mi się i tak zostałam w tym sporcie do dzisiaj.

Kto jest twoim idolem? Na jakim zawodniku lub zawodnicz-

ce się wzorujesz? - Od najmłodszych lat moim idolem był Lionel Messi. Na ten moment nie wzoruję się na żadnej zawodniczce. Oglądam mecze, w których grają topowe zespoły w Europie, i zwracam bardziej uwagę na zawodniczki, które grają na tej samej pozycji co ja, ale nie chcę nikogo naśladować. Można powiedzieć, że kroczę własną ścieżką. Mam wokół siebie naprawdę wspaniałych ludzi, którzy mi towarzyszą w tej drodze i nie pozwalają z niej zboczyć.

Real Estate Investor’s Club otwarty

Ponad 50 inwestorów wzięło udział w pierwszym spotkaniu Real Estate Investor’s Club, czyli klubu inwestorów z rynku nieruchomości luksusowych, założonego przez szczecińską spółkę assethome.pl. Wydarzenie objęło również premierę nowej inwestycji nad Bałtykiem. Nowo powstały klub jest profesjonalną platformą umożliwiającą członkom dostęp do przedpremierowych ofert nieruchomości na naszym rynku. Pod koniec lipca w Poznaniu odbyło się spotkanie połączone z eleganckim bankietem inaugurujące działalność i uroczystą premierą projektu Baltic Jet w Ustroniu Morskim. - Real Estate Investor’s Club powstał w odpowiedzi na potrzeby osób, które zajmują się inwestowaniem w rynek nieruchomości - wyjaśnił Michał Wąsik, CEO assethome.pl. - Sam pomysł powstania klubu podpowiedzieli nam klienci, którzy wskazywali na brak profesjonalnej platformy z dostępem do nieruchomości oferowanych przedpremierowo. Klub to miejsce wymiany doświadczeń pomiędzy nabywcami, inwestorami, projektantami oraz operatorami. Klub skupia osoby, które regularnie śledzą aktualne trendy w branży oraz sukcesywnie powiększają swój portfel nieruchomości. Inwestorzy mieli okazję do wymiany opinii i doświadczeń, a także spędzenia czasu w przyjemnej atmosferze. Wieczór umilił występ zespołu Afrocake. Przedstawiciele klubu już zapowiadają kolejne wydarzenia. (red.)

fot. assethome.pl

DOGODNA FORMA KSZTAŁCENIA ONLINE / HYBRYDOWO / STACJONARNIE

STUDIA DZIENNE I ZAOCZNE PRAWO

studia 5-letnie jednolite magisterskie

ADMINISTRACJA

I i II stopnia – 8 specjalności

STUDIA PODYPLOMOWE MBA

Master of Business Administration

www.wsap.szczecin.pl IG @wsap_szczecin FB @WSAPSzczecin ul. Siemiradzkiego 1A, Szczecin rekrutacja@wsap.szczecin.pl tel. kom 796 308 468

This article is from: