Dzicy, Lucie Lomova

Page 1

Lucie Lomovรก




Dzicy © Lucie Lomová. All rights reserved. Tytuł oryginału: Divoši. Tłumaczenie z języka czeskiego: Michał Słomka Korekta: Agata Walas Redakcja: Magdalena Nowicka Liternictwo: gabinet.co.uk Projekt i : gabinet.co.uk Fundacja Tranzyt / Centrala – Central Europe Comics Art Poznań  Wydanie  Nakład:  +  egz. www.ligatura.com www.centrala.org.pl www.fundacja-tranzyt.blogspot.com centrala@centrala.org.pl Druk i oprawa: Drukarnia Diament www.diamentdruk.pl : ----


Lucie Lomovรก

Poznaล 2012



JAK TAKIE MAŁE ZWIERZĄTKA MOGĄ KOMUŚ ZASZKODZIĆ?

MOŻESZ PATRZEĆ, ALE NIE ZASŁANIAJ. POTRZEBUJĘ ŚWIATŁA! NO, TO JEST TAK...

WIESZ, CZASEM ZUPEŁNIE NIEWAŻNE JAKIE CO JEST DUŻE...

...POTRAFI CUDA!

NA PRZYKŁAD TAKA HISZPANIA, JEST WIELE RAZY MNIEJSZA NIŻ AMERYKA POŁUDNIOWA, A ZOBACZ CO Z NIĄ ZROBIŁA...

CZEMU NIE? POKAŻĘ CI JEDNEGO Z TYCH POTWORKÓW , KTÓRYCH MASZ PEŁNO WE WŁOSACH...

ALE MY TO ZNAJDZIEMY, EUSEBIO. ROZGRYZIEMY TĘ CHOROBĘ, BO LUDZKI MÓZG , CHOĆ STOSUNKOWO MAŁY...

MUSISZ ZAJRZEĆ DO ŚRODKA!

MOGĘ TEŻ ZOBACZYĆ?

12


RATUNKU! ONE MNIE POŻRĄ! RATUNKU!

ZNALAZŁ PAN COŚ?

NIE WIEM CZY TO BYŁ DOBRY POMYSŁ, POKAZYWAĆ MU WSZY POD MIKROSKOPEM. TERAZ NAM NIE ZAŚNIE!

ROZSZARPIĄ MI GŁOWĘ!

NIE , NA RAZIE NIC SPECJALNEGO...

ALE PRZYNAJMNIEJ SIĘ DOWIEDZIAŁ...

13

PRZYKRO MI...

TO FASCYNUJĄCE! NIE CHCE PAN SPOJRZEĆ?


ALE CODZIENNIE BĘDZIEMY SIĘ WIDZIEĆ. MUSISZ SIĘ NAUCZYĆ TROCHĘ CZESKIEGO, BO JEDZIEMY DO PRAGI.

MYŚLAŁEM, ŻE JEDZIEMY DO EUROPY?

BĘDZIESZ MIESZKAŁ NA MIĘDZYPOKŁADZIE. DRUGA KLASA DLA NAS OBU BYŁABY ZA DROGA.

WITAM PANA. DO KAJUT DRUGIEJ KLASY TĘDY PROSZĘ.

BUENOS DIAS, PANOWIE.

ON BĘDZIE MIESZKAŁ Z NAMI?

NIE , TO MÓJ SŁUŻĄCY. CZERWIUSZ, POCZEKAJ NA MNIE NA POKŁADZIE.

GUTEN TAG.

TAK , PANIE.

30


PRAGA, WRZESIEŃ 1908

ALE SIĘ TU ZMIENIŁO!

NA VE SMEČKÁCH, PROSZĘ.

42


CZERWIUSZ! IDZIEMY! OBIECAŁEŚ, ŻE WE WSZYSTKIM BĘDZIESZ SIĘ MNIE SŁUCHAŁ, PAMIĘTASZ?

AJE , AJE

KRZYCZY NA NIEGO JAK NA PSA!

NIE WIE PANI, CO MOŻE ROZWŚCIECZONY INDIANIN! WIĘC PROSZĘ SIĘ DO TEGO NIE MIESZAĆ!

MAM JUŻ TEGO DOSYĆ!

NIECH PAN ZOSTAWI TEGO BIEDAKA!

PAN INDIANIN ZAPOMNIAŁ SWOICH PIENIĘDZY...

DZIĘKUJEMY, DZIEWCZYNKO!

WIADOMO, ELITA! PRZYWIOZĄ SOBIE INDIANINA. A POTEM MU NAWET JEŚĆ NIE DADZĄ!

MUSI BIEDACZYSKO ŻEBRAĆ... 47


UWAŻAJ!

ŻEBYŚ SIĘ NIE ZGUBIŁ.

48


JEŚLI PRZYJDZIE , DAJMY NA TO, STO OSÓB I KAŻDY ZAPŁACI DWIE KORONY, TO BĘDZIE DWIEŚCIE KORON...

SKĄD TO WIESZ?

TAK , ODKĄD POZWOLIŁ SOBIE PRZECZYŚCIĆ WNĘTRZNOŚCI, JEST ZDROWY JAK RYBA!

CO PAN NAJBARDZIEJ U NAS LUBI?

MUSISZ SIĘ NAUCZYĆ LICZYĆ.

A UMIE PO ANGIELSKU?

WASZE GOLONKI... WĘDZONE...

NIE JEST MU ZIMNO U NAS?

NA ZDROWIE!

HA HA HI HI!

PRZYSZŁY SZEŚĆDZIESIĄT TRZY OSOBY PO PÓŁTOREJ KORONY, TO JEST DZIEWIĘĆDZIESIĄT CZTERY I PÓŁ...

93


100


NARADZAMY SIĘ, CO ROBIĆ. NIE CHCEMY WALCZYĆ. MÓWIMY SOBIE , ŻE KAPIBAR JEST DUŻO, UPOLUJEMY INNĄ...

TO MY ZNOWU - CO ROBIĆ? KOBIETĘ CHCEMY ODZYSKAĆ - MA MĘŻA, DZIECI - IDZIEMY PO NIĄ!

ALE TUMRAHOWIE W NOCY TUP TUP - PORYWAJĄ NAM KOBIETĘ. NIE KRZYCZY, BO ZATYKAJĄ JEJ USTA.

I JUŻ TRZEBA WALCZYĆ!

MALUJEMY BARWY WOJENNE , BIERZEMY BROŃ I IDZIEMY!

LATAJĄ OSZCZEPY, KRZYKI, KTOŚ DOSTANIE - UMRZE.

MUSIMY SZYBKO BIEC, BO NIE MA TAM ZAROŚLI A TYLKO PALMY...

...A W ZAROŚLACH IŚĆ OSTROŻNIE , MOGĄ SIĘ TU CZAIĆ TUMRAHOWIE!

113

JUŻ PRAWIE JESTEŚMY I NASŁUCHUJEMY..


PŁYNĄŁEM PO MORZU! I BYŁEM W EUROPIE!

ZOBACZ! TO POLICYJNY KAPELUSZ!

NIKT CIĘ O NIC NIE PYTAŁ, CHŁOPCZE.

PODZIELCIE SIĘ TYMI KORALIKAMI!

131

JUTRO JUŻ BĘDZIESZ W DOMU.


Posłowie

Czerwiusz w Pradze,  - 

145

Historia Czerwiusza zdarzyła się naprawdę. Była tak samo niewiarygodna, zabawna i słodko smutna, jak przedstawiła ją Lucie Lomová. Po kilku pojedynczych odcinkach, podstarzały już A.V. Frič kontynuował ją dla popularnego czeskiego pisma „Barwny Tydzień” („Pestrý týden”) w r. 1943. W owym czasie, ten legendarny podróżnik i hodowca kaktusów zapuścił brodę, niczym południowoamerykańscy barbudos i w proteście przeciw niemieckiej okupacji Czechosłowacji nawet nie wychodził z domu. Pisanie było dla niego jedną z niewielu możliwości zarobkowania podczas drugiej wojny światowej. Opowiadane przez niego z humorem, dystansem i życzliwością historyjki o przygodach dzikusa w cywilizowanym świecie ostatecznie rozrosły się w wielką egzystencjalną opowieść – nie tylko o Czerwiuszu, ale zarazem i o samym Friču. To opowieść o odważnym łowcy przygód, niezależnym w myśleniu i w – często niezbyt rozważnym – działaniu, o marzycielu i awanturniku, niestrudzonym odkrywcy białych plam zarówno na mapie świata, jak i ludzkiej myśli, mającym doskonały zmysł obserwacji i mnóstwo trafnych pytań, o głosicielu prawdy, której doświadczył na własnej skórze, o obrońcy inności. Podróżnik, etnograf, botanik, fotograf, publicysta i swoisty myśliciel, Alberto (po czesku Vojtěch, po polsku Wojciech) Frič (1882–1944), pochodził ze znanej patriotycznej rodziny, która wniosła istotny wkład w polityczne, kulturalne i naukowe życie społeczności czeskiej od połowy XIX w. Uparty beniaminek, przedkładał pasję do kaktusów (które pod koniec XIX wieku były jeszcze w Europie rzadkością w hodowli) nad większość nudnych przedmiotów w szkole średniej. Już za swych lat szkolnych zgromadził w Pradze jedną z największych europejskich kolekcji roślin egzotycznych, stając się cenionym


międzynarodowym specjalistą w tej dziedzinie. Ucząc się do matury, nie poświęcił swym szklarniom zwykłej uwagi i jego kolekcja zmarzła w ciągu jednej zimowej nocy. Zamiast kontynuować naukę w roku 1901, niespełna dziewiętnastoletni chłopak wyjeżdża do Brazylii, by zebrać nową kolekcję roślin. Roczny pobyt tam był dla niego szkołą życia i niełatwym egzaminem. Na indiańskiej kanoe płynął rzekami z São Paulo w głąb lądu, aż do Mato Grosso; tam niewiele brakowało, by odebrał mu życie jaguar. Nim rany zdążyły się zagoić, Frič był już zdecydowany wyruszyć w podróż jeszcze dalej, aby odnaleźć niemających kontaktu z cywilizacją Indian. W latach 1903-13 odbył trzy odkrywcze wyprawy w rejony dzisiejszej Argentyny, Boliwii, Brazylii, Paragwaju i Urugwaju. Naniósł na mapę rzekę Pilcomayo, przeprowadzał pierwsze wykopaliska archeologiczne na tzw. sambaqui (prehistorycznych śmietniskach), poznał dziesiątki plemion indiańskich, od Pantanal i Chaco Boreal aż po Patagonię. Spośród ówczesnych europejskich podróżników wyróżniał się humanistycznym podejściem do tubylców, zrozumieniem ich mentalności i umiejętnością porozumiewania się z nimi. Zgromadził bogaty zbiór materiałów socjologicznych i etnolingwistycznych, notował mitologię rdzennych mieszkańców, wnikał w tajniki szamańskiej medycyny. Dla światowych muzeów pozyskał tysiące obiektów etnograficznych oraz uczestniczył – z cennymi prelekcjami – we wszystkich kongresach amerykanistycznych, które miały miejsce na początku XX wieku. Za cenę przykrości osobistych i utrudnień w pracy naukowej, zabiegał o prawa Indian i ochronę ich kultury. Jego bezkompromisowy stosunek do obłudy, kłamstwa i dyletantyzmu w nauce, prostolinijny sposób bycia i cięte dziennikarskie pióro przysporzyły mu wielu wrogów pośród wpływowych przedstawicieli kręgów naukowych i politycznych. Publikował referaty naukowe w kilku językach

Wujek Indianin,  - 

146

Alberto Vojtěch Frič na zdjęciu .. Bufki, około roku 


Czerwiusz na zdjęciu z Domažlic,  -

147

w całej Europie, jest on jednak przede wszystkim autorem popularnonaukowych artykułów, szkiców i opowiadań, skierowanych do szerokiego grona czytelników, dzieci i młodzieży. Był samoukiem, co wytykano mu jako słabość w świecie nauki, ale okazało się to zaletą dla jego pisarstwa. W Ameryce często zarabiał jako dziennikarz, korespondent z pampy i sprawozdawca wojenny. Tematykę południowoamerykańską podejmował – posługując się swym oryginalnym beletrystycznym stylem – w książkach „Prawo dżungli” (Zákon pralesa, 1917), „Wśród Indian” (Mezi indiány, 1919), „O kaktusach i ich narkotycznym działaniu” (O kaktech a jejich narkotických účincích, 1924), „Wujek Indianin” (Strýček indián, 1936), „Indianie Ameryki Południowej” (Indiáni Jižní Ameriky, 1943), „Wysoki łowca” (Dlouhý lovec, 1943), „Wyspa Węży” (Hadí ostrov, 1946) oraz „Czerwiusz”

(Čerwuiš, pierwsze wydanie 1995). Po utworzeniu Czechosłowacji, prowadził w Argentynie i Urugwaju misję dyplomatyczną w służbie nowego państwa (1919-20), znacznie zasłużywszy się dla popularyzacji swej ojczyzny w tamtych krajach. Całe życie poświęcił upowszechnianiu wiedzy o Ameryce Południowej w Czechach, uważał wręcz za swój moralny obowiązek informować publiczność czytelniczą oraz wszelkich zainteresowanych o możliwościach podróży czy emigracji, o swych doświadczeniach i warunkach, jakie czekają za oceanem. Praktycznie każdy Czech, chcący w latach dwudziestych przenieść się do Argentyny, zwracał się do Friča z prośbą o radę, osobiście lub korespondencyjnie. W roku 1923 Frič przedsięwziął ekspedycję botaniczną do Meksyku, zaś relacje z owej podróży oraz masa unikalnych znalezisk wzbudziły w Europie ogromne zainteresowanie kaktusami. Złe doświadczenia z komercyjnymi zbieraczami roślin skłoniły go do tego, by w przyszłości nie ujawniać miejsc ze stanowiskami kaktusów ani dokładnych tras swych wędrówek. Wiemy jednak, że w roku 1927 przedostał się z Patagonii do Tucumán i przez Santiago, Chaco, Corrientes i Cordillerę z powrotem do Buenos Aires, oraz że zebrał okazałą ilość nasion i żywych okazów kaktusów, bromelii i orchidei. Ósma, ostatnia podróż, z lat 1928-29, wiodła z Buenos Aires na północny zachód, w rejon pasm górskich na pograniczu Argentyny, Chile i Boliwii, gdzie dokonał odkryć botanicznych (np. Rebulobivia einsteinii), które przeszły jego wszelkie oczekiwania, wywołując jednocześnie sensację w kręgach specjalistów. W latach trzydziestych i czterdziestych, już w swej ojczyźnie, poświęcił się hodowli oraz genetyce, tworząc nowe unikatowe gatunki roślin metodą szczepienia, krzyżowania i naświetlania. Po tym, jak na początku II wojny światowej zmarzł mu w Pradze jeden z największych światowych zbiorów


kaktusów, przeniósł swe zainteresowania na eksperymentalną hodowlę roślin użytkowych. Zmarł w Pradze na tężec w roku 1944; drasnął się zardzewiałym gwoździem przy sprzątaniu klatki królikom. Jego podróżnicze autobiograficzne przygody ukształtowały w jego ojczyźnie pokolenie dorastającej młodzieży, lecz dziś już dziadkowie i ojcowie na próżno podsuwają chłopcom jego książki. Wśród czeskich hodowców kaktusów do teraz jest uznawany za niedoścignionego guru, lecz mało kto zna jego nazwisko na świecie, ponieważ w latach trzydziestych odmówił przyjęcia nowej międzynarodowej systematyki kaktusów. W kręgach antropologicznych nie cytuje go niemal nikt (większość prac nigdy nie została przełożona na żaden obcy język) i do dziś pokutuje tam jego reputacja niegrzecznego awanturnika, którą wystawili mu jego ówcześni zagorzali konkurenci zza zielonych muzealnych stołów. Na jego losy pomału opada zakurzona kurtyna czasu.

Sto lat po perypetiach Czerwiusza, przydarzyła się wszakże inna historia. Dwóch młodych Czechów wybrało się z kamerą do Ameryki, w poszukiwaniu osady Czamakoków, gdzie niegdyś zaczęła się europejska przygoda Czerwiusza. Odnaleźli ją bez trudu, Frič w swych wspomnieniach opisał drogę całkiem dokładnie. Znaleźli nawet świadków, od których dowiedzieli się, że Czerwiusz zmarł bezdzietnie, kiedyś w latach siedemdziesiątych XX wieku. Miał opinię znawcy cywilizowanego świata, a estyma dlań zaczęła wzrastać od chwili, gdy nad Chaco przeleciał pierwszy samolot. Friča nie pamiętał nikt. Nawet bardzo stara Indianka, której przez całe życie towarzyszyło jego nazwisko: Fric. Nie ma o niej wzmianki w jego rękopisach ani dziennikach. Zachowała się tylko tkliwa love-story o indiańskiej narzeczonej imieniem Lorai – Czarna Kaczka, z którą połączyła go miłość. Opuścił ją w roku 1905, wyjeżdżając na kongres amerykanistyczny, a potem wyrzucał sobie, że

148

Alberto Vojtěch Frič z orchideą w obiektywie syna Ivana


Doňa Herminia Ferreira Fric z rodziną, 

149

bezmyślnie rozminął się z miłością swego życia. W każdym razie, córeczka Herminia dorastała bez ojca (a wkrótce też i bez matki), opiekował się nią pewien indiański łowca, przyjaciel Alberta. Była ponoć bardzo ładna, a jej blada cera i jasne włosy dziwiły antropologów, którzy w II połowie XX wieku zaczęli szturmować Czamakoków, by utrwalić ich znikającą jak kamfora kulturę. W roku 2000, gdy odnaleźli ją czescy filmowcy, Herminia była już wprawdzie zasuszoną starowinką, ale przekazała przez nich członkom swej nieznanej europejskiej rodziny, że wciąż na nich czeka, by móc poznać swe korzenie. W swej ojczyźnie Frič ożenił się dopiero jako dojrzały mężczyzna, a w roku 1922 urodził mu się jedyny syn. Zaś osiemdziesiąt lat później jego syn, Pavel, wraz z żoną

Yvonną, postanowili poznać nową niezwykłą ciocię i jej krewnych – dalsza rodzina Herminii liczy w pięciu pokoleniach niemal 200 osób. Od czasów Friča rodzinne strony Czamakoków bardzo się zmieniły. Wykarczowano lasy, znad brzegów rzek wybito im czaple, a z głów – tradycje i wierzenia. Indianie nie mogą już poruszać się swobodnie po dziewiczych terenach, polować na dzikie zwierzęta i krokodyle, nie mogą zbierać owoców runa leśnego, łowić ryb, rozpalać ognia ani obozować, gdzie dusza zapragnie. Ich utracony raj jest dziś rozparcelowany i otoczony płotami pastwisk dla bydła. To wciąż jednak ich ukochane Gran Chaco, przez białych nazywane „zielonym piekłem” – jeden z najmniej gościnnych zakątków świata – a Indianie


Czamakoko niezmiennie podkreślają swe pochodzenie. Niektórzy z nich dodają, że są też trochę checo (Czechami), potwierdzając ten fakt typowo czeskim poczuciem humoru. Mianem Checomacoco nazwano organizację społeczną, działającą w Republice Czeskiej i stowarzyszenie w Paragwaju, oba stworzone przez potomków Friča, którzy odnaleźli się pół wieku po jego śmierci. Czesi starają się pomóc byłym nomadom, zmuszonym do osiedlenia się w jednym miejscu, by mogli żyć tak, jak żyją inni mieszkańcy biednej paragwajskiej wsi. Żeby nie musieli wyjeżdżać do slamsów w stolicy i mogli pracować u siebie. Aby ich dzieci otrzymały wykształcenie i świadomość, że mogą wziąć swoją przyszłość we własne ręce. By miały potrzebę wspierania swej wioski, którą ich rodzice – ze względu na nie – nazwali Puerto Esperanza, Port Nadziei. Staraniami czeskiej rodziny płyną tam pieniądze ze zbiórek na projekty „Rolnictwo”, „Nauka”, „Zdrowie”, „Woda”. W „czeskiej zagrodzie” za wsią pasie się około 400 krów, ubogie poletka nawadniane są prostym systemem zraszania, miejscowa szkoła ma nowy dach, ośrodek zdrowia – leki, rybacy dostali dwie chłodnie do przechowywania połowu, a kobiety – dwie maszyny do szycia, kilkoro młodych ludzi uczy się w szkołach średnich i na wyższych uczelniach.

Swoją ostatnią książkę, „Indianie Ameryki Południowej” (Indiáni Jižní Ameriky, wyd. Novina, 1943), A.V. Frič ze smutkiem dedykował „swym przyjaciołom, którzy wymarli, jak nakazały im honor i prawo”. Niedługo potem – mówiąc obrazowo po indiańsku – złamał się jego własny łuk, a dusza uwolniła się, by móc w krainie cieni łowić dusze strusi i gościć dusze tych, którzy kiedyś gościli jego. Jeśli prawdą jest, że duchy zmarłych wędrują do Krainy Wiecznych Łowów, to duch jego córki Herminii z pewnością oznajmił mu jego pomyłkę. Jego Czamakokowie mają się dobrze, a nowo narodzone dzieci ostatnimi czasy często otrzymują czeskie imiona. Herminia zmarła wiosną 2009 r. w wieku 104 lat. Jako dziecko pewnie słuchała tęsknych śpiewów Czerwiusza, wspominającego w tropikalne noce podróż po zaśnieżonych Czechach, którą odbył z Fričem w ramach jego cyklu wykładów. Słowa pieśni Czerwiusza w tej książce ułożyła wprawdzie Lucie, lecz przecież brzmią w narzeczu Czamakoków – na potrzeby tej opowieści przełożyła je na swój ojczysty język praprawnuczka Friča, studentka ekologii, Hadasa. Wstukała je do laptopa i wysłała do Pragi mailem. Barwna historia, która wzięła swój początek przed stu laty w północnym Chaco, wcale się nie kończy. Yvonna Fričová, www. checomacoco.cz Przełożyła Martyna M. Lemańczyk

150


NOTES . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .


Lucie Lomová

Dzicy

DOTYCHCZAS W CENTRALI: Marzena Sowa, Sandrine Revel Dzieci i ludzie Olga Wróbel Ciemna strona księżyca Szaweł Płóciennik, Sławomir Gołaszewski Moja terapia Tom Gauld Goliat Line Hoven Podejdź bliżej Anke Feuchtenberger Somnambule Janek Koza Polaków uczestnictwo w kulturze. Raport z badań 1996-2012 Jeroen Funke Wiktor i Wisznu Boris Stanić Radosav. Poranna mgła Jay Wright The Lonely Matador Aleksandar Zograf Pozdrowienia z Serbii. Dziennik komiksowy z czasów konfliktu w Serbii Howard Cruse Stuck Rubber Baby Luca de Santis, Sara Colaone We Włoszech wszyscy są mężczyznami Lucie Lomová Anna chce skoczyć Jaroslav Rudiš, Jaromir 99 Złote Góry. ALOIS NEBEL Jaroslav Rudiš, Jaromir 99 Dworzec Główny. ALOIS NEBEL Jaroslav Rudiš, Jaromir 99 Biały Potok. ALOIS NEBEL

WKRÓTCE: Martin Ernstsen Pustelnik Katarzyna Kaczor Powroty Bastien Vivès, Merwan Chabane Za Imperium

Jeśli kupisz wszystkie komiksy, jakie wydamy w 2012 roku, w naszym sklepie internetowym, to pierwszy, który wydamy w 2013 roku dostaniesz z   zniżką. zakładki z  tytułów to  zniżki w Kiosku Ruchu na Rzecz Wolnej Sprzedaży i Szybkiego Kupna

  - Szczegóły w sklepie internetowym: www.centrala.org.pl/sklep • książki zawsze wysyłamy na nasz koszt • www.ligatura.eu www.centrala.org.pl www.zeszytykomiksowe.org www.fundacja-tranzyt.blogspot.com



Komiksowa opowieść biograficzna oparta na autentycznych wydarzeniach, które przedstawił w swoich zapiskach młody czeski podróżnik i botanik Alberto Vojtěch Frič. Zimą  roku przywozi on z Paragwaju do Europy indianina Czerwiusza, którego plemię dziesiątkuje nieznana choroba. Ujmująca historia o spotkaniu dwóch ludzi z zupełnie innych światów i kultur... Komiks Dzicy zdobył dwie główne nagrody na praskim festiwalu Komiksfest : - najlepszy czeski komiks , - najlepszy scenariusz , oraz nominację do Prix Artemisia , nagrody, która od  roku jest przyznawana artystkom komiksowym przez francuskie stowarzyszenie Artémisia. Komiks Dzicy był również nominowany jako najlepszy projekt na festiwalu w Algierze w  roku.   od ceny okładkowej komiksu jest przeznaczony dla czeskiego Stowarzyszenia , która wspiera programy pomocy dla indian z plemienia Czamakoko (hiszp. Chamacoco).

cena:

44.90 zł

ISBN 978-83-63892-02-9

9 788363 892029 : ----


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.