4 minute read
PRACA ZDALNA
CZY WCIĄŻ CIESZY SIĘ POPULARNOŚCIĄ? PLUSY I MINUSY PRACY Z DOMU
kiedy rozpoczęła się pandemia, okazało się, że można w domu pracować. A właściwie, że mamy do czynienia z szybszym nadejściem pewnej epoki, bo praca zdalna jest naprawdę świetnym rozwiązaniem. Wieszczono koniec ery biur. A jak dzisiaj na to patrzymy?
Dotąd możliwość pracy zdalnej była traktowana jako benefit. Jako coś zbliżonego do „owocowych czwartków”, tylko w większym stopniu. Uważano, że do biura każdy pracownik przyjść musi, po to ono jest, a praca z domu to nie praca. Pandemia jednak zatrzęsła dotychczasowym światem i wymusiła wprowadzenie nowego stylu pracy – home office. Chociaż biura nie musiały być zamknięte, a praca w nich była jedną z nielicznych (oprócz na przykład wyjścia z psem) uzasadnionych możliwości opuszczenia domu, okazało się, że pracownik niekoniecznie musi być „na miejscu”. Właściwie to najlepiej by było, gdyby nie przychodził do firmy, kiedy nie ma takiej potrzeby.
W mediach zaś mówiono o tym, że praca zdalna jest tak samo efektywna jak biurowa, a przy tym nie są zużywane zasoby firm (prąd, papier, długopisy z logo), więc biura będą zamykane – w końcu nie są potrzebne. Ewentualnie, że będą to małe placówki, do których pracownik będzie mógł przyjść „z doskoku” – np. spotkać się z klientem czy menedżerem, czasami z zespołem, lub popracować w ciszy, kiedy się okaże, że w domu o tę ciszę nie jest tak łatwo.
STAN NA DZIŚ
Rozmawiałem z wieloma ludźmi, m.in. z firm z sektora MŚP (w tym rodzinnych), korporacji i wreszcie spółek państwowych. Przeanalizowałem wiele artykułów i statystyk. Co udało mi się ustalić?
Po erze koronawirusa z grubsza wszystko wróciło do przedpandemicznej normy. Niektóre rzeczy się jednak zmieniły. Praca zdalna pozostała standardem tylko w niektórych firmach. Mimo wszystko i tam od czasu należy odwiedzić biuro, pojawić się na kick-offach czy podsumowaniach projektów.
Niemniej możliwość pracy z domu najczęściej jest zarezerwowana dla stanowisk nastawionych na cel (czyli to samo co w przypadku work-life blending, o czym piszę w innym artykule na łamach tego wydania) – project managerów, kierowników ds. kluczowych klientów czy programistów. Innych pracowników biurowych, pracowników działu finansowego, menedżerów liniowych – pracodawcy woleliby widzieć w biurze.
W wielu firmach istnieje możliwość pracy z domu kilka dni w miesiącu, co podobnie jak kiedyś, jest traktowane bardziej jako benefit.
DLACZEGO WRÓCILIŚMY DO STARYCH ZWYCZAJÓW?
Jak wspomniałem, jest kilka zmian, niemniej górnolotne zapewnienia o braku biur i nowej erze pracy hybrydowej możemy włożyć między bajki, przynajmniej na ten moment. Dlaczego? Cóż, jak się okazało, pracownik nie jest aż tak wydajny podczas pracy w domu, jakby się mogło wydawać. Ktoś może powiedzieć, że to nieprawda, że jest, i to (uwaga!) nawet bardziej wydajny! Nie przeczę. Może tak być. Ale w większości nie jest.
Przyjrzyjmy się zagadnieniu, jakim jest praca z domu. To wykonywanie obowiązków służbowych poza miejscem pracy, w domyśle – w miejscu zamieszkania. Po co są zatrudniani menedżerowie w firmie? W większości po to, aby delegować zadania, kontrolować i motywować pracowników. Celem jest doprowadzenie do tego, aby pracownik wykonał powierzone zadanie. To sugeruje, że generalnie jest potrzebna osoba, która pilnuje realizacji zadań, ponieważ nie zawsze pracownik ma na tyle wysoką wewnętrzną motywację i samodyscyplinę, aby wystarczyło przekazać mu to, czego firma oczekuje, i spodziewać się, że wszystko pójdzie gładko. A kontrolowa - nie i motywowanie (a czasem i wytłumaczenie czegoś) na odległość nie jest łatwe. Istnieje pewien odsetek pracowników, którzy jak się czegoś podejmą, to będzie to zrobione dobrze, na czas i jeszcze powstanie jakaś wartość dodana, których nie trzeba pilnować, bo to im tylko przeszkadza. Według Kena Blancharda (autora książki „Jednominutowy menedżer”), specjalisty ds. zarządzania, i jego koncepcji faz rozwoju pracownika jest to tzw. samodzielny ekspert. Problem polega na tym, że niewielu jest takich pracowników (chociaż są niezwykle cenieni).
Kolejną, nie mniej ważną kwestią, są dystraktory. W domu jest ich bardzo wiele. Bo jest pranie do zrobienia, obiad do ugotowania, pies do pogłaskania (i jeszcze trzeba z nim wyjść kiedyś na spacer), sąsiad uzna, że „mały remoncik nikomu nie zaszkodzi”, więc co chwilę uderza młotkiem, tak że cały blok się trzęsie, a na Netfliksie został ostatni odcinek serialu do obejrzenia, więc skoro żaden klient chwilowo nic nie chce, to przecież można sobie na chwilę włączyć telewizor. Nawet osoby z żelazną samodyscypliną nie zawsze potrafią sprostać codziennym, przyziemnym trudom pracy z domu.
Praca z domu ma też inne wady:
• pracownicy nie tylko nie budują relacji wewnątrz zespołu (i generalnie wewnątrz firmy), przez co finalnie praca jest mniej satysfakcjonująca, ale i generalnie oduczają się życia w społeczeństwie;
• dotyczy to również relacji z menedżerem, który niekiedy powinien występować w roli coacha lub mentora;
• często pracownik źle organizuje pracę własną, co może albo powodować wspomniane problemy z wydajnością, ale w drugą stronę – może się okazać, że pracownik weźmie za dużo na swoje barki, bo zawsze przyjdzie jakiś mail lub jakiś SMS, którym dobrze by było się zająć, może to też sprawiać, że jego układ nerwowy jest stale pobudzony;
• jeżeli pracownik jest aktywny do późnych godzin wieczornych, naraża się na wpływ emitowanego przez urządzania elektroniczne niebieskiego światła, które powoduje między innymi gorszy sen (i gorszą regenerację).
Mimo wszystko są pewne zalety pracy zdalnej, między innymi:
• pracownik może czasem zająć się prywatnymi sprawami w teoretycznym czasie pracy (np. odwiedzić urząd) i potem nadrobić zaległości;
• nie ponosi kosztów dojazdu do pracy (które często pokrywa pracodawca);
• mniej kosztuje utrzymanie biura.
ODPOWIEDZIĄ JEST PRACA HYBRYDOWA I PRYZMAT CELU
Myślę, że zamiast dzielić pracę na stacjonarną i zdalną, warto popatrzeć na cel, jaki chcemy osiągnąć. Czasami niezbędna jest praca z biura, a czasami wystarczy praca z domu. Można to odnieść nie tylko do stanowisk, ale i różnych zadań. Nie szukałbym odgórnych ram, a dopasowywał tryb pracy do sytuacji. Postawiłbym na elastyczność.
W tym kontekście pojawia się coś, co nazywane jest work-life blending, gdzie praca i życie prywatne się przenikają. Tutaj po raz kolejny odwołuję się do artykułu na ten temat, który pojawia się również w tym wydaniu, tym samym życząc miłej lektury. ⚫