SILESIA | styczeń 2020 (207)
01
#
ISSN 1642-3437
BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK
ŁATA MIASTA SPUTNIK EABS NO TO GRAMY! KATOWICKI KARNAWAŁ KOMEDII PRZYBORA NA 102
JACEK MIKoŁAJCZYK Rewia o zwykłym człowieku
Katowice Miasto Ogrodów i Fundacja Wielki Człowiek zapraszają
Gale r i a M i as ta OGr Od ó w d O 26.0 1 . 2 0 2 0 Wystawa zbiorowa: Wilhelm von Blandowski, Jakub Byrczek, Michał Cała, Anna Chojnacka, Andrzej B. Górski, Waldemar Jama, Jerzy Lewczyński, Rafał Milach, Wojciech Prażmowski, Zofia Rydet Kuratorzy wystawy: Katarzyna Łata, Wojciech Kukuczka Wstęp wolny. Galeria czynna: wtorek – niedziela, godz. 11 – 19.
miasto-ogrodow.eu FB @GalerieMiastaOgrodow
www.ultramaryna.pl > ultra_temat
Redakcja nie odpowiada za zmiany w repertuarach. Artykułów nie zamawianych nie zwracamy. Zastrzegamy sobie prawo do zmian i skrótów w nadesłanych artykułach i listach. Redakcja nie odpowiada za treść ogłoszeń. ISSN 1642-3437
JACEK MIKOŁAJCZYK
Rewia o zwykłym człowieku >>> 4-9
> świeża crew
ŁATA MIASTA/ MIŁOSZ KONIECZKO I MILO BANACHOWICZ
W street art można zawsze i wszędzie
> film
> muzyka
SPUTNIK. 13. FESTIWAL FILMÓW ROSYJSKICH
EABS
>>> 10
>>> 12
Sputnik znowu krąży
Każdy z nas to silny charakter
>>> 2
> muzyka
NO TO GRAMY! SŁUCHOWISKO
Awantury i wybryki w świecie muzyki >>> 13
> scena
> scena
13. KATOWICKI KARNAWAŁ KOMEDII
PRZYBORA NA 102
Szczęśliwa trzynastka >>> 14
Czy po to mam dorosnąć, by z tego móc wyrosnąć? >>> 15
Jeśli chcielibyście zamieścić w Ultramarynie informacje o organizowanych przez Was wydarzeniach kulturalnych i nie tylko, piszcie – poczta@ultramaryna.pl lub bezpośrednio przez naszą stronę internetową www.ultramaryna.pl. Info przyjmujemy najpóźniej 7 dni roboczych przed końcem miesiąca poprzedzającego miesiąc wydania. S T YC Z E Ń 2 0 2 0 | ultramaryna
ZDJĘCIE NA OKŁADCE: BARTEK WARZECHA
Ultramaryna pl. Sejmu Śląskiego 2 40-032 Katowice tel. 32 785 77 77 e-mail: poczta@ultramaryna.pl www.ultramaryna.pl www.facebook.com/ultramaryna Redaguje zespół: Łukasz Białkowski Adrian Chorębała (adrian@ultramaryna.pl) Magdalena Gościniak Joanna Malicka (asia@ultramaryna.pl) Marta Ochman Roman Szczepanek (roman@ultramaryna.pl) Marcin Wróbel (marceli@ultramaryna.pl) Internet, kalendaria: Agnieszka Psiuk (aga@ultramaryna.pl) Karolina Cieślak Adrianna H. Mrowiec Paulina Ornatowska Magdalena Sarapata Grafika: Wojciech Liebner Webmaster: Adam Durok Redaktor techniczny: Stanisław Przybyła Reklama: Andrzej Kłodnicki (stefan@ultramaryna.pl) Wydawca: Ultramaryna Agnieszka Psiuk, Andrzej Kłodnicki DTP: Frodo ul. Powstańców Warszawskich 15 41-902 Bytom tel. 32 281 94 93 e-mail: biuro@frodo.com.pl Lista miejsc dystrybucji na: www.ultramaryna.pl
1
(ŚWIEŻA CREW) ŁATA MIASTA/ MIŁOSZ KONIECZKO I MILO BANACHOWICZ
W street art można zawsze i wszędzie
MIŁOSZ
P
omysłów na poprawienie estetyki przestrzeni miejskiej pojawiło się w ostatnich latach mnóstwo. Wśród najpopularniejszych należy na pewno wymienić zasłanianie ruder reklamami wielkoformatowymi oraz murale o treści patokibolskiej i pseudopatriotycznej, pojawiające się w miejsce prac, które przez lata były dumą miasta. Na szczęście istnieją też w regionie inicjatywy i projekty, którym taki stan rzeczy nie odpowiada, a jednym z nich jest Łata Miasta. Pomysł ten, autorstwa dwóch studentów katowickiej ASP – Miłosza Konieczki oraz Milo Banachowicza – urzeka swoją prostotą i łatwością wykonania. Łata to kafel z masy papierowej, pokrytej geometrycznymi wzorami, którym można uzupełnić ubytki na ścianach i elewacjach. W miejscu dziury tworzy się intrygującą kompozycję, która za każdym razem przyjmuje inną formę. Do tej pory niewielkie Łaty można było oglądać w różnych punktach Katowic, a jedną z ich najważniejszych cech była tymczasowość. Ostatnio pojawiła
2
ultramaryna | S T YC Z E Ń 2 0 2 0
MILO
się pierwsza trwała Łata, pokrywająca jeden z budynków na terenie Fabryki Porcelany. O inspiracjach, konieczności ingerencji sztuki w tkankę miejską oraz planach na przyszłość mówią jej twórcy. Jesteśmy… studentami projektowania graficznego na Akademii w Katowicach. Wywodzimy się z różnych środowisk, ale oboje interesujemy się szeroko pojętym street artem. Nasza twórczość… polega na tworzeniu Łaty zapełniającej (najczęściej wybrakowaną) tkankę miejską. Nadajemy jej w ten sposób nowych wartości estetycznych. Łata powstaje w miejscach, w których ludzie nie spodziewają się zobaczyć czegoś ładnego. Nasz projekt to wirus, który pojawia się i znika. Chcielibyśmy… rozpowszechniać sztukę w miejscach niestandardowych. Pokazać, że nawet tak prostym w swojej budowie wzorem, jakim jest nasza Łata, można urozmaicić wybrakowany miejski krajobraz. Pokazać, że street art
to sztuka, a nie wandalizm. Inspirują nas… różni artyści streetartowi. Między innymi projekt „Rurales”, który idealnie ukazuje to, że „w street art” można wszędzie i zawsze. Sztuka powinna… być dokładnie taka, jaką jest. Niech każdy odbiera sobie ją tak, jak tego potrzebuje. Nasz wymarzony mural… a bardziej wymarzony projekt to wypełnienie wszystkich ubytków jakiegoś opuszczonego budynku naszą Łatą. Za 10 lat… będziemy dalej sobą, tworząc Łatę albo inny projekt. Poza normalną pracą oczywiście. ;) —Marceli Szpak PS. Ponieważ ten numer Ultramaryny ze względów budżetowych ukazuje się w okrojonej wersji tylko online, postanowiliśmy wykorzystać projekt Mila i Miłosza do załatania ubytków po potencjalnych, ale nieobecnych reklamach.
4
ultramaryna | S T YC Z E Ĺƒ 2 0 2 0
(ULTRA_TEMAT)
JACEK MIKoŁAJCZYK
Rewia o zwykłym człowieku
J
acek Mikołajczyk jest przede wszystkim chodzącą encyklopedią światowego i polskiego musicalu. Ma na to papier – doktorat pisał o polskim teatrze muzycznym z czasów przedtransformacyjnych. Od pięciu lat badania nad swoim konikiem i pracę nad musicalowymi przekładami łączy też z reżyserią. Zaczęło się od „Rodziny Addamsów” w ówczesnym Gliwickim Teatrze Muzycznym i chociaż po drodze teatr uległ likwidacji, a reżysera ostatniego wystawionego na jego deskach przedstawienia pochłonęła „Zakonnica w przebraniu”, to szybko się okazało, że spotkanie z najpotworniejszą rodzinką na świecie raczej nie kończy się wraz z końcem proszonej kolacji. Wedle fabuły tego spektaklu kolacja uatrakcyjniona burzą z piorunami i trzęsieniem wszystkiego, co do trzęsienia zdolne, to ledwie schyłek pierwszego aktu, po którym, jak mawia klasyk, napięcie narasta. W tak zwanej rzeczywistości pozascenicznej owo napięcie narosło, gdy prawie trzy lata temu Mikołajczyk wspólnie z Marcinem Zawadą zwyciężyli w konkursie na dyrektora warszawskiego Teatru Syrena i postanowili to miejsce zmienić w scenę musicalową. Naturalnie jednym z pierwszych tytułów, który na niej wylądował, była wyprodukowana we współpracy z Teatrem Muzycznym w Poznaniu „Rodzina Addamsów”. Bilety na nią do dziś znikają w, nomen omen, zastraszającym tempie. Bywało wyboiście, ale zawsze zaskakująco. Obok „Rodziny…” i „Zakonnicy…” w reżyserskim portfolio znalazły się „Czarownice z Eastwick”, „Nine”, „next to normal” i „Rock of Ages”. Trzy ostatnie z tytułów to już naprawdę wyższa szkoła jazdy. Pierwszy subtelnie flirtuje z „Osiem i pół” Felliniego, drugi wpisuje się w dyskusję o granicach psychicznego zdrowia chwilami ostrzej niż literatura samego Kena Keseya, a ostatni jest tak bezpardonową „jazdą po bandzie”, że domaga się od widza zawieszenia na kołku niezliczonych uprzedzeń i przyzwyczajeń. Naturalnie nie jest to ostatnie słowo ani Mikołajczyka-dyrektora, ani Mikołajczyka-reżysera. Na deski „swojego” teatru przygotowuje prapremierę jednej z największych musicalowych sensacji tej dekady, a już teraz sięga w Sosnowcu po najbardziej przewrotną rewię w historii gatunku. To „Pins and Needles” Harolda Rome’a – show zrealizowane w latach 30. na Broadwayu przez związek zawodowy amerykańskich szwaczek, który w Teatrze Zagłębia pojawia się pod tytułem „Przodownicy miłości. Rewia robotniczo-związkowa”.
S T YC Z E Ń 2 0 2 0 | ultramaryna
5
6
ultramaryna | S T YC Z E Ĺƒ 2 0 2 0
Ultramaryna: Zacznijmy tę rozmowę przewrotnie: jaki był najgorszy musical, jaki widziałeś? Jacek Mikołajczyk: Obejrzałem mnóstwo złych rzeczy, które natychmiast się zapomina. Utkwił mi natomiast w pamięci taki, w który włożono rzekę dolarów albo raczej funtów. To „Władca pierścieni”. Realizatorzy tak się w scenariuszu skupili na wierności pierwszej części trylogii, że, o ile pamiętam, po dwóch godzinach spektaklu bohaterowie nie zdążyli chyba nawet wyjść z Shire. Nie jestem fanatykiem, ani choćby koneserem fantasy, ale w tym przypadku prostactwo scenariusza i nawiązań do irlandzkiej muzyki ludowej przerastało nawet mnie. Włożono gigantyczne pieniądze w nowatorską inscenizację, specjalnie na jej potrzeby zaprojektowano scenę obrotową, która rozsuwała się w pionie, poziomie i chyba też w diagonalu, a kaskaderom grającym trolle włożono na nogi nowiutkie szczudła sprężynowe. Jednak scenariusz był tak fatalny, że cała ta imponująca teatralna maszyneria okazała się kulą w płot. To teraz wyobraź sobie, że zgłaszają się do ciebie tytułowi „Producenci” z musicalu Brooksa i roztaczają przed tobą wizję ich słynnego modelu biznesowego, który, jak wiadomo, wymaga wystawienia patentowanej klapy. Jaki byś im zaproponował temat? Chyba poszukałbym go w naszej historii. Jest w niej naprawdę wiele fantastycznych okazji do zepsucia tematu. Pamiętaj, że „Krzyżacy” są już zajęci. No tak. Ale ogólnie wciąż jest to niewyczerpane źródełko. To może odwrócę twoje pytanie. Odwracaj. Oczywiście z tą polską historią to żart: może faktycznie bylibyśmy w stanie, korzystając z historycznej inspiracji, tworzyć wspaniałe muzyczne spektakle… I złamalibyśmy w tym zakresie osławiony węgierski monopol? Być może. Ale? Problem polega na tym, że wciąż podchodzimy do musicalu z ogromnym brakiem szacunku. Nie jesteśmy w stanie zrozumieć, że adaptacja wymaga ogromnych umiejętności, że te teksty dojrzewają la-
tami. Pisze się je bardzo długo. Pracuje nad tym sztab ludzi. A nam się wydaje, że wystarczy zobaczyć dwa, trzy spektakle na Youtube i już jesteśmy przekonani, że też tak potrafimy. „Rzućmy się na polskie tematy i wyjdzie nam jak na Broadwayu”. To nieprawda. To dlatego nigdy jeszcze nie podjąłeś się stworzenia musicalu od zera? Tak. Wciąż nie czuję się na siłach. Myślę, że muszę się wiele nauczyć, żeby się podjąć takiego zadania. Za to widzę potencjał w czymś innym. Mianowicie? Niedawno przeczytałem, że w Teatrze Syrena zajmujemy się i jesteśmy w stanie realizować „musicale nieoczywiste”. Czyli zbuntowane, kontrowersyjne, „rogate”. Na pewno nieoczywistym wyborem był „next to normal”, pewnie także „Rock of Ages”. I chyba jest w tym sporo prawdy. To jakie jeszcze tytuły można wybrać, idąc tym tropem? Powiedzmy, że takie, które wykorzystują plus wielkiego minusa, jakim jest wielkość naszej sceny. Zmusiła nas ona do zagospodarowania pewnej niszy. Żeby ją wypełnić, nie musimy się zwracać do setek tysięcy widzów. Wystarczą dziesiątki tysięcy. Więc kiedy pytasz o kolejne tytuły, to głównie przychodzą mi na myśl takie, na jakie reakcją jest okrzyk: „O, Boże! W Polsce?!”. A konkretnie? Na przykład marzę o zrealizowaniu „Book of Mormon”. Chciałbym zobaczyć, czy nasza publiczność rzeczywiście by się wiła z oburzenia, słuchając tych bardzo krytycznych piosenek w duchu „Southparku”. Więcej nie zdradzę, ponieważ ostatnio nasz rynek musicalowy rozwija się bardzo dynamicznie i każdy się stara wystawić, co tylko się da, więc nie będę podrzucał pomysłów kolegom reżyserom i dyrektorom z konkurencyjnych teatrów (śmiech). Nie sądzisz, że wyjątkiem od wymienianych przez ciebie smutnych reguł jest „Wiedźmin”? Podobał ci się serial? Bardzo. I trochę śmieszy mnie ciągnąca się za nim krytyka. Całe lata czekaliśmy, żeby polską literaturę adaptowano z rozmachem i po hollywoodzku, a kiedy się to wreszcie wydarzyło, to na twórców spadają zarzuty, że jest… po hollywoodzku. Od razu zastrzegam, że nigdy nie zaliczałem się do grona fanów, bo w czasach licealnych byłem zadzie-
8
ultramaryna | S T YC Z E Ń 2 0 2 0
(ULTRA_TEMAT) A na studiach? Było jeszcze gorzej. A nie masz wrażenia, że właśnie przed tymi zarzutami o spłycenie oryginału jest w stanie się obronić musical Kościelniaka? Może po grach i serialu Netfliksa to właśnie ten spektakl powinien być naszym produktem eksportowym? Powiem brutalnie: West End na takie dzieło nie stać, bo ten spektakl jest jak dla Anglików za duży. Tam się liczy przede wszystkim potencjał komercyjny, a „Wiedźmin” Kościelniaka nie mógłby powstać poza ramami kultury dotowanej przez państwo. Jesteśmy uprzywilejowani, że możemy go oglądać. Skoro zeszło na ekonomię, to porozmawiajmy w końcu o „Przodownikach miłości…”. Wiem, że wraz z zespołem długo szukaliście kontekstu, w jakim należałoby umieścić tę rewię. Tak, ale po kilku podejściach doszliśmy do wniosku, że jest to po prostu rewia o zwykłym
człowieku, który może być robotnikiem, hutnikiem czy szwaczką. Najważniejsze jest, że ten ktoś patrzy z pewnym zachwytem na otaczający go świat i dostrzega w nim musicalową tematykę. Wbrew pozorom tematem teatru popularnego są nie tylko intrygi miłosne, ale też na przykład rozważania nad sensem życia. No i naszego bohatera, a właściwie bohaterów, te kwestie dotyczą i poprzez ten spektakl chcą je wyrazić. Robimy więc rewię o robotnikach, którzy robią, albo przynajmniej chcą robić rewię. Taki „Sen nocy letniej” Anno Domini 2020? Niech będzie. Czasem im to wychodzi lepiej, czasem gorzej, ale odkrywają w tym niesamowitą radość. I to właśnie o tej radości tworzenia jest ten spektakl. Jeśli uda nam się to przenieść przez światła rampy i nasi widzowie, będący najczęściej też tak zwanymi zwykłymi ludźmi, poczują tę radość tworzenia rewii w regionie, który z rewią pozornie nie ma wiele wspólnego, to uznamy to za nasz wielki sukces. —Aleksandra Lis
ZDJĘCIA: BARTEK WARZECHA, MACIEJ STOBIERSKI
rającym nosa nastolatkiem, który kulturą popularną pogardzał.
(FILM)
23.01-2.02 > Gliwice > Kino Amok
SPUTNIK. 13. FESTIWAL FILMÓW ROSYJSKICH
Sputnik znowu krąży
„BYK”
P
od koniec stycznia w gliwickim Amoku po raz kolejny odbędzie się replika warszawskiego festiwalu Sputnik, który od 13 lat pokazuje różnorodność współczesnego kina rosyjskiego. Stosunkowo mało znana w Polsce kinematografia należy do najprężniejszych na świecie. Obok naprawdę ciekawego kina gatunkowego (za którym często stoją duże pieniądze) w dzisiejszej Rosji produkuje się całkiem sporo filmów artystycznych, ambitnych, nietuzinkowych, które z sukcesem zdobywają międzynarodowe rynki i serca krytyków. W Cannes czy Karlowych Warach filmy rosyjskie mają w konkursach zawsze zagwarantowane miejsce, nawet jeśli realizowali je mniej znani młodzi reżyserzy (by wspomnieć chociażby niezwykle ciekawą „Wysoką dziewczynę” Kantemira Bałagowa). Jest więc z czego wybierać. W Amoku zobaczymy co prawda tylko siedem obrazów „sputnikowych” (do tego wspomnianą wcześniej „Wysoką dziewczynę”, rewelacyjny dokument z Sundance „Genesis 2.0” oraz dwa filmy dla dzieci), ale jak zwykle jest to zestaw wart uwagi. Będzie można zobaczyć świetne dokumenty, filmy młodych i dojrzałych reżyserów, a nawet Daniela Olbrychskiego, który (podobno) mówi po rosyjsku własnym głosem („Van Goghi”). Przegląd otworzy „Byk” – laureat Grand Prix i Nagrody Publiczności 13. Sputnika. Nagrodzony również w Karlowych Warach debiut Borisa Akopowa przenosi widzów w gorzką i chropowatą rzeczywistość drobnych gangsterów lat 90. Równie ciekawie zapowiada się opowiadający historię zakazanej miłości film Łarisy Sadiłowej „Pewnego razu w Trubczewsku”, pokazywany w zeszłym roku w Cannes. Natomiast w weneckiej sekcji „Orizzonti” nagrodzono obraz Nataszy Mierkułowej i Aleksieja Czupowa (to autorzy m.in. „Salut 7” i „Miejsc intymnych”) – „Człowiek, który wszystkich zaskoczył”. Zimę z filmem rosyjskim czas zacząć. —Joanna Malicka
10
ultramaryna | S T YC Z E Ń 2 0 2 0
Karnawałowo Na dobry początek roku trochę klasyki. Podczas noworoczno-karnawałowego koncertu Śląskiej Orkiestry Kameralnej pod dyrekcją Zbigniewa Gracy przed publicznością wystąpią sopranistka Anna Ogińska i tenor Maciej Komandera. O tym, że „piosenka jest dobra na wszystko” przekonają się uczestnicy spektaklu teatralnego „Przybora na 102” z Magdą Umer w roli Ciotki Mizerii i słynnym Kino-teatrem Mumio w obsadzie. Ponadczasowe teksty mistrza ze znakomitą muzyką Jerzego Wasowskiego wciąż bawią i zmuszają do refleksji. To rozrywka na poziomie, który w dzisiejszym showbiznesie bywa rzadkością. Ślązaczka, laureatka wielu prestiżowych konkursów w kraju i zagranicą, kobieta z klasą. Teresa Werner wie, jak podbijać serca słuchaczy. Solowa kariera artystki związanej przez 40 lat z Zespołem Pieśni i Tańca „Śląsk” w ostatnim czasie nabrała zawrotnego tempa. Szlagier goni szlagier, dlatego jej występ powinien przyciągnąć spore tłumy. Na sukces skazana jest również nostalgiczna Niebieska Trasa zespołu Wilki, powracającego do swojego legendarnego debiutu. Wydany w maju 1992 roku album zawierał takie perły rodzimej piosenki, jak „Son of the blue sky”, „Aborygen”, „Beniamin” czy „Eli lama sabachtani” i sprzedał się w zawrotnej ilości 220 tysięcy egzemplarzy. W drugiej części koncertu dowodzona przez Roberta Gawlińskiego formacja wykona najważniejsze utwory z reszty obszernego katalogu Wilków. Spodziewajcie się „Baśki” i „Urke”, przebojów znanych w każdej szerokości geograficznej Polski.
(MUZYKA) 11.01 > g. 19 > Tychy > Mediateka
EABS
ZDJĘCIE: OLA BODNARUŚ
Każdy z nas to silny charakter
B
ez wątpienia 2019 rok należał ponownie do EABS. Ten wrocławski septet założony w 2011 roku rośnie w siłę z każdym swoim wydawnictwem. Ostatnie – „Slavic Spirits” – to odważna płyta konceptualna z miejscem na zabawę dźwiękiem, swobodne przemieszczanie się między rytmami i historię naszych praprzodków. Jazz w wykonaniu Electro-Acoustic Beat Sessions ma w sobie autorską wizję, szacunek do tradycji, ale także duch rebelii. Harmonie rodzą się w gąszczu zbiorowego misterium i dialogu instrumentów. Jednocześnie jest to muzyka niezwykle klimatyczna, przystępna i filmowa. Na myśl przychodzi zespół Robotobibok, także pochodzący z tego miasta, ale nie wolno zapomnieć, że EABS działają na własnych zasadach. Ich granie to nowoczesna fuzja dźwięków nieoczywistych z połamanym rytmem i słowiańską duszą. A ich żywioł to koncerty! Przed ich styczniowym występem w Mediatece rozmawiamy z Markiem Pędziwiatrem – założycielem i muzykiem EABS.
naszej autorskiej płyty „Slavic Spirits” i rozwój tego repertuaru na koncertach. W porównaniu do innych gatunków muzycznych, jazz ma dłuższy termin ważności, ponieważ scena inspiruje nas do rozbudowywania albo demolowania skostniałych form muzycznych. Dzięki temu każdy nasz koncert był i jest niepowtarzalny. A tych koncertów było mnóstwo i nie jestem w stanie ich teraz zliczyć. Cieszymy się, że mogliśmy zaprezentować naszą muzykę za granicą, od Czarnogóry po Izrael. Dużym sukcesem i przeżyciem było też zagranie w legendarnym klubie Ronnie Scotts w Londynie. Przygotowaliśmy też specjalny materiał z naszymi interpretacjami utworów Sun Ra, który w 2020 na pewno zaprezentujemy szerzej.
Ultramaryna: Końcówka roku sprzyja podsumowaniom. Co byś wymienił, jeśli chodzi o najważniejsze punkty 2019 roku w działalności EABS?
Waszą płytę „Slavic Spirits” Jarek Szubrycht nazwał w „Gazecie Wyborczej” „szaleńczą podróżą do istoty polskości”. Napisał: „EABS, jak wielu przed nimi, czuli, że i w pieśniach ludowych, i muzyce Chopina, i kompozycjach Komedy pobrzmiewa wspólna nuta, więc nie
Marek Pędziwiatr: Na pewno największym sukcesem było nagranie
12
ultramaryna | S T YC Z E Ń 2 0 2 0
Jakich płyt najczęściej słuchałeś w 2019 roku? Słuchałem dużo Makayi McCravena, a konkretnie albumu „Universal Beings”. Bardzo inspirujący materiał amerykańskiego perkusisty, myślę, że wyznaczył brzmienie future jazzu w 2019 roku.
tylko postanowili ją uchwycić i podać dalej, ale też zrozumieć. Sprawdzić, skąd przyszła, z czego jest zbudowana i dokąd zmierza”. Jak wyglądał ten proces? Z czego budujecie wasze autorskie brzmienie, że jest nie do podrobienia, mimo że pozornie wydaje się usnute na znajomych, sprawdzonych elementach? Praca konceptualno-artystyczna nad płytami EABS odbywa się najczęściej na linii Sebastian Jóźwiak i ja. Sebastian nie jest muzykiem – jest filozofem, konceptualistą, a także managerem i wydawcą EABS. Często dyskutujemy. Nasze rozmowy o muzyce zazwyczaj przeplatają się zgrabnie z tematami problemów społecznych, polityki i historii. Kiedy wszystko nabiera sensu, zaczynamy pracę nad muzyką. W przypadku „Slavic Spirits” próbowaliśmy znaleźć drogowskazy będące inspiracją do brzmienia i aury albumu. Tym wyznacznikiem była głównie eksperymentalna twórczość Czesława Niemena z okresu lat 70. Uważam, że nikt do tej pory w jazzie i muzyce rozrywkowej tak dobrze nie oddał ducha słowiańskiej melancholii jak Czesław. Potrafił zamienić zwykłą piosenkę w psychodeliczno-mistyczną podróż po polskich pejzażach. Tak naładowany zabrałem się za komponowanie muzyki do „Slavic Spirits”. Podczas pracy twórczej próbowałem znaleźć się blisko bóstw, miejsc i ob-
(MUZYKA)
www.ultramaryna.pl
rzędów słowiańskich, po czym melodie wypływały ze mnie naturalnie. Wszystkie moje kompozycje na „Slavic Spirits” były najpierw przeze mnie wyśpiewane, następnie spisane i ostatecznie zagrane. Pozostali kompozytorzy Paweł Stachowiak i Vojto Monteur poszli podobną drogą. Każdy z nas tworzy bardzo intuicyjnie. Ta droga intuicji okazała się kluczowa. Nie wiemy jak brzmiała muzyka przodków słowiańskich, dlatego trzeba było wydobyć ją z naszego DNA i przemówić współczesnym językiem. Sześciu muzyków w zespole to sześć wizji muzyki – panuje demokracja czy bardziej sprawdza się system z liderem, który ma decydujące zdanie przy podejmowaniu decyzji? Czy to zmieniało się w EABS z czasem? EABS ma już 9 lat. Zaczęło się od jamów we wrocławskich Puzzlach, gdzie przygotowywałem zarysy loopów hiphopowych i dalej była wolność interpretacji wszystkich muzyków pojawiających się na scenie. Potem występowaliśmy jako band dla raperów i wokalistów około hiphopowych, aby ostatecznie przerodzić się w niezależny zespół jazzowy. Różnie bywa. Po tym, co powiedziałem wcześniej, można by wnioskować, że to ja jestem liderem. Jednak każdy z nas to silny charakter i każdy potrzebuje ujścia. Wspólna praca na próbach polega raczej na burzy mózgów niż na odgrywaniu z góry ustalonych założeń lidera. Odgórne założenia są tylko pretekstem do kolektywnej twórczości. O czym chciałbyś porozmawiać z Krzysztofem Komedą, jakie pytanie mu zadać, jeśli udałoby ci się go spotkać teraz i wiedziałbyś, że wysłuchał on płyt EABS? Może niekoniecznie porozmawiać o czymś konkretnym. Chciałbym po prostu z nim pobyć, natchnąć się aurą tego spotkania. Podziękowałbym za piękne dźwięki, które nam zostawił. A jakie pytanie bym mu zadał? „I jak panie Krzysztofie? Może być?” Skąd pomysł, by do płyty dołączyć esej waszego menadżera Sebastiana Jóźwiaka? Czy uważasz, że dla muzyki, którą tworzycie, ważny jest ideowy kontekst? Każdy ma prawo wybrać czy ten kontekst jest mu potrzebny czy nie.
Nasi odbiorcy mają możliwość nabycia płyty w dwóch wersjach: z książką i bez. Myślę, że mogłaby być jeszcze trzecia opcja: sama książka bez płyty. Osobiście wybieram kompletne dzieło, ponieważ można się na nim zawiesić o wiele dłużej, następuje integracja sztuk. Sebastian pisze o rzeczach bardzo dla nas ważnych i myślę, że nikt nigdy nie spojrzał na naszą historię w tak oryginalny sposób. Jak dostosowujecie swoje granie do typu wydarzenia, w którym uczestniczycie? Wyszliście obronną ręką z koncertu na Openerze, można przeczytać też entuzjastyczne recenzje z waszych występów na festiwalach jazzowych. Każdy z nas ma zmysł improwizatorski. To styl życia. Dostosowanie następuje tu i teraz. Tak to też wygląda na koncertach. Rzadko planujemy specjalnie, co zagramy i jak zagramy. To po prostu płynie, dlatego trudno przewidzieć, jaka akurat będzie atmosfera między nami i w publiczności. Wchodzimy i momentalnie zaczyna się święto muzyki. Co twoim zdaniem stanowi siłę polskiego jazzu, że był on i teraz wraca jako doskonały produkt eksportowy? Myślę, że odpowiedź można znaleźć w tym co było: Niemen, Trzaskowski, Komeda, Kosz, Urbaniak, Namysłowski, Jonkisz, Skaldowie, Anawa itd. Oni wszyscy przefiltrowali tę amerykańską muzykę przez polską wrażliwość i historię. Im mniej próbujemy być amerykańscy, tym bardziej jesteśmy egzotyczni i atrakcyjni dla świata. Jakie masz plany na 2020 rok? Najbliższe plany to praca nad autorską muzyką EABS i nagranie kolejnej płyty. To będzie muzyka apokaliptyczna. Póki co gramy dużo koncertów w Polsce i na świecie. W międzyczasie wyjdzie płyta zespołu Błoto, na której różne erozje gleby są aluzją do współczesnego świata. Wyjdzie też płyta będąca zwieńczeniem mojej kolaboracji z pakistańskim zespołem Jaubi i brytyjskim saksofonistą Tenderloniousem. Pracujemy z perkusistą Marcinem Rakiem nad nowym duetem: Zima Stulecia. To tylko część tegorocznych przedsięwzięć. —Adrian Chorębała
ILUSTRACJA: ASI MINA
25.01 > g. 11 > Tychy > Mediateka
NO TO GRAMY! SŁUCHOWISKO
Awantury i wybryki w świecie muzyki
J
ak zainteresować dziecko muzyką? Można oczywiście posadzić je przed komputerem i liczyć na to, że wiedzione głosami rówieśników i działów promocji wkrótce zaspamuje swój telefon najmodniejszymi kawałkami sezonu. Można też jednak samodzielnie pokazać mu klasykę popu i rocka, zabierając na najnowsze wydarzenie w tyskiej Mediatece. „No to gramy!” to słuchowisko na żywo, przygotowane przez parę cenionych twórców oraz popularyzatorów muzyki – Joannę Bronisławską i Wojciecha Kucharczyka, znanych m.in. z wydawnictwa Mik.Musik! czy reaktywowanego ostatnio Mołr Drammaz. Tym razem oboje wraz z Marianną Oklejak, autorką książki „No to gramy! Muzyczna awantura od Little Richarda do Björk”, zapraszają najmłodszych na muzyczną podróż w towarzystwie Psa, Fretki i Białego Królika. Cała trójka to bohaterowie książki Oklejak, która stała się podstawą do stworzenia tyskiego spektaklu, a w role zwierzaków wcielą się sami twórcy. —Marceli Szpak
S T YC Z E Ń 2 0 2 0 | ultramaryna
13
(SCENA)
24.01-2.02 > Katowice > Teatr Korez, Teatr Śląski
13. KATOWICKI KARNAWAŁ KOMEDII
Szczęśliwa trzynastka
14
ultramaryna | S T YC Z E Ń 2 0 2 0
ZDJĘCIE: MONIKA STOLARSKA
J
eśli 13. Katowicki Karnawał Komedii rozpoczyna się w piątek, to wiedz, że coś się dzieje. Jeśli na tapecie (plakacie) pojawiają się Bołądź, Czarnota, Kasprzyk, Kuszewski, Lubaszenko, Muskała, Olbrychski, Pawlicki, Pszoniak, Wardejn… – to znaczy, że może i będzie śmiesznie, ale śmiech ów sączyć się będzie przez łzy bezsilności wobec głupoty. Jeśli Teatr Korez i Teatr Śląski po raz kolejny łączą siły pod znakiem komedii, bądź pewien, że publiczność zostanie rozpieszczona i doceniona. Żartem. Puszczeniem oczka. Śmiechem. Karnawałem. Zacznijmy od statystyki 2020: 9 spektakli konkursowych, 2 spektakle poza konkursem, 2 wernisaże, 1 impreza towarzysząca. W Katowicach zagoszczą Roobens/Rubens, co był z Bytomia i Kaja Renkas, która na co dzień uczy studentów w Cieszynie. Przyjadą teatry z Warszawy, Poznania, Łodzi, Krakowa, Szczecina. Pełen rozrzut. Olaf Lubaszenko i „Wykrywacz kłamstw” z Capitolu to porachunki małżeńskie, które współbrzmią z historią. Nadieżdą/Nadzieją rządzą afekty. Posądza męża o zdradę, więc postanawia zatrudnić hipnotyzera… A reszta? Pozostaje milczeniem. Wojciech Pszoniak jako „Belfer” światło uwagi skieruje na autorytety. Co znaczy dzisiaj być nauczycielem? I dla kogo szkoła jest szkołą przetrwania? Niby monodram, ale czy na pewno nie dramat nas wszystkich? Porywacze Ciał „Zrobią, co zechcą” – latem, jesienią, zimą. Swojsko, jak lud chce. Czekać będą – ale na co? Nikt nie wie. W tym czekaniu odmalują Polskę białą od stereotypów i czerwoną od schematów. Żonglować będą i europejską ekologią (ekologizmem?), i sarmacką tradycją. Z kogo śmiać się będziemy? Gabriela Muskała i Sambor Czarnota, z Zapolską w reżyserii Małgorzaty Bogajewskiej – to „Ich czworo” na scenie. Spektakl niby kostiumowy. Niby
„BYĆ JAK BEATA”
nienajlepszy z repertuaru Zapolskiej. A jednak reżyserka dodała swoje trzy słowa. I tak „prima sort” kawaler nie będzie pracować, bo musiałby płacić podatki. Serio? „Krakowska lekkość bytu” Łukasza Czuja to muzyczna terapia miasta w zaniku. Bez baru Smok. Z wypełnioną pustką głową Mitoraja na Rynku Głównym. I nic to, że rano kawa w Dymie, a wieczorem piwo w Alchemii… Miasto zagarnęli obcy. Nie ma Maleńczuka, Świetlickiego, Dzidzianny Solskiej. Co pozostało, oprócz turystów? „Być jak Beata”, jak ikona polskiego popkultu. Piosenki Beaty (i Bajmu) znają wszyscy Polacy. W Beacie jak w lustrze odbija się całe polskie społeczeństwo. Magda Miklasz i Piotr Domalewski ogłosili casting. Kto wygra? Kto zdobędzie rolę Beaty? Olga Bołądź w „To tylko sex” Giovanniego Castellanosa staje
się terapeutką, psychoterapeutką, seksuolożką. Ekspertką od sytuacji łóżkowych. Daje rady, naucza, rzuca przykładami. Jest coachem z krwi i kości. A informacje kluczowe wyciąga od publiczności. Co usłyszy w Katowicach? Ewa Kasprzyk, Daniel Olbrychski i moher – to dopiero połączenie! Wierną słuchaczką toruńskiego radia jest Anna. Jej sąsiad Paweł jest gejem. Najistotniejszy jednak będzie „ten trzeci”, czyli Karol. Qui pro quo? Operetka sanatoryjna Cezarego Tomaszewskiego ocieka erotyzmem, jak to w sanatorium. Wszak Polak, gdy potrzebuje sztucznego oddychania, jedzie do wód! Kuracjusze zażywają zabiegów, spacerują, chodzą na dancingi. Ale turnus mija, a zdrojowe wody ani dobrze nie smakują, ani wspaniale nie pachną… Jak będzie? —Magdalena Gościniak
(SCENA)
www.ultramaryna.pl 12.01 > g. 18 > Sosnowiec > Muza
tłumaczenie i reżyseria: Jacek Mikołajczyk
PRZYBORA NA 102
Czy po to mam dorosnąć, by z tego móc wyrosnąć?
PRZODOWNICY MIŁOŚCI Rewia związkowo -robotnicza
M
istrz puenty. Poeta ciętego języka. Finezyjny satyryk. Liryk – a może nawet lirnik, bo jego pieśń niosła się daleko – ironii i groteski. Ciepły, czuły i precyzyjny. Z charyzmą, jakiej dziś próżno szukać. To dzięki niemu kolejne pokolenia podśpiewywały „Addio pomidory! Addio ulubione! Słoneczka zachodzące za mój zimowy stół!” czy „Bo we mnie jest seks/ Gorący jak samum/ Bo we mnie jest seks/ Któż oprzeć się ma mu…”. Jeremiemu Przyborze oprzeć się nie da. Daleko mu, co prawda i na szczęście, do „pików oglądalności” pana Zenka. Wbrew wszystkiemu od lat 60. ubiegłego wieku to Jeremi bryluje na salonach, zwłaszcza w duecie z Jerzym. Ba, obaj na głowach dzierżą cylindry! (pokoleniu młodszemu w piśmie dopowiadam, że przed wojną zaszczyt noszenia cylindra dotyczył był podobno jedynie osobowości legitymujących się zdanym egzaminem maturalnym). Kabaret Starszych Panów ma status kultowego. Kultowe też będzie wydarzenie w Sosnowcu, u Kiepury. „Przybora na 102” to nie tylko teksty Jeremiego Przybory, ale i Ciotka Mizeria, czyli boska Magda Umer, i Kabaret Mumio (tak, tak – Jadwiga Basińska, Darek Basiński i Jacek Borusiński oraz muzycy: Wojciech Borkowski, Tomasz Drozdek i Maciej Szczyciński). Ciotka Mizeria z okazji 102. urodzin Jeremiego Przybory postanowiła zaserwować nam coś na kształt zbiorowej psychoterapii śmiechem. Rzecz zatem będzie o problemach egzystencjalnych, przywarach, śmiesznostkach, drobiażdżkach urastających do spraw nader osobistych i osobliwych. Tajną bronią będzie Mumio. Czy po to mamy dorastać, by z tego potem wyrastać? —Magdalena Gościniak
premiera: 3 stycznia 2020
S T YC Z E Ń 2 0 2 0 | ultramaryna
15