UZetka nr 74 (marzec 2011)

Page 1

NR

74 marzec 2011

MIESIĘCZNIK OD 2002 ROKU Gazeta Samorządu Studenckiego Uniwersytetu Zielonogórskiego ISSN 1730-0975 ::: Nakład 10 000 ::: Gazeta bezpłatna

Muzyka w negliżu fot. Jacek Poremba

str. 14

Uwaga! Pigułka gwałtu w klubach! str. 10 Czym zaskoczyły nas Oscary? str. 22 - 23 Głogów ::: Gubin ::: Krosno Odrzańskie ::: Lubin ::: Lubsko ::: Międzychód ::: Międzyrzecz ::: Nowa Sól ::: Nowy Tomyśl ::: Polkowice Słubice ::: Sulechów ::: Sulęcin ::: Świebodzin ::: Wolsztyn ::: Wschowa ::: Zbąszyń ::: Zielona Góra ::: Żagań ::: Żary


2

MARZEC 2011

Słowo naczelne Kobieta to inna nacja Marzec przynosi pierwsze eksplozje wiosny, a więc i u nas na okładce lżej, cieplej, wiosenniej. I tym razem dla kobiet, bo ostatnią okładkę "UZetki" najbardziej docenili Panowie, a musi być równość w naturze. W tym miesiącu rzeczywiście niemal w naturze... :) Mówi się, że w marcu jak w garncu - dobrze, że ktoś szukał na siłę rymu, bo inaczej na bank byłoby: w marcu jak w garach, żeby ten pierwszy wiosenny miesiąc zharmonizować z dniem kobiet... Ale któraś z nas powiedziała: gary na bok! I pewnego dnia założyła spodnie, zapalila cygaro, odcięła koka i obraziła się, gdy on przepuścił ją w drzwiach. Teraz, kiedy mamy to już za sobą, możemy zająć się innymi sprawami. Bo chociaż dzisiaj lepiej umiemy zadbać o siebie i zaakcentować naszą obecność, to w praktyce my częściej padamy ofiarą przerażających tragedii. Dlatego też marcowa "UZetka" opowiada o pigułce gwałtu, która jest dzisiaj jak zamach na dumę z bycia kobietą. Chociaż, co uświadomił mi Wojciech Ronatowicz z Poradni Młodziezowej na naszej uczelni, mężczyźni są przez pigułkę gwałtu zagrożeni w tym samym stopniu co kobiety - ale o tym już przeczytacie w numerze. Nie

(Talmud)

chciałabym tym wydaniem przypominać nikomu o życzeniach czy historii święta kobiet. Wiemy o matronaliach, pierwszych próbach demonstrowania równości kobiet, a potem o rajstopach, ręcznikach, ścierkach, mydłach, kawach... Po prostu o tym nie zapominajmy. A teraz proszę studentów filologii polskiej o nawet nie zmrużenie, ale zamknięcie jednej oki. Na początce składania tej numery, zadałam sobie pytanie: czy napisać jeszcze osobną artykułę o dniu kobiet? Tak specjalnie, żeby przypomnieć, nacieszyć się i od razu zaproponować listę prezent. Mamy marzcę, może więc należy podkreślić kobiecość tej miesięcy? Mało tego, podkreslić naszą niezastąpioność, naszą jedyność, nasze świata ulepszanie. Magisterki i profesorki na pewno by się ucieszyły... Przecież cześcia wobec kobiet w ósmej dni marcy jest nakazą! Ale jednak postanowiłam artykuły nie pisać, tej błędy nie robić. Przecież bez rodzaju męskiego się nie obędzie ;)

Kaja Rostkowska Redaktor naczelna k.rostkowska@uzetka.pl

Gazeta Samorządu Studenckiego Uniwersytetu Zielonogórskiego „UZetka” ul. Podgórna 50, 65–001 Zielona Góra Tel./fax +48 68 328 7876 Mail: gazeta@uzetka.pl ISSN 1730-0975 WYDAWCA: Stowarzyszenie Mediów Studenckich REDAKTOR NACZELNA: Kaja Rostkowska, k.rostkowska@uzetka.pl OGŁOSZENIA I REKLAMY: 0 602 128 355, reklama@uzetka.pl DRUK: Drukarnia „AGORA” Piła. Za zamieszczone informacje odpowiedzialność ponoszą ich autorzy. WWW.UZETKA.PL


MARZEC 2011

Wietrzna istota Z Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoru

Piękne są tylko chwile. Ryszard Riedel o kobietach

Bez serc, bez ducha, to szkieletów ludy! Adam Mickiewicz o współczesnych kobietach

Kobieta człowiek rodzaju żeńskiego, wyróżnia się szczególnymi wypukłościami. Często wymaga renowacji w postaci szpachli z Avonu. Zdobyta przez mężczyznę przechodzi przemianę w żonę z obligatoryjnie dołączoną teściową. Diabelska istota. Noc, ale sprawia, iż dzień (mężczyzna) jest istotą lepszą. Tajemniczy reset Jeżeli kobiecie starasz się coś wytłumaczyć, a nie zgadza się to z jej dotychczasowymi doświadczeniami, następuje swoistego rodzaju spięcie w mózgu, zostaje on zresetowany i przywrócone zostają mu parametry sprzed momentu podjętej próby edukacji. Zjawisko to można zobrazować następująco: w momencie kiedy mężczyzna próbuje wypić piwo przed telewizorem i stara się wytłumaczyć, że nic się nie dzieje, u kobiety następuje reset mózgu, w związku z tym nie pamięta ona argumentów mężczyzny i tłumaczenie zaczyna się od początku.

Tematy do samodzielnej, domowej edukacji kobiety. * Cisza: ostateczna granica, której kobieta nie osiągnęła. * Nieznane strony bankowości: limity kredytowe/dzienne. * Nieznane strony bankowości: posiadanie oszczędności. * Imprezy: jak obejść się bez nowych strojów. * Zarządzanie mężczyzną: prace domowe mogą poczekać do zakończenia meczu. * Etykieta łazienkowa: mężczyzna również potrzebuje miejsca w szafce. * Umiejętności komunikacyjne: łzy – ostatnia deska ratunku, nie pierwsza. * Umiejętności komunikacyjne: osiąganie celu bez brzęczenia. * Umiejętności telefoniczne: jak odłożyć słuchawkę. * Wprowadzenie do parkowania. * Zaawansowane parkowanie: parkowanie tyłem. * Gotowanie: powrót do bekonu, jajek i masła. * Gotowanie: trzcina i torf nie są przeznaczone do konsumpcji przez ludzi. * Komplementy: przyjmowanie z wdzięcznością. * Strój klasyczny: noszenie strojów, które już masz. * Integracja prania: pranie wszystkiego razem. * Przygotowanie do wyjścia: zacznij dzień wcześniej.

8 marca

3

Opis niebezpiecznego materiału * Dla kobiet nie istnieje coś takiego jak limit na karcie kredytowej. * Gdy kobieta mówi Moment! lub Chwileczkę!, oznacza to zazwyczaj: w ciągu najbliższej doby. * Kobieta potrafi z pół kilometra dostrzec sukienkę na wystawie, po czym wrzucić ją do szafy i już na następny dzień twierdzić, że nie ma co na siebie włożyć. * Upośledzony zmysł orientacji w obiektach wielkopowierzchniowych zamkniętych. * Brak jakiejkolwiek solucji czy cracka. * Są tylko dwa sposoby zarządzania kobietą... Pierwszy nie działa, drugi nie istnieje. * Kobieta to czas razy pieniądz.

Kiedy kobieta jest w błędzie, pierwsze, co należy zrobić, to przeprosić ją za to.

Sposoby obrony * Tłuścioch – najłatwiejsza i na początku przyjemna metoda. Problemy zaczynają się gdzieś ok. dwusetnego kilograma, kiedy z zajęć zostało ci tylko oglądanie telewizji i gdy upadnie ci pilot, wzywanie kobiety, by ci go podniosła. * Ksiądz – studia teologiczne i filozoficzne, modlitwa przez pół dnia, czytanie najgrubszej książki jaką widziałeś – codziennie i po parę razy to samo, bo wmawiają ci, że nie rozumiesz. * Homoseksualista – broń ostateczna. Nie ma nic gorszego, niż krzywe spojrzenie kolegi od szklanki. * Informatyk – skuteczna technika obrony. Najlepszy element to mówienie w kodzie binarnym. Sposób ten często łączy się z metodą „Tłuścioch”.


4

Uniwersytet Zielonogórski

Zdrada, żużel

i objawienie

Prócz Lubuskiego Wawrzynu Literackiego i Lubuskiego Wawrzynu Naukowego, w tym roku po raz pierwszy zielonogórski oddział Związku Literatów Polskich przyznał Lubuską Nagrodę Literacką, która powędrowała do Krzysztofa Koziołka, jako najbardziej obiecującego lubuskiego pisarza 2010 r. "Krzysztof Koziołek z uwagi na swój młody wiek i drzemiący w nim potencjał twórczy, a także spory już dorobek artystyczny, okazał się istnym "objawieniem" ostatniego sezonu wydawniczego i najbardziej "obiecującym" lubuskim pisarzem ostatnich lat." - czytamy w na stronie ZLP. Eugeniusz Kurzawa, prezes zielonogórskiego oddziału ZLP, wręczając nagrodę, podkreślał fakt, że powieści Koziołka dzieją się w lubuskich realiach,a akcja debiutanckiej "Drogi bez powrotu" rozpoczyna się w Nowej Soli. Z kolei sam autor, dziękując za nagrodę, powiedział: - Ten gatunek literatury, który uprawiam, złośliwi nazywają literaturą wagonową. Nie obrażam się z tego powodu. A ci złośliwcy chyba nie zdają sobie sprawy, jak wielką sztuką jest napisanie powieści, która oderwie uwagę pasażera polskich kolei od gehenny podróży. "Miecz zdrady", najnowsza książka Krzysztofa Koziołka, to lektura dla każdego lubuszanina obowiązkowa: znajdziemy tu niezwykłą historię, której akcja dzieje się w naszym województwie. Książkę chłoniemy błyskawicznie, z gęsią skórką na ciele. Zielona Góra, Kożuchów, Bytom Odrzański czy Siedlisko już nigdy nie będą takie jak wcześniej... Polecamy!

www.krzysztofkoziolek.pl

MARZEC 2011

Atrakcje w Wojewódzkiej Bibliotece Pedagogicznej Pedagogiczna Biblioteka Wojewódzka w Zielonej Górze zaprasza na wystawę pt. ”Teatr wczoraj i dziś” od 31 marca do 30 kwietnia 2011 roku w Wypożyczalni PBW (al. Wojska Polskiego 9, budynek "Norwida"), a także na wystawę pt. "Transplantologia", która będzie dostepna przez cały marzec. Zapraszamy też do udziału w akcji „Zostań naszym czytelnikiem” studentów Uniwersytetu Zielonogórskiego. Oferujemy: podręczniki akademickie, literaturę naukową, czasopisma, bogaty księgozbiór z dziedziny psychologii, pedagogiki i innych nauk, zbiory audiowizualne – programy edukacyjne, filmy fabularne, spektakle

teatralne na płytach CD, DVD i kasetach video. W Czytelni zapewniamy dostęp do Internetu – czytelnicy mogą przeglądać strony internetowe, pisać własne prace i je zgrywać na zakupioną u nas płytę CD, a także drukować potrzebne materiały. Chcesz wiedzieć więcej? Przyjdź i zapytaj, znajdziemy dla Ciebie odpowiednią literaturę. Biblioteka jest czynna codziennie w godzinach: od 8.00 do 19.00, a w soboty: od 8.00 do 15.00. Tel. 68 45 32 647, www.pbw.zgora.pl, e-mail: wypozyczalnia@pbw.zgora.pl UZetka.pl

Zimowa rekrutacja na UZ

Na Uniwersytecie Zielonogórskim trwają przygotowania do zimowej rekrutacji na studia II stopnia. Prowadzona jest na 9. kierunkach technicznych, tzn. tych, na których studia I stopnia (inżynierskie) trwają 3,5 roku i kończą się w połowie roku akademickiego. Na Uniwersytecie Zielonogórskim są to 3 wydziały: Elektrotechniki, Informatyki i Telekomunikacji, Wydział Inżynierii Lądowej i Środowiska oraz Wydział Mechaniczny. - Rekrutacja ta przebiega wyłącznie na studia II stopnia. Żeby studenci nie tracili czasu, zaczynamy rekrutację już od semestru letniego – tłumaczy Ewa Sapeńko,

rzeczniczka prasowa Uniwersytetu Zielonogórskiego. Zasady rekrutacji są jednolite dla wszystkich kierunków. Kandydaci na studia przyjmowani są według kolejności na liście rankingowej sporządzonej na podstawie punktacji: za przeliczony wynik ukończenia studiów wpisany do dyplomu oraz za zgodność albo pokrewieństwo kierunku ukończonych studiów. Na studia stacjonarne II stopnia (magisterskie uzupełniające) przygotowano 405 miejsc, natomiast na studia niestacjonarne 225 miejsc. Kaja Rostkowska


MARZEC 2011 - a może raczej MAREC? Kryptopozdro dla PS UZ.

Uniwersytet Zielonogórski

5

Parlez-vous français? Gdyby zapytać Was, jaki język łączy wszystkie kontynenty na świecie, bez chwili namysłu, większość odparłaby: język angielski. Ale obok niego plasuje się język francuski, dla niektórych trudny, dla drugich melodyjny, a dla jeszcze innych – po prostu romantyczny. Wielu może zarzucić, że jego popularność wynika z kolonialnej przeszłości Francji, podobnie jak w przypadku języka angielskiego. Mimo to, coraz więcej krajów deklaruje swoją przynależność do grupy krajów Frankofońskich. Frankofonia to nazwa oznaczająca grupę ludzi i państw posługujących się językiem francuskim. Polska, choć oficjalnie we wspólnocie ma status obserwatora, nie pozostaje bierna. W wielu dużych miastach, głównie akademickich organizowane są imprezy,

których zadaniem jest promowanie kultury nie tylko Francji, ale i wszystkich krajów, które do Frankofonii należą. Czego można się spodziewać po Uniwersytecie Zielonogórskim? Zakład Filologii Romańskiej jak co roku świętuje razem z całą wspólnotą francuskojęzyczną. W dniach 29-31 marca 2011 roku budynek Collegium Neofilologicum podporządkowany zostanie prawom Frankofonii. W holu zagości Café Français, w której można będzie spróbować ciast, francuskich naleśników i posilić się w przerwie między zajęciami. Zielonogóskiej Frankofonii będą towarzyszyć także wykłady, prowadzone przez gości z Polski i zagranicy (m.in. z zaprzyjaźnionego Uniwersytetu w Caen), a także przez studentów. Zwyczajowo odbędą się również konkursy przygotowywane

Wybierz najlepszych

Wybory studenckie na UZ! Kandydatury można zgłaszać do 6 marca. Dzień później poznamy wszystkich kandydatów, którzy będą ubiegali się o miejsce organach samorządu. Swój głos na nich będziemy mogli oddać 16 marca 2011. - Spełnić trzeba jedno kryterium, trzeba mieć poparcie. Chodzi o poparcie jednej z organizacji studenckich lub 50 żaków – mówi Maciej Mamet ze studenckiej komisji wyborczej. - Zachęcamy gorąco do zgłaszania swoich kandyda-

dla świętujących razem z romanistami uczniów szkół ponadgimnazjalnych. Równie istotna jak nauka (a może i ważniejsza...) jest dobra zabawa, więc każdego wieczora dzień kończymy koncertem, imprezą taneczną lub karaoke. Nie boimy się zaprezentować swoich własnych umiejętności wokalnych.

Wśród zaproszonych gości znalazł się także zespół z Francji (Duo Zitouni), który zagości na scenie Kawonu. Szczegóły na plakatach.

Imprezy na dzień kobiet

tur oraz do namawiania koleżanek i kolegów do wzięcia udziału w wyborach. Włączcie się aktywnie do życia Uczelni – namawiają przedstawiciele Parlamentu Studenckiego na Uniwersytecie Zielonogórskim. Nie jest bowiem tajemnicą, że wybory na naszej uczelni nie cieszą się dużą popularnością. Szczegółowe informacje znajdziecie na stronie PS UZ www.samorzad.uz.zgora.pl

8 marca 2011 r. to aż dwa powody do świętowania. W tym dniu, tego roku dzień kobiet łączy się razem z ostatnią impreza karnawału 2011 (tj. Ostatkami). Z tej okazji w swoje progi zaprasza Pinakolada. Wystąpią m.in. Mc JACOB A. i DYNAMID DISCO. Nie zabraknie oczywiście instrumentów na żywo,. wystąpi SAMIEC (perkusja live) oraz suport dj’ski rezydentów Pinacolady. Studenci i panie wchodzą za darmo. Także we wtorek (8 marca) swoją imprezę organizuje samorząd studenci naszej uczelni. - Chcielibyśmy to jakoś uczcić i zrobić imprezę dla studentów i zrobić imprezę taneczną na stołówce „U Elizy” połączoną z parapetówką „Wcześniaka” - zdradza Marek Herejczak. Przewodniczący PSUZ nie wie jeszcze, ile będzie kosztował bilet wstępu na tę imprezę.

Karol Tokarczyk

UZetka.pl

Kamila Maciejewska fot. Agata Wojciechowska


6

Uniwersytet Zielonog贸rski

REKLAMA

MARZEC 2011


Uniwersytet Zielonogórski

MARZEC 2011

7

Legens of Shaolin w Zielonej Górze - podróż w czasie i przestrzeni Już 24 marca w Zielonej Górze odbędzie się zapierający dech w piersiach pokaz Legends Of Shaolin. Podczas 2-godzinnego widowiska przeniesiemy się w czasie i przestrzeni, do starożytnych Chin sprzed 1500 lat. Mnisi poprowadzą nas poprzez historię powstania i rozwoju klasztoru Shaolin, jego tradycję i filozofię Zen Buddyzmu. Widzowie będą mogli zobaczyć jak wielką moc niesie ze sobą sztuka medytacji, która pozwala osiągnąć perfekcyjną równowagę między czystością umysłu i siłą ludzkiego ciała. Mnisi podzielą się z nami swoimi umiejętnościami, występując w tradycyjnych, niezmiennych od wieków strojach i przy towarzyszeniu muzyki, tak charakterystycznej dla Dalekiego Wschodu. Jakby atrakcji było mało należy jeszcze dodać, że widzowie będą mogli aktywnie uczestniczyć w owym spektaklu!

Wyślij sms na numer 72601 (2 zł + VAT) o treści INDEX SHAOLIN. Spośród nadesłanych sms 2 osoby wygrają wejściówkę na Legends Of Shaolin. Na sms czekamy do 17 marca do godz. 12:00 Mistrzowie zapraszają na scenę osoby z widowni, aby i oni mogli sprawdzić się w karkołomnych wyczynach. Pokazują, że każdy z nich może być tak silny jak lew,

Czas zjeżdżać!

mieć kości jak z żelaza i mocne mięśnie niczym stal. Ten wyjątkowy pokaz odbędzie się w Centrum Rekreacyjno - Sportowym 24 marca. Bilety w cenie od 60 zł

są dostępne m.in. na portalu abilet.pl, w sklepie Muz-Art lub Empik. Michał Cierniak

Zielona Góra w Monopoly!

Zaprojektuj ciekawy pojazd i weź udział w najbardziej odjechanej imprezie Bachanaliów! szczegóły: www.samorzad.uz.zgora.pl

Zielona Góra ma szansę znaleźć się na polskiej planszy popularnej gry planszowej Monopoly. To świetna okazja do ogólnopolskiej promocji Winnego grodu, za którą miasto nie musi ponosić żadnych kosztów. Konkurs pod nazwą „Głosowanie Monopoly” to akcja promująca tę grę. Spośród 60 wytypowanych przez organizatora miast zostanie wybranych 20, któ-

re pojawią się wśród pól popularnej gry. Oddawać głosy można rejestrując się na stronie internetowej www.monopoly.pl, a także na portalu społecznościowym Facebook. Akcja potrwa do 20 marca. Dodajmy, że na biorących udział w konkursie czekają nagrody. Marika Adamska


8

MARZEC 2011

Uniwersytet Zielonogórski

Projekty bachanaliowe 2011 Parlament Studencki Uniwersytetu Zielonogórskiego zachęca do przyłączenia się do organizacji Bachanaliów 2011. Koła Naukowe i Organizacje Studenckie do 31 marca 2011 r. mogą składać projekty bachanaliowe, których formularz jest do ściągnięcia ze strony PS UZ: www.samorzad.uz.zgora.pl

Nie lada gratka dla fanów motocykli Wydział Mechaniczny, Zakład Budowy i Eksploatacji Pojazdów UZ zaprasza na seminarium pt.: Elektryczny napęd dwuśladów – stan techniki na przykładzie motocykla wyścigowego Münch TTE-1. Prelegentem będzie mgr inż. Thomas Petsch – Münch-Racing GmbH, Würzburg, Niemcy. Seminarium odbędzie się w dniu 22 marca w sali 044, budynek A-11 w Campusie A. W takcie seminarium zostanie omówiona budowa elektrycznego motocykla wyścigowego. Na tle historii rozwoju le-

gendarnego motocykla Münch po uwzględnieniu współczesnych wymagań ekologicznych opracowano wymagania i założenia konstrukcyjne motocykla napędzanego elektrycznie. Zbudowano prototypowy motocykl wyścigowy z napędem elektrycznym: Münch TTE-1. Motocykl w ostatnim czasie wy-

grał dwa mistrzostwa (FIM – Mistrzowstwa Rozwiązań Konstrukcyjnych, TTXP – Mistrzowstwa Kierowców). Omówione zostaną dane techniczne tego motocykla i niektóre rozwiązania konstrukcyjne. Motocykl zostanie zademonstrowany. Autor omówi również trudności, jakie wystąpiły przy realizacji i w trakcie eksploatacji napędów elektrycznych w motocyklach. Referat będzie bogato ilustrowany fotograficznie i filmowo. Karol Tokarczyk

Absolutorium - nowa, stara tradycja na UZ Po długiej nieobecności na Uniwersytet Zielonogórski powrócił zwyczaj organizowania uroczystych absolutoriów. Studenci w togach, z biretem na głowie i pamiątkowym tablo w ręce to coraz częstszy widok na naszej uczelni. Już od kilku lat tradycję tą kultywuje serwis Absolutorium.com. Jak zatem będą zatem wyglądały tegoroczne absolutoria? Absolutorium to uroczystość zakończenia studiów wyższych organizowana po zaliczeniu wszystkich egzaminów, tuż przed obroną. Z łac. absolutorium oznacza „zwolnienie”, zezwalające studentowi na przystąpienia do obrony pracy dyplomowej. Tradycja pochodząca z Wysp Brytyjskich na dobre zakorzeniła się w zielonogórskim środowisku akademickim. Co roku z usług serwisu absolutorium.com założonego przez zielonogórskich studentów korzysta wielu przyszłych absolwen-

tów uczelni wyższych i szkół średnich. „To niesamowita chwila, zarówno dla studenta jak i jego rodziny. Było super, niezapomniana chwila, którą każdy student powinien przeżyć” - tak swoje absolutorium wspomina zeszłoroczna absolwentka budownictwa UZ – Magda. Absolutorium to symbol zwieńczenia czasów studenckich i początek rozpoczęcia życia zawodowego. Z pewnością wielu z Was zakręci się łza w oku, kiedy po kilku latach otworzycie swoje pamiątkowe tablo i zobaczycie zdjęcia

przyjaciół z okresu studiów. Wszystkie niezbędne informacje o organizacji absolutorium znajdziecie na www.absolutorium.com, które oferuje kompleksową organizację absolutoriów i balów absolwenta na UZ. W ofercie znajdziecie m.in.: togi, birety z logotypem uczelni, pamiątkowe tablo, do których zdjęcia w togach wykonają wam profesjonalni fotografowie, występy chóru i znanych zielonogórskich kabaretów. „Do każdego kierunku podchodzimy indywidualnie, dostosowując ofertę

do potrzeb i możliwości studentów. Naszą wizytówką są organizowane przez nas zespół absolutoria i dyplomatoria na wielu polskich uczelniach. Gwarantujemy najlepsze ceny na UZ” – zapewnia Marcin, jeden z założycieli serwisu www.absolutorium.com. Zapraszamy Was do odwiedzenia galerii zdjęć z zeszłorocznych absolutoriów dostępnych na portalu absolutorium.com oraz na uzetka.pl w zakładce Galeria. UZetka.pl


MARZEC 2011

Maturzyści

Zielona Góra historii

9

Barbara Patkowska - Klein, doradca ds. nauczania historii i WOS w Samorządowym Ośrodku Doskonalenia i Doradztwa przy Centrum Kształcenia Ustawicznego i Praktycznego w Zielonej Górze, gościła w Akademickim Radiu Index, w rozmowie o historii, urokach Zielonej Góry i czeskim ideale, do którego warto zmierzać.

A Pani czuje się Lubuszanką czy Dolnoślązaczką? Przede wszystkim zielonogórzanką. Ze względu na pracę poznałam historię nie tylko miasta, ale i regionu: jest tutaj wiele ciekawostek, wiele fascynujących postaci, masa tajemnic. Wszyscy kojarzą Tomasza Lisa... A która z postaci historycznych zasługuje na wyróżnienie? Takich osób jest bardzo dużo! Możemy wziąć pod uwagę np. osoby pochodzenia niemieckiego, np. Georg Beuchelt, Hugo Schmidt... Trudno mi promować określoną osobę, ponieważ jest ich naprawdę dużo. Jedną z najbardziej popularnych osób jest malarz Tadeusz Konicz. A czy są w Zielonej Górze miejsca, które wręcz należy zobaczyć? Nauczyciele zabierają tam uczniów na wycieczki? Oczywiście. To akurat zostało uwzględnione w kilku książkach, np. w książce "Perły Ziemi Lubuskiej", w której jest mowa m.in. o Łagowie, Żarach, Żaganiu... Na przykład przepiękny zamek w Żarach jest już ruiną, ale przy sprawnym przewodniku, który opisze historię i trochę wszystko ubarwi,

fot. Wojciech Waloch

Przeszłość jest ważniejsza niż teraźniejszość? Są tak samo ważne, tak jak i przyszłość. Ale jeśli chodzi o przeszłość, polecałabym historię regionu, czyli Dolnego Śląska czy też - jak niektórzy mówią - Ziemi Lubuskiej, Śląska Lubuskiego czy województwa lubuskiego...

Palmiarnia Zielonogórska powinna i zarabiać, i promować miasto. uczniowie nie będą widzieli tych ruin, ale wiele sobie dopowiedzą. Ma Pani swoje ulubione miejsce w Zielonej Górze? Ciekawym szlakiem jest starówka: mamy tu resztki muru na tyłach ul. Sobieskiego, ulicę Masarską, jedną z najstarszych w naszym mieście, piękne wnętrze kościoła, w niektórych kamieniczkach zachowało się oryginalne wyposażenie.... Włodarze miasta przywracają historyczne piękno Zielonej Góry, raz nawet usłyszałam - idąc za dwiema paniami, które przyjechały z centrum Polski - że Zielona Góra przypomina im miasta holenderskie, podobne do Zielonej Góry sposobem odna-

wiania starówki. My tego na co dzień nie zauważamy. Nie było Pani żal Polskiej Wełny, gdy stawała się centrum handlowym? Sądzę, że budynek i forma zostały zachowane, w części odnowione, może przyjdzie czas i na to, aby pozostałe fragmenty zostały doprowadzone do świetności. My się zmieniamy, miasto także musi ulec zmianie. Dlatego zmiany, przebudowa czy wyburzenia będą nam towarzyszyć. Bardzo ceni Pani Czechy. Dlaczego? Mentalność Czechów jest bardziej otwarta, nastawiona promiennie, Polacy z kolei są raczej ponurakami, którzy często

rozrywają rany historyczne. Zabytki czeskie są pod stałą ochroną, oglądając np. zamki widzimy ich oryginalne wyposażenie. Zieloną Górę możemy porównać do czeskiego miasta Liberec, mniej więcej tej samej wielkości, również z uniwersytetem. Kwestia w tym, aby się dobrze wypromować. Ubolewa się, że na Palmiarni Zielonogórskiej nie można zrobić dużych pieniędzy, ale takie instytucje jak Palmiarnia, podobnie jak muzea, nie mają robić dużych pieniędzy, ale być miejscem promocji miasta. A turyści przy okazji chętnie wydadzą na miejscu trochę pieniędzy. Kaja Rostkowska


Uniwersytet Zielonogórski

MARZEC 2011

fot. sxc.hu

10

PIGUŁKA GWAŁTU groźna także dla mężczyzn

Wrzucona do szklanki pigułka gwałtu sprawia, że ofiara jest całkowicie bezwolna i nic nie pamięta. O działaniu pigułki i sposobach uchronienia się przed nią opowiada mgr Wojciech Ronatowicz, pedagog i edukator seksualny, specjalista w Poradni Młodzieżowej Uniwersytetu Zielonogórskiego. Czy do Poradni Młodzieżowej zgłosił się kiedyś student/studentka, który miał, niestety, do czynienia z pigułką gwałtu? Mieliśmy przypadek studentki, która została zgwałcona najprawdopodobniej po podaniu jej „pigułki gwałtu”. Inną sytuacją, która przydarzyła się w Zielonej Górze, był przypadek kobiety, którą pod wpływem pigułki gwałtu próbowano wywieźć za granicę. Ocknęła się po niemieckiej stronie i szczęśliwie wyskoczyła z samochodu. Mężczyźni, którzy ją wieźli, nie gonili jej, pojechali dalej, a ona wróciła pieszo na polską stronę. Czym jest właściwie pigułka gwałtu, inaczej GHB? Jest to kwas gamma-hy-

droksymasłowy, organiczny związek chemiczny występujący na przykład w cytrynach, winie, ale także w ludzkim organizmie – w ośrodkowym układzie nerwowym. GHB znany jest od 1874 roku - badacz A.Saytzeff odkrył tę substancję. Powrót do badań nad tą substancją miał miejsce w latach 60-tych XX w. za sprawą francuskiego naukowca H.Laborita. Początkowo miała być wykorzystywana w medycynie, jako anestetyk do operacji. Z czasem odkryto jednak wiele ubocznych skutków jej zastosowania, takich jak nudności, wymioty, senność, problemy z logicznych myśleniem, niewyraźne mówienie i zrezygnowano z tej formy narkozy. Następnie okazało się, że GHB jest przy-

datne w kulturystyce, ponieważ pobudza wydzielanie hormonu wzrostu. Kwas gamma-hydroksymasłowy był także używany w terapii detoksykacyjnej przy leczeniu narkomanów i alkoholików. GHB szybko trafił na ulice i równie szybko ten narkotyk dostał miano „pigułki gwałtu”, „pigułki randkowej”. Głównie stosowany był w Stanach Zjednoczonych, w Kanadzie, ale dużym przebojem wszedł także na rynek europejski. Skąd jego powodzenie? Jest to narkotyk tani i łatwy do produkcji. Dlaczego zainteresowali się nią przestępcy? Z bardzo prostej przyczyny: ułatwiała im „pracę”. GHB to substancja w formie soli, któ-

ra kapitalnie rozpuszcza się w roztworach wodnych i alkoholu. Jest substancją trudno wykrywalną, a dodatkowo bardzo łatwą do zaaplikowania, gdyż jest bezbarwna i bezzapachowa. Kobieta więc nie zorientuje się, że w jej napoju właśnie ktoś rozpuścił tabletkę gwałtu... Tutaj chciałbym zwrócić uwagę na pewne błędne stereotypowe myślenie. Nie chodzi tylko o kobiety, ale także i mężczyzn. Społecznie to one są bardziej narażone na gwałt, ale pigułka przestała być już tylko „pigułką gwałtu”. W tej chwili mamy coraz więcej doniesień, że ofiarami GHB są mężczyźni, zwłaszcza kiedy w grę wchodzą oszustwa lub kradzieże. Przykła-


Uniwersytet Zielonogórski

MARZEC 2011 dowo mężczyzna idzie do baru na mecz i z nowo poznanym kompanem pije piwo czy drinka: najpierw stawia jeden, potem drugi. Często nie obserwuje się osoby, która chce nam coś postawić, wraca z dwoma kuflami i już. Istnieją doniesienia z Francji, że mężczyźnie w trakcie imprezy w pubie został podany narkotyk. Rano Francuz obudził się w swoim domu z uczuciem ogromnego kaca i „urwanego filmu”, a kiedy dzień później zalogował się na konto bankowe, okazało się, że nie ma tam żadnych pieniędzy. Prawdopodobnie to on dał sprawcom kartę i podał niezbędne dane. A więc nie tylko kobiety powinny na siebie uważać... Nie należy mówić o „pigułce gwałtu” wyłącznie w kontekście zagrożenia dla kobiet: mężczyźni także są zagrożeni jej działaniem. Także wykorzystaniem seksualnym. Ponadto „tabletka gwałtu” może zostać zastosowana by zamroczyć ofiarę, aby w tym czasie wytworzyć kompromitujące ją materiały i móc ją później szantażować. Jak działa pigułka? „Urywa się film”? Są trzy mechanizmy działania, w zależności od podanej ilości: małej dawki, średniej lub dużej. Przy małych dawkach mamy do czynienia z takim efektem, jak byśmy dobrze się wstawili: uczucie poprawy nastroju, bodźce zewnętrzne staja się wyraźniejsze, jednym słowem jesteśmy zadowoleni z życia. Jeżeli z kolei weźmie się średnią dawkę wchodzimy w poczucie euforii, następuje zniesienie zahamowań, większa towarzyskość i otwartość emocjonalna. Mogą się tutaj pojawić pierwsze uboczne skutki – zawroty głowy, trudności z mówieniem czy koordynacją. Przyjęcie dużej dawki to już senność, okresowe problemy z pamięcią, amnezja, drgawki, wymioty. Mała dawka

to około jeden lub półtora grama, a duża cztery gramy, a więc jest tutaj cienka granica. Szkoda, że GHB jest niewidzialny i niewyczuwalny w smaku... Ale istnieją już szybkie testery. Na rynku pojawiły się specjalne podkładki pod szklankę,

dek. Mogą powodować uśpienie naszej czujności. Dana osoba uważa, że skoro ma podkładkę, zrobi test to już sprawa załatwiona, zamiast ciągle mieć się na baczności. A pojawiły się teraz na rynku amerykańskim takie substancje, które dopiero w organizmie przekształcają się

mgr Wojciech Ronatowicz specjailsta w Poradni Młodzieżowej UZ Żeby nie stać się ofiarą pigułki gwałtu, warto stosować się do kilku wskazówek. Po pierwsze, jeżeli idziemy na imprezę, to starajmy się iść z osobami, które znamy i którym ufamy. Trzeba obserwować też swój organizm: jeśli wiemy, jak zachowujemy się po dwóch piwach, to w przypadku innych reakcji naszego organizmu, powinna zapalić się nam czerwona lampka: coś jest nie tak. Jeśli chcemy wyjść na zewnątrz, aby zaczerpnąć świeżego powietrza, nie wychodźmy sami lub z obcą osobą. Niech nasi znajomi też wyjdą, a wtedy mamy pewność, że po chwili potencjalny sprawca gwałtu czy kradzieży ulotni się. Na zachodzie promowany jest tzw. „buddy system”, czyli system kumpelski, który mówi o kilku prostych zasadach: np. spotykamy się przy wspólnym stoliku co dwadzieścia minut, jeśli opuszczasz imprezę to mówisz znajomym gdzie i z kim wychodzisz. Ponadto zazwyczaj jeden ze znajomych w trakcie nie pije i czuwa nad innymi bawiącymi się – jest to rola wymienna. Pamiętajmy też, aby nie przyjmować drinków od osób nieznanych. A jeśli mamy ochotę zapoznać obcą osobę, przyjąć od niej drinka, żeby nie urazić, wówczas najlepiej jest powiedzieć: wolę innego drinka czy inne piwo. Wówczas wybieramy sobie piwo butelkowe, co zmniejsza prawdopodobieństwo, że ktoś wrzuci, dosypie nam cokolwiek do napoju. Warto obserwować osobę, która kupuje nam drinka lub sok, aby wykluczyć, że w drodze z baru do stolika coś nam wrzuca. Unikajmy też wymiany napojami, bo to może zwiększyć prawdopodobieństwo, że zostaniemy oszukani. Jeżeli idziemy na parkiet, niech jedna osoba zostanie przy stoliku. A jeśli nikt stolika nie pilnował, a wracając do niego, widzimy, że jakaś osoba szybko od niego odchodzi – a napoje są poprzestawiane lub niedokręcone, powinniśmy jednak wylać napój, który był pozostawiony na stole. Albo przynajmniej poinformować znajomych o takiej sytuacji, aby wzmocnili swoją czujność. dzięki którym możemy sprawdzić, czy nasz napój nie ma zawartości kwasu gamma-hydroksymasłowego. Ale o ile w przypadku piwa test działa na 99%, o tyle w przypadku mocno kolorowych napojów (wino, cola, kolorowe drinki), GHB jest już trudniej wykrywalny. Mówi się też o innej złej stronie podkła-

w związek GBH i dlatego jest nie wykrywalny w teście podkładowym. Co robić, jeśli jesteśmy przekonani, że właśnie pijemy napój z pigułką gwałtu? Powiedzieć o tym znajomym, następnie podejść do ochroniarza i także go o tym po-

11

informować to oraz wezwać policję. Przede wszystkim zachować płyn, który pijemy. Substancja GHB jest genialna dla przestępców, bo nie można jej odkryć w naszym organizmie już po kilku godzinach: metabolizuje do dwutlenku węgla i wody. Nawet gdybyśmy znali z imienia i nazwiska osobę, która wrzuciła nam pigułkę, nie mamy na to żadnego dowodu. Jeżeli nie chcemy załatwiać takiej sytuacji przez policję, zabieramy napój i osobę, która go spożywała, do szpitala. Jaka duża jest skala zjawiska pigułki gwałtu? Jest ją bardzo trudno określić, z bardzo prostej przyczyny. Jak się komuś „urywa film”, to jest mu też głupio. Dodatkowo w Polsce jest problem z mówieniem o gwałcie, bo często oskarża się kobietę o prowokowanie do gwałtu: że miała za krótką spódnice, zbyt duży dekolt, wyzywający makijaż. Jeżeli kobieta czy mężczyzna budzą się rano i nie mają pojęcia, co się z nimi działo, nie chcą o tym mówić, bo jest im wstyd. Dlatego nie wystarcza przestrzegać przed piciem alkoholu, ale też edukować młodzież w zakresie zjawiska „pigułki gwałtu”. Na zachodzie pojawiają się dyskoteki o charakterze „drug free”, co oznacza, że na tej dyskotece jest większe bezpieczeństwo osób bawiących się. Do Polski większość zjawisk przychodzi później niż na zachodzie, ale akurat w kwestii zagrożeń jest to plusem: „pigułka gwałtu”, dobrze znana w Stanach Zjednoczonych, w Polsce dopiero niedawno się pojawiła. Teraz jest więc czas, aby odpowiednio edukować w tym zakresie, aby i kobiety, i mężczyźni wiedzieli, jak się uchronić i jak zareagować. Dziękuję za rozmowę. Rozmawiała Kaja Rostkowska


Uniwersytet Zielonogórski

MARZEC 2011

fot.Wojciech Waloch

12

Długa NOC w akademiku Nasz dziennikarz Patryk Senk spędził jedną z lutowych nocy w portierni Domu Studenta „Rzepicha” na Uniwersytecie Zielonogórskim. Przekonał się, jak wygląda praca portiera. Przekonajcie się i Wy. 18:51. Mroźna, lutowa noc. Pod „Rzepichę” podjeżdża samochód, z którego wysiada wysoki człowiek, sprawia wrażenie pewnego i stanowczego. Później przekonuję się, że moje spostrzeżenia okazały się właściwe. Mężczyzna przyśpieszonym krokiem kieruje się w stronę wejścia do DS-u nr 1 Uniwersytetu Zielonogórskiego. Podchodzę, witam się i zagaduję: – Jak minął dzień? – Spokojnie, odpoczywałem i przygotowywałem się do pracy – rzuca portier, któremu będę dzisiaj towarzyszył w nocnej pracy. Z dyżurki wychodzi portier, który kończy już pracę, zamienia z Panem Robertem kilka słów, żegna się i odchodzi. – Dowiedziałem się, że

w ciągu dnia było dość spokojnie – mówi Pan Robert. Zobaczymy, jak będzie w nocy. Bezpieczeństwo to podstawa - Przed Panem cała noc pracy, może włączę wodę na kawę? – pytam. – Bardzo bym prosił, bez tego ani rusz, nie mogę sobie pozwolić nawet na chwilę snu. Odpowiadam za studentów, czuwam nad ich bezpieczeństwem, więc przez 12 godzin mojego dyżuru muszę być w pełnej gotowości – odpowiada pracownik DS-u. – Widzę, że monitor na biurku wyświetla widok z kamery na bramę wjazdową, czy to jest konieczne? – pytam. – Tak, gdyby nie było bramy oraz monitoringu przypadkowy

samochód mógłby zablokować dojazd, co wiąże się z naruszeniem zasad przeciwpożarowych i bezpieczeństwa, takie służby jak: straż pożarna, pogotowie ratunkowe czy policja muszą mieć swobodny wjazd, wyjazd i pole do manewru na placu parkingowym przed obiektem. Jestem odpowiedzialny także za to, aby żaden nieuprawniony pojazd nie wjechał na parking. – A jeśli już dojdzie do tego, że obcy pojazd wjedzie na plac, co wtedy? – podpytuję. – Odholowanie przez firmę na koszt właściciela – wyjaśnia portier. Twarde zasady – mówię. – Panie Patryku, w tym miejscu bezpieczeństwo to podstawa – wyjaśnia Robert. Bezcenne doświadczenie

- Od jak dawna jest Pan pracownikiem naszej uczelni? – pytam, gdy mija już pierwsza godzina pracy. – Z Uniwersytetem Zielonogórskim jestem związany od 2002 r., czyli już przeszło 8 lat. – Przez jakie akademiki przewinął się Pan w swojej karierze zawodowej? – Zaczęło się od DS-u „Ziemowit”, następnie „Wicewersal”. Jeszcze przed remontem pracowałem we „Wcześniaku”, byłem pracownikiem nieistniejącego już akademika „U Lecha” przy ul. Ogrodowej. Obowiązki portiera pełniłem też w DS-ie „Piast”, latem pracowałem w SBM-ie przy ul. Wyspiańskiego i aktualnie można mnie spotkać w akademiku „Rzepicha” przy ul. Podgórnej, w którym mieści się siedzi-


Uniwersytet Zielonogórski Kultura - wywiad

MARZEC 2011 ba Radia INDEX i Gazety Studenckiej "UZetka", a także Biuro Parlamentu Studenckiego UZ. – Nie jest Pan świeżakiem – rzucam. – Panie Patryku, nieskromnie mówiąc, znam się na tej robocie – mówi Pan Robert. Wieczorne wizyty Jest godzina 20:59, Pan Robert przerywa rozmowę i zamyka drzwi wejściowe w przedsionku budynku. – O tej porze niektórzy studenci organizują spotkania ze znajomymi, jest to dla nich czas relaksu po ciężkim dniu spędzonym na uczelni. Żacy zapraszają różnych ludzi, dlatego też zgodnie z zakresem moich obowiązków jestem zobowiązany dokładnie sprawdzić, kto wchodzi do akademika. – W jaki sposób kontroluje Pan, kto jest obcy, a kto „swój”? – pytam. – Studentów zamieszkałych w akademiku, w którym pracuję, znam z widzenia, dodatkowo posiadam listę zakwaterowanych, natomiast osoby obce zostawiają mi legitymację studencką przy wyjściu dokument jest mu zwracany, dodatkowo zawsze przy pobieraniu dokumentu informuję gościa, że regulamin zezwala na odwiedziny najpóźniej do godziny 23:00. Niestety, nieodpowiedzialni ludzie bardzo często próbują wnieść na teren obiektu alkohol oraz inne środki odurzające, a jest to zabronione. Zazwyczaj wnoszący są już pod wpływem alkoholu, awanturują się i zwyczajnie kręcą. – Jak Pan sobie z tym radzi? – pytam. Pada konkretna odpowiedź: – Staram się być stanowczy i konsekwentny, w żadnym wypadku nie mogę pokazać swojej uległości. – Czy to skutkuje? – głośno się zastanawiam. – Panie Patryku, w firmie pracuję już kila dobrych lat i nie miałem jeszcze takiego

13

przypadku, abym nie sprostał problemowi. Nocne czuwanie Na cyfrowym zegarze monitora punktualnie 23:00. Wychodzimy z portierni, udajemy się na poszczególne piętra budynku i sprawdzamy, czy wszystko jest w porządku. W tle słychać pracujące pralki i energetyczną muzykę z odległych pokoi na końcu korytarza, gasimy światła w toaletach i w łaźniach. Portier sprawdza także włączniki kuchenek gazowych oraz wizualnie obecność i stan gaśnic. – Spokojnie – rzucam. – Tak jest, oby do rana – dodaje portier. Na trzecim piętrze mała grupka studentów siedzi przy stoliku wertując zeszyty i książki, słychać szum dysków twardych. – Pewnie uczą się do egzaminu, sesja, taki czas – mówię. – Piękny widok – ocenia portier. Krótko przed północą. Do DS-u wchodzi kilka studentów. – Fajne chłopaki, pracują, studenci nie zarabiają zbyt wiele, ale to się ceni. Nie chcą obciążać rodziców. – mówi Robert. Na twarzach pracowitych studentów widać zmęczenie i chęć jak najszybszego odpoczynku. Krótka wymiana zdań, porozumiewawczy uśmiech i ponownie zostajemy sami. Godzina 1:37. Środek nocy, Zielona Góra pogrążona w głębokim śnie, ja jednak wraz z pracownikiem portierni „na służbie”. Zmęczenie daje się we znaki, kolejna kawa, w tle słychać Radio INDEX. Nagle w pomieszczeniu rozbrzmiewa dzwonek telefonu służbowego. To portierka z „Ziemowita”. – Podczas dyżurów staramy się z innymi portierami z tego Campusu ko-

munikować i wymieniać spostrzeżeniami o aktualnej sytuacji w akademikach. Wodna awaria - Czy w Pańskiej karierze zdarzyły się jakieś nadzwyczajne sytuacje, w których zupełnie nie wiedział Pan, jak sobie poradzić? – pytam trochę przekornie. – W akademikach dzieje się wiele, takich sytuacji było mnóstwo, ale ja przytoczę jedną: niespełna tydzień temu zdenerwowany student poinformował mnie, że na ostatnim piętrze jedna z toalet jest zapchana, poszedłem sprawdzić, czy to nie blef. – Blef? – dziwię się. – Tak, przez tyle lat praktyki nauczyłem się, że studenci wymyślają różne gierki po to, aby wnieść alkohol, jednak okazało się, że rzeczywiście jest problem z toaletą, posadzka została zalana wodą, która zaczęła spływać na niższe kondygnacje, panel p-poż. w portierni zaczął wypluwać raporty o zakłóceniach na przewodach. – Nieciekawie – rzucam. – Takie sytuacje wymagają opanowania. Zastosowałem procedury, które nakazują poinformować konserwatorów, administrację oraz w skrajnych przypadkach straż pożarną. Dodatkowo zakręciłem zawo-

ry i zamknąłem zalane łaźnie. – I jak zakończyła się ta nieprzyjemna sytuacja? Woda spłynęła, tak? – No tak, przecież woda ma to do siebie, że spływa… Przez 4 kolejne godziny cisza, żartujemy, dyskutujemy o aktualnej sytuacji politycznej w Polsce, z każdą mijającą godziną stajemy się coraz bardziej znużeni i senni, z odbiornika radiowego sączy się spokojna, nocna muzyka. Studenci smacznie śpią. Ok. godz. 4:50 do pracy przychodzą woźne, które sprzątają pomieszczenia akademika. Od godz. 5:00 na ekranie monitora co chwilę zauważam sylwetki postaci w charakterystycznych zielonych uniformach. - Pracownicy techniczni już działają, zajmują się odśnieżaniem, uprzątnięciem terenu campusu oraz konserwacją budynków – wyjaśnia Pan Robert. Już tylko 2 godziny do końca zmiany. Po spędzonej nocy w portierni akademik już zawsze będzie wyglądał inaczej. Godz. 6:40. Pojawia się zmiennik, następuje przekazanie obowiązków służbowych. Patrryk Senk patryksenk@index.zgora.pl


14

Kultura - recenzja Cover Story

MARZEC 2011

Miłość i rzemiosło

Podobno nie jesteś wykształconym muzykiem, jak to więc możliwe, że nagrywasz płyty? Przeszłość mam bardzo skomplikowaną. Skupie się może tylko na tym, że jakoś to przeżyłem – te czterdzieści-parę lat. Natomiast, spędzałem wystarczającą ilość czasu z muzyką bądź muzyka ze mną, żeby się tego śpiewu, tego „na-o-bycia” scenicznego nauczyć. I tak zacząłem śpiewać, w ten sposób funkcjonuję, żyję z tego i bawię się z ludźmi. Twoje nazwisko wciąż może kojarzyć się z nazwiskiem Piotra Rubika, z musicalowymi projektami, z Eurowizją. Czy te doświadczenia wpłynęły na twoją dojrzałość muzyczną czy może przyniosły jakieś inne owoce? Dojrzałość muzyczną to ja nabyłem gdzie indziej… tak naprawdę. Nie jestem pewny czy kojarzę się wyłącznie w ten sposób. Tym, którym kojarzę się z tego rodzaju przeszłością i muzyką dawną to jednak moja najnowsza płyta, może wydać się zupełnie inną odsłoną. Nie jakiegoś tylko krakowskiego pieśniarza, lecz piosenkarza opowiadającego o różnych aspektach życia… bardziej cielesnych i ewentualnie duchowych, zależnych oczywiście od tego jak na te sprawy spogląda tzw. „szarek”. Na twojej stronie internetowej, w jednym z wywiadów można

fot. Jacek Poremba

Milość, która rozpala się „Gdzieś pomiędzy” dwojgiem serc porusza nasze umysły, ciała i dusze, nadając życiu wyjątkowy smak i sens. Choć od wieków pisze się i podejmuje próby zdefiniowania słowa „miłość”, jej przeogromna właściwość i niezjednana natura są idealnym materiałem do realizacji muzycznych inspiracji czy natchnień. W walentynkowy wieczór w Filharmonii Zielonogórskiej Janusz Radek, promując swoją płytę „Gdzieś pomiędzy”, opiewał piękno i esencje miłości. Tuż przed enigmatycznym koncertem udało mi się zadać gwieździe wieczoru kilka pytań, może odrobinę niewygodnych.

przeczytać, że dla ciebie najważniejsze jest rzemiosło. Czy nie boisz się takiego stwierdzenia i czy ma to jakiś wpływ na odbiór Ciebie jako artysty? Według mnie, zbyt dużo jest artystów, którzy nie posiadają żadnego warsztatu, a początek powinien wynikać z pewnego rzemiosła. Nie można kształtować czegokolwiek nie znając zasad, kształtów bo to wtedy właśnie staje się amatorskie. Natomiast jeżeli zna się język i możliwość przekazu swoich myśli, emocji, a TO rzemiosło sobie gdzieś funkcjonuje, wszystko nabiera artystycznego kształtu – ma to wtedy sens! Co pomaga Tobie w pisaniu tekstów muzyki? Nic mi nie pomaga. Trzeba mieć pomysł. NAS od róż-

nych innych istot żyjących na tym świecie, różni (i dzięki Bogu, że tak jest) abstrakcyjne myślenie. Więc zamiast być tumanami, którzy nie myślą tylko przyjmują to co im się daje, i tak brzydko rzecz ujmując, żrą z jednego koryta wszystko to samo – taka unijną papkę. Powinniśmy się więc wykazywać abstrakcyjnym myśleniem i przyswajać sobie te rzeczy, które nas wzbogacają. Jeżeli ja mam ochotę opowiedzieć o czymś co mnie intryguje to albo jestem bardziej liryczny, złośliwy, ironiczny – w zależności od tego gdzie jest jakiś newralgiczny punkt, który mnie zajmuje. Czy te newralgiczne punkty można odnaleźć na Twojej nowej płycie: "Gdzieś pomiędzy"? No można. Można odnaleźć sobie to gdzieś na ciele, w niedopowiedzeniach, w domyśle. Mówisz gdzieś na ciele. Okładka Twojej nowej płyty prezentuje Ciebie w domyśle nagości. Dlaczego? Niedopowiedzenie, że być może jestem cały nagi, jest słuszne, chociaż to jest też punktem zaczepienia do stwierdzenia, że nagości jest strasznie dużo. Tu nie ma nic dziwnego – tak naprawdę goła dupa mniej inspiruje niż lekko przykryta. W twoich tekstach można zna-

leźć dużo erotyzmu. Czy o miłości można dzisiaj śpiewać bez ujęcia cielesnego, erotycznego? Ta miłość jest również ujęta szerzej. To nie tylko przysypianie ze sobą nocy lub jakiejś dłuższej ilości czasu, często zalegalizowanej aktem małżeństwa ale to również dostrzeganie takiego ludzkiego wymiaru miłości, ludzkiej strony kontaktów. Nie jesteśmy jakimiś uniformami obyczajowymi, które gdzieś między sobą mają relacje – zawodowe, kulturowe czy koleżeńskie. Cechuje nas to, że w jakimś tam formalnym świecie niesamowity jest ludzki dotyk, spojrzenie, wzruszenie, jednym słowem naturalne i podstawowe wrażenia które się ma w kontakcie z drugim człowiekiem. Zobacz nawet teraz, zadajesz mi pytania, ja Ci grzecznie odpowiadam a to, że patrzymy sobie w oczy sprawia, że jest pomiędzy nami porozumienie, w którym odgrywamy bardzo miłą i sympatyczną rolę. Jakie masz plany na przyszłość? Czy wolisz artystyczne, autorskie programy, projekty czy może jednak wolisz sam występować na scenie? Scena jest wyłącznie dla mnie i mam zamiar za 3 miesiące, może pół roku czy rok, wrócić do Zielonej Góry i pokazać mój nowy program. Monika Kotowicz


Muzyka

MARZEC 2011

15

Perfect żyje radośnie W przeddzień święta zakochanych zespół Perfect zagrał dla wypełnionej po brzegi sali w Centrum Rekreacji i Sportu w Zielonej Górze. Świetnie przyjęty (choć trochę za krótki!) koncert porwał wszystkich, młodych i starych. Na chwilę przed wyjściem na scenę wokalista legendarnej formacji, Grzegorz Markowski, zgodził się odpowiedzieć na parę pytań. Od wydania ostatniej płyty „Schody” do ukazania się „XXX” minęło siedem lat. Co się przez ten czas działo? Poruta, grzechy, picie, zdrady małżeńskie, rozwody, śluby..., a mówiąc poważnie, dużo koncertów, dużo myślenia o tej płycie i w końcu jej realizacja, ale przede wszystkim sporo pracy. Jednak te koncerty sporo zabierają i energii, i czasu.

No właśnie, trzydzieści lat. Jakie to uczucie być klasykiem? Nie, no klasykami to byli Mozart, Beethoven i paru innych (śmiech). A uczucie miłe, miłe, choć oddech jest niestety trochę krótszy niż trzydzieści lat temu. Ale jeszcze dajemy radę. Dariusz Kozakiewicz (gitarzysta Perfectu – przyp. red.) powiedział mi rok temu, że po albumie „Schody” chcecie nagrać krążek przystępniejszy. I dla

Na „XXX” jest utwór „Trzeba żyć”, który zaśpiewał Pan z Patrycją Markowską. Jak wyglądała praca w studiu? Funkcjonowało to na poziomie dwóch współpracujących artystów, czy

Pański udział na jej płycie „Świat się pomylił”? Nie, to wynikło z tego, że chciałem zaśpiewać z kobietą, do tego Bogdan Loebl napisał bardzo piękny tekst i wyszło chyba... perfekcyjnie (tu szelmowski uśmiech). Tworząc nowe piosenki po tych wszystkich latach staracie się jakoś odciąć od przeszłości, czy jesteście jej raczej wierni? Raczej będziemy się trzymać korzeni dlatego, że jesteśmy w sytuacji, w której tracimy z widnokręgu starych fanów, a nie zyskujemy nowych. Jest to więc materia dość delikatna, chcemy trzymać formę i jakąś tam stylistykę, w cudzysłowie, którą mamy.

fot. Krzysztof Burda WWW.KRZYSZTOFBURDA.DAPORTFOLIO.COM

W tym czasie wydaliście parę koncertowych płyt, między innymi z orkiestrą symfoniczną, czy reedycję materiału z katowickiego Spodka. Czy takie koncertowe myślenie miało wpływ na ten album? Miało, miało, chcieliśmy zatoczyć taki krąg historyczny i zrobić po trzydziestu latach płytę, która byłaby troszkę podobna do pierwszej. Czyli dość krótkie formy, dość radosne formy. Trochę optymizmu, trochę przekory, trochę reggae... pomieszane style, tak jak to zwykle robił Perfect. Mam nadzieję, że nam się to udało.

słuchacza, i dla was. Płyta „Schody” była dość mroczna, to był taki czas... poza tym nie była ona w ogóle grana przez radia i mieliśmy tego mały kompleks. Może nie jest to głę-

Najpierw wywiad, potem podpisanie koszulek dla Radia Index i wreszcie koncert! boki ukłon w stronę słuchacza w sensie kompromisów, ale zdaliśmy sobie sprawę, że trochę radości się nam przyda, po prostu żyjemy radośnie! Pomimo dobijającej sześćdziesiątki co poniektórych, to jednak się cieszymy życiem i chcieliśmy to pokazać w dźwiękach.

jednak „ojciec – córa”? Aaa... trochę tak – trochę tak. Nie ukrywam, że plan był inny, potem uległ weryfikacji i Darek Kozakiewicz powiedział „A zaproś córkę, będzie fajnie!” i bardzo się z tej piosenki cieszę. Miłe z pożytecznym. Był to swego rodzaju rewanż za

Czujecie się w jakiś sposób zobowiązani względem starych fanów? Troszkę tak jest... jak się ma „Autobiografię”, „Objazdowe nieme kino”, czy „Niewiele ci mogę dać” to produkowanie nowych piosenek przychodzi z większym trudem i większą odpowiedzialnością. Ale jakoś się udaje. Rzeczywiście, świadczy o tym chociażby fakt, że „XXX” już pokryła się złotem. To musi być przyjemne. Proszę trzymać kciuki!

Michał Stachura rocknoca@index.zgora.pl


Muzyka

MARZEC 2011

fot.Mateusz Ciepliński PROSTHETICME.BLOGSPOT.COM

16

Co cię nie zabije... Uważani są za kapelę punkową, ale jednak nie przeszkodziło to im w zagraniu tras z Vaderem, a także dotarciu do publiki metalowej, czy nawet hard rockowej ze swoim graniem. Zespół Proletaryat już 20 lat działa na scenie i wcale nie zamierza złożyć broni, czego dowodem jest ich najnowszy album „Prawda”. Przy okazji koncertu grupy w 4 Różach, udało nam się uciąć krótką pogawędkę z Tomaszem „Oleyem” Olejnikiem – wokalista Proletaryatu. We wrześniu ubiegłego roku ukazała się wasza najnowsza płyta „Prawda”. Jak przebiegały prace nad tą płytą i jak oceniasz ten album? Tak naprawdę ten projekt miał być finansowany przez nas samych – na początku założenie było takie, że wydamy tą płytę własnym sumptem. W grę wchodził internet czy jakaś inna wytwórnia, która byłaby chętna zająć się dystrybucją. W trakcie okazało się jednak, że zainteresowanie tym materiałem jest większe niż nam się wydawało i dzięki temu podpisaliśmy kon-

trakt z dużym wydawcą jakim jest Universal i ostatecznie oni wydali tą płytę. Cóż, praca nad albumem trwała długo z tego względu, że miałem dosyć traumatyczne zdarzenia związane z jej tworzeniem... 9 lutego w trakcie sesji nagraniowej „Prawdy” zmarł mój ojciec i to na pewno odcisnęło swoje piętno na lirycznej stronie albumu. Pamiętam, że wszystkie teksty jakie miałem przygotowane na okazję nagrywania wokali poszły do kosza... Na trzy miesiące przerwaliśmy prace nad płytą, gdyż nie mogłem normalnie pra-

cować, siadła mi psycha. Potem zdarzyło się tak, że w ciągu tygodnia napisałem wszystkie teksty jeden po drugim. Wróciłem do siebie i okazało się, że jestem silniejszy niż mi się zdawało, w myśl zasady „co cię nie zabije, to cię wzmocni”. Potem już generalnie było do przodu. A skąd tytuł albumu – „Prawda”? Tytuł płyty w jakimś zakresie jest zawsze takim odzwierciedleniem zawartości merytorycznej albumu, tekstów... Myślę, że to dramatyczne zda-

rzenie, które mnie spotkało, te trzy miesiące, które miałem na pewne przemyślenia, to wszystko jest właśnie ukazane w tekstach. Żaden tekst zespołu Proletaryat, z małymi wyjątkami, które zresztą potwierdzają regułę, nie traktuje o rzeczach nie ważnych. To były zawsze jakieś istotne sprawy, w moim przekonaniu jako autora tekstów. Sądzę, że ta sytuacja, która miała miejsce jeszcze bardziej zmotywowała mnie jako twórcę do tego, aby zwrócić większą uwagę na rzeczy ważne.


Muzyka

MARZEC 2011 Singlem promującym wasz nowy album jest „Ból”, do którego powstał, całkiem interesujący zresztą, teledysk. Możesz zdradzić koncept tego klipu? Na temat konceptu teledysku trudno mi się wypowiadać, ponieważ nie jestem jego autorem, ani nie jestem autorem jego scenariusza. To jest wizja człowieka, który słuchając muzyki i tekstu odebrał to właśnie w taki sposób. Nie chce tu polemizować na ten temat, gdyż nie uważam się za właściwą ku temu osobę. Myślę, że jest on bardzo interesujący i chyba nie będzie tajemnicą jeśli zdradzę, że mamy już gotowy także drugi teledysk. Powstał on do utworu „Ruchomy Cel”. Sceny, które miały być z naszym udziałem nakręcone zostały we Wrocławiu. Nie będę jeszcze zdradzał jego treści, ale z tego co widziałem to muszę powiedzieć, że pomysł też jest ciekawy... Niekoniecznie oddaje dosłownie charakter utwo-

ru i tekstu. Cały dowcip polega bowiem na tym, że każdy kto odbiera i słucha miał możliwość własnej interpretacji i skonfrontowania tego co myśli z obrazkiem czy muzyką, które ogląda czy słucha. Proletaryat najczęściej wrzucano do wora z napisem „punk rock”. Nie uważasz tego za nieco krzywdzące? Wasza muzyka zawsze zdecydowanie wybiegała poza ramy szeroko rozumianego punka. Wiesz, gdzieś tam w poczuciu swojej niezależności i sposobu w jaki żyjemy, w jaki interpretujemy to, co się wokół nas dzieje, w jaki funkcjonują relacje między nami, naszymi bliskimi czy też naszą publicznością, można powiedzieć, że jesteśmy punkowcami. Ja bym jednak unikał uogólnień, bo wiadomo, że diabeł siedzi w szczegółach. Myślę, że my jako muzycy, jako twórcy, nigdy nie próbowa-

liśmy szufladkować naszej twórczości w jakimś określonym kierunku. To samo tyczy się mnie czy moich kolegów, jeśli chodzi o zainteresowania muzyczne. Słuchamy po prostu wszystkiego co jest dobre, nie tylko tego co jest „właściwe” i tutaj tkwi klucz do całej sytuacji. Nie zamykamy się, nigdy się nie zamykaliśmy w jakiejś określonej konwencji, bo tak naprawdę to jest moim zdaniem strzał w stopę dla twórcy, kiedy próbuje się on w jakimś sensie określić. Raczej nie tędy droga. Powiedz jeszcze o projekcie Totem, w który byłeś swojego czasu zaangażowany, a w którym byli oprócz ciebie także muzycy TSA. Zespół ten nie doczekał się żadnej płyty, ale czy jest szansa aby powrócił i wreszcie coś nagrał? Temat projektu Totem jest już moim zdaniem za nami, czyli za mną i Stefanem (Machelem – dop. red.), bo to z nim za-

17

kładałem ten zespół. Cały czas jednak przyjaźnimy się i od czasu do czasu tworzymy jakąś muzykę, ale... Część projektu Totem została uwieczniona w postaci ostatniej płyty TSA, bo część utworów, które tam są to właśnie kawałki nad którymi pracowaliśmy razem. Jeśli jednak chodzi o sam projekt Totem to jest już historia. Kolejne projekty przybierały różne nazwy, ale nie będę ich teraz nawet wymieniał, bo niekiedy były bardzo głupie (śmiech). Faktem jest jednak, że pracujemy obecnie ze Stefanem nad zupełnie nowym materiałem, zupełnie nową muzą. Myślę, że dla wszystkich fanów, zarówno zespołu Proletaryat jak i TSA, jeśli oczywiście oda nam się doprowadzić ten projekt do finału.

Michał Cierniak metalizacja@index.zgora.pl

SEX IN THE CITY & END OF CARNIVAL WTOREK godz. 21:00 , PINACOLADA ZIELONA GÓRA STUDENCI I PANIE WSTĘP FREE 8 marca 2011 to aż dwa powody do świętowania. W tym dniu, tego roku DZIEŃ KOBIET łączy się razem z ostatnią impreza karnawału (tj. OSTATKAMI/ŚLEDZIK) i z tego właśnie powodu przygotowaliśmy najgorętszą imprezę na zakończenie karnawału w Pinacolada Music Club. Tego wyjątkowego wieczoru w klubie wystąpią m.in. Mc JACOB A. (znany wokalista występujący na największych i najbardziej prestiżowych imprezach, event’ach w Polsce i na świecie), DYNAMID DISCO (rozpoznawalny producent/dj mający na swoim koncie wiele remixów różnych hitów na szczytach listach przebojów, oraz TEE jeden z najszybciej rozwijających się Wrocławskich dj’ów. Nie zabraknie oczywiście instrumentów na żywo,. wystąpi SAMIEC (perkusja live) oraz suport dj’ski rezydentów Pinacolady. To wyjątkowe wydarzenie, gdyż będziecie mogli spodziewać się całej gamy nowoczesnej muzyki tanecznej, co gwarantuje skład zaproszonych przez jubilata przyjaciół. Klimatu dopełnią muzycy z żywymi instrumentami, różnego rodzaju gadżety oraz mniej lub bardziej przewidywalne, wcześniej zaplanowane działania, które zaskoczą gości nie pozwalając na chwile oddechu. Main Floor: [house, disco, latino, bossanova, soulful, groove, deep] Mc JACOB A [VOCAL], TEE, RALF NIGHT LOVER SIEXO +SAMIEC [Perkusja live!] Dancefloor: [lata ’80 , ’90 , r&b , dance , pop , mush up] DYNAMID DISCO


18

MARZEC 2011

Muzyka

Do usłyszenia INDEX LISTA Notowanie nr 81 (sobota, 26.02.2011.)

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10

Horyzonty Nie Umiem Czytać W Myślach Lady Gaga Born This Way Cherry Frozen What You Want Dżem Do Przodu Alexis Jordan Happiness Lavive No Time For Sleeping Hurts Wonderful Life Sunrise Avenue Hollywood Hills Duck Sauce Barbra Streisand Michael Jackson Hold My Hand

Głosuj na www.index.zgora.pl Za oknami możemy znaleźć już pierwsze oznaki wiosny, na dworze ciepło, w eterze wręcz upalnie. W 81 notowaniu pojawiły się pierwsze oznaki nowej pory roku. Dwa Skowronki: Lady Gaga, która zdobyła trzy statuetki "Grammy Award":(Album Roku Pop, Teledysk, Najlepsze Wykonanie Pop). Fani (z)Gagi czekają na jej nowy materiał, a ten ukaże się 23 maja. Drugim wiosennym ptakiem jest formacja: Sunrise Avenue. W swoim nowym singlu z zimnej Finlandii zabierają nas do słonecznego Hollywood. Fani grupy z krainy 1000 jezior czekają na nowy krążek finów. Dla was jest dobra informacja, zespół zakończył prace nad nowym krążkiem. Nowym Liderem Index Listy została formacja Horyzonty, która „Nie Umie(m) Czytać W Myślach”.

REKLAMA

Mateusz Kasperczyk, Audycja "Index Lista", sobota, godz. 18:00

R.E.M. „Collapse Into Now” Nie będzie dużej przesady w tym, że jest to najbardziej wyczekiwana premiera tej wiosny... a przynajmniej tego miesiąca. Michael Stype wraz z kolegami wreszcie powrócili z świeżutkim studyjnym albumem, który jest zdecydowanie bardziej eklektyczny niż ich ostatnie dzieła i obok ostrych rockowych kawałków, mamy również sporo klimatycznego grania. Tak czy inaczej już lista gości na płycie (Eddie Vedder czy Patti Smith) zachęca sama w sobie! Będzie zatem wielki sukces... lub wielkie rozczarowanie. Premiera: 7 marca THE VIEW „Bread and Circuses” Indie Rock na Wyspach Brytyjskich ma się wciąż dobrze, a jednym z dowodów na tą tezę jest grupa The View. Szkoci uraczą nas w tym miesiącu chlebem i igrzyskami, albo raczej cyrkami jak zwiastuje tytuł ich nowego krążka. Co ciekawe roboczy tytuł albumu brzmiał „The Best Lasts Forever”, czyli w wolnym tłumaczeniu „najlepszy przetrwa na zawsze”. I teraz nie wiadomo czy zmiana tytułu jest spowodowana małą wiarą w siebie, czy obawą przed zapeszaniem. Premiera: 14 marca THE STROKES „Angels” Wreszcie! Po pięciu latach przerwy wraca jeden z okrętów flagowych amerykańskiej alternatywy, czyli zespół The Strokes. Wszystko o nich można rzec, ale na pewno nie to, że są oni aniołkami. Skąd zatem ten tytuł? Raczej nie z powodu złagodzenia brzmie-

nia, bo te jest wciąż takie jak za starych czasów. Być może panowie chcieli uderzyć w nas autosugestią, że po przesłuchaniu tego krążka poczujemy się rozanieleni? Premiera: 21 marca PIOTR ROGUCKI „Loki – Wizja Dźwięku" Znacie Comę? Pewnie, że tak! A dla wielu Coma to przede wszystkim TEN głos – głos Piotra Roguckiego. Wokalista najpopularniejszej polskiej grupy rockowej ostatnich lat postanowił spróbować sił solo i efektem tego ma być płyta „Loki – Wizje Dźwięku”. Czy będzie odbiegać bardzo od Comy i czy sam Rogucki postanowi „odbiec” od swego zespołu? To póki co mogą być jedynie wizje, a nie pewniki. Premiera: 21 marca THE VACCINES „What Did You Expect From The Vaccines?” Dosyć przewrotny tytuł wybrali sobie młodzi londyńscy muzycy na swój debiutancki krążek. No bo czego tak naprawdę powinniśmy się po nich spodziewać? Nazwa mało znana, nazwiska grajków to już w ogóle, ale może w tym szaleństwie jest metoda i dostaniemy coś fajnego i świeżego? Poniekąd tak, gdyż ich muzyka może być takim świeżym powiewem na scenie rockowej, ale jednak potrafią oni czerpać garściami ze spuścizny rocka i takich kapel jak choćby The Ramones. Dla każdego zatem będzie coś miłego. Premiera: 31 marca Oprac. Michał Cierniak metalizacja@index.zgora.pl


Muzyka

MARZEC 2011

19

Wstrząsnąć Anglią Ach, Polly Jean. Czy ty kiedykolwiek przestaniesz być świetną? Jak można być przez całą niemal karierą klasą samą dla siebie, nagrywając często totalnie różne od siebie albumy, a jednak pozostając tą samą Polly Jean.? Po raz kolejny bezkonkurencyjna PJ Harvey tym razem pokazuje, jak pięknie można śpiewać o polityce. Przypomina, że minęły czasy, kiedy Anglia była mocarstwem. Niezbyt patriotyczna postawa, trzeba przyznać. Jednak jeśli ma temu towarzyszyć muzyka jak ta z „Let England Shake”, to nie mamy innego wyboru. Trzeba uwielbiać.

Ma nosa ta nasza PJ. Dosłownie i w przenośni – duży nos i usta rozmiaru niemal jaggerowskiego nie grają na jej korzyść, jeśli chodzi o wizualia, jednak omija wszelkie pułapki i raz za razem raczy nas wybornym materiałem. Taki był krążek „Uh Huh Her”. I „White Chalk”. „A Woman A Man Walked By” również. Takie też jest “Let England Shake”. Czyli wyszedł nam cały XXI wiek w dyskografii PJ. Jest moc w tej muzyce. I to tak wielka, że nie wyma-

ga głośnego grania. Polly gorzkie prawdy poubierała w zwiewne,

folkowe szaty, podśpiewując delikatnie. Czasem jej głos nabiera smutnego brzmienia, innym razem gorzko wyrzuca przywary swej ojczyzny. Za każdym razem działa to na korzyść muzyki i całego albumu. Najlepsze utwory? Tu wszystkie takie są. Możemy się jedynie umówić, że te najbardziej wyraziste to tytułowy „Let England Shake”, „The Words that Maketh Murder” i „Written on the Forehead”, ale wymieniając tylko te trzy mam wyrzuty sumienia, że nie wspomniałem

o pozostałej dziewiątce. Jak widzicie, nie wymieniłem żadnych przywar wydawnictwa. Nie dlatego, że ich nie ma, bo nic nie jest idealne. Dlatego, że w ogóle nie myśli się o wadach podczas słuchania „Let England Shake”, nie chce się ich dostrzec. Miłość wszak jest ślepa, a ja kocham Polly i jej nowe dzieło. Drżyj, Anglio i każdy, kto stanie na drodze PJ! Michał Stachura rocknoca@index.zgora.pl

ARTYKUŁ SPONSOROWANY

Pizza w środku nocy? Tylko w Grubym Benku!

Łukasz Pawłowski, właściciel Grubego Benka w Zielonej Górze, opowiada o nowo otwartym lokalu w centrum miasta. mo: im dalej, tym większe są ceny paliwa, ale jeśli chodzi o Zieloną Górę, dowóz nie kosztuje więcej niż 4 zł. Myślę, że to nie jest dużo. Klienci też nie narzekają: pizza zawsze dojeżdża ciepła, a kierowca ma wydać ;)

Zacznę od najważniejszego – jaką ofertę przygotowaliście dla studentów? Jesteśmy krótko na rynku i chętnie widzielibyśmy to w ten sposób, że to studenci zaproponują nam, jakie promocje chcieliby mieć, a my na pewno wybierzemy najciekawsze propozycje i się do nich dopasujemy.

pizzę można zamówić do późnych godzin nocnych.

A w tym momencie co jest największym hitem w pizzerii: Na pewno ser w rantach, czyli zawijany w brzegach pizzy, przez co nie są one suche i są smaczne. Kanapki Benka schodzą nam jak ciepłe bułeczki. Rewelacją jest inny niż wszędzie smak ciasta. Nietypowe są też godziny otwarcia. Tylko u nas

Idąc z duchem czasu - czy serwujecie dania wegetariańskie? Mamy gotową propozycję pizzy: Benek Wegetarianin, kanapki też jak najbardziej możemy przygotować bezmięsnie. Można samemu skomponować własną pizzę, na tym opiera się nasze menu, toteż każdy może stworzyć pizzę wedle własnych

potrzeb i upodobań. Czy można zamówić pizzowy catering? Tak – jest nawet spore zainteresowanie tym tematem. Obsługujemy imieniny, urodziny, większe imprezy, na przykład studenckie. A jak jest z dowozem? Dania dowozimy w godzinach otwarcia lokalu. Wiado-

Rozmawiała Alicja Szafran Gruby Benek ul. Krawiecka 5 (boczna od Starego Rynku) 68 414 5 515 Zapraszamy codziennie Pon-Śr 12:00-24:00 Czw-Sob 12:00-03:00 Nd 12:00-22:00 www.grubybenek.pl


20

MARZEC 2011

Miasto Filmów

MIASTO FILMÓW Piątek, godz. 13:00 na 96 fm

TOP 1 Dziewczyna z jajami Nigdy nie sądziłem, że kiedykolwiek powiem, że podobał mi się western. Śmiem w związku z tym twierdzić, że z tych braci Coen to jednak cudotwórcy, bo swoim nowym filmem „Prawdziwe Męstwo” sprawili, że tak się stało! Jest to co prawda remake filmu z Johnem Wayne’em, żeby było ciekawiej opartego na powieści. Cóż z tego, że historia 14 letniej Mattie Ross (Hailee Steinfeld) chcącej wymierzyć sprawiedliwość mordercy swojego ojca, nie jest autorskim pomysłem genialnych braci Hollywood? Wszak podali oni go w iście fenomenalny sposób. Przede wszystkim coenowski dziki zachód wcale nie jest taki czarno – biały jaki rysuje się nam w druzgocącej większości westernów. Tutaj nawet bohaterowie pozytywni, którzy zwykle są krystalicznie czyści, mają swoje za uszami – Rooster Cogburn (Jeff Bridges), którego Mattie prosi o pomoc w wytropieniu zabójcy taty, nie wylewa za kołnierz, przez co odwróciła się od niego rodzina. Z kolei drugi pomocnik naszej młodej bohaterki – strażnik Teksasu La Beouf (Matt Damon), to typowy materialista, któremu pieniądze zdają się przesłaniać inne wartości, na dodatek ma nieco przerośnięte ego. W krytycznej sytuacji jednak, każdy wie jak postąpić właściwie. Coenowie sprawiają także, że cały film ogląda się lekko i przyjemnie poprzez wplatanie akcentów komediowych, ociekających niekiedy wręcz absurdalnym humorem (próby ustrzelenia przez Cogburna kromek chleba latających w powietrzu, czy dentysta – amator odziany w niedźwie-

Nie zdziwię się, jeśli ta dziewczyna zostanie okrzyknięta największym odkryciem wśród dziecięcych aktorów od czasu Haley’a Joela Osmenta. dzią skórę). Ale obok fabuły i wymienionych czynników prawdziwym magnesem do „Prawdziwego Męstwa” jest gra aktorska. Jef Bridges jest po prostu fenomenalny z tym swoim lekko bełkoczącym przepitym głosem i gestami saloonowego zawadiaki. Partnerujący Matt Damon w niczym mu nie ustępuje i chyba nie trzeba mówić, że jego wersja Strażnika Teksasu bije na głowę tą norrisową.

I nawet nie musiał kopać nikogo z półobrotu. Jednak prawdziwą perełką jest kreacja Haille Steinfeld. Grana przez nią Mattie Ross sprawiła, że po raz pierwszy postać dziecka zgrywającego dorosłego nie śmieszyła mnie, tylko wypadła w mych oczach bardzo wiarygodnie. Ona po prostu, kolokwialnie mówiąc, ma jaja i nawet najtwardszych kowbojów byłaby w stanie wprawić w zakłopotanie swoim krótkim, acz dosad-

nym „mam dobrego prawnika”. Nie zdziwię się, jeśli ta dziewczyna zostanie okrzyknięta największym odkryciem wśród dziecięcych aktorów od czasu Haley’a Joela Osmenta. Nowy film braci Coen dowodzi zatem jednego – dobre kino zawsze się obroni, niezależnie od gatunku! Michał Cierniak metalizacja@index.zgora.pl


MARZEC 2011

TOP 2

▪ 127 godzin Danny Boyle – reżyser niepokorny i poszukujący. Tym razem opowiada nam historię młodego alpinisty Arona Ralstona, który w wyniku nieszczęśliwego wypadku zostaje uwięziony w skalnej szczelinie. Bohater jest typem samotnika, więc nie przyszło mu do głowy powiadomić kogokolwiek o swojej wyprawie w góry. Sam film przypomina swoją kameralnością „Pogrzebanego”, ale jest obrazem zupełnie innym. Jedynymi cechami wspólnymi są ograniczone miejsca akcji oraz ciężar udźwignięcia całej historii przez jednego aktora. James Franco ze swojej roli wywiązuje się wręcz koncertowo. Przy użyciu minimalnych środków pokazuje całe spektrum ludzkiego cierpienia, szaleństwa i rezygnacji. „127 godzin” to historia o sile woli, chęci przetrwania i granicach ludzkiej wytrzymałości. Obraz niezwykle przejmujący, wzruszający i szokujący tym bardziej, że przecież to wszystko wydarzyło się naprawdę. Paweł Hekman

Miasto Filmów

TOP 3

TOP 4

21

TOP 5

▪ Wszystko w porządku

▪ Miłość i inne uzywki

▪ Londyński bulwar

Nic i Jules to para żyjących gdzieś na przedmieściach Los Angels lesbijek. Wychowują one dwójkę dzieci – Lasera i kończącą właśnie 18 lat Joni. Rodzeństwo wpada na pomysł odnalezienia ich biologicznego ojca, którego nasienia użyły matki. Poznają Paula, wiecznego kawalera i lekkoducha. Ten, zaciekawiony, chętnie zaprzyjaźnia się ze swoimi dzieci, o których nie miał najmniejszego pojęcia. „Wszystko w porządku” to ciepła komedia o niezwykłej rodzinie drążonej zwykłymi problemami. Fenomenalnie dobrana ekipa aktorska, dzięki której widz bardzo szybko nawiązuje więź z bohaterami, słoneczne zdjęcia i bujająca muzyka tworzą przyjemny nastrój tej historii. Film wydaje się nieco odrealniony, więc tym bardziej zaskakuje, jak dużo siebie może w nim zobaczyć każdy z nas, bez względu na płeć czy orientację. Unikalna i uniwersalna historia zarazem.

Z pozoru romansidło. Typowe „ona i on”. Ale co się stanie, gdy do tego dodamy Viagrowy boom, Parkinsona i seks bez zobowiązań? Rok 1996, Jamie to tak zwany facet, który „kocha wszystkie kobiety”. Pewnego dnia wkracza w wielki i zawiły świat korporacji, farmaceutycznego lobbingu i medycznych paranoi Amerykanów. Rozprowadzając na cały rynek najnowszy produkt Pfizer’a – Viagrę, niemalże podbija świat. Pewnego dnia poznaje Maggie. Jamie chce związku, lecz chora na Parkinsona Maggie myśli tylko i wyłącznie o seksie bez zobowiązań. Wszystkie sceny łóżkowe z Gyllenhaalem i Hathaway są wspaniałe, najbardziej intymne, erotyczne i zabawne, jakie zdążyło zafundować nam tegoroczne amerykańskie kino. Zapowiadała się ciekawa produkcja obnażająca przemysł farmaceutyczny, wyszło bardziej romantycznie… Mimo wszystko to taki przyjemny bałagan.

Ze wszystkich rzeczy, których się nie spodziewałem, chęć pozbycia się z filmu Keiry Knightley, a pozostawienie w nim Colina Farrella, była na absolutnym topie, niewiele nad ożenkiem z Nicholasem Cage’em. A jednak! W „Londyńskim Bulwarze” Farrell pokazuje, że rozgłos zdobył nie tylko dzięki wielkim, ciemnym oczom, ale i umiejętnościom aktorskim. Bardzo londyńska opowieść o gangsterze usiłującym zerwać z przeszłością trzyma w napięciu, tam gdzie trzeba rozlega się parę strzałów do rytmu kilku świetnych utworów i najogólniej rzecz biorąc mamy do czynienia z całkiem smacznym kawałkiem kina gangsterskiego. Boli kilka zgrzytów, jak zupełnie niepotrzebna rola Knightley lub fabuła dość powolnie zmierzająca do punktu kulminacyjnego. Ale kiedy już on nadchodzi, to wynagradza naprawdę dużo! Film bezbolesny, choć entuzjazmu też brak.

Paweł Hekman

Paula Mościcka

Michał Stachura

MARCOWE PREMIERY W POLSCE

oprac. Paula Mościcka

„Sala samobójców” thriller/romans/animacja, reż. J. Komas Nazywany polskim Matrixem. „Fighter” biograficzny/dramat/sportowy, reż. D. O’Russell Walka na pięści, która pozwala odbić się od dna. „Jeż Jerzy” animacja, reż. W. Wawszczyk/T. Leśniak Komiksowy Jerzy wskakuje na wielkie ekrany i nie będzie to grzeczny jeżyk… „Sex story” kom. Romantyczna, reż. Ivan Reitman Układ o niezobowiązującym seksie - co z tego wyniknie? „Dzień Dobry TV” komedia, reż.Roger Michell Poznajcie mechanizmy telewizji śniadaniowej… od kuchni.


22

Miasto Filmów

MARZEC 2011

Krwistoczerwony dywan

HELENA BONHAM CARTER

Oscary – najważniejsze filmowe wydarzenie każdego roku. Jednak zanim cała Gala się rozpocznie, mamy okazję podziwiać nieodłączny jej element, czyli efekty najnowszych diet, ćwiczeń na siłowni, liposukcji, botoksów i zmagań całego sztabu ludzi od tzw. „wizerunku’. Zapraszam na największe skupisko ROBERT hollywoodzkiej próżności... DOWNEY JR.

MILA KUNIS

Widać osiemdziesiąt dwie Oscarowe Gale to szczyt kreatywności projektantów mody, bo tegoroczny Red Carpet wypadł wyjątkowo nijako, schematycznie, a przede wszystkim… bezpiecznie! Kreacje wprost dublowały się jedna za drugą, królował jeden i ten sam typ: prosta, długa, jednokolorowa. Niestety okazało się, że nie każdemu ten krój jest pisany i tym sposobem Scarlett Johansson (Dolce&Gaban a) ,

HALE BERRY

JENNIFER LAWRENCE

Melissa Leo czy Cate Blachet (Givenchy) wyglądały po prostu komicznie. W tym roku zdecydowanie dominowały pastelowo – kremowe kolory i o dziwo dawno już zapomniane krwiste czerwienie. Do tegorocznych triumfatorek Czerwonego Dywanu zdecydowanie możemy zaliczyć HALE BERRY w przepięknej kremowo - tiulowej sukni od Marchesy, JENNIFER LAWRENCE w perfekcyjnie dopasowanej czerwonej kreacji od Cavina Kleina i wprost niesamowite dzieło Elie Saab prezentowane na MILI KUNIS. Natomiast HELENA BONHAM CARTER, prawdopodobnie stwierdziła, że największym zaskoczeniem dla wszystkich, będzie jej przyjście na Galę w totalnie klasycznej, czarnej, gorsetowej suknię (Colleen Atwood), w dodatku w dwóch tych samych butach - nuda! Ale tego po niej nie spodziewał się nikt! Jedynym „dodatkiem” była czerwona podwiązka, do której przyczepiła brytyjską flagę. Pytana o powód, odpowiedziała z olbrzymim zdziwieniem „I’m British, so why not?!?”. Jak widać na Panie w tym roku nie było co liczyć, ale Panowie również nie popisali się kreatywnością. Standardowy ciemny garnitur, krawat lub muszka i tyle. Żaden nie pokusił się chociażby na kosmiczne okulary, wielką muszkę, jaskrawy krawat czy najmniejszy element wyróżniający się z tłumu. W całym tym smutnym zestawie najlepiej prezentował się ROBERT DOWNEY JR. w ciemnogranatowym garniturze od Armaniego, białej koszuli i krawacie oraz w swoich klasycznych okularach i zadziornym uśmiechu. Hollywood, stać Was na więcej! Paula Mościcka p.moscicka@uzetka.pl


Miasto Filmów

MARZEC 2011

23

OSCARY po godzinach Do każdego, kto oglądał rozdanie nagród Akademii filmowej i nie wie, komu przypadła złota statuetka Oscara, bo usnął! Od tegorocznej gali wiało nudą w stopniu dużo przewyższającym granice ludzkiej wytrzymałości. Dlatego przedstawiamy alternatywną wersję wydarzeń tamtej nocy: co by sie działo, gdyby Akademia zatrudniła właściwych ludzi do pracy. Na łamach "UZetki" (ponownego) rozdania Oscarów dokonują Paweł Hekman i Michał Stachura. Michał: Witamy na 83 gali rozdania Oscarów. Ubiegły rok obfitował w niezwykłe wydarzenia. Paweł: Niestety niewiele z nich miało związek z dobrą kinematografią. Wystarczy wspomnieć chociażby "Seks w wielkim mieście 2" czy kolejną cześć sagi "Zmierzch". Jednak nie to dziś będzie najważniejsze. M: Nikogo tak naprawdę nie obchodzą nagrody za scenografię, kostiumy czy dźwięk. Dlatego my ograniczymy się do najważniejszych kategorii i filmów. P: W związku z cięciami w kategoriach jesteśmy budżetowo najtanszą galą w historii i jest to nasza odpowiedź na kryzys finansowy i globalne ocieplenie! M: Oto najważniejsze filmy z objaśnieniem (za darmo!), dlaczego zostały wyróżnione. P: Ale podobno ktoś już rozdał Oscary gdzieś za oceanem, więc skonfrontujemy ich wyniki z naszymi. Gala rozdania nagród amerykańskiej Akademii Filmowej nie potoczyła się tak, jak byśmy tego chcieli. Było mnóstwo dłużyzn i kiepskich żartów. Jaśniejszymi momentami były wystąpienia: Kirka Douglasa oraz pary Robert Downey Jr. i Jude Law, a także wymsknięte przekleństwo z ust Melissy Leo. Poza tym było jeszcze nudniej niż w zeszłym roku, co śmiało można uznać za wyczyn niebywały.

Najlepszy aktor

Najlepszy film "Jak zostać królem" P: Historia króla Anglii z problemami natury paszczowej. M: Okazuje się, można robić ciekawe filmy historyczne... O ile dużo w nich humoru i lekkości. Nie przypadł mi tylko do gustu odtwórca głównej roli, cały czas się jąkał. P: Na główną nagrodą zaslużył jednak dużo bardziej film "Social Network", tam przynajmniej wszyscy mówią zrozumiale, a nawet jeśli nie, to ostatecznie można to później przeczytać na Facebooku. M: Tak jest, nasza nagroda leci do tworców "Social Network".

Colin Firth ["Jak zostać królem"] P: Colin zdecydowanie zasłużył... M: Jeff! P: Jeff zagrał bardzo dobrze, ale Firth stworzył niezwykłą... M: Jeff! P: Ale on w zeszłym roku... M: Jeff! P: Musimy pójść na jakiś kompromis. M: Dobra. P: Myślę, że... M: Jeff!

Najlepsza reżyseria Tom Hooper ["Jak zostać królem"] M: Gość, który przyjmuje jąkały do obsady jakoś mi nie imponuje. P: David Fincher mocniej musiał się napracować przy okazji swojej produkcji i zdecydowanie bardziej zasłużył, motyla noga! M: Fincher ma za swoje skoro gra na nosie Akademii, musi liczyć się z tym, że Akademia będzie miała go w nosie. Tym, na którym gra.

Najlepsza aktorka Natalie Portman ["Czarny Łabędź'] P i M: Komentarz przecież jest zupełnie zbędny...


24

Telewizja

MARZEC 2011

Kochamy nowe seriale

cz. 3

Każdy dobry serial musi się kiedyś skończyć. Najlepiej z pomysłem, nie za późno, zanim wena się skończy. Z tak zwaną pompą, z przytupem. Kończymy naszą małą serialową trylogię kategorią najbardziej oczywistą i chyba najpopularniejszą: komedie. Dobry humor jest zawsze w cenie, tym bardziej, że mało jest produkcji wywołujące jego szczere salwy. Na koniec proponujemy jeden twór nieznany, jeden robiący furorę i jeden będący swego rodzaju klasykiem.

Wszystko, byle osiągnąć status gwiazdy!

Los muzyka nie należy do najłatwiejszych. Wiedzą o tym członkowie zespołu Flight Of The Conchords, których przygody poznajemy w serialu o tym samym tytule (dostępnym u nas na DVD!). W rodzimej Nowej Zelandii byli pasterzami, wyemigrowali jednak do Nowego Jorku, by zostać gwiazdami rock’n’rolla. Albo hip hopu. Może chociaż R’n’B? W zasadzie czegokolwiek, byle osiągnąć status gwiazdy muzyki. Wielkie Jabłko nie jest jednak przychylne naszym bohaterom i muszą oni się sporo namęczyć, by się w nie wgryźć. Nowozelandzcy komicy Bret McKenzie i Jemaine Clement w rolach ich samych z niesamowitym dystansem naśmiewają się, z czego popadnie. Brak tu jednak wulgarności, właściwej dla podobnych produkcji. Mamy za to inteligentne gagi, świetne piosenki z genialnymi tekstami

i mnóstwo dobrej zabawy w towarzystwie samozwańczego „czwartego najpopularniejszego nowozelandzkiego duetu folkowo-kabaretowego”. Określić siebie w jakimkolwiek rankingu na miejscu innym niż pierwszy ani myśli dr Sheldon Cooper, fizyk teoretyk, wykładowca na uniwersytecie w Pasadena. Razem ze swoim współlokatorem Leonardem, sąsiadką Penny i dwoma przyjaciółmi, Howardem i Rajeshem, od 2007 roku są odpowiedzialni za bóle brzucha niżej podpisanego. Spowodowane śmiechem oczywiście. Bezskuteczne próby pojęcia norm społecznych przez czwórkę geniuszy (czy raczej – „trójkę geniuszy i ich przyjaciela

Czy naszym przeznaczeniem jest stać się nerdami?

Howarda”) połączone z zadurzeniem Leonarda w Penny stanowią trzon wydarzeń w „Teorii

Wielkiego Podrywu”. Mamy tu również walor edukacyjny – co jakiś czas wraca refleksja, jak będziemy reagować na drugiego człowieka, jeśli całe dnia spędzać będziemy przed komputerem? Czy będziemy potrzebować znaków z napisem „sarkazm”? Okrzyku „bazinga!”, by zorientować się, że opowiedziano nam właśnie dowcip? Czy przeznaczeniem nas wszystkich jest zostanie nerdami? Na sam deser zostawiam serial, z którego „Teoria Wielkiego Podrywu” czerpie garściami, a który jest zarazem jednym z najlepszych seriali komediowych wszech czasów. Mowa oczywiście o „Różowych latach siedemdziesiątych”. Prześmieszna, przeprawdziwa historia dojrzewania przyjaciół z Wisconsin. Pierwsze miłostki, problemy z rodzicami, eksperymentowanie z używkami (i najlepsze przedstawienie „haju” wszechczasów!), testy przyjaźni i duuużo więcej z pomysłem i smakiem osadzone w realiach lat 70. ubiegłego wieku. Aż sześć z ośmiu sezonów to twory mistrzowskie, a potem forma spada tylko troszeczkę. Postaci takie jak z lekka ciapowaty Eric, paranoik Hyde, idiota Kelso, egocentryczna Jackie, czy Red, który w każdym momencie jest gotowy wsadzić wam swoją dolną kończynę tam, gdzie nie trzeba, to majstersztyki. Aktorski popis, zarówno indywidualnie, jak i w

pracy zespołowej. I tylko łezka się w oku kręci, że w tym przypadku dzieło jest skończone, nie ma co czekać na więcej. Ale to, co jest... zresztą co tu dużo gadać: nie ma słabych punktów. Pozycja obowiązkowa.

Przeprawdziwa historia dojrzewania przyjaciół... I to by było na tyle, jeśli chodzi o seriale. Zdmuchnęliśmy ledwie pyłek z wierzchołka góry lodowej. Mam jednak nadzieję, że znaleźliście swój ulubiony serial, może nawet kilka, lub przynajmniej te parę słów skłoniło Was do obejrzenia choć jednego epizodu z nieznanego show. Jeśli tak – nadal szperajcie, szukajcie, poznawajcie i – koniecznie – dajcie znać. Michał Stachura rocknoca@index.zgora.pl


Wasza poezja

MARZEC 2011

Milion

myśli

Wiosna już niebawem buchnie kolorami. Choć skutecznie trzymana przez zimę. Jednak nie straszne nam niskie temperatury, gdy perspektywa obrazu i koloru o tej porze roku, mimo wszystko napawa nas optymizmem. Słońce energicznie zachęca do działania. Wywołuje uśmiech na szarych zimowych twarzach. I jak mantra powtarzane słowa, „poeta to malarz, a słowa to barwy”, pasują do marcowego wydania „UZetki” oraz do rubryki poetyckiej „Milion myśli”. Bo pióro czy klawiatura to taki pędzel. Zgrabne maźnięcie tworzy obraz. Indywidualny tak bardzo, jak indywidualny jest każdy z nas. Wysyłajcie swoją poetycką twórczość na adres wiersze@index.zgora.pl

Audycja Milion Myśli - środa, godz. 22:00 na 96 fm a może… Z burzy z rozsypanych koralików z rozszczepienia światła z ożywionych wiatrem liści po deszczu po zmroku po świętach kiedy będzie lepsza pogoda stworzę dzieło. Basza: „Słowa są proste. Zrozumiałe. Wiersz może okazywać emocje, opowiadać. Sama forma wiersza wiąże się z treścią. Wiersz powinien mieć własny rytm czy melodię. Po tym autor jest rozpoznawany”. Zachwyt nie jestem szlachetnie urodzona nie jestem wysoko wykształcona nie jestem bogata ani urodziwa ale jestem wrażliwa na piękno i bez końca odkrywam bogactwo natury w promieniach słońca Bolesława Wdzięczna: „Podmiot liryczny nie utożsamia się z piszącym, a z jego uczuciami, które czasem inspirują do tego, by pisać. Jakaś treść, jakieś przeżycie. Wyrażenie zachwytu o drugiej osobie. A nawet obawy czy złych emocji”.

25

Ula Seifert

Fiolet Moje życie Fioletem się barwi nie tęczą, nie paletą Picasso pod "Wojną" nie Słońcem, deszczem ... Moje życie jest fioletowe Moja miłość ma kolor francuskiego burgundu Moja matka ma kolor wiatru roztrzepanej ochry a czasem bezbarwnego ultrafioletu

Leonardo

Mój Ojciec ma kolor karo-kasztanowaty niczym koń z antycznymi skrzydłami

na poddaszu Moja siostra ma kolor biały tańcząc miedzy aniołami, Świętego Łukasza Mój brat ma kolor zloty stoisz przed blejtramą jak ta statuetka filmowa bardzo prestiżowa pędzlem wrażliwości malujesz Giocondę moje życie jest teraz ciemno fioletowe ze szkolnych lat malując je na prześcieradle już w półmroku wspomnień wiem utrwalasz jej spojrzenie i dwuznaczny uśmiech Angelika S. dla wielu stał się zagadką życia dla ciebie – natchnieniem w wynajętej pracowni jesteś Leonardem własnej tęsknoty Iza Zubko: „Zgadzam się ze stwierdzeniem, że poeta jest jak malarz, a słowa są jak barwy. To bardzo trafna metafora. Poeta słowami zapisuje czas, a wrażliwością słów przedstawia kolorystykę wiersza. Wówczas powstaje przepiękny obraz, tyle że nie na płótnie, a na kartce papieru”.


26

MARZEC 2011

Książka

Na marcowe święto kobiet „Księga życia kobiety: ciało, psychika, duchowość” Joan Borysenko Książka ta omawia cykle życia, które są udziałem wszystkich kobiet oraz porusza sprawy ważne dla większości z nich. Zdaniem Joan Borysenko, kobieca mądrość, intuicja i specyficzny sposób postrzegania świata sprawiają, że kobiety mogą odegrać kluczową rolę w dziele tworzenia nowej kultury. Są jednak spragnione wiedzy o sobie samych, chciałyby dostrzec własne problemy w innym świetle, poszukują inspiracji do pracy nad sobą. Dlatego właśnie autorka „Księgi życia kobiety” przedstawia nową teorię rozwoju kobiety, całkowicie odmienną od dotychczasowych, opartych na męskim modelu rozwoju człowieka. Zawarte w tej książce naukowe opisy procesów rozwojowych podane są w sposób przystępny i klarowny, a dziesiątki przykładów pozwalają lepiej zrozumieć prezentowane tezy. Dzięki temu jej lektura może być pasjonującym zajęciem dla wszystkich czytelniczek, niezależnie od ich wieku, przekonań i poziomu wiedzy. PEDAGOGICZNA BIBLIOTEKA WOJEWÓDZKA im. Marii Grzegorzewskiej w Zielonej Górze, al. Wojska Polskiego 9 Czynna: pon. - pt. 8:00 - 19:00, sob. 8:00 - 15:00. www.pbw.zgora.pl

Big brother mimo woli „Nie da ci tego ojciec, nie da ci tego matka, co może dać ci sąsiad czy sąsiadka” - takim hasłem reklamuje się mój sąsiad, który dał, a właściwie założył nam, wszystkim sąsiadom, profil. Na Facebooku. Na klatce schodowej wywiesił kartkę z jego nazwą. Teraz wystarczy tylko kliknąć: Lubię to! Co zapewne prędzej czy później uczynię. Bo co mi szkodzi? Ale to nie zmienia faktu, że dalej będę się zastanawiać: po co nam to? Miało być wspólne redagowanie, kreowanie naszego miejsca, tym razem w sieci, osiedlowe plotki. A tymczasem na stronie tylko zdjęcie budynku i owej kartki wywieszonej w klatce. Poza tym pusto wszędzie, głucho wszędzie. No, chyba z tym ostatnim trochę przesadziłam. Głucho to na pewno nie jest. Mam wrażenie, że sąsiada z boku mam nad wyraz leniwego. Zamiast zalogować się na Face-

booku i tam chwalić się swoimi gustami muzycznymi, wyjątkowo często prezentuje je mi i, podejrzewam, sąsiadowi z jego drugiej strony i tego pod nim. Przekonałam się też ostatnio, że dziecko, które mieszka nade mną, interesuje się bieganiem. Najlepiej koło 21, w tę i z powrotem. Prawdopodobnie, gdy się zmęczy, zaczyna skakać. Ach, zapomniałam, ono się chyba nigdy nie męczy. Może tak biegać naprawdę długo. Określić, ile, nie umiem. W każdym razie na tyle długo, że nerwy puszczają. A nie jestem osobą zbyt przeczuloną na takiego typu rzeczy. Na szczęście do wielu dźwięków już się przyzwyczaiłam. Kiedy coś zaczyna szumieć… Wiem, że to

nie pralka się zepsuła. Po prostu sąsiad się kąpie. A gdy mam wrażenie, że włącza się jakiś alarm, okazuje się, że sąsiadka zaczyna trenować arie. Gdyby zgrać dźwięki, jakie przeciętny człowiek mieszkający w bloku słyszy zza ściany, można, by nagrać płytę, napisać książkę i zrobić ciekawy program telewizyjny, do którego wykorzystania potrzebne, by były zdjęcia/ filmiki z okna sąsiada z naprzeciwka. Ale z tym też oczywiście nie byłoby problemu. Przy dzisiejszych technologiach, aparatami czy kamerami z czternastokrotnym zoomem. Zważając na to, że okna są stosunkowo blisko siebie. Big Brother się chowa! O sąsiadach można dyskutować w nieskończoność. I rów-

nie długo można na nich narzekać. To znaczy do czasu, kiedy nie zdamy sobie sprawy, że sami nimi jesteśmy. I że nas też widać i słychać. I że nie potrzeba kamer, aby być na podglądzie. Wracając do sąsiadowego profilu facebookowego. Choćby było na nim mnóstwo wpisów, gdyby każdy dołożył coś od siebie, to i tak najciekawsze będzie to, co dochodzi zza ściany. To, co wychodzi, mimo, że miało być tajemnicą. Tymczasem na jaw wyszło to, że akustyka naszych mieszkań jest powalająca, a podejrzewam, że nikt, kto się tym zajmował, nie chciałby, aby ktoś o tym usłyszał. Karina Ostapiuk


Teatr Lubuski

MARZEC 2011

27

SPOT!

Sensowne przedstawienie o Tobie! Zwykle uciekałam przed nimi, gdzie tylko mogłam. Tym razem biegłam na złamanie karku, żeby przyjrzeć im się z bliska. W pełnym pędzie po krętych schodach wpadłam do kameralnej sali, a tam już dopadły mnie te nieprzypadkowe wypełniacze czasu emisyjnego. Prawie dzieła sztuki na bilbordach i ścianach budynków oraz słodkie, bezadresowe liściki ze skrzynek pocztowych. Śmiały się i patrzyły na mnie swoimi wielkimi oczami ze sceny Lubuskiego Teatru. Reklamy w spektaklu poświęconym wyłącznie im. Odmiana reklamy przez wszystkie przypadki. Istna obróbka bezosobowych informacji o dzisiejszym rynku, promujących dany produkt. Zwykle podane tak sprytnie i zachęcająco, że nie sposób im się oprzeć. Magdalena Engelmajer, Anna Haba, Ernest Nita i Piotr Charczuk bawią się nimi, wcielając się w różne postaci. Zwinnie jak kameleony, z prędkością światła przechodzą z atakowanych w głównych napastników. Piotr Charczuk -

syn, by za moment oferować wspaniałe łazienki pewnej młodej parze. Prędkość metamorfoz i historii zaczerpniętych z życia bombarduje nas bez przerwy. Nie nadążasz? Pospiesz się, bo od teraz będzie jeszcze szybciej. W końcu wczorajsza reklama nie jest już aktualna, dziś jest nowa – lepsza – a wraz z nią jeszcze lepsze produkty, bez których nie możesz normalnie żyć. Nie możesz być modny, nie za-

Tekst "SPOTu!" powstał na bazie prawdziwch reklam, które każdy z nas słyszy codziennie w radiu i ogląda w telewizji. Mówimy o tym czy wyjechać z kraju czy zostać. Poruszamy tematykę kredytów mieszkaniowych, kobiecych diet, pracy, która polega na codziennym klikaniu myszką oraz wszystkich tych spraw, które nas denerwują a o których boimy się głośno powiedzieć. wspaniała kreacja mężczyzny, który właśnie stracił pracę i przeraża go termin spłaty kolejnej raty kredytu hipotecznego. Po chwili staje się facetem, który bawi się gumowym dinozaurem z większą pasją, niż jego

błyśniesz w towarzystwie, nie zaimponujesz dziewczynie. Popatrz na siebie. Jak wyglądasz? Czy będziesz atrakcyjny dla pracodawcy? Na Twoje miejsce jest 10 innych osób. Masz dwa kierunki studiów i trzy kursy? Inni

mają trzy i znają 4 języki obce. A Twoje mieszkanie? Zrobiło wrażenie na znajomych? Zrób coś - za miesiąc znów Cię odwiedzą, a Ty masz wciąż te same firanki. W końcu: „Ty tu urządzisz” - powiedziała słodkim jak miód głosem pani z reklamy. Na scenie można obejrzeć prawdziwy miszmasz spotów, haseł z kampanii i tekstów reklamowych. Każdy z aktorów wykonuje piosenkę, tańczy. Za ich plecami telebim wyświetla dobrane do scenki tło multimedialne, zamyka w całość prezento-

waną sytuację. Wszystko jak w reklamie, wszystkie chwyty dozwolone i pożądane. Tylko świat przedstawiony i życie bohaterów znacznie odbiega od reklamowanej „rzeczywistości”. Widocznie „prawie tak samo”, naprawdę robi różnicę. Sztukę SPOT! obejrzycie w Teatrze Lubuskim w marcu oraz kwietniu, a repertuar znajdziecie na stronie www.teatr. zgora.pl Karolina Bibik


28

ROZRYWKA

Sponsor strony: www.absolutorium.com

MARZEC 2011


29

fot. sxc.hu

MARZEC 2011

Studenckim okiem...

Oczy – zwierciadło duszy, czujny obserwator. Doskonały narząd, który pozwala nam widzieć otaczający świat. Zamknij je teraz na chwilę i pomyśl, jak wyglądałoby Twoje życie, gdyby nie wolno było Ci ponowie otworzyć oczu… Wielu z nas nie jest w stanie wyobrazić sobie świata bez barw, figur, twarzy bliskich osób. Na szczęście możemy cieszyć się z tego dobrodziejstwa czytając tę "UZetkę". Oko to jeden z narządów ludzkiego ciała, które szybko się starzeje. Już po czterdziestce obraz zaczyna być mniej ostry, a napisy w dali zamazane. Jest to niestety przypadłość ludzkiego ciała, które nie zawsze będzie piękne i sprawne. Często nieświadomie przyspieszamy proces psucia się naszego wzroku. ▪ Mrugaj częściej Podstawowym przyspieszaczem starzenia się oczu jest komputer. Nie sam w sobie, ale wielogodzinne patrzenie w mo-

nitor bez mrugania powiekami. Powieki nawilżają oko i pozwalają mu odpocząć. Proponuję przykleić samoprzylepną karteczkę nad ekranem „ZAMKNIJ OCZY”. Bo pochłonięci treścią lub obrazem po prostu zapominamy o tej czynności. ▪ Zadbaj o światło Podczas sesji spędzamy długie godziny przy notatkach i kserówkach. Pismo naszych znajomych często jest trudne do odczytania, dlatego nasze oczy muszą być bardzo wytężone. Ważne jest, by nauka odbywała się przy odpowiednim świetle. Nie może być zbyt ostre ani za słabe. Efektem odpowiedniego dostosowania światła będzie brak pieczenia, łzawienia i in-

nych nietypowych objawów. Złe oddziaływanie na wzrok ma też dym papierosowy. Powoduje podrażnia spojówki i nadmierne łzawienie. Osoby, które noszą okulary, powinny regularnie badać wzrok. Nie ma dla nich nic gorszego, jak noszenie latami tych samych szkieł. ▪ Zrób kokardkę Już w przedszkolu uczono nas przewracać oczami. Zabawy na kręcenie gałkami ocznymi pozwalają zachować dobrą widoczność. Najbardziej popularna jest „kokardka” lub w wersji męskiej „ósemka”. Wystarczy wyobrazić sobie na stałej płaszczyźnie jej kształt i śledzić go wzrokiem nie ruszając głową. Dobre jest też wytężone patrze-

nie w prawo, w lewo potem w górę i w dół. Odpowiednim zadaniem dla gimnastyki oka jest też ćwiczenie polegające na obserwowaniu jakiegoś przedmiotu stojącego blisko nas, a następnie przenieśmy wzrok na przedmiot znajdujący się gdzieś w oddali. Ważne, by przedmioty były stałe, a my nie zapominajmy o częstym mruganiu. Tylko oczami możemy zobaczyć cały nasz świat! Dobrej zabawy.

Paweł J. Sochacki


30

MARZEC 2011

Sport

Prezes sezonowy

Sportowy MMS

Wiele osób zaskoczyło oświadczenie Roberta Dowhana, że zamierza zrezygnować z funkcji prezesa Falubazu. Informacja ta najpierw pojawiła się na ostatnim spotkaniu w Zielonogórskim Centrum Rekreacyjno-Sportowym, na którym spotkali się zawodnicy i działacze zielonogórskiego klubu ze sponsorami. Po podpisaniu umów sponsorskich i listów intencyjnych Robert Dowhan poinformował, że po sezonie 2001 rozstanie się z klubem. Zaznaczył również, że jego decyzja jest nieodwołalna. Początkowo powiedział dziennikarzom, że doprowadzi klub do końca sezonu, bo chce dotrzymać podpisanych umów. Jednak ostatnie donie-

sienia wskazują, że stanie się to szybciej, bo już 3 marca tego roku. Dowhan opuści prezesowski fotel, ale nadal pozostanie w klubie, by wywiązać się z zadań, których się podjął. Swoją decyzję tłumaczył, że kiedyś musi przyjść taki moment, a dziesięć lat w jednym miejscu to kawał czasu. Po zakończeniu współpracy z klubem zamierza skupić się na prowadzeniu swoich dwóch firm i zrealizować niedokończone plany, na które brakowało mu dotychczas czasu. Na decyzję o rezygnacji z prezesowania klubem mieć mógł fakt, że Dowhan nie

mógł równocześnie łączyć funkcji prezesa klubu i radnego miasta. Decyzja ta wywołała konsternację wśród zawodników, ponieważ prezes jest gwarantem stabilności klubu. Dowhan pracuje na rzecz klubu od 10 lat, a od 2003 roku jest jego prezesem. To za jego kadencji klub zdołał wyjść na prostą, a w ostatnich trzy lata to pasmo sukcesów w postaci 3 medali Drużynowych Mistrzostw Polski.

W.K.

21 lutego Tomasz Herkt został zwolniony z funkcji trenera Zastalu Zielona Góra. Szkoleniowiec, który wprowadził drużynę do Ekstraligi zapłacił posadą za serię trzech porażek. Klub powierzył funkcję pierwszego szkoleniowca, dotychczasowemu asystentowi Tomaszowi Janowskiemu. Kamil Kwaśniak

Szczypiorniści walczą, siatkarze na feriach

Zielonogórscy siatkarze AZS-u, dla pesymistów, skończyli sezon za wcześnie. Dla optymistów ważne, że utrzymali się w lidze. A w przypadku szczypiornistów wszyscy, zarówno optymiści, pesymiści, jak i realiści, kibicują w utrzymaniu zespołu w lidze. Szczypiorniści z Zielonej Góry w lutym zaczęli od sparingu z niemieckim zespołem Mullerprose. Akademicy ograli trzecioligowca zza zachodniej granicy w stosunku 35:31. Trener Marek Książkiewicz nakazał zawodnikom potraktowanie tego spotkania jako meczu o punkty, tak aby zawodnicy nie stracili rytmu meczowego w przerwie ligowej. Po powrocie do rzeczywistości AZS zagrał u siebie z ekipą NLO SMS Gdańsk. Outsider z Trójmiasta był jeszcze niżej w tabeli od zielonogórzan, więc porażka z nimi nie wchodziła w grę. AZS powtórzył wynik z meczu z Niemcami i zanotował tym samym pierwsze zwycięstwo w 2. rundzie. Drużyna dobrze wyglądała na tle juniorów i zasłużenie wygrała. Szybka gra, skuteczna obrona w ustawieniu 6-0 – członkowie gdańskiej drużyny i zielonogórzanie chwalili system AZS-u. Drużyna zajmuje 10. miejsce w tabeli i coraz lepsze widoki na przyszłość.

Siatkarze AZS-u Zielona Góra 5 lutego wygrali 3:0 w derbach z Olimpią Sulęcin. Słowami trenera gości, Łukasza Chajca „było to lanie, a nie przegrana”. Faktycznie, mecz trwał około godziny, a goście w żadnym secie nie zdobyli dwudziestu punktów. Zwycięstwo przyszło zielonogórzanom zbyt łatwo. Przed wyjazdowym meczem z Krispolem Września szanse na awans do playoff były czysto matematyczne. Jednak AZS musiał wygrać z głównym liderem i oglądać się na wynik Sobieskiego Żagań. Pierwszy punkt został oblany – AZS przegrał 1:3. Także w drugim warunku nie udało się – żagańska drużyna odprawiła rywala, LO MS Świnoujście bez straty seta i zasłużenie awansowała do fazy play-off. Zielonogórzanie zakończyli sezon, ale zapewnie nie chcieli mieć przyspieszonych ferii. Kamil Kwaśniak k.kwasniak@uzetka.pl


MARZEC 2011

Sport

31

Amatorzy z Federacji Polskim pokerzystom organizacje pokerowe są tak samo potrzebne jak Kaczyński polityce - takie zdanie usłyszałem od jednego znajomego. Trochę w tym racji, szczególnie jeśli spojrzymy jak jedna z nich robi z nas głupków. Napisałem jedna, bowiem w Polsce istnieją dwie ogólnopolskie organizacje pokerowe skupiające pokerzystów. Pierwsza z nich to Polska Federacja Pokera Sportowego, natomiast druga to Polski Związek Pokera. PFPS powstała w grudniu 2008 roku. Jej głównym celem miało być zjednoczenie polskiego środowiska pokerowego i podjęcie działań, mających przekonać przeciętnego obywatela, że poker to sport. Tymczasem do dnia dzisiejszego PFPS wsławiła się przede wszystkim dwoma aferami. ▪ Przekręty Federacji Pierwsza z nich dotyczyła Tobet Pucharu Polski. Początkowo pula nagród w wielkim finale miała wynieść 200 000 punktów rankingowych, które sponsor rozgrywek miał wymienić na 50 000 euro. Jednak tuż przed finałem pula zmniejszyła się o 48 000 euro. Prezes Federacji próbował zrzucić całą odpowiedzialność na firmę Tobet, jednak to również ,,dzięki” jego działaniom oszukano pokerzystów, którzy uwierzyli w jego zapewnienia o wysokiej puli (prezes obiecywał coś, czego nawet nie miał na piśme!). Druga impreza, w którą zamieszana była Federacja, to Tatra Series of Poker 2011. Odwołano ją z powodu nie wykupienia przez Polaków odpowiedniej ilości wejściówek. Prawda jest jednak taka, że tu też w dużej mierze zawaliła (po raz kolejny) PFPS. Do współpracy wybrał Mermaid Poker. Pytacie, co to? Ja też o nich usłyszałem do-

piero w związku z TSOP 2011. Widać Federacja nie nauczyła się niczego po ,,Tobet Gate” i postanowiła współpracować z coraz mniej znanymi firmami. ▪ Potrafimy się zjednoczyć Pojawia się więc pytanie, czy polscy pokerzyści w ogóle potrzebują jakiegokolwiek związku, który reprezentowałby ich interesy? W obecnej sytuacji, gdy obowiązuje bubel prawny w postaci ustawy ,,hazardowej” taki związek na pewno jest potrzebny. Chociażby po to, aby pokazać rządowi, że potrafimy się zjednoczyć i będziemy walczyć o zmianę prawa. Po drugie ogólnopolski związek ma większą siłę przebicia przy negocjacjach ze sponsorami, przy organizowaniu dużych imprez (to będzie tak naprawdę możliwe po zmianie prawa). Zawsze lepiej jest, gdy jakaś grupa jest sformalizowana. Takie było założenie Polskiej Federacji Pokera Sportowego. Co z tego wyszło? Już na samym początku istnienia w Federacji doszło do konfliktu, w efekcie którego z PFPS pożegnał się Michał Wiśniewski, jeden z założycieli Federacji. Postanowił on wziąć sprawy w swoje ręce i założył Polski Związek Pokera. Niedawno PZP uzyskało wpis do KRS i od teraz może oficjalnie działać. Jak im pójdzie? Cóż, twórczość artystyczną Michała Wiśniewskiego i Ich Troje można oceniać różnie (ja oceniam negatywnie), ale jednego nie można mu odmówić. A mianowicie osobowości. Lider Ich Troje wyróżnia się na pol-

Czy Michał Wiśniewski okaże się asem w rękawie środowiska pokerzystów? skiej scenie muzycznej, co pozwoliło mu odnieść wielki sukces i nieźle na tym zarobić. Teraz, jako miłośnik pokera postanowił zrobić coś dla tego środowiska. Liczę, że jako prezes PZP również będzie potrafił wykorzystać swoją osobę, aby polski poker wyszedł z podziemia. Ponieważ PZP działa od niedawna to na efekty musimy jeszcze poczekać. Ja wierzę, że będą o wiele lepsze niż te, które zaserwowała nam PFPS. Federacja swoimi dyletanctwem zraziła wielu pokerzystów, którzy mają prawo nie mieć zaufania również do PZP. Głównym zadaniem Związku jest więc przekonać nas- pokerzystów, że warto im zaufać i przystąpić do PZP, aby wspólnie rozwijać pokera w naszym kraju. Jedynym minusem PZP

jest to, że nie należą do International Federation of Poker (ich członkiem jest PFPS). Ale być może nadejdzie taki czas, że albo PZP wchłonie PFPS, albo ta ostatnia się rozpadnie i tym samym Związek zajmie ich miejsce. W świetle obecnych wydarzeń obie opcje wydają się najlepszym rozwiązaniem.

Pełną wersję artykułu znajdziecie na www.poker-live.weeebly.com Jakub Suszka


32

Styl studenta

MARZEC 2011

Hand Made ▪ Dawniej, gdy coś nam się podobało u koleżanki, pytaliśmy: - Gdzie to kupiłaś? Teraz należy spytać: - Kto Ci to zrobił? Przez wiele lat ubrania czy biżuteria tworzone techniką hand made kojarzyły nam się z naszymi babciami lub matkami, w czasach, kiedy krucho było z pieniędzmi jak i z wyborem trzeba było sobie samemu radzić. Hand made nie może być stylem życia w ciężkich czasach, gdyż nie jest kwestią wyboru, tylko koniecznością. A koniecznością trudno się bawić.

Jednym z pomysłów na biżuterię jest filc, który występuje w wielu kolorach. Z kolorowej modeliny można ulepić figurki lub elementy biżuterii. Z kolei Art Clay to srebrna lub złota

Weź sprawy w swoje ręce

masa, z której ulepić można dowolny kształt, można stworzyć dzieła, albo użyć guzików czy zamka błyskawicznego. Z gotowych półfabrykatów z łatwością możemy tworzy naszyjniki, kolczyki, broszki, a kolorowe koraliki czy np. bazy do pierścionków, są dostępne w Internecie. Oprócz tego, do łask wracają druty i również szydełko! - Własnoręcznie zrobiona biżuteria daje mi wiele możliwości, przede wszystkim na wyrażenie uczuć i emocji związanych z oso-

Obecnie kiedy centra handlowe są zawalone produktami made in China i keep away from fire (do wyprodukowania koszulki z nadrukiem użyli benzyny i lontów od dynamitów), aby się wyróżnić, trzeba wziąć sprawy w swoje ręce. Wybór produktów, z których można tworzyć ubrania, biżuterię i inne drobiazgi, jest ogromny. Filc, modelina i druty

bą, dla której jest przeznaczona, lubię w niej jej niepowtarzalność oraz to, że mogę bawić się formą - stwierdziła Patrycja, studentka animacji kultury na UZ.

"Choćby najskromniejsze rękodzieło z serca, myśli i poświęconego czasu uczynione, będzie dla mnie najpiękniejszym prezentem. (...) Slatego chciałbym dostać karmnik z leśnych drew strugany, abym i ja mógł ofiarować mniejszym braciom swoim, dom z gorących serc i ludzkich rąk utkany". (www.cytaty.info) Unikat Oto kilka przykładów blogów, na których dziewczyny prezentują swoje pomysły: mangooo.pinger.pl, irminastyle.blogspot.com, alicjahandmade.blogspot.com. Jakie są inne zalety hand made? To także kreatywny i przyjemny sposób spędzania wolnego czasu, po za tym sprawiamy radość nie tylko osobie, której coś podarujemy, ale również sobie, gdy zostaniemy doce-

nieni i pochwaleni. Odpada również szaleńcza gonitwa po sklepach przed Świętami czy urodzinami, bo możemy prezent przygotować własnoręcznie, który dodatkowo sprawi więcej przyjemności, jako dar wykonany przez kogoś bliskiego. - Osobiście uwielbiam realizować swoje własne projekty, w czasie tworzenia wyciszam się i jest to jeden z niewielu momentów w ciągu mojego dnia, kiedy nigdzie się nie spieszę - opowiada Patrycja. - Komponowanie swojej garderoby czy biżuterii daje też niepowtarzalną możliwość stworzenia własnego stylu. Mam gwarancję, ze nie ma drugiej takiej rzeczy, a na pewno nie identycznej - potwierdziła Kasia, studentka animacji kultury, która także Was namawia do rekodzieła! Kornelia Kornosz k.kornosz@uzetka.pl


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.