Gazeta Studencka MIESIĘCZNIK OD 2002 ROKU Gazeta Samorządu Studenckiego Uniwersytetu Zielonogórskiego ISSN 1730-0975 Nakład 10 000 Gazeta bezpłatna
Fot. Paulina Mietłowska
NR 88 :: LISTOPAD 201 20 2012
...dekada Głogów ::: Gubin ::: Krosno Odrzańskie ::: Lubin ::: Lubsko ::: Międzychód ::: Międzyrzecz ::: Nowa Sól ::: Nowy Tomyśl ::: Polkowice Słubice ::: Sulechów ::: Sulęcin ::: Świebodzin ::: Wolsztyn ::: Wschowa ::: Zbąszyń ::: Zielona Góra ::: Żagań ::: Żary
2
Uniwersytet Zielonogórski
LISTOPAD 2012
(...) Jeżeli odzież, to tyle, ile można unieść w walizce, Jeżeli książki, to te, które można unieść w pamięci, Jeżeli plany, to takie, by można o nich zapomnieć gdy nadejdzie czas następnej przeprowadzki na inną ulicę, kontynent, etap dziejowy lub świat
Kto ci powiedział, że wolno się przyzwyczajać? Kto ci powiedział, że cokolwiek jest na zawsze? Czy nikt ci nie powiedział, że nie będziesz nigdy w świecie czuł się jak u siebie w domu? Stanisław Barańczak (Jeżeli porcelana to...)
■ Słowo naczelnej
LISTOPAD
Dawno go nie nosiłam. A teraz bez zegarka z domu nie wyjdę. Ale kiedyś było ciekawiej, z pustym nadgarstkiem. Wtedy dowiedziałam się, jak naprawdę wygląda czas. I wspominam to teraz, w listopadzie... – Przepraszam, która jest godzina? – zapytałam młodą dziewczynę, która nie zatrzymując się rzuciła okiem na komórkę i błyskawicznie odpowiedziała.
KAJA ROSTKOWSKA Redaktor naczelna Absolwentka filologii polskiej na Uniwersytecie Zielonogórskim, studentka historii. Pochodzi z Rybnika. Lubi ludzi, podróże i literaturę. Redaktor naczelna "UZetki" i wicenaczelna w Akademickim Radiu Index.
Innego razu: – Przepraszam, która jest godzina? Godzina! Bardzo przepraszam, która jest? – zapytałam sympatyczną babcię na deptaku, powoli zmierzającą w kierunku Kupieckiej. Zatrzymała się, wzięła pod pachę swoją laseczkę, drugą ręką odsunęła mankiet garsonki. Najpierw podsunęła nadgarstek pod sam nos, potem oddaliła. Zsunęła rękaw. Czekałam na informację. Ale babcia wzięła do ręki swoją torebkę, odpięła guzik i wyciągnęła z niej futerał. Z futerału: okulary. Założyła je starannie na nos. Schowała futerał, zapięła torebkę, odsunęła mankiet. Zbliżyła zegarek pod nos, potem oddaliła. Chwilę myślała. - Za kwadrans piąta, dziecko. A więc tak wygląda czas.
Studenci, bądźcie ciekawi Rektor UZ, prof. Tadeusz Kuczyński, inaugurując rok akademicki 2012/2013 skierował do studentów szczególne słowa. Przypominamy fragment przemówienia. "(...) Drodzy Studenci, najskuteczniej uczymy się w czasie zabawy. Stawianie sobie z góry określonych celów, co ma na ogół miejsce w tradycyjnym nauczaniu, może proces poznania często utrudnić. Informacje o świecie przetwarzamy najszybciej w czasie działania. Z zachowania eksploracyjnego, a więc podyktowanego ciekawością, rozwija się u człowieka prawdziwa wiedza. (...).
Źródłem wszystkiego jest ciekawość. Jeżeli tylko ją w sobie znajdziecie, zaczniecie zadawać pytania. A może nawet kwestionować podawane na zajęciach informacje. I bardzo dobrze: tego życzę i Wam,
i nam, Waszym przyszłym nauczycielom, gdyż wtedy uczyć będziemy wszyscy i wszyscy się czegoś nauczymy". fot. UZetka.pl
Gazeta Samorządu Studenckiego Uniwersytetu Zielonogórskiego „UZetka” ul. Podgórna 50, 65–001 Zielona Góra Tel./fax +48 68 328 7876 Mail: gazeta@uzetka.pl ISSN 1730-0975 WYDAWCA: Stowarzyszenie Mediów Studenckich REDAKTOR NACZELNA/SKŁAD: Kaja Rostkowska, k.rostkowska@uzetka.pl OGŁOSZENIA I REKLAMY: 0 602 128 355, reklama@uzetka.pl DRUK: Drukarnia „AGORA” Piła. Za zamieszczone informacje odpowiedzialność ponoszą ich autorzy. WWW.UZETKA.PL
LISTOPAD 2012
Uniwersytet Zielonogórski
3
Dekada "UZetki"
W 2001 roku ukazał się pierwszy numer "Newsweeka" w Polsce, w 2002 roku - pierwszy numer "UZetki" ;-) Był listopad 2002 r., kiedy na Uniwersytecie Zielonogórskim pojawiło się ważne zjawisko: studenci na nowo (bo nie zapominamy o "Faktorze") zapragnęli pisać, komentować, recenzować, relacjonować, informować, interweniować. Pojawiły się w tym okresie trzy pisma: "Drobne Uwagi Politycznych Amatorów", "Kartkówka" i "UZetka". Dwa pierwsze - merytorycznie różne bieguny, bo "DUPA" lubiła drukować goliznę i kontrowersyjne teksty, a "Kartkówka" promowała "żywot studenta poczciwego" niestety zniknęły z UZ po pewnym czasie. Ale zjawisko trwało. Wciągała w nie możliwość wypowiedzenia się na każdy temat, podrasowania kunsztu pisarskiego, ale też przeczucie, że dzięki działalności w studenckiej prasie łatwiej będzie później, przy szukaniu pracy. W Polsce pracuje kilka tysięcy dziennikarzy (jak to dokładnie policzyć, kiedy rozwija się dziennikarstwo obywatelskie?), a na kierunkach dziennikarskich uczy się około 20 tysięcy studentów - tak mówią ostatnie, z 2010 roku, dane Ministerstwa Szkolnictwa Wyższego. Wydawałoby się więc, że nie ma pracy dla młodych dziennikarzy - a jednak najlepsi znajdują ją bez kłopotu, w czym pomaga doświadczenie w studenckiej prasie. ■ Siła przyciągania W "UZetkę" wciągał też jej szef, Paweł Ławrynowicz, wówczas student informatyki UZ, który po prostu zaczepiał studentów, gdzie tylko była ku temu okazja, i przekonywał do współpracy (a czasem wystarczył uśmiech naczelnego i ten uśmiech załatwiał
rekrutację do gazety na cały następny rok;). Pamiętam swój udział w wykładzie Władysława Frasyniuka - słuchałam w skupieniu przemówienia i widocznie to skupienie aż malowało się na mojej twarzy, bo gdzieś w tłumie wyłowił mnie naczelny "UZetki". Podszedł i zaproponował, żebym napisała relację. To był sam początek moich studiów w Zielonej Górze i od razu poznałam wyjątkowych studentów tej uczelni: otwartych, pomysłowych, serdecznych. Odważnych. Tekst powstał szybko, zaczęły się redakcyjne zebrania. Atmosfera, osobowości, przyjaźń, kreatywność - "UZetka" się rozwijała. ■ Jednak "fejm" Studenci i wykładowcy mieli wspaniały dystans do całego przedsięwzięcia (np. tytuł pierwszego wywiadu z prof. Michałem Kisielewiczem, rektorem w tamtym okresie, brzmiał: "Nie grozi mi choroba psychiczna" i na szczęście profesor się nie pogniewał). W ramach serdecznego dystansu otrzymaliśmy w pakiecie wyrozumiałość dla byków (hasło pisane chasło na pierwszej stronie - "szejm" dekady). Ale "fejm" był także: z czasem zaczęliśmy organizować warsztaty, lokalne i międzynarodowe, wyjeżdżać na konferencje, współpracować z AGORĄ. Gdzieś w międzyczasie odbyło się zebranie, na którym Paweł przekazał mi swoje stanowisko. "UZetka" jest "Newsweekiem" studentów - i to nie od momentu, kiedy Tomasz Lis zaczął publikować u nas felietony co było z jego strony świetne i do-
"UZetka" już od 10 lat pisze o życiu studentów UZ. Galerię archiwalnych okładek możecie oglądać do końca listopada w Klubie Studenckim "U Ojca" przy ul. Szafrana w Zielonej Górze. dało nam prestiżu, ale to studenci są silną stroną naszego pisma. To Wy wysyłacie swoje teksty, i to nie jakieś tam junk news, tylko naprawdę wartościowe, ciekawe materiały potwierdzające istnienie "studenckości". Próbuje się nam wmawiać, że nie ma kultury studenckiej, ale ona jest. Nie można jej porównać z kulturą studencką sprzed lat (mówiąc najprościej: czasy się zmieniły), ale czy naprawdę wszystko może mieć jakąś wartość tylko wtedy, jeśli broni się przed tym, co było wcześniej?
■ Dekada Kryzys, który dotyczy prasy (sprzedaż "Newsweeka" spada...), szczęśliwie omija prasę studencką. Omija nas też cała ta patologia informowania w mediach nie musimy tabloidyzować, nie musimy trzymać się hasła infotainment. Chyba że chcemy. Dekadę "UZetki" na Uniwersytecie Zielonogórskim nazwałbym dużym sukcesem. Mamy co świętować. Kaja Rostkowska
4
Kultura studencka Uniwersytet Zielonogórski
LISTOPAD 2012
DR WALDEMAR SŁUGOCKI Poseł na Sejm RP.
Pracował jako adiunkt w Zakładzie Stosunków Międzynarodowych w Instytucie Politologii Uniwersytetu Zielonogórskiego. Piastował także stanowisko kierownika studiów podyplomowych „Zarządzanie środkami bezzwrotnej pomocy Unii Europejskiej z elementami prawa europejskiego”.
O "UZetce", największym piśmie studenckim słów kilka… Z pewnością rok 2012 przejdzie do historii Uniwersytetu Zielonogórskiego jako rok jubileuszowy. Dziesięć lat temu w listopadzie 2002 roku w ręce braci akademickiej trafił pierwszy numer Gazety Studenckiej "UZetka". Przez dekadę mięliśmy możliwość na początku każdego miesiąca przeczytać kolejny numer tego pisma, w którym – oprócz artykułów na temat codziennego życia naszej społeczności akademickiej – odnajdowaliśmy informacje szczególnie istotne dla studentów, a także poruszające najważniejsze sprawy dla mieszkańców województwa lubuskiego. Przez dziewięć lat sam, jako wykładowca akademicki, z niecierpliwością czekałem na kolejne wydania. A od roku mam również przyjemność regularnie zamieszczać na jej łamach teksty, poruszające tematy związane z rozwojem społeczno-gospodarczym naszego województwa. Dlatego też w grudniu będę obchodził po cichu mój mały jubileusz związany z "UZetką".
To ona sprawia, że każdy numer jest jeszcze lepszy od poprzedniego. Jej również przypadła rola poganiania nas, niezdyscyplinowanych autorów, i praktycznie co miesiąc z należytą wyrozumiałością przypomina nam, że do 20 dnia każdego miesiąca nie oznacza do 25 czy 29.
Samą "UZetkę" tworzy profesjonalna redakcja, na czele której stoi Kaja Rostkowska.
Korzystając z okazji chciałbym złożyć na ręce Pani Redaktor Naczelnej i wszystkim
osobom, które na co dzień tworzą "UZetkę" – największe czasopismo studenckie – najserdeczniejsze życzenia dalszych sukcesów dziennikarskich i zawodowych. To lata ich wytężonej pracy sprawiły, że zamieszczane na jej łamach teksty były zawsze wyjątkowe, rzetelnie i profesjonalnie przedstawiały relacje z życia uniwersyteckiego czy bieżących wydarzeń w regionie i kraju.
Dlatego jeszcze raz całej redakcji życzę pozytywnej energii, dużo pomysłów i dużo wiary we własne siły na koleje dziesięciolecia owocnej pracy, która jest przecież systematycznie doceniana przez tych najważniejszych dla każdej gazety – Czytelników. dr Waldemar Sługocki Poseł na Sejm RP www.waldemarslugocki.pl
Uniwersytet Zielonog贸rski
LISTOPAD 2012
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
5
6
Uniwersytet Zielonogórski
LISTOPAD 2012
Prof. Wojciech Strzyżewski - prorektor studentów Jaka jest pierwsza rzecz, którą robi Prorektor ds. Studenckich kiedy przychodzi do radia na rozmowę? Zamawia po wywiadzie utwór z AC/DC. Co więcej, na kolejny wywiad już zostało złożone zamówienie na „coś z Sex Pistols albo The Clash”. Aż szkoda, że nie spotkaliśmy się, żeby porozmawiać o muzyce! Ale inne tematy są teraz ważniejsze. Może na początek wytłumaczymy nowym studentom, na czym polega praca prorektora do spraw studenckich? Zgodnie z nazwą - odpowiada za sprawy związane z życiem studentów, kwestie stypendialne, koła naukowe, zakwaterowania w akademikach. Aczkolwiek według mnie bliższy studen-
Zanim został Pan Profesor prorektorem, mówił Pan, że priorytetem jest modernizacja infrastruktury, która pomoże przyciągnąć nowych żaków na UZ, i sam proces rekrutacji. Jak to wygląda z perspektywy końca października? Z rekrutacji jesteśmy bardzo zadowoleni, ponieważ w po-
Wszelkie formy aktywności poza zajęciami są bardzo cenne. To później zaprocentuje w kwestiach szukania pracy czy szukania swojego miejsca w przyszłości. tom powinien być prodziekan do spraw studenckich i jeśli u niego nie uda się załatwić wszystkich spraw, to wtedy można się zgłosić do mnie. Jakie cele stawia Pan sobie na rok akademicki 2012/2013? Nie będę ukrywał, że jest to początek mojej kadencji, czyli moje doświadczenie to niecałe dwa miesiące. Uczę się niektórych kwestii, widzę, co można poprawić, zmienić. Na pewno będę bardzo wspierał studencki ruch naukowy i kulturalny, bo wszelkie formy aktywności poza zajęciami są bardzo cenne. To później zaprocentuje również w kwestiach szukania pracy czy szukania swojego miejsca w przyszłości i na pewno jest dobrym doświadczeniem oraz notką, którą aktywni studenci mogą zapisać sobie w życiorysie i na którą pracodawcy będą zwracać uwagę.
równaniu z zeszłym rokiem, przyjęliśmy ponad 300 studentów więcej. Oczywiście, różnią się akcenty, takie jak np. mniej studentów zawitało na Wydział Humanistyczny i Wydział Nauk Społecznych i Pedagogicznych, natomiast więcej podań wpłynęło na wydziały z Campusu A. Można też zaobserwować spadek zainteresowania studiami niestacjonarnymi i wzrost zainteresowaniem studiami drugiego stopnia. Przychodzą do nas absolwenci uczelni zawodowych z różnych regionów, nie tylko naszego, które kształcą na poziomie licencjackim. A jak wygląda współpraca z Parlamentem Studenckim, jak się układa i na czym polega? Generalnie najważniejszym partnerem dla prorektora do spraw studenckich jest właśnie Parlament. Ja nie zamierzam wprowadzać tutaj żadnych rewo-
30 października Prof. Wojciech Strzyżewski otrzymał nagrodę "Studiów Zielonogórskich", która jest wyrazem uznania dla jego działalności przy popularyzacji historii Ziemi Lubuskiej. Fot. Tomasz Daiksler/Muzeum Ziemi Lubuskiej
lucji. Studenci powinni poprzez działalność w parlamencie uczyć się samorządności, samodzielności, a ja będę czuwał nad tym, żeby ich wspierać i ewentualnie wskazywać kierunki, które uważam za ważne w działalności Parlamentu. Ale oczywiście nic nie będę narzucał i pozostawiam cał-
kowitą swobodę i zakres działania w pełni zgodny z kompetencjami Parlamentu. Studenci na naszym forum bardzo często pytają o progi stypendiów i terminy ich decyzji. To jest jeden wielki problem logistyczno-merytoryczny,
LISTOPAD 2012 który mam nadzieję, w jak najbliższym czasie zostanie usprawniony. Mam prośbę do wszystkich, ponieważ w naszym zwyczaju jest załatwianie wszystkiego na ostatnią chwilę. Te wielkie kolejki, które się pojawiały 14-15 października, zaistniały z powodu tego, że większość studentów czekała do ostatniego momentu. W dziekanatach pracowników było znacznie więcej niż normalnie, ale i tak nie byli w stanie obsłużyć wszystkich w terminie. Istnieje możliwość wysyłania tych wniosków pocztą, później można je uzupełnić o brakujące dokumenty. Żeby usprawnić cały ten proces, już przystąpiliśmy do stworzenia elektronicznego formularza stypendialnego, ale to i tak nie będzie zwalniało nas z fizycznego dostarczenia dokumentów do dziekanatu. Natomiast decyzje pojawią się w okolicach połowy listopada z racji tego, że stypendia muszą być wypłacone do końca miesiąca. Przy okazji mam wielką prośbę do studentów: żeby odbierali na wydziałach osobiście te decyzje, co przyspieszy cały proces. Wracając jeszcze do akademików: w "Rzepisze" remont, a co z pozostałymi akademikami? W "Rzepisze" remont powinien zakończyć się najpóźniej 15-go listopada. Rozmawiałem z panem kanclerzem i już w listopadzie przygotujemy dokładny plan remontów tak, by nie było takich sytuacji, jak w tym roku, że remont trwa kiedy pojawiają się studenci. Myślę, że najpilniejsza potrzeba to dwa obiekty znajdujące się przy "Rzepisze", czyli "Piast" i "Ziemowit", gdzie przewidziane są dość duże prace na przyszły rok. Oczywiście jest to też zależne od pieniędzy, którymi będziemy dysponować. Zapis całej rozmowy znajdziecie na www.uzetka.pl. Paweł Hekman
Zielona Góra
7
Konferencja Koła Naukowego UZ.NET z Microsoftem 15 listopada w sali E budynku C-10 (na ulicy Ogrodowej) odbędzie się konferencja naukowo-techniczna organizowana przez Studenckie Koło Naukowe UZ.NET we współpracy z firmą Microsoft. Chodzi oczywiście o IT Academic Day. Jest to cykl konferencji informatycznych organizowany na uczelniach w całej Polsce przez studentów z Grup .Net i Grup IT. Udział w nim to doskonały sposób na zdobycie najbardziej aktualnej wiedzy dotyczącej programowania z wyko-
rzystaniem nowoczesnych narzędzi i języków dostarczonych przez firmę Microsoft. Tematyka spotkań obejmuje również zagadnienia przeznaczone dla specjalistów IT i wszystkich, którzy dopiero rozpoczynają swoją przygodę w barwnym świecie technologii Microsoft. Organizatorzy zapewniają catering, a każdy kto się zarejestruje na tinyurl.com/itad-zgora może liczyć na upominki. W trakcie trwania konferencji będzie można wygrać ciekawe
nagrody. Zachęcamy również do udziału w codecamp, który pozwoli Wam zmierzyć się w praktyce z poznanymi w trakcie ITAD-u technologiami. O terminie codecampu będziemy informować. Zachęcamy do udziału w nim szczególnie te osoby, które do tej pory nic nie programowały.
Angelika Piątkowska
Premiera studencka w Lubuskim Teatrze! 8 listopada o 19:00 odbędzie się premiera studencka najnowszej realizacji Lubuskiego Teatru"Chorego z urojenia" Moliera, czyli doskonałej, kostiumowej komedii z dużą dawką czarnego humoru. To ostatnia sztuka francuskiego króla komedii, na celowniku którego znalazła się tym razem ludzka skłonność do... wymyślania sobie chorób.
Hipochondria głównego bohatera Argana staje się pretekstem do sprawdzenia otoczenia i wierności bliskich. Wielopłaszczyznowa sztuka ukazuje w krzywym zwierciadle chorobę nas samych - lęk, niepokój, samotność. A wszystko to w barwnym kostiumie podszytym humorem, z całą paletą bliskich nam przecież ludzkich przywar.
Zostań menedżerem projektu 8 listopada firma Skanska organizuje na Uniwersytecie Zielonogórskim interaktywną grę strategiczną „Wciel się w rolę Menedżera Projektu”. Jak zapewnia Ambasador Skanska na Uniwersytecie Zielonogórskim, Piotr Frontczak, gra skierowana jest do studentów budownictwa wszystkich roczników. Podczas jej trwania będziecie mieli okazję poznać specyfikę pracy w branży budowlanej, zrealizujecie krok po kroku projekt budowlany, sprawdzicie się w sytuacjach, które często mają miejsce podczas realizacji projektu budowlanego i zaplanujecie pracę swojego zespołu. Każdy z uczestników zostanie nagrodzony dyplomem ukończenia gry. Gra odbędzie się w czwartek 8 listopada w sali 124 budynku A-8 w godzinach 9:00-14:00. Aby wziąć w niej udział należy wypełnić zgłoszenie na stronie internetowej www. skanska.pl/gra. UZetka.pl
Bilety na spektakl (w cenie 10 złotych, dofinansowane w 50% przez Uniwersytet Zielonogórski na podstawie okazanej legitymacji studenckiej), można rezerwować pod numerem telefonu: (068) 452-72-72 w. 35, 51, 63 lub nabywać w kasie biletowej Lubuskiego Teatru. Lubuski Teatr
Kariera naukowa w Europie - oferta dla młodych naukowców 6 listopada o godz. 10:00 na Wydziale Matematyki, Informatyki i Ekonometrii w sali nr 2 odbędzie się seminarium organizowane przez Dział Współpracy z Zagranicą UZ. Jakie pojawią się tematy? • Stypendia, oferty pracy, staży i szkoleń za granicą • Jak szukać ofert stypendialnych? • Doświadczenia stypendystki Marie Curie • Programy krajowe skierowane do młodych naukowców (programy finansujące realizację projektów młodych naukowców). Udział w seminarium jest bezpłatny. Zgłoszenia uczestnictwa przyjmowane są do 5 listopada 2012 r. na adres mailowy: dwz@uz.zgora.pl lub a.mozejko@dwz.uz.zgora.pl Źródło: Dział Współpracy z Zagranicą UZ
8
LISTOPAD 2012
Uniwersytet Zielonogórski
Ci, co jeżdżą po Europie "Największy działacz wśród studentów", "Najbardziej prężnie rozwijająca się organizacja na UZ", czy "ci, co jeżdżą po Europie". To tylko niektóre z określeń używanych na Uniwersytecie Zielonogórskim opisujących Europejskie Forum Studentów. Ktoś mógłby powiedzieć, że każdy może się tak nazwać i umieścić to w mediach. Nas jednak nazwali tak studenci. Jesteśmy wszędzie i mamy wiele do zaoferowania. Tak wypowiadali się członkowie AEGEE Zielona Góra niemal trzy lata temu. Czy coś się zmieniło? Nic i to właśnie świadczy o skuteczności i profesjonalizmie prezentowanym przez nasze stowarzyszenie. "Dyktando Uniwersyteckie", "Local Training Course", "Europejskie Dni Języków Obcych", "Dzień Kobiet", "Walentynki", "UZ Factor", "Zmagania Akademików", "Longeriada", "Bus Party", "Konferencje CSR", "Network Meeting", "Summer University". To tylko niektóre z projektów organizowanych przez AEGEE Zielona Góra. Przez naszą organizację przez 13 lat przewinęło się około 450 mniej lub bardziej prężnie działających członków. Po tych jakże owocnych 13 latach przyszedł czas na podsumowania, pokazanie swoich możliwości i planów na przyszłość. W związku z tym Europejskie Forum Studentów organizuje pierwszą w historii Galę AEGEE Zielona Góra. Na uroczystość zaproszeni zostaną goście z całej Polski i Europy. Nie zabraknie władz miasta, uczelni, sponsorów, partnerów, mediów i przedstawicieli zarządów AEGEE w Polsce. Gośćmi z zagranicy będą członkowie zarzą-
Europejskie Forum Studentów organizuje pierwszą w historii Galę AEGEE Zielona Góra. Na uroczystość zaproszeni zostaną goście z całej Polski i Europy. du AEGEE Europe mieszczącego się w Brukseli. Galę uświetnią występy artystyczne, pokazy filmów obrazujących to czego AEGEE dokonało, dokonuje i to co planuje na przyszłość. Ważnym elementem będzie także uhonorowanie najbardziej zasłużonych dla naszego oddziału członków. Po uroczystości goście zostaną zaproszeni na bankiet z lampką szampana, występem gwiazdy niespodzianki i zabawą taneczną. W ten sposób Europejskie Forum Studentów AEGEE
Zielona Góra chciałoby przede wszystkim podziękować całej rzeszy sponsorów, partnerów i tym "niewidocznym" na co dzień, bez których nie byłoby tego stowarzyszenia w tym miejscu, w którym znajduje się obecnie. Będzie to także okazja do zawiązania nowych współpracy. Jest też jednak jeszcze jeden powód. Chcemy pokazać opinii publicznej, że student, to nie tylko ten, który mieszka w akademiku i uczy się dzień przed egzaminem, a całą resztę roku akademickiego spędza na zabawie.
Wśród braci akademickiej jest mnóstwo ambitnych, zdolnych i gotowych do działania młodych ludzi. To w pewnym sensie misja – zwalczyć stereotyp, którym życie studenta okryte jest od lat. Gala AEGEE odbędzie się już pierwszego grudnia. Jej miejsce i godzina rozpoczęcia, a także miejsce, w którym będzie się odbywał bankiet, zostanie podane już niedługo na konferencji prasowej AEGEE Zielona Góra. Bartosz Sudorowski
BARTOSZ SUDOROWSKI Student IV-ego roku politologii na Uniwersytecie Zielonogórskim. Członek Parlamentu Studenckiego Prezydent Europejskiego Forum Studentów AEGEE Zielona Góra. W organizacji od marca 2010 roku. Interesuje się sportem, muzyką, działalnością, wolontariatem.
LISTOPAD 2012
Uniwersytet Zielonogórski
Kierunki studiów na UZ
9
W poprzednim numerze obnażyliśmy stereotypy dotyczące kierunku informacja naukowa i bibliotekoznawstwo. Tym razem zajmiemy się informatyką i informatykami - na ich temat nie tylko internet aż huczy od żartów!
Informatyka
Wydział Elektrotechniki, Informatyki i Telekomunikacji UZ
Na kierunku Informatyka na UZ mamy trzy specjalności: - inżynieria komputerowa - inżynieria oprogramowania - przemysłowe systemy informatyczne
Czy to prawda, że... ► NA KIERUNKU SPOTKASZ SAMYCH NERDÓW? ► INFORMATYCY NIE POTRAFIĄ IMPREZOWAĆ? ► STUDIUJĄC INFORMATYKĘ ŻYJESZ TYLKO KOMPUTEREM?
ADAM PANKOWSKI Student I roku informatyki na UZ
■ Lutowane oprawki
■ Heksa i binarka
Z kim Wam się kojarzy kierunek informatyka? No wiadomo, że z nerdem! Nosi flanelową koszulę niechlujnie wepchniętą w spodnie, a w kieszeni nosi długopisy. Na nosie lutowane oprawki z grubymi szkłami. Dla niego Twoje imię to numer IP.
Wiadomo, nerd zasysa wszystko ze swojej dziedziny, a jedynymi słusznymi systemami liczbowymi są systemy ósemkowe, heksa i binarka. 1024 metry to dla niego kilometr. Korzystanie z Windowsa to dla niego hańba. Linux to jest siódme niebo, gdzie może sobie buszować po folderach komendami pisanymi w bash’u. Czas poza komputerem nie istnieje.
nie jestem. Mój czas wypełnia także świat fotografii i paintballa. Fotografią zajmuję się od pięciu lat i zamierzam otworzyć studio fotograficzne, zaś paintball to dla mnie odskok od wszystkiego. Komputer to dla mnie narzędzie, a nie sposób na życie. Nie jestem aspołeczny, znajomych nie tylko mam w informatyce, ale też pozytywnie poświrowanych paintballowych dziwaków, z którymi spotykam się na każdej imprezie.
■ Jak jest naprawdę
■ Odzyskamy sweet focię
Nazywam się Adam Pankowski i jestem na pierwszym roku informatyki na Uniwersytecie Zielonogórskim. Czy jestem nerdem? Oczywiście nie. Fakt, komputerami się zajmować lubię, a kieruję się w stronę sieci komputerowych i zabezpieczeń, ale przyssanym do komputera
Sam kierunek informatyka nie jest taki nudny, jak mogłoby się wydawać. To nie samo siedzenie przed komputerem w dusznym laboratorium i patrzenie na migające na ekranie znaczki z Matrixa. Są elementy logiki, algorytmów, sieci czy zabezpieczeń. To, że macie internet w komórce
■ Lan-Party Jak chcesz się wkręcić na imprezę, to trzymaj się mocno! LanParty to istne szaleństwo przy grach typu RPG i puszka piwa na siedmiu. A jak jesteś kobietą, to zostaniesz pomylona z portem szeregowym. Jak każda impreza, ta też musi mieć miejscówkę – serwerownia. Wszędzie walają się pudełka po pizzy i niedomyte kubki po kawie.
i to, że TPSA znowu ma problemy z dostarczeniem internetu do Was, to właśnie zasługa takich jak my - informatyków. Zajmujemy się sieciami macie internet. Wirus na komputerze - antywirus napisany przez nas to dziadostwo usunie. Usunęłaś sweet fotkę - odzyskujemy dane. Nie chodzimy we flanelowych koszulach na żaden wykład czy laborkę. Nie kujemy, bo komu by się chciało ryć na pamięć wykład. Możemy też pochwalić się stroną artystyczną. Myślisz, że jak przeglądasz strony internetowe, to czyja to sprawka? No oczywiście, że grafików komputerowych. Wszystko, co możecie zobaczyć na ekranie komputera, to jest większa lub mniejsza zasługa ludzi po takim kierunku. Adam Pankowski
10
Uniwersytet Zielonogórski
LISTOPAD 2012
Z Indexu do IAR-u Karol Tokarczyk, absolwent Uniwersytetu Zielonogórskiego, wieloletni szef wiadomości w Akademickim Radiu Index, opowiada o tym, jak został dziennikarzem Informacyjnej Agencji Radiowej w Warszawie i znaczeniu zbierania doświadczenia w czasie studiów. Karol nawet na Woodstocku dbał o swoją karierę - to tam zaczęła się jego praca dla Polskiego Radia. fot. Kaja Rostkowska
Można mówić do Ciebie po imieniu, czy teraz trzeba „panie redaktorze”? Jak komu wygodniej, ale jestem jeszcze młody, więc chyba po imieniu. Przez wiele lat pracowałeś jako szef newsroomu w Akademickim Radiu Index, w październiku zostałeś dziennikarzem Informacyjnej Agencji Radiowej w Warszawie. Jak osiągnąłeś ten sukces? Był dokładnie zaplanowany czy „pojawiłeś się we właściwym miejscu, we właściwym czasie”? Chciałem pracować w ogólnopolskich mediach, ale nie wiedziałem, jak to zrobić.
Dwa lata temu pojechałem na Przystanek Woodstock. Tam pomogłem reporterowi Polskiego Radia, pogadaliśmy chwilę, dał mi namiar na swoją szefową. Po drodze szefostwo w Informacyjnej Agencji Radiowej się wymieniło, ale udało się tam zakotwiczyć. Rok temu byłem też na miesięcznych praktykach w IARze. Dowiedziałem się, jak funkcjonuje agencja, wiedziałem czego się spodziewać. No i w tym roku zaproponowali mi pracę dla nich. Na tak zwanej „śmieciowej umowie”. Gdyby nie ona, pewnie dalej kierowałbym newsroomem w Radiu Index. To też było fajne, ale już wszystkiego się nauczy-
łem. Czas na zmiany. Jakie znaczenie dla Twojej kariery miała praca w Indexie? Mniej, więcej takie jak dla Baumgartnera (nigdy nie pamiętam jak się wymawia to nazwisko) to, że poleciał w górę. Gdyby nie poleciał, to by nie skoczył. Gdyby nie godziny spędzone w studenckim radiu, wiele rozmów z ludźmi, przygotowanych materiałów i innych rzeczy, które wiążą się z działaniem w Indexie, to po studiach wróciłbym do Wołowa, skąd pochodzę. To piękne miasto, ale wolałem Zieloną Górę. Wyjazdy, o tym nie wspomniałem, w końcu to od
wyjazdu na Woodstock zaczęła się współpraca z Polskim Radiem. Jedna rada dla tych, którzy chcą być reporterami czy dziennikarzami: 80 procent to ciężka, czasami fizyczna nawet praca, 20 procent predyspozycje. Czym różni się praca newsroomu w Radiu Index od tej w Polskim Radiu? Prawie wszystkim. IAR nie jest w zasadzie radiem tylko agencją informacyjną, więc najbardziej liczy się tempo pracy i rzetelność. W Warszawie pracuje około 30 reporterów, więc można obstawić prawie każde zadanie. Codziennie rano spoty-
Uniwersytet Zielonogórski
LISTOPAD 2012 kamy się, żeby omówić tematy. Pracuje się różnie. Najwcześniej skończyłem po godzinie 14, najpóźniej po 22. Raz zacząłem pracę o 2 w nocy. Każdy wie co ma robić. Nie ma tak fajnej atmosfery jak w Radiu Index, ale jest kilka fajnych osób, z którymi można pożartować nieco odważniej. Mam na myśli czarny humor. Której jeszcze cechy studenckiego radia brakuje Ci w Warszawie? Chyba kontaktu z młodszymi ode mnie ludźmi. Czasami brakuje też chwili na odpoczynek. W Radiu Index było ich więcej. Może to dziwne, ale brakuje mi naszego systemu emisyjnego, który jest o niebo lepszy i bardziej intuicyjny niż ten, którego używam teraz. Co najbardziej doceniasz w Twojej nowej pracy? To, że mam przyśpieszony kurs topografii Warszawy, byłem już w wielu miejscach. No i nowa praca „wzmacnia psychicznie”. W Zielonej Górze postaci
polityką, ekonomią, a teraz zajmujesz się… kulturą! Gładko poszło Ci przestawienie się na tematy tak odmienne? Nie jest łatwo, cały czas się uczę, podpytuję: kto to, masz numer to takiej osoby, dlaczego to jest ważne? Ale też nauczyłem się, że można pytać właściwie o wszystko. Jeżeli czegoś nie
W Indexie zajmowałeś się problematyką życia akademickiego,
Udzielają Ci wypowiedzi postaci
Dużo, dużo pracy, setki materiałów, tysiące rozmów z ludźmi, dziesiątki stresowych sytuacji. To uczy nas życia, radzenia sobie z problemami. To jest właśnie to doświadczenie, o które pytają potem pracodawcy. wiem, pytam. Najwyżej okaże się, że inni też nie wiedzą. Co do swoich „starych” zainteresowań wykorzystuję je, żeby pomóc innym dziennikarzom, którzy zajmują się tą tematyką. Tłumaczę im czasami, jak jakiś problem wygląda z perspektywy mniejszego miasta czy regionalnej uczelni.
Nie jestem rzecznikiem rządu, ale Bogdan Zdrojewski jest ciekawym człowiekiem. Wojciech Malajkat miał do mnie dużo cierpliwości. Wspólną cechą ludzi, których najczęściej nagrywam, jest spory dystans do siebie i wyrozumiałość dla nowego człowieka w stolicy. z pierwszych stron gazet pojawiały się kilka razy w roku. Przy tej okazji zawsze panowało poruszenie, urzędników, organizatorów, naukowców. Teraz, kiedy spotykam takich ludzi na co dzień, okazuje się, że są normalni, tacy jak my. Był jeden minister, który mówił nawet, że cały czas dziwi się, że urzędnicy w regionach tak "spinają się" na jego wizyty.
audiodeskrypcja dla niewidomych to temat rzeka czy to, że niewidomi nie mogą legalnie kupionych książek przerabiać na audiobooki. Chodzi o zabezpieczenia antypirackie. Codziennie spotykam też fantastycznych ludzi. To jest najważniejsze.
W Warszawie tętni życie kulturalne – coś Cię w nim zaskoczyło? Dziwi to, że nawet imprezy z innych miast organizują konferencje prasowe w Warszawie. Może to jakaś podpowiedź dla organizatorów Winobrania. W kulturze podoba mi się też to, że jak zapadnie się dziura w centrum miasta przy metrze, to nie muszę tam siedzieć 10 godzin i relacjonować co się dzieje. Zaskakują tematy, z których do tej pory nie zdawałem sobie sprawy:
ważne dla polskiej kultury – kto wywarł na Tobie największe wrażenie? Wiele osób: Paweł Jaskanis, dyrektor Pałacu Wilanowskiego czy Tomasz Sikora, fotograf, nie biatlonista. Nie jestem rzecznikiem rządu, ale Bogdan Zdrojewski jest ciekawym człowiekiem. Wojciech Malajkat miał do mnie dużo cierpliwości. Z naszego podwórka, to profesor Zbigniew Izdebski, który co ciekawe, w Warszawie, jest bardziej znany niż w Zielonej Górze. Wspólną cechą ludzi, których najczęściej nagrywam jest spory dystans do siebie i wyrozumiałość dla nowego człowieka w stolicy. To cieszy... A jak rozmawia się z profesorami warszawskich uczelni? Na Uniwersytecie Zielonogórskim bardzo wielu dobrze Cię znało, więc pewnie i kontakt był łatwiejszy. Paradoksalnie w Warszawie jest łatwiej. To chyba właśnie przez ten dystans. Znam zielonogórskich profesorów, którzy takiego dystansu do siebie nie mają. To są jednostkowe przypadki. W Warszawie naukowcy mają więcej dystansu. No i nie mówią: „dziś nie mam czasu, proszę przyjść przyszłym tygodniu”. Ale, żeby była jasność,
11
większość wykładowców z Uniwersytetu Zielonogórskiego to fajni ludzie. Jaką radę dałbyś studentom, którzy marzą o dziennikarskiej karierze? Jak najszybciej trafić do mediów. Później dużo, dużo pracy, setki materiałów, tysiące rozmów z ludźmi, dziesiątki stresowych sytuacji. To uczy nas życia, radzenia sobie z problemami. To jest właśnie to doświadczenie, o którym mówią pracodawcy. Po kilku latach atak do innej redakcji, a później co kto lubi. Może nie spodoba się to wykładowcom, ale powiem też, że zajęcia można odrobić na konsultacjach, a konferencja prasowa się nie powtórzy. Gdzie możemy usłyszeć Twoje materiały? Materiały, które przygotowuję, lądują w takim miejscu, z którego wydawcy wiadomości w poszczególnych programów Polskiego Radia wyciągają je sobie do wiadomości. W ciągu najbliższych miesięcy zrobię tak zwaną kartę mikrofonową. Tak, tak, Polskie Radio ma coś takiego, żeby móc głosowo pojawiać się na antenie. Taka ciekawostka, moim logopedą jest Bożena Targosz, niektórzy pamiętają ją z Panoramy. Karolu, gratuluję Ci Twojego sukcesu! I uważaj w tej Warszawie, tam się dachy nie zamykają, ziemia się zapada, metro pływa… W razie czego przyjeżdżaj do Zielonej Góry, w Radiu Index cały czas jest Twój kubek „Karol – szef newsroomu”. Chociaż teraz pije z niego Paweł Hekman. Argument o dachu jest ważny. Ostatnio nagrywałem nawet osobę, która przekazywała swoje archiwalia do Biblioteki Narodowej i mówiła, że są one bezpieczne właśnie dlatego, że dach w gmachu się nie rozsuwa. Kaja Rostkowska
12
Z Indexem w podróży
LISTOPAD 2012
Z Indexem w podróży
cz. II
Z Indexem w podróży to fantastyczny projekt, który pokazuje, że podróże, nawet na drugi koniec świata czy też samochodem z poprzedniej epoki przez Europę, wcale nie muszą być niewyobrażalnie drogie, zabójczo niebezpieczne i paraliżująco przerażające. W październiku ze swojej podróży wrócił Mateusz Jędraś, student II roku filologii polskiej na Uniwersytecie Zielonogórskim. Zobaczcie migawki z najdalszych zakątków świata! www.zindexemwpodrozy.pl
SINGAPUR
W szkole zawsze marudzili, że bazgrzę, ale spróbujcie odczytać te hieroglify.
Wiatraczek w meczecie to podstawa :-)
Jeśli denerwuje Was wylatująca za płot piłka, to nie przejmujcie się. W Singapurze mają gorzej...
Widok z Marina Bay Sands i typowy przedstawiciel tubylczego ludu. Azjaci rzeczywiście są niscy...
Bay Sands - hotel w kształcie statku i duma Singapuru. Na szczycie przepiękny basen dla gości. Chciałem się wykąpać, ale mnie wyrzucili. Niski wzrost zrekompensowała przewaga liczebna!
Z Indexem Kulturaw-podróży wywiad
LISTOPAD 2012
MALEZJA
13
Odrobina architektury. Po lewej... stacja metra... ;]
Petronas Towers - 452m wys. i szósty najwyższy budynek świata. Pan Baumgartner oczywiście z niego skoczył...
Nie składamy rączek. W meczecie łapiemy boską łaskę otwartymi dłońmi! Wiatraczek oczywiście musi być... ;D
AUSTRALIA
Dmuchanie rury - popularny w Syndey sposób zarabiania na chleb.
Polskie radio w Brisbane i symbol Australii - Opera House w Sydney.
W drodze ze sklepu z zakupami na obiad... ;-)
14
Kultura studencka
Kciuk do góry!
LISTOPAD 2012
Jak spędzić najpiękniejsze wakacje swojego życia za naprawdę niewielkie pieniądze? Jak dotrzeć do miejsca, gdzie niedojeżdża pociąg? Jak odmienić swoje codzienne życie? Wybierając się w podróż autostopem! Przybliżę Wam kilka moich podróży, które kosztowały mnie dosłownie jeden uśmiech. Co prawda nie są to podróże na miarę Mateusza Jędrasia, studenta filologii polskiej na UZ, który zwiedził Singapur, Malezję i Australię i nie są to tak wymagające tripy, jak wyjazd 20-letnim „Ogórkiem” do Grecji i z powrotem. Ale są to fantastyczne przygody, w zasięgu każdego z nas! Zamiłowanie do podróżowania płynie w mojej krwi od urodzenia. Już od maleńkości przemierzałem szosy Europy na tzw. 18 kołach, o czym jeszcze zdążę Wam poopowiadać. A autostop? Pojawił się w moim życiu ponad rok temu. Od tego czasu jesteśmy nierozłączni. Znakomita perspektywa W kwietniu zeszłego roku w gronie dwóch moich koleżanek zrodził się plan wyjazdu życia - czyli podróży autostopem do naszego pięknego Trójmiasta. Nie musiały mnie długo przekonywać. Do tego dorzuciliśmy sobie XVII Przystanek Woodstock. Plan był znakomity. Do Kostrzyna nad Odrą dostaliśmy się pociągiem. Tam spędziliśmy 5 dni na najpiękniejszym festiwalu świata. Niedzielnym popołudniem Oliwia, Karolina i ja byliśmy gotowi do pierwszej w życiu autostopowej przygody (dlaczego dopiero po południu? No cóż... Dziewczyny to straszne śpiochy). Tam gdzie Ty
lec chłopak w studenckim wieku podwiózł nas do Człopy. W międzyczasie dowiedzieliśmy się, że handluje końmi. Zaproponował nam nawet nocleg w stajni - grzecznie podziękowaliśmy. Późnym wieczorem w busie z pieczarkami dotarliśmy do Wałcza, gdzie mieliśmy nocować. Załatwialiśmy nocleg będąc już w Wałczu. Zdobyliśmy numer telefonu do Domu Parafialnego i tam ugościła nas bardzo miła starsza pani. Głód podróży
W Gorzowie obraliśmy kierunek na Wałcz, przez co musieliśmy przemaszerować kilometr do odpowiedniego skrzyżowania. Tak oto spacerując, pozdrawialiśmy kierowców kartką z napisem „My idziemy, a Wy nie” – bo oni stali w megadługim korku. Początkowo na naszej kartce widniał napis „Toruń”. Szybko jednak zorientowaliśmy się, że bardzo trudno będzie złapać kogoś jadącego prosto do Torunia, dlatego też przyjęliśmy nową taktykę. Zmieniliśmy kierunek jazdy na „Tam gdzie Ty :)”. Uśmiechy mijających kierowców dodawały nam otuchy, a po jakimś czasie... Juupi – jedziemy! Zabrała nas ze sobą rodzinka jadąca do Gorzowa Wielkopolskiego. Droga minęła szybko na rozmowach na tematy dzisiejszej młodzieży, komuny i Woodstocku… W Gorzowie obraliśmy kierunek na Wałcz, przez co musieliśmy
przemaszerować kilometr do odpowiedniego skrzyżowania. Tak oto spacerując, pozdrawialiśmy kierowców kartką z napisem „My idziemy, a Wy nie” – bo oni stali w megadługim korku. Konie, stajnia i pieczarki Tego dnia mieliśmy ze sobą ciężkie bagaże i jeszcze więcej szczęścia. Zanim dotarliśmy do Wałcza, spotkaliśmy mnóstwo uczynnych i bezinteresownych ludzi. Z Gorzowa para zabrała nas do Strzelec Krajeńskich (mimo że wcale nie jechali w tamtym kierunku). Ze Strze-
W Wałczu było bajecznie. Spodobało nam się do tego stopnia, że rozważaliśmy fakt pozostania na miejscu na kolejną noc. O „idealnej” porze, czyli późnym popołudniem, poczuliśmy jednak głód podróży. Tak oto po raz kolejny zaczynaliśmy „łapanie” około godziny 17. Jednak tego dnia mieliśmy jeszcze więcej szczęścia. Nie minęło 5 minut i... jedziemy. Szybko jesteśmy w Jastrowiu. Gorące podziękowania dla przemiłej pani z wnuczką i znowu kciuki w górze. 10... 20... 30 sekund… i pierwsze auto stoi tuż obok nas. Następny postój mieliśmy dopiero 50 km dalej – w Człuchowie. A to wszystko dzięki młodemu ratownikowi medycznemu. W Człuchowie mały spacer (3 km) wzdłuż obwodnicy miasta, bo trzeba było się jakoś dostać na wylotówkę. Następnym naszym wybawcą był szalony kierowca ciężarówki. Dlaczego
LISTOPAD2012 2012 MARZEC
KulturaZielona studencka Góra
15 19
szalony? Może lepiej, żebyście nie wiedzieli... W drodze do Stargardu Gdańskiego znalazł się czas na konwersację dotyczącą ciężkiego zawodu kierowcy. Jako że byłem dość mocno związany z tym tematem, dziewczęta odpoczywały, a ja rozmawiałem z kierowcą. Jesteśmy. Tylko gdzie? Dotarliśmy do Stargardu Gdańskiego... Szczęścia szukaliśmy przy najbliższej stacji benzynowej. Tym razem nie było łatwo. Okazało się, że to dopiero początek miejscowości. Bardzo miłe małżeństwo podrzuciło nas na wyjazd w kierunku Gdańska. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie fakt, że na zegarkach dochodziła 22, a na niebie pojawiły się błyskawice. Dostaliśmy ofertę noclegu w garażu... My jednak chcieliśmy jechać dalej. I bardzo dobrze, ponieważ... Znów czekaliśmy niespełna 5 minut i zatrzymał się kierowca! Młody, przystojny, inteligentny, pomocny...
Następny postój mieliśmy dopiero 50 km dalej – w Człuchowie. A to wszystko dzięki młodemu ratownikowi medycznemu. W Człuchowie mały spacer (3 km) wzdłuż obwodnicy miasta, bo trzeba było jakoś się dostać na wylotówkę... namiotowe „Przy plaży” na pograniczu Sopotu i Gdańska. Po drodze zostaliśmy zaproszeni do McDonald’sa. Zaproszeni, czyli kolacja została nam sprezentowana! Około północy rozbijali-
Autostop uczy nas zaufania, odwagi, cierpliwości, radości z każdej chwili, z każdej malutkiej rzeczy. Można by tak długo wymieniać, ale to raczej nie jest istotne, przynajmniej dla mnie, bo dziewczyny były zauroczone… W ten sposób dotarliśmy na pole
śmy namiot w strugach deszczu i w blasku gwiazd. Wróciliśmy pociągiem po dwóch dniach pobytu nad morzem. Przy okazji, pamiętajcie:
jeśli macie możliwość, to obowiązkowo musicie zaliczyć nocleg na plaży. Szum morza, blask gwiazd nad głowami – mmm – czego chcieć więcej? 5000 tysięcy marzeń... …zostało spełnionych. Przeżyliśmy fantastyczną przygodę życia, spędziliśmy wspólnie wspaniałe wakacje, poznaliśmy mnóstwo ciekawych, a przede wszystkim pomocnych osób. Zaoszczędziliśmy sporo pieniędzy i zmieniliśmy się. Autostop przede wszystkim uczy nas zaufania, odwagi, cierpliwości, radości z każdej chwili, każdej malutkiej rzeczy. Chyba nigdy nie byłem tak szczęśliwy jedząc parówki z bułkami czy kanapki z serem i chipsami (naprawdę dobre!). A już w następnym wydaniu „UZetki” opowiem Wam jak zrealizować swój sen w ciągu jednego dnia. Tym razem pojedziemy bliżej, ale będzie równie ciekawie :) Tekst i zdjęcia: Wojtek Góralski
WOJCIECH GÓRALSKI Student Uniwersytetu Zielonogórskiego na I roku animacji kultury. Większość wolnego czasu poświęca na „rozgryzanie” własnej osobowości i bujanie w obłokach. Uwielbia wypady rowerowe i wszelkiego rodzaju podróże. Zakochany po uszy w Akademickim Radiu Index.
16
LISTOPAD 2012
Kultura studencka
12 porad dobrego stopowania MARTA UŁASOWICZ I PIOTR FRONTCZAK Marta - studentka I roku studiów magisterskich na kierunku pomoc społeczna i socjoterapia na Uniwersytecie Zielonogórskim. Interesuje się fotografią, a od niedawna za sprawą Piotra, autostopem. Piotr - student III roku budownictwa na Uniwersytecie Zielonogórskim. Podróżuje autostopem od czasu liceum. Uwielbia nowe przygody i wyzwania.
1.
Najlepiej łapać stopa w tygodniu. Ciężko stopować w niedzielę, zatrzymuje się mało aut. 2. Pytaj kierowców o ciekawe miejsca. Często dowiesz się od nich więcej niż od najlepszego przewodnika. 3. Jeśli udajesz się do Kanady, nie podróżuj autostopem. Mogą Cię zjeść niedźwiedzie. 4. Z większych miast (np. Kraków, Częstochowa) lepiej wydostać się pociągiem albo autobusem do pobliskich miejscowości i tam łapać stopa. 5. W centrum miasta patrz na znaki
drogowe, żeby znaleźć drogę na właściwy wylot. 6. Nie stopuj nocą. Mogą spotkać Cię niemiłe przygody. 7. Podczas stopowania, przerwa na jedzonko poprawia jakość łapania stopa. 8. Na dłuższe wyprawy opłaca się wziąć ze sobą słoik "Nutelli", kabanosy, ciemne pieczywo i dużo wody. Niezbędny jest także scyzoryk. 9. Najlepiej podróżować z małym bagażem. Większy jest niewygodny i często nie ma gdzie go położyć.
10. Stopuj we dwójkę!!! Zawsze masz do kogo się odezwać, jest Ci raźniej, a przede wszystkim kiedy Ty chcesz urządzić sobie sjestę na przystanku autobusowym, druga osoba może wtedy łapać autka. 11. Nie łap stopa na obwodnicy, bo czeka Cię spotkanie ze służbą drogową (w dobrym wypadku), albo z policją (w złym). 12. Podczas jazdy patrz na mapę, nie ufaj do końca kierowcom. Nie zmieniaj dobrego miejsca do stopowania na lepsze według niego.
Trzy miejsca, które polecają Marta i Piotr fot. Marta Ułasowicz
Tatry
Idealne dla osób kochających góry. Są zarówno wysokie szczyty dla miłośników wspinaczki, jak i łagodne szlaki wzdłuż dolin rzek. Na zdjęciu największe jezioro w Tatrach, Morskie Oko.
Zamek w Mosznej
Piękny zamek rodem z bajek Disney’a, położony w województwie opolskim. W maju odbywa się tu święto azalii. Obok znajduje się Park Młodych Par.
Żywe Muzeum Piernika
W Toruniu Mistrz Piernikarski i Wiedźma Korzenna uczą jak wypiekać pierniki. Wesoła atmosfera i słodki zapach pierników. Na pamiątkę zabiera się własne wypieki.
Kultura studencka
LISTOPAD 2012
17
Dopalacze - większe ryzyko, niż nam się wydaje W 2008 r. w Polsce funkcjonowało według szacunków ok. 40 sklepów z tzw. dopalaczami. W październiku 2010 r. przed akcją Inspekcji Sanitarnej funkcjonowało ponad 1300 sklepów. W wyniku akcji sklepy zostały zamknięte. Dobrze, bo niektóre z "dopalaczy" mogą być bardziej niebezpieczne niż ich nielegalne odpowiedniki. Problem „dopalaczy” pojawił się w Europie w połowie poprzedniej dekady. W Polsce zaczął narastać w ostatnich latach. Rozwija się na styku świata substancji legalnych i nielegalnych. „Dopalacze” oferowane są w większości krajów europejskich (ale nieprawdą jest, że wszędzie są legalne!), a także w internecie. I wszędzie problem ten jest przedmiotem troski władz i zaniepokojenia społecznego, tym bardziej, że nasza wiedza na temat dopalaczy jest wyrywkowa, zarówno w wymiarze farmakologicznym, jak i społeczno-kulturowym. Brak nawet precyzyjnej naukowej definicji „dopalaczy”.
Z używaniem „dopalaczy” wiąże się wiele zagrożeń. Mogą prowadzić do poważnych powikłań, szpitale raportują liczne przypadki zatruć "dopalaczami", w tym śmiertelnych. Trudno także nieść pomoc osobom, które przedawkowały "dopalacze" ze względu na trudny do określenia ich skład. Lekarze są zgodni: "dopalacze" uzależniają, niszczą organizm i psychikę. Lista działań niepożądanych związanym z zażywaniem "dopalaczy" jest długa. Dopalacze mogą powodować m.in. nudności, bóle głowy, stany lękowe, bezsenność, drgawki. Oprócz tego wywołują problemy z oddychaniem, znużenie (mieszanki ziołowe), sil-
ny ból głowy, ataki wściekłości, urojenia (szałwia wieszcza), znaczne podwyższenie temperatury ciała, biegunkę, zawroty głowy, obfite pocenie się ciała, śpiączkę oraz wymioty i brązowienie skóry. Niestety, rośnie liczba zatruć "dopalaczami". Z tego powodu hospitalizowana jest jedna osoba dziennie donosi "Dziennik Gazeta Prawna", który dotarł do danych Głównego Inspektoratu Sanitarnego. Jak zauważa gazeta, liczba hospitalizacji rośnie. Hasło, które widać często w mediach, że "dopalacze" wypalają mózg nie jest hasłem na wyrost. Źródło informacji: Instytut Psychiatrii i Neurologii w Warszawie
18
LISTOPAD 2012
Nasz patronat
Marcin Gromnicki, absolwent UZ, lider MG Project
Instrumentalnie, ale przebojowo Tworzenie muzyki instrumentalnej to ciężki kawałek chleba. Zdarzają się jednak śmiałkowie, którzy chcą się sprawdzić w tej dziedzinie. Należy do nich Marcin Gromnicki, lider zespołu MG Project. Oprócz niego w zespole znajdziemy także studentów i absolwentów Wydziału Artystycznego UZ. Jak powstał ten projekt, co tak właściwie gra i jak wymyślić tytuł do utworów bez tekstu? Odpowiedzi na te i inne pytania znajdziecie w wywiadzie z Marcinem. Skąd wziął się pomysł założenia MG Project? Od dawna chodziło mi po głowie, aby zrobić coś swojego. Poniekąd było to również spowodowane lekkim marazmem w moim życiu muzycznym. Po rocznej pracy w Radiu Index postanowiłem wrócić do muzyki bardziej intensywnie. Zebrałem kilku studentów i absolwentów Wydziału Artystycznego Uniwersytetu Zielonogórskiego i w ten sposób rozpoczęliśmy działalność, głównie koncertową.
„MG” w nazwie zespołu pochodzi od Twoich inicjałów. Czy reszta zespołu nie miała wobec tego pomysłu żadnych obiekcji? W końcu niektórzy z Twoich muzyków mają także bogatą muzyczną przeszłość. Zgadza się, są w MG Project indywidualności. Jednak zespół ten był pomyślany jako mój solowy projekt, ale przy bardzo aktywnym udziale innych muzyków – również kompozytorskim. Postanowiłem więc firmować go nie tyle swoim imieniem i nazwi-
skiem, co chociaż inicjałami. Do mnie, jako lidera, należy ostatnie zdanie, ja jestem głównym kompozytorem repertuaru. Chociaż muszę podkreślić, że moi koledzy i koleżanka z zespołu mają również niebagatelny wpływ na tę muzykę. Trzonem Waszej muzyki jest funk, ale mieszają się tam także inne elementy. Możesz uchylić rąbka tajemnicy, jakie, i co tak naprawdę gra MG Project? Właśnie, muzyka funkowa stanowi u nas podstawę. Jest
mocny beat perkusji i basu, kołyszący, taneczny... Ale także zahaczamy o jazz, zwłaszcza jego elektryczną odmianę, czyli jazz rock. Jest też trochę rytmów chill-outowych, zdarza nam się także sięgnąć do muzyki latynoskiej. Mamy jeden kawałek, który bardzo mocno „siedzi” w tej stylistyce. Moim zdaniem nie warto zamykać się w jednym kierunku muzycznym. Fajną sprawą jest to, że żonglujemy i lawirujemy między różnymi gatunkami. Sam na co dzień słucham podobnych zespołów. Nie stano-
LISTOPAD 2012 MARZEC 2012 wi dla mnie różnicy, czy słucham muzyki klasycznej, jazzowej czy mocnego rocka. Muzyka dzieli się na dobrą i na złą. A czy są takie gatunki muzyczne,którychniewpletlibyściewWaszą twórczość? Pewnie nie wplatalibyśmy w nasze utwory muzyki klasycznej. Pomimo, że jej słuchamy, to jest jednak bardzo odległy rejon. Staramy się działać jednak jak najszerzej. Znajdują się w naszej muzyce nawet elementy rocka. Nie tknęlibyśmy disco polo czy innych tego typu rzeczy. Dlaczego zdecydowaliście się grać muzykę instrumentalną? Bardzo dużo słucham tego typu muzyki. Bas jest głównym elementem twórczości MG Project. Dochodzą do tego także tematy grane na skrzypcach czy na gitarze i to stanowi taki
Muzyka funkowa stanowi u nas podstawę. Jest mocny beat perkusji i basu, kołyszący, taneczny... Ale też zahaczamy o jazz, zwłaszcza jego elektryczną odmianę, czyli jazz rock. Jest też trochę rytmów chill-outowych, zdarza nam się także sięgnąć do muzyki latynoskiej. wyznacznik naszego stylu. Nasze utwory przypominają trochę piosenki z tym, że nie ma w nich wokalu. W naszym przypadku melodie, które mógłby zaśpiewać człowiek, grane są przez instrumenty. Piszecie też o sobie, że Waszym zadaniem jest przełamanie ste-
Nasz patronat Zielona Góra reotypu „trudnej i elitarnej muzyki instrumentalnej”. W jaki sposób chcecie to zrobić? Posłużę się tutaj przykładem. Pewną inspirację czerpałem od mojego nauczyciela gitary basowej. Miałem okazję się uczyć od niego na kilku edycjach
da się pójść. Macie już za sobą kilka koncertów. Jak je wspominasz i gdzie byliście najlepiej przyjmowani? Graliśmy głównie w Zielonej Górze czy po prostu na Ziemi Lubuskiej np. w Żarach. Jak było do tej pory? Powie-
To jest wielka męczarnia wymyślać tytuły do utworów instrumentalnych. Często bierze się to z przypadku. Mamy utwór pod tytułem „Ostatni trolejbus na Ustronie” albo „Radość rolnika”... warsztatów „Blues nad Bobrem”. Mówię tu o Wojtku Pilichowskim, znakomitym polskim basiście. On traktuje swoją działalność solową podobnie jak my swoją muzykę. Pomimo że gra utwory instrumentalne, to stara się, aby były tam chwytliwe tematy, kołyszące i bardzo bujające rytmy. Byłem na kilku jego koncertach i to naprawdę działa. Przychodzą tam ludzie nie będący muzykami i bardzo entuzjastyczne odbierają tę muzykę. Staram się iść podobnym tropem i nie komplikować naszej muzyki na siłę. Chcę, aby była melodyjna i rytmiczna, aby słuchacz mógł sobie zanucić nasze kawałki po ich wysłuchaniu. Ale czy to się udaje, to już nie mi oceniać. To spytam teraz o tytuły Waszych utworów. Skąd je bierzecie, skoro same numery nie mają tekstów? To jest wielka męczarnia wymyślać tytuły do utworów instrumentalnych. Często bierze się to z przypadku. Mamy utwór pod tytułem „Ostatni trolejbus na Ustronie” albo nasz najnowszy zatytułowany „Radość rolnika”. Po prostu zastanawiam się nad jakimś nietypowym doborem słów, którym mógłby zatytułować utwór. Taka jest nasza filozofia. Jak zauważyłeś, tekstów nasze kawałki nie posiadają, więc chyba innym tropem nie
działbym, że zadowalająco. Koncerty są o tyle fajne, że widzę, jak publiczność reaguje na nasze utwory i kiedy coś trzeba zmienić w tych kawałkach. Zdarza się, że potem je nieco zmieniamy. To też jest jedna z zasad mojego działania. Chcę, żeby te utwory się zmieniały i ewoluowały, pod takim kątem, aby podobały się one zarówno nam, jak i publiczności. Zdarzają się jednak numery, które uważam za formę zamkniętą. A jak wygląda załatwianie takich koncertów w Waszym wypadku? Wysyłacie demówki do organizatorów czy może oni sami się do Was odzywają, bo np. usłyszeli od kogoś o czymś takim jak MG Project? To jest dość ciężka sprawa i wymaga dużo pracy, wykonania wielu telefonów, maili czy demówek. Ja oprócz tego, że wziąłem na siebie obowiązek muzycznego dowodzenia tym zespołem, to jeszcze robię także za jego menadżera. Wcześniej grając w innych kapelach było tak, że to ktoś inny załatwiał te koncerty, a ja przychodziłem i grałem. Teraz wygląda to trochę inaczej, wymaga to dużo więcej pracy, ale daje ona sporą satysfakcję i o to przecież chodzi. Michał Cierniak
19
MG Project Zespół zielonogórskiego basisty Marcina Gromnickiego. Po latach zdobywania doświadczeń u boku innych band - leaderów postanowił powołać do życia własny twór muzyczny (listopad 2011). Grupę tworzą absolwenci i studenci kierunków związanych z Instytutem Muzyki na Uniwersytecie Zielonogórskim (Edukacja Muzyczna, Jazz i Muzyka Estradowa). Formacja stawia na różnorodność stylistyczną, stąd w jej dźwiękach wysłyszeć można chill out, jazz, rytmy latynoskie, a przede wszystkim funk, stanowiący solidną podstawę. W repertuarze dominują autorskie utwory, wzbogacone o kilka tzw. standardów, kowerów instrumentalnych. Jednym z założeń "MG Project" jest przełamanie stereotypu "trudnej i elitarnej" muzyki instrumentalnej. Kołyszące rytmy oprawione melodyjnymi tematami i pełnymi pasji improwizacjami, mają za zadanie po prostu wpadać w ucho. Warto też podkreślić znaczącą w twórczości grupy rolę elektrycznych skrzypiec Kasi Pawłowicz. Dodają one istotnego kolorytu, szczególnie w partiach wykonywanych wspólnie z gitarą. Skład: Marcin Gromnicki: gitara basowa Grzegorz Sykulski: instrumenty klawiszowe Katarzyna Pawłowicz: skrzypce elektryczne Stanisław Żaczek: gitara Bartek Wilk: perkusja w w w.f a c e b o o k .c o m/ www.mgproject
20
Kultura studencka Kultura studencka
LISTOPAD 2012
Proste, surowe aranże
O zespole Tres.b robi się coraz głośniej. To o tyle miła informacja, że na jego czele stoi rodowita zielonogórzanka, Misia Furtak. Porozmawialiśmy z nią o ostatniej płycie zespołu, a także o Zielonej Górze i spacerach po naszych lasach. Zdradź proszę, jak fani i dziennikarze zareagowali na Waszą ostatnią płytę „40 Winks of Courage”? Jestem bardzo dumna i szczęśliwa, bo ta płyta jest odbierana fantastycznie. Prace nad nią przebiegały dość burzliwie, bo dynamika w zespole między mną i chłopakami jest aktualnie burzliwa. Natomiast co do jednej rzeczy byliśmy zdecydowanie zgodni, że ma być to płyta zdecydowanie inna niż nasza pierwsza. Debiut był takim swoistym eksperymentem. Mieliśmy duże studio i producenta do swojej dyspozycji, sesyjnych muzyków... Były więc wielkie aranżacje utworów, wykorzystanie smyczków, dęciaków i czegokolwiek, co nam się napatoczyło. Nowa płyta miała zaś dać się odtworzyć tak samo na żywo przez skład, w jakim gramy, czyli gitara, bas, perkusja i wokal. Aranże są więc surowe i proste, a także tekst wysuwa się na pierwszy plan. O to nam chodziło, nie było tu żadnych kompromisów i tym bardziej jest nam miło, że ta płyta tak bardzo się podoba. Płyta jest zdecydowanie mroczniejsza i bardziej niepokojąca niż debiut. Czy jeszcze coś, oprócz chęci nagrania zupełnie innej płyty, miało wpływ na taki jej nastrój? Wiesz, jeszcze przed wydaniem debiutu „The Other Hand” mieliśmy taką pierwszą, nieoficjalną płytę, którą wydaliśmy sami jeszcze kiedy mieszkaliśmy w Holandii. Był tam dokładnie taki sam klimat, jak na „40 Winks of Courage”. Tak się akurat złożyło, że na rynku polskim zadebiutowaliśmy takim
gowej.
Nasza propozycja była taka, że ludzie wpłacają nam 100 zł i za to dostają przedpremierowo płytę, bilet na koncert promocyjny i wpis w książeczkę. W tej książeczce dołączonej do płyty jest lista ludzi, którym bardzo serdecznie dziękujemy za wsparcie i to są właśnie ludzie, którzy kupili te nasze „tres paczki”. To była forma crowdfundingu oparta na przedsprzedaży, a nie zbierania datków. I tak tylko część tych pieniędzy została dla nas, ale wystarczyło, by zapłacić za studio. To było nieprawdopodobnie miłe, że ci ludzie nam zaufali.
Kiedy tylko duszę się w Warszawie, biorę podręczną torebkę i jadę do Zielonej Góry jakimkolwiek środkiem transportu. Fot. Bobrowiec eksperymentem, a ta nasza nowa płyta to nie jest tak naprawdę żadna nowość, tylko powrót do tego, co tak naprawdę bliższe jest naszemu sercu. Mi osobiście klimat tego albumu kojarzy się z wczesnym The Cure czy zespołami z wytwórni 4AD typu Cocteau Twins czy Dead Can Dance. Co muzycznie Was inspirowało przy tworzeniu tego materiału? Niektóre te piosenki po-
wstały pół roku przed wejściem do studia, niektóre miesiąc przed, a jeszcze inne dwa lata. Przez to też trudno jest powiedzieć, co było dla nich inspiracją muzyczną. Przez te dwa lata słuchaliśmy naprawdę różnej muzyki, więc bardzo ciężko jest mi tu wymienić jedno konkretne nazwisko. Płyta została częściowo sfinansowana przez Waszych fanów za sprawą kampanii crowdfundin-
Pochodzisz z Zielonej Góry. Jak często udaje Ci się odwiedzać nasze miasto i czy masz w nim jakieś swoje ulubione miejsca? Bardzo chciałabym częściej tu przyjeżdżać. Kiedy tylko duszę się w Warszawie, biorę podręczną torebkę i jadę tutaj jakimkolwiek środkiem transportu. Bardzo lubię te okolice, w których mieszkają moi rodzice, czyli okolice Ogrodu Botanicznego. Uwielbiam to, że jest w Zielonej Górze taki natychmiastowy dostęp do lasu. Wychodzisz z domu i możesz przez 3 godziny pospacerować po lesie i to jest dla mnie cud. Pamiętam, że w swoje urodziny przyjechałam do Zielonej Góry, założyłam na uszy słuchawki i poszłam spacerować po lesie (śmiech). I to była najmilszy rodzaj spędzenia dnia, jaki mogłam sobie wymyślić. Wszystko jest tu jakby dwa biegi wstecz w porównaniu z dużym miastem i to jest naprawdę bardzo miłe. Michał Cierniak
LISTOPAD 2012
Kultura studencka
21
CeZik zachwycił studentów! Fot. Bartosz Siedlik
Jak grać na zamrażarce
Wiele osób narzeka na internet, że jest skupiskiem głupoty. Na szczęście nie całkowicie, bo znajdą się w nim godne uwagi rzeczy czy osoby. Do tych drugich zaliczymy CeZika, który w nieszablonowy sposób podchodzi do tworzenia muzyki. Grasz na kilku instrumentach, ale nie tylko, bo nawet na rzeczach, które instrumentami nie są. Jaki był najdziwniejszy przedmiot, na którym grałeś? Niech pomyślę... Wiesz co, w momencie kiedy wszedłem do kuchni po raz pierwszy i zacząłem kombinować z tymi rzeczami, to każda z nich była dla mnie mega dziwna. Nigdy wcześniej nie pomyślałem o nich, że można je traktować jako instrumenty. Nie wiem, czy to była najdziwniejsza z nich, ale najwięcej problemów miałem z grą na zamrażarce. Ma ona ten minus, że jest zaprojektowana w taki sposób, aby się przyssać, więc trzeba dużo siły, żeby ją odessać i ciężko było przez to grać na niej rytmicznie. Co było dla Ciebie inspiracją, aby oprócz działania jako CeZik stworzyć projekt KlejNuty?
Zainspirowało mnie na pewno to, co zobaczyłem jakiś czas temu na Zachodzie, głównie w USA. Było to robienie piosenek z użyciem wypowiedzi różnych osób. Jeszcze zanim zacząłem robić KlejNuty, było to tam już bardzo popularne. Stwierdziłem, że skoro nie jest to jeszcze tak popularne w Polsce, trzeba jakoś zagospodarować tę część naszego internetu i że zrobię to właśnie ja. Jak kleisz te nuty? To jest problematyczne, bo powstaje to różnie. Czasem jest tak, że widzę jakiś program i wiem, że on „siądzie” i będzie można zrobić z niego dobrą piosenkę. Potem sprawdzam, czy wypowiedzi z tego programu nadają się pod względem jakościowym, czyli czy mogę manipulować głosem tych ludzi i to nadal dobrze brzmi. Następnie docho-
pasującą do wypowiedzi. Najpierw muszę jednak trafić na jakiś temat.
Próbowałem grać muzykę, kiedy nie było internetu i nic mi z tego nie wychodziło. Jestem też świadomy, jaka jest konkurencja na tym, nazwijmy to, rynku muzycznym. Tych kapel jest tryliard, każda chce się przebić, wszyscy jeżdżą na przeglądy czy do talent show, wysyłają swoje demówki... To jest dla mnie jak klatka z lwami, w której ja nie mogłem się odnaleźć i potrzebowałem sobie z niej wyjść i stanąć gdzieś obok. Chciałem zbudować jakąś swoją budowlę i tam swoim własnym sumptem bawić się w muzykę i jakieś tam robienie kariery. Także gdyby nie było internetu, byłbym pewnie jakiejś kiepskiej jakości inżynierem. Chyba więc dobrze się stało, że on jednak jest.
Wykonywałbyś muzykę, gdyby nie było internetu? Nie, nie wykonywałbym.
Michał Cierniak
dzi zabawa z muzyką, gdzie z gitarą i własnym głosem sprawdzam, czy jestem w stanie zrobić chwytliwy refren czy zwrotkę,
Najwięcej problemów miałem z grą na zamrażarce. Ma ona ten minus, że jest zaprojektowana w taki sposób, aby się przyssać, więc trzeba dużo siły, żeby ją odessać i ciężko było przez to grać na niej rytmicznie.
22
Kultura studencka
LISTOPAD 2012
Kultura studencka
LISTOPAD 2012
23
Dubstep, szaleństwo i Łódź Najpierw zapowiadali dubstepy. Potem zrobili hymn Olimpiady w Londynie. W międzyczasie powiedzieli, że płyta inspirowana będzie twórczością Hansa Zimmera. Na sam koniec wypuścili synthpopowy singiel. Czy chłopaki z Muse cierpią na muzyczną schizofrenię? Wszystko wskazuje, że tak! Płyta „The 2nd Law” swoją różnorodnością potrafi przyprawić o zawrót głowy. Na początek dostajemy solidnego kopa w szczękę w postaci bardzo bondowskiego „Supremacy”. Dalej zespół umacnia nas w swoim szaleństwie i czaruje wspomnianym już synthpopem w „Madness”. Kolejny cios pada w rytm funku. „Panic Station” swoim groovem wgniata w podłogę. Zupełnie jakby Prince zrobił po swojemu „Another one bite the dust”. Potem chwila orkiestrowego wytchnienia by zadać ostateczny cios w postaci epickiego „Survival”. Nagle uświadamiamy sobie, że jesteśmy w połowie płyty, za-
„Panic Station” swoim groovem wgniata w podłogę. Zupełnie jakby Prince zrobił po swojemu „Another one bite the dust”. chłyśnięci całym dobrem, które na nas spłynęło z rąk zespołu i dzieje się coś dziwnego. Każdy kolejny utwór zlewa się w nijaką papkę. Nic już nie buja, nie zaskakuje a przede wszystkim nudzi. Kolejne cztery utwory to typowe dla zespołu numery,
które na poprzednich płytach zostałyby „zapchajdziurami”. Czarę goryczy przelewa moment kiedy za mikrofon chwyta basista. Piosenki „Save me” i „Liquid state” to rzeczy tak nieznośnie bezpłciowe, że wstyd o nich w ogóle pisać.
Na sam koniec dostajemy instrumentalny dyptyk „The 2nd Law” z elementami dubstepu i orkiestry – bardziej eksperyment niż pełnoprawne numery. Powiedzmy to sobie wprost – Brytyjczycy nagrali swój najsłabszy krążek. Paradoks polega na tym, że to wciąż dużo lepszy album niż wszystko co ostatnio ląduje na półkach sklepowych. Dlatego warto zapętlić sobie pierwszą szóstkę z „The 2nd Law” i czekać na koncert Muse 23 listopada w Łodzi.
Paweł Hekman
Pięciu niezwykłych dżentelmenów
Jakie uczucia towarzyszyły mi, gdy panowie z Marillion poinformowali, że pracują nad kolejnym albumem i czego spodziewałem się po dźwiękach zawartych na nim? Niech odpowiedzią na oba pytania będzie jedno jedyne słowo: spokój. Najnowsze wydawnictwo, „Sound That Can't Be Made” w jakimś stopniu kontynuuje ścieżkę obraną na świetnym krążku „Marbles” z 2004 roku. Na „Sound...” znajdziemy podobne rozwiązania, które stały się niemal znakiem rozpoznawczym zespołu, warto jednak zaznaczyć, że najnowszy krążek to kolejne potwierdzenie zasady, której hołdują muzycy Marillion. „Panowie, każdy album musi się różnić od poprzedniego” – tak mogłaby brzmieć dewiza Anglików. Marillion pozwolił sobie na sporą różnorodność utworów, zestawiając np. epicką „Gazę” z tytułowym utworem „Sounds That Can't Be Made”.
„Panowie, każdy album musi się różnić od poprzedniego” – tak mogłaby brzmieć dewiza Anglików. Można odnieść wrażenie, że sposób, w jaki komponuje Marillion, ma przede wszystkim sprawiać ogromną przyjemność im samym i to naprawdę słychać. O swobodzie Marillion świadczy też długość nowych kompozycji. Oczywiście, na tak długim albumie nie sposób
uniknąć wpadek i można wskazać momenty, w których Marillion nieco się podkopał. Wspominany już kolos „Gaza” jest momentami bardzo niespójny i wręcz „przedobrzony” (z pewnością wiele mu brakuje do innego kolosa sprzed lat, czyli
monumentalnego „Ocean Cloud”). Można też narzekać na pewną nijakość i nudę niektórych motywów, ale czy to ważne? Chwilę później panowie serwują emocjonalnego killera pt. „Power” i można już szukać na podłodze własnej szczęki. „Sounds That Can't Be Made” to bardzo dobre i nieco przekorne wydawnictwo. Nawet tytuł można odczytywać jako pewien prztyczek w nos – rzeczywiście, takie dźwięki mogą stworzyć tylko oni.
Damian Łobacz
24
Kultura studencka
LISTOPAD 2012
Do usłyszenia w listopadzie
Muzyczne premiery miesiąca. Do słuchania nie tylko w akademiku. • Michał Cierniak ROBBIE WILLIAMS „Take The Crown” ▼ Po przerwie na ogarnięcie swoich problemów osobisto – nałogowych i na nagranie płyty z dawnymi kolegami z Take That, Robbie Williams powraca solo. Tęgie umysły przemysłu muzycznego wieściły jego nowej płycie wielki sukces i jeśli oceniać po sukcesie promującego ją singla „Candy”, coś jest chyba na rzeczy. Ale jak to mawiają inne tęgie umysły „jedna jaskółka wiosny nie czyni”. Oby Robbie miał tych jaskółek w zanadrzu więcej, bo znowu będzie musiał parodiować „Tajemnice Brokeback Mountain” w teledysku, by zwrócić na siebie uwagę. Premiera: 5 listopada
REKLAMA
AEROSMITH „Music From Another Dimension” ▼
KIM NOWAK „Wilk” ▼ Patrząc na braci Waglewskich ludzie zajmujący się teorią przekazywania genów cmokają pewnie z zadowolenia, że ich teorie mają potwierdzenie w praktyce. Chłopaki nie dość, że realizują się w hiphopie, mają heavy metalową przeszłość, to jeszcze próbują sił w rocku inspirowanym muzyką z lat 60-tych. I te próby wychodzą im bardzo dobrze, czego dowodem jest drugi album Kim Nowak, będący kolejną porcją słodyczy na uszy dla łaknących „garażówy” w świecie plastikowych brzmień. A do tego porównuje się te utwory do ścieżek dźwiękowych z filmów Lyncha, więc kinomani też będą zadowoleni. Premiera: 6 listopada REKLAMA
W momencie kiedy już wszyscy zaczynali myśleć, że Aerosmith chce pobić rekord Guns’N’Roses w ilości lat między jedną a drugą płytą, Steven Tyler i koledzy przerywają milczenie. Już od kilku lat krążyły plotki, że panowie pracują nad nowym albumem, albo że właśnie się pokłócili i przyszłość zespołu stoi pod znakiem zapytania. W końcu jednak uświadomili sobie, że w tym wieku zachowania rodem z piaskownicy nie przystoją i weszli do studia by nagrać nową płytę. I co? I jest dobrze, rockowo i bardzo przebojowo, a chyba o to zawsze chodziło fanom Aerosmith. Premiera: 6 listopada
Książka Kultura studencka
LISTOPAD 2012
25
W księgarni, w bibliotece
Półki w księgarniach uginają się pod ciężarem pasjonujących historii: zmyślonych albo prawdziwych. W tym miesiącu polecamy Wam książkę Mo Yana, laureata Nagrody Nobla, i "nowej" Masłowskiej, a także coś dla studentów pedagogiki - lekturę wybraną przez Pedagogiczną Bibliotekę Wojewódzką w Zielonej Górze. ● Obfite piersi, pełne biodra
● Kochanie, zabiłam nasze koty
W powieści wszystko jest trochę oderwane od rzeczywistości, pełne makabrycznych zdarzeń i wynaturzonych postaci, ocierające się o magię – a jednocześnie opisane prostym, niezwykle obrazowym językiem, przesycone ironią i czarnym humorem. Zręczność stylistyczna i wybujała fantazja Mo Yana powodują, że lektura wciąga na długo. A autor otrzymuje literackiego Nobla!
Masłowska przygląda się tzw. klasie średniej, młodym, zamożnym ludziom, którzy nie mają pomysłu na to, co zrobić ze swoim życiem. Ich losy, wygląd, mieszkania wydają się nam podobne niezależnie od tego czy żyją w Warszawie czy w Nowym Jorku. W książce spotkacie też samą autorkę (jak zwykle pełną dystansu do samej siebie).
Pedagogiczna Biblioteka Wojewódzka im. Marii Grzegorzewskiej w Zielonej Górze poleca:
● Psyche i edukacja. Emocje, wyobraźnia i nieświadomość w uczeniu się i nauczaniu. Książka należy do wyjątkowych pozycji literatury pedagogicznej, dzięki której możemy wesprzeć własne rozmyślania nad sensem edukacji oferowanej wszystkim młodym i starym, uczącym się przez całe życie oraz nauczającym innych. „Psyche i edukacja” umożliwia dogłębny wgląd w dziedzinę nazwaną przez autora – edukacją duszy. Wszystkie rozdziały, których tytuły zachęcają do czytania są napisane pięknym językiem przemawiającym do wyobraźni. Bernie Neville - australijski badacz ludzkiego wnętrza przytacza wypowiedzi autorytetów psychologii, pedagogiki czy psychiatrii, które ubogacają tę pozycję. Ciekawe są badania Z.Freuda nad nieświadomością będącą obszarem duszy. Inni psycholodzy głębi obrazowali nieświadomość jako wewnętrzne światło, nierozwiniętą różę, zdrój mądrości, mocy i zdrowia. Dociekania Freuda i jego spostrzeżenia doprowadziły do innego spojrzenia
na nieświadomą sferę. Książka jest unikalna ze względu na tematykę, jaką podejmuje. Obecnie w świecie, w którym dominuje konsumpcyjny styl życia brakuje tego typu literatury. Dr hab. Joanna Danilewska, prof. UJ we wstępie wyraża uznanie dla inicjatywy wydania polskiej wersji językowej dzieła naukowego B.Nevilla, które jest teorią procesu kształcenia podlegającego ciągłym przeobrażeniom. Lektura tego dzieła może pomóc psychologom i pedagogom kształtować nowoczesną edukację w naszym kraju, a także pozostałym, dla których osobisty rozwój jest wart wspierania. Bogactwo tematyki poszczególnych rozdziałów może być inspiracją dla stosowanych praktyk wychowawczych. W jednym z nich zatytułowanym „Użyj wyobraźni” czytamy o potrzebie jej treningu, co może wspomóc zdolność uczenia się dziecka, poprawić jakość relacji z rówie-
śnikami i dorosłymi, a nawet doświadczać przyjemności. B.Neville podaje nadzwyczaj skuteczny sposób nauczania. Jest nim – opowieść, w której można zawrzeć to, co w życiu najważniejsze, a jeśli nauczyciele nauczą uczniów obiektywnej obserwacji i racjonalnego myślenia to pozostanie w nich na zawsze. Nowatorski jest rozdział o uspokajaniu umysłu metodą medytacji, której uprawianie pozwala na osiągnięcie głębokiego
spokoju, co nie jest bez znaczenia dla koncentracji, tak niezbędnej podczas edukacji. W innym miejscu autor zachęca do zwrotu ku psychologii archetypów, dzięki czemu zyskamy możliwość wsłuchania się w głosy bogów z greckiego panteonu, prezentujących odmienne filozofie, systemy wartości czy style uczenia się w szkole. Jeden z filozofów i pisarzy, Colin Wilson postanowił tę książkę umieścić na honorowym miejscu, na półce pomiędzy kilkunastoma pozycjami, do których wciąż powraca. Także przeczytanie „Psyche i edukacji” wydaje się być czymś naturalnym, jeśli nie koniecznym.
Jadwiga Matuszczak Pedagogiczna Biblioteka Wojewódzka im. Marii Grzegorzewskiej w Zielonej Górze WWW.PBW.ZGORA.PL
26
LISTOPAD 2012
Miasto Filmów
MIASTO FILMÓW Piątek, godz. 13:00 na 96 fm www.facebook.com/miastof
Bond. James Bond? „-Gdzie jedziesz?” „-Do Holandii” „-Przywieziesz mi coś?” „-Na przykład co?” „-Pierścionek z diamentem” „-A co powiesz na tulipana? Ta krótka wymiana zdań z filmu „Diamenty są wieczne” mówi o Jamesie Bondzie więcej, niż może się wydawać. Bond, idąc na wojnę, dowcipkuje i podrywa kobiety. Lubuje się w ich towarzystwie, ale na wspomnienie o zobowiązaniu… no właśnie. Co powiesz na tulipana? ■ Coś nowego Podczas seansu „Skyfall” wciąż wracałem myślami do filmu „Niezniszczalni 2”. Mendes w podobny, co Stallone, sposób nawiązuje do klasyki – puszcza do widza oko, rozmieszczając w swoim dziele mnóstwo odniesień do klasyków 007. W przeciwieństwie do Sylwka jednak, twórca „American Beauty” prezentuje widzowi tradycję, kierując jednocześnie swojego bohatera na nowe tory. Chyba w żadnej innej serii zwolennicy nie cenią sobie nowych elementów, a te powtarzające się – jak kwatermistrz Q, Aston Martin DB5, martini z wódką, nawet sam sposób przedstawiania się. „Skyfall” zdaje się być deklaracją: „znamy tradycję, ale czas na coś nowego”. ■ Osobiste motywy Tym razem niebezpieczeństwo nie zagraża światu, Anglii, Europie, czy Stanom Zjednoczonym, a dotyczy bezpośrednio MI6. Z jednej strony organizacja rozdzierana jest przez własnych pracodawców, czyli dobijające się do drzwi z pochodniami i widłami
James Bond nie jest już postacią wyjętą z prozy Fleminga. Minęły złote czasy Seana Connery’ego, Rogera Moore’a i im podobnym, którzy uskuteczniali klasyczny wizerunek 007. ministerstwo, z drugiej – wycelowana w nią zostaje agresja, która, jak się okazuje, nie jest sprawą władzy czy pieniędzy. Tym razem motywy są osobiste. A takie są najgroźniejsze. ■ Aktor z nosem Niemal wszystko w „Skyfall” robi wrażenie. Świetna historia. Robotycznej ekspresji Daniela Craiga przeciwstawiony jest nadpobudliwy Bardem, który odpowiedzialny jest za najbardziej psychotycznego przeciwnika Bonda od bardzo dawna. Pojawia się Ralph Fiennes, w roli może mało wyrazistej, ale bardzo istotnej (ponadto
miło jest zobaczyć tego aktora z nosem). Świetna, pomijając koszmarek Adele, muzyka i coś, czego mało było w dotychczasowych „Bondach” – naprawdę przepiękne ujęcia. Szerokie kadry, gra świateł i przepych wyciekają niemal z każdej klatki filmu Mendesa. Najważniejsza w tym wszystkim jest jednak wartka akcja, intrygująca fabuła, porywające pościgi i świetny finał. ■ Rozliczenie wizerunku James Bond nie jest już postacią wyjętą z prozy Fleminga. Minęły złote czasy Seana Connery’ego, Rogera Moore’a i im podobnym,
którzy uskuteczniali klasyczny wizerunek 007. Nadeszły czasy filmów innych – nie gorszych i nie lepszych (choć szczególnie nie lepszych).”Skyfall” jest swego rodzaju nowym początkiem, osadzeniem bohatera Craiga w klasyce, jak i ostatecznym z nią zerwaniem. Po dwóch filmach ukazujących szpiega w zupełnie nowy sposób nadszedł czas na rozliczenie jego wizerunku z tym dawnym i wybranie nowego. Jako fan Bonda w wykonaniu Connery’ego – mam obowiązek kręcić nosem. Jako fan dobrego kina – przybić piątkę. Michał Stachura
Miasto Filmów
LISTOPAD 2012
SHORTY
27
...czyli co oglądaliśmy w ubiegłym miesiącu
1 "Dredd 3D" 7/10 Idealna rozrywka dla dużych chłopców! Jest mięcho, mało gadania i mnóstwo strzelania. 2 "Kronika Opętania" 2/10
O egzorcyzmach po raz tysięczny. Jednak jedyną osobą potrzebującą interwencji duchownego jest sam widz.
3 "Resident Evil: Retrybucja" 2/10 Mila wypuszcza magazynek z broni, kopie go z półob-
● Obława
rotu trafiając zombiaka prosto w czoło. Dziękuję, dobranoc.
4 "Uprowadzona 2" Tylko 5/10 Liam znów biega, skacze i zabija. Wciąż nie brak mu polotu, ale to jednak już nie to samo. 5 "Dwoje do poprawki" 4/10 Geriatryczna komedia romantyczna. Produkcja dla 70-latków zjadliwa, dla 20-latków przeterminowana. Opracowanie: Paweł Hekman
● Bitwa pod Wiedniem
Od dawna polski film nie zrobił na mnie Prawdopodobnie najgorszy film takiego wrażenia. Filmów wojennych było już w historii kina tyle, że naprawdę ciężko zrobić w tej materii coś ciekawego i przykuwającego uwagę. Należałoby jednak zadać sobie pytanie, czy „Obława” rzeczywiście jest filmem wojennym, czy raczej dziejącym się w czasie wojny. Skłaniałbym się ku temu drugiemu określeniu, bo jest to bardziej thriller psychologiczny. Bardzo dobry zresztą! Nie pamiętam, kiedy ostatnio polski film trzymał mnie w takim napięciu od początku do końca. Wszystko jest tam bardzo zagadkowe, a dzięki nieliniowej fabule jeszcze bardziej jesteśmy wciągnięci w intrygę będącą trzonem akcji „Obławy”. Oprócz tego Marcin Dorociński po raz kolejny nie zawodzi i udowadnia, że zasługuje na tytuł jednego z najlepszych polskich aktorów. Nie ustępują mu mocno również Maciej Stuhr i Sonia Bohosiewicz, ale „Obława” to jednak teatr jednego aktora. I tak naprawdę nie wiem co jeszcze o tym filmie powiedzieć. Jest jedną z tych produkcji, o których się nie powinno wiele mówić, ale oglądać. Z zapartym tchem. Michał Cierniak
w dziejach kina.
Ile trzeba wydać pieniędzy żeby zrobić najgorszy film w dziejach? Odpowiedź: 12 milionów euro! Miał być Mel Gibson – ostał się nieśmiertelny Daniel Olbrychski. Obiecywano efekty specjalne jak we „Władcy Pierścieni” dostaliśmy kpinę rodem z Painta. Międzynarodowa obsada to po włosku trzecioligowi aktorzy z pierwszej łapanki. Tu już nie chodzi nawet o zawód czy niewykorzystany potencjał – tu chodzi o jawną drwinę z widza. Z człowieka. Oczywiście doceniam walor komediowy produkcji: Adamczyk mówiący po angielsku, prawdziwa „holiłócka” gwiazda Bachleda – Farrell, efekty rodem z filmów Eda Wooda itd. Największym jednak żartem jest nasz ukochany Państwowy Instytut Szkoły Filmowej, który wyłożył na to cudo 2 mln. 2,000,000 złotych z moich i Waszych podatków. Czyli ten się śmieje kto się śmieje ostatni? Paweł Hekman
28
www.sport.uzetka.pl
LISTOPAD 2012
Kultura studencka
LISTOPAD 2012
29
Cafe Biba - wtorek, godz. 13:00
Audycja "CaFe BiBa", czyli Poważni goście w wywiadach z przymrużeniem oka. Muzycy, politycy, sportowcy na wesoło. W życiu jest zbyt wiele poważnych tematów, a my nie zamierzamy poruszać żadnego z nich. Najzabawniejsze anegdoty, zaskakujące zwroty akcji i... Pudełko Pełne Niespodzianek (czyli ekstra zadania dla naszych gwiazd ;)) To zapewnią Wam specjalni goście oraz... prowadzący: Alex Niebrzegowski - Gospodarz Programu, Paweł Kaszkowiak - "Permanentny gość", Martyna Blachowska - "Głos".
Covered
wtorek, godz. 23:00 Michał Stachura porównuje muzyczne oryginały i przeróbki
Fight Club niedziela godz. 19:00
Pierwsza zasada Fight Clubu - nie mówić o Fight Clubie!
Soundtrack
niedziela, godz. 20:00 Audycja poświęcona muzyce filmowej i jej niesamowitym twórcom.
30
LISTOPAD 2012
Kultura studencka
Better faster stronger
Elita – trudniej o bardziej elitarną nazwę. Ale nie o to tutaj chodzi. Liczy się krótkie, ale wymowne „być”. Nie mają znaczenia ci nieumiejący odpowiedzieć sobie na pytanie: „A jak nie być, to gdzie być?”. Wystarczy „mieć” i prawie już się jest. Lepiej, szybciej, mocniej. Dobra, niech będzie: better, faster, stronger, bo wtrącanie angielskich zwrotów równa się +10 do lansu. Nevermind, chodzi przecież o to, żeby promowane artykuły przedstawianie były zawsze jako te lepsze, nigdy naj. Mogłabym powiedzieć, że wśród produktów nie ma stopnia najwyższego, bo reklamy traciłyby na wiarygodności, przedstawiając co chwilę nowy, najwspanialszy sprzęt. Ale przecież obecnie produktami są też ludzie, a będący takowymi zazwyczaj nie prezentują najwyższego poziomu. Drabina, hierarchia, schody, wspinaczka. Byleby
na szczyt. Nie ma skrótów, winda się zepsuła. Nogi bolą coraz bardziej, a jak się zatrzymasz, w każdej chwili możesz potknąć się i tak nagle spaść. Coś w stylu bieżni, któ-
Awans. Liczy się krótkie, ale wymowne „naj”. I jeszcze wyżej. Kończy się zasadniczym wpływem na władzę i podnieceniem spowodowa-
Byleby na szczyt. Nie ma skrótów, winda się zepsuła. Nogi bolą coraz bardziej, a jak się zatrzymasz, w każdej chwili możesz potknąć się i tak nagle spaść. rą wrogowie ustawili na zabójcze tempo. Ale jeszcze bardziej zabójcza byłaby degradacja społeczna. Wymarzone piętro. Dach. Mimo że stromo, nie boisz się próbować wciąż na niego wdrapywać. Prestiż.
nym kształtowaniem pewnych postaw czy idei w społeczeństwie. Popieranie ekskluzywizmu, odgraniczenie się od pewnej zbiorowości, kiedy w końcu udało się uzyskać dostęp do upragnionej elity. Za-
dowolenie z nieudolnych prób jej naśladowania przez niższe warstwy społeczne. Poczucie wyższości. Szlachta? Naprawdę, chciałabym, żeby chodziło mi tylko o kabaret, a zmiana statusu społecznego była tak prosta, jak życie na facebooku i modyfikacje typu z „wolny” na „w związku” i z powrotem. Tyle, że od tych teoretycznie najlepszych wracać się nie chce. Czego nie zrobisz, haters i tak gonna hate.
Karina Ostapiuk
KARINA OSTAPIUK Z zawodu uczennica klasy dziennikarskiej. Z pasji tancerka. Z koloru włosów blondynka. Łączy ogólnokształcącą naukę w III LO z nauką tańca w studiu tańca TRANS. Życia uczy się na własną rękę. Jak na zodiakalną pannę przystało, ostrożna, jednocześnie niebojąca się powiedzieć wprost, co myśli. Uważa, że przyszłość należy do tych, którzy wierzą w swoje marzenia, więc stara się wierzyć. Skomplikowana, jak każdy.
REKLAMA
LISTOPAD 2012
Kultura studencka
Słuchaj dubstepu, rób to, co wszyscy – bądź oryginalny
31
Ów dzieło, co na miarę wieków zapowiada się być wydarzeniem zaczyna się od zdania średnio na to wskazującego, ale jak teraz napiszę, że następne będzie lepsze, to mi w to wszyscy uwierzycie. Drugie zdanie jest lepsze – desperacja jest powodem zła tego świata (dla maturzystów: tak – to jest teza).
Brniemy dalej, niezadowolenie społeczne jest pobudką do czynów haniebnych, może być, iż nawet na tyle żałosnych, że zaczynamy kwestionować istotę egzystencji, co w sumie jest dość popularne i bez tych czynów, także mniejsza o to (muszę wypełnić wstęp bzdurami, co by się ilość znaków zgadzała ze
czesnego niż gazeta wynalazku do czytania gazet właśnie. A kwestia jest ważna i warta przemyślenia, mianowicie kwestia tego, jak to się stało, że młodzi, witalni, piękni i zdolni ludzie poddają się mainstreamowi (nie! To nie jest pamflet ku czci hipsterów) i robią, co im każe… No właśnie, kogo by tu usadowić u źródła
Taki schemacik: podstawówka (tornister, kanapki i świetlica), gimnazjum (apogeum ludzkiej głupoty, czytaj: jak się zniszczyć w szczytnym celu) oraz liceum, które kończy się konkursem wstrzeliwania w klucz. zgodnie przyjętymi normami). Kolejnym aspektem, godnym poruszenia jest schematyczność, przewidywalność i monotonia (sprawdzający byliby wielce radzi, widząc bardziej górnolotne synonimy, no cóż, skucha! Kasiu, podpowiem: szarzyzna, niezmienność, stagnacja - przyp. red. nacz.;). Koniec wstępu, o tym jest to wiekopomne dzieło. Nie będę pisała już więcej tym językiem, co to na celu miał wprowadzenie w dwojaki sposób czytelników w opary absurdu, jakie emitują z trzymanego w rękach papieru w tym momencie, tudzież innego – bardziej nowo-
schematyczności tego świata? Czyli taki schemacik: podstawówka (tornister, kanapki i świetlica w wypadku bojaźliwych rodziców), gimnazjum (apogeum ludzkiej głupoty: czytaj jak się zniszczyć w szczytnym celu) oraz liceum, które boli okropnie, głównie z powodu takiego, że kończy się konkursem wstrzeliwania w klucz, który generalnie nie ma sprecyzowanego celu, poza może odmóżdżeniem ludzi, co to jeszcze mózg posiadają. A następnie idziemy na studia, działamy w wolontariatach i jeździmy na konkur-
sy, w końcu CV ma się w życiu jedno i do pracy rodacy, fajnie, żeście dobrnęli, w nagrodę oferujemy Wam tony kamieni na pomniki ofiar głupoty, fundusze z Unii na komputery i "Orliki" dla waszych dzieci, których macie mieć masę, bo się społeczeństwo starzeje. Dzielnie misję pełnicie, obowiązki wypełniacie, to że życia nie macie i w podatkach giniecie, nie ma znaczenia w perspektywie kosmosu. I gdyby tak… nie dać się temu idiotycznemu schematowi, zacząć robić coś w końcu dla siebie… To trudne, wymaga odwagi, walki z potencjalnymi racjonalistami mającymi na celu odwieść was od „głupich fanaberii i nieprzemyślanych wypraw z motyką na Księżyc”. To byłoby wtedy spoko. Byłoby arcypięknie, gdybym młodym ludziom przed pojęciem decyzji o studiach, co to po których mają z pracy w zawodzie się utrzymywać, dać namiastkę tejże profesji. Żeby nie było wyścigu szczurów i spotykanych na każdym banerze promującym, nawet tampony, miejsc w rankingu, pozycji na piedestale, co to konsumenci je ustanawiają. I tego poczucia, że wszystko, czym planujemy się otaczać,
ma być „najlepsze”. I żeby tak nam się chciało być bardziej szczęśliwymi, mniej schematycznymi, a do tego kreatywnymi, to by takie dzieła nigdy powstawać nie musiały.
KATARZYNA KAPIŃSKA 155 cm chodzącego chaosu. Odkąd posiada prawo jazdy wydaje jej się, że odnalazła sens życia. Nie jada zwierząt, gdyż przyjaciół nie należy konsumować, a w przyszłości* planuje podróż dookoła świata.*przyszłość rozpocznie się po skończeniu liceum.
32
LISTOPAD 2012
Kultura studencka
Pokolenie ekshibicjonistów Potrzebę mówienia o swoich przeżyciach oraz wyrażania swoich poglądów wyssaliśmy z mlekiem matki. Od najmłodszych lat szukamy przyjaciół, powierników, a następnie partnerów, by zdradzać im swoje sekrety i tajemnice. Tak się składa, że zachowanie kilku szczegółów dotyczących naszego życia może w obecnych czasach spowodować wzrost naszej atrakcyjności. Jesteśmy już chyba ostatnim pokoleniem, które z wypiekami na twarzy obserwowało pierwszy program na żywo z domu Wielkiego Brata. Przeciętnych ludzi zamknięto na kilka miesięcy i obserwowano za pomocą kamer przez całą dobę. Banalny scenariusz, w którym mieszkańcy mieli być sobą jedząc posiłki, śpiąc, czy kłócąc się, śledziły z zapartym tchem miliony (!) telewidzów. Cały proces „sprzedawania się” był jeszcze całkiem grzeczny i przystępny dla zwykłego zjadacza chleba. ■ Pokazujemy wszystko Od budzącego skrajne emocje programu minęło 11 lat. Apetyt jednak wzrastał i wzrasta coraz bardziej. Media lansują ekshibicjonistów bardziej niż naukowców czy ambitną sztukę. Coraz to nowe, wulgarne reality, tony biografii i wywiadów zalegają w sklepowych witrynach, a autorzy puszczają do nas oko, by zaciągnąć do swojego prywatnego życia. Pokazują wszystko: od swoich czterech kątów po nowo narodzone dzieci, nie wspominając o własnym ciele. Owszem, niektórzy czerpią z tego inspirację i szukają sensu życia, ale gdy ktoś znany z tego, że nagminnie emanuje swoją cielesnością próbuje udowodnić, że zmienił oblicze świata – zaczyna się robić żałośnie. ■ Gen ekshibicjonizmu Dlaczego portale społecznościowe są oblegane przez mi-
liardy ludzi na świecie? Bo bez względu na długość i szerokość geograficzną każdy musi obwieścić wizytę u dentysty, awans w pracy, kłopoty w szkole czy kolejny rozbity związek. Niektórzy twierdzą, że to moda, za którą wszyscy ślepo podążamy, ale gen ekshibicjonizmu zawsze daje się we znaki. ■ Nie wszystko naraz Jednak każdy powinien zostawić kilka sekretów dla siebie. Sprawdza się to zwłaszcza w nawiązywaniu znajomości, która może przerodzić się w związek partnerski. Czasem ogrom informacji, zainteresowań i osiągnięć życiowych może odstraszyć i wprawić w zakłopotanie drugą stronę. Dostarczane stopniowo, w małych dawkach ciekawostki będą powodować ciągłe zaskoczenie oraz zdumienie na twarzy partnera. ■ Sekret - produkt unikatowy Nietrudno zauważyć, że w dobie fb, twitterów, czatów czy blogów sekret powoli staje się produktem unikatowym, trudnym do utrzymania i zachowania tylko dla siebie. Tajemnice przestają tracić moc, która dawała nam siłę i świadomość, że jest coś, o czym inni nie wiedzą. Bo skąd nowo poznana dziewczyna ma się domyślać, że też lubisz taniec towarzyski, potrafisz wyśmienicie gotować czy znasz język francuski?
PAWEŁ J. SOCHACKI Rodowity Lubszanin. Felietonista "UZetki", autor pięciu książek (w tym opowiadania dla dzieci), jeszcze nie opublikowanych. Miłośnik literatury współczesnej, polskiej piosenki i miejsc tętniących życiem. Inspiruje go codzienność, tak pospolita i niezauważalna, a jednak stale zaskakująca.
■ Tworzę w tajemnicy Gdy trzy lata temu debiutowałem na łamach "UZetki", redaktor naczelna zapytała o tematy, jakie będę poruszał w swoich felietonach. Odpowiedziałem błyskawicznie, że… nie wiem, co mi w głowie zaświta. Wybrnąłem dość sprawnie, nie zdradzając pomysłów, jakie zapisuję w notatniku. Może to właśnie dzięki temu, że tworzę w tajemnicy, mogę pisać dwudziesty czwarty tekst i mimo częstych uwag mojego przyjaciela imiennika – krytycznego, wiernego czytelnika, współtworzę „UZetkową historię”, która
ma już 10 lat. Gdzieś w literackich przestworzach krąży przysłowie, że mowa jest srebrem, a milczenie złotem. Tajemniczość tworzy specyficzną aurę rozbudzającą ciekawość i głód poznania. By sekret miał swoją wartość i nie stał się „ginącym gatunkiem”, musimy go chronić i dać mu szansę istnienia. Istnienia oczywiście tylko w naszej świadomości.
Paweł J. Sochacki