MIESIĘCZNIK OD 2002 ROKU Gazeta Samorządu Studenckiego Uniwersytetu Zielonogórskiego ISSN 1730-0975 Nakład 10 000 Gazeta bezpłatna
NR 91 9 :: LUTY L 2013
Gazeta G t St Studencka d
Fot. Izabela Małecka
NADCHODZI!
Głogów ::: Gubin ::: Krosno Odrzańskie ::: Lubin ::: Lubsko ::: Międzychód ::: Międzyrzecz ::: Nowa Sól ::: Nowy Tomyśl ::: Polkowice Słubice ::: Sulechów ::: Sulęcin ::: Świebodzin ::: Wolsztyn ::: Wschowa ::: Zbąszyń ::: Zielona Góra ::: Żagań ::: Żary
2
Uniwersytet Zielonogórski
LUTY 2013
Strategia naszej Uczelni „Strategia Rozwoju Uniwersytetu Zielonogórskiego do 2020 r.” to jeden z najważniejszych dokumentów wprowadzonych w ostatnim czasie przez Uniwersytet Zielonogórski. O jego znaczeniu dla naszej uczelni mówi Prof. Andrzej Pieczyński, Prorektor ds. Rozwoju. W grudniu został wprowadzony dokument pod nazwą „Strategia Rozwoju Uniwersytetu Zielonogórskiego do 2020 r.”. Proszę wyjaśnić, czego dotyczy dokument oraz jakie jest jego znaczenie dla naszej uczelni. Bardzo dziękuję za to pytanie, ponieważ jest to temat sięgający kilku miesięcy wstecz, a także kilkunastu czy nawet kilkudziesięciu miesięcy do przodu. Dokument dotyczy okresu od roku 2013 do 2020. Zawiera pewnego rodzaju wskazówki określające rozwój na trzech obszarach: edukacja, badania oraz współpraca z interesariuszami zewnętrznymi. W kontekście naszego regionu są to przedsiębiorstwa, jednostki okołobiznesowe. Dokument zawiera dwie części. W głównej zawarty jest opis celów, które stoją przed Uniwersytetem Zielonogórskim w odniesieniu do wspomnianych płaszczyzn. Druga część zawiera materiał dotyczący aktualnego potencjału uczelni, otoczenia Uniwersytetu Zielonogórskiego oraz możliwości realizacji celów wpisanych w strategię. Pozostańmy jeszcze przez chwilę w temacie potencjału naszej uczelni. Jakie aspekty związane Gazeta Samorządu Studenckiego Uniwersytetu Zielonogórskiego „UZetka” ul. Podgórna 50, 65–001 Zielona Góra Tel./fax +48 68 328 7876 Mail: gazeta@uzetka.pl ISSN 1730-0975 WYDAWCA: Stowarzyszenie Mediów Studenckich REDAKTOR NACZELNA/SKŁAD: Kaja Rostkowska, k.rostkowska@uzetka.pl OGŁOSZENIA I REKLAMY: 0 602 128 355, reklama@uzetka.pl DRUK: Drukarnia „AGORA” Piła. Za zamieszczone informacje odpowiedzialność ponoszą ich autorzy. WWW. UZETKA.PL
Będziemy uzupełniać ofertę naszej uczelni o nowe kierunki kształcenia. Pierwsze uchwały dotyczą m.in. prawa i logistyki. Są one odpowiedzią na potrzeby rynku. z Uniwersytetem Zielonogórskim można uznać za wizytówkę w skali ogólnopolskiej? Na pierwszym miejscu znajdują się działania na płaszczyźnie regionalnej, można jednak wpisać je w szerszy kontekst. Należy na ten temat patrzeć przez pryzmat kilku płaszczyzn. Uniwersytet Zielonogórski jest nowoczesną uczelnią, zawierającą jednak elementy klasyczne, takie jak kierunki humanistyczne i pedagogiczne. W przypadku kierunków technicznych mamy zespoły bardzo wysoko oceniane w skali całego kraju. Wystarczy wymienić automatykę oraz informatykę. Także zespół naszych astronomów postrzegany jest w Polsce i Europie jako jeden z wiodących. Jednym ze wskaźników wysokiej oceny jest fakt, iż
Centralna Komisja nadała stopień uprawnienia doktora habilitowanego na obszarze astronomii. Aspektów świadczących o potencjale Uniwersytetu Zielonogórskiego jest naprawdę bardzo dużo. Na wielu obszarach zajmujemy czołowe miejsca w Polsce. Powróćmy do tematu „Strategii Rozwoju Uniwersytetu Zielonogórskiego do 2020 r.”. Jakie kierunki rozwoju będą realizowane w następnych latach? Określając kierunki rozwoju Uniwersytetu Zielonogórskiego musieliśmy je wpisać w kontekst innych dokumentów strategicznych, takich jak "Strategia Rozwoju Szkolnictwa Wyższego w Polsce do 2020 roku", "Strategia Unii Europejskiej do 2020 roku", "Długookresowa Strategia
Rozwoju Kraju - Polska 2030", "Strategia Rozwoju Województwa Lubuskiego do 2020 roku" oraz "Strategia Miasta Zielona Góra". Do najważniejszych zadań należy zaliczyć współpracę z szeroko rozumianym przemysłem. W Prawie o Szkolnictwie Wyższym wyraźnie zaznaczono, że uczelnie mają wręcz obowiązek prowadzenia działalności gospodarczej. Współpraca z biznesem dotyczy nie tylko kierunków technicznych, jest to również zarządzanie, ekonomia, kierunki socjologiczne, a nawet filologia – wszystkie obszary związane są z przemysłem. Współpraca nauki z przemysłem, wprowadzanie nowych, innowacyjnych technologii – to bardzo ważne kierunki rozwoju Uniwersytetu Zielonogórskiego w następnych latach. Dru-
LUTY 2013 gą istotną kwestią jest rozwój edukacji. Będziemy uzupełniać ofertę naszej uczelni o nowe kierunki kształcenia. Pierwsze uchwały dotyczą m.in. prawa i logistyki. Są one odpowiedzią na potrzeby rynku. Czy w takim razie brana jest pod uwagę możliwość modyfikacji dokumentu, aby odpowiadał on potrzebom rynku, które zostaną zasygnalizowane w następnych latach? Tak, oczywiście. Dokument rysuje pewne ramy funkcjonowania. Żyjemy w dynamicznych czasach i musimy mieć świadomość, że Strategia nie może ograniczać rozwoju uczelni. Dokument będzie uzupełniany, najpierw musimy jednak zobaczyć, w jaki sposób wystartują pierwsze zadania. Będziemy śledzić zmiany zachodzące w innych dokumentach strategicznych na płaszczyźnie regionu i kraju, aby się do nich dopasować.
DAMIAN ŁOBACZ Na co dzień student filologii polskiej na Uniwersytecie Zielonogórskim, a także dziennikarz Akademickiego Radia Index, w którym m.in. współprowadzi program „VIP Room”. Perkusista i tekściarz krośnieńskiego zespołu Kazetwu. Autor audycji "Literacka prywatka" - w czwartki o godz. 12:00.
Uniwersytet Zielonogórski
3
Zimowy nabór na UZ 18 lutego 2013 r. na Uniwersytecie Zielonogórskim rusza tzw. zimowa rekrutacja.
Jest ona prowadzona wyłącznie na studia II stopnia (stacjonarne i niestacjonarne) i dotyczy kierunków technicznych, na których studia I stopnia trwają 3,5 roku (inżynierskie) i kończą się właśnie teraz. Z wyjątkiem edukacji techniczno-informatycznej, gdzie przyjmowani są kandydaci po 3-letnich studiach licencjackich. Studia na ETI trwają 2 lata i po ich ukończeniu uzyskuje się tytuł magistra. Pozostałe kierunki trwają 1,5 roku i kończą się uzyskaniem tytułu magistra inżyniera. Zimową rekrutację na studiach stacjonarnych prowadzą 3 wydziały na 10 kierunkach, a na studiach niestacjonarnych 2 wydziały na 7 kierunkach. Dokumenty przyjmowane są do 5 marca 2013 r., a ogłoszenie wyników nastąpi 8 marca 2013 r. Kalendarz rekrutacji wygląda inaczej jedynie na Wydziale Mechanicznym, gdzie rekrutacja rozpocznie się 18 lutego i potrwa do 11 marca. Ogłoszenie wyników na WM nastąpi 13 marca 2013 r. Zasady rekrutacji na wszystkich kierunkach są takie same: liczy się ocena ukończenia studiów I stopnia wpisana na dyplomie. Brana jest także pod uwagę zgodność lub pokrewieństwo ukończonych studiów I stopnia. Wydział Elektrotechniki, Informatyki I Telekomunikacji: • automatyka i robotyka, 30 miejsc – studia 1,5 roczne - kończą się uzyskaniem tytułu magistra inżyniera, • elektrotechnika, 30 miejsc – studia 1,5 roczne - kończą się uzyskaniem tytułu magistra inżyniera,
• informatyka, 90 miejsc – studia 1,5 roczne - kończą się uzyskaniem tytułu magistra inżyniera. Wydział Inżynierii Lądowej: • architektura i urbanistyka, 60 miejsc – studia 1,5 roczne kończą się uzyskaniem tytułu magistra inżyniera architektury, • budownictwo, 120 miejsc – studia 1,5 roczne - kończą się uzyskaniem tytułu magistra inżyniera. `Rekrutacja prowadzona jest bezpośrednio na specjalności (po 30 miejsc): • drogi i mosty, • konstrukcje budowlane i inżynierskie, • renowacja i modernizacja obszarów zabudowanych, • technologia i organizacja budownictwa. • inżynieria środowiska, 90 miejsc – studia 1,5 roczne - kończą się uzyskaniem tytułu magistra inżyniera. Rekrutacja prowadzona jest bezpośrednio na specjalno-
ści (po 30 miejsc): • inżynieria ekologiczna, • urządzenia sanitarne, • zaopatrzenie w wodę, unieszkodliwianie ścieków i odpadów. Wydział Mechaniczny: • edukacja techniczno-informatyczna, 30 miejsc (2-letnie - kończą się uzyskaniem tytułu magistra), • inżynieria biomedyczna, 30 miejsc– studia 1,5 roczne - kończą się uzyskaniem tytułu magistra inżyniera, • mechanika i budowa maszyn, 45 miejsc– studia 1,5 roczne kończą się uzyskaniem tytułu magistra inżyniera, • zarządzanie i inżynieria produkcji, 45 miejsc– studia 1,5 roczne - kończą się uzyskaniem tytułu magistra inżyniera. Sprawdź też ofertę studiów niestacjonarnych na stronie www. uz.zgora.pl wZielonej.pl
4
LUTY 2013
Uniwersytet Zielonogórski
Na Uniwersytecie Zielonogórskim powstało Centrum Transferu Kultury Europejskiej
Wydział Humanistyczny UZ znany w Europie
Wymiana kulturowa oznacza same korzyści: to najprostszy sposób na naukę języka obcego, na zdobycie międzynarodowych kontaktów i wzbogacenie CV. Na naszej uczelni w styczniu br. powstała jednostka, która wzmacnia znaczenie Uniwersytetu Zielonogórskiego w Europie: Centrum Transferu Kultury Europejskiej. Kieruje nim dr Bogumiła Husak, która opowiada „UZetce” o celach, znaczeniu i planach nowego Centrum. – Po roku 1989 nastąpiły bardzo istotne zmiany na politycznej mapie Europy, które pociągnęły za sobą również zmiany w kulturze. Nowy wymiar uzyskała na przykład dwustronna wymiana, oddziaływanie i współpraca kulturalno-artystyczna – tłumaczy dr Bogumiła Husak. Uważa, że w przeciwieństwie do wcześniejszych blokad poznawczych, uprzedzeń, braku zrozumienia, tematów tabu, stereotypów, w ostatnich dwóch dziesięcioleciach kultura, sztuka i media zyskały rangę nośników dialogu międzykulturowego. – Istnieje więc konieczność uznania transferu kulturowego za istotny przedmiot badań i praktycznych zastosowań – mówi dr Husak. ■ Co to znaczy transferować kulturę? Mówiąc najogólniej, transfer kultury oznacza promowanie informacji o kulturach europejskich, w tym sztuce i kulturze mniejszości narodowych i grup etnicznych. Centrum Transferu Kultury Europejskiej na UZ stawia sobie za cel również promocję regionu lubuskiego (a przede wszystkim aglomeracji zielonogórskiej) w Europie. Już przed powołaniem Centrum podejmowane były międzynarodowe działania w ramach współpracy z licznymi jednostkami za granicą. Zaczęło się od Danii.
DR BOGUMIŁA HUSAK Adiunkt w Zakładzie Gramatyki i Historii Języka Niemieckiego w Instytucie Filologii Germańskiej (Wydział Humanistyczny UZ). Pełnomocnik ds. Organizacji Centrum Transferu Kultury Europejskiej. Fot. dr Leszek Krutulski - WA, Instytut Sztuk Wizualnych ■ Animacja, integracja, współpraca W 2010 roku piętnastu studentów filologii germańskiej wyjechało do mniejszości niemieckiej w Danii. – Efektem tego spotkania było powstanie szesnastu prac dyplomowych na temat działań tej mniejszości prowadzących do zachowania języka, kultury, tożsamości narodowej – wspomina dr
Husak, która zorganizowała zarówno ten wyjazd studyjny, jak i kolejne przedsięwzięcia w ramach współpracy UZ z duńskim Centrum Oświatowym Bildungsstätte Knivsberg – Kulturhistorisches Zentrum der deutschen Minderheit. W styczniu 2012 roku pięciu studentów UZ pojechało do Akademie Sankelmark, aby wziąć udział w konferencji na temat mniejszości niemieckiej w
Danii. Nie minęły cztery miesiące, gdy sześciu naszych studentów znowu uczestniczyło w studyjnym wyjeździe: tym razem wzięli udział w zjeździe młodzieży z mniejszości niemieckiej w państwach europejskich. – Ten ostatni projekt realizowaliśmy wspólnie z Verein deutscher Hochschueler Gruenberg, czyli ze Związkiem Niemieckich Studentów i Osób z Wyższym Wy-
LUTY 2013 kształceniem w Zielonej Górze – zaznacza dr Bogumiła Husak. W ramach tego Stowarzyszania, działającego również przy Uniwersytecie Zielonogórskim, organizowano już liczne inicjatywy, nie tylko wyjazdy studyjne, ale także wykłady czy wystawy (p. ramka obok). ■ Humaniści z artystami W minionym roku odbyły się dwie wystawy fotograficzne – obie współorganizowane przez dra Leszka Krutulskiego, pracownika Instytutu Sztuk Wizualnych przy Wydziale Artystycznym UZ. Obie związane z historią naszego miasta. Pierwsza, zatytułowana „Zielona Góra, jakiej już nie ma”, prezentowała zdjęcia dawnej Zielonej Góry, druga ukazywała urok Grünberga w dawnej ilustracji (wystawę wspierało Biuro Łącznikowe Wolnego Państwa Saksonia we Wrocławiu). – Chcielibyśmy współpracę z Wydziałem Artystycznym zacieśnić, aby realizować wspólnie kolejne ciekawe projekty – zapowiada dr Bogumiła Husak. Taka współpraca sprzyja promocji naszego miasta i uniwersytetu w Europie: w Danii, w Bildungsstaette Knivsberg, miała miejsce wystawa "Grünberg zu deutschen Zeiten - Zielona Góra w czasach niemieckich" - do dzisiaj można ją tam obejrzeć. ■ Tam już znają Uniwersytet Zielonogórski! Współpraca międzywydziałowa to jeden z celów na najbliższy rok działania Centrum Transferu Kultury Europejskiej. Dr Bogumiła Husak rozpoczęła już wiele rozmów o podjęciu zinstytucjonalizowanej współpracy, m.in. z Andreasem Grapatinem (wspomniane Biuro Łącznikowe Wolnego Państwa Saksonia we Wrocławiu), z Janem Diedrichsenem (z Federacji Europejskich Mniejszości Narodowych) czy z Bolesławem Gustawem Bernaczkiem
Uniwersytet Zielonogórski (Towarzystwo Społeczno-Kulturalne Mniejszości Niemieckiej w Zielonej Górze). Zainteresowany współpracą z naszym uniwersytetem jest również Hauke Grella, dyrektor Deutsches Museum Nordschleswig w Sonderburgu.
5
Przy Uniwersytecie Zielonogórskim działa także Związek Niemieckich Studentów i Osób z Wyższym Wykształceniem
VEREIN DEUTSCHER HOCHSCHÜLER
■ Plany na przyszłość Centrum Transferu Kultury Europejskiej na najbliższy rok już planuje szereg inicjatyw. Trzy projekty będą realizowane z Bildungsstätte Knivsberg – Kulturhistorisches Zentrum der deutschen Minderheit: wystawa rocznicowa z okazji 120-lecia powstania Knivsberg-Gesellschaft, wystawa „Półportret” oraz projekt badawczy „Dzieje pomników Wilhelma I w Zielonej Górze i Haderslev”. Dr Bogumiła Husak zapowiada też ogromną promocję Zielonej Góry, a w szczególności historii naszego miasta i jego dokonań kulturalnych. A to jeszcze nie wszystko. – Po podpisaniu oficjalnej umowy pomiędzy Centrum Transferu Kultury Europejskiej a Towarzystwem Społeczno-Kulturalnym Mniejszości Niemieckiej w Zielonej Górze planujemy już kilkanaście projektów: językowych, historycznych i kulturalnych – mówi dr Husak. ■ Dołącz się! Jeśli znasz język niemiecki i chcesz zdobyć bezcenne doświadczenie, nawiązać międzynarodowe kontakty, brać udział w pasjonujących projektach, wyjeżdżać na zagraniczne konferencje i spotkania – skontaktuj się z Centrum Transferu Kultury Europejskiej na UZ. Jak mówił Goethe, "Was immer du tun kannst oder erträumst zu können, beginne es. Kühnheit besitzt Genie, Macht und magische Kraft. Beginne es jetzt". Kaja Rostkowska k.rostkowska@uzetka.pl
Cele Związku to przede wszystkim pielęgnacja i popularyzacja języka niemieckiego, dorobku kulturalnego, historii oraz tradycji narodu niemieckiego. Kto może wstąpić do Związku? Członkiem zwyczajnym może być każda osoba pochodzenia niemieckiego, przyznająca się do języka, kultury, historii lub tradycji niemieckiej, interesująca się językiem, kulturą, historią lub tradycją niemiecką zamieszkała na terenie działania Związku i będąca obecnie studentem lub osobą posiadającą wyższe wykształcenie. Członkiem wspierającym Związek może być każda osoba fizyczna lub prawna, która złoży deklarację o przystąpieniu do Związku w tym charakterze. Stronę VDH znajdziecie na Facebooku pod nazwą: Verein deutscher Hochschueler Gruenberg. Lubimy to! (kr)
6
Uniwersytet Zielonogórski
SZUKASZ PRACY?
LUTY 2013
Przyjdź na Targi Pracy Etat 2013 Studencie, absolwencie szukasz pracy, praktyki czy stażu? Chcesz poznać swoje kompetencje zawodowe i odpowiadające im aktualne oferty pracy? A może wysłałeś kilkanaście CV i nie dostałeś żadnej odpowiedzi? Jeśli choć na jedno z ww. pytań odpowiedziałeś „tak” - nie może Cię zabraknąć 12 marca 2013 roku na XI Targach Pracy Etat 2013 organizowanych przez Biuro Karier UZ, w holu Wydziału Mechanicznego, przy ul. Prof. Szafrana 4, w godz. od 10 do 14. To najlepsza okazja, żeby w jednym miejscu i czasie poznać aktualne oferty pracy, praktyk czy staży. Porozmawiać z pracodawcami o wymaganiach stawianych kandydatom, złożyć lub sprawdzić dokumenty aplikacyjne czy też otrzymać materiały informacyjne przygotowane przez firmy wystawiające się na targach. Tegoroczne spotkanie ze zgromadzonymi pracodawcami najróżniejszych branż od branży IT poprzez samochodową, mechaniczną, do konsultingowej oferuje szeroki wachlarz propozycji nie tylko dla ścisłowców, ale także dla humanistów, pedagogów czy pielęgniarek. Targi to również miejsce spotkania ludzi przedsiębiorczych, myślących o założeniu własnej firmy. Swoją ofertę przedstawią instytucje na co dzień zajmujące się promowaniem przedsiębiorczości, a także instytucje rynku pracy. Sprawdzonym wzorem lat ubiegłych na targach pojawi się „Loża Ekspertów”, gdzie studenci i absolwenci w rozmowie ze specjalistą, ekspertem w danej dziedzinie, będą mogli dowiedzieć się: jak roz-
Główny organizator Targów Pracy, Biuro Karier UZ, ma za sobą doświadczenie poprzednich dziesięciu edycji, w których wzięło udział już ponad 300 wystawców. począć własną działalność gospodarczą, na co zwrócić uwagę zakładając firmę, jakie korzyści można odnieść ze współpracy z Akademickim Inkubatorem Przedsiębiorczości, jak zabezpieczyć swoje interesy właściwie zawartą umową czy też jak ochronić patentem swój pomysł. Targom towarzyszy bogata oferta programowa warsztaty, seminaria i wykłady będą się odbywać na obu kampusach uczelni. A kto chce właściwie przygotować się do targów, powinien skorzystać z Alfabetu Targowego, w którym BK podpowiada co zrobić, żeby jak najwięcej z targów wynieść (i nie chodzi tu o gadżety przygotowane przez firmy). (bk)
ALFABET TARGOWY ► Aplikacyjne dokumenty - jeśli nie jesteś pewny, czy są właściwe, podejdź do stoiska organizatora, specjaliści z BK na pewno Ci pomogą.
min na firmę, którą jesteś zainteresowany, będzie niezręcznie przerywać rozmowę z pracodawcą tłumacząc się , że autobus ucieka.
Bardzo ważny jest wygląd, zadbaj o niego, schludność jeszcze nikomu nie zaszkodziła, a byłoby szkoda, żeby na starcie zaprzepaścić swoje szanse. Pracodawcy nie zainteresują się kandydatem, który ewidentnie nie dba o kulturę osobistą.
Eksperci targowi - to osoby, z rad których warto skorzystać, przygotuj konkretne pytania, przyjdź z umową, którą masz właśnie podpisać - tutaj jest za darmo, gdzie indziej będziesz musiał zapłacić.
CV. Weź kilka egzemplarzy, żeby zostawić ewentualnym pracodawcom.
Forma - jeśli jesteś chory czy wczoraj zabalowałeś, lepiej zostań w domu, nie roznoś zarazków i złego wrażenia o sobie.
Dokładnie zaplanuj czas, ok. 20
Gdybyś zapomniał długopisu do
LUTY 2013
Uniwersytet Zielonogórski
robienia notatek, poproś na którymś stoisku, na pewno się znajdzie.
pieniądze”. To po prostu inwestycja w siebie, która zawsze się zwraca.
Higiena - zadbaj o świeżość oddechu, guma do żucia (oczywiście nie podczas rozmowy) czy szklanka wody może pomóc.
Rozpoczynaj odwiedzanie stoisk od tych, którymi jesteś zainteresowany, jeśli jest kolejka idź gdzie indziej ale nie rezygnuj, wracaj.
Interesujące informacje zapisuj, choćby na ulotkach targowych, po kilku dniach wszystko się plącze, nawet osobom tak zdolnym jak Ty. Ja - tu wpisz to, co Twoim zdaniem jest ważne, a my tego nie ujęliśmy. Koleżanka, kolega, ktoś, z kim przyjdziesz na targi, wymienicie uwagi. Łatwiej wspólnie przełamać lody, ale nie może to być urodzony pesymista, krytykant, ktoś, kto Cię tylko zdeprymuje. Lista wystawców będzie wcześniej na stronie Biura Karier, przeanalizuj ją już w domu, nie zrażaj się, jeśli wydaje Ci się, że nie ma nic dla Ciebie, na miejscu może okazać się całkiem inaczej. Możesz być poproszony o kilka słów „do mikrofonu”, nie uciekaj - to może być Twój pierwszy krok do kariery i promocji własnej osoby. Nie rozpoczynaj rozmowy z pracodawcą od pytania o wynagrodzenie w ich firmie ale wykaż się wiedzą o nich (przeczytaj na stronie Biura Karier przed targami) - to zrobi dobre wrażenie na pracodawcy.
Przy stoiskach targowych są ludzie, którzy czekają na Ciebie, nie bój się, porozmawiaj z nimi, może to są Twoi przyszli koledzy z pracy. Przyszli tu dla Ciebie! Tłum targowy niech Cię nie przeraża, nie myśl, że nie masz szans, inni to tacy sami ludzie jak Ty i wcale nie powiedziane, że są od Ciebie lepsi. Ułatw sobie rozmowę z pracodawcą przygotowując krótkie formułki na rozpoczęcie rozmowy typu: „jestem absolwentem kierunku ….. i szukam pracy (praktyki, stażu) zgodnej z moim wykształceniem, co możecie mi państwo zaproponować?” albo „widzę, że szukacie państwo programistów, właśnie kończę informatykę, jakie wymagania stawiacie kandydatom?” czy też „zainteresowała mnie Państwa oferta pracy dla inżyniera chciałbym zostawić swoje CV” itp. Wstępne wypełnienie dokumentów czy ankiety rekrutacyjnej zastanów się dwa razy co napiszesz, nie zostawiaj pustych miejsc, jeśli nie rozumiesz, nie wstydź się dopytać, byłoby szkoda odpaść przez byle głupstwo.
Odwiedzaj stoiska, a nie zwiedzaj, podchodź, rozmawiaj, bierz materiały.
Zastanów się, jakie materiały targowe Ci się przydadzą, nie zbieraj wszystkiego, żeby wyrzucić zaraz za rogiem.
Program targów - zapoznaj się z nim wcześniej, wybierz warsztat czy seminarium z którego skorzystasz. Za żadne nie płacisz! Wkrótce za byle poradę będziesz musiał wyłożyć „żywe
Biuro Karier UZ
7
NABÓR DZIENNIKARZY Akademickie Radio Index, Gazeta Studencka "UZetka" Portal Uniwersytecki wZielonej.pl ogłaszają nabór do sekcji:
KULTURALNEJ (muzyka, teatr, kabarety, kino)
SPOŁECZNEJ
(studiowanie, miasto i region, problemy i zainteresowania studentów)
SPORTOWEJ
(AZS, żużel, piłka, nożna, koszykówka i inne) Spotkania rekrutacyjne odbędą się w dniu 27 lutego br. o godz. 11:00 oraz 18:00 (godzina do wyboru) w siedzibie mediów studenckich przy ul. Podgórnej 50, D.S. "Rzepicha", parter, pok. nr 19. Osoby, które w podanym terminie nie mogą wziąć udziału w spotkaniu rekrutacyjnym, proszone są o kontakt mailowy: rekrutacja@index.zgora.pl
8
Uniwersytet Zielonogórski
LUTY 2013
Jak zostać coachem
Daniel opowiada o swoich doświadczeniach i poprzez ukazywanie różnego typu scenek skłania nas, by zagłębić się w umysł, uczucia, potrzeby, oczekiwania - swoje lub klienta. Ukazuje pracę coacha na bezpłatnych szkoleniu, w którym z ciekawością uczestniczę. Daniel wszedł do sali wykładowej mieszczącej się na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu. W sali, wypełnionej już po brzegi, brzmiał dźwięk przyjemnej muzyki relaksacyjnej. ■ Prowadzący zwariował? Daniel usiadł na biurku i sprawiając wrażenie co najmniej speszonego rozpoczął swój dialog wewnętrzny. Mówił sam do siebie, opowiadał o swoich wątpliwościach, sam sobie zadawał pytania. Dialog ten przypominał codzienny bój, jaki prowadzi ze sobą każdy z nas, gdy mamy podjąć wyzwanie. W tym momencie wyzwaniem było niewątpliwie przeprowadzenie szkolenia z zakresu pracy coacha. Prowadzący z niesamowitą łatwością wczuł się
ABC coachingu Przed przystąpieniem do działania/pomocy klientowi warto z nim ustalić jego oczekiwania oraz nasze zasady pracy. Osoba, z którą pracujemy, powinna wiedzieć, jakie mamy zasady działania. Klient musi zdawać sobie sprawę, że coach ma mu pomóc znaleźć drogę, jednak nie zrobi tego za niego. Trener poprzez pytania skłania klienta do identyfikacji problemu, wypracowania strategii. Każdy problem możemy przekształcić w cel do realizacji. W kolejnym etapie warto dokonać analizy potencjału, a także rozpoznać negatywne emocje/cechy, które utrudniają realizację wyznaczonego celu. Przy pracy z klientem niezwykle ważne jest spisanie raportu, czarno na białym tego, co powiedział i do czego doszedł – pamięć bywa ulotna. w odgrywaną rolę. Gdy zakończył „przedstawienie”, na twarzach słuchaczy malowało się zaskoczenie. Daniel wyjaśnił, że dialog ten miał na celu ukazanie co-
dziennej rozmowy, jaką prowadzimy sami ze sobą każdego dnia. Konwersacji z własnym ego, która to niestety zazwyczaj ma wydźwięk negatywny. Nic jednak dziwnego. Ro-
dzice, nauczyciele - od najmłodszych lat karmią nas negatywnymi emocjami. Zamiast motywować - karcą. Doprowadza to do tego, że w którymś momencie naszego życia sami przyjmujemy taki schemat działania. Zamiast motywacji, karcimy się sami, co czasami może prowadzić pogłębiającej się niskiej samooceny. Patrząc na to wszystko z boku (jak miałam okazję na warsztatach), wszystkie te kwestie wydają się dość zabawne i absurdalne, jeśli jednak zaczynają dotyczyć bezpośrednio nas - uśmiech znika z naszej twarzy. ■ Teoria = nuda? Nie tym razem Po części wprowadzenia i wyjaśnienia „działania” naszego ego, przeszliśmy na warsztatach do
LUTY 2013 części teoretycznej. Dlaczego to takie ważne? Bo teoria nie miała zupełnie formy wykładowej! Zaczęliśmy od zrozumienia sprecyzowania naszego celu. Przyszliśmy na warsztaty coachingowe, więc niemal oczywistym było to, że chcemy pomagać innym. Jak na coacha przystało, Daniel zadał nam pytanie, po co chcemy to robić. Nie podał swoich rozwiązań, czekał, aż my sami je odnajdziemy. Daniel uświadomił nam jednak, że najważniejsze są oczekiwania klienta, a naszym zadaniem jest naprowadzenie go na właściwą drogę (a nie podawanie mu gotowych rozwiązań). ■ Wczuj się w cudze ego Kolejnym kluczowym pytaniem jest: „Dlaczego warto pomagać innym?”. Zaskoczeniem było dla mnie, że pobudki czysto egoistyczne czy też ekonomiczne pojawiły się na szarym końcu. Jednym z naszych zadań było też ustalenie, jakim schematom myślowym ulegamy. Daniel uświadomił nam, jak bardzo w naszych umysłach zakorzenione są przekonania. I na to jednak jest sposób: zmniejszanie (sytuację klienta porównujemy z czymś znaczenie większym o znacznie większej wadze). Dość ciekawą metodą okazało się też prowadzenie z daną osobą dialogu wewnętrznego: wczuwamy się w ego tej osoby, po
Uniwersytet Zielonogórski
9
W Zielonej Górze ruszają szkolenia z zakresu rozwoju osobistego!
MICHAŁ BURDA (NLP Polska):
Kluby Eddu są edukacyjnym projektem non-profit realizowanym w celu propagowania rozwoju osobistego przez Stowarzyszenie NLP Polska. Jesteśmy ogólnopolską społecznością zajmująca się psychologią sukcesu oraz zmiany osobistej, co uczy bycia mądrzejszym i efektywniejszym w każdym aspekcie naszego życia. Organizujemy się cyklicznie w 17 miastach Polski na cotrzytygodniowych szkoleniach prowadzonych przez profesjonalistów. Od lutego br. kluby Eddu po raz pierwszy ruszają w Zielonej Górze, więc czuj się zaproszony! Rejestracja oraz więcej informacji o szkoleniach, trenerach i całej idei znajdziecie na: www.eddu.pl
czym prowokujemy ją, by sama przezwyciężała własne schematy. ■ Wyzwania są po to, by je podejmować Po części teoretycznej przeplatanej historiami z życia wziętymi nadszedł czas na praktykę. Do-
brani w pary wcielaliśmy się kolejno w rolę coacha i klienta. Co mnie bardzo pozytywnie zaskoczyło, nie było zawiści czy innej formy negatywnej oceny, a mimo to każda osoba, z którą pracowałam, była szczera. Potrafiła uczciwie powiedzieć mi o wadach, jak i zaletach tego, co wykonałam.
Wnioski? Jak dla mnie same korzyści: wiedza + praktyka. Teraz zostaje „tylko” przejść do działania. Anita Zapolska Audycja "Po drugiej stronie lustra" w każdy czwartek o godz. 16:00 w Akademickim Radiu Index.
10
Uniwersytet Zielonogórski
LUTY 2013
Po drugiej stronie księżyca i nie tylko...
Patrycja Wilczek-Sterna, wykładowczyni Instytutu Sztuk Wizualnych Uniwersytetu Zielonogórskiego, swoje działania twórcze kieruje w stronę sztuki interaktywnej, co można było zauważyć podczas ostatniej zbiorowej wystawy „Światłoczułe”, która miała miejsce w BWA w ubiegłym roku. Poza działalnością artystyczną Patrycja Wilczek-Sterna zajmuje się szeroko rozumianą edukacją. W 2009 roku prowadziła warsztaty plastyczne z dziećmi we Francji i w Polsce. Efektem tego działania była wystawa książek artystycznych „Po drugiej stronie księżyca”. Ostatnio, w ramach projektu rewitalizacji Parku Tysiąclecia współtworzonego przez Fundację Salony i BWA prowadziła zajęcia z osobami głuchoniemymi, niewidomymi i niedowidzącymi. Różne strony działalności Patrycji Wilczek-Sterna odkrywa przed czytelnikami "UZetki" Katarzyna Kulikowska. ■ O co chodzi w „chodzeniu”? Tytuł jednej z Pani wystaw brzmiał ,,Chodzi o chodzenie”. „Chodzi o chodzenie” to projekt multimedialny, który składał się z instalacji wideo. Znalazły się tam filmy zarejestrowane na ulicach Francji, które pokazują prosty fakt chodzenia, tego, jak osoby spacerują, przechadzają się, chodzą pospiesznie lub powoli. Kadry filmów były ograniczone jedynie do partii nóg. Nie rozpoznajemy przechodniów, widzimy tylko część ich kończyn i to, jak się poruszają. Skupiłam się tu na fakcie tego, jak te osoby się przemieszczają poprzez ich odczłowieczenie lub pozbawienie osobowości. Widzimy tutaj różnicę, jak jedni pędzą, a inni przechadzają się powoli. Najistotniejsze dla mnie jest to, żeby uruchomić proces analizy tego, gdzie idziemy, pędzimy i czy zauważamy po drodze różne rzeczy, zjawiska, osoby, czy też tylko pędzimy w swoim kierunku. W projekcie „Chodzi o chodzenie” były również wydruki wykonane na foliach transparentnych. Były to kadry z tych filmów, które na zasadzie stop-klatki pokazywały poetykę i estetykę tych filmów. Chciałabym jeszcze dodać, że
Postanowiłam wykonać pracę, która emanuje światłem. Jest to praca minimalistyczna, na której umieściłam mapę obrazującą moją ostatnią przeprowadzkę z dużego miasta do maleńkiej miejscowości... filmy były zmontowane z kilku ścieżek filmowych nałożonych na siebie. Stąd też obraz ten momentami zapętla się, staje się coraz mniej realny, czytelny. Ścieżka dźwiękowa do tych filmów to muzyka tango. „Chodzi o chodzenie” to zdanie, które usłyszałam na spotkaniach osób zaczy-
nających naukę tanga. I to były pierwsze słowa, które usłyszałam. Ja również uczestniczyłam w tym kursie. To zainspirowało mnie, żeby bardziej zwracać uwagę na to, jak się przemieszczamy, jak chodzimy w tańcu, a jak na co dzień, jak chodzimy świadomie, a jak pędząc gdzieś
za swoimi sprawami, nie zwracając na to uwagi. ■ Zna Pani język migowy? Prowadziła Pani warsztaty z osobami głuchoniemymi w BWA w ramach projektu rewitalizacji Parku Tysiąclecia. Osoby, z którymi prowa-
LUTY 2013 dziłam warsztaty, osoby niewidome, niedowidzące, również z dysfunkcją słuchu. Język migowy nie był mi potrzebny. Właściwie nie czuliśmy potrzeby posługiwania się nim. Nie znam takiego języka, tak jak nie znam alfabetu Braille'a. Jednak przy odrobinie chęci i większego wysiłku, z takimi osobami można się porozumieć normalnie, używając naszego języka mówionego, pisanego, czytanego. Osoby te w większości znają alfabet zwykły. Większość niewidomych nie zna alfabetu Braille'a. Oczywiście należy wiedzieć i pamiętać o pewnych rzeczach, przystosować tak otoczenie, żeby osoba niewidoma czuła się bezpiecznie i komfortowo. Powinno się umiejętnie oprowadzić taką osobę po nowym miejscu, pomóc trafić do konkretnego miejsca, zapoznać się z tym, jak trzeba się porozumiewać, żeby było to najbardziej czytelne i klarowne dla takiej osoby. Takie informacje uzyskałam na szkoleniach i warsztatach, które w Zielonej Górze prowadzi Fundacja „Szansa dla niewidomych”, ale również w Białymstoku w czasie warsztatów audiodeskrypcji, czyli tworzenia opisów, filmów, spektakli teatralnych dla osób niewidomych. ■ Co było tematem tych warsztatów z osobami niewidzącymi i głuchoniemymi? Warsztaty, trwające trzy dni, skupiły się na projekcie Parku Zmysłów. Projekt ten dotyczy rewitalizacji Parku Tysiąclecia. W ramach tego działania odbyły się akcje społeczne, piknik z mieszkańcami, warsztaty z młodzieżą i warsztaty z osobami niedowidzącymi, które koordynowałam we współpracy ze studentami. W trakcie tych trzech dni doświadczaliśmy tego miejsca, rozmawialiśmy o tym, co jest pozytywne, a co przeszkadza w korzystaniu z tego miejsca, co powinniśmy zmienić. Tworzyliśmy pomysły,
Uniwersytet Kultura Zielonogórski - wywiad a końcowym rezultatem była makieta, która w artystyczny sposób pokazywała, co mogłoby się znaleźć w takim miejscu. ■ Co Pani sądzi o projekcie rewitalizacji Parku Tysiąclecia? Uważa Pani, że zaistnieje w przestrzeni miejskiej i zaangażuje okoliczną społeczność, czy raczej jest to utopia? Park Tysiąclecia jest szeroko zakrojonym projektem, który poprzez różnego typu działania nawiązuje do potrzeb mieszkańców, co jest moim zdaniem działaniem bezprecedensowym. Wcześniej nie spotkałam w Zielonej Górze tak szero-
Interakcja to rodzaj dialogu, porozumienia autora z widzem lub rodzaj gry, spotkania, rozmowy. Jest to reakcja, którą prowokuje autor dzieła, a uczestnik nie może pozostać na nie obojętny. Sztuka interaktywna może przybierać różne formy, cenne jest to, że nie jest to sztuka dla sztuki. Zakłada ona konieczność współpracy z widzem. Finalny kształt dzieła jest zależny od tego, w jaki sposób uczestnik zareaguje na nie. Sztuka ta interesuje mnie dlatego, że jest formą otwartą. Zależy mi na tym, żeby to, co tworzę, nie było tylko skończonym dziełem do obejrzenia, skomentowania lub
Najistotniejsze było to, żeby uruchomić proces analizy: gdzie idziemy i czy zauważamy po drodze różne rzeczy, zjawiska, osoby, czy też tylko pędzimy w swoim kierunku. ko zakrojonej akcji, która zakładałaby, iż to mieszkańcy na początku wypowiadają się, jak to miejsce odbierają, jakie są ich potrzeby. Z reguły jest tak, że ktoś decyduje za nas, nie pytając, jak ma wyglądać miejsce, które będzie nam służyć. Uważam, że tego typu działania są bardzo ważne niezależnie od dalszego przebiegu. Być może coraz częściej będzie praktykowane, że przestrzeń publiczna będzie otwarta również na pomysły osób, które mają z niej korzystać. Jestem w stu procentach za tego typu działaniami. Mam nadzieję, że nawet jeśli nie wszystkie te pomysły zostaną zrealizowane, to będą brane pod uwagę. ■ Wspominała Pani, że interesuje Panią sztuka interaktywna. Jak Pani rozumie to pojęcie? Dlaczego kieruje Pani swoje twórcze poszukiwania w tę stronę?
zignorowania, ale żeby było formą otwartą na propozycje publiczności. ■ Czuje się Pani „światłoczuła”? Dlaczego? Co było powodem udziału Pani w tej akurat wystawie? Do udziału w ostatniej wystawie zbiorowej pt. „Światłoczułe” zostałam zaproszona z innymi artystkami. Wspólnie zdecydowałyśmy, że cała ekspozycja będzie odbywać się w ciemności - to był punkt wyjścia. Zrezygnowałyśmy ze sztucznego oświetlenia, dzięki czemu w galerii BWA w Zielonej Górze można uzyskać prawie idealną ciemność. Każda z autorek wypowiedziała się w sposób indywidualny o tematach dla niej bliskich i ważnych. Myśląc od tej strony postanowiłam wykonać pracę, która emanuje światłem. Jest to praca minimalistyczna, na której umieściłam mapę obrazującą moją ostatnią przeprowadzkę
13
z dużego miasta do maleńkiej miejscowości. Ta przeprowadzka została zobrazowana symbolicznie poprzez przedmioty, które tam ze mną powędrowały. Dzięki tej pracy udało mi się zaprosić widza do interakcji. Klocki z przedmiotami można było przekładać na planszy. Widziałam, że młodzież bardzo chętnie to uczyniła. „Światłoczułe” to tylko tytuł, który opisuje sytuację, gdzie eliminujemy światło. ■ Prowadziła Pani warsztaty plastyczne z dziećmi we Francji. Na czym polegał projekt i dlaczego podjęła się Pani tej realizacji? Na początku tylko obserwowałam warsztaty plastyczne we Francji przyglądając się, jak pracują tam nauczyciele. Po kilkumiesięcznym pobycie stypendialnym korespondencyjnie prowadziłam projekt, podczas którego dzieci w Polsce i we Francji tworzyły wspólnie książeczki artystyczne. Polegało to na tym, że dzieci we Francji wykonywały pierwszą stronę, która zaczynała się od zdania: „Po ukrytej stronie Księżyca”. Postanowiliśmy z moim kolegą, że odniesiemy się do tego, co jest wspólne dla dzieci w obydwu państwach. Interesowało nas, jak dzieci rozwiną temat, jak ich wyobraźnia dalej poprowadzi tę historię. Dzieci we Francji stworzyły pierwsze strony, potem polskie dzieci wykonywały drugą stronę itd. Każde dziecko pracowało w parze polsko-francuskiej. Opowieści te były krótkie, czterostronicowe, z powodu czasu korespondencji. Było to bardzo ciekawe i ważne doświadczenie, dzieci nawiązały kontakt z kimś, kogo nie znały. Być może dzięki temu udało nam się przełamać kilka stereotypów oraz zainteresować kogoś inną kulturą. Dziękuję za rozmowę. Katarzyna Kulikowska
12
Uniwersytet Zielonogórski
LUTY 2013
Taniec z inżynierami 18 stycznia 2013 r. odbyła się V Gala Inżynierów na Uniwersytecie Zielonogórskim. Bal uroczyście zainaugurowali profesorowie UZ i poseł Rzeczypospolitej Polski, a potem kontrolę nad imprezą przejęli młodzi inżynierowie - razem z nimi Biba i Spenner. Pierwsze podrygi na parkiecie odbyły się w rytmach uroczystego walca. Kolejne piosenki już nie miały znaczenia. Najważniejsze, aby nadawały się do tańca. W przerwach między pląsami uczestnicy imprezy mieli do dyspozycji suto zastawiony szwedzki stół z uwielbianą przez wszystkich fontanną czekolady. W hali było gorąco, jednak prawdziwy ogień miał dopiero nadciągnąć. Około godziny 22 wśród przyszłych i obecnych inżynierów pojawił się pewien chłopak z gitarą. A właściwie było ich dwóch: Paweł „Biba” Binkiewicz i Marcin „Buka” (nowe przezwisko przybrane w studiu Radia Index) Spenner. Początkowo gwiazdy z X-Factora zapowiadały krótki koncert i szybki powrót do domu. Rzeczywistość jednak chciała inaczej. Oj, jak bardzo inaczej. Muzycy rozpalili zielonogórskie studentki do czerwoności, a parkiet pod ich wyczynami nie pu-
stoszał do białego rana. Ponadto uczestnicy balu mogli usłyszeć chyba najdłuższą w historii naszego miasta wersję „Stand by me”. Jak powiedział nam Tomasz Bryk, Przewodniczący
nie przyszłych inżynierów, czyli przywitanie I roku. Na gali również widzimy wielu absolwentów, którzy zjeżdżają z placów budowy. - W tym roku galę bardzo wspomogła również firma Bank Zachodni BZW BK, której jeste-
Biba i Spenner rozpalili zielonogórskie studentki do czerwoności, a parkiet pod ich wyczynami nie pustoszał do białego rana. Komisji ds. Kół Naukowych i Organizacji Studenckich, główną ideą balu jest promowanie kierunków inżynierskich, kierunków ścisłych. - Ale także duża promocja Wydziału Ekonomii i Zarządzania UZ. Chcemy pokazywać, że te kierunki wcale nie są trudne - mówi Bryk. Gala ma również wymiar podsumowujący. Przede wszystkim podsumowujący "wydanie" ilości inżynierów oraz przywita-
śmy wdzięczni. Bez nich ta impreza nie miałaby aż takiej mocy - przyznaje Tomasz Bryk. Na gali świetnie bawili się również profesorowie UZ. Dr hab. Urszula Kołodziejczyk – inicjatorka Gali Inżynierów opowiada o tym, jak pomysł gali się ukształtował: - Pomysł był mój. Wyniosłam go ze swoich studiów, gdzie rokrocznie mieliśmy takowe bale. Ten pomysł spotęgowało wnętrze naszego wydziału, bu-
dynku A-8, który ma specyficzną architekturę wnętrz. Atrium tego budynku prosiło się o to, żeby wszystkie pary zatańczyły na dole. A publiczność z góry zobaczyła, jak wyglądają bale w budynku, gdzie na co dzień załatwiamy wszystkie sprawy studenckie, dziekańskie, wykładowe i ćwiczeniowe. Pani Urszula Kołodziejczyk przed balem dodała, że czuje się jak królowa matka. I trzeba przyznać, że miała ku temu pełne prawa. V Gala Inżynierów już za nami. Studenci powracają do planów, projektów, na place budowy. Jednak za rok przyjdzie taki dzień, kiedy te wszystkie przyziemne sprawy zostaną odstawione w kąt, a parkiet po raz kolejny wypełni młoda inżynierska energia. Wojciech Góralski
LUTY 2013
Czas na CSR!
Kultura - wywiad Uniwersytet Zielonogórski
13
Już niedługo skrót CSR nie będzie tylko nic nie znaczącym zestawieniem liter. CSR (z ang. CSR – Corporate Social Responsibility) oznacza: Społecznie Odpowiedzialny Biznes!
Najkrócej rzecz ujmując CSR jest określany jako: „odpowiedzialność organizacji za wpływ jej decyzji i działań na społeczeństwo i środowisko” (Norma ISO 26000). Należy zaznaczyć, iż pojęcie środowiska rozumiane jest nie tylko jako otaczająca nas przyroda, ale również rynek, miejsce pracy. Dla łatwiejszego zobrazowania znaczenia CSR, zostało wyróżnionych siedem podstawowych obszarów. Pierwszy z obszarów dotyczy ładu korporacyjnego, mającego na celu sprawne organizowanie działań przedsiębiorstwa, polegające na respektowaniu prawa oraz przejrzystości działań, aby m.in. wyeliminować korupcję, zapewnić równe traktowanie wszystkich podmiotów, z którym przedsiębiorstwo współpracuje, oraz równy dostęp do informacji. Przedsiębiorstwo zobowiązane jest również do respektowania praw człowieka, zwracając szczególną uwagę na prawa obejmujące pracowników. CSR obejmuje swoim zakresem dbałość o pracowników na każdym etapie: od etycznej rozmowy kwalifikacyjnej poprzez zapewnianie odpowiednich warunków pracy, komunikacji między pracownikami, a na rozwoju danego pracownika kończąc. Jest to o tyle ważny punkt, że zazwyczaj o potencjale przedsiębiorstwa świadczą pracownicy i ich zaangażowanie. Kolejnym aspektem jest już wspomniana dbałość o przyrodę. I to zarówno poprzez inwestowanie w innowacyjne rozwiązania, zmniejszające zanieczyszczenie środowiska, jak również tzw. małe czynności, przyczyniające się do poprawy środowiska naturalnego: oszczędzanie
CSR to dbałość o pracowników na każdym etapie: od etycznej rozmowy kwalifikacyjnej poprzez zapewnianie odpowiednich warunków pracy, komunikacji między pracownikami, a na rozwoju pracownika kończąc. wody, wyłączanie nieaktywnych gniazdek, zmniejszanie ilości drukowanych dokumentów, stosowanie żarówek energooszczędnych. Społecznie odpowiedzialny biznes zwraca również uwagę na stosowanie etycznych zasad postępowania, walcząc z korupcją i niejasnymi zasadami przeprowadzania przetargów, współpracy ze sferą polityczną. Z punktu widzenia potencjalnego konsumenta CSR zwraca szczególną uwagę na odpowiedzialny marketing, zabraniając przedsiębiorstwom przedstawiania niezgodnych z prawdą informacji o danym produkcie. Zapewniając jednocześnie niezbędny serwis oraz rozpatrywanie skarg oraz kwestii spornych. Jest to również ochrona danych klientów oraz działania na rzecz edukacji i świadomości konsumentów. Ostatnim wyróżnionym aspektem jest rozwój społeczeństwa, rozumiany jako współpraca z mieszkańcami z terenów na którym funkcjonuje dane przedsiębiorstwo, współpraca ze stowarzyszeniami, organizacjami studenckimi, fundacjami, szpitalami itp. Należy zaznaczyć, iż nowoczesny biznes poszukuje synergii między najważniejszym celem przedsiębiorstwa, jakim jest osiągnięcie zysku, a dbaniem o swoje otoczenie. Duże, międzynarodowe korporacje od lat robią wiele, aby
być postrzegane jako odpowiedzialne, gdyż są przedmiotem wnikliwej obserwacji i oceny zarówno ze strony konsumentów, jak i organizacji pozarządowych. Jednak CSR, rozumiany jako oddolna inicjatywa biznesu, nie dotyczy wyłącznie firm dużych. Coraz częściej obserwuje się, że małe i średnie przedsiębiorstwa (MŚP) odgrywają istotną rolę w rozwoju lokalnych społeczno-
ści, nie do końca uświadamiając sobie, iż również dysponują potencjałem CSR. Kryzys gospodarczy powinien skłaniać do przewartościowania modelu gospodarczego na bardziej odpowiedzialny. Jest to szansa dla biznesu znalezienia nowych przewag konkurencyjnych, płynących z lepszego wykorzystania zasobów, w tym personelu, oraz budowania relacji z interesariuszami w celu umocnienia pozycji na rynku. Monika Robaszyńska Ambasador CSR LOB 2012-2013 www.lob.org.pl
14
Kultura studencka
MOTOPASJA
LUTY 2013
Niesamowite dokonania na motocyklu to nie tylko „fikołki” w powietrzu, ale na przykład podróż w świat jednośladem. Przykładem niezwykłej odwagi i prawdziwego osiągnięcia jest student Uniwersytetu Zielonogórskiego, Cezary Wasyluk, który wybrał się w bardzo daleką drogę... Niesamowicie usytuowany klasztor Tatew pochodzący z 815 roku.
Upliscyche - starożytne skalne miasto w Gruzji, którego początki datuje się na V wiek p.n.e. Jest mieszaniną stylów kulturowych Anatolii i Iranu oraz architektury pogańskiej i chrześcijańskiej.
Znajdujący się na Gruzińskiej Drodze Wojennej „Pomnik” przyjaźni rosyjsko-gruzińskiej.
Jak długo jeździsz motorem, motocyklem? Na motocyklu poruszam się już trzeci rok, mam za sobą trzy wyprawy. Praktycznie jak wsiadłem na motocykl, to od razu jechałem w daleką wyprawę, ponieważ był to Krym na Ukrainie. Teraz jeżdżę na drugim motocyklu. Zrobiłem ok. 35 tysięcy kilometrów. Skąd wziął się pomyśl na to, aby na motorze zwiedzać świat? Wcześniej interesowały cię podróże? Za małego podróżowałem z rodzicami, chociaż tak naprawdę to były wycieczki na zachód. Tak naprawdę, to chyba każdy z nas ma w sobie coś z podróżnika i każdy marzy o podróżowaniu w jakieś fajne miejsca, o poznawaniu obcych kultur, obcego życia i zabytków. Przyszedł czas, kiedy znajomy namówił mnie do kupna motocykla, jak i do mojej pierwszej podróży. Do kupna motocykla namówił cię kolega... Nie pasjonowały cię wcześniej jednoślady? Każdy mały dzieciak marzy o motocyklach, tym bardziej, że żyjemy w takim mieście, jak
Zielona Góra, gdzie sport żużlowy jest bardzo faworyzowany. Opowiadałeś już o swojej wyprawie na Ukrainę. Gdzie jeszcze byłeś i co zwiedziłeś do tej pory? W zeszłym roku odbyłem samotną podróż na Kaukaz Północny, czyli w części rosyjskiej, ze zwiedzaniem m.in. Groznego w Czeczenii. Niedawno odbyła się twoja kolejna wyprawa pod patronatem akademickiego Radia Index i Gazety Studenckiej "UZetka" „Dookoła Morza Czarnego Motorismo 2012”... Przejechałem niespełna 12 tysięcy kilometrów w 39 dni i była to całkowicie samotna podróż, zaplanowana przeze mnie od początku do końca. Standardowo zacząłem od Ukrainy, później Rosja, później dwa kraje, które najbardziej chciałem zwiedzić- Gruzja i Armenia. Wjechałem również na teraz górskiego Karabachu. To enklawa, bardzo ciekawe miejsce, ponieważ Azerbejdżan uważa, że należy do nich i traktuje to miejsce jako teren nielegalny. Później dotarłem do Turcji, Bułga-
LUTY 2013 MARZEC 2012
KulturaZielona studencka Góra
15 19
Kapadocja - rejon w Turcji, w którym każdego ranka startuje kilkadziesiąt balonów wycieczkowych.
rii, Rumunii, Słowacji, Węgier, Czech.
trochę ironiczny, bo w Armenii również zostałem okradziony.
Wszystkim polecam relację z twojej wyprawy, w której m.in. napisałeś „Armenia - tutaj krzywda ci się nie stanie”. Rozwiniesz? Przez cały pobyt w Gruzji i Armenii spałem u nieznajomych ludzi, przez których byłem życzliwie traktowany, karmiony. Kiedy pytałem o miejsce noclegu, gdzie ewentualnie mogę rozbić namiot, ci ludzie od razu zapraszali mnie do siebie do domu. Ale tytuł tego rozdziału jest też
Wyczytałam również, że spotkania z policją także miały miejsce podczas wyprawy. Niesympatycznych jako takich nie miałem. Każde spotkanie z policją było raczej sympatyczne, ponieważ na trzy moje złamane przepisy, tylko raz zapłaciłem mandat i spędziłem dwa i pół dnia na komisariacie w Armenii, co było związane z kradzieżą. Twoja wyprawa trwała 39 dni.
Słowo najemnik raczej źle się kojarzy, Ci okazali się bardzo sympatycznym towarzystwem.
16
LUTY 2013
Kultura studencka
Jak na jednym motocyklu zmieścić wszystkie potrzebne rzeczy? Co takiego powinniśmy ze sobą zaprać w taką podróż? Pakując się trzeba to wszystko mądrze przemyśleć. O wiele trudniej jest spakować się na motocykl, bo trzeba wszystko super wyselekcjonować i więcej zabrać. Auto na przykład nie przecieka, nie kapie nam na głowę, a na motocykl trzeba zabrać ubrania przeciwdeszczowe. Z najpotrzebniejszych rzeczy, które wziąłem, to ubrania motocyklowe, które dają poczucie bezpieczeństwa, odzież na zmianę, kuchenka gazowa, żywność, namiot, aparat fotograficzny, kamera, ładowarki, drugi telefon komórkowy. Podróż sama w sobie już na pewno była ciekawa, ale opowiesz jakieś smaczki z wyprawy? Tak naprawdę z każdego miejsca można wyciągnąć jakąś bardzo ciekawą historię. Zaczynając już od samej Rosji, pomimo że się ledwo dogadałem z celnikiem, to jak powiedziałem, że jestem z Zielonej Góry, od razu stwierdził „Festiwal Piosenki Rosyjskiej” i puścił mnie dalej. To niesamowite, że ktoś tak daleko od naszego kraju, wie, gdzie jest Zielona Góra i z czego słynie. Cała kradzież w Armenii to długi wątek, który skończył się dla mnie dobrze. Cały komisariat stanął na głowie, ściągnęli ekspertów kryminalnych ze stolicy. Odzyskałem równowartość skradzionych rzeczy. Czy motocykl odmawiał posłuszeństwa? Tak, można powiedzieć, że miałem problemy, ale wynikały one z tego, ze zostałem okradziony. Skradziono mi narzędzi i części zamienne. Strzeliła mi linka sprzęgła w motocyklu. Na szczęście było to w stolicy Armenii - Erywaniu, zostało włączona w to ambasada, która nie bardzo mi pomogła, dowie-
działem się, ze w całej Armenii nie ma sklepu motocyklowego. Na szczęście udało się znaleźć „fachmistrza”, który próbował to naprawić. Kolejną, w zasadzie błachą sprawą było „złapanie kapci/gumy” i nie miałem czym zmienić opony, ale pomogli mi napotkani Polacy.
Pomimo że się ledwo dogadałem z celnikiem, to jak powiedziałem, że jestem z Zielonej Góry, od razu stwierdził: „Festiwal Piosenki Rosyjskiej” i puścił mnie dalej. Rozumiem, że nie odpuszczasz i będziesz podróżował nadal. Jakie plany na przyszłość w takim razie? Dokąd następnym razem? Podróżuję dalej, sprawa oczywista. Plany na przyszły rok są bardzo rozbudowane. Celem podstawowym, który mimo wszystko zostanie zrealizowany są Kazachstan, Uzbekistan, Turkmenistan, Tadżykistan i Kirgistan. To jest coś, co na pewno chcę zobaczyć. O ile się powiedzie, to również wjazd na teren Chin, z Chin do Mongolii, a stamtąd powrót do Polski przez Rosję. Przewiduję na to trzy miesiące. Zależy również od tego, jaką trasę uda się zrealizować, ale maksymalnie do 30 tysięcy kilometrów.
Turcja zapadła mi w pamięci jako mieszanina wielu wyrazistych kolorów.
Na tureckim targu można kupić najróżniejsze przyprawy.
Tobie pięknie dziękuję za rozmowę, a naszych Czytelników zapraszam na stronę internetową Czarka, poświęconej podróżom motocyklowym: www.dalekadroga.pl Marika Adamska
Piękna Rumunia i trasy Transforgarska i Transalpina są idealnym zakończeniem wyprawy.
Kultura studencka
LUTY 2013
Ten mundial wygrał Janek!
17
Jan Ratajczak, student Uniwersytetu Zielonogórskiego relacjonował dla Akademickiego Radia Index Mistrzostwa Świata w piłce ręcznej.
Na zdj. Jan Ratajczak z mistrzem świata, Danielem Sarmiento. Mistrzostwa Świata w piłce ręcznej są rozgrywane co dwa lata, tym razem gospodarzem była Hiszpania. Kolejny mundial przed szklanym ekranem? Dzięki Bogu nie. Korzystając z możliwości, jaką daje praca w Akademickim Radiu Index, warto było wziąć udział w takiej imprezie jako dziennikarz. Ogromne emocje, wielcy gracze, wielkie osobistości, piękne miejsca, wspaniali ludzie, spełnienie marzeń. Reprezentacja Polski trafiła do grupy C, której spotkania były rozgrywane w Saragossie w dwunastotysięczniku Pabellon Principe Felipe. Rywale mocno przeciętni, jednak na podobnym poziomie co nasza kadra. Mimo że Słowenia dotarła do półfinału, większego wrażenia na mnie to SPONSORZY TRANSMISJI
nie robi. Z przywileju korzystnej drabinki w fazie pucharowej mogli również skorzystać Polacy, pokonanie nigdy silnego Egiptu czy wciąż znajdującej się w dołku Rosji większym wyzwaniem nie jest. Dlatego koniecznym było zająć pierwsze miejsce w etapie eliminacyjnym, dzięki czemu droga do finału była łatwiejsza. No cóż, nie udało się. O ile przegrany mecz ze Słowenią nie wywołał paniki, to ćwierćfinał z Węgrami doprowadził polskich kibiców w Palau Sant Jordi do skrajnej rozpaczy. Speł Madziarzy w niewybrednym stylu pokazali miejsce w szeregu reprezentacji Michaela Bieglera. Klątwa Hiszpanii? Z pewnością nie. Era Orłów Wenty skończyła się jeszcze przed nieszczęsnym turniejem
w Alicante, a podczas ubiegłego mundialu Biegler dysponował szczątkami z powoli ustępującej generacji wybitnych polskich szczypiornistów. Skład finału Mistrzostw nieco zaskakujący, bo bez udziału Francji, której pięcioletnią hegemonię we wszystkich rozgrywkach rangi międzynarodowej już w ćwierćfinale przerwała Chorwacja. Bardziej zdumiewający był za to przebieg i co za tym poszło wynik spotkania o złoty medal. Dania została wręcz zdewastowana przez (śmiało mogę użyć tego określenia) La Furie Roja. Ani Mikkel Hansen, ani Niklas Linden czy też Anders Egert nie byli w stanie nic wskórać. Reprezentacja Hiszpanii weszła z drzwiami do światowego handballa, a nawet zaprezento-
wała jego kosmiczny poziom. Publiczność przy obecności księcia Filipa w barcelońskim obiekcie Olimpijskim pomimo jednostronnego widowiska stworzyła niepowtarzalną atmosferę. Prawdziwa Hiszpańska fiesta. Plan o wyprawie na półwysep Iberyjski nie zostałby wcielony w życie, gdyby nie przychylność sporej grupy ludzi. Dziękuję sponsorom: panu Adrianowi Jędrasiakowi z Hurtownia.net, panu Piotrowi Olendrowi, właścicielowi Dolce Vity, całej redakcji sportowej Akademickiego Radia Index, realizatorom, którzy dzielnie znosili złośliwość przekazu i oczywiście rodzinie za wsparcie. Jan Ratajczak
18
Kultura studencka
Kciuk do góry! cz. IV
LUTY 2013
Ferie zimowe. Rzeczywiście to był przepiękny czas, zwłaszcza kiedy je jeszcze miałem. Dziś ferie = sesja, ale tego nikomu nie muszę przypominać. Dlatego też postanowiłem cofnąć się do czasów beztroskich, zimowych wypadów. ich nigdy nie było). Może jednak pozostańmy przy tych piękniejszych wspomnieniach.
Podróżowaliśmy już autostopem i przemierzaliśmy Polskę rowerami. Tym razem chciałbym Wam zaprezentować mój ulubiony sposób zwiedzania świata. Być może się ze mną nie zgodzicie, być może tego nie zrozumiecie, albo po prostu uznacie mnie za dziwaka. Moją ulubioną formą podróżowania jest wyjazd na tzw. 18 kołach. Co prawda europejskie ciężarówki mają tych kół mniej, ale wszyscy powinniśmy wiedzieć, o co chodzi. Od dziecka byłem blisko związany z motoryzacją ciężką. Praktycznie każde wakacje i ferie zimowe spędzałem w trasie z moim tatą. Dzięki temu poznałem Polskę i Europę Zachodnią, zarówno z perspektywy turystyki, jak i szarej codzienności panującej w okolicach stref przemysłowych. Nie obce mi autostrady (prawdziwe, równe, z trzema i czterema pasami ruchu, bez ograniczeń prędkości – tak, to nie są polskie autostrady), drogi tranzytowe, górzyste urwiska. Wbrew pozorom miałem okazję poznać centra miast i wąskie osiedlowe uliczki, gdzie jedno auto osobowe zajmuje całą szerokość, a ciężarów-
■ Pada śnieg, pada śnieg
ka musi dostarczyć tam towar. Poznałem także mnóstwo ciekawych osobowości. ■ Kiedy byłem małym chłopcem, hej! Najmilej wspominam wyjazdy w wieku 6-12 lat. Czyli kiedy byłem w szkole podstawowej. Praktycznie w każdej firmie panie sekretarki miały (całkiem przypadkiem) jakieś słodkości. Co
więcej – dzieliły się nimi ze mną. Zazwyczaj pracownicy firm byli wyrozumiali i uśmiechnięci. Nie wiem dlaczego, ale dzieci zawsze wzbudzają sympatię wśród dorosłych (no, może prawie zawsze), bez względu na kraj. Z czasem to się zaczęło zmieniać. Gdy byłem starszy, pracownicy już mniej przychylnie na mnie patrzyli. Zasłaniając się jakimiś regulaminami zakazującymi wstępu dzieciom (tak jakby wcześniej
Skoro już zacząłem mówić o feriach zimowych, to pozostanę przy dwóch pamiętnych dla mnie wyjazdach. W kalendarzu styczeń roku 2005 (coś w tych okolicach). Otrzymujemy zlecenie. Kierunek: Słowacja. Chyba lepiej sobie tego wymarzyć nie mogłem. Wokół niesamowita zima, a my jedziemy w góry. Jak się później okazało, nie był to wcale taki super kierunek. Jednak auto ważące 40 ton i oblodzone górskie trasy nie idą w parze. Najbardziej zapamiętałem okolice Popradu na Słowacji. Gdy wyglądałem przez szybę pasażera widziałem wierzchołki ośnieżonych drzew. Gdy spoglądałem przez okno kierowcy, widziałem kamienistą ścianę. Do tego śnieg, lód i mijające nas samochody. Nie obyło się bez kłopotów. Na jednym z zakrętów auto stanęło i już dalej jechać nie chciało. Co prawda, koła kręciły się jak oszalałe. Niestety cały czas w miejscu. Po dwóch godzinach walki przebyliśmy 200 m. Niefortunnie spowodowaliśmy także całkiem spory korek. Na szczęście, w końcu nadjechała piaskarka (z tego co pamiętam, to była to Tatra albo Kamaz), w każdym razie wystarczająco silna, bo podholować 40-tonowego Dafa.
LUTY 2013 MARZEC 2012 ■ Przerażenie w oczach Na miejscu (tak, udało nam się w końcu dotrzeć do firmy) byłem świadkiem naprawdę trudnych chwil. Do hali prowadził dość stromy i pochyły zjazd. Po jednej stronie zjazd się kończył, a patrząc w dół można było zobaczyć dach czyjegoś domu. Pewien kierowca z Polski wyjeżdżając z tej hali wpadł w poślizg. Auto zaczęło zjeżdżać (a właściwie ślizgać się) w kierunku przepaści. Renault Magnum znalazło się dosłownie kilkanaście centymetrów od spadku. Szczęśliwie koła, w ostatniej chwili, chwyciły przyczepność i ciężarówka wyjechała z opresji. ■ Podobno nie ma już Francji Tak śpiewa Kumka Olik. Z tego, co się zdążyłem zorientować, to Francja jednak nadal jest. Przynajmniej była w 2008 roku, kiedy to ostatni raz wybrałem się w zimową trasę. Co prawda zimowa wtedy była jedynie temperatura. Śniegu raczej podczas tej podróży uświadczyłem jedynie wyjeżdżając i wracając do Polski. Z wyjazdu zapamiętałem przepiękne i malownicze miasto Amiens. Znajduje się tam jedna z kilku we Francji Katedra Notre Dame. Obiekt powstał w latach 1220-1270 i robi przeogromne wrażenie. Zapamiętałem, że długość katedry wynosi ponad 100 m, a wysokość ponad 40 m. Jeśli kiedykolwiek będziecie mieli okazję odwiedzić Amiens, nie rezygnujcie z tych planów. ■ Polak, Francuz – jeden człowiek Właśnie w Amiens spotkaliśmy kierowcę, który z Polski wyjechał do Francji w poszukiwaniu pracy. Był bardzo zadowolony ze swojego zawodu i z tego, że jest Polakiem. Mówił, że stara się
Kultura studencka Zielona Góra odwiedzać nasz kraj jak najczęściej. Aczkolwiek rzadko kiedy robi to zawodowo. Jednak o wiele częściej to polscy kierowcy wożą ładunki na zachód, niż francuscy do Polski. ■ Było, minęło, może powróci Z łezką w oku wspominam tamte wyjazdy. Mógłbym o nich opowiadać stronicami, jednak istnieje ryzyko zanudzenia najbardziej wytrwałego czytelnika. W przyszłym wydaniu powrócimy na szlaki autostopowe. Szerokości. Tekst i zdjęcia: Wojciech Góralski
REKLAMA
WOJCIECH GÓRALSKI Student Uniwersytetu Zielonogórskiego na I roku animacji kultury. Większość wolnego czasu poświęca na „rozgryzanie” własnej osobowości i bujanie w obłokach. Uwielbia wypady rowerowe i wszelkiego rodzaju podróże. Zakochany po uszy w Akademickim Radiu Index.
19
20
Kultura studencka Kultura studencka
LUTY 2013
COOLTYWATOR NADCHODZI Koncert Kazetwu Fot. Michał Jóźwiak
Cooltywator powstał z prostej chęci działania. Nic więcej. Po prostu byliśmy już nieco zmęczeni posiadaniem głów pełnych pomysłów, z których niewiele wynikało. Usiedliśmy, porozmawialiśmy, rozpisaliśmy sobie, w jaką stronę chcemy pójść i przeszliśmy do działania. Chodziło nam o to, by stworzyć w Zielonej Górze warunki dla tych, którzy mają zbyt wiele pomysłów pozamykanych w szufladach i zbyt mało wiary we własne możliwości, żeby przejść do działania. Czasami ludzie najzwyczajniej potrzebują, aby ktoś ich poklepał po plecach i powiedział: „Wow, masz niesamowite pomysły. Wiem, że dasz radę!!!”. Cooltywator zajmuje się promocją młodych, zdolnych ludzi. Tych w Zielonej Górze mamy bardzo wielu. Mowa tu nie tylko o studentach Wydziałów Artystycznego, ale i wielu innych. Czasami brakuje im pomysłu na siebie czy też zwyczajnie odwagi do działania. Wtedy to MY wkraczamy do akcji. Dla zespo-
łów organizujemy koncerty (kręcimy teledyski, sesje zdjęciowe, prowadzimy strony na Facebooku), dla artystów organizujemy wystawy ich prac, a dla fotografów sesje zdjęciowe: znajdujemy modelki, wymyślamy scenerię, zapewniamy stylistów. Jedyne, co musi mieć ze sobą fotograf, to aparat i „otwartą głowę”. Przy-
gotowywaliśmy występy dla uczestników takich programów, jak „X-Factor”, „Bitwa na głosy”, „Szansa na Sukces”. Dodatkowo, osoby, które mają w sobie żyłkę do działania, mogą współpracować z nami pomagając nam przy samej organizacji imprez (a jest sporo roboty!).
Współpracujemy głownie ze studentami i absolwentami Uniwersytetu Zielonogórskiego, ale również z najbardziej utalentowanymi uczniami zielonogórskich liceów. Trafiając na daną osobę (bądź zespół) szukamy informacji na jej/ich temat. Zdjęć, nagrań, by zebrać jak największą ilość informacji świadczących
Kultura studencka
LUTY 2013
Działaliśmy z takimi wykonawcami, jak: AFTERSHOCK, PIGWAR, JARED, MYSTIC MIND, 7 Piętro, KAZETWU, The Fault, Syndrom, Deevolve, Black Market, Cherry Choice, Sick Harmony , Bez Próby. Z Dj’ami: DAMUZ, Marsell Crash, Maxx – Planeta Fm, DJ ROKO, DJ JURON, DJ Muzzy, Dj Jaca. Pracował z nami również Marcin Pawelec (uczestnik „Bitwy na głosy”) czy Grzegorz Dawidowicz (uczestnik programu „X-Factor” i „Szansy na Sukces”) Współpracujemy także z fotografami: MikePhotography.pl, Blady Kovalevsky, Mirosław Wodnicki, Paulina Mietłowska, Aleksandra Górska, Tomasz Daiksler, maciekporebski.pl. Tak więc wyjmuj pomysły z szuflady, bo pora działać!!! Znajdź nas na www.facebook.com/cooltywator Alex Niebrzegowski
Nasze imprezy!
Fot. Izabela Małecka
ALEX NIEBRZEGOWSKI Różne rzeczy łażą mu po głowie, a później krzyczy: „…damy radę!!!” i już nie ma wyjścia, trzeba robić. Prawie absolwent filologii angielskiej na UZecie.
PATRYCJA ŁOPIŃSKA
Fot. Izabela Małecka
Bardzo pomagają nam zielonogórscy przedsiębiorcy: Artur Jaroszyk (Kapsel – Sklep z Dobrym Piwem), Aleksander Kremer (Wina Świata), Jola Kocur (World of Erotic) i wielu innych. Przy wszelkich akcjach mamy wsparcie zielonogórskich mediów. Trzeba tu podziękować szczególnie Akademickiemu Radiu Index oraz „UZetce”, które zawsze szeroko informują o naszych działaniach.
COOLTYWATOR TO ONI:
Dyrektor artystyczny, stylistka, totalnie kreatywna dusza trzymająca wszystko w całości. Na co dzień studentka Wydziału Artystycznego na UZ (architektura wnętrz).
PAWEŁ KASZKOWIAK
Fot. Izabela Małecka
o tym, że są takimi samymi pasjonatami jak my. Jeżeli faktycznie chcą działać, to po prostu bierzemy się do pracy. Niekoniecznie chodzi tu o to, by robić wszystko za kogoś, ale pokazać, że wiele z rzeczy, o których marzycie, jest zrobienia przy odrobinie wysiłku i współpracy z kimś bardziej doświadczonym.
21
Koncert Aftershock Fot. Mikephotography
RockMeHard 2 (Zespół Syndrom) Fot. Maciek Porębski
Marcin Pawelec - uczestnik Bitwy na Glosy wraz ze studentami Wydziału Artystycznego UZ
Spring Party, Fot. MirosłaWodnicki
Śmiertelnie poważny gość ogarniający sprawy logistyczne i inne takie. Studiował na UZecie już w zasadzie wszystko :D
Łukasz Mrozkowiak Fot. MirosłaWodnicki
Możliwości są tam, gdzie sami je sobie stworzymy. Alex Niebrzegowski
22
Kultura studencka
LUTY 2013
Kamp! Z Polski.
Ich debiutancki album znalazł się w większości zestawień najlepszych płyt 2012 roku. Określa się ich mianem „nadziei polskiej elektroniki”. Oni sami cenią sobie sukces, do którego dochodzi się małymi kroczkami i cieszą się, że pozbyli się presji pierwszej płyty. O remixie Brodki wyciągniętym z szuflady, irytujących pytaniach, niezależności, konstruktywnej krytyce i motylach w żołądku rozmawialiśmy z zespołem Kamp! przy okazji ich koncertu w klubie Straszny Dwór.
Przeglądając Wasze wywiady zauważyłam, że większość z nich zawiera dokładnie te same, do znudzenia powtarzające się pytania. Odpowiadacie cierpliwie, ale gdybyście mogli stworzyć listę pytań, na które nie musielibyście dłużej odpowiadać, to które z nich by się tam znalazły? Radek: Właśnie dokładnie to, które zadałaś (śmiech). Tomek: Ja myślę, że najgorsze pytanie dotyczy genezy zespołu. To było już tyle razy mielone. Ja miałam inny typ. Myślałam,
że najbardziej irytujące jest pytanie: „Dlaczego tak długo kazaliście czekać na swoją płytę?” Michał: A, to jest drugie najgorsze pytanie. Tomek: Ale na nie mamy już wypracowaną odpowiedź. W takim razie od razu zapytam, ile każecie nam czekać na swoją druga płytę? Radek: Za cztery lata obmyślimy odpowiedź na to pytanie. Zatem zacznijmy od początku. Mam taki cytat z Radka z 2009
roku z wywiadu dla infomusic.pl: „Jeszcze w czasach, gdy nie publikowaliśmy muzyki, gdy uznawaliśmy, że jest zbyt słaba, żeby ją na forum publicznym prezentować, wtedy robiliśmy tak samo dużo jak teraz”? A pamiętacie moment, w którym stwierdziliście, że jest już na tyle dobra, że możecie ją wpuścić do sieci i pokazać ludziom? Radek: To nawiązywało do tego, że kiedyś z Tomkiem robiliśmy muzykę tylko do szuflady. A tak na dobrą sprawę wypuściliśmy te nasze pierwsze rzeczy nawet nie wiedząc jeszcze, czy to
jest na tyle dobre, czy nie. Postanowiliśmy po prostu dać sobie ostatnią szansę. To było nasze last minute, jeśli chodzi o muzykowanie. Albo spróbujemy coś z tym jeszcze zrobić, albo zajmiemy się czym innym. Tomek: Ja mogę zaspekulować, co Radek miał na myśli. Upublicznienie muzyki jest zawsze takim momentem krytycznym, dlatego można naprawdę zasiedzieć się właśnie produkując do szuflady. Jej udostępnienie to moment przełomowy i w naszym przypadku też tak było. Radek: Pojawienie się Mi-
LUTY 2013 chała też było takim powiewem świeżej krwi. Michał: Chyba raczej napsułem Wam krwi (śmiech). Nim przejdziemy do samej płyty, to co uważacie za swój największy sukces przed jej wydaniem? Radek: Sporo tego było tak naprawdę. Każdy krok naprzód, pierwszy koncert za granicą, wyjazd na inny kontynent, kolejne coraz dojrzalsze wydawnictwa, pierwszy materiał wydany na Zachodzie. Wszystko na zasadzie małych kroczków. Michał: Ale nigdy nie było to jakieś wielkie świętowanie. Gdy nadchodził ten, powiedzmy, sukces, to my byliśmy już trochę dalej, zajmując się kolejnymi rzeczami. Tomek: To wygląda mniej więcej tak, że zanim my uzyskamy jakikolwiek feedback, czy coś zostało dobrze albo źle przyjęte, to jesteśmy już dawno za zamknięciem utworu. Nim dostanie się do publiczności, utwór musi przejść długą drogę, a my jesteśmy już dalej niż recenzenci, niż publika i zajmujemy się już czymś innym. Radek: Ale był taki jeden moment, kiedy zrobiło mi się naprawdę miło. Gdy Magician umieścił nasz numer na swoim mixtape’ie. To było naprawdę niespodziewane i miło nas połechtało. Zapewne macie sporo takich rzeczy, jak tzw. niewykorzystany materiał. Zdarzyło się Wam, że czegoś nie dokończyliście lub uznaliście za nieudane w danym momencie, to odleżało, zabraliście się za to raz jeszcze i powstało coś fajnego? Tomek: Tak, remix „Dancing Shoes” Brodki. Radek: To był bardzo stary pomysł, czekał w szufladzie trzy lata, nim znalazł odpowiedni wokal. Poza tym nawet na płycie znajdują się takie utwory, choćby „Can’t You Wait”. Mieliśmy sześć różnych wersji i dopiero
Kultura studencka kiedy przestaliśmy się spinać, podeszliśmy do niego od innej strony, to zapaliła się ta żarówka i poszło bardzo szybko. Mamy też dużo odrzutów po płycie, które może kiedyś wykorzystamy. Nie przeszkadza Wam, gdy niektórzy próbują sprowadzić Waszą twórczość do terminu „muzyka taneczna”, która - powiedzmy sobie szczerze - w Polsce kojarzy się jednoznacznie? Tomek: Nie, myślę, że bardziej nam przeszkadza, gdy ludzie sprowadzają to do terminu
dużej wytwórni możecie usłyszeć, że Wasz materiał jest po prostu za słaby? Radek: Szczerze mówiąc nie obawialiśmy się. Wręcz przeciwnie, dostaliśmy sporo propozycji, żeby wydać to w jakimś większym labelu, ale zazwyczaj nie odpowiadały nam warunki, które proponowano. Poza tym rzeczywiście chcieliśmy mieć pełną kontrolę, a nie wiadomo jakby to było gdybyśmy postawili na dużą wytwórnię. Tomek: Nawet chcieliśmy powierzyć to profesjonalistom,
Lubimy, jeśli ktoś nas niszczy konstruktywnie. A jeżeli ktoś mówi, że jest beznadziejnie i nie mówi dlaczego, to trochę słabo. electro, synthpop, wave. Muzyka taneczna jest bardzo szerokim terminem, więc ona mnie nie boli, chociaż rzeczywiście ma w Polsce średnie konotacje. Za to bardzo doceniamy każde odkrycia pewnych nawiązań i inspiracji w naszej muzyce, niż tylko sprowadzanie nas do łatki synthpopu lub epigonów Cut Copy. A jak to jest z tym nagrywaniem własnym sumptem i na własnych warunkach? (Płyta Kamp! ukazała się nakładem należącego do zespołu net-labelu Brennnessel – przyp. red.). Rzeczywiście chcieliście być po prostu niezależni, czy obawialiście się, że idąc do
którzy zrobią z tym materiałem coś odpowiedniego, ale rzeczywiście przedstawione oferty nas nie zadowalały. Na długo przed wydaniem płyty mówiło się o Was „nadzieja polskiej elektroniki”, media po wydaniu płyty słodziły Wam na każdym kroku, na palcach jednej ręki można policzyć krytyczne recenzje Waszego debiutu. Szczerze. Nie wyglądaliście, nawet sami dla siebie, krytycznych uwag, żeby zniwelować trochę ten nadmierny hype, gdy tylko słodzą, to też nie do końca dobrze. Michał: Lubimy, jeśli ktoś nas niszczy konstruktywnie. A je-
23
żeli ktoś mówi, że jest beznadziejnie i nie mówi dlaczego, to trochę słabo. Tomek: Ale to samo jest z nadmiernym entuzjazmem. Recenzje, które zachwycają się nie wiadomo czym. Fajnie się tego słucha - to nie jest opinia, która nas jara. Dużo mówiło się też o presji, która Wam towarzyszyła przy okazji nagrywania pierwszej płyty. A nie wydaje się Wam, że pod presją przyjdzie Wam pracować dopiero przy drugiej płycie? Pierwsza płyta tylko rozbudza apetyty. Radek: Na razie jesteśmy szczęśliwi, że nie ma już tej presji pierwszej płyty. Michał: A mi się wydaje, że presja będzie mniejsza, o tyle, że nam się wydawało, że w ogóle wydanie płyty to jest rzecz kosmiczna. Tomek: Ta presja pierwszej płyty w ogóle była taka abstrakcyjna, ludzie nie czekali na jakiś konkretny materiał, ale na jakikolwiek materiał, tylko żeby to po prostu wyszło. Zrobiliśmy naprawdę wszystko, żeby ten materiał był w miarę spójny z tym, co robiliśmy wcześniej, żeby pokazywał jakiś kierunek do przodu. Ja się cieszę, że teraz mamy carte blanche i możemy zrobić wszystko, pójść w różne kierunki. Radek: Dokładnie, nie musimy patrzeć na nasze poprzednie utwory, nie musimy się spinać i dążyć stylistycznie w kierunku, który wyznaczyła nasza pierwsza płyta. Koncertujecie już jakiś czas, ale podobno wciąż się stresujecie przed wyjściem na scenę? Tomek: Tak, ale to nie jest absurdalny poziom stresu, że biegamy co chwilę zieloni do toalety. Zawsze jest jakieś pobudzenie i motyl w żołądku. Dziękuję za rozmowę. Daria Kubasiewicz
24
Kultura studencka
LUTY 2013
MIASTO FILMÓW Piątek, godz. 13:00 na 96 fm www.facebook.com/miastof email: miastofilmow@wzielonej.pl
Smarzowszczyzna
Przepis na „smarzowszczyzne” jest pozornie banalny. Zebrać tę samą ekipę aktorską, przydzielić im podobne role, dorzucić kilka nowinek i ewentualnie zmienić czas akcji kolejnej produkcji. Do tego obowiązkowa siekiera, kilotony depresji i pastwienie się nad widzem. Łatwizna, prawda? Co więcej, przepis ten faktycznie sprawdza się już po raz 4. I to nawet pomimo tego, że Wojciech Smarzowski nakręcił swój najsłabszy jak dotąd film… Ale po kolei. Tym razem „Smarzu” rzuca nas w środek współczesnej Warszawy. Tam poznajemy wesołą ekipę policjantów tytułowej „Drogówki”. Każdy z nich ma coś za uszami. Wszyscy biorą w łapę, chleją na umór, zaliczają panienki i naginają prawo do własnych potrzeb. Wśród nich jest wyjątek. Ryszard Król (Bartłomiej Topa). Nie bierze w łapę, ale z drugiej strony zdradza żonę z koleżanką z posterunku. Jednak wśród całej kompanii to on stawiany jest za wzór. Wzór na modłę smarzowską… ■ Rasizm, seksizm, alkoholizm Jak to zwykle u tego reżysera bywa, ciężko znaleźć postać, z którą można się identyfikować. Ilość brudu skrywanego przez każdą z nich może się równać tylko ilości wulgaryzmów, jakie padają. W świecie widzianym oczami Smarzowskiego nie ma empatii. Jest pęd ku samozniszczeniu. Nic więc dziwnego, że splot wydarzeń prowadzi nas do zagadkowej śmierci jednego z policjantów. Podejrzenie pada na Króla. Przez pierwszą cześć filmu oglądamy mnóstwo scenek kręconych z ręki. Aparaty, komórki,
Jest taka teoria, że prywatnie reżyser jest sadomasochistą i na pewno ma jakieś perwersyjne fantazje z obowiązkową siekierą w tle, po czym przenosi to wszystko na widza. czasami monitoring. Reżyser wodzi nas za nos pokazując beztroskie i „zabawne” zachowania bohaterów. Rasizm, seksizm, alkoholizm – „izmy” mnożą się w nieskończoność. Druga część to już coś zupełnie innego. Poczucie zaszczucia i pogoń za nieuchwytną Prawdą. Ciężki, mroczny i lepki wręcz kryminał. Takie połączenie o dziwo jest piekielnie spójne i dostarcza takich emocji, jakie trudno znaleźć we współczesnym kinie polskim. ■ Aktorski Olimp To, co wyprawia ekipa aktorska, jakie prezentuje możliwości – można porównać tylko do skoku Baumgartnera! Nigdy w historii rodzimego kina nie pojawiła się
tak zgrana ekipa. Nie ma tu teatralnej gry a’la Daniel Olbrychski. Są postacie z krwi i kości. Wierzymy we wszystko co dzieje się na ekranie. Nawet w tych najbardziej ekstremalnych momentach. Absolutny aktorski Olimp! Smarzowski, jak to ma w zwyczaju, pastwi się nad swoim widzem. Otacza nas wszechogarniającą depresją i wizją totalnego braku nadziei. Ludzie są tu zepsuci w ekstremalny wręcz sposób. Jest taka teoria, że prywatnie reżyser jest sadomasochistą i na pewno ma jakieś perwersyjne fantazje z obowiązkową siekierą w tle, po czym przenosi to wszystko na widza. Mam nadzieję, że się mylę, bo sądząc po frekwencji w kinach – z nami też coś musi być nie tak…
■ Najgorszy film Smarzowskiego? Największym problemem „Drogówki” jest to, że nie jest tak genialna jak poprzednie jego dzieła. Choć to i tak bardzo dobry film, że konkurencja w naszym kraju może tylko pomarzyć o zbliżeniu się choćby na kilometr i osiągnięciu takiego poziomu. Montaż, aktorstwo, pomysł i klimat – czuć tu geniusz lub szaleństwo. I pomimo tego, że po seansie mamy ochotę krzyczeć albo zamilknąć, to i tak nie możemy doczekać się kolejnej „smarzowszczyzny”, prawda? Paweł Hekman
LUTY 2013
Książka Kultura studencka
25
● Django
● Życie Pi 11 nominacji do Oscara i co z tego wynika?
Trochę półgłówek, T ttrochę psychol
Wielka kampania promocyjna, nazwisko reżysera, era, 11 nominacji do Oscara i co? Nuda, nic się nie dzieje, dłużyzny itd. A ponadto wszystko opowiedziane jest w dość patetycznym i „pouczającym” tonie, przypominającym kazanie z ambony. Taka wizja „Życia Pi”, zmienia się jednak za sprawą końcowych minut tego filmu, które wywracają całą historię do góry nogami. Skłaniają nas do ponownego przeanalizowania całej opowieści Hindusa dryfującego z dzikim tygrysem po Pacyfi ku, a przede wszystkim do myślenia. A to rzadkość w dzisiejszym kinie, gdzie na pierwszy plan wysuwają się efekty specjalne. Te, w „Życiu Pi”, również są obecne i to na wysokim poziomie. Można?
Powszechnie znana jest opinia, że Tarantino nagrywa agrywa po kilka razy ten sam film, coś dodając, coś odejmując. Z podobną obsada, podobnymi założeniami i inspiracjami, a efekt jest za każdym razem całkowicie różny od poprzednika i – zazwyczaj – piorunujący. Django to niewolnik, uratowany przez Kinga Schultza. Ten jest łowcą głów i szybko rozpoznając swym nowym towarzyszu potencjał, obiecuje mu pomoc w uwolnieniu swej zaginionej żony, jeśli tylko Django „przezimuje”, sekundując Schultzowi w jego fachu. Poziom „Bękartów wojny” nie został niestety osiągnięty, ale najnowszy film Tarantino i tak jest pod wieloma względami doskonały. Obłędna rola DiCaprio, któremu dużo bardziej należy się nominacja, niż Waltzowi, piękna stylizacja, świetne dialogi i po prostu bardzo dobra historia ratują „Django” z mielizn paru dłużyzn i średnio zajmującej roli Foxa. Ze wszech miar warto!
Michał Cierniak ▼ Zapraszamy na relację LIVE w Akademickim Radiu Index z gali rozdania Oscarów 24 lutego o godz. 2:00 w nocy czasu lokalnego.
Michał Stachura
26
LUTY 2013
Kultura studencka
Do kalendarzyy g gregoriańskiego, g g , kościelnego, g , czyy sportowego p g należałobyy dodać jeszj cze jeden: j filmowy. y Złote Globyy za nami,, ale to tylko y p przystawka y p przed daniem główg nym, y , zamknięciem ę sezonu i otwarciem nowego g zarazem. 24 lutego g po p raz 85. rozdane zostaną ą Oscary. y Poniżejj znajdziecie j nasze typy yp do tych najbardziej prestiżowych filmowych nagród. Projekt strony: Michał Stachura
DJANGO
PORADNIK POZYTYWNEGO MYŚLENIA
NĘDZNICY
ŻYCIE PI
Jeden z najpoważniejszych kandydatów do nagród Akademii. Niewiadomo, ile jeszcze okazji Tarantino będzie miał okazji do odebrania statuetki za najlepszy film, więc może to jest dobry moment? Oscar za scenariusz jest niemal pewnikiem, pozostałe nominacje też nie są bez szans.
Młoda obsada, młody, choć nieobcy Oscarom reżyser, do tego komedia romantyczna to niekoniecznie najambitniejszy gatunek świata. Akademia jednak lubi podobne niespodzianki, dlatego przewidujemy, że mnogość nominacji mogą uczynić ten film czarnym koniem Gali.
Hollywood kocha musicale. Ponad wszystko natomiast kocha wielkie widowiska, zrealizowane z gotyckim przepychem. „Nędznicy” mają bardzo poważną konkurencję, ale powinni uszczknąć sobie kawałek tego tortu, choćby za muzykę, czy scenografię.
MIŁOŚĆ
MISTRZ
WRÓG NUMER JEDEN
Pomimo 11 nominacji Ang Lee ma sporo zmartwień, bo tak naprawdę większość z nich kwestie techniczne. Patrząć pod tym kątem Oscar może się trafić za zdjęcia, efekty czy scenografię. Nasz wskaźnik pokazuje spore szansę bo z tylu nominacji coś przecież musi "skapnąć".
Tegoroczne kuriozum. Film nominowany w kategorii najlepszy film zagraniczny, jednocześnie ma szansę na statuetkę za najlepszy film. Kolejna ciekawostka to nominacja dla najstarszej aktorki w dziejach Oscarów. Czy to tylko trend śrubowania historycznych statystyk?
Niejasny, pełen niedopowiedzeń, za nic mający chronologię. Aktorsko jednak doskonały. Nominacje za drugi plan to dużo, ale tu nagród nie będzie. Phoenix, gdyby nie miał Hollywood w nosie, miałby na co liczyć. Mimo wszystko nagrodzenie „Mistrza” byłoby niespodzianką.
Amerykanie w tym roku wystawiają sobie laurkę – „Lincoln”, „Argo” i historia najnowsza - „Wróg numer jeden”. Opowieść o zabiciu Bin Ladena jest bez szans na nagrodę za najlepszy film, ale już Jessica Chastain za pierwszy plan pozostaje w wachlarzu możliwości.
LINCOLN
HOBBIT
BESTIE Z POŁUDNIOWYWCH KRAIN
OPERACJA ARGO
Rekordzista tegorocznych nominacji i lider większości zestawień. Film może nie aż tak dobry, by zasłużyć na dwanaście Oscarów, ale na tyle oscarowy, by wygrać we wszystkich dwunastu kategoriach. Nasz Oscarometr oszalał, szczególnie za sprawą głównej roli Daniela Day-Lewisa.
"Hobbit" wygląda świetnie. Od strony technicznej to majstersztyk. Oscarometr mówi sam za siebie. Wierzymy, że w kategoriach charakteryzacja, scenografia i efekty to niemal pewniak. Może nie jest to rekordzista nominacji, ale tam, gdzie ma szanse na statuetkę, "Hobbit" jest faworytem.
"Bestie" to największa zagadka tegorocznej gali. Z jednej strony film zupełnie nieoscarowy, a z drugiej nominowany w najważniejszych kategoriach. Czy kapituła Akademii odważy się wręczyć Oscara najmłodszej aktorce w historii? Szanse szacujemy na fifty-fifty.
7 nominacji to jedno. Drugą i ważniejszą kwestią jest deszcz nagród, jaki spadł na "Operację Argo" w innych plebiscytach/festiwalach i czym tam jeszcze. Kto wie, może nawet sam Ben Affleck będzie mógł po raz drugi podziękować całemu światu, za to, że dał mu jeszcze jedną szansę.
SKYFALL "Skyfall" szczyci się pocztówkową wręcz urodą, stąd statuetka za zdjęcia jest wielce prawdopodobna. Podobnie zresztą jak nagroda dla Adele za najlepszą piosenkę, ale trudno wyobrazić sobie film Mendesa z więcej niż dwoma Oscarami.
LUTY 2013
Kultura studencka
Krwotok z uszu
27
Pierwszy kontakt z „Loveless” jest bolesny. To piękne piosenki, tyle, że z potencjometrem przesteru odkręconym na „krwotok z uszu”. Efekt jest jednak piorunujący, o czym świadczy czołowe miejsce w prestiżowej liście 500 najlepszych albumów wszechczasów magazynu Rolling Stone. Można się śmiać z 219. miejsca, ale to więcej, niż „War” U2, czy słynny czarny album Metalliki. Niestety, My Bloody Valentine nigdy nie przeniknęli na stałe do świadomości słuchacza znad Wisły. Prawdopodobnie to właśnie dlatego Kevin Shield postanowił po dwudziestu dwóch latach powrócić i nagrać „m b v”. Płytę naprawdę dobrą. Taką, która równie dobrze mogłaby ukazać się w ’93. Wypełnioną po brzegi niesamowitym, brudnym brzmieniem, które świetnie kontrastuje z delikatnym, dziewczęcym głosem Blindy Butcher. Niemal wszystkie utwory są doskonałe.
Wgniata w fotel, obezwładnia piskami, zgrzytami i ścianą gitar. Jeśli przypadkiem nie utwory – brzmienie wgniata w fotel, obezwładnia piskami, zgrzytami i ścianą gitar. Wskutek przelotnego flirtu z punk rockiem świat poznał nieślubne dzieci shoegaze’u w postaci M83, czy A Place
To Bury Strangers. Owocem gorącego romansu z elektroniką są bękarty typu Washed Out. Ale oryginał jest tylko jeden i „m b v”
dowodzi tego niezbicie. Utwory takie, jak „Only Tomorrow”, „If I Am”, czy „In Another Way” to z miejsca shoegaze’owe klasyki. Na tej płycie jest ich dużo więcej, choć to nie album dla każdego. To nawet nie jest album na każdy czas. Ale kiedy już chwyci – nie puszcza. Dla amatorów gitarowych pejzaży – rzecz obowiązkowa.
Michał Stachura
Głosem samego diabła
Gdyby Nick Cave żyl w średniowieczu, spłonąłby niechybnie na stosie. Nie ulega wątpliwości, że Australijczyk to diabeł wcielony, który wzorem syren nawołuje pięknymi pieśniami, a gdy się przybliżymy – już po nas. „Push The Sky Away” to dowód opętania, skrystalizowana depresja i – nieco bardziej formalnie – kolejny doskonały krążek Cave’a ze składem The Bad Seeds. Można się było tego spodziewać – po głośnych „Grinderman”, „Grinderman 2” i „Dig, Lazarus, Dig!” musiała w końcu nadejść chwila wyciszenia. Takiego Cave’a należy bać się najbardziej, wtedy szepce nam do ucha najstraszniejsze historie. Muzyk, na co dzień „dorabiający” jako scenarzysta, autor muzyki filmowej i pisarz, po raz kolejny poświęcił 40 minut swojego czasu, by uwiecznić swoje demony i podzielić się nimi z nami. Sam mistrz powiedział: „Ta płyta to dziecko w in-
Wszelkie nienaturalności świata. kubatorze, a sample Ellisa to delikatne, drżące uderzenia serca”. Cave dodał też, że bezpośrednią inspiracją było… surfowanie po Internecie w poszukiwaniu wszelkich nienaturalności naszego świata. Słuchając utworów takich, jak „Jubiler Street”, czy tytułowego „Push The Sky Away”, strach
pomyśleć, na co się natknął w swych poszukiwaniach. Tom Wa-
Covered
its rzekł kiedyś, że uwielbia przerażające historie opowiadane przez piękne melodie. Trudno o lepszy opis nowego albumu Nicka Cave’a. Dojmująco smutna i ujmująco piękna, która nie przyciąga, a zniewala. Obrońcy jedynej słusznej wiary nie muszą już odtwarzać nagrań Led Zeppelin i The Beatles od tyłu. „Push The Sky Away” przemawia głosem samego diabła. To straszne, jaki ten głos uzależniający.
Akademickie Radio Index, wtorek, godz. 21:00
covery dobre i złe. na ogół dobre.
Michał Stachura
28
LUTY 2013
Kultura studencka
Do usłyszenia w po sesji Muzyczne premiery miesiąca. Do słuchania nie tylko w akademiku. • Michał Cierniak DESTINY’S CHILD „Love Songs” ▼
V/A „12-12-12” ▼
UKEJE „Ukeje” ▼
Czyżby reaktywacja bardzo popularnej grupy r’n’b z przełomu wieków? Na razie chyba za wcześnie by mówić o czymś tak dużym. „Love Songs” to bowiem płyta, na której znajdziemy najbardziej romantyczne utwory Destiny’s Child z lat 1997 – 2004. W tym zbiorze znalazło się również jedno premierowe nagranie, ale czas pokaże, czy jedna jaskółka potrafi uczynić wiosnę.
To nazwisko nie jest obce wiernym widzom talent show Voice Of Poland. Damian Ukeje wygrał ten program, a teraz przyszedł czas na jego debiutancką solową płytę. Zapowiada się solidny rockowy krążek, ponieważ takie klimaty muzyczne są najbliższe Damianowi. Zresztą jego głos świetnie współgra z gitarowym łoskotem. Być może ten album będzie stanowił kres bezkrólewia na rynku młodych rockowych wokalistów w Polsce?
To dość szczególny krążek. Jest on zapisem koncertu charytatywnego dla ofiar huraganu Sandy, który odbył się w Nowym Jorku właśnie 12 grudnia ubiegłego roku. Wystąpili na nim m.in. Bruce Springsteen, Eric Clapton, Bon Jovi, The Rolling Stones czy Alicia Keys. W większości wykonywali swoje klasyczne przeboje, ale kilku z nich pokusiło się o zagranie nowych utworów.
Premiera: 5 lutego
Premiera: 5 lutego
Premiera: 5 lutego
Pedagogiczna Biblioteka Wojewódzka im. Marii Grzegorzewskiej w Zielonej Górze poleca: ● Geniusz zaklęty w fotografii [Film] Reż. Tim Kirby, Warszawa, M2Films. Sygn.: Mg W DVD 357 6-cio częściowy dokument BBC, to fascynujący opis 170-letniej historii fotografii, ale również niezwykła próba odpowiedzi na pytanie – co powoduje, że jest się dobrym fotografem? W kolejnych odcinkach, widz poznaje mistrzów fotografii i jej najważniejsze zagadnienia – od dagerotypu do fotografii cyfrowej, od portretów do fotografii dziennikarskiej, od sztuki do reklamy. Ma możliwość obejrzenia najbardziej znanych zdjęć, jakie kiedykolwiek powstały i dowiedzenia się na czym polega ich wyjątkowość. Geniusz zaklęty w fotografii to obowiązkowa pozycja dla każdego, kto choć trochę interesuje się fotografią. Czas trwania serialu: ok. 6 h.
● Katarzyna Miller, Cichocka Tatiana. Bajki rozebrane. Jak odnaleźć się w swojej baśni. „Piękno baśni polega na tym, że są tak wielowymiarowe, że zawsze da się w nich odkryć coś jeszcze. Dlatego warto je czytać…” Książka jest napisana w formie dialogu prowadzonego między psychoterapeutką, Katarzyną Miller a dziennikarką miesięcznika „Zwierciadło”, Tatiana Cichocką. Obie kobiety rozmawiając o baśniach wskazują na ich unikalną wartość, jak nieprzemijalność oraz odnajdują treści i znaczenie aktualne do dzisiaj, zarówno dla dziecka, jak i dorosłego. Baśń istnieje wokoło bo w niej żyjemy. Każdy z nas może odnaleźć się w postaciach z baśniowych stron. W zakończeniu znajdziemy zachętę do czytania czy opowiadania bajek, gdyż poznając ich tajemny język odkrywamy siebie.Każda z bajkowych historii może być naszą opowieścią. Na przykład historia Kopciuszka nadal jest symbolem spełnienia kobiecych marzeń o księciu z bajki. „Rozbieranie” przez autorki baśni rze mogą poznać zagadnienie rozwoju o „Śpiącej Królewnie” prowadzi do odkrycia, osobowości przez pryzmat bajek czytajaką ma moc kobieca wspólnota. nych w dzieciństwie. To doskonała literatura dla studentów pedagogiki czy psychologii, którzy dzięki tej lektuJadwiga Matuszczak
LUTY 2013
Desperacko
Kultura studencka
29
Miotamy się w szaleństwie, rzucamy na krawędź noża i skaczemy z wieżowców, byleby dać upust dzikiej, trawiącej umysł desperacji. Staczamy się w otchłań niezaspokojonych żądzy, pozwalając by gasły wszystkie światła. I kiedy zawiśniemy w ciemności, nie pamiętamy jak wrócić na górę. Usiadł przy zapisanej kartce z maszynopisu, chwycił ją w drżące dłonie. Palce zagięły się mocno na krawędzi papieru, ścisnęły rozpaczliwie, kropla krwi spłynęła po akapicie. Słyszał wyraźnie przyspieszone, szaleńcze bicie serca, rozszerzone źrenice tańczyły na granicy obłędu, ciężki oddech zwalniał coraz mocniej, by na sekundę zatrzymać się zupełnie. Taki był efekt działania najsilniejszego narkotyku. A on tylko czytał, chłonąc wyobraźnię niczym zdesperowany ćpun. Śledził kolejne słowa, czując jedynie rosnące obrzydzenie wobec otaczającego go świata. Pragnął wniknąć w tę kartkę, zagubić się w stworzonym przez jego uzależniony umysł wymiarze. Był pisarzem, poetą, twórcą. Tym, który posiadł przekleństwo oraz dar tworzenia. A tacy zawsze będą rozczarowani rzeczywistością, zawsze będą próbowali z niej uciec. I będą powstawać kolejne miasta, kolejne jaskinie, kolejne kryjówki oraz uniwersa. Miejsca, gdzie nienawiść spłynęła atramentem oraz krwią, by piękno mogło wzrastać, spijając wszystkie soki
niczym wampir. Będąc aktorem życia, mógł przeżywać każdą chwilę. Mógł poczuć dłoń żony na policzku, po powrocie ze służby na długiej wojnie. Mógł poczuć się jak sławny pisarz, który wchodzi na scenę, by przeczytać kawałek swojej książki dla tysięcy podziwiających go fanów. Mógł być
bohaterem, który po prostu powalił złodzieja uciekającego z torebką. Mógł umówić się z dziewczyną, do której należała ta torebka. Ogólnie rzecz biorąc mógł być każdym oraz czuć wszystko. Czy to jest gorsze od rzeczywistości tylko dlatego, że
dzieje się w naszych głowach? Rozejrzał się. Rzeczywistość pozostała taka sama. Przyłożył więc pistolet do głowy i nacisnął spust. Światło zgasło.
Jakub Chilimończyk
JAKUB CHILIMOŃCZYK Student I roku filologii angielskiej na Uniwersytecie Zielonogórskim. Jego pasje to: pisanie, zjawiska paranormalne, mikroekspresje, psychologia, demon LaPlace'a (idea determinizmu), literatura urban fantasy.
30
Kultura studencka
Umrzeć z miłości
LUTY 2013
„Wiesz, w zasadzie nie będę Ci niczego życzyć, bo wszystko już masz. Życzę Ci zdrowia i wszystkiego, o czym tylko sobie zamarzysz”. Tak mówi do nas mama, koleżanka, daleka krewna… Co wtedy, jeśli „zamarzysz” zamienimy na słowo „zaplanujesz”? Zauważyłem ją już pierwszego dnia nowo otwartej kawiarni, w której pracowała. Przechodziłem obok i spojrzałem prosto w oczy. To śmieszne, ale najczęściej zakochuję się właśnie po pierwszym spojrzeniu. Oczywiście, nie we wszystkich napotkanych kobietach. Po prostu, po pierwszym spojrzeniu już wiem, czy się zakocham, czy nie. Była szczupłą, dość wysoką blondynką o zielonych, dużych oczach. Uśmiechała się niewinnie, odruchowo poprawiając spadające kosmyki włosów. No i chodziła w czerwonych butach na obcasach. Kolejnego dnia postanowiłem zajrzeć do kawiarni i spróbować z nią porozmawiać. Łatwo znaleźć pretekst podrywając kelnerkę. Miałem szczęście, bo znów była na zmianie. Podszedłem do baru i zamówiłem kawę z mlekiem. Nie usiadłem przy stoliku, tylko stanąłem i zacząłem rozmowę. Była miła i inteligentna. Studiowała biologię na miejskim uniwersytecie, a w kawiarni dorabiała sobie na studenckie życie. Opowiadała mi o swoich studiach, a ja patrzyłem jak się porusza i powoli sączyłem zbyt mocną kawę. Moje zmysły szalały, kawa pobudzała i po kilku minutach zrobiło mi się gorąco. Stwierdziłem, że już czas się wycofać. Nawiązałem pierwszy kontakt, wiedziałem z kim mam do czynienia i potwierdziłem się w przekonaniu, że dziewczyna bardzo mi się podoba. Dopiłem więc kawę i pożegnałem się. Nie zapytałem o imię.
Spotykaliśmy się już od dwóch miesięcy. Najczęściej w małych, kameralnych kawiarniach. Raz czy dwa zaprosiła mnie też do swojego mieszkania, gdzie poznałem jej współlokatorki. Ciągle jednak nie zakończyła swojego poprzedniego związku... Jeszcze nie. Na razie była dla mnie tą wymarzoną. Przez kolejne dni wciąż idealizowałem ją w swoich myślach. Miałem przed oczami obraz jej uśmiechniętej twarzy. Coraz mocniej chciałem znów usłyszeć jej głos i spędzić z nią trochę czasu. Była piękna, ale jeszcze nie moja. Postanowiłem znów wybrać się na kawę. Tym razem w kawiarni było sporo klientów i jeszcze inna dziewczyna z obsługi. Musiałem usiąść do stolika. Wymarzona podeszła, uśmiechnęła się i przywitała. Nie byłem pewien, czy mnie pamięta. Zamówiłem dużą kawę, by spokojnie przemyśleć swój kolejny krok. Siedziałem, ukradkiem spoglądając
na nią. Kawę przyniosła mi po kilku minutach. Już chciałem coś powiedzieć, ale słowa ugrzęzły mi w gardle i wyszedł z tego lekki kaszel. Piłem więc powoli kawę, spoglądałem jak ona krząta się wśród zapełnionych, kawiarnianych stolików i myślałem co mam zrobić. W takich chwilach zawsze mam pustkę w głowie. Marny ze mnie podrywacz. Przesiedziałem więc pół godziny nad kawą, a gdy mi się skończyła, przywołałem ją wzrokiem. Podeszła do stolika energicznie. - Podać coś jeszcze? - Eh nie, dziękuję. Może dasz mi swój numer telefonu? – odważyłem się zapytać, patrząc jej w oczy.
Przez jej twarzy przemknął wyraz zaskoczenia. Po chwili jednak znów się uśmiechnęła. - Mam już faceta, ale zadzwoń w wolnej chwili – powiedziała wyjmując długopis i pisząc numer na serwetce. Później zgarnęła szybko gotówkę ze stolika, odwróciła się i poszła. Wyszedłem zadowolony z lokalu. Na dworze była piękna wiosenna pogoda. Nad budynkami świeciło słońce, ogrzewając i dodając energii całemu miastu. Przez kolejne trzy dni myślałem tylko i wyłącznie o niej. Kładąc się wieczorem do snu, widziałem ją w swoich ramionach. Dotykałem jej puszystych włosów, pięknej twarzy i nagie-
LUTY 2013 go, idealnego ciała. Czułem słodycz jej soczystych ust i zmysłowy zapach skóry. Po czterech dniach zdecydowałem się wykonać ruch. W porze popołudniowej, w której Agnieszka powinna według moich przypuszczeń znajdować się w pracy, wysłałem smsa. Wydawało mi się to najrozsądniejsze i nie zobowiązujące. Dużych szans na odpowiedź sobie nie dawałem, ale musiałem spróbować. Zaskoczyła mnie i odpowiedziała już tego samego dnia późnym wieczorem, gdy zbierałem się do pójścia spać. Wiadomości były pełne humoru i zadziorności. Chyba nie była do końca szczęśliwa w swoim związku, bo flirtowała ze mną bez żadnych oporów. Pierwszy raz spotkaliśmy się w małej kawiarni w centrum handlowym. Piliśmy kawę, jedliśmy lody i śmialiśmy się opowiadając sobie zabawne historie. Później poszliśmy na spacer łapiąc promienie zachodzącego nad miastem słońca. Dowiedziałem się, że Agnieszka pochodzi z małego, prowincjonalnego miasteczka. Przyjechała tutaj, żeby ukończyć wymarzone studia i poczuć smak miejskiego życia. Wynajmowała mieszkanie, wspólnie z kilkoma koleżankami z roku. Podobało jej się to miasto i brała pod uwagę, że zostanie w nim, po zdobyciu dyplomu. Zajęcia na uczelni pochłaniały większość jej dni tygodnia, ale od czwartku miała wolne, więc ten czas dzieliła pomiędzy pracę i życie towarzyskie.
Kultura studencka Była w związku, ale ostatnio coś psuło się między nimi. Spotykali się ze sobą już dwa lata, ale ostatnimi czasy przechodzili kryzys. On coraz więcej czasu spędzał na imprezach, zaczął sporo ćpać i stawał się agresywny. Na szczęście nie proponował jej narkotyków, ale oddalali się od siebie i czuć było zobojętnienie z obydwu stron. W tej sytuacji wyczułem szansę dla siebie. Agnieszka była cudowną osobą i z dnia na dzień, coraz mocniej się w niej zakochiwałem. Zależało mi na niej i miałem nadzieję, że uczucie wybuchnie z wzajemnością i kiedyś będziemy mogli być razem. Spotykaliśmy się już od dwóch miesięcy. Najczęściej w małych, kameralnych kawiarniach. Raz, czy dwa zaprosiła mnie też do swojego mieszkania, gdzie poznałem jej współlokatorki. Ciągle jednak nie zakończyła swojego poprzedniego związku, co bardzo mnie irytowało. Nie chciała o tym rozmawiać, zasłaniając się, że rozwiąże ten problem w najbliższym czasie. Była sobota upalnego, czerwcowego lata. Miałem wolny dzień od pracy i planowałem spędzić go z Agnieszką. Zadzwoniłem około południa, ale jej telefon nie odpowiadał. Uszykowałem się więc i poszedłem do pobliskiego marketu na drobne zakupy. Po powrocie, znów próbowałem się z nią połączyć. Telefon był wyłączony, więc nagrałem jej wiadomość. Odezwała się dopiero pod wieczór. Przeprosiła mnie, za
wyłączony telefon, który jej się ostatnio psuł i zaprosiła do siebie na kolację. W mieszkaniu pachniało dobrym jedzeniem. Agnieszka krzątała się po kuchni przygotowując moje ulubione spaghetti. Delektowaliśmy się udanym posiłkiem i winem. Rozmawialiśmy o muzyce, sztuce i miłości. Po jakimś czasie wzięliśmy resztkę nie wypitego wina i poszliśmy do pokoju. Lekko odurzeni alkoholem i sytuacją, zaczęliśmy się namiętnie całować. Pięknie pachniała i smakowała. Rozpiąłem jej jasną, zwiewną bluzeczkę i zacząłem pieścić piersi. Nagle usłyszałem głośne trzaśnięcie drzwiami wejściowymi do mieszkania. Spojrzałem na Agnieszkę. - To nic. Pewnie któraś z dziewczyn wróciła – powiedziała cicho. – Nie przerywaj. Pocałowałem jej delikatną pierś jeszcze raz, gdy nagle usłyszałem podniesione głosy i do pokoju w którym się znajdowaliśmy wpadł z impetem rozgorączkowany mężczyzna. Czuć było od niego alkohol, a w jego oczach widać było szaleństwo. - Ty dziwko! – wydzierał się spoglądając i wskazując palcem na Agnieszkę. – Nie daruję ci tego szmato! – krzyczał, powoli przesuwając się w naszą stronę. Zmroził mnie strach. Od razu domyśliłem się, że jest to jej były facet. Był rozgorączkowany i jak się wydawało gotowy na wszystko. Pomimo tego wstałem z łóżka i stanąłem naprzeciw jego.
31
- Uspokój się i wyjdź stąd. – powiedziałem do niego spokojnie. Nie doczekałem się odpowiedzi, tylko poczułem mocny cios na swojej głowie. Odrzuciło mnie dość daleko i wylądowałem na stoliku nocnym, zrzucając stojąca na nim lampę. Złapałem się za ranę. Krwawiłem dość obficie. Gość wkurzał mnie coraz bardziej. Uniosłem leżącą na podłodze lampę i ruszyłem na niego. Uderzyłem go mocno kilka razy. Ciosy chyba były dość mocne, bo zatoczył się i wycofał z pokoju. Agnieszka zamarła i patrzyła na to wszystko co się dzieje z zaskoczoną miną. Nie odzywała się. Zauważyłem, że jest w szoku i zbiera się jej na płacz. Przysiadłem obok niej i objąłem ją. Myślałem, że to już koniec. Po chwili jednak usłyszeliśmy kroki i w pokoju znów zobaczyliśmy napastnika. Głowę pokrytą miał sączącą się z zadanych ran krew, tak że zasłaniała większą część jego twarzy. Widoczne były tylko jego lśniące z wściekłości oczy i kuchenny nóż, który trzymał w ręce. Nie zdążyłem nawet się odezwać. Skoczył w moją stronę i zaczął zadawać ciosy. Agnieszka odsunęła się szybko i zaczęła krzyczeć. On nie zważał na nic. Zadawał ciosy na oślep, ale wiele z nich było celnych. Z mojego ciała zaczęła tryskać krew. Po chwili łóżko, podłoga i jasne ściany pokoju pokryte były świeżą czerwoną zasłoną. Tak właśnie umarłem z miłości. Marcin Radwański
MARCIN RADWAŃSKI Rocznik 1978. Urodzony w Zielonej Górze, gdzie nadal zamieszkuje. Absolwent Zespołu Szkół Budowlanych i Centrum Kształcenia Ustawicznego, z edukacyjnym epizodem na UZ. Z zawodu technolog drewna, informatyk i bhp-owiec. Pracował jako magazynier, krojczy pianki poliuretanowej, kasjer, a ostatnio jako doradca klienta w sklepie komputerowym. Wielbiciel kryminałów i literatury obyczajowej. Wolny czas lubi spędzać na lekturze, przy grach video, w kinie, a latem na rowerze, lub w piwnym ogródku. Publikował opowiadania na łamach magazynów literackich „Parnasik”, „Akant”, „Pro Libris”, oraz na stronach internetowych „Szafa”, „Mroczna Środkowo-Wschodnia Europa”, „Cegła”. Aktualnie zajmuje się pracą nad powieścią obyczajową. Więcej opowiadań Marcina Radwańskiego znajdziecie na portalu wZielonej.pl
32
LUTY 2013
Kultura studencka
Miłość w świecie popkultury Życie w blasku fleszy i na językach prawie wszystkich zobowiązuje. Gdy premiery płyt, książek czy filmów odbywają się co dwa-trzy lata, celebryci decydują się na opowieści o swoim zwykłym – niezwykłym życiu. Ponadczasowym tematem, który przynosi największe zyski plotkarskim gazetom jest: romans, ślub lub rozwód, czyli o miłość jak najgłośniej i jak najwięcej. Przed wywiadem z Sebastianem Karpiel-Bułecką, wokalistą zespołu Zakopower, jego menedżerka otwierając drzwi do garderoby powiedziała stanowczym tonem: "Żadnych pytań dotyczących życia osobistego". Było więc o nowej płycie, planach artystycznych, nagrodach i uznaniu krytyków. Gdzieżby mnie miało korcić o prośbę skomentowania plotek dotyczących jego romansu z Kayah i zawdzięczanie jej komercyjnego sukcesu.
Skoro artysta, idąc w ślady Edyty Bartosiewicz, Andrzeja Piasecznego czy Niemena, unika tematów związanych z życiem osobistym, ma do tego w pełni prawo. Musi się jednak liczyć z armią anonimowych czytelników wydającą wyroki.
■ Początki Bułecki Niewielu wie, że to właśnie wytwórnia Kayah wydaje płyty Sebastiana i niewielu też pamięta, że jeszcze zanim wokalista ujawnił swój talent muzyczny był jedynie przystojnym amantem pojawiającym się na wszystkich imprezach branżowych u boku znanej piosenkarki. Skoro artysta, idąc w ślady Edyty Bartosiewicz, Andrzeja Piasecznego czy Niemena, unika tematów związanych z życiem osobistym, ma do tego w pełni prawo. Musi się jednak liczyć z armią anonimowych czytelników wydającą wyroki: samotny, więc depresja; zbyt ładny, by interesować się kobietami; w pogoni za sławą i pieniędzmi nie chce się z nikim wiązać. ■ Kto kogo zostawił Są jednak i tacy, którzy co pewien okres ogłaszają „Jestem znowu zakochana”. Uwielbiana i nienawidzona zarazem Doda
PAWEŁ J. SOCHACKI ujawnia systematycznie wszystkie wzloty i upadki ze swojego życia osobistego. Każde kolejne związki i ich rozpady szeroko komentuje gubiąc się czasem w tym, kto kogo zostawił i z jakiego powodu. W przeciwieństwie do Dody, która nigdy nie potrzebowała związku ze znanym partnerem, by odnieść sukces, Pola Negri dzięki swoim męskim podbojom stała się diwą kina niemego odnosząc wielki sukces w Stanach Zjednoczonych. Właściwie Apolonia Chałupiec, okrzyknięta wampem nad wampami lat 20, nie mogła sobie pozwolić na małżeństwo ani z Charlie Cheplinem ani z Rudolfem Valentino. Łamała więc serca i romansowała podobnie jak inne wielkie aktorki, niby zakochane, a jednak umierające z samotności. ■ Urszula i Jerzy? Szok!
Rodowity Lubszanin. Felietonista "UZetki", autor pięciu książek (w tym opowiadania dla dzieci), jeszcze nie opublikowanych. Miłośnik literatury współczesnej, polskiej piosenki i miejsc tętniących życiem. Inspiruje go codzienność, tak pospolita i niezauważalna, a jednak stale zaskakująca.
Dziś, kiedy już nic nie szokuje, można sobie tylko wyobrazić jakie emocje wybuchały w Polakach, a zwłaszcza zielonogórzanach, gdy w szarych latach osiemdziesiątych zza oceanu dotarła sensacyjna plotkach o romansie Urszuli Dudziak i Jerzego Kosińskiego. Ona - ulubienica jazzowego środowiska, z dwójką dzieci i mężem. Onkontrowersyjny pisarz, nominowany do nagrody nobla za „Malowanego ptaka”, żonaty. Jedni mogli pomyśleć, że im w głowach się poprzewracało od tych dolarów, inni, że sławni nie byliby sobą, gdyby sobie w życiu nie namieszali. A jednak po dwudziestu paru latach w swojej
biografii Urszula Dudziak napisze, że wpadała przez Kosińskiego w rozpacz, ale i dotykała nieba razem z nim. Komu niedane było przeżyć swoich losów w domowym zaciszu, musi pilnie strzec drzwi do swojej twierdzy. Jedni uczynili ze swojej miłości temat tabu, inni sposób na rozgłos. Bez względu na format gwiazdy i jej deklaracje, ani statuetki, szampany czy wierni fani nie podarują uczucia intymnej bliskości, na którą wszyscy zasługujemy.
Paweł J. Sochacki