Gazeta Studencka MIESIĘCZNIK OD 2002 ROKU Gazeta Samorządu Studenckiego Uniwersytetu Zielonogórskiego ISSN 1730-0975 Nakład 10 000 Gazeta bezpłatna
NR
82 luty 2012
James Harris:
Niezależny busker
str. 20-21
Głogów ::: Gubin ::: Krosno Odrzańskie ::: Lubin ::: Lubsko ::: Międzychód ::: Międzyrzecz ::: Nowa Sól ::: Nowy Tomyśl ::: Polkowice Słubice ::: Sulechów ::: Sulęcin ::: Świebodzin ::: Wolsztyn ::: Wschowa ::: Zbąszyń ::: Zielona Góra ::: Żagań ::: Żary
2
LUTY 2012
Młodzi grają lepiej! >> Słuchaj Radia Index na 96 fm Poniedziałek 07:00 Folwark zwierzęcy 09:00 Kwadrans z książką 10:30 Index wiadomości 10:35 Serwis sportowy 13:00 Fashion victim 14:30 Index wiadomości 17:30 Kwadrans z książką (powtórka) 20:00 Sportowy salon fryzjerski 22:00 Metalizacja Wtorek 09:00 Kwadrans akademicki 10:30 Index wiadomości 10:35 Serwis sportowy 13:00 Cafe biba 14:30 Index wiadomości 17:30 Kwadrans akademicki (powtórka) 20:00 Serwis sportowy 20:05 Cudotwórcy 22:00 Cztery pory rocka 23:00 Covered
Środa 10:30 Index wiadomości 10:35 Serwis sportowy 14:30 Index wiadomości 20:00 Serwis sportowy 20:05 Muzyczna akademia Indexu Czwartek 07:00 Poranna mała czarna 09:00 Kwadrans zielonogórski 10:30 Index wiadomości 10:35 Serwis sportowy 14:30 Index wiadomości 17:30 Kwadrans zielonogórski (powtórka) 19:00 Druga strona medalu 20:00 Serwis sportowy 20:05 Electrohead 22:00 FTB Session 23:00 Royal club mix
Piątek 10:30 Index wiadomości 10:35 Serwis sportowy 12:00 Za kurtyną 13:00 Miasto filmów 14:30 Index wiadomości 20:00 Serwis sportowy 22:00 Rock nocą Sobota 20:00 Index lista 22:00 Bez szału 23:59 IndexuMixy Niedziela 20:00 Soundtrack Każdego dnia o pełnej godzinie mamy dla Was prognozę pogody, a trzy razy w ciągu dnia (8:10, 13:10, 17:10) – informator imprezowy, czyli jak spędzić ciekawie wieczór w Zielonej Górze (Konkursy!
Rozdajemy wejściówki do zielonogórskich klubów, pizzerii etc.). Również codziennie o godz. 8:00 i 15:30 prezentujemy porady językowe prof. Jerzego Bralczyka. Przez cały dzień gościmy pracowników Uniwersytetu Zielonogórskiego, władze województwa i miasta, przedstawicieli świata kultury, organizatorów kulturalnych inicjatyw w Zielonej Górze, polityków. Zapraszamy na 96 fm lub na www.index.zgora.pl, gdzie Indexu możecie słuchać przez Internet. Do usłyszenia na 96 fm! Kontakt: GG 9696, tel. 68 326 9696, e-mail: radio@index.zgora.pl
►►► Słowo naczelne Co roku pod koniec stycznia do redakcji "UZetki" napływają teksty na luty związane ze świętem zakochanych. Głównie czynicie Walentynki obiektem miażdżącej krytyki. Czasami staracie się je docenić (na zasadzie walentynkowy-prezent-czemu -nie), rzadziej deklarujecie swój zachwyt Zieloną Górą pikawek. Podoba mi się, gdy to święto to tylko pretekst do napisania ciekawego artykułu o czymś zupełnie
innym... W tym numerze polecam Wam tekst "Świadome zakochanie", dziwny to pomysł, aby przygotować się na atak Amora, ale jak się okazuje, całkiem realny. Polecam też świetne "Miasto Filmów" - zarówno "UZetkową" rubrykę, jak i audycję w Radiu Index pod tym samym tytułem (w piątki o 13:00) - możecie zaufać naszym filmowym dziennikarzom, nikt w Zielonej Górze nie przeżywa tak bardzo
Gazeta Samorządu Studenckiego Uniwersytetu Zielonogórskiego „UZetka” ul. Podgórna 50, 65–001 Zielona Góra Tel./fax +48 68 328 7876 Mail: gazeta@uzetka.pl ISSN 1730-0975 WYDAWCA: Stowarzyszenie Mediów Studenckich REDAKTOR NACZELNA/SKŁAD: Kaja Rostkowska, k.rostkowska@uzetka.pl OGŁOSZENIA I REKLAMY: 0 602 128 355, reklama@uzetka.pl DRUK: Drukarnia „AGORA” Piła. Za zamieszczone informacje odpowiedzialność ponoszą ich autorzy. WWW.UZETKA.PL
każdej kinowej premiery, jak autorzy "MF" (po obejrzeniu kiepskich filmów wychodzą z kina autentycznie obolali;). Może Was zaskoczyć brak hasła "Nie dla ACTA" w tym wydaniu, ale Pani Halinka (patrz obok) powiedziała już wszystko na ten temat. Ponad pół miliona Polaków wyraziło sprzeciw wobec podpisania bijącej rekordy popularności umowy. Gdy patrzę na liczby, przypominam sobie o tym, że akcja "Ratuj maluchy" przeciwko posyłaniu sześciolatków do szkół zyskała 40 tysięcy fanów na Facebooku, a fanpage "Nie dla ACTA - nie zgadzam się na podpisanie umowy przez Polskę" - 400 tysięcy! Pomijając wszystkie inne wątki, to na pewno pokazuje prio-
rytety wolnego człowieka. Ale słyszałam, że niektórzy rodzice wyjątkowo się cieszą, że ich dzieci wzięły udział w manifestacji przeciwko ACTA - bo przynajmniej na chwilę oderwały się od komputera i poszły na "spacer". Nie omińcie w tym numerze strony numer 6. Czeka tam na Was propozycja, która nie zdarza się często. Zaproszenie do genialnej przygody z mikrofonem, ze swoim głosem i... z przyszłymi fanami, których musicie koniecznie uświadomić o swoim istnieniu:) Radio Index poszukuje antenowych osobowości. Kaja Rostkowska redaktor naczelna k.rostkowska@uzetka.pl
LUTY 2012
www.pani-halinka.pl Zaczynamy zabawę z Panią Halinką! Dzięki uprzejmości Autorów komiksów o Pani Halince (www.pani-halinka.pl) będziecie mogli w "UZetce" co miesiąc poznawać codzienność tej niezwykłej osoby... W tym numerze - prolog: kim jest Pani Halinka i gdzie można ją spotkać? Za miesiąc kolejne sensacje!
Dzień dobry, Pani Halinko!
PS. Stosunek Pani Halinki do osób wspierających ACTA, SOPA, PIPA oraz podobne inicjatywy:
3
4
Uniwersytet Zielonogórski
LUTY 2012
Zrób magistra na UZecie!
O tym, że warto zrobić studia II stopnia, nikogo nie trzeba przekonywać. Swoją naukę warto kontynuować na Uniwersytecie Zielonogórskim, który właśnie rozpoczyna "zimową rekrutację" dla studentów trzech wydziałów. Poniżej znajdziecie informacje o możliwościach zatrudnienia po danym kierunku na UZ - pamiętajcie, że staż czy praktyka w trakcie studiów w zielonogórskiej czy lubuskiej firmie to szansa, by później otrzymać w tym przedsiębiorstwie etat! Nie wszyscy też wiedzą, że studia magisterskie możemy zrobić na innym kierunku niż kierunek naszych studiów licencjackich - dlatego uważnie przeczytajcie warunki rekrutacji dostępne na stronie Sekcji Rekrutacji UZ www.rekrutacja.uz.zgora.pl. Dobrych wyborów! WYDZIAŁ ELEKTROTECHNIKI, INFORMATYKI I TELEKOMUNIKACJI ▪ Automatyka i robotyka instytucje naukowo-badawcze, zakłady przemysłowe, ośrodki badawcze związane z przemysłem elektrotechnicznym, elektronicznym, chemicznym, maszynowym, przetwórstwa materiałów, spożywczym oraz ochroną środowiska REKLAMA
▪ Elektrotechnika biura projektowe i konstrukcyjne elektronicznej aparatury pomiarowej, w placówkach naukowych i ośrodkach badawczo – rozwojowych, przemysł różnych branż w zakresie metrologicznej obsługi produkcji, laboratoria przemysłowe, placówki legalizacji, testowania i naprawy aparatury pomiarowej ▪ Informatyka programista, projektant syste-
mów informacyjnych, kierownik zespołu programistów, projektant lub użytkownik systemów baz danych, systemów internetowych, projektant lub administrator sieci komputerowych, projektant lub użytkownik systemów informatycznych, w tym zwłaszcza mikrosystemów, stosowanych w telekomunikacji i różnorodnych gałęziach przemysłu światowego branży IT WYDZIAŁ INŻYNIERII LĄDOWEJ I ŚRODOWISKA ▪ Architektura i urbanistyka pracownie projektowe architektoniczne i urbanistyczne, jednostki administracji samorządowej i państwowej, instytucje badawcze i ośrodki badawczo-rozwojowe, jednostki zajmujące się doradztwem ▪ Budownictwo prowadzenie prac remontowych, adaptacyjnych, renowacyjnych i modernizacyjnych, projektowania nowych obiektów, projektowanie remontów, adaptacji i modernizacji obiektów istniejących (również obiektów zabytkowych). służby inwestorskie, konserwatorskie, pracownie projektowe, plac budowy ▪ Inżynieria środowiska biurach projektowe, wykonawstwo obiektów inżynierskich w tym: sieci i instalacji sanitarnych i gazowych oraz instalacji technicznych, jednostki naukowo-badawcze oraz szkoły wyższe,
praca nad modelowaniem i optymalizacją systemów wodno-kanalizacyjnych WYDZIAŁ MECHANICZNY ▪ Edukacja techniczno-informatyczna biura projektowe i doradcze, instytucje tworzące i eksploatujące komputerowe systemy informatyczne; przedsiębiorstwa przemysłowe, administracja oświatowa, samorządowa, państwowa i gospodarcza; bankowość, szkolnictwo podstawowe i ponadpodstawowe – po ukończeniu specjalności nauczycielskiej ▪ Inżynieria biomedyczna placówki medyczne, farmaceutyczne, instytuty naukowe, przedsiębiorstwa i firmy o profilu związanym z lecznictwem i ochroną zdrowia, ochroną środowiska. ▪ Mechanika i budowa maszyn jednostki badawcze, projektowo-konstrukcyjne, technologiczne, kierowanie i rozwijanie produkcji w przedsiębiorstwach przemysłu maszynowego i przemysłów pokrewnych. ▪ Zarządzanie i inżynieria produkcji menedżer ds. jakości, pełnomocnik dyrektora ds. systemu zarządzania jakością, audytor wewnętrzny, specjalista w zakresie zapewniania jakości, specjalista ds. zarządzania projektami i procesami.
LUTY 2012
Uniwersytet Zielonogórski
5
6
Akademickie Radio Index
LUTY 2012
Casting do Radia Index
Jeśli z zazdrością patrzycie na Ferrari, z którego wysiada Kuba Wojewódzki – dziennikarz zarabiający w najlepszych okresach blisko pół miliona złotych miesięcznie, który za reklamę sieci telefonii komórkowej skasował 3 miliony, to wiedzcie, że prawie na pewno nie będziecie na jego miejscu. Być może jednak jest wśród was jego następca i przyszła gwiazda mediów, która po prostu jeszcze nie odkryła swojej pasji. Pasji, bo jak powiedział niegdyś Henry Ford, chciwość pieniędzy jest największą przeszkodzą w zdobywaniu ich. Wojewódzki to pasjonat. Co on widzi w tym zawodzie? Przekonajcie się sami 1 lutego na castingu organizowanym przez Akademickie Radio Index. Kariera to tylko mglisty i bardzo odległy powód, dla którego powinniście wziąć w nim udział. Jeśli marzy wam się własny program w telewizji, to przed wami kilkanaście albo i kilkadziesiąt lat ciężkiej pracy, która jednak daje ogromną satysfakcję. Na tym polega piękno dziennikarskiego fachu. Zawód jest trudny i wymagający, ale niesamowicie kreatywny, ekscytujący, różnorodny i pozwala na wszechstronną samorealizację. Sam wielokrotnie łapałem się na tym, że często biegałem po całym mieście, wykonywałem kilkanaście telefonów, umawiałem się na rozmowy po to, żeby mieć materiał na program i mimo że było to absorbujące i męczące, to jednak zawsze wracając z wywiadu nie potrafiłem powstrzymać uśmiechu i myślałem sobie „cholera, uwielbiam tę robotę”. Zacząć możecie właśnie w Radiu Index. Warto, bo ostatecznie to nie tylko praca, ale również fantastyczna zabawa. Przygotowując newsy do wiadomości, reportaże czy wywiady poznajecie mnóstwo fascynujących ludzi i niezwykłych historii, a z niczym nie da się porównać frajdy i satysfakcji, kiedy prowadzicie swój autorski program, siedząc przed mikrofonem i mówiąc do tysięcy. W samej redakcji spotkacie również grono ambitnych, zdolnych i inteligentnych, ale jednocześnie nienormalnych i grubo szurniętych lu-
1 lutego o godz. 17:00 zapraszamy uczniów szkół ponadgimnazjalnych na casting do Radia Index. Casting dla studentów odbędzie się 7 marca! dzi, z którymi nigdy nie będziecie się nudzić, a zawsze bawić i pracować w świetnej atmosferze. Praca radiowca to także niesamowity rozwój was samych, waszej wiedzy i osobowości. Ot, chociażby to, że nic nie da wam takiej pewności siebie i swobody towarzyskiej, jak codzienne nagrywanie rozmów, wywiadów czy zagadywanie ludzi na ulicy. Do tego jeszcze dochodzi cała masa imprez i wyjazdów. Byliśmy na Woodstocku, gdzie rozmawialiśmy z całą masą znanych
ludzi, w namiocie prasowym przepychaliśmy się przy ekspresie do kawy z reporterami TVN24, a przy tym bawiliśmy się tak dobrze, że brakowało nam czasu na sen. Ponadto organizujemy i prowadzimy całą masę imprez, w tym Bachanalia czy tegoroczny finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, więc jest okazja, aby sprawdzić się w roli konferansjera. Praca w naszej redakcji daje wam bardzo szerokie perspektywy zawodowe. Radio In-
dex to tylko jedno z trzech mediów studenckich, do których należy także portal internetowy oraz gazeta. Możecie zatem szlifować nie tylko swój kunszt radiowy, ale także pisarski i gwarantuję wam, że później na brak pracy narzekać nie będziecie. Praktycznie wszystkie lokalne media obsadzone są ludźmi niegdyś pracującymi w Radiu Index lub "UZetce". Do tego codziennie słyszycie Wiktora Brzozowskiego w Esce, Kamila Baleję w RMF Maxxx, Michała Korościela w Radiu Zet, oglądacie Filipa Czyszanowskiego w TVP Sport. Każdy z nich spędził w Indexie kilka ładnych lat i są wśród nas tacy, którzy ich pamiętają. Działalność w Mediach Studenckich może zaowocować późniejszą posadą w prasie, radiu czy telewizji, ale osoby, które mają za sobą taką praktykę również doskonale się sprawdzają w roli rzeczników prasowych, lektorów, konferansjerów czy ludzi od marketingu i PR. Casting odbędzie się 1 lutego o godzinie 17:00 w redakcji Radia Index przy ul. Podgórnej 50 w DS „Rzepicha”. Jeśli się boicie i uważacie, że się nie nadajecie, przyjdźcie tym bardziej, bo przełamywanie lęków i oporów prowadzi do sukcesu, a to, czy macie smykałkę do radia, ocenimy już my. Pewne chińskie przysłowie mówi: „Wiele złych kroków uczyniono, stojąc w miejscu”, dlatego, mam nadzieję, do zobaczenia 1 lutego w naszej redakcji. Mateusz Jędraś
Akademickie Radio Index
LUTY 2012
7
Najnudniejsze Miasto Świata czy...
Communication Breakdown?
W tym mieście nic się nie dzieje! Ręka do góry, kto z was choć raz wypowiedział to zdanie głęboko wierząc, że ma rację. Przyznaję bez bicia, że właśnie unoszę dłoń (dawno, bo dawno, ale tak właśnie myślałem). Niby miasto studenckie, niby są imprezy, niby jak ma się pomysł, to samemu można coś stworzyć. Niby! "Deptak umiera!" - mieszkańcy biją na alarm. Centrum miasta przeniosło się gdzie indziej. Teraz punkt skupienia uwagi (z ang. focus) jest zwrócony na dawne zakłady Polskiej Wełny. Teraz tam się bywa. Może bym w to uwierzył i dołączył do chóru śpiewającego na smętną nutę, że wszystko jest do d…, tylko że na samym deptaku i okolicach jest ponad 10 barów i mimo że czasem stoją puste, to na chwilę pisania tego artykułu powstają 3 kolejne. O co chodzi? Tymek Chwistek (dyrektor artystyczny klubu Marten – nowy bar w mieście) uważa, że w Zielonej Górze tkwi ogromny potencjał i choć początki bywają trudne, zarówno on jak i jego współpracownicy są przekonani, że prowadzą bar we właściwym mieście. Wojtek Kowalski znany bardziej jako Guzik, czyli głównodowodzący Kokon Stage twierdzi, że problem polega na tym, że jest pewna stała, ale mała grupa imprezowiczów, która „rusza w miasto”. Szybko jednak dodaje, że ludziom trzeba dać czas na „rozruszanie się” i pokazać, że jak się trochę wysilą, znajdą coś dla siebie. Facet wie, jak robić imprezy, skoro ściąga do Zielonej Góry zespoły i Dj’ów nie tylko z kraju, ale również z Berlina, a nawet odległej Japonii (sic!). Warto obserwować, czym jeszcze nas zaskoczy. Przy tej samej ulicy, gdzie mieści się Kokon Stage, kolejni ludzie czynu postanowili reaktywować legendarny klub Harlem. Remek Tymczyj ze wspólnikami korzy-
stając ze swojego wieloletniego doświadczenia z organizacji koncertów w Piwnicy Artystycznej Kawon postawili sobie za cel przyciągnąć ludzi lubiących jazz, blues i imprezy w rytmach lat 70-tych i 80-tych. Można by tak w zasadzie wymieniać bez końca. Są więc bary, pizzerie, kawiarnie gotowe przyjąć ludzi,
są ludzie chcący wyjść na miasto, spotkać się ze znajomymi, są i muzycy, kabareciarze i poeci, którzy chcą zaprezentować swoją twórczość. Więc może to nie jest tak, że w mieście się nic nie dzieje, tylko gdzieś po drodze ginie informacja, gdzie można się wybrać, by znaleźć coś dla siebie? A skąd to wszystko
wiem? Cóż, umówmy się, że specjalnie dla Ciebie zbieram te informacje i przy filiżance mocnej kawy razem z moimi gośćmi przedstawiamy je w każdy wtorek o 13:00 w Radiu Index. Do usłyszenia! Alex Niebrzegowski - audycja "Cafe Biba"
8
LUTY 2012
Nowoczesny student
Nowoczesny student cz. 3 W tym dziale "UZetki" poruszamy tematy związane z nowymi technologiami. Artykuły te powinny ułatwić każdemu studiowanie oraz uświadomić, że istnieją łatwe i wygodne rozwiązania, które mogą być wykorzystywane również w życiu codziennym. Denis Marciniak - autor bloga derosky.com
Ćwicz z osobistym trenerem (w kieszeni!)
Biegasz? Jeździsz na rowerze, nartach, rolkach? Pływasz? A może jeździsz konno? Na Twój telefon czeka już aplikacja, która pomoże Ci rejestrować treningi, poprawić kondycję czy po prostu być w formie. Jeżeli nie uprawiasz żadnego sportu, to masz dwa wyjścia. Przestać dalej czytać ten tekst lub wstać z fotela i zacząć dbać o swoją kondycję. Oczywiście odpowiednio wyposażony w osobistego trenera zainstalowanego na Twojej komórce. Endomondo - tak nazywa się aplikacja, która pozwoli Ci na to, byś mógł/mogła być na bieżąco ze swoimi wynikami w dyscyplinach sportowych, które uprawiasz. Z czym to się je? Ze strony endomondo.com pobieramy aplikację lub po prostu wpisujemy tam swój nr telefonu, wybieramy model, który posiadamy i instalujemy program z otrzymanego SMS-em linku. Dużym plusem jest tutaj dostępność programu, gdyż jest on dostępny na większość popularnych telefonów i wszystkie systemy operacyjne. Większość z Was powinna być w zasięgu, nawet ci ze starszymi słuchawkami. Dodatkowo, program dostępny jest za darmo, więc każdy go może wypróbować. Jak to działa? Po zainstalowaniu programu ustawiamy w bardzo prostym
menu, jaką dyscyplinę będziemy uprawiać. Powiedzmy, że jest to np. jogging. Wsadzamy słuchawki w uszy i zaczynamy bieg. Endomondo stale monitoruje nasze poczynania, co jakiś czas informując nas o tempie, odległości jaką przebiegliśmy, spalonych kaloriach czy nawet – jeżeli dokupimy odpowiedni sprzęt
w postaci pulsometru – jak szybko bije nasze serce. Możemy ustawić sobie również cele, jakie chcemy osiągać: liczbę spalonych kalorii czy pokonanie dystansu w wyznaczonym czasie. Nasze wyniki są automatycznie przesyłane na wcześniej stworzone konto, gdzie gromadzimy dane o przebiegniętych kilometrach czy spalonych kaloriach. Sam testowałem kilka podobnych aplikacji, tyle że
w trakcie jazdy na rowerze i ten program wydaje mi się najlepszym i najbardziej dostępnym rozwiązaniem, w dodatku darmowym. Nie trenuj sam Endomondo jest swego rodzaju serwisem społecznościowym dla ludzi aktywnych fi zycznie.
Zalogować można się szybko bez tworzenia konta, podając swoje dane z Facebooka. Po zalogowaniu się w serwisie możemy sprawdzać na mapie, jak nam szło w danym momencie trasy dzięki wbudowanemu w nasz telefon odbiornikowi GPS. Możemy również porównywać nasze wyniki do osiągów znajomych, którzy również uprawiają sport lub próbować pobić ich rekordy. Wszystkie na-
sze pokonane kilometry oprócz klasycznego zsumowania, pokazane są w formie odległości na księżyc lub ilości okrążeń Ziemi, a spalone kalorie przeliczane są na hamburgery. Osobiście mam kilku aktywnych znajomych, a ich wyniki pokazują się podobnie jak posty na tablicy na portalu Facebook. Dodatkowo można także zmotywować znajomego wysyłając mu wiadomość, która zostanie mu odtworzona przez słuchawki, kiedy będzie trenował (niestety na razie tylko po angielsku). Motywacja Właściciele serwisu dbają również o kondycję użytkowników, motywując ich nagrodami za pierwsze miejsca w konkursach spalonych kalorii czy przebytych kilometrów. Można również wygrać sprzęt sportowy lub inne ciekawe nagrody. Sądzę, że aplikacja jest warta uwagi i zmotywuje do większej aktywności fi zycznej, zwłaszcza że zdrowotne postanowienia noworoczne kończą się zazwyczaj pod koniec stycznia. Zachęcam do testowania Endomondo i do ruchu! Denis Marciniak
9
LUTY 2012
Skazani na „Gmail grupowy” Studencie! Nawet nie zdajesz sobie sprawy z zagrożeń, jakie niesie za sobą założony na Gmailu (lub innej indywidualnej skrzynce pocztowej) tzw. „mail grupowy”! To właśnie on ujawnia znajomym pikantne szczegóły przeglądanych przez Ciebie stron, utrudnia Ci pracę i podpisuje za Ciebie maile pełne inwektyw! Zbiorowy e-mail, który tak upodobali sobie studenci z całej Polski, jest źródłem wielu niespodzianek. Na przykład na Gmailu wystarczy, że jeden ze współmailowiczów nie wyloguje się z grupowego adresu i zacznie wpisywać do „wszechwiedzącej” wyszukiwarki Google, wszystko, czego tylko dusza zapragnie. Tym sposobem inni użytkownicy maila mogą w historii online zapoznać się z problemami, które nurtują ich kolegów i koleżanki, np. z kwestią „czarnej wydzieliny z pochwy" czy też „bólu jąder po stosunku”. Któż nie dozna szoku na wieść o tym, że jego znajomi tworzą pikantne sex-anonse, a niektórzy z nich lubują się w pornografii z pterodaktylami(!). Warto nadmienić, że przykłady te są z życia wzięte. Nie dość na tym! Na pewnej krakowskiej uczelni jeden ze studentów w ramach odpowiedzi na maila z wynikami kolokwium, posłał wykładowcy wysublimowaną wiadomość o treści: „Z uszanowaniemkij ci w oko!”. W odpowiedzi na ten e-mail, studenci, jeśli już zdali egzamin u tego prowadzącego, to za dziesiątym podejściem. Anonimowość takiej skrzynki przejawia się zresztą nie tylko w ten sposób. Większość roczników ma za sobą kłótnie o niepodpisywanie się pod postami, np. „Ja” pyta się na forum: „- Kto znowu wykasował wszystkie maile?”. Na to odpowiada mu „Ja”: „- Ja”. I bądź tu człowieku mądry i pisz wiersze. Często też okazuje się, że użytkownicy wspólnej skrzynki, myśląc, że coś skomentują na forum, kierują niewybredne posty
(...) „Ja” pyta się na forum: „- Kto znowu wykasował wszystkie maile?”. Na to odpowiada mu „Ja”: „- Ja”. do nadawcy. Skutkami tego typu pomyłek są przypadkowo wysyłane wiadomości, które mrożą krew w żyłach wszystkich odpowiedzialnych. Niejeden wykładowca, w zamian za przesłane wyniki z egzaminu, otrzymał maila o treści: „no kutwa, znów nie zaliczyłem!”. Studenci na forum wymieniają setki soczystych, wulgarnych komentarzy na temat prowadzących. Mało kto myśli wtedy o tym, że hasło do maila nie jest tajne, więc po pewnym czasie nawet sam profesor może zapoznać się z zawartością skrzynki. I oby skończyło się to tylko na zmianach form kolokwiów, z których pytania sobie studenci tam przekazują… Wisienką na torcie jest fakt, iż rzecz jest niewygodna dla wszystkich tych, którzy posiadają Gmailowe adresy pocz-
towe, ponieważ za każdym razem, gdy chcą sprawdzić wiadomości ze wspólnej poczty, muszą się wylogować. Ciekawe, ile razy przeciętny użytkownik wpisywał z przyzwyczajenia swoje prywatne hasło, aby zalogować się do grupowej skrzynki, i przy wejściu pocałował klamkę. Lepszą alternatywą ze stajni Google są Google Groups, jednak w praktyce większość studentów nie wykorzystuje w pełni możliwości owego serwisu. Istnieje też Dropbox.com, który pozwala na trzymanie na wspólnym serwerze materiałów, lecz środki komunikacyjne w obrębie grupy dzielącej wspólne konto są ograniczone. Podobnych rozwiązań jest jeszcze kilka. Niedawno powstały inne serwisy kooperacyjne zaprojektowane z myślą o studentach. Wśród nich wyraźnie wybija się
MailGrupowy.pl. MailGrupowy.pl to na dzień dzisiejszy lek na całe zło, jakie wyrządzają indywidualne skrzynki w roli maili grupowych. Swoim wyglądem przypomina Gmaila, jest prosty w obsłudze. To nie tylko mail, ale i grupa dyskusyjna, forum, kalendarz oraz magazyn dokumentów w jednym. Nikt nie jest tam anonimowy, stąd też na mailu nie pojawią się nieproszeni goście. Ponadto, żaden z użytkowników nie usunie przez przypadek zawartości skrzynki. Wreszcie, jeśli MailGrupowy.pl jest w posiadaniu materiałów umieszczonych na serwerze przez starsze roczniki oraz grupy równoległe z tej samej uczelni i kierunku, to studenci z innych roczników otrzymują do nich dostęp. Anna Grochowska
10 14 lutego?
LUTY 2012
Studenci się kochają!
Świadome zakochanie
Nasza kultura jest chyba zakochana w samej idei nagłego zakochania - lada moment będą walentynki, sklepy i kwiaciarnie po gałach walną wielkimi, czerwonymi serduchami. Ludzie chyba zapomnieli, że jeśli ktoś jest zakochany - to Walentynki ma każdego dnia. A jeżeli nie jest - to i tak mu wszystko jedno. Przywykliśmy myśleć o miłości jak o czymś, co przychodzi samo i w sposób nieplanowany. Ot, nagle, z dnia na dzień zakochujemy się i zapominamy o całym bożym świecie. Równie często też, gdy zakochanie mija, okazuje się, że partner wcale nie jest taki wspaniały, jak nam się wydawało na początku... I wtedy mamy mały problem. Bo skoro miłość "przychodzi sama" - to i odejść może "sama" i teoretycznie g*** możemy z tym zrobić. Całe szczęście tylko teoretycznie. Jak pokazują badania przeprowadzone przez Roberta Epsteina z Uniwersytetu Harvarda
- jest sposób, aby stan miłości i zakochania zachować na dłużej. Wystarczy zakochać się świadomie! Bezpiecznie zacznijmy od minusów tego działania. 1. Świadome zakochiwanie się nie jest takie fajerwerkowe, spontaniczne, będące efektem tworzenia sobie z drugą osobą w głowie dzikich filmów porno-romantycznych. Świadome zakochiwanie jest efektem pracy, ciągłego, systematycznego i konsekwentnego przywiązywania się do wybranej osoby. 2. Możesz spotkać się z oporem pt. "serce nie sługa", "takich
rzeczy nie da się zaplanować" i takie tam. A to wcale nie musi być prawdą. Świadome wywoływanie zakochania, może przerodzić się w głęboką intymność, bliskość i namiętność. Czas na plusy: 1. Świadomie dobierasz partnera. To cudowny przywilej w świecie, w którym raz na jakiś czas spotyka się ludzi z zamkniętym sercem, ubranych w maski czy opętanych myślami o seksie. Możesz z góry określić kryteria, jakie musi spełniać ktoś, w kim będziesz chciał się zakochać i to daje Ci gigantyczną strategiczną
przewagę - mniej pomyłek, szybsze dotarcie do celu. 2. Związek, który rozpoczyna się świadomie wywoływanym stanem zakochania (jak to się robi - o tym za moment), jest o wiele trwalszy, niż związki powstałe w wyniku niespodziewanego ugodzenia strzałą Amora. Udowodnili to naukowcy porównujący trwałość małżeństw z wyboru i małżeństw zawieranych pod presją np. rodziny (stanowiących ok. 50% wszystkich małżeństw na świecie!). Małżeństwa z wyboru były efektem nagłego zakochania, które z czasem przemijało pozostawiając za sobą rozczarowanie (w Polsce rozpada się 1/4 małżeństw - na
14 lutego?
LUTY 2012 zachodzie - co drugie!). Z kolei małżeństwa, które zwierane były pod presją rodziny - okazywały się o wiele szczęśliwsze wraz z upływającym czasem. Tam partnerzy wiedzieli, że nie mają jak zwiać, więc ćwiczyli okazywanie sobie miłości - aż w końcu faktycznie się pokochali. Wnioski? Warto zakochiwać się świadomie - by mieć odpowiedniego partnera, by miłość trwała dłużej i by uniknąć rozczarowań, przykrych emocji i lat próbowania stworzenia czegoś z nieodpowiednimi osobami. Teraz pojawia się kluczowe pytanie: Jak zakochać się świadomie? Epstein wraz ze swoimi współpracownikami przeprowadzili szereg bardzo interesujących eksperymentów dot. zakochania. Dzięki nim udało się wyłonić te zachowania, które decydują o tym, czy w kimś się zakochamy, czy też nie. Jak się okazało - zakochanie zmusza nas do pewnych zachowań - a pewne zachowania zmuszają nas, byśmy się zakochali. Wykonując świadomie pewne zachowania - narażamy się na ryzyko zakochania się, bo oba te elementy stanowią sprzężenie zwrotne. Jakie to zachowania (wymieniam tylko te ciekawsze i dające się zastosować w praktyce): Patrzenie sobie w oczy - to bardzo łatwe i przyjemne zarazem. James Laird z Clark University zauważył w latach 80., że patrzenie sobie w oczy powoduje ocieplenie uczuć i podwyższa poziom sympatii do drugiej osoby. Potwierdził to też wspomniany Robert Epstein. Możesz to łatwo sprawdzić, unikając spoglądania w oczy Twoim rozmówcom - natychmiast będą czuli się zaniepokojeni i będą Cię unikać. Jeśli jednak zależy
Ci na efekcie odwrotnym - warto patrzeć sobie w oczy. Już po 2 minutach zauważysz i poczujesz pierwsze pozytywne efekty. Odzwierciedlanie zachowań Epstein nie rozwodzi się nad tym aż tak, ale to temat rzeka. Umiejętność subtelnego i eleganckiego odzwierciedlania zachowań drugiej osoby to potężne narzędzie, dzięki któremu możesz niemal scalić się z umysłem drugiej osoby, rozumieć ją bez słów i tworzyć głęboką więź emocjonalną. Trzeba jednak uważać na to, z kim się buduje taką więź, bo jest to broń obosieczna. To temat cholernie ważny i stanowi absolutną bazę do budowania dobrych związków. Wymiana sekretów - powolne odkrywanie swoich kart, ujawnianie rzeczy, których nie powiedzielibyśmy nikomu obcemu - to nie tylko wyraz zaufania (czyli braku lęków), ale też sposób, by zbudować silny związek z drugą osobą - poprzez poznanie jej bliżej. Zbliżanie się do siebie - centymetr po centymetrze zbliżanie się do siebie powoduje powolne przełamywanie lodów i owej niewidzialnej bariery intymności. Oczywiście nie wolno tego robić nachalnie, bo źle to się skończy. Warto zacząć od subtelnych, niby przypadkowych dotknięć podczas zwykłej rozmowy, która wraz z biegiem czasu pozwala Ci zbliżyć się do wybranej osoby coraz bardziej. Zawsze sprawdzaj, jak czuje się z tym druga osoba - jeśli wykazuje zadowolenie - możesz pozwolić sobie na pójście nieco dalej i dalej i dalej... Niby banał, prawda? Ale wierzcie mi - to dopiero wierzchołek góry lodowej potężnej wiedzy o tym, jak komunikują się nasze nieświadome umysły. Zakochać się może niemal każ-
11
dy w każdym (tak przynajmniej twierdzą naukowcy rozpracowujący mechanizmy zakochiwania się). Dlaczego więc nie działać w pełni świadomie? Dlaczego więc nie "upolować" sobie kogoś sympatycznego, z miłą aparycją i nie zakochać się w nim?
(zgodnie z odkrytą przez Cialdiniego regułą wzajemności znaną z psychologii społecznej) również zacznie nam okazywać wyrazy sympatii. A to powoli może sprawić, że zacznie widzieć w nas kogoś więcej, niż tylko przypadkowego przechodnia.
Ach tak - pojawia się obawa: a co, jeśli ja zakocham się w nim, a on we mnie nie? Widzisz - kolejne eksperymenty Epsteina udowodniły, że jeśli okazujemy komuś miłość - on
Shelter West shelter.west@gmail.com Dream Walker
KONKURS NAPISZ WIERSZ NA TEMAT: „BEZPIECZNA MIŁOŚĆ” (POWAŻNY, Z HUMOREM, DŁUGI, KRÓTKI - JAKI TYLKO CHCESZ!) I WYŚLIJ GO NA ADRES: SSKNUZ@O2.PL TERMIN NADSYŁANIA WIERSZY: 12.02.2012. DO WYGRANIA KSIĄŻKI, PŁYTY, WEJŚCIÓWKI DO KINA NAGRODY POCIESZENIA DLA KAŻDEGO UCZESTNIKA! ORGANIZATORZY:
12
Zielona Góra
LUTY 2012
Smaki Zielonej Góry
cz. 3
Słowem wstępu – drodzy czujni Czytelnicy – dostałam od was sporo pełnych oburzenia mejli dotyczących Zielonej Cafe, którą opisywałam w tamtym miesiącu. Odwiedziłam ponownie, sprawdziłam i szok – cały cennik poszedł niemal o 50% w górę. Cofam wszelkie peany nad atrakcyjnością tego miejsca, które dla mnie przestało być konkurencyjne dla innych tego typu knajp o dużo lepszej lokalizacji. Ale nic to. Potraktujmy to w kategoriach mało zabawnego dowcipu. A dziś zabieram was w podróż do słonecznej Grecji i w samo serce Czarnego Lądu.
Tawerna Grecka Akropol ul. Twardowskiego 1
Make food, not war Mój dzisiejszy artykuł będzie ukłonem w stronę ogarniętego kryzysem południa; kraju, w którym jest czas na wszystko, a przede wszystkim na podniebienne rozkosze. W Grecji, bo o niej mowa, podobnie jak we obre jedzenie zastęWłoszech, dobre zość napuje większość miętności, a obowiązkowa naa stołach feta - im ona, bardziej słona, psza. tym lepsza. Prawd ziw ych przyy greckich i smaków niee mia miaporr y łam jak do tej pory bować – uboleubole l okazji spróbować wam – ale nasza zielonogórska „ambrozja”, serwowana w Akropolu, jak najbardziej trafia w moje gusta. W świątyni smaku Na przystawki nie zwracam uwagi, bo na loterii nie wygrałam, a przecież mam ochotę na konkrety. Ja i mój towarzysz decydujemy się na w naszym mniemaniu opcję ekonomiczną – półmisek dla dwóch osób o zachęcająco brzmiącej nazwie Afrodyta. I rzeczywiście - niemal od razu się zakochuję. W soczystym gyrosie, mistrzowsko doprawionych suvlakach i bardzo greckiej sałatce, zdominowanej przez wszędobylską fetę. Na duże uznanie zasługuje skromna porcyjka tzatzików,
bosko komponująca się ze śródziemnomorskimi smakami. Słowem cud, miód i malina, tylko te ceny! Raczej nie na studencką kieszeń, no chyba, że od święta, bo za obiad, deserek (koniecznie Baklava – ciasto z miodem i migdałami) oraz soczek dla dwóch wygo osób trzeba wygospodarować co najmniej stówkę. Jeszcze napiw napiwek dla symp sympatycznej kelne i do kelnerki końc miesiąkońca j nic ca - jak suchy chleb i woda. sprzyj zakoAfrodyta sprzyja chanym Restauracja sama w sobie jest bardzo charakterystyczna. Pomalowana cała na niebiesko, z białymi stołami i krzesłami, a do tego sztuczne drzewka oliwkowe i w jednej chwili przenosimy się na plan filmu "Mamma Mia!". Od wtorku do soboty nie wygonią nas aż do 22, co jest dużym plusem, zważywszy na fakt, że w naszym mieście zamykają wszystko na cztery spusty wraz z zachodem słońca. Oprócz cennika nie doszukałam się jakichś rażących niedopatrzeń, ale jak zwykle czekam na wasze sugestie. Zbliżają się walentynki – zamiast pizzy lub kebabu wybierzcie się na "pachnące" słońcem rarytasy rodem z… Rodos.
Bar kawowy Niger ul. Mickiewicza 11
Relikt z przeszłości Nieugięcie trwa na wzburzonym morzy desperackich prób ożywienia zielonogórskiego deptaka. Tu nic nie zmieniło się chyba od samego początku, czyli odkąd Mieszko ślubował Dobrawie. Tu na randki umawiali się moi rodzice, i tu jadłam pierwszy w życiu deser z galaretką. Wybrukowany wspomnieniami, Niger zaprasza na krem sułtański, którego smak i receptura nie zmieniły się odkąd próbowałam go po raz pierwszy mniej więcej 10 lat temu. Na każdy gust i na każdą kieszeń Niger to przede wszystkim bar kawowy, i kaw ci tu pod dostatkiem. Zadowoli najbardziej wymagających kawoszy-koneseych, co za kawą nie rów, a także tych, przepadają, ale nie pogardzą słodką gratkąą w postaci kolorowych, kremow i najwych deserków tu – lepszego tortu mówię to z całą alnoodpowiedzialnością – w całej Zielonej Górze. Furorę omniany robi wspomniany m sułtański wcześniej krem olada z bitą śmietai gorąca czekolada n ą z "własnej pasieki". Ja zwykle po krótkiej chwili zastanowienia decyduję się na wielką kulkę lodów mleczno-waniliowych z sosem owocowym i malinami
w żelu w towarzystwie tortu czekoladowego (a jakże) i napoju firmowego z pomarańczy. Ceny jak najbardziej przyjazne studentowi, niezmienne od wielu lat, bez niespodzianek po hucznym sylwestrze (sprawdziłam!). Afryka dzika Klimat tego miejsca jest nie do opisania, ale na pierwszy rzut oka widać, że nazwa Niger nie wzięła się znikąd. Spozierające z każdego kąta afrykańskie facjaty mogą przyprawić o dreszcz, ale wrażenie to znika wraz z pierwszym łykiem znakomitej kawy. Podobno Niger to "bar dla dinozaurów jest", ale na przekór temu niechlubne "generation X" z błogością na twarzy wcina "Bajkę", bo na takie specjały nie można być ani za młodym, ani za starym. A że Niger pozostaje po niewzruszony wobec dynamicznych zmia zmian i gardzi dobytkie dobytkiem XXI wieku, to sprawa drugorzę drugorzędna – mn mnie tam wystrój PRL-o PRL-owskiej stołówki nie zawadza w ddelektowaniu się tamt tamtejszymi specjałami specjałami, które z ca całą pewnością oczarują was niczym afrykański szaman.
Anna Nadstoga anna.nadstoga@o2.pl
Kultura - wywiad
LUTY 2012
Dowód miłości
13
Gdy namiętność, intymność i zaangażowanie osiągną szczytowy poziom między dwojgiem ludzi – jesteśmy świadkami miłości. Zakochani miewają motyle w brzuchu, iskierki w oczach i inne dziwactwa w głowach (nie zawsze grzeczne). Gdy hormony szczęścia szaleją w naszym ciele, zaczynamy miewać zwariowane pomysły… Pomysły na to, jak obwieścić światu, że jesteśmy zakochani.
Paweł J. Sochacki
Dziś wystarczy się zakochać zakochać, ko kogoś poznać, z kimś się spotkać, by obwieścić wszystkim znajomym – że i mnie postrzeliła strzała Amora. W ruch idzie zmysłowy opis na Gadu-Gadu, nie wspominając o tablicy na Facebooku, na którym aż się kurzy od wpisów, komentarzy i „Lubiących to”. Tak, teraz to łatwizna. Gdzie w nas ten romantyzm rycia serc i inicjałów w starych dębach? Zakochany w pocie czoła skrobał tępym scyzorykiem pierwsze litery imion, stawiał między nimi plus i kończył wszystko symbolem równości, za którym ustawiało się koślawe słowo MIŁOŚĆ. Ci mniej wytrwali kończyli po pierwszej literce tego magicznego słowa, ale efekt i tak był piorunujący. Mimo że wybranka resztę dnia wyciągała swojemu lubemu drzazgi z dłoni, to i tak widziała w nim bohatera. Następnie weszła era nachalnych gafitti oszpecających budynki oraz tatuaże. Wytatuowanie portretu naszej drugiej połowy to bolesny, kilkudniowy zabieg. W razie odkochania drzewo można ściąć, natomiast z tatuażem jest troszkę trudniej. Oczywiście nie ma rzeczy niemożliwych, usunięcie albo przerobienie wizerunku ukochanej na Indianina – to też wyjście. Od jakiegoś czasu zakochanym nie wystarcza już nosze-
nie wspólnych „przed obrączek” czy połówek serca na szyi. Pragną czegoś więcej, o charakterze trwałego i materialnego dowodu będącego odpowiednikiem ich zw związku. Polskie pary, które zdecy cydowały się zatrzasnąć swoje uczucie za pomocą kłódki liczy się już w tysiącach, na świecie przekroczyły milion. Moda na żelazny dowód miłości pojawiła się w naszym kraju dość niedawno. Pomysł rozwieszania zatrzaśniętych kłódek z imionami zakochanych lub symbolicznymi datami narodził się we Włoszech. Jest to motyw przeniesiony do realiów z niezwykłej powieści Federico Moccia „Tylko ciebie chcę”. Zakochana para w literackim świcie wiesza kłódkę na moście Mulwijskim w okolicach Rzymu, pozbywając się klucza – topiąc go w Tybrze. Idea tak bardzo spodobała się miłośnikom beletrystyki, że kilkusetletnia konstrukcja mostu pod ciężarem „miłości” groziła zawaleniem. Zakochani obwieszczają również swoje uczucie do drugiej osoby w Paryżu, Bolonii czy Wilnie. Zielonogórzanie też zatrzaskują swoje uczucia, upodobali sobie w tym celu okolice Palmiarni. Pomysłowość zakochanych jest impulsywna i nieprzemyślana. By udowodnić nasze uczucie, skaczemy z mostów, toczymy bójki albo tatuujemy sobie portret na bicepsie. Prawdziwa miłość wcale nie potrzebuje dowodów i fajerwerków. Prawdziwa miłość po prostu jest!
REKLAMA
REKLAMA
14
Zielona Góra
LUTY 2012
PRL
dla Zielonej Góry i jej obywateli
Czy można cały czar Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej odtworzyć na stu metrach kwadratowych? Jeśli ma się do dyspozycji plakaty z tamtych lat, stare banknoty, odpowiednie blaty kuchenne i koniecznie gumowy wałek do ścian, a także pomysł na menu rodem z Polski Ludowej i sentyment do Mieczysława Foga, to klimat PRL-u po prostu musi się udać. Poczujecie go w klubokawiarni „Czar PRLu”, a o tym nowym miejscu w Zielonej Górze opowiada jego właściciel – Rafał Kasza. Na deptaku mamy już klubokawiarnię „Staromiejską”, czy to była Twoja główna inspiracja? Możecie mi wierzyć lub nie, ale pomysł na taką knajpę miałem od dawien dawna, kiedy zwiedzałem wrocławski „PRL” czy też „Zakąski przekąski” w Warszawie, ale zawsze pierwszą moją miłością był klub muzyczny z racji tego, że jestem dj’em od przeszło dekady i posiadam firmę, która zajmuje się organizacją imprez wszelakiego rodzaju czy tez eventów na terenie całego kraju. Więc pierw zabrałem się za swoje pierwsze marzenie posiadania klubu i tak oto powstała „Pinacolada” w samym centrum Zielonej Góry. Kiedy otwierałem lokal na deptaku przeszło półtora roku temu, nikt mi nie dawał żadnych szans – przecież dep-
tak umarł, teraz nowym centrum miasta jest Focus Mall... Pamiętam jak dziś, cały deptak był praktycznie do wynajęcia... Pozostały tylko lombardy i banki! Po tym, jak już pełną parą ruszyła „Pinacolada” i moda na ten klub, pomyślałem o jedzeniu i wtedy było już za późno, bo wszystko było pozajmowane. Myślałem właśnie o takim drugim lokalu na deptaku, ale wkoło wszyscy się podessali do mojego klubu i już ciężko było coś znaleźć na ścianie „Pinacolady” czy też gdzieś obok (powstały „kebaby”, pijalnia czekolady, „Staromiejska” itd.). Ale przez ten cały czas udało mi się zebrać imponującą kolekcję rożnych gadżetów z czasów PRL-u! Po otwarciu klubokawiarni będzie można stwierdzić gołym okiem, że ten lokal jest o niebo
lepszy od najlepszych tego rodzaju lokali w Polsce – oglądałem ich wiele w Polsce i na stronach internetowych, wszystko dziesięć razy przemyślałem i klimat, jaki będzie panował w „Czarze PRL-u”, przyćmi niejeden taki lokal w Polsce. Samo logo jest moim pomy-
słem, stylizowałem się na logo „Społem”, a ciężko było to stworzyć, bo taka czcionka jak literki ze „Społem”, nie istnieje! Trzeba było samemu ją stworzyć. Jakie elementy w lokalu będą rodem z PRL-u?
Zielona Góra
LUTY 2012 Takich elementów będzie strasznie dużo – moja głowa jest pełna pomysłów. Zacznijmy od samych blatów: będą stylizowane na stare blaty kuchenne z tamtych lat (strasznie dużo czasu i poszukiwań zajęło mi znalezienie takich laminatów, jakie były w tamtych latach... – każdy pamięta barek czy też szafę, jaka była u babci w dużym pokoju i połyskiwała w blasku światła…). Do tego ten wzorek z gumowego wałka na ścianie! Przypominam sobie, jak mój wujek przyjeżdżał do domu i przez cały dzień malował wszystkie pokoje, zmieniał się tylko wzór (śmiech – przyp. red.). Oczywiście będą żyrandole i kinkiety na ścianach, do tego boazeria do połowy ściany – jeden z moich ulubionych elementów z tamtych lat. Na oknach i drzwiach zewnętrznych pojawią się naklejki z bonami Pewexu i starymi pieniędzmi! Drzwi do toalety będą wyklejone starymi plakatami propagandowymi z tamtych lat, a cała łazienka w stare gazety... Do tego w WC będą leciały cały czas z głośnika kawały Smolenia, Kabaretu Starszych Panów itd. W dwóch punktach lokalu będą dwa stare telewizory, w których będą emitowane stare filmy z tamtego okresu, nie zabraknie szlagierów: „Miś”, „Co mi zrobisz jak mnie złapiesz”, „Nie ma róży bez ognia” itd. Zostaną również zainstalowane drzwi od windy z tego okresu na jednej ze ścian, tak, aby każdy myślał, że za nimi jest winda – prawda, że będzie klimat? I niech mi ktoś powie, że wzorowałem się na „Staromiejskiej”… „Czar PRL-u” będzie wyjątkowym lokalem na skalę kraju. Czy menu i muzyka też będą nawiązywały do klimatu lat Polski Ludowej? Oczywiście! Jestem tak dokładny w szczegółach, że nie mogło być inaczej z menu czy
też muzyką! Będzie można u nas zjeść standardowo bigos, białą parzoną, zimne nóżki, gulaszową czy też pomidorówkę. Co do muzyki, to głośników szukałem z tamtych lat przez cały tydzień! Tutaj nie ma mowy o fuszerce, każdy detal jest przemyślany i jest z tamtych lat! Z głośników poleci Mieciu Fog, Perfekt, Oddział Zamknięty i wiele innych. Pomysł na tę knajpę to myśl czysto biznesowa czy masz sentyment do tamtych lat? Nie rób ze mnie 50-latka (śmiech – przyp. red.) – mam dopiero 28 lat skończone w styczniu! Jestem dzieckiem wyzwolonej Polski, ale pamiętam jakieś tam ostatnie detale, klimat tamtych lat! Do tego sama ciekawość historii (zdawałem maturę z historii) i chęć odkrycia na nowo czasów PRL-u, żeby przypomnieć tym starszym o tamtych czasach jak i wyedukować w pewien sposób dzisiejszą młodzież poprzez takie miejsce, jak „Czar PRL-u”. Jak bym napisał, że jest to czysty sentyment, to bym skłamał – oczywiście czerpię z tego korzyści finansowe, ale w tym przypadku jest to dodatek do tego, co robię w tej chwili – w przeciągu półtora roku otworzyłem „Pinacoladę” koło ratusza, „Before&After” koło byłego „Hermesu” i teraz „Czar PRL-u”, który znajduje się koło „Pinacolady”. Moim planem jest zmonopolizowanie deptaka i do tego dążę. Mam pomysł na następne dwie knajpy, ale to po jakichś wakacjach, które jak myślę mi się należą (śmiech – przyp. red.). Kaja Rostkowska fot. archiwum "Czar PRLu" Otwarcie „Czaru PRL-u” 3-go lutego! ul. Krawiecka 5 Zielona Góra
15
16
Kultura - recenzja Studencka zajawka
LUTY 2012
Studencka zajawka: POKER
Ręka Umarlaka
Poker, podobnie jak inne dyscypliny sportu, ma swoje legendy. I nie chodzi mi tylko o zawodników, których pamięta się latami. Dzisiaj skupię się na kartach, które zyskały miano legendarnych.
Jakub Suszka
www.thepokerlive.blogspot.com
W historii pokera można zapisać się na wiele sposobów. Można np. wygrać rekordowe 11 mistrzowskich bransoletek World Series of Poker, jak uczynił to Phil Hellmuth. Można też zdobyć pokerowego Wielkiego Szlema, czyli Triple Crown (wygrana turnieju na WSOP, European Poker Tour i World Poker Tour), jak Bertrand ,,ElkY” Grospellier. Ale przy pokerowym stoliku można też zginąć, czego ,,dokonał” Wild Bill Hickok. Jednak, żeby poznać jego
historię, musimy przenieść się do Południowej Dakoty, do miasta Deadwood. 2. sierpnia 1876 miał wyglądać dla Hickoka podobnie, jak poprzednie dni jego kariery jako szeryfa i zwiadowcy. Trochę strzelania, pościgów, a później poker w saloonie. Ponieważ Wild Bill w przeszłości brał udział w kilku pojedynkach, siadając przy stole przestrzegał zawsze jednej, bardzo ważnej zasady - za jego plecami musiała znaleźć się ściana. Niestety, pech chciał, że 2. sierpnia nasz bohater znalazł tylko miejsce tyłem do baru i drzwi. Gdy gracze mieli za sobą rozegranych kilka rozdań, wypitych kilka kieliszków whiskey oraz trochę wypalonych cygar, do saloon'u "Nuttall & Mann's No. 10" wkroczył Jack ,,Crooked
Nose Jack” McCall, typ niezbyt przyjemny, a do tego bez skrupułów. Gdy tylko zauważył stróża prawa, podszedł pewnym krokiem do jego stolika i wypowiadając słowa ,,Take that!” wystrzelił do Billa z ,,czterdziestkipiątki”, gdy ten ciągle był odwrócony do niego tyłem. Bill nie miał czasu nawet zareagować, kula trafiła go prosto w głowę. Szeryf zmarł na miejscu. W chwili śmierci trzymał w ręku pięć kart (grał w odmianę Five Card Draw, czyli popularnego 5-kartowego pokera dobieranego), a mianowicie asa pik, asa trefl, ósemkę pik i ósemkę trefl. Nie ma zgodności, jaka była piąta karta. Według historyka Joseph'a G. Rosy była to najprawdopodobniej dama lub walet karo. I właśnie wspomnia-
Kariera inżyniera
ny zestaw czterech głównych kart jest nazywany ,,Dead Man's Hand” czyli ,,Ręką Umarlaka”. Jako powód zabójstwa, McCall podał zdarzenie sprzed lat, gdy Wild Bill będąc szeryfem Abilene miał rzekomo zabić jego brata. Śledztwo wykazało jednak, że to nieprawda, a McCall został powieszony 1. marca 1887 roku. Warto również dodać, że Wild Bill Hackok został doceniony przez współczesne środowisko pokerowe i w 1979 roku stał się członkiem Poker Hall of Fame. Ale to przede wszystkim zasługa jego wielkich umiejętności pokerowych, a nie tylko tragicznej śmierci. PS Koniecznie zajrzyjcie na mój blog, będzie małe ogłoszenie parafialne.
Projekt "Kariera Inżyniera" to cykl jednodniowych warsztatów kompetencji menedżerskich adresowanych do studentów i absolwentów kierunków ścisłych. Idea narodziła się w odpowiedzi na potrzeby studentów, którzy w ramach ścisłych kierunków studiów mają niewiele możliwości zetknięcia się z wiedzą i praktycznym zastosowaniem kompetencji miękkich w kontekście biznesowym. - W ramach dwóch wcześniejszych edycji warsztaty spotkały się z licznym zainteresowaniem studentów w Poznaniu, gdzie dotychczas były realizowane. W obecnej chwili zależy nam, aby stworzyć możliwość rozwoju również studentom lokalnym - mówi Katarzyna Zych, właściciel firmy Inspiris Szkolenia Doradztwo, będącej inicjatorem projektu. Warsztaty stwarzają możliwość rozwinięcia kompetencji warunkujących sukces menedżerski. W ramach praktycznych zajęć uczestnicy
mają okazję poznać narzędzia z zakresu komunikacji interpersonalnej, budowania zespołu i wykorzystania potencjału predyspozycji do ról zespołowych oraz zarządzanie konfliktem. W ramach gier - rozwijają również potencjał podstawowych kompetencji negocjacyjnych. - Wielu studentom i absolwentom będzie dane nie tylko współdziałać w ramach zespołów, ale również nimi zarządzać. A w tym kontekście kompetencje psychospołeczne są nieocenionym potencjałem,
dlatego warto już dziś pomyśleć o tym, by poznać i rozwijać swoje predyspozycje - potwierdza Katarzyna Zych. Najbliższe warsztaty odbędą się w terminach: 25 lutego (sobota) i 27 lutego (poniedziałek). Warsztaty są prowadzone przez praktyków biznesu i stanowią okazję nie tylko do nabycia umiejętności przydatnych w każdym miejscu pracy, ale również umożliwiają rozwinięcie osobistego potencjału i dodatkowo – zdobycie dodatkowego atutu na rynku pracy. Uczestnicy warsztatów
oprócz kompletu materiałów i zaświadczenia o ukończeniu szkolenia otrzymują możliwość konsultacji poszkoleniowych z trenerem prowadzącym. Na zakończenie warsztatów rozlosowywane są również książki, dotyczące tematyki warsztatu. Dodatkowe informacje o warsztatach kompetencji menedżerskich adresowanych do studentów i absolwentów kierunków ścisłych można uzyskać pod telefonem 668168941 lub drogą mailową: info@inspiris.pl
Zielona Góra
LUTY 2012
I Lubuskie Targi Ślubne! 5 lutego w hali Centrum Rekreacyjno-Sportowego w Zielonej Górze odbędą się pierwsze Lubuskie Targi Ślubne. Organizatorzy zapraszają nie tylko studentów, ale wszystkich mieszkańców naszego województwa. Dla tych, którzy myślą już o ślubie, przygotowane będą propozycje kompleksowej obsługi uroczystości i wiele ciekawych ofert związanych z organizacją tego najważniejszego dnia w życiu. Wszyscy uczestnicy Targów będą mogli zdobyć mnóstwo atrakcyjnych nagród ufundowanych przez wystawców (np. profesjonalną ślubną sesję zdjęciową!). W programie Targów jest pokaz sukni ślubnych i zapierający dech
17
REKLAMA
w piersi pokaz bielizny damskiej i męskiej. W czasie trwania Targów odbędą się także inne ciekawe pokazy: wystąpi barista, który zaprezentuje zachwycającą sztukę barmańską, odbędzie się także atrakcyjny pokaz tańca. Wstęp na Lubuskie Targi Ślubne jest bezpłatny, wszyscy Lubuszanie są serdecznie zaproszeni na to wspaniałe wydarzenie. I Lubuskie Targi Ślubne odbędą się 5 lutego 2012 r. w godz. 11.00-17.00 w hali CRS przy ul. Sulechowskiej w Zielonej Górze
www.cgk.zgora.pl
Co? Gdzie? Kiedy? w lutym 2012 12.02. Zakopower - jeden z najpopularniejszych zespołów w naszym kraju. Każdy, choć raz w ubiegłym roku, nucił „Boso”. Teraz macie niepowtarzalną okazję sprawdzić, jak kapela wypada na żywo i to dwukrotnie! Zakopower zagra o godzinie 17:00 oraz o 20:00 w Filharmonii Zielonogórskiej. Bilety do nabycia w cenie 110 zł. Tego samego dnia w Hydor(za)gadce z walentynkowym recitalem wystąpi Krzysztof Piasecki wraz z zespołem (18:00; 30zł). 14.02. Święto zakochanych w naszym mieście zapowiada się nad wyraz interesująco. Dla miłośników żartów Piwnica Ar-
tystyczna Kawon zaprosiła do siebie Kabaret Moralnego Niepokoju. Formacja zaprezentuje premierowy program „Galaktikos”(20:00; 70 zł). Jeżeli wolicie spędzić walentynki przy muzyce, to tej na pewno nie zabraknie w hali CRS, gdzie pojawi się Beata i Bajm. Ceny biletów wahają się od 30 do 80 złotych. Przewidziano również specjalny sektor dla singli. 26.02. Ważna data dla każdego szanującego się fana thrash metalu. Do 4 Róż Dla Lucienne zawita prawdziwa legenda tego gatunku. Acid Drinkers po raz kolejny nawiedzą Zieloną Górę. Na pewno usłyszymy sporo
kawałków z ostatniego dzieła w ich dorobku „Fishdick Zwei – The Dick Is Rising Again”, ale nie powinno również zabraknąć starszych hitów (19:00). 2.03. Koleżanka Czesława Mozila, która nie dość, że pięknie śpiewa, to jeszcze gra na fortepianie. Eklektyzm to jej drugie imię. O kim mowa? O Gabie Kulce, która na początku marca odwiedzi nasze miasto, a dokładniej Hydro(za)gadkę. Jej koncert rozpocznie się o 19:00, a kosztować będzie 30 złotych.
18
Kultura - recenzja
LUTY 2012
Przyzwyczajenie psuje naszą filozofię Chciałbym odzwyczaić się od wszystkiego, móc wszystko od nowa widzieć, od nowa słyszeć, od nowa czuć. Przyzwyczajenie psuje naszą filozofię. Georg Christoph Lichtenberg Oto przed Wami wywodzik filozoficzny o filozofii jako takiej. Nie chciałabym sobie pochlebiać na samym już początku, aby przypadkiem Was nie zniechęcić zanadto, jednakże sama idea przelania mych myśli na papier wywodzi się nie skąd inąd, jak tylko z przekonania, że w XXI wieku każdy sobie filozofem jest i nawet nie zdając sobie sprawy nowe kierunki myśli otwiera.
W końcu wolni jesteśmy, czujemy wolność, choć właściwie czym ona jest to ciężko stwierdzić. Wiemy natomiast, jak sobie jej przeciwieństwo wyobrazić i to chyba staje się punktem zwrotnym w jej definiowaniu. Zacznijmy więc, że kreator świata wymyślił sobie, że da ludziom wolność ot tak, niech ją posiadają, w końcu stworzenie losu, od którego byliby całkowicie zależni, jest
dość słabe, nawet jak dla Boga. Oglądanie takich przedstawień z góry, kiedy jest się reżyserem, scenografem i jedynym widzem w jednej osobie, jest nudne i wtórne, więc niech mają ludzie wolność i sami sobie życie układają. I tak narodziło się zło. Zło jest nam potrzebne, tylko po to, abyśmy byli wolni, wolni jak aktorzy, którzy na bieżąco tworzą spektakl, a stwórca oglądając go myśli: „Szekspir mi się udał
w sumie, theatrum mundi (teatr życia) już tyle wieków temu określił jako życie i nazwa ta sprawdza mi się do teraz”. A więc żyjemy w ciągłym perfomance, co to go możemy tworzyć dlatego, że ktoś stworzył zło. I to dzięki niemu wolni jako tako być możemy, bo zawsze mamy wybór. A XXI wiek powinien być określany mianem wieku wyborów. Spójrzmy - wybiera-
19
LUTY 2012 my wszystko, wszystko, co to jedno słowo zawierać w sobie może. Skoro to, co jesteśmy w stanie pojąć, podlega naszej dowolnej selekcji, to również filozofię wcisnąć tam możemy. Określmy może na początku, tak dla jakiejś przejrzystości tego, co tu przedstawiam, że za filozofię uważam określenie swojego bytu na Ziemi choć rzecz wiadoma i logiczna, nie mam tu na myśli ściśle wyznaczonych celów oraz doń przebiegu, a jedynie ogólne wyobrażenie własnej egzystencji. I tak od zarania dziejów pojawiały się na naszym globie postaci, którym owe fi lozofowanie przychodziło łatwiej niż innym. Nie twierdzę, że „Metafi zyka” Arystotelesa przyszła autorowi gładko, łatwo i przyjemnie, w końcu dywagacje na temat istnienia bytów to nie bułka z masłem i kakałko. Podobnie głęboka wiara Sokratesa w siłę rozumu, kiedy wszyscy obok uważają, że mądrość jako taka od bogów płynie i to one są jej praźródłem, choć skąd sami bogowie się wzięli, to już określić trudniej, nie byli bowiem w swej hojności nazbyt wylewni. I tak poprzez wszystkie epoki, przez średniowieczne wzorce świętych, gdzie Tomasz i Augustyn wraz z Franciszkiem prym wiedli, Mikołaja z Kuzy, co w renesansie swe myśli rozprzestrzeniał, natomiast o tym, że „myślał, więc był” pan Kartezjusz nas raczył poinformować i z baroku do oświecenia szybciutko wprowadzić. Pascal, Locke, Hobbes myśli filozoficzne rozbudowywali w owym czasie, nie bojąc się wprowadzić kultu rozumu i nauki, tym samym dementując wszelkie zabobony i tradycje. Następni w tej maleńkiej pigułce byli panowie romantycy: Hegel, bracia Schlegel i Schelling, którzy w ramach panowania sinusoidy ponownie wierzyli w wolność indywidualną i narodową, powszechną mi-
łość oraz oczywiście jedność ludzi, tj. świata i Boga. Równowaga cały czas gdzieś w powietrzu wisiała. Potem nastąpiły czasy ZŁE i nieprzyjemne i zło chciało wolność zniszczyć, co byłoby paradoksem, jako że zło uznaję za część składową wolności, tak więc była to autodestrukcja. I czy z punktu widzenia czasu nie można tak tego nazwać? Na szczęście w porę tę ideową degrengoladę powstrzymano i dzięki temu mamy teraz wolność. I przez tak okrojony szkic, że aż należą się słowa przeprosin, przeszliśmy do czasów, co to dla nas są własne, czasów, które tworzymy. Świat, który teraz zamieszkujemy, jest nasz, nie jak tamten, który z książek, opowiadań i innych źródeł poznaliśmy. I w końcu z takim dorobkiem filozoficznym, jaki Ziemia (jako instytucja) nagromadziła, możemy korzystać ze wszystkiego, co nam się tylko podoba. A więc to robimy, na całe szczęście coraz bardziej jesteśmy wybredni, szukamy, poznajemy, a następnie odrzucamy lub zaczynamy żyć według tak bogatego wachlarza konceptów na życie. Nie chodzimy już do kościołów, bo tak trzeba - idziemy, bo chcemy, albo i nie – ponieważ potrzeby takiej nie odczuwamy, nasza filozofia istoty Boga z kościołem nie utożsamia i opuszczamy mury często pięknych, zabytkowych świątyń. Sięgając do filozofii wschodniej zaczynamy szukać, za namową Buddy, światła, którym mamy być dla samych siebie, żywimy się według zasad ajurwedy, bo to w sumie zdrowe odżywianie jest, za przykazaniem Kanta bronimy praw zwierząt, które również traktować należy, tak jak sami chcielibyśmy być traktowani, na koniec zaś - za słowami Jezusa - nie wstydzimy się Go i idziemy bronić krzyży - jako symboli jego poświęcenia dla ludzkości. Na
Facebook’u rozmawiamy z kim tylko chcemy, poznajemy bardzo przystojnego muzułmanina, więc umawiamy się, że na skype’ie pogadamy wieczorkiem, jak już twarzą w stronę Mekki swą modlitwę przekaże. Nic nie szkodzi, że ja w to nie wierzę, w sumie nie ma to znaczenia, moja filozofia zakłada, że każdy jest równy i wolny (John Locke już jakiś temu coś tam o liberalizmie wspominał), a w sumie Pascal zakład ciekawy i logiczny wymyślił, więc może w Boga mogę uwierzyć, nic do stracenia nie mam. Ale w życiu nie jest tak łatwo i prosto, a nasze decyzje są wiążące, o czym was przekonywać nie muszę. Niniejszy wywodzik, może pseudofilozoficzny, miał na celu ukazanie, że wszyscy jesteśmy ludźmi wolnymi, mamy swoje dziwne pomysły, ale to sprawia, że istnieje słowo „rozREKLAMA
wój”. I ten wyraz powinien towarzyszyć nam niezależnie od tego, na jaką drogę życia weźmiemy go ze sobą. Nasze pomysły to światowa eskalacja, nic innego. Ja Wam życzę i sobie właściwie także - byśmy potrafili umiejętnie wykorzystywać to, co już inni zauważyli dzięki swym daleko idącym, mówiąc bardzo kolokwialnie, rozkminom i na podstawie ich skutków tworzyli własne, mądre filozofie życiowe, bo w końcu tak nam się czasy poukładały, że uczyniły z nas fi lozofów, a ja może jestem naiwna, ale wierzę, że genialnych i takich, co po sobie równie ważne, jak te z których teraz korzystamy, wnioski dla przyszłych pokoleń pozostawią.
Katarzyna Kinga Krescencja Kapińska
20
Muzyka
LUTY 2012
LUTY 2012
Muzyka
21
Pan od piosenki z reklamy W Polsce można zdobyć popularność dzięki reklamie. Nie tylko występując w niej, ale także użyczając do jakiegoś spotu swojej kompozycji. To właśnie za sprawą utworu zdobiącego reklamę pewnej sieci komórkowej, Polacy dowiedzieli się o brytyjskim artyście Jamesie Harriesie, który odwiedził w styczniu nasz kraj z serią koncertów. Zagrał też w Zielonej Górze i udzielił nam wywiadu. Od ubiegłego roku jesteś w trasie koncertowej, która obejmuje wiele państw. Jak do tej pory przebiega to tournee? Koncerty w którym kraju wspominasz najmilej? Wszystko przebiega dobrze. Właściwie to przez większość 2011 roku koncertowałem i póki co wszystko idzie ok. W każdym kraju, który odwiedziłem, było coś pozytywnego. Latem byłem w Izraelu i było tam bardzo ciepło, mogłem popływać w morzu. Świetnie było też w Czechach, jak zwykle zresztą. Tutaj w Polsce też nie mogę na nic narzekać, może poza pogodą (śmiech). W Polsce dopiero zaczynasz zdobywać popularność, ale w rodzimej Anglii jesteś dość rozpoznawalny, zdobywasz pozytywne recenzje. Za co najczęściej chwali się twoją muzykę? Wiesz, dobre recenzje według mnie nie przekładają się na popularność artysty. Nie nazwałbym siebie znanym wykonawcą w Anglii. Radzę sobie i mam możliwość występowania tam w wielu miejscach. Mam również to szczęście, że otrzymuję sporo pozytywnych recenzji swoich płyt, chociaż w każdej z nich piszą coś zupełnie innego. Staram się ich jednak nie czytać zbyt często, więc tak do końca nie
wiem co o mnie piszą.
mojej muzyki w recenzjach.
A wśród tych recenzji, które przeczytałeś znalazła się może taka, gdzie było porównanie, które wyjątkowo utkwiło ci w pamięci? Była jedna taka z zabawnym porównaniem. Opublikowano ją w „The London Magazine” i jej autor stwierdził, że brzmię jak „naćpany Ryan Adams”. Zabawne w tym wszystkim jest to, że o ile mi wiadomo, Ryan Adams naprawdę zażywał swojego czasu sporo narkotyków, a ja nie. Tę recenzję akurat bardzo dobrze zapamiętałem.
Swoją muzyczną karierę zaczynałeś jako artysta uliczny, czyli tzw. busker. Było to w Paryżu. Możesz nam opowiedzieć trochę o tamtym okresie w swoim życiu? To bardzo interesująca sprawa, bo nigdy nie nazwałbym się buskerem. Aczkolwiek grałem na paryskich ulicach. To było bardzo dawno temu. Jeszcze wtedy grałem na saksofonie, ale ktoś mi go ukradł. Pożyczyłem więc gitarę i zacząłem grać na niej, ludzie rzucali mi pieniądze. To był świetny czas. Byłem młody, beztroski i mogłem całymi dniami grać na gitarze i śpiewać. No i w końcu to wszystko działo się w Paryżu, który jest przepięknym miejscem. Wspominam ten okres z rozrzewnieniem.
W tych wszystkich recenzjach często porównuje się ciebie do innych, bardziej znanych artystów. Jakie są zatem twoje największe inspiracje muzyczne? Każdy, kto pisze recenzję płyty, musi ją do czegoś porównać, aby czytelnik miał jakieś odnośniki. Mam dużo szczęścia pod tym względem, gdyż wielu artystów, do których się mnie porównuje, jest muzykami, których na co dzień słucham, lubię i szanuję. Osobiście najmocniej inspiruję się Bobem Dylanem, a do niego jeszcze mnie nigdy nie porównano. Jego twórczość cenię sobie jednak bardziej niż wielu innych osób, których wskazywano jako odnośnik do
A czy teraz będąc artystą wydającym płyty, koncertując na całym świecie, nie tęsknisz za tą buskerową niezależnością? A może obecnie dalej nie jest pod tym względem tak źle? Wcale nie przeszedłem na jakąś inną stronę mocy. Nadal jestem niezależny i szczęśliwy. Jedyną różnicą między tymi dwoma okresami jest to, że teraz buskeruję po scenach, a nie na ulicy. Poza tym wciąż podróżuję, wciąż poznaję interesujących ludzi
i nadal jestem względnie wolny i niezależny. Ostatnimi czasy zapanowała w muzyce moda na spokojniejszą i bardziej liryczną muzykę. Dlaczego twoim zdaniem ludzie wybierają takie dźwięki odchodząc od bardziej dyskotekowej odmiany popu? Wiesz, to wszystko zależy chyba od kraju. W Wielkiej Brytanii taka odmiana popu jest cały czas popularna. Jednak zauważam, że teraz coraz więcej artystów solowych zyskuje coraz większą popularność. Może zabrzmię teraz nieco cynicznie, ale to może mieć coś wspólnego z sytuacją na rynku. Zapraszanie takich artystów po prostu jest tańsze (śmiech). Tak naprawdę nie wiem jednak co jest teraz popularne i chyba nie jestem odpowiednią osobą do udzielenia odpowiedzi na to pytanie.
Michał Cierniak metalizacja@index.zgora.pl
22
Muzyka
LUTY 2012
Niestandardowo
Kapela rockowa bez gitary? Wiele osób na samą myśl o takim tworze popukałoby się w głowę. A jednak można i to w bardzo dobrym stylu, co udowadniał przez lata zielonogórski Betatest. Udowadniał, bo nastały w ich składzie zmiany. O nich i o tym, czym jest ów zespół, opowiedział jego wokalista i basista – Jarek Gil. Od kogo wyszła inicjatywa założenia Betatest i jak w ogóle się to wszystko zaczęło? Wróciłem wtedy z Anglii i po dwuletniej przerwie w graniu miałem wielki głód. Z Kielem się zgadałem, bo grałem z nim krótko wcześniej i wiedziałem jak on gra, a gra za***ście... Wasze instrumentarium to tylko bas, perkusja i oczywiście wokal. Czy założyliście sobie taki plan na początku, czy po prostu były problemy ze znale-
zieniem gitarzysty? Dokładnie tak – były problemy ze znalezieniem gitarzysty. Próbowałem dwóm gitarzystom pokazać swoje kawałki, ale że mam spaczone poczucie rytmu to odmówili uczenia się moich riffów. Tak się też wtedy złożyło, że fascynowałem się przesterowanym basem, graniem z dwóch wzmacniaczy itd. Więc tak zostało... aż do teraz. W waszych kawałkach brak gitary jednak nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie – można na-
wet dojść do wniosku, że macie gitarzystę. Jak reagują ludzie, gdy na koncertach widzą, że jest was tylko dwójka? Zdania są zawsze podzielone. Zdecydowanie ludzie często nie mogą uwierzyć w to co widzą i są zachwyceni, że można grać rock bez gitary. Bywały też opinie typu „za***sta muza, tylko jeszcze gitara by się przydała”. Szczerze mówiąc, to ja po jakimś czasie też zacząłem się przychylać do tej opinii. Wasza muzyka może kojarzyć
się z surowszą wersją Tool. Jak zapatrujesz się na takie opinie? Bardzo pozytywnie. Swoich inspiracji nie da się ukryć. Fascynują mnie kompozycje i zawiłe rytmy Tool, oraz bas z Muse i The Mars Volta. Kiela zaś inspiruje styl gry Ślimaka. I to wszystko oczywiście słychać. Przed Betatestem graliście w wielu zielonogórskich kapelach. Pobyt w której z nich wspominasz najmilej? Grałem kiedyś w zespole
Muzyka 23
LUTY 2012 3:40, byliśmy laureatami Rock Nocą w 2001. Graliśmy jakieś 4 lata, aż do czasu naszej emigracji do Anglii. Mieliśmy w tamtym zespole wiele kompozycji, do których mam wielki sentyment i bardzo żałuję, że nigdy nie udało nam się ich dobrze nagrać. Moi koledzy z tamtego zespołu nadal próbują organizować grania 3:40, ale nie wiem co z tego wyjdzie. Skoro już sięgamy w przeszłość – jak oceniasz obecną kondycję sceny zielonogórskiej pod względem jakości i ilości zespołów, w porównaniu z przełomem lat 90-tych i dwutysięcznych, kiedy to bardzo dużo działo się w naszym mieście? Wydaje mi się, że teraz jest więcej zawodowych mło-
dych zespołów niż w czasie, gdy ja zaczynałem. Wtedy było więcej, ale teraz są lepsze. Dzięki Myspace, Facebook i innym portalom społecznościowym, dzieciaki na początku tego wieku wchłonęły bardzo dużo zachodnich wpływów. Dlatego kapele, które zaczynają grać, dużo szybciej zaczynają brzmieć profesjonalnie niż kiedyś. Żeby nie być gołosłownym – polecam na przykład zespół Mystic Mind. Jest też kwestia sprzętu. W 90ych latach graliśmy na jakichś g***nych gitarach i piecach, a jak się chciało przester, to używano kultowego efektu Metal Zone, który pan Zbigniew Adamczak ze studia Polysound pieszczotliwie nazywał „pszczółka maja”. Teraz każdy dzieciak ma Fendera i Marshal-
la! I tak powinno być. Inna sprawa, że teraz jest chyba trochę mniej imprez muzycznych niż kiedyś, szczególnie w Zielonej Górze. Jakiś czas temu zamknięto trzy świetne kluby na Kampusie B. Nie wiem gdzie teraz studenci chodzą wieczorami. Widocznie do tych dwóch nowych dyskotek. Sporo grywacie na żywo. Supportowaliście m.in. Artrosis czy Acid Drinkers. Który z waszych koncertów utkwił w Twojej pamięci jako najlepszy? Najlepszy koncert mieliśmy w Kotłowni dwa lata temu, przed TSA. Pełny klub i świetne nagłośnienie no i my byliśmy w szczytowej formie. Jakie plany Betatest ma na
przyszłość? Ostatni rok był raczej rokiem przerwy dla nas. Pomysły na utwory w dwuosobowym składzie się trochę wyczerpały. Teraz ruszamy w nowym składzie razem z gitarą. Zaczął z nami grać Przemek Kińczyk, gitarzysta z zespołu Mamy Prąd. Możemy jednak zapewnić, że pomimo standardowego teraz składu, muzyka wcale nie będzie standardowa. Przemek się bardzo dobrze wpasował, bo w jego grze słychać tą samą paranoję maniakalno-depresyjną co w naszej muzyce. Mam nadzieję, że się zobaczymy na kilku koncertach.
Michał Cierniak
24
Miasto Filmów
LUTY 2012
MIASTO FILMÓW Piątek, godz. 13:00 na 96 fm www.facebook.com/miastofilmow
Bardzo dobry, gorszy film Pierwszy Holmes Ritchiego podzielił widzów. Brytyjski reżyser zadarł zarówno z ortodoksyjnymi fanami własnego stylu, jak i miłośnikami tradycyjnego wizerunku genialnego detektywa w kulturze. Przy części drugiej nie było już kogo wkurzać – każdy wiedział, czego się spodziewać, więc wystarczało zadowolić tych, który na „Grę cieni” się wybrali. Ta przewidywalność jest największą wadą filmu. Po kolei. „Sherlock Holmes” z 2010 kończył się nowym celem dla bohatera tytułowego – dopaść złego profesora, Jamesa Moriarty’ego. W pogoni zanim towarzyszy mu (chcąc-nie chcąc) Watson. W tle – rozruchy na linii Francja – Niemcy, a każdy niedelikatny ruch może doprowadzić do wojny światowej. Robert Downey Jr. to oczywiście gość, który był Holmesem Ritchiego, nim były mąż Madonny pomyślał o zrobieniu tego filmu. W roli niedojrzałego, nonszalanckiego, a przy tym genialnego lekkoducha sprawdza się pierwszorzędnie. Swoją drogą, bliźniaczo podobna postać do Tony’ego Starka, bohatera odgrywanego przez Downeya w „Iron Manie”, czyż nie? Jednak na jeszcze większe oklaski zasługuje Jude Law. Dr Watson w jego wykonaniu to rzecz bezbłędna – balansująca na granicy zmęczenia, przywiązania, złości i wierności przyjacielowi. A przy tym stara się utrzymać w dobrym zdrowiu swe małżeństwo, psa i naturalnie, Sherlocka. Minusy są. I to dość znaczące – rażąca wtórność względem części pierwszej, jak „planowanie” walki w myślach (co pod koniec filmu zostało przedstawione wręcz kuriozalnie), spowolnienia przecinane szybkimi ujęciami, wszystko, co
Na oklaski zasługuje Jude Law - Dr Watson w jego wykonaniu to rzecz bezbłędna – balansująca na granicy zmęczenia, przywiązania, złości i wierności przyjacielowi. w „jedynce” zadziałało. Nie od wczoraj jednak wiemy, że wzięcie dobrych rzeczy z części pierwszej i pomnożenie ich razy dwa to tylko część przepisu na udany sequel. Drugą część Guy Ritchie (albo, co bardziej prawdopodobne, Robert Dwoney Jr.) musiał gdzieś zgubić między kartkami scenariusza. No właśnie, scenariusza. „Sherlock Holmes” intrygował i był udanym powrotem do zapomnianego nieco kina detektywistycznego. W „Grze cieni” fabuła sprawia momentami wrażenie umownej, obliczonej na jak najczęstsze eksponowanie scen akcji. Dość powiedzieć, że
od początku wiadomo, kto jest „tym złym”, problem polega na przyłapaniu profesora (zdecydowanie za mało demonicznego) na gorącym uczynku. „Sherlock Holmes: Gra cieni” jest jednak filmem bardzo dobrym. Co z tego, że patenty z obrazu z 2010 są powtarzane, skoro cały czas bawią? Co z tego, że nieomylność Holmesa wyniesiono do superbohaterskiego poziomu, skoro każdą akcję z jego udziałem oglądamy z zapartym tchem? Dowcipy śmieszą, akcja wciąga, końcówka zaskakuje, a dwie godziny z kawałkiem mijają w oka mgnieniu. Czyż nie
jest to przepis na świetny film? Guy Ritchie to osoba stworzona do kręcenia filmów akcji. Widzi rzeczy niewidzialne dla innych i lubi się tym chwalić. I może trochę szkoda, że sprzedał duszę diabłu, że zarzucił specyficzny, brytyjski klimat na rzecz hollywoodzkiego klimatu, ale wybaczamy mu to z każdą minutą jego najnowszego dziecka. „Gra cieni” jest gorsza od części pierwszej, jednak nie ma na arenie międzynarodowej arenie reżysera oferujące rozrywkę na takim poziomie. Michał Stachura
Książka Miasto Filmów
LUTY 2012
25
Kot w butach 3D
Rzeź
Dziewczyna z tatuażem
W ciemności
Spin off w kinie - rzecz całkiem jeszcze świeża, ale już chętnie przez producentów wykorzystywana. Cóż to takiego? Jest to wyciągnięcie bohaterów z dalszego planu na pierwszy front i poświęceniu im całego filmu. Tak na świat przyszedł „Kot w butach”, którego poznaliśmy niemal dekadę temu w „Shreku”. Tym razem dostajemy obraz zupełnie autonomiczny poświęcony jego solowym przygodom. Cała produkcja to całkiem zgrabny kolaż baśni, legend i westernów. Pojawia się gęś znosząca złote jaja, magiczna fasola, gadające jajko, natomiast główny bohater jest animowaną wersją Zorro. Wizualnie jest kolorowo, fabularnie bardzo dynamicznie i latynosko, do tego bywa naprawdę śmiesznie. Słowem rozrywka dla całej rodziny. Trzeba szczerze przyznać, że „Kot” bije na głowę ostatnie części przygód Shreka i to nawet nie „pacząc” w jego stronę!
Komedia niejedno ma imię. Kiedy już zdawało się, że Polański na dobre dołączył do ważnych (nudnych) reżyserów, tworzących ważne (nudne) filmy, pojawia się „Rzeź”. Ekranizacja sztuki „God of Carnage” nie wywołuje salw śmiechu, to raczej gorzkie kino z szansą na autorefleksję. Dwie pary spotykają się, by dogadać się po bójce synów, w której jeden z nich stracił siekacze. To tylko pretekst do festiwalu wyrzutów, winy, kompleksów, życiowych nadziei i zdradzonych ideałów. Bezbłędna obsada wynagradza ubogą (siłą rzeczy) scenografię, a diabelnie celne dialogi sprawiają, że kupujemy nowe dzieło Polańskiego bez reszty. Jest jednocześnie prawdziwie, gorzko, i sarkastycznie, a jeśli zabawnie – śmiech zamiera nam na ustach. Świeży, szybkostrzelny film. Tak absurdalny, że chwilami aż zbyt prawdziwy. A co z nami będzie, gdy znajdziemy się na zakręcie?
Do Polski dotarła ostatnimi czasy moda na skandynawskie kryminały. Dlatego pewnie „Dziewczyna z tatuażem”, będąca adaptacją powieści „Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet” Stiega Larssona, była tak wyczekiwanym u nas filmem. I produkcja ta nie zawodzi. Z tego obrazu bije charakterystycznym chłodem i tajemnicą. Mimo że głównymi odpowiedzialnymi za niego są Amerykanie, czuć tu nordycką rękę. Fenomenalne kreacje stworzył tu duet Daniel Craig – Rooney Mary. Są to pełnokrwiste postaci, które świetnie ubarwiają swoją obecnością i tak bardzo ciekawą fabułę. Ta z kolei wymusza na nas skupienie i uwagę od pierwszej do ostatniej minuty filmu, a i tak zakończenie może nieźle zaskoczyć. Dzieją się tam także bardzo pokręcone i niekiedy wynaturzone rzeczy. I pomyśleć, że Skandynawia uchodzi za taką spokojną krainę.
Film Agnieszki Holland jest naszym tegorocznym kandydatem do Oscara. Dodajmy, że bardzo mocnym kandydatem, bo to bardzo mocny film, w pełnym znaczeniu tego słowa. Historia Leopolda Sochy, który podczas II Wojny Światowej uratował grupę Żydów ukrywając ich w lwowskich kanałach, skupia się przede wszystkim na psychice poszczególnych bohaterów i ich charakterach. A mamy ich tu cały koloryt. Nie ma w tym filmie bohaterów czarnych albo białych. Każdy ma jakieś wady i słabości, niezależnie od tego, po której stronie barykady stoi. Dzięki temu udała się ucieczka od klasycznego podziału na dobrych i złych. U Agnieszki Holland zło czy dobro, tkwi w człowieku jako takim. A fenomenalna gra aktorska sprawia, że ta historia, która przecież wydarzyła się naprawdę, jest dla widza jeszcze bardziej wstrząsająca.
Paweł Hekman
Michał Stachura
Michał Cierniak
Michał Cierniak
CYTAT MIESIĄCA:
- Skąd wiedziałeś, że cię znajdę? - Nie znalazłeś mnie... zwaliłeś na mnie wieżę. "Sherlock Holmes: Gra Cieni"
26 Muzyka O co chodzi z Dolores? Dolores O’Riordan i jej zespół The Cranberries po ponad 10 latach przerwy wrócili na scenę. W lutym ukazuje się nowy album "Roses" (zapowiedź obok). Już teraz można ściągnąć najnowszy singiel The Cranberries “Show Me”. Mówi się, że Dolores radziła sobie z popularnością grupy The Cranberries z pomocą terapeuty. Irlandzka formacja stała się sławna na początku lat 90-tych i zniknęła ze sceny w 2003 roku, aby powrócić na nią 6 lat później. Wokalistka wyjawiła w programie "BBC Breakfast", że jakiś czas przed rozwiązaniem zespołu czuła się przytłoczona nadmiarem pracy i korzystała z terapii, aby poradzić sobie z silną presją. "Myślę, że powinniśmy przerwać wszystko po drugiej płycie. Byliśmy tacy sławni, że ciągle robiliśmy teledyski, wywiady i sesje zdjęciowe. Taki tryb życia sprawia, że człowiek się wypala. Odwiedziłam w tym czasie wielu lekarzy, którzy w końcu wysłali mnie do psychiatry, a on stwierdził, że to nie ja jestem szalona, tylko świat, w którym żyję", wspomina Dolores O’riordan, która wspólnie z The Cranberries wyruszy w tym roku w nową trasę koncertową promującą nowy album "Roses".
REKLAMA
LUTY 2012
Do usłyszenia w lutym 2012! THE FRAY „Scars & Stories” Amerykańska grupa pieszcząca narządy słuchowe delikatnym rockiem powraca. Teraz tak do końca delikatnie ma jednak nie być. Na krążku „Scars & Stories” ma pojawić się więcej dynamiczniejszych partii i energetycznego klimatu z występów grupy na żywo. The Fray może przejść za sprawą tej płyty jako grupa, która bardzo ciekawie wykorzystała budżet na jej nagranie. Pół poszło na sesje nagraniowe, a pół a podróże po świecie. Bo te przecież kształcą. Premiera: 6 lutego GOTYE „Making Mirrors” Pod koniec ubiegłego roku cała Polska oszalała na punkcie tego stacjonującego w Australii Belga. Wszystko za sprawą utworu z cymbałkami i teledysku z pomalowanymi golasami. Do tego wystarczyło dodać kapitalną barwę głosu Gotye’go, porównywaną do wypadkowej Petera Gabriela i Stinga. Apetyty na „Making Mirrors” są zatem wprost proporcjonalne do
ilości odsłon „Somebody That I Used Yo Know” na YouTubie. Życzymy zatem wszystkim muzycznej sytości w lutym. Premiera: 7 lutego THE CRANBERRIES „Roses” Aż dekadę trzeba było czekać na nową płytę Irlandczyków. Ekipa dowodzona przez charyzmatyczną Dolores O’Riordan zrobiła sobie kilkuletnią przerwę od wspólnego grania, ale jak to bywa z wieloma kapelami, które decydują się w pewnym momencie na taką decyzję, powrócili. Czy z pobudek serca czy ze względu na kończące się oszczędności – nie wiadomo. Ale czy to ważne, skoro zapowiada się fajna płyta w stylu starego The Cranberries? Ci, którzy słyszeli single, wiedzą o co chodzi. Premiera: 13 lutego CHER LLOYD „Sticks & Stones” Angielska wokalistka może być dobrym wzorem dla uczestników talent show, którym nie udało się ich wygrać. Ba, nawet nie dotarli do finału. Cher skończyła
na 4 miejscu angielskiej edycji X-Factor, a teraz zaczyna podbijać świat. Wyłowiła ją amerykańska wytwórnia, zaprosili na jej płytę gwiazdy muzyki pop i nawet zarzucanie Mickowi Jaggerowi, że jest chwalipiętą („Swagger Jagger”) jej się upiekło. Premiera: 20 lutego KAROLINA KOZAK „Homemade” Jeśli nad waszą płytą pracują ludzie, którzy mają w CV kooperacje z Anią Dąbrowską, Noviką czy Brodką, a jej producentem jest Andrzej Smolik, zapewne wyjdzie z tego coś ciekawego. Czy tak będzie z płytą Karoliny Kozak? Wszystko wskazuje, że tak. Do wyżej wymienionych czynników dochodzi także ciekawa postać artystki, która oprócz muzykowania znamy także z anteny radiowej Trójki czy MTV. A poza tym to przesympatyczna i wrażliwa muzycznie osoba. Premiera: 20 lutego
Oprac. Michał Cierniak
Muzyka
LUTY 2012
27
Za dużo czekolady, INDEX LISTA Notowanie nr 126 (sobota, 28.02.2012.)
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10
The Cranberries Tomorrow Gotye feat. Kimbra Somebody That I Used To Know Power of Trinity Chodź Ze Mną Red Hot Chili Peppers Monarchy Of Roses Muchy Nie przeszkadzaj mi, bo tańczę Adele Someone Like You Coma Los Cebula i Krokodyle łzy Lana Del Rey Video Games Nickelback When We Stand Together Shinedown Bully
Głosuj na www.index.zgora.pl Przepis na przebój karnawału jest bardzo prosty: akordeon, piękne panie w klipie i gość, który czaruje swoim portugalskim hitem. To składniki nagrania „Ai Se Eu Te Pego” Michaela Telo. Teledysk na YouTubie obejrzało już 12 milionów internautów. Mimo tak ogromniej liczby wyświetleń mamy do czynienia z hitem jednego sezonu, który po karnawale zniknie z radiowych anten. Podobny los może spotkać Gotye, który podbił muzyczny świat nagraniem „Somebody That I Used To Know”. Zwolennicy dzielnie wrzucają klipy na swoje facebookowe ściany, a przeciwnicy krytykują zbyt dużą częstotliwość grania tego utworu w stacjach radiowych. Na pewno fanów muzyki cieszy powrót formacji The Cranberries. Album „Roses” już wkrótce znajdzie sie na półkach, a singiel z tego krążka jest naszym numerem 1. facebook.com/lista96fm
Mateusz Kasperczyk, Audycja "Index Lista", sobota, godz. 20:00
REKLAMA
panie Reznor Trent Reznor chyba zbyt szybko uwierzył życzliwym, że jest soundtrackowym mistrzem. Po Oscarze i zasłużonym uznaniu za ścieżkę dźwiękową do „The Social Network”, lider Nine Inch Nails postanowił po raz kolejny zmierzyć się z muzyką filmową. Po raz kolejny jest to flirt udany. Problem polega na tym, że trzygodzinny. Nieczęsto generuje się tyle hałasu dookoła muzyki do filmu, szczególnie, że są to utwory instrumentalne. Album genialnie się zaczyna i kończy – klamrę stanowią jedyne w zestawie piosenki, covery Led Zeppelin i Bryana Ferry’ego. W otwierającym „Immigrant Song” wspaniale wydziera się Karen O z nowojorskiego Yeah Yeah Yeahs, zaś wieńczący zestaw „Is Your Love Strong Enough?” śpiewa żona Reznora, Mariqueen Maandig. Wszystko, co dzieje się w tak zwanym międzyczasie, to rzecz z zupełnie innej półki. Nie mogę dojść, dla kogo „The Girl With The Dragon Tattoo” zostało wydane. Dla fanów filmu? Książki? Dla miłośników talentu Trenta? Dla samego Trenta? Trudno powiedzieć, wszystko przez to, że na zestaw składają się trzy płyty, z czego zdecydowaną większość stanowią niepokojące, elektroniczne utwory. Sto osiemdziesiąt minut takich brzmień każdego przemieni w paranoika, nie mówiąc już o powtórnym odsłuchaniu. Muzyka filmowa ma to do siebie, że na dłuższą metę potrafi znużyć i niewprawionym w boju na pewno nie mogę tej
płyty polecić. Trudno też z tego dźwiękowego monolitu cokolwiek wyróżnić – ja zapamiętałem groźne, pulsujące „People Lie All The Time” i ładne, choć niepokojące „A Pair Of Doves”. Jednak jeśli znacie i lubicie takie klimaty, będące bardziej dźwiękowymi pejzażami, niż utworami muzycznymi z początkiem, punktem kulminacyjnym i zamknięciem, Reznor ma dla was rzecz pionierską. Soundtracki to nie moja bajka, lecz wokół tej płyty było tak głośno, że skusiłem się. Na pewno nie żałuję, ale do dzieła Reznora i Atticusa Rossa prędko nie wrócę. Jak to mówią, po trzech godzinach (podobno) nawet czekolada się nudzi. Michał Stachura
Słuchaj audycji "Rock nocą" w piątek o godz. 22:00 w Radiu Index!
28 Kultura
LUTY 2012
Misja na Czarny Ląd
No to FRUUU!
Inicjatywa Sceniczna FRUUU to powstały w 2010 r. zespół artystyczny zajmujący się działalnością kabaretową i improwizacyjną. Grupa znana jest między innymi z imprezy o nazwie „Spontaniczne Roboty Sceniczne” odbywającej się w Klubie Jazzowym „U Ojca”. Najbliższy występ z tego cyklu już 8 lutego o godz. 20:00.
Zespół tworzy kilkunastu ludzi o różnym doświadczeniu scenicznym, zaangażowanych również w inne projekty i grupy. FRUUU nie ma sztywnych ram, nie ma stałego składu, ma za to łączącą wszystkich wspólną pasję! Dzięki temu zespół w krótkim czasie osiągnął wysoki poziom wchodząc w dziedzinie improwizacji do polskiej czołówki. Inicjatywa brała udział w ogólnopolskich festiwalach, prowadziła otwarte warsztaty w ramach Akademii Sztuk Przepięknych podczas Przystanku Woodstock. Siedzibą FRUUU jest Zaułek Artystów "Krzywy Komin" przy ul. Fabrycznej 13 w Zielonej Górze. „Powszechny Zaciąg” to akcja promocyjna warsztatów
kierowanych do wszystkich sympatyków kabaretu i improwizacji, w szczególności do środowisk studenckich Zielonej Góry i Sulechowa. Odbywają się w przyjaznej atmosferze i mają na celu pomoc w zrozumieniu poczucia humoru, fenomenu śmieszności, w odkryciu w kursantach własnego, wewnętrznego kabareciarza. Umiejętności zdobywane na zajęciach są przydatne nie tylko na scenie, ale również w życiu prywatnym. Inicjatywa Sceniczna FRUUU pragnie zaprosić wszystkich chętnych do zmierzenia się z radosną tematyką kabaretu i improwizacji na scenie. Chętni do FRUUU wstąp!
FRUUU zaprasza:
Kajetan Suder
▪ 8 lutego o godz. 20:00 na „Spontaniczne Roboty Sceniczne” w klubie "U Ojca" ▪ 15 lutego o godz. 17:00 na warsztaty kabaretowe w Zaułku Artystów przy ul. Fabrycznej ▪ w poniedziałki o godz. 17:00 na warsztaty improwizacyjne w Zaułku Artystów przy ul. Fabrycznej www.fruuu.pl
„Co za dużo, to niezdrowo”, ale w tym przypadku zdecydowanie „od przybytku głowa nie boli”. Przybytku kolorów, muzyki, tańców hulańców. Mowa o spektaklu „Zwierzęta dr Dolittle” w reżyserii Jerzego Bielunasa. Jak wskazuje sam tytuł, na scenie pojawiły się ssaki, ptaki, owady, czworonogi, dwunogi, dzikie, domowe. Skaczące małpy, ćwierkające papugi, biegająca świnka. Sztuka podzielona jest na dwa akty, a już od pierwszych słów wypowiedzianych na scenie wywołuje uśmiech. Dwa akty, dwie różne scenerie. Pierwsza to gabinet lekarski swoją drogą doktora Dolittle, druga natomiast świetnie oddaje klimat dżungli. Obie naprawdę dopracowane. Spektakl opowiada historię Jana Dolittle, który leczy chore zwierzęta, poznaje ich mowę i bez problemu może porozumieć się z każdym z nich. I to w zasadzie one są tu głównymi bohaterami. Wkrótce następuje rzecz nieunikniona - Jan Dolittle staje się największym lekarzem, a zarazem przyjacielem wszystkich zwierząt. Z nimi wyrusza m.in. na misję ratunkową do Afryki… Wojciech Brawer, grający główną rolę, świetnie prezentuje się jako doktor Dolittle. Zwierząt jest tak dużo, a każde z nich ma coś w sobie, natomiast szczególną uwagę zwraca świnka Geb Geb. Aktorka od początku do końca wygrała swoją rolę. Cały spektakl przebiera nóżkami i ani na chwilę nie zgubiła kroku. Nie gorsza była małpa Czi Czi. Aktor, któremu przypadła ta rola, zachowywał się, jakby dopiero zszedł z drzewa. Wielkie brawa należą się Elżbiecie Terlikowskiej za stworzenie plejady efektownych kostiumów. Przecudowne, kolorowe, widoczne, a przede wszyst-
kim oddające zwierzęcy klimat. Spektakl namawia do bujania, gdyż bohaterowie śpiewają, przekazując tym samym ważne życiowe wartości. Piosenki są m.in. o tym, by zawsze być sobą, szanować się wzajemnie, a przede wszystkim pomagać. Jedna rzecz mnie rozczarowała. Mianowicie bardzo liczyłam na choreografię, o której tak wiele słyszałam. Sama zresztą miałam okazję porozmawiać z Maćkiem „Glebą” Florkiem, który był za nią odpowiedzialny. Do końca nie wiem, co chciałam zobaczyć, natomiast nie powaliły mnie tańce i niby trudne układy. Nie wiem, czy winni są aktorzy, którzy nie do końca wytańczyli to, co było zaplanowane, czy jednak odpowiedzialność leży po stronie choreografa. Summa summarum to barwne, zabawne widowisko. Ja wybrałam się z ciekawości, mimo że to spektakl przeznaczony dla najmłodszych, i polecam każdemu. Warto przenieść się w świat bajki, uśmiechnąć i docenić prosty przekaz o tym, co tak naprawdę w życiu ważne. Prosty, ale prawdziwy. Zwierzęta doktora Dolittle macie okazję zobaczyć 15, 16 i 17-stego lutego. Sprawdźcie repertuar na teatr.zgora.pl
Marika Adamska
Lubuski Teatr 29
LUTY 2012
Hipnotyzujący duet - Lubię mieć czasami odlot, ale bardzo świadomy - mówi aktorka Beata Ścibakówna. To właśnie ją wraz z Rafałem Królikowskim zobaczyliśmy w Lubuskim Teatrze w sztuce pt. „Hipnoza”. O tym, czy sami w nią wierzą i czy chcieliby kogoś zahipnotyzować, opowiedzieli w rozmowie dla Radia Index. Czy wierzycie w hipnozę? Beata Ścibakówna: (śmiech) Ja nie wierzę, ja jestem zbyt trzeźwo chodzącą po ziemi osobą i hipnozie bym się nie poddała… Lubię mieć czasami odlot ale bardzo świadomy, a hipnoza pozbawia świadomości, także nie. Rafał Królikowski: Ja przyznam, że kiedy przygotowywałem się do spektaklu, do tej roli, oglądałem filmy i absolutnie wierzę w hipnozę. Oczywiście są osoby, które łatwiej mogą poddać się hipnozie i ulegają jej, a ktoś kto nie ufa nie będzie potrafił. Myślę, że taki stan jest po prostu możliwy. Czy wiedzieliście wcześniejsze wersje „Hipnozy”? Jeśli tak, to czy były one dla was inspiracją? BŚ: Nie, nie widzieliśmy. Były jakieś inscenizacje w Warszawie, przeszły jednak bez echa. Natomiast najsłynniejszą inscenizację grała Zofia Mrozowska z Kazimierzem Rudzkim, której premiera odbyła się w 1966 roku, w Teatrze Współczesnym. Nie mięliśmy okazji jej zobaczyć. RK: Pamiętam jak przez mgłę fragmenty, pojedyncze sceny inscenizacji w Teatrze Telewizji z Piotrem Fronczewskim i Joanną Żukowską. Co dało wam inspirację do wykreowania Waszych postaci? BŚ: To jest sztuka, która jest bardzo dobrze napisana, to są tak krwiste postaci, są świetnym materiałem aktorskim, to jest bazą. Oczywiście, tak jak Rafał mówił, szukaliśmy informacji, czytaliśmy o hipnozie, rzeczy bardziej teoretyczne. Poza tym mieliśmy bardzo dobrego reżysera - Wojciecha Malajka-
Audycja "ZA KURTYNĄ" w każdy piątek o godz. 12:00 w Akademickim Radiu Index
ta, który ma nieprawdopodobną wyobraźnię i bardzo nam pomógł. Właśnie, jak współpraca z reżyserem? RK: To jest fantastyczny człowiek, kumpel, znakomity aktor. To osoba bardzo otwarta z olbrzymim poczuciem humoru i wyobraźnią. Jest to wielka frajda i spełnienie marzeń pracować z takimi reżyserami, z którymi jest się w dobrych stosunkach, a próby są bardzo twórcze. Czasami jest to radosna twórczość, która prowadzi do dyscypliny i do efektu finalnego.
Co chcieliście przekazać widzom swoim spektaklem? BŚ: Wojtek, reżyser, powtarzał nam: „Pamiętajcie, że gracie komedie romantyczną”. To nie jest przedstawienie, które mówi o tragedii społeczeństwa polskiego. Wręcz przeciwnie to jest przedstawienie po to, żeby przyjść do teatru dobrze się bawić i posłuchać dobrej literatury. Mam nadzieję, że to jak gramy też widzów bawi, zresztą słyszeliśmy jakie były reakcje i brawa, nie chwaląc się- przeważnie takie są… A dzisiaj odbyło się już 80 przedstawienie, więc mamy już doświadczenie… Załóżadamy, że hipnoza działa. Kogo chcielibyście zahipnotyzować? BŚ: (śmiech) Ja bym chciała Rafała zahipnotyzować, żeby dowiedzieć się jaki on jest… (śmiech). RK: (śmiech) Nie, myślę, że hipnozą trzeba bardzo ostrożnie się posługiwać. Nie chciałbym nikogo zahipnotyzować, a poddać się hipnozie... Jedynie komuś, komu można absolutnie zaufać… BŚ: Ale kogo ty chciałbyś zahipnotyzować, nie kto by chciał ciebie… (śmiech). RK: Nie, nikogo, może wieczorami… BŚ: I zakończmy (śmiech). RK: W jakimś klubie… BŚ: I zakończmy… Bardzo dziękuję za rozmowę. Rozmawiała Agata Małycha
30
LUTY 2012
Horoskop
HORROROSKOP walentynkowy Baran (21.03-20.04)
Miłości nie ma! I dobrze wiesz o tym. Po co być wiernym i ciągle hamować swój temperament? Lubisz konkretnych partnerów, nieszablonowe gierki i igraszki łóżkowe, więc brykaj, ile wlezie - najlepiej z Lwem. Lecz pohamuj swoją erotyczną wyobraźnię! Nie każdy lubi robić to w samochodzie podczas jazdy lub na dachu akademika. Najważniejsze dla Ciebie to zrobić to jak najszybciej, nie liczy się z kim i gdzie. Z Bliźniętami dogadasz się jak z nikim innym, a Skorpion zaspokoi Twoje najdziksze żądze (choć w nocy będzie podkradać kołdrę). Stosuj podwójne zabezpieczenie.
Byk (21.04-20.05)
Dla Ciebie każdy fragment ciała partnera to niezbadane krainy czekające na odkrycie. Ale wiesz co? Nie każdy lubi, jak mu wszędzie zerkasz, wdychasz woń czy ślinisz. Masz byczy apetyt na życie, jedzenie i oczywiście seks. Robisz w gacie na myśl o utracie gruntu pod nogami i braku akceptacji otoczenia. Najlepiej dogadasz się z innym Bykiem, który tak jak Ty ceni urok romantycznych kolacji i świec. Ze Skorpionem połączy Cię niesamowite przyciąganie erotyczne – szkoda tylko, że sprawa tyczy się osób tej samej płci co Twoja.
Bliźnięta (21.05-22.06)
Jak nic kieruje Tobą chorobowa potrzeba romansowania i flirtowania. W tych dwóch sztukach nikt Ci nie dorówna! Przestań rozbierać się już na pierwszej randce i udawać, że jesteś specjalistką od wszystkiego, bo przecież na niczym praktycznym się nie znasz. Nie odczuwasz potrzeby bycia kochaną i zakochaną, dlatego wielki wybuch namiętności na horyzoncie tylko i wyłącznie z Baranem. Z Wagą lub Wodnikiem spędzisz miło walen-
tynki, ale nie licz na intymne zbliżenia. Nie igraj z ogniem i z wykładowcami, bo się poparzysz jak nigdy.
Rak (23.06-22.07)
Pomimo swej nieśmiałości i braku pewności bardzo szybko angażujesz się w związek, nawet gdy facet tylko się do Ciebie uśmiechnie. Dla niego gotowa jesteś wziąć kredyt studencki. Oddasz mu swoje serce, czas i pieniądze, a i tak z tego wyjdzie rzadkie g… No chyba, że to będzie Byk – który zna Twoje najgłębsze pragnienia duszy, a Ty jego gust kulinarny. Pod znakiem Panny spadnie na Ciebie miłość jak „grom z jasnego nieba”. Trafi Cię tak, że aż upadniesz na twarz i stracisz górne jedynki.
Lew (23.07-23.08)
Namiętna z Ciebie kochanka o wielkiej fantazji i inwencji – prawie, że perwersji. Musisz mieć adoratora, bo inaczej wątroba Ci źle funkcjonuje. Zrobisz absolutnie wszystko, by uwieść i zdobyć obiekt swoich westchnień (łącznie z piercingiem w sutkach!). Nie patrzysz na wiek, lecz na zasobność portfela i majtek partnera. Facet musi ciągle i ciągle Ciebie adorować i chwalić. Wystarczy, by tego nie robił, a natychmiast wymieniasz go na innego. Ogarnij się! Tylko facet spod znaku Wagi to zniesie!
Panna (24.08-23.09)
Z Twoją gracją słonia i pomysłowością królika spędzisz Dzień Zakochanych samotnie. Zaopatrz się w jakikolwiek przewodnik Kamasutry. Nie, nie znajdziesz go w bibliotece uczelnianej! Idź na wieczorek singli do Pinacolady – spotkasz tam osobę, na której będziesz mogła wypróbować nowe praktyki i sztuczki. Nie przyjmuj drinków od nieznajomych. Jak przestaniesz zrzędzić, to z Rybami czeka Cię wspaniała po-
dróż po muzeum włókniarstwa.
Waga (24.09-23.10)
Pindrzysz się przed lustrem godzinami, bo wygląd jest dla Ciebie najważniejszy. Tego samego oczekujesz też od kobiet. Może nie błyskać inteligencją, ale musi wyglądać jak gwiazda filmowa. Z Wodnikiem polubicie nawzajem skubać sobie brwi pincetą. Dom studenta to nie miejsce dla Ciebie do uprawiania miłości. Ty potrzebujesz pięknego i luksusowego otoczenia. Wydajesz krocie na hotele i apartamenty oraz na wyrafinowane zabawki. Ze strzelcem w walentynki odstawicie scenki i będziecie tłuc się po plecach wałkiem do ciasta. Jesteście chorymi ludźmi!
Skorpion (24.10-22.11)
Dla Ciebie świat kręci się wokół dwóch rzeczy: sesji i seksu. Namiętność to Twoja natura. Praktycznie nie potrafisz myśleć o niczym innym. W walentynki emocje sięgną zenitu i będziesz latać po korytarzu na golasa. Twój szósty zmysł zawsze wie, co podnieca partnera, a nie da się ukryć, że nie można się przy Tobie nudzić. Twoja wyobraźnia nie zna granic, ale zgłoś się do specjalisty, jak zaczniesz bawić się woskiem i ćwiekami.
Strzelec (23.11-21.12)
Ciągle myślisz o małpich figlach i zabawach erotycznych. Jesteś w stanie robić to wszędzie (marzysz o windzie) i o każdej porze dnia. Nie znosisz rutyny, lubisz eksperymenty i jesteś zdania, że „przy jednej dziurze to i kot zdechnie”. Lubisz romanse i przygody. Z tych drugich kolekcjonujesz souveniry i masz już dość spory zbiór. Z Wodnikiem doznasz erotycznego oświecenia, powiewu świeżości, którego tak Ci brakuje. W walentynki czeka Cię noc w Heaven – prócz legitki zabierz ze sobą lubrykant.
Koziorożec (22.12-20.01)
Otoczenie ma Cię za ciapę, ale w głębi duszy niezły z Ciebie Casanova! Poza uczelnią nie możesz odpędzić się od kobiet. Nim się zaangażujesz, wszystko dokładnie analizujesz. Wynika to z braku pewności siebie i raczej pompka ciśnieniowa Ci wiele nie pomoże. Twoim marzeniem jest zrobić to na schodach Palmiarni w świetle księżyca. W arkana miłości wprowadzi Cię znak Raka, bo oczywiście jesteś dziewicą. Walentynki spędzisz tak jak lubisz – czyli w kredensie.
Wodnik (21.01-18.02)
Walentynki nie są Ci w głowie, bo Ty masz szczytny cel ulepszenia świata. Siedzisz godzinami wypełniając petycje w sprawie ACTA i zalegalizowania związków partnerskich. Nie nadążasz sam za sobą, a na fejsie masz niezły bałagan. Ogólnie cenisz sobie wolność i niezależność, dlatego związek to nie jest coś dla Ciebie. Dogadasz się ze Strzelcem, który całkowicie się Tobie podporządkuje i zgodzi na S/M. To znak, który jako jedyny będzie chciał obejrzeć Twoją bogatą kolekcję sukienek Dragqeen. Wystąpisz na scenie.
Ryby 19.02-20.03
Mało kto jest w stanie wytrzymać Twoje histeryczne nastroje. W te walentynki chciałbyś spędzić cudowne chwile pełne namiętności na łożu obsypanym pachnącymi płatkami róż. Ale z Ciebie romantyk. Zejdź na ziemię! Jak się w porę nie ogarniesz, to ten dzień spędzisz w kurniku. Ktoś z Twej grupy upije Cię i wykorzysta… do sprzątania po imprezie. Byk pokocha Cię ponad życie. Załapiesz się na promocję w Mc’donaldzie.
Wróżbita Eryk
LUTY 2012
Napisz do nas sms o treści: UZETKA a następnie ROZWIĄZANIE Z DOWOLNEGO ZADANIA na numer 72601 (napisz: uzetka rozwiązanie). Koszt 2 zł + VAT. Pierwsze cztery osoby, które wyślą prawidłowe odpowiedzi otrzymają kupon na pizze do Pizzerii la Bomba
Rozrywka
31
32
LUTY 2012
REKLAMA
Znajdź idealną pracę
Jak wiele jest sposobów, aby doskonalić swoje umiejętności? Kursy, szkolenia, seminaria, warsztaty, lekcje i pewnie wiele, wiele innych. Jak wybrać odpowiednią ofertę szkoleniową? Na rynku istnieje bardzo dużo szkół językowych oraz firm organizujących szkolenia. Osoba pragnąca zdobywać nową wiedzę i podnieść swoje kwalifikacje zawodowe ma przed sobą niełatwe zadanie. Wybierając szkolenie powinniśmy kierować się możliwością wszechstronnego rozwoju, ponieważ, jak wiemy, nauka języka obcego to nie wszystko – równie istotne są inne umiejętności, które pozwolą m.in. na łatwiejszą komunikację czy pomogą radzić sobie w trudnych sytuacjach. Pamiętajmy przede wszystkim praktycznym zastosowaniu nabytych umiejętności w życiu zawodowym.
Chcemy się rozwijać, tylko skąd na to wszystko wziąć pieniądze? Niestety wszelkie kursy nie należą do najtańszych. Z pomocą przychodzi nam Unia Europejska, która poprzez Europejski Fundusz Społeczny dofinansowuje inicjatywy oraz projekty szkoleniowe skierowane do różnych grup społecznych. Zadania te mają na celu podniesienie poziomu wiedzy, nabycie nowych umiejętności i kwalifikacji, które ułatwią poruszanie się po trudnym ciągle zmieniającym się rynku pracy. Wychodząc naprzeciw potrzebom Prymus Sp.z.o.o. realizuje projekt „Profesjonalny Pracownik Biurowy”, skierowany
do osób pracujących i mieszkających na terenie województwa lubuskiego. Bezpłatne szkolenie obejmuje dwa semestry zajęć języka angielskiego na odpowiednim poziomie (dostosowanym do umiejętności uczestnika lub uczestniczki), zakończone egzaminem na międzynarodowy certyfikat TELC. Dodatkowo realizowany będzie kurs biurowy obejmujący wszystkie zagadnienia ICT, profesjonalnej obsługi klienta, administracyjne, prawne, organizacji pracy biura i zarządzanie nim. Ostatni etap pozwoli na określanie indywidualnej ścieżki kariery zawodowej – każdy uczestnik pozna swoje mocne strony. Idealnym uzupeł-
nieniem całego cyklu będzie szkolenie obejmujący zajęcia z komunikacji interpersonalnej, metod radzenia sobie ze stresem, autoprezentacji oraz innych umiejętności miękkich. Szczegółowe informacje dotyczące projektu „Profesjonalny Pracownik Biurowy” znajdują się na naszej stronie www. pracownikbiurowy.pl, można uzyskać je także telefonicznie pod nr 68 411 39 41 lub osobiście w Biurze Projektu przy ulicy Gen. J. Sowińskiego 38A w Zielonej Górze. Rekrutacja trwa do końca lutego 2012. Zapraszamy! Karzysztof Burda