Gazeta Studencka MIESIĘCZNIK OD 2002 ROKU Gazeta Samorządu Studenckiego Uniwersytetu Zielonogórskiego ISSN 1730-0975 Nakład 10 000 Gazeta bezpłatna
81 styczeń 2012
Fot. Radosław Kaźmierczak
NR
FOKUS:
JESTEM W TYM DOBRY Głogów ::: Gubin ::: Krosno Odrzańskie ::: Lubin ::: Lubsko ::: Międzychód ::: Międzyrzecz ::: Nowa Sól ::: Nowy Tomyśl ::: Polkowice Słubice ::: Sulechów ::: Sulęcin ::: Świebodzin ::: Wolsztyn ::: Wschowa ::: Zbąszyń ::: Zielona Góra ::: Żagań ::: Żary
2
STYCZEŃ 2012
Młodzi grają lepiej! Poniedziałek 07:00 Folwark zwierzęcy 09:00 Kwadrans z książką 10:30 Index wiadomości 10:35 Serwis sportowy 13:00 Fashion victim 14:30 Index wiadomości 18:30 Kwadrans z książką (powtórka) 20:00 Sportowy salon fryzjerski 22:00 Metalizacja Wtorek 09:00 Kwadrans akademicki 10:30 Index wiadomości 10:35 Serwis sportowy 13:00 Cafe biba 14:30 Index wiadomości 18:30 Kwadrans akademicki (powtórka) 20:00 Serwis sportowy 20:05 Cudotwórcy 22:00 Cztery pory rocka
23:00 Covered Środa 10:30 Index wiadomości 10:35 Serwis sportowy 14:30 Index wiadomości 20:00 Serwis sportowy 20:05 Muzyczna akademia Indexu Czwartek 07:00 Mała czarna 09:00 Kwadrans zielonogórski 10:30 Index wiadomości 10:35 Serwis sportowy 14:30 Index wiadomości 18:30 Kwadrans zielonogórski (powtórka) 19:00 Druga strona medalu 20:00 Serwis sportowy 20:05 Electrohead 22:00 FTB Session 23:00 Royal club mix
Piątek 10:30 Index wiadomości 10:35 Serwis sportowy 12:00 Za kurtyną 13:00 Miasto filmów 14:30 Index wiadomości 20:00 Serwis sportowy 22:00 Rock nocą Sobota 20:00 Index lista 22:00 Bez szału 23:59 IndexuMixy Niedziela 20:00 Soundtrack Każdego dnia o pełnej godzinie mamy dla Was prognozę pogody, a trzy razy w ciągu dnia (8:10, 13:10, 17:10) – informator imprezowy, czyli jak spędzić ciekawie wieczór w Zielonej Górze (Konkursy!
Rozdajemy wejściówki do zielonogórskich klubów, pizzerii etc.). Również codziennie o godz. 8:00 i 15:30 prezentujemy porady językowe prof. Jerzego Bralczyka. Przez cały dzień gościmy pracowników Uniwersytetu Zielonogórskiego, władze województwa i miasta, przedstawicieli świata kultury, organizatorów kulturalnych inicjatyw w Zielonej Górze, polityków. Zapraszamy na 96 fm lub na www.index.zgora.pl, gdzie Idenxu możecie słuchac przez Internet. Do usłyszenia!
►►► Słowo naczelne Ze wszystkich pór roku, najbardziej lubię wiosnę. I choćbym miała narazić się zapalonym narciarzom, amatorom "jabłuszek" i innym miłośnikom białego szaleństwa, to jednak powiem, że dodatkowy miesiąc wiosny w roku to dla mnie przemiły, paradoksalny prezent na Święta. Chociaż przyrodnicy zapewniają, że mimo tych dziesięciu stopni na plusie nie zobaczymy zielonych pączków
na drzewach, a meteorolodzy odgrażają się, że zima przed nami, to trudno im wszystkim wierzyć, gdy za oknem taaakie słońce! Mimo wszystko dwie strony tego numeru poświęcamy zimie i tradycyjnie Waszej figurze i Waszym muskułom, a tym razem namawiamy do snowboardu. Bo może jeszcze śnieg spadnie, byłoby może nawet całkiem fajnie... (krzyżuję palce za plecami;). I tyle o sporcie
Gazeta Samorządu Studenckiego Uniwersytetu Zielonogórskiego „UZetka” ul. Podgórna 50, 65–001 Zielona Góra Tel./fax +48 68 328 7876 Mail: gazeta@uzetka.pl ISSN 1730-0975 WYDAWCA: Stowarzyszenie Mediów Studenckich REDAKTOR NACZELNA/SKŁAD: Kaja Rostkowska, k.rostkowska@uzetka.pl OGŁOSZENIA I REKLAMY: 0 602 128 355, reklama@uzetka.pl DRUK: Drukarnia „AGORA” Piła. Za zamieszczone informacje odpowiedzialność ponoszą ich autorzy. WWW.UZETKA.PL
w tym numerze. Na to wydanie składają się głównie sprawy kultury, takiej, którą tworzą studenci Uniwersytetu Zielonogórskiego (mamy muzyków, pisarzy, poetów!) i takiej, którą znamy z drogich koncertów i światowych "topek". Dzięki "UZetkowym" recenzjom i wywiadom Wasi ulubieni wykonawcy dają Wam prywatny koncert w pokoju akademika... Na tych styczniowych stronach znajdziecie też materiał Kariny Ostapiuk, uczennicy I LO w Zielonej Górze, o pewnym megamózgu, do którego kierujemy najstrudniejsze pytania w swoim życiu... ;) Zajrzyjcie na stronę 6 i 7 - polecam ten materiał zwłaszcza tym, którzy bezgranicznie
ufają SIECI. Sieci, która za pomocą myszki trzyma nas w dodatku jak na wędce. I strony, która w styczniu obchodzi swoje urodziny i jesteśmy jej winni wielki tort za to wszystko, co ZA nas robi. Okładkę powierzyliśmy Fokusowi - bo spodobało nam się jego podejście do życia, do siebie, do tego, co robi. To facet, który wie czego chce i wie, w czym jest dobry. Niech zarazi Was pasją i doda odwagi, by sięgać po to, co wolimy nazywać marzeniem, a co warto nazwać celem. Szczęśliwego Nowego Roku! Kaja Rostkowska redaktor naczelna k.rostkowska@uzetka.pl
STYCZEŃ 2012
Uniwersytet Zielonogórski
3
Zamiast życzeń na 2012
Opowieść wigilijna... Oj, zawiało od północy, prosto w ślepia biednemu diabłu, który właśnie zerknął w tamtą stronę. Aż się załzawił, nieczysta dusza. Zziębnięty do kosteczki dotarł jednak do oznaczonego miejsca i patrzy. A tam dziura w ziemi głębsza od gardła absolwenta AK (ASK, PKO, innych kierunków – niepotrzebne skreślić). A na dnie tej dziury ktoś szufluje - wielka bryła ziemi wyleciała i wpadła diabłu w pysk, bo akurat w tej chwili się nad dziurą schylił… Ech, biednemu zawsze wiatr w oczy a gleba w pysk… Oj, nagle z dziury hukło, zawrzasnął ktoś dziko, potem zaraz gorącą falą złowonne powietrze uderzyło, a tak, że diabłem ciepło o najbliższe drzewo – olchę, oczywiście! A z dziury płacz rozpaczny i mamrotanie przeklętliwe dobiegło wraz z chlupotem gęstym a żwawym. Hej, diabeł ziemię odpluł, miodu kwaterkę sobie do głosu nalał i raz jeszcze nad dziurą się pochylił. - A co ty tam, na dnie, robisz, człecze? – spytał przymilnie. - Skarbu szukałem – ze dna dobiegło bulgotliwie. - I znalazł żeś on skarb? - Nie!... Tylko rurę kanalizacyjną, cholera! - I, widzę, rozczarowania skryć nie umiesz? - Nie umiem! Za to pływać umiem, Bogu chwała! - Nie wymawiaj, na psa urok!... – zlał się potem diabeł, ale mężnie zadem się odwrócił i ogon do dziury spuścił. – Łap a wyłaź! – zawołał. Po ogonie jak po sznurze wylazł człek na wierzch, niosąc z sobą większą część tego, czego w dole pełno było. Ale diabeł udał, że nie zauważył. Zaczął tylko oddychać przez usta. - Dzięki diabłu! Jesteś… - Dajże spokój! Dziś ja ci, jutro ty mi… Nie ma o czym… - No to, skoro tak… Pora mi do domu, na wigilię, do ludzi bliskich… - Oj, i mnie pora do ludzi. Po dro-
dze nam, widzę! No to chodźmy! I poszli. Po jakimś czasie diabeł pyta: - A co ci do głowy strzeliło, żeby skarbów szukać? - No bo wiesz, na wigilię w tamtym roku ludzie mi życzyli wszystkiego najlepszego… I czego tam sobie tylko zamarzę… Rok mija, a tu nic. To zacząłem myśleć, trzeba się mocniej postarać! Co dla mnie najlepszego,
marzyć zacząłem o tym… A co może być lepszego jak nie skarb? Pomyśl, co lepszego można sobie zamarzyć… Ech, dorwać się do skarbu, powiedzmy skarbu wikingów!... - Lepiej chyba do skarbu państwa się dorwać – zasugerował diabeł. - Nie na moim stanowisku – smętnie zaprzeczył człowiek. – A ty właściwie dokąd? - Ano, ja po materiały budowlane. Nowe osiedle kociołków-kawalerek budujemy w piekle. Drogi dojazdowe trzeba robić, chodniczki… No to posłali mnie między ludzi. Dziś najlepsza pora!
- W wigilię kostkę brukową kupował będziesz? - Jak by ty mniej doktorów hałsów oglądał, a więcej mądrości ludowych słuchał, to by ty wiedział i nie pytał głupio! Toż doświadczenie masz, sam widziałem! To ty nie wiesz, że dobrymi życzeniami i dobrymi chęciami piekło wybrukowane? To kiedy mnie lepiej tego bruku szukać jak nie w wigilię, kiedy tyle życzeń i dobrych chęci od człowieka do człowieka… A te życzenia zwykle tyle warte, co twój skarb. I tak się sprawdzają w życiu, jak twoje skarbu szukanie! Człowiek zatrzymał się. - Znaczy, one gówno warte? - Nie wszystkie, nie wszystkie! – uspokoił go diabeł. – Część się sprawdza. Nasz dział zaopatrzenia obliczenia porobił. Sprawdza się całe 0,0072 procenta! - Ahaaaa…. I poszli dalej. Ale zanim zniknęli w wietrznej zadymce wigilijnego wieczoru, zatrzymali się i w imieniu autora, kłaniając się grzecznie, wydeklamowali: - Wielce Szanownemu Czytelnikowi/czce życzymy: a) zważania na to, kto życzy, czemu i czego życzy; b) uważnego przyglądania się życzącym i oceniania ich intencji; c) dokładnego sprawdzania efektów ich wigilijnych obietnic i rozliczania z wyników!!!; d) przedkładania materialnych dowodów życzliwości nad wszelkie życzenia pomylśno… poślymn… tfu; e) odpłacania im za rok taką samą miarką; f) przeczytania w nadchodzącym a.d.2012 roku więcej niż tego jednego utworu literackiego! Po czym odwrócili się i ramię w ramię zniknęli w w/w wietrznej zadymce wigilijnego wieczoru. Zbigniew Ochocki
4
Uniwersytet Zielonogórski
STYCZEŃ 2012
Krzysztof Kowalczyk: SURREALISTA Z ZAWODU - Zwykłem mawiać, że z zawodu jestem surrealistą - mówi Krzysztof Kowalczyk, poeta, student Uniwersytetu Zielonogórskiego, który własnym sumptem wydał trzy tomiki poezji. O swojej twórczości, związkach nauki z poezją i uznaniu dla poetów wyklętych, opowiadał w wywiadzie dla Radia Index. Kiedy stałeś się poetą? W zasadzie moja „przygoda” z pisaniem zaczęła się, gdy miałem 15 – 16 lat. Wtedy próbowałem wyrazić to, co siedzi we mnie i próbuje znaleźć ujście. Wiadomo, że te lata życia są dość „burzliwe”. Próbowałem rysować, ale nie wychodziło mi to zbyt dobrze. Na moje szczęście nie trzeba umieć rysować i malować, żeby tworzyć poetyckie obrazy. Czy jak siadasz do wiersza, to spisujesz strumień świadomości czy raczej rzeźbisz słowem? I tak, i tak. To zarówno wyrzucanie z siebie strumienia
świadomości, niech on płynie. Ale z drugiej strony, kiedy zapisze się ten strumień, należy zobaczyć, jak to wygląda, czy nie ma elementów, które wprowadzają jakiś poważny zgrzyt. To i strumień, i rzeźbienie – oba procesy są ważne. Skąd tytuły Twoich tomików: „Multiverse”, „Continuum” i „Dualis”? Zdaje się, że mają one związek z Twoimi tatuażami… Tytuły powstały wtórnie, najpierw powstały symbole, którą są na okładkach: począwszy od spirali na pierwszej książeczce, która jest dla mnie symbolem
najważniejszym – to miłość. To był mój pierwszy tatuaż. Reszta powstała potem już z raczej innych pobudek. Na okładce drugiej książeczki znajduje się symbol pi i symbol atomu na trzeciej. Tak, mam te symbole wytatuowane na ciele. Poza tym, że są estetyczne, mają one też inne, głębsze, dziwniejsze i bardziej skomplikowane znaczenia. Ale co się za tym wszystkim kryje – to trzeba przeczytać, wtedy wszystko stanie się jaśniejsze. Nie umiem i nie lubię opisywać mojej poezji tak konkretnie. Działam bardziej w sferze abstrakcji, w sferze symbolicznej. Zwykłem mawiać, że z zawodu
jestem surrealistą – i to jest też pierwszy punkt odniesienia, jak czytać moje wiersze. Co Cię tak pociąga w surrealizmie? Dla mnie jedną z najważniejszych cech literatury jest obrazowość. Zawsze chciałem być malarzem, jest wiele obrazów we mnie – widzę je i próbuję w jakiś sposób przekazać wierszem. Wydaje mi się, że obrazy mówią same za siebie oraz że najistotniejsze są te tzw. miejsca niedookreślone, które są fundamentem, na którym buduje się całą koncepcję poetycką. W literaturze nie lubię opisowości, nie in-
Uniwersytet Zielonogórski
STYCZEŃ 2012 teresują mnie jakieś wielce skomplikowane fabuły. Dlatego przepraszam, ale nie jestem w związku z tym fanem prozy, nie lubię czytać długich powieści. Jeśli chcę poznać jakąś fabułę, jakąś historię, wolę zobaczyć film, czyli znów: obrazy. Myślę obrazami i nic na to nie poradzę. Freud mówił po spotkaniu z Salvatorem Dali, że „nadal jest skłonny uważać, że surrealiści to wariaci”… Myślę, że szaleństwo jako coś, co jest poza normą, co wykracza poza ramy - jest wspaniałym komplementem. Fascynują Cię poeci wyklęci, dlaczego? Ze względu właśnie na to wykraczanie poza schemat. Nie tylko na płaszczyźnie sztuki, ale i na płaszczyźnie życia. Najbardziej fascynujące jest to, kiedy życie staje się opowieścią literacką… Na przykład Wojaczek, Stachura, Bruno albo Babiński sami wyreżyserowali swoje życie, swoje tak zwane skandale, swoją śmierć. Byli w pełni świadomi konsekwencji swoich poczynań i sami byli literaturą, i w tym jest siła. Czy ja taki jestem? „Nie mi to oceniać”. Wspominasz o Wojaczku i Stachurze, ale jest jeszcze ktoś, kogo bardzo cenisz, kogo słowa wytatuowałeś sobie na ręce… No tak… Wydaje mi się, że cała tak zwana nowoczesna poezja zaczęła się od Arthura Rimbauda jako rozszerzenie i unowocześnienie Baudelaire’a. Stworzył sztukę, której nie da się nazwać i precyzyjnie zdefiniować. To sztuka trudna i ponadczasowa, poza tym bardzo uniwersalna. Intymna, ludzka i metafizyczna zarazem. Można by nawet rzec: a b s o l u t n a. Cudowny „Sezon w piekle”, genialne „Iluminacje”, piękne wiersze. Ale czy to jest mój autorytet? Nie zwykłem przywiązywać wagi do autorytetów, do jakichś
5
wzorów… Ale wzór na energię znasz! No tak, chyba wszyscy go znamy. (Śmiech). Nie pytam bez powodu. W Twoich wierszach powiązałeś poezję z nauką… Cenne spostrzeżenie, uważam, że nauka jest bardzo istotną częścią naszego (ludzkiego) życia. Nauka może nam wyjaśnić mechanizmy działania tego, co wokół nas: naszej planety, gwiazd, wszechświata, ale także tego, co w nas i między nami: naszych międzyludzkich relacji, wszystkich komplikacji związanych z emocjonalnością. Często poeci odrzucają scjentystyczne podejście jakoby to był tylko (źle rozumiany) „racjonalny” sposób myślenia, gdzie nie ma miejsca na sztukę i fantazję. To nieprawda. Cud zdarza się tam, gdzie sztuka spotyka się z nauką. Skłonności do religii są dla mnie niezrozumiałe. To nauka pcha nas do przodu. Oczywiście może nas też zgubić, ale to chyba temat na inną dyskusję. Gdy wczytywałam się w Twoją poezję, nie umiałam jej określić, nazwać. Ale przyszedł mi do głowy pewien termin: poezja kwantowa… Każde zdanie jak niepodzielna cząstka elementarna, bez struktury, a jednak buduje jakiś rodzaj świata, którego nie możemy pojąć, „ogarnąć” naszą percepcją… To całkiem ciekawe określenie: „poezja kwantowa”. Tak, można znaleźć w moich tekstach chyba całkiem sporo różnych nawiązań do odkryć fizyki kwantowej i ich filozoficznych konsekwencji, które są całkiem poważne i które mogą kompletnie odwrócić powszechny sposób patrzenia na nasze miejsce we wszechświecie. Bardzo dziękuję za rozmowę. Kaja Rostkowska
nie wiem co gdyby nie fiolet i te przyspieszone spojrzenia nocy gdzie pulsuje nagie słońce między wskazówkami wszechświata rozpisali się w swoich mapach mentalnych ale żaden dogmat nie powstrzymał słowa ono nadal tryska z rozświetlonych nadgarstków twoje imię międzygwiezdna materia czasu i nic przed ani po tyklo twoje ręce zasłaniające mi oczy nigdy nie wiem po której jesteś stronie czy w lustrze czy w brzuchu się schowasz wiem że jesteś tylko wtedy jak patrzę i w tym twój dramat że jesteś tylko energią w nieoznaczonym punkcie między płucami wszechświata połączona ze wszystkim nićmi świadomości jesteśmy jedną spiralą tej samej gwiazdy jednym pyłem nocy w morzu dotyku rozpaloną łzą na policzku czasu jesteśmy pierwotnym językiem księżyca
Krzysztof Kowalczyk - ur. w 1989 r. w Zielonej Górze, poeta, student informacji naukowej i bibliotekoznawstwa na Uniwersytecie Zielonogórskim. Otrzymał wyróżnienie na V Ogólnopolskim Konkursie Literackim Młodych „O Wachlarz Wilhelminy”. Wszystkie tomiki, o których była mowa w wywiadzie, są dostępne na stronie: www.krzysztofkowalczyk.weebly.com Aktualności: www.facebook.com/krz.kowalczyk89
6
Uniwersytet Zielonogórski
STYCZEŃ 2012
cznia 15 sty ów ludzi ilion 679 m świętować będzie e ważne pewn iny... urodz
NAJSZYBSZE WOLNE ŹRÓDŁO
WSZECHWIEDZY
Proste zadanie. Wstawić początek wyrazu w puste pole: ____P E D I A. Liczba liter nie ma najmniejszego znaczenia. Założę się, że zdrobnione zostało imię Wiktoria, bo to ono właśnie według większości najbardziej pasowało do drugiej części wyrazu. Wiki wygrało z jakimś tam encyklo. I mimo że tę wygraną Wikipedia powinna uznać za niemałe zwycięstwo, nazwa najpopularniejszego serwisu tematycznego (wg danych Gemiusa z lutego 2007 r.) nie pochodzi od łacińskiego słowa victoria – oznaczającego zwycięstwo - lecz od czegoś zupełnie innego. Wikipedia bowiem funkcjonuje, wykorzystując oprogramowanie MediaWiki (jęz. hawajski: wiki wiki – szybko), wywodzące się z koncepcji WikiWikiWeb, umożliwiające edycję każdemu odwiedzającemu stronę. Jej nazwa jej neologizmem, który powstał w wyniku połączenia
wyrazów wiki i encyklopedia. Wielojęzyczny projekt internetowej encyklopedii zadomowił się tak dobrze, że niektórym przysłonił inne źródła wiedzy. Wikipedia pociągnęła za sobą kolejne wikirzeczy: wikisłownik, wikicytaty, wikiwersytet itd. WIERZYĆ ALBO NIE WIERZYĆ? Oto jest pytanie. Dla większości Wikipedia jest podstawowym źródłem wiedzy. A mniejszość jest podstawowym źródłem wiedzy dla Wikipedii. Wiedzy albo
wprost przeciwnie. Bowiem edytować może każdy – niezależnie od wieku czy wykształcenia. I to podczas zamiany Nupedii na Wikipedię było głównym przełomem i nowością. Artykuły Nupedii bowiem tworzyli i analizowali wyłącznie zarejestrowani eksperci. Problemem jednak był fakt, że podczas jej całego istnienia jedynie 24 artykuły przeszły przez cały proces redakcyjny aż do wersji ostatecznej. Reszta znajdowała się w różnym stopniu rozwiniętych wersjach roboczych. Być może było lepiej, bo można było uniknąć błędów, jed-
nak zabrakło takiego rozwoju, jaki obserwujemy w przypadku Wikipedii. BŁĘDY, BYKI, CHOCHLIKI - Kiedyś zrobiłem zadanie domowe na język polski przy użyciu Wikipedii. Jednak w szkole nauczycielka uświadomiła mi, że w mojej kilkuzdaniowej notatce jest wiele błędów. Od tamtego czasu staram się uważać na niepewne źródła – podkreśla Dawid Akonom z III LO. Problemem może być to, że nawet największą chęć zabrania się na sprawdzenie
Uniwersytet Zielonogórski
STYCZEŃ 2012 prawdziwości danych psuje wujek Google, który po wpisaniu danego hasła w wyszukiwarkę, znów odsyła nas do Wikipedii. I nagle ze zwykłego lenistwa większość zaczyna ponownie i bezgranicznie ufać. A przecież wiadomo, że błędów nie da się uniknąć. Nie pomaga nasza narodowa skłonność do narzekania. Już nie ma nawet co liczyć na to, że ktoś się zabierze za poprawki. To znaczy „na pewno ktoś to zrobi” – tak myśli prawie każdy, a błędy zostają. I żeby tylko w artykułach. Logo Wikipedii przedstawia kulę ziemską zrobioną z puzzli, w której zamieszczono literę „W” w różnych językach. Jednak przez około 4 lata widniały tam litery, których w ogóle nie ma, powstały w wyniku zniekształcenia w programie komputerowym prawidłowych znaków. Na szczęście błąd został poprawiony dzięki wychwyceniu go przez internautów. Widocznie nie jest aż tak źle. Znajdują się chętni do zmian. Najważniejsze, aby każdy poruszał się w dobrze znanej sobie dziedzinie i nie dodawał niepotwierdzonych informacji. A tych leniwych motywować do zrobienia czegoś mogą być na przykład organizowane przez internautów weekendy szukania błędów na Wikipedii... APEL WIKIPEDISTY Pewnie niewielu zastanawia się nad rolą pieniędzy w funkcjonowaniu Wikipedii. I okazuje się, że doceniamy coś dopiero wtedy, gdy to tracimy: bo gdyby za informacje na Wikipedii kazano nam płacić? Na szczęście póki co nikt nie słyszał o takich planach. Jednak pieniądze są niezbędne do pracy. Dlatego Alan Sohna – redaktor Wikipedii apeluje o jakąkolwiek darowiznę, która zostanie przekazana na ludzi i technologię. Ale nie z samych darowizn żyje Wikipedia. Jedna z pięciu najczęściej odwiedzanych witryn internetowych na
świecie działa dzięki ułamkowi środków finansowych wydawanych przez pozostałe. Wsparcie jest potrzebne ze względu na to, że z Wikipedii korzysta miesięcznie ponad 679 milionów ludzi, a jej strony są otwierane miliardy razy. W 2007 roku prezes fundacji Wikimedia ogłosiła na odbywającej się w Genewie konferencji, że Wikipedia posiada środki na utrzymanie swoich serwerów jedynie na 3-4 miesiące. Powstało zagrożenie jej usunięcia. Na szczęście do tego nie doszło. NAJCZĘŚCIEJ OGLĄDANE Telegraph.co.uk (na podstawie danych z serwisu wikistics) opublikował listę 50 najczęściej oglądanych artykułów na Wikipedii w roku 2009. Na pierwszym miejscu znalazło się hasło „wiki” z liczbą 131,383 odsłon dziennie. W pierwszej trójce nie zabrakło zespołu The Beatles i Michaela Jacksona. Okazało się, że Wikipedia jest w dużej mierze źródłem informacji o szeroko rozumianej rozrywce, ale również o historii, postaciach takich jak Martin Luther King lub Abraham Lincoln. - Najczęściej do Wikipedii sięgam po jakieś informacje potrzebne do szkoły, a o ulubionych artystach wolę czytać na oficjalnych stronach, bo dzięki temu mam pewność, że wszystkie informacje są prawdziwe – stwierdza Jakub Borkowski z II LO. WIKIPEDIA INSPIRUJE Szukałam czegoś szczególnie interesującego dotyczącego Wikipedii. Naprawdę się starałam, ale Google wciąż odsyłało mnie do podstron tego serwisu, na których znajdowały się ciekawostki na miliony innych tematów. No dobra, uściślijmy. Poniżej wyświetlono 78 spośród wszystkich 78 stron tej kategorii. Dowiedzieć się można naprawdę sporo. Im powszechniejszy temat, tym
głębsze wytłumaczenie. Jednak gdy zechcemy poczytać o czymś bardzo mało popularnym i nieznanym, będzie trudniej. Wikipedia jednak zachęci nas do uzupełnienia danych. Plusem jest, że hasła „brak wyników spełniających kryteria podane w zapytaniu” raczej w większości przypadków wpisywania sensownych słów, nie zobaczymy. – Nie zawsze na Wikipedii mogę znaleźć to, czego szukam. Ale właśnie fakt, że niektóre hasła są nierozwinięte, inspiruje mnie do zagłębiania się w temat i szukania informacji na innych stronach – mówi Karolina Rogowicz z III LO. BRUDNA FLAGA POLSKI? Na Wikipedii niejednokrotnie dochodzi do przekrętów. Około 2006 roku jeden z redaktorów tego serwisu zasugerował w dyskusji o fladze Polski, że biorąc pod uwagę ustawę, wyszło mu, że nasz symbol narodowy jest beżowo-karmazynowy. Inny wikipedista po przeliczeniu współczynnika CIELUV dołączonego do ustawy otrzymał szary i różowy. Propozycje podchwycił kolejny redaktor. I tak doszło do prawdopodobnie najdłuższej, zajmującej co najmniej 200 stron tekstu i trwającej 1,5 roku dyskusji w historii polskiej Wikipedii. Wypowiadało się mnóstwo osób, zaczynając od dzieci z podstawówki, przez gimnazjalistów po grafików, informatyków i historyków. Po zagłębieniu się w sprawę okazało się, że polskie prawo nie określa konkretnych barw flagi. Z bielą jest jeszcze trudniej, bo wzorzec CIELUV jest stosowany do tkanin, a one idealnie białe być nie mogą. Więc po przeliczeniu wychodzi, że mamy flagę po prostu brudną. Ktoś taką dodał na Wikipedię i zastąpił nią wszystkie flagi w całym portalu. Sprawę rozwiązano głosowaniem. Takie metody niekiedy muszą być wykorzystywane. A to, że dochodzi do absurdów...
7
Kiedy w internecie panuje demokracja, jest to nieuniknione. Demokracja? W przypadku Wikipedii owszem. Z perspektywy tego serwisu wszyscy jesteśmy równi, tak samo postrzegani. W sprawach mniej czy bardziej ważnych mogą wypowiadać się w tym samym stopniu ludzie bardzo wykształceni i doświadczeni, jak i dzieci rozpoczynające swoją przygodę z nauką. Nic dziwnego, że niektórzy twierdzą, że panuje kompletna anarchia. WIKIPEDIA IS NOT DYING Mimo wszystkich błędów, problemów, absurdów, sama myśl, że Wikipedii mogłoby nie być, niechętnie dopuszczana jest do naszych myśli. A to, że kiedyś jej nie było, jest wręcz niewyobrażalne. Przyjęła się tak bardzo, że wszelkie wpadki i tak nie pozwalają nam przestać z niej korzystać. Chcemy wszystko wybaczać, bo wiemy, jak bardzo jest potrzebna. I bez obaw! Raczej nam jej nie zabraknie. Członek zarządu stowarzyszenia Wikimedia Polska, Daniel Malecki, zgadza się z konkluzją Jimmy’ego Walesa, iż „Wikipedia nie umiera” („Wikipedia is not dying”). Stwierdza również, że ciężko sobie wyobrazić, aby powstała dziś dla niej realna konkurencja: - Uważam, że jest to pewien fenomen, którego nie da się powtórzyć. Oczywiście treści znajdujące się w Wikipedii opublikowane są na wolnej licencji i każdy może ich użyć do stworzenia własnej encyklopedii, jednak to wokół oryginału skupia się cała siła, czyli społeczność edytorów. Wikipedia ani nie umiera, ani nie planuje się popsuć, a wręcz przeciwnie, wciąż się doskonali. Jest z pewnością megamózgiem wszystkich uczniów i studentów. Nie zaszkodzi więc świętować 15 stycznia jedenastej rocznicy jej powstania! Karina Ostapiuk
8
STYCZEŃ 2012
Nowoczesny student
Nowoczesny student W tym dziale "UZetki" poruszamy tematy związane z nowymi technologiami. Artykuły te powinny ułatwić każdemu studiowanie oraz uświadomić, że istnieją łatwe i wygodne rozwiązania, które mogą być wykorzystywane również w życiu codziennym. Denis Marciniak - autor bloga derosky.com
SMSuj za grosze Wielu z nas wysyła ogromne ilości smsów. Mamy sporo znajomych, chcemy pozostawać w kontakcie itd. Odzwierciedlają to rachunki po świątecznych smsach z życzeniami do najbliższych oraz czasami setek znajomych. Niektórzy z nas mając telefon na kartę wykupują nawet specjalne pakiety smsów. Tyle że są one dostępne tylko dla sieci, w której jesteśmy. Niektórzy z nas używają też mobilnego Gadu-Gadu, co jest już lepszym rozwiązaniem, choć wciąż nie idealnym - za dostęp do serwisu na komórce często trzeba płacić. W tym artykule postaram się przybliżyć wygodniejszą i w większości przypadków tańszą alternatywę. W końcu nawet największa ilość "darmowych minut" może się kiedyś wyczerpać. Wiadomości przez internet Nie, nie chodzi tutaj o bramki internetowe, gdzie przy wysłanym smsie odbiorca musi naszukać się między reklamami wiadomości, którą do niego napisaliśmy. Z pomocą przychodzi program do wysyłania krótkich (czy jak kto woli dłuższych) wiadomości, który opiera się o połączenie z internetem. Sam używałem już wielu z nich i pozostałem przy często aktualizowanej i dobrze działającej aplikacji o wdzięcznej nazwie "Kik". SMSuj do woli Kik to program przede wszystkim darmowy, a to ważne, bo zauważyłem, że znajomi nie lubią płacić, nawet jednorazowo, za usługę, która mocno ułatwiłaby
im życie. Po drugie Kik dostępny jest już na większość popularnych platform komórkowych. Początkowo tylko dla iPhone, z czasem zaczęły pojawiać się wersje odpowiednio dla Androida, BlackBerry, telefonów z najnowszym Windowsem czy ostatnio w sklepie Ovi od Nokii. Brakuje chyba tylko wersji dla systemu Bada od Samsunga. Biorąc jednak pod uwagę tempo rozwoju i ekspansji, być może niedługo się pojawi. Większość naszych znajomych jest już raczej wyposażona w jeden z wyżej wymienionych telefonów. Wystarczy ich tylko namówić do kilku kliknięć, by na ich telefonie znalazł się "Kik".
Ile to kosztuje? Kik jest programem darmowym, lecz by wysyłać wiadomości tekstowe, potrzebne jest połączenie z internetem. Będąc w mieście czy w domu korzystać możemy z połączenia Wi-Fi i pisać całkowicie za darmo. Jeżeli nie jesteśmy w pobliżu zasięgu darmowej sieci, przyda się pakiet internetowy od naszego operatora komórkowego. Wystarczy najtańszy za kilka złotych miesięcznie, bo wysłanie czy odebranie wiadomości tekstowej nie pobiera dużo dostępnych w pakiecie megabajtów. Zazwyczaj jest to kilka kilobajtów, co przy np pakiecie 100MB za 5 zł daje nam dziesiąt-
ki tysięcy wiadomości wysłanych w ramach wydanej kwoty. Nieco mniej, jeżeli chcemy wysyłać zdjęcia. Podejrzewam, że jednak większość z nas studentów ma już wykupiony pakiet danych większy lub mniejszy, dostosowany do swoich potrzeb, a program do wysyłania smsów przez internet nie uszczupli nam wcale miesięcznego limitu danych. Aplikacja mimo dostępności na wiele platform, na każdej z nich wygląda podobnie. Możemy sobie dostosować kolorystycznie wygląd według własnych upodobań. Więcej informacji oraz linki do pobrania Kika znajdziecie na stronie producenta: www.kik.com. Mam nadzieję, że dzięki temu rozwiązaniu uda Wam się zaoszczędzić w nowym roku troszkę pieniędzy i wyda je na coś przyjemniejszego niż rachunki czy doładowania na telefon.
Denis Marciniak
STYCZEŃ 2012
Studencka zajawka
9
Studencka zajawka: POKER
Pokerowy sukces? Tylko na poważnie Chad Brown to pokerzysta, który w swojej karierze zarobił grubo ponad 3 miliony dolarów. Nie dziwi więc, że czasami udziela rad początkującym graczom. Jakiś czas temu zamieścił artykuł, w którym opisuje, jak dobrze przygotować się do World Series of Poker. Zresztą, można to potraktować jako rady dla każdego dużego i poważnego turnieju.
Jakub Suszka
www.thepokerlive.blogspot.com
Chad podkreśla podkreśla, że okres, okres w którym trwa World Series of Poker, jest dla niego najważniejszy i najbardziej interesujący. Te 6 tygodni, przez które trwa WSOP, określa jako czas ,,hardcore poker”. Najważniejsze są dla niego oczywiście turnieje, chociaż jak sam przyznaje, lubi wtedy grać także gry cashowe (czyli zamiast żetonów, które dostajemy za wpisowe, tutaj obstawiamy prawdziwymi pieniędzmi). Brown zwraca również uwagę na pewien ciekawy i ważny aspekt. Sam sporo czasu spędza w podróżach do innych krajów, aby grać turnieje pokerowe. Dla niektórych sen podczas takich podróży może być problemem. Jako rozwiązanie poleca wożenie ze sobą melatoniny. Aby zminimalizować dyskomfort związany z przestawieniem się w nową strefę czasową, REKLAMA
Chad proponuje, abyśmy na WSOP-ie pojawili się co najmniej kilka dni wcześniej, niż rozpoczyna się nasz turniej. Amerykanin stwierdza, że sam dosyć mocno przygotowuje się kondycyjnie do turnieju. Dzięki temu rozpoczynając 6-tygodniowy (!) maraton jest w dobrej formie, i jego ciało może znieść wyczerpującą grę, dzień w dzień. W większości przypadków, Chad zjawia się w Hotel& Casino Rio około południa i opuszcza je dopiero ok. 2-3 nad ranem. Co jeszcze powinno być istotne dla debiutanta na WSOP? Chad wskazuje na koncentrację. Właśnie ten element jest według niego jednym ze źródeł sukcesu Bertranda ,,EllkY'ego” Grospellier, który wygrywając w tym roku jeden z turniejów WSOP, zdobył tytuł ,,Triple Crown” (to taki pokerowy Wielki Szlem wygrana turnieju na WSOP, European Poker Tour i World Poker Tour. Francuz jest czwartym graczem, który tego dokonał). Co w Las Vegas może rozpraszać uwagę graczy? Oczywiście niezliczone bary i kluby noc-
fot. B S K
ne. Jasne, gracz, który pierwszy raz pojawia się w LV, może zostać oszołomiony wielkością miasta i jego tempem życia. Jednak jeśli przyjeżdżamy na WSOP, aby osiągnąć poważny sukces, a nie tylko zaliczyć tam występ, to powinniśmy unikać imprezowania oraz picia. Poza tym, jeśli wiemy, że jutro zaczynamy turniej, to darujmy sobie przypływ kreatywności i nie grajmy noc przed w gry cashowe (gotówkowe). Upewnijmy się, że jesteśmy odpowiednio wypoczęci. Chad mówi w ten sposób: ,,Inną rzeczą
jest dla mnie, gdy ktoś przegrywa z powodu pecha, a inną, gdy przegrywa dlatego, że po prostu gra źle. Dla takich rzeczy nie mam usprawiedliwienia”. Pamiętajmy też, że World Series of Poker odbywa się tylko raz w roku. Warto więc, dokonać kilku wyrzeczeń, aby nasz występ był idealny. Na podstawie: ,,Chad Brown's guide for the WSOP rookie”, PokerStars Blog, autor: Chad Brown. PS Z okazji Nowego Roku mam postanowienie: więcej tekstów na blogu, niż tylko te z ,,UZetki”. Zaglądajcie na blog :)
10
Studencka zajawka
STYCZEŃ 2012
Studencka zajawka: snowboard!
Sztuka latania Jeśli wybiegniemy myślami w odległą i bardzo optymistyczną przyszłość, znajdziemy się w środku lutego z lśniącym, pełnym przyzwoitych ocen indeksem w dłoniach, a wszystkie egzaminy będą za nami. Zdane, oczywiście. Gdy już studenckie sukcesy zostaną godnie, uroczyście i po studencku uczczone, pojawi się nadmiar wolnego czasu. Owszem, kolejna impreza, maraton filmowy czy nocny turniej w Counter-Strike’a, to zajęcia wielce kuszące, które skutecznie pozwolą ten czas roztrwonić, ale luty to również środek sezonu snowboardowego, czyli studenckie życie w nieco innych warunkach. Porównanie to pozwolę sobie uznać za zgoła trafne, bo tym też snowboarding różni się od narciarstwa, czym życie studenckie od monotonnego, jak zjazd po stoku, żywota klasy pracującej. Snowboard to wciąż sport stosunkowo młody w naszym kraju i znacznie mniej popularny od narciarstwa, ale wciąż zyskuje coraz większą rzeszę sympatyków. Szczególnie w ostatnich latach przeżywa prawdziwy rozkwit. Na stokach
widzimy coraz więcej snowboardzistów, sezon obfituje w imprezy i zawody sportowe, polskie firmy produkują sprzęt znacznie lepszej jakości niż jeszcze kilka lat temu. Dorobiliśmy się nawet profesjonalnych produkcji filmowych, które mają swoje premiery w największych miastach Polski, a także w Czechach, na Słowacji i na Węgrzech. Różnorodność to powód, dla którego snowboarding zyskuje popularność w takim tempie. Każdy może poznać
doznania płynące z jazdy na desce i przekonać się, jak wszechstronny jest to sport. W przeciwieństwie do narciarstwa (choć nie do końca, bo są też narty freestyle’owe, pozwalające jeździć np. w parku, ale to już wyższa szkoła), nie jesteśmy ograniczeni do zjeżdżania ze stoku. Deska snowboardowa jest uniwersalna, pozwala jeździć zarówno po przygotowanych trasach, jak i szusować w świeżym puchu w dziewiczym terenie.
Możemy także doskonalić swoje umiejętności jeżdżąc w snowparku i wykonywać wymyślne ewolucje na specjalnie przygotowanych skoczniach i przeszkodach. Przygoda z "parapetem" Aby rozpocząć swoją przygodę ze złośliwie nazywanym przez narciarzy „parapetem”, nie potrzeba wielkiego talentu i doskonałych warunków fizycznych. Wprawdzie początek jest trud-
Studencka zajawka
STYCZEŃ 2012 niejszy niż na „boazerii”, ale wystarczy odrobina silnej woli i determinacji, a rzecz okaże się całkiem łatwa i jazdę opanujemy w dość krótkim czasie. Zanim jednak rozpoczniemy naukę, warto zadbać o naszą formę. Kondycja jest istotna, ale najważniejsze, aby nasze mięśnie, ścięgna i chrząstki były elastyczne, co zminimalizuje ryzyko urazów. Sprawa w rzeczywistości nie jest skomplikowana - 20 minut dziennie rozciągania i ćwiczeń ogólnorozwojowych, na kilka tygodni przed wyprawą na stok, w zupełności wystarczą. Pamiętajcie też, aby przed pierwszym zjazdem wykonać kilka ćwiczeń rozgrzewkowych, które przygotują mięśnie do wysiłku. Sprawdź, zanim kupisz! Wybierając ciuchy, poza kryterium szykowności i atrakcyjności dla płci przeciwnej, weźcie pod uwagę takie parametry, jak wodoszczelność, wiatrochronność czy posiadanie specjalnych membran oddychających. Dla przykładu spodnie o wodoszczelności wynoszącej 20.000 mm to już wyższa półka i na pewno nie przemokną nawet w najtrudniejszych warunkach. Jeśli nigdy nie mieliśmy styczności ze snowboardem, na początku warto wypożyczyć sprzęt do jazdy, aby przekonać się, czy rzeczywiście jest to dyscyplina, która sprawia nam frajdę. Później możemy zastanowić się, jaki rodzaj snowboardingu najbardziej nam odpowiada i określić właściwości, które powinna mieć nasza przyszła deska. Warto w tym celu zainteresować się tematem, odwiedzić serwisy snowboardowe i fora internetowe, aby zasięgnąć wiedzy bardziej doświadczonych riderów. Kupując nowy sprzęt nie należy sugerować się ceną. Najdroższy niekoniecznie musi oznaczać najlepszy. Jest kilka rodzajów sprzętu w zależności od ich przeznaczenia – freestyle, służący głównie do jazdy w snowparku; freeride, czyli zestaw bardziej nadający się do jazdy poza trasami, w gęstym puchu; oraz alpine, czyli sprzęt zjazdowy. Każda ma nieco inną konstrukcję i inaczej zachowuje się w pewnych warunkach. Jest to wybór dla bardziej zaawansowanych, którzy potrzebują sprzętu do konkretnej dyscypliny. Są również deski uniwersalne, tzw. all-mountain, łączące zalety po-
zostałych rodzajów i sprawdzające się w każdych warunkach. To doskonały wybór na początek, a także dla tych, którzy lubią różnorodność i chętnie spróbują swoich sił zarówno we freestyle’u, jak i we freeridzie. Stawiając pierwsze kroki w karierze snowboardowej warto na początek wynająć instruktora, który zaprezentuje podstawowe aspekty techniczne, pomoże wjechać wyciągiem i ukierunkuje dalszą naukę. Nawet godzinna lekcja będzie niezwykle wartościowa i oszczędzi nam wiele trudu. Mówi to uparty samouk, który przeszedł kilometry pod górę z deską na plecach. Taka godzina z instruktorem pozwoli wam na oswojenie się z deską, a także pomoże uniknąć nabycia złych nawyków w postawie i technice jazdy. Później samodzielna praktyka w zupełności wystarczy. Efekty przychodzą szybko. Po tygodniu spędzonym w górach początkujący snowboardzista powinien już swobodnie radzić sobie na łatwiejszych trasach. Poczuj wolność Spróbować powinien każdy. Cytując Travisa Rice’a, jednego z najlepszych riderów świata, snowboarding to nie tylko sport. To styl życia. Życia, które daje pełną swobodę, wolność, w którym możemy na jakiś czas odciąć się od reszty świata, czerpać radość z jazdy i wraz z przyjaciółmi pokonywać kolejne bariery. Po godzinach treningów przyjdzie taki moment, że poczujemy się naprawdę pewnie na tej desce pod nogami. Wtedy będziemy mogli zboczyć z wyznaczonych tras i spróbować lotów na skoczniach w snowparku czy jazdy w puchu ze stromych wzniesień. Wrażenia są fantastyczne. Stoisz na szczycie, zapadasz się w śnieg po kolana i otacza cię olśniewający majestat górskich pasm. Przed sobą widzisz niemal pionowy spad i ogarnia cię mieszanka przerażenia i ekscytacji, a gdy ruszasz i suniesz przez to puchowe morze, zostawiając za sobą długą, białą chmurę, czujesz, jakbyś naprawdę latał. Mateusz Jędraś mateuszjedras@index.zgora.pl
11
12
Zielona Góra
STYCZEŃ 2012
Smaki Zielonej Góry
cz. 2
Jeżeli tak jak ja jesteś koneserem włoskich makaronów i greckich suvlaków, albo po prostu raz – dla odmiany – chcesz zabrać sympatię w przyjemne miejsce z nieprzeciętnym (i dokładnie przeskanowanym) menu, ta rubryka powinna być twoim must-read!
Zielona Cafe ul. Wyszyńskiego 34M
Zielono mi Czy ktoś jeszcze pamięta, gdzie było San Remo, zanim przeniosło się do sąsiedztwa? Jego miejsce zajęła kawiarnio-restauracja (?) o wdzięcznej i jakże wiosennie kojarzącej się nazwie Zielona. I chociaż nie serwują tu już najlepszych lodów mango pod kopiastą pierzynką bitej śmietany, to miejsce ma duży potencjał i warto się skusić na małe co nieco. Menu jest bardzo różnorodne, a miejscami nawet dość wymyślne. Ja dałam się oczarować pyszną sałatką (za 10 zł naprawdę duża mieszanka sałat, szparagów i ogórków z panierowanym serkiem camembert i bagietką z masłem ziołowym) i moim ulubionym nie-czekoladowym deserem, czyli malinową pychą z ekstra porcją bitej śmietany dla wytrwałych i nie dbających o kalorie. Z zasięgniętej opinii wiem, że serwują tu też jakieś owoce morza (not my cup of tea!) i makarony (na które, ku mojemu rozczarowaniu, nie znalazłam już miejsca po treściwej sałatce). Oprócz tego gęsta czekolada w kilku smakach, kolorowe koktajle, a na święta keks i pachnący piernik. Gwarno i wesoło Niestety, po magicznej atmosferze tego miejsca z czasów San Remo pozostało tylko wspomnienie. Teraz zaciszna przystań przypomina raczej wesołe Campo di Fiori, i to w samo południe. Jeśli szukasz miejsca na romantyczną schadzkę lub pogawędkę z dawno nie widzia-
nym znajomym, polecałabym raczej mniej oblężone miejsce. Wiem od jednej z przesympatycznych pań kelnerek, że istnieje możliwość rezerwacji całego lokalu w celu urządzenia w nim urodzin/imienin/szkolenia i tym podobnych, co wydaje się dość ciekawą propozycją, zważywszy na jakość serwowanych pyszności i ich całkiem przyzwoite ceny.
Give it a try Gwoli podsumowania – Zielona jest miejscem jak najbardziej wartym polecenia, a jeśli czujesz, że nie masz czasu zapuścić się w tak odległe rejony, pójdź w moje ślady i wybierz się tam na oknie. To mój ulubiony sposób spędzania tak niespodziewanie podarowanego przez los czasu. Przy tej okazji warto też napomknąć, że do godziny 12 można tu zjeść śniadanko, do którego dostaniemy kawę zupełnie za free. I jeśli nie przeszkadzają ci tabuny co rusz przewijających się ludzi, pozwól sobie na krótką, smaczną chwilę i daj się "zazielenić".
Roma
ul. Drzewna 2 Bo Polak potrafi Dziś gratka dla amatorów pizzy. Nie ma chyba na świecie dania tak banalnego, a jednocześnie tak powszechnie uwielbianego jak ten puszysty, drożdżowy placek z dodatkiem pomidorowego sosu, sera i obowiązkowo sporej garści oregano. Ta bardzo pod-
stawowa wersja przywędrowała do nas z Włoch, ale my, znani z umiejętności uprzyjemniania sobie życia, wzbogaciliśmy ją o salami, pieczarki, szpinak, a właściwie to o wszystko, co można znaleźć w lodówce. Rzym po polsku Jak wiadomo, pizza pizzy nierówna – moją ulubioną robią na ulicy Drzewnej w malutkim, niepozornym lokaliku o co najmniej nieadekwatnej nazwie Roma. Miejsca jest rzeczywiście mało, ale pizza – znakomita. To, co urzeka mnie w niej najbardziej, to brak "boków", za którymi nie przepadam, ale też mocno pomi-
dorowa baza, i wyraziste dodatki. Nie pamiętam żadnych nazw, bo moim ulubionym rodzajem jest kompozycja własnych smaków, do czego was również serdecznie zachęcam – bawcie się smakiem, bądźcie kapryśni i jedzcie pizzę tak, jak kochacie. Ja wybieram klasykę – kiełbasa, pieczarki i papryka, jak u mojej babci, ale od święta pozwalam sobie na pizzę z gyrosem i brokułami. Całość dopełniamy sosem czosnkowym i vuala! Przekonaj się sam Dobra pizza może zrekompensować wspomnianą wcześniej ciasnotę, ale brak toalety jest niedopuszczalny. Picie piwa do twojej margharity - niewskazane! Ceny są niestety dosyć wygórowane, bo za 30-centymetrową pizzę trzeba zapłacić w granicach 18 zł. Pewnym pocieszeniem może być fakt, że w tę cenę wliczone są sosy, ale to, na co trafisz - loteria. Któregoś razu jadłam tam pyszny, bardzo gęsty i bardzo czosnkowy dip, kiedy indziej – kompletnie nie przypominające sosu "coś" o konsystencji mleka. Także fifty-fifty. Mam nadzieję, że się wam poszczęści, a jeśli nie, zawsze możecie powrócić do korzeni i polać pizzę keczupem – efekt rozczulająco przywraca wspomnienia z dzieciństwa. Niezależnie od tego wszystkiego, kto pizzy w Romie nie próbował, pozbawia się doznań niezwykłych i powinien temu prędko zaradzić. Bo warto.
Anna Nadstoga anna.nadstoga@o2.pl
Zielona Góra Kultura - wywiad
STYCZEŃ 2012
13
Naprawdę Zielona Góra!
W Zielonej Górze do zwiedzania są nie tylko kościoły, ratusz lub Palmiarnia. Niewiele osób wie, że Zielona Góra posiada sporo atrakcji przyrodniczych. I właśnie o nich rozmawialiśmy z doktorem Marcinem Bocheńskim z Wydziału Nauk Biologicznych na Uniwersytecie Zielonogórskim.
Jakie najważniejsze atrakcje przyrodnicze w Zielonej Górze możemy wymienić? Przede wszystkim są to te miejsca, które związane są z małymi rzeczkami, które płyną przez nasze miasto. Nie mamy dużej rzeki, nie mamy przy sobie bezpośrednio Odry ani Warty, ale mamy Gęśnik, Łączę, Dubię Wschodnią i Zachodnią czy Pustelnika. Wzdłuż tych małych cieków, ale bardzo ciekawych, mamy łęgi i podmokłe łąki, które należą do najatrakcyjniejszych, z przyrodniczego punktu widzenia. A co z tym tak zwanym ,,zasroczeniem” miasta? Zielona Góra była znana z tego, że było tu bardzo dużo srok. Rzeczywiście, na przełomie wieków notowaliśmy tu najwyższe czy jedne z najwyższych zagęszczeń na świecie sięgające ponad 30 par na kilometr kwadratowy. Ostatnie nasze badania wskazują na to, że nastąpił spadek liczebności tych ptaków. Spadek liczby srok wynika z samoregulacji, która następuje REKLAMA
w przyrodzie. Mieliśmy różnego rodzaju wnioski, żeby człowiek pomógł sroce się wyregulować. Natomiast my jako przyrodnicy byliśmy za tym, aby cierpliwie poczekać. I jak widać to działa. Są w ekosystemie mechanizmy takie, które powodują, że za długo gatunek się nie utrzyma. Jakie inne, ciekawe gatunki ptaków możemy spotkać na terenie Zielonej Góry i okolic? Na terenie Zielonej Góry zanotowaliśmy około 100 gatunków ptaków, z czego ponad połowa to ptaki lęgowe. Rzeczywiście dużo więcej i dużo atrakcyjniej pod tym względem jest w Dolinie Odry. Czy to skierujemy się w kierunku północnym na Krępę, Cigacice lub w kierunku wschodnim na Zabór lub w kierunku południowym Nowe Soli, będziemy mieli okazję zobaczyć, niezależnie od pory roku, przynajmniej kilkadziesiąt gatunków. Jeżeli będzie dobrze z pogodą, uda nam się znaleźć odpowiednie miejsce, możemy obserwować tysiące gęsi, łabędzi, różnych ptaków przelotnych
i bardzo wiele ptaków, które są uznawane za zagrożone i nieliczne. Podczas prezentacji w Polsko – Niemieckim Centrum Promocji i Informacji Turystycznej wspomniał pan, że 3,5% powierzchni Zielonej Góry stanowią parki. Czy możemy powiedzieć, że jest to stosunkowo mało? Jak to wygląda w innych miastach? Nie jestem w stanie podać konkretnych liczb, natomiast to jest mało. Biorąc pod uwagę powierzchnię, bardzo zindustrializowany Berlin czy Warszawa mają większy udział tych obszarów zielonych. Proszę jednak zwrócić uwagę, że Zielona Góra nie potrzebuje więcej parków wewnątrz miasta, bo po pierwsze jest bardzo kompaktowym miastem, jeśli chodzi o strukturę, a po drugie jest po prostu otoczona lasami (47% powierzchni Zielonej Góry stanowią lasy), co też tworzy pewien klimat miasta i wpływa na mikroklimat, który jest w mieście. Jakub Suszka REKLAMA
dr Marcin Bocheński Absolwent ochrony środowiska w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Zielonej Górze. Stopień doktora nauk biologicznych uzyskał na Wydziale Matematyczno – Przyrodniczym Akademii Pomorskiej w Słupsku. Obserwacjami i badaniami ptaków zajmuje się od ponad 15 lat. Autor wielu publikacji naukowych, głównie z zakresu ekologii ptaków oraz opracowań i ekspertyz przyrodniczych. Jest adiunktem w Katedrze Ochrony Przyrody na Wydziale Nauk Biologicznych UZ.
14
STYCZEŃ 2012
Wydarzenia
15 stycznia o godz. 17:00 w auli Uniwersytetu Zielonogórskiego odbędzie się niezwykły koncert kolęd prawosławnych organizowany przez Parafię Prawosławną Św. Mikołaja w Zielonej Górze. Wstep jest wolny. Serdecznie zapraszamy!
Casting!
Poszukiwani aktorzy
I Lubuskie
Targi Ślubne! 5 lutego w hali Centrum Rekreacyjno-Sportowego w Zielonej Górze odbędą się pierwsze Lubuskie Targi Ślubne. Organizatorzy zapraszają nie tylko studentów, ale wszystkich mieszkańców naszego województwa. Dla tych, którzy myślą już o ślubie, przygotowane będą propozycje kompleksowej obsługi uroczystości i wiele ciekawych ofert związanych z organizacją tego najważniejszego dnia w życiu. Wszyscy uczestnicy Targów będą mogli zdobyć mnóstwo atrakcyjnych nagród ufundowanych przez wystawców (np. profesjonalną ślubną sesję zdjęciową!). W programie Targów jest pokaz sukni slubnych i zapierający dech w piersi pokaz bielizny damksiej i męskiej. W czasie trwania Targów odbędą się inne także ciekawe pokazy: wystąpi barista, który zaprezentuje zachwycającą sztukę barmańską, odbędzie się także atrakcyjny pokaz tańca. Wstęp na Lubuskie Targi Ślubne jest bezpłatny, wszystcy Lubuszanie są serdecznie zaproszeni na to wspaniałe wydarzenie. I Lubuskie Targi Ślubne w Zielonej Górze 5 lutego 2012 r. w godz. 11.00-17.00 Hala CRS przy ul. Sulechowskiej
Szukamy młodych ludzi nie bojących się wyzwań, chcących spróbować swoich sił w show biznesie i kinematografii. Film do, którego jest prowadzony nabór nosi tytuł "NA SPRZEDAŻ" i jest etiudą artystyczną, ukazującą rozdwojenie myślowe współczesnego społeczeństwa, które posiada ogrom dóbr, chciwie zagarniając bezmyślnie następne. W wyniku tego nie potrafi wybrać właściwej drogi dla siebie. Sceny do filmu będą różnorodne, poczynając od miłosnych po te kręcone w ekskluzywnym klubie. Film powstaje przy współpracy z wytwórnią muzyczną STAR 4 MUSIC, Lubuską Szkołą Telewizji i Filmu, Studium Wizażu Artystycznego Toxic Forum. Casting! Osoby chętne do udziału w filmie zapraszamy na godzinę 25 stycznia 2012 r. o godz 17:00 w Piekarni Cichej Kobiety przy ul. Fabrycznej 13 w Zielonej Górze. Tam zostanie nadany numer i zrobione zdjęcia, a następnie uczestnicy castingu dostaną scenkę, dialog, który będą musieli zaprezentować przed komisją. Nie trzeba przygotowywać wierszy, piosenek itd. Werdykt zostanie opublikowany na stronie SKY BOX. Realizacja filmu odbędzie się w lutym, planowana publikacja to kwiecień - maj. Do 14- 28 stycznia dodatkowo będzie realizowany film pt. " Walizka". Grupa filmowa SKY BOX istnieje od czerwca, wcześniej Mateusz Stachowiak i Kacper Wieczorek - założyciele - działali osobno, aktualnie grupa jest w trakcie rejestracji jako stowarzyszenie, dotychczas zrealizowała spot reklamowy dla ambasady Francji "POLSKA, daj się ponieść wyobraźni" i film promocyjny dla kwatery głównej ZHP Hartrix. skybox.blox.pl/html
Felieton
STYCZEŃ 2012
15
2012 rokiem zmian
Co roku wielu z nas, przed rozpoczęciem następnego roku, ustanawia sobie jakieś cele, które chcielibyśmy osiągnąć w okresie następnych dwunastu miesięcy. W większości przypadków jednak nasze plany nie dochodzą do skutku. Objawia się nasz brak silnej woli i pojawia zniechęcenie, które próbujemy maskować różnymi wymówkami. Zróbmy coś, aby w tym roku było inaczej, by nasze postanowienia nie były tylko słowami rzucanymi na wiatr. Zepnijmy 4 litery i zacznijmy działać! Warto zastanowić się, a może nawet sporządzić listę rzeczy, które chce się naprawdę zmienić w swoim życiu. Jeśli od dawna planujesz pozbyć się zbędnych kilogramów lub znaleźć "drugą polówkę", to może 2012 rok jest tym okresem, w którym w końcu należy to zrobić. Nie należy jednak od samego początku za wysoko mierzyć. Nie postanawiaj sobie od razu, że zgubisz to upragnione 20 kilogramów, ale zacznij od 3-5kg i z czasem podnoś poprzeczkę coraz wyżej. Tak też należy postępować z każdą inną długoterminową sprawą. Jeśli coś zawalisz, nie poddawaj się, zacznij od nowa, aż w końcu uda ci się wytrwać.
którą chciałabyś/chciałbyś zmienić i twoja lista będzie się coraz bardziej i bardziej powiększać, to istnieje wielkie prawdopodobieństwo, że w końcu nie weźmiesz się za nic. Człowiek nawet z najbardziej silną wolą, popatrzywszy na taką listę, zniechęci się. Dlatego lepiej określić sobie na przykład trzy najważniejsze postanowienia. Typu: rzucę palenie, zacznę się inaczej, zdrowiej odżywiać i będę mniej bałaganić. Oczywiście są to przykładowe postanowienia i każdy człowiek musi sam wyznaczyć co najbardziej chciałby zrobić w nowym roku.
Co za dużo to nie zdrowo
Niestety nikt za nas nie "odwali brudnej roboty". Aby widzieć efekty naszych zmian, trzeba zabrać się do roboty i to najlepiej od zaraz. Jeśli tracisz motywację
Jeśli z rozpędu zaczniesz wypisywać na kartce każdą, jaka ci tylko przyjdzie na myśl rzecz,
Trudne początki
już na samym początku, to przypomnij sobie, po co to robisz, dlaczego postawiłaś/eś sobie taki cel. Nie wymyślaj sobie na siłę usprawiedliwień, tylko weź się w garść. Pamiętaj, że zawsze najtrudniejsze są początki i jeśli przez nie przebrniesz i zaczniesz zauważać owoce swojej pracy, to później już będzie tylko z górki. Podziel się tym z innymi
mi swoimi planami noworocznymi, mają większe szanse na powodzenie. Richard Wiseman jest znanym amerykańskim psychologiem , który napisał książkę "59 sekund. Pomyśl chwilę, zmień wiele". Przeprowadził badania, z których wynikło, że aż o 9 procent więcej wytrwało w swoich postanowieniach tych ludzi, którzy podzielili się swoimi zamiarami z innymi. Nowy rok jest okresem, gdy coś się kończy a coś zaczyna, to dobry czas, aby wprowadzić do swojego życia zmiany lub wypróbować nowe, jeszcze nam nieznane rzeczy (może skok na bungee?). W każdym bądź razie zróbmy coś, byśmy mogli ten rok dobrze zapamiętać i mieć wspaniałe wspomnienia do końca życia także z roku 2012.
Okazuje się, że ludzie, którzy dzielą się z rodziną lub znajomy-
Izabela Marciniak
REKLAMA
NA DOMÓWKĘ W KAŻDY PONIEDZIAŁEK ZAPRASZA BEFORE&AFTER W ZIELONEJ GÓRZE DISCO • LATINO • R&B • FUNK • MUSH UP • 80’s • 90’s • DANCE
Zapraszamy wszystkich na pierwszą edycję imprez z cyklu "Domówka w Before&After”,najlepszą studencką opcję na imprezę. Wiele studenckich promocji Śledzik - 6zł, Kiełbasa z grilla - 8 zł, napoje imprezowe od 2 zł. Od strony muzycznej chcę kusić imprezowiczów mieszanką radiowych hitów lat 80, 90 jak i współczesnych. Nawet najbardziej wybredni znajdą coś dla siebie! Zaprasza DJ Patrick Cafe. więcej na www.facebook.com/Beforeandafterzielonagora
WSTĘP WOLNY DLA WSZYSTKICH!
BEFORE&AFTER W ZIELONEJ GÓRZE, k. byłego Hermesu
16
Kultura recenzja Lubuski -Teatr
STYCZEŃ 2012
Wojna z dźwiękiem
Miało być głośno, ale Panowie nie zostali dopuszczeni do sterów Akademickiego Radia Index. Panowie, kolejni goście audycji „Za kurtyną”, a mianowicie akustycy z Lubuskiego Teatru. Praca dźwiękowca to nie jest łatwe zajęcie, ale za to bardzo ciekawe. Piotr Dura oraz Bartek Zaborowski zdradzili nam szczegóły swego - jak sami mówią - sposobu na życie. Nie tylko o nagłośnienie przedstawienia chodzi w tej pracy. Na czym polega praca akustyka? Piotr Dura: Praca akustyka jest bardzo specyficzna, to taki niepowtarzalny zawód akustyka w teatrze. Właściwie to sposób na życie, przez to, że pochłania nam znaczną część naszego życia. Ja pracuję 17 lat w teatrze i pod kątem nagłośnienia wiele
cowany i wiemy dokładnie, co w którym momencie zrobimy. Kiedy na scenę wychodzi zespół, którego kompletnie nie znamy, kiedy mamy go nagłośnić, choć oczywiście są próby i staramy się zrobić to jak najlepiej, to czasem nie znamy tych artystów, nie słuchamy ich na co dzień i nie potrafimy zrobić tego tak, jak ktoś, kto na stałe z nimi
się zmieniło. Odpowiadamy za sferę dźwięków w teatrze, a w tej chwili również za multimedia, projektory, kamery, ponieważ technika się rozwija. Nasze zadania przy każdym spektaklu są inne. W jednym puszczamy 5 utworów, w drugim nagłaśniamy zespół grający, w innym biegamy z kamerami, projektorami. Za każdym razem inaczej. Bartek Zaborowski: Tak bywa, że czasem modlimy się o to, aby przyszyto nam dodatkowe ręce, bo kiedy mamy złapać za 6 hebli naraz, nie jest to proste i wtedy zwykle pracujemy we dwóch.
współpracuje. I to jest rzeczywiście zupełnie inna charakterystyka pracy. PD: To są faktycznie dwie płaszczyzny. Przy pracy estradowej mamy do czynienia z nagłośnieniem instrumentów, zespołu, wokali, gdzie technicznie najważniejsze są przody, później odsłuchy, z których korzystają muzycy. W teatrze natomiast używamy planów dźwiękowych. Tutaj chodzi bardziej o to, aby widz doznał z efektów, które puszczamy, pełnych wrażeń. Koncerty są rzeczami jednorazowymi, spektakle natomiast są ćwiczone, jest wiele prób, dzięki którym możemy precyzyjnie dostosować pewne sytuacje. To jest główna różnica.
Czym różni się praca akustyka w teatrze od pracy nagłośnieniowca imprez muzycznych? BZ: Niektórzy z nas wolą pracować zdecydowanie nad materiałem, który został już opra-
Porozmawiajmy o sprzęcie... BZ: Jeśli mogę, to ja zabiorę głos, aby odebrać go Piotrkowi,
ponieważ on pracuje w teatrze już 17 lat i pamięta czasy, kiedy pracowało się zupełnie inaczej. Wtedy potrzeby były inne, prawdopodobnie reżyserzy wiedzieli, czym dysponują i nie stawiali takich zadań jak robią to dzisiaj. Sprzęt był inny, były magnetofony szpulowe, na które Piotr z akustykami nawijali taśmy i z takich rzeczy grali. W dzisiejszych czasach, kiedy mamy płyty CD, minidisc’i, pola, tyły, przody, boki ta praca jest dużo łatwiejsza, ale nie jest prosta. Wojna z dźwiękiem polega na tym, żeby słychać było aktora na scenie i żeby było słychać również muzykę. Dziś wspomagamy się microportami, więc musimy pracować tak, aby nie zabić aktora, jak my to roboczo nazywamy... I żeby widz w ostatnim rzędzie mógł go usłyszeć. Sprzęt często zawodzi? PD: Są takie elementy techniczne, na które trzeba zwracać szczególną uwagę – przewody, kable. Z pozoru banalne rzeczy, ale to one najczęściej są przyczyną problemów. Sam sprzęt natomiast jest dzisiaj coraz bardziej niezawodny w odróżnieniu od tego, co było kiedyś. Wrócę na moment do tych szerokich taśm, które zastałem, jak rozpocząłem pracę w teatrze. To jest pewien sentyment do tego brzmienia analogowego, tam była głębia i ciepło, którego dziś brakuje, natomiast jeśli chodzi o montaż, odtwarzanie, jest to dużo łatwiejsze teraz.
Jak to się stało, że postanowiliście zostać właśnie akustykami? Od dziecka mieliście zabawkę i smykałkę do tych wszystkich kabli, hebli, suwaków czy po prostu tak wyszło? PD: W samym teatrze to może przez przypadek, natomiast smykałka w każdym z nas, kto ten zawód wykonuje, gdzieś tam była, pewnie od dzieciństwa. Ja kiedy byłem mały, konstruowałem sobie mikserki akustyczne z byle czego, później trochę grywałem w takiej wersji amatorskiej. Podobnie było w sytuacji Bartka, on też muzykuje, gra, śpiewa, a więc nie ma tutaj wielkiej bariery między przestrzenią naszą a aktora. Bo ważne jest to, aby sytuacje na scenie nie były dla nas czymś obcym. To są dwa pola, które muszą współgrać. Akustyk musi rozumieć potrzeby aktora, muzyka. BZ: Ten zawód jest szczególnie ciekawy, biorąc pod uwagę, że pracujemy w teatrze, bo jeśli miałaby to być jazda w kółko z jednym zespołem, to byłaby to już komercja, a tutaj... mamy za każdym razem coś innego. Marika Adamska Michał Cierniak Audycja "ZA KURTYNĄ" w każdy piątek o godz. 12:00 w Radiu Index
Muzyka
STYCZEŃ 2012
Ta droga się nie kończy
17
Za ich najnowszym albumem, „The Best Is Yet To Come”, szaleje prasa w całym kraju. Ten entuzjazm udzielił się również muzykom. Przez całą rozmowę Adam Brzozowski unikał samochwalstwa, ale wielkie zadowolenie z wykonanej pracy było odczuwalne. Szczególnie, gdy w pewnym momencie wypalił „nam się ta płyta po prostu podoba...”. Pianista poznańskiej grupy Snowman opowiedział o drugim krążku zespołu, o prasie i spełnieniu. Wasza nowa płyta, „The Best Is Yet To Come”, zbiera wszędzie doskonałe recenzje. Interesujecie się tym w ogóle? To dużo dla nas znaczy. Ja z reguły szukając nowych rzeczy, nowych płyt, gdzieś tam liczę się z głosem krytyki. One są jakimś wyznacznikiem... i tak się złożyło, że te sugestie wysyłane przez recenzentów w świat w kontekście Snowmana są dla nas cudowne. Wierzyliśmy bardzo mocno w ten materiał, ale nie spodziewaliśmy się, że opinie będą aż tak jednogłośnie dobre. Krytycy są różni i trudno u nich o zgodny chór, a w tym przypadku tak jest, więc jesteśmy bardzo szczęśliwi, super! A co z tytułem albumu? Najlepsze dla Snowmana dopiero przyjdzie czy już nadeszło? Wiesz, chcielibyśmy móc takimi małymi literkami pisać to na każdej następnej płycie. Mieć świadomość, że ten proces oczekiwania na najlepsze nigdy nie się nie zakończy, bo to jest chyba w życiu kogokolwiek zajmującego się sztuką najważniejsze. Te spełnienia, jeśli przychodzą, są takimi olśnieniami i to jest cudowne, ale jest świadomość tego, że ta droga się nie kończy. Dlatego to robimy. „The Best Is Yet To Come” to duża zmiana stylistyczna względem debiutu. Jest dużo bardziej melodyjnie i mocno. Można porównywać te dwie płyty? Porównanie tej płyty
Wierzyliśmy bardzo w ten materiał, ale nie spodziewaliśmy się, że opinie krytyków będą aż tak jednogłośnie dobre. z debiutem pojawia się siłą rzeczy, ale pierwsza płyta była takim „the best of” pierwszej części naszej działalności – to były utwory, które powstawały na przestrzeni 7-8 lat. Ten album ukazał się zdecydowanie za późno. Trudno jest porównywać te dwie rzeczy, bo „The Best Is Yet To Come” powstawała w zasadzie jako concept album – kompozycje powstały w bardzo szybkim tempie. W cudzysłowie mogę powiedzieć, że w kilka dni, oczywiście potem była praca nad materiałem z Marcinem Borsem (producentem płyty – przyp. red.). To są dwa różne materiały, mają swoje zupełnie inne genezy – pierwsza była podsumowaniem, a druga już zamkniętą koncepcją. My jesteśmy dojrzalsi o doświadczenia,
o nowe inspiracje, charakter obu płyt jest ten sam, ale jest mocniej, jest bardziej piosenkowo. Takie było nasze założenie, chcieliśmy nagrać coś, co można nazwać formą piosenkową. Zmierzyć się z tym, bo to nie jest takie łatwe. Miałem zapytać o to, czy będzie trasa, ale już wiem, że będzie i że przyjedziecie do Zielonej Góry. To może powiedz, dlaczego ktoś, kto kupi płytę, ma jeszcze przyjść na koncert? Z prozaicznego powodu: dlatego, że to jest bardzo dobra płyta. A koncerty są jeszcze lepsze, te emocje zawarte na albumie podczas występu są zdwojone. I to jest chyba najważniejsze, gdy słuchasz płyty i ci się podoba, to masz nadzieję, że bę-
dziesz mógł jej posłuchać na żywo jeszcze bliżej, jeszcze emocjonalniej. Przynajmniej ja tak mam. A czego w tym momencie chcecie? Macie już świetną płytę, krytycy was chwalą, publika również. Co następne? Przede wszystkim chcemy, by trasa była jak najbardziej udana, jak najliczniejsza. Żeby te koncerty były bardzo bliskie, by jak najwięcej grać i jak najbardziej cieszyć się z tego, że ktoś się cieszy z tego, że grasz. Zakładamy, że będzie też trochę festiwali w lecie i miejmy nadzieję, że już niedługo będzie można otwierać lodówkę i tam będzie Snowman. Michał Stachura
18
Kultura Muzyka - recenzja
STYCZEŃ 2012
Jestem dobrym raperem
„To są prewersje, perwersyjne pierwsze wersje”. W końcu z promocją tej płyty Fokus pojawił się w Zielonej Górze. Wśród stołów bilardowych, symulatora golfa, bitów i rymów suportów udało nam się pogadać. Nie o perwersjach, a o „Prewersjach”, kolorowych pudełkach, kiczu, dumie i Dodzie. Lubisz kolorowe pudełka? Czy ja lubię kolorowe pudełka? Nie wiem, nie pałam do nich zbytnim uczuciem. Mogę lubić. Ty możesz lubić, ja lubię więc możemy porozmawiać. Cały czas promujesz swój album „Prewersje”, jesteś w trasie koncertowej. Ta płyta zebrała dużo więcej pozytywnych recenzji niż "Α i Ω". Uważasz, że rzeczywiście jest lepsza? Tak, na pewno jest lepsza. Przede wszystkim muzyką się zajęli producenci, którzy znają się na muzyce, a nie jak w przypadku „Alfy” ja własnoręcznie, że tak powiem. Muzycznie jest na pewno lepsza, teksty są trochę inne, poważniejsze. Czujesz, że włożyłeś w nią więcej pracy? Więcej na pewno w teksty, bo tak jak już wspomniałem muzyka została zrobiona
przez producentów outsourcing.
Czy „Prewersjami” chcesz przekazać ludziom coś konkretnego? Ja raczej nie wciskam ludziom przekazu do głowy, po prostu opisuję jak ja patrzę na świat, mój światopogląd. Nie mówię, że ludzie muszą się z nim zgadzać. Natomiast główną, przewodnią myślą jest to, by nie być głupim, co zdarza się każdemu, zdejmować klapki z oczu sobie i innym.
gościnnie żaden raper jak było to w planach? Jedyne „featuringi”, jakie zostały stworzone, to duety z wokalistami - Gutkiem i Losza Verą. Przypadek czy celowe zamierzenie? Nie pamiętam, co sobie myślałem wtedy. Wielu rzeczy nie pamiętam, co wiąże się z moim wyskokowym trybem życia. Teraz mam w głowie już nowe materiały i trudno mi odpowiedzieć na to pytanie, natomiast chyba tak, chyba chciałem, żeby ta płyta była bardziej moja. Na „Alfie i Omedze” było dużo gości, teraz postawiłem na siebie. Wokaliści tylko mnie wspomogli, dodali rangi tym kawałkom, natomiast ta płyta jest głównie moja. Została zdjęta ze mnie jej muzyka, produkcja, a ja skoncentrowałem się na tekstach. Chciałem, żeby to było bardziej moje.
Dlaczego na „Prewersjach” nie pojawił się
Dlaczego jednym z tych wokalistów wspo-
Dlaczego wyszło tak wiele teledysków do „Prewersji”? Przede wszystkim pojawiły się możliwości, aby zrobić te teledyski - i to jest główny powód. Poza tym teledysk jest teraz najważniejszym elementem promocji. Po prostu wydając płytę robi się teledyski.
Muzyka
STYCZEŃ 2012
19
swoich płyt uważam za najlepszą, odpowiedziałem, że jeszcze jej nie nagrałem, czyli generalnie jest to przede mną, tak uważam i być może to będzie następna solówka, może to będzie Pokahontaz, natomiast gdzieś tam drzemie we mnie opcja, że ta najlepsza płyta, jaką udało się nagrać, dopiero nastąpi. Może i banalne pytanie, ale nurtujące, bo Twoja odpowiedź, że jest dobrą zawodniczką nie jest przekonująca – dlaczego utwór i występ z królową kiczu Dodą? Jak się spojrzy na polską scenę popową, to ona jest na górze. Ja jej wcześniej nie znałem, nie miałem okazji za bardzo z nią porozmawiać, natomiast to nie jest główny trzon tego, co ja robię. Zrobiłem kawałek i raczej nie mogę sobie zarzucić nic pod względem tego elementu, w którym miałem się wykazać w tym featuringu, czyli do tekstu. Ja zrobiłem dobry kawałek rapu w tym momencie i dla mnie to jest najważniejsze, a że to jest kontrowersyjne, na pewno jest... bo „wielki, święty hip hop” z królową kiczu. Ja zdaję sobie z tego sprawę, że komuś to się może nie podobać, a mi się teraz nie podobają ich reakcje. Bo to jest taka sytuacja, że to ja nagrywam kawałki, a oni piszą w Internecie, więc generalnie niech tak zostanie i to się raczej nie zmieni. Słuchałeś wcześniej twórczości Dody? Nie, z ciekawości to zrobiłem. Byłem ciekawy. Stwierdziłem, że zobaczę, jak to wygląda i tak zrobiłem. Nie mam sobie nic do zarzucenia w tym momencie, dobre dwie zwrotki napisałem i tyle.
magających jest Losza Vera. Skąd on się tam wziął? My się z Loszą znamy, a przy okazji współpracował on nad ostatecznym brzmieniem tej płyty, bardzo dużo mi pomógł. Zawsze chcieliśmy zrobić kawałek. Akurat był moment, bit taki, do którego on siada, więc z buta zrobiliśmy ten kawałek.
muzykę. To, co on robi, to nie jest hip hop, nie jest to rap, więc to jest spotkanie dwóch różnych światów muzycznych. Wiadomo, że taki kontrast nie każdemu się podoba, ale ja uważam, że wyszedł z tego w porządku kawałek. Wręcz taki, do którego warto było zrobić teledysk, więc myślę, że wszystko działa.
Ogromny kontrast. Twoja zwrotka wyrapowana najniższym głosem na polskiej scenie tego gatunku muzycznego i śpiew Loszy w refrenie prosto z boysbandu. Nie sądzisz, że to się trochę gryzie? Losza ma swój pomysł na siebie i na
Namieszałeś na polskiej scenie muzyki rap, jeden skład, drugi skład, trochę tu, trochę tam. Czy uważasz, że twoja solowe albumy to najlepsze, co zrobiłeś w całej swojej dotychczasowej twórczości? Kiedyś ktoś mnie zapytał, którą ze
Z czego jesteś najbardziej dumny w swoim życiu? Że jestem dobrym raperem? (Śmiech). Chyba tak. Spełniam się w tym, uważam, że jestem w tym dobry. To mi daje satysfakcję, siłę i napędza mnie na każdy następny dzień. Chyba z tego. Rozmawiała Marika Adamska Fot. Radosław Kaźmierczak Zdjęcia pochodzą z sesji do okładki albumu "Prewersja"
20
STYCZEŃ 2012
Muzyka
Na miano „hardcore” trzeba zasłużyć!
„Hardcore” używane jest w slangu młodzieżowym na określenie czegoś wyjątkowego. „Hardcore” to także określenie ekstremum w danej dziedzinie. Tyle jeśli chodzi o paranaukowe definicje tego słowa. Miłośnikom muzyki zawsze jednak to słowo będzie się kojarzyć z ciężkimi i agresywnymi dźwiękami, tak mile dewastującą narządy słuchowe. Zielona Góra także ma w tej stylistyce swojego bardzo godnego reprezentanta – Sophe Scholl. W imieniu zespołu wypowiadał się jego lider i gitarzysta, Dawid „Gavlish” Kotlarek. Zacznijmy standardowo. Jak to się stało, że powstała grupa Sophie Scholl? Była jesień roku 2007. Na ławce w jednym z zielonogórskich parków spotkało się dwóch zapaleńców ciężkiej muzy, czyli ja (wówczas basista) i Pavulon (perkusista). Obydwoje podjęliśmy decyzję o zmontowaniu nowego zespołu pod nazwą „Sophie Scholl” Szybko dołączyli do nas Ziela (wokal) i Filip (gitara). Przez lata skład się trochę zmieniał. Odszedł Filip, ja wskoczyłem za wiosło, a na bas Mumin. Z cza-
sem dołączył do nas Shyha z zielonogórskiej Eboli, który zastąpił Mumina. Ciekawą sprawą jest wasza nazwa. Czy możesz dla niezorientowanych wyjaśnić kim była ta kobieta i dlaczego zdecydowaliście się nazwać kapelę na jej cześć? Sophie Scholl była niemiecką opozycjonistką i działaczką organizacji „Biała Róża” w czasach hitlerowskich. Za swoją działalność antyreżimową, została skazana przez nazistów na karę śmierci. Historię
tę opowiada film „Sophie Scholl – ostatnie dni” w reżyserii Marca Rothemunda. Jej niezłomna postawa i wiara we własne ideały stała się inspiracją dla nazwy naszej grupy. Czy twoim zdaniem grupa grająca hardcore tudzież punka, powinna mieć wizerunek oparty o wyraziste poglądy polityczne lub społeczne, czy jest to kwestia dowolna? Hardcore to więcej niż muzyka, to pewna myśl, filozofia i sposób życia przekazywana w naszym przypadku przy uży-
ciu instrumentów. Niewątpliwie jest to muzyka mocno zaangażowana w politykę i sprawy społeczne. Należy jednak podkreślić, że nurt hardcore to platforma o szerokim wachlarzu poglądów oraz postaw i nie można go identyfi kować z jakimkolwiek ruchem politycznym. Z pewnością wspólnym mianownikiem jest szeroko rozumiana „niezależność” i „tolerancja” oraz aktywne działanie na rzecz szerzenia tych idei. Irytują a zarazem śmieszą mnie zespoły, które określają swój gatunek jako „hardcore”, czy
STYCZEŃ 2012 dodają przyrostek „–core” (np. metalcore, deathcore), a nie mają tak naprawdę nic wspólnego z tym prądem ideologicznym. Na miano hardcore trzeba sobie zasłużyć przede wszystkim swoją postawą i działaniem, a nie graniem takiej czy inne muzyki. Siłą kapel hardcore’owych są występy na żywo. Gdzie do tej pory udało wam się zagrać i który z tych koncertów wspominasz najlepiej i za co? Do tej pory zagraliśmy kilkanaście (a może już kilkadziesiąt) mniejszych czy większych koncertów i trudno wymieniać wszystkie. Na pewno ważny był dla nas sukces na festiwalu Metal Battle w Guben, gdzie zajęliśmy drugie miejsce inkasując sporą nagrodę finansową. W pamięci utkwił mi również kameralny koncert w Gorzowie. Wiele mówi się o animozjach między naszymi miastami. W hardcorze nie ma jednak miejsca na podziały. Przez miejscową ekipę zostaliśmy przyjęci bardzo przyjaźnie i do dzisiaj utrzymujemy z nimi koleżeńskie kontakty. Jak trzyma się scena hardcore w Polsce? Jest wsparcie między kapelami czy raczej da się wyczuć między nimi rywalizację? Scena hardcore w Polsce nie jest może imponująca ale przywołując lata minione widać pewien progres. Działa kilka niezależnych wydawnictw, mamy kilka zespołów na europejskim poziomie, robi się sporo koncertów. Istnienie sceny opiera się w głównej mierze na współpracy między poszczególnymi zespołami, czy „załogantami”. Polega to na wzajemnym zapraszaniu się na koncerty, promocji, użyczaniu sprzętu itp. Tego rodzaju postawy przeważają, choć oczywiście jak wszędzie zdarzają się przykre wyjątki.
Muzyka Nagraliście niedawno materiał na debiutancką płytę. Jak długo zajęło wam tworzenie materiału i nagrywanie go? Większość materiału to efekt naszej pracy w mijającym roku, choć na płycie znalazło się także kilka starszych kawałków. Pewnego dnia stwierdziliśmy, że trzeba to nagrać. Pojechaliśmy do studia w Świebodzinie, które prowadzi znany muzyk i realizator Poland i w trzy dni zarejestrowaliśmy 10 kawałków. Pośpiech być może spowodował pewne niedociągnięcia ale efekt końcowy według opinii kilku osób spoza zespołu jest zadowalający. Założyłeś także własną wytwórnię. Wiem, że planujesz wydać w niej wasz debiut, ale czy zamierzasz też wspierać wydawniczo inne kapele? Ideą niezależnego wydawnictwa Gavlish Records jest wspieranie i promocja zespołów hardcore. Na pierwszy ogień idzie płyta Sophie Scholl, następnie planuję wydanie hardcore-punkowej kapeli Retardead z Zielonej Góry/Lubina. Co będzie dalej? Czas pokaże. W tym miejscu chciałbym podziękować Sabinie i Iśkowi za wsparcie i pomoc. Należy podkreślić, że wydawnictwo i osoby z nim współpracujące nie czerpią zysków finansowych. Wszyscy robią to z pasji. Jakie Sophie Scholl ma plany na przyszłość? Po ukazaniu się płyty będziemy starali się ją mocno promować (na scenie niezależnej zespoły najczęściej same muszą o to zadbać). Chcemy zagrać kilka koncertów, a już teraz pracujemy nad nowymi kawałkami na kolejny krążek. Rozmawiał Michał Cierniak
21
Do usłyszenia w styczniu 2012! OLLY MURS „In Case You Didn’t Know” To już druga płyta tego finalisty brytyjskiej edycji X-Factora. Debiut zawierał dawkę bardzo przyjemnej popowej muzyki doprawionej retro-klimatem. Za tamte utwory był zresztą odpowiedzialny m.in. James Morrison. Teraz Olly sam jest współautorem większości piosenek i okazuje się, że nie tylko śpiewanie dobrze mu wychodzi, ale tworzenie repertuaru również. Wypadałoby chyba rzec, że każdy ma takich uczestników X-Factor, na jakich sobie zasłużył. Premiera: 16 stycznia JA RULE „Pain Is Love 2” Raper Ja Rule znalazł wreszcie chwilę między graniem epizodów w amerykańskich filmach sensacyjnych i nagrał swój siódmy album. Co prawda krążek ten miał ukazać się w listopadzie ubiegłego roku, ale z różnych przyczyn premierę przesunięto na ten miesiąc. Dodajmy jeszcze, że płyta jest sequelem wydanego dziesięć lat temu albumu „Pain is Love”. Mimo upływu lat pewne rzeczy się zatem nie zmieniają i niektórzy wciąż doświadczają bolesnej miłości. Premiera: 17 stycznia BIOHAZARD „Reborn in Defiance” Będzie ostro! Biohazard powraca nie tylko z nową płytą, ale także ze swoim oryginalnym składem. Fani ekipy Evana Seinfelda już od listopada ostrzyli sobie zęby na to wydawnictwo, zwłaszcza po zamieszczeniu utworu „Come
Alive” na Facebooku zespołu. Ten kawałek swoją drogą ma pewnie rekordową ilość kliknięć „lubię to”, ponieważ dzięki temu można go odsłuchać. Szkoda, że w tak łatwy sposób nie można też nabywać całych płyt. Premiera: 20 stycznia LACUNA COIL „Dark Adrenaline” Po niemal trzyletniej przerwie włoskie Lacuna Coil znów uraczy swoich fanów świeżutkim albumem. Będzie on na pewno bardzo różnorodnym dziełem, a przynajmniej tak twierdzi wokalistka grupy Cristina Scabbia. Ma być ciężko, ma być też mrocznie i lirycznie, a także... stadionowo, ze względu na utwory z chwytliwymi i potężnymi refrenami. Ciekawe na ilu meczach Euro 2012 będą zatem rozbrzmiewać kawałki z nowej płyty Włochów? Premiera: 24 stycznia LEONARD C-OHEN „Old Ideas” Nie tylko Stonesom mimo kilkudziesięciu wiosen na karku jeszcze się chce. Cohen jest ich rówieśnikiem i także nie ma zamiaru składać broni. Jego nowy album nosi przewrotny tytuł „stare pomysły”. I faktycznie muzycznej rewolucji tu nie uświadczymy. Ale przecież fanom Leonarda to nie przeszkadza. Aby jednak nie było do końca po staremu, tym razem naszemu bardowi przy okazji albumu, pomagał jego syn Adam. Premiera: 31 stycznia Oprac. Michał Cierniak
22
Film
STYCZEŃ 2012
Film światowy TOP 2011 2
1 Drive Ryan Gosling w roli życia bezimiennego kierowcy, który jeździ samochodem i słucha starych piosenek. Elektryzujący film, urzekający muzyką i pięknymi ujęciami, zderzonymi z surową brutalnością scen przemocy. Nie film roku – film na lata.
3
Jak zostać królem
Teatr dwóch aktorów! Colin Firth oraz Geoffrey Rush pokazują światową klasę i życiową formę. Poruszająca i jakże ludzka historia królewskiego rodu z problemami, które dotyczą każdego. Do tego piękna muzyka, zimne zdjęcia i brytyjski humor. Podium jak najbardziej zasłużone.
7
X-Men: Pierwsza Klasa Adaptacja komiksu jakich mało. Niezwykle stylowa, genialnie zagrana i przede wszystkim niegłupia! Efekciarstwo zostało odłożone na bok na rzecz świetnego i przemyślanego scenariusza. Absolutnym odkryciem jest również Michael Fassbender w roli Magneto. Nie tylko dla miłośników komiksów.
4
Czarny łabędź
Jak zwykle frapujący Darron Aronofsky tym razem o presji, ale też o tysiącu innych rzeczy. Zasłużony Oscar dla Natalie Portman wcielającej się w balerinę baletu „Jezioro łabędzie”. Film, który jednocześnie czaruje, boli, odpycha i przyciąga. Magia.
8
Szpieg
Film, który przez cały czas skupia naszą uwagę, a po wyjściu z sali kinowej wciąż myślimy o jego fabule. „Szpieg” jest poza tym niezwykle wciągający mimo małej dynamiki. Duża w tym także zasługa duetu Oldman/Firth, który oszczędną i charyzmatyczną grą pokazuje młodym aktorom, jak to robią zawodowcy.
5
O północy w Paryżu
Woody Allen swoją najnowszą produkcją utarł nosa wszystkim, którzy twierdzili, że zaczyna się on wypalać. W czasach gdy zalewają nas pozbawione wdzięku i fekalne komedyjki, Allen pokazuje, że nadal można bawić widza w inteligentny sposób. A poza tym Paryż nigdy nie wyglądał tak pięknie jak w tej produkcji.
9
The Fighter
Ten film mógł się nie udać. Po raz tysięczny dostajemy historię od bokserskeigo zera do bohatera. I po raz tysięczny dajemy się na to złapać. Obraz nieco minimalistyczny i oszczędny w środkach przykuwa od początku do końca, a Christian Bale zalicza „życiówkę” śpiewając „I started a joke”.
Prawdziwe męstwo
Nawet jeśli ktoś nigdy nie lubił westernów, pokocha ten film. Genialny Jeff Bridges, postać dziecięca, która tryska charyzmą. Do tego sporo wpływów innych gatunków filmowych, które zgrabnie splatają się w jedną całość.Widowisko nie tylko dla twardzieli.
6
Super 8
Żywy dowód na istnienie magii kina. Fabuła rodem z kina lat 80 – tych w stylu "Bliskich spotkań 3-go stopnia" czy "Goonies" gwarantuje rozrywkę na najwyższym poziomie. Jest wartko, zabawnie, a przy tym nienachlanie. Doskonały hołd złożony mistrzowi gatunku Stevenowi Spielbergowi.
10
Melancholia
Kolejny rozdział ekshibicjonizmu emocjonalnego Larsa Von Triera. Film niepozbawiony wad, lecz wybacza się je dzięki przepięknej muzyce, plastyczności obrazu i wspaniałej, ostatniej scenie. Nie zapominajmy również o jak zwykle świetnej Charlotte Gainsbourg. Trzeba obejrzeć przed końcem świata.
Film
STYCZEŃ 2012
23
Film polski TOP 2011 1 Lincz Oszczędny, mocny i gęsty w klimacie „Lincz” pojawił się znikąd. Nie ma tu wielkich nazwisk, brak wielkiej kampanii reklamowej. Jest za to świetna atmosfera i najczarniejszy z czarnych charakterów tego roku (i nie tylko!) w polskim kinie. Po prostu trzeba.
2
Sala samobójców Nadszedł dzień, kiedy przestaliśmy wstydzić się rodzimych produkcji. Dzień, który przyniósł film odważny, pomysłowy, świetnie zagrany i przede wszystkim świeży. Dorzućmy jeszcze do tego bardzo dobrą techniczną stronę i sukces gotowy. Młodzi dochodzą do głosu i od razu widać efekty.
3
Czarny Czwartek. Janek Wiśniewski padł. Reżyserowi udała się sztuka niemal niemożliwa – pokazać psychikę tłumu jako jeden organ żyjący i wspólnie walczący. Niezwykle ważne rozliczenie z przeszłością i przystępna lekcja historii dla młodszych widzów bez zbędnego nadęcia i martyrologii.
Gni ty 2011 1 Bitwa Warszawska „ Wk***ło mnie to! Tych kilkadziesiąt milionów złotych wydane…. po cholerę?! Nie przejmujesz się tymi ludźmi. Nawet jeśli coś jest dobrze zagrane, to za chwilę pojawia się opowiastka historyczna. Natasza tańczy, Borys jedzie, Natasza tańczy, Borys jedzie, Natasza tańczy, jedzie kawaleria. A gdzie film?”. Anna Dereszowska
TOPKA CZYTELNIKÓW "UZETKI" 1. Jak zostać królem 2. Drive 3. O północy w Paryżu/ Czarny Łabędź 4. Prawdziwe męstwo/ The Fighter 5. 127 godzin
3 2 Saga Zmierzch: Przed świtem. Część 1 Ukochany film nastolatek na całym świecie oraz redakcji Miasta Filmów. Rok bez „Zmierzchu” to rok zmarnowany! Takich wybuchów śmiechu nie uświadczycie na najlepszych komediach! W tej części wampiry jakby mniej świecą w słońcu, za to jest więcej psów z pyskami przybitej amerykańskiej młodzieży. Czekamy na kolejne części i kolejne wiadra jadu, który wylejemy na nie w przyszłości.
Sanktuarium 3D
Spróbujcie wyobrazić sobie coś żałośnie słabego. A teraz pomnóżcie to razy siedemnaście i zapiszcie na taśmie celuloidowej. Cokolwiek otrzymaliście, jest na pewno lepsze niż „Sanktuarium”. Ten film nie jest nawet typowym, słabym horrorem made in USA. To bzdura, która nie śniła się filozofom, nieporadnie zrealizowana, pozbawiona scenariusza bzdura. Unikać jak ognia.
Opracowanie: Paweł Hekman Michał Stachura Michał Cierniak
Słuchaj "Miasta Filmów" w każdy piątek o 13:00 w Radiu Index!
24
Miasto Filmów
STYCZEŃ 2012
MIASTO FILMÓW Piątek, godz. 13:00 na 96 fm www.facebook.com/miastofilmow
To "Coś" nie mogło się udać „Prequel horroru wszechczasów” – taki napis mogliśmy zauważyć przed premierą „Cosia” AD 2011. Czy pierwowzór faktycznie był takim dziełem? Na pewno jest kamieniem milowym w dziedzinie dość obrzydliwych efektów specjalnych i nie brakowało mu gęstego klimatu. Jednak z tą wszechczasowością zalecałbym ostrożność. Film Johna Carpentera z 1982 roku zdecydowanie wybija się ponad przeciętność między innymi dzięki charyzmie Kurta Russella i pomysłowości reżysera ale czerpie garściami z innych klasyków co sprawia, że brak mu nieco oryginalności. Z resztą „Coś” rocznik ’82 jest remakiem „Istoty z innego świata” z 1951 roku. Ale dość tej lekcji historii, wracamy do teraźniejszości. Film rozpoczyna sekwencja przypadkowego odnalezienia statku kosmicznego gdzieś na Antarktydzie, przez grupę norweskich polarników. Mało tego, znajdują również ciało pozaziemskiej istoty. Oczywiście w takim momencie musi pojawić się amerykańska flaga, ponieważ dobrego paleontologa można znaleźć tylko w USA. W ten sposób poznajemy naszą bohaterkę Kate Lloyd. Jej misja to zbadanie ciała gwiezdnego denata. Jak się łatwo domyśleć, truchło nie jest wcale takie martwe, co więcej, potrafi wchłaniać i przeobrażać się w swoją ofiarę. Cała sztuczka filmów z serii „Coś” polega na zagadce: czy aby nasz kolega nie jest tak naprawdę złym, paskudnym kosmitą? Oczywiście taki patent zaserwował nam już John Carpenter w 1982 roku i naprawdę nie widzę powodu ani sensu, by robić teraz dokładnie to samo. Tym bardziej, że „Coś” 2011 nie
Film niejednokrotnie trafia na scenariuszową mieliznę i kłuje po oczach dość absurdalnymi, kuriozalnymi czy po prostu głupimi pomysłami. wnosi najmniejszego powiewu świeżości do całego pomysłu. Owszem, efekty robią wrażenie, a kolejne przemiany stworów są odpowiednio makabryczne, przypominając istoty z najgorszych koszmarów niejednego rezydenta szpitali psychiatrycznych. Jednak najbardziej w tym filmie kuleje zupełny brak napięcia i grozy. To, co było znamienne dla filmu z Kurtem Russellem i stanowiło o jego sile, tutaj znika tuż po pierwszym spotkaniu z obcym. Po prostu nie ma się czego bać, a przecież o strach
w horrorach chodzi. Po kolejnych odsłonach „Pił”, „Oszukanych przeznaczeniach” czy innych „Hostelach” mamy już po uszy makabry i bezsensownej jatki na ekranie. W przeciwieństwie jednak do wymienionych przed chwilą „dzieł” można przy „Cosiu” mówić o całkiem znośnych kreacjach aktorów, zwłaszcza odtwórczyni roli głównej Mary Elizabeth Winstead dobrze wypełnia swoje zadanie i całkiem sprawnie radzi sobie z zastępami norweskich i amerykańskich mężczyzn.
Film niejednokrotnie trafia na scenariuszową mieliznę i kłuje po oczach dość absurdalnymi, kuriozalnymi czy po prostu głupimi pomysłami ale wciąż całość ogląda się (o dziwo) w miarę bezboleśnie. Szkoda, że coraz częściej twórcy sięgają w przeszłość i odświeżają kolejne filmy, których fenomen polegał na premierze w odpowiednim czasie. „Coś” roku 2011 udać się nie mogło. Po raz kolejny lepiej i taniej wypożyczyć sobie oryginał. Paweł Hekman
Książka Miasto Filmów
STYCZEŃ 2012
Wyścig z czasem
80 milionów
Justin Timberlake chyba jeszcze nie dojrzał do momentu, w którym bierze na swoje barki główną rolę męską. „Wyścig z czasem” sprawia wrażenie napisanego, by zaspokoić próżność Justysia. W przyszłości jedyną walutą będzie czas. Kawa – 3 minuty. Autobus do domu – pół godziny. Jedni żyją z dnia na dzień z kilkoma godzinami do rozporządzenia, majątek innych liczy się w setkach stuleci. Co się stanie, gdy chłopak z niższych sfer zechce wymierzyć sprawiedliwość wyższym kastom? Ciekawy pomysł ocierający się o nowatorstwo i świetne tempo przeciwstawione są tu łopatologicznym dialogom i – bez strzępienia klawiatury – głupocie scenariusza, który w kategorii logicznej spójności można porównać tylko do szwajcarskiego sera. Podręcznikowy przykład niewykorzystanego potencjału.
Michał Stachura
25
Artur ratuje gwiazdkę
Sylwester w Nowym Jorku
Warta zauważenia wariacja na temat historii. Tym razem nie na smutno i względnie lekko. Na chwilę przed wprowadzeniem stanu wojennego kilku członków Solidarności podejmuje z banku związkowe pieniądze – tytułowe 80 milionów. Po piętach depcze im kapitan SB i to właśnie demoniczno-śmieszna postać kapitana Sobczaka ciągnie cały film do przodu. Przerysowana rola Głowackiego zostaje w głowie na długo po seansie i chciałoby się więcej takich kreacji na naszym podwórku. To i niegłupi scenariusz wynagradzają ćwierćwymiarowość pozostałych postaci i patos kilku scen, choć trzeba odjąć dwa punkty za tragiczną ostatnią scenę. Widać, że reżyser trochę więcej chciał, niż się udało, więc przede wszystkim cieszy fakt, że powoli uczymy się opowiadać o własnej historii bez męczeństwa.
W ostatnich latach ciężko było o świąteczną kreskówkę z prawdziwego zdarzenia. No chyba, że kogoś zadowalały bożonarodzeniowe warjacje znanych animacji jak np. Shrek czy Madagaskar. W tym roku dostaliśmy wreszcie taki film i co? I dalej będziemy chyba w tym wyjątkowym okresie powracać do Kevina. „Artur...” to kreskówka przesłodzona, za długa i bez pomysłu. Są tam jednak jasne momenty, jak np. zobrazowanie dostarczania prezentów przez św. Mikołaja czy postać nestora rodu Mikołajów. Jednak obrazu mizerii dopełnia postać Artura, który jako główny bohater powinien czarować charyzmą. Jest niestety irytującym i na dodatek fajtłapowatym idealistą. Z reguły takie postacie wzbudzają sympatię, ale nie gdy ich cechy są przerysowane, jak w tym wypadku. Wynika z tego, że w te święta Kevin chyba znowu będzie sam w domu.
Ten film to nie jest oczywiście jakaś wariacja na temat „Rocky’ego”, „Rambo” czy innego z filmów z panem Stallone. Opowiada o ostatnim i najbardziej magicznym dniu w roku. Scenerią jest miasto uważane za najbardziej magiczne miasto na świecie i Nowym Jorkiem zwane. Aby tej magii dopełnić, twórcy filmu zaprosili masę gwiazd, m.n. Roberta De Niro, Halle Berry, Hilary Swank, Michelle Pfeiffer, Sarrah Jessica Parker i wielu innych. Cały film został podzielony na kilka osobnych historii, które się ze sobą zazębiają. Szkoda tylko, że w tej wypełnionej magią produkcji zabrakło czarów, które sprawią, że wszystkie z tych historii będą ciekawe. Przez to dostaliśmy film nierówny, zarówno ze względu na fabułę jak i grę aktorską. Ale wreszcie wszyscy, którzy nie obchodzą Bożego Narodzenia, mają swój świąteczny film.
Michał Stachura
Michał Cierniak
Michał Cierniak
CYTAT MIESIĄCA:
She told me she had a secret, the mother of all secrets... "Szpieg"
26
STYCZEŃ 2012
Książka
"Uformowani po to, aby Książki są jak towarzystwo, które sobie człowiek dobiera. pilnować i wspierać" Denerwują, kontrolują, pilnują. Chcą cały czas czuwać nad nami, aby włos nam z głowy nie spadł. Starają się dać nam wszystko, co najlepsze. Wady przeplatane z zaletami, czyli RODZICE. Nie zawsze ich szanujemy i potrafimy powiedzieć, że ich kochamy. Rzadko patrzymy na nich jako na opiekunów i wychowawców - częściej niestety widzimy ich jako osoby, które chcą nas ograniczać. Problem pojawia się przy rozmowach, bo podobno nie mamy wspólnych tematów, konflikt pokoleń teoretycznie się pogłębia.
Monteskiusz „TYLKO KRÓTKO, PROSZĘ”.
ROZMOWA Z KARELEM HVÍŽD’ALĄ, ZAPISKI, DOKUMENTY Václav Havel
To pierwsza od piętnastu lat książka Václava Havla. Dzieli się w niej z czytelnikami wspomnieniami z czasów, gdy był głową państwa. Havel z humorem pokazuje codzienność na Hradczanach, swoje kłótnie z premierem, a także heroiczną walkę z ciągle psującą się drukarką. Obok anegdot znajdziecie w tej książce wiele opinii o współczesnym świecie.
A ja wam powiem, że z rodzicami można się dogadać. Tak po prostu. Nie wierzycie? A czy to wstyd kochać rodziców i pytać ich o rady? Mam trochę więcej niż 18 lat i jestem dumna z tego, jacy są moi rodzice. Potrafię szczerze się przyznać do tego, że bardzo ich kocham, pomimo, że nie są doskonali. Mój tato zajął 2 miejsce w konkursie Tato Roku 2010, a praca o mojej mamie 1 miejsce w konkursie „Napisz to mamie”. Myślę, że sukces osiągnęliśmy dzięki temu, że jesteśmy zawsze razem - nie tylko, kiedy jest sielsko i anielsko, ale także w momentach, w których wielu poddałoby się bez walki. Bo razem możemy więcej. Rodzice bardzo często powinni stawać się naszym autorytetem - chociaż nie w każdej dziedzinie, to jednak w wielu, które są przewodnimi w naszym życiu. U mnie tak jest. Patrzę na to z perspektywy nastolatki, która wkracza w dorosłe życie i nie wstydzę się tego. Z rodzicami można rozmawiać o wszystkim: o naszych pasjach, o ich wspomnieniach, o naszym życiu, można też pytać, aby uzyskać pomoc w trudnych sprawach, bo nikt tak jak mama i tata nam nie doradzi - przecież znają nas tyle czasu i chcą dla nas jak najlepiej. Z tego miejsca przesyłam również grom całusów dla moich rodziców, niech się śmieją wszyscy ci, którzy tak naprawdę zazdroszczą! A wy? Czy dajecie swoim rodzicom odczuć, że są wam potrzebni? Przecież Nowy Rok to nowe postanowienia, może warto zastanowić się nad tym, jak traktujemy mamę i tatę i być może jest to czas, aby coś zmienić? Małymi krokami można dojść do wielkich celów, więc kiedy mama kolejny raz mówi „załóż rękawiczki, bo jest zimno” – załóżmy je, przecież korona nam z głowy nie spadnie, a rękawiczki założone w chłodny wieczór mogą nam wyjść tylko na dobre. Troskliwi rodzice mają na uwadze przede wszystkim dobro swych dzieci. Ich nieszczęścia są dla nich o wiele boleśniejsze aniżeli własne. Johann P. Hebel
Patrycja Hoffmann
MARZENIE CELTA
Mario Vargas Llosa
Roger Casement siedzi w celi śmierci. Nie wie, jak skończy się walka o jego życie. W zamknięciu zmaga się z demonami przeszłości. To on ujawnił całemu światu okrutną prawdę o bezmyślnych torturach i gwałtach na rdzennych mieszkańcach, jakich dopuszczali się - rzekomo cywilizowani - Europejczycy. Brudny koszmar kolonialnego świata przekracza wszelkie granice wyobraźni. Casement jako jedyny zachował w nim honor i czystość. Ale może to tylko pozory? Przecież jednak skazano go na karę śmierci! Co kryją dzienniki znalezione przez Scotland Yard?
KSIĄDZ PARADOKS. BIOGRAFIA JANA TWARDOWSKIEGO Magdalena Grzebałkowska
Wszyscy znamy księdza Jana Twardowskiego, ale niewiele o nim wiemy. Jaki był naprawdę? Na to pytanie próbuje odpowiedzieć Magdalena Grzebałkowska, która dotarła do nieznanych zapisków księdza Jana. Dzięki nim poznajemy człowieka pełnego sprzeczności. Dlaczego czuł się samotny, choć otaczało go tak wielu ludzi? Skąd brała się u niego wielka potrzeba przyjaźni z kobietami? Czy wieloletnie kontakty z oficerem SB są rysą na jego wizerunku? Poznaj jego młodość, początki popularności oraz ostatnie, najbardziej tajemnicze lata jego życia. PEDAGOGICZNA BIBLIOTEKA WOJEWÓDZKA W ZIELONEJ GÓRZE POLECA
SZTUKA PREZENTACJI W NAUCE, BIZNESIE, POLITYCE Wiktor Niedzicki
Dla większości ludzi największym stresem są wystąpienia publiczne. Boimy się kompromitacji, pocą się dłonie, głos więźnie w gardle. Co zrobić z rękami? Na co patrzeć? Jak nie zapomnieć, o czym mamy mówić? Jak odnieść sukces? Ta książka jest dla tych, którzy chcą lub muszą wygłosić referat, wystąpić na konferencji, wypowiedzieć się w radiu lub telewizji. Polscy uczeni mają liczące się dokonania w wielu dziedzinach wiedzy.
WWW.PBW.ZGORA.PL
Radio Index
STYCZEŃ 2012
27
Zagraj to jeszcze INDEX LISTA Notowanie nr 123 (sobota, 07.01.2012.)
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10
Adele Someone Like You Cher Lloyd feat. Mike Posner With Your Love Lana Del Rey Video Games Hurts Blood, Tears & Gold Nickelback When We Stand Together Coma Los cebula i krokodyle łzy Avicii Fade Into Darkness Cobra Starship You Make Me Feel Red Hot Chili Peppers Monarchy Of Roses Peter Luts Ft. Lynn Larouge Hands Up
Głosuj na www.index.zgora.pl Pierwszy tydzień nowego roku nie przyniósł jeszcze zmian w świecie muzyki, ale dzień po dniu, miesiąc po miesiącu w sklepach muzycznych, jak grzyby po deszczu, zaczną wyrastać nowe płyty. Póki co, w styczniu spodziewamy się nowej płyty Olly Mursa zatytułowanej „In Case You Didn’t Know" - z niej pochodzi dobrze znany z radiowych anten singiel „Heart Skips A Beat”. Według muzycznych horoskopów początek 2012 należeć będzie do Elizabeth Grant, znanej jako Lana Del Rey. Ta amerykańska wokalista często porównywana jest do nieodżałowanej Amy Winehouse. Znawcy muzyki uważają, że obie wokalistki dysponują podobną barwą głosu. Singiel "Video Games" trafił na szczyt sprzedaży listy iTunes, a podczas pokazów mody stał się wybiegowym hitem. facebook.com/lista96fm
Mateusz Kasperczyk, Audycja "Index Lista", sobota, godz. 20:00
REKLAMA
szybciej,
Sam
The Black Keys zdecydowanie są na fali i skwapliwie to wykorzystują. Nie zdziwcie się, jeśli niedługo po otworzeniu konserwy ujrzycie właśnie ich – ledwie minęło 12 miesięcy od premiery ich poprzedniej płyty, a Amerykanie mieli nominację do Grammy za cover Buddy’ego Holly’ego. W oczekiwaniu na rozdanie tych nagród dołożyli jeszcze nową płytą. Ktoś mógłby pomyśleć, że przy takiej ilości można nie nadążyć z jakością... a jednak można. Trudno jednoznacznie stwierdzić, czy to duet nagle odkrył jakąś formułkę na pisanie chwytliwych piosenek, czy to zbawienny wpływ Danger Mouse’a wyciągnął ich do światła z odmętów solidnego, ale niemedialnego blues rocka. Ważne jest jedno – „El Camino” to świetna płyta. Pełna poczucia humoru, przebojowa i prosta jak korzenie tej muzyki – czyli mimo wszystko blues. Ponoć panowie stwierdzili, że mają na koncie zbyt wiele utworów utrzymanych w średnim tempie. Takie z reguły nie przekonywały na żywo. Remedium było jedno – zagrać to samo, tylko szybciej. Pozorna absurdalność pomysłu w efekcie przyniosła niemal czterdzieści minut energetycznego grania, dość surowego, by było rockowo i wystarczająco wygładzonego dla rozgłośni radiowych. Singlowe „Lonely Boy” to „El Camino” w pigułce. Tu melodia goni melodię, a że wszystko opiera się na prostackim “uuooo”? Kandydatów na następne hity jest wielu – oparte na podobny schemacie
„Run Right Back”? Klimat The White Stripes z „Gold on the Ceiling”? Rozedrgane “Hell of a Season”? Tak naprawdę nie ma tu złych odpowiedzi. W myśl jednej z zasad przetrwania zawartych w filmie „Zombieland” – należy cieszyć się drobiazgami. Takim drobiazgiem jest najnowszy krążek The Black Keys – niezbyt angażujący, optymistyczny, typowy album „do nucenia”. I choć nie jest to aż tak udana płyta, jak poprzednie „Brothers” i tak jest się z czego cieszyć. Zwłaszcza, że – jak sami mówią „nie sądzimy, by którekolwiek słowo na tej płycie miało sens”. Michał Stachura
Słuchaj audycji "Rock nocą" w piątek o godz. 22:00 w Radiu Index!
28
STYCZEŃ 2012
Książka
Zielona Góra morderstw
Krzysztof Koziołek wydał kolejną powieść: "Trzy dni Sokoła". Tym razem na książkę składają się aż trzy historie, a każda z nich to mrożąca krew w żyłach opowieść o morderstwach, w które uwikłany jest Andrzej Sokół, dziennikarz z Nowej Soli. Akcja toczy się w Zielonej Górze, Nowej Soli, Wrocławiu, czyli w miejscach, które - jak mogłoby się Wam wydawac - dobrze znacie... A jednak w tych miastach dzieją się (nie)prawdopodobne historie, o których Krzysztof Koziołek opowiadział "UZetce". Twoja nowa książka „Trzy dni Sokoła” różni się od poprzednich – to zbiór opowiadań. „Przerzucasz się” na opowiadania czy to chwilowy wybryk? Tak po prawdzie to raczej powieści niż opowiadania, bo jest wielu bohaterów i kilka wątków. A co do przerzucania, w grę wchodzą tylko kilogramy na siłowni. W przenośni i dosłownie, bo każdy pisarz powinien dużo ćwiczyć fizycznie. Dlaczego? Praca przy komputerze źle wpływa na kręgosłup i mięśnie. Tyle dygresji, a odpowiadając na pytanie: to była tylko „przygoda”. Po napisaniu powieści w odcinkach do tygodników lokalnych w Zielonej Górze i Nowej Soli i jednej na moją stronę internetową, czytelnicy zaczęli pytać, kiedy będą mogli je przeczytać w książce. Tak więc „Trzy
dni Sokoła” to specjalny prezent dla fanów mojego pisania. Na początek książki „Trup w winnicy” - o czym opowiada i dlaczego uśmiercasz wiceprezydenta Zielonej Góry? Wiceprezydent ginie, znajdują go z kiścią winogron w ustach. Dodam: winogron wyjątkowych. Morderstwo ma związek z szantażem miasta przez pewnego maniaka. Więcej nie ujawnię, powiem tylko tyle, że „Trup w winnicy” to coś jakby prolog większej powieści „winiarskiej”, którą chciałbym napisać w przyszłości. Dlatego pewne wątki pozostały niezamknięte, co wprawni czytelnicy na pewno zauważą. W drugim opowiadaniu „Ostateczna roz-
Książka
STYCZEŃ 2012 grywka” znowu Andrzej Sokół. To kryminał historyczny? To z kolei jest swego rodzaju epilog kryminału retro, który tworzy się już w mojej głowie, a który ma się dziać na Ziemi Lubuskiej. Gdzie dokładnie, tego jeszcze nie zdradzę. W „Ostatecznej rozgrywce” pojawiają się też bohaterowie i wątki z „Miecza zdrady”, powieści sensacyjno-przygodowej, którą wydałem w 2010 roku, a którą niektórzy określają mianem lubuskiego kodu Leonarda da Vinci. Skąd czerpałeś pomysły i wiadomości do „Ostatecznej rozgrywki”? W tym przypadku pozwoliłem sobie na dość swobodne podejście do historii, wiele rzeczy jest wymyślonych, tylko niektóre autentyczne. Dla przykładu, tajniki pracy nowosolskich strażników miejskich, które zdradzam, są z życia wzięte. Jak powstawało trzecie opowiadanie pt. „Zemsta absolutna”? W listopadzie 2010 roku byłem we Wrocławiu na Międzynarodowym Festiwalu Kryminału. Któregoś dnia późnym wieczorem wracałem do znajomych, u których nocowałem. Szedłem ulicą Grodzką, podziwiałem pięknie oświetlony budynek Ossolineum, gdy moją uwagę przyciągnął ruch na Moście Piaskowym, wydawało mi się, że ktoś tam jest. Okazało się, że wzrok spłatał mi figla, ale od razu przyszło mi do głowy, co by było, gdyby jechał tędy Sokół swoją nieśmiertelną warszawą i zobaczył kogoś skaczącego z Mostu Piaskowego do wody? I tak się zaczęła zawiązywać akcja „Zemsty absolutnej”. Tak na marginesie, już po premierze książki dowiedziałem się, że tenże most jest jednym z ulubionych miejsc wrocławskich samobójców... Przyznajesz już otwarcie, że Andrzej Sokół to Twoje alter ego zdradź więc pięć podobieństw. Tylko pięć? Zdradzę cztery... Raz, jesteśmy mniej więcej w tym
samym wieku i razem przybywa nam lat. Dwa, mamy takie same systemy wartości, które jasno oceniają, co jest dobre, a co złe. Trzy, charakteryzuje nas podobne poczucie humoru. Cztery, nie mamy problemu z nadużywaniem alkoholu, co jest często charakterystyczną cechą głównych bohaterów kryminałów. Piątym podobieństwem mogłaby być ta warszawa, tyle, że niestety takich eksponatów jest już niewiele i słono kosztują, poza tym są horrendalnie drogie w utrzymaniu, bo palą kilkanaście litrów na 100 km! W przygotowaniu jest już kolejna książka „Ława przysięgłych” – będzie zagwozdka kryminalno-prawnicza? Nie w każdej swojej powieści mogę kodować informacje, bo czytelnicy by się tym szybko znudzili (śmiech). Natomiast mogę obiecać, że „Ława przysięgłych” będzie wielkim zaskoczeniem, czegoś takiego na polskim rynku wydawniczym jeszcze nie było. W niektórych powieściach sięgasz do historii lokalnej, muszę przyznać, że osobiście właśnie te lubię najbardziej, bo więcej w nich tajemnicy i niezwykłości, ale „Premier musi zginać” i „Ława przysięgłych” mają bardziej polityczny wymiar – to Twój pisarski kierunek? Politykę wplatam do powieści wtedy, kiedy mi to pasuje akcyjnie, nigdy na siłę. Aczkolwiek wiem, że niektórym czytelnikom przeszkadza nawet niewielka ilość polityki, mają dość mądrych głów na co dzień. Ja to jednak lubię, tym bardziej, że kreując taki polityczny wymiar powieści mogę wykorzystać dziennikarskie doświadczenie i wiedzę. W tej chwili sam wydajesz książki, można by powiedzieć, że jedna za drugą… Twoja firma to dosłownie manufaktura tekstów? Nawiązujesz do nazwy mojego wydawnictwa: Manufaktury Tekstów? (śmiech). W tle two-
jego pytania wyczuwam kurtuazyjne drugie dno: czy ilość nie odbywa się kosztem jakości? Po pierwsze, to oceniają czytelnicy, a tych przybywa mi w postępie geometrycznym. Po drugie, zarówno „Premier musi zginąć”, jak i kryminał skandynawski „Czwarta śmierć”, który ukaże się w przyszłym roku, były gotowe już ponad dwa lata temu, czekały tylko na wydawcę. W tej chwili kończę „Ławę przysięgłych”, pracuję też nad kryminałem opartym na faktach zatytułowanym „Instrukcja 0039”, opowiadającym wstrząsającą historię byłego policjanta i antyterrorysty ze Słubic, ten ostatni tytuł też ma się ukazać w 2012 roku. A potem zamierzam nieco odpocząć i wydawać rocznie tylko jedną powieść. Jeśli ktoś dopiero chciałby sięgnąć po którąś z Twoich książek – od której powinien zacząć przygodę z Koziołkiem? Kibicom żużla i miłośnikom historii polecam „Miecz zdrady”. Ci, którzy uwielbiają mroczne klimaty, niech sięgną po kryminał skandynawski „Święta tajemnica”. Fanów dreszczowców powinien zadowolić thriller „Premier musi zginąć”. A jak ktoś ma dość standardowych bohaterów kryminałów, którzy mają problemy z samym sobą, byłą żoną, dorastającym dzieckiem i nałogami, powinien przeczytać „Drogę bez powrotu” lub „Trzy dni Sokoła”, w których dzieli i rządzi Andrzej Sokół. Kaja Rostkowska k.rostkowska@uzetka.pl
Wszystkie książki Krzysztofa Koziołka możecie nabyć na stronie internetowej: www.krzysztofkoziolek.pl
29
30
STYCZEŃ 2012
Horoskop
HORROROSKOP Baran (21.III – 20.IV)
Nic nie planuj w tym roku bo żadnych ambitnych planów nie zrealizujesz. Na próżno oczekujesz rezultatów swojej pracy – nadgodziny to nie sposób na awans. Obiecuj ludziom cuda i pożyczaj od każdego ile się da – i tak nigdy nie dotrzymujesz obietnic a o Twoich długach pamięta tylko bank.
osiągną swój szczyt latem. Oglądaj się na innych i wsadzaj wszędzie swoje ‘5 groszy’. Tak, masz rację: życie składa się z samych minusów i negatywów. Nie sporządzaj listy marzeń i celów na ten rok – nic nie zrealizujesz. Siedź więcej na GG a pieniądze na życie same przyjdą.
styczeń 2012
Pluton i Saturn doprowadzą Cię na samo dno. Otwieraj się przed byle kim a potem dziw się, że nie możesz nikomu ufać. Choć będziesz pracować na wysokich obrotach, nie dasz sobie rady w niczym bo brak Ci wiary we własne siły.
Przypomnij sobie wszystkie ubiegłoroczne porażki – w tym roku będzie ich jeszcze więcej! Czekaj na gwiazdkę z nieba, opuszczaj ważne spotkania, w nic się nie angażuj i tylko patrz jak konkurencja Cię ubiega. Wydawaj stypendium na luksusy i płacz, że nie masz za co kupić jedzenia.
Wodnik (21.I – 19.II)
Rok 2012 będzie burzliwy i pełen niemiłych niespodzianek. Zainwestujesz wiele a stracisz wszystko. Szykuj się na sesję poprawkową w lutym. Zaopatrz się w Valused bo na Relanium nie dostaniesz recepty. Odpadnie Ci koło w czasie jazdy samochodem i okaże się, że najlepszy kumpel kradnie Ci kołpaki.
Bliźnięta (21.V – 20.VI)
Rak (21.VI – 22.VII)
W 2012 roku będziesz rozwijać swoje najgorsze cechy charakteru. Będziesz się poświęcać dla spraw i ludzi, którzy nie są tego warci – i raczej nie licz na wdzięczność. Problemy z poprzedniego roku i w tym dadzą o sobie znać. Wydaj wszystkie oszczędności na przyjemności, narzekaj jakie to życie jest ciężkie.
Lew (23.VII – 23.VIII)
Twoje niezdrowe ambicje
Koziorożec (22.XII – 20.I)
Przez cały rok będziesz strachliwy i niepewny siebie. Stare kłopoty powrócą, a Twoje nowe pomysły będą podobać się jedynie terapeucie rodzinnemu. Portierka ma na Ciebie chrapkę. Czeka Cię sprawa w sądzie za posiadanie większej ilości trawki. Przesiaduj całe dnie na kwejku i zastanawiaj się co paczysz.
Byk (21.IV – 20.V)
Nadchodzi rok marazmu i nudnych wydarzeń. Wreszcie pokażesz otoczeniu kim tak naprawdę jesteś: nerwowym, zakompleksionym frustratem z mokrymi dłońmi. Już wiosną Twoja spaczona intuicja poprowadzi Cię w samo centrum kłopotów i fatalnych układów. Inni będę Cię skubać.
kradaniu patyczków do uszu w drogerii. Od nic nie robienia nabawisz się odparzeń. Przydadzą Ci się karty gwarancyjne rzeczy zakupionych w ubiegłym roku. W marcu będziesz driftować w drodze na uczelnie.
Wróżbita Eryk
Panna (24.VIII – 23.IX)
W tym roku przytłoczy Cię Twoje życie osobiste i zawodowe. Tu i tu wpadniesz w błędne koło i nabawisz się depresji. Nie będziesz musiał udowadniać sobie i otoczeniu ile jesteś wart bo nic nie jesteś wart. Wydawaj dalej krocie na kosmetyki i ubrania i tak wyglądasz jak bezguście. To przez Ciebie nie ma nic w telewizji!
Waga (24.IX – 23.X)
Przed Tobą beznadziejny rok. Do marca będziesz załatwiać sprawy z przed roku.
Skorpion (24.X – 22.XI)
W 2012 roku postanowisz żyć mądrzej lepiej. Niestety skończy się tylko na postanowieniach. Będziesz zamartwiać się i niepokoić praktycznie o wszystko (nawet o swoje kręcone włosy, które nigdy nie będą proste). Końcówka roku to czas Twej zawodowej porażki. Karm się każdą plotką.
Strzelec (23.XI – 21.XII)
W tym roku teście wlezą Ci nieźle za skórę i zgłosisz się do programu ‘Trudne Sprawy’. Złapią Cię na pod-
Ryby (20.II – 20.III)
Przed Tobą rok ciężkiej i pracy i sukcesów, na które na pewno nie zasłużysz. Będziesz mieć beznadziejne pomysły. Nie nabierzesz zaufania ani do siebie ani do otoczenia i okaże, że jesteś wart mniej niż twierdzi złośliwy szef i zazdrośni współpracownicy. Zaoszczędzisz wiele forsy ale wydasz wszystko na baletach.
Wróżbita Eryk
STYCZEŃ 2012
Rozrywka
31
Napisz do nas sms o treści: UZETKA a następnie ROZWIĄZANIE Z DOWOLNEGO ZADANIA na numer 72601 (napisz: uzetka rozwiązanie). Koszt 2 zł + VAT. Pierwsze cztery osoby, które wyślą prawidłowe odpowiedzi otrzymają kupon na pizze do Pizzerii la Bomba ul. Lwowska 13A, Zielona Góra www.pizzerialabomba.pl
32
REKLAMA
REKLAMA
STYCZEŃ 2012