5 minute read
Q Życie dzieci na wsi. Wizyta u Oli i Gabrysi Kulesza – dzieci str
W odwiedzinach w gospodarstwie Emilii i Grzegorza Kulesza z Rębiszewa-Studzianek, gm. Wysokie Mazowieckie
Kiedy śmieje się dziecko, śmieje się cały świat
Advertisement
Ola i Gabrysia kochają życie na wsi. Uczestniczą aktywnie w hodowli krów. Pomagają przy pojeniu cieląt, przy udoju i innych pracach w gospodarstwie i na polu. Czasami nawet do późnych godzin nocnych nie chcą iść do domu, bo jeszcze nie skończyły zadań. Mają swoje ulubione zwierzęta. Nie mogą się już doczekać czerwcowej wystawy w Szepietowie.
A wszystko to bierze się z przykładu, jaki dają im rodzice. Tak więc powiedzenie „czym skorupka za młodu nasiąknie(...)” tu sprawdza się idealnie. Szczęście z wychowania na wsi widać w uśmiechu dzieci. Słychać to także w historiach jakie opowiadają. Ich marzenia są skierowane na gospodarstwo a nie na nie same. Ola na gwiazdkę poprosiła Mikołaja o maszynkę do golenia krów. Dzieci to nasz skarb narodowy, a mądre dzieci, z właściwymi priorytetami i ideałami, to nadzieja na lepsze jutro.
Drodzy czytelnicy, tym razem prezentujemy gospodarstwo nieco inaczej. Oczyma dzieci mieszkających na wsi. Z okazji zbliżającego się Dnia Dziecka, przedstawiamy dwie urocze dziewczynki i Antosia (z racji na wiek, tylko wizualnie), ale zacznijmy po kolei.
Państwo Kulesza przejęli gospodarstwo po rodzicach pani Emilii w 2010 r. Pan Grzegorz pracował wcześniej, jako zootechnik w Polskiej Federacji Hodowców Bydła i Producentów Mleka, a jego żona w firmie Adrol (u brata – uśmiech). Uznali jednak, że takie typowe życie zawodowe, to nie ich droga i zdecydowali zostać na rodzinnej roli. Pierwszym przedsięwzięciem, w które zainwestowali będąc już na swoim, była obora wolnostanowiskowa. Wybudowali ją w 2011 r.
Gdy przejmowali hodowlę, całe stado liczyło 50 krów i było utrzymywane w systemie uwięziowym. Dziś mają ponad 200 sztuk, z czego niemal połowa to krowy dojne. Produkcję mleka zwiększyli, od tamtej pory, czterokrotnie.
Bardzo chwalą sobie wieloletnią współpracę z PFHBiPM. Dzięki raportom wynikowym i wiedzy ekspertów, pracują nieustannie nad precyzyjnym żywieniem, rozrodem, zwiększaniem wydajności, poprawą długowieczności, badaniem cielności z próbek mleka. Współpraca się rozwija i ciągle pojawiają się nowe propozycje usług. Korzystają z doradztwa doboru buhajów i systemu SOL. Koncentrują się na prowadzeniu odpowiedniego rozrodu, dzięki któremu tworzą stado odpowiadające ich zamierzeniom hodowlanym. Pan Grzegorz sam wykonuje inseminację. Po trzech latach od zasiedlenia obory, zaczęli sprzedawać jałówki hodowlane. Jak widać po wynikach, cele są osiągane, a sukcesy widać gołym okiem. – Jest to nasze dodatkowe źródło dochodu – mówi pan Grzegorz. – Pomaga to w planowaniu kolejnych inwestycji.
Porad w dziedzinie doradztwa żywieniowego udziela im od początków gospodarowania, firma Agrocentrum z Grajewa. W ramach współpracy omawiane i dobierane są odpowiednie pasze treściwe, dodatki i korektory białkowe. Te wszystkie elementy pomagają im w prowadzeniu ekonomicznej hodowli, osiągającej zadowalające zyski. Na sukces gospodarstwa składa się wiele czynników. Zwracają dużą uwagę na sporządzanie jak najlepszych pasz objętościowych, aby uzyskać dobre parametry. Obecnie białko to 3,32%%, tłuszcz 4,09%% a średnia wydajność od jednej krowy rocznie to 11.361 kg. – Często się mówi, że hodowca nie ma wpływu na cenę mleka, że jest ona rynkową, narzuconą odgórnie przez podmioty skupujące – mówi pan Grzegorz. – Jednak to nie do końca tak działa. To od rolników i od ich sposobu prowadzenia gospodarstwa zależy ile im zostaje z tej ceny, która jest im wypłacana.
|Uroczą rodzinę prezentujemy na zdjęciu pamiątkowym z pierwszej komunii 10-letniej Gabrysi. A więc jeszcze „reszta”: Emilia i Grzegorz Kulesza oraz 11-letnia Ola i Antoni.
|Rok temu obie dziewczynki brały udział w wystawie zwierząt hodowlanych w Szepietowie. Ola oprowadzała jałówkę Midi, która zdobyła tytuł wicechampiona. Gabrysia oprowadzała jałówkę Gimi.
C.D. ZE STR. 16
Gospodarz uważa, że wpływ na to ma wiele elementów, o które należy nieustannie dbać, tzn. żywienie, zdrowotność, jak najlepsze przygotowanie pasz objętościowych, tak aby nie trzeba było dokupować białek i witamin.
Na 60 ha uprawiają: trawę, lucernę i kukurydzę, z czego tej ostatniej jest 20 ha. Przeznaczona jest na kiszonkę. Ich kiszonka charakteryzuje się bardzo wysoką skrobią i odpowiednią suchą masą. Aby osiągnąć zadowalające rezultaty, przykładają dużą uwagę do terminu zbiorów. Trzymane są one w silosach i pryzmach, a robione z półrocznym zapasem. Gospodarze pilnują, aby użytki zielone były regularnie przesiewane. – Najważniejsze dla rolnika są wiedza i czas – podkreśla pan Grzegorz, wymieniając zalety, jakie dają mu ww. usługi. – Odpowiednie narzędzia zapewniają, że wszystko idzie w obranym kierunku i ma się więcej czasu dla bliskich.
Gospodarstwo jest bowiem, jak podkreślają rodzice, rozwijane z myślą o przyszłym pokoleniu: Oli, Gabrysi i kilkumiesięcznym Antosiu. – Wszystko co robimy jest z myślą o naszych pociechach – rodzice zgodnie podkreślą cel ich ciężkiej pracy.
A dziewczynki, jak same opowiadają, lgną do pracy przy zwierzętach. Są bardzo zainteresowane życiem na gospodarstwie. Chętnie się uczą, obserwując rodziców. Ich życie zdecydowanie różni się od dzieci wychowujących się w mieście. Tutaj nie ma weekendów wolnych od pracy. Chociaż, w opowieści wynika, że w soboty i niedziele również chętnie wcześnie wstają by wykonać powierzone im prace.
– Towarzyszą nam od małego podczas wszystkich obowiązków – cieszy się mama. – Gdybyśmy je zostawiali w domu, gdy trzeba coś zrobić w gospodarstwie, to spędziliśmy ze sobą bardzo mało czasu. A teraz praktycznie każdą wolną od szkoły chwilę, jesteśmy razem.
Dziewczynki uczestniczą w wystawach byd ła. Oprowadzają cielaczki. – Przygotowania do konkursu są czasochłonne – opowiadają wspólnie dzieci i rodzice. – Wymaga to poświęcenia. To po prostu trzeba lubić.
Krowę trzeba przygotować pod kątem wyglądu, ale również prowadzania. Chodzi o to, aby zwierzęta prezentowały się jak najlepiej i „słuchały się” podczas pokazu. Aby wszystko zgrało się w jedną, doskonale wyglądającą całość należy włożyć w to dużo pracy. – Uczy to dzieci, że aby widzieć efekty swojej pracy, należy poświęcać się temu na czym nam zależy systematycznie – mówi dumny tata.
W dzisiejszych czasach młodzież uciekająca ze wsi to częste zjawisko. Niekiedy ciężko jest znaleźć następcę. Jednak u państwa Kulesza dzieci same rwą się do pracy. W czym tkwi sekret takiego podejścia dziewczynek do gospodarki?
– To nie jest sekret – mówi zdecydowanie ojciec. – Moi rodzice nauczyli mnie, żeby nie bać się ciężkiej pracy. Teraz ja uczę takiego myślenia swoje dzieci. Mówię im, że w życiu ważne jest postawienie sobie celu i wytrwałe dążenie do niego.
Zabierają dziewczynki, aby im pomagały w polu i przy zwierzętach. Tak jak robili to ich rodzice. Takie wychowanie przynosi efekty i wchodzi w krew. Nie uczą dzieci pomagania za pieniądze, ale dla satysfakcji. To sprawia, że dziewczynki są dumne z gospodarstwa, bo to też ich praca wpływa na jego rozwój i sukcesy.
Dziewczynki państwa Kulesza to reprezentantki kolejnego pokolenia polskich rolników. Życzymy wszystkim dzieciaczkom, a szczególnie tym z gospodarstw – naszym Czytelnikom (uśmiech) udanego Dnia Dziecka i spełnienia marzeń.
|Najnowszy zakup to ładowarka. Czyli maszyna uniwersalna i najlepszy pomocnik, jak mówi gospodarz. Pracuje 365 dni w roku.
TeksT i zdjęcia: agnieszka Tokajuk
PODLASKIE AGRO