6 minute read
Q Nowa hala paszowa w m. Piętki Gręzki str
Najnowsza hala paszowa i jej zadowoleni właściciele w miejscowości Piętki Gręzki, gm. Klukowo
lekka mocna solidna – taka na tip top
Advertisement
Nad budową hali Justyna i Piotr Wyszyńscy zastanawiali się od roku. To właśnie w Podlaskim Agro przeczytali artykuł o gospodarzu z m. Szymbory Włodki, który zachwalał szybką budowę hali i jej użytkowanie. U nas także zobaczyli reklamę firmy Hale Sokoły. I tak się zaczęło. Zdecydowali się zadzwonić i skorzystać z darmowej wyceny.
– Po wstępnej analizie chwilę się zawahaliśmy – wspominają pierwsze wrażenie po spotkaniu z ekspertami. – Jednak gdy ceny stali zaczęły rosnąć, stwierdziliśmy, że nie ma na co czekać. Potrzebowaliśmy konkretnego rozwiązania dotyczącego magazynowania paszy w naszym gospodarstwie. To wydawało nam się najbardziej ekonomiczne. Nie zawiedliśmy się. – Pierwsze takie hale stawiane były w Stanach Zjednoczonych – opowiada pan Piotr, gdyż odrobił pracę domową z historii hal paszowych (uśmiech). – Przede wszystkim w stanach Newada, Wisconsin, Illinois. Jak pierwszy raz zobaczyłem na żywo taką halę to pomyślałem... chyba jestem w Ameryce. Czuje się postęp, jaki wszedł na przestrzeni lat na nasze tereny. Hala mimo tego, że jest lekka, jest również bardzo wytrzymała. Jej opływowy kształt sprawia, że jest odporna na wiatry i śniegi. Jest ona, jak to się mówi w skrócie, zrobiona na tip top.
Pani Justyna podpowiada jeszcze kilka zalet, które zaważyły na ich decyzji: – Blacha jest z filcem, aby nie było w magazynie paszowym wilgoci. Wszystko jest zaprojektowane według wymiarów, nacisku, obliczone przez specjalistów, aby służyło nam wiele lat. Cała podstawa jest zazbrojona, bo budynek pod wpływem zmian pór roku nieustannie pracuje – wymienia.
Gospodarze halę budowali z myślą o przechowywaniu w niej paszy. Chcieli, aby było wygodnie, sprawnie i szybko. Łatwy przejazd z jednej strony na drugą zdecydowanie daje im to czego oczekiwali. Przestronny magazyn paszowy z drzwiami po obu stronach hali usprawnia ich pracę, szczególnie w czasie niesprzyjających warunków pogodowych.
Wymiary hali to 12 m na 40 m i 7,8 m wysokości. Jedna brama ma 3,5 m x 4 m, a druga 4,5 m na 4.5 m. W hali przechowywane będą bele ze słomą i sianem, pszenica oraz mieszanka. – Planujemy, aby postawić tu też jakieś maszyny – zagospodarowuje w myślach okazałą przestrzeń magazynu właściciel. –
Mamy wprawdzie dużą stodołę, ale teraz maszyny są coraz wyższe. Wyszyńscy mówią, że wjazd paszowozem do nowego obiektu nie sprawia problemu, wręcz przeciwnie – jest łatwo, co zaoszczędza czas. Budowę hali zaplanowali w sąsiedztwie miejsca, w którym znajduje się wybetonowany plac na pryzmy z sianokiszonką i kukurydzą.
|Hale łukowe, takie jak ta u państwa Wyszyńskich, są uniwersalne. Można
je przeznaczyć na magazyny paszowe lub garaże na maszyny. Coraz częściej stosowane są jako budynki inwentarskie dla zwierząt.
C.D. ZE STR. 8
Inne składniki wykorzystywane na paszę poprzednio przechowywano po trochu wszędzie, gdzie było miejsce. – Teraz śrutowanie i ugniatanie odbywać się będzie w jednym miejscu – opowiada pan Piotr o zaletach jakie przyniosła hala. – Na dodatek w dzisiejszych czasach, gdy ceny zbóż są nieprzewidywalne, dobrze jest mieć miejsce, gdzie można je składować i tym samym poczekać na lepszą cenę w skupie.
Budowę hali rozpoczęto w maju br., a ukończono w sierpniu. – Gdyby nie przerwy, które robiliśmy ze względu na warunki atmosferyczne, to myślimy, że w przeciągu trzech tygodni hala byłaby postawiona – opowiadają zgodnie gospodarze. – Na początku podczas wylewania fundamentów bardzo padało. Później przyszły upały, które trzeba było niestety przeczekać.
Doświadczenie w gospodarowaniu Państwo Wyszyńscy mają niemałe. Pan Piotr już od dziecka przyglądał się jak jego rodzice: Maria i Roman, pracują na roli. Prowadzili oni wówczas hodowlę owiec (ok. 200 szt.), którą rozpoczęli w latach 70-tych. Mieli też hodowlę zarodową matek, które sprowadzane były z Anglii. – Takie hodowle, z tego co opowiadają teściowie i mąż, były bardzo dochodowe – wspomina historię gospodarstwa męża pani Justyna, a mąż jej wtóruje:
– Za sprzedaż wełny z jednego strzyżenia można było kupić kombajn. Było nawet takie powiedzenie – „kto ma owce, ten ma co chce”. Niestety koniec lat 80-tych przyniósł spadek zapotrzebowania na ten produkt. Już nawet nie opłacało się wynajmować człowieka do strzyżenia, więc ludzie zaczęli likwidować hodowle.
Trzeba było się przebranżowić, dostosować do zmian. Tak też zrobili rodzice pana Piotra. W 1995 r. przestawili się na hodowlę krów, bo w tym widzieli potencjał. Byli wtedy na 30. miejscu pod względem ilości zdawanego mleka w Mlekovicie. Do dzisiaj współpracują z tą Spółdzielnią. – Jeszcze przez długi czas teściowie mówi, że krowy się kocą a nie cielą – śmieje się pani Justyna. – Hodowla krów ich zdaniem jest bardziej wymagająca. Poranne i wieczorne dojenie, szykowanie paszy, itp. A owce wystarczyło wygonić na pastwisko i gotowe (uśmiech).
Rodzeństwo pana Piotra wyjechało do Białegostoku. On zdecydował się zostać na ojcowiźnie. Skończył szkołę rolniczą i cieszy go wybór, którego dokonał. Dla pani Justyny życie na gospodarstwie także nie było tajemnicą. Ona również wychowała się na wsi.
Obecnie ich stado liczy 30 szt. krów dojnych, 15 zacielonych jałówek i ok. 15 szt. młodzieży. W sumie wszystkich krów jest ok. 60. Korzystają z usług doradcy żywieniowego z firmy Magia Agro i są pod oceną Polskiej Federacji Hodowców Bydła i Producentów Mleka. Parametry mleka to: białko 3,2% i tłuszcz 4%, a wydajność wynosi około 8 tys. l. od krowy na rok. Obora przerobiona z owczarni jest niewielka, ale zaspokaja potrzeby stada. – Zdecydowaliśmy się jej nie powiększać – mówią gospodarze. – Wystarcza nam tyle co mamy. Jest to obora uwięziowa, a dojenie odbywa się dojarką przewodową. Mleko przechowywane jest w samoczyszczącym się zbiorniku o poj. 2.100 l. i odbierane jest co drugi dzień.
Gospodarze zgodnie twierdzą, że bycie samowystarczalnym gospodarstwem – jeśli chodzi o ilość ziemi uprawnej, zapewnienie paszy dla krów, możliwości wykonywania obowiązków związanych z opieką nad zwierzętami czy posiadanie jałówek z własnego stada – daje im poczucie bezpieczeństwa finansowego. Są zwolennikami średniej wielkości gospodarstw, tych rodzinnych. Tak też chcą i prowadzą swoje. – Oczywiście w dzisiejszych czasach, gdy maszyny są bardzo kosztowne, w wielu sytuacjach warto jest skorzystać z usług np. podczas żniw czy siania kukurydzy – tłumaczą zasady mądrego gospodarowania. – Należy wykalkulować, które maszyny opłaca się mieć w gospodarstwie, a które lepiej wypożyczyć, bo koszt ich zakupu po prostu się nie zwróci.
Wyszyńscy korzystają z usług również ze względu na pogodę. Wszystko trzeba robić szybko, gdy jest ona sprzyjająca. – W tym roku i pierwsze, i drugie sianokosy, zdążyliśmy zrobić tuż przed deszczem – mówi gospodyni. – Kosimy wszystko na raz. Tak jest najlepiej.
Uprawiają, głównie na potrzeby własne, razem z dzierżawą, 43 ha: ok. 15 ha zielonek, resztę stanowią kukurydza, zboża, a dwa lata temu zaczęli również siać rzepak.
W swojej ostatniej inwestycji, czyli budowie hali, widzą duży potencjał. – Do tej pory nie mieliśmy gdzie trzymać paszy. Ten nowy budynek to wielkie udogodnienie i usprawnienie dla naszej pracy – mówi pani Justyna.
Dziękujemy za oprowadzenie nas po swoim gospodarstwie, pokazanie pięknego ogrodu i opowiedzenie o najnowszej inwestycji. Cieszymy się, że poznaliśmy i mogliśmy napisać o kolejnym zadowolonym kliencie firmy Hale Sokoły.
|Rodzice pana Piotra chętnie pomagają w gospodarstwie. Pani Maria (pierwsza od lewej) zajmuje się pielęgnacją ogrodu, a pan Roman (w czasie sesji zdjęciowej pracował w polu) wraz z panem Piotrem, uprawą ziemi. | – W tej hali nasz kombajn wydaje się mały, a przecież to potężny sprzęt – porównuje pan Piotr, opisując dużą przestrzeń w swoim nowym obiekcie.