3/2020
www.zbiam.pl
Czołgi TK: początki służby w linii
To, co w literaturze tematu zwykle przedstawia się jako serię nieudanych prób zdobycia Caen podczas walk w Normandii latem 1944 r., w rzeczywistości było ryzykowną rozgrywką z elitą wojsk pancernych III Rzeszy…
Podkreślono szybkość poruszania się, opancerzenie oraz niewielkie wymiary, które w znaczny sposób zmniejszały wrażliwość na ogień przeciwnika. Istotna była też wielka siła ognia ułatwiająca uzyskanie zaskoczenia…
Index 407739
Druga bitwa o Caen: lipiec 1944 r.
ISSN 2450-2480
W NUMERZE:
Norwegia 1940
Maj-Czerwiec cena 18,99 zł (VAT 8%) INDEX 407739 ISSN 2450-2480
Vol. VI, nr 3 (29) Maj-Czerwiec 2020; Nr 3
3/2020
www.zbiam.pl
Maj-Czerwiec cena 18,99 zł (VAT 8%) INDEX 407739 ISSN 2450-2480
Czołgi TK: początki służby w linii
To, co w literaturze tematu zwykle przedstawia się jako serię nieudanych prób zdobycia Caen podczas walk w Normandii latem 1944 r., w rzeczywistości było ryzykowną rozgrywką z elitą wojsk pancernych III Rzeszy…
Podkreślono szybkość poruszania się, opancerzenie oraz niewielkie wymiary, które w znaczny sposób zmniejszały wrażliwość na ogień przeciwnika. Istotna była też wielka siła ognia ułatwiająca uzyskanie zaskoczenia…
Index 407739
Druga bitwa o Caen: lipiec 1944 r.
ISSN 2450-2480
1 3/2020
W NUMERZE:
Norwegia 1940
Na okładce: uniwersalny karabin maszynowy Maschinegewehr 34 kal. 7,92 mm. Rys. Arkadiusz Wróbel
INDEX 407739 ISSN 2450-2480 Nakład: 14,5 tys. egz. Redaktor naczelny Jerzy Gruszczyński jerzy.gruszczynski@zbiam.pl Redakcja techniczna Dorota Berdychowska dorota.berdychowska@zbiam.pl Korekta Stanisław Kutnik Współpracownicy Władimir Bieszanow, Michał Fiszer, Tomasz Grotnik, Andrzej Kiński, Leszek Molendowski, Marek J. Murawski, Tymoteusz Pawłowski, Tomasz Szlagor Wydawca Zespół Badań i Analiz Militarnych Sp. z o.o. Ul. Anieli Krzywoń 2/155 01-391 Warszawa office@zbiam.pl Biuro Ul. Bagatela 10/19 00-585 Warszawa Dział reklamy i marketingu Andrzej Ulanowski andrzej.ulanowski@zbiam.pl Dystrybucja i prenumerata office@zbiam.pl Reklamacje office@zbiam.pl
spis treści BITWY I KAMPANIE
Tomasz Szlagor
Druga bitwa o Caen: lipiec 1944 r.
4
MONOGRAFIA LOTNICZA
Jacek i Michał Fiszer, Jerzy Gruszczyński
Supermarine Spitfire. Legendarny myśliwiec RAF (2)
19
BITWY I KAMPANIE
Jacek i Michał Fiszer, Jerzy Gruszczyński
Niemiecki atak na Danię i Norwegię, 1940 r. (2)
36
MONOGRAFIA LOTNICZA
Prenumerata realizowana przez Ruch S.A: Zamówienia na prenumeratę w wersji papierowej i na e-wydania można składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com.pl Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail: prenumerata@ruch.com.pl lub kontaktując się z Telefonicznym Biurem Obsługi Klienta pod numerem: 801 800 803 lub 22 717 59 59 – czynne w godzinach 7.00–18.00. Koszt połączenia wg taryfy operatora. Copyright by ZBiAM 2020 All Rights Reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone Przedruk, kopiowanie oraz powielanie na inne rodzaje mediów bez pisemnej zgody Wydawcy jest zabronione. Materiałów niezamówionych, nie zwracamy. Redakcja zastrzega sobie prawo dokonywania skrótów w tekstach, zmian tytułów i doboru ilustracji w materiałach niezamówionych. Opinie zawarte w artykułach są wyłącznie opiniami sygnowanych autorów. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść zamieszczonych ogłoszeń i reklam. Więcej informacji znajdziesz na naszej nowej stronie: www.zbiam.pl
Marek J. Murawski
Junkers Ju 87: na teatrze śródziemnomorskim i froncie wschodnim (5)
48
MONOGRAFIA MORSKA
Wojciech Holicki
Schnellbooty w walce: 1939-1945 (2)
62
BROŃ PANCERNA
Jędrzej Korbal
Początki służby czołgów rozpoznawczych TK (1)
74
HISTORIA
Tymoteusz Pawłowski
Ostatni rok dwudziestolecia międzywojennego? www.facebook.com/wojskoitechnikahistoria
88 3
Tomasz Szlagor
Druga bitwa o Caen: lipiec 1944 r. Po prawie miesiącu walk w Normandii, Caen wciąż stanowiło punkt ciężkości działań obu stron. Niemcy, broniąc aliantom dostępu na równiny na południowy wschód od miasta, zgromadzili w tym sektorze frontu gros dywizji pancernych.
O
4
statniego dnia czerwca 1944 r. gen. Montgomery, dowódca 21. Grupy Armii, zakończył operację „Epsom”. Wbijając klin w linię niemieckiej obrony na zachód od Caen, wciągnął do walki oba korpusy pancerne SS. Po wschodniej stronie klina przeciwnikiem Brytyjczyków był I. SS-Pz.Korps Obergruppenführera Dietricha, w tym czasie złożony z wykrwawionej, ale wciąż bitnej 12. SS-Pz.Div. „Hitlerjugend” oraz pułku grenadierów pancernych (SS-Pz. Gren.Rgt 1), który stanowił awangardę zmierzającej na front pod Caen 1. SS-Pz.Div. „Leibstandarte”. Od południa i zachodu brytyjskie natarcie powstrzymywał II. SS-Pz.Korps Gruppenführera Bittricha, złożony z 9. SS-Pz. Div. „Hohenstaufen” i 10. SS-Pz.Div. „Frundsberg”, do którego dołączono Kampfgruppe Weidinger – dwa wzmocnione bataliony grenadierów z 2. SS-Pz.Div. „Das Reich”. Teraz siły te próbowały odbić utracony teren. Taki rozwój sytuacji był po myśli Montgomery’ego. Jego plan kampanii w Normandii od początku zakładał wiązanie walką pancernych odwodów Rommla pod Caen, dopóki Amerykanie nie będą gotowi wyprowadzić natarcia ze swojego sektora, położonego dalej na zachód, by szerokim łukiem zajść przeciwnika od tyłu. Było to jednak przysłowiowe igranie z ogniem, ponieważ Niemcy nie ogra-
niczali się do statycznej obrony. Montgomery polecił brytyjsko-kanadyjskiej 2. Armii kontynuować działania w celu zdobycia Caen i wywierania maksymalnej presji, by zatrzymać siły nieprzyjaciela. Jednocześnie musiała uważać, by nasza wschodnia flanka pozostała stabilna. Nieprzyjaciel miał teraz w sektorze Caen bardzo duże siły i mógł ich użyć do zmasowanego kontrataku. Z tego względu było niezwykle ważnym dla całościowego planu działań, by 2. Armia jakimś potknięciem nie wytrąciła nas z równowagi. To, co w literaturze tematu zwykle przedstawia się jako serię nieudanych prób zdobycia Caen, w rzeczywistości było ryzykowną rozgrywką z elitą wojsk pancernych III Rzeszy. Lt.Gen. Dempsey, dowódca 2. Armii, był krytykowany za pochopny odwrót ze strategicznie położonego wzgórza 112 i wycofanie czołgów na północny brzeg rzeki Odon. Wydarzenia z 1 lipca pokazały jednak, jak realne było ryzyko, że Niemcy silnym kontratakiem zniszczą przyczółek za Odonem uchwycony w wyniku operacji „Epsom”. O świcie 9. SS-Pz. Div. „Hohenstaufen” i Kampfgruppe Weidinger zaatakowały na północnym brzegu rzeki, próbując odbić Rauray. Walki trwały cały dzień. Opór stawiła 49th „West Riding” Inf. Div., znana jako „Polar Bears”, w nawiązaniu do niedźwiedzia polarnego w godle jednostki. Ostatecznie niemieckie natarcie załamało się w ogniu artylerii. W południe Obersturmbannführer Otto Meyer, dowódca SS-Pz.Rgt. 9 (pułku pancernego dywizji „Hohenstaufen”), swój meldunek sytuacyjny dla sztabu zakończył cytatem z Dantego: Porzućcie wszelką nadzieję, którzy tu wchodzicie. Brytyjski kontratak przywrócił poprzedni przebieg linii frontu. Churchille Crocodile miotaczami ognia wypłaszały kryjących się w żywopłotach grenadierów, których następnie wybijała towarzysząca czołgom piechota.
Wkrótce po bitwie niejaki Lord Hau-Hau, który w niemieckim radiu prowadził anglojęzyczne audycje propagandowe, nazwał 49th Inf. Div. „rzeźnikami” i ogłosił, że od tej pory wzięci do niewoli żołnierze z naszywką polarnego niedźwiedzia będą od razu rozstrzeliwani. Niemcy dotrzymali słowa. Oficer i dwóch żołnierzy z 1st/Tyneside Scottish (1. batalionu pułku Tyneside Scottish), którzy kilka dni później zaginęli podczas patrolu, bez wątpienia padli ofiarą egzekucji. Ich ciała odnaleziono w podziemiach Château Juvigny. W czasie, gdy trwała bitwa o Rauray, 10. SS-Pz.Div. „Frundsberg” wznowiła natarcie na przyczółek na południowym brzegu Odonu. Niemcy na krótko zajęli wioskę Baron, ale także tu zostali odrzuceni kontratakiem i wycofali się za wzgórze 112, masakrowani po drodze ogniem artylerii. Brytyjskie patrole meldowały, że na północnym stoku leży ok. 300-400 martwych esesmanów. Tego dnia ciężkie straty poniosły obie strony (w 1st/Tyneside Scottish ubyło 132 żołnierzy), ale dla Niemców były one szczególnie dotkliwe. Kampfgruppe Weidinger po stracie 642 żołnierzy, w tym 108 zabitych, została wycofana z walk o Caen i odesłana do swojej macierzystej dywizji („Das Reich”). Jeden z pułków dywizji „Hohenstaufen” (SS-Pz.Gren.Rgt. 20) tylko 1 lipca uszczuplił się o 328 grenadierów, w tym 51 zabitych. Cała dywizja od momentu wejścia do walki 29 czerwca do wieczora 2 lipca odnotowała stratę aż 1145 żołnierzy oraz sześciu Panter, 16 PzKpfw IV i 10 StuG-ów. Taka była cena niemieckich „sukcesów obronnych”. Niemcy nie mieli już złudzeń, kto wygrywa w tej bitwie na wyniszczenie. Von Schweppenburg, dowódca Panzergruppe West, domagał się, by dywizje pancerne wycofać poza zasięg artylerii okrętowej.
BITWY I KAMPANIE Granat spadł za blisko i szkop znowu oberwał. Sierżant Smith nie ucierpiał. Szturm zaczął się załamywać na linii, biegnącej grzbietem wzgórza, drogi Évrecy – Caen. Wspomniany wcześniej Maj. Majendie relacjonował: Utknęliśmy niecałe 300 m od szczytu. W kompaniach strzeleckich, które normalnie miały po około 100 żołnierzy, zostało ich po 20-30. Niektóre plutony, które powinny liczyć po 36 ludzi, miały ich po czterech, pięciu. Niemcy ruszyli z potężnym kontratakiem, siłami batalionu grenadierów (I./SS-Pz.Gren. Rgt. 21) w transporterach opancerzonych, czołgów PzKpfw IV i StuG-ów jednego z batalionów (II./SS-Pz.Rgt. 10) pułku pancernego „Frundsberg” i dwóch kompanii Tygrysów (2. i 3./s.SS-Pz.Abt. 102). Zniszczyli większość Churchillów i odbili grzbiet wzgórza. W tym czasie doszło do ostrej wymiany zdań między Dempseyem a Brig. Carverem, dowódcą 4th Armd Bde. Ten drugi oświadczył, że nie wyśle załóg swoich Shermanów w kierunku Orne, niemal na pewną śmierć, dopóki piechota nie opanuje szczytu wzgórza. Sytuację raz za razem ratowała artyleria. Tamtego dnia (10 lipca) jeden z wezwanych na pomoc pułków przez równo kwadrans prowadził ogień ze swoich 24 haubicoarmat kal. 87,6 mm (25-funtowych). W tym czasie każdy działon wystrzelił 75 pocisków, w tempie jeden co 12 s – łącznie 1800 w 15 minut! Właśnie artyleria w zgodnej ocenie Niemców była najgroźniejszą bronią Brytyjczyków. Nie tylko ze względu na siłę ognia, chociaż ta była olbrzymia (pierwszego dnia operacji „Jupiter” niemiecka artyleria wystrzeliła 4500 pocisków; brytyjska 80 000), ale celność i szybkość reakcji. Brigadeführer Stadler, dowódca 9. SS-Pz. Div. „Hohenstaufen”, zeznał po wojnie, że jego grenadierzy nabawili się psychozy „pelengacyjnej” (niem. Peilpsychose). Byli przekonani, że przeciwnik kieruje ostrzał na ich pozycje z pomocą radionamierników, dlatego przeganiali każdego, kto w ich pobliżu próbował używać radiostacji. Ponadto artyleria stawiała zasłonę dymną przed nacierającą piechotą, by utrudnić Niemcom celowanie. Stadler zeznał: Czasem dym był tak gęsty, że większość żołnierzy zaczynała wymiotować. Byli przeko-
Brytyjskie Shermany i 6-funtowa armata ppanc. z 1st/KOSB w centrum Caen; 10 lipca 1944 r.
nani, że nieprzyjaciel używa gazów bojowych. Przeprowadziliśmy natychmiastowe śledztwo, które nie potwierdziło tych doniesień. Duże zadymienie, pomijając fizyczny dyskomfort, bardzo ograniczało widoczność. To wyczerpywało psychicznie moich żołnierzy. Nie widzieli, co się dzieje przed ich pozycjami, przez co robili się nerwowi. Równie aktywne były moździerze kal. 4,2 cala (106,7 mm) z dywizyjnego batalionu „ciężkiego” (8th/Middlesex). Szeregowy Eric Codling zapisał w swoim dzienniku: Trupy nieprzyjacielskich żołnierzy leżą tam, gdzie padły, niektóre w rzece [Odon] – tej, z której czerpiemy wodę. Po czterech tygodniach twardych sucharów, pojawił się biały chleb, pierwszy od czterech lat. Strzelamy cały dzień. Lufy moździerzy są tak rozgrzane, że robimy na nich tosty z tego smakowitego, białego pieczywa. Huk wystrzałów jest ogłuszający. Po jakimś czasie bębenki w uszach mamy tak obite, że zataczamy się, jak pijani. Musimy demontować lufy moździerzy i turlać je w bujnej trawie, żeby ostygły, ponieważ płomienie wydobywające się z nich po każdym strzale grożą wybuchem następnego wsuwanego do lufy pocisku. Wieczorem gen. Thomas skierował do walki o wzgórze 112 ostatni odwód – 5th/Cornwalls (5. batalion pułku Duke of Cornwall’s
Sherman z 29th Armd Bde – brygady pancernej ze składu 11th Armd Div.; 11 lipca 1944 r.
10
Light Infantry) z 214th Inf. Bde. Docierając na szczyt, batalion momentalnie sprowokował kontratak grenadierów (I./SS-Pz.Gren. Rgt. 21) i kompanii Tygrysów (2./s.SS-Pz.Abt. 102). Kornwalijczycy trzymali je na dystans ogniem armat ppanc. – ośmiu 6-funtowych i czterech 17-funtowych. Sierżant Reg Romain z plutonu ppanc. wspominał: W nocy na szczycie wzgórza słyszeliśmy huk czołgowych silników, chrzęst gąsienic i wykrzykiwane rozkazy. O świcie zobaczyliśmy, że niemieckie czołgi krążyły w miejscu, gdzie okopali się nasi piechurzy. Pogrzebały ich żywcem. Wraz z nastaniem dnia (11 lipca) Niemcy wzmogli ostrzał artylerii, w którym zginął Lt.Col. James, dowódca 5th/Cornwalls. Jednocześnie na odsiecz okopanym na szczycie piechurom przybył szwadron Shermanów z Royal Scots Greys (jednego z pułków 4th Armd Bde). W samą porę, gdyż teraz to Bittrich sięgnął po swój odwód. Batalion grenadierów (I./SS-Pz.Gren.Rgt. 19) z dywizji „Hohenstaufen”, wsparty kompanią Tygrysów (3./s.SS-Pz.Abt. 102), uderzył na wzgórze od południowego zachodu. Jednocześnie batalion grenadierów (III./SS-Pz.Gren.Rgt. 22) z dywizji „Frundsberg” i kompania Tygrysów (2./s.SS-Pz.Abt. 102) zaatakowały od południowego wschodu. Pod ich naporem 5th/Cornwalls i szwadron A z pułku Royal Scots Greys (który do tego czasu stracił pięć Shermanów) wycofały się w dół północnego stoku. Także Niemcy przezornie cofnęli większość sił na „swoją” (południową) stronę wzgórza. Kiedy jednak po południu 5th/Cornwalls przegrupował się i uderzył jeszcze raz, ponownie został zepchnięty kontratakiem grenadierów (z SS-Pz.Gren.Rgt. 20) i StuG-ów z dywizji „Hohenstaufen”, wspartych sześcioma Tygrysami (z 1./s.SS-Pz.Abt. 102). Brytyjczycy podjęli jeszcze jedną próbę odbicia wzgórza 112, tym razem z zaskoczenia, bez przygotowania artyleryjskiego. Kapral Doug Proctor z 4th/Somersets (jednego z batalionów 43rd Inf. Div.), relacjonował: Wieczorem 11 lipca powstał desperacki plan. Po tym, jak Cornwalls nie dali rady za dnia, siłami całego batalionu, teraz do nocnego ataku
Jacek i Michał Fiszer, Jerzy Gruszczyński
MONOGRAFIA LOTNICZA
Supermarine Spitfire
Legendarny myśliwiec RAF Kiedy 5 marca 1936 r. oblatano prototyp oznaczony K5054, kiedy nie było jeszcze nazwy Spitfire i kiedy konstruktora Reginalda Mitchella zaczął pomału zabijać rak jelita, już było wiadomo, że pojawia się samolot z olbrzymim potencjałem. Jednak tego, co się stało później, tego że ten samolot będzie latał całą II wojnę światową nie tracąc wiele ze swojej wartości, tego nie spodziewał się nikt.
2
Współcześnie zachowany egzemplarz Spitfire XVIE w locie. Samolot należy do Battle of Britain Memorial Flight, nosząc oznaczenie 74. Dywizjonu RAF.
bez możliwości schowania podwozia po wypuszczeniu awaryjnym. Początkowo konstruktorzy wprowadzili jedynie świetlną sygnalizację wypuszczenia i zablokowania się podwozia, ale na prośbę pilotów dodano też mechaniczną sygnalizację, tzw. żołnierzyki na skrzydłach (wysuwane małe pręciki ponad powierzchnię skrzydła). Na wszystkich Spitfire instalacja hydrauliczna służyła wyłącznie do chowania i wypuszczania
przez różnicowe działanie hamulców, tzn. wciśnięcie pedału steru kierunku w lewo do końca i naciśnięcie hamulca powodowało hamowanie tylko lewego koła. Wracając do podwozia, na K5054 stosowano płozę tylną, którą na seryjnym Spitfire I zastąpiono kółkiem. Natomiast klapy krokodylowe na prototypie były wychylane na kąt 57o, tylko do lądowania. Start na Spitfire (wszystkie wersje) był realizowany bez
D
rugi lot prototypu nie został wykonany od razu. Wymieniono śmigło o stałym skoku na takie zoptymalizowane do dużej prędkości, zainstalowano pokrywy wnęk podwozia, a samo podwozie odblokowano. Samolot ustawiono na podnośnikach i przetestowano mechanizm chowania kół. Prototyp oraz pierwsze 174 seryjne Spitfire I miały podwozie chowane hydraulicznie, z ręczną pompą podającą ciśnienie do chowania i wypuszczenia podwozia. Od 175 egzemplarza zastąpiono ją pompą napędzaną przez silnik, dającą ciśnienie maksymalne 68 atm (1000 PSI). Wprowadzono też awaryjne wypuszczenie podwozia z butli napełnionej dwutlenkiem węgla znajdującej się w kabinie, na prawej burcie. Specjalna dźwignia opisana „emergency only” powodowała jednorazowe przedziurawienie specjalnie zaklejonego zaworu butli i wypuszczenie podwozia sprężonym dwutlenkiem węgla,
Pierwsza wersja, Spitfire IA była uzbrojona w osiem karabinów maszynowych Browning kal. 7,7 mm z zapasem amunicji 300 naboi na km i była napędzana silnikiem Merlin II lub III o mocy 1030 KM.
podwozia. Klapy, hamulce kół, przeładowanie uzbrojenia strzeleckiego, a na późniejszych wersjach także przełączanie sprężarki na wyższy bieg było realizowane instalacją pneumatyczną. Na silniku zainstalowano kompresor, który podawał ciśnienie sprężonego powietrza, 21 atm (300 PSI). Do klap, uzbrojenia i sprężarki było ono redukowane specjalnym zaworem do wartości 15 atm (220 PSI), a do hamulców kół – do 6 atm (90 PSI). Skręcanie samolotem na ziemi było realizowane
klap. Ponieważ samolot miał wyjątkowo czystą linię aerodynamiczną i dość dużą doskonałość (stosunek współczynnika siły nośnej do współczynnika oporu), to K5054 podchodził do lądowania ze stosunkowo płaskim kątem, bo przy bardziej stromym zniżaniu, samolot rozpędzał się. Po wyrównaniu miał tendencję do „niesienia” się, z małą utratą prędkości, nawet z silnikiem zdławionym do biegu jałowego. Dlatego zalecono zwiększenie wychylenia klap do 87o na samolotach
19
Michał i Jacek Fiszer, Jerzy Gruszczyński
2 Niemiecki atak na Danię i Norwegię, 1940 r. 9 kwietnia 1940 r. Niemcy wysadzili wojska i zajęli praktycznie wszystkie główne miasta Norwegii. Zaskoczenie było kompletne i wydawało się, że operacja przebiega zgodnie z planem. Nie wszystko poszło jednak tak, jak to zakładano. Przede wszystkim, Norwegowie nie poddali się, ich wojska wycofały się z miast i zaczęły organizować obronę na głównych szlakach komunikacyjnych. Niemiecka Kriegsmarine również poniosła znaczne straty, dalsze wsparcie wojsk ze strony okrętów stanęło pod znakiem zapytania. W działaniach w Norwegii doszło do pewnego przesilenia.
J
uż pierwszego dnia inwazji Niemcy stracili dwa krążowniki, ciężki Blücher zatopiony pod Oslo trafiony torpedami z brzegowej wyrzutni oraz lekki Karlsruhe, trafiony torpedami przez okręt podwodny HMS Truant niedaleko od Kristiansand w południowej Norwegii. Następnego dnia Niem-
cy stracili trzeci krążownik, lekki Königsberg, zbombardowany przez samoloty Skua brytyjskiego lotnictwa pokładowego, a także torpedowiec Albatros w walce z norweską artylerią nadbrzeżną. Znaczące straty poniesiono też wśród statków transportowych (tylko w dniach 9-11 kwietnia zatopiono Aachen,
Pod Narwikiem flota brytyjska zniszczyła 10 niemieckich niszczycieli w dwóch bitwach, 10 i 13 kwietnia 1940 r. Spowodowało to panikę Adolfa Hitlera który obawiał się, że bez zaopatrzenia drogą morską niemieckie wojska w Narwiku nie utrzymają się.
36
Altona, Amasis, Antares, August Leonhardt, Bockenheim, Friedenau, Frielinghaus, Hein Hoyer, Ionia, Main, Martha Heindrik Fisser, Muansa, Neuenfels, Planet, Rauenfels, Roda, Sao Paulo, Seattle i Wigbert) oraz zbiornikowców (w dniach 9-15 kwietnia zatopiono Kattegat, Moonsund, Jan Wellem i Skagerrak). Dalsze straty przyniosły dwie bitwy morskie pod Narwikiem, 10 i 13 kwietnia, kiedy to Niemcy stracili 10 niszczycieli (Z22 Anton Schmitt, Z11 Bernd von Arnim, Z17 Diether von Roeder, Z12 Erich Giese, Z13 Erich Koellner, Z2 Georg Thiele, Z18 Hans Lüdemann, Z19 Hermann Künne, Z21 Wilhelm Heidkamp i Z9 Wolfgang Zenker) oraz okręt podwodny U-64. Jednym słowem, Niemcy stracili panowanie na morzu.
Kryzys wokół Narwiku
Drugi atak brytyjskiej floty na Narwik spowodował, że Hitler wpadł w panikę. Obawiał się, że Narwiku nie da się zaopatrywać wobec brytyjskiego, ciężko wywalczonego, panowania na morzu. W pierwszym odruchu rozkazał bronić Narwiku za wszelką cenę, ale już 14 kwietnia zasugerował dowódcy Wojsk Lądowych, gen. płk. Walterowi von Brauchitschowi, by gen. mjr Eduard Dietl wraz ze swoją 3. Dywizją Piechoty Górskiej (DPG) wycofał się na południe lub nawet do Szwecji, gdzie jego jednostka miała być internowana. Niemieccy dowódcy sprzeciwili się temu i jak się okazało, mieli rację. Sytuacja w Narwiku wcale nie była tak beznadziejna, jak się to na początku wydawało. Przynajmniej na razie. W dniach 12 i 13 kwietnia gen. piechoty Nikolaus von Falkenhorst, dowodzący XXI Grupą Armijną (samodzielnym
BITWY I KAMPANIE
Brytyjskie terytorialne brygady piechoty nie dysponowały ani moździerzami, ani działami polowymi, przeciwpancernymi i przeciwlotniczymi. Nasycenie bronią maszynową, środkami transportu i łączności również było stosunkowo niewielkie.
się 1/4th Battalion, King’s Own Yorkshire Light Infantry, a za nim, w pewnej odległości szedł 1/4th Battalion, Royal Lincolnshire Regiment. Trzeci z batalionów stanowił straż tylną. Ogólnie kolumna brygady była mocno rozciągnięta, na przestrzeni blisko 80 km. 19 kwietnia zaczęli lądować Francuzi, którzy wysadzili na ląd ok. 4000 własnych żołnierzy oraz znaczną część zapasów, które zostały ułożone w wielki stos na nabrzeżu. Podobnie poustawiano pojazdy francuskiego oddziału, przy czym chwilowo dotarła tylko niewielka część z nich, reszta miała dotrzeć statkiem. Jednak statek Ville d’Alger okazał się być zbyt duży, by wejść do Namsos. Żołnierzy i część zapasów przeładowano na niszczyciele, które wysadziły ich w Namsos, wraz z gen. dyw. Sylvestre-Gérard Audet, dowódcą francuskiego korpusu ekspedycyjnego – Corps Expéditionnaire Français en Scandinavie. Cały transport francuskiego oddziału oraz jego działa przeciwlotnicze, przeciwpancerne i artyleria górska, amunicja do nich i inne zaopatrzenie z konieczności wróciły na pokładzie Ville d’Alger do Scapa Flow. W ten sposób francuska 5e Demi-Brigade Chasseurs Alpins, doskonale wyszkolona jednostka, została pozbawiona organicznych elementów wsparcia ogniowego, logistyki i środków transportu. Z tego powodu Francuzi odmówili podjęcia manewru w kierunku Trondheim. Cały ten bałagan miał się na aliantach srogo zemścić. 20 kwietnia Namsos stało się celem silnego nalotu niemieckich bombowców He 111. Cała drewniana zabudowa okolic portu oraz centrum Namsos stanęła w płomieniach, port został doszczętnie zniszczony. Oczywiście, w większości spłonęły też zgromadzone w porcie zapasy, jeszcze bardziej osłabiając wojska alianckie. Zabito kilku oficerów sztabu francuskiej półbrygady, wielu innych odniosło rany, ranny został też gen. dyw. Sylvestre-Gérard Audet. Na razie strzelcy alpejscy tkwili w okolicach Namsos. 21 kwietnia czołówka brytyjskich wojsk dotarła do Verdalsøra 90 km od Trondheim. Ale Niemcy nie zamierzali na nich biernie czekać. Niemieckie dowództwo wiedziało
o każdym ruchu aliantów z rozpoznania lotniczego. Niemal w tym samym czasie, kiedy alianci wysadzali dwie brygady w Trondheim, Niemcy zdołali w znaczący sposób wzmocnić swój garnizon, który do tego momentu tworzył jedynie 138. Pułk Piechoty Górskiej z 3. DPG oraz 1. Dywizjon z 112. Pułku Artylerii Górskiej, 1. Kompanię z 38. Batalionu Saperów, personel z 1. Dywizjonu 611. Pułku Artylerii Przeciwlotniczej Luftwaffe i personel Kriegsmarine, który obsadził zdobyte norweskie działa artylerii nadbrzeżnej. Wspomniane wzmocnienie to dwa kolejne pułki piechoty, 159. z 69. DP oraz 359. z 181. DP wraz z dowódcą 181. DP, gen. mjr. Kurtem Woytaschem i częścią jego sztabu. Teraz niemieckie siły były znacznie silniejsze. Gen. mjr Woytasch nakazał załadowanie dwóch kompanii piechoty górskiej na niszczyciel i przerzucił te kompanie do Kjerknesvågen, w północnej odnodze Trondheimsfjorden, skąd niemieccy żołnierze mieli do pokonania 15 km po wąskiej drodze wzdłuż wybrzeża, by dotrzeć do drogi prowadzącej z Namsos do Trondheim, a którą poruszali się żołnierze brytyjscy. Drugi desant, w postaci kompanii piechoty,
przerzucono ścigaczami do miejscowości Verdalsøra, tworząc niespodziewaną tu pozycję blokującą, uniemożliwiając dalszy ruch piechurom 1/4th Battalion, King’s Own Yorkshire Light Infantry. Wspomniana pozycja blokująca została szybko wzmocniona drugą kompanią piechoty, która została dosłana z Trondheim, wraz z baterią artylerii górskiej. Brytyjczycy nie byli się w stanie posunąć ani kroku dalej. Niezależnie od tego, niemieckie bombowce He 111 zaatakowały Steinkjer, gdzie znajdowało się dowództwo brygady i czołówka batalionu 1/4th Battalion, Royal Lincolnshire Regiment. Nalot zmienił wieś rybacką w stos ruin i płonących budynków, ale najgorsze było to, że zniszczył most drogowy i uszkodził kolejowy. Wojsko mogło się na piechotę wycofać przez Steinkjer (uszkodzonym mostem kolejowym), ale pojazdy nie były w stanie przejechać. Ale na tym nie koniec. Piechurzy górscy doszli do miejscowości Vistavegen ok. 7 km na zachód od Steinkjer i siedli okrakiem na drodze, tworząc doskonałą pozycję blokującą. Cały odcięty teraz batalion 1/4th Battalion, King’s Own Yorkshire Light Infantry musiał się teraz wycofać bez jakiegokolwiek sprzętu, którego nie dało się unieść na rękach. Dobrze, że choć na pieszo brytyjskim żołnierzom udało się obejść niemieckie pozycje przez wieś Henning, położoną ok. 8 km na wschód od Vistavegen. Batalion był ledwo zdolny do walki, bowiem rezerwiści nie zawahali się pozbyć wszystkiego, co było dla nich zbyt ciężkie. Nad ranem 22 kwietnia, 1/4th Battalion, King’s Own Yorkshire Light Infantry, dotarł za plecy siostrzanego 1/4th Battalion, Royal Lincolnshire Regiment, który teraz trzymał pierwszą linię obrony od Vistavegen w stronę Steinkjer. 22 kwietnia Niemcy zadowoleni z sukcesu, podjęli zdecydowane działania przeciwko Brytyjczykom w Vistavegen. Do piechurów górskich dołączyli teraz piechurzy z Verdalsøra z baterią artylerii i zaczęli oni ostrzeliwać pozycje Brytyjczyków. Do ostrzału dołączyły się niemieckie niszczyciele, które
Messerschmitt Bf 110D ze składu ZG 76 w bazie Sola w Norwegii. To jedyne myśliwce użyte w kampanii norweskiej, ale i tak okazały się być zbędne wobec braku lotnictwa alianckiego.
43
MONOGRAFIA LOTNICZA
Marek J. Murawski
Junkers Ju 87:
5
na teatrze śródziemnomorskim i froncie wschodnim 31 stycznia 1941 r. w Afryce Północnej pojawiły się pierwsze jednostki niemieckiej Luftwaffe, które miały zapewnić wsparcie wojskom włoskim, ponoszącym ciężkie straty w walkach z Brytyjczykami. Oprócz niszczycieli Messerschmitt Bf 110 należących do III./ZG 26, na lotniskach Castel Benito, Sirte i Arco Philenorum wylądowały również bombowce nurkujące ze składu St.G 3.
W
48
warunkach walk powietrznych na Zachodnioeuropejskim Teatrze Działań Wojennych te typy samolotów nie stanowiłyby większego zagrożenia dla Brytyjczyków. Również używane przez RAF w Północnej Afryce myśliwce Hurricane były w stanie skutecznie zwalczać, zarówno mało zwrotne niszczyciele Bf 110 D, jak również powolne bombowce nurkujące Ju 87 B/R. Udowodniły to kilka miesięcy wcześniej podczas bitwy o Anglię. Pojawienie się samolotów niemieckich w Afryce zbiegło się jednak z koniecznością przebazowania większości jednostek myśliwskich RAF z Afryki do Grecji. Nieliczne jednostki, których zadaniem było zapewnienie osłony własnym oddziałom w Afryce Północnej, nie były w związku z tym w stanie wykonać tego zadania. W pierwszej dekadzie lutego 1941 r. w Afryce znalazły się także samoloty należące do I./St.G 1 i II./St.G 2. Pierwsze akcje bombowców nurkujących okazały się sporym za-
skoczeniem dla Brytyjczyków, którzy ponieśli spore straty w ludziach i sprzęcie. Jednostki bombowców nurkujących poniosły pierwszą stratę dopiero 14 lutego 1941 r., gdy Ju 87 należący do I./St.G 1, który pilotował Ofw. Renker, zestrzelony został przez artylerię przeciwlotniczą nad El Agheila. Niemiecki pilot zginął w szczątkach maszyny, radiooperator dostał się do niewoli. Do pierwszej poważnej bitwy powietrznej z udziałem dwunastu Ju 87 należących do I./St.G 1 doszło 18 lutego 1941 r., podczas bombardowania angielskich pozycji pod Marsa el Brega. Formacja niemiecka zaatakowana została przez Hurricane z 3. dywizjonu RAAF. Australijczycy zgłosili zestrzelenie ośmiu bombowców Luftwaffe, rzeczywiste straty Niemców ograniczyły się do jednego samolotu, który rozbił się pod Agedabia. Załoga samolotu, Fw. Hans Drolshagen i Uffz. Wolfgang Schäfer, zginęła. Drugi Stukas odniósł poważne uszkodzenia, ale zdołał bezpiecznie wylądować w Castel Benito. Jego radiooperator, Fw. Erich Morgenstern, został ranny. Następnego dnia chrzest bojowy nad Afryką odbyły załogi II./St.G 2. Dziewięć samolotów dywizjonu bombardowało brytyjską kolumnę zaopatrzeniową przejeżdżającą przez niewielką osadę w pobliżu Agedabii, gdy zostało zaatakowanych przez trzy Hurricane z 3. dywizjonu RAAF. Jeden z bombowców trafionych przez australijskie myśliwce zapalił się i musiał przymusowo wylądować za niemiecką linią frontu. Ranna załoga, Uffz. Kurt Steuber i Uffz. Walter Nentwig z 5./St.G 2, została uratowana przez żołnierzy Wehrmachtu. Chwilę potem Hurricane zostały odpędzone przez interweniują-
ce Bf 110 z III./ZG 26, które zdołały zestrzelić jednego napastnika. Spory sukces odniosły samoloty należące do II./St.G 2 w dniu 22 lutego 1941 r., gdy w porcie Benghazi zatopiły brytyjski monitor HMS Terror. Dwa dni później piloci tej samej jednostki zatopili, wchodzący w skład eskorty jednego z konwojów, niszczyciel HMS Dainty. Z końcem marca Rommel rozpoczął pierwsze działania ofensywne, które z powietrza aktywnie wspierane były przez nieliczne jednostki Luftwaffe znajdujące się w Północnej Afryce. Pierwsze straty podczas ofensywy II./St.G 2 poniósł 3 kwietnia 1941 r., gdy osiem Ju 87 osłanianych przez dwa roje Bf 110 z III./ ZG 26, wracało z nalotu na pozycje wojsk brytyjskich pod Derna i zaatakowane zostało przez 11 australijskich Hurricane. Wprawdzie Australijczycy zgłosili zestrzelenie czterech bombowców, to rzeczywiste straty wyniosły dwa. Samolot z 5./St.G 2 rozbił się w odległości około 32 km od Sollum, pilot samolotu, Uffz. Christian Apmann został ranny, natomiast radiooperator, Uffz. Peter Ott, poniósł śmierć. Drugi z zestrzelonych Stukasów, należący do 6./St.G 2 wylądował przymusowo na północny wchód od Agedabii, jego radiooperator, Uffz. Erwin Dürr odniósł rany. Następnego dnia, 4 marca, brytyjskie myśliwce napotkały dziewięć Ju 87 z 6./St.G 2 pozbawionych osłony myśliwskiej. W odległości około 95 km na wschód od Benghazi zestrzelony został samolot dowódcy niemieckiej eskadry. Zginęli zarówno Oblt. Peter Riedinger, jak również jego radiooperator, Gefr. Heinz Wilke. Dwa inne Stukasy odniosły uszkodzenia zdołały jednak awaryjnie wylądować na macierzystym lotnisku.
Wojciech Holicki
2
Schnellbooty w walce: 1939-1945 Ścigacze torpedowe Kriegsmarine wykorzystywane były w działaniach bojowych od pierwszego do ostatniego dnia II wojny światowej w Europie. Poniżej, ze względu na to, że trwały one najdłużej, dokładniej przedstawiony zostanie ich udział w walkach na wodach Morza Północnego i kanału La Manche, a skrótowo potraktowane będą operacje na Bałtyku, Morzu Czarnym i Morzu Śródziemnym oraz w Arktyce.
1
62
września 1939 r. Kriegsmarine miała 18 ścigaczy torpedowych w dwóch flotyllach (Schnellboot-Flottille, dalej S-Fl.). Do działań przeciwko flocie polskiej skierowana została z Kilonii 1. S-Fl. (S 9, S 11, S 12, S 18 oraz S 20 do 23 z okrętem-bazą Tsingtau), bazująca od końca sierpnia w Piławie; jej zadaniem było prowadzenie razem z niszczycielami blokady między tym portem a Rozewiem. Wobec zniszczenia polskich okrętów w porcie Hel przez bombowce Luftwaffe szybko stała się zbędna i po tygodniu wróciła do Kilonii, skąd dołączyła do 2. S-Fl. na Helgolandzie. 4 (17?) września, podczas patrolu przy dużej fali, uległa złamaniu stępka S 17. Dowlókł się on do bazy, ale jego remont uznano za bezcelowy. 18 września wszedł do służby S 24, a w ostatnich dwóch miesiącach roku wcielone zostały do Kriegsmarine kolejno S 30, S 25 i S 31. Po zimie wykorzystanej głównie na szkolenie, S-Booty zostały ujęte w planie in-
wazji na Danię i Norwegię (operacja „Weserübung”), z przydziałem do zespołów mających opanować Bergen (1. S-Fl., 5 jednostek) i Kristiansand (2. S-Fl., 7 jednostek, w tym S 32 i S 33, które rozpoczęły służbę w marcu 1940 r.). Po gładkim wykonaniu swoich zadań w początkowej fazie działań, 18 kwietnia S 21 i S 23 zatopiły pod Bergen jedną z trzech wystrzelonych torped leciwy (w służbie od 1901 r.), słabo uzbrojony norweski torpedowiec Sæl. Tydzień później piątka S-Bootów 1. S-Fl. została ostrzelana z brzegu z broni maszynowej, wśród 12 rannych było dwóch dowódców. Wieczorem 9 maja, w trakcie osłaniania stawiaczy min, dla przechwycenia których Brytyjczycy wysłali zespół okrętów, odizolowany od reszty flotylli z powodu mgły S 31 natrafił na również samot-
ny niszczyciel Kelly1. Jedna z wystrzelonych torped była celna i poważnie uszkodziła ten okręt. Niedługo po tym, jak został wzięty na hol przez niszczyciel Bulldog, z mgły wyskoczył usłyszany krótko wcześniej przez Brytyjczyków S 33, który po otarciu się o Bulldoga wpadł na Kelly’ego, rozbijając sobie dziób. Uszkodzony S-Boot dowlókł się 10 maja do bazy na wstecznym biegu. Niemcy błędnie uznali, że Kelly zatonął i 16 maja dowodzący S 31 por. Hermann Opdenhoff został odznaczony Krzyżem Rycerskim Krzyża Żelaznego jako pierwszy członek załogi Schnellboota2. 10 maja ruszył blitzkrieg na zachodzie Europy i 9 dni potem w bazie na Borkum (Wyspy Wschodniofryzyjskie) zebrano grupę ścigaczy, 4 z 1. S-Fl i 5 z 2. S-Fl. Sukcesy
Trzy z najstarszych Schnellbootów Kriegsmarine. Tylko S 11, jako jednostka 1. Flotylli, wziął udział w kampanii polskiej 1939 r., a S 9 był jednym z okrętów, które w kwietniu 1940 r. opanowały norweskie porty Kristiansand i Arendal. Wszystkie były później jednostkami pomocniczymi, po wojnie służyły we flotach Norwegii (S 9 jako Blink, do 1950 r.) i Danii (S 10, jako Brand i Tranen, do 1963 r.) oraz ZSRR (S 11, TK-1002, do 1949 r.).
Początki służby
1 Jędrzej Korbal
czołgów rozpoznawczych TK Dotychczasowe publikacje oraz dyskusja na temat polskich czołgów typu TK skupiały się na pracach realizowanych przez Dowództwo Broni Pancernych i podległe mu Biuro Badań Technicznych mających w większości charakter czysto doświadczalny. Tematyka innych opracowań koncentrowała się z kolei wokół zastosowania bojowego czołgów rozpoznawczych w kampanii polskiej 1939 r. Nadal natomiast przytoczyć można wiele informacji dotyczących pokojowej służby czołgów typu TK w Wojsku Polskim, szczególnie w okresie ich największej prosperity, tj. w pierwszej połowie lat trzydziestych. Organizowane corocznie duże ćwiczenia i manewry wojskowe skupiały dziesiątki czołgów rozpoznawczych pozwalając na udoskonalenie taktyki ich działania oraz wprowadzanie ulepszeń konstrukcyjnych. Pierwsze ćwiczenia międzybrygadowe, na których stanęły naprzeciwko siebie zupełnie nowe TK-3 oraz zakupione wcześniej Carden-Loyd Mk VI odbyły się na przełomie sierpnia i września 1931 r.
J
74
est koniec pierwszej połowy 1931 r., kiedy szef Sztabu Głównego powołuje do pracy specjalny zespół z zadaniem ustalenia typu sprzętu pancernego, który powinien znaleźć się w posiadaniu polskiej broni pancernej. Drugim z zadań stawianym przed komisją jest wstępnie ustalenie czy i w jakiej formie mogą odbyć się zakupy pożądanego przez WP uzbrojenia. Komisja tworzy dokument, w którym wyszczególnia się dwa podstawowe kryteria przyjęte dla oceny sprzętu. Pierwsze to całość zdolności taktycznych, takich jak ruchliwość i charakterystyki terenowe. Drugie zaś opiera się na analizie ściśle technicznych parametrów pojazdu bojowego (typ napędu, moc silnika, wytrzymałość układów na zużycie i konsumpcja paliwa).Warto pamiętać, że w owym czasie
najpoważniejszym konkurentem czołgów w wyścigu o pancerną dominację, były produkowane w wielu odmianach samochody pancerne. Ich podstawowe zadanie to towarzyszenie i wspieranie ogniem wojsk szybkich, za które nadal uchodziła konna i słabo wyposażona w nowoczesną broń kawaleria. Rolę powolnych czołgów upatrywano raczej we wsparciu mozolnie walczącej o każdą piędź ziemi piechoty, potrzebującej lepiej opancerzonego i ciężej uzbrojonego sprzętu. Swoistej rewolucji w tym prostym podziale dokonał czołg szybkobieżny, który łączył w sobie zarówno prędkość i zwrotność, jak i siłę pancerza z adekwatnym uzbrojeniem. Przenikanie się dotychczasowych pojęć spowodowało, że również polscy kawalerzyści zaczęli żywiej interesować się czołgiem, jako
Cenne ujęcie wozów Carden-Loydów wykonane w trakcie postoju plutonu biorącego udział w ćwiczeniach międzybrygadowych z udziałem broni pancernej; lato 1931 r. Fot. K. Drozdowski
BROŃ PANCERNA Kolejny dzień to skromny tylko zakres funkcjonowania C-L w obrębie pozorowanych walk przy zaangażowaniu wozów TK w pracę zgrupowania motorowego mjr. Wani. Dwa wsparte przez tankietki przeciwnatarcia uzyskują powodzenie, a ogień ckm umieszczonych na gąsienicowych pojazdach uniemożliwia „czerwonym” wycofanie części sił na kolejną linię oporu. 4 września kontynuowane są działania zaczepne i opóźniające, pod koniec dnia „czerwoni” znaleźli się w korzystnej sytuacji przeciwdziałając natarciu odwodów 6. SBK. W trudnych warunkach terenowych, po polach położonych na stromym zboczu posuwało się bowiem natarcie czołgów TK. Wozy „niebieskich” nie tylko z trudnością radziły sobie w pokonywaniu zaoranego gruntu, ale również grzęzły u samej podstawy wyjściowej położonej na bagnistym obszarze. Dlatego też maszyny wchodziły do walki częściami i nie mogły się przyjąć optymalnego szyku bojowego. Po kilkudniowej przerwie, w dniach 9-10 września wozy biorą udział w ćwiczeniach prowadzonych przez Inspektora Armii gen. Juliusza Rómmla. Realizacja zadań stawianych przez czołgami rozpoznawczymi nie różniła się wyraźnie od sytuacji opisywanych wcześniej, stąd ponowny ich szczegółowy opis nie jest konieczny. Dość powiedzieć, że utrzymano tendencję do przydzielania pułkom kawalerii 1-2 plutonów czołgów, a w całości występowały one dość rzadko. Nagłe wypady na ogół kończyły się zaskoczeniem przeciwnika i dezorganizacją jego obrony. Wyjątek stanowiły tutaj sytuacje, w których dochodziło do bezpośredniego spotkania i starcia pomiędzy wozami C-L i TK, których skutek był trudny do przewidzenia (wydaje się, że z przysłowiową tarczą wracali jednak częściej pancerniacy prowadzący wozy TK). Swoją skuteczność, jako broń przeciwpancerna, wykazały baterie 6. i 13. dak, które celnym ogniem kilkakrotnie udaremniały dalsze postępy pancerniaków. Oba wspomniane dywizjony potwierdzą jeszcze niejednokrotnie swoją skuteczność w strzelaniach przeciwpancernych prowadzonych do końca lat trzydziestych (więcej na ten temat: „Pancernym w szczeliny”, WiT Historia, numer specjalny 3/2018). Uwzględniając opisane ćwiczenia z czołgami TK uwagę zwraca fakt, że w 1931 r. wozy tego typu regularnie wykorzystywano do uczestnictwa w natarciach, często w roli bezpośredniego wsparcia atakujących pieszo ułanów, np. na przeciwnika umocnionego na wzgórzach. W trakcie ćwiczeń z przełomu sierpnia i września udział pierwszej partii wyprodukowanych tankietek nawet we frontalnych atakach na przygotowanego nieprzyjaciela lub niewielkie miejscowości nie był rzadkością. Kalkulowane przez rozjemców straty własne były niskie, choć wydaje się, że w kolejnych latach pogląd na temat przydatności czołgów rodziny TK do szturmu wyraźnie zrewidowano. Wydany w 1934 r. regulamin sprawę zaangażowania maszyn do natarć opisywał już w sposób wyraźnie
ostrożniejszy. Poza taktyczno-doktrynalną sferą ćwiczeń z sierpnia, pokazały one również, że czołgi TK, choć sprawniejsze w terenie niż angielskie pierwowzory, są narażone na liczne awarie i unieruchomienia. Obszary podmokłe, grząskie czy nawet rozmokłe drogi stanowiły dla przyszłych czołgów TK-3 poważną barierę, którą należało uwzględniać przy planowaniu manewrów w ściśle kawaleryjskim stylu.
Pierwsze oceny
Główna część raportu opisująca przebieg ćwiczeń ma charakter ogólny, a rola czołgów pomimo wielokrotne podkreślania ich zalet, jest tam przedstawiona skrótowo. Najistotniejszą częścią przygotowanych przez 6. SBK jak i przedstawiciela III Oddziału Sztabu
nia warunków działania w.j. kawalerii posiadających wozy bojowe TK przeciwko piechocie,” Czołgi posuwały się wraz z kawalerią bez opóźnień po szosach jak i w terenie. Reprezentant Oddziału III podkreślał, że największą trudność sprawiały „oślizgłe łąki” napotykane w urozmaiconym terenie w rejonie Chodorów-Rohatyn. Oczekiwano również kontynuacji prac w terenie o dużym zapiaszczeniu oraz w warunkach śnieżnej zimy. 2. Jak długo w czasie i przestrzeni w ciągu dnia mogły czołgi TK towarzyszyć pododdziałom kawalerii w pracujących w różnych warunkach terenowych i taktycznych? Odpowiedź: „Odbyte ćwiczenia wykazały zasadniczo w normalnych warunkach terenowych i taktycznych wozy bojowe mogą towarzyszyć kawalerii bez szczególnego wy-
Nowe czołgi, to nowe wyzwania. Na początku lat trzydziestych pracowano nad nowocześniejszym wzorem malowania maskującego jednak opracowane warianty odrzucono już w 1935 r. jako nieskuteczne. Fot. Muzeum Wojska w Białymstoku
Głównego (mjr dypl. Zbigniew Osostowicz sporządził tzw. Aneks B) dokumentów są natomiast odpowiedzi na pytania postawione przez DepKaw. w specjalnie przygotowanym formularzu. Dotyczyły one zarówno taktycznych spostrzeżeń odnośnie zastosowania omawianych wozów w kawalerii jak i problemów technicznych. 1. Czy wozy bojowe TK były zdolne do towarzyszenia kawalerii w różnych warunkach terenowych i taktycznych i w jakim stopniu? Odpowiedź: „Wozy bojowe TK są zdolne do towarzyszenia kawalerii we wszystkich warunkach terenowych i taktycznych w jakich działa normalnie kawaleria. Celem dalszego i wszechstronnego zbadania przydatności i wartości wozów bojowych TK jako broni towarzyszącej kawalerii, należałoby: - sprawdzić wytrzymałość wozów, przebywając odpowiednio duże ilości kilometrów, - przeprowadzić ćwiczenia zimowe analogiczne do letnich dla stwierdzenia możliwości użycia sprzętu w warunkach pory zimowej, - w czasie koncentracji w 1932 roku, przeprowadzić ćwiczenia z w.j. piechoty, dla ustale-
siłku w ciągu całego czasu na całej przestrzeni jej działań, we wszystkich fazach. Natomiast mając na względzie: - konieczność wypoczynku załogi i silników, - konieczność konserwacji sprzętu i jego ewentualnych napraw, - konieczność uzupełnienia amunicji oraz materiałów pędnych i smarów, należy dla zachowania długotrwałej gotowości bojowej wozów bojowych przyjąć za zasadę nie angażowanie ich do poważniejszej akcji częściej niż dwa razy dziennie.” Oficer oddziału operacyjnego w swoim dodatkowym raporcie przypominał, że biorące udział w doświadczeniu żelazne wozy TK posiadały zbiorniki paliwa o pojemności 68 l, co pozwalało im na pokonanie nawet 180 km dziennie. Czas utracony na naprawy i usunięcie usterek miał być rekompensowany wyższymi przeciętnymi prędkościami marszowymi sięgającymi 30 km/godz. Istotny dla długotrwałości i wydajności pracy czynnik zmęczenia załóg pojazdów uznano za zbliżony do zmęczenia kawalerzystów. 3. Jaka była liczba przymusowych postojów w ciągu dnia wywołanych
79
Ostatni rok
Tymoteusz Pawłowski
dwudziestolecia międzywojennego? Anachronizm to błąd polegający na niedopasowaniu przedmiotów, osób, czy nazw do opisywanych czasów. Oczywistym anachronizmem jest czołg typu Tygrys w filmie o kampanii polskiej 1939 r. Mniej oczywistym – używanie określenia „dwudziestolecie międzywojenne” dla wydarzeń sprzed II wojny światowej.
D
88
ecyzje podjęte pod koniec września 1938 r. na konferencji monachijskiej zakończyły pewien etap w historii Europy. Było oczywiste, że Niemcy stały się równoprawnym partnerem innych mocarstw europejskich, a duża część ustaleń pokojowych kończących Wielką Wojnę została zanegowana. Przyszłość miała dać odpowiedź, czy utrzyma się cały system wersalski – nie w odniesieniu do Niemiec, ale do całej Europy. III Rzesza zjednoczyła w swoich granicach niemal wszystkich Niemców i znacznie powiększyła swoje terytorium. Sukces nie był jednak całkowity: nie osiągnięto granic z 1914 roku, a u sąsiadów pozostały całkiem liczne mniejszości. Liczone w setkach tysięcy grupy mieszkały we Francji, w Polsce, we Włoszech oraz w Protektoracie Czech i Moraw. Nieco mniejsze – w Danii, Belgii, państwach bałtyckich, a także innych krajach. Rozwiązaniem mogło być albo „powiększenie niemieckiej przestrzeni życiowej” – czyli podboje, albo „powrót do ojczyzny”, czyli – mniej lub
bardziej dobrowolna – wymiana ludności. Jak się zdaje niemieckie władze państwowe skłaniały się raczej ku tej drugiej możliwości. Niemiecki sukces zaniepokoił pozostałe państwa europejskie, szczególnie Francję, Polskę i Wielką Brytanię. III Rzesza mogła zagrozić francuskiemu systemowi bezpieczeństwa opartemu na sojuszach, mogła zagrozić zachodnim granicom Rzeczypospolitej, a także naruszyć europejską równowagę w czasie, gdy Londyn martwił się o sytuację na Dalekim Wschodzie: w Indiach i Chinach. Także rządy innych państw poczuły się za-
niepokojone – a raczej: utraciły bezpieczny komfort – byli to zarówno sojusznicy Francji (chociażby Rumunia i Jugosławia), jak i jej oponenci (m.in. Włochy, Węgry). Najprawdopodobniej dałoby się uniknąć wojny, gdyby Adolf Hitler wybrał politykę obłaskawienia swoich sąsiadów zaniepokojonych nadmiernym wzrostem potęgi III Rzeszy. Można byłoby ją nazwać – w opozycji do „appeasementu” – Beschwichtigungspolitik. Francja i Wielka Brytania nie były aż tak zainteresowane ani obroną status quo – o wojnie prewencyjnej nie wspominając – żeby
Premier Wielkiej Brytanii, Neville Chamberlain, przemawia na lotnisku Heston, po powrocie z konferencji w Monachium. Wbrew legendzie zdawał sobie sprawę, że porozumienie nie oznacza „pokoju na miarę czasów”.