3 minute read
Nieprzystawalność
Waldemar Howil
Cykl felietonów W biegu
Advertisement
Polska edukacja znajduje się wśród najlepszych w Europie, albo i na świecie. Jest świetnie dofinansowana, nauczyciele są zadowoleni z wynagrodzenia, warunków pracy oraz wsparcia ministerstwa, którego koleżanki i koledzy z innych krajów mogą im tylko pozazdrościć. A jednak wielu dostrzega w niej nade wszystko pewną dyskretną nieprzystawalność do współczesności.
Plotka głosi, że gdzieś w ministerialnych korytarzach przy Szucha w Warszawie wisi obrazek. W jego ramkach urzędnicy nie widzą jednak pejzażu, portretu czy abstrakcji. Mogą za to przeczytać fraszkę Jana Sztaudyngera: „Stabilizacja motylka to szpilka”. I te słowa tak bardzo wrosły w ich jestestwo, że za wszelką cenę nie pozwalają zaznać polskiej edukacji chwili spokoju. Spokój to śmierć. Stabilizacja to stagnacja.
W myśl znanego powiedzenia „Jak się nie rozwijasz, to się cofasz”, w naszym kraju pomysłów na rozwój padło ostatnio kilka. A każdy z nich wybitny, nowoczesny i bardzo potrzebny polskim nauczycielom.
Pierwszym z nich są godziny dostępności, które przez tych, którzy jeszcze nie do końca zrozumieli ich słuszną ideę, nazywane są „czarnkowymi”, jakoby to minister narzucił im dodatkową godzinę pracy. Ale to nieprawda! Godziny dostępności to czas, który nauczyciel oddaje uczniom i rodzicom, żeby mogli się z nim konsultować. Do tej pory panował chaos i rodzic lub uczeń mógł się umówić o każdej porze na rozmowę. Teraz jest Nowy Ład i można się z nauczycielem umówić na przykład we wtorki od 8.00 do 8.45 i w piątki od 10.15 do 10.30. I tylko wyjątkowo nieprzychylni temu pomy-
102 FELIETON REFLEKSJE 1/2023
słowi mogą go krytykować. Niestety, w ten sposób wydają też świadectwo sobie i swojemu brakowi innowacyjności w myśleniu. Rozwiązanie z Szucha jest wspaniałe, bo daje większe szanse spotkania z rodzicami tym nauczycielom, którzy pracują w kilku szkołach na częściach etatu. Ktoś to dobrze w Warszawie obmyślił.
Z nadzieją spoglądam na dyrektorów, którzy wychodzą z własnymi innowacyjnymi rozwiązaniami, żeby pomoc nauczycielom. Jedni, na przykład, w ramach pomocy proponują (bo przecież nie nakazują) wypełniać dodatkowe tabelki, w których nauczyciele z chęcią w kilku rubrykach opiszą każde spotkanie, które się odbyło lub miało się odbyć. Inni dyrektorzy wychodzą naprzeciw rodzicom. Pozwalają im po pracy jechać do domu, zjeść obiad i dopiero wtedy podejść do szkoły na ewentualne konsultacje. Nauczyciele z chęcią będą na nich czekać między 17.00 a 18.00 w każdą środę. I będą wdzięczni takiemu dyrektorowi za zorganizowanie im czasu i uchronienie od dylematów związanych z samodzielnym wyborem godzin dostępności.
Kolejnym fantastycznym pomysłem z alei Szucha jest podniesienie pensji nauczycielom rozpoczynającym pracę z jednoczesnym pozbawieniem ich możliwości zatrudnienia na stałe. Mało który pomysł urzędników tak idealnie wpisuje się w walkę ze stabilizacją. Bo młodzi nauczyciele powinni czuć to rozedrganie, tę niepewność jutra, którą już starzy wyjadacze z „tytułami” nauczycieli dyplomowanych mają niejako we krwi. I zapewne dlatego podwyżka dla młodych nauczycieli wiąże się ze „spłaszczeniem” wynagrodzeń i zmniejszeniem różnicy między zarobkami nauczyciela początkującego i dyplomowanego. Skoro ten ostatni już w większości jest odporny na zmiany, reformy i rewolucje, to nie trzeba mu więcej płacić. I dlatego każdy propaństwowo nastawiony nauczyciel cieszy się z tego, że po styczniowej podwyżce pensji nauczycielskich i jednoczesnym podniesieniu minimalnego wynagrodzenia w Polsce to pensje nauczycieli mianowanych rząd będzie podnosić, żeby dorównały do pensji minimalnej. Dzięki temu prestiż nauczycielskiej pracy po raz kolejny wzrośnie. ***
Kiedy szukałem pomysłu na ten felieton, chciałem skrytykować to, co się dzieje w oświacie. Doszedłem jednak do wniosku, że to nie ma sensu. Że trzeba być zadowolonym. Lekcje od ósmej rano, potem rada pedagogiczna, zebranie lub szkolenie. Żaden problem. To nic, że to rozwiązanie nijak się ma do współczesności i jest do niej nieprzystawalne. Przecież gdyby zmienić tryb pracy na ośmiogodzinny, ale od 8.00 do 16.00, to nie starczyłoby czasu na godziny dostępności, rady wielogodzinne o niczym, szkolenia, podczas których dociera się do pierwszego postu na Facebooku. Takiej zmiany minister nam nie zaproponuje, bo wiąże się ona ze stabilizacją i pewnością, że pracować będziemy tylko do godziny 16.00. Nauczyciel nie może być tego pewny. Nie może wiedzieć, o której wróci z rady pedagogicznej do domu. Nie może być pewien też tego, że godziny dostępności są na serio. Nie są na serio. A nawet gdyby przez chwilę pomyślał, że na serio one są i przez przypadek odmówił konsultacji rodzicowi lub uczniowi poza wyznaczonym czasem, to świetnie rozumiejący intencje ministerstwa dyrektor zaraz pokaże mu, że poza godziną dostępności obowiązuje go czterdziestogodzinny tydzień pracy i musi spotkać się z rodzicem lub uczniem w ramach wszelkich innych obowiązkowych działań statutowych szkoły.
Miałem więc krytykować, ale pochwaliłem naszego ministra, jego urzędników i wszelkie tęgie głowy z Szucha.
Waldemar Howil
Nauczyciel języka polskiego, informatyki i etyki w Szkole Podstawowej im. ks. Barnima I w Żabnicy. Członek grupy „Superbelfrzy RP”.