3 minute read

Zimowe traumy

Sławomir Osiński

O lękach, jakie wzbudzają w nas wszelkiej maści dyrektorzy

Advertisement

Zaczyna mnie coraz bardziej irytować cykliczność i powtarzalność, osobliwie dająca się we znaki w szkole. Dotyczy to nie tylko planów, schematów, ale często stałych, zakodowanych od dawna dziwnych zachowań. Niby jest nowy ład, wszechogarniające reformy, dobrobyt, a tu inflacja, dewastacja i tromtadracja polityczna. Niby zmiany w prawie, ale jeno kamuflaż, upegasusowienie i jakby organów śledczo-represyjnych przybyło. Niby po nowemu, a jakby starym lękiem podszyte… Może podłoże jest proste, bo finansowe – żyjemy bowiem znowu w galopadzie rosnących cen i pieniądze przeznaczane na tak zwany koszyk zakupów spożywczych ledwo pozwalają nabyć pół takiego, jaki był dostępny jeszcze kilka miesięcy temu. A zarobki, niestety, czemuś nieruchawe… To chyba nie jest główną przyczyną dyskomfortu i frustracji, bo przecież różnice zawsze były, choć dzisiaj są może bardziej odczuwalne.

100 FELIETON REFLEKSJE 1/2023

Obcując ze społeczeństwem nauczycielskim – czy to bezpośrednio, czy wirtualnie na przeróżnych forach – zauważyłem, że oprócz utyskiwań na zarobki w wielu szkołach występuje uświęcona tradycją lat bezwolnościowych lękliwość naturalna przed dyrektorem jako zwierzchnikiem i władzą. Przyznam się, że trudno mi empatycznie zrozumieć takowe odczucie oraz implikowane przez nie zachowania, albowiem wobec jakiejkolwiek zwierzchności nie odczuwałem przeważnie więzi i stosunku emocjonalnego. Nigdy z powodu odległego, a nawet obecnego lub bliskiego szefa nie dręczyły mnie ani nocne koszmary, ani lęk nagły nie powodował niechęci w podejmowaniu pracy. Zawsze też mówię i mówiłem, jeśli chodzi o zwierzchnika bezpośredniego, co myślę o pracy inkryminowanego, a zdarzało się, że były to słowa plugawe i niemiłe. Kiedy trzeba, chwaliłem i poważałem. Wielkiej bulwersacji dostaję, kiedy czytam na forum jakowymś, jak to zestresowani pedagodzy przeżywają całym gronem (z wyjątkiem grupy faworytów dyrektorskich) konfuzje i traumy z powodu demonicznego pryncypała. Jako że zawsze sprawie warto przyjrzeć się z obu stron, nie zawsze opisane sytuacje są wiernym odzwierciedleniem faktów. Niestety – i tu moja empatia tego nie ogarnia – w wielu przypadkach w szkole jednej czy drugiej panuje lękowa psychoza wzajemnie podkręcana, a wywołana przez osobę dyrekcji. Takowe grono wykonuje polecenia wszelakie, nawet prawnie wątpliwe czy po prostu durnowate, a po cichu w podgrupach rozpacza, jakież to jest z tego powodu nieszczęśliwe. Biedni belfrowie, wychodząc do pracy, trzęsawicy kończynowej i dolegliwości gastrycznych dostają, z byle powodu szlochem wybuchają, a szczęście ich tylko wtedy ogarnia, gdy dnia owego ze wzrokiem, słowem i gestem dyrekcji nie mają do czynienia. Na propozycję porozmawiania ze zwierzchnikiem, próbę wspólnego rozwiązywania spraw, prychają tylko, cedząc formułkę: „to nie jest możliwe”. I cierpiąc srodze na kształt pućwy teutońskiej ukąszonej w rzyć przez niedoćpaka, kombinują, jak przeprowadzić sprawozdawczość z godzin wszelakich w ciągu miesiąca i wypełnić kilkustronicowy arkusz sprawozdawczy, wymyślony przez dyrekcję o specyficznej kondycji umysłowej. Wszelkie propozycje rozwiązania absurdalnej sytuacji spalają na panewce, a racjonalne tłumaczenie trafia na mentalny mur. Ba, podobny stosunek do czasem łagodnej, niekonfliktowej, nie tylko tej zasadniczej i oschłej, władzy organu przejawiają też niektóre egzemplarze dyrektorskie. Każde słowo, polecenie, gest jest dla nich rozkazem do bezmyślnego wypełnienia. Nawet gdyby im organ polecił nago defilować po głównej ulicy miasta, to znalazłyby się indywidua gotowe i ten nakaz pieczołowicie wypełnić. Po karnym wykonaniu polecenia obraziłyby się pewnie chwilowo, a potem oczywiście organ obgadywać zaczęłyby i na swój los nieszczęsny żaliły się sobie nawzajem głośno i przejmująco. Przyznam się, że nie pojmuję takiego podejścia, a zwłaszcza braku chęci do zmian. Podmiotowość, otwartość na dialog, pozytywne nastawienie do innych oznaczają samodzielny wybór, a także poczucie odpowiedzialności za ten wybór. Jednostka o mentalności niewolnika pragnie zdjęcia z niej ciężaru wyboru, a nade wszystko ma zdewiowaną wizję władzy jako absolutnej i dominującej. Wobec niej pragnie usprawiedliwiać siebie, oskarżając innych i w cichości na tę władzę wybrzydzając. Osobnik taki ufa absolutnie swoim czynom i opiniom, demonstrując całkowitą odporność na ingerencję z zewnątrz. Nawet tę pomocną i terapeutyczną. I to jest dzisiaj największe zagrożenie, jakie czyha na szkoły (i nie tylko), co w połączeniu z krachem zarobkowym może przynieść rzeczywistą katastrofę.

Sławomir Osiński

Absolwent polonistyki, zarządzania w oświacie oraz marketingu i zarządzania w ochronie zdrowia. Dyrektor Szkoły Podstawowej nr 47 im. Kornela Makuszyńskiego w Szczecinie.

FELIETON REFLEKSJE 1/2023 101

This article is from: