Dzień dobry
Lojalność i zaufanie – dwa słowa, które gdy się pojawiają w naszym życiu sprawiają, że jest nam przyjemnie, a gdy ich brakuje, w życiowej radości znajdujemy spore niedostatki. W tej słownej kompozycji jest jeszcze miej sce na jakość, bez którego wszystko, co robimy, potrafi być ubogie, byle jakie i smutne. Przyznam, że te trzy słowa: lojalność, zaufanie i jakość towarzyszą mi zawsze, gdy kończymy kolejne wydanie LIFE IN, a ja siadam do pisania edytorialu. Za każdym razem pojawia się refleksja: czy zrobili śmy wszystko, żeby i tym razem zasłużyć na Wasze zaufanie i lojalność…?
Kiedy ponad pięć lat temu decydowaliśmy się na wydawanie magazy nu LIFE IN, zdefiniowaliśmy sobie cele, które chcemy osiągnąć. Oprócz twardych liczb typu przychody, koszty, zyski rozmawialiśmy o rzeczach trudnych do zmierzenia, ale dla wszystkich czytelnych. Długo zastana wialiśmy się nad tym, jaki ma być LIFE IN, żeby, jak już weźmiecie go do rąk, znalazł Wasze uznanie. To wtedy pojawiły się cele, które zawarliśmy w tych trzech słowach. W jakości tekstów, zdjęć i druku dostrzegliśmy podstawę dla dwóch pozostałych wartości. Uznaliśmy, że poprzez solidną pracę, którą poświęcimy na przygotowanie pisma, zasłużymy na Wasze zaufanie i lojalność. Wydaje mi się, a może nawet mam pewność, że to nam się udało, a argumentem na potwierdzenie moich przypuszczeń niech będą goście tego wydania. Z jednej strony osoby, które gościmy pierwszy raz, a z drugiej ci, którzy już u nas byli i zdecydowali się wrócić. Jednym i drugim pięknie dziękujemy za zaufanie.
Joanna Osyda zdecydowała się opowiedzieć nam o hejcie, który ją spo tkał. I jak mówi: „Krytykowanie ludzi za wszystko, co robią, jest dla mnie po prostu przemocą, a na takie traktowanie mnie i innych osób nie wy rażam zgody.” Zachęcam do przeczytania tej rozmowy, która pokazuje aktorstwo bez pudrowania. Z kolei Zbigniew Boniek w szczerej rozmowie zdradza, jak się czuje po dwutygodniowych wakacjach ze swoimi wnukami: „O siódmej piętnaście siedziałem już w basenie. Jeden potrzebował rękaw ków do pływania, innemu trzeba było nadmuchać materac… Po basenie śniadanie, później znowu zabawa i tak do dziewiątej wieczorem. Po takim dwutygodniowym zgrupowaniu przez kilka dni musiałem odpoczywać.” Warto przeczytać, bo legenda polskiej piłki opowiedziała nam o wielu nieznanych historiach ze swojego życia.
Wyjątkowe i inspirujące są historie opowiedziane przez Kasandrę Fin tak, Małgorzatę Polzenius i Annę Ryman-Czarnecką, trzy superwomen z firmy ILS Lions Group. Firma świętuje właśnie „osiemnastkę”, a panie na naszych łamach zdecydowały się opowiedzieć, jak przebiega „dorasta nie” firmy, której przyświecają takie wartości jak ILS, czyli Indywidualne podejście do klienta, Lojalne współdziałanie z partnerami biznesowymi oraz Solidność w działaniu.
Za zaufanie dziękujemy wszystkim gościom tego wydania LIFE IN. Obie cujemy nie zwieść go, zawsze być gotowym do ciężkiej pracy i lojalnym wobec Was.
Redaktor naczelna
Spotkania
12 Joanna Osyda O hejcie, nienawiści, miłości, marzeniach i szczęściu
20 ILS Lions Group Siła i odwaga w biznesie
28 PHENO HORIZON Circular economy – czy ta strategia uratuje świat?
32 Zbigniew Boniek Szczęście w sporcie nie wystarczy
38 Elżbieta Żuraw Zmieńmy świat wokół siebie na lepszy
Binzes
42 Karolina Balcerzak Work-life balance. Czy jest jeszcze możliwy?
45 Irina Korshun eBoxy, czyli biuro bez papierów
46 Witold Zapędowski Nasze dzieje są jak splątany warkocz
50 Witold Buraczyński i Justyna Marut Po co to robimy?
52 Marcin Kaczmarek i Bartłomiej Noga Pomagamy odzyskać to, co się należy
54 Paweł Lipski Tak niestabilnej sytuacji nigdy nie mieliśmy
56 Jarosław Nowakowski Kawa, kawka, kawusia
59 Ewa Chylińska Jak docenić pracownika?
60 Karolina Miętkiewicz i Tomasz Grygowski Prywatnie czy z pośrednikiem?
64 Katarzyna Radziejewska Kto nie ryzykuje, nie pije szampana
68 Marcin Ślawski Było nieźle, ale nadchodzi trudniejszy okres
Styl życia
70 Aleksandra Mysiakowska Zaskoczyć, zaciekawić i stworzyć możliwości
72 Niciarniana Zapewnia dobry wypoczynek i komfortowy sen
74 Ewa Bieńkowska i Anatolii Batushan Każdy z puzzli ma duszę!
76 Anna Sobczak W Rosenthalu smakuje o niebo lepiej
78 Marcel Chodakowski Lepszych pierogów nie znajdziecie
82 Agnieszka Nowak Gotowanie jest po prostu magią
84 Piwnica Łódzka Sala na górze, sala na dole
86 Paulina Żurek Cieszą oko i są rajem dla podniebienia
87 Kamil Maćkowiak Śmieszy i wzrusza
Zdrowie
88 Magdalena Zarębska-Lindner Zadbaj o oczy, są twoim oknem na świat
90 Artur Papuziński Gdy dziecko potrzebuje terapii
Uroda
92 Marcin Banasiak i Łukasz Domański Styl klasyczny jest najlepszy
94 Izabella Pietruszka Pięć kroków do pięknych i lśniących włosów
Felietony
96 Mateusz Lipski Demokratyczny socjalizm
97 Kamil Maćkowiak Za dużo...
Wydawca
RSMEDIA Robert Sakowski
Redakcja
509 499 400 90-113 Łódź, ul. Traugutta 25/1508 redakcja@lifein.pl www.lifein.pl
Redaktor naczelna
Beata Sakowska
Współpracują z nami Mateusz Lipski Kamil Maćkowiak
Foto Izabela Urbaniak Paweł Keler Justyna Tomczak
Grafika i skład KosMedia Jarosław Kosmatka
Identyfikacja i lifting layoutu
Patronaty
509 499 400 patronaty@lifein.pl
Reklama reklama@lifein.pl Damian Karwowski 727 925 865 Katarzyna Stawicka 660 440 904
poleca
Kolejny Light Move Festival
Świetliste dmuchawce nad głowami przechodniów, ar chitektoniczne detale wydobyte za sprawą animacji, widowiskowe mappingi, oplecione roślinnością okaza łe budynki – już w weekend 23-25 września Light Move Festival! Organizatorzy Light Move Festival już po raz dwunasty zaproszą tłumy na wieczorne spacery w ba śniowej scenografii. Program tegorocznej edycji festiwa lu, zatytułowanej „Przebudzenie” to blisko dwadzieścia jasnych punktów na nocnej mapie Łodzi. Jak co roku organizatorzy Light Move Festival zaprosili do współ pracy twórców, którzy po mistrzowsku budują atmos ferę, wykorzystując sztukę światła do podkreślenia piękna miejskiej architektury. – To właśnie zachwyt nad łódzką architekturą – tą zabytkową, ale też tą nowoczesną – był inspiracją do stworzenia naszego festiwalu – opowiada Beata Konieczniak, dyrektor ar tystyczna festiwalu. Dlatego na równi ze sztuką światła bohaterem tegorocznej edycji jest właśnie architek tura. Imponujące budynki nie tylko staną się tłem dla mappingów czy projekcji, ale też – jak kamienica Szai Goldbluma, przy ul. Piotrkowskiej – za sprawą światła, zostaną pomalowane tak, by jak najpełniej zaprezen tować urodę detalu architektonicznego.
Wiele punktów w mieście, 23-25 września, szczegóły www.lmf.com.pl
Queen Symfonicznie Anna Lewandowska
Kto jeszcze nie był na tym koncercie niech koniecznie się wybierze. Projekt Queen Symfonicznie łączy nieśmier telną muzykę zespołu Queen z symfonicznymi aranża cjami w wykonaniu chóru i orkiestry Alla Vienna. Queen Symfonicznie to. Dwugodzinny spektakl podzielony na dwie części, z najwspanialszymi kompozycjami Queen. Finał występu uświetni także występ solisty Sebastiana Machalskiego wcielającego się w rolę Freddiego Mercu ry’ego. Zespół wystąpi z najnowszym programem, do którego włączono nowe utwory w wyjątkowych aranża cjach na 10 instrumentów. W drugiej części wystąpi rów nież gitarzysta solowy Darek Wawrzyniak. Filharmonia Łódzka, 1 października, godz. 16 i 19
Healthy Day z Anną Lewandowską to kil kugodzinne wydarze nie obfitujące w sze reg atrakcji. Główną atrakcją programu jest trening fitness z elementami karate oraz wykład moty wujący z zakresu zbi lansowanej i zdrowej diety, sportu oraz do brych nawyków.
Anna Lewandow ska to trenerka, sportsmenka, mi strzyni świata w ka rate tradycyjnym, wielokrotna meda listka mistrzostw Europy i Polski. Prowadzi pięć biz nesów, których głównym celem jest zmiana nawyków Polaków na zdrowsze.
Altas Arena, 23 października, godz. 12
„Kto chce być Żydem”
Pierwszą premierą tego sezonu w Teatrze Powszech nym w Łodzi będzie „Kto chce być Żydem?” Marka Modzelewskiego. Reżyseruje Jacek Braciak – aktor filmowy i teatralny kilkukrotnie nagradzany Polski mi Nagrodami Filmowymi „Orły”. Widzom znany jest między innymi z filmów „Edi”, „Kler”, „Wołyń” czy „Różyczka”. W łódzkim Teatrze Powszechnym Jacek Braciak, który wcześniej jako aktor miał do czynienia z twórczością Modzelewskiego, zadebiutuje jako reżyser dramatu tego autora.
W „Kto chce być Żydem” Modzelewski jak zwykle wkłada kij w mrowisko. Sztuka portretuje inteligenc ką rodzinę, która – choć nie chce się do tego przyznać – nie jest wolna od uprzedzeń, kabo tynizmu i głęboko zakorzenionego myślenia stereo typami. Jak wy kształceni, „obyci” ludzie zareagują, gdy jedno z nich ogłosi, że posta nawia przejść na judaizm?
Teatr Powszech ny, 1 października premiera, godz. 19.15, Mała Sala
Lucia de Carvalho
Energia, zmysłowość, żar. Urodzona w Angoli, wychowa na we Francji, pełnymi garściami czerpie z folkloru Bra zylii i tam też, obok Paryża i Luandy, powstała jej płyta: Kuzola, co w macierzystym języku artystki znaczy: Zako chanie. Lucia de Carvalho śpiewała od dziecka: w domu, na ulicach, w kościołach. Od pierwszej chwili zakochana w muzyce brazylijskiej, w naturalny sposób łączyła bos sa novę i rytmy karnawału z tradycją rodzinnego kraju i muzycznym wyrafinowaniem ojczyzny Debussy’ego. Na najnowszym albumie „Pwanga” pojawia się wielu artystów z różnorodnych muzycznych światów, które przenikają się w piosenkach Lucii tak, jak to w dzisiej szej rzeczywistości nieuchronne.
Klub Wytwórnia, 28 października, godz. 20
Komiks rządzi w Łodzi
EC1 Łódź – Miasto Kultury” w Łodzi oraz Stowarzyszenie Twórców „Contur” zapraszają 24-25 września do Atlas Are ny na 33. edycję Międzynaro dowego Festiwalu Komiksu i Gier. Bezsprzecznie najwięk szą gwiazdą wrześniowej im prezy będzie twórca ilustra cji do plakatu festiwalu Kim Jung Gi – artysta podziwiany przez rzesze grafików na ca łym świecie, posiadający za gorzałych i lojalnych fanów w Korei, Japonii, Chinach, Europie oraz w Ameryce Pół nocnej i Południowej.
Na publiczność czekać będą: spotkania z twórcami ko miksu z całego świata; strefa autografów, gdzie autorzy rysują dedykacje w zakupionych albumach komiksowych; targi komiksowe; wystawy, prelekcje, panele dyskusyj ne, premiery, konkursy – w tym konkursy cosplay i gala rozdania nagród festiwalowych, podczas której przyzna wane są Komiksusy i nagroda Humoris Causa im. Papcia Chmiela (autora „Tytusa, Romka i A’Tomka”). Nowością będzie strefa literacka poświęcona twórczości J. R. R. Tolkiena ze specjalnym konkursem cosplay odnoszą cym się do twórczości tego pisarza.
Atlas Arena, 24-25 września, cały dzień
Mroczne perwersje
A „świat” jaki jest, każ dy widzi. Niewiele w nim znaczymy. Systemy zniewalają, rządy okła mują, ideologie cynicz nie manipulują, kościół się kompromituje, a pra codawcy niezmiennie wykorzystują...
Mroczne perwersje co dzienności to znako mita współczesna ko media, której autorem jest Marco Antonio De La Parra, chilijski pisarz, dramaturg i scenarzysta. To jedna z najczęściej granych na świecie sztuk iberoame rykańskich. Została przetłumaczona na kilkanaście ję zyków. Ten tekst jest jak cebula, ma mnóstwo warstw, można rozpatrywać jego sens na wielu poziomach, pełno w nim ukrytych znaczeń i aluzji, które są zadziwiająco uniwersalne także w polskich warunkach. Spektakl zawiera elementy klownady, burleski i kabaretu. Toczy się w szalonym tempie, zaskakując swą przewrotnością i niejednoznacznością. Reżyserem spektaklu jest Rafał Sabara, scenografię zaprojektował Waldemar Zawodziń ski, a występują – Mariusz Siudziński i Mariusz Słupiński.
Teatr im. Stefana Jaracza, 15 października, godz. 18
Kongres HR Genius 3.0 pod patronatem LIFE IN
Zapraszamy na Kongres HR Genius 3.0, wydarzenie dedykowane przedstawicielom sektora Human Re sources – rekruterom, dyrektorom i managerom HR, a także specjalistom z zakresu komunikacji. Nowa, wy magająca rzeczywistość życia zawodowego wymaga od działów HR nowoczesnego podejścia i wykorzystywania innowacyjnych, przynoszących efekty praktyk. W od powiedzi na te wyzwania tegoroczna edycja Kongresu HR Genius porusza zagadnienia z obszaru komunikacji oraz zarządzania emocjami. Wieloletnia współpraca Hutchinson Institute z działami HR pozwoliła na wy różnienie najlepszych, sprawdzonych praktyk w tym zakresie, dostarczając kadrze zarządzającej doskonale dopracowaną strukturę procesu rozwojowego.
Organizatorem Kongresu, który odbędzie się 20 paź dziernika tego roku są Hutchinson Institute, Łódzka Specjalna Strefa Ekonomiczna oraz Nowy Styl.
Mówcy: aktorka i wokalistka Magdalena Kumorek, trenerzy biznesowi Tomasz Dziedzina, Jarosław Ro gowski, Joanna Sajko-Marciniak, Paweł Antoniak, Karolina Jóźwik, Agnieszka Cyniak, Anna Łazarska, Agnieszka Fomaidis.
Warsztaty: Skuteczna komunikacja wielopoziomowa
• Wskazanie priorytetów komunikacyjnych w obsza rze indywidualnym i zespołowym.
• Dlaczego komunikacja interpersonalna jest podsta wą funkcjonowania w społeczeństwie i jakie elemen ty wpływają na jej dobrą jakość.
• Trening z „ogłaszania swojej racji” (sztuka argumen tacji w treści).
• Jaką rolę emocje odgrywają w procesach komunika cyjnych – jak unikać napięć i nieporozumień?
Warsztaty: Siła dobrych nawyków w komunikacji biznesowej
• Dlaczego życie każdego z nas podporządkowane jest nawykom?
• Dlaczego nawyki kreują naszą rzeczywistość?
• Poprawa jakości swojego życia poprzez wyrabianie dobrych nawyków.
• Dobra i skuteczna AUTOPREZENTACJA oraz prze kazywanie wartościowej i pomocnej INFORMACJI ZWROTNEJ.
www.hutchinson.org.pl
FB @hutchinson_institute
IG @hutchinson_institute @hutchinsoninstitute
Jakiś czas temu w jednym z postów na Instagramie zaape lowała pani do wszystkich: „Proszę, po prostu nie oceniaj i nie udzielaj mi rad, tak jak ja tego nie robię”. Jak pani myśli, skąd w nas ta skłonność do ciągłego oceniania innych, krytykowania, skąd w nas tyle złości, zawiści?
Powiem szczerze, że nie wiem, nie potrafię zrozumieć, jak można nie mieć w sobie odrobiny empatii. Zawsze wydawało mi się, że to jak wyglądamy, jak się ubieramy, z kim się spotykamy, to tylko i wyłącznie nasza sprawa. Nasze ciało, nasz wygląd to sfera prywatna i nikt nie po winien do niej zaglądać. Tymczasem są one przedmiotem plotkarskich tekstów, pod którymi zwykle wylewa się fala hejtu przesycona mową nienawiści. Krytykowanie ludzi za wszystko, co robią, jest dla mnie po prostu przemocą, a na takie traktowanie mnie i innych osób nie wyrażam zgody. Mam wrażenie, że media utknęły gdzieś pomiędzy wolnością słowa a cenzurą. I choć wolność słowa uważam za rzecz cudowną, to ważna jest także odpowiedzialność za słowa. Proszę zwrócić uwagę na pewną prawidłowość – media kreując wizerunek nowej gwiazdy publikują na jej temat mnóstwo różnych informacji, gdzie mieszka, co robi, gdzie jada kolację, z kim spędza czas, czym jeździ lub lata. I na początku wszyscy wpadają w zachwyt, chcą podobnego życia. Po pewnym czasie następuje przesyt tej sielanki i zaczyna wylewać się hejt, a media jeszcze go podsycają publikując coraz to nowe, tym razem już nie takie znowu cukierkowe obrazki z życia. I machina, z której wylewa się mowa nienawiści, coraz bardziej się rozpędza. I nie obwiniam za to tylko i wyłącznie rozwoju mediów cyfrowych, z krytyką mierzyliśmy się, zanim In ternet na dobre zadomowił się w naszym życiu. Pochodzę z małej miejscowości, to świat, w którym wszyscy wszyst ko o sobie wiedzą, tam w ogóle nie ma anonimowości, a plotka goni plotkę. Tam na porządku dziennym jest stygmatyzowanie, podcinanie skrzydeł, tam ciągle się powtarza, że nic nie da się zmienić, ciągle słyszymy: tak było, jest i będzie. Ja się z takimi formatami, w których na siłę usiłuje się nas zamknąć, nie zgadzam. Tak samo jak nie zgadzam się na hejt i ciągłe stygmatyzowanie mo jej osoby ze względu na moją szczupłą sylwetkę.
Jak się czuje osoba wiecznie krytykowana za swój wygląd?
Myślę, że to zależy przede wszystkim od tego, jak dana osoba czuje się sama ze sobą i czy ma wsparcie w najbliż szych. Jeśli poddawana nieustannej krytyce jest pozo stawiona sama sobie i pod wpływem tych negatywnych komunikatów sama zaczyna źle myśleć na swój temat, to może to mieć bardzo poważne konsekwencje, prowadzić do zaburzeń natury psychicznej. Potężna machina agre sji dopadła mnie jakąś dekadę temu, wylał się potworny hejt na temat mojego wyglądu, mojej szczupłej sylwetki. Na szczęście byłam wówczas bardzo stabilna emocjo nalnie i jakoś sobie z tym radziłam, żadnych większych kryzysów z tamtego okresu nie pamiętam.
To bardzo ciekawe, co pani mówi, bo media sugerowały, że właśnie ten hejt, wieczne uszczypliwości w pani stro nę, spowodowały, że wycofała się pani z życia filmowego i bywania na ściankach. To jak było naprawdę?
To, co widzą inni, to ich sprawa. Ja nie mam kompletnie takiego poczucia, żebym w ogóle zniknęła z zawodowego życia, wręcz przeciwnie wszystko wróciło na właściwe tory i do normalnych zdrowych proporcji. Praca na planie filmowym przez siedemnaście miesięcy non stop, pod czas których nakręciliśmy sto osiemdziesiąt odcinków
serialu „Majka”, na pewno do takich zdrowych proporcji nie należała.
Czyli to nie wynikało z tego, że pani zabrakło pewności siebie, żeby bywać w świecie. Po prostu zmieniła pani aktywność zawodową, bardziej skoncentrowała się na pracy w teatrze?
Wie pani co, ja nigdy nie odczuwałam, żeby brakowało mi pewności siebie. Z wiekiem i akceptacją własnego ciała nabierałam jej coraz więcej. Jestem osobą zadaniową, przy dużych wyzwaniach bardzo się mobilizuję, staram się chwytać byka za rogi, nie uciekam, nie chowam się. Nigdy nie odczułam też, żeby cudze negatywne opinie na mój temat zaważyły na tym, jak funkcjonuję. Nigdy nie myślałam o tym, by porzucić swój zawód. Ten post przed trzema laty napisałam po to, by wyznaczyć grani ce, bo po prostu miałam dość ataków na to jak wygląda moje ciało. Dlaczego mam głośno nie mówić o tym, że się z czymś źle czuję. A może ktoś nie ma tej świadomości, że sprawia mi przykrość, więc postanowiłam mu to wła śnie wytłumaczyć. Po opublikowaniu tego postu dosta łam setki wiadomości od kobiet, które tego doświadczały na bardzo różnych polach.
Pomogła pani tym postem kobietom, które borykają się z hejtem z powodu wyglądu?
Pomogłam, to zapewne zbyt duże słowo. Zrobiłam to, żeby wyznaczyć swoje własne granice i jeśli przy okazji komuś to pomogło, to bardzo się cieszę. Myślę, że mówienie o ta kich rzeczach daje pewien rodzaj wsparcia w postaci ko munikatu – nie jesteś sam. Należy mówić wprost, co nam przeszkadza, a niestety tego nie potrafimy. Cóż złego jest w tym, że zakomunikuję, by zwrócono uwagę na moje uczu cia, na to jak się czuję i że zasługuję na szacunek.
Wróćmy jednak na chwilę do tej pewności siebie. W pani zawodzie jest ona niezbędna, czy się mylę?
Na pewno jakaś wiara w siebie jest potrzebna, żeby już na samym początku zawodowej drogi nie przejmować się statystykami zdawalności do szkoły filmowej, a w ko lejnych etapach życia statystykami podczas castingów. Na takie castingi przychodzi naprawdę wiele osób i tyl ko jedna z nich dostanie daną rolę, dlatego nauczyłam się w życiu odpuszczać. Po prostu wiem, że na wiele rzeczy nie mam żadnego wpływu, jak choćby na to, jak reżyser czy producent wyobrażają sobie daną postać. Mogę kompletnie nie przystawać do tego wyobrażenia, mogę być za szczupła, mieć niewłaściwy tembr głosu, wiele czynników może o tym zdecydować. W takich sytuacjach jestem świadoma tego, że moje starania są z gruntu rzeczy ograniczone. I jeśli tej roli nie dostanę, to nie znaczy, że jest to moja wina. Oczywiście staram się być jak najbardziej wszechstronną aktorką, ale czasami to nie wystarcza. I wielu doświadczonych aktorów ra dzi, żeby odpuszczać właśnie, podchodzić do castingów bardziej na luzie, nie spinać się za wszelką cenę. Kamera wychwytuje każdy fałsz, dlatego warto podchodzić do zadań z pewną swobodą bycia, pewną wolnością, rado ścią, będąc w zgodzie z samym sobą.
To skoro wspomniała już pani o radości, to co pani sprawia największą radość w życiu?
Myślę, że przede wszystkim podróże i przyjaźnie. Choć w te wakacje odpuściłam podróżowanie, skupiłam się na pisaniu doktoratu.
Czy to oznacza, że chce pani zostać nauczycielem aka demickim?
Tego nie wiem jeszcze. Absolutnie nie tym się kierowa łam podejmując decyzję o doktoracie. Zaangażowałam się wówczas w działania biznesowe i brakowało mi roz woju artystycznego i naukowego. Nie przypuszczałam, że da mi to tyle satysfakcji. Szczególnie gdy przyszła pandemia, nie można było w ogóle grać, ale na szczę ście odbywały się zajęcia online, więc miałam poczucie, że cały czas się rozwijam, że nie stoję w miejscu.
A temat pracy czego konkretnie dotyczy?
Rasizmu i walki z nim poprzez teatr. Powrócimy do tego, jak skończę pracę i ją obronię.
Kiedy obrona?
Do końca roku.
Wspomniała pani o tym, że realizowała się w biznesie. Konkretnie w jakim?
Z Agnieszką Sienkiewicz prowadziłyśmy w Łodzi takie miejsce dla rodziców i dzieci, to z jednej strony był sklep
Ciągnie czasami panią do biznesu? Spróbuje pani w nim jeszcze kiedyś swoich sił?
Nie mówię nie. Podoba mi się to, że można stworzyć coś od zera i decydować o swoim czasie i stylu pracy, ale zdecydowanie wolę teatralne deski i ten kurz na nich. Jak już człowiek to pokocha całym sercem, to nie uciek nie od tego.
Były seriale „Majka”, „M jak miłość” i potem zniknęła pani z telewizyjnych ekranów. Teraz znowu realizuje pani kilka filmowych projektów. Czym była spowodowana ta prze
rwa? Wybrała pani teatr, nie było propozycji, a może na stąpił pewien przesyt?
Jeśli ktoś, kto kocha ten zawód, mówi, że ma przesyt, to zazdroszczę mu ilości propozycji i komfortu podej mowania takich decyzji. Od dwunastu lat pracuję w tym zawodzie i dzięki niemu jestem w stanie zarobić na swoje utrzymanie. I to już uważam za swój sukces. Tych za wodowych propozycji raz jest mniej, raz więcej, tak już jest, to naturalna kolej rzeczy, a ja też nie czuję takiej presji, że w danym momencie muszę wykorzystać swoje pięć minut. Nie ma żadnego cynizmu i kalkulacji w mo ich decyzjach, może jestem po prostu nierozważna, ale staram się podejmować wszystkie decyzje w zgodzie ze sobą. A teatr, który jest dla mnie najważniejszy, czasami wymaga rezygnacji z innych przedsięwzięć. Jeśli przygo towujemy premierę nowej sztuki, to często trwa to trzy miesiące i trudno w tym czasie bywać na filmowym planie.
Dlaczego dla pani ten teatr jest taki ważny?
To dla mnie najbardziej twórcze i naturalne podwórko, jakie może istnieć dla aktora. W teatrze czuję się bez piecznie i dobrze, mogę eksperymentować. Nie chcę tu w żaden sposób umniejszać filmowi, bo jest fascynujący, trudny i piękny, ale tej pracy w polskim filmie nie ma dla aktorów tak wiele. I trudno mówić tu o stałym zajęciu. Żeby się realizować, rozwijać potrzebuję stałego kontak tu z teatrem, stąd mój wybór i angaż w teatrze w Opolu. Jedni tego potrzebują tak jak ja, inni realizują się tylko na planach filmowych. Teatr jest trudnym środowiskiem, to instytucja budżetowa, wiecznie niedofinansowana, trzeba mieć dużo siły i zaparcia, by w niej grać. Czasa mi dużo prostszym wyborem, szczególnie gdy ma się rodzinę na utrzymaniu, byłaby praca w supermarkecie.
Już widzę, jak za te słowa wylewa się na panią kolejny hejt.
Trudno, niech się wylewa, wiem, o czym mówię. Czasami ludzie się dziwią, jak nagle filmowym objawieniem staje się aktor po czterdziestce albo i później. Wszyscy zasta nawiają się, gdzie on był przez te wszystkie lata. On grał
w teatrze i nie miał wystarczająco dużo pieniędzy, aby jeździć na castingi, bo trzeba było utrzymać rodzinę.
Ponadto odnoszę wrażenie, że u nas jest moda na te same twarze w produkcjach filmowych.
Te mody też z czegoś wynikają, ja się nie dziwię pro ducentom, że stawiają na pewniaki, bo określona pro dukcja musi przynieść zyski. Jednak uważam, że warto zaryzykować, bo znakomitych aktorów w tym kraju mamy mnóstwo, w każdym teatrze znajdzie się kogoś oszałamiającego. Jednak powstaje za mało filmów, żeby ich pomieścić. Zdecydowała się pani zamieszkać w Łodzi, Warszawa nie dawałaby większych możliwości?
Miasto nie musi determinować tego, co robimy. Może jestem za bardzo uparta, za bardzo się najeżdżę i nadźwigam walizek, ale mnie to bycie w drodze bar dzo odpowiada, jestem tam, gdzie są projekty, które mnie interesują i angażują, i miasto nie ma znaczenia. W Łodzi mi się bardzo dobrze mieszka, ja tu po prostu
odpoczywam. To jest taka moja baza wypadowa. Jak jestem w Opolu, to żyję tylko teatrem przez cały czas, jak jestem w Warszawie, a bywam w niej często, to tak że czas pochłaniają mi projekty zawodowe, to z reguły czas intensywnej pracy na planie czy przy nagrywaniu audiobooków. A Łódź to jest takie bycie i życie, tu mam czas na spotkania z przyjaciółmi, poleniuchowanie i czas na zebranie myśli.
Często bywa pani w Łodzi?
Tak, choć bywają miesiące, kiedy tu w ogóle nie za glądam.
W Warszawie, nad czym pani ostatnio pracowała?
W Warszawie gram w teatrze Garnizon Sztuki, nagry wam od lat audiobooki i uwielbiam być lektorką. W te wakacje byłam na planie trzech seriali, które za kilka miesięcy wejdą do emisji, to m.in. nowy serial dla Canal+ Strange Angels, rola w serialu „Ojciec Mateusz” i „Ko misarz Mama”.
Wracając do teatralnych ról, kogo pani najchętniej grywa? Czy ma pani w ogóle na to wpływ, czy decyduje reżyser, dyrektor teatru?
Nie mam na to wpływu, to reżyser decyduje o obsadzie wspólnie z dyrektorem. Zresztą to jest bardzo ciekawa struktura, że musimy się zmierzyć z tym, jak ktoś nas widzi, bo z reguły postrzegamy siebie zupełnie inaczej.
Po czasie ocenia pani, że te role trafnie są dobierane?
Który aktor powie, że nie, każdy powie, że lepiej być nie mogło. Od tego jesteśmy, by wykonać powierzone zada nie jak najlepiej, by widz nie miał żadnych wątpliwości.
Aktor musi zagrać wszystko, nawet piąte drzewo po lewej?
To są bardzo trudne zderzenia z mojej perspektywy, choć drzewa nigdy nie grałam, za to grałam kwiatka w sztuce, którą prezentowaliśmy tutaj w Łodzi pod czas Festiwalu Czterech Kultur. Bardzo trudno przy mniejszym zadaniu poskromić swojego ego i wykonać tyle, ile mamy do zrobienia, bez poczucia krzywdy, czy niesprawiedliwego traktowania.
To która z tych ról w teatrze w Opolu jest najfajniejsza?
Teraz serdecznie zapraszam na „Biesy/ Los Endemo niados” Marcina Wierzchowskiego, znanego już łódz kiej publiczności. Praca z nim była jednym z moich marzeń, nie da się tego opisać jednym zdaniem, więc zapraszam na spektakl. Polecam też bardzo spektakl „Badanie ściśle tajne”, gdzie jestem tylko głosem. To sztuka znakomitego dramaturga Iwana Wyrypajewa w reżyserii Norberta Rakowskiego, bardzo aktualna, traktująca o wojnie, niebezpieczeństwach współcze snego świata, również moralnych dylematach i bardzo lubię zadanie, które tam mam powierzone – głosu tro chę takiego wielkiego brata.
Wspomniała pani o marzeniach, jakie są pani?
Coraz trudniej mi o nie. Kiedyś bym powiedziała pewnie pracować, grać, teraz może bym powiedziała to samo, ale chciałabym mieć taki spokój – z jednej strony czuć
„
Jeśli ktoś, kto kocha ten zawód, mówi, że ma przesyt, to zazdroszczę mu ilości propozycji i komfortu podejmowania takich decyzji.
się spełniona zawodowo, z drugiej mieć czas na życie i nie popadać w skrajności, zachować pewną równowagę.
A miłość czym jest dla pani w życiu?
Też jest marzeniem. Ona może być na różny sposób od czuwana, bo mam poczucie, że coraz bardziej kocham lu dzi i staram się ich zrozumieć, nie oceniać, za dużo w tym świecie nienawiści i zła. Miłość jest takim lekarstwem, fundamentem, na którym ten świat powinien stać.
Jest pani szczęśliwa w życiu, spełniona?
Mam jeszcze pewien niedosyt, to jeszcze nie ten moment, żebym powiedziała, że jestem szczęśliwa i spełniona.
Co by pani sprawiło to największe szczęście?
Żeby każdy to wiedział, to nie byłoby tylu psychoterapeu tów. Nie umiem i chyba nie chcę odpowiedzieć na to pyta nie, bo ono dotyka też mojej sfery prywatnej, osobistej, którą chronię.
Czym dla pani jest aktorstwo?
Stylem życia. Jest totalnie we mnie. Gdzie pani w Łodzi najlepiej lubi spędzać czas?
Od lat spędzałam wolny czas w szkole Yoga and mind na Tymienieckiego, na tyłach mojej macierzystej uczelni. Teraz takim moim jogowym miejscem jest Lido. Uwiel biam OFF Piotrkowską, gdzie rozmawiamy. Ubolewam, że pomału staje się ona taka nowoczesna i biurowa, bo przepadam za tym nonszalanckim klimatem. Jestem sentymentalna, więc uwielbiam okolice Szkoły Filmowej i park przy niej, Księży Młyn, Ogrody Geyera mają poten cjał, bardzo lubię centrum Łodzi, gdzie zresztą mieszkam i Park Julianowski. Kocham księgarnię Ossolineum. Tę sknię za kinem Polonia i Cytryna. Naprawdę lubię archi tekturę tego miasta. Jest nieoczywista. Zdarza mi się chodzić na spacery z przewodnikami po mieście. Chcę wiedzieć, co mnie otacza. Kocham lody w Milku, kawę w Bricku, jagodzianki w Jazzvie, curry w King Kongu. Jak masaż to Thai way, kosmetyczne rozpieszczenie - Select Beauty, czy Klinika Anny Retkowskiej. Modowe pereł ki od łódzkich projektantów wyszukuję w butiku mojej przyjaciółki Marysi Wiatrowskiej w Razemx Po prostu. Najmilsze wspomnienia z dzieciństwa.
Jak mój dziadek uczy mnie jeździć na rowerku i przypina mi takie medale z kwiatów, za kolejne okrążenia. Jak kosi trawę dla królików i potem je karmi. Pamiętam taką wieś pełną zwierząt i dzikiej przyrody.
Rozmawiała Beata Sakowska Zdjęcia Justyna Tomczak
ILS Lions Group to zespół pasjonatów słowa, designu, rozwoju i różnych kultur. Wspierają biznes w komunikacji międzynarodowej. Jak to robią? Poprzez genialną kreację graficzną, perfekcyjne tłumaczenia, skuteczny copywriting i efektywne szkolenia. Działają na rynku od 2004 i właśnie świętują osiemnaste urodziny. Do rozmów o działalności firmy, jej wartościach, celach, komunikacji z klientami oraz ofercie zaprosiliśmy trzy fantastyczne kobiety
KASANDRĘ FINTAK, MAŁGORZATĘ POLZENIUS i ANNĘ RYMAN-CZARNECKĄ.
Wspieramy komunikację w biznesie
W biznesie i w życiu przyświecają nam takie wartości jak Indywidualne podejście do klienta, Lojalne współdziałanie z partnerami biznesowymi oraz Solidność w działaniu. Dlatego ich pierwsze litery znalazły się w nazwie firmy. Każdego dnia przypomina ona zarówno nam, jak i naszym partnerom biznesowym o misji, której postanowiliśmy się podjąć – mówi KASANDRA FINTAK , Prezes Zarządu ILS Lions Group.
Gratuluję jubileuszu. Osiemnaste urodziny, to jedno z naj lepszych wydarzeń w życiu, z okresu dzieciństwa wkra czamy w świat dorosłości. Jakby pani podsumowała te lata działalności firmy wcześniej pod nazwą ILS Agencja Tłumaczeń, obecnie ILS Lions Group?
Każdy rok z tych osiemnastu lat był naprawdę wspa niały. Od samego początku, czyli od 2004 roku naszą
firmę tworzą niesamowici ludzie, których łączy pasja do słowa i odmiennych kultur i to wokół nich krążą moje myśli, gdy staram się podsumować dotychcza sowe działania ILS Lions Group. Kiedy Polska weszła do Unii Europejskiej, komunikacja międzynarodowa stała się niezwykle ważna. Wtedy właśnie zobaczyli śmy szansę na stworzenie organizacji, która pozwoli nam realizować marzenie o otaczaniu się ludźmi wielu
kultur i wesprze międzynarodową komunikację w biz nesie. Na przestrzeni tych osiemnastu lat udało nam się stworzyć imponujące portfolio, współpracując zarówno z rodzimymi markami, jak i globalnymi korporacjami. Współpraca z firmami pozwoliła nam dostrzec, że aby prowadzić międzynarodowy biznes, nie wystarczy „jedynie” posiadać przetłumaczone do kumenty, lecz należy również umieć posługiwać się językiem swojego kontrahenta. W ten sposób w 2008 roku powołaliśmy do życia kolejną markę – Hutchinson Institute. Pod jej szyldem proponujemy firmom szko lenia językowe oraz biznesowe. Kompleksowo organi zowane szkolenia z języka angielskiego, niemieckie go czy komunikacji międzynarodowej okazały się być „strzałem w dziesiątkę”. Dziś Hutchinson Institute to nasza perełka, nad którą pracujemy każdego dnia, by oferta szkoleń dla dorosłych i uczniów mogła stale się poszerzać. W ubiegłym roku powstała nasza najmłod sza marka, czyli ILS Creation. W ILS Creation skupiamy się na content marketingu oraz digital PR oczywiście w wersji międzynarodowej – wielojęzykowej. Łącząc ze sobą trzy działalności – szkolenia, tłumaczenia oraz marketing, jesteśmy w stanie oferować partnerom biznesowym kompleksowe i profesjonalne działania. Jeśli więc chodzi o podsumowania, mogę powiedzieć, że ostatnie osiemnaście lat to jednocześnie ogrom pra cy, jak i wielka satysfakcja.
Jakie wartości przyświecały pani przy tworzeniu firmy ILS i jak zrodził się pomysł na nazwę?
Jak to zazwyczaj bywa, na samym początku mieliśmy bardzo wiele pomysłów i braliśmy pod uwagę wiele różnych nazw. Wiedzieliśmy jednak, że chcemy, by już sama nazwa oddawała wartości, które przyświe cają nam w biznesie i życiu. Indywidualne podejście do klienta, Lojalne współdziałanie z partnerami biz nesowymi oraz Solidność w działaniu. Tak właśnie po wstał skrót ILS. Każdego dnia nazwa firmy przypomina zarówno nam, jak i naszym partnerom biznesowym o misji, której postanowiliśmy się podjąć.
Skąd wziął się lew w logo?
Lew widoczny jest w logotypie całej grupy, a także w logo każdej z marek. Inspirację zaczerpnęliśmy z hi storii o Św. Hieronimie, który zamiast uciec z przeraże nia, postanowił pomóc skaleczonemu lwu i wyciągnąć cierń z jego łapy. Po tej sytuacji zwierzę pozostało z nim do końca życia, służąc mu i chroniąc go. Św. Hieronim jest patronem tłumaczy i nauczycieli, a więc naturalnie stał się również naszym. My natomiast chcemy widzieć siebie w roli lwa, który podąża za naszymi partnerami, wspiera ich i pomaga w każdym dniu pracy. Dziś uważa my, że był to dobry wybór, co poświadczają doskonałe opinie naszych klientów biznesowych.
Tak wyobrażała pani sobie biznes osiemnaście lat temu?
Kiedy osiemnaście lat temu tworzyliśmy projekt pod fir mę i podpisywaliśmy ostatnie dokumenty, nieśmiało wspólnie z mężem marzyliśmy o tym, by nasza organi zacja za kilkanaście lat znalazła się w miejscu, w którym właśnie jesteśmy. Nie mogę powiedzieć, bym tak właśnie sobie wyobrażała ten biznes, ale z pewnością o takim marzyłam. Teraz, posiadając już doświadczenie i mo gąc pochwalić się wiedzą z naprawdę wielu obszarów biznesowych, chcemy kreować nowe trendy.
Pewnie tak jak w każdej firmie bywają lepsze i gorsze mo menty oraz takie, które można określić kamieniami mi lowymi. Pamięta pani, taki najlepszy i najgorszy moment w ciągu tych osiemnastu lat?
Przez ten czas przeszliśmy przez wiele trudnych gospo darczo momentów również tych międzynarodowych, ale zawsze staraliśmy się elastycznie reagować na otaczającą nas rzeczywistość i przewidywać zmiany. Właśnie dzięki wypracowanej przez lata umiejętności przewidywania, obecnie możemy wyprzedzać działania, które za chwilę okażą się potrzebne na rynku. To również właśnie dzię ki temu pandemia nie odcisnęła na nas swojego piętna, a wręcz pozwoliła na rozwój. Przed jej wybuchem zdąży liśmy wdrożyć do firmy odpowiednie systemy informa tyczne. Elastyczne podejście do partnerów biznesowych i ich potrzeb także nie było dla nas nowością, dlatego już wiedzieliśmy, jak zorganizować szkolenia w formie online. Oczywiście w każdej firmie pojawiają się kryzysy, jednak w ILS przyświeca idea, że na kryzys należy patrzeć jak na szansę, na zmianę i rozwój, a nie koniec świata. Być może dlatego nie potrafię wskazać konkretnego mo mentu, w którym uznałam, że oto właśnie tutaj mamy „kryzys”. Teraz, posiadając już doświadczenie i mogąc pochwalić się wiedzą z naprawdę wielu obszarów bizneso wych, chcemy kreować nowe trendy. Najlepsze momenty w naszej firmie, to takie, kiedy czujemy satysfakcję i ra dość wraz z klientami z wykonanej pracy. Na szczęście takie sytuacje bardzo często mają miejsce.
Co dla pani jest najważniejsze w prowadzeniu biznesu?
To trudne pytanie. Patrząc na to z perspektywy bizne sowych sukcesów i kilkunastu lat doświadczenia, uwa żam, że najważniejsze jest to, iż otaczamy się profesjo nalistami. Nasz zespół tworzą osoby, które są z nami od początku, z czego jesteśmy bardzo dumni. Każdy z nas jest inny, posiada inne umiejętności i kompetencje, a my potrafimy je dostrzec i efektywnie wykorzystać. Zatem ILS Lions Group to nie tylko siła merytoryki, ale także doświadczenia naszych specjalistów, co prze kłada się na luksus zwany jakością. Równie ważna, co otaczanie się odpowiednimi ludźmi, jest także zmiana perspektywy. My wierzymy, że droga w biznesie jest istotniejsza pod względem jakości, niż sam cel czeka jący na jej końcu. To sprawia, że najwyższą jakość usług oferujemy na każdym etapie współpracy.
Co by pani poradziła młodym osobom chcącym rozpocząć swoją przygodę z biznesem?
Nie posiadam gotowej recepty na udany biznes. Powtó rzę jednak to, co mówiłam wcześniej, że warto poznać swoje mocne strony i je rozwijać. Szalenie istotne jest również otaczanie się wartościowymi ludźmi, którzy tak samo jak i my wierzą w sukces firmy. Jednak to, co najważniejsze, to zdolność do włączenia krytycznego myślenia i analizowania rynku. Czy produkt lub usługa są potrzebne? Czy istnieją już badania popierające na sze wyobrażenie o produkcie doskonałym? Aby upewnić się w słuszności otworzenia firmy, należy obserwować gospodarkę, czerpać z jej różnorodności, inspirować się organizacjami z Polski i ze świata, i nie bać się modyfika cji niektórych planów. Właśnie w tym momencie nabiera się odwagi i wiary, że biznes może się udać. A kiedy moc no w to wierzymy – cały świat nam sprzyja. Moje motto brzmi: dostrzegać okazje i czytać szanse, zanim staną się one oczywistością dla innych.
Quality in everything we do!
Naszym wyróżnikiem jest podejście. Nie co, a kogo stawiamy w centrum uwagi… To człowiek. Wokół konkretnej osoby budujemy nasze usługi, od nauki języka po rozwój kompetencji przyszłości. Dla nas najważniejszy jest cel, jaki chce osiągnąć dana osoba i do tego dobieramy narzędzia i merytorykę – mówi MAŁGORZATA POLZENIUS , Dyrektor Zarządzająca firmy ILS Lions Group.
Warto szkolić się przez całe życie?
Mogłabym odpowiedzieć na to jednym słowem: tak! Idea lifelong learning, czyli właśnie „uczenia się przez całe życie” towarzyszy nam od początku powstania firmy. Doskonale wiemy, że aby sprostać wyzwaniom współczesności, trzeba stale się doskonalić i podno sić swoje kompetencje. Aby osiągnąć sukces, należy podążać za zmianami rynkowymi i potrzebami coraz bardziej wymagających klientów. Zawsze to podkreśla my, ponieważ sami uczestniczymy w rozwoju. Towarzy szenie naszym partnerom biznesowym w procesach rozwojowych sprawia, że również sami się doskonalimy jako organizacja. Obserwowanie, jak klienci, którzy nam zaufali, rozwijają się biznesowo dzięki rozwiąza niom szkoleniowym Hutchinson Institute dodaje nam skrzydeł i pobudza apetyt do jeszcze lepszej pracy.
Jakie konkretnie szkolenia oferuje Hutchinson Institute, działający w strukturach ILS Lions Group?
Oferujemy cały wachlarz rozwiązań szkoleniowych. Pro wadzimy biznesowe i specjalistyczne szkolenia językowe, szkolenia menedżerskie, sprzedażowe, cross-kulturowe,
a także programy wellbeingowe. Nasza oferta skierowana jest do pracowników każdego szczebla. Oprócz szkoleń zamkniętych, dedykowanych konkretnej organizacji mamy także do zaoferowania programy otwarte: MBE Master of Business English – teraz także w wersji do na uki samodzielnej na platformie, BDA Business Deutsch Akademie, a od tego roku również kurs języka angiel skiego przygotowujący do matury.
Czy oferta szkoleniowa jest odpowiedzią na zapotrze bowania rynku? Co jest głównym wyznacznikiem przy jej tworzeniu?
Oczywiście oferta jest odpowiedzią na potrzeby rynko we. Podstawą naszej działalności jest stała obserwacja zmieniających się trendów na rynku szkoleniowym i płyn ne wdrażanie nowoczesnych rozwiązań do oferowanych usług. Jako firma z kilkunastoletnim doświadczeniem mo żemy pochwalić się ogromną wiedzą w zakresie organizacji szkoleń i dostosowywania ich do potrzeb klientów. Part nerzy biznesowi pozostają z nami przez wiele lat właśnie dzięki kompleksowej organizacji, merytorycznym szko leniom i dopasowaniu do potrzeb każdej z firm z osobna.
Zainteresowało mnie jedno ze szkoleń – Core Energetics. Brzmi dość zagadkowo, a do kogo konkretnie jest skierowane?
Szkolenie Core Energetics skierowane jest do osób, które pragną przywrócić równowagę w codziennym życiu. Polega ono na pokazaniu, w jaki sposób zrówno ważyć energię wszystkich żywiołów, zarówno na pozio mie cielesnym, emocjonalnym, jak i duchowym. Metoda Core Energetics oparta jest na terapeutycznej pracy z różnymi technikami na przykład relaksacyjnymi, które rozpoczynają proces regeneracji ciała, emocji i umysłu. Szkolenie uczy, w jaki sposób poznać swoje prawdziwe potrzeby, a to przekłada się na bardziej satysfakcjonujące życie i efektywniejszą pracę.
Firma przygotowała też wyjątkową ofertę nauki bizneso wego języka angielskiego – Master of Business English. Kursanci bardzo ją chwalą. Obecnie trwa nabór do kolejnej edycji. Jakich efektów możemy spodziewać się po takim kursie?
MBE, czyli Master of Business English, to jeden z nielicz nych na rynku kompleksowy kurs języka angielskiego
biznesowego. Znajomość angielskiego na wyspecjali zowanym poziomie to niezbędna kompetencja do osią gania sukcesów na arenie międzynarodowej. Akademia MBE porusza najważniejsze tematy w biznesie, takie jak zarządzanie, negocjacje, sprzedaż czy marketing. Uczymy profesjonalnych zwrotów i ćwiczymy różne sytuacje, żeby płynnie poruszać się w środowisku mię dzynarodowym. Ponadto zdanie egzaminu końcowego gwarantuje otrzymanie certyfikatu Master of Business English. To otwarcie drzwi do kariery, awansu i wyższe go wynagrodzenia. Potwierdzają to opinie kursantów, o których pani wspominała – można je zobaczyć na ofi cjalnej stronie MBE.
Czy kurs prowadzony jest stacjonarnie, czy online?
Zajęcia prowadzone są w wersji online w dwóch warian tach. Pierwszym z nich jest nauka w grupie – uczestni czymy wtedy w weekendowych spotkaniach z innymi uczestnikami i trenerem prowadzącym. Drugi wariant to MBE self-study online course, czyli kurs do nauki samodzielnej z native speakerami, dostępny przez cały rok, który pozwala na naukę z każdego miejsca na świecie i o każdej porze.
Czym wyróżnia się wasza oferta w stosunku do innych firm szkoleniowych działających w naszym regionie?
Każda z firm specjalizuje się w czymś innym, jednak w naszym przypadku tym wyróżnikiem jest podejście. Nie co, a kogo stawiamy w centrum uwagi… To człowiek. Wokół konkretnej osoby budujemy nasze usługi, od na uki języka po rozwój kompetencji przyszłości. Dla nas najważniejszy jest cel, jaki chce osiągnąć dana osoba i do tego dobieramy narzędzia i merytorykę. Stawiamy na jakość od początku do końca procesu, a ponadto je steśmy także do dyspozycji po zakończeniu szkolenia.
Jest pani inicjatorką cyklicznych wydarzeń takich jak, cho ciażby Kongres HR Genius dla uczestników z całej Polski. Organizowany jest on w Łódzkiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej. 20 października wystartuje trzecia edycja tego eventu, co tym razem będzie tematem przewodnim?
Mimo że działamy na terenie całego kraju, wspieramy mocno region łódzki, dlatego że jest najbliższy nasze mu sercu. Dzielimy się zatem wiedzą i organizujemy cyklicznie wydarzenia, takie jak Kongres HR Genius. Tegoroczna edycja odbędzie się pod hasłem „Komu nikacja i emocje w miejscu pracy”, czyli sporej dawki wiedzy na temat trendów w zarządzaniu i omówimy kompetencje przyszłości. Nasi trenerzy oraz przed stawiciele wielu korporacji omówią praktyczne aspekty zarządzania emocjami, co nie jest łatwe w dobie zmian i niepewności w Polsce i na świecie. To wydarzenie jest dedykowane zwłaszcza dyrektorom i managerom z działów HR, którzy ciągle poszukują nowych roz wiązań do korporacji. Z czego jest pani najbardziej dumna?
Najbardziej dumna jestem z tego, że od ponad pięt nastu lat mogę współtworzyć firmę, która pomimo różnych kolei losu stawia na wartości bliskie również mojemu sercu: dbanie o relacje z drugim człowiekiem, zaufanie, solidność, lojalność, najwyższa jakość na każ dym etapie działania. W pełni uosabiam się z naszym hasłem: Quality in everything we do!
Niech zawsze otaczają nas wartościowi ludzie
W ILS Creation kochamy zarówno design, jak i słowo. Wspieramy firmy wizerunkowo i sprzedażowo poprzez efektywną komunikację w każdym języku świata. Pozwalamy naszym partnerom biznesowym wypłynąć na szerokie wody rynków międzynarodowych i pomagamy im marketingowo na każdym etapie tej podróży – mówi ANNA RYMAN-CZARNECKA , Sales and Development Manager odpowiedzialna za nawiązywanie i utrzymywanie relacji z partnerami biznesowymi.
Jesteście w stanie przetłumaczyć wszystko i dla każdego, czy są jednak pewne ograniczenia?
Po osiemnastu latach pracy z tłumaczeniami nie istnieje język czy dialekt, którego przekładu się nie podejmiemy. Ograniczeniem może być jedynie budżet klienta i tzw. deadline, czyli czas, jaki posiadamy na wykonanie zada nia. Tłumaczenia „na wczoraj” lub obszerne tłumacze nia na kilkanaście par językowych to nasza codzienność – wykonujemy je bez mrugnięcia okiem. Jest to zasługa naszych wspaniałych project managerek, które działają szybko i profesjonalnie. To, co jest szalenie pomocne, to stworzona przez nie baza ponad 2 000 tłumaczy z róż nych zakątków świata, a także współpraca z tłumacza mi, którzy specjalizują się w konkretnych branżach. To gwarancja wykonania rzeczy niemożliwych.
Pamięta może pani najtrudniejsze zadanie, z którym przy szło się ostatnio zmierzyć?
Magia branży tłumaczeniowej polega na tym, że każ dego dnia istnieje możliwość zmierzenia się z „najtrud niejszym zadaniem”. Tak naprawdę każde tłumaczenie jest wyzwaniem z powodu niezwykłej różnorodności otrzymywanych formatów i plików tekstowych, a także różnorodności branż i dziedzin życia, których owe tek sty dotyczą. Dlatego doszkalamy się i rozwijamy tech nologicznie każdego dnia, aby podejmować się nawet najtrudniejszych tłumaczeń. Z pewnością jednym z naj większych wyzwań dla naszych tłumaczy jest przekład na różne języki tekstu napisanego przez osobę, która nie do końca zna niuanse języka, którym się posługi wała. W takiej sytuacji tłumacze spędzają dużo czasu na doszukiwaniu się intencji. Jednak wbrew pozorom, właśnie to, co nas najbardziej napędza do działania to nieszablonowe projekty. Tłumaczenia przysięgłe na kil kaset stron, które są tak obszerne, że zamiast w kopertę pakujemy w kartonowe pudła, albo tłumaczenia na trzy
tysiące stron do zrealizowania w kilka dni, aby uratować przetarg klienta. Takich przykładów jest bardzo dużo, a każdy z nich jest szansą na rozwój.
Czym wyróżnia się wasza oferta w stosunku do innych firm tłumaczeniowych działających w Polsce? Czy są to specjalne certyfikaty?
Tak jak zaznaczyłam wcześniej – nie boimy się nowinek technologicznych. Ważne są dla nas także ustalone odgórnie procesy i wytyczone normy. To, co nas wyróż nia, to wdrożenie systemów opartych na surowych wy maganiach systemów zarządzania jakością. W naszej firmie gwarancji pilnują: ISO 17100, ISO 9001, AQAP, Total Service Management zgodny z zasadami okre ślonymi przez Kaizen Institute oraz wdrożony system bezpieczeństwa informatycznego zgodny z ISO 27001. Dzięki temu jako jedni z nielicznych możemy tłuma czyć dokumenty dla NATO oraz bardzo poufne dane finansowe i prawnicze na przykład dla banków i wielu korporacji. Nasi klienci mają stuprocentową pewność, że ich tłumaczenia są wykonane perfekcyjnie i na do datek także dobrze chronione.
Jak w portfolio firmy ILS Lions Group pojawiła się kolejna marka – ILS Creation?
Nasza najmłodsza marka wyrosła na bazie do świadczenia tłumaczeniowego i transkreacji, czyli tłumaczeń marketingowych. ILS Creation jest więc naturalnym wynikiem rozwoju grupy i obserwacji po trzeb rynkowych. Coraz więcej firm potrzebuje nie tylko prostego tłumaczenia, lecz także dostosowania przetłumaczonego tekstu do kultury danego kraju. Właśnie tym zajmujemy się w ILS Creation – szeroko rozumianym content marketingiem i digital PR we wszystkich językach świata.
W czym specjalizuje się najmłodsze dziecko w lwiej ro dzinie?
W ILS Creation kochamy zarówno design, jak i słowo. To bardzo kolorowe lwiątko, zatem wachlarz usług jest szeroki. Strategia marketingowa, kampania reklamo wa czy video marketing to tylko nieliczne z działań, które oferujemy naszym partnerom biznesowym. Wspieramy firmy wizerunkowo i sprzedażowo poprzez
Życzymy sobie nieustającego entuzjazmu tego, by zawsze otaczali nas tak wartościowi ludzie, jakich obecnie przy sobie mamy.
efektywną komunikację w każdym języku świata. Po zwalamy naszym partnerom biznesowym wypłynąć na szerokie wody rynków międzynarodowych i poma gamy im marketingowo na każdym etapie tej podróży.
Co pani zdaniem jest najważniejsze w zakresie komunikacji w biznesie?
Autentyczność – jeśli zbudujemy storytelling spójny z firmą i jej wartościami, które dodatkowo będą przeni kać się w realizowanych usługach – zawsze znajdziemy odbiorcę, który się z naszą firmą utożsami. Równie waż ne jest pokazywanie organizacji „od środka”, ponieważ to wzbudza zaufanie do marki. Warto dać się poznać bliżej, pokazać co dzieje się w biurze i jakie są plany na przyszłość. Nie bez przyczyny mówi się, że zaufanie to waluta przyszłości. Rzeczywiście tak jest, już nie cena, a spójny wizerunek i wyznawane wartości mają realny wpływ na sprzedaż.
Jak się wyróżnić na tak bardzo konkurencyjnym rynku?
Logo, strony internetowe, video marketing, oferty, prezentacje, foldery, spoty, content na social media –wszystko to tworzy markę. Narzędzi, by się wyróżnić jest bardzo wiele. Jednak to, czy zrobimy to dobrze, zależy od poprawnego wdrożenia strategii marketingo wej, a potem realizacji stworzonej kampanii reklamowej. Obecnie regularnie prowadzone blogi ze zdjęciami i gra fikami, a także estetycznie prowadzone kanały social media to konieczność. Oba te narzędzia służą jedno cześnie pozycjonowaniu marki w sieci i komunikowaniu się z potencjalnymi klientami.
Czego życzyć osiemnastce na kolejne lata?
Oczywiście mile słyszane są życzenia ambitnych ce lów biznesowych, kolejnych firmowych sukcesów czy dynamicznego rozwoju. Jednak, kiedy wkracza się w pełnoletność i staje się dorosłym, następuje pewne przewartościowanie. Zatem „lwom” z ILS Lions Group warto dziś życzyć, abyśmy zawsze potrafili rozpoznać, co w biznesie jest naprawdę istotne i kreowali wizje wy tyczające właściwe cele. Sami życzymy sobie nieusta jącego entuzjazmu i tego, by zawsze otaczali nas tak wartościowi ludzie, jakich obecnie przy sobie mamy.
Niech się te wszystkie życzenia spełniają. Jeszcze raz gratulujemy jubileuszu.
Dziękuję.
Rozmawiała Beata Sakowska Zdjęcia Izabela Urbaniak
ILS Lions Group Łódź, ul. Zamojska 18/2 tel. 662 239 499 e-mail: anna.ryman@lionsgroup.pl www.lionsgroup.pl
Circular economy – czy ta strategia uratuje świat?
O tym, co jest najważniejszym zasobem, jakim zarządzać mogą polskie samorządy czy gospodarka obiegu zamkniętego jest ważna i dlaczego przygotowywanie strategii dla samorządu przypomina
PHENO HORIZON
Marka firmy OLP Sp. z o.o., której misją jest wypracowywanie najlepszych rozwiązań dotyczących zarządzania przestrzenią, z uwzględnieniem potrzeb społecznych i uwarunkowań środo wiskowych. Podstawową zasadą jest partycypacyjne, transpa rentne prowadzenie projektów, z szerokim zaangażowaniem środowisk. PHENO HORIZON łączy samorządy ze światem na uki i biznesu, aby wypracowane strategie, programy, koncepcje urbanistyczne, międzynarodowe projekty badawczo-naukowe czy inwestycje mogły być zgodne z Celami Zrównoważonego Rozwoju przyczyniać się do poprawy stanu planety.
Z jednej strony urbanista, a z drugiej socjolog. Można przy jąć, że PHENO HORIZON to firma jakich wiele w branży zajmującej się planowaniem rozwoju dla Jednostek Sa morządu Terytorialnego. Jednak kluczem do zrozumienia waszej działalności jest słowo cyrkularny czyli...?
Małgorzata Grodzicka-Kowalczyk: Gospodarka obie gu zamkniętego, albo circular economy to strategia, która rzeczywiście jest u podstaw naszych działań. Po raz pierwszy spotkaliśmy się z tym określeniem w 2015 roku, przy okazji uczestnictwa w międzynaro dowym projekcie, do którego zostaliśmy zaproszeni,
obok Polskiej Akademii Nauk – jako polscy partnerzy zajmujący się budowaniem strategii, opracowywaniem masterplanów oraz innych niezbędnych do prowadze nia polityki rozwoju dokumentów dla JST. Praca z lide rem projektu: Technical University of Delft zupełnie odmieniło nasze spojrzenie na „rozwój”. Holendrzy to absolutni liderzy circular economy – idei, która doty czy odpowiedzialnego zarządzenia zasobami i proce sami społeczno-gospodarczymi. To poprawa jakości codziennego funkcjonowania, ograniczenie zużycia: wody, energii, powietrza oraz materiałów z zewnątrz, wreszcie mniejsza presja na planetę. Co ważne – bez obniżania komfortu życia. Szczególnie zainteresowała nas wtedy możliwość wdrażania CE wśród polskich samorządów, z którymi pracujemy. Dlatego dzisiaj waż ne w naszej działalności są edukacja i uświadomienie liderom lokalnym tego, jakich zmian potrzebują ich miasta i regiony do właściwego funkcjonowania i jak można poprawić efektywność podejmowanych działań poprzez właściwe wykorzystanie dostępnych zasobów.
Gospodarka cyrkularna, ekonomia cyrkularna, architek tura cyrkularna, a nawet moda cyrkularna. Co to są rozwiązania cyrkularne i dlaczego są ważne?
Maciej Kowalczyk: Przede wszystkim chodzi o to, żeby z jednej strony gospodarka stawała się silniejsza i bar dziej niezależna od zasobów naturalnych, a z drugiej, żeby efektywniej wykorzystywała zasoby, którymi już dysponujemy, które już w obiegu funkcjonują.
A konkretnie?
Maciej Kowalczyk: Przykład pierwszy z brzegu, czyli opady deszczu. Nadmierne ulewy to dziś problem dla wielu polskich miejscowości. Samorządy koncentrują się przede wszystkim na tym, żeby nadmiar wody, nie zawsze odpowiednio oczyszczony, skutecznie odpro wadzić do pobliskiej rzeki albo innego zbiornika wod nego, inwestując spore środki w kanalizację burzową.
I dobrze, bo nikt nie lubi mieć zalanych piwnic.
Maciej Kowalczyk: Może jednak część wody warto za trzymać i odpowiednio nią gospodarować, aby prze stała być problemem a zaczęła być dostępna, kiedy jest potrzebna.
W jaki sposób samorząd może wykorzystać deszczówkę?
Maciej Kowalczyk: A choćby tak, że zatrzymując wodę i zagospodarowując ją sprawić, że w mieście pojawi się więcej zielonych przestrzeni. Wokół niewielkich zbior ników mogą powstać parki, zieleńce itp. W dobie zmian klimatu w czasie, kiedy o dostępność wody martwimy się coraz częściej to szczególnie ważne. To się później w dość prosty sposób przekłada na jakość życia i zdrowie mieszkańców. Pamiętajmy, że lubimy żyć w „miłych wa runkach” – czyli poprawiamy też estetykę miasta.
Ale to też wiąże się z wydawaniem pieniędzy na inwestycje, które mieszkańcy mogą uznać za fanaberie urzędników…
jedyne właściwe rozwiązanie. Poza tym lokalne spo łeczności mogą mieć doskonałe pomysły, z których warto skorzystać.
Małgorzata Grodzicka-Kowalczyk: W zasadzie każde działanie samorządu związane z realizacją inwestycji, powinno być poprzedzone analizą wpływu tej inwestycji na środowisko i tego wymagają przepisy. Ta presja powin na być kontrolowana i – na ile to możliwe – ograniczana. Ale ważne, żeby patrzeć „szeroko” i długoterminowo. Trzeba też umieć poszukiwać rozwiązań, które faktycz nie będą mogły zaspokoić społeczne potrzeby. Dodat kowo istotna jest dynamika zmian – samorządy chcą być otwarte na inwestorów. Dlatego nie warto wybierać jednej drogi i jednego rodzaju rozwiązań. Możemy być go spodarczymi liberałami, ale nie powinniśmy zapominać o ludziach i ich potrzebach. I odwrotnie, możemy mieć do życia podejście prospołeczne czy socjalne, ale zawsze musimy patrzeć na możliwości finansowe samorządu. Dlatego łączenie jednego z drugim to konieczność i jeżeli wykorzystujemy tę zasadę na potrzeby określonej miej scowości czy regionu, to wówczas cyrkularna ekonomia bardzo się nam przyda, bo w niej między innymi chodzi o optymalne zarządzanie finansami publicznymi.
Maciej Kowalczyk: To prawda, ponieważ gospodarka cyrkularna jest zawsze mocno związana z innowacjami, a bywa tak, że nowość napotyka na opór. Dlatego de cyzje dotyczące innowacyjnych rozwiązań samorządy powinny podejmować wspólnie z mieszkańcami. To Małgorzata Grodzicka-Kowalczyk
Architekt, urbanista, prezes zarządu OLP Sp. z o.o. (firmy, której marką jest PHENO HORIZON ), prowadząca badania dotyczące circular economy na Wydziale Ekonomiczno-Socjologicznym Uniwersytetu Łódzkiego, członkini Europejskiego Stowarzysze nia Ekonomistów Środowiska i Zasobów (EAERE).
Maciej Kowalczyk: Dam jeszcze jeden przykład na to, czym jest circular economy. Kiedy samorząd podejmie decyzję o budowie szkoły, możemy mieć dziś pewność, że będzie chciał ją zbudować nie najdrożej i najszybciej jak się da, bo z jednej strony gonią terminy, a z drugiej z reguły wyzwaniem jest zabezpieczenie pieniędzy na tę inwestycję. Taka szkoła będzie funkcjonować kilkanaście lat i po tym czasie czekać nas będzie kosztowny remont. Jednak, gdy założymy dłuższą perspektywę czasu, na leżałoby zbudować ją z materiałów odpornych na zjawi ska pogodowe i o większej trwałości. Zastosować takie rozwiązania, które dodatkowo ograniczyłyby koszty jej funkcjonowania. Taka inwestycja byłaby o piętnaście czy dwadzieścia procent droższa, ale za to gwaranto wałaby jakość i trwałość. A jeśli ta szkoła, na przykład dzięki temu, że miałaby zielony dach i ogród deszczowy na swoim terenie, mogłaby się przyczynić do poprawy klimatu w mieście – byłoby super. Już nie mówię o tym, że po godzinach lekcji mogłaby być wykorzystywana na inne funkcje. Gdyby jeszcze użyte do budowy mate riały nadały się do ponownego użycia, kiedy już naprawdę remont byłby konieczny, mielibyśmy gwarancję, że nie produkujemy odpadu, ale dostarczamy zasobu do innych procesów. Tak można optymalizować każdą inwestycję. Większość z nas żyje jednak według zasady „weź, zużyj, wyrzuć”. Poza tym dla projektantów chyba łatwiejsze jest projektowanie samochodów, komputerów, mebli bez patrzenia na to, jak i czy będzie można je ponownie wykorzystać. Można to zmienić?
Maciej Kowalczyk: Nie tylko można, ale trzeba i to się zmienia, choć jest to proces, który potrwa. Natomiast bardzo cenna jest dla nas możliwość współpracy z tymi przedstawicielami samorządów, którzy rozumieją ideę gospodarki w obiegu zamkniętym, a do inwestycji i do rozwoju swojej małej ojczyzny mają podejście holistycz ne i patrzą trochę inaczej niż przez pryzmat wybor czego kalendarza.
Pachnie to trochę misją…
Małgorzata Grodzicka-Kowalczyk: Bo oprócz biznesu, to rzeczywiście nasza misja. Przecież nie możemy cały czas myśleć, że mamy zasoby naturalne, które się nigdy nie skończą, a nawet jak się skończą, to będą inne. Tak nie będzie i trzeba się na to przygotować. Dlatego jako zespół angażujemy się i współpracujemy z samorządem w procesach optymalizacji. Ekonomia cyrkularna jest po to, by osiągnąć korzyści. Fascynujące przy tym jest to, że bazuje ona na rozwiązaniach eko-innowacyjnych.
A polskie samorządy są proekologiczne i zainteresowane gospodarką w obiegu zamkniętym?
Małgorzata Grodzicka-Kowalczyk: Może się to wydać zaskakujące, ale świadomość proekologiczna i znajo mość circular economy przez samorządy jest na co raz wyższym poziomie. Przynajmniej takie jest nasze
Maciej Kowalczyk
Socjolog, dyrektor zarządzający PHENO HORIZON , pomysło dawca Regionalnego Forum Eksperckiego (RFE), autor hasła „Łódź Kreuje” i nazwy „Manufaktura”, w przeszłości zarządzający zespołem kreatywnym, który opracował aktualne logo Łodzi, Piotrkowa Trybunalskiego, Legionowa, Koluszek.
doświadczenie. Mamy szczęście do superliderów. To wynik ich kontaktów z instytucjami unijnymi, wymiany doświadczeń i uczestnictwa w różnych programach europejskich. Stosowane rozwiązania samorządowcy zaczęli wykorzystywać u siebie, bo widzą, że jest to ko rzystne. Da się to zauważyć podczas takich wydarzeń, jak konferencje w Krynicy, Katowicach czy Łodzi. Kiedy tłumaczymy, czym jest zrównoważony rozwój, jak dzia ła gospodarka w obiegu zamkniętym, podchodzą do nas, zapraszają do siebie i oczekują propozycji działań.
Swoją pracę opieracie państwo na szerokiej współpracy z samorządami i angażujecie je we wspólnie wymyślone rozwiązania. Dlaczego akurat samorządy wybraliście jako główny przedmiot swojej działalności?
Małgorzata Grodzicka-Kowalczyk: To efekt naszych wcześniejszych doświadczeń. Zaczynałam pracę w naj starszym łódzkim biurze planistycznym. Nauczyłam się tam wszystkiego, co wiem o planowaniu przestrzen nym i zobaczyłam, jak funkcjonują polskie samorządy. W którymś momencie, mimo że bardzo dobrze wspo minam tę pracę, a mapa zasadnicza zawsze pozostanie
dla mnie najpiękniejszą grafiką (!), myśląc o zawodowej przyszłości stwierdziłam, że chcę pójść krok dalej i zo baczyć efekty swojej pracy, a nie tylko tworzyć plany na papierze, których realizacji mogę nie doczekać.
Maciej Kowalczyk: Z kolei ja jestem socjologiem. Dawno temu wspólnie z kolegami założyłem agencję reklamową. Po kilku latach działalności zauważyłem, że największą satysfakcję daje mi przygotowanie kampanii nie dla podmiotów komercyjnych, ale właśnie dla samorządów, tworzenie planów komunikowania się z otoczeniem i do cierania z przekazem do mieszkańców czy turystów. Sa morządy potrzebują doradztwa i poszukują inspiracji. A to jest coś, czym lubię i chcę się zajmować. Warto też pamiętać o tym, że dwa najważniejsze zasoby samorzą dów to mieszkańcy i przestrzeń. Akurat my posiadamy wiedzę o jednym i drugim i jesteśmy w stanie dostarczyć im potrzebnych rozwiązań. Poza tym zawsze byliśmy otwarci na nowe trendy rozwojowe, a jednym z nich jest cyrkularna ekonomia, która próbuje przygotować nas na bliższą i dalszą przyszłość. Dlatego współpraca z sa morządami była naturalnym wyborem.
W takim razie proszę opowiedzieć, co konkretnie możecie zaproponować samorządom?
Maciej Kowalczyk: Na przykład wspólną pracę nad wizją rozwoju. Zaczynamy od pytań o najważniejsze zasoby i razem próbujemy dojść do tego, że są to miesz kańcy i przestrzeń, co wciąż nie jest takie oczywiste. Gdzieś pojawia się jezioro, gdzie indziej doskonałe po łożenie przy skrzyżowaniu autostrad, tereny leśne, estetyczny układ przestrzenny miasta, centralne po łożenie wobec okolicznych miejscowości, charakter uzdrowiskowy albo bliskość granicy. Przypomina to układanie puzzli, tyle że w przypadku strategii do pasowujemy możliwości samorządu do jego zasobów. Dzięki temu każda jest skrojona na potrzeby konkret nej miejscowości albo regionu.
Z którymi samorządami prowadzicie wspólne projekty?
Maciej Kowalczyk: Działamy w całej Polsce. Współpra cujemy z samorządami na różnych szczeblach z Lubli na, Piaseczna, Sopotu, Opoczna, Piotrkowa i Pabianic. Ostatnio nawiązaliśmy relację z gminami na Górnym Śląsku. Najważniejsze jest dla nas to, że możemy po kazywać im trendy i przekazywać wiedzę, którą zdo bywamy w projektach międzynarodowych.
Działacie w oparciu o autorski program, bazujący na warsz tatach i konsultacjach społecznych. Na czym polega ten program?
Maciej Kowalczyk: Można powiedzieć, że zawartość strategii samorządów określa ustawa i z góry wiadomo, co powinno się tam znaleźć. Oczywiście jest jeszcze lider z listą planów wyborczych. Naszym zadaniem jest połączenie jednego z drugim. W efekcie wspólnie z samorządem i mieszkańcami wypracowujemy do kument, który jest realną strategią, uwzględnia i po trzeby i racjonalne zasady gospodarowania, i może praktycznie służyć lokalnej społeczności. Udało nam się pobudzić do aktywności zarówno mieszkańców jak i pracowników urzędów.
Małgorzata Grodzicka-Kowalczyk: Wartością każdej strategii jest jej wspólne przygotowanie z tymi, którzy
będą ją później realizować. Równie ważną częścią naszej pracy są konsultacje z mieszkańcami, którzy ocenią zaproponowane rozwiązania. Musimy mieć pewność, że dokument został zweryfikowany przez wszystkie środowiska, w tym przez największych oponentów ak tualnego burmistrza czy prezydenta.
A mieszkańcy są zainteresowani uczestnictwem w kon sultacjach i pracą nad strategią?
Małgorzata Grodzicka-Kowalczyk: W każdej społecz ności są środowiska zainteresowane współpracą. Chodzi o to, żeby do nich dotrzeć. My nie mamy kłopotu z za pewnieniem frekwencji na spotkaniach konsultacyjnych i warsztatach projektowych z mieszkańcami.
Współpracujecie państwo z samorządami nie tylko przy okazji przygotowania strategii. Pomagacie im również w innych sprawach, jak choćby w pozyskiwaniu środ ków unijnych.
Maciej Kowalczyk: To prawda. Szczególnie ważna jest nasza rola w pokazywaniu samorządom możliwości finansowania projektów samorządowych ze źródeł, o których nie mają pojęcia. Z powodu braku cza su i niedostatków kadrowych idą na skróty i sięgają przede wszystkim po te środki, o których wiedza jest powszechna. A przecież są inne fundusze. Trzeba tyl ko wiedzieć, jak do nich trafić. Kolejną naszą działal nością, z której korzystają samorządy, są Regionalne Fora Eksperckie, czyli spotkania, na które zaprasza my ekspertów z różnych dziedzin. Podczas dyskusji i warsztatów wypracowujemy rozwiązania konkret nych problemów, z którymi samorządy mają kłopot.
A jakieś konkretne przykłady?
Maciej Kowalczyk: Na przykład dla samorządu pomor skiego znaleźliśmy wsparcie finansowe w norweskim banku. Z kolei dla lubelskiego samorządu, zorganizo waliśmy forum, na którym gościła firma pośrednicząca w nawiązywaniu współpracy z chińskimi przedsiębior stwami. Kolejne forum w Łodzi poświęciliśmy tworzeniu przestrzeni publicznych w miastach. Tydzień temu we współpracy z Polskim Towarzystwem Hydrobiologów pochyliliśmy się nad wyzwaniami adaptacji i mitygacji samorządów do zmian klimatu. Kolejnym działaniem skierowanym do samorządów jest stałe doradztwo, któ re prowadzimy przy okazji realizacji strategii. Przy tłoczeni codziennymi obowiązkami potrzebują kogoś, kto sprawdzi, czy robią to dobrze. A mimo niełatwych czasów – dzieje się tak coraz częściej.
Rozmawiał Robert Sakowski Zdjęcia Izabela UrbaniakPHENO HORIZON Łódź, ul. Traugutta 25 lok.1507 tel. 607 929 905, 601 401 206 e-mail: biuro@phenohorizon.com, www.phenohorizon.com
Sukces można odnieść wtedy, gdy sport jest przyjemnością
W życiu nie ma tak, że spotkamy złotą rybkę i ona sprawi, że zagramy wyjątkowy mecz, który zaważy na całej karierze. W moim przypadku sukces był konsekwencją wieloletniej, ciężkiej pracy. Szczęście też jest potrzebne, ale w piłce i w ogóle w sporcie nie wystarczy. Tu najważniejsze są predyspozycje i ambicja – mówi ZBIGNIEW BONIEK .
Piłkarz, działacz piłkarski, biznesmen, a może mąż, ojciec i dziadek? Która z tych ról jest dla pana najważniejsza?
Każda ma znaczenie, choć każda na innym polu, ale wszystkie się uzupełniają. Najważniejsza dla mnie jest, była i będzie rodzina, zaraz potem zdrowie, dobre sa mopoczucie i poukładane sprawy domowe. Jak z tym wszystko jest w porządku, to wtedy z uśmiechem mogę iść do swoich obowiązków, koncentrować się na piłce i sprawach dla mnie ważnych.
W dzieciństwie i młodości praktycznie wszyscy chłopcy grają w futbol i marzą o karierze piłkarza, ale tylko niektó rym udaje się marzenia zrealizować. Co sprawia, że jedni odnoszą sukces, a drudzy nie? Potrzebne są wyjątkowe predyspozycje czy coś innego? Może odrobina szczęścia?
Szczęście w życiu zawsze jest potrzebne, ale w piłce i w ogóle w sporcie nie wystarczy. Tu najważniejsze są pre dyspozycje i ambicja. Kiedy nasze dziecko ma dziesięć lat, to możemy sobie założyć, że zostanie na przykład dok torem. I jeżeli tylko będzie chciało, to nikt mu w tym nie przeszkodzi. Skończy studia medyczne i zacznie leczyć. Oczywiście może być doktorem lepszym albo gorszym, ale to już szczegół. W sporcie nie da się zaprogramować dziecka na ciężarowca, piłkarza albo żużlowca. To trzeba mieć zapisane w DNA. Każdy może chodzić na siłownię, biegać albo jeździć na rowerze i ta masowość sportu jest bardzo ważna, bo jesteśmy silniejsi, zdrowsi i mamy lep sze samopoczucie. Jednak nawet gdy będziemy codzien nie ćwiczyć po kilka godzin, to na mistrzostwa świata nie pojedziemy. Zawodowy sport wymaga określonych predyspozycji, zarówno fizycznych, jak i mentalnych.
Poza tym pokochać codzienne zmęczenie i litry wylanego na treningach potu to wcale nie jest taka prosta sprawa. A do tego dochodzi konieczność rezygnacji z wielu przy jemności, bo na przykład koledzy idą do kina, a ja muszę na trening. No i jeszcze jedna ważna sprawa – sport nie może być poświęceniem i wywoływać stresu. Musi być przyjemnością. Dopiero wtedy, moim zdaniem, można odnieść sukces.
Pan też był takim chłopcem z Bydgoszczy, który spędzał całe dnie, ganiając za piłką. Co zdecydowało, że akurat panu udało się sięgnąć piłkarskiego Olimpu?
No właśnie to, o czym przed chwilą mówiłem – predys pozycje, chęć osiągnięcia sukcesu i radość z grania. Ostatnio wpadło mi w ręce zdjęcie, jeszcze z czasów bydgoskich. Kilkunastu młodych chłopaków z drużyny juniorów. Wie pan, że wszyscy z tej fotografii osiągnęli coś w zawodowej piłce? Kilku trafiło nawet do klubów pierwszoligowych, a ja i Miłoszewicz zagraliśmy w re prezentacji narodowej. Ale rzeczywiście, mnie udało się zajść najwyżej. Sam się czasami zastanawiam, jak do tego doszło. Przecież wszyscy żyliśmy wtedy w kra ju, gdzie, żeby dostać paszport, trzeba było zgłosić się na milicję i długo czekać na decyzję. Moja mama była krawcową, ojciec pracował w elektrociepłowni, byliśmy rodziną, jakich wiele. I z perspektywy czasu naprawdę trudno uwierzyć, ile trzeba było samozaparcia, chęci, ambicji, żeby z tej bydgoskiej normalności wyjść i dojść tam, gdzie się znalazłem.
Rozegrał pan setki meczów. Jest jakiś szczególny, który zaważył na piłkarskim życiu i o którym wciąż pan pamięta?
Nie, ale przecież w życiu nie ma tak, że spotkamy zło tą rybkę i ona sprawi, że dajmy na to, zagramy jeden mecz, który zaważy na całej karierze. W moim przy padku sukces był konsekwencją wieloletniej, ciężkiej pracy. Grałem w życiu mecze gorsze i lepsze, a z tych pamiętnych to na pewno spotkania na mistrzostwach świata, z Belgią, które stało się moją wizytówką, fanta styczne z Peru i o trzecie miejsce z Francją. Poza tym spotkanie z Holandią na stadionie śląskim, a z czasów widzewskich mecze z jednym i drugim Manchesterem. Wiele dla mnie znaczą mecze z Juventusem. Szczegól nie ten jeden z 1980 roku. Kiedy go oglądam, to zawsze mam ciarki. Pokonaliśmy ich w Łodzi trzy do jednego. Emocje po tym zwycięstwie były ogromne. I choć na wy jeździe przegraliśmy trzy do jednego, to po wygranych karnych awansowaliśmy dalej. Zwyciężyliśmy wtedy nie tylko na boisku, ale i poza nim. Nie przygniotła nas ogromna presja w Turynie i nie przeszkodził sę dzia, o którym z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że nam nie sprzyjał. To były wyjątkowe emocje. Nie do zapomnienia. Jest też mecz, którego nie lubię wspomi nać. W 1983 roku, już jako piłkarz Juventusu, musiałem grać przeciwko Widzewowi. Bardzo tego nie chciałem, ale… Jesteś zawodowcem, pomyślałem wtedy, i kiedy wyszedłem na boisko, grałem jak najlepiej potrafiłem. Juventus wygrał w dwumeczu, ale szału radości we mnie nie było. Nie łatwo walczyć z klubem, z którym spędziłem siedem lat, w którym fantastycznie się czu łem i z którym połączyłem się na zawsze.
W ostatnich tygodniach został pan honorowym obywate lem Łodzi. Z naszym miastem związał się pan w 1975 roku. Tu tak naprawdę zaczęła się pana kariera piłkarska. Łódź to ważne miejsce w pana życiu?
Mam kilka zasad, którymi kieruję się w życiu. Jedna z nich dotyczy przeszłości. Uważam, że bez niej nie ma ani teraźniejszości, ani przyszłości. Dlatego w moim sercu Łódź i Widzew były, są i zawsze będą bardzo waż ne. Sam o sobie mówię, że jestem bydgoszczaninem adoptowanym przez Łódź. Tu spędziłem piękny czas, poznałem smak wielkiej piłki, zderzyłem się z dorosłą rzeczywistością i musiałem wziąć odpowiedzialność za swoje życie, bo nie było przy mnie mamy i taty. Tu się ożeniłem i tu urodziło się moje pierwsze dziecko.
I zawsze, kiedy trzeba, będę wspierał Łódź i Widzew, bo to moje miasto i mój klub. Do dzisiaj mam w Łodzi wielu znajomych i przyjaciół. I to z obu stron miasta. Zdradzę panu, że nigdy nie byłem do nikogo negatyw nie nastawiony. Nawet wśród piłkarzy ŁKS-u miałem kolegów. Bo mecz to jedno i na boisku jesteśmy rywa lami, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żebyśmy później byli kolegami i razem poszli na piwo.
Po ośmiu latach tułania się po niższych ligach Widzew wreszcie wrócił do ekstraklasy. Miał pan już okazję oglą dać mecz nowego Widzewa?
Byłem na meczu z Legią Warszawa, ale oglądałem i oglą dam wszystkie mecze Widzewa, które transmituje tele wizja. Te pierwszoligowe i te w ekstraklasie. Cieszę się, że awansowali, aczkolwiek należę do tych, dla których obecność Widzewa w ekstraklasie to obowiązek. Teraz chodzi o to, żeby zaczęli w niej odgrywać ważną rolę. Niemcy mają dwa najważniejsze kluby – Bayern Mona chium i Borussia Dortmund, w Hiszpanii są to Barcelo na, Real i może jeszcze Atletico Madryt, we Włoszech Juventus, Milan, Inter, Napoli i Roma. W Polsce to Lech, Legia, Wisła, Górnik i właśnie Widzew stanowią piłkarski top. Ze względu na swoją przeszłość i piłkarską markę. Widzew ma do tego fantastycznych kibiców i musi im zaoferować coś więcej, niż tylko obecność w ekstraklasie i walkę o utrzymanie do ostatniej kolejki.
Zapytam o widzewski fenomen, czyli kibiców, których klub ma w całej Polsce i w wielu miejscach na świecie. Skąd taka popularność Widzewa, który przecież swoje największe sukcesy osiągał pod koniec ubiegłego wieku?
Kluczem do zrozumienia tego fenomenu jest RTS, czy li Robotnicze Towarzystwo Sportowe. Skrót, który od zawsze był w nazwie klubu, a który miał i ma ogromne znaczenie dla kibiców. Widzew nigdy nie był policyjny czy wojskowy. Był klubem prostych ludzi, których w Polsce było i jest najwięcej, a zarządzały nim osoby, dla których kariery nie były najważniejsze. Zawsze, kiedy Widzew grał mecze wyjazdowe, budził wśród kibiców przeciwni ka respekt i szacunek. Bano się go, ale lubiano. Dlatego niezależnie czy jest w czwartej lidze, czy w ekstraklasie, Widzew zawsze będzie miał kibiców. I to na całym świecie.
Złoty piłkarz, który zdobywał gole na najważniejszych za wodach, szef PZPN, który piłkarską Polskę zastał drewnianą, a zostawił murowaną, ale też biznesmen, dla którego zarabianie pieniędzy jest tak proste, jak strzelanie goli. Jest pan jak król Midas – czego pan nie dotknie, zamienia to w złoto…
Nie wszystko. Jedne rzeczy wychodzą, inne nie. Zawsze staram się twardo stąpać po ziemi. Kilka ważnych goli rzeczywiście udało mi się strzelić. To prawda, że za cza sów mojej prezesury w PZPN wybudowano w kraju kilka pięknych stadionów, ale to zasługa wszystkich Polaków.
A jeżeli chodzi o zarabianie pieniędzy… Nie grałem w ta kich czasach, kiedy po dwóch latach kopania piłki, jest się ustawionym do końca życia, a i dla wnuków co nieco zostanie. Ja do pieniędzy nie doszedłem dzięki graniu w piłkę. Zacząłem je zarabiać dopiero po zakończeniu kariery. Zająłem się wtedy pośrednictwem przy sprze daży praw telewizyjnych do rozgrywek piłkarskich. Poza tym nigdy nie należałem do osób, które pienią dze przepuszczają na prawo i lewo. Wiem, co to umiar w wydawaniu i potrafię oszczędzać, aczkolwiek jak idę ze znajomymi na kolację, to rzadko się zdarza, żeby ktoś inny za nią płacił. Tak więc multimilionerem nie jestem, ale mam się dobrze.
Jako piłkarz trochę pan jednak zarobił, a pieniądze potrafił pan zainwestować w nieruchomości i w firmę pośredniczą cą w sprzedaży praw do transmisji sportowych. Jest pan także właścicielem stadniny koni. Sam Pan inwestował, czy miał pan dobrych doradców?
Do wszystkiego zawsze dochodziłem sam. Tak też jest z inwestycjami, nikt mi nie podpowiada, w co warto, a w co nie warto inwestować, albo co w życiu robić, a czego unikać. Kiedy skończyłem grać w piłkę, to od razu zrobiłem potrzebne kursy i zostałem trenerem.
Efekty mojej pracy może nie były jakieś wybitne, bo raz z ligi spadłem, raz do niej wszedłem, aczkolwiek dały mi ogromną satysfakcję i pozwoliły poznać zasady, na których opiera się piłkarski biznes. I jak doszedłem do wniosku, że nie chcę już dłużej żyć na trenerskiej huśtawce, to zająłem się pośrednictwem w sprzedaży praw telewizyjnych. Przez siedem czy osiem lat byłem we Włoszech jedynym, który na cały świat sprzedawał prawa do meczów reprezentacji i klubów. Zarobione na tym pieniądze potrafiłem dobrze zainwestować i zabezpieczyć przyszłość swoją i rodziny.
Nie lubi pan rozmawiać o pieniądzach…
Nie lubię, bo nie żyję na pokaz i nie mam potrzeby chwalenia się majątkiem. Nie należę do tych osób, któ re zapraszają dziennikarzy do domu, żeby zobaczyli, jak mieszkam. Dbam o swoją prywatność. Byłem piłka rzem, trenerem, działaczem piłkarskim. O tym możemy rozmawiać, ale o moich biznesach nie. To jest ta część mojego życia, do której wstęp mają tylko najbliżsi.
Zapytam jeszcze o biznes piłkarski, a bardziej o rynek transferowy. Jego wartość dziś to miliardy. Zarabiają piłkarze, ale wielkie pieniądze trafiają też na konta agen tów piłkarskich. Nigdy nie ciągnęło pana, żeby zająć się tym biznesem?
Absolutnie nie! Uważam, że miliony wyprowadzane przez opłaty menedżerskie to największa choroba współczesnej piłki nożnej. Agenci piłkarscy zarabia ją ogromne pieniądze, ale nie ponoszą żadnej odpo wiedzialności za swoje decyzje. Tak jednak ten świat funkcjonuje i nie zmienię tego. Lubię piłkę i uważam, że trochę się na niej znam, dlatego często wypowiadam się o piłkarzach, a czasami ktoś mnie poprosi o opinię o którymś, ale nie biorę za to pieniędzy. Zdarzyło mi się nawet rozmawiać z zawodnikami, którym sugerowałem zmianę klubu ze względu na możliwość rozwoju czy re gularnego grania. Natomiast to piłkarz i jego menedże rowie decydowali ostatecznie co zrobić z moją opinią.
Od czterdziestu sześciu lat jest pan żonaty z tą samą ko bietą, panią Wiesławą. Za cztery lata będziecie Państwo obchodzić złote gody. Zdradzi pan, jaki macie sposób na wspólne, szczęśliwe życie?
Można powiedzieć, że z małżeństwem to miałem szczę ście jak na loterii. Żonę poznałem w liceum. Później ona trafiła do Poznania, gdzie zaczęła studiować na filologii romańskiej, a ja do Widzewa. Po roku przeniosła się do Łodzi i tu skończyła studia. Zawsze byliśmy razem, a ja zawsze traktowałem nasz związek jak podarunek od losu. Mój teść czasami komentował to, mówiąc: nie chwal dnia przed zachodem słońca, nie chwal żony przed śmiercią.
Ale dla mnie moja żona była i wciąż jest wyjątkowa. Nigdy nie próbowała wpływać na moje zainteresowania i pasje, nigdy nie blokowała mi wyjazdów ze znajomymi na golfa czy wyścigi konne. I odwrotnie, ona lubi zwiedzać świat, więc razem z koleżankami jeździ na wycieczki. Daliśmy sobie możliwość wyboru hobby i zainteresowań. Żona ma swoje, a ja swoje. Dlatego po tylu latach wspólnego życia wciąż lubimy być ze sobą, wyjść razem na kolację, usiąść w fotelach i poczytać książki. Wie pan, że nigdy nie usłyszałem od niej „kochanie, nudzę się, co dziś bę dziemy robić”? A wie pan dlaczego? Bo my się ze sobą nie nudzimy. Powiem to jeszcze raz: moja żona to był główny los na loterii i cieszę się, że to ja go wygrałem. Przygotowując się do rozmowy z panem, przeczytałem w jednym z artykułów, że pana żona zupełnie nie interesuje się piłką nożną i nie chciała pana oglądać na boisku… Jak to jest możliwe?
To nie do końca tak. Moja żona zawsze interesowała się piłką. Zawsze chciała, żeby było jak najlepiej i że bym wygrywał, ale rzeczywiście na widowni trudno ją było spotkać. Oczywiście przyjeżdżała na stadion przed meczem czy podczas przerwy, ale wspólnie z ko leżankami szły do pani Basi, która wtedy prowadziła na Widzewie legendarną kawiarnię. Po meczu dziew czyny kończyły spotkanie, a my we dwoje szliśmy do „Grandki” na piwo albo na obiad. A kiedy wyjechaliśmy do Włoch, to rzeczywiście przez sześć lat może raz przyjechała na stadion. Wolała czekać na mnie w domu.
Ma pan troje dzieci i sześcioro wnuków. Utrzymuje pan z nimi codzienny kontakt i zawsze podkreśla, że rodzina jest dla pana bardzo ważna. To wymyka się z dzisiejszych polskich relacji…
Trochę przewrotnie powiem, że o dzisiejszych polskich relacjach moglibyśmy długo rozmawiać, ale po co psuć klimat naszej rozmowy. Zostawmy ten temat. Pytał pan o rodzinę, która jest i zawsze była dla mnie najważniejsza. To prawda, bo jak w rodzinie mam wszystko dobrze po układane, to dopiero wtedy mogę działać i zajmować się innymi sprawami. Piłką nożną, golfem, końmi, inwesty cjami. Rodzina to dla mnie paliwo do życia. Z jednej strony daje mi napęd do działania, a z drugiej sprawia, że mam wewnętrzny spokój. To taka moja życiowa baza. Ale ro dzina to też wyzwanie. Ostatnio zabrałem wszystkich – żonę, dzieci wraz z ich rodzinami, wnuki – na wspólny wypoczynek. I przyznam, że było to niezłe zgrupowanie kondycyjne. Z samego rana wnuki pukały w drzwi mojego pokoju i wołały: dziadek, plum plum. O siódmej piętnaście siedziałem już w basenie. Jeden potrzebował rękawków do pływania, innemu trzeba było nadmuchać materac… Po basenie śniadanie później znowu zabawa i tak do dzie wiątej wieczorem. Po takim dwutygodniowym zgrupowa niu przez kilka dni musiałem odpoczywać.
Wspólnie z żoną zdecydowaliście się państwo zamienić Polskę na Włochy i zamieszkać na stałe w Rzymie. Co było powodem takiej decyzji?
To nie była decyzja, którą podjęliśmy świadomie, tak po prostu wyszło. Mieliśmy po dwadzieścia lat, kiedy się pobraliśmy. Po roku urodziła się córka. Pięć lat później wyjechaliśmy do Włoch. Piłkarską karierę skończyłem w 1988 rok. Najstarsza córka akurat poszła do czwartej klasy, a była jeszcze dwójka młodszych dzieci. Mogliśmy wracać do Polski, ale pomyśleliśmy, że zaczekamy z wyjaz
dem dwa, trzy lata i zobaczymy co się wydarzy w kraju. To była inna rzeczywistość, inne czasy, a ja musiałem zadbać o rodzinę. Po kilku latach zastanawiania się, co robić, wsią kliśmy w Rzym tak mocno, że już nie chciało nam się stąd ruszać. Uznaliśmy z żoną, że życie jest krótkie i powinno się je przeżyć wygodnie. A to w Rzymie jest dla nas wygod niejsze od tego w Warszawie. Ale Polska i polskość są dla mnie i dla całej mojej rodziny bardzo ważne. Bez wzglę du na to, gdzie mieszkamy. Poza tym z krajem nigdy nie straciliśmy kontaktu. W Bydgoszczy mam dom, w którym jestem zameldowany, a przez ostatnie dziewięć lat, będąc prezesem PZPN, na stałe mieszkałem w Warszawie.
Jako pierwszy Polak został pan wiceprezydentem UEFA wybranym na czteroletnią kadencję. Co później – emery tura czy zaskoczy pan nas nowym pomysłem na życie?
Muszę wyjaśnić, że wiceprezydent UEFA to nie jest funk cja administracyjna tylko reprezentacyjna. Oczywiście mam wpływ na strategię organizacji, ale nią nie zarzą dzam. Nie muszę codziennie być w pracy i nadzorować określonych zadań. Od tego są inni. Żeby zostać wice prezydentem UEFA trzeba się zasłużyć, osiągnąć coś w piłce i w życiu. A zatem traktuję to stanowisko jako wyróżnienie, a że łączy się z pewnymi przywilejami, to tym bardziej jest to miłe.
Z jakimi na przykład?
A choćby z takimi, że jak będę chciał być na meczu Realu z Barceloną, to nie dość, że bez problemu zare zerwują mi miejsce w loży honorowej, to jeszcze na lot nisku będzie na mnie czekała limuzyna z kierowcą, którą na ten mecz pojadę.
To rzeczywiście miłe… Wróćmy do pytania co później?
Za dwa lata kończy mi się mandat na stanowisku wice prezydenta i pewnie nie będę już kandydował na kolejną kadencję. Będę miał wtedy 68 lat i dla niektórych będę boomersem, gościem, który nic już nie musi. Do swojego wieku mam trochę inny stosunek. Dobrze się czuję i wciąż mam dość sił, żeby robić coś ciekawego. Co to będzie? Zo baczymy, bo w głowie jest kilka pomysłów na dalsze życie.
Nie zdradzi Pan szczegółów?
Nie, ale powiem, że jest jeden projekt związany z Polską. Wspólnie z kilkoma znajomymi chcemy zainwestować w biznes okołosportowy. Poza tym chcę zobaczyć, co się dalej będzie działo z Widzewem. To jest wyjątkowa marka i mocno wierzę, że jeszcze w swoim życiu pojadę na lo sowanie Champions League, w którym weźmie udział Widzew Łódź. Nie jest to łatwe, ale nie niemożliwe.
Jest pan aktywnym użytkownikiem Twittera, gdzie komen tuje rzeczywistość piłkarską i nie tylko. Ale na FB i Insta gramie nie jest pan zbyt aktywny. Dlaczego?
Bo nie mam takiej potrzeby. W dzisiejszych czasach, kiedy modne jest wchodzenie innym w życie prywatne, a czasami nawet zaglądanie do łóżka, ja się na to nie zga dzam. Takie mam zasady. Wyjątkiem jest rzeczywiście Twitter, na którym obserwuje mnie ponad milion osób. Od czasu do czasu coś napiszę, ale nie robię tego na siłę.
Rozmawiał Robert Sakowski Zdjęcia Archiwum redakcjiZmieńmy świat wokół siebie na lepszy
Cenię sobie sprawstwo. Poczucie, że mam na coś wpływ, daje mi energię do pracy. Chcę widzieć jej efekt. A to jest do zrobienia na lokalnym szczeblu. Chciałabym działać w łódzkiej radzie miejskiej – mówi ELŻBIETA ŻURAW, polityk, społecznik, matka adopcyjna, kobieta, która ciągle szuka nowych wyzwań.
Jesteśmy bardzo spolaryzowanym społeczeństwem i trud no przekonać jednych do racji drugich. Rozmawia pani z przyjaciółmi na tematy polityczne, czy raczej ich unika?
Nie można uciec od polityki. Jeśli komuś się wydaje, że polityka nie wpływa na jego życie, ponieważ się nią nie interesuje, to tkwi w błędzie. Polityka to nie są awantury posłów w studiu telewizyjnym, tylko realne decyzje, które mogą prowadzić do poprawy jakości życia obywateli, ale mogą też prowadzić do wzrostu in flacji, do zatrucia Odry, do problemów energetycznych, albo do ograniczania wolności osobistych. I niech ktoś teraz powie, że go to nie dotyczy…
Jak pani postrzega obecnych polityków? Może czas na jakąś radykalną zmianę na naszej scenie politycznej? Może potrzebna jest zupełnie nowa krew?
To nie jest kwestia świeżości krwi, tylko wartości, jakie reprezentują politycy i oczekiwań, jakie mają wyborcy. W ciągu ostatnich dwudziestu lat bardzo zmieniła się debata publiczna, stała się zdecydowanie brutalniejsza i operuje na fake newsach. To nie oznacza, że politycy są złymi ludźmi i pożądają władzy dla samej władzy. Przynajmniej nie wszyscy. Wszyscy za to szukają swoich ścieżek na dotarcie do świadomości wyborcy. Najłatwiej to zrobić, odwołując się do emocji i szczując na przeciw ników politycznych. I tylko od indywidualnych wartości polityka zależy, jak daleko się posunie. Trzeba pamię tać, że w sejmie zasiada 460 posłów. Żaden człowiek nie spamięta ich wszystkich. Więc nawet najwięksi ideowcy, którzy chcą zmieniać świat, muszą zrobić coś, żeby z tej masy się wyróżnić. Dodajmy do tego polityków lokalnych i takie osoby jak ja: aspirujące. Ale jestem daleka od rozliczania wyborców za to, na jakiej podstawie stawia ją krzyżyk na karcie do głosowania. Trudno wymagać, żeby byli w stanie prześledzić działalność wszystkich polityków. Większe pretensje można mieć do mediów, za dobór gości w programach publicystycznych, ale tu też rozumiem, że chodzi o oglądalność. Wiem jedno, że nie będę wykorzystywała nigdy agresywnego języka. Mam czterdzieści lat. Jestem w pełni ukształtowanym i dojrzałym człowiekiem. Weszłam do polityki z ser cem wypchanym ideami, ale też z doświadczeniem ży ciowym i rozsądkiem. Zdaję sobie sprawę, że samotny Don Kichot nie wygra z wiatrakami, że trzeba budo wać szerokie poparcie dla tematów, o które się walczy. A czasem iść na kompromisy z różnymi środowiskami.
Przy narracji wykluczającej i antagonizującej, trudno jest potem wytłumaczyć wyborcom, dlaczego Lewica głosuje za KPO – co jest obiektywnie dobre dla Pol ski – ale jednocześnie jest podniesieniem ręki razem z PiS-em. Z tym samym PiS-em, który jest przez Lewicę krytykowany za sposób sprawowania władzy. A jacy są politycy? Różni, tak jak różni są ludzie. Są tacy, któ rzy bardzo ciężko pracują, mają wiedzę, wczytują się w głosowane ustawy, angażują w komisje i korzystają z doradztwa ekspertów. Są oczywiście i tacy, którzy skupiają się na marketingu własnym, albo nawet tego nie robią i siedzą tylko w sejmowej ławie, żeby na czas podnieść rękę i nacisnąć przycisk. Takich polityków oce niam najgorzej. Minimum charyzmy i poczucie misji do zrealizowania jest w moim odczuciu podstawą w dzia łalności politycznej.
Dlaczego kobieta sukcesu, bo tak panią postrzegam, zde cydowała się na wejście do świata polityki?
Sukces można różnie definiować. Prawdziwym sukce sem jest szczęśliwe, zaangażowane życie. Ale zakładam, że ma pani na myśli moją karierę zawodową. Tymczasem do polityki pchnęło mnie życie poza zawodowe. Przez kilkanaście lat byłam wolontariuszką w domu dziecka, potem rodziną zastępczą i mamą adopcyjną. W mię dzyczasie pojawiła się idea likwidacji dużych domów dziecka, a potem ustawa nakazująca umieszczanie dzieci poniżej dziesiątego roku życia w rodzinach. To nie zadziałało, a było obiektywnie dobre i potrzebne. Zaczęłam szukać powodów. Okazuje się, że ustawa usta wą, a nowe domy dziecka, przecinanie wstęg, możliwość zatrudniania personelu jest ważniejsza w niektórych, zwłaszcza małych ośrodkach. To był pierwszy moment, w którym poczułam bezsilność. Następny raz poczułam takie rozczarowanie, gdy PiS zaczął rozmontowywać Trybunał Konstytucyjny. Nie przeszkadzało mi, że wy grali wybory, takie jest prawo demokracji, raz rządzą jedni, w kolejnych latach drudzy. Wierzyłam w proce dury i prawo. Nie spodziewałam się, że wywrócą nam kraj do góry nogami. Wulgarne przejęcie Trybunału Konstytucyjnego wywołało u mnie złość i zaburzyło moje poczucie bezpieczeństwa. Uświadomiłam sobie, że skoro można rozmontować tak ważną instytucję, to można wszystko. Nie ma granic. Są tylko decyzje Ka czyńskiego. Nie chciałam czuć tej bezsilności. Zaczęłam szukać środowiska, które myśli, jak ja i chce powalczyć o to samo. Chodziłam na protesty, angażowałam się
w lokalne akcje, poznawałam ludzi i w końcu trafiłam na Anitę Sowińską i Roberta Biedronia.
I związała się pani z Wiosną, która obecnie jest częścią Nowej Lewicy? Dlaczego właśnie z tym ugrupowaniem? Nie myślała pani o stworzeniu nowego?
Wiosna była czymś nowym i świeżym. Cały program stworzono w oparciu o skoncentrowanie na człowie ku, jakości jego życia, szacunku dla jego wolności. My pierwsi powiedzieliśmy, że mamy prawo do czystego powietrza i chcemy odejść od węgla do 2035 roku. Inne siły polityczne się śmiały. Dziś próbują przebijać ten postulat. To my mówiliśmy o emeryturze minimalnej. My mówiliśmy o traktowaniu kościelnych hierarchów jak innych obywateli, o rozdziale kościoła od państwa. Mówiliśmy też, że silna Polska to Polska w Unii i to dłu go przed wojną w Ukrainie. A przystąpienie Wiosny do projektu Nowa Lewica bardzo sobie chwalę.
„
Chciałbym się skupić na sprawach, które są mi szczególnie bliskie – rodzicielstwie zastępczym, komunikacji miejskiej i ekologii. We wszystkich tych obszarach jest sporo do zrobienia.
„
Dlaczego?
Bo razem znaleźliśmy złoty środek pomiędzy wio sennym aktywizmem, energią i potrzebą działania, a sformalizowanym, acz nieustępliwym przebijaniem się przez meandry machiny administracyjnej i poli tycznej, w czym koledzy z SLD są świetni. Tworzymy świetny team do zadań specjalnych. Wystarczy rzucić okiem na statystyki obrazujące pracę w sejmie. Złoży liśmy najwięcej projektów ustaw ze wszystkich partii opozycyjnych, nasi posłowie są aktywni, składamy in terpelacje, współpracujemy z NGO-sami, aktywistami, społecznikami. Każdy działacz jest zaangażowany. Nie tylko posłowie.
O polityce dużo dyskutowało się w rodzinnym domu?
O polityce nie, ale o wartościach, owszem. Mój tata był pedagogiem i to z tych najlepszych. Był uważny na innych ludzi. W każdym widział coś dobrego i przede wszyst kim uważał, że każdy ma prawo żyć jak chce, dopóki nie krzywdzi innych. W naszym domu bywały różne osoby. Można powiedzieć, że prowadziliśmy dom otwarty. Sta ram się, by mój też taki był. Przyjmowałam uciekinierów z Białorusi, usamodzielniałam młodych ludzi, którzy wy chodzili z domów dziecka, wykarmiłam obiadami część bałuckich dzieciaków. To wyniosłam z domu: otwartość na drugiego człowieka. W moim domu ważne były zwie rzęta. Psy i koty uznawaliśmy za domowników. Ratowali śmy ranne ptaki i wiewiórki. Wszystko, co żyje, ma prawa. Bardzo się boję pająków, ale nawet ich nie zabijam. Proszę dzieci, żeby wyniosły je na dwór.
Polityka, jakiego szczebla najbardziej panią interesuje?
Wspominałam już, że cenię sobie sprawstwo. Poczucie, że mam na coś wpływ, daje mi energię do pracy. Chcę
widzieć jej efekt. A to jest do zrobienia na lokalnym szcze blu. Chciałabym działać w łódzkiej radzie miejskiej.
Proszę powiedzieć, co chciałaby pani osiągnąć poprzez swoje działania? Co zmienić, co naprawić, co stworzyć?
Chciałabym się skupić na sprawach, które są mi szcze gólnie bliskie – rodzicielstwie zastępczym, komunikacji miejskiej i ekologii. We wszystkich tych obszarach jest sporo do zrobienia. O rodzicielstwie zastępczym sporo się mówi. Robi się piękne kampanie promocyjne. Wy myśla się zachęty, najczęściej materialne. To wszystko jest potrzebne, ale nie jest wystarczające. Wynika trochę z myślenia, że jak się gdzieś dosypie pieniędzy, to problem się rozwiąże. Tymczasem ciągle borykamy się z brakiem rodzin zastępczych. Niezbędne jest zrozumienie, z czym borykają się takie rodziny i dopiero wówczas podjęcie odpowiednich kroków zarówno na szczeblu rządowym, jak i samorządowym. Po pierwsze konieczna jest zmia na umów w oparciu, o które takie rodziny funkcjonują. Proszę sobie wyobrazić, że zawodowe rodziny zastępcze, funkcjonują w oparciu o „śmieciówki”, zwykle za mini malną stawkę ustawową. Do tego możliwość podejmo wania pracy poza rodziną jest zależna od zgody urzęd ników, nawet jeśli w rodzinie są wyłącznie dzieci szkolne. Ustawowo trzeba zmienić formę zatrudnienia z umów zlecenia na umowę o pracę, gwarantując tym rodzinom godziwe świadczenia i emeryturę. W gestii samorządu jest wspieranie kandydatów na rodziny w przechodzeniu przez formalności oraz wspieranie działających rodzin w ich codziennych zadaniach. Podstawowa sprawa, to współpraca z sądami w regulowaniu sytuacji prawnej. Miesiącami ciągną się sprawy w sądach o pozbawienie praw rodzicielskich. Gdyby takie decyzje były podejmo wane szybko, dzieci trafiałyby do rodzin adopcyjnych, przez co byłoby więcej miejsc w zawodowych rodzinach zastępczych. Dostęp do terapii dla podopiecznych, wsparcie psychologiczne dla rodziców, wsparcie w spra wach formalnych jest tym, czego rodzina z kilkorgiem dzieciaków bardzo potrzebuje. Wiele złego narobił PIS, głosząc, że w Polsce dzieci zabierane są z rodzin z powodu biedy. Nie znam takich przypadków, a ta zła propagan da spowodowała paraliż służb, które teraz obawiają się sytuacji związanych z odebraniem dziecka z rodzinnego środowiska. Pamiętajmy, że te służby powinny działać w imieniu dziecka, jeśli mówi, że jest mu źle, to powinno zostać ono zabezpieczone do czasu wyjaśnienia sprawy, a nie pozostawione w rodzinie, bo może dojść do trage dii. Jeśli dziecko mówi, że jest molestowane i urzędnik do czasu wyjaśnienia sprawy pozostawia je w rodzinie, to o jakiej ochronie dziecka my tu mówimy. Dzieje się tak, bo rządzący wysyłają do społeczeństwa, instytucji, wyraźny sygnał, że rodzina jest świętością, a prawa ro dziców stoją wyżej niż prawa dzieci. Zabawne, że jeszcze wyżej stoją prawa zarodków. Kolejnym ważnym dla mnie tematem jest zmiana funkcjonowania komunikacji miej skiej. Chciałabym, aby wzorem zachodnim aglomeracji centrum Łodzi stało się przyjazne dla mieszkańców, by ograniczono w nim w stopniu znacznym ruch samocho dów. Tylko nie przez zakaz, ale zachęcanie do korzysta nia z komunikacji miejskiej. To jest realne, jeśli zyska priorytet w mieście. Co przez to rozumiem? Sytuację, w której tramwaj podjeżdża co kilka minut i nie trzeba znać na pamięć rozkładu i szykować się na przystanek jak na lot samolotem. Ważne, aby przystanek był blisko, a system przesiadek umożliwiał dotarcie autobusem do każdej części miasta, na każde osiedle. No i oczywiście bilety w przystępnej cenie. Obecnie w Łodzi ceny bile
tów są jednymi z najwyższych w kraju i systematycznie ogranicza się ilość połączeń, przez co wydłuża się czas oczekiwania. Proszę zwrócić uwagę, że co roku na wa kacje wprowadzane są okrojone rozkłady jazdy, ale we wrześniu nie wracamy już do tych poprzednich. Jeśli do pracy, czy sklepu dojedziemy szybciej samochodem niż komunikacją miejską, to niby jak zachęcić mieszkańców do korzystania z niej? Wszystko rozbija się o pieniądze. Rząd PiS obcina finansowanie zadań samorządowych, a ceny paliwa i energii rosną. Ideałem byłoby, gdy można było z komunikacji miejskiej korzystać za darmo. Dziś w Łodzi to niemożliwe, właśnie ze względu na pienią dze, ale takie rozwiązanie od lat z powodzeniem funk cjonuje na przykład w Żorach, skąd pochodzę, ale także w Bełchatowie. Ograniczenie ruchu w centrum wpłynie też na poprawę jakości powietrza. Ruch samochodowy odpowiada za około sześćdziesięciu procent stężenia PM 10. Nie tylko z powodu spalin, ale przede wszystkim wzbijania szkodliwych pyłów z ulic. W ogóle w obszarze
ekologii jest sporo do zrobienia. W mieście nadal w wie lu kamienicach są piece, które jak najszybciej trzeba zlikwidować, a budynki podłączyć do sieci. Robi się to w zrewitalizowanych kamienicach, ale nadal w mieście przeważają te nieodnowione. Trzeba też „odbetonować” miasto i być w tych działaniach konsekwentnym.
Angażuje się pani mocno w różnego rodzaju działania spo łeczne, ma pani kontakt ze społecznikami. Co może pani zaoferować temu środowisku?
Zgadzam się z nimi w wielu sprawach. Każda z tych grup ma olbrzymią wiedzę w obszarze swojej działal ności i uważam, że warto się nią wspierać, szukając naj lepszych rozwiązań dla miasta. Władze często traktują aktywistów jak szkodliwych krzykaczy. Nie chcą czer pać z ich doświadczeń, a to błąd. Oni znają miasto, żyją jego problemami, ale przede wszystkim reprezentują problemy sporych grup mieszkańców i zwykle mają przynajmniej kilka alternatywnych rozwiązań. Chęt nie korzystałabym z ich doświadczenia i przenosiła ich postulaty na posiedzenia Rady Miejskiej w Łodzi.
Jest pani finansistką, menedżerką w dużej firmie. Jak pani zdaniem można pomagać lokalnym przedsiębiorcom?
Jeśli sprowadzamy to do lokalnego podwórka, to w za sadzie wystarczy, by działania władz miasta nie utrud niały im prowadzenia biznesu. Remonty ulic i placów, przeprowadzane w mieście, nie powinny skutkować wielomiesięcznym wyłączaniem z funkcjonowania całych obszarów Łodzi. Jeśli zamiera jakikolwiek ruch, to działający tam przedsiębiorcy ponoszą stra ty. Jak można to rozwiązać? Prowadzić remonty tak, aby zapewnić klientom dotarcie do działających tam punktów, a jeśli nie jest to możliwe, można zaofero wać przeniesienie działalności na czas remontu w inne miejsce, a w uzasadnionych przypadkach zapropono wać rekompensaty. Miasto musi dbać o jakość życia żyjących w nich ludzi.
Na pani profilu na FB znalazłam hasło: „Każda zmiana za czyna się od marzenia. Moje jest takie, by zostawić po so bie choć trochę lepszy świat”. To znaczy jaki?
Wiem, że sama nie zmienię całego świata, ale głęboko wierzę, że każdy z nas jest w stanie zmienić najbliższe otoczenie na trochę lepsze. Każdy podniesiony na ulicy papierek, wniesienie starszej pani siatek z zakupami na czwarte piętro, wystawienie latem wody dla ptaków na balkon, czy zamalowanie wulgarnego napisu na po bliskim budynku, czyni nasze najbliższe otoczenie nie co lepszym. Przy efekcie skali, takie działanie będzie miało naprawdę spory wymiar. Tak o tym myślę. Robię małe kroki w dobrym kierunku i każdego dnia cieszę się, że jestem nieco bliżej celu.
Czuje się pani kobietą spełnioną?
Nie wiem, czy spełnioną, ale na pewno szczęśliwą. Nie mam poczucia pełnego spełnienia, ponieważ myślę, że ciągle mam jeszcze wiele do zrobienia, ciągle chcę więcej, ciągle otwierają się przede mną nowe możliwości, nowe pragnie nia, nowe horyzonty. Mam jeszcze sporo do zaoferowania i tylko się martwię, czy wystarczy mi czasu na wszystko.
Rozmawiała Beata Sakowska Zdjęcia Justyna TomczakWork-life balance. Czy jest
Work-life balance, czyli równowaga między pracą i życiem prywatnym – czy jest to w ogóle możliwe?
Ależ tak! W dużej mierze zależy to od umiejętności zarządzania własnym czasem i zadaniami, choć oczy wiście ważne jest też zaangażowanie pracodawcy i jego umiejętne planowanie potrzeb biznesowych i związa nych z nimi zasobów ludzkich.
Dlaczego jest to tak ważne?
Głównym założeniem work-life balance jest zachowa nie równowagi pomiędzy życiem prywatnym a zawo dowym. Obie sfery powinny być tak połączone, aby stanowiły spójną całość, a człowiek miał czas na pracę, dom, rodzinę, realizacje własnych zainteresowań, czy
też aktywność społeczną. Nie od dziś wiadomo, że wy poczęty i szczęśliwy pracownik pozytywnie wzbogaca kulturę organizacyjną firmy, jest bardziej zaangażo wany i efektywny. Szeroko pojęty well-being, czyli tak zwany dobrostan jakości życia, mentalny, fizyczny, rodzinny czy też społeczny jest bardzo ważną kwestią. Jak robi to Clariant?
Chyba nie zabrzmi to zbyt skromnie, ale uważam, że sprawnie staramy się stosować work-life balance. Oferujemy pracownikom szeroki wachlarz aktywności socjalnych, integracyjnych, sportowych i kulturalnych, oczywiście wszystko dla chętnych. Tym sposobem, jeśli tylko mają ochotę, mogą robić razem coś fajnego i wzbo gacającego ich lub lokalną społeczność. Dodatkowo
trzeba pamiętać, że ważnym aspektem tego wszystkiego jest po prostu komfortowe odnalezienie się w organiza cji, a przecież chcemy, aby każdy czuł się tutaj dobrze. Integrując pracowników, oferując im także stałą pomoc psychologiczną czy masaże relaksacyjne, wspieramy ich mentalne zdrowie oraz właśnie to kluczowe poczucie komfortu i bezpieczeństwa. Well-being jest dla nas nie zwykle istotny.
Wróciliście do pracy w biurze. Czy pandemia zmieniła coś w sposobie, w jakim pracujecie?
Miesiąc po zakończonej przeprowadzce do Monopolis, kiedy już w pełni mogliśmy się cieszyć nowym miejscem, przyszła pandemia i, podobnie jak wiele innych firm, w cią gu jednego dnia z pracy biurowej stacjonarnej przeszliśmy w tryb pracy z domu. Była to olbrzymia zmiana i wyzwanie dla wszystkich. Technicznie, z uwagi na posiadany sprzęt i procedury dotyczące zarządzania kryzysowego, Clariant
Clariant od zawsze, nie tylko w Polsce, stara się angażować w życie lokalnych społeczności. Szczególnie bliskie nam są takie tematy, jak wspieranie edukacji dzieci i młodzieży, inicjatywy ukierunkowane na zrównoważony rozwój, a także ochrona środowiska „
był na to dobrze przygotowany i nie odczuliśmy większych perturbacji. Jednakże wymiar ludzki i organizacja pracy w nowych warunkach, były dużo bardziej wymagające. Z jednej strony niepewność co do ogólnej sytuacji pande micznej, troska o zdrowie najbliższych i własne, a z drugiej organizacja miejsca pracy w domu i wejście w nową rutynę dnia. Pamiętajmy, że dzieci nie mogły wtedy chodzić do szkół i przedszkoli, więc tym samym nakład pracy rodzi ców znacznie się zwiększył.
Dzieci domagają się uwagi i pomocy przy różnych zada niach, zainteresowania, zabawy, a tu obowiązki wzywają. Jak w takich warunkach przeprowadzić prezentację, brać aktywny udział w telekonferencji albo efektywnie zarządzać zdalnie i budować zintegrowany zespół?
No właśnie, przed takimi wyzwaniami stanęło wielu pracowników, nie tylko w łódzkim oddziale Clariant, ale w każdym zakątku świata. Wielu managerów musiało zweryfikować swój dotychczasowy styl zarządzania i do stosować się do nowych warunków. Pandemia wymusiła większą elastyczność, nieszablonowe myślenie i wdraża nie nowych rozwiązań w każdej branży i firmie. We wrze śniu ubiegłego roku na parę tygodni wróciliśmy wszyscy do biura, ale zimę, z uwagi na sytuację pandemiczną, znów spędziliśmy pracując w domach. Od kwietnia z po wrotem jesteśmy w Monopolis. Już w zeszłym roku wdro żyliśmy model pracy hybrydowej, czyli pracy częściowo w biurze, a częściowo na home office. Jesteśmy przeko nani, że takie rozwiązanie poprawi integrację zespołów, efektywność współpracy i pozwoli elastycznie reagować na potrzeby pracowników w zakresie pracy z domu. Co ważne, wszyscy przebywający w naszym biurze mogą się czuć bezpiecznie z uwagi na zamontowanie specjalne go systemu aktywnie oczyszczającego i uzdatniającego
powietrze z zastosowaniem technologii RCI ActivePure®. Redukuje on zagrożenia zewnętrzne i tym samym chroni ludzi znajdujących się w obiekcie.
Biura Clariant uhonorowano prestiżową International Property Awards w kategorii „Office Interior”. Jakie wymagania postawiliście pracowni The Design Group przy realizacji projektu?
Nie będę ukrywać, że lista wymagań była długa i obejmo wała wiele aspektów dotyczących planowania przestrzeni, wykorzystania najnowszych rozwiązań technologicznych dostępnych na rynku, czy też samej estetyki. Architektura tej przestrzeni, zastosowane techniczne i wizualne środki, tworzą spójną całość i dają niesamowity efekt. Z jednej strony stosując najnowocześniejsze technologie, a z dru giej dbając o niepowtarzalny design. Ceglaste, fabryczne wnętrza z ciepłymi domowymi akcentami i domieszką szwajcarskich akcentów, nawiązujących do korzeni firmy, doskonale się uzupełniają. W industrialne wnętrza wple ciono siedemdziesiąt dziewięć wielkoformatowych tapet, na których można zobaczyć reprodukcje znanych dzieł, niespotykane grafiki i panoramy widokowe. Co ważne, każda z nich w pewien sposób koresponduje z firmowymi wartościami i została wybrana nie tylko z uwagi na walory estetyczne, ale właśnie ze względu na konkretne, dodat kowe znaczenie. Dzięki temu zabiegowi Clariant posiada nie tylko piękne wnętrza, ale także wzmacnia przekaz wartości i zasad, którymi kieruje się przy prowadzeniu biz nesu. Pamiętajmy, że silnie zakorzenione wartości budują cenną kulturę organizacyjną, a to na pewno duży benefit zarówno dla pracowników, jak i klientów.
Ciężko mówić o „łódzkim oddziale Clariant”, ponieważ pracują w nim eksperci z wielu krajów…
Zgadza się, w naszym centrum zlokalizowanym w Mono polis pracuje ponad trzysta pięćdziesiąt światowej klasy ekspertów, pochodzących z ponad dwudziestu krajów. Obsługujemy klientów i partnerów biznesowych z Eu ropy, Bliskiego Wschodu, Afryki i Ameryki Południowej.
To, co dodatkowo wyróżnia łódzką organizację, to bardzo szeroki wachlarz świadczonych usług, który obejmuje między innymi finanse i księgowość, zarządzanie ryzy kiem kredytowym, procesy zakupowe, obsługę zamó wień oraz wsparcie sprzedaży, logistykę, raportowanie finansowe czy usługi kadrowe.
To wyjątkowy tygiel kulturowy. Czy wymagało to wprowa dzenia szczególnych rozwiązań w sposobie pracy?
Choć mamy ramowo dostosowane godziny pracy do konkretnych regionów, to wydaje mi się, że nie to jest najistotniejszym elementem tej układanki. Z mojej perspektywy, najważniejsza jest znajomość różnic kulturowych, budowanie dialogu i świadomości w tym zakresie. Bardzo sobie cenimy to nasze zdywersyfiko wane środowisko i staramy się je pielęgnować. Dbamy o szacunek i równe traktowanie wszystkich, a także o to, aby każdy czuł się ważną częścią tej organizacji.
Zdarza się wam spędzać wspólnie czas poza pracą?
Wielu naszych pracowników zawarło przyjaźnie, więc to naturalne, że po pracy czy w weekendy spędzają razem czas. Jako firma staramy się stwarzać im takie możli wości, organizując spotkania integracyjne, imprezy fir mowe, wspólne aktywności, jak choćby sprzątanie lasu,
treningi biegowe, czy też udostępniając bilety na mecze i wydarzenia kulturalne. Budowanie relacji międzyludz kich jest bardzo ważną częścią zdrowej i angażującej kultury organizacyjnej.
Warto też pamiętać o tym, że aktywnie włączacie się w przedsięwzięcia o charakterze miastotwórczym, za równo te kulturalne, jak i społeczne.
Clariant od zawsze, nie tylko w Polsce, stara się angażować w życie lokalnych społeczności. Szczególnie bliskie nam są takie tematy, jak wspieranie edukacji dzieci i młodzie ży, inicjatywy ukierunkowane na zrównoważony rozwój, a także ochrona środowiska. Każda z tych działalności jest niezbędna do tego, aby świadomie tworzyć odpowie dzialny biznes, wspólnie dbać o społeczeństwo i ekologię, a także uczyć się od siebie. Od lat angażujemy się w zbiórki na rzecz schronisk, bierzemy udział w Szlachetnej Paczce i aktywnie współpracujemy z jednym z lokalnych domów dziecka. Niejednokrotnie wspieraliśmy sprzętem i fundu szami fundacje Kolorowy Świat i Gajusz oraz jedno z łódz kich przedszkoli. Angażujemy się w akcje o charakterze ekologicznym, a w zeszłym roku, w trakcie pandemii, do standardowych aktywności z zakresu CSR, włączyliśmy pomoc, dla medyków z łódzkich szpitali, przekazując po kaźną ilość maseczek i kombinezonów ochronnych.
Dołączyliście także do akcji „Monopolis wspiera kulinarnie”. Dzięki niej przez kilka tygodni tysiące ciepłych posiłków trafiło do personelu medycznego.
To prawda, ale warto dodać, że ta inicjatywa miała po dwójną wartość. Z jednej strony wsparliśmy łódzką służbę zdrowia, a z drugiej najemców gastronomicz nych kompleksu Monopolis, którzy przygotowali je dzenie dla pracowników szpitali.
W tym roku włączyliście się w pomaganie osobom, które z powodu wojny opuściły Ukrainę. Jaka to jest pomoc?
Różna i wielowymiarowa. Zorganizowaliśmy zbiórkę rzeczy, która dzięki hojności naszych pracowników, udała się znakomicie. W całej Europie uprościliśmy proces rekrutacyjny dla osób zmuszonych do ucieczki, które są zainteresowane pracą u nas. Aktywnie wspiera my relokację naszych pracowników z terenów objętych wojną do innych oddziałów firmy. W związku z organi zacją półkolonii dla dzieci z Ukrainy podarowaliśmy komputery do centrum Monosfera. Wspomagając akcję pomocy humanitarnej, przekazaliśmy pokaźne dotacje finansowe na rzecz Czerwonego Krzyża. W tym roku bardzo intensywnie zaangażowaliśmy się w życie w mie ście, zostając partnerem „Lata w Monopolis”.
Zaczęliśmy od pytań o to, jak w ostatnim czasie zmienił się styl naszej pracy, więc na zakończenie zapytam jeszcze o to, jak będziemy pracować w przyszłości?
Sądzę, że sposób pracy będzie uzależniony od jej ro dzaju. Wiadomo, że niektóre zawody czy branże nie mogą pozwolić sobie na pracę zdalną, czy nawet hy brydową. Jednakże, jeśli chodzi o wykonywanie obo wiązków związanych z pracą biurową, to jestem prze konana, że model hybrydowy będzie tym, który w wielu firmach zagości na stałe.
Rozmawiał Robert Sakowski Zdjęcia Magdalena KaczmarekeBoxy, czyli biuro bez papierów
Faktury, umowy, dokumenty płacowe i prawne, karty medyczne pacjentów oraz wiele innych dokumentów i... rzeczy zajmują w biurze dużo miejsca, ale są niezbędne w bieżącej pracy. Pojawił się doskonały sposób, żeby zapakować je do pudełek, wywieźć do magazynu, a jednocześnie, w każdej chwili, mieć do nich dostęp. W jaki sposób? O systemie eBoxy, który to umożliwia opowiada IRINA KORSHUN , przedstawicielka firmy PAK, będąca częścią grupy cedepe.
Zwykle w archiwum przecho wuje się nikomu niepotrzeb ne dokumenty. W waszym jest inaczej…
Od razu muszę sprostować, my nie jesteśmy archiwum i nie świadczymy usług archi wistycznych. Nasza oferta do tyczy nowoczesnego sposobu przechowywania dokumen tów, używanych na co dzień. Dzięki nam firmy nie muszą już trzymać w biurach setek segregatorów i pudeł z do kumentami, do których chcą mieć stały dostęp.
To gdzie je mogą trzymać?
Firma, która korzysta z na szej usługi, przekazuje swoje uporządkowane i skatalogo wane dokumenty, pakuje je w estetyczne i funkcjonalne pudełka i przywozi do nas. My opisujemy dokumenty według wskazań firmy i wstawiamy do magazynu, a firma cieszy się odzyskaną przestrzenią w biurze, którą można przeznaczyć na inny cel.
Ale firmy muszą mieć bieżący dostęp do dokumentów...
I mają o każdej porze dnia i nocy. Każde pudełko jest oznaczone kodem QR, który pozwala zlokalizować miejsce, gdzie zostały postawione. Dodatkowo wszyst kie dokumenty mogą być zeskanowane i dostępne on line przez 24 godziny na dobę przez specjalną aplikację eBOXy. Właściciel dokumentów ma do nich ciągły dostęp i w każdej chwili może je zacząć przeglądać, sprawdzić ich status, zamówić wysyłkę lub zniszczenie tych, które są już niepotrzebne. Może także zamówić oryginał, który zostanie do niego dostarczony.
Jak można uzyskać dostęp do systemu?
System eBoxy to nasz autor ski program, wyjątkowy star t-up, który dynamicznie się rozwija. Został dostosowany do potrzeb różnych branż i ty pów dokumentów oraz rzeczy. Jednak przede wszystkim po zwala łatwo i szybko wyszuki wać potrzebne dokumenty. Żeby mieć do niego dostęp trzeba być naszym klientem. Udostępniamy wtedy apli kację, która daje możliwość monitorowania dokumentów i w pełni korzystania z syste mu. Wszystko za przystęp ną cenę.
Krótko mówiąc, proponujecie biuro bez papierów…?
Można tak powiedzieć, ale w pudełkach da się zamknąć nie tylko dokumenty. Mogą to być różne rzeczy, których nie chcemy wyrzucić na śmietnik, a nie mamy miejsca do ich przechowywania. Nasza oferta może dotyczyć tak biznesu jak i osób prywatnych, a po mysł łączy funkcjonalność skrytki bankowej, hotelu dla rzeczy i typowego archiwum. A to jeszcze nie koniec! Pracujemy nad kolejnymi pomysłami i rozwiązaniami, o których już niebawem będziemy informować.
Rozmawiał Robert Sakowski Zdjęcie cedepe
eBoxy Łódź, ul. Żeromskiego 53 tel. +48 502 031 567 Warszawa, ul. Burakowska 5/7 tel. +48 604 249 609 e-mail: biuro@polskiearchiwa.pl
Polska i Ukraina Nasze dzieje są jak splątany warkocz
Wojna w Ukrainie spowodowała wielki eksodus Ukraińców do Polski. Szczególnie kobiet i dzieci. Można powiedzieć, że w krótkim czasie staliśmy się krajem dwóch narodów. To nowa sytuacja dla Polaków. Czy nie obawia się pan, że kiedy opadną emocje związane z wojną, pojawią się inne, mniej sympatyczne?
Rzeczywiście, od zakończenia drugiej wojny światowej stanowiliśmy państwo narodowe. W ciągu kilku miesięcy wszystko się zmieniło i dziś mamy w Polsce kilka milionów Ukraińców. Wierzę, że ta sytuacja nie wpłynie na nasz stosunek do nich i wciąż będziemy do siebie przyjaźnie nastawieni, a wokół nas, oprócz języka polskiego, roz brzmiewać będą ukraiński i rosyjski, którym posługuje się znaczna część Ukraińców. W naszej historii tak już bywało. Choćby w siedemnastowiecznej Rzeczpospolitej, gdzie obok siebie żyło wiele nacji i między innymi, gdyby nie Powstania Chmielnickiego zakończone podpisaniem paktu z carem, nasze wspólne dzieje mogłyby wyglądać inaczej. To od tego porozumienia, na mocy którego zie mie ukraińskie przekazane zostały pod „opiekę” Mo skwy, zaczęło się wszystko, co było złe pomiędzy naszy mi narodami. Podpuszczani przez Rosję, prowokowani zaczęliśmy sobie szkodzić i oddalać od siebie. Podobnie działo się w okresie międzywojennym, kiedy Polska znów stała się ojczyzną dla wielu narodów. My i Ukraińcy wal czyliśmy wtedy o swoje państwa – my o wolną Polskę, a oni o niepodległą Ukrainę. Wiemy, jak to się skończyło. W 1939 roku z jednej strony zaatakowali nas Niemcy, a 17 września od wschodu ziemie Rzeczpospolitej najechał Związek Sowiecki. Wtedy, na wiele lat, skończyły się ma rzenia o wolnej Polsce i niepodległej Ukrainie. Nie chcę dyskutować o przyczynach i skutkach tamtych wyda rzeń, więc powiem tylko, że dzieje Polaków i Ukraińców są jak splątany przez wieki warkocz. I choć nasze relacje bywały często trudne, bo raz my nie byliśmy lojalni wobec nich, innym razem oni odwracali się do nas plecami, to dziś nie powinniśmy popełnić błędów znanych z historii. Nie może być tak, że wspólna przeszłość będzie oceniana tylko przez pryzmat negatywnych wydarzeń, a dobre mo menty z naszej historii staną się nieistotne. A właśnie do tego dąży Rosja, która chce wykorzystać te dramatyczne momenty z naszej wielowiekowej historii i zantagonizo wać nas. Poza tym razem stanowimy wielką siłę, której oni się obawiają. Może zatem warto, wykorzystać szansę, która się pojawiła i nie popełnić błędów z przeszłości.
A to możliwe?
Patrząc w naszą i ich przeszłość, można powiedzieć, że nie ma rzeczy niemożliwych. Przecież jeszcze pół roku temu nikt, nawet w szalonych wyobrażeniach, nie myślał, że miliony Ukraińców przyjadą do Polski, a my przyjmiemy ich, jak najbliższych przyjaciół. A tak się stało, więc trudno dziś zakładać, co się zdarzy za kolej ne pół roku czy później. Wiem jednak, że nie możemy zaprzepaścić tej szansy. Ani my, ani Ukraińcy.
I co powinniśmy zrobić?
Nie myśleć o tym, co nas dzieli tylko o tym, co może nas połączyć. Odłóżmy na bok historię, a zajmijmy się teraź niejszością i przyszłością. Dziś Ukraińcy są nam ogromnie wdzięczni za udzieloną pomoc. Nigdy o tym nie zapomną, więc spróbujmy tego nie zepsuć. Chciałbym, żeby nasze elity polityczne zaczęły działać pragmatycznie, bez emo cji. Najpierw pomóżmy Ukrainie nie przegrać tej wojny, a później ułóżmy wspólne relacje z korzyścią dla nas i dla
„
Korzystając z okazji, chciałbym w imieniu Polsko-Ukraińskiej Izby Gospodarczej podziękować łódzkim instytucjom, firmom i wszystkim łodzianom za wielki odzew i zajęcie się ludnością ukraińską.
nich. I pamiętajmy o tym, że Polska, Ukraina, Białoruś i kraje bałtyckie to najbardziej skrwawione w Europie zie mie. Tylko w ostatnich stu latach zginęły tu miliony ludzi, a ich śmierć nie zawsze była efektem wojny, lecz stanowiła przemyślaną politykę eksterminacji. Dotykała wszyst kich w tym niewinnych kobiet, dzieci i starców. Wszystkie działania były starannie zaplanowane i realizowane. Od wielkiego głodu na Ukrainie, przez stalinowskie czystki, działania wszelkiej maści nacjonalistów, aż po Holokaust. I taki sam cel ma napaść Rosji na Ukrainę – chcą zniszczyć kraj, a naród pozbawić godności.
Polaków czasem zaskakuje to, jak wielu Ukraińców mówi tylko po rosyjsku…
To wynika z tego, że nie znamy swoich najbliższych sąsia dów, a nasze stosunki determinują stereotypy. Znaczna część Ukraińców, szczególnie ze wschodniej części kraju, a takich jest teraz w Polsce najwięcej, zna zarówno ukra iński jak i rosyjski. Często jednak używa tego drugiego, będąc jednocześnie ukraińskimi patriotami i czując się przede wszystkim obywatelami swojego kraju. To nie stety spuścizna kilkusetletniej rusyfikacji, szczególnie ostrej w czasach ZSRR i zaniedbania władz Ukrainy po uzyskaniu niepodległości. Dziś z premedytacją wy korzystuje to Putin, uzasadniając napaść na Ukrainę tym, że broni ludność rosyjskojęzyczną. Jednak ostat nio coraz więcej Ukraińców, na znak protestu, deklaruje chęć używania tylko ukraińskiego. Jest to chyba też znak czasów i zrozumienie, jakimi metodami walczy i walczyła z innymi narodami Rosja. Nie chcą już mówić językiem wroga i to jest też forma samoobrony.
Ile z tych milionów Ukraińców, którzy przyjechali do nas, zostanie na stałe i zwiążą z Polską losy swoje i dzieci?
Ukraińcy są bardzo pozytywnie zaskoczeni tym, jak ich przyjęliśmy. Sami mówią, że stworzyliśmy im „luksusowy hotel”, w którym mogą zaczekać na koniec wojny. I to prawda, bo nie zamknęliśmy ich w obozach dla emigran tów i nie kazaliśmy tam czekać na koniec wojny, tylko przyjęliśmy pod swój dach. Otworzyliśmy dla nich swoje domy i serca. Mam oczywiście na myśli luksus właśnie w pojęciu atmosfery i opiekuńczości, a nie kwestii mate rialnych, ale przecież nawet najbardziej przyjemne oto czenie nie zastąpi domu. Znam wielu Ukraińców, wiążą mnie z nimi relacje biznesowe i prywatne. Moja partnerka jest Ukrainką, a od początku wojny przez mój dom prze winęło się wiele osób, które uciekły przed wojną. To naród który, jak chyba żaden inny, jest przywiązany do swojej ziemi. Dlatego z pełnym przekonaniem twierdzę, że kiedy skończy się wojna, wrócą do siebie. Dziś są tutaj, bo jest taka potrzeba chwili, ale nie chcą być dla nas ciężarem. Za naszą pomoc odwdzięczają się, zasilając polski rynek pracy, inwestując w nieruchomości, zakładając w Polsce własne firmy i płacąc podatki. Pilnują się, żeby nie stwa
rzać problemów, bo to rzutuje na ich wizerunek. A nie chcą przecież zepsuć tej polsko-ukraińskiej solidarności, która się tworzy na naszych oczach.
Dlaczego są tak zaskoczeni przyjęciem…?
To z kolei problem części emigrantów i ich nieznajomo ści Polaków i Polski. Gdy wybuchła wojna, zmuszając ich do ucieczki z kraju, a w wielu przypadkach był to pierwszy wyjazd za granicę, nie spodziewali się z na szej strony takiej otwartości i chęci pomocy. Trzeba też wiedzieć, że w tej fali emigracji przyjechało do nas najwięcej ludności ze wschodniej Ukrainy. Dla wielu z nich Polska to był i wciąż jest daleki, nieznany kraj. I gdy po przekroczeniu granicy przywitały ich setki wolontariuszy, usłyszeli głosy wsparcia i poczuli naszą empatię, wzruszyli się, ale i przeżyli duże zaskoczenie.
Dla Pana Ukraina to nie jest tylko jakiś kraj na wschodzie?
Jestem niespokojnym duchem i zawsze szukałem miej sca, które byłoby dla mnie takim drugim domem, od skocznią. Przez długi czas myślałem, że to będzie Hisz pania. Stało się inaczej, a zdecydował o tym przypadek, a może przeznaczenie i dziś to właśnie Ukraina jest dla mnie tym drugim, wyjątkowym miejscem. W 2007 roku trafiłem do Łucka, gdzie graliśmy towarzyskie spotka nie w piłkę. Wtedy nie myślałem o robieniu tam biznesu. Zbieg okoliczności sprawił, że kilka miesięcy później My kogen, rodzinna firma spod Łodzi, będąca moim klientem w Polsce, zdecydowała się na budowę w Ukrainie zakładu produkującego podłoże dla pieczarek. Właściciel zapro ponował, żebym mu pomógł w organizacji tego biznesu pod kątem usług księgowych. Po dwóch latach fabryka zaczęła produkcję, a ja zacząłem myśleć o otworzeniu swojej firmy w Ukrainie. Wtedy poznałem Irenę Kacz marczyk, bez której przedsięwzięcie nie doszłoby do skutku. Jest Ukrainką i doskonale zna specyfikę tamte go biznesu. Zaufaliśmy sobie i udało się, bo w 2009 roku otworzyliśmy wspólną firmę we Lwowie. Jesteśmy nie tylko wspólnikami, ale i przyjaciółmi.
Od dwóch lat jest pan przedstawicielem Polsko-Ukraiń skiej Izby Gospodarczej. Na czym polega działalność Izby?
Izba to instytucja z dużą tradycją w kontaktach polsko -ukraińskich. Z jednej strony pomaga przedsiębiorcom w nawiązywaniu relacji biznesowych, a z drugiej pokazuje wszystkie pułapki, na które mogą natrafić polskie firmy tam, a ukraińskie u nas. Równie ważnym celem działal ności Izby było i jest budowanie dobrego klimatu w pol sko-ukraińskich stosunkach, realizacja szkoleń i spotkań przedsiębiorców. Kiedy podjąłem się misji prowadzenia przedstawicielstwa Izby w Łodzi, nie zdawałem sobie sprawy, z jakim ogromem problemów niedługo potem zmierzy się Ukraina i jakie w związku z tym wyzwania pojawią się przede mną. To taka przewrotność i ironia losu, ale nie żałuję swojej decyzji, tym bardziej że należę do takich osób, które im większe problemy spotykają na swojej drodze, tym czują większą potrzebę działania. Dziś każdy powinien pomagać tak, jak umie. Niektórzy uważają, że podczas wojny działania takich instytucji jak Izba tracą sens, a to nieprawda. Dzięki podejmowanym przez nas inicjatywom wzmacnia się wiarę w zwycięstwo nad Rosją i zwiększa się świadomość tego, że Ukraina potrzebuje naszej pomocy. Dlatego uczestnictwo w dzia łalności Izby traktuję jako swoją misją.
Łódzka firma, powstała w 1993 roku. Wspiera przedsiębiorców w zakresie księgowości, usług kadrowo-płacowych, doradztwa podatkowego, w obszarze finansowości zarządczej („tzw. CFO na godziny”), kontrolingu i konsultingu biznesowego. Doradza również w tworzeniu strategii biznesowych i rozwijaniu najbardziej dochodowych i perspek tywicznych obszarów biznesowych. Działa na rynku polskim i ukraińskim. W planach ma otwarcie oddziału w Niemczech i Kazachstanie.
Firma ma swoje biura w Łodzi (ul. Żeromskiego 53), Warszawie (ul. Burakowska 5/7), Wrocławiu (ul. Legnicka 59C/37), Lwowie (ul Truskavetska, 2 b, biuro 190) i Kijowie (ul. Saksaganskogo 96). Przedstawicielstwo cedepe działa również w Londynie. tel. +48 42 664 68 00
email: sekretariat@cedepe.pl www.cedepe.pl www.cedepe.com.ua
Uważa pan, że po wojnie Ukraina zaprosi polski biznes do siebie czy wybierze na przykład bogatsze Niemcy, czy Francję?
Nie lubię gdybać. Tym bardziej, teraz kiedy trwa tam wojna i trudno mówić o biznesie innym, niż ten od pro dukcji czołgów, samolotów i amunicji. Dziś powinniśmy zrobić wszystko, żeby pomóc Ukraińcom wygrać walkę o wolność, bo to jest ich być albo nie być. Nasze zresztą też. To kraj z ogromnym potencjałem i święcie wierzę, że po zwycięskiej wojnie Ukraina będzie się dynamicznie rozwijać i stanie się częścią wolnego, demokratycznego świata, którego podstawą jest wolny rynek, konkurencja, nowe inwestycje, rozwój. Nie powinniśmy jednak zapomi nać, że Ukraińcy są pragmatycznym i dumnym narodem. Jeżeli stwierdzą, że współpraca z polskimi przedsiębior cami będzie dla nich bardziej opłacalna niż biznes z inny mi krajami, to wybiorą nas, ale jeżeli zobaczą, że chcemy
Irena Kaczmarczyk, partner zarządzający cedepe w Ukrainieich oszukać albo traktujemy bez należytego szacunku, to nie mamy tam czego szukać. Mówi się, że w biznesie nie ma przyjaciół, a państwa mają wyłącznie interesy, o które muszą dbać, ale… Biznes to także zwykli ludzie, drobni przedsiębiorcy, a dla nich oprócz interesów często ważne są takie wartości, jak przyjaźń i szczerość.
Szacuje się, że w Łodzi osiedliło się około stu tysięcy Ukraińców. Ma pan wiedzę o tym, czym się zajmują i z czego żyją?
Jest ich chyba nawet ponad sto tysięcy, ale trzeba pa miętać, że Ukraińcy byli u nas już przed wojną. Dzielę ich na dwie grupy. Pierwsza to emigranci ekonomiczni, którzy przyjeżdżali do nas zarobić i poprawić swój byt. Przez jakiś czas tu pracowali i wracali do siebie. Po kilku miesiącach przyjeżdżali ponownie. Drugą grupę two rzą osoby, które uciekły przed wojną, głównie kobiety z dziećmi i seniorzy. Oni szukają u nas bezpiecznego życia. Większość wierzyła, że wojna szybko się skończy i będą mogli wrócić do domu. Dziś zastanawiają się co dalej. Przypuszczam, że część pojedzie na Zachód, ale większość zostanie w Polsce i tu będą próbowali układać życie i czekać na możliwość powrotu do domu. Przyjecha li do nas całymi rodzinami, są dziadkowie, mamy, ciocie, kuzynki, kuzyni, więc nie czują się samotni. Zdecydo wana większość ma gdzie mieszkać, podjęli pracę, uczą się polskiego. Dzieci rozpoczęły naukę, część w polskich szkołach, część zdalnie. Walka o przyszłość Ukrainy to, moim zdaniem, także edukacja dzieci, które przecież kie dyś wrócą do kraju. Dlatego wielki szacunek trzeba oddać ukraińskim nauczycielom, ponieważ w dużej mierze to dzięki nim działa ukraiński system oświaty, a w lekcjach prowadzonych online, mogą brać udział dzieci, które ra zem z mamami rozjechały się po Ukrainie i całym świecie. W tych trudnych czasach również nasze szkoły i polscy nauczyciele stanęli na wysokości zadania, za co należą im się ogromne podziękowanie. Nie należy też zapominać o trzeciej grupie, która coraz mocniej zaznacza swoją obecność w Polsce, o ukraińskim biznesie. Warto wie dzieć, że w branży informatycznej Ukraina jest jednym z wiodących krajów Europy. I możemy się cieszyć, że ich
firmy IT próbują znaleźć w Polsce, a szczególnie w Łodzi, swoje miejsce.
Wiem, że planuje pan ciekawe wydarzenie polsko-ukraiń skie w Łodzi. Zdradzi pan, co to będzie?
Jakiś czas temu stworzyliśmy markę ShowU, by promować Ukrainę, młody biznes i kulturę. Planów mamy dużo, bo jest co pokazywać. Jeszcze w tym roku ShowU będzie współor ganizatorem dużego wydarzenia w Neapolu, promującego ukraińską kulturę, sztukę i biznes. Będą tam zbierane środ ki na zakup bloków operacyjnych dla ukraińskich szpitali, a patronem wydarzenia został Wołodymyr Zełenski, Pre zydent Ukrainy. Również w tym roku chciałbym rozpocząć prace nad wydawnictwem – trochę albumem, a trochę ka lendarzem na 2023 rok, w którym zaprezentujemy grupę cedepe, nasz zgrany polsko-ukraiński zespół i właśnie sze rzej pokażemy Polskę i Ukrainę jako narody bliskie sobie przez wieki, umiejące ze sobą nie tylko koegzystować, ale i dobrze współpracować. Znajdzie się tam wiele informa cji o wydarzeniach z naszej wspólnej historii ważnych dla Polaków i Ukraińców. Mieszkamy obok siebie od setek lat, a często nie wiemy, jak wiele pięknych chwil nas łączyło. Nie uczono nas o tym, a jeżeli już to w większości jest to wiedza o burzliwych i złych relacjach naszych narodów. Ma to więc być krótka, mądra historia przyjaźni polsko -ukraińskiej i pokazanie tego, co możemy razem osiągnąć w przyszłości. Wokół wydarzenia planujemy akcję propa gującą naszą wspólną historię. Z kolei wiosną przyszłego roku marzy mi się wielki festiwal mody, zdrowia i kultury ukraińskiej w Łodzi. Chcemy, żeby tysiące Polaków i Ukra ińców spędziło wspólnie czas, budując relacje i poznając się. Zrobimy to wspólnie z Monopolis, które jest doskonałym miejscem na takie wydarzenie.. Warte podkreślenia jest też to, że pod marką ShowU chcemy promować młode ukra ińskie firmy i pomagać im wejść na polskie i europejskie rynki. Wierzę, że w ten sposób damy im nadzieję, pomo żemy rozwinąć się i przetrwać wojenny czas. Realizujemy to wspólnie z Ireną Kaczmarczyk, która działa w Ukrainie.
Rozmawiał Robert Sakowski Zdjęcia cedepe Jacek Piechota, prezes Polsko-Ukraińskiej Izby Gospodarczej przypina odznakę Izby Witoldowi Zapędowskiemu.Po co to robimy?
Ten klient jest bezosobowy, ra czej liczbowy, trochę namacal ny, a trochę ulotny. Za każdym razem nacechowany silnym ładunkiem emocjonalnym, co do sposobu jego realizowania przez ludzi, którzy są w tym pro cesie. Ci ludzie wykonują jakieś zadania latami, często nie za stanawiając się, po co coś robią. Przeważnie, ponieważ ktoś kie dyś powiedział, że trzeba robić tak. Ale po co to robić, już nie.
To jednak trudne pytanie dla każdego przedsiębiorcy, człowieka. Trochę dotyka tematu sensu działania i tego, po co wstajemy codziennie rano, żeby mierzyć się z przeciwnościami. Przecież życie byłoby łatwiejsze, gdyby się zatrzymać i trochę uciec od tej gonitwy dnia codziennego i wyścigu, w którym uczestniczymy. Nie chcę odpowiadać za czytelnika, postaram się odpowiedzieć za nas, członków zespołu Map Team.
Od jakiegoś czasu na łamach LIFE IN rozpisujemy się o naszej metodzie, kompe tencjach, liczbach, rozwiązy waniu problemów, procesach. Czytając z perspektywy cza su te artykuły, chyba właśnie odkryłem, że jakoś nie widać w nich tego powodu, dla któ rego to robimy i co to osta tecznie w naszej ocenie daje naszym klientom. W ogóle w zasadzie kto jest naszym klientem. Od tego zacznijmy.
Wyobraźmy sobie na chwilę, że klient może mieć wiele ról w relacji biznesowej. Jedną z nich jest opłacenie usługi. Czyli w jakimś sensie ustalenie „uczciwej”, „adekwatnej”, „ak ceptowalnej” ceny za kupowa ną usługę, a potem opłacenie kolejno wystawianych faktur.
Decyzja ta niesie za sobą pew ne konsekwencje. Bo jak już się zaakceptuje cenę, to wchodzi się w etap realizacji projektu. I tu zmienia się klient. Klientem nie jest już szef firmy, księgowa czy dyrektor. Klientem staje się proces i cel projektu. A celem naszych projektów za każdym razem jest ustalenie, co w pro cesach potencjalnie może powo dować, że mimo wielkich starań, efekt na koniec dnia jest marny pod wieloma względami.
W ciągłym procesie
Klientem jest więc proces. Pro ces realizacji zleceń, proces ustalania priorytetów dla tych zleceń (kolejka), proces plano wania, proces zakupu, sprze daży, produkcji i tak można wyliczać w nieskończoność.
Po co wykonuje się procesy? Są one całkowicie podporządko wane wizji firmy, na poziomie ogólnym, ale każdy proces ma być realizowany po to, żeby był ciągły, efektywny, wydajny, mie rzalny. Wynikiem każdego pro cesu jest produkt. Ciągły pro ces, czyli taki, w którym kolejno wykonywane po sobie czynności nie napotykają na przeszkody, które utrudniają albo uniemoż liwiają dostarczenie produktu w odpowiednio zaplanowanym do tego czasie. Wiem, wiem, za czyna się przewracanie oczami. Znowu czas, szybkość, mierze nie, korpo podejście. Ostatecz nie musimy mieć świadomość nieuchronności tego, że czas jest skończony i albo pracu jemy wydajnie i dostarczamy w jednostce czasu „adekwatną” ilość produktów, albo nie. To jest zawsze zero-jedynkowe. Ta adekwatna ilość wpływa na coś, za czym wszyscy codziennie go nią. Na cenę.
Skąd te ceny się biorą
W czasie, kiedy ciągle rozma wiamy o inflacji, podwyżkach cen gazu, prądu, jedzenia, benzyny, myślę że temat ceny jako taki, ma istotne znaczenie.
A najbardziej to skąd te ceny się biorą i dlaczego są tak różne dla dostępnych na rynku produk tów. Nie chcę poruszać tematu tego na ile istotna jest cena, a na ile historia wokół produk tu. Ważne jest to, że ta histo ria też musi być uwzględniona w cenie. Wyobraźmy sobie za tem nieważne, jaką firmę weź miemy, że średnio od 15% do
nawet 40% czasu w procesach to zwykłe marnotrawstwo. Szu kanie czegoś, czekanie na coś, powtarzanie wykonywania już zrealizowanych czynności, zapobiegawcze budowanie za pasów, czasem wytwarzanie większej niż zakładana ilości produktów – to najczęstsze problemy, jakie wykrywamy w firmach. Oznacza to, że z każ dej godziny pracy kogokolwiek w firmie 15%-40% tego czasu jest poświęcane na wykony wanie czynności, które nijak mają się do zadań (procesów), jakie ci pracownicy mają wyko nywać, po to, żeby dać wartość dla wytwarzanego produktu. Pamiętajmy, że produktem w tym rozumieniu jest również spotkanie, dokument urzędo wy, skarpetka, majtki, biurko, cokolwiek, na co potencjalnie możemy zaalokować nasz czas, nawet tak abstrakcyjne rzeczy jak przygotowanie artykułu lub posta do publikacji w social me diach. Liczba tych produktów, jakie dostarczamy, ma wpływ ostatecznie na oferowaną przez nas cenę. Różnica w cenie wy nika z tego, że ktoś wykonuje procesy sprytniej niż ktoś inny. Różnica w cenach nie zawsze przekłada się na zysk firmy. Czasem wyższa cena nie daje większych zysków. I to para doks dzisiejszych czasów.
Jak urealnić te ceny
Tyrada na temat ceny, która właśnie nam tutaj wyszła, to dyskusja o tym czym realnie jest model biznesowy. Czyli jak mamy skonstruowane procesy i jak je realizujemy, żeby spełnić obietnicę, jaką dajemy kliento wi. Zrozumienie struktury ceny ma dzisiaj kluczowe znaczenie dla przetrwania wielu firm. Bo jak często świadomie ignoru jemy jakieś składniki ceny, li cząc, że jakoś to będzie. I tym właściwie się zajmujemy jako zespół Map Team. Próbujemy zrozumieć, z czego składają się ceny setek, a czasem tysięcy produktów w ofercie, ustalamy, gdzie generowane są najwięk sze koszty w tych produktach i dostarczamy rekomendacje co zrobić, żeby te koszty niwe lować. Przeważnie nasze pro jekty kończą się rekomendacją dotyczącą podwyższenia cen, czyli niczego innego jak ich
urealnienia do poziomu gwa rantującego generowanie zy sków. Za każdym razem klient staje przed procesem decyzyj nym: urealniamy ceny według standardów pracy, jakie mamy dzisiaj rozumiejąc, że te 15%40% to marnotrawstwo i nic z tym nie robimy albo ureal niamy ceny i szukamy jak tego marnotrawstwa się pozbyć, żeby wygenerować znacząco wyższy zysk. Nie chcę też do tykać faktu, że poza procesami przecież jest cały obszar kwe stii formalnych, które również wpływają na cenę: podatki, opłaty środowiskowe i tysiące innych składowych, na które trzeba zarobić pieniądze. Są one zwyczajnie częścią ceny, jaką oferujemy za produkty.
Wizja podwyżki ceny dla więk szości prezesów, decydentów czy działów sprzedaży to hor ror. Tylko zawsze zastanawia mnie, jak to jest, że tak łatwo przyjmujemy podwyżkę cen od naszych dostawców. Wiele razy widzieliśmy sytuację, w któ rych ceny surowców wzrastały o 30-40%, a ceny oferowanych produktów wzrastały nieade kwatnie. Dlaczego? Bo nikt nie rozumiał jak realnie to 30-40% podwyżki wpływa na cenę osta teczną oferowanych produk tów. Czy dzisiaj ktoś wie, jak podwyżka energii elektrycznej realnie wpłynie na jednost kową cenę produktu? Śmiem wątpić, bo przeważnie przecież nie zastanawiamy się nad tym, że efektywność pracy ma w tym ogromne znaczenie.
Rzeczywistość w firmach
Myślę, że to co my w Map Team robimy, to zwyczajnie uświa domienie klientom tego, jak wygląda rzeczywistość w ich firmach, rzeczywistość struk tury ceny. Po co to robimy? Bo wierzymy w to, że świadomie policzona cena, nawet przy wysokim poziomie skompliko wania firmy, to mniej stresów, mniej wyzysku, lepsze warunki pracy. Tak właśnie to widzimy. Umiemy policzyć wskaźniki efektywności po to, żeby moż na było szybko stwierdzić, czy jesteśmy na plusie, czy na mi nusie w naszym zysku. Umie my też znaleźć psychologiczne podłoże tych marnotrawstw
wspomnianych wyżej. Umiemy skorelować ze sobą różne czyn niki i różne wymiary. Majstru jemy przy modelu biznesowym, podważamy rozumienie war tości oferowanych produktów, wytrącamy z utartych dróżek. Zachęcamy do świadomego, opartego na faktach i liczbach, podejmowania decyzji bizne sowych. Inspirujemy do odej ścia od tego naszego sławnego podejścia ułańskiego „jakoś to będzie”. Szczęśliwie żyjemy w czasach, w których jakoś to będzie można zastąpić praw dopodobieństwem wystąpienia zdarzeń oraz oszacować, jaki wpływ ma to na cenę. Bo prze cież jak wierzymy w to co robi my, to zwyczajnie łatwiej nam to sprzedać za cenę, która cza sem może szokować. To my po magamy opracować strategię radzenia sobie z ciągłym komu nikatem „nie mogę sprzedać, bo za drogo”. A wy po co wsta jecie codziennie rano, żeby sta wać naprzeciw różnym marno trawstwom dnia codziennego? Co powoduje, że przechodzicie do porządku dziennego nad tym, że coś nie działa, że cze kacie długo na decyzje swojego przełożonego, że akceptujecie fakt, że codziennie w wyniku drobnych rzeczy wyparowują wam tysiące złotych? Co po woduje, że nie macie odwagi tego poszukać?
Jak często badacie strukturę ceny i tworzycie uczciwe tabele kosztów? Myślę, że rzadziej niż denerwujecie się na spotkaniach na to jak jest ciężko. Po co dalej się męczyć. Skonfrontujcie się.
Witold Buraczyński i Justyna Marut, czyli Map TeamJustyna Marut www.linkedin.com /in/justyna-marut-b6305418
Witold Buraczyński www.linkedin.com/in/witekb
Pomagamy odzyskać to, co się należy
Z jakim problemem można się zgłosić do Kancelarii NiK?
Marcin Kaczmarek: Prowadzimy działania w zakresie usług prawnych, pomagając osobom uzyskać należne im roszczenia. Nasze spektrum usług jest bardzo sze rokie – od tych najczęściej spotykanych na rynku, czyli pomocy osobom, które doznały uszczerbku na zdrowiu w wyniku nieszczęśliwych, nieprzewidzianych zdarzeń, takich jak wypadek w pracy czy w gospodarstwie rol nym, czy wypadek komunikacyjny. Pomagamy osobom, których mienie uległo zniszczeniu, realizując dodatkowe roszczenia z tytułu polisy OC podmiotu, który pośrednio albo bezpośrednio przyczynił się do powstania zniszcze nia tego mienia. Jednak główna uwaga skierowana jest na rynek finansowy i tutaj realizujemy najwięcej naszych spraw. Pomagamy osobom, które borykają się z proble mami wynikającymi z umów zawartych z bankami, pa rabankami i towarzystwami ubezpieczeniowymi, w tym umów na kredyty walutowe bądź złotówkowe, tym, któ rzy skorzystali z dobrej okazji i dali się złapać w pułapkę finansową, czy skorzystali z polisolokat. Realizując te wszystkie usługi, służymy także pomocą osobom, któ re mają dodatkowe koszty kredytu na przykład, takie jak ubezpieczenie wkładu własnego. Często dotyczy to kredytów hipotecznych i generuje niepotrzebne koszty obciążające konsumenta.
W jaki sposób się skontaktować: wypełnić dostępny na stronie internetowej formularz, zadzwonić, czy stawić się osobiście?
Bartłomiej Noga: Wiele osób kojarzy kancelarie po magające w aspektach prawnych jako podmioty, któ re udzielają pomocy tylko podczas bezpośredniego spotkania z petentem. W dobie dzisiejszej digitalizacji jesteśmy także otwarci na kontakt zdalny, można nas znaleźć w Internecie poprzez stronę internetową, por tale społecznościowe takie jak Facebook, Instagram czy LinkedIn, gdzie można także zostawić kontakt do sie bie, my odpowiemy. Zachęcamy też każdą z osób, którą interesują nasze usługi, a także bezpłatna analiza, aby odwiedziła nas osobiście w kancelarii, która mieści się przy ulicy Struga 26 w Łodzi. Pozostaje jeszcze najbar dziej oczywista forma, czyli kontakt telefoniczny.
Na jakiej podstawie oceniacie, czy zajmiecie się daną sprawą? Jakie dokumenty musi przedłożyć klient?
Marcin Kaczmarek: Zakres działań, które prowa dzimy, jest dość szeroki, nawet jeżeli mowa jest tylko
o roszczeniach dotyczących produktów finansowych. Do przeprowadzenia analizy potrzebne będą więc róż ne dokumenty i o nich informujemy naszych klientów. Oczywiście takim dokumentem podstawowym będzie umowa, którą zawarł klient z podmiotem emitującym dany produkt czy usługę. Przydadzą się dokumenty stwierdzające zaniechanie bądź dodatkowe koszty, które klient poniósł. Jeśli zaś chodzi o sprawy oddłu żeniowe, to proces jest zdecydowanie bardziej skompli kowany. Tu nie tylko musimy poznać i dogłębnie prze analizować dokumentację finansową, a nawet bardziej dokumentację wierzytelności czy długu, który klient ma wobec wierzycieli, ale także jego historię prywatną. Może ona mieć wpływ na nasze działania z wierzyciela mi, którzy chcą wyegzekwować środki od klienta. Kiedy mamy, do czynienia ze szkodami osobowymi, to oprócz dokumentacji medycznej, notatki policyjnej czy notatki z karetki, są również roszczenia, które dość subiektyw nie opisują efekty tych zdarzeń. Uszczerbek na zdrowiu wpływa na losy poszkodowanego, jak bardzo ogranicza jego zdolność do funkcjonowania, chociażby na takim samym etapie, jak w dniu przed szkodą. Każdy klient, który dysponuje dokumentacją może czy to mailowo, czy w formie skanu, zdjęcia czy pocztą za pomocą listu poleconego dostarczyć nam te dokumenty. Można tak że przynieść je osobiście do naszego biura.
Po jakim czasie klient dowiaduje się, jakie są możliwości rozwiązania danej sprawy i co się dalej dzieje?
Bartłomiej Noga: W momencie dostarczenia komple tu niezbędnych dokumentów, które są nam potrzebne do przeprowadzenia analizy, potrzebujemy około pięciu dni roboczych na zapoznanie się ze sprawą. Czasami wymaga to mniej czasu, wówczas po prostu wcześniej kontaktujemy się z klientem. Dopiero na podstawie tak przeprowadzonej analizy wiemy, jakie są dalsze możli wości postępowania w sprawie naszego klienta. Czasami może się okazać, że to klient będzie stroną decyzyjną, wybierając odpowiedni kierunek, który mu przedstawimy. W momencie, gdy mamy już określony konkretny tor dzia łania, kompletujemy dalsze dokumenty. Gdy okazuje się, że klient ma problem z uzyskaniem wszystkich niezbęd nych dokumentów do przeprowadzenia wspomnianej ana lizy, możemy za pomocą pełnomocnictw też się tym zająć. W momencie podjęcia przez klienta decyzji o współpracy z nami podpisujemy stosowną umowę i pełnomocnictwa, by odciążyć go od określonych działań. Jesteśmy po to, by uzyskać adekwatne roszczenia dla klienta, a z drugiej strony zminimalizować jego zaangażowanie w cały proces.
Jak rozumiem z każdym klientem jest podpisywana sto sowna umowa?
Marcin Kaczmarek: Jak zostało wspomniane wcześniej, nawiązanie współpracy z klientem następuje poprzez podpisanie odpowiedniej umowy oraz niezbędnych do kumentów do reprezentowania go bądź wykonywania pewnych czynności za niego. Na formę umowy współ pracy z klientami w pewnym sensie wpływ mieli sami klienci, których oczekiwania co do zapisów w umowie spowodowały, że jest ona bardzo czytelna, uproszczona, a z drugiej strony zawiera niezbędne zapewnienia z na szej strony co do czynności, które będziemy wykonywać w ramach usług dla klienta.
Pierwszym krokiem w postępowaniu zapewne jest ugoda, jeżeli nie zostanie przyjęta, jakie są następne?
Bartłomiej Noga: Ugoda jest jednym z rozwiązań po lubownych, ale nie bierzemy jej pod uwagę na pierw szym miejscu. Rozpoczynając współpracę z klientem, najpierw kierujemy wezwanie do zapłaty do podmiotu, który powinien realizować roszczenia na rzecz naszego klienta, czy w wyniku przyczynienia się do uszczerbku na zdrowiu, uszkodzenia mienia, czy też w wyniku emi towania wadliwego produktu, wadliwej umowy usługi. Dopiero potem, po kilku pismach i wymianie argumen tów z danym podmiotem, wiemy jaką linię obrony bę dzie on podejmować. W tym przypadku, jeżeli widzimy przestrzeń do działania na drodze sądowej w celu uzy skania zdecydowanie wyższego roszczenia dla naszego klienta, taką możliwość również mu przedstawiamy. Ale to klient decyduje ostatecznie o tym, czy wybiera formę ugody, czy jest zdecydowany walczyć o swoje. Jeśli chce walczyć, mamy zielone światło do tego, by reprezento wać go w postępowaniu sądowym.
Jak długo toczą się sprawy na wokandzie sądowej?
Marcin Kaczmarek: To szeroko postawione pyta nie, bo wszystko zależne jest od zakresu usługi praw nej. W przypadku upadłości konsumenckiej jesteśmy w stanie wykazać się sprawami, gdzie w ciągu miesią ca, czy dwóch byliśmy w stanie zrealizować dla klien
ta naszą usługę z pełnym sukcesem. W przypadku kredytów walutowych jedna z szybszych spraw to czyła się przez trzy miesiące i zakończyła wygraną w pierwszej instancji. Ale sprawy w sądach mogą trwać dwa, trzy lata, a nawet i więcej i nie mamy na to wpływu. Staramy się, aby klienci w jak najmniejszym stopniu uczestniczyli na każdym etapie sprawy. Jednak to, czy klient będzie musiał pojawić się w sądzie czy też nie, nie do końca jest naszą decyzją, bardziej sędziego bądź podmio tu, do którego kierujemy wniosek o roszczenie.
W jaki sposób rozliczacie się za swoje usługi z klientami?
Bartłomiej Noga: Wydaje nam się, że w bardzo atrak cyjny. Co do zasady oferujemy rozliczenie success fee, czyli pobieramy prowizję z uzyskanego roszczenia. Je steśmy po tej samej stronie co klient. Zależy nam na jak najszybszym zakończeniu sprawy, ale też jak najwyższej kwocie roszczenia. Ważne jest też to, że rozliczamy się z klientem dopiero w momencie, gdy fizycznie otrzyma on pieniądze. Realizujemy kilka usług, gdzie klient uisz cza część opłaty na początku współpracy, jednocześnie prowadzimy też usługi, gdzie całość kosztów bierzemy na siebie, wliczając w to koszta sądowe. Pamiętać należy o tym, że nawet kiedy mamy korzystny, prawomocny wyrok sądu, trzeba jeszcze wyegzekwować od podmiotu należne środki. I my też tym się zajmujemy za klienta.
Rozmawiał Damian Karwowski Zdjęcia Justyna Tomczak
Kancelaria Noga i Kaczmarek Łódź, ul. Andrzeja Struga 26 lok 2 bud A tel. 605 244 393, 537 577 975 www.kancelarianik.pl FB@kancelaria nik
Marcin Kaczmarek i Bartłomiej NogaTak niestabilnej sytuacji nigdy nie mieliśmy
Rosnąca inflacja, szalejące ceny energii elektrycznej i kosztów ogrzewania. Brak możliwości zrealizowania zaplanowanych remontów. O wyzwaniach, przed którymi stoją obecnie zarządzający nieruchomościami, rozmawiamy z PAWŁEM LIPSKIM , właścicielem firmy Technoconsult, która od wielu lat współpracuje ze wspólnotami mieszkaniowymi, świadcząc na ich rzecz usługi w zakresie zarządzania nieruchomościami.
Na czym polega zarządzanie nieruchomościami?
Najprościej rzecz ujmując na dbaniu o powierzone nam mienie. A nieco szerzej to szereg czynności i decyzji, które musimy codziennie podejmować, by racjonalnie gospodarować nieruchomością. Dotyczy to zarówno prawidłowej gospodarki ekonomiczno-finansowej nieruchomości, bezpieczeństwa użytkowania i prawi dłowej eksploatacji, bieżącego administrowania nie ruchomością i utrzymania jej w jak najlepszym stanie technicznym. Działamy w oparciu o ustawę o własności lokali z 1994 roku, która to dokładnie określa, na czym polega zarządzanie nieruchomościami wspólnymi.
Czym dokładnie zarządza zarządca nieruchomości?
Firma, której zlecone zostanie zarządzanie nierucho mością, zapewnia pełną opiekę nad powierzonym jej budynkiem. Może to być zarówno budynek mieszkalny (prywatne domy wielorodzinne, bloki czy kamienice), jak również różnej wielkości biurowce. Nasza firma głównie współpracuje ze wspólnotami mieszkaniowy mi, obecnie z dwudziestoma pięcioma. I pochwalę się, że znam osobiście niemal każdego z właścicieli.
Od jak dawna działa pan w tej branży? Wyzwania cały czas są takie same, czy z biegiem lat się zmieniają?
Od ponad trzydziestu lat, zaczynałem od zarządzania nieruchomościami własnymi w firmach, w których pra cowałem i nigdy przez te wszystkie lata nie przyszło nam się mierzyć z takimi problemami, jakie mamy obecnie. Szalejąca inflacja i ciągle rosnące ceny powodują, że coraz trudniej zarządzać nieruchomościami. Mamy sierpień 2022 roku, a my nie wiemy, jakie jutro będą ceny za cen tralne ogrzewanie, ciepłą wodę i energię elektryczną. W tym roku było już kilka podwyżek. Te zmiany powo dują, że stale od nowa musimy naliczać koszty na admi nistrowanych nieruchomościach i serwować mieszkań com podwyżki, drenując coraz mocniej i tak nadwątlone już inflacją portfele. Dla wielu z nich, mamy w naszych nieruchomościach sporo emerytów, niebawem te ro snące koszty utrzymania nieruchomości mogą być nie do udźwignięcia i po prostu przestaną płacić. Zacznie wzrastać zadłużenie. Nikt nie myśli o tym, jak pomóc mieszkańcom wspólnot mieszkaniowych. To bardzo
przykre. Kolejną konsekwencją stale rosnących cen jest niemożność przeprowadzenia zaplanowanych na nie ruchomościach remontów. Do tych, które planowaliśmy na początku roku, musielibyśmy dołożyć obecnie drugie tyle, a zaciągając kredyty jeszcze więcej, bo ich opro centowanie wzrosło trzykrotnie. Gdybyśmy teraz chcieli zaciągnąć na przykład na wymianę systemu ogrzewania w kamienicy z pieców na centralne ogrzewanie trzysta tysięcy złotych na piętnaście lat, musielibyśmy oddać dziewięćset tysięcy. To kompletnie się nie opłaca, a z dru giej strony przepisy nakładają obowiązek wymiany sys temu ogrzewania, za dwa lata nie powinniśmy ogrzewać piecami. My jako administratorzy nie możemy takich
decyzji podejmować samodzielnie, stosowne uchwały o podniesieniu wydatków na remont muszą podjąć właści ciele nieruchomości i tu zaczyna się kłopot, bo do zatwier dzenia takich planów niezbędne jest kworum, a teraz po pandemii coraz trudniej o nie. Ludzie jakby przestali interesować się tym, co dzieje się z nieruchomością i nie mogę tego pojąć, jak można nie interesować się swoją własnością. Mamy też niestety coraz mniej zgłoszeń dotyczących usterek na nieruchomościach. Po prostu mieszkańcy przestali nas o nich informować. Nie wiem, z czego to wynika. Na szczęście my cały czas na bieżą co jesteśmy obecni na nieruchomościach, sprawdzamy, doglądamy, dbamy. I jest jeszcze jeden aspekt, na który chciałem zwrócić uwagę – właściciele coraz częściej ge nerują między sobą niepotrzebne konflikty i oczekują, że zarządca nieruchomości będzie występował w roli mediatora. Nie będzie, nie taka jest nasza rola, nawet nie mamy ku temu odpowiednich kompetencji i mieszkańcy powinni być tego świadomi. Często więc im mówię, mnie jako zarządcy może tu jutro już nie być, ale wy będziecie tu mieszkali, będzie się widywali, więc wszelkie konflik ty należy rozwiązywać polubownie. Nie lubię sytuacji, gdy ktoś nie chce żadnego konsensusu, tylko wszelkimi sposobami usiłuje przepychać swoje pomysły wbrew woli większości i często wbrew interesowi całej wspólnoty. W takich przypadkach odpuszczam i wycofuję się z za rządzania. Zdarzyło mi się to już kilka razy. Znam się na tym, co robię, bo wykonuje to od wielu lat i wiem, co należy do obowiązków zarządcy nieruchomości.
No właśnie, czy są jakieś przepisy obligujące do tego jak często powinno przeprowadzać się remonty na nierucho mościach?
Nie, nie ma w tym zakresie przepisów. Zarządca zobo wiązany jest do tego, aby nieruchomość utrzymywać w jak najlepszym stanie technicznym. Dba o bieżące przeglądy, naprawy, a decyzję o remontach podejmują właściciele na zebraniach wspólnot mieszkaniowych. My tylko możemy wskazać na podstawie przeglądów i ekspertyz technicznych, jakie prace są niezbędne w naj bliższym czasie. Z reguły fundusze remontowe ustalane są na poziomie od jednego złotego za metr kwadratowy, gdy wiadomo, że nieruchomość wymaga większego re montu, określa się ją na poziomie trzech-czterech zło tych za metr kwadratowy. Muszę z dumą podkreślić, że koszty utrzymania nieruchomości we wspólnotach, którymi zarządzamy, są jednymi z najniższych w mie ście. Po prostu wynika to z tego, że dbamy o obiekty, którymi zarządzamy. I czasami naprawdę w zdumienie wprawiają mnie pytania typu – musiał pan teraz prze czyścić te rynny i wydać na to trzysta złotych. Ano mu siałem, bo gdybym tego nie zrobił, nieodprowadzana dobrze woda deszczowa zalałaby ścianę, prowadząc do jej zawilgocenia. I na naprawienie takich szkód trzeba by było wydać nie trzysta złotych, a pewnie z dwadzieścia tysięcy jak nie więcej. To tylko jeden z przykładów.
Co jest największym wyzwaniem w utrzymaniu nierucho mości w dobrym stanie?
Obecnie, szalejące ceny bez wątpienia, zarówno usług jak i materiałów. Proszę sobie wyobrazić, że nie ma fa chowców do drobnych napraw, które są niezbędne. Do niedawna wspieraliśmy się pracownikami z Ukrainy, ale oni wyjechali na wojnę. A nasi fachowcy jak mają do wy boru – pojechać, naprawić usterkę za 100 zł, to zdecydo wanie wybierają większy kontrakt u dewelopera. Drugim
poważnym wyzwaniem są zaplanowane remonty, których nie możemy zacząć, bo jak wspomniałem, wszystko po szło w górę i nie jesteśmy w stanie zmieścić się w kosztach zaplanowanych na początku roku. Niestety mieszkań cy często tego nie rozumieją, bo nie mają świadomości, jak wzrosły ceny, chociażby materiałów budowalnych. Kolejną przeszkodą jest to, że takie plany remontowe zatwierdza się raz w roku podczas zebrania wspólnot mieszkaniowych, każda zmiana powoduje, że trzeba podjąć nową uchwałę, do której potrzebne jest kworum. A wystarczyłoby wprowadzić poprawki do wadliwej usta wy o własności lokali, którą przyjęto w 1994 roku posił kując się rozwiązaniami francuskimi i niemieckimi, a jak mawia Ferdynand Kiepski, tu jest Polska przecież i nie koniecznie sprawdzają się rozwiązania skuteczne w in nych krajach. Powinna zostać wprowadzona taka furtka, żeby nie blokować, nie paraliżować działania wspólnoty mieszkaniowej, że jak nie ma kworum na zebraniu, to w kolejnym terminie o realizacji uchwał decydują obecni na zebraniu. Niestety nie wiedzieć czemu nikt nie chce takiej zmiany wprowadzić.
Dlaczego warto zlecić zarządzanie nieruchomością profesjonalnej firmie?
Ponieważ to nie jest taka prosta sprawa, jak się wszyst kim wydaje. My Polacy jesteśmy przekonani, że znamy się na wszystkim i ze wszystkim sobie poradzimy. Jak potem wygląda to w rzeczywistości, nie muszę chyba tłumaczyć. Przepisy, które dotyczą wspólnot mieszka niowych, są wbrew pozorom bardzo zawiłe i skompliko wane. Będąc zarządcą nieruchomości, trzeba doskonale znać przepisy wynikające z różnych ustaw, takich mię dzy innymi jak gospodarka nieruchomościami, ochro na środowiska, czy prawo budowlane, ale też przepisy dotyczące ochrony danych osobowych czy tajemnicy korespondencji. Trzeba wiedzieć o tym, że wspólnota, mimo iż nie posiada osobowości prawnej, musi mieć pro wadzoną pełną księgowość i składać coroczne zeznania CIT. Posiadać wykwalifikowaną kadrę administracyjną, ekipy naprawcze i sprzątające. A w przypadku zarzą dzania większą ilością nieruchomości łatwiej wynego cjować dobrą cenę tych usług. Pamiętajmy także o tym, że profesjonalni zarządcy są ubezpieczeni, przykładowo moja firma jest ubezpieczona na 500 tysięcy Euro. Pod kreślę jeszcze raz, profesjonalny zarządca dba o nie ruchomość tak, by nie traciła ona na swojej wartości i by nie generowała zbyt wysokich kosztów utrzymania.
Jak chciałby pan podsumować naszą rozmowę?
Zarządca musi być blisko mieszkańców, być profesjo nalnym i uczciwym, ale przede wszystkim musi budo wać zaufanie mieszkańców. Bez wzajemnego zaufania trudno oczekiwać w naszej pracy zadowolenia i sukcesu.
Rozmawiała Beata Sakowska Zdjęcia Justyna Tomczak
Łódź, ul. Brzeźna 8/4 tel. 600 42 10 20 e-mail: info@technoconsult.pl www.technoconsult.pl
Kawa, kawka, kawusia, pełna smaku i aromatu, prosto z łódzkiej Asterii
Zależy mi na tym, by klient był jak najbardziej zadowolony. Jeśli poznam jego metodę zaparzania kawy i gust smakowy, będę w stanie dobrać mu najlepszą kawę, jakiej oczekuje zarówno pod względem aromatu, smaku, jak i jakości – mówi
JAROSŁAW NOWAKOWSKI , właściciel rzemieślniczej Palarni Kawy Asteria.
Asteria, przyznam, że nazwa pięknie brzmi, a co się pod nią dokładnie kryje?
Asteria to tytanida nocnego nieba i spadających gwiazd. Tytani i tytanidy zgodnie z mitologią grec ką, to pokolenie starych bogów, przeciwników Zeusa w walce o panowanie nad światem. Asteria była mocną i silną kobietą, i dlatego uważam, że doskonale nawią zuje do kawy, jej moc i siłę docenia wielu. W naszej iden tyfikacji, którą opracował ilustrator z łódzkiej ASP, wykorzystaliśmy mocną kobietę i element baśniowy – jednorożca, które skutecznie przyciągają uwagę od biorców i w ciekawy sposób nawiązują do Łodzi. Nad logo i nazwą pracował cały nasz zespół.
Jest pan wielkim miłośnikiem mitologii?
Wielkim to zdecydowanie za duże słowo, po prostu ją lubię. Poszukiwanie nazwy dla marki, którą się tworzy, nie jest łatwym procesem. Musi właściwie się kojarzyć i dobrze brzmieć. Asteria zapada w pamięci. Bardzo lubię też odniesienia do Łodzi, które udało nam się stworzyć przy okazji pracy nad identyfikacją marki, na przykład jednorożec w logo, który z miastem jest teraz mocno kojarzony za sprawą pomnika stojące go nieopodal przystanku przesiadkowego zwanego Stajnią Jednorożców.
Z kawowym biznesem długo jest pan już związany?
Oj, jak dobrze policzę, zbierze się tych lat całkiem sporo. W 1998 roku zacząłem pracę w firmie norweskiej, która zajmowała się sprzedażą profesjonalnych ekspresów do kawy. Dużo się wówczas uczyłem o kawie, sposobach jej wypalania, serwowania. I coraz bardziej odnajdywałem swoją pasję. Od dwunastu lat działam już samodzielnie i realizuję się w stu procentach, łącząc pasję z biznesem. Cały czas się rozwijam, poszukuję, miksuję, tworzę nowe smaki, jak chociażby barrel aged coffee – kawa, która le żakuje w beczkach po rumie. Proces leżakowania nadaje kawie szczególnych cech smakowych, takich jak słodki aromat drewna i alkoholu. Wzmacnia i podkreśla, a nawet
uszlachetnia cechy kawy. Wprowadziłem też na rynek naturalny energetyk – zimną KAWKĘ cold brew coffee. Zimna KAWKA łączy w sobie wyśmienity smak kawy, cudowne orzeźwienie i dużą dawkę kofeiny. To kawa ma cerowana na zimno przez minimum dwanaście godzin, ma delikatny i oryginalny smak i jest w stu procentach naturalnym produktem. Jest niezwykle łagodna, za wiera dużo kofeiny i ma zbilansowany smak nut czeko ladowo-orzechowych.
Jak wygląda obecnie sytuacja na rynku kawy? Kawa dzisiaj to drugi po wodzie napój najczęściej wybiera ny przez ludzi. Oceniam, że rynek kawy będzie cały czas rósł i dobrze, żeby szła za tym świadomość klientów. I cie szę się, że ona cały czas rośnie, bo moim zdaniem lepiej napić się dobrej kawy rzadziej, niż pić byle co codziennie. Niestety ostatnimi czasy, gdy coraz bardziej odczuwalny staje się kryzys gospodarczy i trzeba dokonywać różnych wyborów, nie patrzymy, że lepszy jest produkt świeży i do brej jakości, tylko bardziej skupiamy się na cenie.
Skąd się w ogóle bierze kawa, bo mam wrażenie, że nie do końca mamy o tym pojęcie lub w ogóle się nad tym nie za stanawiamy?
Kawa, choć wywodzi się z etiopskich plantacji, w tej chwili uprawiana jest nie tylko w wielu regionach Afryki, ale tak że Ameryki Środkowej, Południowej oraz Azji. W zależ ności od tego, skąd będą pochodziły ziarna, kawa może nas zaskoczyć bardzo zróżnicowanymi profilami smako wymi: od nut cytrusów, zielonego jabłka, karmelu, czeko lady, orzechów, suszonych owoców, czerwonych owoców, rabarbaru, bergamotki, moreli, ananasa, aż po wszelkie nuty kwieciste i herbaciane. Na czele produkcji znajduje się Brazylia, potem jest Kolumbia i Wietnam. I jak w ze szłym roku Brazylia opublikowała informację, że przez przymrozki, a potem suszę produkcja zmalała, natych miast wykorzystali to spekulanci, by podbić cenę kawy.
Jak wygląda droga kawy z plantacji do końcowego klienta?
Wszystko zależy od tego, o jakiej kawie mówimy. Naj większe koncerny korzystają z własnych plantacji, z któ rych ziarna kawy trafiają do ich wielkich palarni. Ale istnieje też rynek kawy premium i speciality, która przez importerów różnego typu w Europie, czy eksporterów kraju pochodzenia dociera do mniejszych palarni, w tym takich jak moja. Proces wypalania ziaren jest bardzo złożony, w rzemieślniczych produkcjach dbamy o to, aby filiżanka kawy smakowała jak najlepiej.
Kawa, jaka jest, każdy widzi, można powiedzieć, w czym ukryty jest sekret dobrej kawy wypalanej właśnie tutaj na miejscu?
Przede wszystkim w tym, że nie paramy się produkcją na skalę masową. Jesteśmy rzemieślniczą palarnią, któ ra jest w stanie dobrać smak kawy do oczekiwań klienta. Ponadto nasza kawa zawsze jest świeża. Produkty z pa larni Asteria mają nie więcej niż dwa tygodnie. A warto wiedzieć, że kawa jest najlepsza w czasie od dwóch tygo dni do dwóch miesięcy od momentu wypalenia.
Często pan podróżuje, poszukując dostawców?
Zdecydowanie więcej się szkolę, uczę się na przykład sensoryki. Zależy mi, by klient był jak najbardziej za
Jak mocno sytuacja na świecie i galopujące ceny wpływają na pana biznes?
Tak naprawdę od początku tego roku cena surowca, czyli kawy zielonej, wzrosła o ponad sto procent. I to jest naj większy problem dla rzemieślniczych palarni. Nie pod niesiemy przecież ceny o sto procent. A do tego stale rosną ceny energii elektrycznej, gazu, transportu.
Jak ta sytuacja wpływa na same kawiarnie, z którymi pan współpracuje?
Sprzedaż mamy większą niż w zeszłym roku, co jest oczywiście optymistyczne. Myślę, że klienci prowa dzący biznes gastronomiczny podnieśli ceny produktu i urealnili je do warunków polskich.
Prowadzi pan także konsultacje biznesowe dla osób, które wchodzą dopiero w świat gastronomii, chcą otworzyć swój lokal, na czym dokładnie polegają?
Z wykształcenia jestem technikiem technologii i pla nowania gastronomii, pracowałem za barem, potem w międzynarodowym koncernie, a teraz prowadzę wła sny biznes. Dzięki temu doświadczeniu jestem w stanie pomóc ludziom, którzy wkraczają w świat gastronomii i często zaczynają od podstawowego błędu, najpierw wyposażą kawiarnię, restaurację, a potem pytają mnie co z tym zrobić. Nie tędy droga odpowiadam, najpierw trzeba mieć dobre menu. Jeżeli mamy dobre menu, to dopasujemy do tego i food cost produktów i to, co potrzeba w zakresie urządzeń.
Czy prawdą jest, że herbata i kawa to są najlepsze marżowe produkty?
Dla właściciela restauracji tak. Ja dodałbym jeszcze pizzę i lody. Na tych produktach marża jest powyżej stu procent. A średni food cost restauracyjny to około trzydziestu procent. Mało kto wie, że z kilograma kawy mamy około stu, stu dwudziestu porcji kawy, czyli przy założeniu, że kilogram kosztuje sto złotych, cena jednej porcji, to tylko osiemdziesiąt groszy. Patrząc więc na cenę cappuccino czy Flat white za piętnaście, czy szesnaście złotych, to rzeczywiście jest to marżowy biznes. Ale pa miętajmy o tym, że na ostateczną cenę kawy składa się wiele czynników, m.in. dobry ekspres, który może być w leasingu, koszt lokalu, pracownika, energii elektrycznej.
Jaką kawę lubią najbardziej pana klienci?
Myślę, że nasze mieszanki, które skomponowaliśmy dwanaście lat temu doskonale przypadły do gustu klientom i stale po nie wracają. Mamy dwa rodzaje blen dów w stałej ofercie: BLUE BLEND, czyli starannie wy selekcjonowane arabiki (100%) pochodzące z Ameryki Południowej, Afryki i Azji, które szczególnie polecamy do uzyskania idealnego, delikatnego espresso oraz RED BLEND, czyli mieszankę arabik pochodzących z Ameryki Południowej, Afryki (80%) z bardzo dobrej jakości robustą (20%) idealną dla tych, którzy wolą
więcej kofeiny i goryczy w kawie. Poza tym cały czas dbamy o to, żeby mieć duży wybór kaw jednorodnych, wypalanych pod metody przelewowe, żeby każdy zna lazł coś dla siebie w naszej ofercie.
Kawa można powiedzieć, jest podstawą wielu dużych wydarzeń, targów, eventów firmowych, jak w tym zakresie jesteście w stanie zadbać o gości?
Na różne sposoby. Możemy przygotować stoisko ka wowe albo zorganizować bardzo ciekawe warsztaty. Przykładowo dla jednej z łódzkich firm poprowadziliśmy warsztaty, podczas których zaproponowaliśmy osiem różnych metod parzenia kawy, wykorzystując do tego jeden rodzaj konkretnego ziarna. Pokazaliśmy, jak może ono smakować na różne sposoby. Wrażenia uczestników były bardzo interesujące. Organizujemy też warsztaty dla sektora HoReCa i osób indywidualnych, którzy chcą się dowiedzieć, jak zaparzać kawę w domu. Podstawą dobrego zaparzania jest wiedza, warto więc poznać kil ka podstawowych zasad. Przyda nam się do tego waga kuchenna, bo sekret tkwi w odpowiedniej gramaturze i ilości wody, najlepsze proporcje to sześćdziesiąt gra mów na jeden litr wody. Więc jak mamy kubek dwustu mililitrowy, to wsypujemy dwanaście gramów kawy i zalewamy dwustoma mililitrami wody. Jeśli parzymy kawę po polsku, to ważne byśmy przez cztery minuty nie ruszali tego naparu, nie słodzili, nie mieszali, tylko poczekali, aż fusy opadną na samo dno. Inaczej cały aromat kawy ucieka w powietrze. Często przychodzą do nas klienci i proszą o zmielenie kawy, a my ich wówczas pytamy – do jakiego sposobu zaparzania, bo to jest bar dzo istotne. Przykładowo do ekspresu kolbowego trzeba tak zmielić ziarna, by woda przez sitko się przecisnęła, a kawa nie przeleciała do naparu.
Ostatni hit, który stworzyliście – zimna KAWKA, został doceniony przez magazyn Men’s Health, co ją pana zda niem wyróżnia?
To jest cold brew coffee, czyli kawa zalewana zimną wodą, zamknięta w szklanej butelce. To taki naturalny energetyk. Ponieważ pasjonuję się kawą, ciągle poszu kuję jakiś nowych rozwiązań. Kolebką cold brew są oczywiście Stany Zjednoczone, a naszym sukcesem jest eksportowanie zimnej KAWKI właśnie tam. Wi dząc ranking w Men’s Health moje serce raduje się ogromnie. Otrzymaliśmy za ten produkt 29 na 30 moż liwych punktów. Uważam, że jest to jeden z najlepszych zdrowych energetyków, jaki może być na rynku. Zawie ra tylko naturalne składniki.
Co może zastąpić?
Każdy energetyk, który często ma bardzo dużo cukru. Może wspomóc przed treningiem, czy w ciężkie dni. Pobudza, smakuje, orzeźwia i możemy go pić o każdej porze roku.
Lubimy eksperymentować. Jak powstają trendy kawowe?
To rynek kreuje potrzeby. W tym roku hitem jest Oran ge espresso, czyli kawa na bazie soku pomarańczowe go. Tonic espresso było modne już trzy lata temu i cały czas cieszy się popularnością. Dlatego odpowiadając na potrzeby rynku, stworzyliśmy właśnie zimną KAW KĘ, czyli kawę z tonikiem. Ale w Polsce nadal króluje espresso, a cold brew coffee jeszcze raczkuje.
Asteria to miejsce otwarte dla klientów indywidualnych, prowadzicie sklep internetowy, zajmujecie się pomocą przy eventach firmowych, personalizujecie kawę, dochodzą do tego wspomniane wcześniej konsultacje bizneso we. Dużo tego jak na rzemieślniczą palarnię kawy znajdu jącą się w środku osiedla w dosyć niepozornym miejscu. Czy taki był plan od początku założenia biznesu, żeby robić wiele rzeczy pod jednym szyldem?
Podstawą wszystkich naszych działań jest świeżo palona kawa. Od niej wszystko się zaczęło, a kolejne oferty są po prostu odpowiedzią na potrzeby naszych klientów.
Dobry ekspres to połowa sukcesu?
Z jednej strony tak, ale podstawą jest dobra kawa. Ja zawsze polecam przeliczać porcje. Jeżeli za kilogram kawy zapłacimy pięćdziesiąt złotych, to pięćdziesiąt groszy będzie nas kosztowała jedna porcja, a wydając osiemdziesiąt złotych za kilogram za jedną porcję za płacimy tylko trzydzieści groszy więcej, ale jakość bę dzie zdecydowanie lepsza. I na szczęście świadomość w tym zakresie wzrasta z roku na rok. W wielu biurach pije się dobrą kawę z dobrych ekspresów.
Rozmawiał Damian Karwowski Zdjęcia Justyna TomczakPalarnia Kawy Asteria Łódź, ul. Konspiracyjnego Wojska Polskiego 28 tel. 507 418 388 e-mail: kontakt@palarnia-kawy.com FB@palarniakawyasteria IG@palarnia_asteria www.palarnia-kawy.com
Jak docenić pracownika?
Czy pracownik, który czuje się niedoceniony, będzie zaangażowany, związany się z firmą i poleci ją innym osobom? Nie. Skutecznych sposobów na docenienie można znaleźć naprawdę wiele. Priorytetem stają się relacje, komunikacja i bezpieczeństwo.
Dane z raportu „Siła docenia nia” opublikowane przez HRM Institute w ubiegłym roku, po kazują, że niewiele ponad poło wa uczestników badania czuje się w pracy doceniana. Na doda tek poczucie doceniania spada wraz z wiekiem. W wielu fir mach pokutuje jeszcze prze konanie, że wystarczające jest to, że za wykonaną pracę pra cownik otrzymuje odpowiednie wynagrodzenie. Otóż nie, to nie wystarcza w obecnych czasach.
– Sposobów na docenianie pra cowników mamy naprawdę dużo. Do niedawna taką war tością dodaną były bonusy fi nansowe, które nadal cieszą się dużym uznaniem, ale obecnie ważną rolę odgrywają relacje pracowników z przełożony mi oraz atmosfera panująca w zespole. Nie wystarczy tylko pochwalić pracownika za wyko nane zadanie, on chce wiedzieć, za co konkretnie jest chwalony, ale także, co poszło nie tak. Kon struktywna informacja zwrot na to ważna część doceniania – opowiada Ewa Chylińska, współwłaścicielka trzech firm: Smart Gift, Strefa Kreatywności i Strefa Ruchu. – Liczy się tak że zaufanie, które przejawia się możliwością podejmowania sa modzielnych decyzji oraz uwaga i czas, który poświęcamy pra cownikowi. Niech wie, że drzwi do nas są zawsze otwarte. Sta wiajmy na szczerą komunikację i zdrowe relacje. Pamiętajmy też o wskazaniu celów i możliwości ścieżki kariery, bez nich nie za trzymamy pracownika w firmie.
Są różne teorie, na temat dłu gości pracy w jednym miejscu. Jedna z nich mówi, że dobrze zmieniać ją co cztery lata. A co
by się stało, gdyby pracodawcy mogli obalić te mity i zatrzy mać pracowników na dłużej? Jak rozwijałyby się firmy, gdyby pracujące w nich osoby porozumiewały się niemal bez słów, znając nawzajem swoje oczekiwania i możliwości.
– W moich trzech firmach pra cownicy czują się docenieni, przynajmniej mam taką nadzie ję. Nie zawsze jednak było tak różowo. Był moment, w którym czułam dyskomfort, że firma idzie w dół, a pracownicy są co raz mniej zadowoleni. Musiałam zatrzymać się, dostrzec to i do brze przeanalizować. Wnioski: zdrowe oparte na szczerości relacje są podstawą działania. Dbamy też o drobne przyjem ności i wspólnie spędzony czas, kilka razy w roku organizujemy imprezy integracyjne – mówi Ewa Chylińska. – Drobne przy jemności, to na przykład Smart Gifty, które można nabyć w na szej firmie o tej samej nazwie. Mówię tu o prezentach sper sonalizowanych dla pracow ników i klientów. Przykładowo na święta pracownikom z branży IT można podarować kreatyw ne kalendarze z odpowiednią oprawą, specjalistycznym ję zykiem i cytatami motywacyj nymi, zaś pracownikom firmy rodzinnej cieplutkie koce z logo, kawę, herbatę i wszystko to, co kojarzy się z zapachem świąt. Dużym powodzeniem cieszą się nasze legendarne już prezenty na mchu leśnym, pachnące la sem, w stu procentach natural ne, z szyszkami z podłódzkich lasów. Działają one na wszystkie zmysły, bo na mchu leży zawsze coś smacznego, czy to persona lizowana kawa, czy inne smako łyki od lokalnych producentów.
Częste, uczciwe, publiczne lub nie, ale regularne docenianie pracowników i zespołów jest ważne w miejscu pracy. – Świet nym momentem na takie podzię kowanie jest okres przedświą teczny i koniec roku, kiedy to możemy postawić na integrację, wspólne spotkanie. Tylko pamię tajmy o tym, by takie wydarzenie integracyjne zostało zapamięta ne na długo. Pracownik ma wyjść ze spotkania z zachwytem i z nie cierpliwością oczekiwać następ nego wydarzenia. Pomysłów na organizację imprez mamy w Strefie Kreatywności bez liku – od tematycznych wigilii, przez uroczyste kolacje po personali zowane sztuki teatralne – tłuma czy Ewa Chylińska.
tel. 533 609 460 e-mail: biuro@smart-gift.pl biuro@strefa-kreatywnosci.com www.smart-gift.pl www.strefa-kreatywnosci.com
Zdjęcie Justyna TomczakPrywatnie
Jak zaczęła się wasza współpraca?
Karolina Miętkiewicz: Tomek usilnie nalegał na współ pracę ze mną. Nie mogłam odmówić (śmiech).
Tomasz Grygowski: Tak na poważnie, zaczęło się od sprzedaży mieszkania Karoliny. Znamy się ze szkoleń i spotkań biznesowych dotyczących przede wszystkim obrotu nieruchomościami. Karolina oddała sprzedaż swojego mieszkania w moje ręce. Co nie było dla niej ła twą decyzją. Nie zakładała współpracy z pośrednikiem.
Karolina Miętkiewicz: To prawda. W sprzedaży dzia łam od wielu lat. Byłam przekonana o swojej skuteczno ści. Kto zna lepiej moje mieszkanie, niż ja sama. Po kil ku mało efektywnych prezentacjach dotarło do mnie, że nie jestem obiektywna. Brak dystansu uświadomił mi, że nie mogę sprzedawać produktu, z którym jestem związana emocjonalnie. Przekazałam temat Tomkowi. Opłacało się.
Czy agencja TomHouse, zajmująca się pośrednictwem we wszelkiego rodzaju transakcjach związanych z obro tem nieruchomościami zarówno na rynku pierwotnym jak i wtórnym, to efekt waszych doświadczeń związanych z inwestowaniem w nieruchomości?
Karolina Miętkiewicz: Dokładnie tak. Kupno, sprze daż, projektowanie, remont od podstaw, Home Sta ging. Wszystko to, co wiąże się z inwestowaniem w nie ruchomości, poznaliśmy od tak zwanej kuchni.
Tomasz Grygowski: Do sprzedaży nigdy nie angażo wałem pośrednika. Po co generować dodatkowy koszt. Zakup, czy sprzedaż nieruchomości to drobnostka. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Tak wówczas myślałem. A teraz prowadzę biuro nieruchomości (śmiech). Nie każ dy musi wiedzieć, jak odbywa się sprzedaż krok po kro ku. Warto zaufać specjalistom, oddać sprawy w ich ręce. Nauczeni doświadczeniem łatwo im znaleźć rozwiązanie, trudniej zaskoczyć. Może warto przyjąć
funkcjonujący w krajach zachodnich. Koncentrujmy się na tym, w czym jesteśmy wyspecjalizowani i co sprawia nam przyjemność. Wszyscy na tym skorzystamy.
Wspomnieliście, że sytuacja na rynku trochę się zmieniła, trudniej znaleźć sprzedających i kupujących?
Tomasz Grygowski: Znaleźć klienta nie jest trudno. Trudniej dzisiaj podjąć decyzję. Szczególnie mam na myśli kupujących. Wysokie stopy procentowe, spa dek zdolności kredytowych, wojna w Ukrainie – to są czynniki, które budzą niepokój wśród naszych klien tów. Niestety, zbyt często bazują oni na wiedzy prze kazywanej w mediach, nie na wiedzy fachowców. Żyją w strachu, nafaszerowani negatywnymi informacjami, które blokują ich przed podjęciem decyzji. Pomaga my naszym klientom kierując ich choćby do doradców kredytowych, notariuszy, prawników. Wybieramy naj lepszych, czyli takich, którzy oprócz wiedzy specjali stycznej chcą pomóc, tak po ludzku.
„
Dobre relacje to podstawa. Przede wszystkim dbamy o to, aby klient na każdym etapie czuł się dobrze zaopiekowany, by nie odniósł wrażenia, że jest pozostawiony sam sobie.
„
Pamiętacie najszybszą sprzedaż?
Karolina Miętkiewicz: Oczywiście. Takich sytuacji się nie zapomina. Od momentu wystawienia ogłoszenia do decyzji klientki minęło zaledwie osiemnaście godzin. To była jedna z moich pierwszych transakcji w TomHo use. Zadziałała bardzo motywująco. Z pewnością duży wpływ na podjęcie decyzji w tak krótkim czasie, miał sposób przygotowania nieruchomości do sprzedaży. To jak wygląda prezentowane mieszkanie, czy dom ma ogromne znaczenie. Tomek, od początku istnienia agencji, założył sprzedaż nieruchomości, które wyróż niają się na rynku. Jesteśmy jednomyślni w tych zało żeniach, dlatego współpraca tak dobrze się układa.
Tomasz Grygowski: Większość klientów poszukuje dziś na rynku gotowych produktów. Dlatego zawsze tłumaczymy sprzedającym, że mieszkanie musi być odpowiednio przygotowane do sprzedaży.
To jak przygotować mieszkanie do sprzedaży?
Karolina Miętkiewicz: Musimy trzymać się kilku pod stawowych zasad. Nieważne co sprzedajemy, zadbajmy, aby nasz produkt budził dobre emocje. W przypadku nieruchomości postarajmy się o porządek. Mieszkanie czy dom musi być zdepersonalizowane. Rodzinne zdję cia, rzeczy osobiste chowamy na czas sesji zdjęciowej i prezentacji. Dlaczego? Trudno oglądającemu wyobrazić sobie siebie w miejscu, gdzie na każdym kroku czujemy obecność właściciela. Home Staging, zabieg, który zna cząco podnosi wartość nieruchomości i przyspiesza czas sprzedaży, to kolejny ważny etap przygotowań. Na koniec profesjonalne zdjęcia, film, czy wirtualny spacer.
Tomasz Grygowski: Prezentacji mieszkań nigdy nie dokonujemy w obecności właściciela. Musimy zadbać o komfort oglądających. Zdecydowanie łatwiej jest im się otworzyć i wyrazić szczerą opinię, gdy nie ma obok sprzedającego, dla którego nieruchomość bardzo często ma wartość sentymentalną. W takiej sytuacji niepochlebne uwagi mogą przekreślić całą transak cję. Słyszymy o sytuacjach przykładowo takich: „nie sprzedałem tej kobiecie mojego mieszkania, bo nie wzbudziła mojej sympatii”. Staramy się tego uniknąć i na czas prezentacji zostajemy sami z klientami.
Z czym mierzą się kupujący i sprzedający?
Karolina Miętkiewicz: Sprzedający oferujący miesz kania pod klucz często pytają o to, co jeszcze powinno znaleźć się w mieszkaniu, by przyciągnąć uwagę ku pujących i dać im poczucie zadowolenia z dokonanego zakupu. Widzimy, że najlepiej sprzedają się mieszkania kompletne, z meblami, sprzętem AGD, po dobrze wyko nanym Home Stagingu i profesjonalnej sesji zdjęciowej. Kupujący, z kolei, narzekają na niewielką liczbę cieka wych, kompletnych mieszkań w standardzie premium. Wymagania rosną, co jest zrozumiałe. Mieszkanie to spora inwestycja w dzisiejszych czasach. Wydając kil kaset tysięcy złotych klient musi mieć poczucie, że to dobrze zainwestowane pieniądze.
Warto kupować nieruchomości w Łodzi? Miasto ma potencjał?
Tomasz Grygowski: Oczywiście, że tak. Był taki mo ment, że nieruchomości dosłownie sprzedawały się na pniu, pojawiało się wielu inwestorów z innych miast. Przywykliśmy do dobrego i dzisiaj wiele osób martwi spowolnienie na rynku. To, że mieszkanie o powierzch ni od czterdziestu do pięćdziesięciu metrów kwadra towych sprzedaje się średnio około czterech miesięcy, jest normalnym stanem rzeczy. I tak było przed 2021 rokiem. Dziś do tego wracamy. To, co się zmieniło to oczekiwania klientów, które rosną, i musimy się do nich dostosować.
Sprzedajecie tylko takie mieszkania, które wam się podo bają, czy nie ma to znaczenia?
Tomasz Grygowski: Zdecydowanie takie, które nam się podobają i nie wstydzimy się ich pokazać klientom. Nie mamy w ofercie mieszkań, które od dziesięciu czy pięt nastu lat nie były remontowane. Nie potrafimy mydlić oczu klientom, opowiadając pięknie o nieruchomości, która nadaje się do rozbiórki, a sprzedający życzy sobie za nią pokaźną sumę. U nas sprzedaż za wszelką cenę, kosztem klienta, nie wchodzi w grę.
Karolina Miętkiewicz: Możemy być uczciwi wobec klientów, gdy działamy w zgodzie ze sobą. Inaczej się nie da, prawda?
Czy pomagacie także klientom przygotować mieszkanie do sprzedaży?
Karolina Miętkiewicz: Jeśli klient sobie tego życzy, to może skorzystać z dodatkowej usługi Home Stagingu, w ramach prowadzonej przeze mnie działalności. Wy pożyczamy meble, wykonujemy Home Staging i meble na wymiar. Sesję zdjęciową oddajemy najlepszym, na szym zdaniem, fotografom wnętrz.
Jak dbacie o komfort klienta podczas całego procesu, czy to sprzedaży, czy kupna?
Karolina Miętkiewicz: Dobre relacje to podstawa. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Wystarczy w biznesie pozostać człowiekiem, zadbać, aby na każdym etapie klient czuł się zaopiekowany, by nie odniósł wrażenia, że jest pozostawiony sam sobie. Wspólnie ogląda my mieszkania, kierujemy do zaprzyjaźnionych firm pomagających w zdobyciu kredytu, współpracujemy z fantastycznymi notariuszami. W przypadku miesz kań w stanie deweloperskim oddajemy w ręce projek tantów i zaufanych ekip remontowych.
Tomasz Grygowski: Klienci, którzy kupują swoje pierw sze mieszkanie, często nie wiedzą, jak się do tego za brać, co sprawdzić, na co zwrócić uwagę. Z nami czują się po prostu bezpieczniej.
Karolina Miętkiewicz: Za kluczowe stawiamy sobie po czucie komfortu i zaufanie. Nie mamy dużo czasu na ich zbudowanie. Często to są tylko jedno, dwa spotkania. Nie mamy na to idealnej recepty, ale chyba nam to wy chodzi. Dlaczego? Ponieważ jesteśmy prawdziwi w tym, co robimy. Nie idealni, wpadki też się zdarzają. To chyba normalne. Świadomi, że tylko bez gier, udawania zyskamy zaufanie, mocno się tego trzymamy. To nam się opłaca.
Współpraca z pośrednikiem nie jest taka straszna, jak ją malują, podpisujecie się pod takim stwierdzeniem?
Karolina Miętkiewicz: Zależy z jakim (śmiech). Pra cujemy w oparciu o umowę na wyłączność. Wynika to z doświadczenia, które zdobyliśmy, robiąc mieszkania „pod klucz”. Oferta powielana w sieci przez kilka biur pośrednictwa rodzi wątpliwości wśród oglądających. Ponadto takie oferty często są niespójne i wprowadzają klienta w błąd. Nie możemy sobie na to pozwolić. Jedna nieruchomość dla jednego pośrednika. Wydaje się to oczywiste, a w Polsce nadal idziemy w ilość, nie w ja kość. Więcej nie znaczy lepiej i skuteczniej.
A zabawne sytuacje podczas transakcji też się zdarzają?
Tomasz Grygowski: Oczywiście. Choć to bardziej wy nika z naszej osobowości, nie z nieudolności. Tak to sobie tłumaczymy (śmiech). Praca pośrednika stwa rza szereg zabawnych sytuacji. Dlatego mamy z niej tyle przyjemności. Najczęściej są to błędy logistycz ne. Bywa, że mając klucze do mieszkania, wybieramy niewłaściwe drzwi, albo nie to miejsce garażowe. Ale klienci są dla nas wyrozumiali.
Karolina Miętkiewicz: Dobra atmosfera w pracy to podstawa. Czerpiemy z niej dużo radości, co klienci czują i chętnie wracają.
Jak wygląda wasz dzień pracy?
Karolina Miętkiewicz: Bardzo intensywnie. Spotkania, telefony, przygotowywanie umów, odbiory lokali, itp. Praca pośrednika to praca na cały etat, często siedem dni w tygodniu.
Tomasz Grygowski: Tworzenie ogłoszeń, dbanie o to, by były widoczne, oglądanie nowych mieszkań, pre zentacje tych do sprzedaży. Pracujemy popołudniami, bo taka pora po prostu odpowiada klientom. Piszemy
się na taki tryb działania. Tego wymaga od nas rynek i planujemy się na nim utrzymać. W wolnych chwilach, co robicie?
Karolina Miętkiewicz: Uwielbiam swoją pracę. Łapię się na tym, że mocno mnie pochłania. Dla równowagi staram się znaleźć czas na dobrą książkę, aktywność fizyczną. W moim przypadku jest to joga. Dbając o sie bie, inni na tym korzystają.
Tomasz Grygowski: Nasza praca bywa stresująca i dostarcza nam różnych emocji. Ucieczka nad jezioro i wędkowanie to dobry reset.
Szkolenia w nieruchomościach to już przeżytek, czy cały czas macie czego się uczyć?
Tomasz Grygowski: Szkolenia są dla nas bardzo ważne. Częściej uczestniczymy w tych, które skupiają inwesto rów. To pozwala nam nie tylko poszerzyć wiedzę, ale również budować relacje i zdobywać kontakty.
Tomasz Grygowski: Widzimy potencjał w tym, co robi my. Planujemy rozwój TomHouse. Nie zanosi się na nudę.
Karolina Miętkiewicz: Chyba po raz pierwszy w życiu czuję, że jestem we właściwym miejscu. Nie zakładam zmiany branży. Ale życie lubi zaskakiwać.
Rozmawiał Damian Karwowski Zdjęcia Justyna Tomczak, TomHouse
TomHouse tel. 733 565 200 e-mail: tomhouselodz@gmail.com FB@tomhouse.agent
Kto nie ryzykuje, nie pije szampana
Nie ma dla niej rzeczy niemożliwych, zawsze pełna optymizmu i otwarta na nowe pomysły, które najczęściej pojawiają się w jej głowie, gdy gotuje. Właśnie otwiera kolejne przestrzenie w hello! BUSINESS CONCEPT: hello! CO-OFFICE i hello! EVENT. Rozmawiamy z KATARZYNĄ RADZIEJEWSKĄ, kobietą biznesu.
Nie boi się pani tworzyć kolejnej przestrzeni oferującej biu ra na godziny? Całkiem sporo takich miejsc działa w Łodzi, więc konkurencja jest duża.
Odpowiem tak: kto nie ryzykuje, nie pije szampana (śmiech). A tak na poważnie, nowe projekty zawsze obarczone są pewnym ryzykiem i pewnie skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie mam żadnych obaw. Jednak w moim przypadku to obawa powoduje całkiem przy jemny dreszczyk emocji i motywuje do działania. Bardzo mocno wierzę w projekt hello! CO-OFFICE, będący czę ścią większej całości hello! BUSINESS CONCEPT. I choć mówią, że wiara czyni cuda, to oprócz niej zrobiłam także dokładną analizę rynku i potrzeb, i wiem, że jest zapotrzebowanie na biura elastyczne. I naprawdę nie zamierzam absolutnie z nikim konkurować, bo bardzo nie lubię tego słowa. Uważam, że wszyscy doskonale mo żemy uzupełniać swoje usługi, odnajdując własną niszę.
Czym oferta hello! CO-OFFICE różni się od oferty innych biur coworkingowych działających w Łodzi?
Przede wszystkim tym, że nie będziemy typową prze strzenią coworkingową. Przestrzeń biurową zaprojekto waliśmy w taki sposób, by służyła twórczej, kreatywnej pracy. W naszych biurach, a mamy ich w sumie cztery, nie ma biurek, jest natomiast duży stół z wygodnymi fotelami oraz miejsce z czterema fotelami i małym sto likiem, przy którym popijając kawę, można swobodnie dyskutować. Dla spragnionych chwili relaksu również znajdzie się miejsce. Biura te są bardzo przestronne – mają ponad 25 mkw. Zostały specjalnie wygłuszone panelami akustycznymi ozdobionymi grafikami z moty wującymi cytatami. Jest w nich dużo dziennego światła. Każde biuro wyposażone jest w sprzęt niezbędny do pracy hybrydowej, kamery, ringi oświetleniowe, stoja ki, ładowarki, tak by nie trzeba było niczego dźwigać, z wyjątkiem oczywiście własnego laptopa, bo ich na wy posażeniu nie będziemy mieć. W strefie hello! CO-OF FICE przy ulicy Słowiańskiej 1/9 jest też jeszcze jedna większa przestrzeń z kilkoma biurkami i wygodnymi fotelami, w której można popracować indywidualnie. Dbając o komfort rozmowy, w open space ustawiliśmy budkę akustyczną. No i oczywiście w kuchni czeka eks pres do kawy z naszą autorską mieszanką wypalaną specjalnie dla hello! BUSINNES CONCEPT – ten sam smak w każdej przestrzeni hello! I jest jeszcze coś faj nego – komora hiperbaryczna, w której doskonale do
tlenimy przepracowany organizm. Można do niej wejść z laptopem, ale proponuję, żeby wybrać jednak książkę z naszej biblioteczki i się zrelaksować. Po dużej dawce tlenu doskonale się myśli i tworzy.
Faktycznie, ta komora to dość niezwykle wyposażenie, jak na przestrzeń biurową…
Nie tak niezwykłe, jak pozna pani do końca mój zamysł na koncepcję tego wyjątkowego na łódzkim rynku naj mu biur elastycznych i współdzielonych miejsca. Proszę więc ją zdradzić.
Z przyjemnością. Głównym celem tego miejsca jest kreowanie, inspirowanie i wzajemne motywowanie się do tego, żeby się rozwijać i pozwalać wzrastać swoim biznesom. To miejsce stworzone zostało z myślą o lu dziach przedsiębiorczych, oczekujących ciut więcej od życia i to na różnych płaszczyznach. Ale także z myślą o zespołach projektowych działających w korporacjach, a rozproszonych w różnych miejscach. Poprzez pracę hybrydową zatraca się relacyjność w zespołach, która jest niezbędna przy realizowaniu wspólnych przedsię wzięć przez niewielkie zespoły. One od czasu do cza su muszą się spotkać, choćby po to, by wygenerować kolejne pomysły. Z łatwością przyjdą im one do głowy w przestrzeni, która będzie służyć kreatywnemu my śleniu, a taką właśnie oferujemy.
No dobrze, ale każdy, kto oferuje biura elastyczne, współ dzielone podkreśla, że jego przestrzeń służy kreatywnemu myśleniu.
No i ja nie mam nic przeciwko temu, żeby tak mówili, tylko za słowami muszą iść jeszcze konkrety, czyli od powiednio do tego przygotowana przestrzeń, o zaletach naszej już wspomniałam i dobrze jest mieć coś jeszcze w zanadrzu, oprócz komory hiperbarycznej (śmiech).
Konkretnie, co takiego?
Wspomniałam, że hello! CO-OFFICE jest częścią więk szego projektu hello! BUSINESS CONCEPT, w ramach którego oferujemy także zupełnie nową przestrzeń hello! EVENT z dużą kuchnią i większą salą warsz tatową. Proszę sobie wyobrazić, że wynajmuje pani dla zespołu biuro na przykład na cały dzień, świetnie
„
Biura te są bardzo przestronne – mają ponad 25 mkw. Zostały specjalnie wygłuszone panelami akustycznymi ozdobionymi grafikami z motywującymi cytatami. Jest w nich dużo dziennego światła. Każde biuro wyposażone jest w sprzęt niezbędny do pracy hybrydowej.
„
się wam pracuje, myśli koncepcyjnie i w pewnym mo mencie stajecie się po prostu głodni, ale obawiacie się, że wypad na lunch do miasta zaburzy cały proces.
Więc zamawiamy jedzenie.
A po co zamawiać, jak można przejść do drugiego budynku i wspólnie przygotować posiłek, cały czas dyskutując o nowych pomysłach. Wiem, z własnego doświadczenia, jak wiele świetnych pomysłów rodzi się w głowie podczas gotowania.
Jednak, aby przygotować taki posiłek, potrzebne są odpowiednie składniki, skąd je wziąć, przynieść ze sobą?
Można oczywiście, ale my na miejscu również je za pewniamy, mamy też osobę odpowiedzialną za tą prze strzeń, która służy w każdej chwili pomocą. Wspólne gotowanie to wielka frajda i doskonała integracja ze społów. Warto skorzystać z takiej możliwości.
Czy przestrzeń hello! EVENT można też wynająć na orga nizację szkoleń?
Właśnie po to została ona stworzona, można w niej orga nizować różnego rodzaju warsztaty, szkolenia, spotkania integracyjne połączone z gotowaniem. Sami też nieba wem wyjdziemy z własnymi propozycjami, więc warto zaglądać na social media hello! BUSINESS CONCEPT.
Skoro o szkoleniach mowa, to wróćmy do przestrze ni hello! CO-OFFICE, bo mam wrażenie, że jeszcze nie o wszystko spytałam, że jeszcze ma pani coś w zanadrzu dla przedsiębiorców.
W ostatnim wywiadzie na łamach LIFE IN wspomnia łam o moim życiowym motto: Pracować tyle ile musimy, zarabiać tyle ile potrzebujemy, a resztę czasu przezna czać na to, co lubimy. Chciałabym pomóc przedsiębior com nauczyć się tak żyć, żyć w zgodzie ze sobą. Jestem trenerem biznesu, trenerem mentalnym, mówcą mo tywacyjnym i ze wspólniczką prowadzę także firmę MOVON napędza nas działanie, która specjalizuje się w doradztwie biznesowym. Więc jak widać to nasze hello! CO-OFFICE to zdecydowanie o wiele więcej niż same biura na godziny. To przestrzeń przyjazna przed siębiorcom w każdym aspekcie, oferująca przyjazne kreatywne biura, możliwość skorzystania z bizne sowego wsparcia w różnych aspektach, a dodatkowo możliwość spotkania partnerów do rozmów i wymiany doświadczeń. Proszę pamiętać o tym, że często prowa dząc biznes, jesteśmy osamotnieni, zdani na samych siebie. Doskonale wiem z własnego doświadczenia, jakie możliwości otwierają się w momencie, gdy mamy szansę na wymianę doświadczeń z innymi przedsię biorczymi ludźmi.
Na jakich zasadach będą wynajmowane biura w hello! CO-OFFICE?
Cenię sobie współpracę nieco dłuższą niż jedno spo tkanie. Jeśli mamy zbudować tu fajną społeczność przedsiębiorców, a na tym nam bardzo zależy, to mu simy się też trochę poznać. W ofercie mamy bardzo różne pakiety, ale jesteśmy elastyczni i zawsze możemy uszyć coś na miarę. Pakiety dotyczą nie tylko samych biur, ale także mamy oferty łączone: biura plus prze strzeń eventowa, gastronomiczna, biura plus prze strzeń treningowa.
To w kompleksie mieści się także sala do ćwiczeń?
To studio treningu personalnego hello! TRAINING, mamy doskonałych trenerów i dobrze wyposażone sale do ćwiczeń, jest też strefa chilloutu i taka, w której można doprowadzić się do porządku przed bizneso wym spotkaniem.
Na które nie trzeba wybierać się daleko…
Dokładnie, zawsze można zorganizować je w naszych biurach.
Czy pani zdaniem cały czas będzie rosło zapotrzebowanie na biura elastyczne?
Mam nadzieję, że wróci też zapotrzebowanie na najem biur w okresie długoterminowym, ponieważ takie tak że mamy w swojej ofercie w naszym hello! BUSINESS CONCEPT, choć obecnie wszystkie są wynajęte. Myślę jednak, że model pracy hybrydowej pozostanie z nami na zawsze, bo można zaoszczędzić na wynajmowanej powierzchni i kosztach związanych z ich obsługą. I dzięki takiemu modelowi pracy wzrośnie zapotrze bowanie na biura elastyczne, w których zespoły będą mogły spotykać się od czasu do czasu. Dużo rozma wiam z przedsiębiorcami, którzy mówią, że nie potrze bują biura na cały miesiąc, wystarczy, że będą je mieli do dyspozycji – raz czy dwa w tygodniu na spotkania z kontrahentami.
Jedyne co pozostało to zaprosić chętnych do korzystania z przestrzeni hello! BUSINESS CONCEPT.
Tak, zapraszam serdecznie. Jak to się mówi skroimy ofer tę na miarę i zapewnimy biznesowe wsparcie, wspólne gotowanie i trochę fizycznego wysiłku. Wszystko w trosce o zdrowie i szczęście ludzi przedsiębiorczych.
Rozmawiała Beata Sakowska Zdjęcia Justyna Tomczak
FB@hello business concept
Było nieźle, ale trzeba sobie uświadomić, że nadchodzi trudniejszy okres
Marcin Ślawski
Doradca, menedżer i analityk finansowy. Od kilkunastu lat zwią zany z branżą inwestycyjną. Certyfikowany Analityk Inwesty cyjny (CAI) – Związek Maklerów i Doradców (ZMID). Uczestnik międzynarodowego programu z zakresu ekonomii, finansów inwestycyjnych oraz instrumentów finansowych „The Chartered Financial Analyst” w ramach CFA Institute (USA). Certyfikowany marketer The Chartered Institute of Marketing (Anglia) i posia dacz tytułu „Associate” w ramach tej organizacji. Absolwent Wydziału Zarządzania Uniwersytetu Łódzkiego o specjalności Zarządzanie Spółkami Kapitałowymi, studiów podyplomowych Rachunkowość i Zarządzanie Finansowe oraz Rynek Nierucho mości. Uczestnik kursów z zakresu doradztwa inwestycyjnego.
Za nami osiem miesięcy 2022 roku. Dużo się mówi o kryzysie, który dotyka naszą gospodarkę. Jak z nią jest pana zdaniem?
Rzeczywiście w pierwszym kwartale bieżącego roku, polska gospodarka była mocno „rozpędzona”. We dług dostępnych danych GUS, wzrost PKB Polski w pierwszym kwartale 2022 w porównaniu do tego sa mego okresu roku poprzedniego w cenach stałych był imponujący, bo wyniósł aż 8,5 procent. Ale ta dynami ka już znacznie się zmniejsza, bo według dostępnych danych w drugim kwartale tego roku w porównaniu do analogicznego okresu sprzed roku, wzrost wyniósł już około 5,3-5,5 procent. To cały czas dużo, ale spadek
O kondycji polskiej gospodarki w nadchodzących miesiącach opowiada MARCIN ŚLAWSKI , doradca, analityk finansowy i właściciel firmy Superior Investment.dynamiki jest już zauważalny. Część ekonomistów prognozuje, że wzrost PKB w trzecim kwartale br. będzie w okolicach 3 procent w relacji do trzeciego kwartału 2021 roku. Według dostępnych danych, Ministerstwo Finansów zakłada w tym roku wzrost PKB na poziomie około 4,6 procent rok do roku, zaś w przyszłym około 1,7 procent.
Do tego inflacja, która przecież też wpływa na kondycję polskiej gospodarki…
Według ostatnich danych w sierpniu br. inflacja wyniosła 16,1 proc. w porównaniu z analogicznym okresem roku poprzedniego i jest niestety wyższa od prognoz ekonomistów. W lipcu 2022 roku wzrost sprzedaży detalicznej, w cenach stałych, w porówna niu z analogicznym okresem 2021 roku największy był w jednostkach z grup „tekstylia, odzież, obuwie” oraz „farmaceutyki, kosmetyki, sprzęt ortopedycz ny”. Natomiast warto odnotować, że najgłębszy spa dek sprzedaży, aż o 15,1 procent wykazały podmioty handlujące pojazdami samochodowymi, motocyklami i częściami. To daje pewien obraz, że było dobrze, ale prawdopodobnie nadchodzi trudniejszy okres, spowolnienie, być może nawet recesja. Dotyczy to nie tylko Polski, ale również Europy i świata. Stopniowo zaczynają potwierdzać to tzw. wskaźniki wyprzedza jące koniunktury dla przemysłu w Polsce, ale również w Europie. Biorąc pod uwagę wysoką inflację w Polsce, niespotykaną od ponad dwudziestu lat, odpowiedzial ne organy państwa, takie jak NBP oraz rząd powin ny podjąć z nią walkę. Mamy zatem dwie opcje: albo łagodniejsza walka z inflacją i wtedy dłuższy okres podwyższonej inflacji, co nie jest korzystne choćby dlatego, że przyzwyczajanie się do inflacji daje ciągłą presję na płace i dalsze podwyżki cen, albo bardziej zdecydowane reakcje, kosztem większego spowol nienia, ale też prawdopodobnie umacniania złotów ki. Z reguły walka z inflacją nie jest łatwa i wymaga określonych kosztów.
Panuje opinia, że kryzys i inflacja zakończyły hossę de weloperów. Rzeczywiście przyszedł koniec inwestowania w nieruchomości?
O tak odważną tezę, że „przyszedł koniec inwesto wania w nieruchomości” bym się nie pokusił. Każde aktywo ma lepszy i gorszy okres do inwestowania. Wzrosty i dobra koniunktura na rynku nieruchomo ści to pochodna wielu rzeczy, na przykład dochodów społeczeństwa, koniunktury w gospodarce, dostęp ności i kosztu finansowania, etc. Z dostępnych da nych wynika, że w drugim kwartale 2022 roku, banki udzieliły o ponad 43 procent mniej kredytów hipo tecznych niż w tym samym okresie w zeszłym roku i o ponad 19 procent mniej niż w pierwszym kwartale br. Zresztą, nie ma się co dziwić, bo koszty kredy tów, a tym samym zdolność do ich zaciągnięcia są diametralnie inne niż w zeszłym roku. Dane wskazują, że w pierwszej połowie 2022 roku, liczba transakcji związana ze sprzedażą mieszkań była aż o połowę niższa niż w analogicznym okresie roku 2021. To duża różnica, również widać to w ujęciu transakcji kwartał do kwartału. Zawsze tak było, że okres spo wolnienia gospodarczego, recesji, wysokich kosztów finansowania i utrudnień w dostępie do kapitału, nie był korzystny dla nieruchomości i był swego rodzaju weryfikacją dla mniejszych deweloperów.
Co w tej sytuacji z inwestycjami w inne aktywa?
Jeśli chodzi o inne aktywa, spowolnienie gospodarcze lub widmo recesji nie jest korzystne z reguły dla rozwią zań inwestycyjnych opartych na surowcach. Jeśli chodzi o obligacje, to cały czas zwiększa się rentowność obligacji skarbowych, zmiennokuponowych lub na przykład fun duszy inwestycyjnych opartych na tych instrumentach, dla których najlepszy okres jest wtedy, kiedy mamy do czynienia z tzw. szczytem inflacyjnym, a ten prawdopo dobnie nadchodzi. Jeśli chodzi o rynek akcji, to od po czątku roku na większości rynków mamy bessę. Stopień spadków jest już na tyle duży, że brak negatywnych infor macji często powoduje odreagowanie indeksów w górę. Przykładem jest ostatni okres, trwający mniej więcej od połowy czerwca do połowy sierpnia br., kiedy indeksy ak cji, głównie z rynku amerykańskiego, odbiły średnio o kil kanaście procent. Zachowanie rynku akcji będzie w dużej mierze pochodną przyszłej inflacji i zapowiedzi walki z nią. Wyższa inflacja niż oczekiwana i gwałtowniejsze reakcje banków centralnych będą powodowały wahania w dół, ale jeśli dojdzie do pewnego uspokojenia w tej kwe stii, również w kontekście wydarzeń geopolitycznych, to rynki akcji mogą dość szybko odreagować w górę. Zresz tą było to widoczne we wspomnianym wcześniej okresie. To odreagowanie może być prawdopodobnie największe w sektorach związanych z tzw. nową ekonomią, czyli z: IT, technologią, medycyną, tzw. spółkami wzrostowymi, in nowacyjnymi, etc. Jeśli chodzi o region, to perspekty wicznie dość dobrze pod tym względem wygląda rynek Stanów Zjednoczonych. Cały czas jednak podkreślam, każde inwestowanie wiąże się z określonym ryzykiem. Na rozwiązania akcyjne trzeba spojrzeć w horyzoncie minimum kilku lat oraz trzeba dopasować określone rozwiązania inwestycyjne do własnego doświadczenia, akceptowalności określonych wahań, wiedzy, horyzontu inwestycyjnego, etc. Każda inwestycja wymaga indywi dualnej i głębszej analizy.
Materiał należy traktować jako wyłącznie wyraz oso bistych poglądów autora. Nie stanowi on oferty w ro zumieniu Kodeksu cywilnego ani oferty publicznej w rozumieniu ustawy o ofercie publicznej i warunkach wprowadzania instrumentów finansowych do zor ganizowanego systemu obrotu oraz o spółkach pu blicznych, doradztwa inwestycyjnego, innego rodzaju doradztwa, ani rekomendacji do zawarcia transakcji kupna lub sprzedaży jakiegokolwiek instrumentu fi nansowego, jak również innych informacji rekomendu jących lub sugerujących strategie inwestycyjne.
Łódź, al. Kościuszki 39 lok. 12 tel. 608 477 112 e-mail: biuro@speriorinvestment.pl www.superiorinvestment.pl
Rozmawiał Robert Sakowski Zdjęcie Paweł KelerZaskoczyć, zaciekawić i stworzyć możliwości
Kryminologia, nowy kierunek studiów, okazał się prawdziwym hitem wśród maturzystów. Interaktywny film promujący uczelnię wzbudził ogromne zainteresowanie. A wpisany w status uczelni praktyczny kierunek nauczania zdecydowanie ułatwia start w życiu zawodowym. O kształceniu, promocji
i możliwościach zatrudnienia rozmawiamy z ALEKSANDRĄ MYSIAKOWSKĄ, Wicekanclerz ds. relacji zewnętrznych Wyższej Szkoły Biznesu i Nauk o Zdrowiu.
Pani wicekanclerz, jakie kierunki w tym roku cieszą się największym zainteresowaniem wśród maturzystów?
Zdecydowanie kryminologia. Kierunek ten wprowadzi liśmy do oferty Wyższej Szkoły Biznesu i Nauk o Zdro wiu w ubiegłym roku i okazał się strzałem w dziesiątkę. Dlatego, że po pierwsze jest to bardzo ciekawy kierunek łączący ze sobą wiele dziedzin – prawo, psychologię, so cjologię. Studenci biorą udział w wielu różnych zajęciach z psychopatologii, profilowania psychologicznego, medy cyny sądowej, wiktymologii. A od nadchodzącego roku akademickiego będą mogli korzystać z nowoczesnej Sali VR, wirtualnej rzeczywistości, w której przeniosą się na miejsce zbrodni, gdzie będą mogli zbierać dowody, czy na wirtualną salę sądową stając się uczestnikami proce su. Jestem przekonana, że niewiele uczelni może pochwa lić się taką pracownią. Po drugie jesteśmy jedyną uczelnią w Łódzkiem oferującą ten kierunek kształcenia, a także jedną z nielicznych w Polsce. Dużym zainteresowaniem cieszy się także drugi z naszych nowych kierunków – bez pieczeństwo wewnętrzne, gdzie oferujemy dwie ścieżki kształcenia: cyberbezpieczeństwo i bezpieczeństwo transportu i logistyki. Od lat niezmienną popularnością cieszą się kosmetologia i dietetyka. W pewnym momencie wydawało się nam, że ten rynek już nasyciliśmy naszymi absolwentami, ale okazuje się, że było to błędne myślenie. To dziedziny, które cały czas prężnie się rozwijają, a my wraz z nimi. Co rusz pojawiają się jakieś nowości, a rynek chętnie wchłania kolejnych absolwentów, którzy nie mają problemu ze znalezieniem pracy. Często otrzymują pro pozycje w trakcie studenckich praktyk. Jesteśmy szkołą, w której duży nacisk kładzie się na zajęcia praktyczne, mamy doskonale wyposażone pracownie. Co oczywiście nie oznacza, że kuleje rozwój naukowy. Ale naszym nieza przeczalnym atutem jest praktyczne podejście do kształ cenia. Studenci studiujący te same kierunki na innych uczelniach, jak odwiedzają naszą szkołę, są naprawdę pod dużym wrażeniem naszych pracowni i ilości godzin spędzanych na zajęciach praktycznych.
W jaki sposób uczelnia wprowadza nowe kierunku kształcenia? Na jakiej podstawie?
Bacznie obserwujemy, co dzieje się na rynku pracy obecnie i jakie trendy będą obowiązywały za kilka lat. Od dwóch lat przy uczelni działa Rada Pracodawców,
w której zasiadają przedstawiciele różnych firm i in stytucji. To takie nasze ciało doradcze, które opiniuje nasze programy. Nie chcemy być kuźnią bezrobotnych. Zależy nam na tym, by nasi absolwenci bez problemu znajdowali zatrudnienie, co zresztą się dzieje. Wspie ramy się także różnymi raportami, jak chociażby Baro metrem Zawodów, który prognozuje zapotrzebowanie na pracowników. To właśnie z danych z tego raportu jasno wynikało, że będzie brakowało kryminologów. Zmieniły się rodzaje przestępstw i sam sposób prowa dzenia śledztwa. Obecnie osoba, która je prowadzi, musi mieć szeroką wiedzę z wielu dziedzin. I to oferuje nasz nowy kierunek. Zainteresowanie nim przeszło nasze najśmielsze oczekiwania i to już w pierwszym roku jego funkcjonowania. Z reguły potrzeba trochę czasu na wy promowanie nowego kierunku.
Czy we wrześniu można jeszcze zostać studentem Wyższej Szkoły Biznesu i Nauk o Zdrowiu?
Oczywiście, serdecznie zapraszamy. To często miesiąc, w którym rekrutacja się kumuluje, bo młodzi ludzie muszą już podjąć ostateczną decyzję co do dalszego kształcenia. To także szansa dla tych, którym nie udało się zdać matu ry w pierwszym podejściu i zdawali ponownie w sierpniu.
Czy to oznacza, że Wyższa Szkoła Biznesu i Nauk o Zdro wiu często jest dla młodych szkołą drugiego wyboru?
Absolutnie nie. Takie kierunki jak kosmetologia czy dietetyka to dla wielu kierunki pierwszego wyboru wła śnie przez to, że tak duży nacisk kładziemy na kształ cenie praktyczne. Kryminologia także jest kierunkiem pierwszego wyboru, bo nikt inny w naszym regionie nie ma jej w ofercie. Z kolei na takich kierunkach jak prawo czy psychologia jesteśmy często uczelnią dru giego wyboru, a to dlatego, że w pierwszej kolejności studenci wybierają kształcenie na uniwersytecie. Jeśli ktoś faktycznie chce zdobyć kwalifikacje i nauczyć się zawodu, to wybiera naszą uczelnię.
Uczelnia otworzyła swoją filię w Rybniku. Czy oferta kształcenia jest taka sama jak w Łodzi?
Filia w Rybniku działa już od pięciu lat. Podejmując de cyzje o jej otwarciu, kierowaliśmy się tym, by zapewnić
młodym osobom możliwość kształcenia na miejscu. Ofe rujemy tam pedagogikę pierwszego i drugiego stopnia i od tego roku także kryminologię. I chętnych nie brakuje.
Czy studenci chętnie korzystają z programu Erasmus i możliwości kształcenia za granicą? Z jakimi uczelnia mi współpracujecie?
Chętnie korzystali przed pandemią, która niestety utrudniła takie wyjazdy. Obecnie widać już, że zarówno studenci, jak i pracownicy chcą korzystać z możliwości kształcenia i szkolenia na zagranicznych uniwersyte tach. Współpracujemy z dwudziestoma dziewięcioma uczelniami, ostatnio podpisaliśmy porozumienie z uczel niami w Pizie i Atenach. Oferta jest więc bardzo szeroka, jest w czym wybierać, wystarczą tylko chęci, bo student ma zagwarantowane także stypendium. Taki wyjazd to świetna okazja do poznania kultury danego kraju, zwy czajów, języka, nawiązania nowych znajomości i dosko nały moment na usamodzielnienie.
Czy studenci po skończeniu uczelni mogą liczyć na wspar cie w poszukiwaniu pracy?
Na uczelni funkcjonuje Biuro Karier, które monitoruje sytuację na rynku pracy, zamieszczane są ogłoszenia o pracy, a absolwenci mogą także liczyć na pomoc w przy gotowaniu dokumentów niezbędnych przy aplikowaniu o pracę. Śledzimy także kariery naszych absolwentów i z tych raportów wynika, że nie mają oni problemów z zatrudnieniem zarówno u kogoś, jak i sami stwarzają sobie miejsca pracy, otwierając własne firmy. Dużo osób znajduje zatrudnienie już podczas praktyk.
Zdecydowaliście się na nowoczesną promocję uczelni. Jako jedyna z łódzkich szkół wyższych proponujecie po znanie uczelni poprzez film interaktywny. Co to dokładnie oznacza?
Od jakiegoś czasu szukaliśmy innego sposobu na promo cję uczelni, który byłby interesujący dla naszych kandyda tów. Dlatego wybraliśmy realizację filmu interaktywnego.
I tu znowu pomysł okazał się niezwykle trafiony, patrząc na statystyki dotyczące jego wyświetleń. Na czym dokład nie polega ten film? Film jest tak skonstruowany, że widz razem z głównym bohaterem Antkiem zwiedza uczelnię, ale klikając odpowiednie przyciski, trafia do miejsc, które go interesują. Widz sam dokonuje wyboru, czego chce do wiedzieć się o uczelni. Zachęcam do obejrzenia, to bardzo ciekawe doświadczenie. Zawsze staramy się, by tworzony przez nas przekaz promocyjny, był ciekawy dla odbiorcy. Trudno w tych czasach zaciekawić, zaskoczyć, więc myśli my o dodatkowych korzyściach dla odbiorcy, jak ulotka to z ciekawą recepturą na piękno lub coś pysznego.
Chętni mogą także skorzystać z edukacji na studiach podyplomowych. Ile kierunków macie w swojej ofercie i które z nich są najchętniej wybierane?
Oferta studiów podyplomowych jest bardzo bogata, mamy prawie pięćdziesiąt kierunków. W dużej mie rze skierowanych do nauczycieli, którzy stale muszą się dokształcać. Stąd sporo kierunków pedagogicz nych i takich, które pozwalają na uzyskanie kwalifi kacji niezbędnych do nauczania drugiego przedmiotu. Oczywiście są także kierunki powiązane z naszą ofertą kształcenia, jak chociażby psychologia, kosmetolo gia medyczna czy cyberbezpieczeństwo. Zapraszamy wszystkich bardzo serdecznie. Uczyć można się przez całe życie.
Rozmawiała Beata Sakowska Zdjęcie Justyna Tomczak
Łódź, ul. Piotrkowska 278 tel. 42 683 44 18 e-mail: rekrutacja@wsbinoz.pl www.wsbinoz.edu.pl
Niciarniana zapewnia dobry wypoczynek i komfortowy sen
Wydawałoby się, że wybór me bli wypoczynkowych jest spra wą dość prostą. Siadamy, prze glądamy w Internecie różne oferty, dobieramy kolorystkę, tak by pasowała do wnętrza, potem wybieramy się do skle pu stacjonarnego, by spraw dzić, czy naprawdę są takie wspaniałe, jak nam się wydaje.
Wybieramy tkaninę
Zaglądamy do centrum meblo wego Niciarniana, w którym to znajdziemy kilka sklepów ma jących w swojej ofercie meble
Faktycznie dopiero teraz uświadomiliśmy sobie, że na wet nie zastanowiliśmy się ja kich gabarytów ma być zestaw do naszego salonu i z czego wykonane ma być obicie. Wie dzieliśmy jedynie, że z tkaniny, ale nie mieliśmy pojęcia, że jest tyle rodzajów do wyboru.
– Tkanin obiciowych jest napraw dę wiele, mogą być miękkie i bar dzo przyjemne w dotyku, niemal otulające, można zdecydować się na obicie z włókien naturalnych, na przykład wełny, bawełny czy jedwabiu oraz z materiałów sztucznych. Wiele osób wybiera sofy pokryte włóknami natural nymi, które trudniej się pielęgnu je. Przy doborze tkanin pytamy też klientów, czy mają w domu zwierzęta, czy są małe dzieci. W tym przypadku przyda się coś, z czego z łatwością usuniemy sierść i brudne plamy – mówi pan Maciej z salonu Meble+.
Odpowiadamy na pytania
No to tkaninę udało nam się w końcu wybrać. Teraz czas na określenie funkcji i w tym przypadku trzeba znaleźć od powiedzi na konkretne pyta nia. Podstawowe brzmią: czego oczekujemy od sofy i foteli, do czego będziemy je wykorzysty wać? Czy często przyjmujemy gości? Czy sofa, a może fotel będą również służyć do spania?
– Od tego, jak brzmią odpo wiedzi na te pytania, powi nien zależeć ostateczny wy bór. W przypadku otwartego domu, do którego bardzo czę sto zapraszamy znajomych,
odpowiedni będzie narożnik, który zapewni komfort i wy godę. Jeżeli zaś będzie grać również rolę łóżka, ważne jest, by miał funkcję spania i by jego rozłożenie nie sprawiało trud ności. Dobrze też, gdy ma po jemnik na pościel. Przydatne mogą okazać się również za główki i podłokietniki, które mają duże znaczenie dla kom fortu użytkowania – wyjaśnia pani Kornelia z Livingroomu.
Chyba znaleźliśmy w końcu odpowiedni zestaw wypoczyn kowy, duży, wygodny, w dopa sowanym kolorze. – Jesteście państwo przekonani, że ma on odpowiedni rozmiar. Nigdy nie należy kupować mebla „na oko”. Pamiętajmy, że służyć nam bę dzie przez kilka lat, więc decy zji nie warto podejmować zbyt pochopnie, pod wpływem emo cji. Proszę dokładnie wszystko zmierzyć i wówczas dopasujemy odpowiedni rozmiar – radzi pani Anna z salonu Swalen Swarzędz.
Sprawdzamy wymiary
Nie pozostaje nam nic innego, jak wrócić do domu, dobrze wszystko wymierzyć i upewnić się, że nasz wymarzony zestaw wypoczynkowy będzie paso wał idealnie. – Rzadko się zda rza, żeby klienci kupili meble wypoczynkowe podczas pierw szej wizyty w salonie. Najpierw muszą się rozejrzeć, zobaczyć, podotykać tkaniny, pomierzyć. Czasami sprawdzić, co oferuje konkurencja. I dopiero jak już na biorą pewności, że chcą dokonać u nas zakupów, wracają po ten wymarzony wypoczynek – mówi pan Maciej z salonu Meble+.
O rany, zupełnie zapomnieliśmy o cenie, a przecież mamy okre ślony budżet. – Cena oczywiście jest bardzo ważna, ale zauwa żamy, że klienci coraz bardziej stawiają na jakość wykonania i serwis w zakresie sprzedaży, jak i działań posprzedażowych. Istotną rolę odgrywa także to, czy produkcja danego mebla od bywa się z poszanowaniem śro dowiska. – opowiada pani Anna z salonu Swalen Swarzędz.
A może jeszcze kupimy łóżko
To jak już jesteśmy w naj większym centrum snu i wy
poczynku w Łodzi, to może wybierzemy od razu wygod ne łóżko, stare przydałoby się wymienić. Od czego za czniemy, chyba od materaca, wszak to on decyduje o kom forcie naszego snu. Naucze ni już zdobytym w centrum doświadczeniem wiemy, że zanim dokonamy wyboru, musimy znaleźć odpowiedzi na pytania: jaki będzie ten nasz idealny materac – sprę żynowy, piankowy, z wkładem lateksowym, a może z kokosa, twardy czy miękki.
– Właściwie dobrany materac to taki, na którym ciało nie za pada się i jest prawidłowo pod parte. Dopasowany powinien być także do naszej wagi. Dla osób o delikatnej budowie cia ła, przeznaczone są matera ce miękkie. Natomiast osoby o cięższej budowie, powinny zdecydować się na materace twardsze. Warto też zwrócić uwagę, w jakiej pozycji za sypiamy. Osoby, które śpią na boku lub plecach, odczują większy komfort na matera cu miękkim, osobom śpiącym głównie na plecach, będzie wy godniej na materacu twardym – wyjaśnia pani Anna.
Wybór odpowiedniego ma teraca, to jednak trudne zadanie, super, że od razu znaleźliśmy ten odpowiedni. Co prawda nie mieliśmy w pla nach takiego zakupu, ale nie możemy się oprzeć. Na razie włożymy go do starego stela ża łóżka, a jak wrócimy po ze staw wypoczynkowy, kupimy ten zielony. Czy możemy od razu go zamówić.
– Nie ma najmniejszego pro blemu – odpowiada pani Anna.
Tekst Ola i Damian Zdjęcia Justyna TomczakCentrum Meblowe Niciarniana Łódź, al. Piłsudskiego 153 Godziny otwarcia: poniedziałek-sobota 10-20, w niedziele handlowe 10-18.
Każdy z puzzli ma duszę!
Wyobraź sobie gadżet marzeń - powinien zaskakiwać i robić dobry PR, być idealnie dopasowany i inny niż wszystkie. Takie właśnie są tworzone przez nas oryginalne, drewniane puzzle „z duszą”. Dla docelowego odbiorcy to zdecydowanie dużo więcej niż dobra zabawa. To okazja do wejścia w świat danej marki, branży czy historii, którą masz do opowiedzenia. O tym, jak powstała i jak się rozwija polsko-ukraińska, marka Wow Puzzle opowiadają jej twórcy EWA BIEŃKOWSKA i ANATOLII BATUSHAN.
Patrząc na to, co tworzycie, już chyba domyślam się, jak powstała nazwa. Czy każdy, widząc puzzle, mówi WOW?
Ewa Bieńkowska: Nie ukrywam, że osoby, które zobaczą nasze puzzle, właśnie w ten sposób reagują. Z czego bar dzo się cieszymy. I faktycznie nazwa wzięła się w pew nym sensie z tych początkowych zachwytów osób, którym pokazywaliśmy je jeszcze przed wprowa dzeniem na rynek. Puzzle tworzymy zarówno z myślą o klientach indywidualnych, którzy mogą zakupić gotowy model w naszym sklepie inter netowym, jak i małych, i dużych firmach, samorządach, fun dacjach, dla których two rzymy spersonalizowany produkt. Uważam, że są wspaniałym elementem działań PR-owych. Jak za uważyłeś, robią wrażenie.
Dlaczego waszym zda niem drewniana puzzle są bardzo dobrym elementem działań PR-owych?
Ewa Bieńkowska: Z prostej przyczyny zatrzymują na szą uwagę zdecydowanie dłużej niż jedną minutę, a właśnie tyle czasu z re guły poświęcają bizneso wi partnerzy na oferowane im gadżety. Wiem, że nasze puzzle nie trafiają do szu flady czy innego schowka, tylko obdarowane nimi osoby znajdują czas, by je ułożyć, na wet z samej ciekawości, zarów no efektu końcowego, jak i po ziomu skomplikowania w samym układaniu. W takich spersonalizowa nych puzzlach z reguły są wykorzy stywane elementy odwołujące się do danego biznesu, czy też jego idei. Dla niektórych stają się też ich ofertą handlową, a co najważniejsze
nasze puzzle są ekologiczne. Do ich produkcji, podob nie, jak do produkcji pudełka wykorzystujemy drewno pochodzące w stu procentach z recyclingu.
Na czym dokładnie polega ta personalizacja puzzli?
Anatolii Batushan: Zacznijmy od tego, że róż nią się od tych tradycyjnych nie tylko formą, ale i kształtem. Możemy przygotować puzzle na przykład w kształcie logo danej firmy, może to być budynek, czy produkt związany z danym miejscem. Spersonalizowane są też poszczególne puzzle w układance, z których każdy ma inny kształt. Współpracujemy z Fundacją Jerzego Owsiaka i dla Wiel kiej Orkiestry Świątecznej Pomocy przygotowaliśmy puzzle w kształcie serca, a na Pol’and’Rock Festival bajecznie kolorową gitarę składającą się z 115 puzzli, w tym wielu elementów de dykowanych. W układance można znaleźć namiot, scenę czy polową toaletę i całe mnó stwo odniesień muzycznych.
Oprócz fantastycznej współpracy z Wielką Orkiestrą Świątecz nej pomocy, z kim jeszcze udało wam się już zrealizować takie oryginalne gadżety?
Ewa Bieńkowska: Współpra ca z każdym klientem bez wyjątku przynosi ogromną radość tworzenia. Z łódz kiego podwórka możemy po chwalić się dwoma stadionami dla naszych piłkarskich drużyn. Wśród lokalnych projektów, ale skierowanych do europejskiego grona odbiorców, znalazło się odwzorowanie mo nety 1 Euro, które przygotowaliśmy dla profesora
Marka Belki. Tutaj specjalne elementy odwołują się do wartości, jakie niosą za sobą inwestycje z europejskich funduszy jak czysta energia, ekologiczny transport, ochrona środowiska, ale również wartości i dziedziny ważne we wspólnym działaniu państw unijnych jak: pra worządność, edukacja, rolnictwo, przemysł czy wymia na handlowa. Zrealizowaliśmy również projekty stawia jące na pokazanie piękna polskiej przyrody. Wśród nich puzzle dla Tatrzańskiego Parku Narodowego i Lasów Państwowych. Temu drugiemu klientowi szczególnie zależało, by zaprezentować konkretnych przedstawi cieli fauny i flory z polskich lasów. Doskonale współ pracuje nam się również z samorządami. Tworzyliśmy puzzle między innymi dla Urzędu Marszałkowskiego Województwa Łódzkiego oraz miasta Zgierz.
Jak przy użyciu kawałków drewna stworzyć edukacyjny i turystyczny gadżet, który jest jednocześnie opowieścią o miejscu? Zapewne na takich zależy samorządom?
Anatolii Batushan: obiektów, ludzi czy atrybutów kojarzących nam się z wy branym miastem, regionem lub obszarem. W przypadku Zgierza wybór kształtu był oczywisty: jeż – symbol tego mia sta. Potem skoncentrowaliśmy się na kilku reprezentacyjnych budyn kach, obszarach zielonych, insty tucjach takich jak kluby sportowe, zespołach i miejscach związanych z kulturą. Nie zabrakło również odwołań do włókienniczej historii miasta. Do każdego pudełka puzzli dołączamy też książeczkę, w której zawarte są opisy każdego z persona lizowanych elementów. Tutaj niezwykłą wagę ma współpraca z działami promocji tych jednostek samorządowych.
Jak wygląda proces tworzenia i produkcji puzzli?
Ewa Bieńkowska: która poniekąd powstała dzięki tobie, bo to właśnie ty poznałeś mnie z moim obecnym wspólnikiem Anatoliim Batushanem. Studiował wówczas w Łodzi i rozwijał pro jekt gry Łódzki Pan. I to właśnie ta gra zainspirowała nas do stworzenia naszych drewnianych puzzli. A wracając do pytania – tutaj w Łodzi razem z Olą i Piotrem, moimi wspólnikami zajmujemy się współpracą z klientami, rozmawiamy o szczegółach, dyskutujemy o ostatecznej wizji projektu, często podpowiadamy i wspólnie pra cujemy koncepcyj nie. Potem pod czuj nym okiem Tolika powstają projekty, na podstawie któ rych produkowane są już puzzle. I część produkcyjną reali zujemy na Ukrainie. Na szczęście mimo wojny cały czas udaje nam się działać. Go towe puzzle z Ukra iny przyjeżdżają do Polski, gdzie na miej scu zajmujemy się ich dystrybucją.
Z ilu elementów średnio składają się Wow Puzzle?
Anatolii Batushan: Zwykle jest ponad sto, z czego około dwu dziestu pięć procent stanowią elementy, które mają konkret ne kształty, odwołujące się do budowli, miejsc, stworzeń, cze goś charakterystycznego dla danej firmy, instytucji czy sa morządu.
Ile czasu trzeba zarezerwować na ułożenie puzzli?
Anatolii Batushan: Chyba najtrudniejsze, które do tej pory stworzyliśmy to były czarno-białe puzzle dla Radia 357. Układał je wicemistrz świata w układaniu puzzli, któ ry jest Polakiem i zajęło mu to ponad godzinę. Stwierdził, że są naprawdę trudne. Tak od naszego gadżetu trudno
Klienci zamawiają puzzle w związku z konkretnymi okazja mi, czy tak po prostu, by mieć bardzo fajny gadżet?
Ewa Bieńkowska: Różnie to bywa. Firmy mogą zamówić u nas puzzle, które później wręczają swoim klientom, partnerom biz nesowym, rozdają w konkursach dla pra cowników, czy po prostu sprzedają. Puzzle sprawdzają się też doskonale jako gadżet świąteczny zarówno dla pracowników jak i klientów, kontrahentów. Warto o tym pomy śleć już dzisiaj. Kilka takich projektów właśnie re
Jak długo trwa realizacja – od pomysłu, przez przygoto wanie projektu aż do etapu finalnego, czyli dostarczenia drewnianych pudełek z puzzlami?
Minimalnie dwa tygodnie, to czas na stworzenie projektu puzzli oraz elementów personalizo wanych. Produkcja to szybki proces, ponieważ mamy już rozbudowany park maszynowy.
Plany na przyszłość?
Ewa Bieńkowska: Współpraca z coraz większym gro nem zadowolonych klientów. Bardzo dumni jesteśmy ze współpracy z Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy. Chcielibyśmy właśnie nawiązać kontakty z innymi fun dacjami, które sprzedając wyprodukowane przez nas puzzle, mogłyby zasilać swoje konto. Zastanawiamy się nad współpracą z dużymi sieciami. I cieszymy się z każde go spotkania z kolejnym klientem, który oglądając nasze puzzle, mówi WOW.
Rozmawiał Damian Karwowski Zdjęcia Wow Puzzle
Wow Puzzle Łódź, ul. Nowopolska 12/14 tel. 604 200 688 e-mail: biuro@wowpuzzle.eu www.wowpuzzle.eu/b2b
W Rosenthalu smakuje o niebo lepiej
Od ponad stu lat ta klasyczna i stylowa porcelana zachwyca i zdobi stoły oraz wnętrza na całym świecie. O porcelanie Rosenthal rozmawiamy z ANNĄ SOBCZAK , właścicielką salonu tej marki mieszczącym się w Łodzi, przy ulicy Próchnika 1.
Wyjątkowa porcelana Rosenthal. Dlaczego wybór padł właśnie na nią?
Produkty firmy Rosenthal to przede wszystkim doskona ła jakość, elegancja, wyrafinowana estetyka i niezwykle rozbudowana oferta. Wynika ona z podejścia do projekto wania zapoczątkowanego przez założyciela firmy Philipa Rosenthala i kontynuowanego przez jego syna Philipa Rosenthala juniora. Obaj uważali, że klientom należy za proponować niebanalny styl życia, dlatego też Rosenthal sygnuje dziś nie tylko projekty bezpośrednio związane z kulturą stołu jak porcelana, srebra czy szkło, lecz rów nież wyrafinowane akcesoria wnętrzarskie. Od ponad stu lat klasyczna i stylowa porcelana zachwyca i zdobi stoły na całym świecie. Z niemiecką manufakturą współpracują lub współpracowali uznani projektanci oraz wschodzące gwiazdy designu. Rodzeństwo Versace, Walter Gropius, Tapio Wirkkala, Salvador Dali czy Andy Warhol, to tylko niektóre nazwiska związane z Rosenthalem.
Co panią najbardziej zachwyca w oferowanych produk tach, to że są unikalne, czy po prostu ich piękno?
Zdecydowanie ich piękno, to są małe dzieła sztuki. Myślę, że każdy produkt, który tutaj zakupimy i wprowadzimy do wnętrza, nada mu oryginalności i wyjątkowości.
Klienci w sklepie zatrzymują się na dłużej?
Czasami potrafią spędzić tu nawet trzy godziny. I wcale mnie to nie dziwi, bo zwykle podejmowane są u nas przemyślane decyzje zakupowe. A bogactwo oferowa nych przez nas wzorów niejednego może przyprawić o zawrót głowy. Ponadto oferujemy towar luksusowy i na jego zakup przeznaczyć trzeba określoną kwotę. Kto najchętniej kupuje porcelanę marki Rosenthal?
Przeważnie kupowana jest jako prezent. Ale coraz wię cej mamy klientów, którzy po prostu chcą sobie sprawić przyjemność i otoczyć się ładnymi przedmiotami.
Skoro wspomniała pani o prezentach, to proszę zdradzić, na czym polega weselna lista marzeń?
Taką listę można stworzyć na różne okazje, niekoniecz nie musi to być wesele. Przychodzą do nas osoby, które organizują imprezę i zgłaszają zapotrzebowanie na róż ne produkty, których potem listę wspólnie tworzymy. Następnie informują o niej swoich gości. Zjawiają się w naszym salonie i wybierają konkretne pozycje z listy.
Pilnujemy, aby prezenty się nie powielały. W ten sposób osoby, które organizują imprezę, mają pewność, że do staną to, co sobie wymarzyły.
Jaka gama produktów jest tutaj dostępna?
Asortyment mamy niezwykle bogaty od konkretnych zestawów po pojedyncze sztuki. Wybór jest ogromny. Zapraszam do salonu, tu na miejscu najlepiej się o tym państwo przekonacie. A przy okazji opowiem kilka cie kawostek o tej niezwykłej porcelanie.
Wszystko może służyć do codziennego użytku, czy raczej na wyjątkowe okazje?
To już indywidualna decyzja klienta. Osobiście zachę cam do codziennego używania, po co komuś piękny kubek, który powstał we współpracy Rosenthala z Ver sace, jak będzie ukryty w szafie.
Które wzornictwo wybierają klienci – współczesne czy to bardziej tradycyjne?
O gustach się nie dyskutuje. Są klienci, którzy wolą bardziej tradycyjnie wzory, ale są i tacy, którym tylko odpowiadają te współczesne. Firma Rosenthal chce obecnie zaintere sować ofertą nieco młodszego klienta, stąd na przykład serwis Biała Maria, który na przestrzeni stu lat emitowany był w ponad stu dekorach, w tym roku pojawił się w kolo rach: morskim i beżowo-różowym. Te nieoczywiste kolory, kupują głównie ludzie młodsi.
W przypadku porcelany też funkcjonują sezonowe trendy?
Klasyki wiodą prym przez cały rok. Mamy dwa serwisy –Biała Maria i Sanssouci Gold, które zgodnie z obietnicami producenta nigdy nie zostaną wycofane ze sprzedaży. Jedyne co zaobserwowałam, to że wiosną większe zain teresowanie budzą kolorowe serwisy.
Jak klienci kupują taki serwis to już na całe życie?
Bywa i tak oczywiście, jedynie dokupują elementy, któ re się stłukły podczas użytkowania. Osobiście, zachę cam do kupowania częściej, aby cieszyć oczy nowymi rzeczami. Młodsze pokolenie trudniej przekonać, do tego, by zwracało uwagę na to, na czym się je lub w czym się pije. Dostrzegają to dopiero w momencie, kiedy dostaną w prezencie od babci komplet, który zbierała im kilka lat. Zapewniam dania serwowane na porcelanie, smakują o niebo lepiej, podobnie jak kawa w porcelanowej filiżance czy kubku.
Czy wyroby Rosenthala to dobra inwestycja?
To jest dobra inwestycja, szczególnie gdy mówimy o limitowanych edycjach sygnowanych znanym na zwiskiem, jak chociażby Andy Warhola. Tych dzieł na całym świecie pojawiło się tylko 49 sztuk. Dla ko lekcjonerów organizowane są także aukcje.
Salon prowadzi pani w Łodzi od piętnastu lat, najpierw był w Manufakturze, a od siedmiu lat na Próchnika 1. To dobry biznesowo czas?
Nie narzekam, choć po drodze mieliśmy pandemię i re mont ulicy. Stworzyłam cudowne miejsce z klimatem i duszą, z którego jestem bardzo dumna. Zapraszam na kawę, a niebawem na inspirujące spotkania z pre zentacjami nowości i ciekawostek ze świata porcelany.
Rozmawiał Damian Karwowski Zdjęcia Justyna Tomczak
Łódź, ul Próchnika 1 tel. 666 038 617 e-mail: lodz.prochnika@rosenthal.pl
Lepszych pierogów nie znajdziecie
Choć zmieniła się niebywale, smak serwowanych w niej pierogów pozostał ten sam. Po prosu są doskonałe. Rozmawiamy z MARCELEM CHODAKOWSKIM , właścicielem Pierogarni Złote Jabłko w Poddębicach.
Pierwszy raz spotkaliśmy się trzy lata temu, wspomniał pan wówczas o tym, że zamierza się cały czas rozwijać. Nie sądziłem, że w takim imponującym stylu, że zobaczę Pierogarnię Złote Jabłko w zupełnie nowej odsłonie. Nie próżnował pan przez ten czas?
Zdecydowanie nie, to był naprawdę pracowity czas i do datkowo niezbyt łatwy dla całej branży gastronomicznej, jak i wielu innych biznesów, oczywiście przez pandemię. Nową salę zacząłem budować właśnie trzy lata temu. Od
razu rodzi się pytanie, czemu prace trwały tak długo? Ponieważ postawienie takiego obiektu nie było prostą sprawą. Po pierwsze zbudowaliśmy go z kamienia wapien nego, naszego lokalnego poddębickiego budulca. Tego kamienia nie można już nigdzie kupić, więc pozyskali śmy go ze starych budynków. Po drugie nie tak proste było znalezienie murarzy, którzy podjęliby się takiego zadania, większość odmawiała, gdy dowiadywała się, z czego trzeba będzie budować. Po trzecie pod budyn kiem znajduje się duża, naprawdę nowoczesna kuchnia,
której powstanie też zajęło trochę czasu. A w nowej sali, z której jestem naprawdę dumny, możemy przyjąć osiem dziesięciu gości.
Kiedy została otwarta?
W czerwcu tego roku. Mamy też ogródek, ale jedna jego część nadal jest w budowie. Stanie tam przepięk na fontanna z brązu stworzona przez moją siostrę artystkę Małgorzatę Chodakowską. W jej pracach zaklęte w brązie postaci zdają się ożywać na oczach podziwiającej je osoby za sprawą wody wypływającej z różnych części posągów. Powstałe natomiast z brązu i drewna rzeźby imitują ruch prawdziwego człowieka, co jest wręcz magiczne. Takie właśnie rzeźby zdobią wnętrze nowej sali, to zresztą jedyne miejsce w Polsce, gdzie można je podziwiać. Siostra tworzy i mieszka w Dreźnie.
Do Poddębic, które mają nową atrakcję – termy, przyjeżdża teraz coraz więcej osób. Czy w Złotym Jabłku w związku z tym pojawia się coraz więcej gości?
Na brak gości nie możemy narzekać i w zasadzie nigdy nie narzekaliśmy. Z czego bardzo się cieszę. Na pewno termy sprawiły, że w Poddębicach coraz więcej osób spędza czas. U nas widać zdecydowanie więcej gości, w wakacje mieliśmy co robić, było naprawdę intensywne.
I stali bywalcy zaglądają i cieszą się, że pierogarnia tak bardzo się zmieniła. Wcześniej mieliśmy miejsce dla trzydziestu gości, teraz doliczając miejsca w ogródku, możemy pomieścić ponad setkę.
A w menu nadal te same pozycje?
Tak niewiele się zmieniło. Po prostu naszym gościom sma kuje to, co mamy w ofercie. Najchętniej zamawiają pierogi, te najbardziej tradycyjne, czyli z mięsem i borowikami, kapustą i borowikami, z serem, a latem z jagodami. Mamy oczywiście nasze autorskie pozycje jak chociażby pierogi z dorszem i bryndzą owczą, pierogi z kaszą jaglaną i boro wikami, pierogi z serem i miętą, sezonowo pierogi z dynią i orzechami włoskimi, które właśnie się pojawiły. W miarę możliwości wprowadzamy produkty z własnego pola.
„
Goście najchętniej zamawiają pierogi, te najbardziej tradycyjne, czyli z mięsem i borowikami, kapustą i borowikami, z serem, a latem – z jagodami.
O własnym polu nie wspominał pan wcześniej, tylko o dostawach od lokalnych rolników. Po co panu własne pole?
Namówili mnie właśnie lokalni ekologiczni rolnicy, bym spróbował. Znalazłem też taką sentencję, mówiącą o tym, że gotowanie zaczyna się na polu. To je teraz mam i śmieję się, że to pierwsza linia naszej kuchni. Na dwóch hektarach uprawiamy własne warzywa, mamy swój sad, który za dwa czy trzy lata przynie sie pierwsze efekty, mamy sto sześćdziesiąt kur, od których jajka wykorzystujemy na pierogi. Oczywiście nadal korzystamy też z plonów lokalnych rolników, w tym roku, gdy zabrakło mi własnej cebuli, pojecha łem do zaprzyjaźnionego z nami dostawcy pod Łęczy cę. Z ofert dużych korporacyjnych firm nie korzystałem nigdy i nie będę. Serwuję zdrowe jedzenie.
Czy można w pierogarni zorganizować imprezę?
Mniejsze wydarzenia organizujemy w małej sali. To przyjęcia do trzydziestu osób, z reguły typowe uro czystości rodzinne – urodziny, imieniny, chrzciny i ko munie. W większej sali można też je zorganizować, ale nie będzie to już impreza zamknięta, tylko wydzielony stół. Nie zamykamy pod takie wydarzenia restauracji, skupiamy się na gościach indywidualnych.
Oprócz pysznego jedzenia oferujecie dodatkowe atrakcje. Czego możemy spodziewać się tej jesieni?
Wieczorków muzycznych, które zamierzamy organizo wać chociaż raz w miesiącu. Mamy zaprzyjaźnione dwa zespoły, jeden z Poddębic, drugi z Turku i szukamy też kolejnych wykonawców.
Przy dobrej muzyce pewnie przydałby się odpowiedni tru nek. Co pan proponuje?
Dobre markowe alkohole i kilka drinków, a także nalewki z Bieszczad. Produkujemy własną cytrynówkę, zebrałem z własnych drzewek dużo derenia i mamy zamiar zrobić własną dereniówkę. Polecam polską wódkę ziemniaczaną i żytnią. Ta ostatnia jest wódką bio. Bardzo mi to odpo wiada, bo w ofercie sporo mamy produktów bio. Bio wino, bio piwo ze Zduńskiej Woli, bio soki.
Znalazłem też ciekawą pozycję w menu z alkoholem –whisky z jałowcem. Skąd taki pomysł?
Sam pomysł wykorzystania jałowca zrodził się z ko nieczności, ponieważ kilka lat temu wycofałem nie zdrowe napoje gazowane i trzeba było czymś zastąpić tradycyjny napój używany do whisky. Jałowiec z żura winą jest bardzo zbliżony smakiem, bierzemy go od lo kalnego wytwórcy z Piotrkowa Trybunalskiego. Osoby, które spróbowały tego połączenia, chwalą ten smak. Pierogarnia, własne pole, dostawy od lokalnych rolników. Sporo tego, jak wygląda pana dzień?
Zaczynam na polu, karmię kury, wybieram jajka, doglą dam jak wszystko rośnie. Z reguły zajmuje mi to około dwóch godzin, potem jadę do pierogarni dostarczyć jajka do ciasta pierogowego, robię szybkie lokalne za kupy, doglądam, co dzieje się na kuchni i na sali wra cam na pole. Bardzo lubię na nim pracować, to moja oaza spokoju, w której ładuję akumulatory. Strasznie
nie lubię papierkowej roboty, na szczęście tym zajmuje się moja żona.
Czyli cały czas to biznes rodzinny?
Tak, żona już nie pracuje w szkole, tylko skupiła się ze mną na prowadzeniu restauracji, syn pracuje jako kelner, a pod okiem mojej mamy cały czas powstają pierogi. Mamy świetnego szefa kuchni i świetne panie radzące sobie doskonale z pierogami. Na sali pracuje grupa kelnerów. W sumie stały trzon stanowi zespół dwunastu osób, w sezonie pracuje do dwudziestu osób.
Czy osoby pracujące w kuchni biorą udział w szkoleniach, czy metodą prób i błędów sami tworzycie pewne trendy?
Pierogi są popularne na całym świecie i ich wariantów oraz rodzajów są zapewne setki, jak nie tysiące i nie sposób się wszystkiego nauczyć. Polegamy na starych recepturach babć czy mam, tak jak wspomniałem moja mama cały czas nam pomaga.
Odwiedza pan czasami inne pierogarnie, wie pan ile ich działa w Polsce?
Bywam w innych restauracjach, bo lubię dobre jedze nie, ale nie policzyłem ile pierogarni działa w Polsce. Je stem przekonany, że każda z nich ma swoją specyfikę. Policzyłem za to, że mamy w Polsce prawie 400 winnic.
To ciekawe. A co w najbliższych planach?
Już niebawem zaczniemy serwować pierogi z pieca opalanego drewnem, zdradzę, że smakują obłędnie. W starej sali chcemy też otworzyć mały sklep z lokal nymi produktami, lokalne przetwory z naszego pola zamknięte w słoikach. Na pewno będzie dużo kiszonek – ogórki, kapusta, zakwas z buraków. Powstawać będą też przetwory garmażeryjne, dania na wynos.
Już niebawem zaczniemy serwować pierogi z pieca opalanego drewnem, zdradzę, że smakują obłędnie.
O kolejnej restauracji pan nie myśli?
Ja nie, ale kto wie, może dzieci kiedyś będą chciały.
Codziennie je pan pierogi?
Codziennie może nie, ale jem naprawdę często. Uwielbiam je, ale nieraz jest tak, że najlepiej mi smakują, jak wracam stęskniony z tygodniowego urlopu (śmiech).
Na koniec roku szykuje pan coś specjalnego dla gości?
Zdecydowanie, zawsze mamy w ofercie menu wigilijne, jesteśmy też w stanie zorganizować mniejsze imprezy firmowe. Myślę, że w listopadzie warto już rezerwować terminy. A w wigilijnym menu jak zwykle będą pierogi z kapustą czy grzybami, uszka, kołduny i wiele innych świątecznych potraw. Zapraszamy.
Rozmawiał Damian Karwowski Zdjęcia Justyna Tomczak
Pierogarnia Złote Jabłko Poddębice, ul. Parzęczewska 2 tel. 721 197 272 www.zlotejablko.com FB@pierogarnia złote jabłko
Gotowanie jest po prostu magią
Te pięć lat odkąd mam Stekówkę, to najcudowniejszy czas w moim życiu. Czas nauki, inspiracji, poznawania nowych ludzi i doświadczania magii, bo dla mnie jest nią właśnie gotowanie. Uwielbiam swoją pracę, dobrze jest robić to, co się kocha – mówi AGNIESZKA NOWAK , właścicielka restauracji.
Jak pani ocenia po tych kilku latach działania, czy ulo kowanie Stekówki w pobliżu ruchliwej trasy S1 było do brym pomysłem?
Głównym powodem wyboru lokalizacji była przestrzeń, jaką dysponujemy, dzięki temu mamy duży parking dla gości, piękny ogródek z własną szklarnią na zewnątrz i okazałym zewnętrznym grillem smokerem, co daje nam możliwość przygotowywania potraw przy gościach. Ta lokalizacja okazała się też doskonała podczas pande mii, kiedy ludzie szukali takich miejsc trochę na uboczu. I choć mogłoby się wydawać, że mamy dość przypadko wych gości, to bardzo mylne wrażenie. Po tych pięciu latach działalności zasłużyliśmy na to, że nasi goście potrafią przejechać kilkadziesiąt kilometrów, tylko po to, by zjeść u nas wyśmienitego steka.
Czyli w menu tylko same steki?
Jak nazwa wskazuje Stekówka – Steki i Burgery, są też oczywiście burgery, mamy również przystawki, zupy, makarony, ale podstawą wszystkiego jest wołowina. Jesteśmy restauracją, której sercem są najwyższej klasy steki i kuchnia na żywo.
Wróćmy na chwilę do początków. Pamięta pani, jakie towarzyszyły jej wówczas emocje?
Pamiętam doskonale. Pierwszy weekend to była porażka, kompletnie nie byliśmy gotowi na otwarcie restauracji, w której będzie pełne obłożenie. Cała rodzina pomagała, nawet dzieci, a ja schowałam się na zmywaku, czyściłam talerze i zastanawiałam się, jak to dalej będzie.
Te pięć lat było więc dla pani dużym wyzwaniem?
Dlaczego, to był najcudowniejszy czas w moim życiu. Czas nauki, inspiracji, poznawania nowych ludzi i doświad czania magii, bo dla mnie jest nią właśnie gotowanie. Uwielbiam swoją pracę, dobrze jest robić to, co się kocha. Co jest podstawą grillowanych steków, które tutaj ser wujecie?
Dobrej jakości mięso. Gdy przekroimy grillowanego ste ka od razu widać, czy to jest dobry kawałek mięsa, czy nie. Podstawą tego biznesu są dobrzy i sprawdzeni dostaw cy oraz utrzymanie jakości. Jeśli mięso nie odpowiada
naszym standardom, po prostu zwracamy je dostawcy – nie ma tutaj przestrzeni na żadne kompromisy. Nasi goście są smakoszami steków, dużo podróżują, są oczy tani i wiedzą, czego oczekują na talerzu. Oprócz tego, że serwujemy steki na mokro, to jeszcze mamy dwie sza fy do sezonowania na sucho i w tej kwestii cały czas się
rozwijamy, próbujemy nowych rozwiązań, żeby to mięso było jeszcze bardziej soczyste i miało ciekawy smak. Lu dzie, którzy znają się na stekach, zawsze są zaskoczeni naszymi pomysłami.
W karcie jest kilka steków, które z nich cieszą się największym powodzeniem?
Panie najczęściej wybierają chude mięso, czyli polęd wicę, a panowie rib eye, stek bardzo soczysty dzięki posiadanym przerostom tłuszczowym.
Dużo osób tu pani zatrudnia?
Trudno mi ocenić czy dużo, czy mało, w sam raz na po trzeby naszej restauracji, ale zdradzę, że niedługo ze spół na pewno się powiększy, ponieważ otwieramy drugą, jeszcze większą restaurację, tym razem w Łodzi. A wraca jąc do zespołu, to cieszę się, że są w nim bardzo ambitni ludzie, którzy chcą się rozwijać i pracować tu razem ze mną. Rozumiemy się już bez słów. Zespół też jest nieco większy w sezonie letnim, kiedy to w naszym ogrodzie przygotowujemy jeszcze posiłki w lokomotywie, oczy wiście jeśli tylko pogoda na to pozwala. Takie gotowanie na żywo, które zawsze było moim marzeniem.
Do czego służy ta lokomotywa?
Inaczej zwany smoker trailer, to urządzenie, które daje niesamowitą soczystość i wyrazistość przygotowanych w nim posiłków, co jest praktycznie nie do osiągnię cia w innych warunkach. Dania z lokomotywy podbiją każde serce.
Organizujecie tu na miejscu imprezy okolicznościowe dla mięsożerców?
Organizujemy różne spotkania, imprezy zamknięte, urodziny zdarzają się często. To dość spokojne miejsce, w którym dzieci są mile widziane, dla nich też mamy da nia w menu. W kuchni stawiamy również na sezonowość, czyli wykorzystanie tego, co daje natura. Zbudowałam tu swoją wymarzoną szklarnię, w której hodujemy zioła, które kucharz serwuje naszym gościom. Zwracam dużą uwagę na to, jak danie jest wydawane i uważam, że nasi
Jak dba pani o dobrą atmosferę w zespole?
Staram się jak mogę, spędzam z tymi ludźmi dużo czasu i razem mierzymy się ze wszystkimi wyzwania mi. Byliśmy na przykład w restauracji Michela Moran, który też był kiedyś naszym gościem. Spędziliśmy tam świąteczny wieczór i mieliśmy okazję zobaczyć kuch nię, pytaliśmy o wiele rzeczy.
Jaki ma pani pomysł na dalszy rozwój restauracji?
Chcemy nadal zaskakiwać naszych gości. W tej chwili bardzo mocno pracujemy nad nowymi sposobami sezo nowania mięsa, mamy pomysły na niespotykane formy burgera oraz planujemy wprowadzić produkty z naszej unikatowej wędzarni. Jeszcze w tym roku otwieramy drugą restaurację, która w wielu aspektach będzie czymś nowym, wyjątkowym na rynku. Ciągle chcemy podnosić poprzeczkę i dawać naszym gościom niespo tykane wcześniej doznania.
Rozmawiał Damian Karwowski Zdjęcia Justyna Tomczak, Stekówka
Stekówka – Steki i Burgery Rzgów, ul. Szeroka 38 tel. 661 580 982
FB@stekowska
Piwnica Łódzka. Sala na dole, sala na górze
Przetrzymali pandemię, nie zwolnili pracowników i powiększyli restaurację. Dziś przygotowują się na jesienno-zimowy sezon i zapraszają do dwóch gustownie urządzonych sal. Do biesiadowania może w nich zasiąść prawie setka gości, którym szef kuchni zaproponuje dania kuchni polskiej i regionalnej przygotowane z lokalnych produktów.
Piwnica Łódzka to wyjątkowe miejsce na mapie gastrono micznej Łodzi. Choć nie leży na głównym szlaku kulinarnym miasta, potrafiła zbudować so lidną markę, którą przyciąga nie tylko mieszkańców Łodzi. Równie chętnie zaglądają tu także goście z kraju i zagranicy, dla których liczy się wyjątkowa kuchnia. To zasługa ciężkiej pracy i determinacji właścicieli, którzy poświęcili kilka lat na to, żeby z piwnicy jednej z łódzkich kamienic przy ulicy Sienkiewicza zrobić markowe miejsce, gdzie można posmakować tradycyj nej kuchni polskiej i regionalnej, której podstawą są produkty ku powane u lokalnych dostawców.
Radzą sobie z kryzysami
Kiedy Dominika i Sebastian Spychała zdecydowali się na otwarcie swojej wymarzo nej restauracji, wiedzieli, że nie będzie łatwo. Sukces to wypad
Warto wiedzieć!
kowa dwóch wartości: ciężkiej pracy i odrobiny szczęścia. W ich przypadku nie zabrakło jednego i drugiego, dlatego po ośmiu latach działalności restauracji, śmiało można twierdzić, że Piwnica Łódzka to mocny punkt łódzkiej gastro nomii. Zdobyte w tym czasie doświadczenie i kompetencje sprawiają, że właściciele radzą sobie nawet w najtrudniejszych momentach. Z pandemii, któ ra pogrzebała marzenia wielu restauratorów, wyszli wzmoc nieni i zdecydowani na dalsze rozwijanie swojego biznesu. I rozwijają! Dziś Piwnica Łódz ka to już dwie gustownie urzą dzone sale, w których cały czas coś się dzieje. Akurat kiedy roz mawiamy, załoga przygotowuje dwa ważne wydarzenia – w sali na dole zaplanowana jest jubi leuszowa uroczystość z okazji pięćdziesięciolecia matury, a na górze trwają przygotowa nia do imprezy urodzinowej.
W tym roku Sebastian Spychała, szef kuchni Piwnica Łódzka, został ambasadorem akcji Tydzień Kuchni Polskiej. Wydarzenie zapla nowano w dniach 11-20 listopada 2022. Aby uczcić obchody odzyskania przez Polskę nie podległości, restauracja przygotuje 3-daniowe biało-czerwone menu w cenie 99 zł oparte na gęsinie. Tydzień Kuchni Polskiej to coroczne wydarzenie organizowane przez Makro Pol ska, promujące patriotyzm kulinarny oraz zachęcające konsumentów do wspierania lokalnych restauracji.
Dwie sale do biesiadowania
Właściciele Piwnicy patrzą na swoją działalność perspek tywicznie, potrafią liczyć i mają doskonałe wyczucie potrzeb gości. Dlatego restauracyjne menu jest dobrze przemyślane i odpowiednio skalkulowane. – Znamy swoich gości, rozma wiamy z nimi, a kiedy planuje my podnieść ceny, mówimy im o tym z wyprzedzeniem, bo nikt nie lubi być zaskakiwany – wyja śnia Dominika Spychała.
A gości Piwnica Łódzka ma wy jątkowych. Aż siedemdziesiąt procent z nich to stali bywalcy, którzy regularnie odwiedzają restaurację. O swoich gościach właściciele mówią, że to kapi tał, z którym można planować przyszłość i wzmacniać pozycję restauracji. Może dlatego Do minika i Sebastian postanowili rozwinąć skrzydła i rozszerzyć ofertę. Oprócz doskonałych dań zamawianych z karty, sporo osób korzysta z lunchy, oferowanych od wtorku do piąt ku od godziny 13. Interesującą propozycją są lunche dla grup zorganizowanych, z czego co raz chętniej korzystają łódzkie firmy. Posiłek można wtedy po łączyć na przykład ze szkole niem pracowników, a wszystko w nowej sali, gdzie zmieści się nawet pięćdziesięciu osób.
Do Piwnicy na Wigilię
– Dodatkowa sala stworzyła nowe możliwości, dlatego duży nacisk kładziemy na spotka nia zorganizowane. Można u nas zrobić urodziny, imieni ny, chrzciny, komunie, firmowe spotkania, wigilie. W dolnej sali możemy przygotować wy darzenie dla czterdziestu osób, a jak ktoś życzy sobie tańce, to do trzydziestu. Z kolei w sali na górze może biesiadować do pięćdziesięciu osób – tłumaczy pani Dominika.
Menu na takie wydarzenia szef kuchni ustala indywidualnie z każdym zamawiającym. Jest też kilka wariantów cenowych, by każdy znalazł odpowiednie dla siebie rozwiązanie. To prze cież gość wie najlepiej, ile chce na taką imprezę przeznaczyć, a restauracja ma mu zapropo nować najlepsze z możliwych rozwiązań. I tak się dzieje. Dla tego, choć to dopiero wrzesień, już teraz Piwnica Łódzka za chęca do bukowania terminów na wigilijne spotkania. Pierwsze
rezerwacje już zostały wpisane do kalendarza.
Wszystko świeże i smaczne
Gości do Piwnicy przyciąga do skonała jakość i smak oferowa nych dań. To zasługa kuchennej załogi i jej kapitana, Sebastiana Spychały. Większość produk tów, z których przygotowywa ne są dania, zamawiana jest u lokalnych producentów. Żeby wszystko było świeże, niezbędne są codzienne zakupy. Dostawcy
już wiedzą, że towar, który nie spełnia oczekiwań szefa kuch ni, trafi do nich z powrotem. Jakość dań oferowanych w Piw nicy Łódzkiej, ich smak i porcje sprawiają, że goście wracają do restauracji, by spróbować za każdym razem coś nowego. A co najchętniej zamawiają?
– Naszym firmowym daniem są knedle ze śliwkami z wol no duszoną wołowiną w sosie i zasmażaną słodką kapustą. Poza tym gwarantuję, że każdy znajdzie u nas coś, co mu za smakuje – zachęca szef kuchni.
Ważną częścią działalności Piw nicy Łódzkiej są usługi caterin gowe, które restauracja zapew nia na konferencje, spotkania rodzinne lub firmowe. Dostępny jest catering od miniprzekąsek typu finger food do pieczonych w całości ryb, drobiu i innych. Do tego można wypożyczyć zasta wę stołową, sztućce, podgrze wacze i inne sprzęty dostępne w restauracyjnej wypożyczalni.
Poza ofertą kulinarną Piwnica Łódzka dysponuje bogatą ofertą barową. Jest kilka odmian piwa z lokalnych browarów, kilkana ście rodzajów wina i duży wybór butelek z mocnymi alkoholami.
Właściciele restauracji chętnie podkreślają, że bez zaangażo wanej załogi – kelnerów i obsady kuchni – ciężko byłoby im osią gnąć sukces. Dlatego w trudnych miesiącach lockdownów, gdy re staurację trzeba było zamknąć, podjęli decyzję, by wspólnie przejść ten ciężki czas. Są jedną z niewielu łódzkich restauracji, która nie zwolniła nikogo z ze społu. Dziś wspólnie dbają o to, by goście, którzy zaglądają do Piwnicy Łódzkiej, czuli się tu dobrze i wracali w przyszłości.
Piwnica Łódzka Łódź, ul. Sienkiewicza 67 lok. U7 tel. 42 207 33 30 690 22 972; 508 477 650 e-mail: piwnicalodzka@wp.pl restauracja-piwnicalodzka.pl
Cieszą oko i są rajem dla podniebienia
O słodkich stołach, jeszcze słodszych witrynach i okolicznościowych tortach rozmawiamy z PAULINĄ ŻUREK , właścicielką kawiarni Nie Pytaj, która zaprasza gości na łódzkie Chojny.
Słodkie stoły, a na nich przeróżne słodkości. Taką ofertą kusicie swoich klientów. Można powiedzieć, że to już specjalność Nie Pytaj…
Słodkie stoły pojawiły się w naszej ofercie już jakiś czas temu, przygotowujemy je głównie na wesela, ale też na urodziny, chrzciny i inne okazje. Jednak naszą główną specjalnością jest słodka witryna w kawiarni. Wszystkie słodkości wypiekamy na miejscu, można je zakupić na wynos, ale najlepiej smakują z naszą kawą speciality.
Słodki stół, czyli tak naprawdę co? Proszę zdradzić, co można na nim znaleźć.
Przeważnie są to monoporcje, czyli eleganckie mini desery. W naszej ofercie między innymi można zna leźć eklery, donuty, muffiny, mini tarty czy bezy. Ale podejmujemy się również zleceń bardziej wymagają cych. Ostatnio przygotowywałyśmy stół z zestawem wegańskich słodkości, bez cukru i bez glutenu.
Bez cukru i bez glutenu? To, co tam się pojawiło?
Pojawiły się monoporcje z musów owocowych, przygo towane w różnych konfiguracjach. Z reguły przygoto wujemy je na kruchym cieście, w tym przypadku mu siałyśmy znaleźć zamienniki, więc wykorzystałyśmy suszone morele, daktyle, wiórki kokosowe. Zasmako wały gościom na tyle, że będziemy je częściej serwować w naszej witrynie.
Skąd moda na słodkie stoły na imprezach?
Obecnie odchodzi się od standardowo serwowanych ciast na weselach. Teraz słodkie stoły są również formą atrakcji dla gości. Desery są starannie przygotowywane i eksponowane z pomysłem, w odpowiedniej aranżacji, by były spójne z motywem przewodnim uroczystości.
Ile porcji na osobę trzeba zamówić?
Na weselach standardem są trzy porcje na osobę. Tak samo jest na mniejszych uroczystościach rodzinnych czy przyjęciach organizowanych przez firmy. Zdarza się, że na przyjęcia firmowe przygotowujemy także słone stoły, z małymi wytrawnymi przekąskami. Jest spore zainteresowanie daniami wegańskimi, więc pra cujemy nad przygotowaniem takiej oferty.
Specjalizujecie się także w tortach okolicznościowych. Powstają one pod konkretne oczekiwania klientów czy raczej dużo w nich waszej własnej inwencji?
Z tym jest różnie. Z reguły klienci dają nam wolną rękę, określamy tylko wspólnie styl w jakim ma być wykonany tort i ewentualnie podsuwają kilka wska zówek na przykład dotyczących kolorystyki. Za resztę odpowiada już tylko nasza wyobraźnia. Bywa też tak, że klient dokładnie wie czego chce i wtedy realizujemy zlecenie zgodnie z jego wytycznymi.
Co w kawiarnianej witrynie pojawi się jesienią?
Za dużo nie powiem, ponieważ jesteśmy w trakcie przy gotowań karty jesienno-zimowej, a że lubimy bazować na sezonowych produktach, to na pewno pojawi się coś z dynią i grzybami.
Rozmawiał Damian Karwowski Zdjęcia Nie pytaj
Kawiarnia Nie Pytaj Łódź, ul. Skupiona 1 tel. 503 402 220 FB@Nie Pytaj IG@niepytaj.lodz
Śmieszy i wzrusza
O spektaklu „50 słów”, współpracy z Marią Seweryn i nowym sezonie artystycznym rozmawiamy z KAMILEM MAĆKOWIAKIEM , aktorem, reżyserem, scenarzystą, prezesem fundacji swojego imienia.
Trwają przygotowania do repremiery „50 słów”, spek taklu, który był już w reper tuarze Teatru Kamila Maćko wiaka. Tym razem na scenie zobaczymy pana z Marią Se weryn. Od dawna się znacie? Spotkaliście się wcześniej na scenie?
Marysię poznałem ponad dwadzieścia lat temu. Jako świeżo „upieczony” absol went szkoły baletowej do stałem propozycję zrobie nia choreografii do teatru telewizji, w którym grała. Pracowaliśmy razem przez kilka dni, potem Marysia za prosiła mnie na swój spek takl „Shopping and fucking” w Teatrze Rozmaitości. Zro bił na mnie totalne wrażenie, miałem dziewiętnaście lat, to był początek ery brutalistów w polskim teatrze. Zachwyci ło mnie, że teatr może w tak ostry, odważny sposób opo wiadać o współczesności. Maria była w tym spektaklu świetna. Poza tym gramy też razem w Och-Teatrze w farsie „Coś tu nie gra” w reżyserii Krystyny Jandy i świetnie się przy tej okazji bawimy.
Z tego, co wiem na scenie co i rusz iskrzy między wa mi,a poza sceną? Jaką kobietą jest Maria Seweryn?
Jak będzie na scenie w naszym spektaklu, przekona my się już w listopadzie. Przede wszystkim zachwyca mnie jej profesjonalizm i zaangażowanie. To aktorka bezproblemowa, co dla mnie jako producenta spekta klu jest wyjątkowym komfortem. Po ludzku zaś – jest otwartym, bardzo świadomym siebie człowiekiem.
Spektakl „50 słów” porusza bardzo aktualne aspekty kry zysu w związku, indywidualnych pragnień, ambicji. Czy pana zdaniem związek wymaga dużych wyrzeczeń?
Ten spektakl jak w soczewce pokazuje to, co praktycznie jest obecne w każdym związku. Dlatego daje i śmiech i wzruszenie, bo widzimy siebie, swoje relacje z partne rem/partnerką, swoje emocje, słyszymy te same zarzuty, żale, tęsknoty, które werbalizujemy we własnych czte rech ścianach. Wieloletni związek, związek szczęśliwy to cholernie ciężka praca. Bohaterowie spektaklu mierzą się nie tylko z tym, ale i problemami dotyczącymi wychowa nia dziecka, kryzysem ekonomicznym, upływem czasu i poczuciem wzajemnej atrakcyjności. Dochodzą też lata
wzajemnych wyrzutów, lub co chyba jeszcze gorsze nie wypowiedzianych preten sji. I to wszystko wybucha w ten jeden wieczór, który właśnie widzowie będą mo gli zobaczyć w trakcie spek taklu.
Nowością w repertuarze te atru jest spektakl „Mężczyzna z różowym trójkątem”. Co zainspirowało pana do jego stworzenia?
To spektakl, który zreali zowaliśmy dzięki dofinan sowaniu z budżetu Miasta Łodzi, dlatego zagramy aż sześć bezpłatnych poka zów. To propozycja teatral na inna niż wszystko, co do tej pory zrobiliśmy. Krzyk zagrany szeptem. Spowiedź człowieka, który spędził po nad pięć lat w obozie kon centracyjnym ze względu na swoją orientację seksualną. Nieprawdopodobny zapis cierpień i okrucieństwa. Spek takl, który zrobiłem, bo walka o prawa osób LGBTQ+ wciąż trwa, bo identyfikuję się ze słowami bohatera przedstawie nia, który mówi: „ta historia może się niestety powtórzyć”.
To kolejny monodram w pana wykonaniu. Czy to oznacza, że doskonale odnajduje się pan w takiej formie?
Monodramy to zawsze są trochę takie moje „zabawki”. Dają mi szansę na introwertyczną podróż, ale też wyzna czają kolejne progi aktorskiego rozwoju. Taką przełomową rolą jest z pewnością Klaus (ze spektaklu „Klaus-obsesja miłości”) seksoholik, narcyz, destrukcyjna psychopatycz na osobowość, której pierwowzorem jest Klaus Kinski. Cieszę się, że mogę sobie sam takie wyzwania dawać.
Szykuje pan kolejne premiery w tym sezonie teatralnym?
Szykujemy dużo więcej. W przyszłym roku inaugurujemy naszą platformę VOD. Naszym celem jest jednak two rzenie nowej jakości, nierutynowe rejestracje spektakli. W planach mamy teatr telewizji w reżyserii Michała Grzy bowskiego oraz spektakl na podstawie prozy Wiktora Krajewskiego. To już te potwierdzone realizacje, bo w pla nach jest więcej. Przyszły rok to jubileusz dziesięciolecia naszego teatru, wiec niespodzianek nie zabraknie.
Rozmawiała Beata Sakowska Zdjęcie Marta Zając-Krysiak
Zadbaj o oczy, są twoim oknem na świat
Światowa Organizacja Zdrowia szacuje, że do 2050 roku połowa ludzkości będzie krótkowzroczna. Przewiduje się, że częstość występowania krótkowzroczności u dzieci znacząco wzrośnie w wyniku zmiany ich stylu
życia – mówi MAGDALENA ZARĘBSKA-LINDNER , ortoptystka, prezes Polskiego Towarzystwa Ortoptycznego z Ośrodka Korekcji Wzroku.
Czym najczęściej szkodzimy naszym oczom?
Wszystkim tym, co robimy długo z bliskiej odległo ści i nie dajemy oczom odpocząć. I nie mówię tu tylko o komputerze, telefonie czy innych sprzętach elektro nicznych, a także o czynnościach, które traktujemy jako hobby. Każda czynność wykonywana zbyt długo blisko oczu, po prostu nie jest dla nich dobra. Niestety szczególnie młodsze pokolenie spędza zbyt dużo czasu przed wszelkiego rodzaju ekranami.
Kiedyś noszenie okularów związane było bardziej z wie kiem, czy obecnie w związku z tak szybkim rozwojem elektroniki, coraz młodsi mają już problemy ze wzrokiem?
Zdecydowanie tak, coraz więcej naszych pacjentów stanowi młodzież i młode osoby rozpoczynające za wodową przygodę. Młodzież szczególnie z ostatnich klas szkoły podstawowej i klas maturalnych, gdzie tej nauki ze względu na ważne egzaminy jest zdecydowa nie więcej, a z tych zaczynających pracę, to przeważnie informatycy, graficy, projektanci, czy księgowi, którzy długie godziny siedzą przed komputerem. Te grupy określiłabym jako szczególnego ryzyka.
Co z dziećmi, czy one przed pójściem do szkoły przecho dzą jakieś badania okulistyczne?
Robione są badania przesiewowe dwu-, cztero-, sze ściolatków u pediatrów, ale trudno podczas nich wy kryć poważne schorzenia wzroku i nie mówię tu tylko o ostrości wzroku do dali, bardziej mam na myśli za burzenia ruchomości oczu, sprawności akomodacji, długotrwałego wysiłku z bliska, który powoduje na pięcie soczewki w oku. Jeśli dziecko podczas badania widzi literki na tablicy, to wydaje nam się, że wszystko jest w porządku. I dopiero w szkole, gdy zaczyna mieć kłopoty, nie nadąża za klasą, brzydko pisze, trafia do poradni pedagogiczno-psychologicznej, w której spe cjaliści mają określić przyczyny takiego stanu rzeczy. I właśnie z takich poradni dzieci najczęściej na szczę ście trafiają do nas z prośbą o diagnozę. Bardzo chwalę sobie współpracę z tymi poradniami. Zdecydowanie rekomenduję rodzicom regularne badanie wzroku dzieci, szczególnie przed pójściem do szkoły, a w trak cie, kiedy obciążone są szczególnie przygotowaniami do ważnych egzaminów, jak chociażby w ostatniej kla sie szkoły podstawowej, a te starsze podczas przygo towań do matury.
Te badania, o których teraz pani wspomniała to doskonała profilaktyka dbania o wzrok.
Tak, niestety ta profilaktyka mocno kuleje. Powinniśmy raz na dwa lata bywać w gabinecie okulisty, a po czterdzie stym piątym roku życia co rok. Tymczasem pacjenci nawet z wadą wzroku przychodzą raz na pięć, a nawet dziesięć lat, w tym czasie wada potrafi się znacznie pogłębić. Wizyty kontrolne pomagają też wykryć różne schorzenia, które coraz częściej się pojawiają, jak jaskra czy zaćma.
Jakich wad wzroku jest najwięcej?
Zdecydowanie najwięcej osób ma problemy z krótko wzrocznością. Światowa Organizacja Zdrowia podaje, że do 2050 roku połowa ludzkości będzie krótkowzrocz na. Przewiduje się, że częstość występowania krótko wzroczności u dzieci znacząco wzrośnie w wyniku zmiany ich stylu życia, spędzania większości czasu na korzysta niu z urządzeń cyfrowych, czytaniu i wykonywaniu innych czynności w bliży oraz coraz mniejszym zaangażowaniu w aktywności ruchowe na zewnątrz. Dodatkowo, do po wstania i progresji krótkowzroczności u najmłodszych przyczynić się mogą uwarunkowania środowiskowe, dziedziczne czy behawioralne. Kolejną grupę stanowią osoby po czterdziestym roku życia potrzebujące korekcji z bliska. Rozwiązań korygujących wady wzroku mamy obecnie naprawdę wiele, to już nie tylko okulary i soczew ki. Dostępne są soczewki, dzięki którym możemy dobrze widzieć na różnych odległościach. Jeśli chodzi o okulary, to można je teraz dobrać do wykonywanej profesji, inne będą dla wykładowcy akademickiego, a inne dla księgowe go. Dlatego zawsze naszych pacjentów wypytujemy o wiele szczegółów, by dobrać im jak najlepsze rozwiązanie.
Okulary czy soczewki?
To wszystko zależy od okoliczności. Przy uprawianiu sportu wygodniejsze będą soczewki, przy dłuższej pracy przy komputerze, lepiej sprawdzą się okulary.
Czy można się nauczyć pracować przy komputerze roz sądnie, bez uszczerbku dla naszych oczu?
Można, podstawowa zasada to dobrze wyrównana wada okularami. Druga prosta zasada do zapamiętania 20-2020, czyli po dwudziestu minutach pracy robimy przerwę na dwadzieścia sekund i patrzymy na odległość dwu dziestu stóp. Gdy po ośmiu godzinach kończymy pracę przed ekranem komputera, to w domu nie zasiadamy przed kolejnym ekranem, tylko odpoczywamy. Dotyczy to także korzystania ze smartfonów, godzin spędzonych na grach komputerowych. Nawet rysując czy sklejając model, kiedy wzrok skupia się na bliskiej odległości, war to co godzinę zrobić przerwę na rozluźnienie gałki ocznej. Gdy jesteśmy zajęci czymś miłym, wydaje nam się, że nie pracujemy, ale nasze oczy pracują cały czas. Pamiętajmy też o tym, że dziennie minimum półtorej godziny powin no spędzać się na zewnątrz pomieszczenia.
Jest pani ortoptystką od dwudziestu pięciu lat, jak przez ten czas zmieniła się pani praca?
Znacznie, nauczyliśmy się dostrzegać różne zależności i wspólnie szukać rozwiązania problemów, szczególnie w przypadku dzieci. Czy wie pan, że jeśli mamy zmiany w obrębie mięśni trzymających nasz kręgosłup, to bę dziemy mieć problemy z akomodacją, z funkcjonowaniem
To jakie ćwiczenia mogą wpłynąć na poprawę zdrowia oczu? Co z najprostszych rzeczy można robić?
Rozluźnienie i wspomaganie codziennej pracy, to prze noszenie widzenia na różnych odległościach na przy kład czytamy coś na kartce, później próbujemy tę kartkę oddalić, zachowując pewne proporcje liter. Cała ortoptyka zajmująca się ćwiczeniami czy terapią widzenia jest dostosowana do konkretnego pacjenta. Wymagany jest już tutaj sprzęt i nadzór nad tym, co się robi. Każdy pacjent jest inny, nie ma dwóch takich samych przypadków i każdy potrzebuje czegoś innego, tutaj nie pracujemy na schematach.
Czy istnieje taka możliwość, aby w przypadku, gdy po gorszył się nasz wzrok w naturalny sposób go poprawić?
Jeżeli mamy wadę wzroku, czyli ktoś ma krótkowzrocz ność, astygmatyzm, presbiopie, to w tym przypadku bez soczewek lub okularów się nie obędzie, one są po prostu niezbędne. Jeżeli mówimy o zaburzeniach akomodacji czy li niewyraźnym widzeniu z bliska, które spowodowane jest długą pracą, odpowiednie ćwiczenia pod nadzorem spe cjalisty mogą przywrócić wzrok do równowagi. Są też pro dukty i rozwiązania, które powodują, że możemy zapobiec pogłębianiu się wady. Przykładowo soczewki okularowe MiYOSMART są przełomowym rozwiązaniem przezna czonym do korekcji i kontroli postępu krótkowzroczno ści u dzieci w bezpieczny, łatwy, skuteczny i nieinwazyjny sposób. Konstrukcja soczewki umożliwia jednoczesne spowolnienie wzrostu gałki ocznej i wyraźne widzenie. Spowalnianie krótkowzroczności najlepiej rozpocząć wcześnie, aby uniknąć trwałych problemów ze wzrokiem. Obecnie w większości przypadków krótkowzroczność jest korygowana za pomocą okularów ze standardowymi so czewkami jednoogniskowymi, które zapewniają wyraźne widzenie. Jednak jednoogniskowe soczewki okularowe nie pomagają spowolnić progresji krótkowzroczności. A pro szę pamiętać o tym, że krótkowzroczność, to nie tylko problem z widzeniem z daleka, dochodzi do rozrostu gałki ocznej, może dojść do rozwarstwienia siatkówki, osoby z krótkowzrocznością częściej zapadają na jaskrę. Dlatego tak ważne jest hamowanie tego procesu.
Rozmawiał Damian Karwowski Zdjęcie Justyna Tomczak
Ośrodek Korekcji Wzroku Łódź, ul. Próchnika 1 (róg Piotrkowskiej) tel. 781 335 898
email: soczewki@okw.com.pl www.okw.com.pl
FB@osrodekkorekcjiwzroku Godziny otwarcia: poniedziałek–piątek: 10-18; sobota: 10-15
Gdy dziecko potrzebuje terapii
Wspomagamy rozwój mowy u dzieci z trudnościami artykulacyjnymi. Pracujemy z dziećmi mającymi problemy wynikające z zespołu nadpobudliwości psychoruchowej, z dziećmi mającymi fobie szkolne, z dotkniętymi depresją.
Pomagamy tym, które mają trudności w nauce. Prowadzimy wspomagające terapie ruchowe – mówi ARTUR PAPUZIŃSKI , właściciel Centrum Terapii i Rozwoju LOREM.
Od lat pracuje pan jako nauczyciel w szkole specjalnej, prowadzi także własne Centrum Terapii i Rozwoju LOREM. Początek roku szkolnego, to dla pana zapewne czas inten sywnych działań?
Oj, zdecydowanie tak, ale już się przyzwyczaiłem. Ze szkolnictwem specjalnym związany jestem od dwu dziestu czterech lat, a na dodatkową działalność pod własnym szyldem zdecydowałem się stosunkowo niedawno. Od wielu lat pracuję także jako nauczyciel akademicki i dzielę się z moimi studentami wiedzą, którą zdobyłem podczas lat praktyki. Przez lata zwią zany byłem z Uniwersytetem Łódzkim, potem doszły uczelnie niepubliczne, teraz najwięcej godzin akade mickich mam w Wyższej Szkole Nauk o Zdrowiu, która ma siedzibę w Bydgoszczy.
Czy praca w szkole specjalnej wiąże się z większymi wyzwaniami dla nauczyciela?
Na pewno jest inna niż w szkole ogólnodostępnej, ale nie powiedziałbym, że trudniejsza. Mamy dużo godzin re walidacji, czyli zajęć dodatkowych, więcej czasu poświę camy też rodzicom, którzy są na bieżąco zainteresowani postępami swojego dziecka. Dopytują, co wydarzyło się danego dnia, co dalej robić z dzieckiem w domu, to bar dzo ważne. Dużo więcej czasu i inwencji poświęcamy też na samo przygotowanie zajęć. Z podręcznikiem pracu jemy naprawdę niewiele, część z naszych dzieci nie czyta w ogóle albo nie czyta ze zrozumieniem. Mamy dzieci z naprawdę różnymi deficytami i z różnych środowisk.
Jakim dzieciom pomaga pan w stworzonym przez siebie Centrum Terapii i Rozwoju LOREM?
Wspomagamy rozwój mowy u dzieci z trudnościa mi artykulacyjnymi na wszystkich etapach rozwoju. Pracujemy z dziećmi mającymi problemy wynikające
Artur Papuziński
Ligofrenopedagog, pedagog resocjalizacyjny, specjalista in tegracji sensorycznej, specjalista terapii ręki, specjalista terapii psycho-audio-fonologicznej. Wieloletni nauczyciel akademicki, oraz nauczyciel terapeuta w Szkole Specjalnej.
z zespołu nadpobudliwości psychoruchowej, z dzieć mi mającymi fobie szkolne, z dotkniętymi depresją. Pomagamy dzieciom, które mają trudności w nauce spowodowane takimi zaburzeniami jak dysleksja, dys grafia, dysortografia, dyskalkulia. Prowadzimy wspo magające terapie ruchowe, które mają wspierać dzieci z zaburzeniami mowy, uczyć nawiązywania współpra cy z innymi osobami, rozwijać sprawność manualną i ruchową, prowadzić do prawidłowej koordynacji wzrokowo ruchowej, eliminować napięcia mięśniowe i emocjonalne. Wspieramy również rodziców i opie kunów osób z deficytami rozwoju, zarówno od strony merytorycznej jak i psychologicznej.
Konkretnie o jakich terapiach pan mówi?
O terapii ręki, terapii metodą ruchu rozwijającego, te rapii metodą Mariany i Christophera Knillów, terapii Tomatisa, gimnastyce korekcyjnej, które generalnie wspomagają rozwój dziecka także tego, które nie ma żadnych deficytów.
Na czym polega terapia ręki?
Terapia w tym zakresie opiera się w głównej mierze na usprawnianiu małej motoryki, czyli precyzyjnych ru chów rąk, dłoni i palców. Ćwiczenia dobierane są przez terapeutę indywidualnie do potrzeb dziecka. Terapię zawsze poprzedza diagnoza, skoncentrowana na rozpo znaniu stopnia trudności u dziecka. Terapię ręki można prowadzić indywidualnie lub połączyć z terapią integracji sensorycznej. Terapia ręki to nie tylko ćwiczenia dłoni i palców, ale przede wszystkim ćwiczenia całego ciała.
Kto korzysta z terapii metodą ruchu rozwijającego i terapii metodą Knillów?
Metoda ruchu rozwijającego zwana też metodą Wero niki Sherborne, czyli jej twórczyni, wykorzystywana jest w terapii dzieci z zaburzeniami rozwoju. Dzięki niej mają rozwinąć świadomość własnego ciała, przestrzeni, nauczyć się wchodzić w relacje. W metodzie Marianny i Christophera Knillów ważną rolę odgrywa ruch, po nieważ ruchy powolne i rytmiczne zmniejszają stopień pobudzenia dzieci, a ruchy nagłe i szybkie sprawiają, że pobudzenie wzrasta. Celem nadrzędnym zajęć jest
rozwijanie świadomości i wrażliwości dzieci na wzajem ne kontakty, sygnały i reakcje.
Czy gimnastyka korekcyjna służy jedynie poprawie wad postawy i zapobieganiu im?
Dzięki odpowiednim ćwiczeniom zajęcia korekcyjne pomagają dzieciom w utrwaleniu nawyku utrzymy wania prawidłowej postawy ciała, a także powodują zwiększenie siły mięśni. Dobrze prowadzone zajęcia mogą być formą dodatkowej aktywności, która pozwoli na utrzymanie prawidłowej masy ciała.
Dzieci chętnie uczestniczą w zajęciach?
Tak, tylko trzeba sprawić, by na zajęciach nie wia ło nudą, trzeba dzieci zaciekawić i zainteresować, na przykład wymyślając jakieś ciekawe historie, pobu dzić wyobraźnię, one to bardzo lubią. Nauka prawidło wego siedzenia też może być całkiem ciekawa i to bez używania starodawnych szkolnych metod (uśmiech). Dziecko musi też zaufać terapeucie.
Prowadzi pan także szkolenia, z jakiego zakresu, do kogo są kierowane?
Szkolenia są kierowane głównie do wychowawców i na uczycieli w przedszkolach czy szkołach podstawowych, tu głównie mówimy o kursie terapii ręki czy też dosko nalącym z zakresu integracji sensorycznej. Wspieramy także rodziców, oferując im kurs doskonalący w prze prowadzaniu logopedycznego masażu twarzy u dzieci, które mają problemy z mową.
Wspomniał pan o integracji sensorycznej, ostatnio się sporo o niej słyszy, ale proszę wyjaśnić, na czym polegają zaburzenia z nią związane?
Integracja sensoryczna to proces, w którym mózg orga nizuje docierające do niego informacje płynące z ciała i środowiska, po czym wysyła odpowiednią reakcję. Za burzenia integracji sensorycznej mają miejsce, gdy mózg nie jest zdolny do prawidłowego przetwarzania bodźców
zmysłowych. Dziecko ma wówczas trudności z wyko naniem i zaplanowaniem własnych działań, może być nadmiernie ruchliwe, ma kłopoty z koncentracją uwagi. Pojawiają się również zaburzenia w rozwoju koordynacji ruchu, umiejętności pisania czy czytania. Terapia pole ga na rozwijaniu prawidłowego odbioru i analizy bodź ców zmysłowych docierających do dziecka z otoczenia i własnego ciała, integrowaniu tych informacji, co z kolei wyzwala u dziecka odpowiednie reakcje dostosowane do zmieniających się warunków środowiska. Podczas zabawy w sali wyposażonej w specjalistyczny sprzęt i pomoce służące do stymulacji systemu wzrokowego, słuchowego, węchowego, dotykowego dostarczane są dziecku takie bodźce, których najbardziej potrzebuje jego system nerwowy.
Gdzie zdobył pan tak wszechstronne wykształcenie?
Skończyłem studia na kierunku pedagogika specjalna, później studia podyplomowe z resocjalizacji, oligofreno pedagogiki, terapii osób ze spektrum autyzmu i sporo kursów kwalifikacyjnych. Od 1998 roku pracuję w szkole specjalnej. Właściwie to uczę się bezustannie. Ostatnio zdobyłem kolejne uprawnienia do terapii metodą Toma tisa. Prof. Tomatis odkrył, że za pośrednictwem zmysłu słuchu możemy stymulować poszczególne półkule mó zgowe. To metoda naturalnej stymulacji neurosenso rycznej. Poprawia zdolność uczenia się, koncentracji uwagi, ale także pozwala na szerszy rozwój ruchowy i manualny. Mimo że to stymulacja za pośrednictwem kanału słuchowego to dzięki przewodnictwu kostnemu możemy terapii poddawać osoby z zaburzeniami słuchu. Za chwilę zaczynam kurs terapii behawioralnej.
Rozmawiał Damian Karwowski Zdjęcia Justyna TomczakCentrum Terapii i Rozwoju Lorem Łódź, ul. Rzgowska 17 budynek B tel. 606 720 604 www.loremcentrumterapii.pl FB@lorem – gabinety terapeutyczne
Styl klasyczny jest najlepszy
Mają swój własny styl, klasyczny. Najważniejsze jest dla nich zadowolenie klienta. I tych zadowolonych klientów mają naprawdę sporo. Poznajcie MARCINA BANASIAKA i ŁUKASZA DOMAŃSKIEGO, właścicieli salonu Hair Room przy ul. Narutowicza 41 w Łodzi.
Przez ostatnie lata pracowaliście w najlepszych salonach fryzjerskich w Łodzi. Teraz działacie na własną rękę, otwo rzyliście salon Hair Room przy ul. Narutowicza 41. Co Was do tego skłoniło?
Marcin Banasiak: Kiedy zrezygnowałem z ostatniej pracy, rozważałem różne opcje – nadal pracę u ko goś, ale coraz częściej przewijała się myśl o pracy na własny rachunek. W podobnej sytuacji był Łukasz, z którym znaliśmy się z poprzedniego miejsca pracy. Razem łatwiej było podjąć decyzję i spróbować sił we własnym salonie.
Łukasz Domański: I była to jedna z najlepszych decyzji w moim życiu. Teraz, jak to się mówi, jestem kowalem własnego losu. Sam decyduję o tym, ile czasu pracu ję, a ile spędzam z rodziną, mam małe dziecko, które potrzebuje mojej uwagi. Z Marcinem mamy podobne poglądy na wiele spraw, nawet nie kłóciliśmy się przy wystroju wnętrza (śmiech).
Salon trochę schowany w podwórzu, na zewnątrz też nie zauważyłam żadnego szyldu. Jak trafiają do was klienci?
Łukasz Domański: Odpowiedź jest banalnie prosta. Klienci nie są związani z danym salonem fryzjerskim, tylko z fryzjerem. Odpowiada im sposób cięcia, farbo wania, obsługi i w ogóle styl bycia danej osoby.
Marcin Banasiak: A ponieważ w branży działamy już od wielu lat, ja ponad dwadzieścia, mogę pochwalić się całkiem sporym gronem zadowolonych klientów.
Łukasz Domański: Z naszych usług korzystają całe rodziny, raz wpadnie mama z dzieckiem, innym razem babcia, mąż, brat, bratowa. Po prostu klienci chętnie nas polecają, za co serdecznie im dziękujemy.
Gratuluję i życzę kolejnych zadowolonych klientów. Wspo mniał pan o ulubionym stylu cięcia, koloryzacji.
Marcin Banasiak: Tak właśnie to wygląda, że każdy z nas ma swój własny styl. Mój pierwszy szef powiedział mi, że on daje nam podstawy fachu, pierwsze szlify, a każdy fryzjer wybiera z tego wszystko to, co dla niego jest najlepsze. I tak właśnie rodzi się własny styl cię cia i koloryzacji. Cały czas jeździmy też na szkolenia i z nich również wynosimy to, co dla nas najlepsze.
Łukasz Domański: Ale to, co jest jeszcze niezwykle waż ne w naszym fachu, to indywidualne podejście do klienta. Każdy z nas ma inną sylwetkę, inny kształt twarzy, inny rodzaj włosów. Jest naprawdę wiele czynników, które determinują fryzurę. Jak przychodzą panie ze zdjęciem konkretnej fryzury i mówią, że chcą mieć identyczną, to od razu trzeba powiedzieć jasno, że nie zawsze to jest możliwe. Można wykorzystać pewne elementy z fryzury prezentowanej na zdjęciu i sprawić, by klientka była ocza rowana własnym efektem końcowym i fryzura sprawiała jej jak najmniej kłopotów każdego dnia.
A jak to jest z trendami we fryzjerstwie, podążacie za modą czy bardziej dopasowujecie się do stylu klientów?
Łukasz Domański: Trochę tak, a trochę nie. Pandemia zaburzyła nieco podążanie za tymi trendami, nagle okazało się, że modne jest wszystko, to co naturalne, że nikomu nie przeszkadzają naturalne siwe włosy.
Marcin BanasiakMarcin Banasiak: Określiłbym nasz styl bardziej jako klasyczny.
Łatwiej wam się pracuje, gdy klientka wskaże kierunek, czy gdy mówi, że oczekuje od was pomysłu na siebie?
Łukasz Domański: Łatwiej jest jak przyjdzie ze zdję ciem i wiemy mniej więcej czego oczekuje. Jeśli dana fryzura kompletnie nie pasuje do osoby, to sami su gerujemy najlepsze z możliwych rozwiązań. Może na przykład okazać się, że danej koloryzacji nie da zro bić w tym momencie, bo włosy są za bardzo zniszczone. Wówczas najpierw trzeba wykonać szereg zabiegów pielęgnacyjnych, aby wzmocnić włos, by później zrobić koloryzację, na której zależy klientce. Zawsze dużo rozmawiamy z klientami, żeby był wilk syty i owca cała, żeby klient był zadowolony z końcowego efektu. Bywają sytuacje, że panie upierają się przy swoim i żądają wy konania usługi. Wówczas odmawiam, nie chcę nikomu szkodzić i niszczyć włosów.
Marcin Banasiak: Zdjęcia nam bardzo pomagają, przede wszystkim w ustaleniu koloru, bo przykładowo klientka mówi, że chce zimny blond, a potem, gdy pokazujemy paletę barw, okazuje się, że zależy jej na ciepłym odcieniu.
Czy częste farbowanie nie osłabia zbytnio włosów?
Łukasz Domański: Systematyczne farbowanie włosów tylko na odroście, nie ingeruje tak bardzo w strukturę włosa, ale to domowe, gdzie często kładziemy farbę na całe włosy, zdecydowanie nie jest najlepszym roz wiązaniem. Ale koloryzacja to sprawa indywidualna i nie można niczego uogólniać, wszystko zależy od ro dzaju włosów, farby i jej składników.
Ile czasu trzeba zarezerwować na wizytę w salonie?
Łukasz Domański: Na pewno potrzeba nieco czasu. Dlatego nowych klientów zawsze najpierw zapraszamy na konsultację, obejrzymy włosy, podpowiemy, co może my z nimi zrobić i ile czasu trzeba zarezerwować na wizy tę. Z reguły proponujemy nieco dłuższy czas, by potem klientki się nie denerwowały, że mijają trzy godziny, a one nadal siedzą na fotelu z niegotową fryzurą. Komfort jest najważniejszy. Przyjmujemy na zapisy.
Jak dbać o włosy, jedne panie mają takie piękne lśniące, innym ciągle się puszą?
Marcin Banasiak: Najczęściej z powodu braku czasu panie nie stosują odpowiedniej pielęgnacji, nie odży wiają należycie włosów. Włosom co najmniej raz w ty godniu potrzebny jest piętnastominutowy kompres, odżywka po umyciu nie wystarcza. Najlepiej z kosmety ków nawilżających, które odbudowują strukturę włosa.
Łukasz Domański: Często się śmiejemy, że zakupione od żywki stojące na szafce nie działają. To tak, jakby kupić leki i w ogóle ich nie brać. Panie tłumaczą się brakiem czasu, ale naprawdę znalezienie tych piętnastu minut w tygodniu, nie powinno stanowić problemu, tym bardziej że w tym czasie możemy przecież wykonywać inne czynności. Warto też używać odpowiednich kosmetyków chroniących włosy przed gorącym powietrzem suszarki czy prostownicy. Skąd pomysł, żeby zostać fryzjerem? Rodzinna tradycja, czy przypadek?
Łukasz Domański: Przypadek, poszukiwałem swojej drogi i odnalazłem się we fryzjerstwie. I dobrze mi tu, gdzie jestem.
Marcin Banasiak: Mnie zaimponował kolega mojego bra ta, który był fryzjerem i zawsze miał nienaganną fryzurę. Choć jak sięgnąć pamięcią dziadek, który nigdy nie był zawodowym fryzjerem, strzygł wszystkich we wsi i dobrze mu to wychodziło, więc może coś w genach mi przekazał.
Co jest dla was największym wyzwaniem?
Łukasz Domański: Panie, które nie do końca wiedzą, czego chcą. Siadają na fotelu i mówią, tak żeby było dobrze. Trzeba wtedy wyczuć daną osobę i zapropo nować coś, co jej do nas nie zrazi.
Marcin Banasiak: Najważniejsze jest uświadomienie klienta, jak ma dbać o fryzurę, jak się czesać, jakich kosme tyków używać, by każdego dnia wyglądała równie dobrze.
Rozmawiała Beata Sakowska Zdjęcia Justyna Tomczak
Hair Room Łódź, ul. Nautowicza 41 lok. U3 tel. 570 642 543 e-mail: hairroom.lodz@gmail.com FB@hairroom.lodz
Łukasz DomańskiPięć kroków do pięknych i lśniących włosów
Aby włosy były piękne przez cały rok, należy stale się o nie troszczyć. Zapewnić im właściwą pielęgnację dostosowaną do pór roku, dobrać odpowiednie kosmetyki, wieść odpowiedni styl życia i dobrze się odżywiać. O pięciu krokach do pięknych i lśniących włosów opowiada stylistka, trycholog IZABELLA PIETRUSZKA , właścicielka salonu BB Hair Spa by Izabella.
1. Pielęgnacja a pory roku
Każda pora roku to inna tempe ratura i wilgotność powietrza. Włosy intensywnie reagują na te zmiany. Wynika to z ich budowy wewnętrznej. Sam włos zbudo wany jest z białek, ale w dużej mierze wypełniają go przestrze nie powietrzne. Wilgoć w powie trzu powoduje pęcznienie włosa a jej brak jego wysuszenie. Braki w zakresie dostarczania włosom emolientów, humektantów czy protein nasilają te objawy. Odpo wiednia pielęgnacja wyrównuje niedobory, zapewniając włosom równowagę w czasie każdej pory roku. Jesienią reanimujemy wło sy po lecie, podczas którego zwy kle narażone są na przesuszenie, dobrze więc sprawdzą się wszel kiego rodzaju zabiegi z keratyną, ale także z proteinami zbożowy mi, roślinnymi, z kwasem hialu ronowym, z aloesem. W zimowej pielęgnacji warto uważać na hu mektanty, trzeba ograniczyć ich wykorzystanie. Regularnie warto sięgać zaś po produkty do pielęgnacji z emolientami, które w składzie posiadają ole je. W tym trudnym czasie włosy szczególnie pokochają produkty zawierające różnego rodzaju ma sło – shea, kakaowe, murumuru.
Zimą warto także raz lub dwa razy w tygodniu olejować włosy. Wykorzystać w tym celu może my oleje dostępne w sklepach jak oliwa z oliwek, olej kokosowy, oleje orzechowe, ryżowe, lniane, z pestek dyni, czy słonecznika oraz te specjalnie przeznaczo ne do pielęgnacji włosów. Waż ne, by zabezpieczyć końcówki poprzez stosowanie olejków i serum. Możemy nakładać je po umyciu lub na wysuszone włosy, ale w tym wypadku uży wamy naprawdę niewielkie ilo ści – jedna lub dwie krople, by nie powstały zlepione kosmyki. W ten sposób zabezpieczymy je przed urazami mechanicznymi i niską temperaturą. W zimowej
pielęgnacji warto sięgać po ma ski zawierające kreatynę.
Gdy poczujemy w powietrzu za pach wiosny, czas na rozpustę, czyli raz w tygodniu możemy skorzystać z kolagenu, który nada mięsistość płaskim włosom i poprawi ich jakość, nadal ole jujemy włosy, ale wprowadzamy też maski cukrówki, żeby radzi ły sobie lepiej z wilgocią. A latem przede wszystkim chronimy wło sy przed uszkodzeniami i nieko rzystnym działaniem promieni słonecznych. Ochroni je serum z silikonem na końce, dobry jest też olej z pestek malin. Sprawdzą się również mgiełki nawilżające z filtrami w sprayu. Nie zapomi namy też o klasycznej pielęgnacji i starajmy się zachować równo wagę PEH, czyli stosujmy prote iny, emolienty i humektanty.
2. Kosmetyki do codziennej pielęgnacji
Włosy bardzo lubią różnorod ność. I nie chodzi w niej o to, by codziennie używać do pielęgna cji innych kosmetyków, tylko o to, żeby dostarczać włosom różnego rodzaju składników: protein, emolientów (np. oleje, silikony), humektantów (np. miód, aloes, gliceryna), wita min, ekstraktów roślinnych itp. Oczywiście w proporcjach takich, jakie najbardziej odpo wiadają naszym włosom. Nie ma na to jednej idealnej meto dy. Trzeba wyczuć, co lubią. I jak we wszystkim zachować umiar. Pamiętajmy, że keratyna jest bardzo ważna w pielęgnacji włosów, ale jednocześnie nie możemy przesadzić z jej ilością w produktach do pielęgnacji, jak i czasem stosowania, więc jeśli maska z keratyną to używajmy jej tylko, co trzy, cztery mycia, nie częściej, bo doprowadzimy do przeproteinowania włosów i staną się one matowe. Maski z emolietnami i humektantami są bardziej bezpieczne i można je częściej stosować. Szampon o podwyższonych pH doskonale oczyści włosy, ale za często sto sowany doprowadzi do zbytnie go rozszczelnienia łuski włosa i staną się one bardzo napusz one, twarde w dotyku. Ważny w codziennej pielęgnacji jest umiar i zamienne wykorzysty wanie kosmetyków. Czytajmy też uważnie składy kosmety
ków. Im krótszy, tym lepszy – jak w jedzeniu.
3. Właściwe odżywianie
A skoro o jedzeniu mowa, to od powiednia dieta jest niezbędna do utrzymania włosów w dobrej kondycji. Najbardziej lubią one dietę roślinną z odrobiną białka zwierzęcego, którą wegetaria nie mogą zastąpić właściwym odpowiednikiem. Dieta musi być dobrze zbilansowana, bogata i bez cukru, ponieważ kochają go grzyby i jeśli mamy skłonności do łupieżu albo łojo toków, to musimy zdecydowa nie ograniczyć cukier. Podsta wą diety jest oczywiście woda i jeśli organizm będzie dobrze nawodniony, to pozytywnie od czują to również włosy.
Oprócz właściwej diety włosy lu bią także ruch i aktywność. Gdy uprawiamy sport, nasz organizm uwalnia endorfiny, dzięki czemu mamy lepszy nastrój i lepiej ra dzimy sobie ze stresem. Bardzo często to właśnie kortyzol –hormon stresu odpowiedzialny za problemy ze skórą głowy i wło sami powoduje ich wypadanie. A zatem aktywność fizyczna sprawia, że nie tylko czujemy się lepiej, ale wpływa również na stan naszej fryzury. Poza tym, gdy się ruszamy, organizm jest lepiej ukrwiony i natleniony. Tak samo skóra głowa. Nie zapomi najmy jednak o tym, że przy du żej aktywności sportowej może się pojawić podwyższony poziom testosteronu i dihydrotestoste ron odpowiedzialny za wypa danie włosów. Zwracajmy też uwagę na silne spocenie włosów i zawsze po treningu dokładnie i szybko je umyjmy.
Włosy nie lubią także odchu dzania się i nagłego odstawienia wielu pokarmów.
4. Odpowiednia koloryzacja
Dobrze dobrany kolor włosów może podkreślić atuty naszej urody, z kolei nieodpowiedni odcień jeszcze bardziej uwydat ni to, co może chcemy schować. Za najlepsze rozwiązanie uważa się zmianę naturalnego koloru włosów o dwa lub trzy tony (doty czy to zarówno rozjaśniania, jak i przyciemniania), gdyż nie grozi to uzyskaniem nienaturalnego
efektu (odcień włosów powinien nadal pasować do oprawy oczu oraz cery). Proces koloryzacji nie szkodzi, pod warunkiem że jest dobrze przeprowadzony z użyciem odpowiednich ko smetyków. Jeśli chcemy mieć naprawdę dobrze wykonaną ko loryzację, warto wybrać się do salonu fryzjerskiego. Na samym początku po koloryzacji stosuje my stricte produkty po kolory zacji, z czasem wprowadzamy maski bardziej emolientowe, proteinowe, tak aby włos miał dostarczone różne składniki. Należy zrezygnować z mocnej stylizacji z użyciem lakieru, pianki, stosowania prostownicy – negatywnie będzie wpływało i na kolor i na strukturę włosów.
5. Codzienne czesanie
Pielęgnacja włosów i dobra szczotka są nierozłączne. Szczotka musi być delikatna, szybko i skutecznie rozczesy wać, rozplątywać włosy bez ich wyrywania. Zła szczotka może sprawić, że nigdy nie dochowamy się ładnych i błyszczących wło sów, ponieważ będziemy suk cesywnie osłabiać je i niszczyć każdego dnia. Pamiętajmy też o utrzymaniu szczotki w czysto ści. Na zaniedbanej, nieumytej zbierają się łój, martwy naskó rek, łupież, pot, resztki kosme tyków i produktów do stylizacji. Szczotka, którą stosujemy, musi być też w dobrym stanie, nie może mieć ułamanych igiełek, bo będą one raniły strukturę włosa. Polecam szczotki o śred nim rozstawie, w których igiełki są zakończone kuleczkami, czyli osłonkami, które masują skórę głowy, tym samym pobudzając cebulki do wzrostu.
Porady Izabelli Pietruszki spisała Beata Sakowska Zdjęcie Justyna Tomczak
BB Hair Spa by Izabella Łódź, ul. Franciszkańska 99 tel. 793 015 386
Demokratyczny socjalizm
Mateusz Lipski
właściciel agencji PROGRESSIVO Związany z branżą marketingu nie przerwanie od 2001 roku. Twórca marek, strategii komunikacji, slo ganów i haseł reklamowych, które trwale zapisały się w świadomości masowej. Kreatywnie wspiera i an gażuje się w kampanie społeczne, promocję wydarzeń oraz instytucji kultury.
Prawo do wysokiej jakości opieki zdrowotnej. Prawo do edukacji takiej, jaka jest użyteczna, by z powodzeniem funkcjonować w społeczeństwie. Prawo do dobrej pracy, która zapewnia godne utrzymanie. Prawo do dostępnego mieszkania. Prawo do bezpiecznej emerytury. I na koniec –wysuwające się na pierwszy plan i najtrudniejsze do zabez pieczenia – prawo do życia w czystym środowisku. Należy uznać, że w XXI wieku prawa gospodarcze i środowiskowe powinny być rozumiane jako podstawowe prawa człowie ka. Doktryna taka bez doklejonej etykietki „socjalizm” zostałaby prawdopodobnie poparta przez większość oby wateli, nawet tych deklarujących bycie kapitalistami. Bo nawet oni już wiedzą, że korporacyjny ład nigdy nie będzie w stanie efektywnie substytuować funkcji rządów państw. Co więcej – na wielu polach zawsze dochodzić będzie do konfliktów względem celów, środków i interesów.
Kapitalizm z barierkami ochronnymi i siatką bezpie czeństwa socjalnego, aby zapewnić, że ludzie nie będą codziennie szukać żywności, wody, schronienia i bez pieczeństwa wydaje się być tym, czego oczekują dziś od rządzących przedstawiciele pokolenia Z. Rodzaju demo kratycznego socjalizmu, gdzie systemowo zapewniane są podstawowe prawa i potrzeby jednostki, a reformy biznesu mają równoważyć dobro społeczne z zyskami korpo–interesariuszy.
Czy to jest w ogóle możliwe? Najpilniejszą i politycznie wykonalną kwestią jest osadzenie nieokiełznanego ka pitalizmu w pewnych ramach. A nawet powstrzymywa nie go tam, gdzie skutki jego zorientowanej wyłącznie na zysk działalności prowadzą do nieodwracalnych szkód środowiskowych, nieuzasadnionej realną po trzebą emisji i eksploatacji surowców. Nic odkrywczego w stwierdzeniu, że znakomitej większości produktów
o wątpliwej wartości i przydatności nie musielibyśmy najpierw wyprodukować, a dziś utylizować, gdyby nie stale napędzana, źle kierunkowana konsumpcja. Do tego musielibyśmy liczyć się z na nowo zdefiniowaną redystrybucją obciążeń podatkowych i bogactwa. War to w tym miejscu dodać, że łączny majątek trzydziestu najbogatszych ludzi świata jest porównywalny z mająt kiem trzech miliardów „zwykłych” ludzi.
Lansowany od dekad model gospodarki globalnej oddalił społeczeństwa od lokalizmu – kluczowego dla zapewnie nia przyszłości kolejnym pokoleniom. Proces lokowania środków produkcji tam, gdzie najtaniej (nie najbliżej) doprowadził do dewastacji ekologicznej i społecznej naj biedniejszych zakątków Azji i Afryki. Zamiast zaoferować tym społeczeństwom zrównoważony rozwój, postęp cywi lizacyjny oparty na edukacji i świadomości, potraktowano je jak nieograniczony rezerwuar siły roboczej, okradając przy okazji z ich własnych zasobów naturalnych. Stworzono niebezpieczny, złożony, niewydajny, energo chłonny i wysokoemisyjny system łańcuchów dostaw, którego idea zbankrutowała podczas pandemii COVID19.
Piętno socjalizmu znanego z przeszłości zanika, a wy zwania przed jakimi stoją społeczeństwa w obliczu zmian klimatycznych to głównie wielka niepewność. Karmieni tematyką zastępczą nie zapominajmy, że w tle narastać będą problemy związane z zabezpieczeniem podstawowych, zdefiniowanych na wstępie praw i po trzeb. W tym kontekście opiekuńczej roli państw i ich rządów nie da się zastąpić poprzez dalsze rozszerzanie roli i kompetencji korporacji. Ja w ten właśnie sposób rozumiem ideę demokratycznego socjalizmu, którego coraz częściej domaga się młode pokolenie.
Fot. Krzysztof PietrzakZa dużo...
aktor, reżyser, scenarzysta i choreograf Laureat ponad dwudziestu nagród teatral nych, Prezes Zarządu Fundacji Kamila Maćko wiaka. Jednym z najsłynniejszych jego spekta kli jest monodram „Niżyński”. Zagrał główną rolę w filmie Jerzego Stuhra „Korowód”, grywa w licznych serialach. Od kilku lat produkuje spektakle pod szyldem własnej Fundacji.
Z roku na rok coraz trudniej odnaleźć mi się w pourlo powej rzeczywistości. Zwłaszcza że tegoroczny urlop trwał trzy tygodnie i spędziłem go, eksplorując ko lejne greckie wyspy, tym razem: Skiathos, Alonissos i Skopelos. Było naprawdę pięknie. A teraz siedzę nad klawiaturą laptopa z krzyczącym w głowie deadlinem: „feeeelieeeeton” i nie wiem, co napisać.
Zawsze piszę o tym, co aktualnie się dzieje, o sobie i swo ich emocjach, ale tym razem mam blokadę.
Coś ze mną nie tak, jakaś niechęć, niemoc, poczucie pust ki. O czym mam napisać? Dołować biednego czytelnika, który sam jest pewnie przytłoczony szalejącą inflacją, ratami kredytu, cenami paliwa czy prądu i perspektywą zimy spędzanej w trzech puchowych kurtkach, by nie zbankrutować na gaz?
Odkąd wróciłem dziesięć dni temu, moja rzeczywistość dojechała mnie z mocą sierpowego Igi Świątek.
Nagromadzenie problemów, niezałatwionych spraw, wszystko na wczoraj przytłoczyło mnie i sprawia, że czu ję się jak gdybym działał w jakimś trybie „slow motion”, że wszystko jest jak w komedii pomyłek – patrzę i trochę nie wierzę, że to moje życie. I nie wierzę, przecież dopiero co przecież wróciłem z urlopu i powinienem mieć siłę, ener gię i motywację, a nie potrafię nawet przebrnąć przez jeden odcinek ulubionego serialu, który serwuje sobie w nagrodę wieczorem, bo to już za dużo intelektualnego wysiłku.
Za dużo rozmów, telefonów, maili, pretensji, pinów do każdego urządzenia, terminów, żali, twarzy, które mi
się już mylą i nie wiem, czy znam osobiście, czy z tylko z social mediów. Za dużo informacji w tv, katastrof, klęsk klimatycznych, kłamstw, manipulacji, za dużo kanałów telewizyjnych. O co chodzi? Co ze mną jest nie tak?
Fakt, że większość z nas jest zupełnie przebodźcowana, że ten nadmiar prowadzi do permanentnego zmęczenia, gonitwy myśli, niepokoju, a finalnie depresji lub innych za burzeń. Tylko jak sobie z tym wszystkim poradzić? Jak się odciąć, odpoczywać? Jak się regenerować, żeby wciąż mieć motywację, być ciekawym kolejnego dnia, ludzi? Czy może jestem utopistą? Czy to właśnie dorosłość w pełnej krasie –pobudka z ciężką głową, dwie mocne kawy przed wyjściem z domu, potem cały dzień walka o przetrwanie i byle do wieczora, byle paść przed telewizorem przy włączonym laptopie z coraz większą ilością nieprzeczytanych maili…
A przecież jestem w momencie życia, którego sam sobie mógłbym i nawet powinienem zazdrościć. Przecież na prawdę doceniam, że nie mam poważnych problemów ze zdrowiem, mam świetne zawodowe wyzwania, gru pę ludzi, których naprawdę lubię, jeśli tylko zapomnę o wszechobecnej we mnie irytacji.
Czy to konsekwencja ostatnich lat? Absurdalnego roller -costera z lockdownami, ciągłą walką o utrzymanie swojej firmy przy życiu, potem podwyżki, podwyżki…i lęk, że widz znów zamiast teatru wybierze mityczną już miskę ryżu…
Jeśli Was zdołowałem, to bardzo przepraszam, jeśli zaś przebrnęliście przez ten felieton i nic Wam nie jest, to proszę, sprzedajcie mi jakiś swój patent na tę jesienną niemoc, w której się znalazłem.
Fot. Izabela Urbaniak Kamil Maćkowiak