3 minute read
LGBT to ideologia
Wśród dziennikarskiej braci zwykło się mówić, że dobry felieton powinien rozgrzewać emocje czytelnika, stymulować jego myślenie, prowokować. Pełnić rolę dobrze naostrzonego kijaszka, który nagle wciskamy w mrowisko. Wprawdzie prowokator ze mnie marny, to jednak spróbuję – przynajmniej samym tytułem, będącym tezą, którą niniejszym przedstawiam: uważam bowiem, że ruch LGBT to ideologia!
Rzucając na publiczny żer tezę, warto ją logicznie uargumentować. Proszę bardzo! Otóż sądzę, że ruch LGBT jest zbiorem ludzi mających bardzo podobny, spójny światopogląd, cechuje go spoista stylistyka na poziomie symboliki, emblematów, estetyki. Jest gromadą osób myślących podobnie, mających dodatkowo wspólny cel do osiągnięcia – nierzadko polityczny. Opinia o tym, że LBGT nie ma nic wspólnego z ideologią jest błędna o tyle, że istnieje mnóstwo jednostek o preferencjach heteroseksualnych, wspierających ten ruch. Znam również osoby nieheteronormatywne, które z opisywaną zbiorowością zupełnie się nie utożsamiają. Dość tej argumentacji – podpowiadam jednak wszystkim tym, którzy w tym momencie chcą obić mi gębę/postawić kolejkę, aby wstrzymali chwilowo lejce (dobra, jeśli ktoś chce postawić kolejkę, może dalej nie czytać!). Bo, tak naprawdę, ten tekst traktuje o czymś zupełnie innym… Niniejszym chciałbym stanąć w obronie słowa, które niesprawiedliwie, z kompletnie niezrozumiałych powodów, dorobiło się brzydkiej gęby. Dobra… Te powody są w jakimś stopniu zrozumiałe, kiedy uświadomimy sobie, że słowo „ideologia” zostało dość mocno uświnione dwudziestowiecznym brudem w postaci takich przymiotników, jak „nazistowska”, czy „komunistyczna”. Nie jest to jednak wystarczający powód, aby traktować tak niesprawiedliwie słowo o tak pięknym i szlachetnym rodowodzie! Przecież praszczurzycą omawianego terminu jest pani „idea” – chyba pośród wszystkich czytelników nie znajdzie się jeden, któremu brzmienie tego słowa nie wyda się wzniosłe, łagodne, przyjemne. Jest też nieco starszy krewniak „ideologii” i „ideologa”: mowa o „idealiście”. Zgodzicie się, że słowo to nie wzbudza negatywnych emocji, prawda? Owszem, jest to osobnik bujający nieco w obłokach, marzyciel i naiwniak: ktoś o bardziej wyrazistych potrzebach werbalnych mógłby go nawet nazwać frajerem. Umówmy się jednak, że mowa o bohaterze pozytywnym – takim, który posiada konkretną ideę (w obecnych czasach wyjątkowo cenne!), dąży do jej realizacji pomimo przeszkód, kpin i przeciwności losu. Najczęściej altruistycznie, pro publico bono. Ten szykanowany ideolog, to po prostu bardziej skuteczny i praktyczny idealista. Czyli osoba, która swojej ukochanej idei potrafi uszyć odpowiedni kostium (ideologię właśnie!) – wystarczająco atrakcyjny, aby oczarować większą zbiorowość i przekonać ją do wspólnego działania.
Advertisement
W świecie, odwiecznie złożonym z kontestatorów i działaczy, zostały obecnie zachwiane proporcje na niekorzyść tych drugich. Powiedzmy sobie szczerze – przyjemniej jest obśmiewać, niż być obśmiewanym. Pozycja kontestatora jest wygodniejsza – to on może sobie pozwolić na kpinę i szyderstwa. Typ działacza, podczas popularnej w dziwnych kręgach gry w dupaka, jest tym wypinającym się. Przyznam się, że sam jestem raczej kontestatorem – wstyd mi z tego powodu, natury jednak nie oszukam i basta! Jakże fatalnie wyglądałby jednak świat, złożony z samych Adamów Miklaszów, nieprawdaż? Zapomnijcie o jakimkolwiek rozwoju, postępie, próbach naprawy i ulepszenia rzeczywistości. Dlatego doceńmy i idealistów i ideologów – oni naprawdę chcą udoskonalić świat (oczywiście nierzadko mylą się i błądzą, ale ich oceny dokonujemy teraz na poziomie samej motywacji, nie technikaliów) i często robią to z czystych, altruistycznych pobudek.
Kompletnie niezrozumiały jest więc dla mnie pejoratywny wydźwięk słowa „ideologia”. Nie wiem, dlaczego jedne środowiska oblepiają z perwersyjną satysfakcją swoich adwersarzy tym terminem. I nie rozumiem, dlaczego ci oblepiani tak bardzo się przed tym oblepianiem bronią. Drodzy idealiści, drodzy ideolodzy! Jeżeli wierzycie w to, co robicie (niezależnie czy reprezentujecie ideologię feministyczną, chrześcijańską, konserwatywną, anarchistyczną, obojętne!), to słysząc przeciwników, oskarżających Was o forsowanie ideologii – pokłońcie im się. I podziękujcie za komplement.
Skontaktuj się z autorem: admiklasz@gmail.com
Adam Miklasz – prozaik, dziennikarz, scenarzysta. Autor powieści „Polska szkoła boksu”, „Ostatni mecz”, „Bękarty Wołgi” i „Wszyscy jesteśmy foliarzami!”. Współautor scenariuszy do widowisk teatralnych, realizowanych przez Teatr Łaźnia Nowa oraz stowarzyszenie De-Novo. Miłośnik kultury środkowej Europy i Bałkanów, jugosłowiańskiej muzyki lat osiemdziesiątych i piłki nożnej. Kibic Hutnika Kraków. Pochodzi z Nowej Huty, mieszka w Cieszynie, jest prezesem Instytutu Limes. Więcej tekstów autora można znaleźć na prywatnym blogu adammiklasz.pl.