7 minute read

Kierunek Sport Pałace i zamki Ziemi Raciborskiej

www.rowerowycieszyn.pl

Advertisement

Palace i zamki Ziemi Raciborskiej

Podziwiamy Żelazny Szlak, chwalimy się przejechaniem Velo Czorsztyn, w tłumie pieszych i rowerzystów kręcimy od zamku do zamku na Szlaku Orlich Gniazd, coraz popularniejsza jest Kotlina Kłodzka a nawet niezwykła Ziemia Wałbrzyska. Ale ilu z nas zwiedziło rowerem przepiękne pałace i zamki Ziemi Raciborskiej? To świetna propozycja dla osób, które jazdę rowerem wśród malowniczego krajobrazu lubią urozmaicać sporą dawką kultury i historii.

Propozycję tego szlaku znaleźliśmy na portalu roweremposlasku.pl. Swoją drogą warto się z nim zapoznać, bo opisano tam wiele ciekawych tras na terenie całego województwa. Ponieważ do Raciborza niedaleko, uznaliśmy, że należy samodzielnie przetestować jedną z przedstawionych propozycji. Warto zauważyć, że opisywana trasa podzielona jest na dwie pętle. Pierwszą z nich, długości 75 kilometrów najwygodniej zacząć z Bohumina, ponieważ obejmuje ona tereny między tym miastem a Raciborzem. Druga trasa, którą omówię w tym tekście, zaczyna się właśnie w Raciborzu i prowadzi przez tereny na północ od niego. Żaden z tych szlaków nie jest znakowany, więc wybierając się w drogę koniecznie załadujcie w nawigację ślad trasy. Dojazd do Raciborza z Cieszyna to około 1h 10min jazdy samochodem. Najwygodniej swój pojazd pozostawić gdzieś w okolicach centrum. My zaparkowaliśmy na dużym parkingu (płatny w dni robocze, w weekendy bezpłatny) na placu Jana Długosza, dosłownie 100 metrów od Rynku. To dobra lokalizacja, bo w pobliżu jest sporo miejsc, gdzie można zjeść obiad lub wypić kawę na zakończenie wycieczki.

NA PÓŁNOC WZDŁUż ODRy

Całą trasę postanowiliśmy pokonać w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara. Dzięki temu zaczęliśmy od zwiedzenia nadodrzańskich bulwarów. Na długim odcinku prowadzi tu ładna, asfaltowa ścieżka rowerowa. Warto wspomnieć, że dotarcie na prawy brzeg Odry, bo tam właśnie jechaliśmy, może być trochę kłopotliwe – trzeba przejechać pod torami ul. Piaskową, która w dni robocze jest bardzo ruchliwa. Poza tym fatalnie rozwiązano (a w zasadzie w ogóle nie rozwiązano) wjazd na wał z ul. Piaskowej – nie ma możliwości bezpośredniego skrętu dla jadących od strony torów i trzeba sporo pokombinować, jak się tam bezpiecznie dostać. Na szczęście dalsza trasa wzdłuż Odry przebiega już bezproblemowo. Po około dwóch kilometrach wracamy na lewy brzeg, gdzie podążając wzdłuż Odry trasa prowadzi w kierunku Miedoni. Cały czas poruszamy się w dolinie Odry, gdzie trasa jest łatwa i przyjemna. Pewne zastrzeżenia może budzić jedynie stan dróg na kilku odcinkach – część z nich to zwykłe gruntówki, część jest nierównomiernie utwardzona gruzem, co utrudnia

jazdę. Tym większy podziw budzi poniemiecka “betonówka” za Grzegorzowicami, której stanu technicznego mogłaby pozazdrościć niejedna współczesna droga powiatowa, wyremontowana ledwie kilka lat temu. Zanim jednak dotrzemy do Grzegorzowic, po drodze czekają nas dwie atrakcje. Pierwsza z nich to młyn w Brzeźnicy (obecnie hotel i restauracja) a druga – posiadłość rodziny Eichendorff ów w Łubowicach, której najsłynniejszym przedstawicielem był poeta romantyczny Joseph Eichendorff . Niestety pałac jest już w stadium daleko posuniętej ruiny, co pewnie sprzyja romantycznym uniesieniom w blasku księżyca, ale

raczej źle wróży pozostałościom budowli – za kilka lat pozostaną pewnie już tylko fundamenty.

Za to wciąż można podziwiać pozostałości parku pałacowego i domyślać się wspaniałego widoku, jaki ze wzgórza, na którym wybudowano pałac, musiał roztaczać się na dolinę Odry. Niestety widoku możemy się jedynie domyślać, bo stoki całkowicie porosły lasem, który bardzo ogranicza widoczność. Spacerując wzdłuż alei grabowej warto zatrzymać się, by przeczytać kilka wierszy wielkiego poety, które pozwalają nam na chwilę przenieść się wyobraźnią do tamtych czasów. W cieniu drzew umieszczono również kilka stołów i ław, jest to więc świetna okazja, żeby urządzić sobie piknik.

REZyDENCjA NA DZiEWięćDZiESiąT DZiEWięć POKOi PLUS jEDEN

Z Łubowic należy kierować się dalej w stronę Sławikowa. Tu czeka nas jedna z większych atrakcji historycznych w okolicy, czyli ruiny ogromnego pałacu, którego właścicielami byli najpierw Eichendorffowie a potem Ernest von Eikstedt i jego potomkowie. Pałac za jego czasów został mocno rozbudowany i zyskał również oranżerię. Niestety, jak większość poniemieckich posiadłości na tzw. ziemiach odzyskanych, był eksploatowany bez żadnej konserwacji. Gwoździem do trumny okazało się usunięcie miedzianego dachu, który w latach pięćdziesiątych zdemontowano i wywieziono do Katowic, gdzie przykrył gmach tamtejszego Urzędu Wojewódzkiego. A wtedy czas i woda zrobiły swoje. Dzisiaj pozostaje nam jedynie domyślać się dawnej świetności tego obiektu i zadumać się nad niszczycielską siłą przyrody, która stopniowo opanowuje, wchłania i rozkłada porzucone dzieła rąk ludzkich.

W weekend przed pałacem można natknąć się na grupę wolontariuszy z fundacji Gniazdo, która gromadzi środki na konserwację ruin, utrzymanie parku i prace porządkowe na tym terenie. Pod ich opieką można nawet zwiedzić niektóre pomieszczenia i usłyszeć kilka ciekawych historii. Na przykład, że właściciele pałacu byli masonami i dokonywali rytualnych chrztów nowych członków w ocalałej na zamku sadzawce. Albo że zamek miał w sumie 100 pokoi, ale jeden był ukryty, żeby uniknąć większego podatku. Niestety o odtworzeniu obiektu nie ma nawet mowy, bo koszty takiej inwestycji zdecydowanie przekraczają możliwości gminy Rudnik, do której obecnie należy pałac.

Ze Sławikowa znowu wśród falujących pól ruszamy do Czerwięcic, gdzie znajduje się kolejny pałac. Niestety z drogi nie widać frontonu pałacu a cały teren jest ogrodzony. Pozostaje więc oglądanie jego mało ciekawej tylnej fasady. Jednak za pałacem rozpoczyna się bardzo ładna polna droga. Jeżeli więc ktoś ceni sobie kręcenie wśród plenerów, można ruszyć tą trasą. Pozostałym, preferującym asfalt, sugerujemy kontynuowanie jazdy w stronę DK45 i dalej w stronę Szonowic, gdzie możemy zobaczyć kolejny ukryty w parku pałacyk. Jest on również oznaczony jako własność prywatna, ale póki co teren nie jest ogrodzony. W Szonowicach mamy też okazję coś zjeść, bo całkiem smacznie karmią w zlokalizowanym tam “Dworku Szonowickim”.

W Szonowicach można rzucić okiem na niewielki pałacyk ukryty w parku a następnie skierować się

w stronę Modzurowa. Tam znajduje się kolejny piękny i w dodatku dobrze utrzymany obiekt, czyli pałac von Koniga. Stanowi on jednak własność prywatną i jest ogrodzony a zwiedzanie jest możliwe za zgodą właściciela. My trafiliśmy tam w niedzielę, gdy wszystko było pozamykane, pozostało więc pocałować kłódkę przy bramie i pocieszyć się zdjęciami znalezionymi w Internecie.

Niestety podobne rozczarowanie czekało nas w pałacu Schramków w Jastrzębiu i w pałacu Strachwitza w Krowiarkach. Oba obiekty są szczelnie ogrodzone a płoty obwieszone tablicami w stylu “Własność prywatna. Wstęp surowo wzbroniony”. Mogliśmy zrobić tylko kilka zdjęć zza ogrodzenia. Pałac w Jastrzębiu wygląda na dobrze utrzymany i użytkowany, natomiast pałac w Krowiarkach to ciągle ruina, na szczęście przykryta szczelnym dachem, więc budynek jest zabezpieczony przed dalszą degradacją. Ogólna konstatacja po wcześniejszych “pałacowych” wizytach jest taka, że to czego nie udało się uratować pozostaje własnością państwa, ale za to wciąż możliwe jest zwiedzanie, natomiast obiekty będące w lepszym stanie zostały sprywatyzowane, co z kolei uniemożliwia dostęp do nich. Być może w jakieś odległej przyszłości te obiekty zostaną udostępnione szerszej publiczności. Szczególnie ciekawy do zwiedzania z pewnością byłby monumentalny pałac w Krowiarkach.

KOWAL – ROMANTyK

Z Krowiarek najpierw drogą wojewódzką 417 a potem lokalnymi i gruntowymi drogami ruszamy w stronę Strzybnika. Tam czekają nas aż trzy atrakcje. Po pierwsze, zabytkowy spichlerz z XIX wieku (niestety można obejrzeć tylko z zewnątrz), stara kuźnia i neoklasycystyczny pałac von Bischofschausenów. O ile spichlerz jest obecnie zabezpieczony, to kuźnia i pałac ulegają postępującemu rozkładowi. Z pewnością warto jednak pokręcić się po dawnej kuźni, gdzie można natknąć się na pozostałości pieca kowalskiego. W najgorszym stanie jest sam pałac, który, podobnie jak wiele podobnych poPGRowskich własności, został wyeksploatowany do cna a na koniec ogołocony z wszystkiego, co dało się wynieść. Woda zniszczyła już drewniane stropy i pozostały tylko mury z przyklejonymi do nich resztkami pieców kaflowych oraz śladami po wyprutych instalacjach.

Jadąc dalej w kierunku Raciborza nie warto się rozpędzać, bo jakieś pół kilometra dalej natkniemy się na kolejny zarośnięty obiekt, czyli pałac w Rudniku. Można się jedynie domyślić, że jego dewastacja postępuje od stosunkowo niedawna (w porównaniu z innymi tego typu obiektami w okolicy), bo w części okien wciąż pozostały szyby a niektóre pomieszczenia wyglądają całkiem przyzwoicie. Przed wejściem stoi tablica ostrzegawcza, że budynek grozi zawaleniem, dlatego lepiej nie wchodzić do środka. Pozostaje podziwiać piękne kręcone schody, które wiodą z holu na parterze na kolejne piętra budynku.

A z Rudnika do Raciborza już tylko rzut beretem. Warto zaplanować krótki popas na rynku, gdzie znajdziecie co najmniej dwie lodziarnie z pysznymi lodami i kawą. W końcu należy się nagroda za przejechanie tylu kilometrów.

Piotr Stokłosa

This article is from: