2 minute read
Trajką dookoła Polski z fi niszem w Cieszynie
Tekst i zdjęcia: Marcin Mońka
trajką dookoła polski z fiNiszem w CieszyNie
Advertisement
Nic nie jest w stanie opisać mojej radości, choć mam basen w butach, czuję ogromne zmęczenie i już pragnę jak najdłuższego odpoczynku – mówił tuż po pokonaniu ostatnich metrów ostatniego etapu niezwykłej wyprawy Łukasz Wiliński. Na początku lipca Cieszyn żegnał go upalną aurą, miesiąc później przywitał sążnistym deszczem.
„Trajką dookoła Polski” to jak dotąd największe sportowe wyzwanie 46-latka z Katowic, który od urodzenia zmaga się z porażeniem mózgowym. Odkąd jednak 14 lat temu po raz pierwszy wsiadł na rower, jego życie mocno się zmieniło. Po pierwszych trajkowych próbach zaczął stawiać sobie kolejne wyzwania – w przeszłości np. mierzył się z wjazdem na Równicę czy górę Żar. Od października zeszłego roku planował niezwykłą wyprawę, w czasie której zaplanował przejazd wzdłuż polskich granic. Po długich przygotowaniach wystartował
1 lipca z cieszyńskiego Rynku. „Gdybym tę całą wiedzę zdobytą podczas wyprawy posiadał na starcie, byłoby dużo prościej. Od dnia, w którym wykiełkowało moje kolejne wyzwanie, do dnia startu czas przyśpieszał, a do spięcia wszystkiego do kupy robiło się coraz mniej czasu. Cały wolny czas był podporządkowany pod to wyzwanie” – pisał na fanpage „Trajki”.
Jednak po pokonaniu 2800 kilometrów ponownie w ostatni dzień lipca zameldował się w Cieszynie. I choć aura tego dnia była deszczowa, znów mógł liczyć na gorące przyjęcie przez najwierniejszych kibiców. – Na trasie spotykałem wielu ludzi, którzy stali przy drodze, część z nich decydowała się na wspólny przejazd ze mną na kolejnych etapach, to było dla mnie duże wsparcie – przyznaje. Podczas wyprawy, składającej się z 31 etapów, mierzył się nie tylko ze zmienną letnią aurą, obfitującą zarówno w upalne, jak i deszczowe dni, ale również i innymi niedogodnościami, jak np. stałe „sąsiedztwo” na drogach wielkich ciężarówek. – Zdecydowanie najtrudniejszy był przejazd przez góry, zwłaszcza w miejscach z dużą ilością podjazdów – mówił tuż za metą. Nie obeszło się oczywiście bez różnych przygód, jak chociażby mandat drogowy za… nadmierną prędkość, który otrzymał na Pomorzu. Na szczęście miejscowi policjanci byli wyrozumiali i ukarali rowerzystę jedynie mandatem w kwocie jednego złotego. Podczas miesięcznej akcji wciąż towarzyszył mu kamper, który służył za tymczasowy dom, w którym spał, spożywał posiłki i przygotowywał się do kolejnych etapów.
Na swojej wyprawie poruszał się modelem trajki, która towarzyszy mu od zimy zeszłego roku. Jej koła przez cały lipiec doświadczyły chyba każdego rodzaju nawierzchni: asfaltu, piachu, błota, trawy a także różnego rodzaju płyt. Pytany o to, czy w głowie świta mu już kolejna wyprawa, odpowiadał ze śmiechem: – To już absolutnie koniec, żadnej kolejnej wyprawy, przechodzę na emeryturę. Jednak jak zapewniała nas mama rowerzysty – Łukasz z pewnością znów wkrótce wymyśli sobie nowe wyzwanie.