5 minute read

AGATA SZYMCZEWSKA

Next Article
MIECZYSŁAW STOCh

MIECZYSŁAW STOCh

WYWIAD

Improwizacja natchniona muzycznym obłokiem

Advertisement

Rozmowa Agaty Szymczewskej z Adamem Bałdychem

AGATA SZYMCZEWSKA

Agata Szymczewska: Adam, serdecznie gratuluję Ci kolejnego znakomitego albumu nagranego dla renomowanej wytwórni płytowej ACT. To Twoja kolejna współpraca z tym znanym wydawnictwem. Nagrania powstały w grudniu 2019 roku, na kilka tygodni przed pandemią. Jak z dzisiejszej perspektywy wspominasz proces rejestracji Waszych utworów?

Adam Bałdych: Ta sesja nagraniowa kolejny raz udowodniła mi, w jakim stopniu improwizacja wpływa na brzmienie mojej muzyki. Wraz z trio zagraliśmy kilkadziesiąt koncertów z tymi utworami i za każdym razem brzmiały inaczej. Płyta jest zdecydowanie zapisem naszego stanu ducha z tamtej chwili. Myślę, że podczas nagrań daliśmy się ponieść atmosferze chwili i miejsca - znakomitego studia LaBuissone, w którym album został zarejestrowany. To odosobnione miejsce we francuskiej Prowansji jest studiem kultowym dla muzyki improwizowanej. Otaczająca nas cisza i spokój dały nam mnóstwo artystycznych bodźców.

Czy mógłbyś przedstawić bliżej sylwetki artystyczne holenderskiego pianisty i francuskiego wiolonczelisty? Co w ich osobowościach muzycznych przykuło Twoją największą uwagę i zachęciło do nagrania wspólnej płyty?

Vincent Courtois to znakomity wiolonczelista, który tak jak ja, odnajduje w muzyce poważnej wielkie źródło swoich inspiracji. Gdy spotkaliśmy się dwa lata temu, nie miałem wątpliwości, że mamy niezwykle podobne osobowości. To przełożyło się na znakomite zrozumienie i wyczucie muzycznej estetyki. Jest świetnym improwizatorem i dba o jakość brzmienia, a to dla mnie bardzo ważne cechy. Rogier Telderman to z kolei spoiwo, które utrzymuje balans między nami. Jest też znakomitym pianistą, który wnosi piękny kolor do naszej muzyki. Myślę, że nasze trio oparte jest w dużej mierze na dialogu, stąd dużym wyzwaniem było odnalezienie przestrzeni dla każdego i wzajemne zrozumienie.

Ogromne wrażenie zrobiło na mnie jednocześnie bardzo klasyczne jak i bardzo jazzowe potraktowanie formacji tria fortepianowego. Czy jako skrzypek wykształcony w dużej mierze na Mozarcie, Beethovenie, Wieniawskim i Szymanowskim miałeś wcześniej styczność z taką literaturą? Masz w repertuarze może tria fortepianowe Mozarta lub Beethovena? A może Chopina czy Ravela? Gdzie i u kogo szukałeś inspiracji do utworów na płytę?

Od wielu miesięcy zanurzony jestem w muzyce kilku kompozytorów. Należą do nich w szczególności Claude Debussy, Erik Satie i wspomniany przez ciebie Maurice Ravel. Pod ich wpływem starałem się pisać kompozycje oparte na bardziej otwartej formie ewolucyjnej, gdzie zapisana melodia i improwizacja nie są jasno oddzielone. Tak wyobrażam sobie muzykę, którą chciałbym tworzyć. Wierzę, że muzyka poważna może czerpać nieskończenie z twórczych możliwości improwizacji. Tak samo jak całe dziedzictwo muzyki poważnej może być źródłem inspiracji dla improwizatorów. Wierzę, że te dwa potencjały mogą stworzyć nowy rozdział w muzyce, który nastawiony będzie na twórcze i otwarte myślenie zarówno interpretatorów jak i kompozytorów.

Na płycie pojawiają się skrzypce renesansowe. To nietypowy instrument, dość rzadko spotykany. Opowiadałeś o nim już nie raz, ale ja ciekawa jestem jak odnalazłeś się w grze na nim w kontekście zestawienia z fortepianem a przede wszystkim z wiolonczelą. Czy pisanie utworów na skrzypce renesansowe wymaga innych założeń, takich czysto kompozytorskich?

Skrzypce renesansowe stały się odpowiedzią na moje poszukiwania i eksploracje ostatnich lat. Pojawiły się, gdy starałem się potraktować swój instrument jak czystą kartę, którą można zapisać na nowo, nie sugerując się niczym, co o nim wiemy dotychczas. Szczególnie słychać to w utworze Jardin, który wykonuję w całości techniką pizzicato. Ich długi i głęboki dźwięk pozwala na dłuższe wybrzmienie akordów dzięki czemu mogę komponować utwory, które funkcjonują doskonale na skrzypce solo. Wiolonczela i fortepian poszerzają wtedy brzmienie kompozycji, ale trzon oparty jest

na skrzypcach. To dość przewrotny zabieg, ponieważ rzadko pełnią funkcje instrumentu akompaniującego rytmicznie i harmonicznie instrumentom takim jak wiolonczela czy fortepian.

Wróciłabym jeszcze na chwilę do muzyki klasycznej. Czy na co dzień masz styczność z utworami np. Bacha, Sarasate lub Lutosławskiego? Rozumiem oczywiście, że może nie usłyszymy Cię w najbliższym czasie w Chaccone J.S.Bacha (choć kto wie...) ale czy w zaciszu domowym kompozycje klasyczne pomagają w kształtowaniu Twojego skądinąd znakomitego warsztatu skrzypcowego?

Każdego dnia rozpoczynam od Bacha. W tym tygodniu zagrałem koncert z moimi opracowaniami muzyki Hildegardy z Bingen na kwartet improwizujący. Za miesiąc na festiwalu Eufonie wykonam z moim kwartetem muzykę H. M.Góreckiego. Zawsze jest to jednak muzyka poważna traktowana w bardzo indywidualny sposób. Być może przygotuję materiał klasyczny z własnymi kadencjami, tymczasem staram się odkryć zupełnie nowe możliwości re-kompozycji i bardzo twórczej interpretacji dzieł muzyki poważanej. Wierzę, że w dużej mierze kompozytorzy są improwizatorami, stąd staram się odczytać trzon ich muzyki, próbując wpisać ją w zupełnie nowy kontekst dźwiękowy.

Album Clouds odbieram jako swoistego rodzaju symbiozę wielu kultur, tradycji oraz języków. Słysząc reminiscencje Mitów i Harnasie Karola Szymanowskiego w In Love in Hanoi lub Dies Irae w Troubadour odnoszę wrażenie, że skracacie dystanse, łączycie skrajności i płyniecie na swoich muzycznych obłokach ponad wszelkimi podziałami. Czy ten album oprócz swoich niepodważalnych wielkich wartości artystycznych niesie ze sobą jeszcze jakieś istotne dla Ciebie przesłanie?

Pięknie to odczytałaś. Obłoki chmur są nieokreślone. Trudno wyraźnie odczytać linię ich konturów. W przyrodzie nie występują kąty proste, jasno nakreślone granice. Dużo jest w niej chaosu, który z większej perspektywy wprowadza harmonię. Myślę, że jesteśmy sumą wielu doświadczeń, wielu inspiracji. Nie myślę o sobie już jako muzyku jazzowym. Ten etap mam za sobą. Jestem skrzypkiem i improwizatorem. Słucham swojego wnętrza utkanego z muzyki wielu gatunków. W naturalny sobie sposób nie boję się zacierania granic muzycznych estetyk. Chmury i ich struktura, barwa to coś, co może być synonimem tych przemyśleń.

Płyta powstawała jeszcze w czasach „przedpandemicznych”. Czy dziś, w odpowiedzi na sytuację na świecie, zmienił się w Twoich oczach odbiór i przekaz skomponowanych przez Ciebie utworów? Czy dziś zagrałbyś je inaczej czy wręcz przeciwnie? Czy emocje np. w Troubadour nabierają dziś dla Ciebie innego znaczenia niż jeszcze kilka miesięcy temu?

Sesja nagraniowa była jednym z ostatnich artystycznych doświadczeń wolnych od skutków pandemii. Byliśmy zrelaksowani po całym aktywnym roku, pełni pokoju i harmonii. Odnajduję to w brzmieniu albumu. Są jednak też momenty pełne dysonansów, które dziś odczytuję jako początek wielu doświadczeń tego roku. Muzyka niejednokrotnie powstawała wcześniej, niż ważne doświadczenia życiowe, które po niej następowały. Dlatego jest ona też w ciągłym dialogu z moją rzeczywistością. Dzięki muzyce lepiej poznaję samego siebie, ona odkrywa wszystkie karty, z których mogę wiele odczytać. Tworzenie jest dla mnie przeżyciem transcendentalnym.

Gdzie w najbliższym czasie będzie można posłuchać Was na żywo w takim składzie?

Zapraszam 27 listopada na Skwer Hoovera gdzie wystąpimy z moim kwartetem w ramach festiwalu Eufonie.

Dziękuję Ci za rozmowę i raz jeszcze gratuluję świetnego

albumu. n

Agata Szymczewska

©Jelmer de Haas

This article is from: