6 minute read
ZBIGNIEW BIAŁAS
from ArtPost 5/2020
by Artpost
FELIETON
Odcieleśniony głos
Advertisement
ZBIGNIEW BIAŁAS
Gdyby nie Edison, to chyba nie dałoby się przetrwać. Gdyby przez te osiem miesięcy (a kto wie ile jeszcze), nie można było słuchać muzyki z różnych odtwarzaczy lepszych czy gorszych, oglądać oper i spektakli w telewizji czy Internecie, musielibyśmy, być może, jak bohaterowie Dekameronu zaszyć się gdzieś poza miastami i oddawać wyłącznie słuchaniu opowieści. A przecież wynalazek umożliwiający słuchanie muzyki bez muzyków nie jest wcale stary i nawet w „epoce hiszpanki”, czyli po pierwszej wojnie światowej, słuchanie muzyki podczas ogólnej kwarantanny nie byłoby wcale czymś powszechnie dostępnym. Joseph Conrad relacjonował w jednym ze swoich listów rozmowę, podczas której dowiedział się ku swemu zdumieniu, że sekret wszechświata leży w poziomych falach, a ich różne drgania są rzekomo podstawą wszystkich stanów świadomości. Emocje i wrażenia istnieją tylko jako produkty uboczne, podobnie zresztą jak sztuka, kultura i cały otaczający świat. Naukowiec, który tłumaczył to Conradowi, zaprezentował fonograf jako argument koronny. Fonograf: „odcieleśniony głos” i „mowa pozbawiona ludzkiego ciała” umożliwiał istnienie głosu należącego i jednocześnie nie należącego do człowieka. Kiedy wynaleziono fonograf, uważano, że będzie służył zapisywaniu głosów sławnych ludzi, ostatnich słów, przedśmiertnych sentencji czy przemówień, umożliwiając ich późniejsze odsłuchiwanie. Miał on więc mieć, powiedzmy, konotacje agonalne. Pozwoliłem sobie wykorzystać tę wiedzę w moim „Korzeńcu”, którego akcja osadzona jest tuż przed pierwszą wojną światową, przed „epoką hiszpanki”. Pan aptekarz, jeden z bohaterów powieści kupił na Boże Narodzenie fonograf, w prezencie dla całej rodziny, ponieważ postanowił zainwestować w przyszłościową i nowoczesną maszynerię. Chciał, żeby prezent był przydatny i postępowy. I wywiązała się taka oto dyskusja: „Po wieczerzy, kiedy można było wreszcie odetchnąć z ulgą, zdjąć bransolety i kokardy, a jedynie babkę zostawić w koronkach, zaczęło się debatowanie nad pudłem i tubą fonografu. – Po co komu taki… taki rożen? – mruknęła babka. – Mamusia sobie nie zdaje sprawy, jakie to przydatne urządzenie.” I pan aptekarz przedstawił możliwości wykorzystania fonografu…. w medycynie. Jego córka powiedziała wówczas: „– Można też nagrywać muzykę! – Tak, można. Ale jestem przekonany, że taki wynalazek jak fonograf będzie służył wyłącznie naukowym celom. Nikt nie będzie zapisywał dźwiękowo… – A na przykład opery Mozarta? – Za długie. Za nudne. Szkoda wysiłku. I poza tym… po co? Kto by tego, córeczko, słuchał na okrągło? Panna Izabela roześmiała się. Tymczasem wtrąciła się matka: – Można by też na przykład uwieczniać ważne przemówienia podczas uroczystości rodzinnych. – Albo modlitwy do słuchania. – Pan aptekarz spojrzał na teściową, bo chciał, żeby i ona ucieszyła się z prezentu. – Modlitwy są do modlenia, a nie do słuchania na jakimś diabelskim wynalazku. Panu Bogu by się to na pewno nie spodobało. – Dlaczego, mamusiu? – Bo głos bez człowieka to szatan. – Babka aż się przeżegnała. Matka panny Izabeli machnęła tylko ręką. – Ale niech mama posłucha. Można by zapisać, jak mama śpiewa: „Kiedy ranne wstają zorze”… i jak już… jak już mamy nie będzie… no… kiedyś w dalekiej przyszłości… moglibyśmy
na przykład przy wigilii puścić taką rolkę i mamy głos unosiłby… Pan aptekarz chrząknął ostrzegawczo. Zapadła cisza. Babka spojrzała na córkę. – Gdzieś sobie wsadź swoje rolki. To może chciałabyś też nagrać moje ostatnie słowa, jak będę umierać, a potem ich dla rozrywki wysłuchiwać pod choinką co roku? – A byłoby w tym coś złego? – matka panny Izabeli brnęła dalej. Pan aptekarz błagalnie popatrzył na żonę, a babka aż się zatrzęsła. – To może jeszcze ustawisz tę tubę na mojej mogile i będziesz na okrągło słuchała jęków matki w agonii… – No, no – mitygował pan Hieronim. – Nie po to zakupiłem taki piękny wynalazek…”1 W istocie, dzięki fonografowi nadarzała się okazja do słuchania głosów zza grobu: zmumifikowanych i zabalsamowanych. Mniej więcej w tym samym czasie w Ulissesie Joyce’a Leopold Bloom wpada na pomysł, że gramofon powinno się umieszczać przy grobach, aby przypominać żywym głosy umarłych. Fonograf był więc wynalazkiem mocno kontrowersyjnym. W odróżnieniu od tradycyjnych instrumentów muzycznych przedstawiał ponadto namacalne mechaniczne niebezpieczeństwo wyeliminowania fizyczności ze śpiewu, a zatem jednocześnie potencjalnie uniemożliwiał transcendencję ku metafizyczności. „Za każdym razem wydaje mi się, że słyszę diabła”, tak brzmiał komentarz jednego z obserwatorów uczestniczących w demonstracji funkcjonowania fonografu przeprowadzonej przez Edisona w 1877 roku. Diaboliczny aspekt urządzenia przewijał się przez sporą część literatury początków dwudziestego wieku. Już w 1901 roku w Kimie Rudyarda Kiplinga znajdujemy epizod, w którym młody bohater o hybrydycznej tożsamości, przyszły brytyjski szpieg, musi stawić czoła diabłu/ fonografowi. Kim spędza noc w domu instruktora szpiegów, gdzie osaczony jest przez dziwne dźwięki. Adwersarzem chłopca jest pudło mówiące ludzkim głosem. Kim nie stracił jednak rezonu i postanowił strzaskać szajtana (słowo, które oznacza tyleż „adwersarza”, ile diabła w muzułmańskim świecie). „Kim szarpnął blaszaną tubę i coś podniosło się z kliknięciem. Ewidentnie jakaś pokrywa. [...] Rozprawi się z szajtanem. Ściągnął kurtkę i wepchnął ją głęboko w usta pudła. Coś długiego i krągłego ugięło się pod naciskiem, coś zgrzytnęło i głos zamilkł – co zresztą oczywiste, skoro ktoś wpycha zrolowaną kurtkę w mechanizm drogiego fonografu.”2 Zachowanie Kima wywodzi się z logiki baśni, ale można pokusić się o klasyczne odczytanie psychoanalityczne. Groźne, rozwarte szczeliny należy zatkać, ponieważ gramofon – jeśli ma pełnić funkcję szajtana – musi też być instrumentem uwiedzenia. Skoro Szatan kuszący Ewę jest mówiącym fallusem, to, pozostając w tej samej logice, szajtan kuszący Kima powinien być, przynajmniej potencjalnie, mówiącą waginą. W takim rozumieniu fakt, że fonograf ma „obrzydliwe usta” pozostaje nie tylko w zgodzie z obrazem fonografu jako odcieleśnionego głosu: fonograf jest też wyekwipowany w potencjał erotyczny. T. S. Eliot wykorzystał ten aspekt w swojej poezji, a w latach trzydziestych XX wieku w powieści W Brighton Graham Greene użył gramofonu jako instrumentu uwiedzenia, manipulacji, spisku i porzucenia. W zakończeniu utworu „przekaz miłości” wyryty na płycie okazuje się przekazem nienawiści. Z technologią lepiej ostrożnie – wiadomo.
1 Korzeniec, Warszawa: Wydawnictwo MG, 2011, s. 249-251. 2 Rudyard Kipling, Kim, Wordsworth Classics: Ware, 1993, s. 130-131, przekład własny, ZB. www.wikimedia.org
Dodatkowo istniał też bezpośredni związek między zelektryfikowanym głosem i hegemonią, czego dowodzi choćby jeden z najsłynniejszych znaków logo: pies unieruchomiony przed tubą fonografu słuchający uważnie Głosu Swego Pana (HMV: “His Master’s Voice”). Z tego powodu europejscy i amerykańscy podróżnicy na początku dwudziestego wieku zaczęli wwozić fonograf w interior penetrowanych lądów. Wcześniej wwozili tylko zwykłe instrumenty muzyczne. Instrumenty nie zastępują ciała, lecz są jego „przedłużeniem”. Na przykład pianino, owszem, ma mocno zideologizowaną historię, ale nie uzurpuje ludzkich funkcji, ponieważ nie imituje ludzkiego głosu. Chociaż więc dyskursy dziewiętnastowieczne obfitują w historie, gdzie pianino/fortepian jest integralnym elementem ikonografii zmysłowości, istnieje zasadnicza różnica między transportowaniem w interior pianina (z całą symboliką kości słoniowej, hebanu i mahoniu) a transportowaniem fonografu. Pianino może symbolizować dogmaty europejskiego metrum (słynny przykład doktora Schweitzera i jego pianina w gabońskim buszu, czy film Fortepian w reżyserii Jane Campion), ale nie symbolizuje głosu oderwanego od ciała. Ciało jest wręcz konwulsyjnie przytknięte do klawiszy, jak to pokazuje film Campion. Nawet przetransportowanie całego budynku opery do dżungli, jak to ma miejsce w Fitzcarraldzie Wernera Herzoga, jest tylko operacją logistyczną, a nie magiczną. Jest przygotowaniem sceny dla ludzkiego głosu, ale głosu nie zastępuje. Mówiąc krótko: dzięki fonografowi po raz pierwszy w historii głos i dźwięk uzyskały nadzieję na trwałość w oderwaniu od cielesności muzyków i śpiewaków. Dzisiaj fonografy stoją w muzeach, gdzie pokrywają się kurzem, szczególnie teraz, kiedy do muzeów też mało kto może pójść. Ale co zrobilibyśmy bez potomków fonografu? Nie ma koncertów ani festiwali. Teatry, orkiestry, chóry, trupy baletowe i inne zespoły taneczne zapadły w stan wymuszonej, dramatycznej hibernacji. Metropolitan Opera zamknęła się na najbliższy sezon. Broadway nie działa. Muzycy, śpiewacy i technicy sceniczni na całym świecie walczą o przetrwanie. A my? Dla nas muzyka wciąż gra, bo potomkowie fonografu pozwalają nam przetrwać morowy czas. n
Zbigniew Białas
– literaturoznawca-anglista, profesor nauk humanistycznych, prozaik i tłumacz. Autor powieści „Korzeniec”, „Puder i Pył”, „Tal”, reportaży „Nebraska”.