4 minute read

MAŁGORZATA STĘPIEŃ

Next Article
OlGA VANlARE

OlGA VANlARE

WYWIAD

Kropelka słona spłynęła na groszki ...

Advertisement

14 sierpnia odeszła Ewa Demarczyk. Miała 79 lat. Dla nas, sześćdziesięcio- i siedemdziesięciolatków to niedościgniona mistrzyni polskiej piosenki literackiej.

MAŁGORZATA STĘPIEŃ

Dziś już, niestety, nostalgiczne wspomnienie czasów, kiedy piosenka miała tekst i zachwycała muzyką. Literacko opierała się na tekstach Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, Juliana Tuwima, Osipa Mandelsztama, Bolesława Leśmiana, sięgnęła nawet po Kronikę Galla Anonima i zawsze jej interpretacja poruszała najgłębsze uczucia słuchaczy. Miron Białoszewski, mający mieszane odczucia co do wyśpiewania jego „Karuzeli z Madonnami”, wysłuchawszy Ewy Demarczyk powiedział ponoć: Pani Ewo, wszystkie moje wiersze należą do pani”. Stronę muzyczną tych wierszy tworzyli: Zygmunt Konieczny (pracowała z nim do połowy lat 60., autor m.in. Czarnych aniołów, Grande valse brillante, Karuzeli z Madonnami, Tomaszowa.), a potem Andrzej Zarycki (współpracowali do połowy lat 80., autor Ballady o cudownych narodzinach Bolesława Krzywoustego, Skrzypka Hercowicza, Cyganki czy Na moście w Avignon). Obaj muzycy stworzyli dla Ewy Demarczyk kompozycje doskonałe, w których mogła wykazać swój niebywały kunszt sceniczny – aktorski i piosenkarski. Była mistrzynią dykcji i muzykalności. Niewiarygodne, jak zbitki słów potrafiła perfekcyjnie wyartykułować na tle wysypujących się potokiem nut. Ostatni raz wystąpiła w Poznaniu 20 lat temu. Zamilkła, ukryła się, ale nie przestała istnieć dla wiernych słuchaczy, którzy z nadzieją wciąż wypatrywali jej na horyzoncie zdarzeń. Na próżno. Zerwała kontakty ze sceną na zawsze, odsunęła się nawet od przyjaciół. W 1998 roku udzieliła jeszcze wywiadu Edwardowi Miszczakowi, wywiadu, w którym nie potrafiła ukryć poczucia krzywdy, zawodu i rozczarowania chyba w stosunku do władz kultury, które nie pomogły, nie wsparły jej w nowych zamierzeniach artystycznych. O Ewie Demarczyk postanowiłam porozmawiać z pierwszym skrzypkiem jednego z jej ostatnich zespołów muzycznych, Mirosławem Stępniem, absolwentem krakowskiej Akademii Muzycznej. Nim trafił do zespołu Ewy Demarczyk, jak każdy muzyk realizował się w różnych formach muzycznych. - Opowiedz, Mirku o sobie.

- Już podczas studiów rozpocząłem współpracę z Orkiestrą Polskiego Radia i Telewizji Kraków. Odszedłem stamtąd do Capelli Cracoviensis, by po kilku latach wyjechać na kontrakt na Uniwersytecie stanu Santander (UIS) w Kolumbii. Po powrocie z Kolumbii, kiedy rozglądałem się za nową pracą, zaproponowano mi funkcję pierwszego skrzypka w zespole Ewy Demarczyk. Było to moje drugie spotkanie z artystką, gdyż grając w Orkiestrze Radia i Telewizji Kraków równocześnie występowałem z Ewą Demarczyk przez kilka miesięcy. Później pochłonęła mnie Polska Filharmonia Kameralna w Sopocie (Orkiestra Wojciecha Rajskiego), skąd wróciłem do Capelli Cracoviensis. Koncertowałem jeszcze z Markiem Grechutą i zespołem Anawa, aż do śmierci Marka. Teraz spełniam się pedagogicznie będąc kierownikiem Szkoły Muzycznej w Niepołomicach, ucząc jednocześnie w kilku innych szkołach muzycznych.

- O Ewie Demarczyk krążyły plotki, że jest despotyczna, wymagająca ponad miarę. Niełatwa we współpracy.

- Żeby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba oddzielić wielką artystkę od zwykłego człowieka. Tak, jako muzyk, wielka indywidualność w świecie muzycznym, była bardzo wymagająca. Miała swoją wizję utworu i nie odeszła od niej ani na krok. Andrzej Kuśniewicz zaliczył jej interpretacje piosenek do odrębnej formy twórczości, bo tak były wycyzelowane, wyreżyserowane przez nią samą. Ostatecznie była aktorką z wykształcenia. Podporządkowywała sobie muzyków i ekipę techniczną całkowicie. Nie sprzeciwialiśmy się absolutnie, bo to ona była gwiazdą i wierzyliśmy, że jej decyzje są całkowicie słuszne. Nie myliliśmy się. Uwielbienie, jakim obdarzała panią Ewę publiczność po koncercie, potwierdzało jej wybory. Grzaliśmy się w blasku jej popularności, bo część tego blasku oświetlała także i nasz występ. Oczarowanie publiczności dawało się wyczuwać podczas każdego koncertu. Jej pewność co do wybranej aranżacji świadczyła, że dobrze wie, czego chce ona sama i na co czekają wielbiciele. Perfekcyjność prób dawała spokój, że koncert będzie kolejnym sukcesem. Zagrałem z panią Ewą ponad 100 koncertów i nie pamiętam, żeby kiedykolwiek było inaczej. Zdarzały się jednak pani Ewie momenty niepewności. Pamiętam cykl koncertów w Sali Kongresowej. Miejsce koncertów nieco nas tremowało. Pewnego razu za kulisami odwiedził panią Ewę Czesław Niemen. Długo rozmawiali w kuluarach. Kiedy wróciła na scenę przytuliła się do mnie i zapytała: Mirku, będzie dobrze? Uścisnąłem ją mocno i uspokoiłem: Będzie dobrze, pani Ewo, będzie dobrze, jak zawsze. I taka była w rzeczywistości – ciepła, niepozbawiona ludzkich uczuć i lęku przed światem.

- Proponowano jej angaż we francuskiej Olimpii, odrzuciła go, bo jak kiedyś powiedziała, nie sposób było tak opanować mentalność innego narodu, jego język, aby w nim oddać to, co chciała, co było priorytetem wykonań – przekaz artystyczny. Jej pełne dramaturgii teksty nie zniosłyby ewentualnych potyczek językowych. Jeden niezawiniony szczegół mógł zepsuć budowaną z taką dokładnością dramaturgię utworu. Została więc w Polsce, a jednak po latach sukcesów zniknęła. Jak myślisz, dlaczego?

- Banał odpowiedzi nasuwa się sam – trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść niepokonanym – śpiewa grupa Perfect. Nie wiem na pewno, ale to wytłumaczenie usunięcia się w cień pani Ewy wydaje mi się najwłaściwsze. Tyle dawała z siebie przez lata, że być może poczuła się już zmęczona. Nie znosiła rutyny. Śpiewając, każdy utwór przeżywała na nowo, a było to przeżycie dogłębne. Wielu artystów zmęczonych wrzawą wokół siebie pragnie spokoju, np. Greta Garbo, którą określimy tymi samymi epitetami co Ewę Demarczyk: geniusz sceny, wspaniała, tajemnicza.

I tym najtrafniejszym z podsumowań zakończmy rozmowę. Bardzo ci dziękuję za wspomnienia. Chociaż one pozostaną. n

4–13 września 2020 Wrocław i Dolny Śląsk

Andrzej Kosendiak dyrektor generalny Giovanni Antonini dyrektor artystyczny

Serdecznie zapraszamy na 55. edycję Międzynarodowego Festiwalu Wratislavia Cantans. Myślą przewodnią jest przekraczanie granic – temat zainspirowany postacią Ludwiga van Beethovena, którego 250. rocznicę urodzin właśnie obchodzimy.

Wystąpią międzynarodowe gwiazdy: Magdalena Kožená, Duncan Ward, Agata Zubel, Thomas Ospital, Pedro Memelsdorff, Klangforum Wien, Huelgas Ensemble, Quatuor Mosaïques, Coro e Orchestra Ghislieri, Chor des Bayerischen Rundfunks, Lawrence Foster wraz z Narodową Orkiestrą Symfoniczną Polskiego Radia, Giovanni Antonini i Il Giardino Armonico, a także zespoły NFM.

www.wratislaviacantans.pl

Organizator: NFM – instytucja kultury miasta Wrocławia współprowadzona przez: Festiwal jest członkiem:

This article is from: