8 minute read

Legendarne wytwórnie i ich fonografi czne arcydzieła L’Oiseau-Lyre” (część 14

Legendarne wytwórnie i ich fonograficzne arcydzieła

„L’Oiseau-Lyre” (część 14)

Advertisement

MIEczySŁAw STOch

19-go lipca 1884 roku w dalekim Melbourne przyszła na świat Louise Berta Mosson Smith, córka Louisa Smitha, lekarza i parlamentarzysty. Urodziła się w rodzinie zacnej i zamożnej. Świadczy o tym chociażby fakt, iż brat jej Harold Smith został burmistrzem Melbourne w latach 1931-34. Młoda Louise bardzo wcześnie przejawiała talent muzyczny. Studiowała fortepian w najlepszym podówczas Konserwatorium w Australii, które mieściło się na Albert Street w Melbourne. Potem jeszcze kontynuowała naukę w Londynie i Edynburgu. Właśnie w stolicy Szkocji poznała bogatego, ale starszego o 27 lat od niej biznesmena Jamesa Dyera. Wyszła za niego mając 27 lat, a było to w 1911 roku. Nowo poślubieni najpierw przeprowadzili się do Londynu, a potem w 1928 roku do Paryża. Stolica Francji zaoferowała młodej Louise możliwość niezwykle aktywnego życia towarzyskiego – szefowała tam aż dwie kadencje Presbyterian Ladies’ Old Scholars oraz aktywnie uczestniczyła w Alliance Francaise, organizacji promującej język i kulturę francuską na całym świecie. Grywała też koncerty, głównie w celach charytatywnych. Zakochała się we Francji, ale też przede wszystkim w przebogatych paryskich archiwach, zwłaszcza literatury muzycznej, znajdujących się w tamtejszych bibliotekach i zbiorach prywatnych. Od razu też energicznie zaczęła skupywać mało znane lub w ogóle nie znane manuskrypty, partytury, opracowania naukowe i zapisy nutowe, głównie dzieł powstałych między XV i XIX wiekiem. Wkrótce powstała przebogata kolekcja, która dała początek niezależnej oficynie wydawniczej pod nazwą L’Oiseau-Lyre. Sama nazwa wydawnictwa nie była przypadkowa. L’Oiseau-Lyre to po francusku ptak, ale ptak szczególny, to lirogon wspaniały, który z wyglądu przypomina bażanta, ale występuje tylko we wschodniej Australii. Jego cechą charakterystyczną jest długi, ozdobny ogon, w którym dwie zewnętrzne sterówki wygięte są w kształcie liry. Znany jest też ze swoich zdolności naśladowania każdego zasłyszanego odgłosu. Jeden osobnik może nauczyć się śpiewu nawet 20 gatunków innych ptaków a nawet odgłosu klaksonu samochodu czy piły mechanicznej. Te dwie konotacje łączyły ze sobą związki etniczne i muzyczne pani Louise Dyer. Idealnie wpisywały się w symbolikę logo nowej niezależnej oficyny założonej w 1932 roku w Paryżu.

Na początku było to tylko wydawnictwo książkowe, ale po śmierci męża, w 1938 roku Louise poznała rozkochanego w muzyce literaturoznawcę Uniwersytetu w Oksfordzie, Josepha „Jeffa” Hansona. Znajomość szybko przerodziła się w coś więcej i Louise wyszła powtórnie za mąż, ale tym razem za dżentelmena o 20 lat młodszego od siebie. Na początku mieszkali w Londynie, ale zaraz po wojnie, w 1945 roku przenieśli się do Monaco i tam też przenieśli L’Oiseau-Lyre. Młody mąż z niezwykłą energią przystąpił do rozwoju wydawnictwa i poszerzył ofertę o wydawnictwa płytowe. Całą stronę techniczną zapewniała angielska Decca, począwszy od nagrań dźwiękowych, a skończywszy na tłoczeniu płyt gramofonowych wraz z poligrafią. Firma promowała przede wszystkim artystów młodych, grających utwory do tej pory nienagrywane i w większości przypadków nieznane. Było to znakomite rozwiązanie nie tylko z ekonomicznego punktu widzenia, bowiem młodzi i nieznani artyści nie wymagali wysokich honorariów, zaś samo nagranie i wydanie płyty było w ich przypadku niezwykle stymulujące w artystycznym rozwoju. Z drugiej strony nieznane utwory, zwłaszcza muzyki dawnej, grane na oryginalnych instrumentach z epoki, mogły się podobać i mogły zapewnić rynkowy sukces. Istotnie, większość utworów z katalogu L’Oiseau - Lyre to nie są utwory monumentalne, spiżowe i mimo że są tam nagrania wszystkich Symfonii Mozarta i Beethovena pod batutą Christophera Hogwooda, to jednak większość to utwory renesansu i wczesnego baroku, które po raz pierwszy w dziejach fonografii, zostały zarejestrowane i wydane. Niemniej utwory i ich wykonanie na płytach L’Oiseau-Lyre, od razu stają się nam bliskie i sięga się po nie często i z przyjemnością. Oczywiście mam tu na myśli nie bliskość w kategoriach czasu i przestrzeni, ale coś, co jest bliskie naszym umysłom i sercom. Czasami rzeczywiście wolimy Botticellego od Michała Anioła, wolimy czasem Pascala od Kanta lub Vivaldiego od Beethovena. Albowiem monumentalne, spiżowe dzieła często swoją nadludzką skalą wprawiają nas w zdumienie i podziw, czujemy się jednak, jakże często, przytłoczeni ogromem wyrazu, który przerasta możliwości naszej wyobraźni i wrażliwości. Czujemy wówczas szacunek do twórcy, ale jednocześnie jakiś tajemniczy dystans, który dzieli nas śmiertelników od geniuszy - gigantów. Natomiast o wiele bardziej przyjazne i bliskie stają się dla nas dzieła pomniejsze, ale przecież niepozbawione piękna. Myślę, że w tym właśnie tkwi tajemnica sukcesu takich wytwórni jak; Harmonia Mundi,Arion, Das Alte Werk. Argo, Discophile Francaises czy naszej bohaterki L’Oiseau -Lyre. Jak już wspomnieliśmy, wielu młodych adeptów sztuki interpretacji rozpoczynało swoją karierę w L’Oiseau -Lyre. Wspomniany już Christopher Hogwood, zanim stanął za pulpitem dyrygenta, dokonał licznych nagrań grając na klawesynie. Bardzo wcześnie, bo już w 1967 roku wraz z wybitnym znawcą muzyki dawnej Davidem Munrowem założyli Early Music of Consort of London, jednak kiedy w 1973 roku Munrow popełnił samobójstwo, stworzył od podstaw Academy of Ancient Music – orkiestrę, z którą dokonał wielu historycznych nagrań dla L’Oiseau Lyre. Znakomite są zwłaszcza jego interpretacje utworów mistrzów europejskiego baroku. Podobnie rozpoczynał inny, jakże znany nam dyrygent Neville Marriner. Zanim założył Academy of St. Martin in the Fields w 1959 roku nagrał jedną z bardzo wczesnych płyt z katalogu L’Oiseau-Lyre - „Jacobean Consort Music”, a było to w roku 1956. Na płycie znalazły się utwory Johna Coopera, Anglika, który wyjechał do Mantui, aby pobierać nauki u Monteverdiego i Salomona Rossiego i który po powrocie z Włoch nazywał się całkowicie inaczej, a mianowicie Giovanni Coperario. Właśnie Coperariego Suity na skrzypce, altówkę basową i kameralne organy zagrali w tej sesji nagraniowej Neville Marriner i Peter Gibs na skrzypcach, Desmond Dupre i Dennis Nesbitt na altówkach basowych oraz bardzo ważna postać Thurston Dart – twórca i dyrygent The Jacobean Ensamble – grający tu na kameralnych organach i na klawesynie. Thurston Dart – nauczyciel Hogwooda – genialny samouk, studiował najpierw matematykę aby potem całkowicie poświęcić się muzyce. Zaraz po wojnie uczył gry na historycznych instrumentach w słynnej szkole Charlesa Van den Bprrena w Brukseli. Stąd jego zamiłowanie do klawesynu i do muzyki dawnej. Był znakomitym znawcą Thomasa Morleya, Henry’ego Purcella i Johna Bulla. To dzięki niemu w L’Oiseau- Lyre powstało kilka znakomitych płyt z muzyką angielskiego baroku. Nagrał też Kantaty Aleksandra Scarlattiego oczywiście po raz pierwszy w historii fonografii. Inną znakomitością, która pojawia się wśród wykonawców na płytach L’Oiseau–Lyre to Sir Anthony Lewis - muzykolog, dyrygent i kompozytor, jednocześnie uczeń znakomitej Nadii Boulanger. Razem z Thurstonem Dartem współredagowali Musica Brittanica. Był też znakomitym znawcą zwłaszcza oper Haendla, Purcella i Johna Browna. To właśnie Anthony Lewis wraz z The St. Anthony Singers i z orkiestrą L’En-

samble Orchestral de L’Oiseau–Lyre nagrali po raz pierwszy Come Ye Sons of Art Henry’ego Purcella. Był to utwór napisany specjalnie dla królowej Marii, żony Williama III, po raz pierwszy wykonany 30 kwietnia 1694 roku. Utwór chyba najbardziej promienny i optymistyczny w dziejach muzyki. Uwertura jak we francuskich operach, smyczki włoskie, chóry rodem z Wenecji, a wszystko to okraszone delikatną, koronkową wręcz, angielską poezją. W tej sesji nagraniowej wziął udział Alfred Deller, jeden z największych kontratenorów ubiegłego wieku, któremu tak wiele zawdzięczała inna francuska wytwórnia Harmonia Mundi. Utwór zarejestrowano w 1958 roku zarówno w systemie mono jak i w systemie stereo. Trzeba tu dodać, iż wytwórnia L’Oiseau–Lyre jako pierwsza wytwórnia we Francji produkowała i wypuszczała komercyjnie na rynek zarówno płyty długogrające jak i płyty LP w systemie stereo. Oczywiście wszystko dzięki współpracy z królową wszystkich wytwórni jaką była angielska Decca. Powracając do tego wspaniałego utworu Purcella, to dopiero w 1976 roku pokazały się dwa genialne nagrania – jedno pod dyrekcją Johna Elliota Gardinera z Chórem i Orkiestrą Monteverdiego, ze znakomitymi kontratenorami Brettem i Williamsem oraz z Trevorem Pinockiem i drugie, chyba nawet lepsze, z Early Music Consort of London pod dyrekcją wspomnianego już wcześniej Davida Munrowa, które było jednocześnie ostatnim nagraniem w jego życiu. Wielu tenorów, kontratenorów i wielu instrumentalistów pojawia się na czarnych krążkach wytwórni L’Oiseau–Lyre, w dziełach wspomnianego już Purcella, ale też i w utworach Monteverdiego, Williama Byrda, Roberta de Visse, Lassusa, Carlo Gesualdo, Georga Muffata, Locatellego i wielu innych kompozytorów epoki baroku, oprócz oczywiście czołowych kompozytorów tego okresu czyli Jana Sebastiana Bacha czy Georga Friedricha Haendla. Niezwykle wysoko cenione są płyty z nagraniem Suit Wiolonczelowych Bacha w wykonaniu Jeana-Maxa Clementiego, jak również nagranie Tańców Hiszpańskich Sarasatiego, gdzie Alfredo Campoli gra na skrzypcach a na fortepianie Daphne Ibbott. Osobiście jednak bardzo polecam nagrania 6 sonat wiolonczelowych Marcello i Geminianiego. Na wiolonczeli Davida Rubio gra tu Anthony Pleeth, na wiolonczeli continuo, stworzonej też przez Davida Rubio według prototypu Gagliano z 1748 roku zagrał Richard Webb, zaś na klawesynie Reinera Schutze znany nam już Christopher Hogwood. Szczególnie polecam też sopran, oryginalny i subtelny - sopran, który nie jest może tak monumentalny jak głos Marii Callas czy Victorii de los Angeles, ale głos wyjątkowo piękny i czysty, idealnie dostrojony do instrumentów dawnych, głos Emmy Kirkby. Nazwana skarbem świata muzyki, nagrała wiele płyt dla L’Oiseau–Lyre, ale już pod szyldem Decci, ta ostatnia bowiem w 1970 roku wykupiła od Jeffa Hansona wszystkie udziały francuskiej wytwórni. Niezależnie od losów wytwórni L’Oiseau–Lyre śmiało możemy powiedzieć, że założycielka tej wytwórni – Louise DyerHanson, swoją pasją, rzetelnym przygotowaniem i arystokratyczną niezależnością finansową stworzyła coś wielkiego i wiekopomnego. Parafrazując słowa Kierkegaarda, można by rzec, iż kochając miłością wielką rzeczy małe stajemy się śmieszni, kochając miłością małą rzeczy wielkie stajemy się tragiczni, tylko kochając miłością wielką rzeczy wielkie stajemy się spełnieni. Pani Louise Dyer-Hanson była na pewno osobą spełnioną. n

Mieczysław Stoch jest częstym gościem autorskiej audycji „Duża czarna” Przemysława Psikuty w programie II Polskiego Radia.

Kupię płyty gramofonowe klasyka, jazz. Tel.: 509 825 058

This article is from: