Biznes Kujawsko-Pomorski kwiecień 2017

Page 1

KUJAWSKO-POMORSK I

M

A G

A

Z

Y

N

L U

D Z

I

B

I

Z

N

E

S

U

MICHAŁ LOREK M

A

H

T

O

N

?

PATENT NA PRZETRWANIE

STR. 6-7

KWIECIEŃ 2017

CZY SUPERGADŻET

www.facebook.com/BiznesKujawskoPomorski


O D

R E D A K C J I Dominika Kucharska

REDAKTOR PROWADZĄCA BIZNES KUJAWSKO-POMORSKI

] ] ?

WŁASNY SCHRON TO PATENT NA PRZETRWANIE W DZISIEJSZYCH, NIEPEWNYCH CZASACH CZY JEDYNIE SUPERGADŻET...

GOTOWI

NA KATASTROFĘ

J

akiś czas temu niemiecki rząd zalecił obywatelom szykowanie zapasów na wypadek kryzysu bądź ataku terrorystycznego. Część osób pobiegła do sklepów, część zignorowała zalecenia. Co zrobił Michał Lorek - właściciel firm MAHTON i Fundament z Bydgoszczy? Pokierował się złotą zasadą mówiącą, że najlepsze pomysły biznesowe, to te, które odpowiadają na pytanie: „Czego mi brakuje?” i zaczął myśleć o nowym projekcie.

Był nim nowoczesny cywilny schron, który wybudować może sobie każdy średniozamożny klient. - Skoro mamy możliwość, by w komfortowych warunkach zabezpieczać się przed najgorszymi scenariuszami, to będziemy z tego korzystać - zapewnia przedsiębiorca. Czy własny schron to patent na przetrwanie w dzisiejszych, niepewnych czasach czy jedynie gadżet? Rozmawiamy o tym na str. 6 i 7. O współczesnych zagrożeniach pisze też prof. Leszek Dziawgo. Jego felieton poświęcony światowej zmianie biegunów znajduje się na str. 4 i z katastroficznych scenariuszy to tyle w tym numerze. O czym jeszcze piszemy? Między innymi o liście najbogatszych firm z naszego regionu, które trafiły do rankingu „Diamentów Forbesa” (str. 8-10), o innowacyjnym sposobie datowania, który narodził się w Toruniu (str. 14-15) czy o obecnej kondycji hurtowni na Kujawach i Pomorzu (str. 22-23). A poza tym? Sprawdzamy, co się dzieje, gdy to szef jedzie na staż (str. 26-27), jak wygląda codzienność w Australii (str. 28-29) i czemu tak trudno przychodzi nam zaakceptować, że dla każdego z nas ta sama rzecz może wyglądać i oznaczać coś zupełnie innego, także w biznesie (str. 20). Miłej lektury!

w w w. e x p re s sb yd g o sk i . p l /s t re f a - b i z n e su

w w w. n o w o s c i . c o m . p l / s t r e f a - b i z n e s u

KUJAWSKOPOMORSKI

2

KWIECIEŃ 2017

WYDAWCA: Polska Press Sp. z o.o. Oddział w Bydgoszczy ul. Zamoyskiego 2 85-063 Bydgoszcz Prezes Zarządu: Marek Ciesielski Redaktor Naczelny: Artur Szczepański Dyrektor sprzedaży: Agnieszka Perlińska Menedżer produktu: Emilia Iwanciw, tel. 52 32 63 134 emilia.iwanciw@polskapress.pl Redaktorka prowadząca: Dominika Kucharska, tel. 52 32 63 165 dominika.kucharska@polskapress.pl Teksty: Dominika Kucharska dominika.kucharska@polskapress.pl Jan Oleksy jan.oleksy@polskapress.pl Lucyna Tataruch lucyna.tataruch@polskapress.pl Tomasz Skory tomasz.skory@polskapress.pl Leszek Dziawgo Marzena Cholerzyńska Projekt i skład: Dagmara Potocka-Sakwińska dagmara.potocka@polskapress.pl

Sprzedaż: Anna Kapusta, tel. 693 463 185 anna.kapusta@polskapress.pl

CP Jesteś zainteresowany kupnem treści lub zdjęć? Skontaktuj się z naszym handlowcem: Piotr Król, tel. 603 076 449 piotr.krol@polskapress.pl

ZNAJDZIESZ NAS NA: www.expressbydgoski.pl/strefa-biznesu www.nowosci.com.pl/strefa-biznesu www.fb.com/BiznesKujawskoPomorski


007174760


f e l i e t o n

>>> www.expressbydgoski.pl/strefa-biznesu www.nowosci.com.pl/strefa-biznesu

Światowa

zmiana biegunów

Unia generuje obecnie dosłownie wszelkie możliwe ryzyka dla swoich obywateli, więc na co to komu?

więcej felietonów na

www

W świecie zauważalna jest zmiana biegunów politycznych, społecznych i gospodarczych. Co jakiś czas tak bywa. Wydaje się, że przemiany tej skali dotknęły nas ostatnio na przełomie lat 80. i 90. i był to rozpad ZSRR i Układu Warszawskiego. Świat zmienił się wówczas diametralnie. Konsekwencją ówczesnej zmiany biegunów było dla nas przyjęcie Polski do NATO i UE.

Wiele punktów zapalnych

Teraz stajemy ponownie wobec zmiany biegunów w skali światowej. Przemiany mogą rozpocząć się w różnych miejscach. W Europie były to Węgry Orbána, a potem Brexit. Natomiast w USA - oczywiście zwycięstwo Trumpa. Wszystko to stanowi fragmenty większej całości poważnych globalnych przemian. Z czym wobec tego stają do tych przemian Europa i Polska? W Europie trwa totalny i wprost klasyczny kryzys przywództwa. Unia Europejska miała przecież zapewnić swoim obywatelom bezpieczeństwo i dobrobyt, a widzimy, że nie spełniła tych zadań. Jest wręcz odwrotnie. Unia generuje obecnie dosłownie wszelkie możliwe ryzyka dla swoich obywateli, więc na co to komu? Nie dziwi zatem Brexit, ani nawet zapowiadany Frexit, po ewentualnym zwycięstwie Le Pen we Francji. Co ważne, według jednego z sondaży już ok. 26 procent Niemców chce wyjścia z UE. Na koniec będzie być może zatem już tylko AllCountriesExit z UE i ostateczny koniec. Pewnie tylko Grecy będą chcieli pozostać w UE, bo gdzie znajdą tylu frajerów

do płacenia za ich błędy? (Polska już dopłaciła do Grecji aż ponad 6 mld euro!). Przypomnę, że teraz o tzw. Grexit jest już cichutko.

Mentalne braki

Żal tej Unii, bo zjednoczona Europa ma wielkie predyspozycje do zapewnienia bezpieczeństwa i dobrobytu własnym obywatelom oraz do współprzewodzenia współczesnemu światu. Brakuje nam jednak kompetencji intelektualnych i mentalnych wśród „brukselskich elit”. Szkoda, bo tylko zjednoczona Europa ma szanse na globalną rywalizację z Ameryką i Azją.

Miara polskiego sukcesu

A Polska? Polska jest bardzo podzielona politycznie. PKB spada. Brak przyjaznej polityki gospodarczej i fiskalnej. Sojusze są fajne, ale bywają zmienne i trzeba przede wszystkim liczyć na siebie. Podobno inwestują u nas czasami zagraniczne firmy i to oczywiście dobrze. Pamiętajmy jednak, że są to bardzo medialne inwestycje, a zagraniczne podmioty korzystają też często z polskiej pomocy publicznej, a także nierzadko z interwencji własnych ambasad (co wyszło niedawno w jednej z branż). W tym kontekście uważam, że prawdziwą miarą polskiego sukcesu gospodarczego będzie m.in. liczba założonych firm przez Polaków w Polsce i ich przetrwanie we własnym kraju, a następnie ich zagraniczna ekspansja. Marzenia?cp

prof. Leszek Dziawgo

*

jest szefem Katedry Zarządzania Finansami na Wydziale Nauk Ekonomicznych UMK, a także członkiem Prezydium Komitetu Nauk o Finansach PAN.


Mwik

?

woda w kranie

P

odróż od źródła do kranu zaczynamy w Lesie Gdańskim. To tu znajduje się ujęcie zaopatrujące miasto już od ponad wieku. Początkowo wodę czerpano z 20 studni o niewielkiej głębokości, ale z czasem pojawiła się potrzeba wykonania znacznie głębszych odwiertów.

Na siedem wieżowców w głąb - W Lesie Gdańskim znajdują się pod ziemią trzy poziomy wodonośne. Pierwszy był najłatwiej dostępny. Były w nim wody kilkuletnie, niewymagające żadnego uzdatniania - mówi Marzena Boroń, główny geolog MWiK. - Gdy Bydgoszcz zaczęła się rozwijać, trzeba było sięgnąć po wodę z głębszych zasobów. Wtedy pojawiły się problemy. W momencie, w którym uruchomiliśmy głębsze studnie, poziom wody spadł poniżej dna studni płytkich. Trzeba było tak ustawić produkcję, by obydwa systemy mogły ze sobą koegzystować. Jednocześnie zaczęły się wiercenia w celu dotarcia do kolejnych warstw wodonośnych. W Lesie Gdańskim powstały studnie o głębokości 380 m (to tak, jakby ustawić na sobie 6-7 wieżowców!), sięgające pokładów dolnokredowych. Badania wykazały, że woda, która znajduje się na tej głębokości, liczy sobie kilkanaście tysięcy lat. Zasoby te są jednak bardzo trudno odnawialne, o ograniczonej wydajności, dlatego należało pomyśleć o budowie nowego zakładu wodociągowego. I tak powstało ujęcie na Czyżkówku. Tam woda czerpana jest z Brdy. - Czyżkówko jest projektem, który ma wiele zalet. Jakość wody, jaką możemy uzyskać po modernizacji, jest zbliżona do wód podziemnych, a proces ten nie powoduje obniżania się poziomu wód i osuszania okolicy. Dzięki temu mamy też rezerwy wody na szczególne sytuacje. W przypadku np. zakwitu okrzemek i sinic na Brdzie możemy wyłączyć z pracy ujęcie Czyżkówko na rzece i przez ponad miesiąc pobierać wodę dla mieszkańców, uzupełniając zasoby podawanej do miasta wody z ujęcia w Lesie Gdańskim - tłumaczy Marzena Boroń.

Z nurtu, ale i z gruntu Woda pochodząca z Czyżkówka ma do pokonania dłuższą drogę niż ta czerpana w Lesie Gdańskim. Jej historia zaczyna się bowiem już w nurcie Brdy, skąd pobierana jest do stacji wodociągowej. Na tym etapie oczyszczana jest z liści, wodorostów i innych zawiesin. - Z ujęcia brzegowego przepompowywana jest na teren sztucznej infiltracji, gdzie wprowadzana jest do gruntu, przy wykorzystaniu stawów i rowów infiltracyjnych. I tam właśnie, w gruncie, rozpoczyna się wstępny proces uzdatniania, gdzie zatrzymywane są zanieczyszczenia fizykochemiczne i bakteriologiczne. To tam podczas pokonywania 60 m dystansu pomiędzy stawami a barierami, woda nabiera cech wody podziemnej - mówi Tomasz Macheta, kierownik Zakładu Produkcji Wody MWiK. Wodę infiltracyjną pobieramy za pomocą tzw. barier studziennych. Wzbogacana jest ona o minerały i gazy obecne w gruncie. Wśród nich jednak znajdują się m.in. żelazo, mangan i CO2, które trzeba z niej ponownie usunąć. - W związku z tym uzdatniamy wodę infiltracyjną tak, jak typową wodę podziemną. W pierwszej kolejności napowietrza się ją i odgazowuje. Następnie woda trafia na filtry, gdzie usuwa się z niej żelazo, mangan i amoniak. W dalszej kolejności stosowany jest ozon i filtracja na złożu węglowym, które mają za zadanie usunąć z wody tzw. prekursory niekorzystnych dla naszego organizmu związków THM. Elementem końcowej dezynfekcji jest chlorowanie. Jeszcze kilkanaście lat temu woda z kranu miała charakterystyczny zapach, kojarzący się z publicznymi basenami. Dziś, dzięki zastosowaniu wszystkich powyższych procesów, zapotrzebowanie na chlor jest czterokrotnie niższe i w wodzie, która trafia do naszych domów nie czuć już chemii. Tak oczyszczona woda wędruje do mieszkańców, mieszając się w sieci z wodą z Lasu Gdańskiego. Na trasie czeka ją jeszcze tylko jeden przystanek. Ze względu na różnicę wysokości pomiędzy częścią

Bydgoszczy leżącą w pradolinie, a położoną na tzw. górnym tarasie, ta płynąca do osiedli w pasie między Kapuściskami a Miedzyniem musi mieć podwyższone ciśnienie. W tym celu zahacza o przepompownie. Jest nawet z litem i strontem Woda, którą mamy w naszych bydgoskich kranach, wyróżnia się znacznie na tle wód, które dostępne są w innych rejonach kraju, także tych butelkowanych. - Porównałam kiedyś najbardziej znane wody i okazało się, że w wielu z nich nie ma prawie żadnych pozytywnych minerałów, a jedna składa się tak naprawdę z samych siarczanów! Nasza woda bydgoska ma proporcjonalnie poukładane jony wapnia, magnezu, sodu i potasu plus wodorowęglany - wymienia Agnieszka Cendrowska-Kociuga, kierownik Działu Technologicznego MWiK. - Kamień w czajniku, na który tylu z nas lubi narzekać, to właśnie oznaka zawartości wodorowęglanu wapnia i magnezu. Te pierwiastki są potrzebne do funkcjonowania naszego organizmu. Dlatego powinniśmy ją pić w dużych ilościach, bez przegotowania. Zawartość tych pierwiastków stawia naszą „kranówkę” na równi z najlepszymi wodami średniozmineralizowanymi. Co więcej, woda z dolnokredowych pokładów Lasu Gdańskiego zawiera także jony litu i strontu. Woda litowa jest znanym z historii antydepresantem. Stront to z kolei pierwiastek bardzo zbliżony do wapnia, wzmacniający strukturę szkieletu i wykorzystywany w leczeniu raka kości. W Myślęcinku… też kranówk a - W Lesie Gdańskim udostępniamy mieszkańcom wodę z czterech kranów. Z dwóch można czerpać wodę bezpośrednio ze studni głębinowej, a z dwóch pozostałych - tę samą wodę, ale uzdatnioną. Ta druga woda przebywa taką samą drogę, jak ta, która dociera w sieci do naszych kranów, w domach. Wiele osób, nie mając tej świadomości, z przyzwyczajenia wciąż przyjeżdża po nią do Myślęcinka. Tymczasem naprawdę takiej potrzeby nie ma. Wystarczy odkręcić kran w swoim domu - radzi Agnieszka Cendrowska.cp

promocja 007198201

Sk ąd się bierze

Zanim trafi do naszych domów, wodę czeka długa droga. Prześledziliśmy jej wędrówkę razem z pracownikami Miejskich Wodociągów i Kanalizacji w Bydgoszczy.


z d j ę c i e :

t o m a s z

czytaj więcej na

www

c z a c h o r o w s ki

rozmowa biznesu

?

patent na przetrwanie cz y superg a dże t

Oceniam, że w przyszłości posiadanie schronu będzie swego rodzaju normą wśród osób zamożnych. Skoro mamy już możliwości, by w komfortowych warunkach zabezpieczać się przed najgorszymi scenariuszami, to będziemy z tego korzystać - mówi Michał Lorek*, właściciel firmy MAHTON, w rozmowie z Lucyną Tataruch. Jest Pan pierwszą osobą w naszym regionie, która ma swój własny schron? Jeszcze nie mam. Wkrótce przystąpimy do budowy prototypu, który będzie poddawany różnego rodzaju stress testom. Po tym etapie - stanie się to w drugiej połowie roku - rozpoczniemy produkcję komercyjną, więc każdy, kto ma odpowiednio dużą działkę za miastem, będzie mógł zlecić nam budowę takiego obiektu. Przed czym taki obiekt chroni? Zależy, która wersja. To, co zaprojektowaliśmy, czyli MAHTON - Polski Schron Modułowy, składa się z części-modułów, przystosowanych do łączenia wedle potrzeb. Najprostsza wersja „standard” chroni przed skutkami katastrof naturalnych. Kolejna, czyli „plus”, zawiera dodatkowo systemy podtrzymywania życia, zestawy filtrów, instalację sprężonego powietrza itd., co pozwala hermetycznie odciąć się od wszelkich zewnętrz-

nych zagrożeń. Proponujemy również wariant luksusowy, gdzie kolejne użyteczności będą dobierane indywidualnie, w zasadzie bez ograniczeń, według życzeń klienta. Założenie jest takie, że nasz produkt ochroni właścicieli przed huraganami, kataklizmami naturalnymi, upadkiem meteorytu, awarią elektrowni atomowej lub atakiem zbrojnym… Okoliczności może być mnóstwo. Wielu ludzi na co dzień nie myśli o takich zagrożeniach. To tak jak z ubezpieczeniami na życie - nikt nie chce myśleć o tym, że coś mu zagraża. Uważam jednak, że warto w pełni zadbać o bezpieczeństwo swoje i swoich bliskich. Kiedy w Pana życiu pojawił się ten wątek? Wcześniej uczestniczył Pan w realizacji takich projektów, jak budowa Ikei, dworca PKP czy Galerii Handlowych Balaton i Miedzyń   KUJAWSKO-POMORSKI

6

kwiecień 2017

w Bydgoszczy… To zupełnie co innego niż schrony. Z wykształcenia jestem inżynierem architektem. Firmę budowlaną Fundament prowadzę od kilku lat i faktycznie oprócz domów dla klientów indywidualnych mam na swoim koncie sporo dużych realizacji, m.in. te, które pani wymieniła. Mniej więcej rok temu postanowiłem rozszerzyć działalność. Stało się to po tym, jak w mediach pojawiła się informacja, że rząd niemiecki zaleca obywatelom szykowanie zapasów. Rekomendowano, by każda rodzina zgromadziła rzeczy umożliwiające przeżycie przez dwa tygodnie w przypadku kryzysu, ataku terrorystycznego itp. Różnie wtedy mówiono o zasadności tych rad, ale mi dało to do myślenia. Zaczął Pan gromadzić zapasy? Na pewno było to przyczynkiem do rozmów z rodziną i znajomymi o tym, na co i w jaki


>>> www.expressbydgoski.pl/strefa-biznesu www.nowosci.com.pl/strefa-biznesu

* mgr

rozmowa biznesu

inż. arc h. mic hał Lorek

właściciel firmy MAHTON i Fundament w Bydgoszczy; ur. 1973 r., absolwent Politechniki Poznańskiej; ma 20-letnie doświadczenie zawodowe. Przed założeniem firmy Fundament kierował dużymi projektami w kraju i zagranicą. Ma na swoim koncie realizację m.in. kompleksu hotelowego Pałac Wojanów i prywatnej rezydencji pałacowej w Śliwnikach. Prowadził 3 duże projekty dla klientów angielskich i niemieckich w Anglii.

…że nikogo takiego nie ma? W Polsce nie ma. Za granicą, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych czy Szwajcarii, to gigantyczna gałąź przemysłu, która jest wspierana przez osobną dziedzinę nauki. Cywilnych schronów jest mnóstwo, można wybierać w ofertach i konkretnych, opatentowanych rozwiązaniach. U nas jednak tego nie ma. Wtedy tak naprawdę zapaliła mi się lampka - miałem motyw, możliwości, wiedzę inżynierską i kompetencje budowlane. Postanowiłem, że jako pierwszy w Polsce spróbuję zagospodarować tę niszę. Sam? Najpierw wraz z zespołem projektowym, który pomógł mi opracować koncepcję. Później jednak okazało się, że to zbyt mało. Niezbędne jest do tego wsparcie naukowe. Pierwsze pomysły inspirowane internetem zaprowadziły nas w ślepy zaułek. Instrukcje preppersów nie sprawdzają się w prawdziwym życiu? Przy tak skomplikowanej sprawie, jaką jest budowa schronu, nie wystarczą dobre chęci. Krążące po internecie wskazówki i instrukcje to raczej przykłady wizualizacji na zasadzie myślenia życzeniowego… Potrzebowaliśmy czegoś więcej. Dlatego zwróciłem się z tym tematem do specjalistów akademickich. Zaproponowałem współpracę Uniwersytetowi Technologiczno-Przyrodniczemu w Bydgoszczy, a później również Wojskowej Akademii Technicznej w Warszawie. Podpisaliśmy umowy o współpracy na zaprojektowanie i wyprodukowanie prototypu schronu oraz na przeprowadzanie badań. Wspierają nas naukowcy z Warszawy, m.in. dzie-

kan WAT - profesor Stolarski oraz profesor Szcześniak, guru polskich naukowców w zakresie schronów. Profesorowie są autorami projektów dużej części obiektów wojskowych wybudowanych w Polsce przez ostatnie 40 lat, a prywatnie bardzo życzliwymi ludźmi. Co na tę chwilę udało się stworzyć we współpracy z tymi uczelniami i specjalistami? Możliwie najbardziej nowoczesną wersję schronu cywilnego. Dodam jeszcze, że w realizację tego projektu zaangażowały się firmy z naszego regionu z doświadczeniem w tego typu przedsięwzięciach. Część z nich od dawna pracuje dla wojska. Szukając odpowiednich rozwiązań, wyszliśmy z kilku fundamentalnych założeń. Po pierwsze, mimo że taki obiekt jest w swojej istocie skomplikowany, to projektowaliśmy go tak, by mógł być montowany w każdych warunkach na terenie Polski. Ma być również produkowany w formule przemysłowej, czyli prefabrykowany, dlatego składa się z modułów. Poza tym, sam w sobie jest niezwykle prosty w użytkowaniu. Schron zwykle kojarzy się z bunkrem, czymś betonowym, nieprzyjemnym. To prawda, ale nasz projekt jest zdecydowanie inny. Schrony, o których pani mówi, to te z okresu drugiej wojny światowej lub choćby z lat 60., gdy istniało zagrożenie wojną nuklearną. Od tego czasu bardzo wiele się zmieniło, współczesna technika daje nam niesamowite możliwości. To tak, jakby porównać forda T z początków motoryzacji oraz najnowszy model audi RS6 - zupełna przepaść technologiczna. A będzie jeszcze lepiej - obecnie schrony modułowe budujemy w formule żelbetowej, czyli najbardziej dopasowanej do realiów w naszym kraju. Natomiast profesor Szcześniak z WAT zaproponował nam, byśmy w przyszłości rozpoczęli produkcję schronów z materiałów kompozytowych. Taka konstrukcja będzie lżejsza, łatwiejsza w transporcie i montażu. To będzie kolejny etap rozwoju firmy. Skąd klienci będą mieli pewność, że taki schron jest faktycznie bezpieczny? Nikt tego przecież nie sprawdzi, dopóki nie wydarzy się jakaś katastrofa. Razem z Wojskową Akademią Techniczną określiliśmy sposoby zabezpieczeń schronu w zależności od różnego rodzaju okoliczności, które mogą się zdarzyć. Skuteczności zabezpieczeń

www.mahton.pl

i dobranych rozwiązań konstrukcyjno-technicznych dowodzą liczne badania i testy, zweryfikowane w warunkach bojowych. W Ameryce schrony kosztują od kilku do kilkuset milionów dolarów. Jak to wygląda u nas? To zupełnie inna półka cenowa. My nie proponujemy takich obiektów, jakie buduje wojsko - czyli tych ukrytych 50 metrów pod ziemią, bo to byłyby właśnie koszty idące w miliony dolarów. Na nasz podstawowy schron może sobie pozwolić średniozamożny klient. Oczywiście cena takiego z górnej półki będzie zależeć jedynie od życzeń i wymagań klienta. A te mogą być nieograniczone? W zasadzie tak. Podstawowym założeniem jest oczywiście ochrona właścicieli i osób uprawnionych do wejścia do schronu, ale nie wyklucza to budowania czegoś, co będzie supergadżetem, obiektem pełnym nowych technologii. Jako że proponujemy produkt na lata, to przewidujemy również dodawanie do niego kolejnych użyteczności i udogodnień w zależności od rozwoju techniki. Mówi się o inteligentnych domach, a my proponujemy inteligentny schron, który można rozbudowywać w dowolny sposób, monitorować go i zarządzać nim np. z komórki. Na wyposażeniu schronu będą technologie będące innowacjami na skalę światową, np. monitory kontrolne lub oświetlenie z niemal zerowym poborem energii. To wszystko jest olbrzymim przedsięwzięciem. Skąd Pan wie, że ten produkt się przyjmie na rynku? Patrząc na doświadczenia innych krajów - potencjalny rynek jest gigantyczny. Przy czym w naszych realiach ten temat jest na tyle nowy i specyficzny, że nie da się znaleźć analogii do innego produktu. Inwestując w ten pomysł, podejmujemy oczywiście ryzyko, ale jedno jest pewne - chcemy dotrzeć do klientów, którzy otaczają się usługami i produktami wysokiej jakości, a takich osób w Polsce wcale nie jest mało. Ze względu na uniwersalność koncepcji naszego schronu, ma on również duży potencjał eksportowy. Osobiście oceniam, że w przyszłości posiadanie schronu będzie swego rodzaju normą wśród osób zamożnych. Skoro mamy już możliwości, by w komfortowych warunkach zabezpieczać się przed najgorszymi scenariuszami, to będziemy z tego korzystać.cp

promocja 007213536, 007213550

sposób powinniśmy być przygotowani. Pod wpływem tych rozważań zacząłem przeglądać różne strony w internecie, zwłaszcza portale dla preppersów. I przyznaję, że temat mnie wciągnął. Dowiedziałem się, jak mają wyglądać takie zapasy, gdzie je trzymać. Optymalnym miejscem może być np. znana od wieków ziemianka, którą na dodatek - jak pokazywały najróżniejsze filmiki instruktażowe - niewielkim nakładem pracy można powiększyć i przerobić na taki niby-schron. Pomyślałem: skoro mam dom, działkę, ale przede wszystkim rodzinę, którą chcę chronić, to może warto zafundować sobie takie bezpieczeństwo. Zacząłem więc szukać kogoś, kto mógłby zająć się tym profesjonalnie. I wtedy okazało się...


f i n a n s e

>>> www.expressbydgoski.pl/strefa-biznesu www.nowosci.com.pl/strefa-biznesu

nasze

diamenty tekst : t o m a s z s k o r y

zd j ę cie :

t o m a s z

c z a c h o r o w s k i

Niemal 180 firm z naszego regionu znalazło się w tym roku na liście Diamentów Forbesa. To o ponad jedną trzecią więcej niż w ostatnim rankingu.

T

radycyjnie w zestawieniu brano pod uwagę te przedsiębiorstwa, którym przyznano pozytywny rating wiarygodności, które mają wysoką płynność bieżącą i nie zalegają z płatnościami. Na liście tysiąca najlepszych znalazły się te z nich, które w ostatnich latach najszybciej zwiększały swoją wartość. By trafić do tego grona, trzeba było zwiększać ją przez trzy lata z rzędu przynajmniej o 23 procent rocznie. - Gry wideo, luksusowe apartamenty, handel w internecie, sieci sklepów, transport, logistyka to branże, w których polskie firmy rosły najszybciej. Znalazły się w naszym zestawieniu dzięki innowacyjnemu podejściu do biznesu lub wejściu na rynek modnych produktów i usług - czytamy w komunikacie „Forbesa”. A które branże najszybciej rozwijały się u nas w regionie?

W tym roku na liście Diamentów znalazło się aż 179 firm z województwa kujawsko-pomorskiego. To o 42 więcej niż w ostatniej edycji plebiscytu. W najważniejszej kategorii, czyli przedsiębiorstw o przychodach powyżej 250 mln zł, znalazło się jednak tylko 10 z nich, a to o jedną trzecią mniej niż rok temu. Z rankingu wypadł m.in. BART sp. z o.o. ze Świecia, który w zeszłorocznych notowaniach znalazł się na drugiej pozycji, ZT Kruszwica SA, zajmująca ostatnio czwarte miejsce, czy plasujące się zaraz za nią United Beverages SA z Torunia. Duża dziesiątka Pierwsze miejsce na liście regionalnej drugi rok z rzędu piastuje Hanplast sp. z o.o., bydgoska firma zajmująca się przetwórstwem tworzyw sztucznych i zarazem jeden z największych producentów plastików w Europie. Przedsię  KUJAWSKO-POMORSKI

8

kwiecień 2017

biorstwo dostarczające materiały do takich firm jak IKEA, Samsung, Olsa czy Philips znalazło się jednocześnie na mocnym, 29. miejscu na liście ogólnopolskiej. Firma w ostatnim notowaniu osiągnęła przychód w wysokości prawie 314,5 mln zł, a na przestrzeni lat 2013-2015 przeciętny wzrost wartości wyniósł 36,93 proc. - Przełomowym momentem był rok 1999, kiedy to rozpoczęliśmy współpracę z firmą IKEA. Z pozycji zwykłego dostawcy Hanplast osiągnął status dostawcy priorytetowego na całą Europę. Wykonaliśmy szereg działań w ramach wspólnej transformacji. Pracownicy odbywali szkolenia i warsztaty, które sprzyjają poszukiwaniu innowacyjnych rozwiązań. To owocuje wymiernymi korzyściami zarówno finansowymi, jak i organizacyjnymi - tłumaczy Michał Chajęcki, specjalista ds. marketingu Hanplastu.

>>>


007247179

www.bcfestate.pl


f i n a n s e

>>> www.expressbydgoski.pl/strefa-biznesu www.nowosci.com.pl/strefa-biznesu

>>>

zdjęcie:

jacek

smarz

na 4. miejscu w rankingu lokalnym dla firm o przychodach od 50 do 250 mln zł znalazł się plasticon poland z torunia.

Stawiając na ciągły rozwój, spółka już realizuje kolejne inwestycje poszerzające możliwości produkcyjne swojej narzędziowni. Pozyskuje nowych klientów oraz zwiększa swój potencjał o nowe maszyny, innowacje i technologie. Władze spółki przewidują, że planowane zakupy znacząco wpłyną na ugruntowanie jej pozycji na rynku europejskim. Jedno oczko za Hanplastem na liście regionalnej znalazł się Salamander Window & Door Systems SA. Przedsiębiorstwo z Włocławka należy do czołowych dostawców energooszczędnych systemów okien i drzwi z tworzywa sztucznego. Średni wzrost wartości wynoszący 29,71 proc. pozwolił firmie na duży skok w rankingu. W ubiegłym roku Salamander plasował się dopiero na 15. miejscu, i to wśród firm o przychodach do 250 mln zł. W ostatnim notowaniu producent osiągnął przychód przekraczający 290 mln zł i zajął ostatecznie 47. miejsce na liście ogólnopolskiej. Tuż za nią, bo na 50. miejscu w rankingu ogólnym, znalazło się Oponeo.pl SA (na zdjęciu na str. 8). Bydgoski serwis oferujący sprzedaż opon samochodowych przez internet zadebiutował w tym roku na liście „Forbesa”, zajmując od razu 3. miejsce w naszym województwie. W 2015 roku firma osiągnęła przychód ze sprzedaży w wysokości aż 414 mln zł, a jej średnia wartość w badanym okresie wzrastała o 29,26 proc. Tegorocznym debiutantem jest też firma budowlana Molewski sp. z o.o. z Włocławka. Wzrost wartości o 25,26 proc. zapewnił jej w tym roku 4. miejsce w regionie i 68. w kraju. W ogólnopolskiej setce znalazło się ponownie PPHU Visscher-Caravelle

Poland sp. z o.o. z Grudziądza, zajmując 77. pozycję w krajowym rankingu. Wzrost o 24,23 proc. zapewnił też producentowi części dla przemysłu awans z 9. na 5. miejsce w województwie. Poprawiła się też pozycja Hurtowni Motoryzacyjnej Gordon w Zamościu, która z 14. miejsca awansowała na 6., a tym samym 86. w kraju. Wyprzedziła przy tym w regionalnym rankingu spółkę Agrolok z Golubia-Dobrzynia, która spadła z 6. na 7. pozycję, plasując się na 95. miejscu w rankingu ogólnopolskim. W najważniejszej dziesiątce, ale już poza krajową setką, znalazła się jeszcze obsługująca producentów rolnych chełmińska Agro Sieć sp. z o.o., debiutujący w rankingu producent mrożonek Frosta sp. z o.o. z Bydgoszczy oraz producent materiałów opatrunkowych i higienicznych Plastica sp. z o.o. z Frydrychowa. Plastica odnotowała przy tym poważny spadek, bo w ubiegłym roku znajdowała się jeszcze na 3. miejscu. Więcej mniejszych graczy W tym roku prawie dwukrotnie zwiększyła się natomiast liczba Diamentów w kategorii od 50 do 250 mln zł. Rok temu było ich 17, dziś są 32 i wcale nie oznacza to spadków z wyższej kategorii, bo w czołówce mamy same debiuty. Pierwsze miejsce na liście regionalnej i trzecie na ogólnopolskiej zajęła Energia Group sp. z o.o. z Brzozy. Dostawca towarów i surowców dla odbiorców przemysłowych osiągnął w 2015 roku przychody przekraczające 84,6 mln zł, a przeciętny wzrost wartości na przestrzeni lat 2013-2015 wyniósł aż 157,14 procenta! czytaj więcej na

KUJAWSKO-POMORSKI

10

Na drugiej pozycji znalazła się Kujawska Fabryka Maszyn Rolniczych w Brześciu Kujawskim. Spółka wskoczyła na listę „Forbesa” ze wzrostem wartości wynoszącym 74,72 proc., co pozwoliło też zająć jej dobre, 27. miejsce w rankingu ogólnopolskim. Kolejnym debiutantem jest toruńska firma z branży gastronomicznej DAKAT - 3. przedsiębiorstwo w regionie i 51. w skali kraju. Na trzech kolejnych pozycjach, ale już poza krajową setką, znalazła się Firma Jubilerska Kubaccy, Plasticon Poland SA i Grupa Producentów Rolnych Ziarno, przy czym Plasticon doceniony został już w ubiegłym roku i awansował od tego czasu o 12 pozycji, a pozostałe firmy z tego zestawienia pojawiają się w rankingu po raz pierwszy lub po latach nieobecności. Więcej firm z Kujaw i Pomorza znalazło się w tym roku też w kategorii przedsiębiorstw o przychodach od 5 do 50 mln zł. Rok temu było ich 103, a dziś w rankingu znajduje się już 137. Na pierwszym miejscu znalazło się CBT Polska sp. z o.o. - bydgoski dystrybutor narzędzi, elektronarzędzi i chemii technicznej. CBT wskoczyło na 1. pozycję z 10. miejsca, które zajmowało w ubiegłym roku dzięki robiącemu wrażenie wzrostowi wartości o 148,32 proc. Ten wynik pozwolił firmie zająć 18. pozycję w skali kraju. Na drugim miejscu debiutant, producent maszyn rolniczych AGRITEAM sp. z o.o., również odnotował bardzo duży wzrost - o 135,48 proc. Depcząca mu po piętach spółka Bio Food z Ciechocina, sprzedająca żywność ekologiczną, znalazła się na 3. pozycji z wynikiem 111,53 proc. Tuż poza podium bydgoski Dozo Pak, Laude Smart Intermondal SA z Torunia i Remstal sp. z o.o. z Chełmży. Ogólnopolską setkę na 99. miejscu zamknęło HPT Innovation z Bydgoszczy, zajmujące 7. pozycję w rankingu lokalnym.cp

www kwiecień 2017


007261786


NOWOŚCI

Japończycy

Firmy

wkraczają

z regionu

do nas z grafitem

docenione

BIZNESOWY

]

Japoński producent grafitów do obróbki EDM - firma Ibiden od lat współpracuje z Grafco z Solca Kujawskiego. To biznesowe partnerstwo okazało się owocne. Ibiden wytypował właśnie nasze lokalne przedsiębiorstwo do realizacji strategii budowy nowoczesnych technologii dla przemysłu maszynowego, opartych na grafitach izostatycznie prasowanych (tzw. EDM). Technologia ta stosowana jest w przemyśle lotniczym, samochodowym, jak i innych gałęziach związanych z wykorzystaniem grafitu oraz włókien grafitowych. W trakcie nadchodzących targów INNOTECH Bydgoszcz, które odbędą się w dniach od 24 do 27 kwietnia, Ibiden wraz z Grafco przedstawią perspektywy rozwoju branży producentów form wtryskowych, za pośrednictwem innowacyjnego materiału, jakim jest grafit. Dodajmy, że Grafco specjalizuje się również w systemach mocowań EROWA, F-Tool, oraz pozostałych materiałach eksploatacyjnych do EDM i WEDM.CP

Uroczysta gala i rozstrzygnięcie konkursu „Pracodawca Pomorza i Kujaw 2016” za nami. Laureaci zostali nagrodzeni w trzech kategoriach: „Mikro i Mały Przedsiębiorca”, „Średni i Duży Przedsiębiorca” oraz „Innowacyjna Firma”. Pozakonkursowo Zarząd Pracodawców Pomorza i Kujaw przyznał także wyróżnienie specjalne - Koryfeusz Kujawsko-Pomorski, za wyznaczanie nowych kierunków myślenia i działania w regionalnej gospodarce. Nagroda ta trafiła do Atos Global Delivery Center Polska sp. z o.o. sp. k. Kategoria „Średni i Duży Przedsiębiorca”: wyróżnienie otrzymały Kolejowe Zakłady Łączności sp. z o.o., a tytuł „Pracodawca Pomorza i Kujaw 2016” ex aequo przyznano dwóm przedsiębiorstwom: Hanplast sp. z o.o. i Mentor SA. Kategoria „Mikro i Mały Przedsiębiorca”: wyróżnienia otrzymały Zakład Energoelektroniki TWERD Michał Twerd, spółka Softblue SA i firma ENPIRE Łukasz Wojciechowski, a tytuł „Pracodawca Pomorza i Kujaw 2016” trafił do firmy Polmass SA.

ZDJĘCIA: FILIP KOWALKOWSKI

Kategoria „Innowacyjna Firma”: wyróżnienie otrzymały Wojskowe Zakłady Lotnicze nr 2 SA i firma INSTYTUT GENETYKI SĄDOWEJ Jolanta Powierska-Czarny, a tytułem „Pracodawcy Pomorza i Kujaw 2016” nagrodzono Pojazdy Szynowe PESA Bydgoszcz SA. Gratulujemy wszystkim laureatom i wyróżnionym!CP

więcej newsów na facebook.com/BiznesKujawskoPomorski

[

TEKST: DOMINIKA KUCHARSKA


F o l k s t a r Bydgoszcz, ul. Jezuicka 7 otwarte codziennie od 10:00 do 18:00

w w w. f o l k s t a r. p l

Tu folklor spotyka się z biznesem Rozmowa z Dorotą Salik-Zielińską, właścicielką sklepu Folkstar w Bydgoszczy W Bydgoszczy jest to niestety bardzo trudne. Wcześniej tylko w Centrum Informacji Turystycznej można było coś znaleźć. W innych miastach na każdym rogu w centrum jest punkt z pamiątkami, tu tego nie było. A przecież w Bydgoszczy odbywają się targi, na które przyjeżdżają przedsiębiorcy z innych miast, na nasze uczelnie przyjeżdża młodzież z zagranicy, mamy świetne lokalne firmy, których przedstawiciele wyjeżdżają do innych państw lub zapraszają zagranicznych gości. I tak się zastanawiałam, co oni wszyscy biorą ze sobą jako prezent? Butelkę trunku?

Klient, który otrzyma oryginalny prezent, zapamięta go na dłużej, a to może wpłynąć na późniejsze relacje i interesy... Dokładnie! Niedawno robił u nas zakupy właściciel pewnej firmy. Przy pakowaniu spojrzał na spód kubka i powiedział „Jak fajnie, że nie ma tu napisu Made in China. Chińczycy wreszcie nie będą się ze mnie śmiali”. Podobno przedsiębiorcy z Chin zawsze są rozbawieni, gdy dostają prezenty „z Polski”, wyprodukowane w ich kraju. Widać, że staramy się z tym zrywać, bo już podczas ubiegłorocznych świąt bardzo wiele pamiątek z naszego sklepu trafiło za granicę - do rodzin, przyjaciół i właśnie kontrahentów. I to nie tylko z Europy, ale też z obu Ameryk, a nawet Australii. Jakie produkty cieszą się największą popularnością wśród przedsiębiorców? Kubki, filiżanki, długopisy, ołówki i notesiki w tradycyjne wzory. Ale biznesmeni wybierają na prezenty również haftowane serwetki. Współpracujemy z panią z Łowicza, która haftuje bardzo wiele produktów - od chust, przez kosmetyczki, po serwetki właśnie. Wszystkie stanowią bardzo ładny prezent. Nawet polska drewniana łyżka może się okazać ciekawym upominkiem dla zagranicznego gościa. Podczas Camerimage jedna z klientek zainteresowała się mątewką - taką gwiazdką na kijku do mieszania. Nie wiedziała do czego to

służy, a ja zastanawiałam się, co odpowiedzieć, bo jak jest mątewka po angielsku? Wytłumaczyłam, że to taki mikser. Gdy robiliśmy inwentaryzację, okazało się, że mamy na liście ponad tysiąc produktów w różnych wzorach i kolorach. Jeżeli więc ktoś chciałby u nas kupować prezenty, będzie miał pomysły na kilka lat. Marka Folkstar narodziła się w Łowiczu. Wzornictwo na produktach jest tylko łowickie? Produkty na początku były tylko łowickie, ale gdy Folkstar zaczął podbój rynku, właścicielka marki - Marta Wróbel uznała, że nie można podporządkowywać wszystkich sklepów pod jeden region. Łowicz wciąż jest naszym rdzeniem, bo mimo, że jesteśmy na Kujawach, produkty z Łowicza sprzedają się u nas najlepiej. Natomiast mamy też wzornictwo z innych regionów, w tym kujawskie. Pozyskujemy przedmioty od lokalnych artystów i twórców ludowych, do których trudno byłoby dotrzeć przeciętnemu klientowi. Mają też Państwo stoisko z bydgoskimi pamiątkami. Podobno pomysł na ten sklep wziął się właśnie z tego, że nie mogła Pani znaleźć nigdzie bydgoskich suwenirów?

Co w takim razie wybierają klienci szukający czegoś lokalnego? Są tacy, którzy kupią magnes z Bydgoszczą za 7 zł i wyjdą zadowoleni, ale zdarzają się też klienci, a zazwyczaj klientki, które wejdą, zachwycą się czymś i zapytają, np. „Po ile ta chusta?”. Nasze chusty są ręcznie haftowane, więc kosztują od 250 do 350 zł, ale okazuje się, że to nie problem. Klienci mają pieniądze, pozostaje kwestia tego, jak chcą je wydać. Zaznaczam, że jeżeli ktoś poszukuje folkloru, to znajdzie w Bydgoszczy nie tylko gadżety, ale też dwa zespoły ludowe - Płomienie i Ziemię Bydgoską. Współpracujemy z Zespołem Pieśni i Tańca Płomienie, który uświetnił swoim występem otwarcie sklepu, za co bardzo dziękuję, zwłaszcza pani kierownik zespołu - Izabeli Grochowskiej. Gdy ktoś ma w firmie zagranicznych gości, warto zaprosić do siebie taki zespół lub podarować kontrahentom bilety na koncert. Byłam w grudniu na występie Płomieni i tak mi się spodobało, że kupiłam ich płytę i poszłam w styczniu jeszcze raz. Kiedyś nie doceniałam zespołów ludowych, aż przekonałam się jakie to wspaniałe. Zbliża się Wielkanoc. Czy znajdziemy w Folkstarze coś wyjątkowego z tej okazji? Święta to okazja by wprowadzić nowe produkty. Mamy bardzo szeroki wybór prezentów wielkanocnych, choćby ręcznie ozdabiane pisanki albo drewniane, malowane jajka, które do tej pory można było kupić tylko w Zakopanem. Ci, którzy nie wyjeżdżają w góry w okresie świątecznym, nie mieli możliwości, by nabyć w naszym mieście coś takiego. Teraz już mają.

promocja 007184101

Pani klienci to nie tylko osoby indywidualne, ale i firmy, robiące prezenty gościom i kontrahentom. Co folklor ma do zaoferowania biznesowi? Folklor niesłusznie kojarzony jest z takim poziomem jak disco polo. Dopiero kiedy ktoś przyjrzy się mu dokładniej, okazuje się, że można się w nim zakochać. Do niedawna polskie wzornictwo opierało się przede wszystkim na Zachodzie i dla wielu osób powrót do korzeni jest czymś nowym. Widząc jak piękne i kolorowe są nasze gadżety, klienci wpadają w zachwyt. To designerskie, nowoczesne, funkcjonalne przedmioty, takie jak kubek, podstawka pod szklankę czy etui na smartfon, ozdobione wzorami nawiązującymi do naszych tradycji i kojarzonymi z polskością. To przykuwa uwagę i pozwala się wyróżnić, a jednocześnie sprawdza się nawet w minimalistycznych pomieszczeniach biurowych czy mieszkalnych.


pomys ł na biznes

>>> www.expressbydgoski.pl/strefa-biznesu www.nowosci.com.pl/strefa-biznesu

Innowacja w s k a l i ś w i ata

Moim zadaniem, jako prezesa, jest korzystanie z zasobów firmy w taki sposób, aby odnieść sukces na rynku - mówi Paweł Matlakiewicz, prezes spółki LumiDatis z Torunia, w rozmowie z Janem Oleksym.

czytaj więcej na

www

Wyróżnienie w konkursie Liderzy Innowacji Pomorza i Kujaw 2016, w kategorii przedsiębiorstwo akademickie, nie było dla Pana zaskoczeniem? Zaskoczeniem było zwłaszcza to, że w konkursie pojawiła się nowa kategoria - przedsiębiorstwa akademickie. To dobry znak. Mamy namacalny dowód, że fuzja nauki i biznesu działa, że istnieją spółki spin-offowe, które odnoszą sukcesy. Faktycznie, LumiDatis spośród nich najprężniej wykonał swoje pierwsze skuteczne ruchy biznesowe. Jesteście młodą spółką, stawiającą pierwsze kroki na rynku. Spółka została założona pod koniec 2015 roku. Wraz z zespołem naukowo-badawczym, złożonym ze wspólników spółki, szybko udało   KUJAWSKO-POMORSKI

14

się nam stworzyć model biznesowy i zaistnieć na rynku, dzięki temu, że wyszliśmy naprzeciw potrzebom klientów z dobrą ofertą. Jak rozszyfrować nazwę Waszej firmy? Można powiedzieć, że jest to datowanie światłem (ang. Luminescence Dating Service). Przypomnę, że wyróżnieni zostaliśmy za datowanie bezwzględne wieku minerałów metodą OSL z zastosowaniem nowatorskich technik pomiarowych. Na czym one polegają i co to jest OSL? Mówiąc językiem fachowym, chodzi o to, aby w procesie datowania zmierzyć, jaka dawka promieniowania została pochłonięta przez badaną próbkę przez cały czas, kiedy ta zalegała w miejscu swojego pochodzenia. A mówiąc

kwiecień 2017


p o m y s ł

prościej, w procesie OSL (Optycznie Stymulowanej Luminescencji) naświetlamy próbkę jakiegoś minerału światłem o określonej barwie i w ten sposób wywołujemy jej luminescencję, czyli powodujemy, że zaczyna ona oddawać energię, którą wcześniej pochłonęła. A ponieważ wiemy, że ilość tej energii jest skorelowana z wiekiem próbki, jesteśmy w stanie ten wiek określić. Z jaką dokładnością można datować? Dokładność datowania waha się od 1 do maksymalnie 15 procent, ale zazwyczaj mieści się w przedziale do 10 procent. Zatem, jeżeli wiek próbki został określony na 3000 lat, to możemy się mylić o 300 lat w jedną lub drugą stronę. Dodam jeszcze, że zakres metody OSL sięga od kilku do kilkuset tysięcy lat. Metoda OSL jest wykorzystywana nie tylko w datowaniu osadów geologicznych, ale również np. w takiej gałęzi nauki jak dozymetria, czyli dziale fizyki jądrowej zajmującej się pomiarami promieniowania. Czym aktualnie zajmuje się firma? Teraz bierzemy udział w tworzeniu geologicznej mapy Polski. Nasza firma jest jednym z podmiotów określających wiek osadów, co pozwala wyjaśnić, kiedy powstały określone warstwy geologiczne. I na tym robimy nasz pierwszy prawdziwy biznes. W Polsce oprócz LumiDatis żadna inna firma nie oferuje datowania metodą OSL. Datowanie ważne jest nie tylko dla geologów? Geologia jest pierwszą, dotychczas główną dziedziną naszej działalności. Uczestnictwo w tworzeniu mapy geologicznej Polski sprawiło, że firma zaczęła na siebie zarabiać. Myślimy oczywiście także o innych zastosowaniach datowania, które uwzględniamy w dalszych planach firmy, ale ze szczegółową ofertą musimy jeszcze poczekać parę miesięcy, bo to wymaga zaangażowania dodatkowych środków. Jak na pierwszy rok działalności, i tak zdziałaliśmy dużo. Bardzo dużo, bo z marzeń przeszliście do realizacji. A rynek dał nam od razu odpowiedź, że kupuje nasze usługi, że jest na nie zapotrzebowanie. W naszym przypadku przewaga konkurencyj-

n a

b i z n e s

* Paweł

Matl akiewicz Ukończył studia prawnicze i studia doktoranckie z zarządzania na UMK, prezes LumiDatis sp. z o. o., prezes zarządu Centrum Transferu Technologii UMK. Był ekspertem Państwowej Komisji Akredytacyjnej, członkiem Prezydium Rady Głównej Szkolnictwa Wyższego, członkiem Rady Wykonawczej Parlamentu Studentów RP i przewodniczącym Komisji Prawnej Parlamentu Studentów RP. Gra w formacji obrony KS Angels Toruń. zdj ę c i e :

j ac e k

s m a r z

na polega na wykorzystywaniu nowatorskich technik pomiaru, będących innowacją w skali świata, opracowanych na UMK i pozwalających na datowanie z większą dokładnością. Także obiektów, których wieku wcześniej nie można było określić. Zatem możecie określić wiek zabytków, dzieł sztuki, porcelany? Oczywiście, możemy odpowiedzieć na pytanie, czy na przykład piękna filiżanka z porcelany ma 1000, 500, czy tylko 30 lat. W praktyce kto głównie będzie korzystał z usług LumiDatis? Archeolodzy przy budowie autostrad? Przy budowie autostrad będziemy potrzebni tylko wtedy, gdy podczas prac robotnicy trafią na jakieś ciekawe znaleziska. Wówczas archeolodzy mogą być zainteresowani datowaniem. Większe nadzieje wiążemy z konserwatorami zabytków, którzy ustalają pochodzenie obiektów, określają zmiany architektoniczne, wyjaśniając, czy miały one miejsce 300, czy 30 lat temu. Będzie to można określić, na przykład dzięki datowaniu cegieł. Poważnie myślimy także o obiecującym rynku handlu dziełami sztuki, i to w skali globalnej. Zaplecze intelektualne firmy oraz innowacyjne metody

pomiarowe, którymi dysponujemy, naprawdę pozwalają nam myśleć o umiejscowieniu się na rynku międzynarodowym. Tytuł Lidera Innowacji Pomorza i Kujaw 2016 zobowiązuje? To duża szansa. Moja w tym głowa, żeby to wyróżnienie optymalnie wykorzystać. To dobre narzędzie, którego na pewno zamierzam używać w dalszym rozwoju firmy. Moim zadaniem, jako prezesa, jest korzystanie z zasobów firmy w taki sposób, aby odnieść sukces na rynku. Lada chwila ruszymy także z dużym programem doradczym, korzystając z marszałkowskiego wsparcia funduszami dla przedsiębiorczości akademickiej. Na rynku innowacji obecnie łatwiej jest sprzedać maszynę niż ideę naukową. Szef spółki spin-off musi m.in. poszukiwać osób, które chciałyby zainwestować w nowe rozwiązania w określonej dziedzinie. Wbrew pozorom, pieniędzy przeznaczonych na innowacje jest na rynku dużo. Istotny jest natomiast inny problem: wciąż mamy mało innowacji, które w prosty sposób mogą stać się produktami. Ale akurat spółki spin-off powstałe przy Uniwersytecie Mikołaja Kopernika mają ich całkiem sporo.cp

bierzemy udział w tworzeniu geologicznej mapy Polski. na tym robimy nasz pierwszy prawdziwy biznes. W Polsce oprócz LumiDatis żadna inna firma nie oferuje datowania metodą OSL. paweł matlakiewicz


007249944


bydgoszcz Zaprasza mieszkańców!

międzynarodowe wydarzenia sportowe UEFA EURO U21 Polska 2017 (17-23.06.2017) Mistrzostwa Europy U23 w Lekkiej Atletyce (13-16.07.2017)

niezapomniane wydarzenia plenerowe Ster na Byżgoszcz

- największy w Polsce festiwal wożny (23-25.06.2017)

- cykl letnich koncertów na wożzie, w każżą nieżzielę wakacji o gożzinie 19:00

007249927

Rzeka Muzyki


i t

>>> www.expressbydgoski.pl/strefa-biznesu www.nowosci.com.pl/strefa-biznesu

w yklik aj sobie

stronę Czy Wikidot ma coś wspólnego z Wikipedią? Oj, tak, całkiem sporo. Terminem „wiki” określamy pewien rodzaj stron internetowych, których treść można edytować za pomocą przeglądarki. Zwykle klikamy w przycisk „Edytuj”, wprowadzamy zmiany, zapisujemy i nowa wersja strony jest natychmiast opublikowana. Ważne jest to, że nie musimy znać żadnych internetowych technologii - po prostu edytujemy tekst jak w edytorze - oraz to, że wiele osób może współtworzyć jedną stronę. Wikipedia wykorzystuje ideę „wiki”, aby tworzyć największą na świecie edytowalną encyklopedię. U nas z kolei każdy może założyć swoją własną stronę typu „wiki”, edytować ją, publikować, zapraszać swoich znajomych czy współpracowników. Stron typu „wiki” jest coraz więcej. Jakie serwisy, spośród tych, które wyfrunęły spod Waszych skrzydeł, są najpopularniejsze? Do tej pory internauci założyli u nas prawie półtora miliona stron. To sporo. Niektóre mają bardzo krótki żywot, zostały stworzone tylko na potrzeby np. zrobienia listy zakupów na wyjazd wakacyjny. Te popularne zrzeszają po kilkadziesiąt tysięcy członków i setki aktywnych autorów. W tej chwili najpopularniejszą stroną jest SCP Wiki - strona fikcyjnej organizacji SCP Foundation, zajmującej się w porozumieniu z rządami wielu państw dokumentacją przedmiotów i wydarzeń będących anomaliami i nieraz zagrażających ludzkiej cywilizacji. SCP Wiki to projekt z pogranicza literatury, z bardzo mocno rozwiniętym własnym uniwersum, utrzymany w klimatach zbliżonych do „Z Archiwum X”. Dzięki temu, że strony typu „wiki” można łatwo edytować, SCP ma setki aktywnych autorów, którzy rozwijają jej treść. Kolejną grupą popularnych stron są te poświęcone grom komputerowym i konsolowym. Mamy też kilka dość dużych stron założonych i wykorzystywanych przez firmy czy instytucje na własne potrzeby. Dzięki Wam tworzenie własnej strony czy bloga jest bardzo proste. Ale ciekawi mnie, jak robi się serwisy do tworzenia tych stron? Wbrew pozorom, nie różni się to bardzo od tworzenia innych serwisów internetowych czy portali. Warsztat programisty jest podobny, różnice są w warstwie koncepcyjnej - chcemy dawać narzędzia, aby inni mogli sami tworzyć

czytaj więcej na

www

Odwiedza nas miesięcznie około ośmiu milionów internautów, generując ponad pięćdziesiąt milionów odsłon. Czyni nas to jednym z kilku tysięcy najpopularniejszych serwisów internetowych na świecie - mówi Michał Frąckowiak, założyciel serwisu Wikidot.com, w rozmowie z Tomaszem Skorym.

własne strony internetowe. Pierwsza wersja Wikidota powstała praktycznie w pół roku i była dość prosta. Cały projekt mieścił się na wynajętym w niemieckiej firmie serwerze za ok. 50 dolarów miesięcznie. Teraz wynajmujemy około 20 serwerów, trzymamy terabajty danych. Wymaga to dość wyszukanych rozwiązań - utrzymanie serwisu o takiej skali rodzi swoje własne problemy. A jak narodził się pomysł na Wikidot? To akurat było dość proste - w środowisku naukowym jeden z moim znajomych, Boud Roukema, dziś prof. UMK, mocno propagował używanie stron „wiki”. Sam konfigurował serwery, a na stronach umieszczał między innymi materiały dla studentów. Przekonywał też innych naukowców, aby wykorzystywali strony „wiki” do współpracy między sobą. Zaraził mnie tym podejściem. Tyle że założenie takiej strony było dość trudne - konieczna była konfiguracja własnego serwera i oprogramowania. Pewnego razu wpadłem na pomysł: „Hej, a może zrobić serwis internetowy, na którym można sobie taką stronę wyklikać w kilka sekund?”. Tak powstał Wikidot. Wystartowaliście w 2006 roku i już trzy lata później byliście trzecią największą wikifarmą na świecie. Co zadecydowało o tym, że Wikidot się tak szybko rozrosło? Wikidot na początku był bardzo prostą platformą, a jednocześnie dającą sporo możliwości, jeśli już ktoś się przegryzł przez dokumentację. Myślę, że trafiliśmy w ciekawą niszę i w gusta ludzi, którzy robili strony internetowe dla frajdy. Udało nam się stworzyć społeczność twórców. Właściwie jako pierwsi połączyliśmy platformę do tworzenia stron „wiki” z funkcjami społecznościowymi - nasi użytkownicy zaczęli się szybko zapraszać nawzajem do swoich projektów, dzielić się doświadczeniami, pomagać sobie. Trochę podobnie jak obecne Facebook Pages. Poza tym na samym początku Wikidot był całkowicie darmowy - zakładając strony, autorzy nie musieli nic płacić. Nie próbowaliśmy też zarabiać na reklamach. Pod tym względem Wikidot był dużo atrakcyjniejszy od tego, co oferowała konkurencja. Dziś odwiedza nas miesięcznie około ośmiu milionów internautów, generując ponad pięćdziesiąt milionów odsłon. Czyni nas to jednym z kilku tysięcy najpopularniejszych serwisów internetowych na świecie.


it

zdj ę cie :

jac e k

s m a r z ny, zarabiamy na płatnych kontach „Pro”, których właściciele otrzymują dodatkowe możliwości w serwisie. Zarabiamy też na stronach darmowych - na niektórych z nich wyświetlamy reklamy współpracujących z nami sieci reklamowych. Ile jest dziś warte Wikidot? Nie podejmę się odpowiedzi na to pytanie. Można szacować wartość na podstawie przychodów czy dochodów firmy, można też na podstawie potencjału projektu. W przypadku internetowych projektów jest jeszcze trudniej, bo tu wszystko często dzieje się dużo szybciej.

Do tej pory internauci założyli u nas prawie półtora miliona stron. To sporo. Michał Frąckowiak

W 2011 roku serwis stał się wielojęzykowy. Zachęcaliście do tłumaczenia interfejsu na wszystkie możliwe języki, nawet... klingoński! To był pomysł naszego wspólnika, Pietera Hintjensa. Wikidot rozrastał się dość szybko, coraz więcej osób pytało nas o zlokalizowane wersje językowe. Nie mieliśmy pieniędzy na zatrudnianie tłumaczy, a tempo rozwoju powodowałoby konieczność zamawiania nowych tłumaczeń co kilka dni. Postanowiliśmy wykorzystać zaangażowanie naszych użytkowników. Szybko skleciliśmy system, dzięki któremu użytkownicy sami mogli tłumaczyć fragmenty interfejsu. Był to strzał w dziesiątkę. W ciągu kilku tygodni powstały tłumaczenia na niemiecki, francuski czy włoski. Dzisiaj mamy kilkanaście prawie kompletnych tłumaczeń na inne języki. Wprawdzie klingońskiego akurat nie mamy, ale jeśli zgłosiłby się ktoś z chęcią zrobienia takiego tłumaczenia, chętnie dodamy ten język. Z tego, co wiem, większość ruchu w serwisie generują Amerykanie i choć Wasza główna siedziba znajduje się w Toruniu, Wikidot Inc. jest zarejestrowane w Stanach. Czy w USA łatwiej jest rozwinąć tego typu projekty niż na naszym kontynencie? To prawda, serwis jest najpopularniejszy właśnie w USA, stąd też tam umieściliśmy nasze serwery. Korzystając z dobrodziejstw globalizacji, mieszkamy i pracujemy w Toruniu, choć z Wikidota korzystają internauci z całego świata. Samą firmę zarejestrowaliśmy w USA z przyczyn praktycznych - moi belgijscy wspólnicy przekonali mnie, że tak będzie dużo szybciej. Wypełnienie formularza na stronie internetowej firmy zajmującej się zakładaniem takich przedsiębiorstw zajęło pół

godziny, następnego dnia spółka była już zarejestrowana i dostaliśmy mailem skany dokumentów, a po paru dniach FedEx dostarczył wszystkie oryginały. Nie wzięliśmy pod uwagę tylko jednego - aby nasza firma mogła zacząć w pełni działać, musieliśmy jeszcze założyć oddział w Polsce. To z kolei zajęło kilka miesięcy. Czyli droga na skróty wiele nie ułatwiła? Tak naprawdę niewiele korzystamy z naszej „amerykańskości”. Prawie wszędzie musimy występować jako „Wikidot Inc. Spółka Akcyjna oddział w Polsce”. Tutaj płacimy też podatki, podobnie jak inne polskie spółki. Dla nas, mimo że „firma amerykańska” brzmi może bardziej prestiżowo, nie przełożyło się to na realne korzyści. A ilu macie użytkowników z Polski? Próbujecie ich jakoś przyciągnąć do siebie? Pod względem generowanego ruchu Polska zajmuje u nas 8. miejsce. Niecałe 3 procent osób zaglądających na wikidotowe strony robi to z terenu Polski. Z jednej strony, to mało, bo nie ma jakichś kolosalnych projektów pokroju SCP Wiki po polsku. Z drugiej zaś, zdarzają się ciekawe strony: czy to koło studentów filozofii, czy festiwal muzyczny, czy jakiś ciekawy blog o jedzeniu. Nie ukrywam, że bardziej zabiegamy o użytkowników z zagranicy, bo to oni generują większy przychód. Tworzenie stron jest u Was - w większości przypadków - darmowe. Z czego więc się utrzymujecie? Niestety, musimy na czymś zarabiać, choć wolałbym zająć się ciekawszymi rzeczami. Z jednej stro  KUJAWSKO-POMORSKI

19

kwiecień 2017

Jak wygląda praca w Wikidot od kuchni? Nie wiem, czy pana nie rozczaruję, ale w firmie nigdy nie pracowało więcej niż pięć osób. Za to zawsze starałem się pracować z ludźmi, którzy mieli w sobie pasję. Mały zespół łatwiej zgrać, łatwiej się komunikować, łatwiej też umówić się na spotkanie po pracy czy pomóc sobie nawzajem przy przeprowadzce. W tej chwili odeszliśmy od systemu „pracy w biurze” na rzecz pracy zdalnej. Spotykamy się wprawdzie raz w tygodniu w siedzibie przy ul. Kopernika, ale raczej tylko po to, aby uzgodnić plan działania. Poza tym większość komunikacji prowadzimy on-line. Jest to o tyle dobre, że równie łatwo możemy współpracować z ludźmi z całego świata, co z członkami lokalnego zespołu. Globalna wioska ma swoje plusy. Poza tym firma jest raczej skromna - ma wprawdzie na stanie kilka komputerów, laptopów, ekspres do kawy (bardzo ważne!) i trochę mebli, ale naszym największym „skarbem” jest własność intelektualna i dane. Te zaś przechowujemy w bezpiecznych serwerowniach. Wikidot ma pewną przyszłość? Świat w ostatnich dziesięcioleciach zmienia się tak szybko, że nie zaryzykowałbym twierdzenia, że jakikolwiek projekt czy firma ma pewną przyszłość. Tysiące zdolnych ludzi kombinuje, jak stworzyć kolejnego Facebooka czy inny projekt, który wyznaczy nowe trendy i odsunie obecnych liderów w zapomnienie. My wychodzimy trochę z innego założenia - staramy się dobrze robić to, w czym jesteśmy dobrzy. Rynek stron „wiki” to nisza, w której dobrze się czujemy i w której mamy już ugruntowaną pozycję. Może i nie podejmujemy zbyt wielu nowych, ryzykownych wyzwań, ale dzięki temu mamy szanse stabilnie i w miarę bezpiecznie się rozwijać.cp

* Michał Frąckowiak programista i astrofizyk z Torunia, twórca Wikidot.com - serwisu umożliwiającego użytkownikom tworzenie stron i społeczności internetowych na bazie mechanizmu „Wiki”.


c o a c h i n g

>>> www.expressbydgoski.pl/strefa-biznesu www.nowosci.com.pl/strefa-biznesu

?

Założysz

się

Zauważ, jak często ludzie chcą na siłę udowadniać, że białe jest czarne, zamiast zmienić swoje poglądy. A prawda jest taka, że nikt z nas nie może powiedzieć, że widzi rzeczywistość.

T

ak naprawdę nikt nie wie, co i jak myślą inni ludzie. Każdy z nas sądzi, że zna bardzo dobrze otaczającą go rzeczywistość. Każdy ma inne doświadczenia życiowe. Postrzegamy świat w sposób wyjątkowy i unikatowy dla nas. Widzimy odmiennie. Nikt jednak nie ma monopolu na to, żeby powiedzieć, jak to jest naprawdę. Chociaż, nie wiadomo dlaczego, wielu ma takie zakusy. Z tej prostej przyczyny dochodzi często do sporów i kłótni. Pytanie tylko, czy one tak naprawdę mają jakiś sens? Tłumacząc na szkoleniach to zjawisko, zadaję zawsze proste pytanie: „Czy na rondzie Bernardyńskim w Bydgoszczy rośnie drzewo?”. Do odpowiedzi chętni są zawsze prawie wszyscy. I się zaczyna. Każdy opowiada swoją historię. Przecież to centrum miasta i często tamtędy się jeździ. Słychać na przemian okrzyki: „Jest!”, „Nie ma!”, „Nie kłam!”. Każdy broni zaciekle swojego zdania. A jaka jest rzeczywistość? Sprawdź przy najbliższej okazji. Przeanalizuj, co odpowie w tej chwili twoja głowa, a później porównaj to z faktami z ronda. Nie powiem ci, jak jest, bo szkoda psuć zabawę. Zaakceptuj to Kiedy doświadczysz rozwiązania zagadki, zrozumiesz jak wielkie znaczenie ma osobiste doświadczenie i sposób myślenia. Jak odbieranie świata za pomocą pięciu zmysłów przekłada się na rozumienie. Dzięki temu eksperymentowi można uświadomić sobie, że akceptacja faktu odmiennego postrzegania świata przez ludzi prowadzi do lepszego rozumienia innych. Pozwala na skuteczne porozumiewanie się bez zbędnych sporów o coś, co może być względne. Pomyśl w jak wielu dziedzinach życia może być to przydatne. Nie tylko w biznesie. Zauważ, jak często ludzie chcą na siłę udowadniać, że białe jest czarne, zamiast zmienić swoje poglądy. A prawda jest taka, że nikt z nas nie może powiedzieć, że widzi rzeczywistość. Nie ma takiej możliwości. Każdy z nas postrzega świat przez własne filtry percepcyjne. Uświa-

marzena cholerzyńska - coach, mówca motywacyjny, trener sprzedaży, autorka bloga marzenacholerzynska.pl

więcej coachingu na

www

t e k s t: m a r z e n a c h o l e r z y ń s k a domienie sobie tego faktu ułatwia wiele spraw. Jeśli zaakceptujesz, że inni doświadczają i interpretują inaczej niż ty, możesz wzbogacić swoje życie. Iść przez nie z ciekawością dziecka, wciąż na nowo odkrywać różne perspektywy. Możesz być otwarty na więcej możliwości, bo zamiast zajmować się bronieniem swojej wersji świata, możesz spojrzeć świeżym okiem na propozycje spoza twojej mapy „rzeczywistości”. W wyniku tego możesz doskonalić siebie i jednocześnie dzielić się swoimi strategiami. Odkrywanie piękna umysłu innych ludzi wzbogaca nasze własne doświadczenia. Zniekształcone postrzeganie Być może masz swój jeden, sprawdzony i najlepszy sposób na gotowanie zupy pomidorowej. A co się stanie, jeśli okaże się, że można ugotować ją na milion innych sposobów i nadal będzie to pomidorówka? Jak bardzo szara codzienność zmieni swoje barwy? Przypomnij sobie ostatnie zebranie. Wszyscy mają takie same dane do przeanalizowania. Więc jak to jest, że można dojść do skrajnie różnych wniosków i na koniec się pokłócić? Po co komu te emocje? Wszelkie różnice biorą swój początek w umyśle. Doświadczenia życiowe każdego z nas działają jak filtr dla wrażeń wzrokowych. To co nas spotyka, może zniekształcać postrzeganie różnych spraw. Może ograniczać pragnienie nowych osiągnięć. Skoro raz się nie udało, to po co się wysilać? Znasz to? Bądź Sherlockiem! Kiedy będziesz mieć świadomość tego zjawiska, odkryjesz nowe pole do popisu. Więcej możliwości wyboru automatycznie zwiększa szansę na osiągnięcie sukcesu. Słuchaj rozmów w miejscu pracy, restauracjach, poczekalniach. Zauważaj skrajnie odmienne opinie na forach, Facebooku, w gazetach czy debatach w telewizji. Analizuj skrajności między partiami, narodowościami. Przyglądaj się różnorodności schematów postrzegania świata. Stań się prawdziwym Sherlockiem Holmesem. Wzbogacaj swoje doświadczenie poznając inne perspektywy. Uwolnij swój umysł.cp


007229382 007062063

Elżbieta Kowalska

Lubisz rozmawiać z ludźmi? Masz miły głos? Jesteś sympatyczną osobą? Chcesz zarabiać? JEŚLI TAK, ZOSTAŃ TELEFONICZNYM DORADCĄ REKLAMY PRASOWEJ! W YMAGANIA:

ZAPEWNIAMY:

• • • •

• • • • • • • • •

chęć do pracy odpowiedzialność otwartość optymizm

pracę w firmie z tradycjami uczciwe i rzetelne zasady zatrudnienia dobrą atmosferę pakiet szkoleń - wszystkiego nauczymy Cię od zera! zwrot kosztów dojazdu stałe warunki zatrudnienia elastyczne godziny pracy wolne weekendy i święta atrakcyjne premie i bonusy

MIEJSCE PRACY: Bydgoszcz, ul. Focha 18 /naprzeciwko Opery Nova/ bardzo dobry dojazd środkami komunikacji miejskiej (tramwaj nr 1 / 3 / 5 / 8), 5 minut pieszo do Ronda Jagiellonów

Wyślij CV na adres mailowy: rekrutacja.ppg@polskapress.pl

www.artombis.pl SALON AUDIO-VIDEO KLIMATYZACJA sprzedaż, montaż

Pracownia Firan i Zasłon ul. Wilcza 3, 85-334 Bydgoszcz tel./fax (0 52) 321 20 00 tel. kom. 697 693 551 e-mail: biuro@ellafirany.pl www.ellafirany.pl

ARTOM BIS KASY

FISKALNE

Bydgoszcz, ul.Śniadeckich 25 52 345 71 99

PRACA W BYDGOSZCZY

ZWRACAMY KOSZTY DOJAZDU!

007206785

Nasza pracownia krawiecka świadczy usługi w zakresie aranżacji, szycia i modelowania tkanin do wystroju okien.


h a n d e l

>>> www.expressbydgoski.pl/strefa-biznesu www.nowosci.com.pl/strefa-biznesu

Przetrwają tylko elastyczni

Rynek hurtowni przegrywa walkę z nowoczesnym handlem. W ciągu kilkunastu lat ich liczba spadła o ponad połowę. W regionie nie brakuje jednak i takich, które nie tylko poradziły sobie z konkurencją hipermarketów i internetu, ale wzmocniły swoją pozycję na rynku.

czytaj więcej na

www

t e k s t :

t o m a s z

s k o r y

N

a początku lat 90., wraz z narodzinami wolnego rynku, w Polsce gwałtownie wzrosło zapotrzebowanie na wszelkiego rodzaju towary. Przedsiębiorczy rodacy dostrzegli szansę w zaopatrywaniu sklepów w towar sprowadzany z zagranicy lub od rodzimych producentów i w krótkim czasie powstały tysiące nowych hurtowni. Od przeszło dekady obserwujemy jednak ich systematyczny spadek. Szczególnie widoczne jest to na przykładzie hurtowni spożywczych. Z ubiegłorocznego raportu Inquiry Market Research wynika, że w szczytowym okresie ich liczba w Polsce przekraczała 10 tysięcy. Dziś szacuje się, że zostało ich około 3 tys. - Po pierwsze, szybki rozwój handlu nowoczesnego - najpierw hiper- i supermarketów, a następnie sieci dyskontowych spowodował kurczenie się rynku tradycyjnego i zmniejszanie liczby sklepów spożywczych. Po drugie, presja   KUJAWSKO-POMORSKI

22

cenowa wywierana na małe sklepy spowodowała dynamiczny rozwój sieci franczyzowych. Wejście do sieci dało wielu z nich rozpoznawalny szyld, dostęp do szkoleń i promocji, a także preferencyjnych warunków zaopatrzeniowych, zapewnianych przez franczyzodawcę. Jednocześnie duże sieci handlowe, a także firmy franczyzowe zaczęły inwestować miliardowe kwoty we własne centra logistyczne, skutecznie eliminując hurtownie z łańcucha dystrybucji - czytamy w raporcie Inquiry. To samo dotyczy też innych branż, które przegrały walkę z marketami. Tam, gdzie spustoszenia nie poczyniła konkurencja dużych sieci, ostatecznym ciosem okazał się rozwój internetu. Coraz więcej produktów można zamówić online, bezpośrednio u producentów, bez udziału pośredniczących hurtowników. I choć z tych możliwości najczęściej korzystają klienci detaliczni, coraz więcej sklepów zaopatruje się też w ten sposób.

kwiecień 2017


3tys.

handel

tyle hurtowni spożywczych, wedle szacunków, pozostało w polsce. w szczytowym okresie ich liczba przekraczała 10 tys.

Odpowiedź na potrzeby rynku Zdaniem Piotra Holki, prezesa bydgoskiego Holkapu, największej hurtowni niezmechanizowanych artykułów gospodarstwa domowego w regionie, kluczem do pozostania na rynku jest dostosowywanie się do panujących na nim warunków. - Kiedy zaczynałem, po towar trzeba było jeździć po kraju i za granicę. Chodziło się po targach, robiło zamówienia, a za wszystko płaciło z góry gotówką. Były to gorące czasy, bo nikt o nikim tak naprawdę nic nie wiedział i wiele firm w ogóle odmawiało sprzedaży towaru prywatnym przedsiębiorcom - wspomina trudności, z jakimi borykał się na początku. Z Niemiec sprowadzał telewizory, magnetowidy i inny sprzęt. Początkowo jeździł tam własnym maluchem, potem wynajmował samochód dostawczy, aż w końcu kupił ciężarówkę, którą zwoził to, co udało mu się nabyć u producentów. Część towaru przychodziła do kraju z Chin. Z kontenerów trafiała do ciężarówki, którą Holka rozwoził go po sklepach. Pierwszą hurtownię otworzył przy ul. Kleeberga, skąd szybko przeniósł się na ul. Szajnochy, która do dziś jest największym zagłębiem hurtowni w Bydgoszczy. - Od początku prowadziliśmy interesy z myślą o przyszłości. Wszystkie zarobione pieniądze inwestowaliśmy w towar. Żyliśmy skromnie i do dzisiaj tak żyjemy. Przez te wszystkie lata zyski zwiększały kapitał rezerwowy, a jak były nadwyżki, to się inwestowało. Dzięki temu w 2009 roku, gdy rynki światowe dotknął kryzys, byliśmy na niego przygotowani - tłumaczy prezes. Jego hurtownia nie tylko przetrwała ten moment, ale wykorzystała go, by się rozwinąć. To wówczas Holkap zaczął budować własny obiekt na terenie Parku Przemysłowego. Gdy inni hurtownicy zamykali interesy, Holka nie bał się inwestować i zmieniać profilu firmy, gdy zachodziła taka konieczność. - Kluczem do sukcesu okazała się elastyczność. Był na przykład okres, w którym sprzedawaliśmy firany i dywany. Ale kiedy w Bydgoszczy pojawił się Domar, postawiliśmy na inny towar. Jak zaczął podupadać handel, to zaczęliśmy rozwijać usługi magazynowe. W tej chwili, po paru latach przerwy, handel zaczyna się odradzać, więc znowu inwestujemy w nowe produkty. Obecnie sprzedajemy już nie tylko AGD, ale też meble ogrodowe wysokiej jakości. Przez cały czas szukamy aktualnych rozwiązań - zdradza właściciel hurtowni.

Inwestycja w klientów Są też produkty, których hurtownie nie muszą bardzo obawiać się konkurencji marketów i internetu. Przykładem jest branża motoryzacyjna, w której od ceny znacznie ważniejsza jest dostępność towaru od ręki. - W 1991 roku był problem z nabyciem towaru - mówi Jacek Predenkiewicz, dyrektor handlowy hurtowni Arpol Motor Company, obchodzącej niedawno 25-lecie istnienia. - Stały regały, a na nich co pół metra leżała jedna część. Szef się tego wstydził, ale za wszelką cenę starał się te części organizować klientom. Dzwonił po hurtowniach, pytał, co mają, i raz w tygodniu jeździł po kraju i zwoził do Torunia zamówienia. Często się przy tym zdarzały pomyłki. Czasem właściciel coś pomylił, czasem w hurtowni przekręcono zamówienie, a czasem sam klient nie był pewien, czego potrzebuje. Nie było wówczas systemów informatycznych, w których można sprawdzić dostępność pożądanych części, i w takich sytuacjach kluczowa była dyplomacja, by nie zrazić klienta, tylko znaleźć wspólne rozwiązanie. - Największym problemem w naszej branży jest mnogość elementów. Dziś mamy magazyny wypełnione po sufit, bo każda marka i każdy model potrzebuje innych części. Zamawiając elementy ponosimy więc ryzyko, czy znajdą się na nie nabywcy. Ale już w tamtych czasach nie baliśmy się tego ryzyka. Szef wszystkie zarobione pieniądze inwestował w towar i na przestrzeni lat obserwował, jak u niego kolejka klientów się wydłużała, a u konkurencji była coraz krótsza. To właśnie odwaga w dużej mierze zadecydowała o sukcesie Arpolu. Choć w latach 90. wiele osób nie rozumiało jeszcze, po co wprowadzać komputery do firmy, właściciel nie bał się zainwestować w nowoczesny jak na tamte lata sprzęt. - Wtedy myślano, że wprowadzanie danych do komputera tylko skomplikuje nam życie, ale dzięki temu dziś mamy własny system i bazy danych, które stanowią potężne narzędzie ułatwiające nam pracę. Każdy z klientów może za jego pomocą zamawiać towar, który po krótkim czasie dostaje pod drzwi - tłumaczy Jacek Predenkiewicz. I wyjaśnia, że jest to narzędzie skierowane do warsztatów i innych klientów biznesowych, bo to oni stanowią podstawowy cel hurtowni. - A dla takich klientów od ceny znacznie ważniejsza będzie dostępność towaru od ręki, logistyka i fachowa porada. Dbamy też o to, by nasz klient się rozwijał. Dużo inwestuje-

my w sprzęt służący do napraw i przekazujemy go klientom na specjalnych warunkach. Dzięki temu oni stają się bardziej konkurencyjni, a jak oni się rozwijają, to i my. Zapytany o to, w jakim kierunku zmierza rynek hurtowni motoryzacyjnych, Predenkiewicz odpowiada, że w przyszłości i już teraz kluczowa jest specjalizacja. - Staramy się zagospodarowywać różne nisze, jak np. systemy nośne i bagażniki. Dzięki temu dziś jesteśmy liderem w regionie w tej dziedzinie. Nie walczymy z supermarketami - O wyborze branży zadecydował przypadek - przyznaje Zbigniew Ciesielski, właściciel hurtowni materiałów budowlanych Trops SA, działającej od 1990 roku w Toruniu. - Mój wspólnik, Piotr Fiałkowski, prowadził firmę budowlaną, ale barierą rozwojową był dla niego brak materiałów na rynku. Sztuką było pozyskać je od producentów. Postanowiłem więc zacząć je sprowadzać dla niego i kilku innych firm. Nie było to wówczas łatwe zadanie. Ale hurtownik się nie poddawał i z czasem Trops zaczął otwierać w regionie kolejne oddziały. - Postawiliśmy sobie za cel zostać liderem regionalnego rynku. To też na nas trochę wymusili nasi dostawcy, którzy chcieli mieć sieć swoich dystrybutorów. Pomagali zakładać punkty i szkolić ludzi. W ten sposób ci sami dostawcy, którzy byli na początku takim „wąskim gardłem”, stali się motorem naszego rozwoju - mówi prezes. Dziś Trops zatrudnia 200 osób i osiąga obroty w wysokości 140 mln rocznie. Nie byłoby to jednak możliwe, gdyby w pewnym momencie hurtownia nie zmieniła swojej strategii. - Zawsze wykorzystywaliśmy możliwości sprzedaży w danym okresie. W pierwszych latach zaopatrywaliśmy sklepy i punkty handlowe, ale gdybyśmy dalej się na nich skupiali, to już by nas nie było. Powstały supermarkety i ludzie zaczęli zaopatrywać się w nich, a nie w hurtowniach. Część kolegów z branży zaczęła walczyć z supermarketami, robić promocje, ale my postanowiliśmy zrezygnować z tej konkurencji. Dziś 80 proc. sprzedaży generują nam firmy budowlane i inwestorzy indywidualni, dla których od ceny ważniejsza jest dostępność materiału, transport i fachowa usługa - tłumaczy Zbigniew Ciesielski. Prezes optymistycznie patrzy na przyszłość swojej branży. - Widzę, że jest u nas miejsce dla firm zaopatrujących przedsiębiorstwa budowlane. Rynek jest perspektywiczny i roboty nam nie zabraknie.cp



007201379


r o z w ó j

>>> www.expressbydgoski.pl/strefa-biznesu www.nowosci.com.pl/strefa-biznesu

szef na stażu Osoby, które od niedawna prowadzą firmę, mogą wyjechać za granicę, by w większych przedsiębiorstwach uczyć się prowadzenia działalności. Tak działa Erasmus dla Młodych Przedsiębiorców - program, z którego korzystają także przedsiębiorcy z naszego regionu. tekst : t o m a s z s k o r y

C

hodzi o wymianę doświadczeń i budowę sieci kontaktów pomiędzy nowymi firmami z sektora MŚP, działającymi na terenie Europy. Młodzi przedsiębiorcy, którzy dopiero stawiają pierwsze kroki na rodzimym rynku, mogą nawiązać kontakty bez względu na kraj, w którym działają i podczas kilkumiesięcznego wyjazdu zobaczyć, w jaki sposób interesy prowadzą osoby z innych państw. - Młody przedsiębiorca nie zawsze wie, jak sobie radzić z problemami, które mogą się pojawić na początku działalności. Możliwość podpatrywania innych pozwala się naprawdę wiele nauczyć - mówi Wiesława Dalecka. Torunianka o możliwości wzięcia udziału w programie dowiedziała się podczas jednego ze szkoleń organizowanych przez Akademickie Inkubatory Przedsiębiorczości. Jej firma - drevnikocur.pl, oferująca kursy językowe i tłumaczenia działała wtedy dopiero od kilku miesięcy, a ona sama szukała sposobów na podniesienie swoich kwalifikacji.

konkretny pomysł zapisany w biznesplanie. Kolejny warunek to posiadanie zezwolenia na pobyt stały w jednym z krajów uczestniczących w programie. Wybrać można jedno z państw UE oraz Albanię, Armenię, Czarnogórę, Macedonię, Mołdawię, Islandię, Serbię i Turcję. By wziąć udział w programie, należy się zarejestrować na stronie organizacji i przesłać wymagane dokumenty. Po utworzeniu konta można już nawiązywać kontakty z przedsiębiorcami z innych państw i poszukiwać firmy, która zechce nas ugościć. Gdy to już się uda, informujemy o tym punkt kontaktowy. W tej chwili w Polsce znajdują się one w Poznaniu, Rzeszowie, Lublinie, Krakowie i Warszawie. To właśnie z punktem kontaktowym przedsiębiorca zawiera umowę finansowania. Część kosztów pobytu za granicą pokrywana jest bowiem ze środków unijnych. Wsparcie jest przekazywane w ratach, wypłacanych zgodnie z warunkami umowy, ale przedsiębiorca musi być gotowy ponieść koszty, które nie zostaną objęte finansowaniem. - Bardzo ważna jest dobra znajomość angielskiego, bo bez tego trudno byłoby przejść przez te procedury. Biznesplan, wniosek i wszystkie dokumenty trzeba złożyć w języku angielskim, a już na miejscu, choć wybrałam firmę we Włoszech,

Potrzebny jest język W programie może uczestniczyć początkujący przedsiębiorca, który prowadzi działalność gospodarczą nie dłużej niż trzy lata lub poważnie przygotowuje się do jej rozpoczęcia, czyli ma już   KUJAWSKO-POMORSKI

26

kwiecień 2017


roz wój

2.

1.

wiele rozmów i tak prowadziłam po angielsku - mówi Wiesława Dalecka. Okres trwania wymiany może wynosić od 1 do 6 miesięcy. Można też podzielić pobyt na krótsze wizyty, pod warunkiem, że wszystkie odbędą się w ciągu jednego roku. Torunianka spędziła trzy miesiące pomagając właścicielom firmy UniversoSud.it zajmującej się organizacją wydarzeń kulturalno-edukacyjnych, w przygotowaniu Biennale del Libro Universitario na uniwersytecie UNIBAS w Potenzy, w rejonie Basilicata. Co dał jej pobyt za granicą? - Bardzo wpłynął na moją kreatywność. Nauczyłam się od podstaw planowania takich wydarzeń i organizowania przedsięwzięć, zebrałam dużo nowych doświadczeń, miałam możliwość obserwowania innej kultury i poszerzyłam moją znajomość włoskiego, co dla językowcy jest bardzo ważne. Wyjazd pozwolił mi też nawiązać cenne znajomości, bo choć minęło już od niego sporo czasu, cały czas utrzymuję kontakt z moim hostem - przyznaje właścicielka drevnikocur.pl. Wiele możliwości Erasmus dla Młodych Przedsiębiorców wystartował w 2009 roku i od tego czasu z roku na rok rośnie zainteresowane zagraniczną wymianą. W ciągu siedmiu lat z programu skorzystało blisko 8000 osób, wśród których nie brakowało też Polaków. Na stronie organizatora możemy znaleźć liczne relacje uczestników, w tym Joanny Robaczewskiej, założycielki bydgoskiego projektu ScienceVen-

[

1. Od lewej: Manuela Stefanelli (żona hosta), Wiesława Dalecka, Antonio Candela (host) i Monica Lo Giudice (współpracownica) 2. Wiesława Dalecka (u góry) oraz host Antonio Candela i jego współpracownica Monica Lo Giudice

ture, która w 2012 roku w ramach programu wyjechała do Hiszpanii. - Pracowałam wtedy na Collegium Medicum i szukałam sposobów komercjalizacji wyników badań z obszaru medycyny i zdrowia publicznego. Trudno jednak w tamtych czasach było znaleźć w Polsce firmę, która pozwoliłaby pogodzić moją działalność naukową z częścią biznesową - tłumaczy. Poszerzyła więc zakres poszukiwań poza granice kraju i tak znalazła informację o programie. Z Erasmusa dwukrotnie skorzystała na studiach. Tym razem po raz pierwszy miała to zrobić jako młody przedsiębiorca. Trafiła do IUCT, działającej od 14 lat na hiszpańskim rynku firmy, realizującej projekty dla sektora farmaceutycznego i biotechnologicznego. Przez cztery miesiące miała okazję podpatrywać, jak funkcjonuje przedsiębiorstwo, co w rezultacie przełożyło się na wyniki osiągane przez ScienceVenture. - Było to bardzo ciekawe doświadczenie. Pozwoliło mi rozwinąć umiejętności przydatne dla zwiększania praktycznego wykorzystania wyników badań naukowych, a które wówczas trudno byłoby zdobyć w Polsce - podsumowuje wyjazd bydgoszczanka. I dodaje, że najwięcej wyniosą z niego ci, którzy się dobrze przygotują. - Warto poświęcić czas i dokładnie zdefiniować cele i zakres pobytu. Nie tylko ułatwia to zakwalifikowanie się do programu, ale jeżeli od początku wie się, co chce się osiągnąć i działa w tym kierunku, można wynieść z niego znacznie więcej.   KUJAWSKO-POMORSKI

27

kwiecień 2017

Przyjmujący i przyjmowani Korzyści z pobytu u doświadczonego przedsiębiorcy jest więc mnóstwo, Wiesława Dalecka przestrzega jednak, że decydując się na wyjazd, trzeba bardzo pilnować kwestii formalnych, bo współpraca z organizacją pośredniczącą nie zawsze przebiega - a przynajmniej przebiegała kilka lat temu - tak sprawnie, jak powinna. - Pojawiały się problemy, bo grant na pobyt we Włoszech dostałam dość późno, dopiero w przeddzień wyjazdu, więc niemal do samego końca nie wiedziałam, czy organizacja sfinansuje mój pobyt. Później za każdym miesiącem też były opóźnienia w wypłacaniu grantów i gdyby nie to, że miałam własny budżet, byłoby ciężko. Pieniądze w końcu przychodziły, ale musiałam się o nie upominać. Mimo to wspominam ten wyjazd bardzo pozytywnie. I dlatego stwierdziła, że teraz - gdy ma za sobą już bagaż doświadczeń - sama będzie gościć u siebie młodych przedsiębiorców. Do programu mogą zgłaszać się bowiem też biznesmeni z dłuższym stażem, z których tworzona jest baza potencjalnych hostów. Przedsiębiorca przyjmujący gości też czerpie z tego korzyści, nie tylko rozwijając się jako mentor i budując kontakty w innych krajach, ale choćby z tego, że ktoś świeżym okiem spojrzy na jego firmę, wnosząc do niej innowacyjne pomysły i nową wiedzę. Koordynatorzy programu zapewniają, że większość przyjmujących tak ceni sobie to doświadczenie, że decyduje się na zapraszanie kolejnych początkujących przedsiębiorców.cp


v ip w podróż y

te k st :

j a n

>>> www.expressbydgoski.pl/strefa-biznesu www.nowosci.com.pl/strefa-biznesu

o l e k s y

z d j ę c i a :

P e n e lo p e

C l ay

zapach

słoń ca i z a d owol eni a W Sydney mieszkałem w przeszklonym apartamentowcu z basenem na dachu i widokiem na metropolię. To specyficzne miasto, w którym samochody nie trąbią, a ludzie się nie spieszą - o swojej artystycznej eskapadzie do Australii opowiada Adam Siałkowski*, artysta malarz, projektant i właściciel stajni Cassino S.

W

ystawiałem swoje prace w różnych miejscach, ale zawsze w Europie. Tak daleko jeszcze nigdy nie byłem ze swoim malarstwem - przyznaje Adam Siałkowski, pochodzący z Torunia artysta malarz, projektant i właściciel stadniny koni Cassino S. Jego wyjazd na antypody był owocem kilkuletniej współpracy z galerią, która zajmuje się współczesną sztuką użytkową. Swego czasu wysyłał do niej zaprojektowane przez siebie przedmioty użytkowe, m.in. lampy

oraz wzory na tkaninie, ale jego obrazów nie mieli okazji obejrzeć. - Spory udział w promocji obrazów miał mój syn Olaf, który od 15 lat mieszka w Australii i zawodowo zajmuje się designem - wspomina pan Adam. To właśnie on przedstawiał prace malarskie ojca w australijskich galeriach, które żywo zainteresowały się tą twórczością. Jedną z nich była galeria Workshopped Sydney, w której 12 stycznia otwarto wystawę naszego rodaka. W międzyczasie pojawiły się już oferty   KUJAWSKO-POMORSKI

28

z innych galerii, więc wiadomo już, że obrazy wędrować będą po Australii. Klimatycznie - Zabrałem z Polski 14 prac, a cztery stworzyłem na miejscu. Wspólnie z synem wystawiliśmy też kilka przedmiotów designerskich, m.in. wieszaki przez niego zaprojektowane, a przeze mnie ozdobione. Świetnie uzupełniały kolekcję obrazów, tworząc klimatyczny wystrój wnętrz - dodaje pan Adam.

kwiecień 2017


v ip w podróż y

czytaj więcej na

www

W Australii czterdziestostopniowe upały nie są niczym nadzwyczajnym w grudniu czy styczniu. Tam to pełnia lata. Taka temperatura panowała również na uroczystym otwarciu wystawy, której towarzyszył wernisaż. Nawet sam organizator, czyli dyrektor artystyczny galerii, był zaskoczony tak wielką liczbą przybyłych gości. - Cieszyłem się opiniami, że moje malarstwo jest optymistyczne, kolorowe, pasujące do australijskiego klimatu i tamtych słonecznych wnętrz - mówi autor. Pan Adam, mimo iż wiedział, że tworzy dla australijskiego odbiorcy, niczym się nie sugerował, nie nawiązywał do sztuki aborygeńskiej. - Myślę, że dzięki temu moja sztuka była czymś oryginalnym, czymś z Europy, co powstało tylko w mojej głowie - zauważa. Na wystawie miał okazję poznać przedstawicieli świata kultury, marszandów, majętnych miłośników sztuki czy projektantów wnętrz i mody. Z sympatią wspomina m.in. Melanie Gale, dawną top modelkę australijskiej edycji „Vogue'a”, która aktualnie zajmuje się designem i handlem drogocennymi kamieniami. Slow z Sydney - W Sydney mieszkałem w przeszklonym apartamentowcu z basenem na dachu i widokiem na całą metropolię. To specyficzne miasto, w którym samochody nie trąbią, a ludzie się nie spieszą i gdzie nawet przy 40-stopniowym upale wieje zawsze lekki wiaterek od oceanu. Wszędzie ławeczki, na których można przysiąść, pełno zieleni, przeogromne parki, dziesiątki hektarów ogrodów botanicznych, a nawet stajnie z pięknymi końmi i to, co mnie najbardziej interesowało, czyli wiele galerii artystycznych - wylicza torunianin. Wspomina, że duży szok przeżył na wystawie olbrzymich, trzymetrowych naturalistycznych rzeźb, przedstawiających ludzi z anatomicznymi szczegółami. Sydney to miasto, w którym zawsze odbywają się jakieś festiwale, ciekawe koncerty czy występy uliczne. Młodzi ludzie słuchają muzyki, siedzą na trawnikach, swobodnie popijają piwo albo wino. - W ramach kulturalnego spędzania czasu odwiedziłem sławną Sydney Opera House, która stała się symbolem Australii. Jej kształt przypomina morze bijące o brzeg. Wybrałem się na show inspirowany muzyką Led Zeppelin. Orkiestra symfoniczna wraz z zespołem rockowym grała znane kawałki tego legendarnego zespołu. Z tym koncertem występują na całym świecie. Piękne przeżycia dla tych, którzy lubią posłuchać starego rocka - mówi pan Adam. Utrwalić na twardym dysku Po kilkudniowym pobycie w metropolii torunianin przeniósł się do syna Olafa, który miesz-

Sydney to miasto, w którym zawsze odbywają się jakieś festiwale, koncerty, występy uliczne. Młodzi ludzie słuchają muzyki, siedzą na trawnikach, swobodnie popijają piwo albo wino.

ka w Pearl Beach, 80 kilometrów od Sydney. To miasteczko leżące nad samym Pacyfikiem, do plaży jest 500 metrów i parę kroków do Brisbane Water National Park. Świetne miejsce do długich spacerów po totalnie pustych, piaszczystych i kamienistych plażach. Tam artysta szukał inspiracji. - Wszystko utrwalałem w mózgu, czyli na moim twardym dysku, by potem rzeczywiste obrazy przetworzyć w artystyczną kreację - dodaje. Australia to także dzika przyroda i masa przeróżnego ptactwa. Ich znakiem charakterystycznym jest to, że nie śpiewają, tylko w potworny sposób krzyczą. - Kiedyś usłyszałem przejmujący głos wołającego o pomoc. Pobiegłem, ale się okazało, że nie ma żywego ducha, a jedynie... ptaki. Dopiero później dowiedziałem się, że ptaki z okolic Sydney są ciekawostkami ornitologicznymi. Kukubara wydaje charakterystyczny śmiech, kakadu - chrapliwy skrzek, a lirogon umie naśladować nawet dźwięki wydawane przez ludzi - opowiada pan Adam. Pod domami przechadzają się dzikie indyki, czyli nogale brunatne, latają papugi półmetrowej wielkości, które nieraz mogą narobić szkód. Znany jest przypadek, gdy stado około stu papug obsiadło dom i zerwało całą elewację zrobioną z egzotycznego drewna.

starsi i najstarsi z długimi włosami. Wszyscy na luzie. Mieszkają w pięknych posiadłościach, zajmują się uprawą ekologicznych warzyw i rękodziełem, produkując naszyjniki, koszulki... Fajne jest to, że można tam wyżyć z farbowania koszulek. Nie ma wariactwa, jak u nas w Polsce. Może to klimat sprawia, że życie jest przyjemne - zastanawia się artysta. Talerz z owocami morza Z racji bliskości oceanu, jedzenie to przede wszystkim owoce morza w różnych postaciach. Talerz rozmaitości: kraby, krewetki, homary z grilla, duszone i w zupie. - Nie sposób opisać wrażeń smakowych, zapachu i delikatności jego białego mięsa - zapewnia pan Adam. Australia słynie także z doskonałego wina, które jest tam niewiele droższe od piwa. Mocne alkohole są za to bardzo drogie. Co ciekawe, w Australii można wejść do restauracji z własnym alkoholem. - Zażyczyłem sobie również wyprawę w głąb Australii, czego szybko pożałowałem. Jedziesz, jedziesz i wszędzie ten sam krajobraz: ogrodzenia, owce, krowy, konie i co jakiś czas przeskakujące przez drogę kangury. Na szczęście nikt tam nie pędzi, nawet na najszerszych autostradach kierowcy nie przekraczają 110. Tak dotarliśmy do miasta Tamworth, australijskiego centrum muzyki country, gdzie od lat 70. odbywa się jeden z największych festiwali tej muzyki na świecie. Zaskoczyło mnie, że o godz. 18 było już pusto na ulicach, a w ogromnym hotelu w stylu wiktoriańskim byliśmy jedynymi klientami, zaś w restauracji o godz. 21 kazali nam się przenieść na ulicę, bo zamykają - wspomina. Dobry miesiąc w raju Pan Adam w trakcie wyjazdu nie zrezygnował z tworzenia. U syna urządził sobie pracownię, w której namalował cztery obrazy. - W Australii wszystko pachnie słońcem i zadowoleniem. Mógłbym tam mieszkać, gdyby nie to, że w Polsce zapuściłem głęboko korzenie i tu jest mój ukochany Toruń. Australia jest miejscem dla każdego, każdy ma tam szansę się rozwinąć i robić to, co lubi - mówi.cp

Drogą wzdłuż oceanu Pan Adam wiele podróżował wraz z synem. Bywały dni, że pokonywali mniej więcej 500 kilometrów drogą wzdłuż oceanu. Zwiedzali wszystkie ciekawe miejsca, małe kurorty, do których nie docierały hordy turystów. Jednym z nich było miasteczko Byron Bay, jakieś 1000 km od Sydney. - Zwiedzanie zaczęliśmy od sławnej knajpki o wdzięcznej nazwie „Niegrzeczna Małpka”. To kultowe miejsce, w miasteczku będącym kolebką australijskich hipisów. Do dzisiaj króluje w nim hipisowski styl, po ulicach jeżdżą volkswageny zwane „ogórkami”, kolorowo pomalowane, z obowiązkowymi „pacyfkami”. Młodzi,   KUJAWSKO-POMORSKI

29

kwiecień 2017

* Adam Siałkowski jest artystą niezależnym, malarzem, projektantem, organizatorem widowisk. Posługuje się poetyką nadrealizmu i natchnionym wizjonerstwem. Urodził się w 1953 r. Toruniu, ale od wielu lat mieszka w Grabowcu, gdzie prowadzi stadninę koni Cassino S. Debiutował wystawą w Wiedniu w 1985 r., jego prace znajdują się w prestiżowych galeriach na całym świecie.



Miejsce na Twรณj biznes

007242090

Bydgoski Park Przemysล owo-Technologiczny

www.bppt.pl


2079535


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.