Biznes Kujawsko-Pomorski wrzesień 2017

Page 1

KUJAWSKO-POMORSK I

M

A

G

A

Z

Y

N

L

U

D

Z

I

B

I

Z

N

E

S

U

ANNA HOLZ BIURFOL

PRZECIWNOŚCI

MNIE MOTYWUJĄ

W R Z E S I E Ń

2 0 1 7

str. 4-6

www.facebook.com/BiznesKujawskoPomorski


O D

R E D A K C J I WYDAWCA: Polska Press Sp. z o.o. Oddział w Bydgoszczy ul. Zamoyskiego 2 85-063 Bydgoszcz

Dominika Kucharska

REDAKTOR PROWADZĄCA BIZNES KUJAWSKO-POMORSKI

] ]

Prezes Zarządu: Marek Ciesielski Redaktor Naczelny: Artur Szczepański Dyrektor biura reklamy: Agnieszka Perlińska Menedżer produktu: Emilia Iwanciw, tel. 52 32 63 134 emilia.iwanciw@polskapress.pl

SEZON URLOPOWY BYŁ DLA BIZNESU OKRESEM ŁADOWANIA BATERII I SZUKANIA INSPIRACJI POZA BIUREM.

Teksty: Dominika Kucharska dominika.kucharska@polskapress.pl Jan Oleksy jan.oleksy@polskapress.pl

ZAUFANIE

Lucyna Tataruch lucyna.tataruch@polskapress.pl

PROCENTUJE

Tomasz Skory tomasz.skory@polskapress.pl Marzena Cholerzyńska Renata Napierkowska

S

ezon urlopowy chyli się ku końcowi. Dla biznesu był to okres rozluźnienia, ładowania baterii i szukania inspiracji poza biurem. Jestem przekonana, że najnowszy numer naszego magazynu również takich inspiracji Państwu dostarczy - bez znaczenia, czy przeczytacie go przy biurku, na plaży czy w kawiarni. Tym razem na okładkę trafiła wyjątkowa bizneswoman. Anna Holz stery rodzinnej firmy Biurfol - największego w Polsce przedsiębiorstwa w branży szkolnej i biurowej - była zmuszona przejąć z dnia na dzień. Okazało się, że w nowej sytuacji odnalazła się doskonale. Za autorytet w biznesie uznaje swojego tatę. To dzięki niemu zrozumiała, jak ważne jest gromadzenie wokół siebie zaufanych ludzi. Całkiem przypadkowo ten wątek przewija się przez cały numer. O sile, jaką dają firmie zaufani partnerzy biznesowi, mówi także Zygmunt Arkuszewski z firmy Damix. Przedsiębiorstwo z Rypina jest dziś największym producentem wózków sklepowych w Polsce, a jego historia udowadnia, że ryzyko wielokrotnie popłaca. Sporo na temat zaufania mówią również właściciele firmy Abler. 20 lat temu, gdy stawiali pierwsze kroki na rynku, to oni walczyli o kredyt zaufania większych od siebie. Teraz zaufaniem obdarzają swój zespół. Ciekawe jest to, w jaki sposób go kompletują. Otóż bardzo zależy im, aby zatrudniane osoby, poza pracą, miały hobby. Dlaczego? Bo zdaniem właścicieli toruńskiej firmy dla realizacji pasji człowiek wydobędzie z siebie wszystkie pokłady energii, więc będzie świetnym pracownikiem. Bez wątpienia tej energii i samozaparcia nie brakuje Bartoszowi Zawiei. Ten lokalny przedsiębiorca trenuje kilkanaście godzin tygodniowo, aby jego starty w triathlonach były jeszcze lepsze. Jak udaje mu się to pogodzić z prowadzeniem firmy? Odpowiedź na to pytanie i wiele więcej na kolejnych stronach.

Miłej lektury!

w w w. e x p r e s s b y d g o s k i . p l /s t r e f a - b i z n e s u w w w. n o w o s c i . c o m . p l / s t r e f a - b i z n e s u

KUJAWSKOPOMORSKI

Redaktorka prowadząca: Dominika Kucharska, tel. 52 32 63 165 dominika.kucharska@polskapress.pl

2

WRZESIEŃ 2017

Projekt i skład: Dagmara Potocka-Sakwińska dagmara.potocka@polskapress.pl

Sprzedaż: Przemysław Wacławski, tel. 697 770 284 przemyslaw.waclawski@polskapress.pl Angelika Sumińska, tel. 691 370 521 angelika.suminska@polskapress.pl

CP Jesteś zainteresowany kupnem treści lub zdjęć? Skontaktuj się z naszym handlowcem: Piotr Król, tel. 603 076 449 piotr.krol@polskapress.pl ZNAJDZIESZ NAS NA: www.expressbydgoski.pl/strefa-biznesu www.nowosci.com.pl/strefa-biznesu www.fb.com/BiznesKujawskoPomorski


MWiK w byd goszc z y

zdjęcie: dariusz bloch

Przykład płynie z wodociągów

W zabytkowej Wieży Ciśnień w minionych 5 latach odbyło się blisko 40 wystaw artystycznych

O

statnie lata XIX wieku w Stanach Zjednoczonych nazywane są nieraz erą przedsiębiorców. To w tym okresie najwięksi potentaci amerykańskiego przemysłu, tacy jak John Rockefeller, gromadzili fortuny i budowali imperia, często nie zważając na etykę i wpływ, jaki ich działania mają na otoczenie. W czasach drapieżnego kapitalizmu pracowników traktowano jak cytryny, które można wycisnąć, wyrzucić i sięgnąć po kolejną. Dopiero społeczny sprzeciw wymusił na państwie wprowadzenie mechanizmów regulujących stosunki pomiędzy gospodarką a społeczeństwem. Korzyści z odpowiedzialności Był to pierwszy krok w kierunku kształtowania się tzw. społecznej odpowiedzialności przedsiębiorstw (ang. Corporate Social Responsibility) - koncepcji, wedle której na barkach firm spoczywa obowiązek nie tylko za prowadzony biznes, ale też za swoich pracowników, klientów, lokalne społeczności oraz środowisko naturalne. Z biegiem lat zauważono, że działania te pomagają osiągnąć wymierne korzyści - zaufanie klientów i lojalność pracowników przekłada się na zyski - i zapanowała moda na CSR. Wraz z wielkimi korporacjami dotarła ona z czasem do Polski, gdzie zachodnie wzorce zaczęły przejmować lokalne firmy. - Jeszcze w poprzednim systemie czegoś takiego u nas w kraju nie było. Liczył się wynik, wyrabiane normy, a mało kto przejmował się pracownikami czy wpływem na środowisko. Dzisiaj natomiast żaden przedsiębiorca nie może sobie pozwolić na lekceważenie tych elementów. Firmy, które tak działały, wpadły w tarapaty lub już

ich nie ma - mówi Stanisław Drzewiecki, prezes Miejskich Wodociągów i Kanalizacji w Bydgoszczy. MWiK to przykład lokalnego przedsiębiorstwa, które w ciągu kilkunastu lat przeszło prawdziwą metamorfozę. Dzięki pomocy Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju spółka nie tylko zmodernizowała sieć, ale i zrestrukturyzowała całą organizację, czyniąc priorytet ze społecznej odpowiedzialności biznesu. I dziś prezes wodociągów bardzo nie lubi, gdy na działalność przedsiębiorstwa patrzy się wyłącznie przez pryzmat prowadzonych interesów. Z myślą o mieszkańcach - Nie lubię, gdy mówi się o biznesie wodociągowym, bo nie można traktować tego, co robimy, jak biznes. Społeczna odpowiedzialność to dla nas nie moda, a obowiązek. Zostaliśmy powołani do tego, by służyć mieszkańcom, zapewnić im w kranie wodę o jakości, jakiej sami nie byliby w stanie sobie zapewnić. Gminy mają statutowy obowiązek dostarczać wodę i oczyszczać ścieki, a żeby to było możliwe, powołuje się przedsiębiorstwa wodociągowe. Cała idea naszej organizacji opiera się więc na społecznej odpowiedzialności przedsiębiorstwa. Gdyby jej nie było, to nasza działalność straciłaby po prostu sens - mówi Stanisław Drzewiecki. Działalność bydgoskich wodociągów nie kończy się jednak tylko na zapewnieniu wody i dbałości o środowisko. To także szereg innych działań z myślą o mieszkańcach, począwszy od budowy poidełek w szkołach i innych miejscach publicznych, przez udział w akcjach charytatywnych i sponsorowanie różnych wydarzeń, aż po organizację wydarzeń kulturalnych, takich

jak wystawy w Wieży Ciśnień, festiwal Muzyka u Źródeł czy Koncerty przy Fontannie. - Po zakończeniu inwestycji i restrukturyzacji firmy zaskoczyło nas, że cały czas słychać niezadowolenie z naszej pracy. Okazało się, że ciągną się za nami negatywne opinie z czasów, gdy woda z kranu faktycznie nie nadawała się do picia, a by załatwić jedną sprawę, trzeba było chodzić od okienka do okienka. Zdaliśmy sobie sprawę, że tego nie da się zmienić w rok czy dwa, ale wymagać to będzie żmudnej pracy przez długie lata, a może i już zawsze. Kiedy to wyszło na jaw, zaczęliśmy budować program ocieplania wizerunku - tłumaczy prezes Drzewiecki. Wodociągowcy postanowili wykorzystać w tym celu zabytkowe obiekty - starą Halę Pomp i nieczynną Wieżę Ciśnień. Zaczęto tam organizować wystawy, zapraszać artystów, przeprowadzać lekcje o tym, skąd się bierze woda w kranie, i ciekawie opowiadać o historii nie tylko tych obiektów, ale całego przedsiębiorstwa. Przy okazji rozwiano wiele mitów na temat bydgoskiej wody. - Co roku zewnętrzna firma przeprowadza dla nas badania, pytając mieszkańców, jak oceniają nasze działania i czego od nas oczekują. Dzięki temu wiemy, jakie mają zastrzeżenia i co musimy zmienić. Okazuje się, że osiągnęliśmy efekt, którego skali się nie spodziewaliśmy. Dziś już ok. 80 proc. mieszkańców ma świadomość czystości naszej wody, a 47 proc. pije ją prosto z kranu. To dla nas bardzo pozytywna informacja - przyznaje szef spółki. - Podkreślam, że te działania nie wpływają na koszty wody, bo w skali całej naszej działalności są to marginalne kwoty, a każda wydana na te cele złotówka trafia ostatecznie do mieszkańców.

PROMOCJA 007638307

Społeczna odpowiedzialność to nie tylko moda, to obowiązek. Gdyby jej nie było, to nasza działalność straciłaby po prostu sens - mówi Stanisław Drzewiecki, prezes MWiK.


rozmowa biznesu

Przeciwności mnie motywują

zdjęcia: Tomasz Czachorowski

Mam jeszcze wiele biznesowych marzeń. Nie ma takiej opcji, żebym teraz mogła się zatrzymać. To jest mój czas - mówi Anna Holz, prezes firmy Biurfol i współwłaścicielka gabinetu Madame, w rozmowie z Lucyną Tataruch.

KUJAWSKO-POMORSKI

4

wrzesień 2017


rozmowa biznesu

>>> www.expressbydgoski.pl/strefa-biznesu www.nowosci.com.pl/strefa-biznesu

Nadal jeszcze musimy starać się bardziej niż mężczyźni - częściej pokazywać, że jesteśmy analityczne czy konkretne. Sama też tego doświadczam. To prawdopodobnie wynika z podziału ról w poprzednich pokoleniach, w których kobiety zazwyczaj były na drugim planie. anna holz

Zdobyła Pani pierwsze miejsce w kategorii „Kobieta Biznesu” w tegorocznym plebiscycie „Biznesmen i Firma Roku”. Gratuluję! Dziękuję! Przyznam, że już sama nominacja była dla mnie dużym zaskoczeniem. I do tej pory nie jestem pewna, kto mnie zgłosił do tego plebiscytu. Może Pani pracownicy? Prawdopodobnie tak. Cieszę się, że ktoś docenił mnie jako prezesa firmy Biurfol czy właścicielkę gabinetu kosmetologicznego Madame. To dzięki takim sytuacjom wiem, że to, co robię ma sens. Zwłaszcza że osoby na wysokich stanowiskach nie często dostają takie komunikaty odnośnie swojej pracy. Potraktowałam to więc jako pozytywny feedback od moich współpracowników. Często w takich plebiscytach są osobne kategorie dla kobiet i mężczyzn. Myśli Pani, że to konieczne? Nie możemy konkurować ze sobą bez względu na płeć? Życzyłabym sobie, żeby tak właśnie było, ale obawiam się, że nadal jeszcze biznes na wysokich szczeblach ma głównie płeć męską. Kobiety w zarządach dużych spółek czy wśród właścicieli średnich i dużych firm nadal stanowią mniejszość. W związku z tym myślę, że gdyby teraz kategorie zostały połączone, to kobiety mogłyby mieć dużo mniejsze szanse na taki tytuł, a jestem przekonana, że większość z nich naprawdę na to wyróżnienie zasługuje. Pani zdaniem promowanie kobiet w biznesie jest ważne? Promowanie służące motywowaniu - tak! Kobiety bardzo często mają w sobie dużo obaw, niepotrzebnych kompleksów. Możemy świetnie sobie radzić w pracy, a i tak zakładamy, że ciągle czegoś nam brakuje. Zresztą, świat biznesu nierzadko też nas w tym utwierdza. Nadal jeszcze musimy starać się bardziej niż mężczyźni - częściej pokazywać, że jesteśmy analityczne czy konkretne. Sama też tego doświadczam - na początku relacji biznesowej muszę być zawsze bardzo dobrze przygotowana. To prawdopodobnie wynika z tradycyjnego podziału ról w poprzednich pokoleniach, w których kobiety zazwyczaj były na drugim planie. Teraz to już się zmienia.

A prawdą jest, że to Pani mama założyła Biurfol w 1989 roku? Można tak powiedzieć. Początki naszego biznesu rodzinnego sięgają 1986 roku, i to właśnie mama go rozpoczęła, wykonując tzw. chałupniczą produkcję woreczków (śmiech). Natomiast typową działalność gospodarczą rodzice założyli trzy lata później, gdy było to już w Polsce łatwiejsze po zmianie ustroju. Wówczas zrodził się zalążek Biurfolu, a rodzice w wynajętym garażu rozpoczęli produkcję okładek szkolnych na zeszyty dla dzieci. To, że Pani również wstąpi w szeregi Biurfolu, było oczywistością? Nie, zupełnie o tym nie myślałam. Miałam inne plany, chciałam zostać lektorem języka angielskiego. Decyzja o dołączeniu do firmy rodziców była podyktowana poniekąd moją sytuacją życiową - wychowywałam małe dziecko i potrzebowałam pracy z elastycznym grafikiem. W Biurfolu pozwolono mi na taki tryb. Z czasem jednak wsiąknęłam w ten świat całkowicie. I nie żałowała Pani nigdy, że plany o nauczaniu nie zostały zrealizowane? Poniekąd zostały! Realizuję tę ścieżkę prowadząc czasami wykłady, np. na temat interim managementu, czyli zatrudniania menedżerów zewnętrznych właśnie w firmach rodzinnych, czy na temat przedsiębiorczości. Zawsze chciałam przekazywać swoją wiedzę i dzielić się nią z innymi. Teraz udało mi się połączyć to marzenie z tym, czym się aktualnie zajmuję. Jeżeli chodzi o język angielski, wykorzystuję go na co dzień w biznesie, bo dziś Biurfol to już przedsiębiorstwo o zasięgu europejskim. Od jakiego stanowiska zaczynała Pani pracę w Biurfolu? Jeszcze podczas nauki, w każde wakacje pracowałam przy produkcji. Potem przechodziłam przez kolejne działy - m.in. sprzedaż, marketing. A że z natury mam w sobie cechy przywódcze, to w końcu przeszłam też na stanowisko kierownicze (śmiech). Rodzice chcieli Panią w ten sposób przeprowadzić przez wszystkie szczeble w firmie?   KUJAWSKO-POMORSKI

5

wrzesień 2017

Mogli mieć taki plan, ale ja o tym nie wiedziałam. Rodzice robili to w sposób intuicyjny i po prostu, kiedy opanowałam konkretne umiejętności, awansowano mnie do kolejnych zadań. Wtedy o sukcesji i konieczności wprowadzania dzieci w biznes rodziców nikt jeszcze w Polsce nie myślał. Rodzice byli dla Pani biznesowym wzorem? Obydwoje to zdecydowanie osoby o usposobieniu optymistycznym. Natomiast w biznesie pamiętam głównie tatę. Był dla mnie pierwszym wzorem przywódcy, stratega, ogromnym autorytetem. To jego sposób zarządzania naśladowałam w pierwszych latach po objęciu stanowiska prezesa. Wprowadzanie modyfikacji przyszło później, ale w pełni świadomie zostawiłam sobie po nim jedną rzecz - podejście do ludzi. Bo uważam podobnie jak on, że biznes to ludzie! Tata uwielbiał z nimi współpracować i miał niesamowity dar - jednoczenia wokół siebie wielu osób. Zawsze bardzo mi to imponowało. I myślę, że właśnie w tym jestem do niego podobna. Podobnie jak on po prostu lubię ludzi i staram się doszukiwać w nich pozytywnych cech, inspirować, by wspólnie tworzyć przyszłość. Firmę przejęła Pani praktycznie z dnia na dzień, w dramatycznych okolicznościach. Pani tata miał zawał serca, mama musiała się nim zaopiekować, a Pani była wtedy w 9. miesiącu ciąży… Tak, to była bardzo trudna sytuacja. Miałam 33 lata, tata 56 i naprawdę nikt nie myślał wcześniej o tym, że może go za chwilę zabraknąć. Raczej wyobrażałam sobie, że nawet jeśli kiedyś przejmę Biurfol, to tata będzie i tak przychodził tu do późnej starości i nie przestanie mi wskazywać palcem - córeczko, to zrób tak, a to inaczej. Nie mogłam uwierzyć w to, co się stało. Na dodatek w krótkim czasie urodziłam kolejne dziecko, na które z mężem bardzo długo czekaliśmy. Emocje związane z tym wszystkim są nie do opisania. Bała się Pani tej nowej sytuacji? Oczywiście, że tak. Z jednej strony ktoś odchodzi, z drugiej pojawia się nowe życie… A obok tego jest jeszcze poczucie odpowiedzialności za firmę, w której pracuje około 150 osób,

>


rozmowa biznesu

anna holz

> często bardzo mi bliskich. Nie należę jednak do tych, którzy w zderzeniu z problemami siadają i zaczynają płakać. Przeciwności mnie motywują, a problemy traktuję jako wyzwania. Priorytetem było dla mnie dziecko, ale też wsparcie dla rodziców i zajęcie się firmą. Jak udało się to Pani połączyć? Udało się to właśnie dzięki ludziom. Gdyby nie nasi pracownicy i prawdziwe przyjaźnie w biznesie oparte na silnych relacjach, mogłoby to wyglądać zupełnie inaczej. Sama sukcesja jest trudna do przeprowadzenia? Są to pewne procesy, które powinny zajść w firmie. Trudne jest to przede wszystkim na poziomie emocjonalnym. U nas wyglądało to trochę inaczej, ale w wielu polskich rodzinnych przedsiębiorstwach największym problemem bywa ten moment, w którym senior powinien się pożegnać i przekazać biznes sukcesorowi. Oczywiście, aby do tego mogło dojść, trzeba też wcześniej rozstrzygnąć kilka istotnych kwestii, np. prawnych, i przejść przez cały proces sukcesji krok po kroku. Wbrew pozorom to nie jest takie oczywiste i proste. Ten temat jest mi bardzo bliski, dlatego staram się wspierać swoim przykładem stowarzyszenia firm rodzinnych. Od czego należy zacząć? Po pierwsze, trzeba odpowiedzieć sobie na pytania: „Czy któreś z naszych dzieci nada-

je się do zarządzania? Jeśli tak, to które? I czy ono w ogóle chce być w tej firmie?”. To też nie zawsze jest takie oczywiste. Obserwuję, że bardzo wielu młodych ludzi woli pójść swoją drogą, rozwijać inne talenty i kompetencje. Czasami rodzinny biznes może im się źle kojarzyć - jako konkurencja, która odbierała im rodziców w dzieciństwie. Te zagadnienia to taka podstawa i wprowadzenie do rozpoczęcia procesu sukcesji. Czy od momentu przejęcia przez Panią firmy dużo się w niej zmieniło? Tak, przede wszystkim trzy lata temu nastąpiła kolejna zmiana - zaczęłam współpracę z menedżerem zewnętrznym. Biurfol rozrósł się już do tego stopnia, że było to konieczne. Otwierałam też wtedy drugą firmę - gabinet Madame. Zdecydowałam się więc na pomoc doświadczonej osoby, która wiele lat spędziła w dużej korporacji. Wiedziałam, że to wyniesie Biurfol na kolejny poziom. A zdarzyły się Pani po drodze jakieś błędy? Błędy zawsze się zdarzają. Ważne jest jednak to, jakie wnioski z nich wyciągniemy i czego się nauczymy, tak aby w miarę możliwości nie popełniać ich ponownie i w przyszłości minimalizować ryzyko. Tego się trzymam, bo uważam, że nie ma sensu rozpamiętywać i skupiać się na tym, co nie wyszło. Lepiej budować i działać, myśląc o tym, co jest tu i teraz, oraz o tym, co będzie w przyszłości.   KUJAWSKO-POMORSKI

6

wrzesień 2017

Ma Pani teraz jakieś kolejne biznesowe marzenie do spełnienia? Oczywiście. Nie ma takiej opcji, żebym teraz mogła się zatrzymać. To jest mój czas, czuję to i staram się z tego korzystać. Mam 42 lata, kończę studia MBA na WSB i międzynarodowej uczelni Franklin University. Planuję też rozwój Biurfolu, Madame, ale mam i pomysły na kolejne biznesy do zrealizowania w najbliższych latach. Nauczona doświadczeniem swojej rodziny - myśli już Pani z wyprzedzeniem o tym, kogo można wdrożyć w zarządzanie firmami? Moja córka kończy studia o profilu zarządzanie i marketing. Mam nadzieję, że będzie kontynuować ten kierunek rozwoju. Widać zresztą, że ma po mamie pewne skłonności (śmiech). Angażuje się w wiele spraw, jest przewodniczącą samorządu studenckiego, bierze udział w organizowaniu różnych koncertów, zaczyna wykazywać cechy przywódcze. Mam też dwóch synów w wieku szkolnym. Oni mają jeszcze trochę czasu na pokazanie, co ich interesuje… Na razie rządzą na podwórku, na profesjonalne zarządzanie przyjdzie jeszcze czas.cp

* Anna Holz psycholog biznesu, certyfikowana mediatorka, słuchaczka studiów Master Business of Administration w Wyższej Szkole Bankowej i Franklin University w USA, prezes firmy Biurfol, współwłaścicielka gabinetu kosmetologicznego i medycyny estetycznej Madame. Prywatnie mężatka, mama trójki dzieci.

PROMOCJA 007325060, 007324903

Dwa lata po tym, jak przejęłam firmę, wybuchł kryzys gospodarczy. Mocno wtedy odczuliśmy skutki tego krachu. Później jednak zaczęłam odbudowywać naszą pozycję i teraz mamy dużo większe obroty niż przed tym załamaniem.

W tej chwili Biurfol jest największą polską firmą w branży szkolnej i biurowej. Jak udało się osiągnąć ten sukces? Ciężką pracą, konsekwencją, systematycznością i optymizmem (śmiech). O ile pamiętam, pierwszym takim znaczącym krokiem dla Biurfolu było podpisanie kontraktu z dużą, międzynarodową korporacją - jeszcze pod koniec zarządzania taty. Natomiast dwa lata po tym, jak przejęłam firmę, wybuchł kryzys gospodarczy. Mocno wtedy odczuliśmy skutki tego krachu. Później jednak zaczęłam odbudowywać naszą pozycję i teraz mamy dużo większe obroty niż przed tym załamaniem.


„NOVA MOTOR” Sp. z o.o. Bydgoszcz, ul. Fordońska 305, tel. 52 376 28 28 www.honda.bydgoszcz.pl 007664436

„SMH TORUŃ” Toruń, ul. Żółkiewskiego 32, tel. 56 664 13 00 www.honda.torun.pl


G

G

A

D

Ż

E

T

Y

>>> www.expressbydgoski.pl/strefa-biznesu www.nowosci.com.pl/strefa-biznesu

JEDWABNA MUSZKA MICHAELIS

ŻÓŁTA MUSZKA O SKOŚNYM SPLOCIE OŻYWI KLASYCZNĄ STYLIZACJĘ.

85 zł SMARTFON NOKIA 6

NOWY SMARTFON TO POŁĄCZENIE FIŃSKIEJ TRWAŁOŚCI I INNOWACYJNOŚCI Z NOWOCZESNYM WZORNICTWEM.

1150 zł

KSIĄŻKA „BRAND IMPULSE”

NAJNOWSZA KSIĄŻKA GRZEGORZA KOSSONA TO ZBIÓR 100 BRAND IMPULSÓW, PRZEMYŚLEŃ, A KAŻDY Z NICH TO REZULTAT OBSERWOWANIA OTACZAJĄCEGO ŚWIATA.

O ! 35 zł

O

DWAŻNIE

NOWE FUNKCJE, ODWAŻNE PROJEKTY I CIEKAWE ROZWIĄZANIA. DODATKI I AKCESORIA, KTÓRYCH UŻYWAMY NA CO DZIEŃ - TAKŻE W PRACY - ZASKAKUJĄ CORAZ BARDZIEJ.

WYBÓR: DOMINIKA KUCHARSKA

ZEGAREK ISSEY MIYAKE

DAMSKI ZEGAREK OD JAPOŃSKIEGO PROJEKTANTA PRZYCIĄGA WZROK. NOWOCZESNY DESIGN I ŻÓŁTA TARCZA TWORZĄ ORYGINALNY DODATEK DLA ODWAŻNYCH.

1300 zł

SONY XPERIA EAR

TO INTELIGENTNE URZĄDZENIE DO NOSZENIA W UCHU. PEŁNI ROLĘ OSOBISTEGO ASYSTENTA. MOŻEMY NIM STEROWAĆ GESTAMI.

900 zł

LENOVO THINKPAD X1 TABLET 2. GENERACJI

TABLET, NOTEBOOK I PROJEKTOR W JEDNYM. NIEMOŻLIWE? A JEDNAK!

ok. 9500 zł


Jestem człowiekiem spełnionym MOJE NAJBLIŻSZE PLANY TO JAK NAJLEPIEJ POKIEROWAĆ PRZEDSIĘBIORSTWEM KOMUNALNYM. ZAWSZE BARDZO ANGAŻUJĘ SIĘ W TO, CO ROBIĘ. MYŚLĘ, ŻE UDA NAM SIĘ WIELE ZROBIĆ DLA GMINY - MÓWI LESZEK SIENKIEWICZ, PREZES PRZEDSIĘBIORSTWA KOMUNALNEGO W GNIEWKOWIE, W ROZMOWIE Z RENATĄ NAPIERKOWSKĄ.

Jakie są najważniejsze zadania i wyzwania, jeśli chodzi o działalność spółki? Największym wyzwaniem jest długofalowe rozwiązanie problemów z osadem. To nowe zadanie, nad którym musimy się pochylić. Myślę, że wkrótce na temat ewentualnych rozwiązań będę mógł powiedzieć więcej, gdyż teraz analizujemy różne możliwe warianty. Jak przebiegała Pana kariera zawodowa, zanim został Pan przedsiębiorcą? Byłem żołnierzem zawodowym, skończyłem szkołę chorążych artylerii w Toruniu. Łącznie ze szkołą pięć lat spędziłem w wojsku. Byłem młody, zbuntowany i w 1989 w wieku 22 lat zdecydowałem się odejść z amii. Chciałem na stałe wyjechać do RPA, to było moje marzenie ale w 1989 roku nie dostałem wizy. Zająłem się handlem, jak wielu młodych ludzi w tamtych czasach. Jeździłem do Budapesztu, Wiednia, handlowałem z Rosjanami w Bornem-Sulinowie. W 1992 roku zostałem celnikiem. Sam nauczyłem się języka angielskiego z mało dostępnych w tamtym czasie kaset.

Kiedy Pan podjął decyzję o założeniu własnej firmy i pracy na własny rachunek? To nie nastąpiło od razu. Kiedy jeździłem po Europie i zajmowałem się handlem, bywałem m.in. we Francji i tam nawiązałem pierwsze relacje biznesowe, które zaowocowały w przyszłości. Pracowałem też w firmach holenderskich. W 1994 roku zostałem managerem do spraw handlu w firmie Vinpol, a przy okazji zajmowałem się ubezpieczeniami. W tej ostatniej kategorii poznałem pracę i jej tajniki na wszystkich szczeblach, od agenta po dyrektora. W 2000 roku zostałem dyrektorem Commercial Union Polska, dzisiejszej Avivy. W 2006 roku zostałem dyrektorem oddziału AXA Polska w Bydgoszczy. W 2007 roku wybrałam się na prywatny rejs do Kopenhagi. Intuicyjnie czułem, że regulacje prawne dotyczące prowadzenia działalności gospodarczej są tam bardzo uproszczone i wyjątkowo przyjazne dla przedsiębiorców. Obowiązuje m.in. ustna umowa. Po powrocie do kraju nawiązałem kontakt z zamożnym duńskim prawnikiem i rozpocząłem tam działalność. W tym samym czasie prowadziłem również interesy w Polsce i we Francji. Czym Pan się tam zajmował? Podobnie jak we Francji zajmowałem się remontami, prowadziłem agencję pracy tymczasowej. Uważam, że nie można trzymać się tylko jednego źródła, ale zawsze trzeba stać na dwóch nogach - innymi słowy - należy zdywersyfikować źródła dochodu. W biznesie, podobnie jak w życiu, zawsze coś może się nie udać, może być trudniejszy okres i wtedy trzeba mieć alternatywę. W 2011 roku kolega namówił mnie, żebym wrócił do ubezpieczeń. W tamtym czasie mieszkałem i prowadziłem interesy w Cannes, przyleciałem więc do Polski. Zacząłem od podstaw budować oddział firmy ubezpieczeniowej w Toruniu. W końcu postanowiłem, że raz na zawsze kończę z pracą w korporacji i branżą ubezpieczeniową. Jednak doświadczenie, jakie tam zdobyłem, przydało

mi się we własnej firmie i relacjach z pracownikami czy kontrahentami. Skoncentrowałem się na prowadzeniu biznesu we Francji i Polsce. Odczułem na własnej skórze wpływ wielkiej polityki na biznes, bo gdy nasz rząd wycofał się z zakupu francuskich caracali, to miałem w firmie kilka kontroli francuskiej i polskiej inspekcji pracy, ale na szczęście wszystkie wypadły dobrze. Obecnie mieszka Pan w Zajezierzu w gminie Gniewkowo, gdzie wraz z żoną prowadzi Pan gospodarstwo agroturystyczne. Nie żałuje Pan tego, że zamieszkaliście na wsi? W Zajezierzu mieszkam już 15 lat. Wszystko tam z żoną zbudowaliśmy od podstaw. Dziś Sienkiewiczówka nie tylko jest naszym azylem, ale też zaczyna zarabiać na siebie. Prowadzeniem agroturystyki zajmuje się moja żona. Mamy czwórkę dzieci, córkę i trzech chłopaków. Najstarszy syn ma 30 lat, córka 19, a pozostali 18 i 10. Zajezierze mnie urzekło, podobnie jak i Gniewkowo, bo ta gmina wspaniale zmienia się i rozwija, dlatego tej decyzji nie żałuję. Mam 50 lat i czuję się spełnionym człowiekiem. Jakie ma Pan plany na przyszłość? Najbliższe - to jak najlepiej pokierować Przedsiębiorstwem Komunalnym. Zawsze bardzo angażuję się w to, co robię. Myślę, że uda nam się wiele zrobić dla gminy. Mamy dobre relacje z władzami: burmistrzem Adamem Roszakiem, przewodniczącym Rady Miejskiej Przemysławem Stefańskim, radnymi, radą nadzorczą spółki i pracownikami. W przyszłości, kiedy przejdę na emeryturę, może zdecyduję się na to, by zamieszkać we Francji. W Pirenejach mam dom na skarpie - z jednego tarasu widok na morze, z drugiego na góry. Czegóż więc chcieć więcej? Mam tam sąsiadów i przyjaciół różnych narodowości: Duńczyków, Norwegów, Szwedów, Francuzów, Hiszpanów i Belgów i dobrze czuję się w tym międzynarodowym towarzystwie.

PROMOCJA 007659908

Jest Pan przedsiębiorcą, który prowadził interesy nie tylko w Polsce, ale również w innych krajach Europy. Co sprawiło, że zdecydował się Pan pokierować Przedsiębiorstwem Komunalnym w Gniewkowie? Przedsiębiorcą czuję się cały czas. Prezes każdej firmy musi wykazywać się znajomością zasad przedsiębiorczości i nie ma znaczenia, czy jest to firma prywatna, czy powierzona. Zwykły urzędnik czy osoba zajmująca się administracją pilnuje tylko bieżących tematów, a tu przede wszystkim trzeba generować zyski. Czuję się bardzo dobrze w tej roli. Po moich doświadczeniach korporacyjnych oraz tych we własnym biznesie widzę, że jest to znakomicie zorganizowane przedsiębiorstwo i było dobrze prowadzone. Obecnie większość kadry spółki może spokojnie wyjechać na urlop i wszystko będzie działało bez kłopotu.


T ES T AU TA

>>> www.expressbydgoski.pl/strefa-biznesu www.nowosci.com.pl/strefa-biznesu

NOWE SZATY Citroen C3 trzeciej generacji

to rozwiązanie dla tych, którzy myślą o ciekawym aucie za przystępną cenę. ZDJĘCIE: TOMASZ CZACHOROWSKI

TEKST: TOMASZ SKORY

Z

citroenami do niedawna nie miałem wiele styczności, szczególnie że w segmencie aut ultrakompaktowych znajdowało się dużo modeli o zbliżonych parametrach, a o znacznie ciekawszej linii. Umiarkowane wrażenia estetyczne nie zmieniają jednak faktu, że samochody z serii „C” to jedne z najbardziej przystępnych i funkcjonalnych aut w swojej klasie. Gdy więc producent zapowiedział kolejną wersję modelu C3 - o zupełnie odświeżonym nadwoziu - wzbudziło to zainteresowanie także tych, którzy za francuzami szczególnie nie przepadali.

CO SIĘ ZMIENIŁO? Różnice widać na pierwszy rzut oka. Trzecia generacja citroena C3 jest nieco dłuższa i szersza niż poprzedniczki, prezentuje się też znacznie lepiej, czerpiąc wizualne inspiracje z nieco starszego modelu C4 cactus. Trzy linie przednich świateł, w tym ukośny pasek diod pod maską, nadają drapieżny, dynamiczny wygląd, dach zawieszony na czarnych listwach sprawia wrażenie unoszącego się nad nadwoziem, a silnie zaznaczony zderzak podkreśla wysokość przodu. Zaczerpnięte również z cactusa panele boczne nie tylko chronią drzwi przez zarysowaniami, ale są kolejnym elementem dodającym charakteru nowemu citroenowi. Najnowsze C3 dostępne jest w 9 kolorach, co w połączeniu z 3 alternatywnymi kolorami dachu - i korespondującymi lusterkami oraz reflektorami - daje nam aż 36 kombinacji do wyboru. Możliwość personalizacji nie kończy się jednak na karoserii. Do wyboru mamy też 4 tapicerki

współgrające z różnymi wykończeniami deski, więc każdy użytkownik nowego citroena będzie mógł poczuć się w jego wnętrzu „jak u siebie”. Jeśli doliczymy do tego dodatkowe opcje, jakie proponuje nam producent, naprawdę trudno będzie spotkać na drodze dwa identyczne C3. W SERCU MIASTA Hatchback trzeciej generacji oferuje trzy opcje wyposażenia. Live to wersja podstawowa, okrojona z takich udogodnień jak radio, klimatyzacja czy elektrycznie opuszczane szyby. Ja do testów otrzymuję wersję Feel, więc te dodatki z pewnością umilą mi kilka godzin kręcenia kółek po mieście. Wyposażenie, podobnie jak i wystrój, w testowanym modelu jest minimalistyczne. Poza tempomatem i asystentem pasa ruchu nie ma w nim wiele elektroniki. Pełen pakiet oferuje dopiero opcja Shine, wzbogacona m.in. o asystenta ruszania na wzniesieniu, radar parkowania tyłem, system rozpoznawania znaków drogowych czy podgrzewane siedzenia. Dodatkowo można zainstalować w aucie kamerę ConnectedCam, która pozwala nagrywać obraz w czasie jazdy i samoczynnie rejestruje ostatnie 30 sekund przed uderzeniem. Ciekawostki technologiczne do testów nie są mi jednak potrzebne. Miejskie auto ma się przede wszystkim sprawdzać w kursach po zatłoczonych, wąskich ulicach, a najnowszy citroen nadaje się do tego niezależnie od wersji. C3 ma optymalne rozmiary do miejskiej jazdy - jest na tyle wysoki, że pozwala się poczuć pewnie na drodze, a jednocześnie nie sprawia

FRANCUZA problemów na osiedlowych uliczkach oraz gdy trzeba znaleźć miejsce na parkingu pod sklepem. Pomimo niewielkich rozmiarów jest też zaskakująco wygodny - nawet po trzech godzinach za kółkiem nie czułem się sztywno. Na plus zasługuje też pojemny bagażnik - do dyspozycji mamy aż 300 litrów. Zaskakująco dużo zmieścimy też w przednim schowku. TESTY W TERENIE Choć wnętrze nowego C3 nie jest na tyle obszerne, by zabrać się nim z całą rodziną na długie wakacje, to na okazjonalny wypad za miasto nada się w zupełności. Nie mogłem się więc powstrzymać i sprawdziłem, jak poradzi sobie na drodze szybkiego ruchu. W skrócie: jest nieźle. Spośród trzech dostępnych silników benzynowych 1.2 PureTech - 68, 82 i 110 KM z turbo - trafił mi się ten środkowy. Auto bez problemu przekraczało setkę, ale dynamicznej jeździe towarzyszyły wysokie obroty i trochę brakowało mi pewności, którą dają mocniejsze silniki. Na miasto słabsze wersje nadadzą się idealnie, ale jeśli ktoś planuje dalsze podróże częściej, warto zastanowić się nad opcją z turbosprężarką lub stukonnym dieselem. C3 oferuje bowiem też dwa diesle 1.6 BlueHDi (75 i 100 KM). Na końcu postanowiłem sprawdzić nowego citroena w warunkach, do których nie został stworzony, i zabrałem go... do lasu. A że region często dotykają ostatnio burze i nawałnice, auto musiało zmierzyć się z rozmokłym gruntem, gałęziami i tonami igliwia. Szerokie koła poradziły sobie z błotem i choć bujało mną na co drugiej dziurze, to i tak mniej, niż można by się tego spodziewać po lekkim kompakcie. Jeśli weźmiemy do tego pod uwagę, że nowy citroen przy ekonomicznej jeździe spala tylko 5,5 l paliwa w ruchu ulicznym i 4,0 na dalszych trasach, można dojść do wniosku, że znaleźliśmy auto, z którego będziemy zadowoleni nie tylko w mieście, ale też podczas... wypraw na grzyby! CENA I WERDYKT Cena nowego citroena C3 zaczyna się od 39 900 zł za odmianę Live z silnikiem 68 KM, a kończy na przeszło 59 tysiącach za wersję Shine i 110 KM. Model, który miałem okazję testować, wyceniony został w salonie na 49 500 zł i jest to całkiem dobra cena za jedno z najciekawszych wizualnie aut w swoim segmencie. Tych, którzy lubią się wyróżnić, zadowoli na pewno fakt, że nie muszą wydawać majątku za samochód skrojony pod ich gust. Ale trzecia generacja C3 to nie tylko wygląd. To wygodne auto, które sprawdza się zarówno na osiedlowej uliczce, jak i drodze szybkiego ruchu, a - przy zachowaniu zdrowego rozsądku - także w lesie. Nie dziwi więc, że zostało nominowane do finałowej siódemki konkursu Car of The Year 2017.CP


007614293

P.H.U. EXMOT SP. Z O.O., UL. FORDOŃSKA 38, 85-719 BYDGOSZCZ, TEL. 52 587 37 20, WWW.DEALER.CITROEN.PL


branża it

wyciska łzy i dane

Wirus WannaCry wyrządził duże szkody na całym świecie, a po kilku miesiącach Petya pokazała, że niewiele w tym obszarze się zmieniło. Każda dotknięta cyberatakiem firma poniesie ogromne straty - zaczynając od tych materialnych, na wizerunkowych kończąc. tekst: lucyna tataruch

W

systemów IT należy raczej do służbowych obowiązków specjalistów, inkasujących w swoich firmach sowite wynagrodzenia za posiadane umiejętności. Włamywanie się do wirtualnego wnętrza przedsiębiorstw - zwykle dla pozyskania danych bądź sparaliżowania konkretnych działań - to z kolei sfera przejęta przez grupy przestępcze. W Deep Webie kupić można nie tylko bazy z adresami e-mail, hasłami i loginami do wszelkiej maści portali erotycznych czy randkowych (co umożliwia później np. szantaże). Sprzedaje się tam również skradzione wcześniej informacje, kluczowe dla bezpieczeństwa jakiejś firmy, jej strategii, sieci kontaktów czy inne niby strzeżone dane. Takie łupy wykorzystać można na wiele sposobów, np. żądając okupu. Nie ma co się oszukiwać: każda dotknięta cyberatakiem organizacja poniesie ogromne straty - zaczynając od tych stricte materialnych, na wizerunkowych kończąc, zwłaszcza gdy włam do systemu firmy pociągnie za sobą np. zainfekowanie sieci jej kontrahentów.

spółcześnie mało kto okrada banki w kominiarce z bronią w ręku. Robi się to raczej stukając w klawiaturę z dowolnego miejsca na świecie. W wyobrażaniu sobie takiego obrazka systematycznie pomagają twórcy filmowi, raz po raz przedstawiając tajemniczy świat grup hakerskich, łasych na pieniądze największych organizacji. To jednak niejedyny cel speców od cyberprzestępstw. Niektórym nadal trudno w to uwierzyć, ale mniejsze firmy też mogą mieć coś, co okaże się cenne na czarnym rynku - nawet w tzw. Deep Webie, dzięki pozwalającej zachować anonimowość sieci TOR. Przesada? Być może. Wszak Deep Web to ta część internetu, do której przeciętny użytkownik nie ma dostępu (i dobrze). W tych odmętach sieci kupić można wszystko: narkotyki, broń, fałszywe dokumenty, usługi płatnych morderców, pornografię lub seks. Jednak obok gotowych scenariuszy na filmy akcji to właśnie między innymi tam dochodzi też do mniej spektakularnych przestępstw - handlu stargetowanymi bazami danych, obecnie jednym z bardziej chodliwych towarów, pozyskiwanych podczas ataków w cyberprzestrzeni.

Jak to działa? O jednym z większych cyberataków głośno było całkiem niedawno - ukraińskie złośliwe oprogramowanie zaczęło szatkować zasoby wielu firm z całego świata. W czerwcu tego roku wyrażenie „wirus Petya” odmieniane było w mediach przez wszystkie przypadki. - Zgodnie z danymi przytaczanymi przez Kaspersky Lab,

Po co to komu? Choć gdzieniegdzie funkcjonuje jeszcze mit hakera, który działa z dobrego serca, pokazując organizacjom luki w ich zabezpieczeniach, w rzeczywistości wygląda to nieco inaczej. Uszczelnianie   KUJAWSKO-POMORSKI

12

wrzesień 2017


br anż a i t

>>> www.expressbydgoski.pl/strefa-biznesu www.nowosci.com.pl/strefa-biznesu

Polska zajęła niechlubne, trzecie miejsce wśród najbardziej poszkodowanych krajów. Na różnych listach zainfekowanych podmiotów pojawiły się: Dom Mediowy MediaCom i spółki z tej samej grupy kapitałowej, Kronospan, Intercars, TNT, Raben, Mondelez oraz inne organizacje, których nazw w tym zestawieniu oficjalnie podawać nie można - wymienia Tomasz Kapelański, pracownik jednej z większych firm IT w Bydgoszczy o zasięgu europejskim. Wszystko zaczęło się jednak znacznie wcześniej, mniej więcej na przełomie 2016 i 2017 roku. To właśnie wtedy na Wikileaks pojawiła się „paczka” nazwana VAULT 7 z narzędziami do hakowania praktycznie każdego systemu - od telewizorów, przez smartfony, po samochody. Sprezentowany światu pakunek umożliwiał takie działania, jak choćby ingerencję w mechanikę nowego modelu luksusowego auta (czyli w praktyce np. zdalne zablokowanie hamulców podczas jazdy) lub podsłuchiwanie kogoś przez dowolny odbiornik. Ujawnione exploity - programy wykorzystujące luki w oprogramowaniu - w większości nie były do tej pory znane światu, a przynajmniej nie poza murami National Security Agency. Kto wykradł to z bazy NSA? Nie wiadomo, jednak do samego umieszczenia tych narzędzi w sieci przyznała się grupa hakerów, znana jako The Shadow Brokers. To, że ktoś wykorzysta ów wyciek do swoich celów, stało się więcej niż pewne. Najpierw w świat poszedł wirus o znamiennej nazwie WannaCry, stworzony na bazie opisu z paczki VAULT 7. Wykorzystywał on błąd w tzw. protokole SMB. Jest to funkcja, która umożliwia użytkownikom Windowsa udostępnianie sobie wzajemnie folderów, jak w sieci. Usługa ta działa automatycznie we wszystkich wersjach oprogramowania. Znalezienie w niej furtki dawało ogromne możliwości. - WannaCry siało spustoszenie w szpitalach, bankach, sieciowych firmach na całym świecie. W Polsce przez weekend, w którym trwał atak, zanotowano 1235 zainfekowanych unikalnych IP. W skali całego świata to niewiele, można więc uznać, że tym razem najgorsze konsekwencje nas ominęły - tłumaczy Tomasz Kapelański. - Warto przy tym jednak zaznaczyć, że Microsoft był na to gotowy. Po wypłynięciu VAULT 7 wypuścił aktualizację zabezpieczającą przed wtargnięciem wirusa do systemu. Niestety, wiele osób zbyt późno uświadomiło sobie, że warto było z tego skorzystać.

Na internetowym czarnym rynku sprzedaje się skradzione wcześniej informacje, kluczowe dla bezpieczeństwa firmy, jej strategii, sieci kontaktów i inne niby strzeżone dane. To, co nieuniknione Specjaliści od systemów IT podkreślają, że naruszenie bezpieczeństwa każdej firmy na tej płaszczyźnie to jedynie kwestia czasu. Tak naprawdę działania zapobiegawcze mają służyć temu, by oddalić ów moment i zminimalizować ewentualne straty. Nie bez znaczenia jest przy tym opracowanie planu reakcji, gdy atak stanie się już faktem. Każde przedsiębiorstwo samo za to odpowiada. Dochodzenie roszczeń od producenta systemu, do którego nastąpił włam, nie ma większego sensu - twórcy zabezpieczają się przed tym odpowiednimi umowami. Argumentem za zwolnieniem ich z jakiejkolwiek winy jest również to, że w praktyce nie mają żadnej kontroli nad tym, czy ich produkt użytkowany był z należytą ostrożnością. Mało tego, obowiązek dochowania szczególnej staranności w przypadku przechowywania danych osobowych nałożony jest na przedsiębiorców prawnie. - Podstawą dla każdej firmy powinno być korzystanie ze sprawdzonych dostawców systemów IT, mogących poświadczyć solidność swojego produktu odpowiednim certyfikatem bezpieczeństwa, takim jak ISO 27001. Warto też pamiętać, że mechanizmy - zarówno te wykorzystywane przy atakach, jak i niezbędne do obrony przed nimi - zmieniają się bardzo dynamicznie. W jakimś stopniu można nadążyć za tymi trendami, przeprowadzając okresowe testy bezpieczeństwa - wyjaśnia Tomasz Kapelański. W większości dużych firm zajmują się tym zatrudnieni specjaliści lub wynajęte podmioty zewnętrzne. Coraz popularniejszym rozwiązaniem jest także przechowywanie danych w chmurach, na których ochronę przeznacza się przeważnie środki znacznie przekraczające budżet IT całej firmy. - W Polsce średnie i mniejsze przedsiębiorstwa dopiero się budzą i powoli zaczynają uświadamiać sobie te zagrożenia. Większe mają zwykle odgórną politykę bezpieczeństwa, ale i ona nie zawsze się sprawdza - dodaje Tomasz Kapelański. - Jak się okazuje, wiele organizacji musi jednak na własnej skórze przekonać się, co oznacza cyberatak, by zacząć poważniej myśleć o zabezpieczeniach. Wirus WannaCry wyrządził duże szkody na całym świecie, a po kilku miesiącach Petya pokazała, że niewiele w tym obszarze się zmieniło. Kolejne maszyny padały jedna po drugiej, bo większość z nich nadal nie była chroniona. Na dodatek pracownicy ciągle otwierają załączniki z fakturami za usługi, których nie zamawiali. Obowiązuje też błędne założenie, że jeśli coś do tej pory działało, to nie ma sensu tego ruszać. W grę wchodzą tu koszty. Podczas ostatnich masowych ataków wyszło przy okazji na jaw, ile firm działa na systemach Windows XP, które nie są już wspierane przez Microsoft. Nie jest tajemnicą, że nowe oprogramowanie kosztuje. Jeśli więc o takim zakupie decyduje ktoś, kto przede wszystkim chce zaoszczędzić, to prawdopodobnie zadba o bezpieczeństwo dopiero po tym, jak firma straci większość istotnych dla niej danych - pod warunkiem że nie będzie to jej koniec.cp

Na tym nie koniec Po miesiącu przetartym przez WannaCry szlakiem ruszył osławiony wirus Petya, który od poprzednika różnił się jedynie metodą rozprzestrzeniania się oraz miejscem startu. Najczęściej powtarzana hipoteza głosi, że w tym przypadku zaczęło się od zhakowania ukraińskiego serwera dystrybuującego popularny program księgowy, odpowiednik naszego Płatnika. Użytkownicy sami pobierali aktualizację z wirusem, który infekował główny serwer zarządzający infrastrukturą w ich korporacji. Równolegle rozpoczęło się wysyłanie fałszywych maili z groźnymi załącznikami pod adresy z baz osób, których komputery zostały już zaatakowane. W bardzo krótkim czasie zadziałał efekt kuli śnieżnej. - Przy tego typu atakach najczęściej wykorzystuje się makra w pakietach Office. Oznacza to, że wystarczy otworzyć np. jakiś dokument tekstowy z załącznika w mailu, a obsługujący go program zainfekuje całe otoczenie - tłumaczy Tomasz Kapelański. - Inną metodą są ataki, przy których użytkownik sam nieświadomie instaluje wirusa. Przykładem może być sytuacja, w której dostajemy maila z PDF-em o tym, że zawiera on bardzo ważne dla nas dane. Po otwarciu pliku okazuje się, że program, z którego korzystamy, choćby Acrobat Reader, nie może odczytać tabelki. Jednocześnie otrzymujemy informację, że aby dostać się do tych treści, musimy zainstalować proponowaną wtyczkę. Bardzo wiele osób na tym etapie klika „dalej” zgodnie z podawaną instrukcją, bo strony do tych rzekomych niezbędnych narzędzi są stworzone dokładnie na wzór oryginałów. Niestety, zwykle to właśnie taki błąd ludzki okazuje się kluczowy dla powodzenia całego ataku.   KUJAWSKO-POMORSKI

13

wrzesień 2017


rynek pr ac y

w bydgoszczy

praca szuka człowieka

Mamy dobre wieści dla poszukujących lub planujących zmianę miejsca zatrudnienia. Ofert pracy w naszym mieście nie brakuje, a Bydgoska Agencja Rozwoju Regionalnego zaprasza aż na trzy wydarzenia, podczas których będzie okazja do spotkania się z pracodawcami.

4,3%

- tyle pod koniec lipca wynosiła stopa bezrobocia w Bydgoszczy. Na tak rewelacyjny wynik wpłynęło wiele czynników, między innymi rosnąca liczba firm powstających w mieście oraz rozwój już istniejących. Dzięki temu ofert pracy jest nadal sporo. Taka informacja z pewnością cieszy studentów wracających z wakacji i wszystkich tych, którzy właśnie teraz poszukują zatrudnienia. Przeglądając propozycje lokalnych firm można dojść do wniosku, że na niedostatek kadr cierpią prawie wszystkie branże - od przemysłu, przez handel i gastronomię, na IT kończąc. Od dłuższego czasu mówi się wprost o tym, że rynek pracy stał się rynkiem pracownika. Większość przedsiębiorców wie już doskonale, że w takiej sytuacji

O liczbie i różnorodności ofert pracy dla mieszkańców Bydgoszczy i regionu świadczą nie tylko dane PUP i firm rekrutujących, ale także portale branżowe i strony internetowe samych przedsiębiorców.   KUJAWSKO-POMORSKI

14

atrakcyjna pensja nie wystarczy. Towarzyszyć jej muszą benefity, chociażby w postaci bezpłatnej opieki medycznej, karnetów na siłownię czy możliwości uczestniczenia w kursach. Na rynku takim jak bydgoski, gdzie konkurencja w pozyskiwaniu pracownika jest duża, staje się to jeszcze istotniejsze. Nie masz kursu? Żaden problem Wśród firm prowadzących aktualnie rekrutację jest PESA, która do aplikowania zachęca już nie tylko ogłoszeniami w tradycyjnych mediach, internecie czy na plakatach. Bydgoski producent pojazdów szynowch o pracy dla spawaczy informował z billboardów, na których podkreślał, że brak uprawnień nie stanowi przeszkody, ponieważ prowadzone będą darmowe szkolenia. Dodaj-

wrzesień 2017


by d gosk a agenc ja roz woju r egionalnego

my, że to tylko jedna z wielu propozycji pracy w tym przedsiębiorstwie. - Bieżące potrzeby, wynikające z realizowanych kontraktów, dotyczą przede wszystkim: około 100 osób niezbędnych do zabudowy (montażu wnętrz) pojazdów, czyli elektryków, elektroników oraz mechaników - mówi Michał Żurowski, rzecznik firmy. Poza tym PESA poszukuje 80 ślusarzy, około 40 wspomnianych spawaczy, 20 lakierników, 15 formierzy tworzyw sztucznych i 5 operatorów obrabiarek CNC. - Dzięki aktywnym działaniom co miesiąc pozyskujemy pracowników. Przykładowo w lipcu przyjęliśmy ponad 40 osób. Wciąż jednak szukamy kolejnych - dodaje Michał Żurowski.

oraz administracyjnych z wykształceniem wyższym technicznym i dobrą znajomością języka angielskiego lub niemieckiego. Jesteśmy obecnie zainteresowani zatrudnieniem pracowników na stanowiskach: ślusarz narzędziowy, operator maszyny CNC, konstruktor form wtryskowych i lider projektu w dziale prototypowania - wymienia Anna Rivat, HR Manager. Poza tym ARRK Shapers’ Polska - jak wiele bydgoskich firm - stara się dotrzeć do młodego pokolenia, kształcąc swoich potencjalnych przyszłych pracowników. - Obecnie na praktykach mamy troje studentów. Od trzech lat współpracujemy również ze szkołą zawodową START, przygotowując uczniów do wykonywania zawodu ślusarza narzędziowego - dodaje Anna Rivat. O liczbie i różnorodności ofert pracy dla mieszkańców Bydgoszczy i regionu świadczą nie tylko dane Powiatowego Urzędu Pracy i firm rekrutujących, ale także portale branżowe i strony internetowe samych przedsiębiorców.

A na produkcji? Z kolei 30 wakatów do zaoferowania ma fabryka Unilever Polska SA - Zakład Produkcyjny w Bydgoszczy. Konieczność zatrudnienia nowych osób wynika z realizowanych w ostatnich latach inwestycji, w tym rozbudowy działu produkcji i uruchomienia nowej linii. Największe zapotrzebowanie dotyczy operatorów linii pakującej oraz operatorów wytwarzania. Co znamienne - rekrutacja trwa w tej firmie właściwie nieprzerwanie. Natalia Szulc z Unilever Polska SA wyjaśnia, że dzisiejszy rynek pracy nie pozwala im na zrekrutowanie potrzebnej liczby osób w oczekiwanym przez nich czasie. - W związku z tym jesteśmy również otwarci na kandydatów bez doświadczenia zawodowego, którzy jednak chcą się uczyć i mają pewien potencjał do dalszego rozwoju. Mogą oni liczyć na wprowadzenie do zawodu oraz szkolenia, możliwość zdobycia uprawnień, konkurencyjne wynagrodzenie, system premiowy i rozbudowany pakiet świadczeń socjalnych - podkreśla. Okazuje się, że w Bydgoszczy - nazywanej zagłębiem narzędziowym - rąk do pracy potrzeba także takim firmom jak ARRK Shapers’ Polska sp. z o.o., będącej największą narzędziownią w kraju. - Poszukujemy głównie pracowników produkcyjnych z wykształceniem branżowym

Listopad pod hasłem PRACA To nie wszystko. Na listopad zaplanowano aż trzy wydarzenia dla poszukujących pracy w naszym mieście, których organizatorem lub współorganizatorem jest Bydgoska Agencja Rozwoju Regionalnego. Pierwsze w kalendarzu są Targi Pracy Offerty, zaplanowane na 16 listopada. To już 12. edycja spotkania, podczas którego poszukujący zatrudnienia mogą zapoznać się z ofertą pracodawców w jednym miejscu i w jednym czasie. Ubiegłoroczne targi były rekordowe pod względem liczby wystawców, a halę Łuczniczka odwiedziły tysiące zainteresowanych. Czy w tym roku znów zostanie pobity rekord? Przekonamy się niebawem.

zdjęcie: dariusz bloch

zeszłoroczne targi pracy offerty zgromadziły rekordową liczbę wystawców.

Spółka miejska powołana do promocji gospodarczej Bydgoszczy, wspierania przedsiębiorczości oraz obsługi inwestorów i przedsiębiorców. KONTAKT: Unii Lubelskiej 4C, 85-059 Bydgoszcz (II piętro), tel. 52 585 88 23, e-mail: barr@barr.pl www.barr.pl

PROMOCJA 007645215, 007645191

Programiści nadal potrzebni Pracowników poszukują także bydgoskie firmy z branży IT. Przeszło 140 ofert pracy znajdziemy w samym Atos Poland GDC! Część proponowanych stanowisk wymaga od kandydatów posiadania specjalistycznej wiedzy, ale są i takie, gdzie wystarczą dyspozycyjność i chęć uczenia się nowych rzeczy, bądź znajomość języków obcych. Ogłoszenia o pracę znajdziemy również w takich firmach informatycznych jak Cybercom, Sunrise System i Mobica. Potrzeba tam m.in. programistów, pozycjonerów stron, analityków, testerów czy ekspertów zarządzających systemami.

Dzień później, 17 listopada, w hotelu City odbędzie się konferencja „Kobiety w IT” zorganizowana przez Nokia Bydgoszcz, we współpracy z BARR. Jej celem jest propagowanie ścieżki zawodowej w obszarze IT wśród kobiet. Chodzi też o przełamywanie stereotypów mówiących, że zawody techniczne są nudne i wymagają zbyt skomplikowanych kompetencji. Wśród prelegentek nie zabraknie pasjonatek, które odniosły sukces w IT. Zaprezentowane zostaną różnorodne miejsca pracy i droga krok po kroku do zdobycia danego zawodu. Konferencja adresowana jest do kobiet, które właśnie zastanawiają się nad wyborem zawodu, w tym uczennic szkół średnich i studentek, a także do pań pracujących już w obszarze IT oraz tych realizujących się w innych dziedzinach i myślących o zmianie. Kolejną datą, którą warto zanotować, jest 18 listopada, czyli „Sobota z pracodawcą”. - To cykliczne wydarzenie, cieszące się bardzo dużym zainteresowaniem. Tego dnia bydgoskie firmy otwierają drzwi przed zainteresowanymi pracą. Wybór takiego dnia tygodnia nie jest przypadkowy. W końcu zatrudnienia nie poszukują tylko osoby bezrobotne, ale i pracujące, którym znacznie łatwiej jest wygospodarować czas w weekend. To okazja, aby odwiedzić pracodawcę w jego siedzibie, porozmawiać z zatrudnionymi tam ludźmi i osobiście złożyć swoje CV. Z kolei przedsiębiorcom takie spotkania ułatwiają pozyskiwanie kadry, na jakiej im zależy. Korzyści są więc obustronne - podkreśla Edyta Wiawatowska, prezes BARR. W majowej edycji „Soboty z pracodawcą” brało udział 22 przedsiębiorców. Lista listopadowych partnerów pojawi się na stronie www.sobota.bydgoszcz.pl.cp


NOWOŚCI

>>> www.expressbydgoski.pl/strefa-biznesu www.nowosci.com.pl/strefa-biznesu

Hitachi zainwestuje

Przedsiębiorco,

w regionie?

O niematerialnych wartościach firmy Polska Izba Biegłych Rewidentów zaprasza na konferencję o wartościach niematerialnych przedsiębiorstw. Wydarzenie, którego Partnerem jest Bydgoski Klaster Przemysłowy, odbędzie się 19 września w Operze Nova w Bydgoszczy. Organizatorzy podkreślają, że wartości niematerialne stanowią „ukryte” bogactwo decydujące o przewadze przedsiębiorstwa. Spotkanie będzie okazją do wyceny tych wartości i rozmowy o sposobach wykorzystania ich dla rozwoju firm. Swój udział w konferencji zapowiedzieli ludzie nauki i biznesu oraz specjaliści z zakresu ekonomii, prawa i zarządzania, w tym m.in.: prof. Tomasz Szlendak z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, dr Bartłomiej Biga z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, Ewa Sowińska - wiceprezes Krajowej Rady Biegłych Rewidentów oraz Dorota Sobieniecka-Kańska - dyrektor Gdańskiego Klubu Biznesu. Szczegóły i rejestracja na stronie: pibr-konferencja-bydgoszcz.pl.CP

pojedź na Erasmusa!

BIZNESOWY

[

TEKST: DOMINIKA KUCHARSKA

]

PESA znów w Krakowie

Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacyjne w Krakowie rozstrzygnęło przetarg na dostawę nowych tramwajów. Wygrała PESA, którą wcześniej MPK wykluczyło z postępowania przetargowego, ale jej przywrócenie nakazała Krajowa Izba Odwoławcza. PESA zaproponowała najniższą cenę - 427 mln 425 tys. zł - za dostarczenie 50 tramwajów. Pojazdy będą wyposażone w klimatyzację, nowoczesny system informacji pasażerskiej, monitoring, automaty biletowe, porty USB do ładowania smartfonów oraz system liczenia pasażerów. Pierwsze powinny wyjechać na krakowskie tory pod koniec 2018 roku. Do przetargu, poza Pesą, zgłosiły się trzy firmy. Druga najtańsza oferta, konsorcjum firm Stadler i Solaris, była droższa od bydgoskiej o 20 mln zł. Przypomnijmy, że PESA dostarczyła już do Krakowa 36 Krakowiaków pod koniec 2015 roku. Współpraca nie wyglądała jednak różowo, bo bydgoska firma spóźniała się z dostarczeniem tramwajów, co groziło utratą dofinansowania unijnego. Ostatecznie udało się je uratować, ale Kraków wystąpił do Pesy o odszkodowanie. Na dodatek Krakowiaki miały zgłoszone ponad 1700 usterek.CP

Trwa nabór do 9. już edycji programu Erasmus dla młodych przedsiębiorców. Na czym on polega? Przyszli lub początkujący przedsiębiorcy wyjeżdżają z kraju na okres od 1 do 6 miesięcy, aby czerpać z doświadczeń innych przedsiębiorców prowadzących małe firmy w państwach Unii Europejskiej. Do wymiany doświadczenia dochodzi podczas pobytu młodego przedsiębiorcy u przedsiębiorcy doświadczonego, który pomaga w zdobywaniu umiejętności koniecznych do prowadzenia małej firmy. Zarówno dla młodych, jak i bardzo doświadczonych przedsiębiorców działanie niesie za sobą wartość dodaną: potencjalne korzyści obejmują wymianę wiedzy i doświadczenia, możliwości budowania sieci kontaktów w Europie, nawiązywanie nowych stosunków handlowych i poznawanie rynków zagranicznych. Przedsiębiorca przyjmujący czerpie korzyść, poznając własną firmę z nowej perspektywy, a także zyskuje możliwości współpracy z zagranicznymi partnerami oraz pogłębia swoją wiedzę na temat nowych rynków.

Nabór jest prowadzony do 30 października 2018 r. Szczegóły na: www.erasmus-entrepreneurs.eu

więcej newsów na facebook.com/BiznesKujawskoPomorski

Przedstawiciele brytyjskiej spółki HITACHI Information Control Systems Europe odwiedzili Toruń. Spotkanie odbyło się w Interdyscyplinarnym Centrum Nowoczesnych Technologii UMK, przy współpracy z Centrum Wsparcia Biznesu w Toruniu. Celem było zaprezentowanie potencjalnemu inwestorowi możliwości Uniwersytetu Mikołaja Kopernika i grodu Kopernika. - Toruń to dobre miejsce do inwestowania w nowoczesne usługi. Ma w sobie ogromny potencjał - powiedział Tom Ross, dyrektor działu sprzedaży HITACHI ICSE. Wizyta przedstawicieli HITACHI była kolejną okazją do nawiązania współpracy z inwestorami z zagranicy. W ramach partnerstwa z brytyjską spółką, w Toruniu zostanie przygotowane zaplecze outsourcingowe. HITACHI ICSE jest dostawcą oprogramowania dla celów sygnalizacji i sterowania ruchem na kolei, w szczególności obejmującego symulatory sygnalizacji i automatyczne nastawianie tras.CP


Drony znów zagoszczą w Toruniu

5-6 października odbędzie się kolejna edycja DroneTech World Meeting. To międzynarodowe wydarzenie - poświęcone tematyce systemów, urządzeń bezzałogowych i pojazdów autonomicznych - organizowane jest przez Instytut Wspierania Nowych Technologii. szczegóły na dronetech-poland.com

przedsiębiorcy, inwestorzy oraz instytucje mogą nawiązać cenne kontakty biznesowe. Nie zabraknie też rozrywki. Dużo emocji zapewnią: DroneTech Race Cup 2017 - halowe mistrzostwa w wyścigach dronów oraz Strefa Virtual Reality - przestrzeń wypełniona urządzeniami wykorzystujących rozszerzoną rzeczywistość. Uczestnicy będą mogli założyć specjalne gogle, które pozwolą przenieść się w różne miejsca i zmierzyć się z rozmaitymi zadaniami.

WYDARZENIE ZOSTAŁO DOFINANSOWANE ZE ŚRODKÓW GMINY MIASTA TORUŃ. PARTNEREM WYDARZENIA JEST UNIWERSYTET MIKOŁAJA KOPERNIKA. WYDARZENIE ZOSTAŁO OBJĘTE PATRONATEM MINISTERSTWA NAUKI I SZKOLNICTWA WYŻSZEGO.

007687261

P

odczas tego spotkania naukowcy, przedsiębiorcy, przedstawiciele władz i instytucji publicznych oraz pasjonaci z całego globu będą mieli okazję do poznania świata dronotechnologii, niekonwencjonalnych rozwiązań technologicznych, rozmów i wymiany doświadczeń. Wydarzenie, podobnie jak w zeszłym roku, będzie przebiegać wielotorowo. Złoży się na nie dwudniowa konferencja, podczas której wystąpią zaproszeni naukowcy z Polski i z zagranicy. Tytuły konferencji to: ,,Precyzyjne Rolnictwo, czyli nowoczesne sposoby na maksymalizację efektywności upraw na świecie" (dzień pierwszy) oraz ,,RPAS in business, science and air industry" (dzień drugi). Eksperci przeprowadzą prelekcje, dotyczące trzech dziedzin: technologii, prawa i bezpieczeństwa oraz socjologii (nabór zgłoszeń prelegentów jeszcze trwa). Dla uczestników wydarzenia w Arenie Toruń będzie Strefa Expo, czyli miejsce spotkań producentów przedstawiających najnowsze dokonania oraz osób poszukujących konkretnych rozwiązań do realizacji swoich pomysłów. W strefie B2B


mark a regionu

na wózkach

można daleko zajechać Najważniejszą próbą były pierwsze dostawy wózków do Biedronki, a za granicą - realizacja dużego kontraktu dla niemieckiej sieci Real. Dziś udział eksportu w sprzedaży naszych wózków przekracza już 76 procent - mówi Zygmunt Arkuszewski, wiceprezes firmy Damix, największego producenta wózków sklepowych w Polsce, w rozmowie Tomaszem Skorym.

Członkowie zarządu Damix Sp. z o.o.: prezes Leonard Murawiec oraz wiceprezesi Zygmunt Arkuszewski i Andrzej Krzemiński.

W 1996 roku Damix przejął upadłą fabrykę akcesoriów meblowych w Rypinie. Najpierw próbowali Panowie reaktywować dawną produkcję, czy od razu w planie było wyposażenie sklepowe? Wiedzieliśmy od początku, że z dotychczasowego profilu produkcji fabryka się nie utrzyma. Przestarzały park maszynowy, mocna konkurencja w kraju i z Dalekiego Wschodu oraz utrata rynków zbytu obligowały nas do poszukiwania zupełnie innych produktów. Na początku była to produkcja POS&POP (stojaki reklamowe i narzędzia wspierające sprzedaż - przyp. red.). Nieco później zdobywaliśmy doświadczenie w produkcji wyposażenia sklepów i marketów. Dało to podstawy do wyboru kierunków inwestowania i zakupu spółki Siegel Polska, obecnie funkcjonującej jako Produs Shop Service w Sękocinie Nowym.   KUJAWSKO-POMORSKI

Siegel Polska należało do niemieckiego producenta Siegel GmbH, któremu też nie udało się utrzymać na rynku. Była to więc inwestycja obarczona ryzykiem… W działalności gospodarczej należy liczyć się z ryzykiem. Ale co do zasady, nie inwestujemy w firmy i biznesy niedające korzyści. Ryzyko było, bo w końcu za sporą kwotę kupiliśmy spółkę, ale owoce tej inwestycji i przyszłość okazały się interesujące. Przejęliśmy bowiem pracowników, ich wiedzę i kontakty, a także spory rynek zbytu. Co takiego miał Damix, czego nie miał Siegel? Mieliśmy i mamy dobrą kadrę, entuzjazm i ambicję tworzenia. Równocześnie główni udziałowcy spółki, bracia Krzemińscy, zainteresowani byli jej rozwojem, a nie szybkimi, doraźnymi korzyściami. Oczywiście pomocna była załoga Produs Shop Service, jej znajomość rynku i produktu.

18

wrzesień 2017


marka regionu

A w Polsce w jakich sklepach można znaleźć wózki z Rypina? Lista jest długa, wymienię więc tylko niektóre: Biedronka, Auchan, Castorama, Leroy Merlin, Polomarket, Stokrotka, Mila, Mrówka czy Lewiatan.

Współpracujemy z firmą z branży IT nad wózkami z wyświetlaczami informacji, dzięki którym na zainstalowanym ekranie klienci będą mogli przejrzeć gazetkę z produktami.

Da się je łatwo odróżnić od wózków konkurencji? Po pierwsze, wózki Damix mają akcesoria światowych liderów - koła Tente oraz rączki i zamki na monety produkcji Systec. Po drugie, z żelazną konsekwencją budujemy markę Produs. W wózkach sklepowych można tę nazwę zobaczyć na bocznych uchwytach mocujących rączki. Uchwyty te charakteryzują się unikatowym, owalnym kształtem, różniącym się od stosowanych przez innych producentów.

Zdjęcia : Jacek Smarz

Oferują Państwo wózki w wielu kształtach i rozmiarach, a nawet kolorach. Czy taka szeroka gama naprawdę jest potrzebna? Damix wciąż zdobywa nowe rynki, dostosowujemy się więc do zróżnicowanych potrzeb. Niekiedy decyduje moda, zmieniające się trendy co do stosowanych akcesoriów, np. rączek. Często spełniają one dodatkowe funkcje, m.in. promocyjne i reklamowe. W tej chwili np. współpracujemy z firmą z branży IT nad wózkami z wyświetlaczami informacji, dzięki którym na zainstalowanym ekranie klienci będą mogli przejrzeć gazetkę z produktami czy nawet zlokalizować je na terenie sklepu. Z kolei w ubiegłym roku na targach Retail Show w Warszawie inny nasz partner zaprezentował prototyp wózka z wagą mobilną, wykonany we współdziałaniu z Damix. Obecnie mamy 80 modeli wózków i pracujemy nad kolejnymi. Przyznaję jednak, że ich nadmiar nie jest korzystny z punktu widzenia organizacji produktu i sprzedaży. Rozsądne ograniczenia są nieuniknione. Ale o tym zadecyduje rynek. Jak duża jest w tej chwili produkcja i jakie wyniki finansowe osiąga Damix? W grupie kapitałowej Damix, obejmującej Damix i spółki Produs Shop Service w Sękocinie Nowym, spółkę Produs Service w Moskwie, Polidar w Czechach i RDR w Rypinie, przychody ze sprzedaży towarów i usług w 2016 roku wyniosły 108 mln zł. Planujemy, że w 2017 roku przyrost sprzedaży przekroczy 20 procent i tempo wzrostu będzie utrzymane w kolejnych latach. 20 lat temu Damix był w upadłości, a w halach głównie hulał wiatr, a już w 2014 r. w konkursie Złota Setka Pomorza i Kujaw wyróżniony został tytułem Najlepsza Duża Firma. Możemy się pochwalić też Nagrodą Marszałka Województwa, przynależnością do klubu Gazel Biznesu, wyróżnieniami Orzeł Eksportu oraz Diamenty Forbesa. Naprawdę dużo się zmieniło.

Dlaczego zdecydowali się Panowie postawić na wózki? To był towar, którego brakowało na rynku? Polska jest krajem posiadającym dość dobrze rozwinięte sieci sklepów i marketów. Są wśród nich czołowe europejskie sieci handlowe, jak i liczna grupa sieci polskich. Przyciąga to jak magnes konkurencję nie tylko europejską, ale także z Chin, Rosji czy Turcji. Firmy polskie też chcą partycypować w zaspokajaniu potrzeb sklepów i marketów. Nie jest więc łatwo. Ale dobra jakość wózków, terminowość dostaw i konkurencyjne ceny pozwoliły nam wypracować pozycję lidera na polskim rynku. Wózki z Rypina trafiają jednak nie tylko na rynek polski, ale i międzynarodowy. Trudno było wyjść za granicę? Nowy produkt i jego producent zawsze są przyjmowani z rezerwą, niekiedy z obawą, czy wózek spełni oczekiwania. Barierę tę pomogli nam pokonać przede wszystkim byli pracownicy Siegel GmbH. Sądzę, że najważniejszą próbą były pierwsze dostawy wózków do Biedronki, a za granicą realizacja dużego kontraktu dla niemieckiej sieci Real. Dziś udział eksportu w sprzedaży naszych wózków przekracza już 76 procent. W latach 2014-2016 sprzedaliśmy 330 tys. wózków o łącznej wartości 105 mln zł, w tym prawie 240 tysięcy na eksport. Wózki stają się zatem hitem eksportowym i liczymy na dalszy dynamiczny rozwój sprzedaży w krajach Unii Europejskiej, a także w Rosji, na Ukrainie i w krajach arabskich.

Marketów powstaje coraz więcej. Czy wózki sklepowe mają więc pewną przyszłość? Wysoka jakość, konkurencyjne ceny, krótki czas realizacji zamówień, szeroki wachlarz wyrobów oraz certyfikaty ISO i TUV Rheinland sprawiają, że Damix ma coraz lepszą pozycję w kraju i za granicą. W katalogu naszych produktów znajdują się także wyroby wykorzystywane w innych branżach, a wszystko to w połączeniu z dokonanymi już przedsięwzięciami i planami inwestycyjnymi dobrze rokuje na przyszłość. Jakie mają Państwo cele i plany na najbliższe lata? Ostatnich kilka lat to okres modernizacji fabryki w Rypinie. Poprzez robotyzację ulepszono stanowisko do spawania i zgrzewania, zmodernizowano linie galwaniczne. Wprowadzono zamknięty obieg wody, który daje nam znaczne oszczędności. Poprawiono też warunki pracy i warunki socjalne załogi, ale na tym nie koniec. Wśród planów na kolejne lata jest budowa innowacyjnych linii malowania proszkowego i dalsza robotyzacja stanowisk do spawania i zgrzewania. Wprowadzone będą do produkcji nowe, innowacyjne wózki sklepowe i systemy prowadzenia klienta. Myślimy o inwestowaniu także poza Rypinem. Jest co robić.cp

W jakich państwach Damix ma obecnie klientów? Który rynek jest najbardziej przychylny? Odbiorców mamy w większości krajów Unii Europejskiej. Do wyjątków należą tylko Hiszpania i Portugalia, ale odległość i duży hiszpański producent Marsanz tłumaczą tę sytuację. Interesującym kierunkiem stają się Rosja, Ukraina i kraje Półwyspu Bałkańskiego. W Moskwie mamy spółkę handlową Produs Service, dobrze już osadzoną na rynku rosyjskim. Z wózkami docieramy też do krajów arabskich. Rozpoczęliśmy rozmowy z przedsiębiorcami z Iranu. Wózkami można zajechać daleko i cenimy wszystkich partnerów. Zrozumiałym jest, że dawne powiązania Siegla z rynkiem niemieckim są dla nas szczególnie interesujące. Mamy tam wielu odbiorców, a ostatnio dołączył do nich też Kaufland.   KUJAWSKO-POMORSKI

czytaj więcej na

19

wrzesień 2017

www


rozmowa biznesu

wszystko Zdjęcia: Sławomir Kowalski

Napotykane trudności nas wzmocniły. Dziś współpracujemy z liderami światowymi, jak Swiss Krono czy Blum - z Piotrem Nowackim i Michałem Przepierskim, właścicielami toruńskiej firmy Abler, obchodzącej jubileusz 20-lecia, rozmawia Jan Oleksy.

zobacz więcej na

www

>>> www.expressbydgoski.pl/strefa-biznesu www.nowosci.com.pl/strefa-biznesu

musi trybić Abler znalazł się w gronie 2000 najlepszych firm w Polsce, według rankingu „Rzeczpospolitej”. To spore wyróżnienie. Piotr Nowacki: To powód do satysfakcji, ale trzeba powiedzieć, że sukces nie spadł z nieba... Miejsce na liście najlepszych to dowód na to, że nasza determinacja w rozwoju firmy dała efekty nie tylko na poziomie toruńskim, ale w skali makro. Dostrzeżono potencjał firmy? Michał Przepierski: Abler w tym roku kończy 20 lat. Do tego sukcesu dochodziliśmy powoli, małymi kroczkami, dlatego wydaje się on trwałym osiągnięciem. Potwierdzają to satysfakcjonujące wyniki firmy, które z roku na rok są coraz lepsze. Zaprocentowała zasada „małej chochelki” i skutecznego działania, a to, że znaleźliśmy się w gronie 2000, jest tą przysłowiową „kropką nad i”. Co było motywacją do powstania firmy? MP: Niezadowolenie! W zasadzie nie moje, a mojego wspólnika, który już w latach 90. prowadził działalność handlową i wówczas miał gigantyczny problem ze znalezieniem podestów do ekspozycji towarów. Objechał Toruń i okolice i nigdzie nie znalazł odpowiedniego dekoru, nie mówiąc już o tym, że nie było stolarzy, którzy by te elementy odpowiednio pocięli. Dzisiaj można się z tego śmiać, natomiast w tamtym czasie było to irytujące. Skoro realia rynku były takie, że nie było szansy na to, by kupić „od ręki” płytę meblową, pociąć ją i okleić, to należało pomóc społeczeństwu   KUJAWSKO-POMORSKI

20

i taką firmę uruchomić. Wówczas mój dzisiejszy wspólnik zaproponował wspólną realizację swojego pomysłu. I tak w 1997 roku założyliśmy firmę Adler, którą w późniejszych latach przemianowaliśmy na Abler. Jak wyglądały początki? MP: Firma powstawała w bólach. Nie mieliśmy odpowiednich środków, nie byliśmy zatem partnerami dla banków, ale za to byliśmy zdeterminowani celem. Zaczęliśmy szukać dostawców. Przyjęliśmy założenie, że mają to być solidne firmy. Jeździliśmy po Polsce do czołowych producentów płyt, niestety wszędzie spotykaliśmy się z oporem. Nikt nie chciał z nami rozmawiać o podjęciu współpracy. W końcu trafiliśmy na firmę Kronopol w odległych Żarach, której przedstawiciele dali wiarę naszym słowom. Obdarzyli nas nie tylko zaufaniem, ale dali nam kredyt handlowy wraz z zapewnieniem współpracy, jeśli spełnimy standardy tego producenta. Aby prowadzić działalność, trzeba mieć stosowne lokum. Znaleźliśmy takie miejsce w starych barakach przy ulicy Batorego w Toruniu. W skrajnie trudnych warunkach przetrwaliśmy kilka lat, pamiętając o dewizie, że „z naszą firmą musi się wiązać zadowolenie klienta”. Przekorne w przypadku firmy, która powstała z niezadowolenia... PN: To nie przekora, a przesłanie, które obowiązuje w firmie do dzisiaj. Każdy z naszych pracowników wie, że jeżeli zaczyna

wrzesień 2017


r oz m owa b izn e su

czynić źle dla klientów, to nasze drogi muszą się rozejść. My dla naszych partnerów mamy być nienarzucającym się przyjacielem, solidnym na każdym poziomie, oferującym doskonałej jakości produkty, rzetelną obsługę klientów i świadczącym profesjonalnie usługi. Wspomnienia trudnych początków przypominają opowieści z innej epoki. PN: Bo tak było. W tamtych czasach płytę meblową oklejano za pomocą taśmy i żelazka! Było to satysfakcjonujące na poziomie lat 90. Jednak już wówczas staraliśmy się dowiadywać, jak ten obszar działalności wygląda poza naszymi granicami, na zachód od Odry. Była to niebotyczna różnica standardów. Postanowiliśmy równać do najlepszych. Napotykane trudności nas nie osłabiły, tylko wzmocniły i doprowadziły do miejsca, w którym jesteśmy w tej chwili. Dziś współpracujemy z liderami światowymi, pośród których znajdują się m.in. Swiss Krono, producent płyt meblowych, czy firma Blum produkująca okucia meblowe o najwyższym standardzie. Na pewno mieścimy się w ścisłej czołówce największych polskich firm, które współpracują z tymi koncernami. Chcemy, aby klienci kupowali u nas produkty, które są doskonałej jakości. To przecież warunek zadowolenia klienta! Wróćmy do początków. Od czego zaczęliście? MP: Pierwszym produktem, który pojawił się w naszej ofercie, była płyta meblowa, a w ślad za nią poszły podłogi. Skoro mieliśmy podłogi, to potrzebne były listwy, a także różnego rodzaju podkłady. A gdy już mieliśmy „na półkach” te produkty, to pomyśleliśmy, aby naszym klientom te podłogi układać. Stały rozwój firmy, dzięki determinacji naszej i naszych pracowników, stał się faktem. Jedno ciągnęło drugie? MP: Właśnie tak, bo jak już pojawiły się podłogi, to ludzie pytali, kto je położy sprawnie, solidnie i weźmie za to odpowiedzialność. Więc w ślad za produktem pojawiła się konieczność rozszerzenia oferty o usługi. Rozwój ilościowy asortymentów, rodzaju i jakości usług jest zawsze wynikowy. Wraz z nim nieuchronnie następowała ewolucja wyposażenia technicznego firmy. Tanie okleiniarki zostały z czasem zastąpione nowoczesnymi, a proste piły-formatyzerki - piłami panelowymi. PN: To życie podsuwa inspiracje. Podam przykład: klient kupuje u nas blat, my wycinamy mu otwór pod zlewozmywak, to dlaczego nie ma kupić u nas zlewozmywaka? Kolejnym krokiem będzie chyba wyposażenie naszych magazynów w ten asortyment.

Zatem perspektywa rozwoju jest nieograniczona. Ciągle istnieje pokusa… ...ale, w którymś momencie trzeba powiedzieć „stop”. PN: Oczywiście, my dwaj jesteśmy po to, żeby weryfikować coraz to nowe inicjatywy naszej kadry zarządzającej, która z jednej strony ma „rozpiętego spinakera”, a z drugiej nas - właścicieli, którzy dbają o to, aby nasze biznesowe dziecko nie dostało zadyszki. W pewnym momencie trzeba zwolnić, żeby ustabilizować opanowany zakres. Nic na szybko. „Małą chochelką”, jak wspominał Pan Michał? PN: Powoli, ale stabilnie, zgodnie z naszą zasadą - dobierzmy sobie partnerów, nauczmy się produktu, zatrudnijmy wykwalifikowanych, mocnych merytorycznie branżystów, przygotujmy wszystko tak, by klienci byli w pełni zadowoleni. Z myślą o nich zrealizowaliśmy ciekawy projekt. Wraz z firmą Blum otworzyliśmy salon wyposażony w mobilną kuchnię, wzorowany na innowacyjnej koncepcji. Zainteresowani z pomocą projektanta mogą w niej dowolnie ustawiać panele kuchenne, aż uzyskają zadowalający efekt. Wszystko w skali 1:1. Podobnej oferty nie ma w promieniu 170 km od Torunia. Klienci są zachwyceni pomysłem. Z zadowoleniem klientów wiąże się następny element sukcesu, czyli odpowiednia kadra... MP: To jest dzisiaj w Polsce trudny obszar. Mamy w tej chwili do czynienia z rynkiem pracownika, a nie z rynkiem pracodawcy. To pracownik narzuca swoje standardy wymagań. My oczywiście organizujemy konkursy, poszukujemy ludzi do pracy, wykorzystujemy headhunterów, ale okazuje się, że coraz więcej kandydatów nie ma kwalifikacji. To, co się stało z naszym szkolnictwem zawodowym przez ostatnie kilkanaście lat, jest czystym dramatem. Nie mamy rzemieślników, brakuje specjalistów, techników i inżynierów. Dzisiaj znalezienie pracownika obsługującego np. skomputeryzowaną piłę panelową jest niezwykle trudne.

W latach 90. płytę meblową oklejano za pomocą taśmy i żelazka! Było to satysfakcjonujące na tamte czasy. Jednak już wówczas staraliśmy się dowiadywać, jak ten obszar działalności wygląda poza naszymi granicami, na zachód od Odry. Postanowiliśmy równać do najlepszych. piotr nowacki

Jakie jeszcze, oprócz braku fachowców na rynku, widzicie Panowie bariery? MP: Myślę, że mentalne. Duża w tym wina polityki medialnej. W mediach już w czwartek mówi się o weekendzie. Panuje fetysz niepracowania. A do tego długie weekendy? MP: To prawdziwy dramat. Nie stać nas, mówię w skali makro, na tyle różnych świąt, dni wolnych od pracy. Każdy taki dzień wolny oznacza mniej pieniędzy w obrocie. Na zysk pracujemy przez ostatnie dni miesiąca, a w pozostałe na koszty firmy. Tak wygląda handel. Na sukces wpływa też dobra atmosfera w firmie. PN: Staramy się stworzyć rodzinną atmosferę. Nikt przecież nie chce być mobbingowany czy źle trak  KUJAWSKO-POMORSKI

21

wrzesień 2017

>


>

rozmowa biznesu towany. Co roku organizujemy wyjazdy integracyjne dla kadry zarządzającej, dla pracowników branżowych, kierowników oddziałów, przedstawicieli handlowych. Nie mamy węża w kieszeni, choć cały czas inwestujemy w firmę. Poświęcamy środki, aby nasi ludzie mieli okazję integrować się w komfortowych warunkach, czy to na nartach, czy w SPA. To ludzi wiąże… Dzięki temu zespoły są stabilne? MP: Na poziomie zarządzania możemy mówić o małej fluktuacji załogi. Staramy się dobrze dobierać pracowników. Zatrudniając nowych, pytamy ich o zainteresowania, pasje, hobby. Bo jeśli ktoś ma pasję, to ma w sobie pokłady energii, które pozwalają mu zrobić wszystko dla realizacji celów, wynikających z danej pasji. To zwykle mocni ludzie, o szerokich horyzontach i kreatywni. Jest niemalże pewne, że będą rewelacyjnymi pracownikami, którzy będą walczyć każdego dnia, by zrealizować zadany plan. W Ablerze wszystko musi trybić, współgrać ze sobą, a poszczególne oddziały powinny skutecznie współpracować. To są naczynia połączone. Czy robicie wewnętrzne rankingi oddziałów w Toruniu, Brodnicy, Płocku, Kaliszu, Inowrocławiu, Bydgoszczy, Słupsku i Gdyni? MP: Nie da się zarządzać firmą wielooddziałową bez wielopoziomowego monitorowania codziennych efektów. Na bieżąco wiemy, jaki wynik osiągnął konkretny oddział, a nawet poszczególni pracownicy. Są różnice, które wynikają albo ze specyfiki rynku, albo ze sprawności pracowników. Oczywiście, każdy oddział chce być najlepszy, bo to się przekłada na wynagrodzenie.

>>> www.expressbydgoski.pl/strefa-biznesu www.nowosci.com.pl/strefa-biznesu

Czy oddziały konkurują ze sobą? PN: Nie, bo kierownicy nie znają wyników poszczególnych oddziałów. To byłoby niezdrowe i budowałoby frustrację. Są granice, których nie można przekroczyć. Rywalizacja byłaby dodatkowym, niepotrzebnym stresem. Jacy mają być pracownicy, już wiem. A jakie cechy powinien mieć dobry szef? MP: Na pewno powinien mieć przygotowanie merytoryczne w dziedzinie zarządzania, wysokie kwalifikacje, doświadczenie i bardzo mocno rozbudowaną odpowiedzialność. Powinny cechować go autodyscyplina i umiejętność organizowania czasu pracy. Zatrudniamy ponad 200 osób, bierzemy tym samym odpowiedzialność za 200 rodzin, więc musimy zarządzać w sposób wyważony. Dobry szef firmy, która przynosi zyski, powinien też mieć dystans do pieniędzy. Życie niestety pokazuje, że są ludzie, którzy nie powinni ich mieć! Ponadto dobry szef nie powinien bać się zatrudniania

właściciele firmy Abler, którą prowadzą wspólnie od 20 lat. *Piotr Nowacki prezes zarządu *Michał Przepierski

lepszych i mądrzejszych od siebie. My jesteśmy już bardziej strategami niż taktykami bezpośrednio zarządzającymi firmą. Czasami tylko „przeszkadzamy” dyrektorowi zarządzającemu. Uważacie się Panowie za ludzi sukcesu? PN: Byłoby nieuczciwe, gdybym powiedział, że nie. Za nami kilkadziesiąt solidnie przepracowanych lat. Obecnie mamy tego efekty. A co Wam się w biznesie nie udało? MP: Dotychczas szczęśliwie realizujemy wszystko to, co razem zaplanowaliśmy. A poza tym złych rzeczy się nie pamięta. Po co je przypominać? Lepiej pamiętać dobre strony biznesu, np. to, że nasz sukces w dużej mierze mógł zaistnieć dzięki panu profesorowi Leszkowi Dziawgo, który kiedyś bardzo nam pomógł swoją radą, ciepłą refleksją i podjętą decyzją. W owym czasie pan profesor pełnił funkcję dyrektora banku Reifeisen. Zaufał nam, a my go nie zawiedliśmy. Jaki prezent przygotowuje sobie Abler na 20. urodziny? PN: Na 20-lecie nie robimy sobie wycieczki dookoła świata, tylko inwestujemy, budując nowy oddział w Toruniu. Firma się rozrosła, potrzebujemy nowej przestrzeni, chcemy skroić coś na miarę czasów. Budowa już się zaczęła. Na wiosnę przyszłego roku chcemy przeprowadzić się do nowej siedziby. To będzie kilka tysięcy metrów kwadratowych pod dachem przy zbiegu Grudziądzkiej i Polnej. Polak lubi być obsługiwany w dobrych wnętrzach, czasy sprzedaży w ciemnych halach minęły bezpowrotnie.cp

wiceprezes zarządu

KUJAWSKO-POMORSKI

22

wrzesień 2017


Czytaj bez wychodzenia z domu Gazetę ze wszystkimi dodatkami w formacie PDF i nieograniczonym dostępem do treści internetowych

pdf Wejdź na stronę z ofertą

(plus.expressbydgoski.pl/kup plus.nowosci.com.pl/kup)

plus.expressbydgoski.pl/kup plus.nowosci.com.pl/kup

3 Dokonaj płatności

Wybierz pakiet z e-wydaniem

mniej ni

ż

1 zł ie z d nernacieie w prenumnej rocz

Prenumerata roczna jest najkorzystniejsza! W jej ramach codzienne e-wydanie i dostęp do serwisu kosztuje mniej niż 1 zł.

Wypełnij prosty formularz, a następnie zapłać szybko i wygodnie kartą kredytową lub przelewem i czytaj tak, jak lubisz: na telefonie, tablecie lub komputerze.

007698665

Wejdź na stronę z ofertą

2

007698679

1

007572419


vr iop znma os w p oar tboi w z on e s u

zdj ę c i a : a r c h i w u m p r y w at n e

biegnij, bartek, Biegnij W triathlonie chyba najmocniej rywalizujesz sam ze sobą. Ważna jest głowa, a nie tylko wydolność fizyczna - mówi Bartosz Zawieja, triathlonista i toruński przedsiębiorca, w rozmowie z Janem Oleksym.

Po co to robisz? Bo lubię.

okazuje się, że można, ale jest to obarczone ogromnym kosztem.

zawodów. Po starcie cały stres, nerwy i trema znikają. Wskakuję do wody i robię swoje.

A nie wystarczyłoby Ci samo bieganie? Nie, to za mało. Po prostu lubię te trzy kombinacje. Trzy w jednym świadczą o mojej determinacji. Kończę bieganie i czuję... niedosyt.

Kiedy dotknęła Cię ta „choroba”? Trzy lata temu. To jest jak nałóg. Niekiedy łapię się na tym, że jeżeli odpuszczę trening i zostaję w domu, to po 15 minutach już mnie nosi. Chyba mam pozytywne ADHD.

Dlaczego jest taka kolejność w triathlonie: pływanie, rower, bieg? Gdybyśmy mieli wodę na końcu, to prawdopodobnie połowa zawodników zostałaby w wodzie na wieki wieków. Podczas pływania najmocniej pracują ręce, trochę nogi do utrzymania kierunku i lekkiego przyspieszenia. Odwrotnie byłoby awykonalne. Na ostatnich zawodach w Bydgoszczy, które odbywały się przy 30-stopniowym upale, jedynym moim marzeniem na mecie było wskoczenie do basenu z zimną wodą, by schłodzić organizm.

I od tego niedosytu zaczęła się Twoja przygoda z triathlonem? Zdecydował przypadek. Mój kuzyn zaprosił mnie na zawody triathlonowe. Zafascynowały mnie. Zazdrościłem startującym satysfakcji, jaką mieli z ukończenia 1/8, 1/4 czy 1/2 dystansu. Postanowiłem spróbować. Bardzo brakowało mi sportu. Kiedyś razem z bratem trenowaliśmy wyczynowo biegi, piłkę ręczną, piłkę nożną, a później zaczęło się życie studenckie, a następnie praca zawodowa. Człowiek sobie wmawiał, że nie ma czasu. Teraz

A masz takie chwile, że Ci się nie chce? Zdarza się. Triathlonista to jest człowiek. Mój kuzyn, a zarazem trener - Rafał Zakrzewski - powtarza, że każdy powinien słuchać swojego organizmu. Jeżeli czuje, że nie może albo nie chce, to nie ma sensu się zmuszać, bo nie jesteśmy zawodowcami. Robimy to amatorsko, dla przyjemności. W hobby wszystko, co robisz, musi ci sprawiać frajdę. Jeżeli zaczynasz traktować to jako przymus, to rób coś innego. A mi ciągle sprawia przyjemność, cieszy moment

Zapytam jak laik: czy rower jest „odpoczynkiem” po pływaniu? Rower jest bardzo męczący, głównie obciąża nogi, dlatego tak istotna jest technika jazdy. Zła,


vip na sportowo

>>> biznes.expressmedia.pl

podobnie jak w pływaniu, potrafi wykończyć. Nie bez znaczenia jest bike fitting polegający na dobraniu odpowiedniej pozycji ciała na rowerze, by tak bardzo nie męczyć nóg i kręgosłupa oraz poprawiać komfort jazdy. Triathlon jest bardzo skomplikowany. Każdy zaczyna jako amator, a później robi rzeczy, które tak naprawdę zarezerwowane są dla profesjonalistów. Poprawia kondycję, zmienia sprzęt... Coraz doskonalsze pianki do pływania, coraz lepsze i lżejsze rowery z doskonalszym osprzętem. Ale nawet najlepszy rower sam nie pojedzie, potrzebny jest człowiek. Ty jesteś potwierdzeniem, że można prowadzić firmę, a jednocześnie znaleźć czas na wymagające hobby. Okazuje się, że wiele można. To jest kwestia umiejętności ułożenia sobie dnia i determinacji. Treningi nie kolidują z pracą? Dzięki Bogu, razem z bratem Przemkiem prowadzimy firmę. Jest pełne zrozumienie, bo on również ma pasje, biega, gra w tenisa. W każdej sytuacji może mnie zastąpić. Jego pomoc jest nieodzowna, nie tylko w sensie organizacyjnym. Nie nadużywam jego tolerancji. Ustawiam tak

treningi, żeby nie było problemów. Zaczynam je wcześnie rano, o piątej. Wtedy synek Ksawery śpi, a firma jeszcze nie działa. Wieczorny trening też nikomu nie przeszkadza.

Na treningi poświęcam kilkanaście godzin tygodniowo. Tylko w sobotę i niedzielę jest to 5-6 godzin. Trener ciągle mi powtarza: „jeżeli swoich godzin nie wyjeździsz, nie wybiegasz i nie wypływasz, to nie będziesz miał efektów”.

Nie zaniedbujesz synka? To jest naprawdę obarczone wielkim kosztem. Ciągle zadaję sobie pytanie: „Czy zamiast na treningach, nie powinienem spędzać czasu z synem?”. Ale tego nie robię! To są nasze, triathlonistów, decyzje. To my idziemy w niedzielę na trzy godziny na rower, zamiast zjeść śniadanie z rodziną. Takie są koszty pasji? Coś za coś. Na szczęście moja rodzina to znosi, bo szanuje moją pasję. Wie, jak bardzo byłbym nieszczęśliwy bez codziennych treningów i przygotowań do zawodów. Na początku, startowałeś po to, by ukończyć, a teraz walczysz o wyniki? Jestem osobą, która po wielu latach sportowego życia ma nadal gen rywalizacji, ale sprostuję, że w triatlonie jest to zdrowa rywalizacja. Potrafię cieszyć się z sukcesów moich kole-

bartosz zawieja

gów, nie martwi mnie, gdy ze mną wygrywają. Mam 41 lat, więc trudno się dziwić, że młodsi osiągają lepsze czasy ode mnie. Natomiast mój trener przekonuje i udowadnia, że w triathlonie wiek nie ma decydującego znaczenia, ważna jest liczba godzin spędzonych na treningach. On ma 45 lat i robi „połówkę” w czasie lepszym niż młodzież. Na niedawnych zawodach w Suszu osiągnął czas 4,40, a ja o godzinę gorszy. Ile czasu w tygodniu musisz poświęcać na treningi? Kilkanaście godzin, tylko w sobotę i niedzielę jest to 5-6 godzin. Trener ciągle mi powtarza: „Jeżeli swoich godzin nie wyjeździsz, nie wybiegasz i nie wypływasz, to nie będziesz miał efektów”. Na większą liczbę godzin nie pozwalają obowiązki. Jeżeli zauważę, że moje dziecko cierpi z powodu mojego hobby, to zrezygnuję z triathlonu. Z powodów lekkich wyrzutów sumienia zabierasz Ksawerego na zawody? Widziałem Was już parę razy. On to chyba lubi! Ten mały sportowiec próbuje już ze mną biegać. Cieszy mnie to. Syn nadaje sens mojemu życiu, a sport daje frajdę. To się uzupełnia. Dwuletni kibic? Jego obecność na zawodach mi pomaga. Jak siedzi w wózku i macha do mnie rączką, to emocje rosną. Też chciałbym, żeby syn miał pasję. To nie musi być triathlon, Może to być nawet gra w szachy. Niech robi coś, co będzie mu sprawiało ogromne zadowolenie.   KUJAWSKO-POMORSKI

25

wrzesień 2017

>


vip na sportowo

>

A co na to Twoja partnerka? Nie jest z tego powodu najszczęśliwszą osobą, ale wie, że są rzeczy, bez których nie byłbym sobą. Chyba nie chce partnera w kapciach? Zawsze zadaję sobie pytanie, co wolą kobiety? Czy faceta, który dba o siebie, uprawia sport, czy siedzącego w fotelu, oglądającego „Kiepskich” i pijącego piwo? (Nic im przy tym nie ujmując). Nie jestem i nigdy nie byłem domatorem w tradycyjnym znaczeniu tego słowa. Myślę, że każda mądra żona czy partnerka rozumie to, czym dla triathlonistów jest możliwość uprawiania tego sportu. Uważam, że każda kobieta powinna być dumna z faceta, który robi coś niebanalnego, stać go na to, żeby ukończyć triathlon, a przy okazji mieć czas dla dziecka i umieć utrzymać rodzinę. I mieć pieniądze na ten sport, bo to nie jest tanie hobby? Jak zresztą każde hobby. Triathlon jest wymagającym sportem, np. za piankę do pływania trzeba zapłacić od tysiąca do czterech, natomiast rower nie ma ceny końcowej, może kosztować tyle, co samochód. Jednak nawet najlepszy rower to nie wszystko. Dochodzą buty, zegarek do biegania, strój... Ja występuję w kostiumie Iron Mana. Jak już nie mogę być najlepszy na zawodach, to chociaż staram się wizualnie dobrze wypaść i poprawić swoje samopoczucie! (śmiech)

Dla mnie zawsze każdy zawodnik jest zwycięzcą, gdy przekracza linię mety.

Do triathlonu trzeba dorosnąć, mieć fantazję, zdrowy rozsądek i umieć wsłuchiwać się w siebie. bartosz zawieja

Czy musisz być pod opieką lekarza? Raz na rok robię badania, takie są wymagania trenera. Można uprawiać sport, ale trzeba uważać, żeby sobie nie zrobić krzywdy. Trener kontroluje, układa plan treningów, rozstrzyga problemy żywienia okołotreningowego, przed zawodami, po zawodach. Na własnym organizmie nie ma co eksperymentować. Który udział w zawodach najlepiej wspominasz? Każdy przeżywam tak samo. Nie mam chorych ambicji, nie walczę o czas, o każdą sekundę.

O czym myślisz podczas biegu? Gdy biegnę, jestem wyłączony. Jak zaczynam myśleć, to przestaję biec. Myśli przeszkadzają. Wydaje mi się, że jest moda na triathlon. Co powiesz tym, którzy dopiero chcą zacząć? Do triathlonu trzeba dorosnąć, mieć fantazję, zdrowy rozsądek i umieć wsłuchiwać się w siebie. Ten sport uprawia w Polsce tylko kilka tysięcy ludzi, bo wymaga on bardzo wielu poświęceń, a nie każdemu się chce. Co Ciebie urzeka w triathlonie? Chyba to, że w tym sporcie najmocniej rywalizujesz sam ze sobą. Ważna jest głowa, a nie tylko wydolność fizyczna, trzeba sobie radzić z dużym obciążeniem psychicznym. Na zawodach wśród amatorów panuje cudowna atmosfera, każdy czuje się wyjątkowy. Urzekają mnie ludzie bez zazdrości, bez zacięcia, którzy są skłonni pomagać na trasie, dopingować, gdy brakuje sił. Warto to przeżyć. Jakie jest marzenie triathlonisty? Mam marzenie, by ukończyć pełen dystans Ironman, czyli 3,8 km pływania, 180 km na rowerze i 42 km biegu. Od 11 do 13 godzin w pełnym ruchu - non stop. To jest coś, co mnie jednocześnie przeraża i ekscytuje oraz wymaga rocznych przygotowań.cp

*Bartosz Zawieja torunianin, przedsiębiorca, który wraz z bratem Przemysławem prowadzi firmę z branży okuć meblowych Furnisol, członek Toruńskiego Klubu Triathlonowego, startował w wielu zawodach, ostatnio w Suszu, Bydgoszczy, Gdyni.

KUJAWSKO-POMORSKI

26

wrzesień 2017


COACHING

>>> biznes.expressmedia.pl

KTO PROWADZI

TWÓJ

?

autobus

T E K S T: M A R Z E N A C H O L E R Z Y Ń S K A

Albo może zapytam, jak w tytule popularnej kiedyś komedii: czy leci z nami pilot? Odpowiedź ma ogromne znaczenie. Kto ma kontrolę nad Twoim życiem? Okoliczności? Społeczeństwo? Politycy?

M

am nadzieję, że masz świadomość, że to ty jesteś kierowcą pojazdu, którym jedziesz przez życie. Mam nadzieję, że widzisz w sobie osobę, która jest odpowiedzialna za to, co „produkujesz”. KTO KREUJE MOJE ŻYCIE Każdy zewnętrzny skutek posiada swoją wewnętrzną przyczynę. Oznacza to, że okoliczności i warunki twojego życia są rezultatem twoich myśli i przekonań. Każdy aspekt twojego życia - od stanu konta po stan zdrowia i związków jest dokładnym odzwierciedleniem wcześniejszego sposobu myślenia. Większość ludzi uważa odwrotnie. Uważają, że myślą i czują w określony sposób z powodu zewnętrznych okoliczności. To ja kreuję moje życie. Efekty wokół mnie są spowodowane moim działaniami, moim sposobem myślenia. Jestem odpowiedzialna za to, co robię, mówię i myślę. Czego się podejmuję lub unikam. Ile znasz osób, które tak o sobie mówią? Czy to jest łatwe albo popularne podejście? Nie. Łatwiej jest za swoje niepowodzenia obwiniać wszystkich i wszystko dookoła. Łatwiej jest mieć w głowie mantrę pt. „To nie moja wina”. Pamiętam doskonale wymówki pracowników, z którymi spotykałam się w pracy na etacie. „To nie moja wina, że się spóźniłem”,

JEŚLI NIE WIDZISZ CHOĆBY CZĘŚCI PROBLEMU W SOBIE, TO JAK MASZ ZNALEŹĆ ROZWIĄZANIE?

„To nie moja wina, że nikt nie chce kupować”, „To nie moja wina, że zarabiam za mało”. Zawsze się ktoś znalazł, żeby wymyślić ckliwą historię na usprawiedliwienie. Partner, sąsiad, kierowca, babcia. Musiałam nawet zacząć liczyć, ile już tych babć umarło. Jednak, kiedy się wymyśla, trzeba mieć superpamięć. Oni nie mieli. Trzeba zużywać dużo energii, żeby cały system wymówek utrzymać w logicznym porządku. Więc zawsze był ktoś obcy, kto zawinił, ale nigdy sam zainteresowany. I tak w koło Macieju. Sto tysięcy powodów, żeby wyjaśnić, dlaczego nie mam tego, co chcę mieć. STARA BIEDA Jeśli nie widzisz choćby części problemu w sobie, to jak masz znaleźć rozwiązanie? Łatwiej jest obwiniać i szukać wymówek na zewnątrz. Ale co daje życie w takim stylu? Jaką masz satysfakcję z tego, że tkwisz w ciągłym niedostatku? Kiedy złapiesz się na tym, że kogoś lub coś obwiniasz za swoje niepowodzenia, zatrzymaj się na chwilę. Sprawdź czy możesz wziąć część tej odpowiedzialności na siebie. Niestety często boli, kiedy trzeba samemu sobie powiedzieć prawdę prosto w oczy: „Tak, zawaliłem sprawę na własne życzenie. Straciłem czas na wymyślanie problemów i szukanie winnych”. Ale branie odpowiedzialności na siebie przynosi efekty.

Przez całe życie narzekasz, że nie masz tego, o czym marzysz. Stuka ci dziewięćdziesiąta rocznica urodzin i co? Dołączysz do grona ludzi, którzy żałują przed śmiercią, że czegoś zaniechali? Którzy mówili, że mogliby mieć wszystko, gdyby czasy były inne. Gdyby okoliczności im sprzyjały, gdyby wiedza była bardziej dostępna. Smutna wizja. Tym bardziej że wokół są ludzie, którzy pokazują, że można. To twój wybór, czy powiesz „udało im się!” lub „skoro ktoś to osiągnął, to ja też mogę!”. ŁAP ZA KIEROWNICĘ Badania pokazują, że osoby zagrożone depresją wykazują skłonność do koncentracji uwagi na ciemnej stronie życia. Wszyscy wiemy, że na świecie nie brakuje powodów do narzekań. Nie na wszystko mamy wpływ. Ale na siebie samych tak. Mamy wpływ na nasze podejście, styl myślenia i czerpanie radości z życia. Psycholodzy wskazują, że nie jest to tylko budujące, ale i lecznicze. Więc łap za kierownicę swojego autobusu. Jedź, gdzie chcesz i z kim chcesz. Weź odpowiedzialność za swoje życie. Wtedy będziesz mieć rezultaty zamiast wymówek. To duża różnica. Jak to mówi mój syn - „Baw się dobrze i wszystko rób dobrze”.CP

MARZENA CHOLERZYŃSKA - COACH, MÓWCA MOTYWACYJNY, TRENER SPRZEDAŻY, AUTORKA BLOGA MARZENACHOLERZYNSKA.PL


007664438


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.