Biznes Kujawsko-Pomorski listopad 2017

Page 1

KUJAWSKO-POMORSK I

m

a

g

a

dr wiesław bieńkowski

Moja pasja, chirurgia plastyczna

l i s to pa d 2 0 1 7

str. 6-7

www.facebook.com/BiznesKujawskoPomorski

z

y

n

l

u

d

z

i

b

i

z

n

e

s

u


o d

r e d a k c j i Wydawca: Polska Press Sp. z o.o. Oddział w Bydgoszczy ul. Zamoyskiego 2 85-063 Bydgoszcz

Dominika Kucharska

REDAKTOR PROWADZĄCA BIZNES KUJAWSKO-POMORSKI

] ]

Prezes Zarządu: Marek Ciesielski Redaktor Naczelny: Artur Szczepański Dyrektor biura reklamy: Agnieszka Perlińska Menedżer produktu: Emilia Iwanciw, tel. 52 32 63 134 emilia.iwanciw@polskapress.pl

dziś działalność dr. bieńkowskiego zdecydowanie wykracza poza skupianie się na poprawianiu urody - to tylko wycinek znacznie większej całości

nie tylko

Redaktorka prowadząca: Dominika Kucharska, tel. 52 32 63 165 dominika.kucharska@polskapress.pl Teksty: Dominika Kucharska dominika.kucharska@polskapress.pl Jan Oleksy jan.oleksy@polskapress.pl Lucyna Tataruch lucyna.tataruch@polskapress.pl

piękno

Tomasz Skory tomasz.skory@polskapress.pl Marzena Cholerzyńska Leszek Dziawgo Projekt i skład:

N

azwisko Bieńkowski mieszkańcom naszego regionu, a w szczególności bydgoszczanom, kojarzy się z chirurgią plastyczną. Nic dziwnego, w końcu to marka budowana od 25 lat. Jej twórca i nasz okładkowy bohater opowiada, jak wyglądała droga do powstania jednej z najbardziej znanych klinik chirurgii plastycznej. Dr Wiesław Bieńkowski podkreśla jednocześnie, że dziś jego działalność zdecydowanie wykracza poza skupianie się na poprawianiu urody - to tylko wycinek znacznie większej całości. Przyszłością są zabiegi z wykorzystaniem komórek macierzystych. Polecam ciekawą rozmowę o biznesie, pasji, pięknie i nie tylko - na stronach 6 i 7. W tym numerze piszemy również o Pesie. Kolejne intratne kontrakty przeplatają się z poważnymi problemami finansowymi tego przedsiębiorstwa. Jak to możliwe i jakie są opcje rozwiązania tej sytuacji? Odpowiedzi staramy się udzielić na str. 14-15. Zaglądamy także do firmy Neurodio z Torunia. Jej pracownicy tworzą innowacyjne gry, które są efektem połączenia game designu z wiedzą o działaniu mózgu. Z pozoru wyglądają one jak popularne gry akcji, ale skrywają coś jeszcze - pomagają graczom pokonać trudności w uczeniu się (str. 8-9). Z kolei z adwokatką Karoliną Korkowską-Krokos rozmawiamy o pre-packu, czyli likwidacji przygotowanej. To alternatywa dla tradycyjnego postępowania upadłościowego, z której skorzystała chociażby taka potęga jak General Motors. Pre-pack ma prawie same zalety, a mimo to, mało który przedsiębiorca słyszał o tej możliwości. Czas to zmienić. Poza tym, tradycyjnie informujemy o najważniejszych wydarzeniach biznesowych w regionie, serwujemy porcję coachingu i najnowszy felieton prof. Leszka Dziawgo. Miłego czytania!

w w w. e x p r e s s b y d g o s k i . p l /s t r e f a - b i z n e s u w w w. n o w o s c i . c o m . p l / s t r e f a - b i z n e s u

KUJAWSKO-POMORSKI

2

l i s t o pa d 2 0 1 7

Dagmara Potocka-Sakwińska dagmara.potocka@polskapress.pl, Katarzyna Opasińska katarzyna.opasinska@polskapress.pl Sprzedaż: Przemysław Wacławski, tel. 697 770 284 przemyslaw.waclawski@polskapress.pl Angelika Sumińska, tel. 691 370 521 angelika.suminska@polskapress.pl

CP Jesteś zainteresowany kupnem treści lub zdjęć? Skontaktuj się z naszym handlowcem: Piotr Król, tel. 603 076 449 piotr.krol@polskapress.pl Znajdziesz nas na: www.expressbydgoski.pl/strefa-biznesu www.nowosci.com.pl/strefa-biznesu www.fb.com/BiznesKujawskoPomorski


MWiK w byd goszc z y

Bydgoszcz miastem zielono-niebieskich rozwiązań! Ideą jest, aby miasto było bardziej odporne na zmiany klimatu, aby funkcjonowało jak „gąbka” - akumulując wodę deszczową i umożliwiając jej wykorzystanie w okresach suszy.

Deszczówka

wreszcie pod kontrolą

B

ydgoska sieć kanalizacji deszczowej mierzy w sumie 578 km. Miejskie Wodociągi i Kanalizacja w Bydgoszczy mają pod swoją opieką 260 km tej sieci, a resztą - znajdującą się w pasach ulic - administruje Zarząd Dróg Miejskich i Komunikacji Publicznej. Gdy wodociągowcy przeprowadzili szczegółową inwentaryzację tej wspólnej sieci, okazało się, że aż jedna czwarta przeglądanych studni jest zasypana bądź zalana wodą, a prawie 30 procent kanałów jest poważnie zapiaszczonych, a tym samym - niedrożnych. W wielu miejscach brakowało też włazów, szczelnych połączeń i stopni włazowych. Wszystko to ma niestety wpływ na to, że ulice są zalewane, budynki podtapiane, a i komunikacja często jest utrudniona. Problem ten ma jednak szansę zostać wkrótce poważnie zminimalizowany. MWiK zapowiedział bowiem, że zmodernizuje nie tylko kanalizację deszczową z własnych zasobów, ale cały system kanalizacji w mieście. - Wylewające studzienki to problem spotykany w każdej większej miejscowości. My jako jedyni opracowaliśmy projekt, który rozwiązuje problematykę wód deszczowych kompleksowo, w skali całego miasta. Wszystkie inne przedsiębiorstwa wodociągowe dopiero zabierają się za przygotowanie takich projektów, a z własnego doświadczenia wiemy, że trzeba poświęcić na to minimum 6-8 lat. Przed innymi zatem jeszcze długa droga, my tymczasem... bierzemy się już do budowania - mówi Stanisław Drzewiecki, prezes Miejskich Wodociągów i Kanalizacji w Bydgoszczy. Przed bydgoskimi wodociągowcami stoi teraz nie lada wyzwanie. W ramach zadania wyremontowanych i oczyszczonych zostanie ponad 90 km kanałów. W pierwszej kolejności udroż-

niona zostanie kanalizacja w miejscach, które najczęściej ulegają podtopieniu, czyli w ulicach Śródmieścia, Osowej Góry i Fordonu. Ponadto, zbudowanych zostanie 14 kilometrów nowej kanalizacji, oczyszczalnia ścieków deszczowych i 66 zbiorników retencyjnych, w których gromadzona będzie deszczówka. Będzie ona wykorzystywana do podlewania miejskiej zieleni, do rozsączania gruntu oraz zasilania w czasie suszy naturalnych zbiorników, m.in. Doliny Pięciu Stawów. - Lada dzień ogłosimy przetargi i do końca roku powinniśmy wybrać wykonawców, podpisać kontrakty i rozpocząć prace. Renowację starych kanałów będziemy mogli zacząć bardzo szybko, bo mamy już wszystkie zgody i pozwolenia, więc wyłoniony wykonawca będzie mógł wziąć się do roboty już następnego dnia po przetargu. Czyli od początku przyszłego roku roboty będą mogły być realizowane pełną parą - zapowiada prezes wodociągów. I podkreśla, że nie będą one sprawiać zbyt poważnych utrudnień w ruchu drogowym. - Prace będą odbywać się bezinwazyjnie, bez wielkiego kopania i zrywania asfaltu, bo niewyobrażalne byłoby przekopanie 90 km ulic - przekonuje prezes Drzewiecki. - Renowacja odbywać się będzie odcinkami, po 100-150 metrów, gdzie na początku i na końcu będzie otwarty właz. Będzie się to więc wiązało z pewnymi ograniczeniami, ale takie prace przeprowadza się szybko, zwykle w ciągu trzech tygodni. Wprowadzamy rękawy, czyścimy i utwardzamy wykładzinę, zamykamy właz i już nas nie ma. Budowa miejskich zbiorników retencyjnych powinna się rozpocząć prawdopodobnie jesienią przyszłego roku. Wykonawca, który zostanie wyłoniony w przetargu, będzie miał   KUJAWSKO-POMORSKI

3

l i s t o pa d 2 0 1 7

bowiem pół roku na przedstawienie projektu nowego systemu. Opracowany przez MWiK harmonogram inwestycji zakłada zakończenie i rozliczenie wszystkich robót do 2021 roku. A to oznacza, że po tym terminie problem zalewanych ulic powinien praktycznie przestać dokuczać bydgoszczanom. Wartość całego projektu to prawie 217 milionów złotych, z czego 130 mln MWiK otrzyma w formie bezzwrotnego grantu z Unii Europejskiej. W ubiegłym roku spółka stanęła do konkursu na dofinansowanie przedsięwzięcia, organizowanego przez Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Znalazła się w gronie sześciu firm, które takie dofinansowanie otrzymały, przy czym wśród tej „szóstki” firm - było to dofinansowanie najwyższe. - Wydamy w sumie dużo, bo aż 217 mln zł, ale dzięki temu unikniemy szkód na poziomie 400 mln zł. Tak duże mogą bowiem być straty wywoływane przez deszczowe nawałnice i wody opadowe. Większość ulic ulega uszkodzeniu właśnie z tego powodu, że nie mają należytego systemu odwodnienia, bądź dlatego, że istniejący system nie funkcjonuje. Ale zalane ulice to nie wszystko. Do tego dochodzą jeszcze koszty związane z zalewaniem posesji, zawilgoceniem piwnic czy zapadnięciami gruntu - wylicza Stanisław Drzewiecki. - Pamiętajmy też, że teraz wchodzi w życie restrykcyjna ustawa Prawo wodne, która wprowadza, w zależności od ilości retencjonowanych wód, maksymalne i minimalne stawki opłat za wody deszczowe. Maksymalne stawki zakładają, że taka opłata może kosztować miasto w ciągu roku 12 mln zł. Ale jeśli zrealizujemy nasz projekt, to ta sama opłata spadnie do poziomu 1,2 mln, co oznacza, że zapłacimy aż 10 razy mniej. I rok w rok miasto będzie te pieniądze oszczędzać.

PROMOCJA 007801331

Ulice zmieniające się w potoki, zalane piwnice i bydgoszczanie brodzący w kałużach po kostki - to widok, który obserwujemy podczas każdej większej ulewy. Ale już niedługo! MWiK zapowiada, że po modernizacji sieci, jak i po zmianie podejścia do… deszczu, zniknie sporo problemów, które dziś niosą ze sobą nawałnice. Wkrótce ruszą pierwsze przetargi niezbędne do realizacji inwestycji.


f e l i e t o n

>>> www.expressbydgoski.pl/strefa-biznesu www.nowosci.com.pl/strefa-biznesu

Znowu o infrastrukturze naszego kraju. Jestem przy tym przekonany, że problem nie dotyczy tylko naszego regionu kujawsko-pomorskiego, ale dosłownie całej Polski. tekst: leszek dziawgo

lokalna infra,

czyli tunel czasowo-przestrzenny Wiele osób z Torunia i Bydgoszczy w sprawach służbowych musi podróżować do Warszawy. Jest oczywiście autostrada. Niełatwa to trasa, bo żeby pojechać na wschód (Warszawa), to najpierw musimy pojechać nieco na zachód (węzeł Łódź), a potem skręcić na węźle A1/A2. Taka logika naszych połączeń drogowych. Natomiast odcinek Łódź-Warszawa to komunikacyjny „koszmarek”. Zapchana autostrada (ledwie dwupasmowa) wybudowana z uwagi na potrzeby komunikacyjne naszego kraju nie na „jutro”, ale na „przedwczoraj”. Kto jeździ, ten wie.

Obiecanki...

A tzw. trasa drogowa „10” do W-wy ? Kiedy będzie dwupasmowa, nawet chociażby na odcinku Bydgoszcz-Toruń? Już nie pamiętam, ile razy była w „planie” i „poza planem”. Obietnice, obietnice. Konsultacje, konsultacje.

A PKP? Kursują pociągi do Warszawy, którym potrzeba z Torunia dosłownie 3,5 godziny! Współczuję mieszkańcom Bydgoszczy, ponieważ muszą jeszcze dołożyć 1 godzinę. Taka sytuacja. Podobno za kilka lat ma być lepiej, ponieważ właśnie remontują tory. Dosyć często jeżdżę do Warszawy i nie widziałem na torowiskach tłumu pracowników i maszyn. W ten sposób zajmie to lata. Remont torów kolejowych w Polsce, czyli krótkiego odcinka w XXI wieku i na płaskim terenie tyle właśnie zajmuje (bez gór, bagien i rzek). Natomiast japońskie i chińskie szybkie pociągi to ok. 400 km/h! Dla przypomnienia: szybkie koleje w Japonii obchodziły właśnie 60-lecie! A u nas co? My jeszcze nie zaczęliśmy tej epoki! Takim szybkim pociągiem bylibyśmy w Warszawie (Europa) w ok. 35 minut. Taka prędkość zmieniłaby rynek pracy i rynek nieruchomości w Polsce.

A może lotnisko w Bydgoszczy? Tradycyjnie mało połączeń i niepewny dojazd z południowej części regionu (wspomniana trasa „10”).

Poza granicami

Miewam wrażenie, że chociaż Kujawsko-Pomorskie leży dosłownie w centrum Polski, to z uwagi na połączenia, jakby znajdowało się poza granicami naszego kraju. Korzystając z pojęć science fiction, mógłbym te wszystkie połączenia drogowokolejowo--lotnicze nazwać kujawsko-pomorskim tunelem czasowo-przestrzennym. Tunelem, w którym szybciej tracimy czas, niż pokonujemy przestrzeń. A to wszystko to także codzienna ekonomia. Tracimy czas i pieniądze.cp

*prof.

w i ę cej f e li e to n ów n a

www

Leszek Dziawgo

jest szefem Katedry Zarządzania Finansami na Wydziale Nauk Ekonomicznych UMK, a także członkiem Prezydium Komitetu Nauk o Finansach PAN.


w w w. f o l k s t a r. p l

z Dorotą Salik-Zielińską, właścicielką bydgoskiego Folkstaru, rozmawia tomasz skory

W październiku Folkstar świętował pierwsze urodziny. To był dobry rok? Tak! W tym czasie odwiedziło nas blisko 15 tysięcy klientów i niepoliczalna ilość gości. Z miesiąca na miesiąc zagląda tu coraz więcej wycieczek szkolnych, a przewodnicy przyprowadzają do nas zwiedzających miasto. Stajemy się powoli atrakcją turystyczną i marzy nam się taka pozycja, jaką ma Muzeum Mydła, bo to też prywatna inicjatywa, a zapisała się na dobre na mapie najciekawszych punktów w Bydgoszczy. 15 tysięcy klientów to chyba niezły wynik, jak na sklep z pamiątkami i sztuką ludową. Kto się u Państwa zaopatruje? Jesteśmy bardzo zadowoleni, bo oprócz klientów indywidualnych i zagranicznych turystów, których można by się tu spodziewać najwięcej, mamy też bardzo dużo klientów biznesowych. Nie wszyscy przedsiębiorcy zdają sobie jeszcze sprawę, że produkty regionalne mogą być wspaniałymi prezentami biznesowymi, ale coraz częściej tak się dzieje. Firmy, które wyjeżdżają za granicę na targi czy do innych firm na rozmowy, czują się takimi ambasadorami, chcącymi zaprezentować swój kraj z dobrej strony. I coraz więcej z nich, także bydgoskich, wybiera w tym celu pamiątki z Folkstaru. Nieraz zdarzyło się, że ci klienci wracali do nas później, by powiedzieć, że wszyscy na targach byli zachwyceni, że mogą dostać takie piękne rzeczy z Polski. To cieszy. Pamiętam z naszej wcześniejszej rozmowy, że przedsiębiorcy najczęściej wybierają na prezenty biurowe gadżety. Czy coś się pod tym względem zmieniło? To się nie zmienia, bo dalej najbardziej popularne są praktyczne prezenty, które można wykorzystać, a nie tylko postawić. Standardem są kubki, filiżanki, długopisy, ołówki i notesiki w tradycyjne wzory. Chociaż są też biznesmeni, którzy wybierają na prezenty haftowane serwetki. Pamiętam klienta, któremu pakowaliśmy korale i regionalne chusty. Wyszedł z założenia, że nie ważne, czy obdarowywane osoby będą z nich korzystać

na co dzień, ale będą miały piękną pamiątkę, kojarzącą się od razu z Polską. Otrzymali Państwo jakieś zamówienie, które Panią zaskoczyło? Współpracujemy z hafciarką, która robi bardzo piękne makatki. Zwykle mają one do 70 cm szerokości, ale jedna klientka zamówiła u nas taką na półtora metra. Wiedzieliśmy, że będzie bardzo droga, ale ją zamówiliśmy, nie mając pewności, czy ta pani się później po nią zgłosi. Zapewniłam naszą hafciarkę, że i tak weźmiemy tę makatkę i najwyżej to my z nią zostaniemy, a nie ona. Klientka jednak ją odebrała i okazało się, że ta piękna, duża makatka jest dziś elementem wystroju jednej z restauracji w Bydgoszczy. To też fantastyczny sposób na podkreślenie regionalności w takim miejscu! Klienci często mają takie indywidualne prośby? Cały czas spływają do nas nowe prośby od klientów. Bo choć asortyment mamy bardzo szeroki, trudno trafić z każdym towarem we wszystkie gusta. Ostatnio doszły nam koszulki, ale już wiem, że nie spełniają one wymagań wszystkich klientów, bo np. nie mają napisów „Bydgoszcz”. Na pewno będziemy nad tym pracować. Jak zaczynaliśmy, to produkty związane z Bydgoszczą mieściły nam się na jednym stole. Dziś zajmują dwa i jeszcze półki pod tymi stołami. Wybór jest więc coraz szerszy. A jak szeroki mają Państwo asortyment? Mamy w bazie około 5 tys. różnych przedmiotów, przy czym trzeba pamiętać, że każdy np. kubek opatrzony innym wzorem ma już inny kod produktu. Samych przedmiotów niezwiązanych z Folkstarem, czyli naszym głównym dostawcą, mamy w tej chwili 1600. Wiele z nich to przedmioty niepowtarzalne, jak ręcznie haftowane serwety, a ponieważ nie są to przedmioty robione seryjnie, każdy traktowany jest indywidualnie. W sklepie jest coraz bardziej kolorowo. Jakie nowości możemy obejrzeć w Folkstarze?   KUJAWSKO-POMORSKI

5

l i s t o pa d 2 0 1 7

A klienci, którzy chcą mieć prezent bardzo spersonalizowany, mają możliwość złożenia indywidualnych zamówień na prezenty? Jest taka możliwość, tylko należy pamiętać, że rzeczy haftowane są dość drogie. Na przykład za fartuszek kuchenny zapłacimy w zwykłym sklepie około 20 zł. Fartuszek z niewielkim haftem z Folkstaru kosztuje 59 zł. Natomiast, jeśli zamówimy go u pani, która haftuje ręcznie, będzie to kosztowało 600-800 zł. To bardzo duża różnica. Natomiast mówimy tu o materiale bardzo dobrej jakości, bo hafciarka haftuje na lnie, lnianymi nićmi, tradycyjnym kujawskim wzorem i na całym fartuszku, a nie tylko w jednym miejscu. Jako ciekawostkę dodam, że przywiozłam ostatnio od hafciarki przepiękny obrus na duży stół. Będzie on kosztował około 1900 zł. Może się nigdy nie sprzedać, natomiast na pewno będzie oglądany i podziwiany. No tak, to nie są już prezenty, które rozdaje się hurtowo na targach... To nie są też prezenty dla każdego. Natomiast miewamy takich klientów, którzy szukają czegoś wyjątkowego, niekoniecznie za „pięćdziesiąt złotych”. Są gotowi na więcej i chcą coś niepowtarzalnego. A folklor może im to zaoferować.

F o l k s t a r Bydgoszcz, ul. Jezuicka 7 otwarte codziennie od 10.00 do 18.00

PROMOCJA 007853926

To był rok wyjątkowych prezentów

Biorąc pod uwagę zapotrzebowanie klientów, zwiększyliśmy asortyment z fajansu Włocławek. Mieliśmy do tej pory trzy kolory, a teraz mamy jeden dodatkowy i czasem na zlecenie klientów zamawiamy jeszcze brązowy. Od niedawna współpracujemy też z panią, która robi serwety koniakowskie - to taki inny typ koronki. Dostaliśmy od niej też haftowane bombki, które wystawimy, gdy rozpocznie się sezon. Specyfiką haftu na bombce jest to, że trzeba go robić bezpośrednio na szklanej kuli, co wymaga wielkiej precyzji. Na pewno nie będą one tanie, ale prezentują się fantastycznie. Jak ktoś szuka takich unikatowych rzeczy, to na pewno je u nas znajdzie.


wbienkowski.pl

zdjęcia: Tomasz Czachorowski

rozmowa biznesu

Moja pasja, chirurgia plastyczna Bycie chirurgiem plastycznym to powołanie czy po prostu dobry biznes? W moim przypadku to akurat splot różnych wydarzeń. Zaczynając specjalizację z chirurgii ogólnej pod kierunkiem dr. Janusza Montowskiego nie miałem jeszcze sprecyzowanej drogi zawodowej. Na ostateczną decyzję wpłynęła moja praca w 10. Wojskowym Szpitalu Klinicznym z Polikliniką w Bydgoszczy, gdzie trafiłem na oddział oparzeniowo-plastyczny. Nie było na nim żadnego chirurga plastyka. Postanowiłem więc pójść dalej właśnie w tę stronę i rozpocząłem kolejną specjalizację, tym razem u prof. Jerzego Strużyny w Warszawie. W 1992 roku pracę w szpitalu zamienił Pan na prywatny gabinet chirurgii plastycznej. Domyślam się, że to nie była zbyt popularna praktyka w tamtych czasach. W Polsce chirurgia plastyczna dopiero się rozwijała. Zdecydowałem się otworzyć gabinet, ponieważ w Szpitalu Wojskowym zmieniły się preferencje co do poszczególnych specjalizacji i nie czułem się tam w pełni potrzebny. W lutym ’92 roku wykonałem w swoim gabinecie pierwszą operację - lifting twarzy. To było 25 lat temu. Może pani sobie wyobrazić, jak wiele się zmieniło od tamtej chwili, szczególnie pod względem możliwości i urządzeń, jakie obecnie wykorzystujemy w codziennej praktyce. Teraz już nie siedzimy w moim prywatnym gabinecie, a w nowocześnie wyposażonej klinice, którą otworzyłem w 2004 roku.

Do początków XXI wieku usługi poprawiające wygląd dostępne były dla wąskiej grupy zamożnych osób. Teraz bywa nawet i tak, że w pewnym sensie podaż nie nadąża za popytem - mówi dr Wiesław Bieńkowski, założyciel Centrum Medycznego „Bieńkowski” - Kliniki Chirurgii Plastycznej, w rozmowie z Lucyną Tataruch. Czyli zaraz po wejściu Polski do Unii Europejskiej. Nowy szpital dostosowany do nowych przepisów? Tak i przyznam, że to było duże wyzwanie. Unijne przepisy narzuciły na nas konkretne regulacje w kwestiach techniczno-sanitarnych. Jednocześnie od dłuższego czasu rozwijałem wachlarz usług, więc większa placówka po prostu stała się czymś niezbędnym. Potrzebowałem m.in. bloku operacyjnego, warunków do zabiegów w znieczuleniu ogólnym itp. Obecnie zajmujemy się nie tylko chirurgią plastyczną, ale i ortopedią, okulistyką,   KUJAWSKO-POMORSKI

6

l i s t o pa d 2 0 1 7

chirurgią onkologiczną, ginekologią estetyczną, medycyną estetyczną, medycyną regeneracyjną... Co będzie następne? Na razie planujemy rozbudowę centrum. Powstanie część ambulatoryjna, dodatkowe pomieszczenia techniczne i przede wszystkim wyizolowana przestrzeń dla medycyny regeneracyjnej. Myślę też o rozwinięciu okulistyki. Ludzie żyją coraz dłużej i wielu z nich potrzebuje np. operacji usunięcia zaćmy. Utrata wzroku to prawdziwa tragedia i nie powinniśmy godzić się na sytuację, w której starsze osoby pozbawiane są pomocy w tym zakresie. Ten zabieg jest trywialnie prosty i stosunkowo niedrogi, choć niezbędny jest do niego bardzo dobry sprzęt, taki jak mikroskop operacyjny i świetnie wyszkolony personel. Oczywiście przeprowadzamy już tego typu operacje, ale zakładam, że będzie ich coraz więcej i chciałbym, aby było to jeszcze lepiej zorganizowane. Praktykował Pan dużo za granicą. Jak polskie placówki medyczne wypadają na tle innych krajów europejskich? Jak wspomniałem, wraz z wejściem do Unii Europejskiej zaczęły obowiązywać u nas nowe przepisy. Dzięki temu mamy obecnie w kraju bardzo dużo prywatnych szpitali, które zbudowane są według zupełnie nowych standardów. Nie przesadzę, jeśli powiem, że w tym względzie przewyższają one zagraniczne placówki, szczególnie te funkcjonujące w starszych, zaadap-


>>> www.expressbydgoski.pl/strefa-biznesu www.nowosci.com.pl/strefa-biznesu

rozmowa biznesu

towanych do celów medycznych budynkach. Nie mamy się czego wstydzić.

pacjentów trafia do gabinetów oferujących usługi nie najlepszej jakości.

A jeśli chodzi o techniki operacyjne, wiedzę, zasoby ludzkie? Nie odstajemy od nikogo. Młodzież kształci się za granicą, lekarze uczą się coraz to nowszych technik, przywożą tę wiedzę i doświadczenia do kraju. Ja zresztą robię to samo od 1993 roku, czyli od swojego pierwszego wyjazdu na światowy kongres International Confederation of Plastic Reconstructive and Aesthetic Surgery w Berlinie. Do dziś co roku jestem przynajmniej na jednym tego typu wydarzeniu. Kontakty z lekarzami z całego świata są bardzo cenne. Przepływ wiedzy jest niezbędny, ale nie wystarczą do tego same książki i publikacje. Trzeba być niezwykle czujnym na wszelkie nowości.

To się bierze z próżności? Chcemy wyglądać coraz lepiej, bez względu na wszystko? Dałbym sobie spokój z wypominaniem próżności. Według WHO elementami zdrowia są m.in. równowaga psychiczna i tzw. dobrostan. Nie da się pielęgnować tych dwóch sfer bez pewnych cech wyglądu, poczucia własnej wartości. Niestety o tym się często zapomina, a już z pewnością nie myślą w ten sposób osoby, które mają wpływ na kształt modelu służby zdrowia w naszym kraju.

W którą stronę idzie nowoczesna chirurgia plastyczna? Na pewno w kierunku narzucanym przez rozwój technologii i innowacyjność. Warto przy tym zaznaczyć, że pod niektórymi względami, a w szczególności jeśli chodzi o ilość pieniędzy, medycyna estetyczna wyprzedziła już chirurgię plastyczną, i to dziesięciokrotnie. Każdy pacjent szuka zabiegów, które są mniej inwazyjne. Największym motorem napędzającym postęp jest lenistwo i strach. Boimy się bólu i długiej rekonwalescencji, bo to wyłącza nas z codziennego życia. Gdybyśmy mieli opisać idealną procedurę medyczną, to byłaby ona bezbolesna, bezpieczna i gwarantowałaby szybkie dojście do sprawności. Takich usług szukamy, nic więc dziwnego, że właśnie w tę stronę rozwija się ta gałąź medycyny. Samo zapotrzebowanie na usługi związane z poprawą wyglądu z pewnością jest coraz większe. Myślę, że tak. Jeszcze do początków XXI wieku takie usługi dostępne były dla wąskiej grupy zamożnych osób. Widzimy jednak, że poziom życia w Polsce systematycznie rośnie. Dużą popularność zyskały również programy telewizyjne, pokazujące możliwości chirurgii plastycznej. Teraz bywa nawet i tak, że w pewnym sensie podaż nie nadąża za popytem, przez co niestety część

Operacje poprawiające wygląd powinny być finansowane przez NFZ? Na przykład rekonstrukcje piersi po amputacji z powodu nowotworu - owszem. W odpowiedniej proporcji powinna być też finansowana korekta drugiej piersi w takich przypadkach. Przecież nie każdą kobietę stać na wydanie 20 tysięcy złotych, szczególnie po leczeniu onkologicznym, a wpływ takiej operacji na powrót do zdrowia jest nieoceniony. Wszyscy powinni mieć do tego prawo. Są też różne wady wrodzone lub pourazowe. Podam pani taki przykład: na kogoś wybucha piec i ta dramatyczna chwila pozostawia mu na twarzy cząsteczki popiołu osiadłe w tkankach. Można je usunąć, ale takich zabiegów nie ma w koszyku świadczeń NFZ-etu. To wszystko wynika ze źle pojmowanego znaczenia zdrowia. Wspomniał Pan również, że poza chirurgią plastyczną czy medycyną estetyczną, kładą Państwo duży nacisk na medycynę regeneracyjną. W niej mieszczą się zabiegi z wykorzystaniem komórek macierzystych? Między innymi. Komórki macierzyste od jakiegoś czasu wykorzystuje się w medycynie regeneracyjnej, chirurgii plastycznej i odtwórczej. Początkowo ten temat bulwersował i budził dużo emocji. Jednak z czasem wszystko się uspokaja - zaczynamy już zmierzać ku normalnemu rozwojowi i zmianie sposobu leczenia poszczególnych schorzeń. Jakich? Na przykład tych dotyczących układu ruchu, procesów zwyrodnieniowych stawów, niektórych

schorzeń urazowych czy przeciążeniowych. Do leczenia tego typu dolegliwości możemy używać mezynchymalnych komórek macierzystych, pozyskiwanych z tkanki tłuszczowej. Tej samej, którą stosuje się do przeszczepów w chirurgii plastycznej? Tak. Jeszcze do 2001 roku tłuszcz przeszczepiano jedynie dla poprawy wyglądu skóry. Do dziś zresztą odmładzamy tak tkanki, głównie twarzy i piersi, wypełniamy ubytki i uzyskujemy bardzo dobre wyniki w redukcji blizn pooparzeniowych. Obecnie jednak mamy dużo większe możliwości. Komórek macierzystych nie trzeba już hodować. Potrafimy je wyizolować w niewiele ponad godzinę ze 100 ml tłuszczu pacjenta. Wszystko dzieje się podczas jednego zabiegu, który kończy się wstrzyknięciem takiego koncentratu np. w okolice stawu. I co te komórki tam robią? Regenerują chrząstki, kości, więzadła, nerwy. Działają też przeciwbólowo i przeciwzapalnie. Radykalną poprawę widać średnio po około 3 miesiącach. Bez powikłań i długiej rekonwalescencji - trudno to nawet porównywać z tradycyjną wymianą stawu, czyli endoprotezoplastyką. Jedynie kilka miejsc w Polsce wykonuje takie zabiegi i korzystają z nich najlepsi sportowcy. Niestety osobom, które cierpią na choroby zwyrodnieniowe stawów, rzadko mówi się o tym w gabinetach ortopedycznych. Dlaczego? Zabieg nie jest tani, ale moim zdaniem nawet nie o to chodzi. Z jakichś powodów część środowiska jest do tego sceptycznie nastawiona, szczególnie w Bydgoszczy. Dziwi mnie to, bo wyraźnie widać, jak wielu pacjentów korzysta z usług tych ortopedów, którzy decydują się na stosowanie komórek macierzystych. Na co czekają inni? Nie rozumiem tej biernej postawy. Staramy się to zmienić, stąd też plan rozwinięcia osobnej części szpitala dla medycyny regeneracyjnej. Posiadamy już w klinice odpowiedni sprzęt, to są bardzo nowoczesne i drogie urządzenia. W tej chwili używamy ich w innym zakresie, ale mam nadzieję, że wkrótce będziemy już mogli w pełni wykorzystywać potencjał takiego wyposażenia.cp

Dałbym sobie spokój z wypominaniem próżności. Według WHO elementami zdrowia są m.in. równowaga psychiczna i tzw. dobrostan. Nie da się pielęgnować tych dwóch sfer bez pewnych cech wyglądu, poczucia własnej wartości. dr wiesław bieńkowski PROMOCJA 7788212, 7788228


pomysł na biznes

gra

warta świeczki

Fakt, że gry komputerowe są szalenie popularne, zwłaszcza wśród młodego pokolenia, były podstawą Waszych poszukiwań? Zdecydowanie tak. Widzimy, jak mocno dzieci angażują się w gry, jak bardzo je one pochłaniają, ile czasu potrafią im poświęcać, więc postanowiliśmy wykorzystać potencjał tego nośnika. W naszym przypadku chcemy, by był nośnikiem terapii pomagającej dzieciom. Wprawdzie na rynku istnieje wiele gier terapeutycznych, jednak one nie nawiązują swoją stylistyką do gier akcji, czyli takich, które najbardziej dzieci angażują. A Wam zależy, aby gry terapeutyczne przede wszystkim kojarzyły się z zabawą? Naszym celem jest jak największe zakamuflowanie naukowości, żeby dzieci nie zdawały sobie sprawy z tego, że włączając się w grę akcji poprawiają... swoje wyniki w matematyce. Chcemy konkurować nie tylko z edukacyjnymi, ale i z komercyjnymi grami akcji. Badania naukowców z Polski, Europy i Stanów pokazują, że gry mają bardzo silny wpływ na transfer pewnych umiejętności. Gracze, którzy spędzają wiele godzin nad grami strategicznymi, polepszają swój refleks, czas reakcji, zdolność podejmowania decyzji i planowania.

zdjęcie: Jacek Smarz

- Tworzymy innowacyjne gry treningowe dla osób z deficytami poznawczymi oraz z trudnościami w uczeniu się. Łączymy game design z wiedzą o działaniu ludzkiego mózgu - mówi Mirosław Manelski, menedżer firmy Neurodio z Torunia, w rozmowie z Janem Oleksym.

Postanowiliście to wykorzystać? Twórcy gier komercyjnych nie tworzą ich po to, by pomagać graczom w kształtowaniu psychiki czy pewnych umiejętności, a raczej, żeby dostarczyć rozrywki. Natomiast twórcom gier terapeutycznych czy treningowych przyświeca idea poprawy pewnych umiejętności na wybrane funkcje poznawcze. Jeżeli ktoś ma problemy z porządkowaniem liczb, jak w przypadku naszej gry, to grając będzie w stanie poprawić tę umiejętność. O jakiej grupie dzieci myśleliście tworząc grę? Kierujemy ją do dzieci, które są zdrowe, rozwijają się prawidłowo, ale mają jeden problem - kłopot z matematyką. Niestety dzieci z tym deficytem rzadko kiedy są objęte interwencją terapeutyczną, ponieważ tego zaburzenia raczej się nie diagnozuje. Po prostu ktoś jest słaby z matematyki i tyle... Okazuje się, że aby dzieci nauczyły się poprawnie liczyć, muszą nabyć kompetencje służące abstrakcyjnemu rozumowaniu, czyli przypisywaniu wartości abstrakcyjnych takich, jak np. „pięć”. Jeżeli nie potrafią przyporządkować „piątki” do pięciu obiektów, to mogą   KUJAWSKO-POMORSKI

8

l i s t o pa d 2 0 1 7

mieć potem problem z bardziej rozbudowanymi działaniami. Dlatego ta forma zaburzenia, zwana dyskalkulią, jest włączona w grupę zaburzeń nauczania, takich jak dysleksja czy dysgrafia. Do tej pory nie było skutecznego narzędzia wdrożonego w dużej skali. Dzieci najczęściej musiały robić zadania w formie papierowej, a to powodowało, że wielogodzinne treningi były bardzo żmudne i jeszcze bardziej zniechęcały do matematyki. Wprawdzie papierowe testy, stosowane w gabinetach psychologiczno-pedagogicznych, dawały jakąś poprawę, ale dzieci ich nie lubiły. Trudno się im dziwić. Dlatego my postanowiliśmy stworzyć coś, co będą lubiły. Z testów, które przeprowadzaliśmy, wynika, że dzieci nie zdają sobie sprawy, że w grze chodzi o matematykę. Zamiast tego zwracają uwagę na atrakcyjną formę, w której oś liczbowa przypomina panel statku kosmicznego z przyciskami do przesuwania obiektów. Do niedawna sądzono, że dyskalkulia to niszowy problem, ale wyniki ostatnich badań wskazują, że większe lub mniejsze kłopoty z matematyką ma prawie 25 procent populacji dzieci. Wymagają one wczesnej interwencji, by w przyszłości te problemy były mniejsze.


pomysł na biznes

>>> www.expressbydgoski.pl/strefa-biznesu www.nowosci.com.pl/strefa-biznesu

nie sprawdzą, to alternatywą będzie znalezienie dużego partnera, który naszą przewagę konkurencyjną wykorzysta jako swoją. Może to być np. wydawnictwo, które chciałoby wdrożyć grę do podręczników matematyki.

zdjęcia: Alina Jaworska brytyjska para książęca poznała możliwości „kalkulilo” przy okazji spotkania warsaw-london bridge. kate i william byli wyraźnie zainteresowani grą z torunia.

Znaliście te dane wcześniej? Działamy inaczej niż większość firm tej branży, które najpierw tworzą grę, a dopiero później ją badają. Od samego początku wdrożyliśmy proces badawczy. Nasza historia zaczęła się już na studiach. Pomysłodawcą gry jest Łukasz Goraczewski, odpowiedzialny za game design, i Karolina Finc, odpowiedzialna za stronę naukowo-badawczą (aktualnie badania prowadzi psycholog dr Małgorzata Gut). Później dołączyłem do nich ja, ze swoim doświadczeniem we wspieraniu młodych firm technologicznych. Chcieliśmy wprowadzić nasz pomysł w życie, nawet za darmo, byle dzieci mogły z niego korzystać. W tym celu zawiązaliśmy spółkę Neurodio. Dostaliśmy dofinansowanie z urzędu marszałkowskiego z RPO, więc teraz możemy wreszcie poważnie traktować ten biznes. Aspekt biznesowy był niejako wtórny? Pojawił się wraz z zagrożeniem, że projekt wyląduje w szufladzie. Mając świadomość, że gra komputerowa to atrakcyjne medium, pomyśleliśmy o komercjalizacji pomysłu. A z kolei rynek gier komputerowych jest bardzo atrakcyjny biznesowo. Celujemy w tzw. rynek „indie games”, czyli gier twórców niezależnych. Światowa branża jest zdominowana przez olbrzymie studia gier, więc mali producenci, tacy jak my, muszą bardzo mocno postawić na wyróżniki - wysoki poziom artystyczny i jeszcze coś dodatkowego. W naszym przypadku tym czymś jest aspekt terapeutyczny. „Kalkulilo” to Wasz sztandarowy produkt? „Kalkulilo” jest pierwszą grą, która jest już w fazie końcowej. Na taki produkt czekają odbiorcy? Wyszliśmy z błędnego przekonania, że jeżeli nie ma na rynku takiego produktu jak „Kalkulilo”, to wszyscy nauczyciele matematyki i pedagodzy będą nim zainteresowani. Okazało się, że tak nie jest, ponieważ nie wiadomo, jaki stopień

zaburzenia występuje u dziecka i na jakim jest ono poziomie rozwoju matematycznego. Wymagało to obiektywnego testu opracowanego na podstawie danych behawioralnych, by mieć pewność, że dzieci wymagają interwencji. Dlatego najpierw wspólnie z dr. hab. Jackiem Matulewskim stworzyliśmy test „Pro-Kalkulia”, służący diagnozowaniu dzieci w wieku 6-9 lat. Sprzedajemy go już od roku. Od listopada do sierpnia wdrożyło go w Polsce 70 poradni psychologiczno-pedagogicznych. Aktualnie zbieramy dane z tych ośrodków i na tej podstawie stworzymy kolejne wersje testów dla dzieci w wieku 10-12 lat. W przyszłości połączymy te dwa produkty, tak, żeby poradnia miała od razu kompleksowe narzędzie, zarówno do diagnozy, jak i do wsparcia. Jakie są prognozy realizacji planów? Trendy wskazują, że rynek gier cały czas rośnie, a wraz z nim zapotrzebowanie na produkty związane z rozwojem poznawczym. Ponadto poradnie mają coraz lepszy sprzęt, a rodzice zaczynają preferować dodatkową edukację w domu za pomocą kursów online na tabletach czy komputerach. To daje nadzieję na przyszłość. Natomiast, jeżeli optymistyczne prognozy się

*Mirosław Manelski absolwent filozofii i dziennikarstwa na UMK, menedżer w firmie Neurodio, zajmuje się wspieraniem młodych firm technologicznych w inkubatorze Exea Smart Space, Toruńskiej Agencji Rozwoju Regionalnego oraz akceleratorze FundingBox. Od tego roku prowadzi zajęcia z komercyjnych zastosowań kognitywistyki na UMK.   KUJAWSKO-POMORSKI

9

l i s t o pa d 2 0 1 7

Na jakim nośniku będzie sprzedawane „Kalkulilo”? Nie chcemy wersji pudełkowej. Gra będzie do pobrania przez stronę albo Google Play czy aplikację. To pozwoli dotrzeć do takich miejsc jak Indonezja, Brazylia i krajów rozwijających się, które nie mają dobrego systemu edukacyjnego. Na tamtych rynkach dostrzegamy duży potencjał, gdzie nasz produkt możemy sprzedawać nie jako narzędzie terapeutyczne, ale jako wspierające edukację matematyczną. Mieliście już poważną przymiarkę do zagranicy, pokazując „Kalkulilo” brytyjskiej parze książęcej. Jaka była reakcja księcia Williama i księżnej Kate? Uczestniczyliśmy w inicjatywie Warsaw-London Bridge, wspierającej młode spółki technologiczne w ekspansji do Wielkiej Brytanii. Zaproszono nas jako jedną z 10 polskich firm, które tworzą nowoczesne produkty o korzystnym wpływie społecznym. Para książęca była wyraźnie zainteresowana naszą grą - a szczególnie tym, w jaki sposób może ona pomóc najmłodszym, wszak sami są rodzicami. Zamkniecie projekt „Kalkulilo” i co dalej? Nadal będziecie korzystać z zaplecza naukowego, a wyniki badań traktować jako inspiracje? Mamy to, czego nie mają inne zespoły tworzące gry, a mianowicie grupę naukowców w zespole. To nasza przewaga konkurencyjna. Prowadzimy też ścisłą współpracę z Laboratorium Neurokognitywnym UMK. W planach mamy kolejne produkty związane z pewnymi zaburzeniami poznawczymi. Chcemy wykorzystać wyniki badań prowadzonych na UMK nad osobami starszymi. Oni również potrzebują dobrych projektów wspierających umiejętności, bo niestety świadomość potrzeby prewencji związanej z chorobą Alzheimera czy demencją nadal jest na dość niskim poziomie. Z badań wiemy, że im dłużej mózg jest aktywny, tym człowiek dłużej zachowuje zdolności poznawcze, które pozwalają na samodzielne funkcjonowanie. W przyszłości podejmiemy prace nad produktami do stymulowania mózgu. Nowoczesne formy gimnastyki umysłowej, atrakcyjniejsze od krzyżówek? Rozwiązaniem może być tworzenie wciągających i angażujących gier opartych na fabule seriali. Popularny „Klan” czy „M jak miłość” można przenieść do gier społecznych, funkcjonujących w świecie smartfonów. To rodzi nadzieję dla twórców i odbiorców.cp


007835262


007835266


G

g

a

d

ż

e

t

y

>>> www.expressbydgoski.pl/strefa-biznesu www.nowosci.com.pl/strefa-biznesu

nowoczesny

wybór: dominika kucharska

k o m f o r t SMARTFON HUAWEI MATE 10 PRO

W najnowszym smartfonie Huawei po raz pierwszy zastosowano procesor Kirin 970, który jest wyposażony w sztuczną inteligencję. Dzięki temu smartfon staje się osobistym asystentem.

3500 zł SŁUCHAWKI BEZPRZEWODOWE SONY 1000XM2 Wykorzystano w nich technologię osłabiania zewnętrznego hałasu. Jedną z funkcji jest optymalizacja ciśnienia atmosferycznego, zapewniająca odpowiedni dźwięk podczas lotu samolotem.

1300 zł RĘKAWICZKI DAMSKIE W.KRUK

Skórzane rękawiczki są wyściełane kaszmirem i wykończone odpinanym, miedzianym elementem ozdobnym.

300 zł

SZALIK MĘSKI ZARA

Ciepły szalik z dzianiny, we wzór dwubarwnej jodełki. Dodatek niezbędny w jesienne dni.

80 zł

Święta w firmie Planujesz już świąteczne spotkanie w firmie? Robiąc to pamiętaj o podstawowych zasadach:

1. > Sformułuj jasno czy będzie to firmowa wigilia, czy raczej świąteczna impreza. Uszanuj fakt, że nie wszyscy pracownicy to osoby wierzące. Weź to pod uwagę planując dzielenie się opłatkiem lub śpiewanie kolęd.

2. > Zamawiając catering pomyśl także o daniach dla wegan i wegetarian. Diety roślinne i bezmięsne są coraz bardziej popularne.

3. > Zapraszając na świąteczne spotkanie określ czy będzie ono uroczyste, oficjalne, czy bardziej na luzie. Dzięki temu nikt z zaproszonych nie poczuje się zakłopotany, np. nieadekwatnym strojem.

4. > Obdarowujesz swoich pracowników świątecznymi prezentami? Nie idź na łatwiznę! Zadbaj o osobiste akcenty, szczególne wybierając podarunek dla najbliższych współpracowników.


Biznes mamy we krwi...

KONTAKT: Piotr Król, tel. 603 076 449, e-mail: piotr.krol@polskapress.pl

007874105

www.expressbydgoski.pl/strefa-biznesu www.nowosci.com.pl/strefa-biznesu

Ewa Zdziebłowska, tel. 691 370 519, e-mail: ewa.zdzieblowska@polskapress.pl

KUJAWSKO-POMORSK I

007874348

007867475

STRACILIŚMY GŁOWĘ DLA BIZNESU

ul. Jagiellońska 103 pokój 606; 85-027 Bydgoszcz

 PEŁNA KSIĘGOWOŚĆ,  KSIĄŻKA PRZYCHODÓW I ROZCHODÓW  RYCZAŁT  OBSŁUGA KADROWA

007867353

www.graczyk-biuro.pl , MAIL: biuro@graczyk-biuro.pl

 52 515 78 36, 607 234 010

007862732

OBSŁUGA DUŻYCH I MAŁYCH PODATNIKÓW

007572419


mark a regionu

t e ks t: t o m a s z s k o ry / z d j ę c i a : d a r i u s z b lo c h

na zawiłych torach PESA świętuje wyprodukowanie pięćsetnego tramwaju, ale radość z sukcesu przyćmiewa zła sytuacja finansowa. Firma poszukuje inwestora, który zagwarantuje środki na realizację kolejnych zamówień.

Z

linii produkcyjnej Pesy we wrześniu zjechał wyjątkowy tramwaj. Nowy swing to już piętnasty pojazd wyprodukowany przez bydgoski zakład, który trafi na tory w macierzystym mieście, ale na tym jego wyjątkowość się nie kończy. Jest to bowiem pięćsetny tramwaj Pesy oddany do eksploatacji na rynku polskim. - W ciągu zaledwie jedenastu lat swojej „tramwajowej historii” PESA osiągnęła imponującą liczbę prawie pół tysiąca tych - jak to się w naszej branży mówi - lekkich pojazdów szynowych wyprodukowanych na rynek polski - informuje Robert Świechowicz, prezes Pesy. - Od premiery na torach Elbląga, przez Warszawę, Łódź, także Bydgoszcz, a potem następne, oddaliśmy do eksploatacji łącznie 499 tramwajów. Jesteśmy dumni, że ten numer 500 trafił właśnie do miasta, w którym przed 166 laty

238

mln zł

warta jest umowa, którą Pesa podpisała z województwem wielkopolskim. To jednak nie załatwia wszystkich problemów przedsiębiorstwa.

powstały zakłady dziś znane pod nazwą PESA, gdzie 3 tysiące pracowników, wszak w większości bydgoszczan, buduje nowe pojazdy dla dwunastu państw Europy. Swing oznaczony okolicznościowym numerem „500” jest jednym z trzech tramwajów dostarczonych już miastu w ramach zamówienia obejmującego łącznie 18 maszyn. Osiem kolejnych pojazdów, tym razem pięcioczłonowych, wyjedzie z Pesy do końca czerwca przyszłego roku, a siedem następnych ma trafić na tory do września 2018 r. W cieniu problemów Radość z sukcesu pracownikom firmy przyćmiewa jej zła sytuacja finansowa. Jak alarmują związkowcy, PESA przeżywa najtrudniejsze chwile od czasu przekształcenia się zakładu. Władze spółki nie ukrywają, że jeśli nie uda się


marka regionu

znaleźć inwestorów, firma może mieć problem z realizacją pozyskanych już zamówień. A opóźnienia czy niezrealizowane dostawy będą się wiązać z kolejnymi karami. Główną przyczyną obecnych problemów Pesy są bowiem straty związane z realizacją zamówień z poprzedniej perspektywy unijnej. Firma podjęła się wówczas kilku zadań jednocześnie, rozpoczynając wyścig z czasem, bo zamawiającym zależało na realizacji zadań przed końcem unijnego dofinansowania. Ostatecznie wszyscy uratowali dotacje, ale PESA przekroczyła część terminów i zleceniodawcy zaczęli domagać się od firmy wysokich kar umownych. - Do tego pojawił się kłopot z brakiem nowych zamówień. Sankcje wobec Rosji doprowadziły do załamania kontraktu na dostawę tramwajów dla Moskwy, a PKP Intercity nie zamówiło dodatkowych PesaDART, których dostawa podreperowałaby znacząco nasz budżet. Opóźnienia w przetargach na realizację projektów finansowanych ze środków UE doprowadziły do tego, że nasza konkurencja zamknęła zakład w Gliwicach i zwolniła 600 osób. My nie zwalnialiśmy ludzi, więc ponieśliśmy też koszty utrzymania załogi - słyszymy w Pesie. Potrzebne wsparcie Spółka szuka teraz inwestora branżowego lub finansowego, który zagwarantowałby środ-

ki na realizację pozyskanych już zamówień oraz rozwój firmy. - PESA zainwestowała w ciągu ostatnich 5 lat kilkaset milionów złotych w innowacje, nowe projekty, badania. To kapitał kompetencji na przyszłość, ale to także wysoki koszt, jaki polski przemysł płaci za równanie do najlepszych. Ogromne środki w ostatnim czasie zainwestowaliśmy też w projekt Deutsche Bahn. Produkcja trwa, dotychczasowe koszty homologacji i produkcji to ponad 130 mln złotych, a sprzedaż jest zaplanowana na połowę przyszłego roku - tłumaczy Michał Żurowski, rzecznik Pesy. Firma od dłuższego czasu prowadzi rozmowy z potencjalnymi inwestorami. Jednym z kandydatów, którego nazwa najczęściej pojawia się w tym kontekście, jest Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju. Do czasu zakończenia rozmów z potencjalnymi partnerami PESA nie chce ujawniać jednak szczegółów negocjacji. Podkreśla tylko, że konsolidacja to normalna praktyka na rynku producentów taboru w Europie. Jest co robić Na pewno pokrzepiający jest fakt, że firma nie może narzekać ostatnio na brak zamówień i wciąż pozyskuje kolejne. Na liście aktualnych zadań znajduje się m.in. modernizacja wagonów Intercity, dostawa składów Elf 2 dla Kolei Śląskich, województwa podkarpackiego i Przewozów Regionalnych czy nowe tramwa-

Jak alarmują związkowcy, PESA przeżywa najtrudniejsze chwile od czasu przekształcenia się zakładu. Władze spółki nie ukrywają, że jeśli nie uda się znaleźć inwestorów, firma może mieć problem z realizacją pozyskanych już zamówień.   KUJAWSKO-POMORSKI

15

l i s t o pa d 2 0 1 7

je dla Bydgoszczy, Łodzi i Gorzowa. Poza realizacją zleceń na rynek polski trwa też produkcja pojazdów na rynki zagraniczne - spalinowy Link dla wspomnianej już grupy Deutsche Bahn czy 40 niskopodłogowych tramwajów dla Kijowa. Niedawno w Poznaniu bydgoska firma podpisała też umowę z województwem wielkopolskim na dostawę kolejnych 10 elektrycznych zespołów trakcyjnych, co podreperuje budżet Pesy kwotą 238 mln zł. - Współpraca Pesy z Wielkopolską już od ponad dekady wyznacza dla obu stron kamienie milowe. Wszak to województwo w latach 2012-2014 zakupiło 22 Elfy, czyli najwięcej ze wszystkich polskich regionów. I to w Poznaniu, w maju 2013 roku, wspólnie świętowaliśmy przekazanie setnego wyprodukowanego przez nas elektrycznego zespołu trakcyjnego - mówi prezes Robert Świechowicz. - Cieszę się, że Wielkopolsce służyć będą Elfy 2 - pojazdy kolejnej generacji - pierwsze w tym województwie wyposażone w defibrylatory chroniące życie pasażerów w przypadku zaburzeń krążenia i pierwsze w pełni zgodne z najnowszymi normami kolejowymi TSI 2014. To tylko przykłady, które jednak dobitnie dowodzą, że wymagający przewoźnik i odpowiadający na jego oczekiwania producent potrafią tworzyć wciąż nową jakość na torach.cp


§

prawo

Likwidacja na ratunek firmie

Jeżeli i tak planujemy przeprowadzić postępowanie upadłościowe, a zależy nam, aby zachować funkcjonujące przedsiębiorstwo i uzyskać możliwie najwyższą kwotę z tego tytułu, i to w krótkim czasie, to pre-pack powinien być rozważany w pierwszej kolejności - mówi mecenas Karolina Korkowska-Krokos w rozmowie z Dominiką Kucharską. dłużnik ma szansę sprzedać firmę za wyższą kwotę, bo sprzedaje funkcjonujące przedsiębiorstwo, wierzyciel jest w większym stopniu zaspokojony, a pracownicy mogą nawet nie zauważyć, że firma przeszła w inne ręce.

Do pre-packu, czyli przygotowanej likwidacji, podchodzono z dystansem. W teorii wyglądała świetnie, ale obawiano się czy ta rewolucyjna forma restrukturyzacji zda w Polsce egzamin praktyczny. Skąd ten pesymizm? Trudno powiedzieć. Pre-pack daje możliwość sprzedaży przedsiębiorstwa, bądź jego zorganizowanych składników, jeszcze w czasie ich normalnego funkcjonowania. Korzyści wyboru takiej formy restrukturyzacji jest wiele. Znaczącą rolę odgrywa oszczędność czasu, ponieważ przygotowaną likwidację można przeprowadzić stosunkowo szybko. Tradycyjne postępowania upadłościowe potrafią trwać kilka, a nawet kilkanaście lat. Firma w tym czasie traci, składniki majątkowe są wyprzedawane, i to z reguły poniżej ich wartości, pracownicy są zwalniani. Finalnie mało kto jest zadowolony. W przypadku likwidacji przygotowanej całość trwa 3 do 6 miesięcy. Pierwsza polska sprawa, która zakończyła się sprzedażą, miała miejsce w Krakowie. W ciągu trzech miesięcy od złożenia wniosku ukończono postępowanie upadłościowe i sprzedano działające przedsiębiorstwo. Druga zaleta to to, o czym dość często się zapomina. Otóż firma to nie tylko składniki materialne, ale i zatrudnieni w niej ludzie. I tu znów pre-pack przynosi korzyści. Przedsiębiorstwo w tarapatach nie zwalnia pracowników. Cała firma wraz z załogą jest kupowana przez inwestora. W efekcie   KUJAWSKO-POMORSKI

Zalety są ogromne, więc tym bardziej dziwię się, że o pre-packu mówi się tak mało. Pre-pack w Polsce jest czymś nowym, funkcjonuje od początku 2016 roku. Instytucja przygotowanej likwidacji będzie zyskiwała na znaczeniu, jeśli zostanie lepiej rozpromowana. Rzeczywiście niewielu przedsiębiorców wie, że coś takiego istnieje. Co więcej, nadal niewielu prawników sięga po to narzędzie. Szkoda, bo eksperci wskazują jeszcze jedno ważne „za” - firma przejęta w procesie likwidacji przygotowanej nie ma łatki porażki, którą przykleja się upadłym firmom. Oczywiście. Kwestia stygmatyzacji firm, które przeszły postępowanie upadłościowe, jest niezwykle istotna. Wystarczy spojrzeć na duże lokalne przedsiębiorstwa, które ogłaszały upadłość. Ich działalność przeszła już do historii i nikt do tego nie wraca. Pracownicy tych firm stracili zatrudnienie. Mogli liczyć na programy pomocowe umożli

16

l i s t o pa d 2 0 1 7


pre-pack

>>> www.expressbydgoski.pl/strefa-biznesu www.nowosci.com.pl/strefa-biznesu

wiające chociażby przekwalifikowanie, ale to nie zmienia faktu, że porażka firmy odbiła się na ich życiu w znaczący sposób. Co różni pre-pack od zwykłej sprzedaży działającego przedsiębiorstwa? De facto niewiele. Różnicą jest to, że gdy pojawią się przesłanki upadłości, właściciel nie przedstawia propozycji na wolnym rynku, informując, że ma firmę do sprzedania. Zamiast tego składa wnioski o ogłoszenie upadłości i sprzedaż przedsiębiorstwa w systemie likwidacji przygotowanej. Istnieje także możliwość sprzedaży jedynie części przedsiębiorstwa, aczkolwiek statystyki wskazują, że większość dłużników podejmuje próbę, aby sprzedać firmę całościowo. Warunkiem rozpoczęcia likwidacji przygotowanej jest ustalenie, że w danej sytuacji będzie ona co najmniej równie korzystna, co w przypadku tradycyjnego postępowania upadłościowego. Decyzja o tym spada na barki sędziów... Myślę, że ta kwestia rodzi najwięcej problemów, ale doświadczeni sędziowie doskonale zdają sobie sprawę z tego, jakie koszty generuje prowadzenie postępowania upadłościowego. Istnieje zastrzeżenie, że operat ma sporządzić biegły sądowy i jeśli ta sprzedaż będzie postępowała na warunkach wynikających z operatu, to tak naprawdę należy przyjąć, że sprzedaż nastąpi za wartość rynkową przedsiębiorstwa. Jest mało realne, że w toku postępowania upadłościowego, trwającego kilka bądź kilkanaście lat, finalnie uzyska się kwotę, która po odjęciu kosztów będzie równie wysoka. W takim razie, czy właściciel firmy, której grozi upadłość, zawsze powinien rozważyć likwidację przygotowaną? Na pewno jest to strategia, którą warto wziąć pod uwagę. Jeżeli i tak planujemy przeprowadzić postępowanie upadłościowe, a zależy nam, aby zachować funkcjonujące przedsiębiorstwo i uzyskać możliwie najwyższą kwotę z tego tytułu, i to w krótkim czasie, to pre-pack powinien być rozważany w pierwszej kolejności. Natomiast, jeżeli zakładamy jakąś formę restrukturyzacji i choć podejmujemy działania zmierzające do ogłoszenia upadłości, to cały czas mamy nadzieję, że uda nam się utrzymać to przedsiębiorstwo, to likwidacja przygotowana nie będzie miała racji bytu.

Dłużnik ma szansę sprzedać firmę za wyższą kwotę, bo sprzedaje funkcjonujące przedsiębiorstwo, wierzyciel jest w większym stopniu zaspokojony, a pracownicy mogą nawet nie zauważyć, że firma przeszła w inne ręce. Karolina Korkowska-Krokos

§

analizę przedsiębiorstwa, którym jest zainteresowany. Szacowanie ryzyka w biznesie to podstawa. Wartość firmy sprzedawanej w systemie pre-pack szacuje biegły, ale musi się ona mieścić w granicach ceny rynkowej. Jeżeli inwestor ma dobrą koncepcję na funkcjonowanie tej firmy, to ryzyko związane z jej kupnem jest takie samo, jak w przypadku każdej innej inwestycji - ani większe, ani mniejsze. Co więcej, kupujący ma przeanalizowane wszystkie elementy, które są konieczne do oceny tego ryzyka. Ma pełną wiedzę na temat tego, co kupuje. Ważne jest także to, że ma pewność, iż nabywa firmę bez obciążeń. Wspominała Pani, że pre-pack to szansa na uniknięcie zwolnień pracowników. Czy przepisy mówią jasno, że inwestor, który nabywa firmę, ma zakaz zwolnień załogi, którą przejął? Tę sytuację regulują zapisy Kodeksu pracy. Przejście czy przejęcie zakładu pracy nie mogą być dla pracownika podstawą do rozwiązania z nim umowy o pracę. Podkreślmy jednak, że po przejęciu może być dokonana restrukturyzacja zakładu i w jej wyniku mogą zajść zmiany w składzie pracowniczym. Czyli mówiąc najprościej - jeśli nowy właściciel będzie chciał zwolnić ludzi, to znajdzie na to sposób? Oczywiście. Dobrze przygotowana restrukturyzacja, z której wynika konieczność dokonania zwolnień, zawsze będzie do wybronienia. Przedsiębiorca ma prawo optymalizować swoją działalność, w tym również - niestety - zwalniać pracowników.

Spójrzmy na to z perspektywy inwestora, który zastanawia się nad kupnem przedsiębiorstwa sprzedawanego w procesie likwidacji przygotowanej. Czy taka inwestycja jest bardziej ryzykowana od innych? Myślę, że każdy inwestor podejmujący tego typu decyzję w sposób racjonalny, sporządza własną

Jednym z najbardziej znanych przykładów likwidacji przygotowanej była sprzedaż General Motors w 2009 roku. W Polsce ta instytucja raczkuje, ale czy istnieją już jakieś podsumowania? Tak. Możemy sięgnąć po raport Fundacji Court Watch, który podsumowuje pierwszy rok funkcjonowania instytucji pre-pack w Polsce. Znajdziemy tam między innymi informację, że w ubiegłym roku wniosek o rozpoczęcie likwidacji przygotowanej złożyło 25 dłużników i 5 wierzycieli (oni również mogą z takim wnioskiem występować). W statystykach przodują Warszawa i Kraków, gdzie chętnych do skorzystania z pre-packu było najwięcej. Bydgoszcz w tym temacie jest na razie martwym polem. Wszystko przed nami.cp

*Karolina Korkowska-Krokos adwokatka, członkini Okręgowej Rady Adwokackiej w Bydgoszczy, prowadzi kancelarię w Inowrocławiu, której filia znajduje się w Bydgoszczy; inicjatorka i współzałożycielka bloga prawniczego „Przy kawie o prawie…”

KUJAWSKO-POMORSKI

17

l i s t o pa d 2 0 1 7


n o w o ś c i

>>> www.expressbydgoski.pl/strefa-biznesu www.nowosci.com.pl/strefa-biznesu

Na tropie

Nitro-Chem

Internetu Rzeczy

z gigantycznym kontraktem!

Według raportu Global Cloud Index Study, stworzonego przez Cisco, technologie IoT (Internet of Things) tylko do 2018 roku wytwarzać będą ok. 400 bilionów gigabajtów rocznie. Dla biznesu te liczby oznaczają gigantyczne zmiany. Naprzeciw globalnym trendom wychodzi Toruńska Agencja Rozwoju Regionalnego, organizując 30 listopada Forum Ekspansji Internetu Rzeczy. Wydarzenie ma na celu: przekazanie jak największej ilości praktycznej wiedzy na temat błyskawicznie rozwijających się technologii w ramach IoT; uświadomienie przedsiębiorców, w jaki sposób - przy udziale technologii Internetu Rzeczy - są w stanie zdobywać nowych klientów i optymalizować koszty swojej działalności; stworzenie platformy spotkań i networkingu dla twórców rozwiązań Internetu Rzeczy oraz właścicieli firm chcących absorbować pomysły z branży. Forum skierowane jest do właścicieli i osób zarządzających w małych, średnich i dużych firmach lub start’upach. W programie m.in.: wystąpienia blisko 30 ekspertów nowych technologii, panele dyskusyjne. Udział jest bezpłatny, ale obowiązują zapisy. Szczegóły na www.forumekspansji.pl.cp

zdj ę cie : f i l i p k o w a l k o w s k i

biznesowy

[

tekst: dominika Kucharska

]

Zakłady Chemiczne „Nitro-Chem” podpisały kolejny kontrakt, o wartości ok. 30 mln dolarów, na dostawy trotylu dla armii USA. Chodzi o zamówienie na dostawy materiałów wybuchowych. To rezultat wieloletniej współpracy z USA, nawiązanej przy realizacji tzw. offsetu przy kontrakcie na zakup myśliwców wielozadaniowych F-16. „Nitro-Chem” jest obecnie największym w Europie i jednym z największych na świecie producentów trotylu. Oprócz niego wytwarza też inne rodzaje wysokoenergetycznych materiałów wybuchowych, m.in. heksogen, oktogen i ich kompozycje. Materiały te wykorzystywane są w siłach zbrojnych oraz w przemyśle cywilnym, m.in. górnictwie oraz przy budowie dróg. - Nie spoczywamy na laurach, chcemy nadal się rozwijać - podkreśla Krzysztof Kozłowski, prezes Zarządu „Nitro-Chem” SA. - Kontynuujemy prace rozwojowe związane z produkcją amunicji dla Wojska Polskiego do haubicy KRAB oraz moździerza RAK. Jednocześnie zbliżamy się do końca pertraktacji w sprawie produkcji bomb lotniczych rodziny Mk 80, które przeznaczone byłyby dla polskich myśliwców F-16. Przypomnę, że w maju podpisaliśmy stosowny list intencyjny z firmą RWM Italia z grupy Rheinmetall Defence.cp


nowości

Drony w biznesie i nie tylko

7 dni z przedsiębiorczością

Jednym z elementów spotkania było seminarium „RPAS In business, science and air industry”, w trakcie którego uczestnicy reprezentujący rozmaite branże, uczelnie i państwa mieli możliwość wymieniać się doświadczeniami i pomysłami. Z kolei w Strefie Expo można było spotkać się z 30 wystawcami, wśród których znajdowali się producenci i naukowcy prezentujący swoje rozwiązania dla takich sektorów, jak obronność, geologia, rolnictwo. Zwiedzający mogli także spróbować swoich sił w pilotażu dronów na specjalnych symulatorach, a także uczestniczyć w badaniu immersji związanym z wirtualną rzeczywistością, czy grać w gry w technologii VR. Naukowcy, przedsiębiorcy, przedstawiciele instytucji publicznych i rozmaitych organizacji uczestniczyli również w giełdzie kooperacyjnej. Wzięło w niej udział 54 uczestników z 5 państw (Polski, Wielkiej Brytanii, USA, Norwegii, Niemiec). Gratką dla fanów bezzałogowców była możliwość zobaczenia na własne oczy Halowych Mistrzostw w wyścigach dronów DroneTech Race Cup 2017. W zawodach uczestniczyło 33 pilotów, którzy konkurując ze sobą w Arenie Toruń pokazali widowni, czym jest ten coraz bardziej rozwijający się sport. Wydarzenie dofinansowano ze środków budżetu Gminy Miasta Toruń, a partnerem strategicznym było Województwo Kujawsko-Pomorskie.cp

Wiecha na szczycie biurowca W październiku zakończono budowę konstrukcji Arkada Business Park w Bydgoszczy. To zespół dwóch biurowców o powierzchni ponad dwudziestu tysięcy metrów kwadratowych. Inwestorem jest For 2 sp. z o. o., spółka należąca do grupy holdingowej Arkada Invest, a generalnym wykonawcą firma Skanska.cp

zdj ę cie : t o m e k c z a c h o r o w s k i

Przed nami X edycja Światowego Tygodnia Przedsiębiorczości. Od 13 do 19 listopada także w naszym regionie odbędzie się wiele spotkań, warsztatów i szkoleń rozwijających przedsiębiorczość. Koordynatorem regionalnym w naszym województwie jest Bydgoska Agencja Rozwoju Regionalnego. Wśród partnerów znaleźli się m.in.: AIP Bydgoszcz, Kancelaria Centrum Prawa, Kujawsko-Pomorska Szkoła Wyższa w Bydgoszczy, Nokia, Pomorska Specjalna Strefa Ekonomiczna, Porozumienie Bydgoskich Biur Karier, Powiatowy Urząd Pracy w Bydgoszczy, Pracodawcy Pomorza i Kujaw, Uniwersytet Kazimierza Wielkiego, Uniwersytet Technologiczno-Przyrodniczy im. Jana i Jędrzeja Śniadeckich w Bydgoszczy, Włocławski Inkubator Innowacji i Przedsiębiorczości, Starówka Office - Przestrzeń dla biznesu, Wydział Finansów i Zarządzania w Bydgoszczy Wyższej Szkoły Bankowej w Toruniu, Wyższa Szkoła Gospodarki, Wojewódzki Urząd Pracy w Toruniu. Szczegóły na: www.barr.pl.cp

więcej newsów na facebook.com/BiznesKujawskoPomorski

DroneTech 2nd World Meeting Torun 2017 za nami. Druga edycja wydarzenia poświęconego pojazdom i systemom bezzałogowym oraz autonomicznym cieszyła się dużym zainteresowaniem.


vip w trasie zdj ę c i a : a r c h i w u m p r y w a t n e

tekst: jan oleksy

ta miłość nie rdzewieje Ważna jest sama droga. Gdy masz chandrę w pracy czy w domu, to siadasz na motocykl, przejeżdżasz sto kilometrów i wracasz odmieniony - opowiada Sławek „Hans” Lewandowski, przedsiębiorca i członek BMW Veteran Club

Ł

ączą ich wspólne wyprawy, zloty, rozmowy do nocy, a przede wszystkim miłość do starych motocykli. Tacy są członkowie BMW Veteran Club, stowarzyszenia, które w tym roku świętuje czwartą dekadę swojego istnienia. Jak to wszystko się zaczęło? Czterdzieści lat temu zebrała się grupa chłopaków, którzy kochali motocykle. - Nasz kolega Piotr „Maczała” Wiciun-Dowgiałło miał babcię, która mieszkała na Borowiackiej, i ona udostępniła mu garaż. To było nasze pierwsze miejsce spotkań. Jak ktoś miał wolną chwilę, to tam jechał, żeby się spotkać, pogadać, pogrzebać przy motocyklu - wspomina Mirosław Erdanowski, klubowicz od 1977 r., dziś właściciel firmy Pulsar. - Najbardziej ekscytujące było doprowadzenie starego motocykla do stanu pierwotnego, naprawa z dokumentacją w ręku, szukanie i kompletowanie części - dodaje Sławomir „Hans” Lewandowski, w klubie od 1982 r., dziś przedsiębiorca branży ślusarskiej. W tamtym czasie ambicją każdego młodego klubowicza było posiadanie ciężkiego motocykla. Niełatwo było go zdobyć. - Szukaliśmy

mocnych, ładnie brzmiących czterosuwowych motocykli, a takie były z zasady przedwojenne albo wojenne, więc w stanie wymagającym reanimacji. Już za naszych czasów zniknęły junaki, a w ich miejsce pojawiły się jawy i emzetki, które były dwusuwami i nas nie rajcowały - wyjaśnia Tadeusz „Tadziol” Karwowski, członek klubu od 1980 r., dziś właściciel firmy Tedimex, zajmującej się wentylacją i klimatyzacją. Mad Max i rejs Swój pierwszy zlot zorganizowali w 1982 roku, na toruńskim Trampie. - Od kilku lat jeździliśmy już na różne imprezy motocyklowe, więc stwierdziliśmy, że wypada też ugościć kolegów w naszym mieście. Przyjechali z całej Polski. Zlot wyszedł na medal. Pokonaliśmy trudności organizacyjne, wszystko trzeba było załatwiać, prosiaka zamówiliśmy u gospodarza, a po piwo wysłaliśmy furgonetkę do Żywca. W kinie plenerowym wyświetliliśmy pierwszego „Mad Maxa”. Największą atrakcją był rejs po Wiśle nawiązujący do przesławnego filmu - opowiada „Tadziol”. Do dziś toruńscy motocykliści jeżdżą do kolegów z innych klubów. - Naszym zaprzyjaźnionym miastem jest Olsztyn, gdzie odbywają się „wete-

rańskie” imprezy. Bywamy tam corocznie, jesteśmy najsilniejszą grupą prezentującą pojazdy zabytkowe na olsztyńskiej imprezie. Wyruszają także na zloty odbywające się poza granicami. Żywe są kontakty z kolegami z Hamburga, którzy także należą do BMW Veteran Club. Wspólne wyprawy to także część działalności klubowej. Zwiedzili razem całą Europę, od Hiszpanii i Portugalii aż po Grecję. Zaliczyli Saint Tropez, całe Lazurowe Wybrzeże, a nawet Maroko. Przygody po drodze Wspominają, że niesamowite były zloty w latach 80. W stanie wojennym w Jedlińsku pod Radomiem milicja zrobiła im „ścieżkę zdrowia”, uważając, że motocykliści to reakcjoniści. - Pogonili nas ze zlotowiska, zabierali elementy umundurowania, kurtki moro, paski, a nawet wojskowe buty. Niektórzy śmiesznie wyglądali, wracając na motocyklu w podkoszulku i boso - przyznaje Tadeusz Karwowski. Bywało strasznie, ale najczęściej - wesoło. - Kiedyś wybraliśmy się na zlot do Odessy. Po drodze zatrzymaliśmy się w Kamieniu Podolskim. Nasz kolega miał akurat urodziny, a gdy się o tym


vip w trasie

>>> biznes.expressmedia.pl

Klub liczy dziś około 30 członków, ale bywały okresy, w których było ich aż 65. Najstarszym klubowiczem jest świeżo przyjęty kolega Stefan, który ma 72 lata, a najmłodszym - 19-latek.

dowiedzieli zaprzyjaźnieni Ukraińcy, to postanowili zrobić mu „deń rażdjenia”. Całonocna impreza odbyła się w dawnym budynku sakralnym, był występ artystyczny, muzyka, a ściągnięte na tę okoliczność kucharki przyrządziły festiwal potraw regionalnych. Takich urodzin nasz kolega jeszcze nie miał i chyba mieć nie będzie - śmieje się Mirosław Erdanowski. Trzy pokolenia Klub liczy dziś około 30 członków, ale bywały okresy, w których było ich aż 65. Najstarszym klubowiczem jest świeżo przyjęty kolega Stefan, który ma 72 lata, a najmłodszym - 19-latek. W latach 90., gdy wzrosła liczba członków, wszyscy zaczęli myśleć o własnym „klubhausie”. - Wtedy wpadliśmy na pomysł, żeby od Bractwa Kurkowego wynająć fort, ale okazało się to kwestią przejściową. Po kilku latach pożegnaliśmy bractwo i wynajęliśmy inną fortyfikację A 15 na ul. Polnej. W tej siedzibie mamy swój „dom klubowy”, w którym spotykamy się regularnie w każdy pierwszy wtorek miesiąca. - Najważniejsze są spotkania w dobrym towarzystwie, gdzie kumple cię wysłuchają, zrozumieją, wspomogą dobrym słowem, poklepią po plecach - mówi „Hans”. Klubowicze chętnie wspierają akcje charytatywne, takie jak Motoserce, św. Mikołaj na motocyklu czy WOŚP. Teraz przygotowują zaduszki klubowe, by powspominać kolegów, których już nie ma, bo czy można zapomnieć o Piotrze „Piciu” Czarnowskim, właścicielu sieci sklepów sportowych, czy o „Doktorze Oko” - znanym okuliście Krzysztofie Maciejewskim. Skąd te fascynacje? - Gdy miałem cztery lata, szedłem z babcią ulicą Podgórną, którą akurat przejeżdżali motocykliści wojskowi. Wtedy, jak twierdzi babcia, zauroczył mnie ten widok. W wieku siedmiu lat już kręciłem się przy motocyklistach. Mój skarb, NSU 350, kupiłem w 1984 - tłumaczy „Hans”. Podobnemu zauroczeniu motocyklami uległ „Tadziol”. - Mój tato w latach 60. miał jawę 250. Dobrze pamiętam jego następny motocykl SHL-kę. Tato prowadził, ja siedziałem na zbiorniku, a mama z tyłu. To zamiłowanie ojca do motocykli na pewno mi się udzieliło. Mając 16 lat

zrobiłem prawo jazdy i kupiłem junaka - mój pierwszy motocykl. Natomiast pierwszego „weterana” zdobyłem w 1980. Było to NSU, a nieco później BMW z lat 20., które niestety sprzedałem. Żal był tak wielki, że po latach postanowiłem kupić taki sam model. Dziś to BMW jest moją maskotką. Stoi w... salonie - zdradza „Tadziol”. Mirosław Erdanowski motocyklową pasję też odziedziczył w genach. - Mój tato miał zundappa, którym jeździł do mamy jeszcze jako kawa-

ler. Później była wuefemka z lat 50. i simson. Już jako młody chłopak miałem straszny pęd, żeby jeździć motocyklem. Tato, widząc moją pasję, podarował mi stary motorower Żak, którym w 1974 r. wraz z kolegą wybraliśmy się na wyprawę do Ełku. Wzięliśmy ze sobą tylko słoik smalcu i chleb. Moim pierwszym zabytkiem był angielski BSA 500 z 1936 r., który jest ze mną od 40 lat. Na początku odpalałem go ze skrzynki po warzywach - żartuje właściciel Pulsaru.cp

Wyjazd na imprezę klubową ok. 20 lat temu

Zlot na lotnisku w Toruniu, wrzesień 1984, od prawej: „Bandzior” Mariusz Dębski, „Świrek” Mirek Erdanowski, Jan Wojciechowski, Wojtek Zawadzki. Motocykl DKW „Świrka”

KUJAWSKO-POMORSKI

21

l i s t o pa d 2 0 1 7


coaching

?

co wydarza się po pracy

Jak to jest, że im więcej i ciężej pracujesz, tym więcej pozostaje na liście do zrobienia? Pracujesz już niemal od rana do nocy, a nadal brakuje czasu na ważne zadania. tekst: marzena cholerzyńska

W

ciąż przepisujesz te same punkty listy zadań na kolejny dzień. Wciąż sobie obiecujesz, że jutro odpoczniesz, albo w najbliższy weekend, albo w przerwie świątecznej. Tylko te dni jak na złość nie chcą przyjść. Pojawia się za to coś innego. Tak zwane zmęczenie materiału. Do magicznej mety Kiedy byłeś na porządnym urlopie? Takim prawdziwym, dwutygodniowym, bez dzwoniących wciąż telefonów? Ostatnio rozmawiałam z dwoma rekordzistami. Kobieta siedemnaście lat bez urlopu, mężczyzna cztery. Muszę powiedzieć, że długo chodziłam zszokowana po wysłuchaniu ich historii. Z jednej strony, ciągła praca to szansa, żeby pokazać, na co nas stać, rozwijać firmę, zwiększać dochody, spełniać marzenia. No właśnie. Tylko czy czas na spełnianie marzeń kiedyś nastąpi? Czy bez odpoczynku dotrwamy do magicznej mety? Coraz częściej zacierają się granice między życiem osobistym i zawodowym. Niby jesteśmy już w domu, ale z tyłu głowy wybrzmiewają tematy z pracy. Czy tak już musi być, bo „mamy takie czasy”? Na pewno nie. Twój ostatni film Można efektywnie pracować i odzyskać prywatność. A dlaczego warto? Bo najpiękniejsze i najcenniejsze momenty w życiu wydarzają się zwykle po pracy. Podobno przed śmiercią widzi się film z życia z podsumowaniem najlepszych

momentów. Co w takim momencie chcesz zobaczyć? Serię zebrań, nadgodzin i tonę papierów czy czas spędzony w ulubiony sposób i w dobrym towarzystwie? Może to dziwne pytanie, ale wczuj się w nie na moment. Zostań reżyserem swojego życia i odpowiedz. Co powinno być na twoim filmie? Do czego potrzebujesz czasu wolnego? Jak zmienią się twoje relacje, kiedy zainwestujesz w nie czas? Jak więcej odpoczynku wpłynie na twoje zdrowie? Co stracisz w perspektywie roku, kiedy nic się nie zmieni? Na ile procent jesteś efektywny, kiedy się nie regenerujesz? Jeśli czujesz, że ładowanie akumulatorów jest ważne, podejdź do tego na poważnie. Zmień nastawienie do czasu prywatnego. Zadecyduj, że jest on tak samo ważny jak praca. Określ, o której godzinie zaczyna się pora na życie pozazawodowe. Traktuj ją tak samo poważnie, jak czas rozpoczęcia pracy. Planuj, ale nie w głowie Ciężkim tematem jest praca w miejscu zamieszkania. Dziwnym trafem obowiązki domowe wchodzą na czas pracy i kolejne zaległości rosną. Jeśli nie masz pewności, że stać cię na wynajem biura - pomyśl o coworkingu. Przestrzeni, w której pracują też inne osoby. Atmosfera w takim miejscu może pomóc skupić się na jak najszybszym wykonywaniu zadań. Jest to też doskonała okazja do nawiązania nowych kontaktów biznesowych. Istotne jest też to, żeby nie być Zosią samosią. Czy na pewno musisz uczestniczyć w każdym zadaniu? Czy twój zespół może część z nich zrobić samodzielnie? Ile

marzena cholerzyńska - coach, mówca motywacyjny, trener sprzedaży, autorka bloga marzenacholerzynska.pl

tak naprawdę jest zadań, które są przeznaczone tylko dla ciebie? Koniecznie też planuj. Nie ma nic gorszego, niż każdy dzień rozpoczynać z chaosem w głowie. Kiedy masz wyznaczone priorytety - działasz bardziej efektywnie. Ważne jest, aby plan był spisany. Odciążysz wtedy pamięć i wzrośnie twoja motywacja, bo recepta na dobrze zaplanowany dzień będzie na wyciągnięcie ręki. Pożeracze czasu Jest jeszcze jeden ważny element. Eliminacja pożeraczy czasu. Są to bezproduktywne czynności, które wykonujemy świadomie lub nieświadomie. Głównym winowajcą jest internet, gdzie zawsze znajdziesz coś ciekawego. Zbyt długie zebrania i odprawy też nie są pomocne. Wieczne pielgrzymki pracowników z prośbą o rozwiązanie błahego problemu - niby pięć minut dla osoby, a na koniec dnia siedzisz z nosem w papierach, kiedy inni idą do domu, bo wybiła szesnasta. Kiedy zapanujesz nad wykorzystaniem czasu pracy, zaplanuj czas prywatny. Jeśli czeka na ciebie zarezerwowany wyjazd na weekend lub stolik w restauracji, nie będziesz się ślimaczyć. Zrobisz wszystko, żeby zmieścić się w czasie. Każdego tygodnia zastanów się - jak chcesz spędzić weekend. Wietrzenie głowy pozwala na większy dystans, przypływ nowych pomysłów, nabranie sił. Jak śpiewał Wojciech Młynarski: „Niejedną jeszcze paranoję przetrzymać przyjdzie - robiąc swoje! Kochani, róbmy swoje! Róbmy swoje! Żeby było na co wyjść!”. Wyjdź z pracy o ludzkiej porze, póki czas. To zaprocentuje.cp


CYKORIA S.A. Wierzchosławice 15, 88-140 Gniewkowo

007874334

007821547

007869130

tel.: (52) 355 20 00 do 03, fax: (52) 355 82 11 e-mail: cykoria@cykoria.com.pl


Śmiało przemierzaj zimowe szlaki

Opona zimowa Continental 195/55 R16 87T Kontrola zimowa + zimowy płyn do spryskiwaczy 1.10–31.12.2017

389 zł 99 zł

Cena kontroli zawiera podatek VAT i zimowy płyn do spryskiwaczy. Kontrola nie zastępuje przeglądu okresowego. Wszystkie podane ceny zawierają podatek VAT i są cenami zalecanymi przez Renault Polska. Szczegóły w Autoryzowanych Serwisach Renault.

SERWIS RENAULT. Ciesz się jazdą. Ciesz się życiem. renault.pl

Renault zaleca

Chojnice, ul. Gdańska 68 tel. 52 395 00 45

www.uni-car.com.pl

007801782

Bydgoszcz, ul. Modrzewiowa 7 tel. 52 360 25 60, fax 52 320 93 95


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.