Braciszkowie świętego Franciszka #111

Page 1

Duszpasterstwo Powołań Warszawskiej Prowincji Braci Mniejszych Kapucynów

raciszkowie swietego ranciszka

B F

Rok XIX, nr 111


SPIS TREŚCI Chrystus nasza Pascha 3 br. Piotr Wrotniak

Chrystus nasza Pascha

Spotkałem Franciszka 4 br. Piotr Owczarz Jeden dzień z życia nowicjusza 10 br. Tomasz Mantyk Nasze śluby wieczyste

14 3

Bo byłem głodny, a daliscie mi jeść 16 br. Piotr Wrotniak Na początek... 21 br. Sławomir Siczek Zrozumieć świętego (cz. 2) 22 bt. Piotr Wardawy

Każdy człowiek kieruje się w swym życiu pragnieniem szczęścia. Ciągle szukamy zaspokojenia tego pragnienia, niestety często po omacku i nie tam, gdzie trzeba. Św. Augustyn pisze: „stworzyłeś nas panie jako skierowanych ku tobie i niespokojne jest serce człowieka, dopóki w tobie nie spocznie” (wyznania I, 1). Poza Bogiem ani szczęscia ani upragnionego spokoju nie znajdziemy. Aby Go jednak znaleźć trzeba nam przejść przez pustynię, doświadczyć braku i dostrzec potrzebę Boga w życiu. okres Wielkiego Postu jest

takim czasem pustyni, przez który trzeba nam przechodzić, aby doświadczyć zmagania się ze złem i zagłębić się w tajemnicę zwycięstwa przez krzyż. Na końcu bowiem drogi przez pustynię jest ziemia obiecana, jest nasze zmartwychwstanie i radosne „alleluja”. Życzę wszystkim radosnego przechodzenia ze śmierci do życia, z niewoli grzechu do wolności dzieci Bożych. Niech to przejście – pascha – dokonuje się w naszym codziennym życiu dzięki wierności Chrystusowi.

Nocna cisza w buszu 24 br. Marcin Radomski br. Piotr Wrotniak duszpasterz powołań

Braciszkowie św. Franciszka


br. Piotr Owczarz

Spotkalem Franciszka 4

Na historię własnego lub cudzego życia patrzymy z różnych stron. Zwracamy uwagę na dzień urodzin, wykształcenie, zdobyte doświadczenie i na wiele innych czynników, które w dużej części nas określają. Opis jednak nam nie wystarcza, Konieczna jest refleksja. Historia nie jest przecież wyłącznie zbiorem faktów. Badając dzieje świata nie trudno wskazać na różne zależności, konsekwencje, czasem nieprzewidziane i nagłe. Osobiście doświadczamy tzw. przypadków, na które szeroko otwieramy oczy i pytamy o sens. Kto zatem może właściwie zinterpretować nasze życie? Czyż nie Ten, który zna nas od początku. „Zanim ukształtowałem cię w łonie matki, znałem cię...” (Jr 1, 5). Nasze życie jest miejscem, gdzie się objawia Bóg. Pragnę podzielić się tym co Bóg objawił mi przez spotkanie z świętym Franciszkiem z Asyżu.

[

W umyśle mojego brata Mirka pojawił się pomysł dość ciekawy - pielgrzymka do grobu św. Jakuba w Hiszpanii. Sposobem podróżowania miał być autostop i tak też się stało.

]

Czas szkoły średniej jest okresem szukania autorytetów, nawiązywania przyjaźni, podejmowania pierwszych, mniej lub bardziej, poważnych decyzji. Szukałem od-

3

powiedzi na pytanie co mam w życiu robić. Nie miałem zwyczaju wiele czytać, ale kiedy pożyczyłem od kolegi „Kwiatki św. Franciszka” to pochłonąłem je w kilka dni. Została dziwna sympatia do bohatera tych opowiastek. Wiadomo, święty biegający po łąkach, lasach, rozmawiający ze zwierzętami był bardzo przystępny. Zawsze jest jakiś początek i pierwsze wrażenie. Widziałem, że był szczęśliwy poświęcając swoje życie Bogu. Zacząłem pytać bardzo prosto – kim jest Bóg, a nawet czy jest? Jeśli tak, to gdzie? Takie normalne poszukiwania wieku młodzieńczego. Nastąpił czas wakacji przed klasą maturalną. W moim rodzinnym mieście Bydgoszcz mieszkają i modlą się bracia kapucyni. Z kościoła, którym się opiekują, zabrałem ulotkę z terminami rekolekcji. Pojawiła się okazja tygodniowego pobytu na Mazurach, w krainie pięknych jezior. Podczas tych dni zaznajomiłem się z życiem Franciszka, z tym co przeżywał i czego pragnął. Wszystko dotyczyło jego młodzieńczego życia. Łatwo się zrozumieliśmy. Przeżywał podobne problemy, tylko w innym kontekście historycznym. Miał wzniosłe marzenia. Pochodząc ze stanu mieszczaństwa aspirował do zostania rycerzem. Jedną z dróg do nobilitacji było wsławienie się na wojnie. Szybko jednak dostał się do niewoli. Tutaj znalazłem analogię do mojego życia. Też pragnąłem wielkości, bycia kimś sławnym, dostrzeżonym. Styl

Braciszkowie św. Franciszka

ubierania, bycie w towarzystwie, posiadanie własnej grupy miały temu służyć. Jednak nic do końca mnie nie zadowalało. Ludzie są bardzo ważni, ale jest w sercu taka samotność, której żaden człowiek nie może we mnie do końca wypełnić. Bóg wie co robi, ma swoje plany. Szanuje nasze pragnienia i chce ich wypełnienia w naszym życiu. To On jednak decyduje o sposobie ich realizacji. Franciszek przez swoje nawrócenie pociągnął za sobą rzeszę ludzi. Sposób życia jaki Pan mu objawił skonkretyzował się później w postaci reguły, tak aby inni mogli żyć podobnie. „Komu lepiej służyć? Panu czy słu-

Braciszkowie św. Franciszka

dze?” Takie pytanie usłyszał we śnie młody Francesco. Usłyszałem je i ja... Komu? Moim pomysłom, planom? Czy poddawać to wszystko dobremu Bogu, który zrealizuje je w najlepszy sposób? Franciszek odpowiedział wyraźnie – Panu. Też tak chciałem, ale jeszcze nie wiedziałem jak to wyrazić. Zostało dane zaproszenie, aby to On projektował w całości moje życie. Postanowiłem wrócić z rekolekcji autostopem. Takie małe szaleństwo, bez mapy zdając się na Opatrzność i łaskawość ludzi. Do domu nie było blisko. Po dwóch dniach drogi wróciłem, ale rekolekcje jeszcze nie wywietrzały. Pytałem o Kościół. Franciszek zadziwił mnie w tym względzie i utwierdził. Znając kontekst i sytuację XIII-wiecznego Kościoła, aż tak bardzo nie dziwią słowa, które usłyszał święty pod krzyżem w kościele św. Damiana – „Franciszku, idź i odbuduj mój Kościół,

5


6

bo jak widzisz chyli się ku upadkowi”. Jednak Boże plany rozpoznaje się stopniowo. Franciszek potraktował to wezwanie bardzo dosłownie. Zaczął odbudowywać pobliskie kościoły. Potrzebował kilku lat, aby zrozumieć, że chodzi o duchową budowlę. Zacząłem myśleć o moim miejscu w Kościele,. Do jakiej odbudowy powołuje mnie Pan? Franciszek pokazał, że odbudowa zaczyna się od własnego serca. Widział Kościół jako święty i kochał go takim jakim jest. To Chrystus jest Głową Kościoła, a my wszyscy Jego członkami. Wiedział dobrze, że siłą przemieniającą jest miłość, którą jest sam Bóg. Dlatego tak mocno wskazywał na kapłanów, jako tych którzy udzielają ludziom Chrystusa, bez względu na ich stan moralny. Wakacje jeszcze się nie skończyły. W umyśle mojego brata Mirka pojawił się pomysł dość ciekawy - pielgrzymka do grobu św. Jakuba w Hiszpanii. Sposobem podróżowania miał być autostop i tak też się stało. Nie miałem wątpliwości co wziąć na drogę jako lekturę duchową. Były to Pisma św. Franciszka z Asyżu, które dostałem od jednego z braci kapucynów kilka dni przed wyjazdem. Zaczęła się podróż duchowa i fizyczna. Czekając, aby łaskawie ktoś się zatrzymał, uczyliśmy się cierpliwości, oczywiście z różnym skutkiem. Dwóch chłopaków z dużymi bagażami to mała zachęta dla kierowców. Dziewięć godzin na jednej z francuskich stacji benzynowych to był szczyt. Na rozmyślanie miałem czasu w obfitości. Słowa Franciszka stawały się dla mnie coraz bardziej żywe. Zdziwił mnie sposób traktowania choroby czy niedogodności fizycznych: I proszę chorego brata, aby za wszystko składał dzięki Stwórcy; i żeby pragnął być takim, jakim chce go mieć Pan: czy to zdrowym, czy chorym, bo tych wszystkich, których Bóg przeznaczył do życia wiecznego (por. Dz 13,

48), przygotowuje przez ciosy doświadczeń i chorób, i przez ducha skruchy, jak mówi Pan: Ja poprawiam i karcę tych, których miłuję (por. Ap 3, 19) . Dziwiłem się, że można tak w ogóle myśleć. Niepewność jutra, tego czy w ogóle dożyjemy, zaczynała stopniowo ustępować ufności, że On po prostu się o nas troszczy. Każda minuta była już przewidziana, żadne spotkanie nie było przypadkowe. Franciszek uczył mnie, że Bóg nie pozwoli nam zginąć. Jednak nie chodziło wyłącznie o warunki materialne, ale o moją duszę. On zapewnia wewnętrzny pokój i daje radość nawet z przeciwności. Tutaj pomocą stała się opowieść o doskonałej radości. Deszcz, zimno i głód mieszały się z cieplutkim Słońcem Hiszpanii czy plażą nad Zatoką Baskijską. Wszystko stawało się łaską. Wiele mógłbym przytaczać sytuacji, ale chciałbym wspomnieć szczególnie jedną, bardzo dla mnie ważną. Czasem proste wydarzenie nabiera dla człowieka niesamowitej wartości. Dotarliśmy do jednego z miast hiszpańskich – León. Wysiedliśmy blisko jakiegoś franciszkańskiego kościoła. Obok był piękny park - fontanna, kwiaty. Pośrodku znajdowała się figura św. Franciszka. Trudno opisać co czułem w środku. Do teraz jest to we mnie. Po prostu spotkaliśmy się. Miałem konkretne poznanie, że nasze życie będzie związane w szczególny sposób. W jaki konkretny? Tego jeszcze do końca nie wiedziałem. Boże plany przecież odkrywa się stopniowo! Po miesięcznych wojażach szczęśliwie wróciliśmy do Polski. Dziś, kiedy po prawie sześciu latach czynię refleksję nad własną historią życia to widzę pewną ciągłość wydarzeń. Bóg jest rzeczywiście obecny w moim życiu. Świętości nie zdobywa się z dnia na dzień, ale spojrzenie na świętych ułatwia

Braciszkowie św. Franciszka

Braciszkowie św. Franciszka

7


dążenie do niej. Podobnie Izrael odkrywał Bożą miłość. Nie było dla niego przypadkowych wydarzeń. Bóg przez Mojżesza wyprowadził swój lud z Egiptu i zawarł z nim Przymierze. Nawet posłanie do niewoli babilońskiej stało się okazją do odkrycia Jego zbawczego działania. Chrystus naprawdę zmartwychwstał. Ta prawda kształtuje wierzących od dwóch tysięcy lat. Bóg Ojciec obdarzył każdego z nas powołaniem do szczęścia, do bycia Jego synem w Synu. Duch Święty nie tylko pozwala nam je odkryć, ale uzdalnia nas do jego wypełnienia. Na jakiej konkretnie drodze? Tutaj jest miejsce, kiedy ja sam muszę wejść z Panem w dialog. Franciszek bardzo kon-

kretnie pytał – „Panie, co chcesz abym czynił?” i otrzymywał odpowiedzi prowadząc życie modlitwy. Sam Bóg wskazał mu sposób życia, który miał prowadzić. Później zaczęli przyłączać się bracia. Długo się modlił, a nawet prosił o pomoc w rozpoznaniu św. Klarę – czy ma głosić ludziom pokutę, czy oddać się wyłącznie modlitwie. Wola Boża okazała się konkretna – głosić, ale również odchodzić na samotne miejsca. W pewnym momencie z tego pytania uczyniłem modlitwę, która trwa do dziś. Jeśli Bóg ma jakiś plan wobec mnie, to dla mojego szczęścia. Święci, którzy odpowiedzieli na głos Boga, jak Franciszek, są tego pewnym dowodem. „Przeto przypatrzcie się, bracia, powołaniu waszemu!” 1 Kor 1, 26

To jest całe Napomnienie, jakoś mi najbliższe, przytaczam w całości, ale tutaj chodzi najbardziej o wersety 14-22. Pisma św. Franciszka z Asyżu, Napomnienie 1: 1Pan Jezus powiedział swoim uczniom; Ja jestem drogą, prawdą i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej, jak tylko przez Mnie. 2Jeśli znalibyście Mnie, znalibyście z pewnością i mojego Ojca; i odtąd Go znacie i zobaczyliście Go. 3Mówi do Niego Filip: Panie, pokaż nam Ojca, a to nam wystarczy. 4Mówi mu Jezus: Tak długo jestem z wami, a nie poznaliście Mnie? Filipie, kto widzi Mnie, widzi i Ojca (J 14, 6-9) mego. 5 Ojciec mieszka w światłości niedostępnej (por. 1Tm 6, 16) i Duchem jest Bóg (J 4, 24), i Boga nikt nigdy nie widział (J 1, 18). 6 Dlatego tylko w duchu można Go oglądać, bo duch jest tym, który ożywia; ciało na nic się nie przyda (J 6, 64).7Ale i Syna w tym, w czym jest równy Ojcu, nikt nie może inaczej oglądać niż Ojca ani inaczej niż Ducha Świętego. 8Dlatego potępieni są wszyscy, którzy widzieli Pana Jezusa według człowieczeństwa, ale nie dostrzegli i nie uwierzyli według ducha i bóstwa, że jest on prawdziwym Synem Bożym. 9Tak

samo potępieni są ci wszyscy, którzy widzą sakrament [Ciała Chrystusowego], dokonywany słowami Pana na ołtarzu przez ręce kapłana pod postacią chleba i wina, ale nie dostrzegają i nie wierzą według ducha i bóstwa, że jest to prawdziwie Najświętsze Ciało i Krew Pana naszego Jezusa Chrystusa. 10Poświadcza to sam Najwyższy słowami: To jest ciało moje i krew mego Nowego Przymierza [która za wielu będzie wylana] (por. Mk 14, 22. 24) i: 11 Kto pożywa ciało moje i pije krew moją, ma życie wieczne (por J 6, 55). 12Stąd Duch Pański przebywający w wiernych swoich, jest tym, który przyjmuje Najświętsze Ciało i Krew Pana. 13Wszyscy inni, którzy nie mają udziału w tym Duchu, a ośmielają się przyjmować je, sąd sobie jedzą i piją (por. 1Kor 11, 29). 14 Dlatego: Synowie ludzcy, dokąd będziecie twardego serca? (Ps 4, 3). 15Dlaczego nie poznajecie prawdy i nie wierzycie w Syna Bożego? (por. J 9, 35). 16Oto uniża się co dzień (por. Flp 2, 8) jak wtedy, gdy z tronu królewskiego (por. Mdr 18, 15) zstąpił do łona Dziewicy. 17Codziennie przychodzi do nas w pokornej postaci. 18Co dzień zstępuje z łona Ojca na ołtarz

Braciszkowie św. Franciszka

w rękach kapłana. 19I jak ukazał się świętym apostołom w rzeczywistym ciele, tak i teraz ukazuje się nam w świętym Chlebie. 20I jak oni swoim wzrokiem cielesnym widzieli tylko Jego Ciało, lecz wierzyli, że jest Bogiem, ponieważ oglądali Go oczyma ducha, 21tak i my, widząc chleb i wino oczyma cielesnymi, starajmy się dostrzegać i wierzmy mocno, że jest to jego żywe i prawdziwe Najświętsze Ciało i Krew. 22I w taki sposób Pan jest zawsze ze swymi wiernymi, jak sam mówi: Oto Ja jestem z wami aż do skończenia świata (por. Mt 28, 20). Reguła niezatwierdzona, 10, 3. Św. Franciszek. Prawdziwa i doskonała radość: 1Tenże [br. Leonard] opowiadał, że pewnego dnia u Świętej Maryi św. Franciszek zawołał brata Leona i powiedział: „Bracie Leonie, pisz”. 2Ten odpowiedział: „Jestem gotów”. 3Pisz - rzecze - czym jest prawdziwa radość. 4Przybywa posłaniec i mówi, że wszyscy profesorowie z Paryża wstąpili do zakonu; napisz to nie prawdziwa radość. 5Że tak samo uczynili wszyscy prałaci z tamtej strony Alp, arcybiskupi i biskupi, również król Francji i Anglii; napisz, to nie jest prawdziwa radość. 6Tak

Braciszkowie św. Franciszka

samo, że moi bracia poszli do niewiernych i nawrócili wszystkich do wiary; że mam od Boga tak wielką łaskę, że uzdrawiam chorych i czynię wiele cudów; w tym wszystkim nie kryje się prawdziwa radość. 7Lecz co to jest prawdziwa radość? 8Wracam z Perugii i późną nocą przychodzę tu, jest zima i słota, i tak zimno, że u dołu tuniki zwisają zmarznięte sople i ranią wciąż nogi, i krew płynie z tych ran. 9 I cały zabłocony, zziębnięty i zlodowaciały przychodzę do bramy; i gdy długo pukałem i wołałem, przyszedł brat i pyta: Kto jest?. Odpowiedziałem: Brat Franciszek. 10A ten mówi: Wynoś się; to nie jest pora stosowna do chodzenia; nie wejdziesz. 11A gdy ja znowu nalegam, odpowiada: Wynoś się; ty jesteś [człowiek] prosty i niewykształcony. Jesteś teraz zupełnie zbyteczny. Jest nas tylu i takich, że nie potrzebujemy ciebie. 12 A ja znowu staję przy bramie i mówię: Na miłość Bożą, przyjmijcie mnie na tę noc. 13A on odpowiada: Nic z tego. Idź tam, gdzie są krzyżowcy i proś. 14Powiadam ci: jeśli zachowam cierpliwość i nie rozgniewam się, na tym polega prawdziwa radość i prawdziwa cnota, i zbawienie duszy.


br. Tomasz Mantyk nowicjusz

n e i z d n jede jusza c i w o n z zycia 10

M

orze… Plaża… Słońce mocno grzeje, a ja w cieniu parasola popijam chłodne piwko w towarzystwie dwóch urodziwych dziewcząt… Drrrryyyyyńńń!!! Rozlega się wściekły trajkot dzwonka wyrywając mnie z błogiego snu. 05:15 – nawet w wojsku nie budzą tak wcześnie. Próbuję przewrócić się na drugi bok i zaciskając powieki powrócić choć na chwilę nad piękne, turkusowe morze moich snów. Daremnie. Dwa kolejne ataki dzwoniącego zbrodniarza są w stanie obudzić nawet nieboszczyków w naszych katakumbach. Zwlekam się więc z łóżka, chwytam ręcznik i niepewnym krokiem z na wpół zamkniętymi oczyma wlokę się do łazienki. O! Właśnie się z kimś zderzyłem. „Szczęść Boże, Ojcze Magistrze!” Wsadzam zaspany łeb pod zimną wodę i wreszcie rzeczywistość dociera do mojej świadomości. Żadne chłopie, morze, żadne piękne panie, nowicjat i pokuta – to twoje powołanie!

Umyty i wypachniony zakładam habit – po raz pierwszy w życiu nie mam problemu co na siebie włożyć – i prędko wiążąc sznurek, zaraz, nie tak, odwrotnie, zbiegam do chóru, gdzie lada moment rozpoczną się laudesy. Wchodzę, uf, jeszcze nie zaczęli, i padam na twarz. Nie, nie ze zmęczenia. Z szacunku. „Dziędobry Panie Jezu. To ja, Twój nowicjusz Tomek. Co ja Ci będę Panie nudził. Dzięki Ci za kolejny dzień który przede mną stawiasz. Daj mi go przeżyć zgodnie z Twoją Wolą.” O, już zaczynamy! Zaraz, zaraz, co to dzisiaj ma być? Jakieś wspomnienie? Święto? Dobra, mam już ten hymn (podejrzałem przez ramię u sąsiada). Siadamy, teraz psalmy. To moja ulubiona część. „Pan druzgocze okręty z Tarszisz, Amoryckiego króla Sichona i Oga, króla Baszanu, oto Filistea, Tyr i Etiopia, a wszystkie Twe fale nade mną się przewalają.” I wszystko jasne. Choć niektóre fragmenty rozumiem: „Panie ty znasz moją głupotę” (Ps. 69,6a) – o, to na pewno;

Braciszkowie św. Franciszka

albo: „pytają o to czego nie wiem” (Ps. 35, obierać. 11b) – od razu się egzaminy przypominają. Kolejny dzwonek. To już 08:45. Moi koleŻyciowe te psalmy, nie ma co. dzy na studiach właśnie wstają z łóżka. Co No tak, my tu gadu-gadu a tu się Jutrznia niektórzy. Inni tylko się przewracają z boku kończy. Teraz będzie rozmyślanie. W wiel- na bok. Ale nie my! Dla nas to pora wykłakiej cenie są egzemplarze z miękką okład- dów. ką, wygodniej na - Czego pańtakiej oprzeć swe stwo sobie dziś żyrozmyślanie. Wyśpiewani jak ta la la czą? Może historia Z głębokich idziemy na wspólnotową refranciszkanizmu? stanów ekstakreację. W czwartek i niedzieA może reguła tycznych w jakie le jest ciacho, ale niestety to franciszkańska? popadamy medynie dziś. Ostatnimi czasy hiNie? Więc może tując, a które czatem rekreacji jest układanka duchowość fransem wyrażają się z 2000 elementów. ciszkańska? chrapaniem, wy- A czy jest coś rywa nas hebdonie-franciszkańmadarz recytujący modlitwę. Amen. Idziemy skiego w menu? Nie ma? Tak właśnie myna mszę. ślałem… Msza. Centrum naszego dnia, cel naPo wykładach ruszamy społem do chóru szego jestestwa, pokarm pielgrzymów na odprawić lekturę duchową. Pół godziny obogrzechowym wygnaniu, chleb aniołów, naj- wiązkowego czytania wszelakich mądrości większy cud świata, miłość w kawałeczku o tematyce franciszkańskiej. Jeszcze tylko chleba. Jakże to możliwe, Panie, że Ty, tak wielki, tak mocny, tak wszechnajdoskonalszy uniżasz się co dzień na naszym ołtarzu, chowasz się w pod postacią chleba, abyśmy my, ludzie o nieczystych wargach, nie pomarli na sam widok Twego Oblicza i przyjmujesz nas do Swego Serca czyniąc swoimi dziećmi? O wzniosła pokoro, o pokorna wzniosłości! Duchem posilonym idźmy teraz pożywić brata ciało, naszego osiołka. Ciepła bułka, gorąca herbata i serek z grzybkami podtrzymują moją głęboką ufność w Opatrzność Bożą. „Dziękuję Ci Jezusku za to co mam w brzuszku” i ruszam do porannych prac. Czasem jest zmywak, czasem węgiel trzeba nosić, a w tym tygodniu padło akurat na kartofelki. Im więcej skrobię te miniaturowe ziemniaczki tym bardziej uzmysławiam sobie jak ja bardzo lubię ryż. Nie trzeba go

[

Braciszkowie św. Franciszka

]

11


12

modlitwy południowe i… obiad! Byle nie wątróbka. Na szczęście nie. Kotlecik mielony. Pycha. I zupka fasolowa. A na deser, (niemożliwe, skąd tu deser w środku tygodnia?) tort! Podobno został z imienin o. Sebastiana. Kochamy cię, ojcze Sebastianie. Tylko dlaczego masz imieniny zaledwie raz w roku? Po obiedzie, o ile nie mam zmywaka, jest czas wolny. Jednakże, nasi przełożeni, pomni na upomnienie świętego ojca naszego Franciszka, że lenistwo jest nieprzyjacielem duszy (szczególnie nowicjusza), zawsze wynajdą nam jakieś twórcze zajęcie na ten wolny czas. Właśnie trzeba przesunąć jakąś szafkę u naszych kochanych sióstr Honoratek. Zaraz, zaraz, przesunąć? To po co nas aż czterech idzie? „O jak dobrze, że bracia przyszli!” I po chwili wszystko jasne. Nie jedną ale dwie, nie szafkę ale wielką, ogromną, trzydrzwiową kolubrynę zdolną pomieścić wielopokoleniową rodzinę słoni, i nie przesunąć ale znieść o dwa piętra po klatce schodowej wąskiej jak cieśnina Gi-

braltarska. Co to dla nas! Wyjęliśmy jakieś drzwi z zawiasów, jakiś kwiatek chyba przewróciliśmy, gdzieś tam tynk oderwaliśmy ze ścian. A co! Nowicjusz potrafi! Grunt, że siostry są zadowolone. I choć wymawiamy się jak możemy zostajemy uraczeni pysznym ciastkiem i dobrą herbatą okraszoną garścią opowieści o tym jak to było przed wojną. Kochane te nasze siostry. Wracamy w sam raz na różaniec, a po nim to co nowicjusz lubi najbardziej: praca. Na jesieni zwykle bawiliśmy się na świeżym powietrzu: dłubaliśmy grabkami w ogrodzie, rozrzucaliśmy obornik, zbieraliśmy kartoszki, wykopaliśmy chyba z tonę marchewki z której już większość zgniła zanim zdołaliśmy ją zjeść. A teraz jest zima i pracy ni ma. Chyba, że coś się znajdzie. A zawsze się znajdzie. Jakieś meble przenieść, śnieg odgarnąć, fasolkę przebrać, w piecu napalić… nowicjusz nie nudzi się nigdy. I nim się obejrzeliśmy – wieczór. A skoro wieczór, to trzeba się pomodlić. W końcu

Braciszkowie św. Franciszka

nowicjusz powinien się chociaż raz na jakiś czas pomodlić, prawda, Panie Jezu? Chwała Panu za kolację, która nadchodzi po modlitwach. Dziś rozkoszny zapach zapiekanek rozpraszał mnie przez całe drugie czytanie z listu św. Klemensa. Łakomstwo to zdecydowanie jeden z moich ulubionych grzechów. A po kolacji – czas wolny. Naprawdę wolny. Aż ciężko w to uwierzyć. Można pójść na siłownię popodrzucać sztangę, można poszaleć na piłkarzykach, można poznęcać się nad perkusją i gitarą (i współbraćmi) wycinając rockowe szlagiery, można poczytać gazetę, można zrobić pranie, można pograć w monopol, można iść pooglądać gwiazdy, można, można, prawie wszystko można. Niestety, dzisiaj akurat można tylko jedno: iść na próbę chóru… Siostra Wanda pracowicie szlifuje nasze żwirowate głosy abyśmy na Dzień Życia Konsekrowanego mogli w Łowickiej Katedrze wprawić J.E. ks. Biskupa w osłupienie zgodną harmonią naszych pień.

Braciszkowie św. Franciszka

Wyśpiewani jak ta la la idziemy na wspólnotową rekreację. W czwartek i niedziele jest ciacho, ale niestety to nie dziś. Ostatnimi czasy hitem rekreacji jest układanka z 2000 elementów. Bracia męczą się nad nią od dobrych kilku tygodni, a że ponad połowa obrazka to piękne lazurowe niebo niezmącone jakimikolwiek wariacjami barwy i kształtu, to jeszcze sobie trochę poukładają. O 20:30 kończymy rekreacyjne wybryki i udajemy się na kompletę by podziękować Panu za cały dzień. „Teraz o Panie, pozwól swojemu słudze odejść w pokoju (spać)”. Kończy się kompleta, kończy się dzień. Wszyscy idą spać. Zostaję chwilę w chórze. „Bardzo lubię posiedzieć sobie wieczorem przy Tobie, Panie Jezu. Kiedy jest już cicho i ciemno, nic nie rozprasza uwagi. Mogę teraz podziękować Ci za to, że cały ten dzień byłeś ze mną. Że to Ty byłeś treścią mojego dnia. Gdy niosłem szafę i gdy szalałem na miotle. Gdy jadłem bułę i gdy modliłem się psalmami. Panie, czemu przez tyle dni mego życia szarpałem się szukając szczęścia na własną rękę? Czemu tyle uganiałem się za tym co nie syci, a co wydawało mi się tak ważne: studiami, imprezami, podróżami, pustymi pocałunkami i bufoniastymi dysputami metafizycznymi zatopionymi w opróżniałych butelkach? I cierpiałem, jak gąbka, która nie może napełnić się wodą. Więc dzięki Ci za ten dzień, tak zwykły, tak prosty, tak niespektakularny, tak mało widowiskowy, tak powszedni, prozaiczny jak chleb z masłem, a jednocześnie tak wyjątkowy, bo przesiąknięty Twoją OBECNOŚCIĄ. Powierzam Ci siebie. Mój nowicjat. Moje życie. Dzięki Ci, Panie, za ten dzień!” Każdy dzień jest stopniem na drodze świętości.Dni takich jest w nowicjacie 365. Z powodu roku przestępnego dochodzi jeden dzień.

13


Śluby wieczyste są pięknym darem, który pochodzi od Boga. Osoba powołana, która rozeznała w wolności sumienia swoje powołanie może i powinna ten dar przyjąć i odpowiednio pielęgnować. Wybór właściwej drogi zależy od każdego z nas. Bóg nie przymusza nas do niczego, daje nam pełną wolność wyboru. Ja wybrałem właśnie tę drogę, drogę powołania zakonnego, za co przede wszystkim Bogu ale i osobom, które pomogły mi rozeznać to powołanie z serca dziękuje. Z prośbą o modlitwę br. Paweł Kaczorek

14

Dlaczego zdecydowałem się na śluby wieczyste? Jak szedłem do zakonu znajomi myśleli, że albo się nieszczęśliwie zakochałem albo uciekam przed wojskiem. Przecież niczego mi nie brakowało. Jednak w życiu są ważniejsze rzeczy niż stabilizacja finansowa lub opinie innych ludzi. Jest Pan Bóg. On mnie wezwał i nie dawał mi spokoju. Gdy ja nie troszczyłem się o siebie, On troszczył się o mnie. Najważniejszy jest Pan, bycie z Nim. On mnie przyprowadził do Braci Kapucynów, a ja Mu zaufałem (choć czasem nie miałem już sił). Stąd fundamentem mojej decyzji o złożeniu profesji wieczystej jest Ten, Który pierwszy mnie umiłował. br. Marcin Dębski Czym jest powołanie? Mówią że jest darem, albo tajemnicą… Wydaje mi się, że jest czymś bardziej zakrytym i głębokim przed nami, pełną niespodzianek i ryzyka. Jezus

Nasze Śluby Wieczyste

nie powiedział swoim uczniom „chodźcie, a wytłumaczę wam wszystko”, powiedział „chodź za mną, a zobaczysz”. Dlatego i oddałem swoje życie na zawsze Bogu by podróżować po życiu blisko Niego i ufać tylko pogodzie Boga, a nie informacjom meteorologicznym. Wtedy to ma sens. br. Witalij Jurkiewicz Dni 13 stycznia 2008 roku na ręce o. Prowincjała Sławomira złożyliśmy profesje wieczystą, poprzez którą ostatecznie zostaliśmy włączeni do braterskiej wspólnoty. Przed złożeniem ślubów, II nowicjat, rekolekcje były czasem na podjęcie tej ostatecznej decyzji. Ten okres był czasem wielu pytań, szukania odpowiedzi. Często zadawałem sobie pytanie: „ Jak to się stało, że Bóg wybrał właśnie mnie?”. Wiem jak wyglądało moje życie przed zakonem, wiem jak wyglądało ono, kiedy starałem się żyć ślubami czasowymi i jestem głęboko przekonany, wierzę w to, że Bóg ma w stosunku do mnie swój plan, który realizuje. Mam również świadomość, że teraz spoczywa na mnie większa odpowiedzialność za swoje powołanie. Dzień ślubów był dla mnie pełen radości oraz takim wewnętrznym umocnieniem, że jeżeli Bóg mnie wybrał, to da

Braciszkowie św. Franciszka

też mi siły w znoszeniu codziennych trudności, odkrywania radości w powołaniu. Chwała Panu br. Tomasz Kropidłowski Pierwszym bardzo pozytywnym zdarzeniem związanym z tą uroczystością była informacja o dopuszczeniu mnie przez o. Prowincjała i Zarząd do złożenia profesji wieczystej. Spotęgowało to jeszcze otrzymanie oficjalnego pisma w tej sprawie, gdzie wspólnota Kościoła potwierdziła mi moje powołanie. Przed uroczystością odbyliśmy rekolekcje w Nowym Mieście nad Pilicą. Czas oczekiwania upływał pod znakiem wykładów, obowiązków, załatwiania i dopinania różnych szczegółów na ostatni guzik, by już sama uroczystość przebiegła bez problemów natury technicznej. Dzień przed Mszą świętą mieliśmy w kościele próbę generalną. Gesty, słowa, klęknięcia, podejścia. Podczas liturgii miałem parę rzeczy rozpoczynać jako pierwszy, dlatego starałem się wszystko po kolei zapamiętać, choć i tak ostatecznie zdałem się na ceremoniarza. Pamiętam lekki stresik przed Mszą, który stopniowo topniał, jak rozpoczęły się obrzędy. W końcu po kazaniu, przez litanię do wszystkich świętych, słowa profesji i modlitwę konsekracyjną, zostaliśmy poświęceni na wyłączną służbę Bogu. Fakt, którego rzeczywistość totalnie mnie przerasta, jeszcze nie powodując… frustracji. Dojrzewać teraz do pełni Chrystusa, to plan zadanie na ile tylko życia starczy. Nie spodziewam się udanego życia, czy powodzenia, ale liczę, że pomimo moich słabości Bóg zlituje się i doprowadzi mnie jakoś do życia wiecznego. Wszystkim młodym z czystym sumieniem mogę polecić drogę życia inspirowanego

Braciszkowie św. Franciszka

Ewangelią Jezusa Chrystusa. Pewna rzecz - solidna firma. Jezus nigdy nie zawodzi. br. Rafał Kraśnicki Król Dawid mając stoczyć walkę z Goliatem miał w pamięci wydarzenia ze swego życia, w których pomógł mu Bóg. Miałem odwagę złożyć śluby wieczyste dlatego, że Pan Bóg nieustannie mnie wspomaga. Ufam, że Pan Jezus nie pozostawi mnie samego na drodze mojego powołania, lecz podtrzyma mnie i pomoże wypełnić co ślubowałem. br. Tomasz Rogaliński Śluby wieczyste… na ich złożenie czeka chyba każdy z braci. Była to bardzo piękna chwila w moim życiu. Przez dopuszczenie mnie do profesji wieczystej Kościół potwierdził mi moje powołanie. W decyzji przełożonych jeszcze raz rozbrzmiał głoś Chrystusa: ,,Bądź bratem mniejszym”. Bardzo dobrym czasem przygotowującym mnie do podjęcia tej decyzji był czas Drugiego Nowicjatu, który zatytułowałbym: ponowny zachwyt Zakonem Braci Kapucynów i ponowne odkrycie piękna i wielkości wspólnoty braterskiej. Cóż … 13-go stycznia ślubowałem Bogu wielkie rzeczy, jeszcze większe przyobiecał mi Ten, Który jest Miłością. Być bratem mniejszym i to jeszcze kapucynem, dochować wierności Chrystusowi, wytrwać z pomocą braci w świętym postanowieniu naśladowanie Jezusa Chrystusa wedle formy życia świętego Franciszka- to wyzwania stawiane mi na każdy dzień. To wielki dar i tajemnica, ale ,,wiem, komu zaufałem”. br. Grzegorz Brzeziński

15


Bo bylem glodny, a daliscie mi jesc… (Mt 26,35) Wywiad z bratem Krzysztofem Kucem posługującym przy Kuchni dla Ubogich i Bezdomnych w Warszawie

16

br. Piotr Wrotniak: Na początek nieco historii. Gdzie sięgają początki warszawskiej Kuchni dla Ubogich, czy może posługi Kapucynów wśród ubogich? br. Krzysztof Kuc: Z tego, co podaje nam kronika Kuchni Ubogich przy klasztorze warszawskim, posługa Kapucynów wśród ubogich sięga początków obecności tego Zakonu na naszych ziemiach. Zakon został sprowadzony do Polski przez króla Jana III Sobieskiego, którego serce leży w naszym kościele, w 1681 roku. Sobieski przed wyprawą wiedeńską złożył ślub wzniesienia w stolicy kościoła jako wotum, a w dekrecie fundacyjnym pisał, że Kapucynów sprowadził dlatego, iż zakon ten kazaniami swymi budzi wiarę, nawraca heretyków, świeci przykładem nauki pobożnego życia. Kapucyni wpisywali się w chlubny sposób w historię naszej stolicy będąc zawsze blisko ludzi potrzebujących. W pierwszych latach obecności Kapucyni, którzy przyszli do nas z Włoch, tracili swoje życie zarażając się przy posłudze chorym w czasie zarazy. W ciągu wielu lat dziejów tego klasztoru Kapucyni starali się nieść pomoc ubogim w sposób bezpośredni, lub pośrednio przez działalność Franciszkańskiego Zakonu Świeckich. Przechodząc do czasów współczesnych, a mianowicie do roku 1918 nie można pominąć pięknej postaci

[

Br. Krzysztof Kuc przez ostatnie lata pracował w naszym klasztorze w Serpelicach, gdzie pełnił obowiązki organisty, zakrystiana, zajmował się gospodarstwem i domem. Od

]

września ubiegłego roku został posłany do

posługi w Kuchni dla Ubogich i Bezdomnych działającej przy naszym klasztorze w Warszawie. Dzieli się z czytelnikami „Braciszków” swoim doświadczeniem pracy z ubogimi.

błogosławionego Aniceta Koplińskiego, wyniesionego na ołtarze przez Jana Pawła II w 1999 roku w Warszawie, zwanego „Jałmużnikiem Warszawy”. Podjął on posługę duszpasterską i służbę najuboższym ludziom w stolicy. Codziennie udawał się na kwestę dla swoich ubogich, utrzymywał kontakty z różnymi ludźmi, których zjednywał sobie przez swą prostotę i otwartość. Tymi zebranymi darami wspierał Kuchnię dla ubogich prowadzoną przez Trzeci Zakon na Annopolu, oraz dostarczał na furtę, gdzie bracia zajmowali się rozdawaniem darów dla potrzebującej ludności Warszawy. Przechodząc do działalności dzisiejszej naszej Kuchni należy sięgnąć do roku 1990. W tymże roku z inicjatywy ówczesnego gwardiana, o. Bogusława Rosochackiego, przy współpracy Franciszkańskiego Zakonu Świeckich rozpoczęła swoją działalność Kuchnia dla Ubogich. Działalność ta trwa do dnia dzisiejszego, a zaangażowane są w nią między innymi Towarzystwo Charytatywne im. św. Ojca Pio, oraz Trzeci Zakon. PW: Na czym polega działalność Kuchni i ja-

Braciszkowie św. Franciszka

kie jest Twoje zadanie w tym dziele? KK: Działalność naszej kuchni przy ulicy Miodowej polega na codziennym wydawaniu posiłków dla liczby 180 – 220 osób. W miesiącach od maja do lipca przychodzi nawet do 280 osób. Gotowane jest około 200 litrów zupy. Posiłki są wydawane w miejscu, gdzie znajduje się szopka ruchoma, a więc w podziemiach, pod kościołem. W czasie od Świąt Bożego Narodzenia do 2 lutego, gdy działa szopka, przechodzimy z wydawaniem posiłków do starego refektarza, który znajduje się przy furcie klasztornej. Dla lepszej organizacji wydawania posiłków i orientacji liczby ludzi stojących w kolejce, wprowadzone zostało przez moich poprzedników wydawanie numerków, z którym każdy może otrzymać gorącą zupę. Chyba, że jest pijany. Kiedy zauważę, że ktoś jest pod wpływem alkoholu, to niestety, musi zrobić „w tył zwrot”. Do sprawdzenia, czy przychodzący do Kuchni są trzeźwi miałem zamiar kupić alkomat, ale niestety zabrakło ich w sklepie. Najlepiej jest przy rozdawaniu numerków patrzeć im w oczy. One powiedzą wszystko. I nieraz mówię im, że dzisiaj coś tak te oczy tak się czerwienią i takie są błędne. Jak wiesz, po dziesięciu latach, dwóch miesiącach i siedmiu dniach posługi w klasztorze w Serpelicach, zostałem przez Ojca Prowincjała wezwany z tego pięknego zakątka Podlasia, i skierowany do kuchni dla ubogich. Miałem przejąć tą piękną inicjatywę po bracie Lucjanie Zaniewskim, który odkrył powołanie na misje do Anglii. Od 1 września 2007 roku zostałem wprowadzony w obowiązek prowadzenia kuchni dla ubogich. Moja praca polega na tym, że organizuję pożywienie do Kuchni, otrzymuję z Banku Żywności różne produkty, a więc suchy prowiant, makarony, kasze, cukier, mleko, to, co jest wydawane w dniach powszednich tym ludziom. Zajmuję się

Braciszkowie św. Franciszka

organizowaniem pracy w Kuchni, przygotowywaniem produktów na posiłki na dzień następny, organizacją grup i rozporządzeniem tego, kto co ma robić danego dnia. Do mnie należy również pilnowanie porządku w kolejce po posiłek, po to, by stojący w niej nie kłócili się, nie przepychali w oczekiwaniu na swoją kolej. PW: Skąd Kuchnia dla Ubogich czerpie środki potrzebne do funkcjonowania i wydawania posiłków?


18

KK: Jest bardzo dużo ludzi dobrej woli, ludzi gorącego serca, którzy niekiedy przynoszą ofiary pieniężne do furty. Sporo pieniędzy przychodzi na nasze konto. Organizujemy różne inicjatywy charytatywne, jak na przykład w ostatnie święta zorganizowany został jarmark, połączony z promocją naszej Kuchni. Zorganizowany został miód z pasieki braci Franciszkanów. Miał być wydawany bigos, co jednak tym razem się nie udało. Zauważyliśmy, że takie imprezy ludzi poruszają i wtedy chętnie dzielą się swoimi dobrami. Ostatnio został zorganizowany koncert zespołu New Life’m, który zechciał niewielkim kosztem zagrać w naszym kościele w ramach kolędowej trasy koncertowej. Udało się przy tej okazji również zebrać pewną sumę pieniędzy. Poza tym grupa charytatywna im. Ojca Pio, która posługuje w naszej kuchni raz w miesiącu ma spotkanie, Mszę świętą, w czasie której zbierane były ofiary na potrzeby Kuchni. Obecnie zostało ustalone, że zebrana taca w czasie tej Mszy św. oraz w dniu 23. każdego

miesiąca, w czasie Eucharystii ku czci św. Pio, przeznaczona będzie dla ubogich. Towarzystwo Charytatywne podejmuje również liczne inicjatywy w parafiach warszawskich, gdzie udają się w niedziele i kwestują pod kościołem po każdej Mszy świętej. Z tego są pieniądze na różne potrzeby do kuchni, na garnki, na różne rzeczy spożywcze, bo nie wszystko dostajemy w Banku Żywności. Do pomocy włącza się również Urząd Miasta Stołecznego Warszawy przydzielając pewną sumę pieniędzy. PW: Czym zajmuje się „Kuchnia dla Ubogich” oprócz takiego stałego wydawania posiłków? KK: Pewna część osób z Towarzystwa Charytatywnego zajmuje się gotowaniem posiłków i ich wydawaniem, inne natomiast osoby z zarządu zajmują się pomocą różnym ludziom w mieście. Polega to na tym, że robią wywiad środowiskowy wśród osób, które zgłaszają się z różnymi konkretnymi potrzebami, na przykład o pomoc w zapłaceniu rachunków (prąd, czy telefon), z którymi nie mogą sobie dać rady. Wiadomo, że spotkać można wielu naciągaczy i dlatego takich zgłaszających się należy wybadać, na ile autentycznie tej pomocy potrzebują. I jeżeli okaże się, że jest rzeczywista potrzeba, wtedy, w miarę możliwości tej pomocy się udziela. Ponadto wiele osób zgłasza się do nas ofiarując różne rzeczy, najczęściej ubrania, używane, a także wiele nowych. Ostatnio jedna kobieta likwidowała sklep z odzieżą, tzw. ciucholand, i przekazała na potrzebujących cały towar ze sklepu, wśród którego była duża ilość nowych, ciepłych ubrań na zimę. W ramach działalności Kuchni jest tzw. „kantorek”, gdzie można znaleźć dla siebie coś z odzieży. Poza tym dwa razy w tygodniu w poniedziałki i czwartki, przez cały rok, z wyjątkiem stycznia działa nasza „przychodnia” zdrowia, gdzie dyżuruje lekarz, oraz trzy pielęgniarki. Zupełnie charytatywnie. Wielu biednych

Braciszkowie św. Franciszka

19

przy tej okazji znajduje pokrzepienie w swoich chorobach, czy okaleczeniach. Zdarzają się często przypadki ludzi pobitych, pokaleczonych którzy nie mają możliwości skorzystać z państwowej służby zdrowia z powodu braku ubezpieczenia, czy adresu zameldowania. A u nas mogą otrzymać wsparcie od strony medycznej. Pomoc otrzymujemy również ze strony niektórych firm, które dzielą się, czym mogą z potrzebującymi. Pomoc ta jest rozdzielana między ubogich. Jest wśród nich grupa osób w liczbie około 70, która regularnie otrzymuje co rano pieczywo dla swoich rodzin. 13 osób spośród otrzymujących posiłek zabiera ze sobą na wynos zupę dla swoich rodzin, czy to dla dzieci, czy dla osób niepełnosprawnych. Tutaj każdy przypadek jest indywidualnie rozpatrywany, po-

Braciszkowie św. Franciszka

nieważ spotykamy się z przypadkami naciągania. Zdarzają się osoby, które wynosiły zupę dla swoich kolegów, którzy akurat danego dnia nie byli w stanie przyjść, ponieważ byli pijani. PW: Co w tej pracy z ubogimi przynosi bratu największą radość? KK: Nieraz jak popatrzę na nich, na to, w jakim oni stanie tutaj przychodzą i na to, jaką oni mają radość w tym swoim ubóstwie i w tym swoim niedomaganiu. To sprawia, że inaczej mogę spojrzeć na moje życie. Wydaje się, że jak człowieka nieraz coś zaboli, to już to staje się dla niego problemem. A oni, gdy prześpią się na dworcu, zjedzą zupę, wypiją tylko kawę i przechodzą cały dzień, na drugi dzień przyjdą i nieraz są pełni radości. I wtedy mnie rozpiera radość, jak na nich patrzę. Nawet sami do mnie


20

przychodzą i mówią: „Braciszku, uśmiechnij się, dzisiaj jest piękny dzień”. I mają poza tym taką wdzięczność, której, gdy się doświadcza z ich strony, to aż się chce pracować. A sytuacje tutaj zdarzają się różne, dobre i przykre. Pewnego razu przyszedł do mnie jeden z ubogich i wręczył mi kalendarz, który, być może, gdzieś na ulicy rozdawali, i powiedział: „Dziękuję w imieniu tych, którzy są wdzięczni za tę kuchnię, za Wigilię Bożego Narodzenia i za udzielone nam paczki”. Aż mi się łza w oku zakręciła. Bo tak nie do końca człowiek spodziewa się od nich wdzięczności. Różni bowiem ludzie do nas przychodzą i wielu jest takich naprawdę na poziomie, którzy przychodzą i dziękują. PW: Jeszcze jedno pytanie: czy uważasz, że w tej pracy, w kuchni dla ubogich realizujesz swoje powołanie Brata Mniejszego Kapucyna? KK: Jak dobrze wiesz, nasze powołanie realizujemy w każdym czasie, w każdym miejscu tam, gdzie nas postawią przełożeni, jakikolwiek dadzą nam obowiązek. Każdy z nas powinien ten obowiązek przyjąć. I jeżeli mamy takie zaufanie, wiarę w to, że to, co Duch Święty nam poleca przez naszych przełożonych, którzy nam przekazują jakikolwiek obowiązek, czy to referenta powołaniowego, czy spowiednika, jeżeli ktoś to przyjmie z wiarą, że jest to wola Boża, wtedy każdy obowiązek będzie piękny jak lipcowe słoń-

[

Braciszku, uśmiechnij się, dzisiaj jest piękny dzień

]

ce w południe. I ten zlecony obowiązek trzeba pokochać. Podobnie, jak to jest w małżeństwie, jeżeli jedno drugiego nie pokocha z jego zaletami i wadami, to będzie to tylko taka wegetacja. Kiedy byłem wice-magistrem junioratu w latach 1995-97 zawsze powtarzałem braciom: „jeżeli kto otrzyma jakieś zadanie, czy to, gdy otrzyma szczotkę, czy będzie pełnił funkcję jako kapłan, jeżeli tego nie pokocha, to nie będzie tego dobrze spełniał”. W moim przypadku praca z ubogimi bardzo mi odpowiada, był to strzał w dziesiątkę, ponieważ lubię pracę z ludźmi prostymi, tak na wsi, jak i tutaj. Spotykam tutaj ludzi prostych, pokrzywdzonych przez los, albo przez swoją głupotę. Ludzie ci są prości, nawet jeśli jest to były sędzia, tłumacz, czy profesor uniwersytetu warszawskiego, bo tacy też przychodzą do nas na zupę. I ta praca z nimi sprawia mi wielką radość, za co jestem wdzięczny Bogu. PW: Życzę w takim razie dalszej radości z tej posługi i oglądania jej owoców. Dziękuję za rozmowę.

Braciszkowie św. Franciszka

Ś

więty nasz Ojciec Franciszek, Seraficki Patriarcha, nie miał w zamyśle zakładania jakiejkolwiek wspólnoty zakonnej. Lecz już od początku, gdy zaczął prowadzić życie pokutne - dołączyli do niego jego przyjaciele. Pragnął on, aby brali w swoim życiu wzór przede wszystkim z samego Pana Jezusa, który był niedoścignionym wzorem oddania się Bogu. Po dzień dzisiejszy, zgodnie z zaleceniem św. Franciszka zawartym w Regule - bracia mogą w swoje szeregi przyjmować kandydatów pragnących podjąć ten sposób życia. Dlatego każdy, kto spełnia określone warunki (jest ochrzczonym mężczyzną, katolikiem wyznającym wiarę i pragnącym poświęcić swoje życie Chrystusowi) oraz cechuje się odpowiednimi przymiotami (umiłowaniem modlitwy, pragnieniem służby i zdolnością życia we wspólnocie braterskiej) - może zgłosić się do braci. Każdy z kandydatów jest odsyłany do ministra prowincjonalnego (przełożonego wyższego), które - mu jedynie przysługuje prawo przyjmowania Braci. Minister prowincjonalny powinien w rozmowie oraz korzystając z innych uprawnień w tej materii - zbadać autentyczność powołania kandydata do Zakonu i tylko minister prowincjonalny może kandydata dopuścić do rozpoczęcia życia zakonnego. Kandydat po otrzymaniu zgody zostaje najpierw skierowany do odbycia rocznej

Braciszkowie św. Franciszka

próby w postulacie. Nie jest wówczas jeszcze zakonnikiem, ale zamieszkując pod jednym dachem z braćmi ma możność z jednej strony przyjrzeć się życiu zakonnemu z bliska oraz, z drugiej strony, ma szanse uzyskać formację chrześcijańską. Po upływie formacji w postulacie kandydat może być dopuszczony do nowicjatu - czyli roku próby zakonnej. Wówczas pierwszego dnia otrzymuje habit zakonny z atrybutami nowicjusza (tzw. kaparon zakładany na ramiona i sięgający z przodu i tyłu do pasa). Nowicjusz podejmuje już wszystkie zewnętrzne obowiązki - modlitwę, rozmyślanie, praktyki pokutne, wspólne rekreacje, prace na rzecz wspólnoty zakonnej, ale wciąż nie jest zakonnikiem. Dopiero po upływie pełnego roku, za zgodą Przełożonych - nowicjusz składa profesję zakonną (pierwsze śluby zakonne). Od tego momentu staje się formalnie przyjęty do wspólnoty prowincjalnej Braci Mniejszych Kapucynów. Ślubuje Bogu i Kościołowi, że będzie żył w czystości, ubóstwie i posłuszeństwie oraz ślubuje, że będzie żył w ewnagelicznej wspólnocie braterskiej Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów. W ten właśnie sposób można zostać Bratem Mniejszym Kapucynem. Jeśli więc jesteś w stanie podjąć tę wyjątkową drogę życia, możesz zgłosić się do jednego z naszych klasztorów lub wprost napisać do naszej Kurii Prowincjonalnej. Możesz też poprzez uczestnictwo w rekolekcjach powołaniowych zweryfikować swoje oczekiwania odnośnie życia zakonnego, jego wizję i wyobrażenia. Możesz też zaprenumerować nasze pisemko powołaniowe: „Braciszkowie św. Franciszka”. br. Sławomir Siczek, minister prowincjalny

21


br. Piotr Wardawy

ćeimuzorZ świętego część II

Franciszka siła w słabości

22

S

kąd Biedaczyna z Asyżu czerpał tyle siły? Gdzie i w jaki sposób nabierał sił do niesienia pomocy słabym i chorym? Św. Franciszek zanim podjął się rozkrzewiania dzieł miłosierdzia, musiał tego miłosierdzia doświadczyć na sobie. Dojrzałość osoby miłosiernej kształtuje się przede wszystkim z przeżycia własnych niedoskonałości i słabości oraz poprzez przyjęcie postawy gotowości bycia podmiotem świadczenia miłosierdzia. Przyjrzyjmy się zatem jednemu z aspektów życia Franciszka, to jest - słabościom, które stały się nie odłącznym elementem jego doświadczenia. Zwycięstwo ideałów Franciszka należy widzieć głównie w jego życiu nasączonym chorobami i cierpieniem. Kondycja zdrowotna Franciszka charakteryzowana przez jego pierwszych biografów jest dość słaba. Od samej młodości jego zdrowie nie było najlepszej jakości i wymagało ustawicznych trosk. Chorowitość Franciszka jest stałym te-

matem życiorysów. Tomasz z Celano i inni wskazują na choroby, jako na czynniki, które miały zasadniczy wpływ na życie Franciszka, które prowadziły go do głębokich i trwałych zmian w sposobie myślenia i postępowania (1C 3; 1B 1, 2; 2B 1, 2). Wraz z pierwszą chorobą rozpoczął się w nim proces stałej przemiany zmierzającej ku doskonałości. Ucisk ducha i trud dla ciała inaczej ustawiły jego optykę spojrzenia na świat. Rzeczy, które zdawały się mieć dla niego duże znaczenie, po wstaniu z łóżka, traciły na dotychczasowej atrakcyjności (1C 3.4). Kosztem świata dojrzewała we Franciszku nowa siła. Św. Bonawentura ujął to następująco: Pan doświadczył go długą chorobą ciała, aby przygotować jego dusze dla zbawczego działania Ducha Świętego (1B 1, 2). Pierwszym zasadniczym owocem, jaki zrodziły przeżyte choroby Franciszka, była zmiana postawy względem trędowatych. Ludzie chorzy na trąd wzbudzali w nim prawdziwy wstręt i obrzydzenie (1C 17; 1B

Braciszkowie św. Franciszka

6). Doświadczenie słabości własnego ciała we współpracy z łaską, wytworzyło w nim całkowicie nowe podejście do problemów ludzi chorych na trąd. Pierwszy okres nawrócenia przebiegający przez szereg jego chorób, przypada to na lata 1203-1205. Czas ten zmyka zamyka choroba w Spoleto i moment całkowitego nawrócenia. Jednak problemy zdrowotne towarzyszyły mu do końca życia. Gdy Franciszek zaczął wyprawiać się na misje pojawiły się nowe powikłania. Duże dolegliwości wystąpiły u niego w czasie pierwszej nieudanej próby dotarcia do Maroka. Będąc już w Hiszpanii, prawdopodobnie odnowiła się w jego organizmie wcześniej już przebyta infekcja płucna, która mogła trwać około 26 miesięcy. Co do rodzaju schorzeń zdania komentatorów są podzielone. Nowa dolegliwość pojawiła się po drugiej, udanej podróży do Maroka. Franciszek mógł nabawić się tam choroby oczu, która właściwie nie została nigdy wyleczona (1C 98), a powikłania przysporzyły mu większych cierpień całkowicie pozbawiając go wzroku. Należy zwrócić uwagę, że wszystkie niedomagania Franciszka, włącznie z chorobami żołądka, nie przeszkadzały mu w czynieniu miłosierdzia. Wręcz przeciwnie, jego wewnętrzna gorliwość ciągle nabierała autentyczności i wrażliwości na drugiego człowieka. Twórcze podejście do przeżywanych cierpień fizycznych i słabości we własnym ciele, pozwoliło Franciszkowi doskonale wcielić w życie Ewangelię cierpienia, z której mogła wyrosnąć Ewangelia miłosierdzia (DiM 3).

Braciszkowie św. Franciszka


Nocna “cisza” w buszu br. Marcin Radomski

N

asza Prowincja od 2000 roku uczestniczy w misji głoszenia Dobrej Nowiny w Afryce Równikowej w Gabonie. Obecnie przebywa tam 9 naszych braci w trzech miejscowościach: Essaza, Ntoum i Cocobeach. Br. Jarosław wraz z braćmi z Essaza posługuje w maryjnym sanktuarium w Melen. Jest to Narodowe Sanktuarium Matko Bożej Gabońskiej, które zostało powierzone właśnie Braciom Kapucynom Warszawskiej Prowincji. Okres tegorocznego Bożego Narodzenia spędziłem z naszymi braćmi w Gabonie. Dnia 18 grudnia, późnym wieczorem wylądowałem na lotnisku im. Leona Mba, pierwszego prezydenta Gabonu, w Libreville. Od razu dało się „odczuć” afrykański klimat tropikalno-spontaniczny. Sposób obsłu-

giwania pasażerów na lotnisku w Gabonie dalece odbiega on europejskich konwencji. Nie znaczy to, że nie jest interesujący. Spontaniczność pasażerska ma swój urok. Nie licząc długiego oczekiwania na wizę, pierwsze przyjęcie przez Afrykę było miłe. Ciepło ziemi afrykańskiej jest czymś wspaniałym, szczególnie kiedy wylatuje się ze środka europejskiej zimy. Na lotnisku czekali na nas bracia Jarek, Jurek i Łukasz. Pierwsza nasza podróż po ziemi gabońskiej odbyła się ulicami stolicy Gabonu, Libreville. Pomimo późnej (a nawet bardzo późnej) pory dnia ulice były pełne ludzi, którzy raczej nie planowali udać się na nocny spoczynek. Co jest od razu zauważalne w Gabonie, to inna koncepcja czasu i sposób

Braciszkowie św. Franciszka

jego przeżywania. Jakby człowiek był poza czasem. Czas w Gabonie istnieje, ale jakby tak obok. No i to wszechobecne ciepło afrykańskiego klimatu… Człowiekowi chce się żyć, choć w całkiem innym nieeuropejskim tempie (czytaj w zwolnionym tempie). Życie w klimacie Afryki ma swoje plusy. Człowiek nie pędzi tak w nieskończoność i ma więcej czasu na to aby zatrzymać się nad codziennością. Brak możliwości takiego korzystania ze środków komunikacji jak w Europie nie jest wcale jakimś brakiem, ale dzięki temu człowiek ma więcej czasu na personalne relacje a nie na elektroniczno – informatyczne. Nic nie jest w stanie zastąpić wieczoru spędzonego z braćmi przy zapalonej świeczce. Bo takowe wieczory też nam się trafiły. Pewnego dnia Jurek Flis, który już od wielu lat pracuje w Gabonie zaproponował mi „wypad” na rybki. Jurek to mój stary kumpel a więc od razu się zgodziłem. Tym bardziej, że mieliśmy się wybrać nad wodę w głębi buszu. Oczywiście w ramach atrakcji ja prowadziłem samochód po zaroślach i bezdrożach buszu. Trooper szedł jak burza przez las. Po jakimś tam czasie jazdy zajechaliśmy w piękne zaciszne miejsce, idealne na połów rybek. Cisza, tropikalne ciepełko, szum wody… Po paru godzinach

Braciszkowie św. Franciszka

łowienia niekoniecznie skutecznego naszym oczom ukazał się morski żółw-potęga. Około 350 kilo żywej żółwiowej wagi! Warto było parę godzin posiedzieć aby przez kilka sekund zobaczyć jak z wody wynurza się kolos i po chwili ginie w głębi… To są te sekundy w życiu dla których warto żyć! Słońce jednak pomału udawało się na spoczynek. Tak więc na nas nadszedł czas powrotu do domu. Nie byliśmy wtedy świadomi, że jest to do-


26

piero początek naszej wyprawy… Zapakowaliśmy sieci oraz wędki na auto i ruszyliśmy w drogę. W połowie drogi byliśmy zmuszeni się zatrzymać. Droga byłą wąska i błotnista a przed nami mała Toyotka się zakopała. Okazało się, że pasażerowi małego samochodu już pracują nad odkopaniem go i utorowaniem nam drogi. Niestety, nic takie się nie wydarzyło. Błoto było zbyt błotniste…Przed nami zaczęła jawić się perspektywa noclegu w buszu. Samochód terenowy, który mógł wyciągnąć Toyotę mógł przyjechać dopiero następnego dnia rano. No i tym sposobem spędziliśmy noc w buszu. Nie byłem świadomy, że busz nocą jest tak głośny! Co za hałas! Jakby miliony różnych zwierząt obok nas krążyły. Co więcej ciemność sprawiała, że były totalnie nie

Dni skupienia i rekolekcje w 2008 roku Dni skupienia*: 11 – 13 kwietnia – Gorzów Wielkopolski 16 – 18 maja – Łomża 30 maja – 1 sierpnia - Zakroczym (dla wstępujących do zakonu) 26 – 28 września – Lubartów 10 – 12 października – Lublin - Poczekajka 14 – 16 listopada – Nowe Miasto n/Pilicą 5 – 7 grudnia – Olsztyn Rekolekcje itp.:

widoczne dla naszego oka! Wróciliśmy nad wodę i rozpoczęliśmy nocny połów. Niesamowite, ale ryby w Gabonie wcale w nocy nie śpią! Tyle ich było! Co nie znaczy, że się dawały złapać na wędkę… Poranek w buszu nadszedł szybko… Udało się wyciągnąć z błota auto i spokojnie udać się do domu… Okazało się, że gaboński busz jest bardzo przyjazny dla człowieka…no z małym wyjątkiem muszki furu dały się we znaki…

Informacje na temat misji prowadzonych przez naszą Prowincję Warszawską Kapcuynów można znaleźć na stronie www.misje.ofmcap.pl, bądź też w wydawanej przez br. Marcina gazetce misyjnej: „Misje Kapucyńskie”. Zainteresowanych otrzymywaniem tego czasopisma prosimy o wysłanie zamówienia na adres: Sekretariat Misyjny Warszawskiej Prowincji Braci Mniejszych Kapucynów ul. Kapucyńska 4 00-245 Warszawa kapucyni.misje@wp.pl

14

Braciszkowie św. Franciszka

Majówka ze św. Franciszkiem 1 – 4 maja – Lejno (Poleski Park Narodowy) Pielgrzymka honoracka 23 – 27 czerwca (start w Zakroczymiu) Wakacje ze św. Franciszkiem 30 czerwca – 4 lipca (Lejno) Rekolekcje w klasztorze 7 – 11 lipca – Rywałd Królewski XV Spotkanie Młodych 14 – 19 lipca – Wołczyn Wakacje ze św. Franciszkiem 21 -26 lipca – Zakopane Piesze pielgrzymki na Jasną Górę 1 – 15 sierpnia – Warszawa, Lublin, Biała Podlaska, Gorzów Wlkp. Golgota Młodych 25 – 29 sierpnia – Serpelice n/Bugiem Rekolekcje studenckie 8 – 12 września – Ustrzyki Górne

*Początek dni skupienia w piątek ok. godz. 17, zakończenie – po niedzielnej eucharystii ok. godz. 11. Zabierz ze sobą Pismo Św., śpiwór, ręcznik i szczoteczkę do zębów; jeśli grasz na czymkolwiek – weź instrument. Daj nam znać, że przyjeżdżasz: Adres i telefon na ostatniej stronie. Więcej informacji na stronie www.powolania.ofmcap.pl

Braciszkowie św. Franciszka

27


Kwartalnik dla kandydatów do kapucyńskiej wspólnoty Duszpasterstwo Powołań Braci postacią Mniejszych zakonnej i osób zainteresowanych św.Kapucynów Franciszka. ul. Redakcja: Kapucyńska 00-245 Warszawa br.4,Piotr Wrotniak tel: Nakład: 022 831 1500 31 09egzemplarzy kom. 600 407 346 kapucyni.pow@wp.pl www.powolania.ofmcap.pl Zainteresowanych regularnym otrzymywaniem biuletynu prosimy o przesłanie swojego adresu do redakcji. Koszt prenumeraty – zupełnie dobrowolna ofiara Duszpasterstwo Powołań Braci Mniejszych Kapucynów ul. Kapucyńska 4, 00-245 Warszawa tel: 022 831 31 09; kom. 600 407 346 Braciszkowie św. Franciszka kapucyni.pow@wp.pl www.powolania.ofmcap.pl


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.