Duszpasterstwo Powołań Warszawskiej Prowincji Braci Mniejszych Kapucynów
B swietego Franciszka
raciszkowie
Rok XX, nr 118
spis treści
R
brat Krzysztof
SŁ
OWO W
Słowo wstępne 3 br. Krzysztof Przybylski Spójrzmy na kapłaństwo oczyma Świętego Franciszka 4 Jakub Olszyk List do kapłana 6 br Borys Karczmarzyk Kapłaństwo – dar i powołanie 9 br Tomasz Mędrek Błogosławiony Henryk Krzysztofik 10 br Szymon Janowski Sala rekreacyjna 14 br Roland Prejs Loreto 18 br Szymon Janowski Klasztory Warszawskiej Prowicji Kapucynów – Lubartów 20 Terminy na 2010 rok 22 Na początek 23
ozpoczęliśmy Adwent – czas przygotowania się na przyjście Pana. Na to przyjście które będziemy wspominać i przeżywać 25 grudnia, ale i na to ostateczne przyjście Jezusa Chrystusa w Jego chwale i majestacie. Istnieje wiele powodów by zatrzymać się choć na chwile w wirze zajęć i obowiązków, by zastanowić się nad życie… W którym kierunku zmierzam, co jest najważniejsze, a co zupełnie nieważne… Wiele pytań rodzi się w sercu szukającym Boga pośród zajęć i obowiązków dnia codziennego szczególnie u schyłku kolejnego roku kalendarzowego. Drogi czytelniku przekazuję w Twoje ręce kolejny numer naszych Braciszków… W tym numerze – wraz z autorami poszczególnych artykułów – chcemy zaprosić Ciebie do refleksji nad swoim życiem w świetle sakramentu kapłaństwa. Kościół i sam Ojciec Święty Benedykt XVI zachęca nas – w sposób szczególny w tym roku – do takiej refleksji. Poza tym poznamy kolejnego z naszych Braci Męczenników II wojny światowej, oraz kolejne miejsce kapucyńskie – sala rekreacyjna. Zapraszam również do zapoznania się z naszymi propozycjami spotkań – dni skupienia i rekolekcji – na rok 2010. Niech nowo narodzony Jezus Chrystus ożywia Twoją wiarę i błogosławi Tobie na każdy dzień, niech obdarza Cię pokojem i uczy radości z życia w głębokiej z Nim zażyłości.
ST
Kwartalnik dla kandydatów do kapucyńskiej wspólnoty zakonnej i osób zainteresowanych postacią św. Franciszka. Redakcja: br. Krzysztof Przybylski; Nakład: 2000 egzemplarzy Zainteresowanych regularnym otrzymywaniem biuletynu prosimy o przesłanie swojego adresu do redakcji. Koszt prenumeraty – zupełnie dobrowolna ofiara. Duszpasterstwo Powołań Braci Mniejszych Kapucynów ul. Kapucyńska 4 ; 00 – 245 Warszawa tel. O22 831 31 09; kom. 600 407 346 kapucyni.pow@wp.pl ; www.powolania.ofmcap.pl
Braciszkowie św. Franciszka
rerefent powołaniowy
ĘP
NE
3
4
Spójrzmy na kapłaństwo oczyma Świętego Franciszka… 19 czerwca bieżącego roku – w uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezus – Ojciec święty Benedykt XVI uroczyście ogłosił rozpoczęcie Roku Kapłańskiego. Patronem tego okresu obrano św. Jana Marię Vianney. Zapewne nie każdy zdaje sobie sprawę, iż
proboszcz z Ars należy do rodziny franciszkańskiej – należał bowiem do Franciszkańskiego Zakonu Świeckich. Za wzór stawia się także św. ojca Pio – jedynego kapłana – stygmatyka, a w Polsce bł. Honorata Koźmińskiego – poszukiwanego spowiednika
Braciszkowie św. Franciszka
i założyciela licznych zgromadzeń zakonnych… Aczkolwiek sam seraficki ojciec Franciszek kapłanem nie był… Warto więc przyjrzeć się sakramentowi kapłaństwa z franciszkańskiego punktu widzenia. BIedaczyna z Asyżu najprawdopodobniej przyjął jedynie święcenia diakonatu, dzięki którym mógł np. śpiewać Ewangelię w czasie mszy świętej (por. Relacja Trzech Towarzyszy r. 15, w. 61). W domyśle nie chciał zostać prezbiterem, gdyż nie czuł się godnym tak wielkiej łaski. Kapłan był dla niego kimś wyjątkowym, godnym czci i podziwu. Św. Franciszek dogłębnie rozumiał, że bez kapłaństwa nie byłoby Eucharystii. W czasach, gdy wielu narzeka na swych księży, postawa Biedaczyny, który ,,czcił prałatów i kapłanów Świętego Kościoła” (Relacja Trzech Towarzyszy r. 14, w. 57) wzywa do refleksji. To, co sam praktykował, Seraficki Ojciec, zalecał także swoim braciom. Relacja Trzech Towarzyszy przytacza następujące napomnienia kierowane do minorytów w czasie kapituły w Porcjunkuli odbywającej się w Święto Zesłania Ducha Świętego: ,,[Franciszek] chciał także, aby bracia otaczali szczególnym szacunkiem również kapłanów, którzy sprawowali czcigodne i największe tajemnice. Posuwał się aż do tego, że chciał, aby gdziekolwiek ich spotkają, skłaniali głowę i całowali ich ręce. A jeżeli spotkaliby ich jadących konno, chciał, aby nie tylko całowali ich ręce, lecz także kopyta koni, na których jechali ze względu na szacunek wobec ich władzy.” (Relacja Trzech Towarzyszy r. 14, w. 57). Cześć wobec kapłanów towarzyszyła Biedaczynie do samej śmierci. Podkreślenie godności święceń i faktu, iż to oni są ,,jedynym źródłem” Najświętszej Eucharystii zawiera także testament świętego: ,,Dał mi Pan i daje tak wielkie zaufanie do kapłanów, którzy żyją według zasad świętego Kościoła
Braciszkowie św. Franciszka
Rzymskiego ze względu na ich godność kapłańską, że chociaż prześladowaliby mnie, chcę się do nich zwracać. I chociaż miałbym tak wielką mądrość jak Salomon, a spotkałbym bardzo biednych kapłanów tego świata, nie chcę wbrew ich woli nauczać w parafiach, w których oni przebywają. I tych, i wszystkich innych chcę się bać, kochać i szanować jak moich panów. I nie chcę dopatrywać się w nich grzechu , ponieważ rozpoznaję w nich Syna Bożego i są moimi panami. I postępuję tak, ponieważ na tym świecie nie widzę niczego wzrokiem cielesnym z Najwyższego Syna Bożego, tylko Jego Najświętsze Ciało i Najświętszą Krew, które oni przyjmują i oni tylko innym udzielają.” (Testament Świętego Naszego Ojca Franciszka ww. 6-10). Z ducha św. Franciszka wyrosła stopniowo wielka rodzina zakonna. W jej składa wchodzi również Zakon Braci Mniejszych Kapucynów; także jego konstytucje pamiętają o słowach napomnień serafickiego ojca. Dokument wzywa kapucynów do okazywania należnej czci kapłanom (9,5) oraz do uprzejmego ich podejmowania (95,4). Biedaczyna swoim stosunkiem do kapłaństwa wzywa nas do zastanowienia. My, którzy mamy duszpasterzy na wyciągnięcie ręki, często nie doceniamy tej wielkiej łaski! Zdarza nam się narzekać, wyszukiwać wady duchowieństwa… Trudno sobie wyobrazić, że na świecie wciąż są miejsca, gdzie ludzie pragnęliby jakiegokolwiek kapłana, dzięki któremu mieliby dostęp do sakramentów! Św. Franciszek z Asyżu do głębi rozumiał wielkość kapłaństwa i jego powiązanie z Najświętszym Sakramentem. Warto brać z niego przykład w trwającym Roku Kapłańskim…
JAKUB OLEKSZYK, POSTULANT
5
D
6
Abrahamie weź twojego syna jedynego, którego miłujesz, Izaaka, idź do kraju Moria. Podziwiam twoją odwagę kapłanie, decyzję, którą w pewnym momencie swojego życia podjąłeś, a jeśli jesteś kapłanem, to musiałeś podjąć taką decyzję. Nie pomnę momentu, kiedy Cię poznałem, tej jednej określonej chwili. Wiem na pewno, że byłeś ubrany na czarno i nosiłeś okulary z grubymi oprawkami. Wiem, że byłeś niedostępny, gdzieś poza tym wszystkim, mimo że w centrum, gdzieś, gdzie ja jako mały człowiek dostępu nie miałem. Kiedy w niewielkim wiejskim Kościółku wrzucałem pieniążek do tacy, głaskałeś mnie po głowie i czułem się wtedy wyjątkowym, wyjątkowym że ktoś taki, ktoś tak niezwykły zauważył mnie w tym tłumie, obdarzył uśmiechem. Potem jeszcze szukałem twojego wzroku, ale...byłeś już bardzo daleko, za ołtarzem. Musiałeś tam być.
na
rogi kapłanie, nigdy nie chciałem być księdzem. Zadano mi ostatnio pytanie, – ‘kim ty jesteś?’. Wśród wielu odpowiedzi byłem Jezusem, kieszenią w płaszczu, Piłatem, znakiem postawionym na drodze. Gdyby zapytano mnie dzisiaj, - ‘kim chciałbyś być?’, myślę, że odpowiedziałbym podobnie, tylko tego Piłata zamieniłbym na kapłana, tak podpowiada mi serce, mimo iż nigdy księdzem być nie chciałem. Paradoksy. Idziemy tam gdzie nie do końca chcieliśmy. Pewien francuski linoskoczek zapytany, dlaczego przeszedł po drucie stalowym zawieszonym pomiędzy dwoma wieżowcami, odpowiedział:, „Kiedy widzę trzy pomarańcze, muszę nimi żonglować, kiedy widzę dwie wysokie wieże, muszę przejść po łączącej je linie”. Idziemy tam gdzie musimy.
List do
a ł ka p
7
Abraham wziął do ręki ogień i nóż, po czym obaj się oddalili. Pamiętam dobrze czasy szkoły. Buntowałem się wtedy. A jakże! Upatrywałem w tym wszystkim jakiegoś systemu, który ograniczał mnie do szuflady ocen, ale zawsze szanowałem nauczycieli, mozoł ich nauczania i nigdy nie chciałem być nauczycielem. Potem, kiedy zbliżały się Święta Bożego Narodzenia, zaczynały się rekolekcje i Kościół, w którym Byłeś, grupy moich rówieśników omijały szerokim łukiem, i wtedy też się buntowałem i szedłem po prostej. Bynajmniej nie kroczyłem do Ciebie, nie wiem czy szedłem do Tego, dla którego tam byłeś, ale zawsze Cię szanowałem. Brakowało mi odwagi, żeby podejść i porozmawiać o tym z Tobą. Z daleka słuchałem Twojej nauki
Braciszkowie św. Franciszka
i nie myślałem, że kiedykolwiek zamieszka we mnie, a chciałem być domem. Wtedy, mój wzrok jakoś bardziej koncentrował się na kolorowych szatach, których nigdy nie lubiłem i przepychu, za którym nigdy nie przepadałem. Ginąłeś gdzieś w tym wszystkim. W jednym ze swoich listów piszesz do mnie o tym ile trudu kosztowało Cię, żeby nauczyć się grać na gitarze,...a co jeśli gitara nie jest nastrojona? Tylko to jedno mam sobie i Tobie do zarzucenia, tylko tę jedną rzecz, czasami uczyłeś mnie grać na nie nastrojonej gitarze, a ja grałem i myślałem, że tak trzeba. Ktoś napisał, „Widziałem raz człowieka, który nie chciał pójść na śmierć”. Były momenty, kiedy nie wiedziałem, w co mnie wprowadzasz, na co się zgadzam i w co tak
Braciszkowie św. Franciszka
naprawdę wchodzę. Mam też świadomość swojej ignorancji. „Izaak odezwał się do swojego ojca Abrahama <oto jest ogień i drwa, a gdzie jest jagnię na całopalenie?>”. Nie miałem odwagi Izaaka. Czy teraz ją mam? Myślę, że mam na, tyle, aby pragnąć być człowiekiem świadomym i takich wyborów dokonywać. Świadomie zgadzać się na śmierć, tak jak ty świadomie decydujesz się umierać. Chcę tak jaj Ty zadawać sobie prawdziwe pytania. Nie pytać Boga, czy chce kapłana, ale pytać Go, czy chce TAKIEGO kapłana, ze wszystkim co mam i czego mi brakuje. Myślę, że mogłeś sobie zadawać podobne. „Abraham, obejrzawszy się poza siebie, spostrzegł barana uwikłane-
go rogami w zaroślach. Poszedł więc, wziął barana i złożył w ofierze całopalnej zamiast swego syna.” Św. Franciszek błogosławił kapłanom, mimo iż sam kapłanem nie był. Jakoś nie czuje się, aby komukolwiek błogosławić, ale wiedz, że dobrze Ci życzę, a list do Ciebie napisany chciałbym zakończyć słowami, jakie Rudyard Kipling skierował do osoby bardzo mu bliskiej. „Jeżeli zdołasz zachować spokój, chociażby wszyscy go stracili, ciebie oskarżając; Jeżeli nadal masz nadzieję, chociażby wszyscy o Tobie zwątpili, licząc się jednak z ich zastrzeżeniem; Jeżeli umiesz czekać bez zmęczenia; Jeżeli na obelgi nie reagujesz obelgami; Jeżeli nie odpłacasz na nienawiść
nienawiścią, nie udając jednakże mędrca i świętego; Jeżeli marząc – nie ulegasz marzeniom; Jeżeli rozumiejąc – rozumowania nie czynisz celem; Jeżeli umiesz przyjąć sukces i porażkę, traktując jednakowo oba te złudzenia; Jeżeli ścierpisz wypaczenie prawdy przez Ciebie głoszonej, kiedy krętacze czynią z niej zasadzkę, by wydrwić naiwnych; Albo zaakceptujesz ruinę tego, co było treścią twojego życia, kiedy pokornie zaczniesz odbudowę zużytymi już narzędziami; Jeżeli potrafisz na jednej szali położyć wszystkie twe sukcesy i potrafisz zaryzykować, stawiając wszystko na jedną kartę; Jeżeli potrafisz przegrać i zacząć wszystko od początku, bez słowa, nie żaląc się, że przegrałeś; Jeżeli umiesz zmusić serce, nerwy, siły, by nie zawiodły, choćbyś od dawna czuł ich wyczerpanie, byleby wytrwać, gdy poza wolą nic już nie mówi o wytrwaniu; Jeżeli umiesz rozmawiać z nieuczciwym nie tracąc uczciwości lub spacerować z królem w sposób naturalny; Jeżeli nie mogą Cię zranić nieprzyjaciele, ani serdeczni przyjaciele; Jeżeli potrafisz spożytkować każdą minutę, nadając wartość każdej przemijającej chwili; Twoja jest ziemia i wszystko, co na niej, I najważniejsze – będziesz człowiekiem.”
Br. Borys Karczmarzyk, nowicjusz
Braciszkowie św. Franciszka
Kapłaństwo – dar i powołanie!
W
serce każdego człowieka Bóg wpisał powołanie. Jest ono jak potok, którego nie odwrócisz, wciąż dąży do oceanu. Odkrycie i podążanie drogą swojego powołania daje radość, spełnienie, rodzi miłość i pobudza do nieustannego daru z siebie samego. Każdy z nas jest powołany do świętości. Nieustannie przypominał o tym Jan Paweł II wołając do młodych: „odwagi, nie bójcie się wkroczyć na drogę świętości” (Toronto 2002). Świętość jest naszym celem, a powołanie jest drogą. Dla jednych ta droga realizuje się w małżeństwie, dla innych w życiu konsekrowanym, na misjach, czy też w samotności. Szczególnym darem Boga, drogą w kroczeniu do świętości, jest kapłaństwo. Bóg powołuje człowieka, wzywa po imieniu i pragnie wręczyć wspaniały dar. Kapłaństwo jest szczególnym darem, gdyż to sam Bóg woła człowieka, wzywa go na swoją służbę. To wybranie jest wielką tajemnicą, której nie da się wyjaśnić słowami, stworzyć regułkę, ono tkwi w głębi serca. Ale jak każdy dar można je przyjąć lub odrzucić. W Zakonie Braci Mniejszych Kapucynów wszyscy jesteśmy przede wszystkim braćmi. Każdy z nas otrzymał od Boga powołanie
Braciszkowie św. Franciszka
do życia konsekrowanego. Wielu z nas Pan Bóg obdarzył ponad to darem kapłaństwa. Nie znaczy to, że brat laik (nie kapłan) jest „gorszy” od brata kapłana. Kapłaństwo jest darem dla całej wspólnoty braci, dla ludzi z którymi pracujemy i dla całego Kościoła. Nie można go zatrzymywać wyłącznie dla siebie. Brat kapłan jest tym, przez którego przychodzi do drugiego brata Chrystus Eucharystyczny. Brat kapłan to ten, który mocą Chrystusowego kapłaństwa w imieniu Kościoła odpuszcza grzechy. Czy to nie jest wspaniały dar dla całej wspólnoty braterskiej? Kapłaństwo w zakonie jest więc darem dla braci i drogą do świętości dla samego brata kapłana. Ten dar i droga wzmacnia każdego brata w powołaniu do świętości. Kapłaństwo jest pięknym darem. Kościół święty w roku kapłańskim stawia nam przed oczami świętego Jana Marię Vianneya, proboszcza z Ars. Kapłana, który swoim życiem zanurzonym w Bogu, swoją gorliwością i miłością pociągał wielu do Boga. W naszym zakonie mamy również przykłady wielu świętych kapłanów. Wśród nich najbardziej nam
9
10
znany św. o. Pio. Kapucyn stygmatyk, charyzmatyczny spowiednik, założyciel Domu Ulgi w Cierpieniu, wielki orędownik u Boga. Dla mnie osobiście najpiękniejszym wzorem kapłana jest Sługa Boży Jan Paweł II. Był to kapłan, który miał zawsze czas dla każdego. Kapłan niesamowicie pokorny i cierpliwy, pochylający się nad każdym, nawet najbardziej upadłym człowiekiem. Był kapłanem, który umiał rozmawiać i modlić się zarówno ze starszymi jak i z młodymi. Jan Paweł II nie żałował sił w realizowaniu swojego powołania, jakim obdarzył go Bóg. Do końca swojego życia głosił Dobrą Nowinę o Jezusie Chrystusie Zmartwychwstałym, o Bogu, który jest Miłością. Patrząc na liczne przykłady świętych kapłanów, rozmawiając ze starszymi braćmi kapłanami, stwierdzam, że nie jest to też łatwe powołanie. Jest wiele trudności i pokus. Kapłan nieustannie toczy walkę o swoje i powierzonych mu owieczek zbawienie. Kapłaństwo jest pięknym ale i zarazem trudnym powołaniem, trudną drogą, zwłaszcza w dzisiejszych czasach. Może to też dlatego tak mało młodych mężczyzn odpowiada pozytywnie Bogu na Jego wezwanie. Mamy jednak nadzieję wytrwania, gdyż Bóg kogo powołuje tego też umacnia, uświęca i błogosławi. W przeżywanym obecnie roku kapłańskim módlmy się za kapłanów. Nasza modlitwa naprawdę jest im potrzebna. Módlmy się o odwagę dla młodych chłopaków, aby nie bali się odpowiedzieć Bogu pozytywnie na Jego wezwanie. Módlmy się o święte i liczne powołania kapłańskie, by nie zabrakło nam tych, którzy jednają nas z Bogiem i podają nam do spożycia Ciało i Krew Jezusa Chrystusa.
Kazania na pniu Józef urodził się w 1908 r. Pochodził z niewielkiego Zachorzewa, leżącego kilka kilometrów od Opoczna, w rodzinie średniozamożnych rolników. W Zachorzewie ukończył 6 klas szkoły powszechnej. I być może nie różniłby się zbytnio od swoich rówieśników gdyby nie specyficzne hobby. Jedną z jego zabaw było... „odprawianie” Mszy. W czasie takiej „liturgii” wchodził na pień ściętego drzewa i wygłaszał kazania. Podobno zdarzało mu się nawet spowiadać kolegów. W 1925 r. przyjechał do Łomży, gdzie rozpoczynało działalność Kolegium św. Fidelisa. Było to niższe seminarium duchowne prowadzone przez braci kapucynów. To tu poznał zakonne życie od środka. Wychowanie w niższym seminarium stwarzało możliwość bezpośredniego kontaktu z zakonnikami i uczestniczenia w ich życiu. Gdzie młody Józef poznał kapucynów? Być może w znanym dzięki o. Honoratowi klasztorze w Nowym Mieście nad Pilicą, położonym kilkadziesiąt kilometrów od Zachorzewa.
Bł. Henryk Krzysztofik
Lepiej krótko płonąć, niż długo kopcić
Br. Tomasz Mędrek
Braciszkowie św. Franciszka
Pełen ognia Już w trakcie nauki w zakonnym gimnazjum Józef poprosił prowincjała o. Honorata Adamczyka, o przyjęcie do zakonu. W roku 1927 rozpoczął nowicjat w Nowym Mieście i przyjął imię Henryk. Ponieważ w tym czasie kapucyni nie mieli własnego seminarium, z powodu kasat i I wojny światowej, młodego zakonnika wysłano do seminarium w Breust-Eysden w Holandii. Po ukończeniu filozofii w tym miejscu, w roku 1930, rozpoczął studia teologiczne na Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie. W tym czasie składa śluby wieczyste oraz przyjmuje święcenia kapłańskie. W roku 1935 zakończył Grego-
Braciszkowie św. Franciszka
rianum uzyskaniem licencjatu z teologii dogmatycznej. Zaraz po ukończeniu studiów w Rzymie, o. Henryk został skierowany do klasztoru na Krakowskim Przedmieściu w Lublinie. Został wykładowcą w nowo utworzonym seminarium kapucyńskim. Wykładał teologię dogmatyczną, apologetykę i regułę zakonu. Niedługo potem został rektorem seminarium i wikarym klasztoru. Był mocno zaangażowany duszpastersko – często głosił kazania, spowiadał, obejmował duszpasterską opieką siostry zakonne, był poszukiwanym kierownikiem duchowym. W pamięci osób które go znały zachował się jako człowiek pełen ognia i miłości. Jego nerwowość łagodziło radosne usposobienie. Ideał życia ewangelicznego zaproponowany przez św. Franciszka był dla niego fundamentem, na którym budował swoje zakonne życie w sposób piękny – było ono przepełnione miłością do drugiego człowieka. W takim klimacie upływały o. Henrykowi kolejne lata w Lublinie. Aż do wybuchu II wojny światowej. Z końcem roku 1939 opuścili lubelski klasztor bracia z Holandii. Dotychczasowym gwardianem był jeden z nich – o. Jezuald Willemen. Od teraz obowiązki gwardiana i rektora seminarium spoczywały na barkach o. Henryka.
Póki mamy trzeźwy umysł... Mimo działań wojennych na początku września i trwającej okupacji, kapucyńskie seminarium rozpoczęło kolejny rok akademicki. W przemówieniu inauguracyjnym o. Henryk wypowiedział znamienne zdanie: „Lepiej krótko płonąć, niż długo kopcić”. Te słowa wybrzmiały bardzo mocno w bardzo ciężkich warunkach w jakich znajdowali się bracia. Sposób w jakich funkcjonowało seminarium w czasie okupacji hitlerowskiej możemy poznać z Prywatnej kroniki, prowadzonej przez jednego z braci. Wykłady odby-
11
wały się w normalnym toku, działały także koła seminaryjne: samokształceniowe, misyjne i abstynenckie. Bracia wspomagali rannym w szpitalu wojskowym – zanosili im żywność i własnoręcznie „wyprodukowane” papierosy z tytoniu zebranego na kweście. W styczniu 1940 r. rozpoczęły się wizyty i prowokacje gestapo w kapucyńskim klasztorze. 25 I 1940 r. nastąpiło aresztowanie braci przez gestapo, w ramach szerszej akcji likwidacji lubelskiego duchowieństwa. Bracia – 8 kapłanów i 15 kleryków – zostali umieszczeni w więzieniu na Zamku Lubelskim. O. Henryk powiedział wtedy braciom: „Póki mamy trzeźwy umysł, zróbmy dobrą intencję. Cokolwiek nas w przyszłości spotka, niech każdy ofiaruje to Bogu w jakiejś intencji”.
12
Szklanka zamiast kielicha O. Henryk z chwilą aresztowania nie przestał być gwardianem – strażnikiem braci. Bardzo o nich dbał. Potrafił zorganizować dodatkowe racje żywności. Było to możliwe dzięki kontaktom ze strażnikami więzienia. Dzięki nim również udało mu się pozyskać hostie i wino. Zadbał o to, żeby prawie codziennie w przepełnionej więziennej celi była odprawiona Eucharystia. Po wcześniejszym wstaniu i zwinięciu materacy z podłogi bracia gromadzili się wokół taboretu, który teraz pełnił rolę ołtarza, na którym zamiast kielicha stała zwykła szklanka.
Franciszkanin tak nie robi Obóz koncentracyjny w Sachsenhausen, niedaleko Berlina, przeznaczony był do eksterminacji duchowieństwa z ponad 20 krajów. Tu bracia trafili 18 VI 1940. Obóz stanowiła przystosowana do tego celu wioska olimpijska – w 1936 Niemcy byli gospodarzami letniej olimpiady. Obozowe warunki były fatalne – ciągły głód, wycieńczająca
praca, bicie i szykany, ciągnące się w nieskończoność apele... Mimo coraz gorszego położenia o. Henryk nadal czuł się odpowiedzialny za grupę braci. Bardzo ubolewał nad tym, że nie może zdobyć dla nich pożywienia. Zadziwia jego sposób bycia w obozie. Bracia, którzy byli razem z Henrykiem w obozie wspominają, że gdy widział któregoś z nich odkładającego chleb na później, mawiał: „Nie wierzysz w Opatrzność Bożą? Franciszkanin tak nie robi. Nie bójcie się, nie zginiemy z głodu”. Kiedy otrzymał trochę pieniędzy nie troszczył się o nie, bracia ostrzegali go wtedy, że mogą zostać skradzione. Odpowiadał: „Jak to, czy św. Franciszek chował pieniądze?”. Kiedy po powrocie z pracy szukał zostawionego w szafie chleba, ktoś powiedział, że chleb został skradziony. Jednak o. Henryk nie wierzył, że któryś z mieszkańców baraku, a były to osoby duchowne, mógł ukraść chleb. Szukał dalej, jednak bez skutku. Wielkie wrażenie zrobiła na współwięźniach kapucynów następująca scena. Któregoś razu za otrzymane skądś pieniądze kupił 2 bochenki chleba i rozdzielił je na 25 części – dla każdego brata. Zaprosił ich do jedzenia mówiąc: „No, bracia, pożywajmy Boże dary. Czym chata bogata, tym rada”. W czasie głodu mało kto potrafiłby zdobyć się na taki gest.
Spotkamy się w niebie O. Kajetan Ambrożkiewicz, jeden z kleryków kapucyńskich, którzy razem z o. Henrykiem przebywał w obozie, w taki sposób mówił o nim w kazaniu poświęconym braciom zmarłym w obozach, w Lublinie w 1947 r.: „Mam jeden zarzut przeciwko Tobie mój Ojcze Dyrektorze. Tyś nie powinien był się dostać do obozu, należałeś bowiem do tych więźniów, o których pół żartem, pół z płaczem mówiło się, że nie nadawali się do obozu. Kiedyśmy zimą z ‘41 na ‘42 rok, dzień
Braciszkowie św. Franciszka
w dzień, od wczesnego ranka do późnego wieczoru, na mrozie i o głodzie pracowali przy śniegu, nie umiałeś się nigdy tak jakoś zawinąć, by dostać do rąk lekką łopatę do ładowania śniegu, lecz byłeś wiecznie wśród tych, którym zostawały ciężkie niemiłosiernie taczki. I z tymi taczkami nie umiałeś sobie radzić, nie umiałeś ich rzucić w śnieg, gdy nikt nie widział i schronić się w jakiś cieplejszy kąt, choćby na jedno przedpołudnie. Nie umiałeś odpocząć sobie, gdy oko esesmana lub złego kapo nie spoczywało na Tobie. Nie posiadałeś niezbędnej do życia obozowego sztuki udawania, że coś się robi nie robiąc. Byłeś za prostolinijny. Zbyt jawną, zbyt franciszkową duszę miałeś, by taczki rzucić, by ulżyć sobie w pracy. Nie nadawałeś się do obozu. Pracowałeś za sumiennie i za dużo. Największa Twoja niedola, a zarazem i Twoja wielkość to to, że i w obozie nie umiałeś kopcić, ale tylko palić się i płonąć. I spłonąłeś szybko. Gdy już taki słaby byłeś, że z pracy nie mogłeś wrócić o własnych siłach, gdy Cię półprzytomnego Twoi współbracia zaprowadzili do szpitala, gdy zdrowy rozum nakazywał nie pokazywać tych ostatnich resztek sił tlejących w obumierającym organizmie (tylko nieprzytomnych i konających przyjmowano w tym czasie do szpitala), to Ty skoro posłyszałeś gniewny krzyk sanitariusza, zażartego wroga księży, ostatnim wysiłkiem woli stanąłeś sam na nogach. I musiałeś wrócić na blok podtrzymywany i niesiony przez współbraci. Czułeś już, że się dopalasz, bo powiedziałeś nam: „Jak umrę to się będę za was modlił, by was Bóg wyprowadził z obozu i byście nigdy nie byli głodni”. Za kilka dni byłeś już tak słaby, że i krzyki nieludzkiego sanitariusza nie pomogły i na nogi Cię nie postawiły. Przyjęto Cię do szpitala w ostatnim stadium wyczerpania organizmu. Niedługo już tam żyłeś. Nie widzieliśmy Cię na łóżku szpitalnym. Ale przed
Braciszkowie św. Franciszka
samą śmiercią napisałeś do nas, do swej ukochanej grupki kleryckiej, list pożegnalny, list który jest zarazem Twoim testamentem. Umiem go do dziś na pamięć. (…) Pisałeś w nim tak: ‘Drodzy bracia! Jestem w rewirze na siódmym bloku. Strasznie schudłem bo woda opadła. Ważę 35 kg. Każda kość boli. Leżę na łóżku jak na krzyżu z Chrystusem. I dobrze mi jest razem z Nim być i cierpieć. Modlę się za was i cierpienia swoje Bogu za was ofiaruję.(...)Wiem, że umrę i na ziemi się nie zobaczymy. Spotkamy się za to w niebie. Żegnam was i wszystkich całuję. Wasz brat w Chrystusie Henryk.”
Dotrzymał słowa O. Henryk powiedział braciom, że po śmierci będzie się za nich modlił, żeby żaden z nich nie umarł z głodu. O. Ambroży Jastrzębski, również jeden z kleryków o. Henryka, napisał: „Umarł z wyczerpania i głodu, abyśmy my nie umarli z głodu, jak sam powiedział przed śmiercią. (…) Dotrzymał też słowa. Modlił się za nas kleryków, bośmy wszyscy (jeden umarł przed nim) przetrwali obóz w Dachau i odzyskali wolność”. Do zobaczenia w niebie bracie Henryku!
br. szymon janowski
13
Miejsca Kapucyńskie
w ciągu dnia każdy z nas idzie zazwyczaj do innego zajęcia, wypełnia je w innym miejscu, tak, że wtedy raczej nie jesteśmy razem. Razem, jako bracia, możemy być – oprócz wspólnych modlitw i posiłków –podczas rekreacji. To jest, jakże ważny, element budowania naszej rodzinności. To miejsce, a przede wszystkim czas tworzenia naszych wzajemnych braterskich relacji. Istnieje zwyczaj, że podczas obłóczyn (przywdzianie habitu przez brata rozpoczynającego życie zakonne) oraz składania pierwszych i wieczystych ślubów wszyscy obecni bracia wymieniają z bratem, który przyjął habit lub złożył śluby, pocałunek pokoju. Śpiewa się wtedy parafrazę psalmu 133: „Zobaczcie, jak jest dobrze przebywać razem z braćmi”. Właśnie: jak dobrze jest przebywać z braćmi! W codziennej praktyce widać to właśnie w tym miejscu, jakim jest sala rekreacyjna.
Sala rekreacyjna N 14
iewiele wyróżnia się od innych pomieszczeń w klasztorze, przynajmniej z zewnątrz. Wewnątrz pewne stałe elementy wyposażenia: telewizor, regał z codzienną i tygodniową prasą, szafa na szklanki i talerzyki, dzbanek do gotowania wody, ekspres do kawy, głębokie fotele (naprawdę fajnie jest w nich usiąść, zwłaszcza wieczorem). Ale nie wyposażenie jest tu istotne i najważniejsze. Najważniejsi są ci, którzy to miejsce wypełniają: bracia. Zwykle wypełniają je trzy razy dziennie. Pierwszy raz, po śniadaniu, na porannej kawie. Nie każdy jednak zwykł pijać kawę, nie każdy też może zjawić się rano: w tym czasie, gdy jedni są na sali rekreacyjnej, ktoś jest w kościele (akurat odprawiane są poranne Msze święte, któryś z kapłanów spowiada), a katecheci spieszą do szkoły. Dlatego to poranne spotkanie ma charakter jakby na pół prywatny. Tu jest też zwykle czas, by przejrzeć poranną prasę. Drugi raz po obiedzie. To spotkanie poniekąd oficjalne, bo wpisane w porządek dnia i zatytułowane „rekreacja”. Jest okazja, by chwilę odpocząć, zanim pójdzie się do dalszych obowiązków. Jest okazja, by porozmawiać, podzielić się wrażeniami z pierwszej połowy dnia. Ale i na tym spotkaniu zwykle kogoś brakuje: jeden wraca nieco później z lekcji w szkole lub
posługi kapelana szpitalnego, inny jeszcze spowiada w kościele, jeszcze inny już musi pospieszyć do czekających go zajęć. Dopiero trzecie spotkanie, wieczorem, choć też niejako oficjalne, bo zapisane w porządku dnia, jest spotkaniem, na którym mogą być wszyscy bracia, oprócz jedynie będących akurat poza klasztorem, zwłaszcza na jakichś wyjazdach. Czasami upływa ono na oglądaniu filmu, czasami przy jakichś słodyczach – akurat któryś z braci dostał od kogoś tort czy makowca, akurat latem w upalny dzień brat gwardian zdecydował, że na rekreacji będą lody. A czasami jest tylko herbata i słone paluszki. Ale znów nie o to chodzi, co jest na stole. Najważniejsi są ci, którzy są wtedy razem: bracia. Bo to właśnie jest sens rekreacji: wzajemne spotkanie braci. Bycie razem. Zwyczajna braterska rozmowa, jak w rodzinie. Dzielenie się swoją obecnością i swoim czasem. Skończyliśmy obowiązki całego dnia, teraz mamy czas dla siebie: możemy opowiedzieć sobie o tym, co w ciągu dnia nas spotkało, z czym mieliśmy do czynienia, jakie sprawy przyszło załatwić, co czeka nas jutro, co nas cieszy, a co zasmuciło. I wcale nie chodzi o to, abyśmy powiedzieli sobie jakieś bardzo mądre rzeczy. Chodzi o bycie razem, zwłaszcza, że
Braciszkowie św. Franciszka
br. roland prejs
Braciszkowie św. Franciszka
15
P
arę lat temu, jeszcze przed moim wstąpieniem do zakonu, przeczytałem gdzieś, że we Włoszech czczony jest domek Matki Bożej, który został tu przeniesiony z Nazaretu przez... aniołów. No, tak - pomyślałem sobie - ciekawe co ludzie są jeszcze w stanie wymyślić i na dodatek w to wierzyć. A dziś... sam w to wierzę.
Święty Dom?
16
Loreto to miasteczko położone we wschodniej części centralnych Włoch, w regionie Marche. Leży na wzniesieniu o wysokości 127 m.n.p.m., kilka kilometrów od brzegu Morza Adriatyckiego. Mieszka tu zaledwie 12 000 mieszkańców. Jest to typowa włoska miejscowość, z tym wyjątkiem, że znajduje się tu jedno z głównych pielgrzymkowych centrów Europy. W Loreto - wewnątrz sporych rozmiarów bazyliki znajduje się jedna z najważniejszych relikwii chrześcijaństwa - cegły z domu, który zamieszkiwała w Nazarecie św. Rodzina. Skąd ta pewność?
Templariusze i Aniołowie Pierwsi chrześcijanie, mieszkańcy Ziemi Świętej, na miejsca swoich spotkań często obierali miejsca związane z obecnością Jezusa. Jednym z takich miejsc było mieszkanie Józefa, Maryi i Jezusa w Nazarecie. Składał się on z dwóch części - niewielkiej groty wykutej w skale oraz dobudowanych do groty trzech ścian z cegieł i kamieni. Pierwsze ślady otaczania tego miejsca kultem znajdujemy na cegłach - około 60 graffiti, m.in. imiona Chrystusa i Maryi w języku greckim, oraz wyobrażenia krzyża. Specjaliści datują rysunki na przełom I i II w. W V w. wybudowano w tym miejscu wielką bizantyjską bazylikę, którą przebudowali uczestnicy wypraw krzyżowych w XII w. Niespełna 100 lat później - w 1263 - muzułmanie bu-
to e r Lo
uarium sankt ego Święt Domu
Dlatego Pan sam da wam znak: oto Panna pocznie i porodzi Syna, i nazwie Go imieniem Emmanuel. Iz 7, 16 rzą kościół. Znana jest relacja pielgrzyma z roku 1289 r., który opisuje ruiny bazyliki, zaznacza jednak, że od zniszczenia zachowany został dom, w którym dokonało się Zwiastowanie. Wszystkie znane relacje pielgrzymów z okresu po 1291 r. mówią już tylko o istnieniu groty Zwiastowania. Co się stało z domem? Ikonografia przechowała wiarę w to, że przed zniszczeniem uratowali Dom św. Rodziny aniołowie, którzy drogą powietrzną przenieśli go do Loreto. W bazylice znajdziemy mnóstwo rzeźb, obrazów, grafik itp. z artystycznym wyobrażeniem przeniesienia Domu przez aniołów nad wzburzonym morzem. Trudno jest nam dziś wierzyć w taką cudowną interwencję niebiańskich istot... Badania historyków, archeologów oraz dokumenty odnalezione w XX w. w archiwach watykańskich rzucają wiele światła na tę sprawę. Dokumenty watykańskie mówią o greckiej rodzinie o nazwisku de Angeli (czyli Aniołowie), którzy byli odpowiedzialni
Braciszkowie św. Franciszka
za przetransportowanie “świętych kamieni z Domu Naszej Pani i Dziewicy, Matki Boga” do Loreto. De Angeli przeprowadzili przeniesienie Domu przy pomocy jednego z zakonów rycerskich, najprawdopodobniej Templariuszy - świadczy o tym znalezienie wmurowanych między cegłami domu czerwonych płóciennych krzyży. Oprócz krzyży znaleziono również liczne skorupki strusich jajek. Według interpretacji niektórych historyków skorupki strusich jaj używane były przez krzyżowców przy ozdabianiu kościołów zarówno na Wschodzie jak i na Zachodzie, jakkolwiek by nie było skorupki te potwierdzają pochodzenie kamieni z Ziemi Świętej.
Dom na środku drogi Cegły z Nazaretu przewieziono do Ankony. Miasto położone 30 km na północ od Loreto było w tamtym czasie głównym portem Państwa Kościelnego. Legendy oraz ikono-
Braciszkowie św. Franciszka
grafia związana z przeniesieniem Domku do Loreto przez aniołów podają, że początkowo został on umieszczony w lesie laurowym. Tu jednak nie mógł pozostać ze względu na mordujących pielgrzymów zbójców. Aniołowie przenieśli go więc na pole dwóch braci. Nie mogli oni jednak dojść między sobą do porozumienia, być może z finansowych powodów, i również utrudniali ruch pielgrzymom. W tej sytuacji aniołowie umieścili Domek na środku drogi prowadzącej nad morze. Trudno dziś zbadać źródła tych opowieści, faktem jest jednak, że cegły z Nazaretu ustawiono na dobrze ubitej drodze, stwierdzono również, że Domek nie posiada własnych fundamentów. Ostatecznie Domek z Nazaretu dotarł do Loreto w 1294 r. Z nazaretańskich cegieł wybudowano w Loreto mały kościółek. Niedługo potem został dobrze ufortyfikowany – dokoła niego stanęły cztery obronne wieże. W XV wieku wybudowano przypominającą wyglądem twierdzę późnogotycką bazylikę oraz otoczono miasto murem obronnym. Wszystko ze względu na zagrożenie wojnami i najazdami Turków.
Sanktuarium sztuki - sanktuarium wiary Loreto szybko stało się miejscem pielgrzymek ludzi z wielu zakątków Europy. Ze względu na ogromną wartość relikwii w XV w. sanktuarium zostało otoczone osobistą opieką papiestwa, od wielu lat kustoszami sanktuarium są bracia kapucyni. W ciągu kolejnych wieków sanktuarium coraz bardziej nabiera na znaczeniu - pielgrzymuje tu cała Europa. Od wieków czczona jest tu też cudowna figurka Matki Bożej z Dzieciątkiem, nazywana Madonna Nera – Czarna Madonna. Imponujący jest katalog świętych, którzy nawiedzili Sanktuarium Świętego Domku. Między innymi św. Tereska od Dzie-
17
Andersa. Po bitwie pod Monte Cassino żołnierze polscy otrzymali rozkaz odbicia z rąk Niemców Loreto i Ankony. Ta operacja przyspieszyła aliancką ofensywę we Włoszech. W Loreto, w pobliżu bazyliki, znajduje się cmentarz polski, na którym spoczywa 1080 żołnierzy II Korpusu, którzy zginęli w czasie tej operacji. Nocą z 5 na 6 lipca bazylika została zbombardowana przez Niemców. Trzy bomby uderzyły w kopułę niszcząc część ściany. Wybuchł pożar. Żołnierze zorganizowali akcję ratowniczą, co uchroniło sanktuarium od ogromnych zniszczeń - kopuła w wyniku pożaru mogła zawalić się na Święty Domek. Wydarzenie to zostało uwiecznione w witrażu Polskiej Kaplicy.
Oto poczniesz i porodzisz Syna... 18 ciątka Jezus, czy Maksymilian Kolbe, który w Świętym Domku sprawował Mszę prymicyjną. Znane są świadectwa braci kapucynów, którzy widzieli w Domku św. Ojca Pio. Codziennie po 21 bilokował się do Świętego Domku i odmawiał różaniec. O dziełach sztuki zgromadzonych w skarbcach sanktuarium czy też widocznych na ścianach bazyliki powstały już opasłe tomy. Nie sposób opisać w krótkim artykule tego bogactwa. Imponująco prezentuje się Kaplica Niemiecka. Znajduje się ona centralnej absydzie bazyliki. Freski wykonał Seinz na przełomie XIX i XX w. Ilustrują one sceny z życia Maryi zawarte w Nowym Testamencie, ale także w tekstach apokryficznych. W górnej części absydy znajdujemy postacie i obrazy Starego Testamentu, które stanowią zapowiedzi i typy wydarzeń opisanych w Nowym Testamencie. W kopule absydy artysta przedstawił wezwania litanii loretańskiej.
Polska Kaplica W loretańskim sanktuarium znajduje się również Kaplica Polska. Powstała między I a II wojną światową. Arturo Gatti, artysta któremu Kongregacja Świętego Domku zleciła wykonanie fresków i ołtarza w kaplicy, spędził w Polsce kilka lat, studiując naszą historię i kulturę. W ołtarzu umieścił wizerunek Chrystusa, który bardzo przypomina obraz powstały według objawień s. Faustyny. Jednak jest to czas kiedy Faustyna jeszcze żyje, a kult Miłosierdzia nie jest zatwierdzony przez Kościół. Na bocznych ścianach kaplicy artysta uwiecznił dwie sceny bitew - Cud nad Wisłą, oraz Odsiecz Wiedeńską. W listach do Marysieńki król Jan III Sobieski wyznaje, że zwycięstwo nad Turkami przypisuje Matce Bożej Loretańskiej. Jej wizerunek znaleźli w opuszczonym domu królewscy żołnierze maszerujący pod Wiedeń. Witraż kaplicy poświęcony jest żołnierzom II Korpusu Polskiego pod dowództwem gen.
Braciszkowie św. Franciszka
Loretańskie kamienie są świadkami jednego z najbardziej niezwykłych wydarzeń w historii ludzkości – ZWIASTOWANIA. Święty Paweł powie: „Gdy nadeszła pełnia czasu, zesłał Bóg Syna swego, zrodzonego z niewiasty, zrodzonego pod Prawem, aby wykupił tych, którzy podlegali Prawu, abyśmy mogli otrzymać przybrane synostwo.” (Ga 4, 4-5). Obietnice, które Bóg składał przez proroków zostają wreszcie wypełnione! Nadeszła pełnia czasów. Punkt zwrotny historii. Wypełnia się znak zapowiedziany przez Izajasza – Panna poczęła i urodzi Syna, nazwany zostanie EMMANUEL, co znaczy ‘Bóg z nami’. Bóg staje się człowiekiem. Wkracza w ludzką historię. Przychodzi, aby wykupić każdego człowieka z przekleństwa śmierci. Dokona tego przez własną śmierć i zmartwychwstanie. Scenę Zwiastowania przedstawia Ewangelia wg św. Łukasza w 1, 26-38. Jest to opis spotkania Bożego wysłannika - archanioła Gabriela - z młodą dziewczyną Maryją. Anioł przychodzi objawić jej wolę Boga - „Oto poczniesz i porodzisz Syna”. Maryja odpowiada: „ Oto Ja słu-
Braciszkowie św. Franciszka
żebnica Pańska, niech Mi się stanie według twego słowa!”. Maryja przyjmuje Słowo Ojca i mocą Ducha Świętego to Słowo staje się Ciałem. Tym Słowem jest Jezus Chrystus, który wyniszcza samego siebie aby wyrwać swój lud z niewoli grzechu. Maryja stała się naszą Matką, bo najpierw stała się Matką Tego, w którym mamy życie – Jezusa Chrystusa.
Z Lublina do Loreto Od kilkunastu lat, w wakacje, kilku braci z naszego seminarium wyjeżdża do Loreto – warto wspomnieć, że Prowincja Picena, na której terenie znajduje się bazylika, jest pierwszą kapucyńską prowincją, na tym terenie miał miejsce początek kapucynów. Był to już mój drugi tego typu wyjazd. Uczestniczymy w życiu wspólnoty braci przy loretańskiej bazylice. Posługujemy w klasztorze – wykonując normalne prace domowe, a także w zakrystii. Służymy do Mszy, udzielamy Komunii Świętej, przygotowujemy ołtarz do celebracji. Zazwyczaj taki wyjazd trwa około półtora miesiąca. Jest to czas szczególnych doświadczeń – spotkania braci z całego świata, uczestniczenia w życiu włoskiego Kościoła, spotkań z ludźmi, ale przede wszystkim kontemplacji Wcielenia w tak szczególnym miejscu.
br. szymon janowski
19
Klasztory Warszawskiej Prowincji Braci Mniejszych Kapucynów
Z
20
propozycją fundacji nowego klasztoru kapucynów wystąpił w 1735 r. skarbnik trembowelski i pułkownik wojsk polskich, Mikołaj Krzynecki, zamierzając osadzić zakonników w podlubelskim Łuszczowie. Ponieważ nie dysponował dostatecznymi funduszami na budowę kościoła i klasztoru, roli współfundatora podjął się książę Paweł Karol Sanguszko, marszałek wielki litewski, poprzednio już fundator klasztoru kapucynów w Lublinie. Na miejsce nowej fundacji wybrano rodową siedzibę Sanguszków – Lubartów, a formalny akt fundacyjny miał miejsce w 1736 r. Sanguszko występował odtąd jako fundator kościoła, a Krzynecki jako fundator klasztoru. W latach 1737-1741 wzniesiono kościół w stylu baroku toskańskiego, o formach typowych dla budownictwa kapucynów, według projektu Pawła Antoniego Fontany, nadwornego architekta Sanguszków. Wszystkie obrazy ołtarzowe są dziełem Szymona Czechowicza. Kościół p.w. św. Wawrzyńca męczennika konsekrował 20 V 1751 bp Michał Kunicki, sufragan krakowski i oficjał lubelski. W XIX w. klasztor w Lubartowie był siedzibą nowicjatu: tu przygotowywał się do życia zakonnego w latach 1848-1849 bł. Honorat Koźmiński. W Lubartowie odbyło się pięć kapituł prowincjalnych. Klasztor był też miejscem działań zbrojnych w czasie powstań narodowych: w czasie powstania listopadowego 9 V 1831 zamknął się tu oddział wojska polskiego, zaatakowany przez żołnierzy rosyjskich, a w czasie powstania styczniowego kościół został ostrzelany z armat przez Rosjan ścigających uchodzący oddział partyzancki (z tego czasu pozostały kule armatnie w murach świątyni). W czasie powstania styczniowego zaciągnęli się do wojska prawie wszyscy nowicjusze za na-
Lubartów
Braciszkowie św. Franciszka
Braciszkowie św. Franciszka
mową głośnego kaznodziei patriotycznego, o. Fidelisa Paszkowskiego. Podczas wielkiej kasaty klasztorów w Królestwie Polskim w 1864 r. klasztor w Lubartowie oszczędzono, uznając za tzw. klasztor nieetatowy (miał prawo istnienia, ale bez możliwości przyjmowania nowicjuszów). Jednakże stopniowo zmniejszała się liczba zakonników, których władze carskie przenosiły do innych klasztorów kapucyńskich w miarę, jak w nich następowały ubytki personalne. Taki stan rzeczy przesądził o skasowaniu klasztoru w Lubartowie, co nastąpiło 24 II 1867. Nielicznych zakonników wywieziono do Nowego Miasta nad Pilicą, na miejscu pozostał o. Faustyn Jarzębiński jako rektor kościoła. Po jego śmierci 14 V 1885 kościołem zarządzali kapłani diecezjalni; bibliotekę klasztorną przejęło lubelskie seminarium duchowne. W klasztorze wydzielono część jako mieszkanie rektora kościoła, resztę zajęły urzędy rosyjskie, a po odzyskaniu niepodległości przez Polskę – sąd powiatowy. Nie został zrealizowany projekt władz carskich, by na terenie ogrodu klasztornego zbudować szpital. Ponowne objęcie klasztoru przez kapucynów nastąpiło 25 VII 1938. Z chwilą wybuchu II wojny światowej klasztor był przewidziany przez władze Prowincji na tymczasową siedzibę nowicjatu i studium filozofii, ale szybki rozwój działań wojennych uniemożliwił realizację tych planów. Po II wojnie światowej klasztor stał się żywym ośrodkiem duszpasterstwa młodzieży. W 1978 r. odzyskano cały gmach, poddając go kapitalnemu remontowi i przebudowie. Charakter obecności: klasztor, duszpasterstwo w kościele własnym, duszpasterstwo w szpitalu, katechizacja, asystencja duchowa Franciszkańskiego Zakonu Świeckich, Ruchu Światło – Życie i neokatechumenatu, wyjazdy z kazaniami, rekolekcjami i spowiedzią.
21
TERMINY SPOTKAŃ NA 2010 ROK DNI SKUPIENIA 22 – 24.01 Lubartów 19 – 21.02 Gorzów Wielkopolski 05 – 07.03 Orchówek 19 – 21.03 Łomża 16 – 18.04 Nowe Miasto nad Pilicą 30.04 – 03.05 Majówka ze Świętym Franciszkiem w Krynicy Morskiej 11 – 13.06 Zakroczym 24 – 26.09 Gorzów Wielkopolski 08 – 10.10 Lublin (Poczekajka) 22 – 24.10 Warszawa 05 – 07.11 Biała Podlaska 03 – 05.12 Olsztyn
22
REKOLEKCJE 01 – 05.02 Serpelice 26.06 – 02.07 Piesza Pielgrzymka Honoracka 07 – 11.07 Rywałd Królewski 15 – 19.07 Orchówek – nad jeziorem Białym (mieszkamy pod namiotami przy naszym klasztorze) 19 – 24.07 Czas rozeznania powołania – rekolekcje w Nowym Mieście nad Pilicą 25.07 – 01.08 Obóz franciszkański (w Darowne k/Opola Lubelskiego) 23 – 27.08 Golgota Młodych 02 – 06.09 Żegiestów (dla studentów i studentek)
Braciszkowie św. Franciszka
na początek... Święty nasz Ojciec Franciszek, Seraficki Patriarcha, nie miał w zamyśle zakładania jakiejkolwiek wspólnoty zakonnej. Lecz już od początku, gdy zaczął prowadzić życie pokutne - dołączyli do niego jego przyjaciele. Pragnął on, aby brali w swoim życiu wzór przede wszystkim z samego Pana Jezusa, który był niedoścignionym wzorem oddania się Bogu. Po dzień dzisiejszy, zgodnie z zaleceniem św. Franciszka zawartym w Regule - bracia mogą w swoje szeregi przyjmować kandydatów pragnących podjąć ten sposób życia. Dlatego też każdy, kto spełnia określone warunki (jest ochrzczonym mężczyzną, katolikiem wyznającym wiarę i pragnącym poświęcić swe życie Chrystusowi) oraz cechuje się odpowiednimi przymiotami (umiłowaniem modlitwy, pragnieniem służby i zdolnością życia we wspólnocie braterskiej) - może zgłosić się do braci. Każdy z kandydatów, zgodnie z kolejnym zaleceniem św. Franciszka - jest odsyłany do ministra prowincjalnego (przełożonego wyższego), któremu jedynie przysługuje prawo przyjmowania Braci. Minister prowincjalny powinien w rozmowie oraz korzystając z innych uprawnień w tej materii - zbadać autentyczność powołania kandydata do Zakonu i tylko minister prowincjalny może kandydata dopuścić do rozpoczęcia życia zakonnego.
Braciszkowie św. Franciszka
Kandydat po otrzymaniu zgody zostaje najpierw skierowany do odbycia rocznej próby w postulacie. Nie jest wówczas jeszcze zakonnikiem, ale zamieszkując pod jednym dachem z braćmi ma możność z jednej strony przyjrzeć się życiu zakonnemu z bliska oraz, z drugiej strony, ma szanse uzyskać formację chrześcijańską. Po upływie formacji w postulacie kandydat może być dopuszczony do nowicjatu - czyli roku próby zakonnej. Wówczas pierwszego dnia otrzymuje habit zakonny z atrybutami nowicjusza ( tzw. kaparon zakładany na ramiona i sięgający z przodu i tyłu do pasa). Nowicjusz podejmuje już wszystkie zewnętrzne obowiązki - modlitwę, rozmyślanie, praktyki pokutne, wspólne rekreacje, prace na rzecz wspólnoty zakonnej, ale wciąż nie jest zakonnikiem. Dopiero po upływie pełnego roku, za zgodą Przełożonych - nowicjusz składa profesję zakonną (pierwsze śluby zakonne). Od tego momentu staje się formalnie przyjęty do wspólnoty prowincjalnej Braci Mniejszych Kapucynów. Ślubuje Bogu i Kościołowi, że będzie żył w czystości, ubóstwie i posłuszeństwie oraz ślubuje, że będzie żył w ewangelicznej wspólnocie braterskiej Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów. W ten właśnie sposób można zostać Bratem Mniejszym Kapucynem. Jeśli więc jesteś w stanie podjąć tę wyjątkową drogę życia, możesz zgłosić się do jednego z naszych klasztorów lub wprost napisać do naszej Kurii Prowincjalnej. Możesz też poprzez uczestnictwo w rekolekcjach powołaniowych zweryfikować swoje oczekiwania odnośnie życia zakonnego, jego wizję i wyobrażenia. Możesz też zaprenumerować nasze pisemko powołaniowe: „Braciszkowie św. Franciszka”.
Braciszkowie Ĺ&#x203A;w. Franciszka