Braciszkowie świętego Franciszka #120

Page 1

Duszpasterstwo Powołań Warszawskiej Prowincji Braci Mniejszych Kapucynów

B Franciszka

raciszkowie swietego

Rok XX, nr 120


spis treści

Słowo wstępne 3 br. Krzysztof Przybylski Nasza obecność wśród ubogich 4 br. Tomasz Mantyk „Pan dla nas stał się ubogim na tym świecie” 9 br. Grzegorz Brzeziński „Teresińsko” 11 br. Szymon Janowski Rozmównica 14 br. Roland Prejs Klasztory Warszawskiej Prowicji Kapucynów – Zakroczym 19 Nasz terminarz 21 Na początek 23

Słowo wstępne

C Kwartalnik dla kandydatów do kapucyńskiej wspólnoty zakonnej i osób zainteresowanych postacią św. Franciszka. Redakcja: br. Krzysztof Przybylski; Nakład: 1500 egzemplarzy Zainteresowanych regularnym otrzymywaniem biuletynu prosimy o przesłanie swojego adresu do redakcji. Koszt prenumeraty – zupełnie dobrowolna ofiara. Duszpasterstwo Powołań Braci Mniejszych Kapucynów ul. Kapucyńska 4 ; 00 – 245 Warszawa tel. O22 831 31 09; kom. 600 407 346 kapucyni.pow@wp.pl ; www.powolanie.kapucyni.eu

zas płynie jak wartka rzeka. Jeszcze nie tak dawno pochylaliśmy się nad tajemnica Pasji Jezusa Chrystusa i przeżywaliśmy radość poranka Zmartwychwstania. Dziś nasze myśli bliższe są wakacjom. Czas wypoczynku, relaksu, regeneracji sił, a jednocześnie czas przygotowania do czegoś nowego, co ma rozpocząć się w miesiącach jesiennych. Dla niektórych, to kontynuacja szkoły, studiów, dla innych może nowa szkoła lub praca, a może jeszcze inne wyzwania… Wychodząc naprzeciw wielu pytaniom, które mogą rodzić się w Waszych sercach przygotowaliśmy dla Was kilka propozycji: spotkań, rekolekcji, w czasie których łatwiej jest spojrzeć w najgłębsze zakamarki własnego serca i wraz z Bogiem odpowiedzieć na owe pytania wybierając to co najlepsze! Zapraszam Was do zapoznania się z pozycjami na wakacje 2010 roku. W tym numerze Braciszków świętego Franciszka chcemy, przede wszystkim,

Braciszkowie św. Franciszka

przybliżyć Wam jeden z podstawowych elementów naszego charyzmatu, czyli życie w ubóstwie i pracę z osobami ubogimi. Poza tym zapraszamy do przeczytania cyklicznych artykułów: Miejsca Kapucyńskie, Klasztory Warszawskiej Prowincji Braci Mniejszych Kapucynów i o błogosławionej… to nie pomyłka, do tej pory Br. Szymon przybliżał nam postacie naszych błogosławionych braci, a dziś przybliża nam osobę i życie błogosławionej Marii Teresy od Dzieciątka Jezus – klaryski kapucynki. Zapraszamy do lektury.

brat

Krzysztof

referent powołaniowy

3


Nasza obecność wśród ubogich dziś

4 Klasztor Kapucynów przy Krakowskim Przedmieściu w Lublinie. Sobota, 27 marca, godzina 15:00. Przed wystawionym Najświętszym Sakramentem grupa wiernych rozpoczyna modlitwę koronką do Bożego Miłosierdzia. W pierwszym rzędzie kilku niepasujących do obrazka mężczyzn: nieogoleni, włosy w nieładzie, ubrania z odzysku i zapach, który wskazuje na co najmniej kilka dni bez prysznica. Bezdomni. Raz po raz któryś z nich wstaje z ławki i rusza w kierunku konfesjonału. O co chodzi? To wielkopostny dzień skupienia dla osób bezdomnych.

W

szystko zaczęło się jakieś dwa lata temu. Brat Piotr Wardawy, który w warszawskim klasztorze na co dzień pracuje z ubogimi, poprosił nas – braci kleryków – o pomoc w prowadzeniu rekolekcji dla bezdomnych. Takie rekolekcje są kilka, a nawet kilkanaście razy do roku organizowane przez Siostry Misjonarki Miłości – te od błogosławionej Matki Teresy z Kalkuty – i odbywają się w Ojcówku koło Warszawy. Mały ośrodek w środku lasu, ongiś wczasowy, dziś powoli niszczejący, na pięć dni zamienia się w dom dla grupy około 40 mężczyzn zebranych przez siostry i braci z warszawskich dworców, kanałów, ulic i zaułków. Dostają

w nim nie tylko kawałek miejsca do spania i coś do jedzenia, ale także Słowo Boże, sakramenty i nadzieję, którą one ze sobą niosą. Bracia klerycy wrócili z Ojcówka zachwyceni. Zachwyceni możliwością pracy z ubogimi, którą nosili w sercu i od dłuższego czasu chcieli realizować. Zachwyceni duchem pokory Sióstr Misjonarek, które z wielkim oddaniem służyły bezdomnym. Zachwyceni żywym doświadczeniem Boga, który podczas rekolekcji dotykał serc wszystkich w nich uczestniczących – i tych, którzy wcześniej znali Go słabo lub wcale, i tych, którzy przez śluby zakonne związali z Nim

Braciszkowie św. Franciszka

swoje życie. Wyjazdy takie stały się naszą regularną praktyką. Rekolekcje mają jednak swoje minusy. Po pierwsze, są one dla bezdomnych z Warszawy, a tymczasem tak samo potrzebujących ludzi spotykamy u nas, w Lublinie. Po drugie, mogą w nich uczestniczyć każdorazowo dwaj, maksymalne trzej bracia, co przy liczbie chętnych do takich wyjazdów oznacza, iż każdy będzie mógł ich doświadczać średnio rzadziej niż raz do roku. Po trzecie, rekolekcje dla bezdomnych są tylko impulsem do zmiany, który potrzebuje podtrzymywania, aby mógł wydać owoce. Aby odpowiedzieć na tę ostatnią potrzebę bracia w Warszawie zainicjowali program pomocy materialnej, psychologicznej i duchowej dla bezdomnych, o którym piszemy gdzie indziej w tym numerze. Jest też pomysł, na razie w fazie marzeń, stworzenia we wspomnianym Ojcówku wspólnoty braci, która będzie stale dzieliła życie z grupą bezdomnych. Ale to w Warszawie, w Ojcówku. My myśleliśmy o Lublinie. Od brata juniorysty, Andrzeja Zajkowskiego, dowiedzieliśmy się o „Gorącym Patrolu” – ekipie wolontariuszy z kościoła p.w. Ducha Świętego, która każdej zimy wspomaga bezdomnych z Lubelskiego dworca kolejowego kanapką i gorącą herbatą. Zaczęliśmy dołączać do ekip patrolu, wpierw nieregularnie, z czasem systematycznie w każdą so-

Braciszkowie św. Franciszka

botę. Szybko odkryliśmy, że bezdomnym nie tyle zależy na chlebie i herbacie, które koniec końców potrafili zdobywać także na inne sposoby, ile na kontakcie z drugą osobą, która widzi w nich człowieka. Ubóstwo materialne bezdomnych, których spotykamy, łączy się zwykle z głęboką biedą duchową. Nie tylko nie mają dachu nad głową – nie mają poczucia własnej godności; nie tylko nie mają co jeść – nie mają nadziei na lepsze jutro; nie tylko ciała ich mrozi surowa zima – ich dusze mrozi brak miłości. Nie kochają ich ludzie, którzy pogardliwie mijają ich na dworcu czy ulicy, nie kochają ich ochroniarze przeganiający z ciepłych pomieszczeń, nie kochają sklepikarze sprzedający im za kilka złotych tanie wino – znieczulacz na zimno i ostatnie drgnienia sumienia. Co gorsza, nie kochają sami siebie. To wszystko uświadomiło nam, że nie wystarczy abyśmy dawali im jeść i pić, czy nawet samych siebie poprzez rozmowę i zrozumienie. Potrzeba dawać im Boga. Korzystając z doświadczeń z Ojcówka, w grudniu 2009 roku zorganizowaliśmy razem z wolontariuszami z „Patrolu” pierwsze rekolekcje dla lubelskich bezdomnych. Udało nam się zabrać na pięć dni do ośrodka w Częstoborowicach ok. 30 bezdomnych, którym rekolekcje wygłosił br. Michał Gawroński. Nie do końca wiedzieliśmy, czego się spodziewać, ale Łaska Boża dopełniła naszych bra-

5


6 ków. Na wieńczącej rekolekcje wigilii dla bezdomnych przy klasztorze na Krakowskim Przedmieściu nastroje były wspaniałe. Wszyscy: bezdomni, wolontariusze i bracia byli bardzo zadowoleni z rekolekcji. Niestety, po rekolekcjach przyszła znów twarda rzeczywistość życia na ulicy. Co sobotę bracia podczas patrolu starali się podtrzymywać w bezdomnych ziarno, które Pan w nich zasiał, ale w wychodzeniu z bezdomności konieczna jest bardziej systematyczna pomoc. Formą odpowiedzi na tę potrzebę, na miarę naszych skromnych możliwości, był wspomniany na początku dzień skupienia. Przyszło niewielu, ledwie dziewięciu bezdomnych. Przez jeden dzień mogli przygotować się do Świąt Paschalnych, zwłaszcza przez sakramenty spowiedzi i Eucharystii. Wszyscy przystąpili do sakramentów. Wielki Czwartek. Wraz z bratem Adamem spacerujemy po Warszawie. Przychdzi

SMS od Michała z „Patrolu”, że zmarł Robert, jeden z uczestników rekolekcji w Częstoborowicach. Na rekolekcjach tak długo modlił się na klęczkach, że nawet żartował iż następnym razem weźmie ochraniacze hokejowe na kolana. Następnego razu niestety już nie będzie. Ale może dzięki tamtej modlitwie teraz modli się za nas w niebie?

CENIĘ ELEMENT DUCHOWY W „PATROLU” Michale, jesteś jedną z osób odpowiedzialnych za „Gorący Patrol”. Czy mógłbyś nam powiedzieć, na czym on polega i jak funkcjonuje? Cała sprawa zaczęła się parę lat temu, kiedy okazało się, że w województwie lubelskim najwięcej osób w całej Polsce zamarza na ulicach. Pojawiła się taka inicjatywa, żeby poszukać tych osób, pomagać im

Braciszkowie św. Franciszka

zebrać się z ulicy i zapobiegać tym samym potencjalnym zamarznięciom. Później to się przerodziło w taki program pracy indywidualnej, codziennego jeżdżenia na dworzec. Wygląda to w ten sposób, że gdy jedziemy na dworzec to mniej my szukamy, a bardziej nasi znajomi bezdomni z ulicy schodzą się w jedno konkretne miejsce i tam się z nimi spotykamy i tam dajemy kanapki, herbatę… no, i gadamy. Od jakiegoś czasu jeździcie na patrol razem z nami. Jak oceniacie tę współpracę? Ha! Ja to w ogóle mam specyficzne podejście, dlatego, że ja bardzo cenię ten element duchowy w patrolu. Widzę jak zupełnie inaczej bezdomni podchodzą do osoby w habicie, zupełnie inaczej do świeckiego. My pewnych tematów poruszyć nie możemy, a te tematy są fundamentalne. One muszą być poruszone, bo inaczej ta praca robi się bardzo ciężka. I dlatego ja bardzo chętnie zgodziłem się i strasznie mi się to podobało, że ktoś w habicie będzie z nami jeździł. Od was wyszedł cały ten pomysł rekolekcji [w Częstoborowicach, w grudniu 2009 – red.] i okazały się one bardzo fajną rzeczą. Renia, która już osiem lat jeździ w patrolach mówiła, że to była jedna z fajniejszych rzeczy, jakie jej się przytrafiły w pracy z bezdomnymi. To był właśnie ten element duchowy, bardzo ważny.

Braciszkowie św. Franciszka

A jak oceniasz dzisiejszy dzień skupienia? Jest tak bardzo kameralnie, wiosna daje już o sobie znać. Jest trochę mniej osób, ale atmosfera jest bardzo miła. Jak się już ludzi trochę wyrwie z ulicy, to w tym miejscu wiedzą, że mogą pewne rzeczy mówić, i mówią te rzeczy. Następuje taka bardzo ciekawa wymiana myśli i powstaje taka miła atmosfera. To takie rekolekcje w wersji mini, i myślę, że to też cenna rzecz, warta przemyślenia na przyszłość. Dziękuję za rozmowę. Rozmawiał br. Tomasz Mantyk

DLA MNIE TO BYŁ KOSMOS Jacku, opowiedz nam proszę w kilku słowach o sobie. Nazywam się Jacek Kosiński, jestem po raz drugi w życiu bezdomny. W tej chwili w miarę krótko, ale w sumie to uzbierałoby mi się chyba ze trzy lata tej bezdomności, jak nie więcej. Trzeba się umieć poruszać po tym środowisku. Ogólna zasada jest taka,

7


8

że w zimie się wszyscy trzymają kupy, nawet jak mają między sobą zatargi. Starają się sobie pomagać w jakiś tam sposób, czy jeśli chodzi o żarcie, czy o ubranie. Ale ja, i wielu innych, w lecie staję się samotnym wilkiem. Sam poluję, sam się utrzymuję. Głównie nasze życie polega na zbieractwie. Zbieramy złom, zbieramy makulaturę, puszki. Czy mógłbyś nam powiedzieć jak to się stało, że stałeś się bezdomnym? Mój przypadek to jest akurat przez to, że zostałem oszukany przez ludzi na duże pieniądze, a że ja też ludzi zatrudniałem to musiałem im zapłacić. Sprzedałem po prostu wszystko i jestem bezdomny. Nie mam szans na odzyskanie tych pieniędzy, muszę zapracować od nowa. Po prostu, przez nieuczciwość ludzką. Ja nie jestem bezdomny z wyboru, tak jak niektórzy są, czy z powodu alkoholizmu, chociaż ja też nie stronię od alkoholu. To jest ogólny problem tego środowiska – alkoholizm. Pije się prawie

„Pan dla nas stał się ubogim na tym świecie”

codziennie, większe lub mniejsze ilości. Ale w moim przypadku, bezdomny jestem przez oszustwo. W grudniu byłeś na rekolekcjach z Braćmi Kapucynami i wolontariuszami w Częstoborowicach. Jakie masz z nich wspomnienia? Dla mnie to był kosmos… Totalny odlot, bo po dwudziestu trzech latach przystąpiłem do spowiedzi i Komunii. Taka tam panowała atmosfera. I brat Michał potrafił nas nakłonić, może przez taką swoja charyzmę, może, że takim prostym słowem się zwracał. Praktycznie wszyscy przystąpili do komunii. Wszyscy byli zadowoleni. Niestety, niektórym to uciekło. Ja dalej chodzę do kościoła, dwa tygodnie temu byłem u spowiedzi, u komunii. Tak więc mnie to pomogło. Jacku, czego Ci życzyć na święta? Normalności. Dziękuję za rozmowę. Rozmawiał br. Tomasz Mantyk

„Kiedy towarzysze odwrócili się i zobaczyli, że Franciszek został tak daleko za nimi, wrócili do niego. Przerażeni patrzą i widzą go, jakby przemienionego w innego człowieka. Pytają go więc: - O czymże myślałeś, że nie szedłeś za nami? Być może –mówią żartując – myślałeś o ożenieniu się? Franciszek odpowiedział im z ożywieniem: - Powiedzieliście prawdę, ponieważ myślałem o wzięciu oblubienicy szlachetniejszej, bogatszej i piękniejszej aniżeli kiedykolwiek widzieliście. On zaś powiedział to nie od siebie, lecz natchniony przez Boga. Wspomnianą bowiem oblubienicą, którą pojął, było prawdziwe życie religijne dzięki ubóstwu szlachetniejsze, piękniejsze i bogatsze.”

D

rogi Młody Przyjacielu! Taką relację z życia św. Franciszka przedstawiają nam jego towarzysze, którzy byli świadkami jego życia i drogi nawrócenia. Możesz zadać sobie pytanie: czym było owo UBÓSTWO? Jak rozumiał je Franciszek? Tutaj Biedaczyna z Asyżu zaskakuje każdego z nas, gdyż nie podaje żadnej definicji ubóstwa. Nie był on bowiem człowiekiem definicji, lecz Bożym Szaleńcem, który ową rzeczywistość ubóstwa wyrażał konkretnymi postawami i codziennym życiem. Franciszek żył ubóstwem, gdyż jest ono „ubóstwem naszego Pana Jezusa Chrystusa”. Młody Franciszek po powrocie z nieudanej wyprawy do Apulii podczas której miał zdobyć godność rycerską, błąkał się po okolicach swojego rodzinnego miasta. Był posłuszny głosowi, który usłyszał w Spoleto: „Wróć do swojej ziemi, a tam się dowiesz co masz czynić”. Trafił do kościoła

Braciszkowie św. Franciszka

Braciszkowie św. Franciszka

św. Damiana i odnalazł wizerunek Chrystusa Ukrzyżowanego. Tu zaczynał się modlić. Franciszek wpatruje się w znak krzyża i wywyższonego na min Jezusa Chrystusa. Od tego czasu pozwala się prowadzić Dobremu Pasterzowi, Jezusowi Chrystusowi. Później zostawi właśnie tę wskazówkę swoim braciom: „Bracia, spoglądajmy na Dobrego Pasterza, który dla swoich owiec wycierpiał mękę krzyżową”. Ubóstwo odkryte przez Franciszka nie jest żadnym ascetycznym sposobem życia, nie jest też programem reform ówczesnego środowiska kościelnego. Ubóstwo Franciszka jest owocem MIŁOŚCI, jest konsekwencją miłości która się daje, jest tajemnicą obecności Chrystusa w człowieku ubogim, jest tajemnicą obecności Chrystusa w każdym, kto się upodabnia do Niego. We Wcieleniu i w Krzyżu Chrystusa Franciszek widzi wzór dla swojej radykalnej postawy i dla sposobu życia, który proponu-

9


10

je braciom do niego przychodzącym. Święte Ubóstwo nie jest abstrakcyjne, ale jest konkretnym życiem, życiem Chrystusa i życiem każdego biednego. Franciszkowa wierność ubóstwu nie jest negacją dóbr materialnych, gdyż w swoim rodzinnym domu doświadczył on piękna jakie one ze sobą niosą, lecz także widział zniewolenie w jakie popadł jego ojciec dążący do gromadzenia majątku. Franciszek odkrywa ewangeliczną głębię. Wierność ubóstwu jest rzeczywistości przylgnięciem do Słowa Ojca, którym jest Jego Syn, Jezus Chrystus. „Błogosławieni ubodzy, albowiem do was należy królestwo Boże” (Łk 6,20). Ewangelia dla określenia ubogich używa słowa ptochoi, które określa ludzi potrzebujących,

nieszczęśliwych, zgłodniałych, tych, którzy potrzebują jałmużny by mogli przeżyć kolejny dzień. Ale to właśnie oni nazywani są błogosławionymi, czyli szczęśliwymi. Dzieje się tak dlatego, że to właśnie tych ludzi Bóg jako Król pragnie brać w swoją obronę i opiekę. Co więcej, doświadczają oni, że tylko w Bogu i w zawierzeniu Jemu swojego życia mogą odnaleźć sens dni, które są im dane. Stają się jak dzieci wyciągające ręce do swojego Ojca, by mógł On wziąć je w swoje ramiona. Tylko to im pozostaje. Tak właśnie pragnie żyć św. Franciszek. Taki sposób życia proponuje także swoim braciom. Królestwo Boże jest obecne na ziemi w Osobie i przepowiadaniu Jezusa Chrystusa, jednak może być przez człowieka przeoczone. Franciszek pragnie żyć dla Królestwa Bożego, pragnie żyć ubóstwem Chrystusa, jego uniżeniem i pokorą. Widzi je nawet podczas Eucharystii: „Niczego bowiem na tym świecie nie mamy i nie widzimy cieleśnie z Najwyższego, jedynie Ciało i Krew, imiona i słowa przez które zostaliśmy odkupieni ze śmierci do życia”. Franciszek chce żyć ubóstwem Jezusa Chrystusa. Jest to owoc miłości jaką Bóg ma do człowieka, a której w swoim życiu doświadczył Biedaczyna z Asyżu. Drogi Młody Przyjacielu! „Pan dla nas stał się ubogim na tym świecie”… dla mnie i dla Ciebie. Nie dla kogo innego. Prawdę tę odkrył św. Franciszek i zaprowadziła go ona do świętości. Paradoksalnie dzięki ubóstwu życie Franciszka stało się piękniejsze, szlachetniejsze i bogatsze, bogatsze w Miłość. Odkrywania tej prawdy i kroczenia drogą świętości życzę również Tobie. Z braterskim pozdrowieniem

„Teresińsko”

bł.

od Dzieciątka Jezus

klaryska kapucynka

z rodziny ateistów za klauzurę

cicho, cichusieńko...

Niewiele wiemy o życiu Mieczysławy Kowalskiej. Urodziła się w 1902 roku. W rodzinie ateistów. Jej ojciec i brat byli zaangażowani w gwałtownie rozwijający się ruch socjalistyczny, którego filozoficzna podbudowa negowała istnienie Boga. Mimo takiej sytuacji młoda Mieczysława prowadziła, być może wspierana przez matkę, głębokie życie duchowe. W wieku 13 lat przystąpiła do Komunii Świętej, 5 lat później przyjęła bierzmowanie. Należała w tym czasie do wielu bractw, m. in. Szkaplerza Niepokalanego Poczęcia, Serca Jezusowego, Żywego Różańca, Arcybractwa Straży Honorowej, Apostolstwa Chorych oraz kilku innych. Na początku lat dwudziestych jej ojciec z częścią rodziny, prawdopodobnie z pobudek politycznych, wyjechał do Związku Radzieckiego. W tym samym czasie, w 1923 r., Mieczysława zapukała do furty klasztoru klarysek kapucynek w Przasnyszu, w tym czasie jedynego w Polsce. Główną motywacją życia za klauzurą było pragnienie zadośćuczynienia Bogu za niewiarę własnej rodziny. Otrzymała imię Marii Teresy od Dzieciątka Jezus. Pierwsze zakonne śluby złożyła w 1924 r.

Życie zakonne siostry Teresy było głęboko naznaczone kontemplacją Jezusa Ukrzyżowanego. Podczas procesu beatyfikacyjnego jedna z sióstr powiedziała, że Teresa na krzyżu w swojej celi napisała: Cicho, cichusieńko, bo mój Jezus kona. Siostry, które pamiętały Teresę, wspominały że była ona cicha, delikatna, pokorna. W stosunku do sióstr życzliwa, wrażliwa na ich potrzeby, wielkoduszna, cierpliwa i opanowana. Siostra Salomea, zapamiętała Teresę jako osobę o naturalnym poczuciu piękna, promieniującą wewnętrzną urodą i radością życia. Jakby na przekór takiemu obrazowi, błogosławiona sama siebie nazywała Teresisko. Swoje obowiązki, mimo słabego zdrowia, wykonywała gorliwie i z radością. Nic więc dziwnego, że w przasnyskim klasztorze pełniła coraz liczniejsze i odpowiedzialne funkcje – była furtianką, zakrystianką, bibliotekarką by później objąć funkcję mistrzyni nowicjatu i dyskretki (czyli siostry wchodzącej w skład zarządu klasztoru). Wydaje się, że jej życie płynęło według słów, które napisała na krzyżu – cicho, cichusieńko... Jedna z sióstr powiedziała,

br. Grzegorz Brzeziński

Braciszkowie św. Franciszka

Maria Teresa

Braciszkowie św. Franciszka

11


że życie Teresy było „tak nadzwyczajne w swej zwyczajności, że nie ma co o nim powiedzieć”. Tak napisała o niej s. Klara, klaryska z Ostrowa Wielkopolskiego: Czy jej milczenie, ukrycie, było wyborem? Początkiem ofiary? Chyba tak. Już wtedy, w murach klauzury, znikała, spalała się w Bogu: furtianka, zakrystianka, bibliotekarka – życie ukryte z Chrystusem, tak bardzo, że po latach pozostały zaledwie okruchy wspomnień. Nikt jej nie podpowiedział, aby pisała „dzieje duszy”.

aresztowanie

12

Wojska niemieckie, ze względu na niewielką odległość od ówczesnej granicy, były w Przasnyszu już 4 września. Rozpoczął się czas okupacji, w którym siostry dzieliły trudny los okolicznej ludności. Brakowało najpotrzebniejszych artykułów, żywności i opału. Adwent 1939 r. rozpoczął się w klasztorze kapucynek od rewizji niemieckich żołnierzy. Zima upłynęła pod znakiem ogromnych mrozów. Mniszkom bardzo dokuczało zimno, brakowało opału. W umiarkowanym spokoju, mimo częstych rewizji hitlerowskich żołnierzy, upłynął kolejny rok. Na początku 1941 narastała atmosfera napięcia, potęgowana nieustannie wiadomościami o nowych aresztowaniach, w tym biskupów i księży. Mniszki przeczuwały swoje aresztowanie. Dzień przed nim Teresa mówiła: Jeśli mają nas stąd wyrzucić, niech robią to prędzej, bo już nie wytrzymuję męki oczekiwania. Hitlerowcy weszli do klasztoru 2 kwietnia 1941. Aresztowali wszystkie 36 sióstr.

obóz Obóz koncentracyjny w Działdowie (KL Soldau) był jednym z najcięższych tzw. obozów przejściowych. Przewinęło się przez niego ok. 30 000 więźniów, z czego 15 000

poniosło tu śmierć, byli to głównie Polacy. Obóz był przeludniony, panowały w nim fatalne warunki sanitarne i żywieniowe. Grupami szczególnie prześladowanymi w KL Soldau byli Żydzi, więźniowie polityczni oraz osoby duchowne. Mniszki umieszczono w celi nr 31, w koszarowym baraku na piętrze. Ich miejscem do spania były barłogi z zarobaczonej słomy. Ponieważ mniszki nie miały innych ubrań pozwolono im nosić habity. W krótkim czasie zaczął bardzo mocno dokuczać głód – więźniowie otrzymywali dwie miski kawy, kawałek często niedopieczonego chleba i trochę zupy. Tragiczne warunki sanitarne sprzyjały rozprzestrzenianiu się chorobom układu pokarmowego oraz wszawicy. Insekty wylęgały się nieustannie w brudnym, zgniłym, sianie na którym więźniowie byli zmuszeni spać.

ja stąd nie wyjdę Niedługo po przyjeździe do KL Soldau Teresa bardzo podupadła na zdrowiu. Odezwała się gruźlica, która zaczęła się jeszcze w Przasnyszu. W normalnych warunkach można byłoby ją złagodzić, jednak nie w obozie. 9 maja Teresa przeżyła bardzo ciężki krwotok, którego siostry nie mogły zatrzymać. Siostry wołały o pomoc, w odpowiedzi dostały trochę wody. Ktoś życzliwy przyniósł kilkanaście landrynek... Rozpoczęła się jedenastotygodniowa Golgota mniszki. Teresa z dnia na dzień opadała z sił. Po pewnym czasie nie mogła już się poruszać. Na wychudzonym ciele mniszki szybko pojawiły się odleżyny. Siostry starały się ulżyć w cierpieniach Teresy wszelkimi możliwymi sposobami. Postępująca choroba dawała się jej jednak coraz bardziej we znaki. Miała coraz większe problemy z oddychaniem, dusiła się. Leżąc na ziemi nieustannie wdychała kurz unoszący się z roztartej słomy z sienników. Tra-

Braciszkowie św. Franciszka

giczne w skutkach okazywały się dezynfekcje przeciwko tyfusowi – rozpylany proszek chlorkowy powodował bardzo bolesne podrażnienie dróg oddechowych i płuc. Siostra Teresa cierpiała cichusieńko. Nie skarżyła się, była pełna pokoju. Przygotowywała się na spotkanie z Oblubieńcem. Kilka dni przed śmiercią odnowiła profesję zakonną. Kiedy oddawała swojej przełożonej obrączkę, krzyżyk profesyjny i brewiarz powiedziała: Ja stąd nie wyjdę, swoje życie poświęcam, żeby siostry mogły wrócić. Agonia mniszki rozpoczęła się w nocy 24 lipca. Ustał kaszel, Teresa oddychała coraz ciężej. Około północy Teresa spytała czuwającą przy niej siostrę: czy to już? Obudzone siostry odmawiały różaniec, zgromadzone wokół umierającej. Teresa trzymała na piersi ulubiony obrazek Matki Bożej Fatimskiej, szeptała: Tak długo?... Gdzie mój różaniec?... Jej ostatnimi słowami były: Przyjdź, Panie Jezu! Odeszła 25 lipca, o 3:30 w nocy. Siostry przygotowały ją do pochówku. Na jej głowie umieściły wianek z mleczów. Siostry modliły się, a żandarmi zaglądali do wewnątrz celi. Dopiero o 15 wyniesiono ciało Teresy. Spoczęła w jednej z masowych mogił, niedaleko Działdowa. Jej ciała nigdy nie odnaleziono. Niespełna dwa tygodnie później pozostałe mniszki zostały zwolnione z obozu i przewiezione w okolice Suwałk, skąd po wojnie mogły wrócić do Przasnysza. Ofiara Teresy ocaliła polskie kapucynki, żadna z nich nie zginęła w obozie.

klaryski kapucynki w Polsce Początek polskim klaryskom kapucynkom dał bł. Honorat Koźmiński, kapucyn w 1860 r. Oddzielił on z założonego przez siebie zgromadzenia felicjanek część sióstr gotowych do życia w ścisłej klauzurze. Napisał również konstytucje nowego zgromadzenia, wzorując się na dokumentach rzymskich klarysek. Po wielu zabiegach siostry otrzymały od władz carskich

Braciszkowie św. Franciszka

zgodę na zamieszkanie w Przasnyszu, gdzie przybyły w 1871 roku. Polityka władz carskich bardzo ograniczała życie zakonne, zakazywano przyjmowania kandydatów i kandydatek, licząc na wygaśnięcie życia zakonnego. Taki stan rzeczy trwał do 1905 r. kiedy wydano ukaz tolerancyjny pozwalający m. in. na przyjmowanie kandydatów. W roku 1927 polskie kapucynki zostały włączone przez Świętą Kongregację do Zakonu Mniszek Klarysek Kapucynek. Dziś w Polsce klasztory kapucynek znajdują się w Przasnyszu, Brwinowie, Ostrowie Wielkopolskim, Krakowie, Szczytnie i Wykrocie. W rodzinie franciszkańskiej siostry mają swoje szczególne miejsce, pozostają w ścisłej więzi z braćmi Pierwszego Zakonu, których wspierają modlitwą i świadectwem własnego życia. Powołaniem mniszek jest życie Ewangelią, według sposobu jaki zostawiła w Regule św. Klara, przez zachowywanie ślubów ubóstwa, posłuszeństwa i czystości. Istotą tego sposobu życia jest miłość, która nadaje sens wszystkiemu innemu. Szczególnym powołaniem mniszek jest wezwanie do kontemplacji, której poddane jest całe życie. Centrum duchowego życia wspólnoty sióstr stanowi Eucharystia. Bardzo dobrym źródłem informacji dla zainteresowanych bł. Teresą i duchowością kapucynek jest książka Tadeusza Pulcyna pt. Do nieba przez Działdowo. Kontakt z siostrami: Przasnysz - www.kapucynki.zakon.opoka.org.pl Szczytno – www.kapucynki.ofmcap.pl Ostrów Wielkopolski – www.kapucynkiostrow.ofmcap.pl Kraków – www.kapucynki.pl Brwinów – kontakt telefoniczny (22) 729 58 52

br. szymon janowski

13


Miejsca Kapucyńskie

Rozmównica D 14

o wnętrza klasztoru zazwyczaj nie wpuszcza się osób z zewnątrz: mówi się, że klasztor objęty jest klauzurą, czyli, że mają tam wstęp tylko zakonnicy. Według prawa kościelnego jednak klauzura klauzurze nierówna: może być taka, że nikt (chyba lekarz do ciężko chorego zakonnika) nie ma wstępu do wnętrza, może być też taka, że obejmuje tylko niektóre pomieszczenia i tylko w niektórych sytuacjach. Nie miejsce tu, by szczegółowo omawiać odnośne przepisy prawa kanonicznego. Zwykle jednak przybywających gości świeckich przyjmuje się w specjalnym pomieszczeniu, zwanym rozmównicą, które – w razie potrzeby – może też być pokojem gościnnym, nawet służącym do noclegu przybysza. Pokój to bardzo zwyczajny: stół, kilka krzeseł, jakaś szafka, w której przechowuje się szklanki czy filiżanki (by móc poczęstować gościa kawą czy herbatą), czasami wersalka lub tapczan, wieszak na ubrania, na ścianie krzyż i jeden czy drugi obraz, zwykle o tematyce franciszkańskiej. W przyległym pomieszczeniu łazienka. Szczególny charakter tego miejsca tkwi jednak nie w jego wyglądzie, lecz w tym, co się tam rozgrywa. Wchodząc do rozmównicy, zostawiam na jakiś czas moje zakonne zajęcia: modlitwę, codzienne obowiązki, wspólny posiłek. Zostawiam też współbraci zakonnych. Można powiedzieć: zostawiam klasztor, a spotykam się ze „światem”. Ale to ostatnie zdanie już nie będzie prawdziwe: zakonnik nigdy nie zostawia klasztoru. Nawet, jeżeli wychodzi poza furtę, nie przestaje być zakonnikiem, a

do chóru i powinienem wtedy pamiętać na modlitwie o tych, z którymi rozmawiałem, przedstawić Jezusowi ich sprawy, zwłaszcza kłopoty. Może nie umieją się modlić, a może oczekują, że ja, zakonnik, w ich imieniu zrobię to lepiej... Jako świadek Jezusa mam budować przychodzących ludzi nie tylko dobrą radą, podtrzymaniem na duchu, rozwiązywaniem ich kłopotów, ale przede wszystkim samą moją rozmową – życzliwą, ukazującą dobro tkwiące w innych ludziach, wolną od agresji, obmowy, złośliwych docinków, kłamstwa, a przy tym radosną. Jako świadek Jezusa mam w przychodzących budować nadzieję i budzić optymizm, a zwłaszcza zapalać do dobrego. To wcale nie takie łatwe. Rozmównica więc, to ważne miejsce zakonnego apostolatu. A po wyjściu z rozmównicy wracam do współbraci i z ich strony często padają zwyczajne pytania: Kto do ciebie przychodził? Z kim rozmawiałeś? Kto to jest ten pan (ta pani)? Co odpowiem

gdyby przestawał nim być, chyba nie bardzo rozumiałby, czym jest powołanie zakonne. Idę do mego brata, żyjącego w życiu świeckim, by być wobec niego świadkiem Jezusa, by – w nieco odmienny sposób – głosić Ewangelię. Rozmównica zatem jest też szczególnie uprzywilejowanym miejscem w klasztorze. Różni ludzie tu przychodzą. Czasem są to moi dobrzy znajomi, czasem interesant, który przyszedł do klasztoru, chcąc coś załatwić, prosić o modlitwę lub o podzielenie się Słowem Bożym, czasem (bo bywa i tak) trafi się ktoś niezrównoważony psychicznie i będzie opowiadać o swoich rzekomych objawieniach. Ja do każdego mam wyjść właśnie jako świadek Jezusa. Za kilkanaście minut czy za godzinę wrócę

Braciszkowie św. Franciszka

Braciszkowie św. Franciszka

braciom? Mój apostolat zmienia się na postawę wobec braci: postawę otwartości i szczerości, postawę podzielenia się tym, co mnie spotkało w rozmównicy, obojętne – radosnego, czy przykrego, postawę dzielenia się modlitwą w intencjach mi powierzonych, zasięgania rady w kwestiach, które usłyszałem, a których – być może – sam nie potrafię rozwiązać. Każdego roku w przeddzień Uroczystości Objawienia Pańskiego, zwanej potocznie świętem Trzech Króli, odbywa się obrzęd poświęcenia klasztoru. Przy poświęceniu rozmównicy modlimy się, prosząc Boga, aby słowa, które w tym miejscu wypowiadamy, sławiły dobroć i wielkość Boga, oraz były świadectwem dobrych czynów innych ludzi.

15 br. Roland Prejs


Kuchnia dla ubogich Krótki zarys…

Z 16

aczęło się.. dawno, bo praca nas – braci kapucynów wśród ubogich trwa od chwili sprowadzenia nas do Polski przez króla Jana III Sobieskiego, gdzie jego serce spoczywa w naszym kościele w Warszawie przy ul. Miodowej 13. Bracia kapucyni byli z biednymi i w czasie zarazy, i w czasie wojennej zawieruchy. Wsparcie było zawsze również od członków III Zakonu, a wśród nich też o. Anicet Kopliński, dziś już błogosławiony wśród 108 męczenników II wojny światowej, zwany też jałmużnikiem Warszawy i opiekunem ubogich. Codziennie kwestował na rzecz ubogich zjednując ich swoją prostotą i tak trwa do dnia dzisiejszego, choć w innym wymiarze. Dziś kuchnia wydaje do około 300 posiłków dziennie, dużo wspomożenia i darów otrzymujemy od sponsorów i mieszkańców Warszawy, a pracujący wolontariusze w kuchni przeprowadzają, też zbiórki pieniężne w parafiach przy kościołach. Kuchnia dla ubogich i bezdomnych kojarzy się każdemu z ciepłym posiłkiem, niejednokrotnie jedynym na cały dzień. W kuchni dla ubogich przy naszym warszawskim klasztorze, jestem od 2008 r. miesiąca września, i będąc tutaj odpowiedzialnym jak kapitan na statku, staram się oto aby działała ona sprawnie, no i bez dwóch zdań, oczywiście i smacznie. Jak już wspomniałem w zarysie, przygotowujemy posiłek nawet do około 300 osób dziennie, jest to codziennie inna zupa, treściwa w zawartość kaloryczną i smakująca jak u mamy, do tego kubek gorącej kawy i chleb do syta. Pracujący wolon-

tariusze w naszej kuchni, jest to środowisko zróżnicowane; są osoby z III Zakonu, Grupy o. Pio, jak również osoby z poza grup, po prostu prywatnie, które pragną jak mi zawsze mówią, zgłębić swoją pomoc dla drugiego człowieka, tego bardziej potrzebującego i odepchniętego, wzgardzonego lub pokrzywdzonego przez życiowy los. Pomagający wolontariusze są różnego wykształcenia i pozycji społecznej, ale jak sami podkreślają w rozmowach ze mną, „proszę brata, ja się nie wstydzę, wziąć noża i obierać ziemniaka, przygotować i obierać mięso z kości lub myć naczynia, bo to chcę robić dla bliźniego, ale jak sami podkreślają, przede wszystkim i dla mnie samego, bo jest to wielka lekcja pokory. Oj tak, muszę to potwierdzić – lekcja pokory, cierpliwości i wzajemnego poszanowania. To jest sprawdzian w każdego dnia… żeby dogadywać się na każdym szczeblu naszej działalności w pluralizmie naszych charakterów, dlatego tę naszą relację, wzmacniamy poprzez modlitwę i dopiero wtedy naszą radość możemy przekazywać im, tym pokrzywdzonym w życiu, różnymi tragediami i losami, bezdomnym, którzy widząc nasze postępowanie i docenianie ich, to w miarę możliwości, zaczynają przemieniać się sami na ile potrafią. Praca w kuchni ubogich, nie powiem do łatwych, nie należy i na pewno potwierdzają to bracia, którzy tutaj wcześniej przede mną pracowali, ale gdy spojrzymy głębiej poprzez pryzmat wiary i modlitwy, wtedy doce-

Braciszkowie św. Franciszka

uarium sankt Domu

17 nia się ten obowiązek już nie jako, że trzeba go spełnić, ale jaki, że jest to moje miejsce i moje zadanie do spełnienia, które Bóg postawił na drodze mego powołania. Spełnienie tego obowiązku, wśród ubogich jest dla mnie osobiście jakimś życiowym wyzwaniem , bo to co zawsze podkreślam w swoich rozmowach i wywiadach, że lubię pracować z ludźmi prostymi, tak jak było 10 lat na placówce wiejskiej na Podlasiu w Serpelicach, i polubiłem ten obowiązek i pracę wśród ludzi ubogich, piszę specjalnie i podkreślam to POLUBIŁEM, bo można spełniać obowiązek, który wyznaczyli nam przełożeni i to po prostu będzie tylko obowiązkiem, a nie radością i satysfakcją. Wśród wolontariuszy usłyszymy różne wypowiedzi, ale jedna podstawowa, która się przewija to ta, że każdy chce pomagać tym, którym los życiowy był okrutniejszy, pomagać z wielkim zaangażowaniem i sercem.

Braciszkowie św. Franciszka

Niejednokrotnie rozmawiając mówię: „ja tu bracie chcę być, coś się w moim życiu wydarzyło i znalazłem to miejsce, w danym momencie mego życia Pan Bóg, powiedział to będzie twoje życiowe zadanie i jak powtarzają, to jest mój cel w życiu być potrzebnym dla potrzebujących. Posiłki dla bezdomnych wydajemy w dolnym kościele, gdzie w okresie bożonarodzeniowym jest ruchoma szopka, żeby tam trafił posiłek potrzebna jest siła robocza i taką mam, wśród panów, którzy codziennie ze mną współpracują, zdobywam ich przeważnie z kolejki, po niejednokrotnie długich rozmowach, dlatego że zupę trzeba znosić na dół w 50 litrowych garnkach, to i troszkę mieć krzepy. Po takich rozmowach niektórzy się godzą, niektórzy rezygnują, ale gdy już są to sytuacja i atmosfera tu panująca, zaczyna im zmieniać serca, jest to bardzo trudne, wyprostować takie charaktery, ale Pan Jezus ma swoje Boskie sposoby,


Klasztory Warszawskiej Prowincji Braci Mniejszych Kapucynów

19

18 a dla nas natchnienie, aby temu co po ludzku nie do zrobienia, po Bożemu było do osiągnięcia. Niektórym gdy życie bardziej dołoży i mocniej upadną, dopiero wtedy rozumieją co tracą; dla potwierdzenia odkryję troszkę prywatnej korespondencji pisanej do mnie przez tych, którzy poplątali się trochę w życiu, a teraz zrozumieli że bez Boga ani do proga... Jak widać, ci którzy tutaj pomagali, nie przeminęło im to obojętnie, jednak teraz w oddali, serce ich ciągnie tutaj, do klasztoru, do tej kuchni dla ubogich przy której pomagali, może są to tylko słowa tęsknoty, jakieś przemyślenia, ale na pewno nie spisane z gazety, lecz podparte sercem, które jednak w jakimś sensie tutaj pozostawili i myślę, że po takim zastanawianiu, nadejdzie dla nich życiowa wiosna, bo dobro które tutaj się rodzi codziennie, miłość która jest umacniana i wiara której żadne zło nie złamie, jest tego

dowodem i wzmocnieniem na dalsze wzmagania, pracę i wspieranie ku lepszemu życiu, życiu po Bożemu na zwycięstwo nieba! Dlatego sam po sobie widzę, że warto pocić się dla drugiego człowieka, bo ziarno które jest zasiane, a nie podlewane nie wykiełkuje, lecz to nad którym jest stałe staranie i pielęgnowanie, to wyda piękny i obfity owoc, czego i sobie i wszystkim moim wolontariuszom, pomagającym i wielkiej rzeszy ludzi, naszych kochanych sponsorów którzy naszą kuchnię wspomagają, życzę abyśmy nie ustali na drodze naszej posługi dla drugiego człowieka, a Boża łaska i miłosierdzie było wynagrodzeniem w życiu ziemskim i nagrodą na chwałę nieba. Pozdrawiam bardzo serdecznie.

br. Krzysztof kuc

Braciszkowie św. Franciszka

ZAKROCZYM

W

XV w. poza murami miejskimi Zakroczymia wznosił się drewniany kościółek p.w. św. Wawrzyńca. Na jego miejscu prawdopodobnie w XVII w. zbudowano murowaną świątynię, przy której od 1680 r. organizowali klasztor bernardyni. Fundacja bernardynów nie doszła ostatecznie do skutku, a w 1757 r. Józef Młocki, starosta zakroczymski, zaproponował osiedlenie się przy tym kościele kapucynom. Kongregacja Biskupów i Zakonników 28 V 1757 zezwoliła na założenie klasztoru, a bp płocki Józef Szembek wydał 14 X 1757 zgodę na kanoniczną erekcję. Kapucyni przybyli na nowe miejsce 13 V 1756, objęli kościół w posiadanie 15 X 1757, następnie przebudowali

Braciszkowie św. Franciszka

kościół, dostosowując go do potrzeb zakonnych i podjęli budowę klasztoru. Prace budowlane zakończono w 1768 r., a 13 IV 1769 nastąpiła kanoniczna erekcja klasztoru, która jednak nie weszła w życie, a klasztor zredukowano do rangi hospicjum; ponowna erekcja nastąpiła 10 V 1780. Pierwotne obrazy ołtarzowe były dziełem Szymona Czechowicza, do dziś z nich zachował się tylko obraz w ołtarzu głównym Męczeństwo św. Wawrzyńca. Kościół i klasztor zostały zniszczone w czasie wojen napoleońskich oraz podczas oblężenia Modlina w Powstaniu Listopadowym, a odbudowa ciągnęła się niemal przez cały okres międzypowstaniowy (1831-1863).


20

W refektarzu klasztornym obradował na ostatnim posiedzeniu 11-20 IX 1831 Sejm i Senat Rządu Narodowego Powstania Listopadowego, ustanawiając wówczas order Zakroczymska Gwiazda Wytrwałości nadawany za zasługi w powstaniu, co upamiętnia specjalna tablica w refektarzu. Po Powstaniu Styczniowym klasztor zastał uznany przez władze carskie za tzw. klasztor etatowy i początkowo nie uległ kasacie. Przywieziono do niego zakonników ze skasowanego klasztoru w Warszawie, m.in. o. Prokopa Leszczyńskiego i bł. Honorata Koźmińskiego. Zakonnicy przybyli z Warszawy uczynili z kościoła klasztornego prężną placówkę duszpasterską, promieniującą na całą okolicę, słynącą z kaznodziejstwa, uroczystych nabożeństw i posługi w konfesjonale. Działalność ta została przerwana w 1871 r. przez konsystorz diecezji płockiej, który na żądanie władz carskich ograniczył

apostolat zakonników tylko do odprawiania mszy św. i spowiadania. Bł. Honorat Koźmiński spędził w Zakroczymiu łącznie 28 lat (1864-1892), oddając się przede wszystkim spowiadaniu, kierownictwu sumień i dziełu tworzenia ukrytego życia zakonnego, które tu właśnie wzięło swój początek. Klasztor został skasowany przez władze carskie 8 VI 1892. Po kasacie kościół początkowo był nieczynny, od 1899 r. znajdował się pod opieką rektora z kleru diecezjalnego; w klasztorze umieszczono składy wojskowe, później szkołę. Wyposażenie kościoła częściowo zostało zabrane przez zakonników do Nowego Miasta nad Pilicą, częściowo rozdzielone między okoliczne kościoły (np. główny ołtarz trafił do kościoła farnego w Dobrzyniu nad Wisłą). Kapucyni wrócili do Zakroczymia 31 VII 1932. W odzyskanym klasztorze umieszczono w 1934 r. studium filozofii, które znajdowało się tu do wybuchu II wojny światowej, a w którym w l. 19341935 studiował bł. Florian Stępniak, zaś w l. 1934-1937 bł. Fidelis Chojnacki. Klasztor został zniszczony we wrześniu 1939 r. w czasie nalotów na Warszawę i Modlin, a następnie w sierpniu 1944 r. podczas tłumienia Powstania Warszawskiego. Dwaj kolejni gwardiani czasu II wojny światowej, o. Czesław Kozera i o. Cyryl Dardziński, zaangażowani w wieloraką pomoc miejscowej ludności i wojsku polskiemu, zostali zamordowani przez hitlerowców. Odbudowa i częściowa przebudowa kościoła oraz klasztoru według projektu inż. Michała Szymańskiego nastąpiła w l. 1947-1954. W klasztorze mieścił się w l. 1958-1963 i 1967-1982 nowicjat.

Ośrodek Apostolstwa Trzeźwości W 1968 r. z inicjatywy o. Benignusa Sosnowskiego przy klasztorze powstał Ośrodek Apostolstwa Trzeźwości, początkowo Dom

Braciszkowie św. Franciszka

21

cją materiałów o tematyce trzeźwościowej i wydaje dwumiesięcznik Trzeźwymi Bądźcie. Od 2000 r. Ośrodek nosi imię o. Benignusa Sosnowskiego.

Centrum duchowości „Honoratianum” Rekolekcyjny Duszpasterstwa Trzeźwości, pomyślany zrazu jako zaplecze organizacyjne dla misjonarzy głoszących nauki trzeźwościowe w parafiach oraz jako miejsce religijnej formacji animatorów trzeźwości. W miarę rozwoju Ośrodek podjął się organizowania rekolekcji, szkoleń i spotkań działaczy trzeźwościowych, a ostatnio także zjazdów i spotkań Anonimowych Alkoholików. Oprócz miejsc noclegowych i sal wykładowych Ośrodek dysponuje specjalistyczną biblioteką; zajmuje się też dystrybu-

Braciszkowie św. Franciszka

Prowincjał Kazimierz Synowczyk dekretem z 14 VII 1993 erygował Centrum Duchowości “Honoratianum” jako ośrodek mający służyć franciszkańskiej formacji braci i innych osób zainteresowanych franciszkanizmem, duszpasterstwu powołań oraz pracy naukowej, głównie w zakresie franciszkanizmu. W skład Centrum weszły także Archiwum Warszawskiej Prowincji Kapucynów i Biblioteka Prowincjalna, przeniesione w 1994 r. z Nowego Miasta nad Pilicą, oraz zorganizowane od 1994 r. staraniem o. Stefana Senka Muzeum Prowincji.


Nasz terminarz Piesza Pielgrzymka Honoracka

26.06 7 – 02.0

Rywałd Królewski

na początek...

– 11 07 .07

Orchówek – nad jeziorem Białym

15 7 – 19.0

22 Darowne k/Opola Lubelskiego

2 – 01 5.07 .08

Golgota Młodych

23 8 7 – 2 .0

Żegiestów (dla studentów i studentek)

– 06 02 .09

DNI SKUPIENIA 11 – 13.06 Zakroczym 24 – 26.09 Gorzów Wielkopolski 08 – 10.10 Lublin (Poczekajka) 22 – 24.10 Warszawa 05 – 07.11 Biała Podlaska 03 – 05.12 Olsztyn

Braciszkowie św. Franciszka

Święty nasz Ojciec Franciszek, Seraficki Patriarcha, nie miał w zamyśle zakładania jakiejkolwiek wspólnoty zakonnej. Lecz już od początku, gdy zaczął prowadzić życie pokutne - dołączyli do niego jego przyjaciele. Pragnął on, aby brali w swoim życiu wzór przede wszystkim z samego Pana Jezusa, który był niedoścignionym wzorem oddania się Bogu. Po dzień dzisiejszy, zgodnie z zaleceniem św. Franciszka zawartym w Regule - bracia mogą w swoje szeregi przyjmować kandydatów pragnących podjąć ten sposób życia. Dlatego też każdy, kto spełnia określone warunki (jest ochrzczonym mężczyzną, katolikiem wyznającym wiarę i pragnącym poświęcić swe życie Chrystusowi) oraz cechuje się odpowiednimi przymiotami (umiłowaniem modlitwy, pragnieniem służby i zdolnością życia we wspólnocie braterskiej) - może zgłosić się do braci. Każdy z kandydatów, zgodnie z kolejnym zaleceniem św. Franciszka - jest odsyłany do ministra prowincjalnego (przełożonego wyższego), któremu jedynie przysługuje prawo przyjmowania Braci. Minister prowincjalny powinien w rozmowie oraz korzystając z innych uprawnień w tej materii - zbadać autentyczność powołania kandydata do Zakonu i tylko minister prowincjalny może kandydata dopuścić do rozpoczęcia życia zakonnego.

Braciszkowie św. Franciszka

Kandydat po otrzymaniu zgody zostaje najpierw skierowany do odbycia rocznej próby w postulacie. Nie jest wówczas jeszcze zakonnikiem, ale zamieszkując pod jednym dachem z braćmi ma możność z jednej strony przyjrzeć się życiu zakonnemu z bliska oraz, z drugiej strony, ma szanse uzyskać formację chrześcijańską. Po upływie formacji w postulacie kandydat może być dopuszczony do nowicjatu - czyli roku próby zakonnej. Wówczas pierwszego dnia otrzymuje habit zakonny z atrybutami nowicjusza ( tzw. kaparon zakładany na ramiona i sięgający z przodu i tyłu do pasa). Nowicjusz podejmuje już wszystkie zewnętrzne obowiązki - modlitwę, rozmyślanie, praktyki pokutne, wspólne rekreacje, prace na rzecz wspólnoty zakonnej, ale wciąż nie jest zakonnikiem. Dopiero po upływie pełnego roku, za zgodą Przełożonych - nowicjusz składa profesję zakonną (pierwsze śluby zakonne). Od tego momentu staje się formalnie przyjęty do wspólnoty prowincjalnej Braci Mniejszych Kapucynów. Ślubuje Bogu i Kościołowi, że będzie żył w czystości, ubóstwie i posłuszeństwie oraz ślubuje, że będzie żył w ewangelicznej wspólnocie braterskiej Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów. W ten właśnie sposób można zostać Bratem Mniejszym Kapucynem. Jeśli więc jesteś w stanie podjąć tę wyjątkową drogę życia, możesz zgłosić się do jednego z naszych klasztorów lub wprost napisać do naszej Kurii Prowincjalnej. Możesz też poprzez uczestnictwo w rekolekcjach powołaniowych zweryfikować swoje oczekiwania odnośnie życia zakonnego, jego wizję i wyobrażenia. Możesz też zaprenumerować nasze pisemko powołaniowe: „Braciszkowie św. Franciszka”.


Braciszkowie św. Franciszka


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.