Duszpasterstwo Powołań Warszawskiej Prowincji Braci Mniejszych Kapucynów
Braciszkowie swietego Franciszka
Rok XX, nr 121
spis treści Słowo wstępne 3 br. Krzysztof Przybylski Spływ kajakowy 4 Rafał Sacawa Obóz franciszkański 7 br. Tomasz Mędrek Pielgrzymka inna niż wszystkie 8 Michał Machul Golgota Młodych 2010 - Lekcja Pokory 11 Iwona Kosior Miesiąc modlitwy 13 br. Łukasz Podsiadły Drugi nowicjat 14 br. Cezary Szcześniak Pierwsze śluby zakonne 16 br. Zbigniew Fryska „Typowa kato-polska, wiejska opowiastka...” 18 br. Szymon Janowski Klasztory Warszawskiej Prowicji Kapucynów – Bydgoszcz 19 Nasz terminarz 22 Jak zostać Kapucynem 23
Kwartalnik dla kandydatów do kapucyńskiej wspólnoty zakonnej i osób zainteresowanych postacią św. Franciszka. Redakcja: br. Krzysztof Przybylski, br. Zbigniew Fryska Nakład: 1500 egzemplarzy Zainteresowanych regularnym otrzymywaniem biuletynu prosimy o przesłanie swojego adresu do redakcji. Koszt prenumeraty – dobrowolna ofiara. Duszpasterstwo Powołań Braci Mniejszych Kapucynów ul. Kapucyńska 4 ; 00 – 245 Warszawa tel. 22 831 31 09; kom. 600 407 346 e-mail: kapucyni.pow@wp.pl ; www.powolanie.kapucyni.eu
Witamy Was bardzo serdecznie po wakacyjnej przerwie! Rozpoczął się nowy rok szkolny, nowy rok akademicki. Czas urlopów też się zakończył. Pora więc wracać do pracy. Również my wracamy do codziennych zajęć po wakacyjnym wypoczynku, ale jednocześnie po wielu ciekawych doświadczeniach, w których razem z niektórymi z Was mieliśmy okazję uczestniczyć. Właśnie ten 121. numer Braciszków Świętego Franciszka chcemy poświęcić tematowi wakacji. Chcemy podzielić się z Wami naszymi pięknymi doświadczeniami spotkania z Bogiem i drugim człowiekiem pośród różnych wakacyjnych przygód. Pan Bóg jest niesamowity i potrafi zaskakiwać obdarzając nas tak hojnie swą miłością w przeróżnych sytuacjach, czego doświadczyliśmy na własnej skórze i wcale tego nie żałujemy. Dzieląc się z Wami naszymi przeżyciami mamy nadzieję, że w przyszłe wakacje w wielu tych miejscach, o których za chwilę przeczytacie, będziemy mogli się spotkać ponownie. Oprócz tych świadectw i relacji znajdziecie w numerze także artykuły o historii kolejnego z naszych klasztorów oraz o tym, co łączy bł. Ojca Honorata z objawieniami Matki Bożej w Gietrzwałdzie. Nie zabraknie też naszego kalendarium na najbliższe miesiące. Zapraszamy Was również bardzo serdecznie na naszą stronę internetową: www. powolanie.kapucyni.eu oraz na nasz profil na Fecebooku. Przyjemnej lektury
i
brat
brat
Zbigniew
Krzysztof
referenci powołaniowi Braciszkowie św. Franciszka
Słowo wstępne
4
Spływ kajakowy – Dolina
N
a spływ czekałem już od rekolekcji kandydackich w Serpelicach. Kiedy już nadeszły wakacje, i sam spływ, cieszyłem się na myśl o czasie spędzonym w kajaku. Wyjazd zaczął się monotonnie, ponieważ musieliśmy dojechać na miejsce startu. Gdy dotarliśmy pogoda była niesprzyjająca, ponieważ padało i było dość chłodno. Jednak, gdy byliśmy już na brzegu i rozbijaliśmy namioty zaczęła się fantastyczna przygoda. Pierwszej nocy pod namiotem złapała nas burza do tego byłem tak podekscytowany, że nie mogłem spać (pewnie jak większość uczestników). Jednak to dopiero rano pierwszego dnia po śniadaniu i modlitwie, gdy wsiedliśmy do kajaków zaczęło się najlepsze, a mianowicie wiosłowanie i jeszcze raz wiosłowanie. Oczywiście
były przerwy na modlitwę, Mszę świętą oraz dzielenie się słowem. Kiedy już zgraliśmy się wiosłując wspólnie wszystko szło jak po maśle. Pierwszy postój odbył się na polu namiotowym nad jeziorem. Po rozbiciu namiotów nazbieraliśmy drewna na ognisko, ponieważ mieliśmy w planach zjeść gulasz. Po przygotowaniach daliśmy sobie chwile na obowiązkowe telefony do rodziców oraz znajomych. Po tym wszystkim pomodliliśmy się i zaczęliśmy przyrządzać nasz posiłek. Oczywiście nikt nie miał koncepcji jak można by wcześniej wspomniany gulasz przyrządzić. Jednak po naradach i kilku próbach udało nam się znaleźć najlepszy sposób. Po obiedzie, a właściwie kolacji część z nas poszła wykąpać się do jeziora, a reszta została przy
Braciszkowie św. Franciszka
ognisku i rozmawiała. Dopiero w tym momencie zaczęliśmy odczuwać ból mięśni i skóry dłoni. Po nocy, jak dla mnie dobrze przespanej, przyszedł czas na modlitwę i śniadanie. Potem złożyliśmy namioty załadowaliśmy nasze rzeczy do kajaków i powiosłowaliśmy dalej. Około południa zatrzymaliśmy się na Mszę świętą, a po kilku kolejnych godzinach na dzielenie się słowem. Taka kolejność punktów dnia towarzyszyła nam już przez cały spływ. Po długich poszukiwaniach kolejną noc spędziliśmy na jakiejś plaży przy jeziorze. Tym razem nasze miejsce noclegowe dzieliliśmy z dwoma osobami. Tak jak wcześniej najpierw rozbiliśmy namioty potem rozpoczęły się przygotowania do ogniska. Kolejnym punktem wieczoru była modlitwa, następnie kolacja i oczywiście kilka godzin rozmów przy ognisku. To właśnie podczas nich okazało się, że ja i brat Zbyszek musimy zadbać o dłonie, gdyż pokazały się na nich odciski od wioseł. Po kolejnej nocy i wszystkich czynnościach porannych znów wypłynęliśmy na szlak, który tym razem wiódł nas przez odcinek niemalże górski. Żółty kajak liderów na pokładzie z Łukaszem i bratem Krzysztofem zaliczył kilka obrotów i nieplanowanych zakotwiczeń. Tego dnia również zwiedzaliśmy bunkry poniemieckie, które wchodziły w skład fortyfikacji obrony linii Prus Wschod-
Braciszkowie św. Franciszka
nich. Następnie, tak jak zwykle, jeden postój na Mszę świętą i drugi na dzielenie się słowem. W trakcie postoju przeznaczonego na Eucharystię mieliśmy kilka ciekawych przygód, a mianowicie miała się ona odbyć nieopodal rzeki, którą przepływaliśmy. Z powodu braku odpowiedniego miejsca ołtarz ustawiliśmy z kajaków. Podczas przygotowań do Mszy inna grupa kajakarzy płynących za nami również postanowiła odpocząć na tym brzegu. Muszę przyznać, że bardzo zdziwiła ich ta sytuacja, chyba nawet to ich trochę przeraziło, ponieważ mimo naszego zaproszenia po chwili popłynęli dalej. Następnie przypłynęła dość liczna grupa
6
młodzieży. Gdy kilka pierwszych osób zobaczyło, co się dzieje zaczęli uciszać pozostałych i tak przez kilka minut. Gdy już wszyscy dopłynęli okazało się, że kilka osób, było pod wpływem alkoholu. Dwóch z tej grupy postanowiło z bliska przekonać się, co robimy. Podeszli, popatrzyli i poszli zdziwieni. Po mszy popłynęliśmy dalej. Kolejną noc planowaliśmy spędzić na polu namiotowy, jednak ostatecznie zatrzymaliśmy się na miejscu zwanym Uroczyskiem (jest to miejsce, na którym ludzie z tamtych okolic oddawali cześć Janowi Chrzcicielowi) stoi tam kapliczka, w której następnego dnia rano odprawiliśmy mszę. Był to ostatni dzień naszego spływu, a jednocześnie na ten właśnie dzień przypadł nam najtrudniejszy
odcinek spływu. Prowadził on przez niekończące się bagna porośnięte trzciną, sprawiało to, że cała droga była okropnie męcząca. Nawet mimo tych utrudnień czerwony kajak na pokładzie z Łukaszem „numer 2” i bratem Adamem nie pozwalał odebrać sobie prowadzenia. Dodatkowym utrudnieniem były łabędzie z młodymi, które zacięcie ich broniły. My natomiast chcieliśmy uniknąć spotkania z dziobem któregoś z nich. „Czerwoni” o mały włos nie wylądowali dnem do góry próbując ominąć wspomnianą wyżej rodzinkę. Gdy wypłynęliśmy z trzcin znosząca nas nieustannie woda jeziora Rozpuda nie stanowiła dla nas żadnego problemu. Następnie zatrzymaliśmy się na wysepce na tym jeziorze na dzielenie się słowem. Nie mogliśmy jednak sobie nie pozwolić na chwilę zapomnienia w przyjemnej wodzie jeziora. W czasie, gdy ja, dwaj Łukasze i brat Krzysztof pluskaliśmy się nieopodal brzegu, brat Zbyszek wraz z bratem Adamem postanowili opłynąć wyspę. Po chwili relaksu nadszedł czas na rozważanie słów Pisma Świętego. Podczas chwili na rozważanie nadpłynęli promem turyści, zrobili kilka zdjęć kozom na wyspie, a przy okazji nam i odpłynęli. My natomiast po jakimś czasie wsiedliśmy na kajaki i płynęliśmy na miejsce, na którym miała zakończyć się nasza przygoda w kajaku. Gdy przyjechali po nas właściciele kajaków zebraliśmy się i wróciliśmy na miejsce startu. Tam postanowiliśmy, ze względu na późną porę, spędzić jeszcze jedną noc na polu namiotowym. Rozbiliśmy, więc namioty ostatni raz i już bez ogniska poszliśmy spać. Rano po Mszy świętej i śniadaniu spakowaliśmy się i każdy wrócił do swojego domu.
RAFAŁ SACAWA
Braciszkowie św. Franciszka
B
racia, spoglądajmy na Dobrego Pasterza. Który dla zbawienia swych owiec wycierpiał mękę krzyżową. Owce Pana poszły za Nim we wszystkich trudnościach i w zamian za to otrzymały od Pana życie wieczne (por. Napomnienie 6 św. Franciszka z Asyżu). To oraz pozostałe Napomnienia św. Franciszka z Asyżu były tematem tegorocznego Obozu Franciszkańskiego. Było to całkiem nowe i wspaniałe doświadczenie. Obóz był czasem zapoznania się z życiem, duchowością oraz sposobem modlitwy św. Franciszka. Uczestnicy oraz bracia wraz z gospodarzami stworzyli prawdziwą wspólnotę braci. Ranek rozpoczynał się wspólną modlitwą – Jutrznią, dzień wypełniały nam: przygotowania posiłków, zmywanie, zabawa i odpoczynek. Każdego dnia w centrum znajdowała się Eucharystia z nauką, w której też uczestniczyli gospodarze, sąsiedzi i goście. Bardzo dużym zainteresowaniem cieszyły się konferencje o św. Franciszku. Młodzi ludzie byli niesamowicie zachwyceni jego postawą życiową oraz naukami. Często pojawiały się dodatkowe pytania, czy też kwestie problematyczne: co w takiej sytuacji zrobiłby Franciszek? Podstawą do tych dyskusji były Napomnienia św. Franciszka. Ponad to każdego dnia było spotkanie ze Słowem Bożym w indywidualnej medytacji, oraz rozmowa na temat jej owoców. Dzień zamykała wspólna modlitwa Nieszporami i błogosławieństwo. Dzień wypełniała nam nie tylko modlitwa. Wspólne przechadzki, gra w piłkę, czy też wyjścia na basen były tym co hartowało nasze ciało oraz pozwalało cieszyć się pięknem stworzonego świata. Nieodzownym elementem rozrywkowym każdego dnia były też rekreacje, gdzie rozmowom, żartom i dobrej zabawie przy kartach nie było końca. Wspólnotę budowała nie tylko modlitwa, rekreacja, czy wspólne wyjścia i zabawy, ale również praca. Wdzięczni gospodarzom, za Braciszkowie św. Franciszka
OBÓZ
FRANCISZKAŃSKI
przyjęcie nas, część czasu poświęcaliśmy na pracę: zmywanie, sprzątanie domu, koszenie trawy, czy rąbanie drewna. Praca, która nie była ciężka, pozwoliła nam zobaczyć, że we wspólnocie można zdziałać więcej.
7
PIELGRZYMKA INNA NIŻ WSZYSTKIE N
8
Niesamowitym było dla wszystkich doświadczenie życia z Bożej Opaczności. Obóz, który trwał osiem dni, odbył się bez jakiegokolwiek zaplecza finansowego. Gospodarze, którzy nas przyjęli, raczej żyją skromnie i nie byliby nas wstanie podjąć, gdyby nie pomoc innych ludzi. Doświadczyliśmy niesamowitej hojności. Każdy dzielił się tym, co miał: warzywa, owoce, słodycze. Niektórzy kupowali całe kilogramy mięsa, czy wędlin. Trzeba przyznać, że nikt nie chodził głodny, co więcej jedzenie było przepyszne i wystarczało, aby mogli go spróbować goście, którzy nas odwiedzali. Czas Obozu Franciszkańskiego był pięknym doświadczeniem modlitwy, życia z Bożej Opatrzności, oraz budowania wspólnoty na wzór pierwszych braci. W tym miejscu, w imieniu swoim i uczestników, dziękuję br. Szczepanowi za obecność, duchowe prowadzenie i jego braterstwo. Wszyscy z całego serca dziękujemy gospodarzom: Ewie i Romanowi oraz ich dzieciom: Miłoszowi, Jakubowi i Weronice, za bezinteresowne przyjęcie nas, życzliwość i radość. Nasze podziękowania kierujemy również do wszystkich ludzi, którzy nas wspomogli duchowo i materialnie.
BR. TOMASZ MĘDREK
ie wiedziałem, czy dam fizycznie radę. Nie wiedziałem, czy otrzymam odpowiedź na nurtujące mnie pytania. Kiedy usłyszałem o tej idei, pomyślałem że ktoś musi być szalony, porywa się z przysłowiową motyką na słońce. Wątpiłem. W głowie pojawiało się tysiące powodów, aby nie wziąć udziału, aby się poddać – z drugiej strony zaś, nieustannie pojawiał się tylko jeden motyw na tak – Chrystus. Zaufałem… W połowie lipca wyruszyłem, wraz z czternastoosobową grupą szaleńców (tak nazywano nas na trasie), na Pielgrzymkę. Jednak trochę nietypową – naszym środkiem transportu były rowery i siła własnych mięśni, a celem była nie Częstochowa, a grób Jana Pawła II w Rzymie. Tak oto zmagając się fizycznymi bólami i częstymi psychicznymi kryzysami, w ciągu 24 dni, przejechaliśmy 2496 kilometrów. Jednak liczby tutaj są nie istotne, wydają się wręcz zbędne, ponieważ każdy z pośród naszej grupy przeżył własne, indywidualne oraz wyraziste świadectwo – odnajdywania Chrystusa w drugim człowieku. Liczba osób, których spotkaliśmy na trasie, a okazali się w jakiś pewien sposób „Aniołami” jest niezliczona. Momentami nie mogliśmy pojąć tej ludzkiej bezinteresowności, chęci niesienia pomocy, a tym bardziej nam – nieznajomym, mówiących w innym języku i mieszkających w kraju oddalonym o setki kilometrów. Każdego dnia byliśmy umacniani w duchu, że Bóg jest wielki, że troszczy się o nas nieustannie. Podczas jednego z etapów w czasie gdy zrobiliśmy sobie przerwę obiadową w jednej z wiejskich miejscowości w Apeninach, dowiedzieliśmy się, że awarii uległ nasz samochód techniczny.
Braciszkowie św. Franciszka
Gdy to usłyszeliśmy wiele osób nie mogło opanować swoich emocji, nerwy puściły, zaczęły się kłótnie – zresztą nic dziwnego – jazda w górskim etapie bez wody i jedzenia daje się we znaki. Po kilkudziesięciu minutach niewyobrażalnych narzekań… jemy przepyszny obiad. Świeży chleb, owoce, kawa, herbata, mleko, przeróżne ciastka a nawet lody (wierzcie, że na trasie to był rarytas). Pojawili się ludzie, którzy dowiedziawszy się kim jesteśmy i dokąd pielgrzymujemy postanowili się z nami podzielić wszystkim co mają najlepsze. Doskonale wiedzieliśmy, że to nie przypadek. Zresztą większość z nas utwierdziła się w wierze, że przypadki
na świecie nie istnieją. Ja osobiście jeszcze mocniej zaufałem Panu, że nigdy mnie nie opuści i nigdy o mnie nie zapomni, tym bardziej w drodze do serca Kościoła – Watykanu. Wyczuwałem Jego obecność w każdej sekundzie pielgrzymowania. Opisana powyżej sytuacja to nie jedyny z darów, jakimi obdarzał nas Bóg. Gdy dojechaliśmy do Asyżu i zrobiliśmy sobie małą przerwę (oczywiście na posiłek – bądź co bądź, ale każdy z nas podczas pielgrzymki miał podwójny apetyt), niektórzy z nas mówili, że fajnie byłoby zjeść coś słodkiego. Tymczasem podchodzą do nas pewni ludzie, po kilku sekundach okazuje się, że to również Polacy i znajdu-
9
Braciszkowie św. Franciszka
Golgota Młodych 2010
Lekcja pokory
„Będzie fajnie”
10
ją się w drodze do Rzymu. Podziwiali naszą determinację i wytrwałość oraz poczęstowali nas… słodkimi rogalami z dżemem! Wiem Drogi Czytelniku, że może to wydawać się dla Ciebie zwykły zbieg okoliczność, ale dla nas to było COŚ więcej… Swoją drogą na Pielgrzymce doświadczyliśmy nie tylko chwil, podczas których spotykaliśmy się z miłosierdziem i dobrocią innych ludzi. Bywały sytuacje zagrażające życiu – wynikające z ogromnego zmęczenia lub po prostu ze zwykłej ludzkiej lekkomyślności. Jechaliśmy przez autostradę z pędzącymi prawie 200 km/h samochodami, zjeżdżając z gór z 70 km/h prędkością jeden z nas nie zdążył zahamować i nie zatrzymał się na skrzyżowaniu, podmuch TIR – a zepchnął kolegę do rowu, niezliczone upadki, pozdzierane kolana, koziołkowanie przez rower (wywołane hamowaniem przednim hamulcem), czy niezliczone stłuczki były na porządku dziennym. Lecz obok nas zawsze Ktoś czuwał, byśmy dojechali do celu. Nie bez powodu na trasie naszej pielgrzymki znalazła się Częstochowa, Loreto czy Asyż. Oddaliśmy się w opiekę Matce Bożej, a hasłem pielgrzymki uczyniliśmy PACE E BENE. Pielgrzymka Rowerowa do Rzymu była
okresem niezwykłym w moim życiu i jakże potrzebnym. Są pewne miejsca, których nie da się opisać słowami, trzeba tam być – przepiękny klasztor w Amelii, Asyż, widok na Rzym z Frascati, czy wreszcie uczucie, gdy stajesz na Placu Św. Piotra i dziękujesz Bogu za Jego dary. Doceniłem to, że codziennie uczestniczyłem we Mszy Świętej (czasami o 6 rano, innym razem o 23. 00 po całym dniu wysiłku). Ponadto podczas pielgrzymowania nauczyłem się przekraczać granicę ludzkiego bólu, walczyć z własnymi słabościami. Góry udowodniły, że aby zobaczyć to co najpiękniejsze należy włożyć dużo wysiłku i energii. Każdy kolejny dzień natomiast umacniał mnie w tym, że Chrystus jest wszechobecny, a najbardziej widoczny w drugim człowieku przez miłosierdzie i umiłowanie bliźniego. Pielgrzymka wzmocniła mnie duchowo, dała odpowiedź na najważniejsze pytania, jej owoce jestem w stanie dostrzec już dziś. Zatem warto podejmować wyzwania, nawet gdy wydają Ci się nie realne, bo z Bożą pomocą jesteś w stanie zrobić WSZYSTKO!
MICHAŁ MACHUL
Braciszkowie św. Franciszka
Golgota... „Golgota”. Samo słowo budzi w gruncie rzeczy nieprzyjemne emocje. Kojarzy się z cierpieniem, trudem. A jak jeszcze dodamy do tego wyraz „Młodych” i powiemy komuś z niewtajemniczonych znajomych „jedź, będzie fajnie!”, różnie możemy zostać odebrani. Kto normalny myśli o Golgocie pod koniec wakacji? A jednak. Wbrew temu, co dyktuje afirmujący wygodę i rozrywkę świat, można znaleźć sporo młodych ludzi, którzy na ostatni tydzień wakacji zarezerwowali konfrontację z własnym doświadczeniem Golgoty. Ci, którzy nie boją się prawdy o swoim życiu, nawet tej nieprzyjemnej.
Mała rewolucja Nie wyobrażam sobie końca wakacji bez „Golgoty Młodych”. To już kolejny rok, kiedy widzę, że nie tylko mi czegoś brakuje, czegoś szukam. Tyle młodych ludzi, którzy także pragną bliskości Jezusa. Cudownie jest być częścią tego wydarzenia. Podczas tej „Golgoty” spotkałam siebie sprzed dwóch lat, uciekającą w przyzwyczajenia, oszukującą siebie i Boga. Widziałam siebie sprzed dwóch miesięcy, chcącą coś zmienić. Cieszę się, że Bóg sprowadził tych ludzi właśnie tutaj, bo wiem, jak moje serce mięknie po
Braciszkowie św. Franciszka
każdym takim spotkaniu. „Golgota” to taka mała coroczna rewolucja. Bóg wymaga ode mnie radykalnych zmian. Przed wyjazdem do Serpelic doszłam do takiego momentu, kiedy nie wiedziałam, co dalej ze sobą robić. Miałam postanowienia, ale nie wiedziałam jak je zrealizować. Wiedziałam, co w moim życiu jest nie tak, ale nie wiedziałam jak to zmienić.
Temat spotkania: Pokora Ostatnio w moim życiu tak się dzieje, że zawsze, kiedy coś postanowię, jest całkiem odwrotnie. Już się przyzwyczaiłam, że za każdym moim stanowczym „nigdy” bardziej prędzej niż później Bóg udowodni mi, że tak wcale nie jest. Chociażby podjęcie funkcji animatorki grupy na tegorocznej „Golgocie Młodych”. Każdemu, kto pytał się, czy zamierzam być animatorem, z uporem maniaka powtarzałam „Nie, nie planuję tego. Nie jestem jeszcze gotowa, poza tym znaj-
Szkoła modlitwy
M
12
dą się na pewno mądrzejsi ode mnie.” Nie musiałam długo czekać na odpowiedź. Bóg powołał mnie do tego animatorstwa w takim momencie mojego życia, że gdybym była na Jego miejscu, w życiu nie powierzyłabym sobie takiego zadania. Ale to tylko utwierdziło mnie w tym, że to nie ja decyduję, co jest teraz dla mnie dobre, czy nadaję się do tego czy tamtego, czy jestem w tym czy tamtym beznadziejna i nie dam sobie rady. To Bóg wie lepiej ode mnie, do czego zostałam powołana i w czym sprawdzę się najlepiej. No i kolejny raz nie zawiodłam się na Nim. Cieszę się, że w takich okolicznościach czuwa nade mną i przypomina mi, że Jego wola jest najważniejsza i zarazem najlepsza dla mnie.
Poza mną jest zbawienie Doświadczenie animatorstwa na „Golgocie Młodych” jest trudne. W ciągu trzech dni ciężko jest stworzyć pełną zaufania atmosferę. Nie możliwe jest poznać się na tyle dobrze, żeby móc otworzyć się przed drugą osobą. Nie bać się przyznać do swoich słabości. Tego właśnie się obawiałam. Ze nie stworzę jako animator dobrej relacji z uczestnikami i ucierpią na tym treści
spotkania. No i znowu wyszło na jaw moje ograniczone, czysto ludzkie myślenie. Przytaczając znane w odpowiednich kręgach powiedzenie, że „poza oazą jest zbawienie”, olśniło mnie, że to nie ode mnie zależy zbawienie uczestników. Niepotrzebnie aż tak bardzo sobie „schlebiam”. Nie wszystko kręci się wokół moich słów. Bo to nie ja jestem Sprawcą i Ożywicielem, tylko Duch Święty. Jeśli On będzie Panem podczas spotkania, to będzie ono idealnie. Niezależnie od tego, czy każdy punkt konspektu będzie zrealizowany czy nie. Dlatego tak ważna jest modlitwa do Ducha Świętego. No i oczywiście zaufanie. Podsumowując. Po pierwsze – więcej pokory. Po drugie, to niesamowite, że Bóg daje mam siebie nawzajem, abyśmy sobie pomagali podnosić się z upadków. Daje ci kogoś, kto ci pomaga, a zarazem ty możesz być dla innego wsparciem. Po trzecie (i chyba najważniejsze), nieważne, że sama siebie nie doceniam. Dla Boga jestem ważna, dlatego powierza mi taką odpowiedzialność. Pokazuje w ten sposób, że ufa mi i wie, że doskonale sobie poradzę. PAX:)
Iwona kosior
Braciszkowie św. Franciszka
iesiąc Modlitwy, to szczególny czas dany w naszej Prowincji braciom po drugim roku seminarium i junioratu. Wyjeżdżając na cały lipiec do klasztoru w Rywałdzie Królewskim mamy możliwość, odnowienia naszej relacji z Bogiem szczególnie poprzez wyciszenie i modlitwę. Sam mogłem się przekonać, że jest to wyjątkowy i bardzo potrzebny czas. Czułem się pod koniec sesji trochę „rozregulowany” i pełen napięcia, dlatego niesamowitym wrażeniem było spotkanie się z ciszą i spokojem tego klasztoru. I ta wspaniała świadomość, że już nie muszę się na nic spieszyć. Jak się później okazało to było w tym najpiękniejsze. Wyjechało nas siedmiu, w tym nasz ojciec duchowny br. Michał Deja. Był on naszym opiekunem i prowadzącym zajęcia. Nasz dzień podzielony był na pracę w ogrodzie, zajęcia teoretyczne i modlitwę. W ramach zajęć teoretycznych pochylaliśmy się nad modlitwą „Ojcze Nasz”. Każdy z nas, na podstawie Katechizmu Kościoła Katolickiego, Ojców Kościoła i pism św. Franciszka przygotowywał konferencje o poszczególnych wersetach tej modlitwy. Oprócz tego br. Michał przygotował wprowadzenie do Modlitwy Jezusowej, różańca, a także Lectio Divina. Dużym plusem tych zajęć był czas poświęcony na wspólne dyskusje. Były one dla nas bardzo konstruktywne, w ich trakcie mogliśmy się wzajemnie ubogacać doświadczeniami i przemyśleniami. Szczególne miejsce w trakcie tego miesiąca zajmowała Liturgia Słowa, która odbywała się pod koniec każdego tygodnia. Rozważaliśmy w niej czytania z najbliższej niedzieli, które były również przedmiotem naszej codziennej modlitwy. Dzięki niej Słowo, które było rozważane na Liturgii mogło
Braciszkowie św. Franciszka
nas głębiej dotknąć, a dzielenie się Nim we wspólnocie nabierało szczególnego charakteru. Prowadziło nas to również do bardziej świadomego świętowania Niedzieli. Mnie osobiście doprowadziło to do pytania o to, jakie miejsce ten szczególny czas zajmuje w moim życiu, a także jak go świętuje. Bardzo cieszyłem się z dużej ilości czasu, którą mogłem poświęcić na modlitwę. Zresztą takie też było moje oczekiwanie, z którym jechałem na tę szkołę modlitwy. Miałem tutaj okazję do solidnego zmagania się z danym mi Słowem Bożym i sobą samym. Podczas Miesiąca Modlitwy raz w tygodniu mogliśmy na cały dzień udać się na przechadzkę. Jedną z nich poświęciliśmy na wyjazd na Inscenizację Bitwy pod Grunwaldem. Należy nadmienić, że w tym roku przypadała 600letnia rocznica tego wydarzenia. Cały ten czas wieńczyły rekolekcje zakonne. Na koniec chciałbym podzielić się tym, że patrząc z perspektywy czasu zauważam konkretne owoce miesiąca modlitwy. Wcześniej miałem swoje plany i oczekiwania, co do tego czasu. Niespodziewanie jednak Bóg pokazał mi przez swoje Słowo i konkretne fakty „miejsca”, które tak naprawdę potrzebują we mnie uzdrowienia, z których nie zdawałem sobie sprawy i to przerosło moje oczekiwania. Mogłem spokojnie wejść w głąb siebie i przyjrzeć się moim pragnieniom, ideałom i temu wszystkiemu, co mną kieruje, a niejednokrotnie wykrzywia mój obraz siebie. Za ten szczególny czas Bogu niech będą dzięki.
br. Łukasz podsiadły
13
Drug
i now
S
icjat,
tarożytny grecki filozof Heraklit z Efezu mówił, że „nie można dwa razy wejść do tej samej rzeki”. A skoro tak to, dlaczego „drugi nowicjat”? Czyżby pierwszy nie wystarczył, był niedokończony. A może to tylko kwestia nazwy?
nowe inicjatywy. Ważnym punktem każdego dnia była medytacja. Każdy tydzień miał określony temat, według którego były przygotowane fragmenty Pisma świętego do medytacji. Wieczorem wszyscy gromadziliśmy się w kościele by wspólnie, pełni różnych doświadczeń, pytań i myśli Adorować Najświętszy Sakrament oraz szukać odpowiedzi u źródła. Choć nie zawsze było to łatwe i czasem trzeba było „gryźć ławki w kościele”. Na zakończenie tych naszych półtora miesięcznych zmagań odbyliśmy rekolekcje, które wygłosił nam br. Daniel Kowalewski. Były one oparte na „Testamencie św. Franciszka” i znakomicie wpisały się jako bardzo dobre podsumowanie tego czasu.
czyli.
..
więc…
14
Drugi nowicjat to czas, w którym bracia przygotowują się do złożenia profesji wieczystej. To głębsze pochylenie się nad charyzmatem Zakonu. To pustynia i oddalenie od zgiełku i zabiegania codzienności. I w tym w pewnym sensie jest on podobny do nowicjatu, który przygotowuje do złożenia pierwszej profesji i który jest, jak mówią nasze Konstytucje, okresem intensywniejszego wprowadzenia w doświadczenie franciszkańsko-kapucyńskie i zakłada wolne i dojrzałe zdecydowanie się na życie zakonne (Kon.29.1). To wszystko jednak jest już inne, wydaje się bardziej dojrzałe, bogatsze o te cztery lata doświadczeń życia we wspólnocie kapucyńskiej. I tak jak w nowicjacie przygotowywaliśmy się do złożenia pierwszej profesji, tak na drugim perspektywą była już profesja wieczysta.
trochę konkretów jak to było… Wszystko zaczęło się 1 sierpnia, gdy zapakowanym busem wyruszyliśmy do Rywałdu Królewskiego, do starego XVIII wiecznego klasztoru, który otoczony polami i niewielką ilością zabudowań tworzy niemal filmowy krajobraz. Było nas siedmiu braci „II nowicjuszy”. Ojcem prowadzącym był nasz rektor br. Łukasz Woźniak, który na te dwa miesiące, jak sam mówił, stał się Magistrem Nowicjatu.
kończąc…
Po porannych modlitwach, Eucharystii i śniadaniu był czas poświęcony na pracę, najczęściej w ogrodzie przyklasztornym. Wyjątkiem była pomoc przy żniwach u jednego z naszych rywałdzkich dobrodziejów. Dla większości z nas było to pierwsze tego typu doświadczenie w życiu. Z tego też powodu opis stanu naszych mięśni i organizmów na drugi dzień pozwolę sobie ominąć. Ale było warto. Podczas gdy do południa była praca, to popołudniami pochylaliśmy się nad naszy-
Braciszkowie św. Franciszka
mi Konstytucjami. Na początku któryś z nas prezentował dany rozdział, ukazując także refleksję, jaka na temat tego rozdziału zawarta jest w dokumentach Rad Plenarnych Zakonu, czy w listach Ministrów Generalnych. Potem była wspólna dyskusja, dzielenie się własnymi przemyśleniami. Pojawiało się przy tym wiele pytań, na które wspólnie staraliśmy się znaleźć odpowiedzi. Rozważając Konstytucje staraliśmy się pogłębić poznanie chryzmatu naszego Zakonu, a także w ich świetle spojrzeć na podejmowane
Braciszkowie św. Franciszka
Od kilku dni jesteśmy w Lublinie. Wracamy do codziennych obowiązków. Powoli podsumowujemy to, co się wydarzyło. Zbliża się czas pisania podań o dopuszczenie do złożenia profesji wieczystej. Teraz widzę jak czas Drugiego nowicjatu był mi potrzebny, mimo, iż był on inny, niż go sobie wyobrażałem. Także moje plany, co do tego czasu, już w pierwszych dniach okazały się bez sensu. A był on swoistą pustynią, która podobnie jak w Biblii jest zarówno miejscem niebezpiecznym, nieprzyjaznym ludziom, zamieszkałym przez dzikie plemiona (por. Jr 3,2; Pwt 25,17-19), ale także miejscem odnowy duchowej, spotkania Boga (jak Mojżesz czy Eliasz). Czasem, za którym tęsknił Izrael, miejscem, gdzie Bóg był jego jedynym pasterzem (Iz 40,11; Ez 34).I za ten czas Bogu niech będą dzięki!
br. cezary szcześniak
15
Pierwsze śluby zakonne braci w Nowym Mieście nad Pilicą
uarium sankt Domu
16
17
D
nia 8 września, w święto Narodzenia Najświętszej Maryi Panny, w Sanktuarium bł. Honorata Koźmińskiego w Nowym Mieście nad Pilicą ośmiu naszych braci złożyło swoją pierwszą profesję zakonną. Po przeżyciu czasu nowicjatu bracia: Dawid Napiwodzki, Janis Savickis (z Łotwy), Borys Karczmarzyk, Łukasz Porajski, Sebastian Piasek ślubowało żyć w posłuszeństwie, czystości i bez własności na ręce Ministra Prowincjalnego, Br. Marka Przeczewskiego. Bracia: Igor Kołzun, Paweł Khaniauka oraz Maksim Waraniuk uczynili to na ręce Br. Andrzeja Dylewicza Ministra Wiceprowincjalnego z Wiceprowincji Białorusi.
W uroczystości uczestniczyło wielu braci z Polski, z Białorusi. Obecny był także delegat Prowincjała dla klasztorów na Łotwie – Br. Krisjānis Dambergs. Uroczystej Eucharystii, która rozpoczęła się o godz. 1100 przewodniczył Br. Marek Przeczewski. W homilii, nawiązując do odczytanej Ewangelii, przypomniał, że to Bóg nadaje sens istnienia każdemu człowiekowi. Stwarzając jednocześnie powołuje. Gdy nadeszła pełnia czasów, człowiek – Maryja – odpowiedziała na to Boże powołanie: „Niech mi się stanie”. Od jednego człowieka, od Maryi, zależało zbawienie świata… Bóg w serce każdego czło-
Braciszkowie św. Franciszka
wieka wszczepia cel życia, misję harmonijnie wplecioną w sens świata. Jednocześnie Bóg czeka na zgodę człowieka i współpracę. Uzyskawszy ją , Bóg współdziała dla dobra osoby powołanej (por. Rz 8,28-30). Bóg stwarzając powołał człowieka i przeznaczył go dla siebie. Żyć dla Boga, „być dla…” – to powołanie brata mniejszego. „Być dla” na wzór Chrystusa, krocząc za św. Franciszkiem. Być bratem, to znaczy być darem dla innych. Na zakończenie Prowincjał dodał, że przyjmując nowych braci pod posłuszeństwo, przyjmujemy ich do takiego właśnie sposobu życia, aby przez służbę innym ca-
Braciszkowie św. Franciszka
łych ich przyjął Ten, który cały nam się daje. Po uroczystej Eucharystii bracia, rodziny i zaproszeni goście spotkali się przy świątecznym stole w refektarzu klasztornym. Braciom neoprofesom serdecznie gratulujemy i życzymy potrzebnych łask, aby z radością weszli w czas postnowicjatu.
br. zbigniew fryska
W
Polsce, w Gietrzwałdzie, objawiła się Maryja, nazywając się Niepokalanie Poczętą. Objawiła się dwom małym dziewczynkom, prosząc o odmawianie różańca. „Typowa kato-polska, wiejska opowiastka. I ten cały kult maryjny, no dajcie spokój” – tak podsumował gietrzwałdzkie objawienia użytkownik jednego z internetowych forów. Jednak objawienia te jako jedne z niewielu na świecie są w pełni uznane przez Kościół.
„Typowa kato-polska, wiejska opowiastka...” … czyli kilka słów o objawieniach Matki Bożej w Gietrzwałdzie
Wizjonerzy i „wizjonerzy”
18
W XIX i XX wieku zanotowano kilkaset przypadków prywatnych objawień. Kościół po ich przebadaniu potwierdził autentyczność zaledwie kilku. Objawienia zawsze wzbudzają ogromne emocje. Na ich miejscu gromadzą się tłumy ludzi, każdy chce zobaczyć widzącego i usłyszeć orędzie. Przykładów można podać wiele – między innymi z Polski, gdzie przez jakiś czas oddawano cześć smugom na oknie o kształcie przypominającym postać Matki Bożej. Smugi zniknęły z okna po deszczu, jednak niektórzy wierzyli, że widzieli Maryję. Stąd Kościół podchodzi do tego delikatnego tematu z wielką ostrożnością, bardzo uważnie badając tego typu zjawiska. Istnieją określone kryteria weryfikacji prawdziwości objawień. Fundamentalną zasadą jest ewangeliczne ‘poznawanie po owocach’ – jeśli wizjoner (na przykład na polecenie Matki Bożej) zbiera fundusze na budowę kościoła, a przy okazji odkłada z tego kilka groszy na budowę willi (raczej nie dla Matki Bożej) z pewnością mamy do czynienia z „wizjonerem”. Historia zna przypadki, w których rzekome „orędzia” były wytworem czyjejś pobożnej fantazji. Zdarzały się również objawienia będące wynikiem choroby psychicznej. Zatwierdzonych przez Kościół objawień jest więc stosunkowo niewiele. Jednak nikt
Nie bardzo, proszę Pani. Dzieci te nie miały wykształcenia religijnego, w czasie objawień nie przystępowały jeszcze do Komunii Świętej. Bóg wybrał to, co głupie w oczach świata, i to, co nie jest szlachetnie urodzone, aby zawstydzić mędrców (zob. 1Kor 26-31). Mali wizjonerzy wiele wycierpieli wskutek objawień – liczne przesłuchania przez kościelne komisje, a także komisarzy policyjnych, które kończyły się nawet próbami aresztu, uciążliwe i powtarzające się badania lekarskie. Dochodziły do tego szykany ze strony niewierzących w objawienia, a także niemal bałwochwalcze uwielbienie zbyt egzaltowanych osób. Objawienia we Francji wywarły ogromny wpływ na Kościół, miejsca objawień są dziś jednymi z najliczniej odwiedzanych sanktuariów świata. Orędzie jakie pozostawiła Maryja jest bardzo proste, zawrzeć je można w kilku słowach-kluczach: pokuta, nawrócenie, modlitwa. Proste słowa, będące rdzeniem Ewangelii.
Co wydarzyło się w Gietrzwałdzie
nie musi w nie wierzyć, ani nie ma obowiązku się z nimi zapoznawać – ponieważ Objawienie, które Chrystus pozostawił Kościołowi jest kompletne i nie potrzebuje żadnych uzupełnień. Rolą prywatnych objawień jest zazwyczaj wezwanie do modlitwy i nawrócenia w formie orędzia oraz pobudzenie do wiary. Jest to przestrzeń do której wierzący jest zaproszony, w której może przeżyć doświadczenie wiary na nowo.
„Nie bardzo, proszę Pani” W wieku XIX nastąpił swoisty rozkwit objawień, w przeważającej liczbie maryjnych. Najważniejsze z nich to objawienia, któ-
Braciszkowie św. Franciszka
re miały miejsce we Francji - w La Salette (1846) i Lourdes (1858). Oba te wydarzenia wiele ze sobą łączy – osoby wizjonerów, jak i szczegóły wizji. Dzieci pochodzą zazwyczaj z rodzin żyjących w skrajnej nędzy, dla przykładu z dziewięciorga rodzeństwa Bernadetty Soubirous z głodu i fatalnych warunków mieszkaniowych (zagrzybiona cela starego więzienia) pięcioro zmarło nie dożywszy 10 lat. Dzieci te nie miały żadnego wykształcenia, nie znały języka francuskiego, posługiwały się wyłącznie gwarą. Niektórych może zaskoczy fakt, że dość rzadko chodziły do kościoła. Kiedy Maryja zapytała dzieci w La Salette czy dobrze się modlą, odpowiedziały:
Braciszkowie św. Franciszka
Był rok 1877. Polska rozdarta między zaborców nie istniała na mapie świata. Warmia, gdzie położony jest Gietrzwałd, znajdowała się pod zaborem pruskim. Był to czas szalejącej germanizacji i Kulturkampfu, wojny wydanej przez państwo pruskie Kościołowi, które dotykały również Polaków mieszkających na Warmii. W środę, 22 czerwca 1877 roku, trzynastoletnia Justyna Szafryńska po egzaminie dopuszczającym do przyjęcia Komunii Świętej wracała z matką do domu w Nowym Młynie, oddalonego kilka kilometrów od Gietrzwałdu. Kiedy wychodziły ze wsi Justyna zatrzymała się, zobaczyła wielką jasność na klonie przed kościołem. Chwilę później, w obecności proboszcza Augustyna Weichsla i swojej matki, relacjonowała to co widziała
19
aniołów przyniosło z nieba jaśniejące Dzieciątko.” Dalej następuje opis ukoronowania przez aniołów Maryi i otrzymania przez nią insygniów królewskiej władzy. To widzenie powtórzyło się jeszcze jeden raz, później Maryja objawiała się jako Piękna Pani, bez Dzieciątka i aniołów.
Klasztory Warszawskiej Prowincji Braci Mniejszych Kapucynów
Kto ty jesteś?
20
– była to piękna Dziewica w bieli, która trzymała Dzieciątko. Proboszcz poprosił Justynę, aby przyszła w to miejsce następnego dnia i odmówiła różaniec. Justyna przyszła na miejsce z koleżankami. Maryję zobaczyła wtedy również przyjaciółka Justyny – Barbara Samulowska. Ks. Weischel dokładnie spisywał to co przekazały wizjonerki: „A była to postać dziewicy o nieopisanej piękności w wieku 16-18 lat. Wokół niej rozlewała się niezwykła jasność (…). Cała postać ukazała się jak prawdziwie żyjąca istota, która tylko niezwykłym blaskiem i pięknością od ziemskiej niewiasty się różniła. (…) Zaraz dwóch
Objawienia powtarzały się codziennie, a wieść o nich ściągała do Gietrzwałdu coraz liczniejsze tłumy. Proboszcz powiedział Justynie, żeby podczas kolejnego widzenia zadała pytanie o tożsamość Pięknej Pani. „Kto ty jesteś?” zapytała, w odpowiedzi usłyszała: „Jestem Najświętsza Maryja Panna, Niepokalanie Poczęta”. Justyna przekazała również, że Maryja prosi, aby codziennie odmawiano różaniec. Wzywała też często do modlitwy, prosiła o zaprzestanie pijaństwa. Proboszcz polecił aby dziewczynki zapytały również o uzdrowienia chorych. W odpowiedzi Maryja poleciła wybudowanie w miejscu objawień kapliczki, przy której mają być kładzione płótna, mające służyć uzdrowieniom. Było to nawiązanie do dawnego zwyczaju wywieszania w sanktuariach płócien, których dotykali chorzy w celu wyzdrowienia. W ciągu dwóch pierwszych tygodni objawień na codzienny różaniec gromadziło się ok. trzech tysięcy wiernych.
cdn... http://kosciol.wiara.pl/doc/491363. Objawienia-prywatne Więcej informacji o Gietrzwałdzie: http://www.gietrzwald.3c.pl
br. szymon janowski
Braciszkowie św. Franciszka
21
Bydgoszcz
W
1448 r. na Przedmieściu Gdańskim mieszczanie bydgoscy ufundowali szpital-przytułek wraz z drewnianym kościołem p.w. Ducha Świętego. W 1582 r. kościół ten, mocno zniszczony zębem czasu, rozebrano i na jego miejscu poczęto wznosić murowaną świątynię, której budowę zakończono około 1600 r. W 1615 r. osiadły w Bydgoszczy Mniszki Zakonu św. Klary, zachowujące regułę papieża Urbana IV z 1263 r. i stąd nazywane klaryskami-urbanistkami. Jeszcze w tym samym roku przejęły one na własność kościół i zabudowania poszpitalne (szpital przeniesiono na inne miejsce), a następnie rozpoczęły budowę klasz-
Braciszkowie św. Franciszka
toru i rozbudowę kościoła, tak by przystosować go do potrzeb zakonu klauzurowego. 11 XI 1618 siostry przeniosły się do nowego budynku klasztornego. Do 1644 r. trwały prace budowlane przy kościele, który został konsekrowany 17 IX 1645 p.w. świętych Wojciecha, Klary i Barbary. Kościół jest zbudowany w stylu późnogotyckim, z wyraźnymi cechami zaczynającego się już stylu renesansowego. Osobliwością klarysek bydgoskich było, że nie podlegały jurysdykcji prowincjała franciszkanów konwentualnych, lecz biskupa włocławskiego, gdyż na terenie jego diecezji leżała wówczas Bydgoszcz. Władze pruskie, przystępując do stopnio-
22
wej likwidacji życia zakonnego, już w 1819 r. skonfiskowały majątki ziemskie klarysek, a w kwietniu 1835 r. zamknęły klasztor. Kościół został zamieniony na magazyn, później na remizę strażacką, a jego wyposażenie rozdano okolicznym świątyniom, zwłaszcza farze bydgoskiej; w klasztorze, dość znacznie przebudowanym (m.in. rozebrano skrzydło łączące klasztor z kościołem) umieszczono różne urzędy. Parcelacji uległ także ogród klasztorny; dziś na jego terenie stoją budynki mieszkalne i biura. Staraniem Towarzystwa Historycznego dla Obwodu Nadnoteckiego w 1888 r. kościół przeznaczono dla ekspozycji muzealnych i w związku z tym podjęto jego remont, m.in. dobudowano klatkę schodowa przy zakrystii, przebudowano wieżę, a drugą zakrystię (tzw. zakrystia kapłańska) przekształcono w salę wystawową (dziś kaplica M.B. Częstochowskiej). Po zakończeniu I wojny światowej świątynia wróciła we władanie Kościoła Katolickiego. Po zakończeniu prac restauracyjnych, przywracających sakralny charakter, została poświęcona 3 XII 1922 jako kościół filialny parafii farnej; później otrzymała osobnego rektora, który zarazem bywał duszpasterzem akademickim. 11 XI 1925 sufragan gnieźnieński bp Antoni Laubitz konsekrował kościół, nadając mu wezwanie Wniebowzięcia N.M.P. Władze kościelne zrezygnowały z prawa do
budynku klasztornego, który odtąd stanowi własność państwową; obecnie mieści się w nim muzeum. Po II wojnie światowej podjęto w kościele prace konserwatorskie, m.in. w 1955 r. odsłonięto XVII-wieczne freski, odzyskano późnorenesansowy ołtarz główny, który po kasacie klasztoru klarysek trafił do kościoła parafialnego w Sypniewie, odzyskano również XVII-wieczną kratę oddzielającą prezbiterium od nawy. Z inicjatywy Mniszek Klarysek od Wieczystej Adoracji Najświętszego Sakramentu (nie mylić z klaryskami-urbanistkami, o których wyżej była mowa), które mają swój klasztor w Bydgoszczy od 1925 r., a związane są z naszym zakonem przez założyciela, francuskiego kapucyna Bonawenturę Herlaut, za zgodą abpa gnieźnieńskiego Henryka Muszyńskiego, nasza Prowincja przejęła kościół w opiekę duszpasterską z dniem 10 XI 1993 (uroczyste przekazanie kościoła miało miejsce 13 XI 1993). Kanoniczna erekcja klasztoru nastąpiła 17 IX 1994. Bracia początkowo mieszkali w dawnym mieszkaniu rektora kościoła przy ul. Farnej, od 1995 r. mieszkają w kamienicy przy ul. Gdańskiej.
Nasz terminarz
Dni Skupienia 2010
15 - 17 października Lublin (Poczekajka) 22 - 24 października Warszawa 05 - 07 listopada Biała Podlaska 03 - 05 grudnia Olsztyn
W następnym numerze plan spotkań na rok 2011 Braciszkowie św. Franciszka
Święty nasz Ojciec Franciszek, Seraficki Patriarcha, nie miał w zamyśle zakładania jakiejkolwiek wspólnoty zakonnej. Lecz już od początku, gdy zaczął prowadzić życie pokutne - dołączyli do niego jego przyjaciele. Pragnął on, aby brali w swoim życiu wzór przede wszystkim z samego Pana Jezusa, który był niedoścignionym wzorem oddania się Bogu. Po dzień dzisiejszy, zgodnie z zaleceniem św. Franciszka zawartym w Regule - bracia mogą w swoje szeregi przyjmować kandydatów pragnących podjąć ten sposób życia. Dlatego też każdy, kto spełnia określone warunki (jest ochrzczonym mężczyzną, katolikiem wyznającym wiarę i pragnącym poświęcić swe życie Chrystusowi) oraz cechuje się odpowiednimi przymiotami (umiłowaniem modlitwy, pragnieniem służby i zdolnością życia we wspólnocie braterskiej) - może zgłosić się do braci. Każdy z kandydatów, zgodnie z kolejnym zaleceniem św. Franciszka - jest odsyłany do ministra prowincjalnego (przełożonego wyższego), któremu jedynie przysługuje prawo przyjmowania Braci. Minister prowincjalny powinien w rozmowie oraz korzystając z innych uprawnień w tej materii - zbadać autentyczność powołania kandydata do Zakonu i tylko minister prowincjalny może kandydata dopuścić do rozpoczęcia życia zakonnego. Kandydat po otrzymaniu zgody zostaje najpierw skierowany do odbycia rocznej próby w postulacie. Nie jest wówczas jeszcze zakonnikiem, ale zamieszkując pod jednym dachem z braćmi ma możność z jednej strony przyjrzeć się życiu zakonnemu z bliska oraz, z drugiej strony, ma szanse uzyskać formację chrześcijańską. Po upływie formacji w postulacie kandydat może być dopuszczony do nowicjatu - czyli roku próby zakonnej. Wówczas pierwszego dnia otrzymuje ha-
Braciszkowie św. Franciszka
jak zostać Kapucynem bit zakonny z atrybutami nowicjusza ( tzw. kaparon zakładany na ramiona i sięgający z przodu i tyłu do pasa). Nowicjusz podejmuje już wszystkie zewnętrzne obowiązki - modlitwę, rozmyślanie, praktyki pokutne, wspólne rekreacje, prace na rzecz wspólnoty zakonnej, ale wciąż nie jest zakonnikiem. Dopiero po upływie pełnego roku, za zgodą Przełożonych - nowicjusz składa profesję zakonną (pierwsze śluby zakonne). Od tego momentu staje się formalnie przyjęty do wspólnoty prowincjalnej Braci Mniejszych Kapucynów. Ślubuje Bogu i Kościołowi, że będzie żył w czystości, ubóstwie i posłuszeństwie oraz ślubuje, że będzie żył w ewangelicznej wspólnocie braterskiej Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów. W ten właśnie sposób można zostać Bratem Mniejszym Kapucynem. Jeśli więc jesteś w stanie podjąć tę wyjątkową drogę życia, możesz zgłosić się do jednego z naszych klasztorów lub wprost napisać do naszej Kurii Prowincjalnej. Możesz też poprzez uczestnictwo w rekolekcjach powołaniowych zweryfikować swoje oczekiwania odnośnie życia zakonnego, jego wizję i wyobrażenia. Możesz też zaprenumerować nasze pisemko powołaniowe: „Braciszkowie św. Franciszka”.
Braciszkowie św. Franciszka