Braciszkowie Świętego Franciszka Rok XX, nr 126
C
Spis treści 3 Słowo wstępne 4 „…słońce zawsze przychodzi po burzy”
zasem Adwentu rozpoczęliśmy nie tylko przygotowanie do uroczystości Bożego Narodzenia, ale w nowym roku liturgicznym będziemy pochylać się nad tajemnicą Kościoła - naszego wspólnego domu. Ubogie mieszkanie Maryi w Nazarecie stało się miejscem Zwiastowania Mesjasza-Zbawiciela. Narodzenie Pana Jezusa w żłóbku betlejemskim wskazuje, że nawet bez własnego domu rodzina może wypełnić swoje podstawowe zadanie: pielęgnować wzajemną miłość i dawać życie. Dom jest tam, gdzie są ci, których kochamy, gdzie jest rodzina. Chętnie we wspomnieniach powracamy do swojego, własnego domu z lat dziecinnych i młodzieńczych. Nawet wtedy, gdy ten „dom” był zwykłym mieszkaniem w bloku lub wynajętym pokojem, pozostanie on na zawsze
Karolina Niedzielska
6 „Kapucyni – ludzie ognia i zarazy” br. Szymon Janowski
9
Hospicjum, w który się „nie umiera” br. Jan Bońkowski
11 „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” br. Grzegorz Brzeziński
15 „Kapucyni na poligonie” br. Piotr Twardawy
17 Klasztory w Prowincji – Krynica Morska 19 Kalendarium na 2012 rok Braciszkowie św. Franciszka
moim własnym domem pełnym wspomnień i przeżyć. Te wspomnienia przeplatają radości i smutki, troski i niejednokrotnie cierpienie: cierpienie własne i tych najbliższych. Jan Paweł II wskazywał, że wielką tajemnicą Bożą jest cierpienie, które kształtuje szczególną wrażliwość na wartość nadziei. Nadzieja złożona w Chrystusie pomaga nadać nowy sens cierpieniu, przekształcając je w drogę. Stąd też, jak pisał błogosławiony Papież jest rzeczą ważną, ażeby przekroczyć próg nadziei, nie zatrzymywać się przed nim, ale pozwolić się prowadzić. W duchu narodzenia Bożego Dziecięcia, któremu nie zostały zachowane doświadczenia ubóstwa, odrzucenia i bólu, pragniemy pochylić się w tym numerze Braciszków nad Ewangelią cierpienia, które dotyka naszych braci i sióstr. Niech tajemnica Bożego Narodzenia pozwoli nam na nowo odkrywać i poznawać piękno Kościoła - naszego wspólnego domu, obdarzy cierpliwością w odnajdywaniu swojego miejsca i misji w Kościele i rozpali w Was ogień Ducha świętego do pełnej zapału troski o ten Dom Boży, w którym cierpiący swoim świadectwem uczą świat, czym jest miłość, której źródło kotwiczy w zwycięskim Zmartwychwstaniu Chrystusa. Br. Grzegorz Br Krzysztof
„…słońce zawsze przychodzi po burzy”
4
M
usimy przeżyć srogą zimę, aby móc poczuć wiosnę” – to piękne i poetycko brzmiące słowa, z którymi każdy na pewno się zgodzi. Czy jednak łatwo przychodzi je wypowiedzieć osobie przepełnionej realnym, przeszywającym ją bólem? Gdy cierpimy bardzo często nie możemy zrozumieć sensu naszych udręk. Czujemy się bezradni, skołowani a niekiedy nawet niesprawiedliwie potraktowani przez Boga, ludzi, być może przez los. Cierpienie samo w sobie jest czymś negatywnym. To fakt. Nie jest jednak pozbawione konkretnej przyczyny. Aby zrozumieć jego rolę trzeba sięgnąć do korzeni. Musimy wejść w relację z Kimś, kto cierpienie przyjął, przeżył do końca i pozbawił je bezsensu. Tym Kimś jest Jezus Chrystus. Dlaczego Bóg nie chce zabrać mojego cierpienia?
Bardzo często zadajemy sobie pytanie – dlaczego Pan Bóg mnie tak gnębi? Co mu zrobiłem, że zsyła na mnie takie cierpienie? Przecież w zasadzie jestem dobrym człowiekiem… To nie jest tak, że Bóg nie chce zabrać naszych bolączek. Rozwiązuje je dotykając bezpośrednio ich przyczyn (grzechu). Nazywa je po imieniu, a ostatecznie przyjmuje na siebie - zanosi na Golgotę.. Droga do Jezusa jest często usłana bólem, prześladowaniami, zniewagami, różnego rodzaju umartwieniami. Przegrywając „siebie” wygrywamy za to coś znacznie cenniejszego – życie wieczne. Św. Franciszek potraktował bardzo poważnie słowa Ukrzyżowanego: „Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je”. (Mt 16, 25-26) W swoich Napomnieniach pisał: „Bracia, spoglądajmy na dobrego Pasterza, który dla zba-
Braciszkowie św. Franciszka
wienia swoich owiec wycierpiał mękę krzyżową. Owce Pana poszły za Nim w ucisku i prześladowaniu, w upokorzeniu i głodzie, w chorobie i doświadczeniu, i we wszystkich innych trudnościach; i w zamian za to otrzymały od Pana życie wieczne”. (Np 15,2-3) Spotykam na swojej drodze wielu ludzi, którzy chcą mieć kontakt z Jezusem Zmartwychwstałym, ale niekoniecznie z Ukrzyżowanym. Paradoks. Relacja tylko z „jednym” Jezusem jest niczym innym jak fikcją. Cierpienie wyniszczające człowieka dopiero w Chrystusie ma wymiar twórczy. Bóg chce nas kształtować. Chce rzeźbić i szlifować nasze dusze. Przez przypływy bólu pragnie leczyć i oczyszczać. Libański poeta Kahlil Gibran pisał: „Podobnie jak nasienie musi pęknąć, aby do jego wnętrza dotarło słońce, tak i ty musisz odczuć ból”. Cierpię, bo grzeszę? Od samego początku grzech był powodem chorób, wszelakich niepowodzeń, nieszczęść. Człowiek zgrzeszył sam albo zrobił to ktoś z jego przodków. W taki właśnie sposób cały naród izraelski cierpiał wygnanie. Cierpienie zatem jest skutkiem oddalenia się od Boga, od Jego praw i nakazów. Dlaczego więc sprawiedliwych też dosięga cierpienie? Ludzie, którym teoretycznie Pan powinien tylko błogosławić? Od razu przychodzi mi na myśl postać Hioba. Zanim spłynęła na niego fala nieszczęść i niepowodzeń wydawać by się mogło, że był bardzo wiernym sługą. Czym Hiob zawinił? Dlaczego musiał tak cierpieć? Myślę, że Bóg doprowadzając go do kryzysu objawił mu siebie, jako Wybawcę i uwolnił go od pozornie poprawnego schematu: „Hiob służy – Bóg odpłaca”. Cierpienie kształtuje najmocniejsze dusze, a najsolidniejsze charaktery wciąż pokrywa bliznami. Czy mam milczeć, gdy dzieje mi się krzywda? Jako człowiek nie mogę tak po prostu wyeliminować cierpienia. Nie sprawię, że rozpłynie się w powietrzu jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Jednak sprawa nie jest aż tak bezna-
Braciszkowie św. Franciszka
dziejna, jakby się wydawać mogło. Mogę przecież zakasać rękawy, podnieść wysoko głowę i stawić czoła problemowi. W mojej głowie rodzi się kolejne pytanie – jak więc cierpieć z godnością? Św. Franciszek w swoich bolączkach chciał przede wszystkim zachowywać pokój duszy i ciała. Nie skarżył się każdemu z braci i nie narzekał, gdy tylko nadarzała się ku temu okazja. Dzielił się bólem z Jezusem przybitym do krzyża. Robił przy tym coś niesamowitego: odnajdywał autentyczną radość! To fenomen świętego z Asyżu. Jeśli jednak my nie czujemy się na siłach do tak radykalnego podejścia do sprawy zaczynajmy od małych rzeczy. Pierwszym krokiem, a czasem najtrudniejszym, jest samo przyjęcie krzyża. Zaakceptowanie go. Franciszek na wzór Chrystusa pochylającego się nad człowiekiem zaczął obcować z trędowatymi, którzy przecież przez tak długi czas budzili w nim jedynie wstręt. W jego testamencie możemy przeczytać: „ (…) to, co wydawało mi się gorzkie, zmieniło mi się w słodycz duszy i ciała”… Często musimy razem z naszym cierpieniem przebyć bardzo długą i ciężką podróż. Jej początkowymi stacjami są Nierozumienie i Bunt. Dalsza droga wiedzie przez Akceptację i Miłość. Obyśmy wszyscy zakończyli swoją podróż, zamykając cierpienie w wiecznej walizce, na ostatniej stacji, jaką jest – Zbawienie. „Musimy przeżyć srogą zimę, aby docenić wiosnę. Lasy muszą się wyciszyć, aby przyjąć śpiew ptaków. Kwiaty muszą odpocząć w ciemności, zanim wzejdą i rozkwitną. A najjaśniejsze, najcieplejsze słońce zawsze przychodzi po burzy”. (Autor nieznany)
karolina niedzielska
5
Ewangelia na serio Iskrą, która zapaliła serce Mateusza z Bascio i jego naśladowców Rafała i Ludwika z Fossombrone do radykalnego życia w duchu franciszkańskim, było pragnienie życia pustelniczego i oddania się kontemplacji. Z daleka od ludzi… Jednak dość szybko okazało się, że zamknięcie się w pustelniach to za mało aby realizować kapucyńskie powołanie. Zanim jeszcze papież Klemens VII oficjalnie zatwierdził kapucyńską Reformę w 1528, kapucyni potwierdzili swoim życiem, że ewangeliczne wezwanie do miłości bliźniego biorą bardzo serio.
Wielka ilość bobu
6
W 1527 rejon Marchii Ankońskiej, gdzie właśnie rodziła się kapucyńska wspólnota, nawiedziła klęska głodu i zaraza, które dziesiątkowały mieszkańców. Jeden z braci, który był świadkiem tych wydarzeń zapisał, że Mateusz zdobył dla głodujących wielką ilość bobu. Udało mi się to, ponieważ nakłonił kilka zamożnych osób na oddanie pól pod zasadzenie bobu. Jednocześnie zapraszał ubogich do korzystania ze zbiorów. Autor wierzył, że nie obyło się tu bez Bożej interwencji – bobu starczyło dla wszystkich, aż do zbiorów ziarna. Jednocześnie Mateusz bez oglądania się na własne zdrowie posługiwał chorym na dżumę – w szpitalach i domach – i, jak dodaje współbrat Mateusza, „dzięki dobroci Bożej, nie został ani razu dotknięty nawet najmniejszą dolegliwością”.
Pośród umierających To doświadczenie Mateusza i pierwszych braci na stałe wyznaczyło specyficzny rys kapucyńskiej wspólnoty – bycie pośród ubogich i chorych, często takich, do których nie chciał nikt iść. Pierwsze wzmianki o obecności braci w różnych włoskich miastach dotyczą ich apostolstwa pośród cierpiących, m.in. w szpitalach dla nieuleczalnie chorych. Bracia posługiwali umierającym, świadomie oddając im swoje życie
Kapucyni – ludzie ognia i zarazy – również dosłownie. Często umierali zarażeni dżumą czy cholerą. Św. Karol Boromeusz w 1576 wezwał kapucynów do Mediolanu. Zachowała się korespondencja pomiędzy nim a o. Pawłem Bellintani z Salo, bardzo zaangażowanym na rzecz niesienia pomocy dotkniętym zarazą. Listy te ukazują braci, którzy z własnej woli chcą nieść pomoc umierającym, bez względu na ofiarę. Spośród 12 braci którzy odpowiedzieli na wezwanie Boromeusza, zarazę przeżyło 2. Podobną ofiarność wykazywali kapucyni w kolejnych miejscach, w których się osiedlali – zarówno we Włoszech, jak i innych krajach Europy. Bracia oddawali swoje życie, posługując zarażonym we Francji, Hiszpanii, Belgii, Szwajcarii czy Niemczech, gdzie poświęcenie i oddanie kapucynów stało się nawet przyczyną powrotu do Kościoła niektórych protestantów. Liczbę braci,
Braciszkowie św. Franciszka
którzy oddali życie w czasie posługi chorym i zarażonym tylko w pierwszym stuleciu istnienia kapucynów, szacuje się na kilka tysięcy. W XVII wieku roku, kiedy zarazy zbierały swoje żniwo w Polsce, kapucyni również ruszyli
z pomocą umierającym, niejednokrotnie oddając swoje życie; w 1708 r. wskutek zarazy zmarło 11 braci z familii klasztoru warszawskiego, niemal wszyscy.
Kapucynka Wbrew pozorom nie chodzi o siostrę zakonną… Posługa kapucynów potrzebującym nie ograniczała się tylko do dotkniętych za-
Braciszkowie św. Franciszka
7
razą. Wydaje się, że posługiwali… wszędzie. Jako kapelani wojskowi na wodzie i lądzie, jako emisariusze papiescy, jako kontrreformatorzy, misjonarze, wykupujący niewolników, kaznodzieje, spowiednicy, pielęgniarze, czy ogrodnicy, kwestarze, krawcy a nawet piwowarzy czy, mało kto wie, że zasłynęli również jako strażacy. Król francuski Ludwik XIV, panujący w latach 1661-1715, nazwał braci „głównymi strażakami naszego kochanego Paryża”. Kroniki zachowały wiele wspomnień o skutecznych interwencjach kapucynów, którzy według słów jednego z kronikarzy „spieszyli gasić płomienie trawiące nasze domostwa, tak jakby udawali się na ucztę”. Wracając do „kapucynki”… Tak mieszkańcy Rouen w północnej Francji, nazywali kapucyńską pompę, której używali w czasie gaszenia pożarów.
Święci Pierwszym świętym zakonu został Feliks z Cantalice. Wpisał się mocno w obraz szesnastowiecznego Rzymu. Jako kwestarz codziennie wędrował rzymskimi ulicami, nieustannie przebywając z ludźmi. Jest uosobieniem kapucyńskiego ideału „brata wszystkich ludzi”, o którym mówią kapucyńskie Konstytucje. Mieszkańcy Rzymu bardzo wiele razy doświadczyli siły jego modlitwy – świadectw o uzdrowieniach związanych z jego pomocą są setki. Do dziś w kapucyńskiej tradycji zachował się zwyczaj namaszczania dzieci olejem św. Feliksa. Święty często namaszczał chorych olejem z wiecznej lampki, która płonęła przy tabernakulum w kościele przy Via
Veneto. Łączył to z modlitwą, która wielokrotnie przynosiła uzdrowienie. Również Polska Prowincja miała swojego „św. Feliksa”. Był nim br. Serafin z Osieczyna (1682-1765). Był z zawodu krawcem. W zakonie również trudnił się krawiectwem. Na jego prośbę przełożeni powierzyli jego opiece infirmerię przy klasztorze w Lublinie, gdzie z poświęceniem posługiwał chorym braciom, wzorem Feliska, namaszczając ich olejem z wiecznej lampki. Oddawał się modlitwie, szczególnie rozważał Mękę Pańską. Zmarł w opinii świętego, niektórzy mówili tak o nim jeszcze przed śmiercią. Niestety proces kanonizacyjny uniemożliwiły rozbiory.
Dziś… Bycie blisko ludzi najbardziej wzgardzonych to coś specyficznego dla franciszkańskiego ducha. Ma ono początek w doświadczeniu Franciszka z Asyżu, którego nawrócenie rozpoczęło się po spotkaniu z trędowatymi. W to doświadczenie wchodzili następnie pierwsi kapucyni ofiarnie służąc tym, których inni często zostawiali. Doświadczenie to żywe jest dzisiaj – bracia są obecni w wielu miejscach gdzie potrzebna jest ich pomoc – nie tylko w konfesjonałach, ale również w szpitalach, hospicjach, więzieniach, z bezdomnymi, czy uzależnionymi, stając się, jak mówią nasze Konstytucje, „współpracownikami Boga”.
br. szymon janowski
Braciszkowie św. Franciszka
Hospicjum, w którym się „nie umiera”
Z
anim podzielę się moim doświadczeniem posługi w Hospicjum Świętego Ducha w Łomży, nawiążę do wspomnień, zaczerpniętych z mojej książki: „Nad Narwią, Newą i Niemnem”, związanych ze szpitalem o podobnej nazwie „Świętego Ducha”, również w mojej rodzinnej Łomży. Był to okres końca drugiej wojny światowej. W tym czasie z całą moją rodziną przebywaliśmy w szpitalu – ojciec pracował jako sanitariusz, mama w kuchni szpitalnej, a starsza siostra była pielęgniarką, zaś troje pozostałego rodzeństwa towarzyszyło rodzicom. Historia, a raczej fragment historii Szpitala Świętego Ducha w Łomży, którym pragnę się podzielić (cytuję wyżej wspomnianą książkę), nie będzie wzięty z jakiegokolwiek archiwum, ani też z żadnego dokumentu pisanego. Będzie to garść wspomnień z ostatnich miesięcy drugiej wojny światowej (przełom lat 1944-45), które głęboko zakodowały się w mojej pamięci, gdy miałem zaledwie sześć lat (…) Do bliskich członków „rodziny szpitalnej” należał dość częsty gość w brązowym habicie. (…) Owym gościem był doskonale znany w całej ówczesnej Łomży o. Atanazy Niziołek, kapucyn, niezastąpiony w niesieniu ulgi cierpiącym, zawsze o pogodnym, uśmiechniętym obliczu. Kojąc ową szczyptą balsamu dobroci zbolałe ciała, obdarzał tym hojniej największym Skarbem nieba niemniej chore ludzkie dusze. Był to pierwszy kapucyn, którego w życiu poznałem i którego już wtedy zapragnąłem naśla-
Braciszkowie św. Franciszka
dować. I rozumiem to dopiero dziś, dlaczego tuż po wojnie, bardzo miła staruszka, nasza sąsiadka, umiała czytać w moim obliczu i często powtarzała: „ty będziesz lekarzem albo księdzem”. Przebywanie młodego chłopca, który znajdował się wtedy w wieku chyba najbardziej wrażliwym na odbiór wszelkiego dobra, a w środowisku szpitalnym – gdzie lekarz i kapłan z pełnym oddaniem wypełniali swoje powołanie względem cierpiącego człowieka – mogło w tym małym człowieczku utrwalić coś z tego właśnie lekarza lub z tego kapłana. I oto wkrótce, pięć lat po wojnie, gdy byłem w piątej klasie, zacząłem bliżej poznawać braci kapucynów, będąc ministrantem w kapucyńskim kościele w Łomży. Fascynowała mnie radość, jaką wkoło rozsiewali brodaci bracia. I w tym pragnąłem im dorównać, aby tak jak ich założyciel św. Franciszek: „nieść radość, gdzie panuje smutek…” Minęło 56 lat mojej służby w zakonie braci mniejszych św. Franciszka, kapucynów. Przez wiele lat byłem katechetą dzieci i młodzieży różnych szkół. Cieszę się, że wielu moim współbraciom pomogłem w rozpoznawaniu ich powołania, zarówno w kraju, jak i przez ostatnie 20 lat na Białorusi. Zaś od połowy stycznia 2011 roku doświadczam tego, co stało się początkiem mego powołania do zakonu braci mniejszych kapucynów, pełniąc zaszczytną i odpowiedzialną służbę kapelana Hospicjum Świętego Ducha w Łomży.
9
10
Hospicjum, w powszechnym pojęciu, jest to miejsce dla nieuleczalnie chorych, którym pomaga się godnie umrzeć. W Hospicjum Świętego Ducha w Łomży nie znane jest słowo „umieranie”, „śmierć”. Po przekroczeniu progu Hospicjum na głównej ścianie korytarza wypisane są znane słowa ks. Jana Twardowskiego: „SPIESZMY SIĘ KOCHAĆ LUDZI, TAK SZYBKO ODCHODZĄ”. Obowiązkiem kapelana Hospicjum Świętego Ducha w Łomży jest codzienna wizyta z posługą duszpasterską. Każdego dnia podchodzę do wszystkich chorych, aby im przekazać Lekarza, nie tylko ciała, a zwłaszcza duszy człowieka, Pana Jezusa Eucharystycznego. Jeśli z racji poważnych niedomagań fizycznych chory nie może przyjąć Komunii św., otrzymuje błogo-
sławieństwo Najświętszym Sakramentem. Jakże często, zauważam, chory, z którym często brak kontaktu (po ludzku sądząc, świadomości), potrafi pozytywnie zareagować na bliską obecność Pana Jezusa. Trzy razy w tygodniu sprawowana jest Msza św. w kaplicy hospicjum, na którą przywożeni są na wózkach bardziej sprawni chorzy. Hospicjum dysponuje 15 łóżkami. Gdy widzę któreś z nich puste, na pytanie, gdzie znajduje się chory, słyszę odpowiedź pielęgniarki lub lekarza: „odszedł”, rozumie się do domu Ojca. I tak spokojnie, wręcz z wewnętrzną radością, każdego tygodnia odchodzi do domu Ojca jeden lub kilku chorych. Do tego spokoju i radosnego spotkania z Miłosiernym Ojcem dopomagają siostry pielęgniarki oraz dwoje troskliwych lekarzy, a także woluntariusze, bracia postulanci, klerycy z Łomżyńskiego Seminarium Duchownego i czasem ludzie świeccy. Moim poprzednikiem w sprawowaniu kapelaństwa hospicyjnego był przez wiele lat mój współbrat o. Adam Sobiech, który jest wspominany przez personel medyczny i nielicznych żyjących chorych jako ich szczególny przyjaciel. Praca wśród chorych, a zwłaszcza tych, którzy odchodzą do domu Ojca jest szczególnym darem dla brata z zakonu św. Franciszka. To właśnie święty z Asyżu nie widział w śmierci czegoś tragicznego, ale dostrzegał w niej siostrę, która zjednoczonym z Chrystusem zła nie uczyni, ale doprowadzi do radosnego z Nim spotkania. Stąd w Pieśni Słonecznej św. Franciszek wyśpiewał: Panie, bądź pochwalony przez naszą siostrę, śmierć cielesną, której żaden żyjący człowiek ujść nie zdoła. Biada tym, którzy w grzechu śmiertelnym konają. Błogosławieni ci, którzy odnajdą się w Twojej świętej woli, albowiem po raz wtóry śmierć im krzywdy nie uczyni. Czyńcie chwalę i błogosławieństwo Panu i składajcie Mu dzięki, i służcie Mu z wielką pokorą.
„Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili”.
Z
apraszam Cię, Młody Przyjacielu, który czytasz te kikaście niezgrabnie zebranych zdań, do wysłuchania pewnego świadectwa, w którym chcę się z Tobą dzielić wiarą, doświadczeniem Bożego działania w ludzkim życiu oraz sposobem i posługą w naszym kapucyńskim życiu. „Życie i reguła braci mniejszych polega na zachowaniu świętej Ewangelii Pana naszego Jezusa Chrystusa”. Tymi słowami rozpoczyna się Reguła życia, którą pozostawił nam święty Franciszek. Dlatego zapraszam Cię do wysłuchania słów, które Jezus Chrystus kieruje do swoich uczniów. Słów, które są kierowane do każdego z nas i w których możemy odczytać nasze życie oraz zdobywać drogowskazy w codziennym zmaganiu się o jakość i sposób naszego życia:
br. Jan bońkowski
Braciszkowie św. Franciszka
Braciszkowie św. Franciszka
(Mt 25, 40b)
„Gdy Syn Człowieczy przyjdzie w swej chwale, a z Nim wszyscy aniołowie, wtedy zasiądzie na swoim tronie pełnym chwały. (…) I Król im odpowie: <<Zaprawdę powiadam wam: Wszystko co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili>>”. Przytoczony fragment moglibyśmy bardzo długo rozważać, jednak chcę zwrócić Twoją uwagę na jedną tylko rzecz. Sąd Syna Człowieczego dokona się wedle kryterium miłosierdzia – wiary i miłości i uczynków człowieka, które na ich podstawie się dokonują. Bóg, który działa w ludzkim życiu i nie chce jego śmierci wiecznej i potępienia, któremu zależy na ludzkim zbawieniu i życiu wiecznym (czego najdoskonalszy dowód dał w swoim Synu Jezusie Chrystusie), działa w ludzkim życiu
11
12 w sposób bardzo konkretny. Po pierwsze: doskonale rozumie ludzką kondycję, kondycję natury zranionej grzechem pierworodnym, której posługa i ogałacanie się dla drugiej osoby przychodzi bardzo trudno. Dlatego też daje mam przykład i niedościgniony wzór tejże postawy w swoi, Synu, Jezusie Chrystusie. Człowiek może służyć drugiemu człowiekowi tylko wtedy, gdy będzie wpatrzony w Syna Człowieczego. Po drugie: daje człowiekowi konkretne wskazania. Oto te: „Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie; byłem nagi, a przyodzialiście Mnie; byłem chory, a odwiedziliście Mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie”. Oto cała lista uczynków, do których zaprasza mnie Chrystus. Oczywiście można by ją powiększyć o wiele innych, ale przecież i one są wyma-
gające. To właśnie do nich zaprasza mnie Syn Człowieczy, bym ich szukał w mojej codzienności i podejmował ze względu na Niego samego. On sam dał mi również przykład służby, umywania nóg braciom (drugiemu człowiekowi), zatrzymywania się nad ludzką nędzą. Nagrodą za to było osądzenie oplucie skazanie i śmierć, przed którą się nie cofnął. Ale w tym wszystkim wypełnił wolę swojego Ojca. Podobnie dzieje się również w naszym życiu. Ma się realizować wola Ojca Niebieskiego, który na naszej drodze życia stawia drugiego człowieka. Człowieka nieraz tak bardzo dziwnego, poranionego, samotnego, odrzuconego. Czyny miłości, podejmowane z miłości do Chrystusa idą za mną przed oblicze Syna Człowieczego. Tu na ziemi mogę nawet nie usłyszeć słowa: dzięki. To tyle w ramach trochę długiego wstępu. A teraz o naszej kapucyńskiej posłudze wpisującej się w charyzmat i sposób życia.
Braciszkowie św. Franciszka
„Byłem chory, a odwiedziliście Mnie”
Każdy z nas w jakiś sposób, mniejszy lub większy, doświadczył trudów choroby. Każdy z nas też spotkał osobą przeżywającą swoją chorobę. Dobrze wiesz, Młody Przyjacielu, że czas choroby to czas szczególny, inny niż pozostałe. Czas naznaczony niekiedy pragnieniem samotności, pragnieniem obecności drugiej osoby, czasem bólu, czasem przemyśleń, rachunku sumienia, czasem niekiedy buntu na Pana Boga i cały świat. To czas weryfikacji zarówno dla chorego jak i osób posługujących mu, opiekających się chorym i odwiedzającym go. Może miałeś doświadczenie, że nie bardzo wiadomo co tak
Braciszkowie św. Franciszka
właściwie choremu powiedzieć? O bogactwie twego czasu wiedział także święty Franciszek. Swoim braciom w Regule przypomina: „A jeśli który z nich zachoruje. Inni bracia powinni tak mu usługiwać, jakby chcieli, aby im służono”. Reforma kapucyńska stawiając sobie za cel powrót do pierwotnego ideału Serafickiego Ojca w jego osobie odnajdywała nie tylko swego zakonodawcę, lecz także wzór i ideał naśladowania Jezusa Chrystusa. Dostrzegając troskę Boga o człowieka, bracia poddani Bożemu zaproszeniu do wcielania w życie przykazania miłości pozwalali, aby w ich życiu wykształciła się postawa nieustannej gotowości ofiarowywania siebie jako daru dla innych. Rozumieli, iż potrzebujący człowiek nie jest tylko przedmiotem udzielanej przez nich pomocy, ale w Chrystusie jest on współbratem, wobec którego nie można pozostać obojętnym. Istotnym wyrazem kapucyńskiego charyzmatu była i jest do dnia dzisiejszego obecność wśród chorych. Towarzyszyła ona braciom od pierwszych chwil kształtowania się zakonu. Już Mateusz z Bascio i Ludwik z Fossombrone z wielkim zaangażowaniem posługiwali zarażonym w Camerino. Zgadzając się na osiedlenie się w Rzymie, kapucyni postawili ważny dla nich warunek. Klasztor miał się znajdować przy jakimś szpitalu lub przytułku, ponieważ przez służbę chorym, pragnęli naśladować św. Franciszka, który opiekował się trędowatymi. Takim miejscem stał się klasztor św. Eufemii. W zamian za zamieszkanie bracia pielęgnowali chorych w szpitalu św. Jakuba. Przez długi czas posługiwali jako pielęgniarze, kwestarze i szafarze sakramentów świętych. Pokorną i cichą służbą
13
zdobywali zaufanie i szacunek wśród mieszkańców Rzymu. Posługa wśród chorych i cierpiących stanowiła istotny element formacji w nowicjacie i właściwie była wyznacznikiem autentyczności powołania do wspólnoty Braci Mniejszych Kapucynów.
A jak jest dzisiaj?
14
Również dziś chorzy zajmują istotne miejsce w posłudze i życiu braci kapucynów. Wielu z nas, w licznych miejscach naszej obecności śpieszy z posługą do osób starszych, samotnych lub doświadczonych trudem choroby. Dzielą się z mini wiarą, dają swoją obecność i przyjaźń, jeśli trzeba służą posługą sakramentalną. Wielokrotnie mogłeś Młody Przyjacielu spotkać jednego, czy drugiego brata ze skupieniem kroczącego ulicami miasta (lub mniejszej miejscowości) w białej komży z bursą na piersi. To brat niosący do chorego Najświętszy Sakrament. Niesiemy tam obecność samego Boga, który pragnie umacniać chorego. Tam w zaciszu ich domów spotykamy się z ich historią życia, z bogactwem lat, niekiedy z ludzkimi i rodzinnymi dramatami. Tam także dane jest nam niejednokrotnie przygotowywać te osoby na spotkanie z Siostrą Śmiercią. Wielu z nas przez długie lata posługuje również jako kapelani w szpitalach lub domach opieki społecznej. To także spotkanie z człowiekiem przeżywającym trud choroby i cierpienia. Cicha i pokorna obecność Chrystusa w Najświętszym sakramencie, który przez posługę kapelanów wkracza w sale szpitalne, wnosi dziwne do wytłumaczenia ukojenie i pokój, taki wewnętrzny. Liczne rozmowy i spowiedzi pozwalają inaczej spojrzeć na cierpienie i chorobę, często pomagają odczytać w nich realizujący się Boży plan zbawienia. Przy chorych w szpitalu często widzimy rodziny i bliskich, którzy również potrzebują tej ciszy i pokory Chrystusa ukrytego, a przecież tak bliskiego w Najświętszym Sakramencie. Niekiedy chory, który przecież ma swoją historię
życia, swoje pasje, zainteresowania i marzenia potrzebuje osoby, która go wysłucha. Często nie ma przy nim rodziny (z różnych względów). Zatrzymanie się kapelana przy chorym zawsze kończy się wzajemnym ubogaceniem. Piszę te słowa po dwóch latach posługi w szpitalu w Nowym Mieście nad Pilicą. Ileż przyjaźni i rozmów, które pamiętam do dziś. Chorzy stawali się dla mnie osobami naprawdę bliskimi, osobami, przy których także uczyłem się pokory. To osoby, które umacniały moją wiarę. To tylko „jeden front” posługi kapelana. Drugim jest personel szpitalny oraz ich rodziny. Tu również moglibyśmy wiele pisać, lecz może kiedyś innym razem. Jest jeszcze jedna perspektywa obecności chorych w życiu i posłudze kapucynów. To ci nam najbliżsi – nasi bracia obecni w naszych domach. Są dla nas błogosławieństwem, gdyż dzięki nim mamy okazję (a raczej Pan Bóg ją nam daje) do tego, byśmy czynili miłosierdzie i uczyli się kochać. Młody Przyjacielu, to tylko pewien zarys tej naszej kapucyńskiej obecności wśród chorych. Każdy nasz dzień, mój i Twój jest darem. Jest on bogaty w okazje, które Bóg Ojciec Miłosierdzia daje nam abyśmy realizowali to największe przykazanie, przykazanie miłości Boga i bliźniego. Miej więc oczy otwarte bo wszystko co czynimy jednemu z tych braci najmniejszych,Jemu samemu czynimy i skarb w niebie zyskujemy. Oby czas, który Bóg Ci daje, nie był przez Ciebie (i przeze mnie) zmarnowany.
br. GRZEGORZ BRZEZIŃSKI
Braciszkowie św. Franciszka
Kapucyni na poligonie
15
września 2011 roku wraz z br. Grzegorzem Brzezińskim zostaliśmy dołączeni do wspólnoty klasztoru łomżyńskiego i oddelegowani do pracy w Czerwonym Borze. Zanim rozpoczęliśmy naszą nową posługę, próbowaliśmy dowiedzieć się jak najwięcej na temat tego miejsca. Informacje, których dostarczał nam Internet coraz bardziej rozbudzały naszą ciekawość i wyobraźnię.
Czerwony Bór to: • były poligon wojskowy oraz tereny jednostek wojskowych (Ośrodek Szkolenia Poligonowego, batalion saperów, batalion inżynieryjny, batalion zabezpieczenia, pułk zabezpieczenia) ostatecznie zamknięty w 2001 roku. Poligon ten również posiadał bazę dowodzenia krajem na wypadek wojny. • W stanie wojennym wojskowy obóz dla internowanych. • Kompleks leśny w Polsce położony w województwie podlaskim, we wschodniej części Niziny Północnomazowieckiej, zajmujący powierzchnię ponad 10 tys. hektarów. Tereny Czerwonego Boru są wykorzystywane łowiecko oraz do celów rekreacyjnych, organizuje się tu na przykład zawody w paintballu.
Braciszkowie św. Franciszka
• zakład karny, w którym obecnie przebywa około 1000 więźniów • ośrodek dla uchodźców z Czeczeni • ośrodek dla bezdomnych Przystanek w drodze w Czerwonym Borze założony w 2005 roku i prowadzony przez ks. Adama Jabłońskiego. Po kilku miesiącach pobytu możemy śmiało powiedzieć, że w ośrodku ks. Adama można doświadczyć każdej z rzeczy oznaczającej dość tajemniczą nazwę Czerwony Bór. Ośrodek znajduje się na terenie byłej jednostki wojskowej w obszarze poligonu, która zajmowała się jego obsługą. Budynki, w których mieszkamy z bezdomnymi to zmodernizowane stare baraki, zamieszkiwane niegdyś przez żołnierzy. Teren ośrodka jest otoczony lasem. W najbliższym sąsiedztwie znajduje się obóz dla uchodźców z Czeczenii oraz Zakład Karny. W odległości ok. 1 km leży też mała, wyludniająca się wioska Bacze Mokre. W ośrodku przebywa obecnie 13 bezdomnych, ks. Adam Jabłoński i nas dwóch kapucynów. Ks. Adam, doskonały organizator, kilka lat temu, jako kapelan więzienia postanowił otworzyć dla bezdomnych i byłych więźniów miejsce, w którym mogliby oni odnaleźć dom i nabrać sił do rozpoczęcia życia na nowo. Codzienność
15
KLASZTORY W PROWINCJI
KRYNICA MORSKA
Z
16
mieszkańców ośrodka wypełnia prowadzenie całego domostwa: prace porządkowe, remonty i rozbudowy budynków mieszkalnych i gospodarczych, prowadzenie hodowli kur, świń oraz kilku byków. We wszystkie prace zaangażowani są bezdomni. Dzięki codziennym czynnościom gospodarczym nie tylko utrzymują ośrodek z pracy swoich rąk, ale nabierają też sił do samodzielnego życia, które podejmą po opuszczeniu ośrodka. Jest to doskonała szkoła życia. Oczywiście nie tylko dla bezdomnych, ale także dla nas, braci. Codzienne życie z bezdomnymi, wspólna praca i modlitwa, dzielenie się doświadczeniem i rozwiązywaniem trudności dnia codziennego stanowią dobrą okazję, aby wzajemnie się ubogacać. Bezcenne doświadczenie wspólnoty
ubogich, stwarza niepowtarzalną szansę poznania człowieka bezdomnego takim, jakim jest naprawdę. Pozwala ono także dostrzec z bliska, że w każdym z nich jest ogromne dobro i potencjał świętości. Oprócz stałych mieszkańców ośrodka, w dni robocze do pracy przychodzi ośmiu więźniów z pobliskiego Zakładu Karnego. To kolejny wymiar naszej obecności w Czerwonym Borze - pomoc więźniom. Pobyt i praca na terenie naszego ośrodka daje im możliwość pracy na wolności i oswajanie się z życiem poza więziennymi murami. Jest to szczególnie ważne dla więźniów mających za sobą kilkunastoletni pobyt w zamknięciu. Sercem całego ośrodka jest kaplica z Najświętszym Sakramentem. To w niej dokonuje
Braciszkowie św. Franciszka
się najważniejszy wymiar naszej pracy. To z tego miejsca płynie siła dla wszystkich mieszkańców Przystanku w drodze. To w niej modlimy się codziennie za prawie 1000 skazanych na karę pozbawienia wolności. Przy ukrzyżowanym Chrystusie z naszej kaplicy możemy doświadczać łaski. Jego mocą jesteśmy w stanie wraz z bezdomnymi wygrać każda bitwę na poliginie walki z własnymi słabościami. Dzięki niemu wraz z więźniami możemy stawać się ludźmi coraz bardziej wolnymi. To dzięki Jego miłości możemy razem z naszymi ubogimi braćmi stawać się prawdziwie bogatymi.
br. piotr wardzawy
Braciszkowie św. Franciszka
gromadzenie Sióstr św. Katarzyny założyło w 1920 r. w Krynicy Morskiej (wówczas Altberg) dom zakonny, obok którego pobudowano, z pomocą finansową diecezji warmińskiej, niewielki kościół p.w. N.M.P. Gwiazdy Morza, o prostej bryle bez wyraźnych cech stylowych. Kościół ten poświęcił 23 V 1939 bp warmiński Maksymilian Kaller. Krynica Morska należała wówczas do parafii Tolkmicko i duszpasterze tej parafii obsługiwali kościół poza sezonem wakacyjnym, w sezonie zaś siostry starały się o przybycie jakiegoś kapłana, który otaczał opieką duszpasterską wczasowiczów. Po II wojnie światowej władze komunistyczne już w 1945 r. odebrały siostrom dom zakonny, zamieniając go na ośrodek wczasowy, kościół zaś pozostawał nadal pod opieką duszpasterzy z Tolkmicka. Ponieważ istniało niebezpieczeństwo zajęcia kościoła przez inne wyznanie lub przez władze państwowe na cele niesakralne, dlatego na prośbę administratora apostolskiego diecezji warmińskiej, bpa Tomasza Wilczyńskiego kapucyni objęli w 1957 r. duszpasterstwo w Krynicy Morskiej, formalnie jako wikariusze parafii Tolkmicko, faktycznie jako samodzielni duszpasterze (utworzenie osobnej parafii nie było wtedy możliwe wskutek sprzeciwu ze strony władz państwowych). Prymas Polski Stefan kardynał Wyszyński, dekretem z 17 IX 1963 połączył oratorium publiczne w Krynicy Morskiej z domem zakonnym kapucynów w jedną osobę prawną. Kanonicznej erekcji klasztoru dokonał zarząd Warszawskiej Prowincji Kapucynów 14 XI 1979 w oparciu o zezwolenie definitorium generalnego z 24 VIII 1979. Pełnoprawną parafię p.w. św. Piotra apostoła i św. Franciszka z Asyżu utworzył bp warmiński Józef Drzazga dekretem z 11 VII 1974 (wszedł w życie 15 VIII 1974).
17
18
KALENDARIUM DUSZPASTERSTWA POWOŁAŃ NA 2012 ROK
Ponieważ w Krynicy Morskiej nie było mieszkania dla duszpasterza, pierwsi kapucyni mieszkali zimą w domu wczasowym „Rybak”, a latem w pomieszczeniach pod kościołem. Władze komunistyczne wielokrotnie starały się usunąć zakonników z Krynicy, nakładając wysokie grzywny za „nielegalne zamieszkiwanie”; do eksmisji jednak ostatecznie nie doszło. Dopiero w latach 1975-1977 staraniem o. Mieczysława Kowalika zbudowano za kościołem murowany klasztor, który został przebudowany w latach 1993-1994 staraniem gwardiana o. Kazimierza Śniega i w latach 1996-1997 staraniem gwardiana o. Dariusza Sosnowskiego, co pozwoliło uzyskać połączenie klasztoru z kościołem, oraz wygospodarować miejsce na chór zakonny i dodatkowe pomieszczenia mieszkalne. W ostatnich latach staraniem o. Wiesława Nasiadko dokonano kolejnych niezbędnych remontów. Klasztor służy jako dom wypoczynkowy braci Prowincji Warszawskiej, jest też miejscem odbywania dorocznych rekolekcji zakonnych.
STYCZEŃ 13 – 15 Dni skupienia: Warszawa 23 – 27 Rekolekcje zimowe: Sucha Struga LUTY 24 – 26 Dni skupienia: Nowe Miasto n Pilicą MARZEC 09 – 11 Dni skupienia: Lublin KWIECIEŃ 18 – 20 Dni skupienia: Olsztyn MAJ 13 – 15 Dni skupienia: Gorzów Wlkp. CZERWIEC 01 – 02 Honorackie Dni Młodzieży 15 – 17 Dni skupienia: Zakroczym 30.06 – 06.07 Piesza Pielgrzymka Honoratka LIPIEC 12 – 16 Rekolekcje rozeznania powołania: Rywałd Królewski SIERPIEŃ 17 – 21 Rekolekcje rozeznania powołania: Czerwony Bór 22 – 26 Spotkanie młodzieży: Golgota Młodych WRZESIEŃ 30.08 – 03.09 Rekolekcje studenckie 21 – 23 Dni skupienia: Lubartów PAŹDZIERNIK 12 – 14 Dni skupienia: Łomża LISTOPAD 04 – 06 Dni skupienia: Warszawa GRUDZIEŃ 30.11 – 02.12 Dni skupienia: Serpelice nad Bugiem Braciszkowie św. Franciszka
Braciszkowie św. Franciszka
Dni skupienia odbywają się w naszych klasztorach i są przeznaczone dla chłopców i mężczyzn zainteresowanych życiem zakonnym, bądź też szukających drogi życia i rozeznających powołanie. Jest to czas wyciszenia i wsłuchania się w słowo Boga, który mówi do serca człowieka. Dni skupienia w klasztorze rozpoczynają się w piątek popołudniu, około godziny 17.00 i kończą się w niedzielę po Mszy świętej około godziny 10.00. Należy zabrać ze sobą śpiwór, Pismo święte, coś do pisania, instrument muzyczny, na którym grasz. Opłatą za dni skupienia jest dobrowolna ofiara. Zgłoszenia, najpóźniej na trzy dni przed planowaną datą rozpoczęcia, prosimy kierować, drogą e-mailową, telefoniczną, lub pocztową, na adres: KAPUCYŃSKIE DUSZPASTERSTWO POWOŁAŃ ul. Kapucyńska 4; 00-245 Warszawa kom. 797 907 131 e-mail: kapucyni.pow@gmail.com
19
20
Kwartalnik dla kandydatów do kapucyńskiej wspólnoty zakonnej i osób zainteresowanych postacią św. Franciszka. Redakcja: br. Krzysztof Przybylski, br. Grzegorz Wacławiak; Nakład: 1000 egzemplarzy. Zainteresowanych regularnym otrzymywaniem biuletynu prosimy o przesłanie swojego adresu do redakcji. Koszt prenumeraty to dobrowolna ofiara, którą można wpłacić na konto z dopiskiem „Braciszki”: Bank Polska Kasa Opieki S.A. XI o/Warszawa Konto: 11 1240 1138 1111 0000 0209 3206 Duszpasterstwo Powołań Braci Mniejszych Kapucynów ul. Kapucyńska 4; 00-245 Warszawa tel. 22 831 31 09; kom.:797 907 131 e-mail: kapucyni.pow@gmail.com; www.powolanie-kapucyni.pl
Braciszkowie św. Franciszka