Braciszkowie Świętego Franciszka Rok XXI, nr 129
Spis treści 3 Słowo wstępne 4 O czerwonym lądzie słów kilka br. Kamil Sochacki
6 Posługa w domku Maryi w Loreto br. Piotr Anusiewicz
9
Dom Matki Bożej w Meryem Ana br. Andrzek Derdziuk
15 O świętym, który w młodości wyparł się Boga, a przed śmiercią został posądzony o herezje Br. Michał Maria Machul
17 Śladami bł. Honorata - Exodus 2012 Karolina Niedzielska
20 Wyprowadzeni na pustynię, aby pozwolić prowadzić się Panu… Br. Karol Palus
22 Zbierając myśli przed czekającą podróżą… II nowicjat w Rywałdzie Królewskim br. Tomasz Mantyk
S
kończyło się już lato - czas odpoczynku i wakacyjnych przygód. Uczniowie wracają do szkół, studenci na uczelnie. Dzieje się to już po raz kolejny w życiu większości młodych ludzi. Niedługo święta – najpierw Wszystkich Świętych, później Boże Narodzenie. Dalej Nowy Rok, ferie, znów święta i tak, w skrócie opisując, dochodzimy do kolejnych wakacji. Niestety, wszystkie znaki na niebie i na ziemi wskazują, że następne wakacje też miną… Skoro życie kręci się w kółko i nie ma szans na przezwyciężenie tego, to znaczy, że wszystko jest bez sensu? Czy to znaczy, że nie ma nadziei? Otóż sens znajduje się wtedy, kiedy szuka się go poza sobą samym, kiedy szuka się go – najprościej mówiąc – w Bogu. 11 października 2012 r. rozpoczął się w Kościele Rok Wiary, który jest zaproszeniem do nowego i autentycznego nawrócenia do Pana, jedynego Zbawiciela świata. Jak napisał Benedykt XVI w Liście Apostolskim „Porta Fidei” – „nie ma innej możliwości posiadania pewności co do swego życia, jak tylko przez coraz większe powierzenie siebie w ręce tej miłości, którą odczuwa się jako coraz większą, ponieważ swoje źródło ma w Bogu”. Oddając w Wasze ręce, Drodzy Czytelnicy, kolejny numer tego pisemka życzę, aby poprzez zawarte w nim treści pogłębiała się Wasza wiara i umacniało zaufanie Dobremu Bogu. Niech Matka Boża i błogosławiony Honorat, którym szczególnie poświęcone jest to wydanie, wspierają Was w trwaniu przy Chrystusie!
Br. Piotr Krawczyk OFMCap
23 Rok Wiary z Kapucynami Braciszkowie św. Franciszka
słów kilka … 4
Wyruszyć, aby doświadczyć inności… Pewnego dnia doszła do moich uszu wiadomość, że mam wyjechać w daleką podróż. Słyszałem już rozmaite historie o kraju wielkościowo zbliżonym do całej Europy (z wielką pustynią pośrodku), czerwonych piaskach, niespotykanych zwierzętach i mentalności znacznie różniącej się od naszej, dobrej… polskiej. Nie minęło wiele czasu, kiedy już siedząc w samolocie, uświadomiłem sobie że wyruszam w kompletnie nieznane mi miejsce – obce pod każdym względem. Kim są ludzie, z którymi się spotkam? Jak żyją tam moi współbracia? Czy na drugiej półkuli wierzy się w Boga? Jaka jest ta wiara? Te i wiele innych pytań opuściły mnie niemal natychmiast po opuszczeniu samolotu… Po przejściu standardowej odprawy celnej i zapewnieniu po raz setny, że nie przewożę ze sobą z Polski żadnych substancji radioaktywnych, wybuchowych, niebezpiecznych narzędzi i kartonów z papierosami, opieczętowanych banderolą zza wschodniej granicy, oczekiwał już na mnie mój współbrat – gwardian klasztoru
w Sydney. W ten sposób rozpoczęła się niezwykle ciekawa historia, trwająca półtora miesiąca.
„No worries”… W Sydney prawie każdy jest „verybusy”, co oznacza bieganinę typową dla mieszkańców wielkich miast. Jest jednak mały szkopuł, definitywnie różniący Australijczyków od mieszkańców Europy. To mentalność „no worries”, czyli dosłownie „nie przejmuj się”. Faktycznie ma wiele znaczeń: „do zobaczenia”, „nie ma sprawy”, „dziękuję”, „nie ma problemu”, „jasne!” i wiele innych, których nie zdołałem wyłapać. Australijczycy zdecydowanie nie należą do ludzi, których domeną jest przejmowanie się. Wolą powiedzieć swoje „no worries”, niż się wykłócać i zrzędzić.
natomiast dominują Azjaci. I tu właśnie pojawia się przyczyna kulturowego miszmaszu, z którym mamy do czynienia na Czerwonym Lądzie. Wielu ludzi z całego świata oznacza wiele religii i wyznań w jednym miejscu. Spotkałem się z tym, że wcale nie wszyscy słyszeli Dobrą Nowinę o Jezusie który umarł, żebyśmy mieli życie. Jest tu więc naprawdę wiele przestrzeni do działania dla Kościoła Katolickiego. Ludzie są głodni Chrystusa… Pomimo tego, że standard życia jest naprawdę wysoki, to jednak ciągle jest jakiś wewnętrzny brak, którego nie można zaspokoić ani fast-foodem w KFC, ani wytwornymi daniami mega-drogich restauracji.
Moi bracia – moja duma! Życie i praca braci jest więc wymagająca i trudna, a przez to wszystko – piękna. Może nie muszą pokonywać samochodem setek kilometrów jeżdżąc od wioski do wioski,
Kangury, ludzie i Kościół… W Australii najwięcej jest… kangurów – w każdym razie zdecydowanie więcej niż ludzi. Po kangurach największą populacją cieszy się jednak gatunek ludzki, który najmniej licznie reprezentują rodowici Australijczycy. Wyraźnie
Braciszkowie św. Franciszka
Braciszkowie św. Franciszka
czy troszczyć się o wymianę walącego się dachu… Robią za to coś innego – świecą (co nie znaczy że bracia, robiący wyżej wspomniane rzeczy nie świecą). Czym? Światłem Chrystusa – dając świadectwo braterskiego życia wśród ogromnej wielokulturowości i starając się nieść Go wszędzie tam, gdzie ludzie dostrzegają choćby cień potrzeby obecności Boga. Po raz kolejny przekonałem się, że mam naprawdę wielu braci (zarówno w Polsce, jak i poza jej granicami), którzy aby coś znaczyć wcale nie muszą pisać opasłych książek, czy występować w czołówkach najpopularniejszych programów publicystycznych. Wystarczy, że po prostu są – żyją. Święci!
Br. Kamil Sochacki
5
Posługa w domku Maryi w Loreto la storia
6
„Sanktuarium w Loreto przywołuje w pamięci tajemnicę Wcielenia, które dokonało się w nazaretańskim mieszkaniu Maryi. Znajduje się w nim wg antycznej i żywej tradycji (Jan Paweł II) ziemski dom Najświętszej Dziewicy, przeniesiony do Loreto w 1294 r. Wszystko, co tutaj pozostało: zarówno bazylika jak i miasteczko, zawdzięcza swoje istnienie tej znamienitej relikwii”.(G. Santarelli) Nie brakuje w Loreto również polskich akcentów, takich jak kaplica polska, poświęcona Sercu Pana Jezusa, w której znajdują się malowidła przedstawiające Cud nad Wisłą w roku 1920 oraz Zwycięstwo Jana Sobieskiego króla Polski odniesione nad Turkami pod Wiedniem
w roku Pańskim 1683. Podczas II wojny światowej miasto zostało wyzwolone przez żołnierzy polskich, którzy m.in. uratowali przed zniszczeniem bazylikę. W pobliżu sanktuarium zlokalizowano polski cmentarz wojenny, na którym spoczywają polscy żołnierze z II Korpusu Polskiego pod dowództwem gen. Władysława Andersa. Polegli oni na ziemi włoskiej, uczestnicząc w wyzwalaniu m.in. Ankony.
il servizio Również tej znamienitej relikwii zawdzięcza swoje istnienie w tym miejscu klasztor Braci Mniejszych Kapucynów, którego mieszkańcy posługują jako kustosze sanktuarium. Ja rów-
Braciszkowie św. Franciszka
nież tej znamienitej relikwii zawdzięczam możliwość posługi liturgicznej w tym cudownym miejscu, do którego bracia z Polski przybywają co roku w okresie wakacyjnym, aby wspomóc miejscową wspólnotę w trosce o piękno liturgii. Na stałe przebywa tam jeden brat – obecnie br. Dariusz Bryła – który pełni posługę spowiednika. Od lat, sześciu seminarzystów z Lublina, a od tego roku również czterech braci postnowicjuszów, przylatuje do Italii, aby uczestnicząc w codziennym życiu wspólnoty loretańskiej wypełniać powierzone im zadania. Do posług można zaliczyć: służbę liturgiczną na Mszach Świętych, udzielanie Komunii Świętej, pomoc w przygotowaniu liturgii w zakrystii oraz codzienna troska o klasztor, wyrażająca się posługą w refektarzu, czy zmywaku.
la prima esperienza Pierwszy raz miałem okazję posługiwać w Loreto cztery lata temu. Byłem wówczas po pierwszym roku studiów i po kilku miesiącach nauki języka włoskiego. Mimo barier językowych przeżyłem ten czas wspaniale. Pamiętam, że nade wszystko urzekł mnie styl życia tamtejszych braci. Są to w większości kapucyni z wielkim doświadczeniem życiowym i zakonnym. Część z nich niegdyś pracowała na misjach zagranicznych, inna część przybyła do Włoch z różnych krajów świata. Obecnie posługują w sanktuarium jako spowiednicy, wykorzystując znajomość wielu języków obcych. Poza sytuacjami związanymi z pracą duszpasterską, można ich było spotkać na głębokiej modlitwie. Towarzyszyła im również franciszkańska radość, która szczególnie dawała o sobie znać, kiedy wykonywaliśmy wspólnie proste prace domowe. Bardzo cieszyli się, patrząc na młodych Polaków, że Bóg nieustanie obdarowuje nasz zakon nowymi powołaniami. We włoskich prowincjach sytuacja nie jest już tak optymistyczna, jak przed laty. Na pierwszy rzut oka było widać, że kapucyni loretańscy starają się zachować „obserwę” zakon-
Braciszkowie św. Franciszka
ną, co przejawiało się to w kultywowaniu tradycji noszenia długiej brody oraz trosce o piękno modlitwy brewiarzowej, często śpiewanej.
oggi Mając w pamięci poprzedni pobyt w Loreto, z wielką radością udawałem się tam po raz kolejny. Wszystko wydawało się jakby takie same, a jednak owe cztery lata różnicy przyniosły pewne zmiany. Domek Loretański, bazylika, klasztor pozostawały bez zmian. Posługi pozostały również te same. Doszły mi jednak funkcje liturgiczne związane z posługą diakona. Zmienili się niektórzy bracia. Najbardziej zaskoczył mnie znaczny spadek liczby pielgrzymów z Polski. Wcześniej, razem z braćmi, oprowadzaliśmy po kilka grup w tygodniu, tym razem - kilka pielgrzymek w miesiącu. Mimo tego nie nudziliśmy się. Liczba grup z innych krajów, a nade wszystko z samej Italii była zdumiewająca. Nie brakowało dzieci, młodzieży, dorosłych i ludzi w podeszłym wieku, którzy w Domku Nazaretańskim powierzali swoje życie Matce Bożej. Razem z bratem Dawidem i Aleksandrem mieliśmy możliwość przeżywać ze wspólnotą loretańską jedną z największych uroczystości. Dnia 8 września, w liturgiczne wspomnienie Narodzenia Najświętszej Maryi Panny, do Loreto przybywały tłumy pielgrzymów. Obchodom religijnym towarzyszyły imprezy świeckie związane z dniem patronalnym miasta Loreto. Kulminacyjnym puntem uroczystości była Msza Święta w bazylice, w której udział wzięli m.in. przedstawicie wojskowych sił powietrznych Włoch, którzy w sposób szczególny czczą Matkę Bożą Loretańską jako swoją patronkę. Po Eucharystii piloci sterując trzema samolotami uczynili krzyż nad bazyliką, a podczas tego manewru miejscowy biskup pobłogosławił latające maszyny. Cały nasz pobyt przebiegał w klimacie przygotowań do wizytu w sankturium Ojca Świętego Benedykta XVI, który 4 października pielgrzymował do Loreto, aby zawierzyć Matce Bożej obrady Zwyczajnego Zgromadze-
7
8
nia Ogólnego Synodu Biskupów, poświęcone nowej ewangelizacji oraz rozpoczynający się 11 października Rok Wiary.
la ricreazione e il pellegrinaggio Nie brakowało również czasu na odpoczynek i pielgrzymowanie. Codziennymi punktami dnia, które na początku przysparzały pewnego zakłopotania były posiłki. To właśnie podczas ich trwania trzeba było zgadywać, co takiego do spożycia tym razem przygotowały kucharki. Próby odnalezienie zupy okazały się daremne, gdyż specyfika włoskiej kuchni rzadko uwzględnia je w menu. To w refektarzu, przy stole, można było najwięcej porozmawiać ze członkami rodziny zakonnej. Popołudnia niekiedy spędzaliśmy nad Adriatykiem. Do plaży mieliśmy około 5 km, więc zamiast przesypiać, przepływaliśmy sjesty. Wieczorami mogliśmy brać udział w koncertach muzyki organowej oraz operowej, które odbywały się w świątyni lub na placu przed bazyliką. Dzięki życzliwości braci mogliśmy odbyć także pielgrzymki do najważniejszych miejsc, związanych z naszym zakonem. W pierwszej kolejności odwiedziliśmy Camerino, miasto, na obrzeżach którego znajduje się pierwszy no-
wicjacki klasztor kapucyński. Doświadczyliśmy jak górska aura i głęboka cisza odosobnienia niesamowicie sprzyja duchowi kontemplacji. Pielgrzymowaliśmy również do San Giovanni Rotondo, gdzie brat Zbigniew Nowakowski i brat Sergiusz Maciuszonak, aktualnie posługujący w tamtejszym sanktuarium, przybliżyli nam historię i duchowość naszego świętego współbrata – ojca Pio. W drodze powrotnej nawiedziliśmy Monte Sant’Angelo, miejsce objawień Świętego Michała Archanioła, Manopello, gdzie znajduje się tkanina ze Świętym Obliczem Jezusa, oraz Lanciano – sanktuarium upamiętniające cud eucharystyczny. W drodze powrotnej do Polski, trzy dni spędziliśmy w sercu zakonu – Asyżu i sercu Kościoła – Rzymie, aby przy grobie świętego Franciszka i bł. Jana Pawła II tym wielkim patronom powierzyć nasze powołanie i wszelkie intencje naszych bliskich. Można jeszcze wiele pisać o Loreto. Jednak słowa nie oddadzą tego, czego można doświadczyć będąc w tym szczególnym miejscu. Dlatego zachęcam do osobistego pielgrzymowania. br. Piotr Anusiewicz
Braciszkowie św. Franciszka
Z
iemskie mieszkanie Matki Zbawiciela zawsze było ważne dla uczniów Jezusa, którzy chcieli pogłębiać swą wiarę i umacniać miłość. Ucząc się od Maryi całkowitego zawierzenia Bogu, chrześcijanie starają się wchodzić w szczegóły Jej ziemskiego życia, by lepiej odkrywać istotę poświęcenia swej codzienności Bogu. Ewangeliści zbierając informacje z ziemskiego życia Jezusa, starali się w nich dostrzec orędzie Boga, który uczyjak najlepiej przeżyć ludzkie życie i otworzyć się na działanie łaski w człowieku. Do dziś zostało wiele śladów obecności Jezusa na ziemi, które Kościół skrzętnie chroni i pielęgnuje, traktując je jako swoistą piątą Ewangelię. Obok znanych miejsc w Ziemi Świętej, uświęconych obecnością Zbawiciela i Jego Matki, istnieje na ziemi wiele świadectw pierwotnej działalności Kościoła, które budzą wiarę przez odkrywanie niezwykłego rozwoju pierwszej
Braciszkowie św. Franciszka
wspólnoty. Apostołowie działając w skrajnie niesprzyjających warunkach, byli w stanie ewangelizować ludzi całkowicie zanurzonych w świecie pełnym sprzeczności i pędzących ku doznawaniu coraz to nowych wrażeń. Do dziś miejscem przechowującym niezwykłe świadectwo mocy Ewangelii pozostaje Turcja, gdzie znajduje się wiele miejsc uświęconych działaniem Apostołów i gdzie rozpoczynał swą działalność Kościół poza Palestyną. To w Turcji znajduje się Antiochia, gdzie po raz pierwszy nazwano uczniów Chrystusa chrześcijanami. W Azji Mniejszej umiejscowionych jest siedem Kościołów Apokalipsy, do których Jezus kieruje swe przesłanie zapisane przez świętego Jana. W tym kraju czczona jest pamięć Apostołów Jana i Filipa, których obecność została udokumentowana pismami i znajdują się ich odkryte i udostępnione zwiedzającym groby.
Na Wzgórzu Słowików
10
Szczególnym skarbem tej ziemi pozostaje jednak domek Matki Bożej, którego pozostałości są zachowane w Meryem Ana koło ruin starożytnego Efezu. Odkrycie tego miejsca i przywrócenie kultu katolickiego samo w sobie zasługuje na szczególną uwagę, nie mówiąc już o niezwykłym uroku tego sanktuarium, tak prostego i zarazem głęboko oddziałującego na wszystkich, którzy je nawiedzają. Prawdziwość tej starożytnej relikwii potwierdzają świadectwa z zakresu historii Kościoła, jak i okoliczności towarzyszące jej ponownego odnalezienia. Po śmierci Jezusa na krzyżu, zgodnie z twierdzeniem Ewangelii św. Jana (19,26-27), umiłowany Uczeń wziął Maryję do swego domu i troszczył się o Nią. Potwierdzone świadectwa obecności św. Jana Apostoła w Efezie czynią wielce prawdopodobnym przebywanie Matki Jezusa w tym miejscu. Na ten temat zachował się list biskupa Polykratesa do papieża Wiktora z roku 190, w którym biskup z Azji Mniejszej broni prawa swojego Kościoła do świętowania Paschy 14 dnia miesiąca, powoływaniem się na fakt śmierci św. Jana w Efezie1. Przypomnieniem obecności Matki Najświętszej w Anatolii jest tradycja Kościoła, wsparta pozostałościami kościoła Matki Bożej w ramach starożytnego miasta Efez i poświęceniem wielkiej bazyliki świętemu Janowi w dzisiejszym Seldżuku nieopodal ruin Efezu. Ich powstanie miało miejsce w czasach, gdy fundowano kościoły, którzy patroni byli związani z miejscem fundacji. Ponadto zorganizowanie w Efezie soboru powszechnego w 431 roku, uroczyście wyznającego prawdę wiary, że Maryja jest Theotokos, czyli Matką Boga, nawiązuje do tradycji o przebywaniu w tym św. Jana i Matki Bożej, wprost wyrażonej w liście soboru skierowanego do Kościoła w Konstantynopolu. W historii Kościoła spotykano głosy potwierdzające to przekonanie, choć nie dostarczano 1 Por. O. Granella. Meryem Ana. Visistors’ guide to the Meryem Ana sanctuary and the Christian history of Ephesus. Fidenza 2011 s. 32.
na to istotnych dowodów. Pamięć o miejscu uświęconym obecnością Maryi nieopodal na Wzgórzu Słowików trwała w pobliskiej wsi Sirince (dawniej nazywane Kirkindje), której greccy mieszkańcy do czasu ich przesiedlenia w 1922 każdego roku udawali się na pielgrzymkę do miejsca, które nazywali Panaghia-Capouli, czyli Brama Najświętszej. W roku 1892 zebrano wspomnienia mieszkańców tej miejscowości potwierdzone oświadczeniem mera Konstantinidisa2, w których zostały zawarte relacje o głębokim przekonaniu istnienia miejsca kultu Matki Bożej na zboczach góry Bulbul Dag, czyli Góry Słowików.
Z inspiracji mistyczki Szczególnym wydarzeniem na nowo odkrywającym Meryem Ana jako miejsce pielgrzymek, stała się ekspedycja księży misjonarzy św. Wincentego a Paulo z Izmiru, którzy w 1891 roku podjęli poszukiwania pozostałości domku Matki Bożej w pobliżu Efezu zainspirowani książką bł. Anny Katarzyny Emmerich (1774-18240 „Życie błogosławionej Dziewicy Maryi”. Ksiądz Eugene Pouline (1843-1928) pracujący w Izmirze był początkowo bardzo sceptycznie nastawiony do prywatnych wizji niemieckiej zakonnicy i wyśmiewał jej rzekome objawienia. Zainspirowany przez siostrę szarytkę Marię de Mandat-Grancey, przeczytał książkę Katarzyny Emmerich i przekonywał swoich współbraci do konieczności sprawdzenia zawartych tam opisów. Czterech mężczyzn na czele z bardzo sceptycznie nastawionym księdzem Henrykiem Jungiem, specjalistą z teologii biblijnej, dnia 29 lipca 1891 roku udało się na wyprawę na Wzgórze Słowików w pobliżu ruin Efezu w celu poszukiwania domku Matki Bożej. Zmęczeni wędrowcy dotarli na płaskowyż u zbocza góry i zobaczyli kobiety pracujące na poletku tytoniu. Kiedy zapytali je, czy nie mają wody, uzyskali odpowiedź, że obok klasztoru jest źródełko, gdzie można zaczerpnąć 2
Por. Dom Dziewicy Maryi. Izmir 2010 s. 25-28.
Braciszkowie św. Franciszka
wody. Usłyszawszy o klasztorze pobiegli jeszcze kilkaset metrów, by znaleźć wodę i potwierdzić informacje o istnieniu w tym miejscu chrześcijańskich ruin. Ku swemu ogromnemu zdumieniu odkryli pozostałości murowanych budowli, które wystawały z ziemi3. Szczegóły topografii opisanej przez bł. Katarzynę dokładnie zgadzały się z uformowaniem terenu, na którym znaleziono domek4. Niemiecka mistyczka przedstawiła to miejsce następująco: „Jest to bardzo ustronna, opuszczona kraina z wieloma żyznymi i uroczymi pagórkami, czystymi jaskiniami skalnymi między niewielkimi kawałkami piaszczystej powierzchni, dzika, lecz nie odludna, z wieloma rozsianymi drzewami o gładkim pniu i w kształcie piramidy, których dolna część daje szeroki cień. Kiedy Jan sprowadził tu Najświętszą Pannę, dla której dom kazał wcześniej zbudować, mieszkały już w tej okolicy liczne rodziny chrześcijańskie i święte kobiety. (…) Dom Maryi zrobiony był z kamienia. W niewielkiej odległości za nim skalista góra wznosiła się ku szczytowi, z którego ponad pagórkami i drzewami można zobaczyć Efez i morze z wyspami”5. Zdumieni podróżnicy nie chcieli uwierzyć własnym oczom, gdy przekonali się, że ze szczytu wzgórza można było dostrzec ruiny Efezu i zarazem rozpościerał się widok na malowniczo położone wyspy na Morzy Egejskim. Papieże u progów Na miejsce domku udawały się kolejne grupy poszukiwaczy, które odkrywały szczegóły potwierdzające wizje bł. Katarzyny. Komisja specjalistów powołana przez biskupa Izmiru Andrea Timoni dnia 1 grudnia 1892 ostatecznie uznała odkrycie za uzasadnione i pozwoliła na rozwijanie tam kultu katolickiego. Po nabyciu terenu przez siostrę de Mandat-Grancey rozpoczęto prace budowlane zmierzające do wybudowania Por. O. Granella. Meryem Ana. Visistors’ guide to the Meryem Ana sanctuary and the Christian history of Ephesus. Fidenza 2011 s. 17-19. 4 Por. A. K. Emmerich. Życie Maryi. Według objawień augustianki z Dülmen spisane przez Clemensa Brentano. Tłum. M. Rodkiewicz. Kraków 2008 s. 289. 5 Tamże s. 290. 3
Braciszkowie św. Franciszka
na miejscu ruin domku Matki Bożej kościółka i domu dla obsługujących go księży. Prowadzone prace wykopaliskowe pozwoliły stwierdzić, że na tym miejscu stała już wcześniej świątynia chrześcijańska i odkryć groby ukierunkowane w stronę kościółka6. Zastane przez odkrywców ruiny mogły pochodzić
z XIII wieku i zostały zbudowane na fundamentach w okresu wcześniejszego, sięgającego nawet I wieku. Ukształtowanie zachowanych murów wskazywało na pietyzm w zachowaniu pierwotnych fundamentów, traktowanych jako czcigodna relikwia. Po opublikowaniu przez lazarystów dokonanego w Efezie odkrycia, papież 6 Por. A. Prandi. Ricerche archeologiche a “Meryem Ana Evi” presso Efeso. W: De primordiis cultus Mariani. Acta congressus mariologici-mariani in Lusitania 1967. Rzym 1970 s. 34-42.
12
Leon XIII osobiście zapoznał się z dokumentacją i wyraził swoje poparcie dla twierdzenia o istnieniu domku Matki Bożej w Efezie. Dekretem z 18 kwietnia 1896 przeniósł na to miejsce odpusty dotychczas przywiązane do kościoła w Jerozolimie uważanego za miejsce grobu Matki Bożej. Papież św. Pius X publicznie wrażał swoją aprobatę dla przekonania o umiejscowieniu mieszkania Matki Bożej w Meryem Ana. Z kolei Pius XII zatwierdził istnienie sanktuarium i zezwolił na celebrowanie wotywnej mszy świętej o tajemnicy Wniebowzięcia Matki Najświętszej. Bł. Jan XXIII wydał dekret, w którym udzielił pielgrzymom nawiedzającym to miejsce specjalnych odpustów i ofiarował świecę dla sanktuarium7. Swoją pobożność maryjną i głębokie przekonanie o autentyczności domku Matki Bożej w Efezie wyraził Paweł VI podczas osobistej wizyty w tym miejscu 26 lipca 1967 roku. Pozostawiona świeca w specjalnym świeczniku do dziś jest świadectwem tej wiary papieża. Ze specjalną pielgrzymką przybył do Meryem Ana Evi bł. Jan Paweł II, który 30 listopada 1979 roku modlił się w tym miejscu i odprawił Mszę świętą dla miejscowej społeczności oraz pielgrzymów. We wnęce obok ołtarza jest wystawiony kielich z pateną ofiarowane przez Ojca Świętego. Papież Benedykt XVI odwiedził domek Matki Bożej 29 listopada 2006 roku i celebrował Mszę świętą na placu przy kościele. Pozostawił w darze różaniec prezentowany w gablocie w bocznej kaplicy. Papieże określali to miejsce kolebką chrześcijaństwa i zachęcali do pielgrzymowania, by uczyć się pokornej wiary Maryi. Tak jasna i wyraźna postawa Kościoła wobec odkryć dokonanych w pobliżu Efezu winna być zachętą do docenienia tej niezwykłej pamiątki historycznej przeszłości Kościoła, który wchodząc w społeczeństwo wrogie Ewangelii, zdołał jednak zaszczepić ziarno Dobrej Nowiny.
Por. G. B. Quatman. House of our Lady “Meryem Ana Evi”. The story of the Virgin Mary’s last years. Ohio 2007 s. 14. 7
Miejsce odwiedzane przez chrześcijan i muzułmanów Dom Matki Bożej w pobliżu Efezu obudowany jest świątynią z XIII wieku, która została ustawiona na miejscu starych fundamentów z I wieku. Świątynia przechodziła wiele zniszczeń powodowanych przez wojny, prześladowania religijne i trzęsienia ziemi nawiedzające te tereny. Obecny kształt budowli pochodzi z początku lat pięćdziesiątych dwudziestego wieku, gdy odbudowano to miejsce i udostępniono do zwiedzania i kultu. Kościół, zwany przez miejscowych klasztorem o trzech bramach, składa się z przedsionka, w którym umieszczono tablice pamiątkowe odkrywców tego miejsca oraz zakrystię. Tam też jest udostępniona dla zwiedzających część przedmiotów wotywnych stanowiących pamiątkę uzdrowień i innych łask doznanych w sanktuarium. Nawa główna obejmuje miejsce dziennego pobytu dawnych mieszańców domku. W małym prezbiterium we wnęce w ścianie stoi figura Matki Bożej znaleziona przez marynarzy w morzu. Statua Matki Bożej Niepokalanej nie ma rąk, które zostały zniszczone przed jej wyłowieniem i umieszczeniem w kaplicy. W czasie badań archeologicznych w miejscu prezbiterium odkryto płyty paleniskowe dawnego domu Maryi. Po prawej stronie prezbiterium znajduje się kaplica boczna zbudowana na najstarszych fundamentach budowli stanowiącej pokój sypialny Matki Bożej. Ozdobami kościółka są dwie ikony Maryi ora lampy wotywne. Sanktuarium Matki Bożej w Meryem Ana jest odwiedzane przez chrześcijan i muzułmanów, którzy czczą Maryję jako Matkę proroka Jezusa. Na temat Maryi znajduje się 24 wypowiedzi Koranu, których wypis znajduje się na zewnątrz kościoła przy wyjściu po prawej stronie. Obok znajdują miejsca, w których wierni zapalają świece wotywne. Schodząc poniżej pielgrzymi czerpią wodę ze źródła, które wypływa spod domku Maryi. Idąc nieco dalej napotyka się miejsce z umieszczonymi niezliczonymi kartkami zawie-
Braciszkowie św. Franciszka
rającymi prośby zanoszone do Matki Bożej przez ludzi nawiedzających sanktuarium. Szczególnie popularną intencją zanoszoną w tym miejscu jest prośba o otrzymanie daru potomstwa przez rodziny cierpiące na niepłodność. Największą uroczystością obchodzoną w Meryem Ana Evi jest Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny. Na ten dzień przybywają tu liczne grupy pielgrzymów i turystów. Centralne uroczystości obejmują poświęcenie chleba, oliwek i winogron oraz innych owoców, a po nich jest suma odpustowa odprawianą przez arcybiskupa Izmiru ks. Ruggero Francheschini OFMCap. Kolejnym elementem obchodów wniebowzięcia Matki Bożej, które jak podaje pobożna tradycja, miało miejsce właśnie w tym miejscu jest odmówienie różańca. Obecnie na terenie Turcji mieszka około 30 tysięcy katolików rozproszonych w różnych miejscach i pielęgnujących przywiązanie do swej wiary. Większość z ich jest tu już kolejnym pokoleniem mieszkańców tego kraju i modli się po turecku. Organizacja Kościoła rzymsko-katolickiego obejmuje jedną archidiecezję Izmiru i dwa wikariaty w Istambule Iskenderun. Po śmierci bpa Lugiego Padovese od dwóch lat nie jest obsadzona stolica biskupia Apostolskiego Wikariatu Anatolii obejmującego południe i wschód Turcji. Większość kapłanów stanowią misjonarze, którzy przybyli tu z różnych krajów. Kapucńskie misje Pierwsi dwaj Bracia Mniejsi Kapucyni przybyli do Azji Mniejszej w 1551 roku. Następna grupa misjonarzy dotarła do Stambułu, gdzie bracia oddali się głoszeniu Ewangelii. Wśród nich był św. Józef z Leonessy, który za odważne próby nawracania muzułmanów został schwytany i zawieszony na szubienicę za rękę i nogę. Po kilku dniach został uwolniony i odesłany do Włoch, gdzie długo jeszcze apostołował, głosząc płomienne kazania. Wielkim propagatorem misji kapucyńskich w Imperium Osmańskich był Józef Leclerc de Tremblay, który jako minister mający
Braciszkowie św. Franciszka
pełnomocnictwa króla Francji Ludwika XIII, uważany był za szarą eminencję na dworze kardynała Richelieu. O. Ludwik od 1626 roku spowodował wysłanie kapucyńskich misjonarzy z Francji w liczbie ponad stu braci poprzez Aleppo do różnych miast tureckich8. Zakładane misje mały na celu podtrzymywanie wiary zastanych tam chrześcijan i utrzymywanie miejsc kultu chrześcijańskiego. Niezwykłą postacią w historii kapucynów w Turcji jest o. Bazyli da Ponte dell’Oglio, który po siedmiu latach pracy misyjnej w Gruzji przybył w 1846 roku do Antiochii i po wielu wysiłkach nabył dom, w którym urządził kaplicę oraz szkołę dla dzieci. Odnowiona po kilkuset latach obecność katolickiego kapłana została przerwana męczeństwem o. Bazylego, które miało miejsce w 1851 roku. Kapucyni nie opuścili jednak tego miejsca i do dziś rozwija się tam katolicka wspólnota. Innym wybitnym misjonarzem Turcji jest ormiańskiego pochodzenia biskup Cyryl Jan Zohrabian (1881-1972), który był biskupem pomocniczym Cylicji i heroicznie znosił prześladowania wraz ze swoim narodem. Jego wspomnienia rzucają światło na męczeństwo chrześcijan w XX wieku i wskazują na metody ewangelizacji muzułmanów. Od 1985 działa, powołana przez ministra prowincjalnego kapucyńskiego prowincji Emilia Romagna o. Oriano Granella, organizacja pożytku publicznego o nazwie Eteria, która ma na celu podejmowanie inicjatyw zmierzających do popularyzowania miejsc świętych związanych z pierwotnym Kościołem w Turcji i organizowanie pielgrzymek i sympozjów umożliwiających poznawanie i wspieranie Kościoła istniejącego na tych ziemiach. Intencją fundacji, łączącej w sobie biuro podróży i stowarzyszeniem wspierania misji, jest zabezpieczenie miejsc w Azji Mniejszej uświęconych obecnością Matki Bożej, apostołów i świętych na wzór tego, czyni fran8 Por. P. Graselli. Presentazione. W: L. Padovese, O. Granella. Guida alla Turchia. I luoghi di san Paolo e delle origini cristiani. Fidenza 2008 s. 5.
13
14
ciszkańska kustodia w Ziemi Świętej w Palestynie. Pielgrzymki, obok odwiedzenia atrakcyjnych miejsc turystycznych, oferują program duchowej odnowy podążania śladami św. Pawła oraz przeżyć związanych z nawiedzeniem siedmiu Kościołów Apokalipsy, do których zostały skierowane słowa Pana Jezusa9. Kościoły te, choć w większości nie istnieją w już w swoim pierwotnym kształcie, to jednak do dzisiaj oddziaływują na wyobraźnię chrześcijan pozostałymi ruinami oraz troską współczesnych wyznawców Chrystusa, trwających na tych ziemiach, o słuchanie tego, co mówi Duch do Kościołów (por. Ap 2.7). Obecnie wspólnota kapucyńska w Turcji mieszkająca w sześciu klasztorach jest międzynarodowa i obok braci z Włoch obejmuje też braci z Francji, Indii i z Polski. Pierwszymi polskimi kapucynami rozpoczynającymi pracę misyjną w Turcji byli o. Zbigniew Nowakowski i o. Radomir Kryński. Po ich powrocie do Polski, na te ziemie udali się o. Maciej Sokołowski i o. Paweł Szymala, a później dołączyli do nich o. Bartosz Poznań9
Por. Padovese, Granella. Guida alla Turchia, s. 24-27.
ski i o. Jacek Nowacki. Od kilku lat we wspólnocie klasztornej przebywa ks. Waldemar Niwiński z diecezji drohiczyńskiej. Warunkiem owocnej pracy, oprócz ewangelicznej gorliwości, jest nauczenie się języka włoskiego, którym posługuje się tu wspólnota kapucyńska i języka tureckiego niezbędnego do pracy duszpasterskiej i funkcjonowania w tym kraju. Czterej bracia kapucyni z Polski pracują w placówkach w Maryem Ana Evi – sanktuarium domu Matki Bożej, Izmirze – starożytna Smyrna (dwie placówki: Bayrakli i Buca), Antakya – Antiochia nad Orontesem oraz w Mersin. Obok posługi w sanktuarium Domku Matki Bożej, bracia pracują na parafiach prowadząc wspólnoty złożone zarówno z ludzi od dawna trwających przy wierze katolickiej, jak i nowonawróconych, którzy pokonując wiele trudności, wyznają Chrystusa Zbawiciela. Utrzymanie miejsc chrześcijańskiego kultu oraz wspieranie chrześcijan na tych terenach nie jest łatwe i wymaga ogromnej wiary oraz poświęcenia. Potrzeba też wsparcia współwyznawców z całego świata, gdyż miejscowi wyznawcy Chrystusa nie są w stanie utrzymać świątyń. Ewangeliczne wspólnoty rozsiane po terytorium Turcji pielęgnują odwieczną tradycję chrześcijan na tej ziemi i dają świadectwo niezniszczalnego orędzia Ewangelii. Azja Mniejsza, będąca świadkiem niezwykle dynamicznego rozwoju chrześcijaństwa w pierwszych wiekach, jest miejscem szczególnego bogactwa przemijających cywilizacji, które miały na tych ziemiach swoje okresy świetności. Na tle niezliczonych ruin starożytnych budowli świadczących o przemijaniu tego co ludzkie, Dobra Nowina o Bogu, który wszedł w ludzką historię, ciągle trwa i wzywa do odnowienia mocy świadectwa całkowitego przylgnięcia do Chrystusa. Źródło: http://gosc.pl/doc/1229727.Dom-Matki-Bozej-w-Meryem-Ana
br. Andrzej Derdziuk
Braciszkowie św. Franciszka
O świętym, który w młodości wyparł się Boga, a przed śmiercią został posądzony o herezje
15
G
dy w postulacie prześcigałem się ze swoimi braćmi w gorliwości zakonnej i mistycyzmie, on wydawał mi się za „zwykły”. Nie bilokował jak o. Pio, nie lewitował jak św. Józef z Kupertynu, bez żadnych nadzwyczajnych zdolności i darów. Zachłyśnięty Bożym działaniem w moim życiu, które odkryłem w postulacie, widziałem „COŚ” wartego zwrócenia uwagi jedynie w czymś wielkim, najlepiej gdyby to były jak najbardziej spektakularne dary i charyzmaty. Pewnego dnia przyszedł czas na zmianę mojego myślenia – Pan zaczął przemieniać moje serce, bym przestał się naśmiewać z Jego świętych. Okazało się, że „COŚ” może być jedynie wielkie, gdy w rzeczywistości jest małe i pokorne. Taki właśnie był ojciec Honorat Koźmiński – mąż Boży, nasz brat. Moja „przygoda” z Honoratem rozpoczęła się w postulacie, gdy z mojej strony był jedynie przedmiotem siarczystych żartów. W starszym, grubawym zakonniku nie widziałem „swoich”
Braciszkowie św. Franciszka
znaków, przy pomocy których rozpoznawałem świętość. Nie mieścił się w moim kryterium. Proces przestawiania mojego myślenia rozpoczął się na Pieszej Pielgrzymce Honorackiej w 2011 roku, od wykładu s. Julii – obliczanki (zwiastunki) na temat błogosławionego kapucyna, błogosławionego, który niegdyś wyparł się Boga (!). Podczas pięciodniowego pielgrzymowania szlakiem, który niegdyś on sam, przed prawie 120 laty, przemierzył poznawałem jego historię życia i „niezwykłą” zwykłą drogę do świętości. Jakby tego było mało, jak na złość, w nowicjacie miałem stać się „ekspertem” od Honorata – pomocnikiem Kustosza Sanktuarium błogosławionego Kapucyna w Nowym Mieście. Przeczytane książki o nim, serie wykładów z br. Grzegorzem Filipiukiem przybliżyły mi jego życie, pozwoliły odkryć fenomen jego świętości, którym niegdyś gardziłem – wierność i wytrwałość w tej szarej, zwykłej codzienności. Musiało to kiedyś nastą-
16
pić… Już w postulacie szybko przekonałem się, że życie duchowe nie polega na nieustannych pociechach duchowych, darach mistycznych czy zwyczajnych łaskach. Co mnie w nim zachwyciło? Mimo, iż Honorat żył w innej epoce, innych czasach i realiach, wydaje mi się „ponadczasowy”. Aktualny także dziś. W pewnym momencie życia wyparł się Boga, a mimo to później został świętym. Kiedy patrzę na swoich bliskich, którzy żyją swoim życiem bez Pana, widzę, że nie wszystko jest jeszcze stracone. Tym bardziej, patrząc na swoje życie, widzę, że nie jestem skreślony w oczach Boga, mimo, iż niegdyś jak Honorat wyparłem się Chrystusa. Ponadto urzekła mnie jego „szara”, zwykła – jak na pierwszy rzut oka świętość. Ta świętość, którą niegdyś gardziłem. Dziś kiedy parzę na siebie, widzę, że jest we mnie jakieś ludzkie pragnienie wielkich rzeczy, wielkich akcji, spektakularnych ewangelizacji, jednak łatwo w tej drodze zagubić wierność Bogu w codzienności. Mimo, iż każdy dzień ojca Honorata wyglądał prawie tak samo, bez perspektyw na lepsze jutro, on jako jeden z nielicznych nie zatracił wiary w rozwój Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów. Polska okupowana przez zaborców, rozpite społeczeństwo, pozamykane nowicjaty zakonów, kasaty klasztorów, nękanie licznymi rewizjami – to codzienność Honorata. Był nieustannie aktywny w murach klasztoru – w Warszawie, Zakroczymiu, Nowym Mieście – w konfesjonałach w tych miastach założył 26 zgromadzeń zakonnych, które większość z nich istnieje do dziś. Novum dla kościoła – zgromadzenia bezhabitowe1 – zaczęły orać społeczeństwo. Pozornie świeckie osoby, niosły Chrystusa tam, gdzie zakonnik lub zakonnica nigdy nie weszli. Zgromadzenia bezhabitowe były posłane do całego społeczeństwa, do ludności miejskiej, wiejskiej, trudnej młodzieży, pracowników fabryk – to fenomen Koźmińskie1 Wśród 26 założonych zgromadzeń – 25 są to zgromadzenia bezhabitowe, 1 habitowe.
go. Sam uważał się za najlichsze narzędzie, jakim posłużył się Chrystus, by owe zgromadzenia zaistniały w Kościele. Błogosławionego nie ominęła droga cierniowa, w pielgrzymowaniu do bram Królestwa. Ostatnie lata życia to czas wzgardy i zapomnienia. Podstępnie został wciągnięty w ideologię ruchu mariawickiego, przez co w 1907 roku całkowicie został odsunięty od zarządzania założonymi zgromadzeniami. Ponadto biskupi w Polsce „zreformowali” strukturę zgromadzeń bezhabitowych (tzw. kręgi). To był bolesny cios dla ojca Honorata, który przyjął go w posłuszeństwie. Ten ostatni etap życia, do śmierci w 1916 roku, wydaje się być największym świadectwem jego świętości. Pragnął być po prostu we wszystkim oddany Chrystusowi przez swoich przełożonych, przez biskupów, przez Kościół. Starał się pełnić jedynie Jego wolę, nie pragnąc rozgłosu swojego imienia. Odsyłam do wielu książek, które opisują postać błogosławionego Kapucyna z Białej. Zapraszam do Sanktuarium Honorata Koźmińskiego w Nowym Mieście nad Pilicą, a przekonacie się, że to co na pozór jest zwykłe, szybko może przemienić się w coś fascynującego, niezwykłego. Na koniec zastanawiam się ile straciłem przechodząc wielokrotnie obojętnie przed tymi wszystkimi, jak mi się wydawało, „normalnymi” świętymi. A przecież: „Bóg wybrał właśnie to, co głupie w oczach świata, aby zawstydzić mędrców, wybrał to, co niemocne, aby mocnych poniżyć; i to, co nie jest szlachetnie urodzone według świata i wzgardzone, i to, co nie jest, wyróżnił Bóg, by to co jest, unicestwić, tak by się żadne stworzenie nie chełpiło wobec Boga.” 1 Kor 1, 27 – 29 „Nadrabiaj pokorą, czego ci braknie w doskonałości” - bł. Honorat Koźmiński
Br. Michał Maria Machul
Braciszkowie św. Franciszka
G
orące słońce, cudowne widoki, świetne towarzystwo. Ujmujące konferencje, skoczne piosenki, przepiękne adoracje. Kanapki z pasztetem, dziesiątki przemaszerowanych kilometrów i setki pustych butelek po wodzie mineralnej. Tak! To właśnie Piesza Pielgrzymka Honoracka! W tym roku nasze wędrowanie rozpoczęliśmy wraz z początkiem lipca. Osoby, które dzień wcześniej przyjechały do Zakroczymia mogły bez niepotrzebnego stania w kolejkach kupić pielgrzymkową koszulkę. Po uzupełnieniu wyprawki pielgrzyma (informator + koszulka) za pierwszy kurs obraliśmy szkołę w Zakroczymiu, gdzie mogliśmy spokojnie się rozpakować i napełnić nasze brzuchy. W Centrum Duchowości Honoratianum zapoznaliśmy się z życiorysem błogosławionego Honorata. To właśnie on ma prowadzić nas przez te kilka dni do odkrywania Bożych tajemnic. Motywem przewodnim tegorocznej pielgrzymki była przypowieść o synu marnotraw-
W tej malowniczej miejscowości strudzonym pielgrzymom cudownie objawiły się pierwsze bąble i odciski. Warto dodać, że nawet wiecznie żółta kampinoska woda nikogo nie zniechęciła do zażycia choć odrobiny kąpieli. I całe szczęście, bo blisko setka ludzi po całym dniu maszerowania w pełnym słońcu wcale nie musi pachnieć fiołkami. Po krótkim uwielbieniu w tamtejszym kościele wieczór należał do wszystkich kochających piłkarskie emocje. Bo przecież kto powiedział, że na pielgrzymkę nie można zabrać telewizora? O niezbędne sprzęty RTV zadbali nasi brązowi bracia kapucyni, za co im serdecznie dziękujemy. Wszyscy pielgrzymkowi kibice z zapartym tchem oglądali finał Euro 2012. Dzień drugi - „syn marnotrawi swoje dziedzictwo”. Trzeba przyznać, że nie jest to łatwy temat. Szczególnie, jeśli rozważamy go pod kątem naszej własnej osoby. Swoimi refleksjami dzieliliśmy się w małych grupach, do których trafiliśmy przez wylosowanie „swojego szczęśliwego numerka”.
Śladami bł. Honorata Exodus 2012
nym. Pierwszy dzień ruszył pod hasłem „Ojciec, który daje życie”. Mimo „piekielnego” upału, wszyscy dzielnie kroczyli wyznaczanym szlakiem przez przewodnika - br. Szymona Janowskiego, który nieustannie przypominał o nawadnianiu organizmu i noszeniu nakrycia głowy. Takim oto sposobem tabun czapek, kapeluszy i chustek dotarł do miejsca pierwszego noclegu - Górek Kampinoskich.
Braciszkowie św. Franciszka
17
18
Dużo łatwiej było nam rozważać Słowo Boże po zjedzeniu pysznego bigosu, który jak co roku przygotowali nam bracia z Niepokalanowa. Po Eucharystii zasiedliśmy do obiadu. Wszyscy pielgrzymi wzięli sobie do serca temat dnia, gdyż w przeciwieństwie do przypowieściowego syna marnotrawiącego swoje dziedzictwo, żaden pielgrzym nie zmarnował swojej porcji obiadowej. Posileni bigosem a przede wszystkich Chlebem Eucharystycznym ruszyliśmy do kolejnego celu - Baranowa. Bardziej doświadczone osoby, które bywały już na Honorackiej wiedziały, czego mogą się spodziewać po mieszkańcach tej miejscowości. Ich niesamowita gościnność nie była dla nich zaskoczeniem. W Baranowie nigdy nie jesteśmy skazani na pasztet, mielonki i kąpiel w misce. Życzliwość tamtejszych ludzi nie zna granic. Nie wypuszczą ze swojej miejscowości żadnego pielgrzyma, który by się u nich nie posilił i nie wykąpał. Następnego dnia po porannej Eucharystii i śniadaniu znów czekało nas kilkugodzinne maszerowanie. Trzeci dzień z reguły jest najbardziej wymagający i tym razem nie było wyjątku. Dłuższa trasa i upał dawały się we znaki, a br. Krzysztof co chwila dowoził kolejne zgrzewki wody, które cała pielgrzymka pochłaniała niczym smok wawelski. Pan Bóg spojrzał jednak łaskawym okiem na swój wędrujący lud i zesłał deszcz, który pod koniec dnia przerodził się w wielką ulewę. Zmoknięci, zmęczeni, ale mimo wszystko radośni dotarliśmy do szkoły w Osuchowie. Każdy marzył o szybkiej kąpieli i odpoczynku. Jednak Osuchów przygotował dla nas niespodziankę brak wody i brak prądu! Któż by nie był rozgoryczony i z lekka poirytowany? Ale nic pielgrzymom Honorata nie straszne. Są to ludzie z wyobraźnią więc skorzystali daru Bożego, jakim była deszczówka. Jak się okazało świetnie nadaje się do mycia twarzy, nóg a nawet naczyń (oczywiście w odpowiedniej kolejności). Dla chcącego nic trudnego! Wieczorem Apel Jasnogórski, wspólne śpiewy, a potem upragniony, błogi sen…
Czwarty dzień pielgrzymki należał do „Ojca, który czeka i okazuje miłosierdzie”. I Pan Bóg faktycznie je okazał, bo tego dnia pogoda bardzo nam sprzyjała. Raz świeciło słońce, drugi raz orzeźwiał nas delikatny deszczyk, który sprawiał, że szło się łatwiej. W przeciwieństwie do dnia poprzedniego droga się tak nie dłużyła i czas mijał szybciej. W oka mgnieniu dotarliśmy na postój obiadowy. Mimo, że pomidorowa w Wilkowie nie była „zupą błyskawiczną” rozeszła się właśnie w takim tempie. Ale nie myślcie sobie, że dni spędzaliśmy na samym wędrowaniu i jedzeniu. Nie. Dzień pielgrzyma to przede wszystkim modlitwa. Intencje, które nosiliśmy w swoich sercach powierzaliśmy Matce Bożej podczas codziennego różańca, godzinek czy Eucharystii. Wielbiliśmy Boga tańcem i śpiewem. W takiej też atmosferze dotarliśmy do miejsca kolejnego noclegu. Wieczór w Szczukach zapowiadał się bardzo obiecująco. Rozpoczęła go niesamowita adoracja, podczas której każdy mógł otrzymać osobiste błogosławieństwo Najświętszym Sakramentem. Było to dużym przeżyciem dla każdego z nas. Wspominając o tym nie można pominąć naszej pielgrzymkowej scholi, która sprawiała, że podczas nabożeństw mieliśmy ciarki na całym ciele. Należą im się ogromne
Braciszkowie św. Franciszka
brawa nie tylko za trud, jaki włożyli we wszystkie przygotowania, ale także za piorunujące efekty ich pracy. Po wieczornych modlitwach soczyste czereśnie, kiełbasa z ogniska, wspólny taniec belgijski i brak wyznaczonej godziny ciszy nocnej - tego właśnie nam było trzeba. Ostatniego dnia pielgrzymki, wedle panującej tradycji, wszyscy założyli swoje honorackie koszulki. O świcie ruszyliśmy na podbój Nowego Miasta. Przy akompaniamencie gitarowych dźwięków maszerowaliśmy wśród sadowniczych krajobrazów. Nasz kochany przewodnik surowo zakazał buszowania w tamtejszych sadach i podjadania owoców z pól. Nie było łatwo, bo na widok ogromnych, dojrzałych w słońcu czerwonych truskawek ciekła nam ślinka. Mimo to, nikt nie sięgnął po „zakazane owoce”. I opłacało się! Z czystym sumieniem mogliśmy przyjmować kobiałki pełne soczystych rarytasków, które dostawaliśmy od ludzi pracujących przy zbiorach. Pięknie pasował do tych sytuacji motyw przewodni dnia, brzmiący: „ojciec, który kocha”. W rozważaniach kolejnych fragmentów przypowieści o synu marnotrawnym pomagała nam jak zawsze postać Honorata. Każdego dnia poznawaliśmy nowe fakty z życia błogosławionego. Słońce grzało bezlitośnie
Braciszkowie św. Franciszka
a i droga na ostatnich odcinkach była bardzo ruchliwa. Musieliśmy zachować szczególną ostrożność zarówno w przypadku warunków pogodowych, jak i drogowych. Na szczęście pełni energii i entuzjazmu, a co najważniejsze bezpieczni, przekroczyliśmy próg nowomiejskiego sanktuarium. Wielka radość! Po porządnej kąpieli i obiedzie jak jeden mąż stawiliśmy się na Mszy Świętej. W Nowym Mieście obecność Honorata odczuwa się bardziej, niż gdziekolwiek indziej. Są tam jego relikwie, pomnik i muzeum pełne pamiątek po błogosławionym. Jednak przede wszystkim panuje tam honoracki duch. Zakończeniem pielgrzymki był wspólny grill w kapucyńskim ogrodzie. Bardzo dziękujemy wszystkim braciom z Nowego Miasta za tak ciepłe przyjęcie! Piesza Pielgrzymka Honoracka to świetny sposób na spędzenie wakacyjnego czasu. Jest niesamowitą i niepowtarzalną przygodą. Osoby, które wybrały się na nią więcej niż jeden raz stale powtarzają, że każda z nich ma swój unikalny charakter i urok. To okazja nie tylko do poznania innych ludzi ale i samego siebie. Może wyruszysz z nami w przyszłym roku?
Karolina Niedzielska
19
Wyprowadzeni na pustynię, aby pozwolić prowadzić się Panu…
O
kres próby życia zakonnego, czyli nowicjat, jest to czas, w którym nowicjusz przez 12 miesięcy głębiej poznaje sposób życia zakonnego. Jako, że jestem bratem, który złożył kilka tygodni temu pierwsze śluby zakonne, postaram się trochę przybliżyć zainteresowanym naszym sposobem życia jak wygląda ten „święty czas” i podzielić się moim doświadczeniem tych 12 miesięcy. Nowicjat w Zakonie Braci Mniejszych Kapucynów zaczyna się co roku siódmego września w Nowym Mieście nad Pilicą. Rozpoczyna go skromna, ale jakże doniosła ceremonia obłóczyn czyli przyjęcia habitu z kapturem, który jest znakiem krzyża oraz kaparonu, który odróżnia nowicjusza od pozostałych braci. Gdy emocje związane z chwilą założenia stroju zakonnego opadną bracia nowicjusze powoli są wprowadzani przez brata magistra oraz jego socjusza w obowiązki jakie czekają na braci w najbliższych dniach, ty-
godniach i miesiącach. Czeka na nich m.in. praca w bardzo ładnym ogrodzie, który służy braciom do odpoczynku jak również do modlitwy osobistej. Poza pracą w ogrodzie i na świeżym powietrzu nowicjusze mogą się wykazać w różnego rodzaju pracach wewnątrz klasztoru, który jest domem braci. Pracami tymi są przeważnie zmywanie naczyń po posiłkach, sprzątanie, obieranie warzyw do obiadu oraz wiele innych prac w zależności od potrzeb. Warto podkreślić, że wszystkie te prace bardzo służą formacji. Poza tym każdy ma okazję by co kilka tygodni wykazać się na kuchni gotując obiad dla wspólnoty. Obowiązki i zajęcia fizyczne to nie wszystko czym zajmują się nowicjusze. Nowicjat to również czas rozwoju ogólnoludzkiego i duchowego. Dla mnie był to czas odzyskania kontaktu z samym sobą, poznania siebie kim ja tak naprawdę jestem i kim mam być? Pewne zranienia z dzieciństwa i młodości sprawiają, że często
Braciszkowie św. Franciszka
uciekamy od swojego wnętrza, od nas samych, odcinamy się od siebie, tak było i w moim przypadku. Żeby powrócić do siebie trzeba pozwolić Panu wyprowadzić się na pustynię, zaufać Mu i pozwolić działać w sercu. Dla każdego Bóg ma jedyną w swoim rodzaju pustynię, na której chce mówić do jego serca. Moją pustynią był czas nowicjatu. Na pustyni z Izraelitami szedł Mojżesz sługa Pana, bez którego pomocy by się szybko pogubili, był ich przewodnikiem. Ktoś taki jest potrzebny każdemu by poznać wolę Pana. Moim przewodnikiem którego Pan postawił na mojej drodze rozeznania powołania, Mojżeszem którego starałem się słuchać i postępować według jego zaleceń był brat magister nowicjatu. Człowiek w swoim sercu niczym Egipcjanie uciskający Izraelitów kłania się różnym bożkom i często nawet sam nie jest tego świadomy. Pustynia jest miejscem, gdzie Bóg oczyszcza z tych bożków. W nowicjacie Pan dał mi poznać komu tak naprawdę się kłaniam… Można ubóstwić nawet własne zranienia, które stają na pierwszym miejscu zamiast Boga, który pragnie wejść na ich miejsce i odmienić życie człowieka. Pan uzdrawia tych, którzy Go proszą. Wspomniałem wyżej, że nowicjat to czas rozwoju duchowego i ogólnoludzkiego. Rozwojowi temu służą codzienna Eucharystia, modlitwa myślna rano i wieczorem, jak również Liturgia Godzin odmawiana z całą wspólnotą klasztoru. Poza modlitwami wspólnotowymi bracia mają czas na modlitwę osobistą, której nie może zabraknąć w życiu zakonnika. Na nowicjuszy czeka również seria wykładów z zakresu Liturgiki, duchowości Zakonu, historii Zakonu, Teologii Życia Konsekrowanego, Prawa Zakonnego oraz co jest bardzo ważne z Reguły Franciszkańskiej i Konstytucji Kapucyńskich. Prowadzone są również zajęcia ze śpiewu. Formacji braci służy również Kapituła czyli cotygodniowe wspólne spotkanie i rozmowa na temat, który jest wcześniej przygotowywany przez Magistra. Bardzo wielką rolę w formacji i rozeznawaniu powołania odgry-
Braciszkowie św. Franciszka
wa Słowo Boże. Dlatego też, nowicjusze, oprócz codziennego porannego rozważania Ewangelii, raz w tygodniu wspólnie dzielą się tym co Pan do nich mówi. Wiadomo, że człowiek jest słaby dlatego potrzebuje odpoczynku w związku z tym bracia raz w tygodniu wychodzą na przechadzkę, mogą też pojeździć na rowerze, grać w tenisa stołowego lub ćwiczyć na siłowni. To wszystko ma służyć temu aby kandydat na zakonnika rozeznał czy to jest jego droga życia do której został powołany przez Boga. Nowicjat, po upływie 12 miesięcy, kończy się ósmego września uroczystością złożenia pierwszej profesji zakonnej, która jest wejściem na drogę rad ewangelicznych. Od tego momentu nowicjusz staje się Zakonnikiem – Bratem Mniejszym Kapucynem.
Br. Karol Palus
Zbierając myśli przed czekającą podróżą… II nowicjat w Rywałdzie Królewskim
S
łyszałem kiedyś, że nasi wschodni sąsiedzi mają ciekawy zwyczaj. Przed podróżą, zanim wezmą tobołki i wyruszą w drogę, siadają w fotelach i na chwilę oddają się zadumie, jakby zbierając myśli przed czekającą ich podróżą. W formacji początkowej w naszym Zakonie podobną funkcję pełni drugi nowicjat, który w tym roku miałem dane przeżyć w naszym klasztorze w Rywałdzie Królewskim.
Czym jest?
22
II nowicjat jest z założenia czasem, w którym bracia mają poprzez modlitwę i refleksję lepiej przygotować się do decyzji o złożeniu ślubów wieczystych, przez które zobowiążą się do życia w posłuszeństwie, bez własności i w czystości, oraz na stałe zwiążą się z kapucyńską wspólnotą braci. Taka decyzja, mająca konsekwencje na całe życie i porównywalna z wstąpieniem w węzeł małżeński czy przyjęciem sakramentu święceń, z pewnością nie może być pochopną i nieprzemyślaną. Wymaga ona poznania siebie, rozważenia swoich motywacji i predyspozycji, a nade wszystko intensywnego wsłuchiwania się w głos Bożego powołania, które w ostatecznym rozrachunku jest jedynym kryterium podjęcia takiej decyzji. Słuchanie Boga wymaga czasu. Myliłby się jednak ten, kto sądzi, że II nowicjat służy przede wszystkim podjęciu takiej decyzji. Owe niecałe dwa miesiące, które trwa, to zdecydowanie zbyt mało. Decyzja o złożeniu ślubów dojrzewa w bracie przez cały okres formacji początkowej. Brat przyjeżdżający na II nowicjat ma już za sobą postulat, nowicjat i kilka lat życia w braterskiej wspólnocie na ślubach czasowych. Jeżeli przyjeżdża, to znaczy, że jest już w znacznej mierze zdecydowany. Odwołując się do metafory podróży, jest już spakowany i gotowy. Siada tylko na chwilę, aby tej ważnej decyzji
nie podjąć „z marszu”. II nowicjat ma pomóc na nowo odkryć swoją głęboką motywację do bycia bratem. Innymi słowy, ma pozwolić na nowo odkryć swoją relację z Chrystusem, która jest istotą powołania chrześcijańskiego i zakonnego.
ROK WIARY Z KAPUCYNAMI Rekolekcje powołaniowe
2013
Gdzie jest? Warto kilka słów poświęcić miejscu, gdzie odbywaliśmy II nowicjat, gdyż jest ono wyjątkowe. Sanktuarium w Rywałdzie Królewskim to nie tylko najpiękniejszy kościół w naszej prowincji, ale także miejsce otoczone szczególną opieką Matki Bożej i Sługi Bożego Stefana Kardynała Wyszyńskiego. Kult Matki Bożej Rywałdzkiej ma blisko 700 letnią tradycję, zapoczątkowaną wyrzeźbieniem cudami słynącej figury przez jednego z krzyżackich rycerzy. Od XVIII wieku opiekunami sanktuarium są bracia kapucyni. Matka Boża Rywałdzka od pokoleń cieszy się szczególną czcią Romów, stąd zwana jest często Matką Boża „Cygańską”. W latach 50 ubiegłego wieku do bogatych dziejów Rywałdu historia dopisała kolejny rozdział. Stał się on na kilkanaście dni miejscem przetrzymywania przez władze komunistyczne Prymasa Polski, kardynała Wyszyńskiego. Do dziś zachowała się cela, w której przeżywał początek swojego 3 letniego uwięzienia w różnych miejscach kraju. Mają więc bracia odbywający drugi nowicjat solidną pomoc w niebie – Maryję, która sama wybrała Rywałd na swoje sanktuarium, oraz Sługę Bożego Stefana Wyszyńskiego, który mimo iż był gościem przymusowym, zachował Rywałd w serdecznej pamięci.
cdn...
Dni skupienia
21-25.01 - Łomża
2012
28.01-01.02 - Nowe Miasto
02-04.11 - Warszawa
13-17.02 - Lublin-Poczekajka
30.11-02.12 - Serpelice
08-12.07 - Rywałd Królewski
2013
15-19.07 - Spływ kajakowy
15-17.03 - Olsztyn
16-20.08 - Murzasichle
12-14.04 - Warszawa
Rekolekcje studenckie
10-12.05 - Gorzów Wielkopolski
01-05.05
14-16.06 - Zakroczym
29.08-02.09
27-29.09 - Lubartów
Pielgrzymki
11-13.10 - Łomża
29.06-04.07 - Honoracka
08-10.11 - Serpelice
31.07-12.08 - Gorzowska
06-08.12 - Nowe Miasto
01-14.08 - Podlaska
Golgota Młodych
03-14.08 - Lubelska
21-25.08
06-15.08 - Warszawska
br. Tomasz Mantyk
Braciszkowie św. Franciszka
Braciszkowie św. Franciszka
Kwartalnik dla kandydatów do kapucyńskiej wspólnoty zakonnej i osób zainteresowanych postacią św. Franciszka. Redakcja: br. Piotr Krawczyk; Nakład: 1000 egzemplarzy. Zainteresowanych regularnym otrzymywaniem biuletynu prosimy o przesłanie swojego adresu do redakcji. Koszt prenumeraty to dobrowolna ofiara, którą można wpłacić na konto z dopiskiem „Braciszki”: Bank Polska Kasa Opieki S.A. XI o/Warszawa Konto: 11 1240 1138 1111 0000 0209 3206 Duszpasterstwo Powołań Braci Mniejszych Kapucynów ul. Kapucyńska 4; 00-245 Warszawa tel. 22 831 31 09; kom.:797 907 131 e-mail: kapucyni.pow@gmail.com; www.powolanie-kapucyni.pl Braciszkowie św. Franciszka