Braciszkowie świętego Franciszka #135

Page 1

Braciszkowie Świętego Franciszka Rok XXIII, nr 135 / KWIECIEŃ 2014


Spis treści 3 Słowo wstępne 4 Franciszek – wzór mężczyzny br. Tomasz Mantyk

12 Kapucyni w Mogilnie, czyli o tym, jak benedyktyni po raz drugi oddali swój kościół franciszkanom… Karolina Pajzderska, br. Szymon Janowski

15 Troskliwy Obrońco Chrystusa – módl się za nami br. Grzegorz Brzeziński

17 św. Józefw w Łomzy o. Jan Fibak

18 Reguła braci mniejszych Rozdział VIII br. Janusz Kaśmierczak

W

ielki Post każdego roku jest szczególnym czasem przygotowania do Świąt Paschalnych. Tym razem mamy także szczególną w tym pomoc. Co niedzielę słuchamy fragmentów Ewangelii, które mają pomóc katechumenom – dorosłym, przygotowującym się do chrztu – w poznaniu prawdy o nich samych oraz prawdę o Bogu, który działa w ich życiu i kocha ich jako grzeszników. Jednak dla nas, osób już ochrzczonych, jest to także niesamowita pomoc w ciągłym pogłębianiu tych prawd. Chrystus jest Tym, który objawia Ojca, otwiera oczy na Jego działanie w ludzkim życiu i jednocześnie jest prawdziwym zmartwychwstaniem i życiem. W Wielkim Poście przeżywamy także uroczystości Zwiastowania Pańskiego oraz św. Józefa. Osoba Maryi i jej oblubieńca bardzo mocno wskazują na Chrystusa, który jest centrum historii zbawienia całego świata. W tym numerze „Braciszków” sporo miejsca poświęciliśmy szczególnie św. Józefowi. Dzięki jego posłuszeństwu Bóg dokonywał wielkich dzieł. Jest to wielki patron Kościoła, a jego wstawiennictwa wzywają także bracia kapucyni. Nie zabrakło również rozważań o św. Franciszku oraz o regule, którą napisał dla braci. Na pierwszej stronie naszego kwartalnika umieszczona została piękna ikona Chrystusa zmartwychwstałego, przed którą można modlić się w kaplicy sióstr służek w Mariówce. Ostatnia strona to zdjęcie braci, które przypomina o uczniach biegnących do grobu, aby przekonać się o zmartwychwstaniu. Wszystkim czytelnikom „Braciszków św. Franciszka” życzymy, aby ten czas Świąt Wielkanocnych był dla nas zapatrzeniem się w Chrystusa zwyciężającego śmierć i wszelką ludzką słabość. Niech to będzie także czas szczególnej mobilizacji i wysiłku, aby jak najszybciej „dotknąć” Zmartwychwstałego.

20 Wy się nie bójcie

br. Piotr Krawczyk br. Grzegorz Brzeziński

br. Paweł Działa

Braciszkowie św. Franciszka


Franciszek – wzór mężczyzny

P

4

rzypominam sobie pewną reklamę telewizyjną. Mężczyzna w sile wieku goli się przed lustrem. Obok niego stoi mały chłopczyk, jego syn, który naśladując tatę, nakłada sobie na policzki pianę z mydła i „goli się” przy pomocy palca wskazującego. Nie pamiętam co właściwie reklamowano – świat wszelkich golideł jest mi dość obcy – ale zapamiętałem ten obrazek jako doskonałą ilustrację tego, w jaki sposób stajemy się mężczyznami. Przez naśladowanie. Męskości uczymy się od naszego ojca i innych starszych mężczyzn, którzy są dla nas autorytetami. Jako franciszkanin zacząłem stawiać sobie pytanie: czego, jako mężczyzna, mogę nauczyć się od tego, którego bracia nazywają „naszym ojcem”, od Św. Franciszka? Czy może on być wzorem w przeżywaniu mojej męskości, w poszukiwaniu modnej ostatnimi czasy „duchowości mężczyzny”? Postaram się przedstawić poniżej moje luźne rozważania na ten temat. Rozważania, które nie roszczą sobie pretensji do bycia całościowym czy naukowym obrazem, a jedynie pewną refleksją inspirowaną osobą naszego Założyciela1. W moich rozważaniach posłużę się schematem, który zaproponował protestancki pastor Robert Hicks, a następnie w swojej książce „Tajemnice męskiej duszy” rozwinął amerykański kapucyn, Martin Pable. Schemat ten opiera się na sześciu hebrajskich terminach, których Biblia używa dla określenia mężczyzny. Hicks tłumaczy je dość swobodnie, przypisując każdy do jednego z aspektów męskości. Razem składają się na, jak nazywa to Hicks, „podróż mężczyzny”. Podróż, która czeka każdego z nas. Warto więc wziąć za przewodnika 1 Bardzo dziękuję organizatorom i uczestnikom Letniej Szkoły Rycerskiej za inspirację do spisania tych refleksji.

kogoś, kto drogę tę pokonał w sposób wyjątkowy: świętego Franciszka. Pierwsze słowo, którego Biblia używa na określenie mężczyzny to `adam. Hicks tłumaczy je „stworzony”. Najważniejsza prawda zawarta w tym określeniu to ta, że mężczyzna nie jest Bogiem! Mężczyzna – `adam – nie stworzył siebie sam, nie jest panem tego co go otacza, ani nawet swojego własnego życia. Jest stworzony, to znaczy ograniczony, niedoskonały. Z drugiej strony, ponieważ jest stworzony na obraz i podobieństwo Boże (Rdz 1,26) w jego sercu jest pragnienie doskonałości, nieskończoności, czegoś co ma wartość absolutną. Teologowie mówią o tym, że człowiek jest capax dei, to znaczy, otwarty na Boga, „wychylony ku Bogu” (oczywiście dotyczy to jednakowo obojga płci). W życiu mężczyzny przejawia się to tym, iż jest on ciągłym stawaniem się, nieustannym projektem. Z jednej strony doświadcza swojej małości i słabości, z drugiej próbuje wciąż dowieść swej wartości realizując jakieś cele, czy osiągając jakieś sukcesy. Dla jednych jest to wykształcenie, dla innych pozycja majątkowa czy sukces sportowy. W życiu młodego Franciszka formą samorealizacji, największą ambicją, był awans społeczny. Franciszek urodził się w średniej wielkości miasteczku w środkowych Włoszech, w Asyżu. Jego ojciec był kupcem i zaliczał się do najbogatszych obywateli miasta, jednak nie miał tytułu szlacheckiego. Tym samym, pomimo znacznego majątku należał to tak zwanych minores, to jest ludzi niższego stanu. On sam, a za jego przykładem także Franciszek, odczuwali to jako upokorzenie, jako brak. Stąd też największym marzeniem przyszłego świętego było otrzymać szlachectwo, stać się jednym z maiores.

Braciszkowie św. Franciszka

Podobne pragnienie czegoś wielkiego tli się w prawie każdym młodym, męskim sercu. Wyraża to właśnie tę prawdę, iż mężczyzna jest „bytem skończonym”, stworzeniem, a jednocześnie otwartym na nieskończoność. Ta przepaść jest źródłem jego wielkiego pragnienia, jedną z największych sił w jego życiu. Jest ona zarazem szansą jak i niebezpieczeństwem. Niebezpieczeństwem, gdy chcąc zasypać tę przepaść swego serca zwraca się ku rzeczom stworzonym, zapominając o Stworzycielu. Szansą, ponieważ nic i nikt poza Bogiem samym nie może jej zapełnić. Jak zobaczymy w życiu Franciszka, Bóg wykorzystywał pragnienia jego serca, podsycał je, a jednocześnie ukierunkowywał ku sobie.

„Hołd prostego człowieka”2 Według św. Bonawentury, pewien prosty człowiek z Asyżu rozkładał płaszcz przed młodym Franciszkiem, prorokując, że będzie on kimś wielkim. Doskonale korespondowało to z uczuciami młodzieńca, który jako `adam za wszelką cenę chciał zostać rycerzem.

Drugim terminem, którym posługuje się Hicks jest zakar, które tłumaczy on jako „falliczny”. Odnosi się on do erotycznej sfery życia mężczyzny. Nie chodzi tu o utożsamienie mężczyzny z samcem, który jest zdeterminowany przez swoją anatomię. 2 Wszystkie ilustracje są freskami Giotta di Bondone i pochodzą z Bazyliki Św. Franciszka w Asyżu. (Dzięki M.D. za pomysł!)

Braciszkowie św. Franciszka

Przeciwnie, chodzi tu o pokazanie, że mężczyzna, jako „nieustający projekt” potrzebuje relacji z drugą osobą, aby się spełnić. Seksualność mężczyzny jest w służbie miłości. Nie zmienia to jednak faktu, iż męska seksualność jest wielką siłą, która może wymknąć się spod kontroli i stać się siłą destrukcyjną dla niego i dla jego otoczenia. Niewiele możemy powiedzieć o sferze damskomęskiej życia Franciszka przed nawróceniem (które, przypomnijmy, miało miejsce gdy miał on około 24 lat!). Jego hagiografowie są pod tym względem lakoniczni. Z jednej strony wiemy, że zadawał się ze zdeprawowaną młodzieżą miasta, z drugiej św. Bonawentura zapewnia, że „nie szedł za pożądliwością ciała” (1B 1). Nie wiemy jednak czy miał jakąś narzeczoną, czy był zakochany. Ze zdawkowych informacji dostarczanych przez hagiografów możemy odtworzyć obraz Franciszka jako młodziana lubiącego dobrą zabawę. Wiemy, że był rozrzutny, że odznaczał się ekstrawagancją w ubiorze, że uchodził za „króla młodzieży”. W tym wszystkim dostrzegamy pragnienie właściwe tej sferze bycia mężczyzną: pragnienie przypodobania się, zdobycia uznania, także wśród płci przeciwnej. Wiąże się to silnie z jego pragnieniem stania się rycerzem. Franciszek wpisywał się swoim zachowaniem w etos romantycznego rycerza, niczym Lancelot czy Tristan, których znał z dzieł prowansalskich trubadurów. To pragnienie serca Franciszka stało się jednym ze środków, które wykorzystał Bóg aby pociągnąć go ku sobie. W trakcie nawracania się, gdy Franciszek pod wpływem doświadczeń modlitewnych wydawał się bardziej rozmarzony niż zwykle, jego przyjaciele zaczęli dociekać czy jest zakochany. Franciszek odpowiedział: „poślubię oblubienicę szlachetniejszą i piękniejszą od wszystkich, jakie kiedykolwiek widzieliście, która wyglądem góruje nad innymi, a mądrością wszystkie przewyższa” (1 Cel 7). Tomasz z Celano, który zapisał te słowa, uznał, że Franciszek miał na myśli zakon, który stał się jego oblubienicą. Trudno powiedzieć, czy młody Franciszek miał już wtedy tak precyzyjne roze-

5


znanie. Jego odpowiedź wskazuje jednak jasno, iż rozpoznał on, że jego pragnienia jako zakar mogą się zrealizować także poza kontekstem damskomęskim. Franciszek bowiem zakochał się w samej miłości, i to Miłości Wcielonej.

6 „Alegoria ubóstwa” Młody Franciszek jako zakar marzył o pięknej oblubienicy. Tradycja Franciszkańska, dostrzegając jego wielką miłość do charyzmatu, którym żył, uznała, iż poślubił on uosobioną Panią Ubóstwo.

krwiopijca, bezduszny bankier. Jednak ten aspekt męskości jest pozytywny, o ile zostanie właściwie ukierunkowany: ku pomocy słabszym, obronie wartości, służbie dobru. Dla młodego Franciszka bycie gibbor było głównym środkiem zrealizowania pragnienia jego serca: stania się rycerzem. Młody Franciszek, wyposażony przez bogatego ojca w rycerski ekwipunek, kilkakrotnie wyruszał na wojnę w poszukiwaniu sławy. Celem jego działań było odznaczyć się w walce i zasłużyć na pasowanie na rycerza. W tym duchu uczestniczył w wojnie z sąsiednim miastem Peruggią, podczas której dostał się do niewoli. Następnie próbował swojego szczęścia w wyprawie na południe Italii, z której jednak zawrócił pod wpływem tajemniczego snu. Bóg wykorzystywał także te pragnienia Franciszka, aby doprowadzić go do siebie. Tomasz z Celano opisuje sen, w którym Franciszek widział cały swój dom wypełniony rycerskim rynsztunkiem. Dla młodzieńca był to znak wróżący sukces militarny, jednak hagiograf interpretował sen jako zapowiedź przyszłych batalii duchowych, które święty toczył. W innym śnie, tym który zawrócił go z drogi na południe, Franciszek usłyszał pytanie: komu lepiej służyć, panu czy słudze? Odpowiedział: „panu”, uświadamiając sobie, że lepiej zrobi stając się rycerzem Bożym, niż służąc ziemskim senioom (2 Cel 6).

Obok aspektu zakar bardzo ważną rolę w młodych latach Franciszka odgrywał inny element męskości: gibbor. Gibbor znaczy ‘wojownik’ i odnosi się do energii i siły mężczyzny. W Starym Testamencie to wojownicy, jak Samson czy Dawid, byli często wybrańcami Boga. W dzisiejszym świecie promuje się model męskości pozbawiony owej gwałtowności. Mężczyzna ma być grzeczny i przewidywalny. Jednak ten element duszy mężczyzny nie daje się łatwo wyplewić (a jeżeli tak, to z olbrzymimi negatywnymi konsekwencjami). Co więcej, jeżeli nie znajduje właściwych form swojej realizacji, przybiera formy wypaczone: macho, kibol, bandyta, agresywny szef w pracy, komornik

Braciszkowie św. Franciszka

„Sen o zbrojach w pałacu” Pałac pełen zbroi był dla Franciszka – gibbora – spełnieniem jego marzeń o rycerskiej sławie. Sny pozwoliły mu zrozumieć, iż służąc Bogu może oczekiwać jeszcze więcej niż służąc jakiemukolwiek panu na ziemi.

Jak mówi przysłowie, każdy, kto mieczem wojuje od miecza też ginie. Bycie wojownikiem wiąże się z odnoszeniem ran. Zraniony mężczyzna to enosh. Enosh w hebrajskim oznacza „ten, który jest słaby, kruchy”. Każdy mężczyzna doświadcza tej kruchości na pewnym etapie swojego życia. Zostaje zraniony fizycznie jako wojownik, gibbor, ale także emocjonalnie, jako zakar. Zrozumienie tego aspektu jest kluczowe dla rozwoju duchowości mężczyzny. Mężczyzna, który nie przeżył należycie swojej rany ryzykuje zatrzymaniem się na jednym z poprzednich etapów, czy to jako nadużywający przemocy bandzior, czy też Don Juan notorycznie łamiący kobiece serca, czy też wieczny chłopiec, który ucieka przed wyzwaniem, jakie stawia mu życie. Zdaniem Martina Pable najczęstszą raną jest „rana ojcowska”. Wynika ona z nieobecności, fizycznej lub emocjonalnej ojca w życiu młodego chłopaka, lub też z obecności niszczącej: poniżającej, tyranizującej. Tato św. Franciszka niewątpliwie kochał swojego syna, jednak bardziej jeszcze kochał swoje marzenie o jego wielkiej karierze. Nie potrafił się pogodzić z wyborem Franciszka, który porzucił marzenia o sławie, a nawet prozaiczną drogę sukcesu kupieckiego. Dramatyczna scena, gdy Franciszek oddaje swemu tacie wszystko, łącznie z ubraniem i zrzeka się swego synostwa uświadamia nam jak głęboko Franciszek został zraniony przez brak akceptacji ze strony swego ojca. Jednak Franciszek odkrywa równocześnie, że może mówić „ojcze” do Boga. Nie jest to jednak łatwe – potrzebując bardziej widzialnego wymiaru ojcostwa Franciszek płaci pewnemu żebrakowi aby ów w imieniu jego ojca mu błogosławił (2 Cel 12). Obok rany ojcowskiej Franciszek doświadcza wielu

Braciszkowie św. Franciszka

innych. Wyprawa wojenna przeciw Peruggi kończy się uwięzieniem i ciężką chorobą. W jej wyniku życie traci dla Franciszka dawny smak: hulanki już nie bawią, towarzystwo nuży, dawne rozrywki tracą urok. Franciszek, choć wciąż pragnie słodyczy, zaczyna doświadczać gorzkości życia.

7 „Wyrzeczenie się dóbr ziemskich” Brak zrozumienia ze strony ziemskiego ojca był jedną z bolesnych ran, jakich doznał Franciszek – enosh. Ta rana pozwoliła mu odkryć miłość niebieskiego Ojca. Na fresku dłoń Boga błogosławi Franciszka w ojcowskim geście.

Ale ta właśnie rana staje się dla Franciszka źródłem życia. Robert Bly, amerykański poeta, nazywa ranę mężczyzny „męskim łonem”, przez które rodzi on siebie i innych. Aby tak się mogło stać, rana musi być zaakceptowana i właściwie przeżyta. Franciszek opisuje swoje doświadczenie przeżycia zranienia w swoim Testamencie: „gdy byłem w grzechach, widok trędowatych wydawał mi się bardzo przykry. I Pan sam wprowadził mnie między nich i okazywałem im miłosierdzie. I kiedy odchodziłem od nich, to, co wydawało mi się gorzkie, zmieniło mi się w słodycz duszy i ciała; i potem nie czekając długo, porzuciłem świat” (T 1-3). Rana Franciszka pozwala mu przewartościować swój świat, przejść


8

od świata rzeczy do świata relacji. Narcystyczne skupienie na sobie, na sławie i dobrej zabawie ustępuje odkryciu drugiego człowieka, zwłaszcza ubogiego, któremu może okazywać miłosierdzie. Równocześnie Franciszek odkrywa głębię miłości Boga – swego Ojca. Prowadzi go ona do postawy uwielbienia, jak mówi o tym dalej w Testamencie: „I Pan dał mi w kościołach taką wiarę, że tak po prostu modliłem się i mówiłem: ‘Wielbimy Cię, Panie Jezu Chryste, tu i we wszystkich kościołach Twoich, które są na całym święcie i błogosławimy Tobie, że przez święty krzyż Twój odkupiłeś świat’” (T 4-5). Wreszcie, Franciszek odkrywa, że „Pan dał mu braci” (T 14) i objawił jak ma żyć według Ewangelii, w pokorze i ubóstwie. Rana Franciszka staje się dla „Zatwierdzenie Reguły” niego miejscem spotkania Boga Franciszek jako `ish odkrywa, że Pan dał mu braci. Dzięki nim i człowieka. Paradoksalnie, stastaje się w pełni dojrzałym człowiekiem, świadomym swej misji je się także spełnieniem jego wobec nich i Kościoła. życiowych aspiracji. Franciszek nie przypadkiem nazywa swą wspólnotę fra- mi żyjących”(2Reg 6,4-5). Doświadczenie rany protres minores. Jest to jego świadoma rezygnacja wadzi do zintegrowania we Franciszku wszystkich z aspiracji bycia jednym z wielkich, maiores. sprzecznych pragnień i dążeń pod wspólnym miaFranciszek przyjmuje swoją małość, ale nie tylko nownikiem nadprzyrodzonej miłości Boga. Mężczyzna zintegrowany to według Hicksa `ish. w sensie społecznym, lecz także znacznie głębszym: akceptuje swój status stworzenia, które jest kruche Tłumaczy on ten hebrajski wyraz jako „władca”, i wątłe. Przestaje rywalizować z Bogiem, a staje się choć być może istotę tego pojęcia lepiej ujmuje słoJego sługą. Jednocześnie, nie porzuca swoich pier- wo „ojciec”. `Ish to mężczyzna, który potrafił skupić wotnych marzeń o wielkości, nie przestaje być ani wszystkie swoje siły, wynikające z różnych aspekzakar ani gibbor. Jednak swoją wielkość widzi od- tów jego osobowości, wokół pnia wartości nadprzytąd w Bogu, jak zauważa w swej Regule: „Na tym rodzonych. Taki mężczyzna nie szuka już za wszelką polega dostojeństwo najwyższego ubóstwa, które cenę zasypania owej przepaści w jego sercu, lecz was, moi najmilsi bracia, ustanowiło dziedzicami godzi się na to, iż pozostanie ona otwartą jamą i królami królestwa niebieskiego, uczyniło ubogimi (pierwszą raną), którą może zakopać tylko sam Bóg. w rzeczy doczesne, a wzbogaciło w cnoty. Niech Nie biega w kółko, lecz powoli idzie w konkretnym ono będzie cząstką waszą, która prowadzi do zie- kierunku. Nie szuka zysku za wszelką cenę, lecz ceni

Braciszkowie św. Franciszka

równowagę. Nie wolno jednak mylić tej postawy ze starokawalerstwem. `Ish nie jest skupiony na sobie. Wraz z integracją wewnętrzną odkrywa on misję, do której jest powołany: żonę, dziecko, rodzinę, powołanie zakonne, pracę zawodową, poprzez którą służy bliźnim, służbę społeczną. Franciszek stał się `ish wraz z przyjściem do niego pierwszych współbraci. Pan dał mu ich, aby się o nich troszczył. Franciszek stał się dzięki nim ojcem, a w pewnym sensie także matką. Gdy zalecał aby każdy brat „szczerze jeden drugiemu przedstawiał swoje potrzeby, bo jeśli matka żywi i miłuje swego syna cielesnego, to o ileż bardziej każdy powinien żywić i miłować swego brata duchowego” (2Reg 6,8), mówił to z własnego doświadczenie opieki nad braćmi. Wpisuje się to w kreślony przez Pable obraz `ish, który, między innymi, odkrywa kobiecą stronę męskości, czyli swoistą delikatność i opiekuńczość, jaką wyciska na nim doświadczenie rany. Ponadto, Franciszek odkrywa misję. Nie jest nią już ani zostać rycerzem (co ma wymiar egoistyczno-narcystyczny), ani odbudowywanie kościółków, jak w czasie nawrócenia (terapeutyczne), ale dawanie innym „wonnych słów mojego Pana” (2LW 2). Franciszek widzi swoje życie jako misję mówienia ludziom o miłości Boga. Zaczyna od zbójców (1 Cel 16), a następnie poprzez trędowatych, mieszczan, papieża i kardynałów dociera z Ewangelią aż do Muzułmanów w Egipcie, w tym do samego sułtana. Gdy nie może już wędrować słowami listów stara się zachęcać wszystkich do wiary (zob. 2LW 3). Posługa pisania naprowadza nas na ostatni etap w życiu Franciszka i każdego mężczyzny. Zaken, to znaczy siwowłosy, mędrzec. Dosłownie oznacza ‘brodę’, ale przecież nie broda czyni filozofem. Chodzi tu o doświadczenie płynące z wiekiem, o mądrość życiową, o umiejętność naprawiania swoich relacji, o zdolność przebaczania sobie i innym, a także pomagania innym w rozwoju, zwłaszcza duchowym. W życiu Franciszka bycie ‘mędrcem’ przejawiało się w jego działalności

Braciszkowie św. Franciszka

prawodawczej i pisarskiej. Nie był on wybitnym teologiem, jednym z doktorów Kościoła, niemniej pozostawione przez niego pisma tchną bardzo głęboką duchowością. Na pierwszy plan wybija się z całą pewnością Reguła, która na wieki stała się fundamentem życia duchowego dla tysięcy ludzi. Podobnie inne pisma, często kierowane do konkretnych grup osób – sióstr klarysek, duchownych, czy władców – stawały się źródłem głębokich inspiracji dla odbiorców czyniąc z Franciszka prawdziwego mistrza duchowego. Pismem, które chyba najgłębiej odkrywa mądrość Franciszka jest tak zwana „Pieśń Słoneczna”. Franciszek wychwala w niej słońce, piękne i promieniejące, księżyc, jasny i cenny, czystą wodę i radosny ogień. Kim był człowiek piszący te zachwycające wersy? Chyba każdy wyobraża go sobie jako radosnego młodzieńca, doświadczającego piękna przyrody, cieszącego nim oczy i wielbiącego Boga. Tymczasem Franciszek pisząc te słowa był ciężko chorym ślepcem, który doświadczał nieustannych udręk psychicznych ze strony swoich braci. W ostatnich latach życia Franciszek spotykał się z olbrzymią krytyką ze strony wielu braci, którzy uważali go za niezdolnego do kierowania Zakonem. Dość powiedzieć, że nie chcąc przyjąć jego wskazań „zgubili” jedną z reguł, które napisał. Do tego dochodziło cierpienie fizyczne: ślepota, rany na stopach i dłoniach – owoc stygmatyzacji na górze Alwerni – oraz trudności ze spożywaniem posiłków. Geniusz jego mądrości polegał na tym, iż potrafił radować się pomimo tych przeciwności. Jego radość, nie mająca po ludzku żadnych podstaw, miała charakter nadprzyrodzony. Franciszek jako zaken odkrył w pełni mądrość krzyża, która, zdaniem św. Pawła, jest jedyną mądrością godną chrześcijanina (1 Kor 1,17-25). Doskonale obrazuje to stygmatyzacja Franciszka. Na trzy lata przed śmiercią, podczas modlitwy, Serafin odciska na jego ciele rany Chrystusa. Odtąd Franciszek jest alter Christus, drugim Chrystusem.

9


10 12

Warto odnotować tutaj, że przedstawione powyżej etapy nie wykluczają się wzajemnie. Mogą na siebie nachodzić, przeplatać się i powtarzać. Nie układają się w sposób linearny, tak, że raz pokonawszy któryś z nich więcej do niego nie wracamy. Przeciwnie, nigdy nie przestajemy być ani `adam, ani zakar, gibbor czy enosh. Niestety możemy też nigdy nie zostać `ish i zaken. Franciszek nawet w późnych etapach swojego życia musiał zmagać się z ciemna stroną swojego zakar. Ciskał „Stygmatyzacja Św. Franciszka” się wtedy na róże roZjednoczenie z Ukrzyżowanym i umiejętność przeżywania radości w cierpiesnące przy Porcjunniu były najwyższymi oznakami mądrości Franciszka jako zaken. kuli, które, jak głosi legenda, zrzuciły wtedy swe kolce, aby nie ranić I tu dochodzimy do sedna sprawy. Prawdziwa duchowość mężczyzny zawsze jest naśladowa- ciała świętego. Dynamikę drogi mężczyzny najleniem tego, który jest pierworodnym między wie- piej oddaje spirala. Poszczególne etapy powtarzają lu braćmi – Jezusa Chrystusa. Przykład Franciszka się w różnej kolejności i intensywności, jednak za przemawia dlatego, że tak wiernie w swoim życiu każdym razem na innym poziomie. Często z perodzwierciedlił osobę naszego Pana i Zbawiciela. Je- spektywy człowieka wydaje się to być chodzeniem zus, chociaż był Bogiem to stał się dla nas ograni- w kółko: problemy raz rozwiązane znów się powtaczonym `adam. On był doskonałym zakar, który do rzają i wydaje się to prowadzić do nikąd. Dlatego końca umiłował, i najpotężniejszym gibbor, który potrzeba też perspektywy Boga, który patrząc pokonał grzech, szatana i śmierć. On jest enosh, z „z boku” jest w stanie dostrzec nie tylko ruch koliw którego ranach jest nasze zdrowie. Wywyższony sty, ale też i progres na spirali naszego życia. W jaki sposób przykład Franciszka może być przez Ojca jako zmartwychwstały Pan stał się `ish. A kiedy przyjdzie by sądzić objawi się jako zaken, pożyteczny dla nas? Po pierwsze pomaga nam zobaczyć, w którym miejscu jesteśmy. Czy jako początek i koniec, ostateczna mądrość. Tak w zarysie przedstawia się „podróż mężczy- mężczyzna jesteś nade wszystko energetycznym zny”, w którą wprowadza nas przykład Franciszka. gibbor, który ciągle o coś walczy? Czy może jesteś

Braciszkowie św. Franciszka

które zyskasz w ten sposób będzie większe niż sobie wyobrażasz. Najbardziej istotną nauką płynącą od Franciszka jest jak przejść od krążenia wokół własnych pragnień i skupienia na sobie do wypełniania woli Bożej. Dokonuje się to przez wejście w ranę. Enosh jest kluczowym etapem życia Franciszka i każdego człowieka. Św. Marcin, kiedy szatan ukazał mu się pod postacią Jezusa, zdemaskował ojca kłamstwa dostrzegając, iż na dłoniach i stopach nie miał ran. Szatan nie potrafi zaakceptować rany, bowiem rana udowadnia, że nie jest Bogiem, lecz tylko stworzeniem. Tymczasem Jezus Zmartwychwstały z dumą pokazuje apostołowi Tomaszowi swe blizny, bowiem one są insygniami jego triumfu. Św. Franciszek pokazuje nam, że odkrycie szczęścia w życiu zawsze wiąże się z wejściem w swoje rany, bo tylko w nich możemy odkryć Boga. Właściwe przeżycie zranienia pokazuje, że duchowość mężczyzny, jak każda chrześcijańska duchowość, ma kształt krzyża. Tym samym, by stać się prawdziwym mężczyzną potrzeba nawrócenia. Nawrócenia, to jest zawrócenia ze swej egoistycznej drogi po to, aby naśladować Jezusa, który „cierpiał za was i wzór wam zostawił, abyście szli za Nim Jego śladami” (1P 2,21). Bowiem tylko naśladując prawdziwego Mężczyznę sam możesz nauczyć się męskości. „Modlitwa przed krucyfiksem”

bardziej zakar, który szuka swej drugiej połówki? A może leżysz bezsilny, poraniony przez życie, jako enosh? Dopóki nie wiesz gdzie jesteś, na pewno nie będziesz wiedział dokąd iść. Ponadto, przykład Franciszka pokazuje nam, że każde pragnienie, które masz w sercu jest dobre, o ile pozwolisz Bogu je oczyszczać. Czy pragniesz sławy, czy pieniędzy, czy wielkiej miłości, czy chcesz być politykiem, czy naukowcem, czy sportowcem – każde to pragnienie może stać się trampoliną do świętości, o ile pozwolisz Bogu pokierować tymi pragnieniami i zrealizować je w twoim życiu, tak, jak on tego chce. Prawie na pewno sposób wypełnienia ich przez Pana zaskoczy cię – młody Franciszek planował poślubić księżniczkę, a nie ubóstwo! – ale szczęście

Przykład Franciszka pokazuje, że bycie mężczyzną zawsze ma wymiar krzyża. Nie przypadkiem nawrócenie świętego dokonuje podczas modlitwy przed krzyżem w San Damiano.

Braciszkowie św. Franciszka

Br. Tomasz Mantyk

11


Kapucyni w Mogilnie

12

czyli o tym, jak benedyktyni po raz drugi oddali swój kościół franciszkanom…

B

ył taki moment w życiu św. Franciszka u początków jego życia zakonnego, że nie miał miejsca, gdzie mógłby ze swoimi braćmi modlić się. Był tylko jeden zrujnowany mały kościółek pod Asyżem - Porcjunkula - część dóbr Ojców Benedyktynów z Monte Subiaco. To do nich udał się św. Franciszek z prośbą, aby mu ten kościółek dali w opiekę. Kościółek ten z braćmi odnowił, upiększył i przy nim bracia zbudowali szałasy i taki był pierwszy klasztor franciszkański Matki Bożej Anielskiej - Matki Zakonu. Swym braciom dał Franciszek takie polecenie: „Jeśli kiedyś benedyktyni o coś franciszkanów poproszą, ich prośba nie może być załatwiona odmownie, albowiem oni nam dali Matkę Bożą Anielską”. Do dzisiaj franciszkanie od

Matki Bożej Anielskiej przestrzegają tego pilnie i co roku koszem ryb z pobliskiej rzeki spłacają benedyktynom w Subiaco, odwiecznym zwyczajem, jako dzierżawę. Wieki później, w Mogilnie, pewien proboszcz objął parafię i pobenedyktyński, nieco zrujnowany klasztor. Na tym co zastał, postanowił zbudować dom. Z jednej strony remontował, z drugiej budował atmosferę – ducha domu. I ten duch był benedyktyński, bo stare mury przechowywały tradycje, o których nie dało się zapomnieć. Stworzył Klasztor (tak nazywamy parafię) – miejsce modlitwy i pracy, schronienie dla każdego przybywającego gościa i dom dla parafian. W takiej atmosferze zawiązywały się wspólnoty,

Braciszkowie św. Franciszka

gromadzili się ludzie „zarażani” miłością do tego miejsca. A miejsce jest niecodzienne, bo złożone z parafii, w której rozwija się życie duszpasterskie i Europejskiego Centrum Spotkań (ECS) – bazy noclegowej, miejsca rekolekcji i wydarzeń kulturalnych. Mijały lata, pięć, dziesięć… Aż pewnego zimowego dnia nadeszła informacja: duchową i materialną opiekę nad miejscem przejmuje Zakon Braci Mniejszych Kapucynów. To, co nieznane zawsze budzi lęk, obawy, niepewność, a jeśli przychodzi nagle i bez wyjaśnienia, tym bardziej trudno opanować emocje. Skąd taka decyzja władz kościelnych? Dla ludzi patrzących z zewnątrz sytuacja była dziwna i niezrozumiała, bo przecież wszystko funkcjonowało normalnie. Życie duchowe rozwijało się, wspólnoty zapraszały do udziału w różnego rodzaju inicjatywach, do ECS przyjeżdżali goście, remonty kościoła odbywały się planowo, choć była potrzeba wsparcia finansowego. Ci, którzy byli wewnątrz, bliżej, dostrzegali pewne braki, niedoskonałości, potrzebę zmian i usprawnienia niektórych działań. Nikt jednak nie spodziewał się rozwiązania, które zaproponowano dla tego miejsca. Początkowo przyjście kapucynów wywoływało wiele emocji. Pojawił się bunt, lęk, poczucie skrzywdzenia, bo przecież parafia, to nie tylko budynki, to wspólnota ludzi, którzy nie mieli okazji by zareagować, wyrazić swoją opinię, próbować zaradzić problemom. Gdy emocje nieco opadły, a do głosu doszedł rozsądek, zaczęto pytać co dalej. Jak będzie wyglądało duszpasterstwo? Co się stanie ze wspólnotami? Co dalej z różnymi inicjatywami i dziełami podejmowanymi wcześniej? Co z biblioteką, pismem „Benedictum”, grupą pielgrzymkową…? Jak będzie wyglądała nasza współpraca z diecezją? Czy klasztor pozostanie otwartym domem? I zwykłe ludzkie obawy: jak to będzie, gdy za ołtarzem, na katechezie, czy podczas spotkania wspólnoty pojawią się zupełnie obcy bracia, których duchowość nie jest nam znana? Jak to będzie bez naszych księży? Jak zwracać się do braci? Czy oni wszyscy maja długie brody i chodzą boso? Po pierw-

Braciszkowie św. Franciszka

szym szoku przyszedł czas na zorganizowanie się i przygotowanie do spotkania z nową rzeczywistością. Trzeba było pewne sprawy pozamykać, dopracować, uporządkować, tak by można było je przekazać. I stało się! Pierwszego stycznia spotkaliśmy się po raz pierwszy. Na początku było dziwnie, obco, z dystansem. Okazało się jednak, że nie tylko my – parafianie jesteśmy nieco zagubieni. Przecież bracia kapucyni nie bez obaw weszli w nową dla siebie rzeczywistość. Bardzo szybko lody zostały przełamane, a ogromna otwartość obydwu stron sprawiła, że dzisiaj z lekkim uśmiechem patrzymy na wątpliwości sprzed trzech miesięcy. Bracia nie wywrócili naszego życia do góry nogami, nie zburzyli naszego świata. Przeciwnie! Poukładali pewne sprawy, zamknęli te, które tego wymagały, otworzyli nowe perspektywy i choć to dopiero początek, wszyscy patrzymy z nadzieją w przyszłość. Inne nie znaczy gorsze, inne nie znaczy lepsze… Tak sobie wyobrażam, że siedzą sobie w niebie św. Benedykt ze św. Franciszkiem i śmieją się z tych naszych ziemskich zmagań, bo przecież nie ważne jak – po benedyktyńsku, czy po franciszkańsku, ważne, byśmy prowadzeni drogą Chrystusa doszli przed tron Boga Ojca. Może za dziesięć, dwadzieścia lat już niewielu będzie pamiętało jak to było, przed przyjściem kapucynów do Mogilna. Jedno jest pewne – stare mury zawsze będą opowiadały historię benedyktynów, nie dając zapomnieć o przeszłości. A teraźniejszość i przyszłość? Zbudują ją Bracia Mniejsi Kapucyni pielęgnując swój charyzmat zakonny. I dziś już pewnie nie będą dawać co roku kosza ryb… Będą dawać zawsze, codziennie siebie, swój czas, modlitwę, opiekę duszpasterską i duchowość. A my z otwartymi sercami damy poprowadzić się drogą do zbawienia.

Karolina Pajzderska

13


14

A teraz brat Szymon: Tak jak napisała powyżej Karolina – od 1 stycznia objęliśmy nową placówkę w Mogilnie. Zaprosił nas tutaj Prymas Polski, abp Józef Kowalczyk. Od pewnego czasu Mogilno wywoływało wiele emocji wśród braci – rozpoczęcie obecności w nowym miejscu nie zdarza się przecież często… Samo miejsce i jego kontekst są niezwykłe. Stare benedyktyńskie opactwo istnieje tu właściwie od początku Polski i zapisało swoją kartę w historii ewangelizacji Mazowsza i Kujaw. Jego początki sięgają pierwszej połowy XI wieku, kiedy to Kazimierz Odnowiciel ufundował mogileńskie opactwo, mieszczące się na niewielkim półwyspie, który otacza Jezioro Mogileńskie. O setkach lat historii tego świętego miejsca świadczą unikatowe zabytki: romańskie prezbiterium i filary kościoła, gotyckie sklepienia, wyjątkowe w skali regionu, freski pamiętające czasy św. Franciszka, a przede wszystkim krypty. W nienaruszonym stanie trwają u fundamentów mogileńskiego opactwa od 1000 lat! Nasze przyjście do Mogilna ciekawie interpretuje się w świetle różnych znaków czasu. Karolina wspomniała o historii związanej z Porcjunkulą. Takich znaków jest więcej. Pierwszym, bardzo wymownym, była wizyta proboszcza sąsiedniej parafii, który powiedział nam, że jakiś czas temu otrzymał od Prymasa Józefa Glempa relikwie bł. Honorata Koźmińskiego!

A więc ojciec Honorat wyprzedził swoich braci! Ale nie tylko on. Bardzo obecny wśród społeczności miasta jest również św. ojciec Pio. Szczególnie w czasie kolędy przekonaliśmy się o wielkim kulcie jakim się cieszy w naszym nowym miejscu. Obecność świętych braci jest dla nas bardzo pokrzepiająca. Ciekawa jest hipoteza historyków, że to właśnie u benedyktynów w Mogilnie przez pewien czas przechowywano ciało św. Wojciecha, który jest patronem naszej kapucyńskiej Prowincji, jednak trudno dziś o potwierdzenie domysłów badaczy. Tak jak w najnowszej historii Kościoła, tak i w Mogilnie, Benedykt wprowadza Franciszka: starożytne mury, które 800 lat tętniły życiem w duchu św. Benedykta, teraz stają się domem synów św. Franciszka. Kiedy staniemy przed wejściem do klasztoru, rzuci nam się w oczy herb benedyktynów: pień ściętego drzewa, z którego wypuszczają się nowe gałązki. Herb podpisany jest: succisa virescit, co oznacza: „ścięte, zazieleni się”. Myślę, że można nazwać to pewnym proroctwem. Ścięte przez kasaty i zaborców życie zakonne, na nowo zaczyna kiełkować w tym klasztorze. Nie jest to już „zespół poklasztorny” ale prawdziwy klasztor z braćni - zakonnikami, który powoli zaczyna żyć rytmem autentycznego zakonnego życia. To, co nas bardzo cieszy, to niesamowita życzliwość mieszkańców Mogilna. Otworzyli oni dla nas swoje serca, mimo wielu obaw, które towarzyszyły naszemu przyjściu. Przekonujemy się o ogromnej życzliwości mogilnian cały czas. Cieszymy się z nowego miejsca naszej obecności i polecamy się modlitwie świętych patronów tego miejsca Benedykta i Franciszka, ale też każdego z Czytelników. Pax et bonum! br. Szymon Janowski

Braciszkowie św. Franciszka

„Troskliwy Obrońco Chrystusa – módl się za nami”

J

ak co roku, środą popielcową rozpoczęliśmy czas wielkiego postu. W tym czasie pokuty i umartwienia Kościół wpatruje się również w życie świętych ludzi. W liturgii Kościoła, 19 marca przeżywamy Uroczystość Świętego Józefa – Oblubieńca Najświętszej Maryi Panny. I niby wszyscy go znają, coś o nim wiedzą, ale warto sobie zadać pytanie: kim był Józef? Kim jest ten, którego imię wymieniane jest w każdej Eucharystii? Jego imię z języka hebrajskiego to Joseph, skrót od: Joseph-el. Oznacza „niech przymnoży (Bóg)”. Ewangelie dostarczają nam bardzo mało informacji dotyczących św. Józefa. Podobnie jak Maryja, wspominany jest tylko ze względu na Jezusa. Z nielicznych przekazów ewangelistów wyłania się postać człowieka - męża wielkiej uczciwości. Z zawodu był cieślą (por. Mt 13,55), człowiekiem pracowitym, sumiennym i liczącym się z ludzkim słowem. Pochodził z rodu Dawida i jako

Braciszkowie św. Franciszka

potomek tegoż rodu dziedziczył obietnice mesjańskie przekazane Izraelowi (por. 1Krn 17,11-14 lub 2 Sm 7,12-16). Jego uczciwość, wielkość i odpowiedzialność za powierzone „zadanie”, zaznaczyła się w kilku okolicznościach. Najpierw widzimy go w sytuacji, gdy Maryja odpowiedziała „Fiat, niech mi się stanie wedle słowa Twego” i „poczęła za sprawą Ducha Świętego”. Maryja była wówczas już zaręczona z Józefem, kontakt małżeński już zawarto, choć oboje jeszcze ze sobą nie zamieszkali. Wedle przepisów Prawa będąc w takiej sytuacji nie mogli ze sobą współżyć jako mąż i żona, choć Maryja uchodziła już za prawowitą małżonkę Józefa. Przesławny potomek Dawida – takim tytułem czcimy Józefa w litanii - dostrzega, że ta, która poślubił i ukochał, jest brzemienną. W takiej sytuacji Prawo nakazywało wręczyć list rozwodowy i rozstać się z nią na zawsze. Mężczyzna był wówczas wolny, a kobieta okryta hańbą i niesławą nie mogła liczyć na ponowne zamążpójście. Jako człowiek sprawiedliwy i uczciwy Józef postanowił po prostu Maryję opuścić. Jego sprawiedliwość nie kieruje się skrupulanctwem w przestrzeganiu prawa, lecz miłością i dobrem wobec drugiego człowieka. To sprawiedliwość, którą w stopniu najwyższym objawi Chrystus swoim własnym życiem. Otrzymawszy Boże wyjaśnienie całej sytuacji we śnie, nie obawia się zatrzymać przy sobie Maryi i stać się jej troskliwym opiekunem. Uczynił wszystko tak, jak mu polecił Anioł: zwiał do siebie Maryję, lecz nie zbliżał się do niej, aż porodziła Syna; oraz narodzone dziecko nazwał imieniem Jezus. Świadom tego, iż uczestniczy w realizacji Tajemnicy Zbawienia okazał się człowiekiem posłusznym woli Bożej. Nie szukał swojej woli, spełnienia swoich pragnień i ambicji, lecz zaufał Bogu, który jest wierny. Równie wielką postawą zaufania i posłuszeństwa odznaczył się w chwili ucieczki do Egiptu. Wo-

15


16

bec niebezpieczeństwa, okazuje się człowiekiem w pełni zasługującym na miano Opiekuna, Obrońcy Najświętszej Maryi Panny oraz Głowy Najświętszej Rodziny. To tu, w tych sytuacjach widzimy Józefa jako człowieka troszczącego się o dobro życia, które zostało powierzone jego opiece. Widzimy go jako człowieka nieustannie posłusznego woli Bożej, człowieka potrafiącego zrezygnować z własnej dumy i ambicji na rzecz posłuszeństwa Bogu. Wobec rodzących się pytań, wątpliwości i rozterek dotyczących drogi w którą ma wyruszyć z Maryją i Jezusem, szuka odpowiedzi w Bogu. Objawiona wola Boża wyznaczyła Józefowi konkretne miejsce: męża i prawnego opiekuna Jezusa u boku Maryi. Zadanie to przyjmuje i w pełni realizuje. Kult św. Józefa rozwija się powoli. Pierwsze świadectwa jego czci ukazującej jego cnoty pochodzą od św. Augustyna. Domniemany grób Opiekuna Świętej Rodziny zlokalizowano w dolinie Jozafata. Zaczęto go czcić dopiero od VII wieku. W wieku IX i X Grecy czcili Józefa w ostatnią niedzielę Adwentu. Kościół Koptyjki od VII wieku obchodził pamiątkę śmierci św. Józefa. Przypadała ona na 20 lipca. Dzięki rozwojowi kultu Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny, zaczął się również intensywnie rozwijać kult jej Oblubieńca. Działo się to za przyczyną benedyktyńskiego opactwa w Rheinau, oraz pracy duszpasterskiej franciszkanów. Od wieku XIV istnieje już święto św. Józefa obchodzone 19 marca. W 1621 roku papież Grzegorz XV podniósł jego rangę do święta obowiązującego w całym Kościele. Papież Benedykt XV w 1920 roku nakazał również poświecić w sposób szczególny opiece świętego Józefa każda środę

oraz miesiąc marzec. Święty Józef czczony jest jako opiekun rodzin i małżonków, jest patron robotników, nauczycieli, misjonarzy, wygnańców i deportowanych. Jako patrona obrały go również liczne kraje: Meksyk – od 1555roku, Kanada – od 1624 roku, Peru – od 1655 roku, Belgia – od 1679 roku. Również liczne polskie miasta mają go za swego obrońcę i orędownika. Wśród nich najbardziej znanym jest oczywiście Kraków, któremu Józef patronuje od roku 1714. W ikonografii św. Józef przedstawiany jest jako brodaty mężczyzna w sile wieku. Od XV wieku jego wizerunki zawierają w sobie długą, luźną szatę zbliżoną do szat apostołów. Zdarzają się również wizerunki przedstawiające go w stroju rzemieślnika - cieśli, niekiedy mającym w ręku atrybuty ciesielskie: piłę, dłuto lub topór. Spotyka się również wizerunki, na których św. Józef trzyma kij pasterski, lub prostą (albo zagiętą) laskę. Jednak najczęstszym atrybutem św. Józefa jest lilia. W Piśmie Świętym lilia to symbol wybrania, piękna czystej miłości, symbol dziewictwa i niewinności. Działalność św. Franciszka Salezego oraz św. Teresy Wielkiej sprawiły, że zaczęto przedstawiać go również z Dzieciątkiem Jezus na rękach. Jakim jest więc Oblubieniec Bogarodzicy i czego nas dziś uczy? Józef znika ze sceny, gdy Ewangelie rozpoczynają opisywać dorosłe życie Jezusa. Znika nie wypowiadając żadnego słowa, jednak swoimi czynami mówi bardzo wiele. I jest dziś wzorem słuchania, wzorem mężczyzny i głowy rodziny. Uczy nas, ludzi XXI wieku słuchania Boga, wiary wbrew nadziei, wytrwałości w spełnianiu swojej misji i zadaniu, które Bóg powierza człowiekowi. Zwieńczeniem tej krótkiej refleksji o Przeczystym Stróżu Dziewicy, niech będzie modlitwa św. Bernardyna ze Sieny: „Pomnij przeto na nas, święty Józefie, i twymi modłami wstawaj się u Tego, który uchodził za Twojego Syna. Spraw także, aby łaskawa dla nas była twoja Oblubienica, Najświętsza Dziewica Maryja, Matka tego, który z Ojcem i Duchem Świętym żyje i króluje przez wszystkie wieki wieków. Amen”. Br. Grzegorz Brzeziński

Braciszkowie św. Franciszka

św. Józef w Łomży

C

odziennie w klasztorze OO. Kapucynów w Łomży odmawia się litanie do św. Józefa, tradycja to już dawna, sięgająca czasów końca II wojny światowej. Najstarsi mieszkańcy klasztoru wspominają bowiem rok 1944 kiedy jako małe dzieci przeżywali trwogę zniszczenia miasta przez okupujących Polskę Niemców. Jesienią tegoż roku rozpoczęto przygotowania do walki z Sowietami, którzy nacierali ze wschodu. W pierwszej kolejności wysadzano budynki sakralne, szpitale, szkoły... Tak zniszczeniu uległa m.in. kirche (czyli świątynia ewangelicka umiejscowiona blisko naszego klasztoru w dawnym pojezuickim kościele). Podminowana miała być też katedra łomżyńska i tylko interwencji bp. Łukomskiego przed Cudownym Obrazem Matki Bożej Łomżyńskiej zawdzięczała swoją dalszą egzystencje. W piwnicach i zabudowaniach klasztoru OO. Kapucynów skrywało się wiele rodzin, wysiedlonych ze swych domostw w trakcie organizowania linii obronnej w tej jesiennej fazie 1944 r. O ich zabezpieczenie materialne starali się kapucyni, do dziś wspomina się poświecenie o. Jana Kantego i o. Atanazego Niziołka.

Braciszkowie św. Franciszka

Niestety klasztor położony na skarpie nad rzeką Narwią stał się dogodnym celem i mimo pozostawienia go bez podminowania groziło zbombardowaniem przez jedną z walczących stron. Postanowiono szukać pomocy przez pośrednictwo św. Józefa, zawierzając mu domostwo i znajdujących się w nim zakonników i osoby świeckie. Odprawiano nabożeństwa błagalne i wzywano w Litanii do św. Józefa opieki Oblubieńca Najświętszej Panny Maryi. Ocalenie przyszło bez większych uszczerbków ocalał kościół, klasztor, budynek kolegium i zabudowania gospodarcze. Pamiątka jest jak wspomniałem codzienne modlenie się litanią. A tutejszy zakrystian – br. Antoni przez wiele lat dbał by nie zaniedbano odprawiania w środy wotywnej Mszy św. do tego możnego Patrona. Dziś także w porze południowych modlitw w naszej kaplicy zakonnej (nazywanej chórem) prosiliśmy wspólnie – św. Józefie – módl się za nami.

o. Jan Fibek

17


Reguła braci mniejszych

Rozdział VIII

G

18

dy Pan zlecił mi troskę o braci, nikt mi nie wskazywał, co mam czynić, lecz sam Najwyższy objawił mi, że powinienem żyć według Ewangelii świętej. I ja kazałem to spisać w niewielu prostych słowach, i Ojciec święty potwierdził mi”. Te oto słowa, które zapisał św. Franciszek w swym Testamencie, doskonale ukazują jego zamysł co do Reguły, jaką podyktował dla swych braci. Chcąc nadać temu dokumentowi pieczęć uniwersalności w kontekście Kościoła katolickiego poprosił papieża Honoriusza III o jej zatwierdzenie, co też nastąpiło 29 listopada AD 1223. Propozycja Franciszka zawarta w Regule nie jest czymś rewolucyjnie odmiennym w odniesieniu do propozycji Jezusa w Ewangelii. Wręcz przeciwnie, sprowadza się właściwie do tego, by wiernie żyć Ewangelią naśladując Jezusa ubogiego, pokornego i ukrzyżowanego, który jest „zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla pogan” (1 Kor 1,23). Franciszek ma świadomość, że próba pójścia za Jezusem daleko wykracza poza naturalistyczne odruchy naszej natury, wobec czego wymaga ona głębokiej i ufnej wiary w Jezusa Chrystusa obecnego w Kościele. Natura ludzka, naznaczona skazą grzechu pierworodnego, ma odruchową skłonność do widzenia rzeczy i spraw codzienności tylko w kluczu zaspokajania własnych potrzeb. Franciszek wiedział, że tego typu postawa stoi w jawnej sprzeczności z założeniami największego przykazania Ewangelii, czyli miłości Boga i bliźniego. Pamiętając na słowa samego Jezusa, że „Większe jest szczęście w dawaniu, aniżeli braniu” (J 20,35), chciał, aby jego bracia stali się ewangelicznym znakiem sprzeciwu

wobec postaw skrajnego zamknięcia, które ma na celu jedynie pielęgnowanie własnych potrzeb oraz ich zaspokajanie. Reguła braci mniejszych, każdego kto się z nią zetknie, skłania do postawienia sobie pytań o stopień wierności Ewangelii w jego osobistym życiu. Z pragnienia tej wierności, ukonkretnionej poprzez zachowanie Reguły, w XVI wieku zrodzili się bracia kapucyni. Chcemy teraz podjąć rozważanie kolejnego rozdziału Reguły, już ósmego, który ukazuje dwa dopełniające się w codzienności aspekty życia franciszkańskiego, jakimi są charyzmat wspólnoty braterskiej oraz instytucja Zakonu. Rozdział ósmy Reguły napisany został z troską o możliwie jasne określenie podstawowej struktury oraz funkcjonowania Zakonu Braci Mniejszych. Akcentuje on powszechny wymiar wspólnoty Zakonu oraz jedność wszystkich jej członków. Zwornikiem i unaocznieniem tej jedności jest osoba ministra generalnego Zakonu, jako następcy św. Franciszka, któremu każdy z braci winien jest posłuszeństwo na mocy złożonego ślubu (8,1). Kapituła generalna, której przewodniczy minister generalny i która powinna być celebrowana okresowo, jest kolejnym wyrazem jedności wspólnoty Zakonu na całym świecie. W jej skład wchodzą ministrowie prowincjalni wszystkich prowincji, przez co staje się władzą przedstawicielską całego Zakonu (8,2-3). Podział Zakonu na mniejsze jednostki, jakimi są prowincje, podlegające władzy ministra lub kustosza (8,5), ma służyć lepszemu odniesieniu zasad życia i apostolatu braci do realiów danego miejsca. Kapituła w prowincjach

Braciszkowie św. Franciszka

według Reguły nie jest obowiązkowa, ale jeśli się zbiera, to mają uczestniczyć w niej wszyscy bracia (8,5). Jak z tego widać, w ustanowieniach dotyczących funkcjonowania Zakonu Franciszek chce, aby dominowały więzi o charakterze personalnym, a nie struktury formalno-prawne odniesione do jakiegoś terytorium. Celowość całej struktury Zakonu, skądinąd potrzebnej i przydatnej, zamyka się w posłudze i użyteczności dla dobra braci. Ten aspekt jest dla Franciszka ważny do tego stopnia, iż przewidział on nawet możliwość legalnej depozycji ministra generalnego, czyli usunięcia go z urzędu, w określonych sytuacjach (8,4). Mamy w tym ustanowieniu niebywałą nowość biorąc pod uwagę historyczny kontekst dożywotnich ówcześnie kadencji opatów benedyktyńskich. Kapituły służą nie tylko ustanawianiu wewnętrznego prawa zakonnego, lecz prawdziwie reprezentują wspólnotę. Choć udział w kapitułach generalnych został ograniczony ze względu na ilość braci, to te na poziomie prowincji dalej są spotkaniami, na których każdy może w pełni poczuć się członkiem wielkiej wspólnoty Zakonu. Tam odnajdują radość z bycia powołanymi do tej wspólnoty, tam wspólnie dyskutują problemy wewnętrzne i podejmują decyzje o tym, jak zachować wierność własnemu sposobowi życia w zmieniających się warunkach czasu i miejsca oraz jak podejmować nowe misje ewangelizacyjne. Bardzo piękne, nawet jeśli nieco wyidealizowane, świadectwa na temat znaczenia kapituł znajdujemy we wczesnych źródłach franciszkańskich. Czytając tekst rozdziału ósmego, i także dziesiątego, w zestawieniu z odpowiednimi ustanowieniami Reguły z 1221 roku można mieć wrażenie, że Franciszek w relacji podwładny-przełożony przesuwa jakby akcent na posłuszeństwo instytucjonalne podwładnych wobec przełożonych. Historycznie widzimy tu pewien wpływ jego smutnych doświadczeń z braćmi w latach 1219-20, a także chęć podjęcia niektórych postulatów Kurii rzymskiej. Dotykamy tu kwestii bardzo ważnej dla

Braciszkowie św. Franciszka

codziennego praktykowania ślubu posłuszeństwa, jaką jest właściwe wyważenie proporcji pomiędzy chryzmatem a instytucją. Jeśli Ewangelia ma skutecznie wcielić się w konkretny wymiar życia ludzkiego, jakim jest wspólnota braci, wielorakie sprawy praktyczne muszą być jasno określone. Franciszek ustalał je na zasadzie intuicji wiary. Przy bliższej analizie rozdziałów ósmego i dziesiątego Reguły ukazuje się wyraziście jego harmonijna i kompletna wizja w tej materii. Franciszek wiedział, że kluczowe znaczenie dla charyzmatu ma posłuszeństwo Duchowi Świętemu, którego nie może zastąpić autorytetem władzy, choć jest on też ważny. Z drugiej strony, kierowanie się wyłącznie indywidualnymi i subiektywnymi pomysłami czy intuicjami jednostek lub grup, bez decyzji na mocy autorytetu władzy, mogłoby łatwo doprowadzić wspólnotę do chaosu albo wręcz ruiny. Rozumiał więc, że ruch franciszkański powinien z jednej strony zachować wolność ducha, ale też jednocześnie odnaleźć swoje miejsce w porządku kanonicznym. Chciał, by władza zakonna istniała jedynie w funkcji do dobra wspólnego, którym jest realizacja woli Bożej, ale też ta władza musi posiadać pewne atrybuty skuteczności działania, jeśli ma spełnić swoją posługę. Dyktując Regułę Franciszek starał się więc zachować właściwe proporcje poprzez akcentowanie we wszystkim postawy służby dla dobra braci; postawy, która obowiązuje zarówno przełożonych, jak i podwładnych. Jednocześnie wiedział z własnego doświadczenia, jak trudne jest praktyczne osiągnięcie takiej równowagi. Przyszłość Zakonu pokaże całą tę trudność w codziennym realizowaniu modelu tak widzianej instytucji franciszkańskiej. W tym kontekście nie dziwi, dlaczego Święty nieustannie wypraszał u Boga jedność dla swoich braci i dlaczego była ona jego bolesną troską w ostatnich latach życia (por. Reguła z 1221 r. rozdział 22,43-57). Potrzeba tu głębokiej wiary. Br. Janusz Kaźmierczak

19


Ż

20

ycie ludzkie nacechowane jest spotkaniami. Spotykamy innych, znajdujemy się w konkretnym czasie i miejscu tak samo jak drugi człowiek i … dochodzi do spotkania. Rzeczywistość ta nie jest przypadkowa. Wierzymy, że to co się dzieje w życiu ludzkim jest wpisane w plan boży. Spotkania mogę podzielić na te, które zmieniają moje życie oraz na te, które nawet nie są zarejestrowane, jako istotne. Ważnym spotkaniem jest spotkań bratnia duszę, przyjaciela, współmałżonka. Spotkań jest wiele. Najważniejszym jednak ze spotkań jest spotkanie człowieka z żywym Boga. Odnalezienie Go w swoim życiu. Rodzi się pytanie: Czy to ja spotykam Boga? Czy może to Bóg odnajduje mnie? Odpowiedz na to pytanie daje Pismo Święte, opisując spotkania ze Zmartwychwstałym Jezusem: „Po upływie szabatu, o świcie pierwszego dnia tygodnia przyszła Maria Magdalena i druga Maria obejrzeć grób. A oto powstało wielkie trzęsienie ziemi. Albowiem anioł Pański zstąpił z nieba, podszedł, odsunął kamień i usiadł na nim. Postać jego jaśniała jak błyskawica, a szaty jego były białe jak śnieg. Ze strachu przed nim zadrżeli strażnicy i stali się jakby umarli. Anioł zaś przemówił do niewiast: «Wy się nie bójcie! Gdyż wiem, że szukacie Jezusa Ukrzyżowanego. Nie ma Go tu, bo zmartwychwstał, jak powiedział. Chodźcie, zobaczcie miejsce, gdzie leżał. A idźcie szybko i powiedzcie Jego uczniom: Powstał z martwych i oto udaje się przed wami do Galilei. Tam Go ujrzycie. Oto, co wam powiedziałem». Pośpiesznie więc oddaliły się od grobu, z bojaźnią i wielką radością, i biegły oznajmić to Jego uczniom. A oto Jezus stanął przed nimi i rzekł: «Witajcie!» One podeszły do Niego, objęły Go za nogi i oddały Mu pokłon. A Jezus rzekł do nich: «Nie bójcie się! Idźcie i oznajmijcie moim braciom: niech idą do Galilei, tam Mnie zobaczą.” (Mt 28,1-10) Jakże może być różna reakcja na posłańca bożego – Anioła, który odsuwa kamień. Znak ten nie jest potrzebny Jezusowi do wyjścia z grobu, ale jest potrzebny tym, którzy do grobu przyjdą. Odsunię-

„Wy się nie bójcie!”

Braciszkowie św. Franciszka

Braciszkowie św. Franciszka

ty kamień nie jest dowodem, a jedynie znakiem zmartwychwstania. Dla strażników Anioł jest kimś, kto napawa ich lękiem. Strach ten powoduje, że są jakby umarli. Anioł, który zwiastuje prawdę o tym, że Jezus żyje, powoduje „śmierć strażników”. Pilnowali grobu, bo arcykapłani i faryzeusze przypomnieli sobie słowa Jezusa, że po trzech dniach wstanie z martwych. A tu: klapa! Nie dopilnowali. Boją się konsekwencji u Piłata. W zamian za rozpowszechnianie kłamstwa o wykradzeniu ciała Jezusa przez uczniów, dostają pieniądze i wstawienie się za nimi u namiestnika. Żołnierze się boją, są przerażeni. To jedna z reakcji naprawdę o Zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa. Druga jest zupełnie inna. Anioł wiedząc o „problemie” ludzkiej natury w przyjęciu prawdy o powstaniu z martwych Syna Bożego, przemawia do niewiast, „Wy się nie bójce”. Śmierć Mesjasza, trzęsienie ziemi, pusty grób i anioł z nieba, to trochę dużo jak na jeden dzień. Zjawiska niecodzienne i nie wiadomo, co o tym sadzić. Za chwilę te same słowa powtórzy sam Jezus „Nie bójcie się.” Spotkanie z Aniołem oraz samym Bogiem może napawać lękiem. Przy zwiastowaniu anioł również mówi do Maryi „Nie bój się Maryjo”, i za chwilę uspokaja pasterzy by się nie bali, a wręcz powinni się cieszyć, bo narodził się Zbawiciel Świata. Uczucia oddają to, co jest w sercu człowieka: radość, lęk, strach czy pokój. Kobiety szukają zmarłego i Go nie znajdują. Nie znajdują, bo jest to niemożliwe. Jezus Chrystus ukrzyżowany i pogrzebany, zmartwychwstał jak zapowiedział! Wypełniło się Słowo, które wypowiedział Bóg. Grób jest pusty, można zobaczyć miejsce gdzie leżał. A jednak to prawda. Trzy razy Chrystus zapowiada jak się sprawy mają. Uczniowie nie słuchają a nawet się gorszą. Piotr pozwala sobie na upomnienie swojego Mistrza. Wyznaje wiarę w Syna Bożego, słyszy słowa, że jest SKAŁĄ. Niewiele czasu trzeba, gdy mówi: „Panie, niech Cię Bóg broni! Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie.” (Mt 16,22b) Jezus, stanowczo reaguje: „Zejdź Mi z oczu, szatanie! Jesteś Mi zawadą, bo myślisz nie na sposób Boży, lecz na ludzki.” (Mt 16,23) Bar-

21


22

dzo mocne słowa. Piotrze idź za mną, nie zmieniaj mojej drogi. Nie lepiej zachowali się uczniowie, gdy po raz trzeci słyszą zapowiedź Męki, Śmierci i Zmartwychwstania. Jan i Jakub, z mamusią podchodzą do Jezusa w celu załatwienia dobrych „miejscówek” w Królestwie Bożym. „On ją zapytał: Czego pragniesz? Rzekła Mu: «Powiedz, żeby ci dwaj moi synowie zasiedli w Twoim królestwie jeden po prawej, a drugi po lewej Twej stronie.” (Mt 20,21) Uczniowie nie słuchają, a raczej nie chcą słyszeć trudnej prawdy. Lepiej nie wiedzieć, po co się stresować przedwcześnie. Teraz po trzech dniach okazuje się to prawdą. Jezus udaje się do Galilei. Tam ma się spotkać z uczniami. To jest news i ta informacja ma się szybko rozejść po okolicy. To informacja dotycząca, życia i śmierci. Biegną z bojaźnią i wielką radością by spełnić prośbę anioła. Skrajne uczucia im towarzyszą, strach i radość. Radość, z faktu zmartwychwstania, bojaźń wynika ze spotkania niezwykłego posłańca. Dobre się nie rozpędziły, gdy sam Jezus staje przed nimi i mówi: „Witajcie! One podeszły do Niego, objęły Go za nogi i oddały Mu pokłon. A Jezus rzekł do nich: «Nie bójcie się! Idźcie i oznajmijcie moim braciom: niech idą do Galilei, tam Mnie zobaczą.” (Mt 28,9 -10) Kobiety, które jeszcze przed chwilą biegły podchodzą do Jezusa. Nie są pewne, podchodząc już wiedzą, że to jest Pan i oddają mu pokłon. Słowo wypełniło się od początku aż do końca. Czułe powitanie „Witajcie i oznajmicie moim braciom” Nie tylko uczniowie, ale i bracia. W ewangelii Mateuszowej, Jezus głównie prowadzi swoją działalność w Galilei. Tam ją zaczyna i tam kończy, gdy wstępuje do nieba. Galilea, kraina gdzie judaizm miesza się z pogaństwem. Prowincja i miejsce, które jest według Izraelitów zapomniane przez Boga. A jednak to właśnie tam

można spotkać Jezusa – Syna Bożego. I znów rodzi się pytanie: czy to uczniowie (niewiasty) spotykają Jezusa, czy może to Jezus ich spotyka? Analiza wydarzeń, opisanych w Biblii, pokazuje, że to Jezus jest inicjatorem i to on pierwszy wychodzi na spotkanie. Kobiety, ze swojej strony też musiały zrobić krok, by do spotkania doszło. Uczniowie znają miejsce spotkania i tam oczekuje na nich Jezus. Jak ta prawda ma się do mojego życia? „Oto stoję u drzwi i kołaczę: jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze Mną.” (Ap 3, 20) Bóg zawsze jest inicjatorem spotkania. To On, jako pierwszy wychodzi na spotkanie. Jest bliżej, niż się wydaje. Nawet wtedy, gdy może, myślę Bóg o mnie zapomniał. Jezus jest przy drzwiach mojego serca, na siłę nie wejdzie, cierpliwie z miłością czeka na moje PROSZĘ, WEJDŹ DO MOJEGO ŻYCIA. Do spotkania dojdzie tylko wtedy, gdy ja osobiście doświadczę, że Chrystus rzeczywiście zmartwychwstał. Gdy przekonam się, że Bóg, o którym słyszę od najmłodszych lat, nie jest kimś dalekim i martwym, nie jest Bogiem tradycji, praktyk religijnych, nie jest „bozią” z paciorka. Taki Bóg nie jest. JEST ŻYWY, PRAWDZIWY JEST ŻYJĄCĄ OSOBĄ. Jeśli takiego Boga doświadczę to będę żył pełnią życia. „A jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także wasza wiara. Okazuje się bowiem, żeśmy byli fałszywymi świadkami Boga, skoro umarli nie zmartwychwstają, przeciwko Bogu świadczyliśmy, że z martwych wskrzesił Chrystusa. Skoro umarli nie zmartwychwstają, to i Chrystus nie zmartwychwstał. A jeżeli Chrystus nie zmartwychwstał, daremna jest wasza wiara i aż dotąd pozostajecie w swoich grzechach.” (1Kor 15,14 -17) Pragnę polecić wspaniałą książkę, ze świadectwami, że Jezus żyje i ludzie doświadczają jego działania, także i dzisiaj. Bracie, siostro przeczytaj książkę – JEZUS ŻYJE, EMILIEN TARDIF.

Terminarz 2014 Rekolekcje powołaniowe Wakacje 07-11.07 Rywałd Królewski 14-18.07 Murzasichle 16-20.08 Lublin – Poczekajka

Rekolekcje studenckie w górach 30.04-04.05 Stryszawa 28.08-01.09

Dni skupienia 09-11.05 Gorzów Wlkp 13-15.06 Zakroczym 26-28.09 Lubartów 10-12.10 Warszawa 07-09.11 Serpelice 05-07.12 Łomża

Inne wydarzenia: 28.06-04.07 – Piesza Pielgrzymka Honoracka 22-26.08 – Golgota Młodych

Pielgrzymki na Jasną Górę z grupami „kapucyńskimi” 31.07-12.08 – Gorzowska 01-14.08 – Podlaska 03-14.08 – Lubelska 06-15.08 – Warszawska Więcej informacji na stronie Duszpasterstwa Powołań: www.powolanie-kapucyni.pl

br. Paweł Działa

Braciszkowie św. Franciszka

Braciszkowie św. Franciszka


Kwartalnik dla kandydatów do kapucyńskiej wspólnoty zakonnej i osób zainteresowanych postacią św. Franciszka. Redakcja: br. Piotr Krawczyk, br. Grzegorz Brzeziński; Nakład: 1000 egzemplarzy. Zainteresowanych regularnym otrzymywaniem biuletynu prosimy o przesłanie swojego adresu do redakcji. Koszt prenumeraty to dobrowolna ofiara, którą można wpłacić na konto z dopiskiem „Braciszki”: Bank Polska Kasa Opieki S.A. XI o/Warszawa Konto: 11 1240 1138 1111 0000 0209 3206 Duszpasterstwo Powołań Braci Mniejszych Kapucynów ul. Kapucyńska 4; 00-245 Warszawa; tel. 22 831 31 09; kom.:797 907 131 e-mail: kapucyni.pow@gmail.com; www.powolanie-kapucyni.pl


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.